Wielka, przestronna sala pozbawiona umeblowania — te w miarę konieczności przynoszone jest z magazynów, zależnie od aktualnych potrzeb osób korzystających z pomieszczenia. Podłoga wyłożona jest ciemnymi, drewnianymi panelami, ściany pomalowano na jaśniejszy odcień brązu tworząc kontrast. Na całej długości jednego z dłuższych murów rozpościera się pejzaż stanowiący jedyną ozdobę pokoju, po drugiej stronie okna sięgające od posadzki aż po sufit wychodzą na wewnętrzny dziedziniec siedziby, wpuszczając do środka dużo światła. Do ram przytwierdzono żaluzje, gdyby zaistniała potrzeba zasłonięcia okien. Z sali korzystać mogą nie tylko poszczególne oddziały Tsunami i rekruci, ale też cywilne wsparcie chcące poszerzyć swój zakres umiejętności. Pomieszczenie łatwo jest dostosować pod konkretne zajęcia, a zawsze gdzieś pod ręką kręcą się instruktorzy, których można poprosić o wsparcie.
Był względnie wypoczęty, jak na ostatnio dręczące go przypadłości. Rany zadane przez nue goiły się z pomocą maści od pani doktor, szwy trzymały się, a silne leki przeciwbólowe, pod wpływem których się znajdował, tłumiły wszelkie niedogodności związane z istnieniem uszczerbku. Dzięki lekom nasennym, o które ją poprosił, mógł w końcu zasnąć bez wiercenia się po łóżku przez kilka godzin. Nie niwelowało to innego problemu, mianowicie nieprzyjemnych snów oraz tego, że wczoraj obudził się z koszmaru w jednym z podziemnych, nieużywanych pomieszczeń ze śladami otarć na nadgarstkach, ale przynajmniej umysł miał dość świeży, gotowy do działania i pochłaniania wiedzy. Tej z kolei zamierzał dziś w siebie wcisnąć jak najwięcej.
Przedwczorajszy wieczór oraz większość wczorajszego dnia spędził w głównej mierze na obserwacji oddziału drugiego. Patrzył czy ktoś oprócz ich dowódcy zachowuje się nietypowo, przyglądając się również Makioce. Taktycznie dla utrzymania swojej przykrywki wypytał o to, jakie yokai ostatnio nie potrafiły utrzymać swoich paskudnych tyłków w zamieszkiwanych przez nie jamach, które miejsca najczęściej były atakowane, zagadywał o metody, z których korzystali podczas pacyfikowania agresorów. Ważną informacją było przecież czy zabijano je na miejscu, odsyłano je egzorcyzmami czy tylko neutralizowano bez poważniejszych krzywd. Poza tym niespecjalnie się odzywał, ale to akurat była w jego przypadku norma.
Wiedząc, że z pomocą Sugiyamy mogło być różnie, a nie chcąc odciągać Hatake od jego obowiązków – nie był też pewien czy będzie on chciał powrócić do skrytej wioski i dalej szukać informacji – postawił na ściągnięcie do siedziby rekruta znajdującego się na tym stanowisku najdłużej. Trzeba było sprawdzić jego sprawność, poddać testowi i ocenie. Nawet jeśli nadal nie był gotowy, to zawsze mógł się trochę poszkolić z dowolnego zakresu. To nigdy nie była strata czasu, nikomu też odrobina treningu nigdy nie zaszkodziła. No, chyba, że to trening bojowy i ktoś się kontuzjował, a na to większego wpływu nie miał.
Sala była pusta – przynajmniej jeśli chodziło o zainteresowane nią osoby, bo w środku było trochę chaotycznie porozstawianego sprzętu, na którym odbywały się ostatnie sesje któregoś oddziału. Od wczorajszego wieczora znosił do niej różne książki, zapiski, raporty. Zdążył porobić kilka luźnych notatek, które były miejscami tak chaotyczne, że chyba tylko autor mógł się połapać w tym, o co chodziło. Dziś z samego rana rozsiadł się z tym wszystkim na materacu pod ścianą, blisko wejścia. Oparty plecami o mur zatopił się w lekturze, czekając na zjawienie się Hotaru. Nie podawał mu szczegółów tego nagłego wezwania z dnia na dzień, ale młody też nie pytał, gotów do przybycia od razu, bez wymówek. Nie spodziewał się tak szybkiego odzewu, ani też tego, że zorganizuje się tak szybko, żeby przyjechać do Yakkari. Ale to dobrze, Nakashima cenił ludzi dyspozycyjnych oraz punktualnych.
@Arihyoshi Hotaru
Ubiór
Szła sobie dziedzińcem z kubkiem kawy i termosem z jeszcze większą ilością kawy, który przytrzymywała ramieniem do swojego białego kitla. Miała dostęp do najlepszego napitku w całej siedzibie, ale niemądrym byłoby się nadto tym chwalić. Jej dostawca na dodatek umiał ją genialnie zaparzać — stąd termosik, dzięki któremu mogła raczyć się ciemnym napojem dłużej niż w przypadku jednego kubka. Ranek był całkiem przyjemny, choć wciąż chłodnawy. Przechodząc koło sali treningowej, a dokładniej przed masywnymi, przeszklonymi drzwiami dostrzegła znajomą sylwetkę. Jej ancymon, Dowódca Nakashima zamiast odpoczywać, to siedział w zimnej sali i już nad czymś spiskował. Zapukała w szybę, żeby go ostrzec, a potem po prostu weszła.
— No, no, ładnie to się odpoczywa. Aczkolwiek dobrze, że widzę dowódcę w książkach, a nie przy jakimś treningu siłowym. Wtedy to byśmy się pogniewali. Czeka Pan na kogoś czy sam tak ślęczy nad papierzyskami? Mogę zabrać trochę czasu? Umilić go lub poprzeszkadzać? — Nie czekając na pozwolenie, przysiadła na tym samym materacu co i on. W stosownej odległości i znajdując kawałek wolnej przestrzeni pomiędzy rozrzuconymi świstkami.
— Powiem dowódcy w tajemnicy, że mam ze sobą bardzo dobrą kawę. Jeśli znajdzie się tutaj cokolwiek służącego za kubek, to poczęstuję. — Zaczeła rozglądać się po pomieszczeniu, jednak jej wzrok już w chwilę potem padł na stosy książek leżące obok.
— O, studiuje Pan o nue... Oczywiście nic nikomu nie powiedziałam. Zresztą na ten moment nikt nie pytał. — Ściszyła głos i porozumiewawczo mrugnęła do Nakashimy. Rozejrzała się po książkach i rozłożonych luźno kartkach i zapiskach. Ktoś kto nie wiedział, z czym spotkał się nie tak dawno temu, może miałby problem z rozszyfrowaniem z tego czegokolwiek. Niemniej Tanaka nie dość, że wiedziała, co go zaatakowało, to i z własnej ciekawości zagłębiła się w lekturę dotyczącą tego stworzenia, ponieważ coś jej nie pasowało.
— Brakuje tutaj jeszcze najstarszych danych. Opisów wczesnej historii Japonii Kojiki z 712 roku oraz Encyklopedii Wamyo Ruijusho z 938. Wiem, że to niby stare dzieje, ale ja tam ostatnio zaglądałam. Natomiast widzę książkę o Heike Monogatari, ale to akurat mnie nie dziwi, że biblioteka wojskowa dysponuje opisem krwawej wojny domowej. — Aiko lubiła chłonąć wiedzę. Skoro już zdecydowała się na obcowanie ze światem duchów, to chciała wiedzieć o nim co tylko była w stanie. Nie miała żadnego doświadczenia tych stworzeń w praktyce, ale teorię miała opanowaną co najmniej na czwórkę z plusem.
— Tak w ogóle myślałam, że to dziwne, że dowódca do mnie trafił tak wcześnie po walce z nue. W końcu są to stworzenia nocne, według legend mogące przybierać też postać czarnej chmury, czegoś w rodzaju nocnej mary. Kojarzy pewnie dowódca historię Cesarza Konoe i posyłanych na niego przez stwora koszmarów? — Aiko zdawała sobie sprawę z tego, że część z zapisków to zwykłe bujdy, najzwyczajniejsze kłamstwa pospólstwa, które musiało w jakiś sposób tłumaczyć sobie zawiłości świata. Łatwo było przypisać koszmary czy ciężkie choroby do stwora, którego wystarczyło zabić, niż wyobrazić sobie problemy psychiczne czy miniaturowe zarazki, które w rzeczywistości mogły być za to odpowiedzialne. Niemniej nue w rzeczywistości istniały i wcale nie należały do bajek. Efektem oddziaływania na świat fizyczny był choćby siedzący obok Nakashima, którego ledwie dwa dni temu opatrywała. Więc może warto było odświeżać sobie wszelkie legendy, a potem sprawdzać, co rzeczywiście z nich miało sens?
— W końcu proszę zobaczyć. Nawet zapis „nue” to znaki oznaczające noc i ptaka — Stuknęła palcem w jeden ze świstków, którymi był otoczony mężczyzna. Gdy i on przyłożył rękę do kartki papieru, rękaw koszulki uniósł się nieco ku górze, odsłaniając otarcie. Odstawiła swój kubek na podłogę i chwyciła go za nadgarstek.
— Cóż to? Dwa dni temu tego nie było. — Dobrze wiedziała, z jakimi ranami do niej przyszedł. Poprawiła niewielkie okulary na nosie i zaczęła się bacznie przyglądać nadgarstkowi, nim dowódca mógł jakkolwiek zaoponować. W końcu była jego lekarzem. Może jednym z wielu, ale jednak.
@Nakashima Yosuke
Wśród ksiąg zawierających zapiski o yokai, traktujących o historii wyspy – zarówno tej całkiem zwykłej, jak i zawierającej przeplatające się przez nią mity, leżały też zupełnie inne podręczniki. Zawarta w nich wiedza była rzadko wykorzystywana przez egzorcystów z Tsunami, ale nie mniej fascynująca i użyteczna niż sama biegłość w rozpoznawaniu różnorakich demonów. Inkantacje. Magia, którą przy odpowiednim zawzięciu mógł zawładnąć każdy człowiek. Być może nadszedł czas, żeby się na nią nie zamykać, a spróbować lepiej zrozumieć i opanować.
Uniósł głowę, spoglądając w stronę pukania. Spodziewał się raczej kogoś innego niż pani doktor, ale wcale nie zaskakiwało go, że postanowiła go najść. Miał odpoczywać i pozwalać ranom na wygojenie się, a tymczasem po ledwie jednym dniu oszczędzania się, znowu siedział i właściwie pracował. Nie przyznał się jednak, że trening poniekąd siłowy też już miał, niedługo po obudzeniu się, przed porannym prysznicem. Jak zresztą praktycznie każdego poranka. Kilka szwów nie mogło go powstrzymać przed ćwiczeniami – choć oczywiście uważał, żeby nie ponaciągać nic zbyt mocno. Jeszcze by mu zabrała odznakę dzielnego pacjenta, jakby tak wrócił do ponownego zszywania po ledwie dniu od ostatniej wizyty.
– Czekam, ale zapraszam – odparł krótko, robiąc wokół siebie nieco więcej miejsca. Dwie zamknięte dotychczas książki wylądowały na podłodze, a rzuconą luzem białą bluzę położył za swoimi plecami. Przecież nie robił tu nic wybitnie ściśle tajnego, żeby wyganiać Tanakę, nie pozwalając jej na zawieszenie oka (lub dwóch) na wszystkim, co znajdowało się dookoła. Dostęp do biblioteki był dla pracowników nieograniczony, równie dobrze sama mogła przejrzeć zasoby przechowywane na półkach. Dla większości cywili nie było tam jednak zbyt wiele interesujących treści, przynajmniej jeśli chodziło o książki powiązane z yokai.
Na dźwięk słów o kawie, odchylił się lekko w bok, sięgając po własny termos, leżący dotychczas na uboczu. Odkręcił nakrętkę stanowiącą jednocześnie całkiem niezłe kubkopodobne naczynie i wysunął dłoń w kierunku pani doktor. Akurat dziś poranek zaczynał od zielonej herbaty, której zapas przygotował sobie na czas prowadzenia studiów nad zapiskami, ale nie mógł pogardzić kilkoma łykami naprawdę dobrej kawy.
– Dziękuję. – Pochylił lekko głowę na krótki moment. – Ta potrzeba dyskrecji może jeszcze chwilę potrwać. – Tego przynajmniej się obawiał, bo póki co nadal nie wiedział absolutnie nic. Było to poniekąd irytujące, ale nie dawał się ponieść emocjom. Asahura powierzając zadanie Nakashimie mógł być przynajmniej pewien, że ten nie zdradzi niczego swoim zachowaniem czy choćby mimiką.
– Chyba nie mamy tych starszych na miejscu. Albo przynajmniej w bibliotece ich nie było. – Część księgozbiorów walała się też po garnizonie w Haiiro, jednak nie miał pewności co do tego, czy dwie pozycje wymienione przez Aiko znajdowały się w posiadaniu Tsunami. Bardzo możliwe, bo coś kojarzył po nazwiskach. Równie dobrze mógł je mieć w domu albo czytać je kilkanaście lat temu, kiedy mity były dla niego tylko mitami. – Chociaż nie muszę chyba kopać aż tak głęboko w historii.
Szukał głównie sposobu na pokonanie nue, takiego wykonalnego, a nie jakichś ludowych gdybań i zmyślonych historyjek. Zapiski sprzed ponad tysiąca lat mogły być równie dobrze wyssanymi z palca opowiastkami, w których ciemny lud tłumaczył sobie różne zjawiska.
– Historia o cesarzu była pierwszą, która mi przyszła na myśl. Raczej wątpliwe, że będę strzelał do tego bydlaka z łuku. – Przede wszystkim, nie miał oręża podobnego do tego, którego użyto w legendzie. Wątpił też, żeby był on w posiadaniu klanu Minamoto, choć do tego pewności mieć nie mógł. Bez wątpienia mieli gdzieś poukrywane wiele skarbów z minionych epok. Cóż, nie za bardzo i tak potrafił posługiwać się łukiem, a nie miał czasu na doskonalenie tej sztuki. – Był jakby uśpiony. Nie zauważyłem go aż do chwili, w której się na mnie rzucił. Nie wiem czy strzegł świątyni, wioski, czy może po prostu osłabła jakaś więżąca go pieczęć. – Być może gdyby wcześniej dostrzegł yokai, miałby teraz więcej informacji, czemu zaatakowało za dnia. Słyszał tylko kruszejące kamienie i trzęsienia, które rozlegały się w całym Chōzō no mura. – Miał… – zawiesił się na chwilę. Przeszył go nieprzyjemny, zimny dreszcz, od którego ledwie dostrzegalnie się wzdrygnął. Znów przed oczami stanęła mu maszkara w całej swojej okazałości. Zacisnął na chwilę zęby, odetchnął głębiej dla uspokojenia się. – Osiem ogonów. Do tej pory we wszystkich zapiskach spotykałem się z informacją o jednym. Może w jakiś sposób dostosowuje swój wygląd do lęków ofiary albo to jakieś wyjątkowe wynaturzenie. – Cóż, jeden wężowy łeb mu odstrzelił, więc teraz i tak miał jedną paszczę mniej. Nadal jednak nie miał ochoty się do niego zbliżać w pojedynkę bez odpowiedniego przygotowania. To, że nue nie trzymało się swoich normalnych zachowań, również było dość niepokojące.
Spojrzał na nadgarstek, trzymany teraz przez kobietę. Nie próbował się nawet wyrywać, nie było większego sensu.
– To… Od miesiąca miewam koszmary wymieszane z bezsennością. Dlatego prosiłem panią o coś nasennego. Czasem budzę się w opuszczonych miejscach i wtedy miewam na ciele różne ślady. – Wzruszył lekko ramionami. Pomagając sobie zębami podsunął rękaw na drugiej ręce, pokazując Tanace osiem pręg na przedramieniu, przypominających trochę ślady po cięciu się, jednak płytkie, wyglądające bardziej jak zacięcia kartką papieru. – Zawsze po osiem. – Liczba nie chciała mu przejść przez gardło, ale wypluł ją z siebie, nieco zdławioną. – Na nadgarstkach zapewne mam ślady po związaniu. Wczoraj miałem pobudkę w magazynie.
Rzuty:
+10 za postać miesiąca
Lęk (cyfra 8) — porażka (27)
Siła woli — sukces (65)
— Nie zabiorę dużo czasu. Pójdę sobie, jak tylko przyjdzie osoba, na którą Pan czeka. — Uniosła kącik ust na widok drugiego termosu. Dobrze, że popijał coś ciepłego i jednak nie marzł w tej sali. Dodatkowo dobrze było widzieć kogoś, kto nie gardził tego typu prostymi rzeczami — jakby niektórzy co najmniej wstydzili się tego, że napój można trzymać w nieprzepuszczających ciepła ściankach zamiast w kubku. Odkręciła swój termos i nalała kawy do trzymanego w dłoni kubeczka. Natychmiast uniósł się nad nim kłębek pary i rozpanoszył charakterystyczny, przyjemny kawowy aromat. Miała nadzieję, że kawa będzie mu smakowała. Jej zdaniem napitek był wyśmienity i ze swoim ulubionym ostatnio pacjentem mogła się nim chętnie podzielić.
— Dobrze, nie ma sprawy. — Upiła niewielki łyk, ogrzewając dłonie o ciepły kubek. Nie miała problemów z dochowywaniem tajemnicy, szczególnie że jeszcze w lazarecie dowódca oddziału wytłumaczył jej, dlaczego powinna zachować informację o stworzeniu dla siebie. Może teraz nawet nazbyt otwarcie odezwała się na jego temat? Mimo wszystko siedzieli tutaj sami, a nie słyszała nigdy o tym, aby jakkolwiek podsłuchiwano żołnierzy i pracowników niniejszej siedziby.
— Rzeczywiście, tutaj w bibliotece ich nie ma. Mam jednak na własność odnowione wydania. Mogę je dowódcy pożyczyć. Wystarczy do mnie zajść przy jakiejś okazji. Chyba, że nie chce się dowódcy kopać. — Na spokojnie sączyła gorący napój, rozglądając się po rozrzuconych zapiskach. Jej w żadnym stopniu nie zależało na tym, czy Nakashima coś przeczyta, czy nie. Propozycja pozostawała jednak otwarta, jeśli chciałby z niej skorzystać.
— Może jednak warto zamienić snajperkę na łuk. W legendzie zadziałał. — Oparła się wygodniej o ścianę. Nie mówiła serio, a zdradzał ją tylko wciąż uniesiony kącik ust. To byłoby jak zamienienie siekierki na kijek. Niespecjalnie też wierzyła w to, że z ustrzelonej z łuku chmury miałby paść nue. Chociaż, kto wiedział, czy coś rzeczywiście nie leżało pod kopcem Nuezuka, gdzie niby go pochowano.
— Ciekawe... Może dlatego został dowódca zaatakowany? Każdy wyrwany nagle ze snu mógłby zachować się iście potwornie. — Tanaka obejrzała jego nadgarstek. Nie wyglądał jakoś źle, „zwykłe” otarcia, których można by było nabawić się od owiniętej na nadgarstku liny. Mocno owiniętej, tymczasem Nakashima musiał nabawić się tego w ciągu niecałych dwóch dni. Coś było na rzeczy. Gdyby taszczył jakieś ciężkie pakunki przy pomocy lin, to nie spotkałaby się z nim na sali treningowej, a wróciłby do niej szybko i grzecznie do lazaretu na ponowne zszywanko.
— Osiem ogonów? To naprawdę zaskakujące. Również słyszałam tylko o jednym. Jakby nie wystarczyło, że stwór był chimerą, to jeszcze całe o s i e m ogonów sobie wytworzyło. — Aiko wypuściła rękę dowódcy z objęcia i zaczęła dywagować na głos. Dolała sobie jeszcze kawy, rozmyślając nad tym, czy kiedykolwiek nie spotkała się w podaniach o nadmiarowej liczbie ogonów. Kolejne słowa wojskowego jednak szybko wyrwały kobietę z zamyślenia.
— Słucham? — Nie ukrywała zdziwienia i na szybko przemyślała sytuację. Szansa na to, żeby ktokolwiek tutaj był w stanie przenosić dowódcę w dziwne miejsca i robić mu niewybredne żarty byłoby niemożliwe. Groziłoby to automatycznym wykluczeniem z jednostki. Zresztą działo się to od miesiąca, a więc sprawa nie mogła być jedynie lokalna. Mógł być odpowiedzialny za to jego uśpiony i zafiksowany na czymś umysł lub jakaś siła zewnętrzna.
— Lunatykowanie? Czy może posądza dowódca o to jakieś konkretne siły? — Tylko jakie? Nie znała się na tym na tyle dobrze, aby wiedzieć, co mogło uwziąć się na jej Pacjenta numer 1. Cokolwiek to nie było, mogło mieć swój cel, ale też nie musiało. Czasem też ten cel mógł być dla nich żywych zupełnie nie do pojęcia rozumem. Tego zdążyła się już nauczyć przez tyle lat pracy, że nie każda walka musiała mieć sens. Niektóre po prostu prowadziło się i należało dopiąć do końca. Aiko zmartwiły słowa Nakashimy, ale nie dała tego specjalnie po sobie poznać. Nawet ich żołnierzy poza polem walki nie odpuszczały różnego rodzaju okropności. Aż dziwne, że do niej wciąż nic się nie dobrało za regularną pomoc wojskowym, którzy skutecznie zwalczali wszelkie yokai.
— Znowu myślę o legendzie cesarza. Może to nue pod postacią nocnej chmury zsyła na dowódcę koszmary i cierpienie? Być może pozbycie się stwora pomoże w rozwiązaniu problemu? A przynajmniej miło byłoby w to wierzyć. Kto wie jaki zasięg może mieć takie stworzenie i czy w ogóle może przemieszczać się w taki sposób. Ach, życie było łatwiejsze, kiedy ograniczało się jedynie do mechaniki ludzkiego organizmu, anatomii, chemii i biologii. Teraz jeszcze należy uwzględniać magiczne stworzenia. — Przyjrzała się płytkim cięciom na skórze, które jak najbardziej były nowe i świeże, i również nie widziała ich wcześniej, i rzeczywiście było ich równo osiem. Znała ogólną historię dowódcy Nakashimy, wiedziała że został kiedyś porwany, trudno byłoby jej jednak spamiętać lub może nawet nie miała dostępu do takich informacji, co dokładnie tam się wydarzyło i czym się to dla niego kończyło. Nie mogła więc rozszyfrować znaczenia owej liczby, która już po raz kolejny pojawiła się w ich stosunkowo krótkiej rozmowie.
— Dlaczego osiem?
@Nakashima Yosuke
Pochylił się nad swoim kubkiem, zaciągając w milczeniu aromatem. Lubił ten zapach. Przywoływał wspomnienia o porankach w domu rodzinnym, o woni umykającej z małej, urokliwej kawiarenki w Sāwie, którą mijał w drodze do szkoły, o spotkaniach z przyjaciółką nad wysoką szklanką z latte wyraźnie podzielonym na warstwy. Kawa była dla niego dobra w każdym wydaniu – gorzka, słodka, z wszelką ilością mleka, czarna jak noc lub z jakimś syropem. Najważniejsza była jednak jakość ziaren i samego zaparzenia, a o to w górach nie było zbyt łatwo. Po upiciu odrobiny napoju wiedział, że jest to jedna z lepszych, które pił w ostatnim czasie. Może powinni zwerbować jakiegoś baristę?
– Najpierw zobaczę ile uda mi się rozeznać po tym co mam. Ale później z chęcią uzupełnię wiedzę. – Nawet, jeśli nie wyglądał, był istnym pochłaniaczem książek. Najchętniej to właśnie w nich doszukiwał się różnorakich informacji, źródła pisane preferując o wiele bardziej od przekazów ustnych czy rzeczy wygrzebanych w sieci. W Internecie nie dało się momentami zweryfikować prawdziwości tego, co znajdowało się w artykułach, zwłaszcza na stronach, które każdy mógł edytować. Autorów książek można było sprawdzić, poczytać opinie, przyjrzeć się innym dziełom, porównać to, co pisali, z innymi pisarzami. Mając do dyspozycji kilka różnych tomów, łatwiej było sprawdzić czy w innych nasmarowano jedynie legendy, czy może zalęgło się tam nieco prawdy.
Obracając głowę w stronę pani doktor, uniósł lekko brew. Po jego trupie będzie nowoczesną technologię zamieniał na jakieś przestarzałe techniki. Mieli już XXI wiek i to bliżej niż dalej jego połowy, jak będzie trzeba to rzuci w te cholerne nue jakimś robotem bojowym albo granatem anty-yōkaiowym, chociaż tych na stanie chyba nie mieli. Jeszcze. Tworzyli różnorakie bronie do walki z „drugą stroną”, więc i umagiczniony ładunek wybuchowy by dali radę skonstruować.
– Makiokę oblazły wtedy wyjątkowo krwiożercze kitsune, też jakby zaklęte w posągi. Może faktycznie wszystkie yokai się wybudziły i poczuły zagrożenie. – To była jedna z teorii. Brakowało mu dowodów i faktów. Kto by je uśpił i dlaczego? Czemu inne duchy snuły się tylko po całej wiosce, oblepione papierowymi talizmanami i nie zwracały na nich uwagi? Dlaczego nic nie podążyło za nimi poza granice Chōzō? Zastanawiająca była też słaba, niewidoma dziewczyna, która zaczęła go ostrzegać, ale jednocześnie zdawała się nie bać tego, co się działo. Jakby wiedziała, że jej nic nie grozi. Naruszyli swoją obecnością jakąś ochronę tamtego miejsca? Czemu więc nieznajoma proponowała wizytę u mędrca w świątyni na samym szczycie, gdzie w długiej drodze po schodach zaskoczyło go nue?
Rozważania nieznacznie przytłumiły kolejne słowa Aiko, dzięki czemu gdzieś na samym skraju percepcji prześlizgiwały się wspominki cyfry, która dla Nakashimy mogłaby nie istnieć. Teraz istota miała jedynie siedem wężowych paszcz, choć ogonów wciąż pozostawała ósemka. Jednym nie mogła już kąsać, ale wciąż mogła straszyć. I to, że wydawała się mieć bliznę przeszywającą jeden bok… Jakby już kiedyś nue brało udział w starciu, z którego nie wyszło tak samo sprawne.
– Początkowo myślałem, że może jakiś yurei się mści. Ale teraz bardziej podejrzewam wpływ yokai. Może klątwa. Słyszałem, że więcej ludzi ma ostatnio problemy ze snem. Rok temu natomiast przeżywałem żywy koszmar na kształt tych, które potrafią wywoływać yurei. – Czy obecna sprawa była powiązana z tamtą? Nie wyglądało to tak samo. Miał indywidualny koszmar, powtarzający się za każdym razem, kiedy zasnął. Nie było tam nikogo innego poza nim i kryjącymi się w mroku oprawcami. Poza kobietą o żarzących się w mroku oczach. – Było tam kilkanaście osób, w tym Sugiyama i moja znajoma. Wszyscy pamiętaliśmy dokładnie to samo, jakbyśmy byli tam razem. Nie wiem czy to jakaś powtórka i sprawca jest ten sam, czy po prostu Fukkatsu zmienia się dosłownie w miasto, które nie śpi. – Do tej pory ów tytuł przysługiwał Karafurunie. Gdyby jednak problem obejmował wyłącznie tereny miasta, sprawa byłaby nieznacznie łatwiejsza. Tymczasem objawy utrzymywały się nawet daleko poza jego granicami, jakby faktycznie nałożona została na niego klątwa. – Nie wiem czy to sprawka nue. Byłoby to całkiem możliwe, dlatego tym bardziej chciałbym się go pozbyć. – Choć chodziło również o wyrównanie rachunku za to, że został zaatakowany. Nie puszczał płazem aktów agresji wobec jego osoby. – Wydaje mi się jednak, że z jakiegoś powodu nie mogło opuścić miejsca, w którym się na nie natknąłem. A przynajmniej nas nie goniło.
Przełożył naczynie z kawą do drugiej ręki, żeby pani doktor miała swobodny dostęp do prowadzenia kolejnych oględzin. Nacięcia były na tyle płytkie, że nie widział sensu w zawracaniu jej głowy rzeczą tak błahą. Przemył ranki we własnym zakresie, tak na wszelki wypadek, a potem nawet się nimi nie przejmował. Upił kolejny łyk gorącego napoju, kątem oka patrząc na linie odznaczające się delikatnie ciemniejszą szarością na jasnej skórze. Wczoraj nawet by ich nie zauważył, gdyby nie szczypały lekko, jak to świeże skaleczenia. Spojrzał na Tanakę lekko zdziwiony jej pytaniem. Pochylił mocniej głowę, odsłaniając kark. Teraz, kiedy nie był przysłaniany kołnierzem munduru, wyraźnie eksponował się zabliźniony symbol wypalony na ciele. Zależnie jak na niego patrzeć – nieskończoności lub właśnie ósemki zapisanej w systemie arabskim.
– Ta cyfra zaczęła mnie dręczyć niedługo po zostaniu senkenshą. Nie wiem dlaczego, ale wywołuje we mnie lęk. – Osiem głosów szepczących rozmowy w ciemności, osiem głosów zadających pytania, osiem postaci i każda z innym podejściem do swojego więźnia. Uniósł głowę, obejmując kubek obiema dłońmi i wpatrując się w panią doktor. Gdzieś na dnie dwubarwnych oczu malował się ślad strachu, tłumionego próbą omijania samego sedna problemu, nie nazywania go po imieniu. – Widzę ją od razu, jeśli jest w zasięgu wzroku. Jeśli nue miałoby siedem albo dziewięć ogonów, nawet nie zwróciłbym na to uwagi. Pająki nie przerażają mnie swoim wyglądem, a tym, ile mają odnóży. – Zawsze lubił liczby i prawidłowości między nimi. Może właśnie dlatego wyczulił się na punkcie liczenia i przez jeden życiowy wypadek podświadomość zakodowała wyjątkowo dobrze jedną informację, która teraz przebijała się przez pustkę we wspomnieniach.
Rzuty:
+10 za postać miesiąca
Lęk (cyfra 8) — sukces (75)
Aiko miała czym się zająć, więc wcale nie miała zamiaru zabawić tutaj zbyt długo. Ot, wypije dwa kubeczki kawki i spada. W jej gabinecie przynajmniej było jasno, czysto i ciepło. Tymczasem niezbyt uporządkowana sala treningowa przynosiła na myśl nader wiele chaosu i wysiłku, niż ona chciałaby dzisiaj komukolwiek oferować ze swojej strony. Wysiłku który nie polegałby na leczeniu pacjentów oczywiście, bo to tego miała wyjątkowo dużo serca. W takim wypadku nawet żadne nadgodziny nie były jej straszne — ilu było ludzi do połatania, to ona łatała, choćby miała potem paść prawie nieprzytomna na łóżko. Takie sytuacje zdarzały się niezwykle rzadko, raczej tylko wtedy gdy na misji przytrafiało się coś zupełnie niezaplanowanego, ale nie na tyle, aby nikt z tej misji nie wrócił. Czasem niezbyt dobre rozeznanie się w sytuacji czy terenie doprowadzało do sromotnej porażki całego oddziału, tym samym panią doktor cieszyło, że siedzący koło niej dowódca właśnie odrabiał swoją pracę domową. Może tym razem nie przyjdzie do niej na tyle poharatany? A jeśli przyjdzie, to może za karę zszyje go jednak bez znieczulenia? Nah, jeszcze by czerpał z tego jakąś satysfakcję. Jak zwykle sklei go do kupki i odeśle z dobrym słowem. Tak go wygoniła ostatnio za drzwi, a sama przyszła mu nalać swojej drogocennej kawy. Szczególnie że parzenie ziaren w warunkach górskiego ciśnienia nie było proste, stąd trzymała swojego kawowego dilera w tajemnicy.
— Trochę to wygląda tak, jakbyście wtargnęli na ich teren. W końcu każdy broniłby swojej przestrzeni, domu, jeżeli tak yokai traktują tamtejsze ziemie. Jednak to uśpienie czy zamienienie w posągi... Jakoś to nietypowo brzmi, nie sądzi dowódca? Myślałam że te stworzenia są wolne, a to wygląda tak, jakby ktoś miał nad nimi władzę — teraz lub w przeszłości. — Pewnie powinna też nieco bardziej przytrzymać język za zębami w kwestii wiedzy o magicznych stworzeniach. Na co jej było to chwalenie się wiedzą, czy mniej lub bardziej trafnymi przemyśleniami? Lepiej być szeregowym, niczym niewyróżniającym się lekarzem, który prawidłowo wykonywał swoją pracę. Jeszcze Nakashima pomyśli, że naprawdę przydałaby się im w terenie i znowuż zacznie ją namawiać. Według Tanaki każdy miał swoje miejsce, w którym najlepiej się sprawdzał. Ona w lazarecie, a żołnierze na salach treningowych i misjach, i gdzie jeszcze im się żywnie podobało. Gdy tylko skończą się jej tematy do rozmowy, odpłynie w swoim białym kitlu przez ubłocone podwórze. Może by została tu chwilę dłużej, gdyby miała się rzeczywiście do czegoś przydać, ale niby w czym mogłaby być bardziej pomocna tutaj niż w lazarecie?
— Gdyby to był yurei to musiałby być wyjątkowo cięty na dowódcę i podążać każdej nocy do waszego snu. To chyba jednak byłoby wyczerpujące. Nawet zakontraktowane ciała i umysły muszą normalnie spać. Tymczasem skoro to trwa miesiąc, to również tego nie widzę. — Wydała niemal lekarską diagnozę po chwili analizowania słów Nakashimy. — Czy ja dobrze rozumiem, że ma Pan problemy ze snem od roku? A jak teraz działają te leki, które przepisałam? Zostawiamy je czy zmieniamy na mocniejsze? — Uczepiła się pewnie nie tego, czego powinna. Niemniej teraz to się nie dziwiła, że Nakashima chodził z miną wiecznie wypraną z życia, skoro być może nie sypiał odpowiednio od tak dawna. — Zbiorowy sen i w nim też nasz Sugiyama... Ta znajoma również należy do wojska? Może to rodzaj wojny hybrydowej z Tsunami? — To że w Fukkatsu działy się coraz dziwniejsze rzeczy, to wiedziała. Nie tylko w mieście, ale również na całej wyspie, było coraz dziwniej i też... niebezpieczniej. Chwilami miała wrażenie, że tylko ich region był tak wyjątkowo dotknięty kontaktem z tą nieumarłą stroną. Wszak wszędzie, na całej Ziemi musiały się te światy łączyć i przenikać, ale Fukkatsu zdawało się jakimś szczególnym punktem zapalnym walk o wpływy ludzi z duchami.
— Dowódca przygotowuje się do ponownego rozliczenia z nue, więc jeśli teraz padnie, to kolejnej nocy dostaniecie odpowiedź, czy to była jego sprawka. I w takim razie dobrze, że nie goniło, bo może nie byłoby już czego sklejać. — Szczypta yokai w okolicy załatwiała Aiko wikt i opierunek, prawda? W jakiś zupełnie pokrętny sposób mogła być im wdzięczna za dostarczanie żołnierzy pod jej drzwi, a jej życiu nadawania misji. Żeby je jednak lubiła to nazbyt wiele powiedziane. Wolałaby żyć spokojnie i w niewiedzy, ale tak się już nie dało. Szczególnie gdy Nakashima snuł własną, dosyć nieciekawą historię związaną z jego przeistoczeniem w medium. Nie dotykała go już, a jedynie obserwowała zranienia swoim lekarskim okiem, zachowując odpowiedni dystans. Nie miała zamiaru wpisywać tego do akt pacjenta — w końcu nie przyszedł do niej na oficjalną wizytę — ale z pewnością zarejestruje to sobie w pamięci. Mogła go jednak pokrzepić słowem, podobnie jak to zrobiła wręczając mu dwa dni temu zupełnie niepoważną, jak na dorosłego mężczyznę, a już tym bardziej żołnierza, naklejkę.
— Och, biedny żuczek. — Na twarzy, która zazwyczaj nie wyrażała zbyt wielu emocji, pojawił się cień pożałowania dla żołnierza. — Jednak jeśli chodzi o leczenie lęków, to świetne efekty przynosi terapia ekspozycyjna i stopniowa desensytyzacja. Mogę podać namiar. Nikt się do tego tutaj nie przyznaje, ale wielu z żołnierzy z tego korzystało. Tymczasem przynajmniej jedna rzecz odeszłaby dowódcy z głowy — Była praktyczna i pragmatyczna. Samo jej współczucie na niewiele mu się przyda. Co, miał przestać mieć koszmary, bo by go pogładziła po głowie? Przestałby patrzeć na nią tym wystraszonym, chłopięcym teraz wzrokiem, gdyby go przytuliła? Było jej przykro, że musiał się z tym mierzyć. Kiepska sprawa nabawić się irracjonalnego lęku, ale nie umiała pocieszać. Tymczasem darmowa i niekoniecznie chciana porada lekarska mogła jakkolwiek zagnieździć się w umyśle mężczyzny. Jeśli nie skorzysta z niej teraz, to może kiedyś odgrzebie ją w głowie. Wystawiać się na lęki można było też samodzielnie, aczkolwiek taki proces był dłuższy i raczej niepotrzebnie bolesny bez nadzoru specjalisty.
@Nakashima Yosuke
– Podobno te yokai są tam uwięzione i przez to tak szaleją. – Przypomniały mu się słowa byakko. Próbował wypierać z głowy przedwczorajsze spotkanie, ale teraz wspomnienie wróciło z potrojoną siłą. Wypadałoby pewnie poszukać informacji o górskiej wiosce, jej powstaniu, tym co się w niej wyprawiało. Z drugiej strony zaczął mieć ponownie opory przed wyjściem poza mury siedziby, w dzicz, między skały i między drzewa, pośród których mogła przemykać wściekła lisica. Przełknął ślinę z lekkim trudem. Z każdej strony miał po prostu przerąbane. Nie mógł tak po prostu porzucić misji zleconej przez przełożonego, a potrzebował zbadać ślady, które znajdowały się gdzieś w górach. Nie przebłaga raczej tak szybko bogini, a ewentualna próba zrobienia tego tak szybko po odrzuceniu jej mogła się spotkać tylko z jeszcze większym rozsierdzeniem byakko. Gdyby jej nic nie powiedział i po prostu popłynął z tym rwącym nurtem, wściekłaby się za ukrywanie prawdy, a do tego miałby na głowie po drugiej stronie drugą wściekłą kobietę, gdyby się o czymś dowiedziała. Nie wiedział, kiedy miałby powiedzieć Itou o całym zajściu, skoro nie wierzyła w bogów, ale pewnie wreszcie by się przyznał. Pomyślałaby, że pindrzył się z jakąś obcą babą i jeszcze miał czelność nazywać ją boginią. Odrzucenie nastoletniej miłości, która nadal dość intensywnie płonęła w ich obojgu na rzecz nieprzewidywalnego kami, czyli właściwie takiego silniejszego yokai, też niespecjalnie wchodziła w grę. Mroziła go jednak od środka ta zawoalowana groźba, którą rzuciła na sam koniec nim umknęła. Gdzieś przez to pojawiało się przeczucie, że jeszcze pożałuje swojej decyzji. Może nie dziś, nie jutro, może nawet nie za rok czy dwa. Kiedyś. Niespodziewanie. A wystarczyło, żeby nie brała tak dosłownie jego słów. Niczego jej przecież nie obiecał.
– Nie od roku. Wtedy po miesiącu czy dwóch odpuściło. – Wyrwał się niespokojnych myśli i wziął kolejny łyk ciepłej kawy. Jakoś tak wcale nie rozgrzała go od środka jak przy pierwszym razie. – To co wróciło może być czymś innym. Na razie z lekami jest lepiej. I… nie, to raczej nie wojna z nami. Były tam osoby zupełnie niepowiązane z Tsunami, nawet nie współpracujące, że tak powiem, dorywczo. Teraz też słyszę o nasilających się problemach ze snem u różnych osób. – Kakure zostało jakimś cholernym polem bitwy dla pogrywających z ludźmi istot. I ta dziwna wojna tylko przybierała na intensywności, biorąc pod uwagę ilość różnorakich zgłoszeń docierających z każdego zakątka wyspy.
Dopił resztę kawy, jednocześnie spoglądając na otwartą książkę. Przewertował ją kilka stron dalej, raczej bez konkretnego celu, wsłuchując się w kolejne wypowiedzi pani doktor. Sens jednak przestał docierać, kiedy wzrok Nakashimy padł na całkowicie losowy obrazek wyznaczający początek innego rozdziału. Z kartki spoglądał na niego lis o ośmiu rozłożonych niczym wachlarz ogonach, paskudne, ośmionożne tsuchigumo gapiące się ósemką przerażających ślepi, piękna, acz mordercza jorōgumo o pajęczym odwłoku i takichże odnóżach w ilości sztuk ośmiu. Nad wszystkimi górował Shinchū – z rozdziawioną paszczą, skrzydłami, ośmioma nogami, przypominający wyjątkowo osobliwego insekta. Ręce Yosuke zaczęły zauważalnie drżeć i całe szczęście, że w kubku niczego już nie miał, bo niewątpliwie rozlałby wszystko. Zrobiło mu się lodowato zimno i piekielnie gorąco za jednym zamachem, płuca ścisnęły się, nie chcąc przyjąć ani odrobiny tlenu. Wpatrywał się przerażonymi oczami w rysunek, nie mogąc oderwać wzroku, niczym zahipnotyzowany. Wszystko to spotkać można było w lasach i górach. Wszystko miało zdecydowanie nadmiarowe ilości kończyn.
Rzuty:
+10 za postać miesiąca
Lęk (cyfra 8) — porażka (33)
Siła woli — porażka (29)
— Podobno są uwięzione? Skąd Pan ma taką informację? — Nagłe stwierdzenie dowódcy zabrzmiało nie tyle ciekawie, ile nietypowo. Jakby wiedział cokolwiek więcej, czym dopiero teraz się z nią podzielił. Może nawet nie świadomie czy specjalnie, raczej jakby kilka słów, czy ułożenie zdania zdradzało dużo więcej, aniżeli mógłby sobie życzyć w obecności doktor Tanaki. Niemniej to co powiedział, zdawało się mieć sporo sensu. W końcu z jakiego powodu yokai były aż tak agresywne wobec ich zwiadu, gdy nie musiały się bronić? Z tego czego się dowiedziała, to nie oni zaatakowali ich pierwsi — chyba.
Patrzyła na niego pilnie również, gdy miał odpowiedzieć w kwestii jakości swojego snu. Nie było nic gorszego niż wieczne utrzymywanie się w stanie niewyspania. Ciało i mózg nie działały wtedy prawidło, ani nie potrafiły się dobrze regenerować. Co zabawne, człowiek pod wpływem bezsenności nawet nie był w stanie odpowiednio ocenić swojego samopoczucia i fizycznych możliwości, co doprowadzało do nieświadomego podejmowania złych decyzji — tych miniaturowych jak potykanie się o przedmioty, które normalnie łatwo byłoby wyminąć, jak i niedokładnie ułożone strategie walk. Tak jakby wielce świadomy umysł akurat w tej kwestii nie potrafił dokonać samoanalizy. Zdanie sobie sprawy z własnego stanu przychodziło dopiero z czasem, gdy w końcu jednostce udawało się porządnie wyspać i solidnie nadrobić utracony sen, po czym zauważała pozytywną różnicę we własnym funkcjonowaniu. Aiko odetchnęła jednak, gdy Nakashima powiedział, że problem ze snem nie jest ciągły.
— Przedziwny taki sen. Miał on jakiś sens, cel, zakończenie? Nie żebym spodziewała się po yokai, yurei czy nawet kami sensowności ludzkiego pokroju, ale może dowódca był w stanie coś z tego wywnioskować? W końcu jest Pan na granicy naszych światów, widzi i rozumie to wszystko po prostu lepiej. — Tymczasem myśli dowódcy zaczęły odpływać, jakby stawał się coraz mniej obecny. Aiko odłożyła swój, też już pusty, kubek na podłogę obok materaca. Dopiero co wypiła resztkę swojej kawy i w zasadzie miała się już zacząć zbierać.
— Dowódco? Dowódco Nakashima, co się dzieje? — Spróbowała zwrócić jego uwagę, widząc że ma się nie najlepiej. Złapała za jego kubek i odłożyła również na podłogę, po czym ponownie chwyciła za nadgarstek. Tym razem w poszukiwaniu pulsu, który gnał pod skórą jak oszalały.
Zauważyła, że wpatruje się w otwartą książkę, gdzie z obrazków patrzyło się na nią ośmioogonowe kitsune i znana ze zwodzenia mężczyzn piękna jorogumo, pół kobieta pół pajęczyca... Ach, no tak, przeklęta ósemka. Szybko zamknęła książkę i wróciła spojrzeniem do nieobecnego wciąż wzroku egzorcysty, wyciągając z kieszeni niewielką latarenkę, którą mogła sprawdzić odruch źrenic. Jeśli nie odezwie się teraz do niej, a potem jego źrenice nie zmniejszą się pod wpływem światła, to natychmiast zawoła kogoś z podwórza i przeniosą go do lazaretu. Miała jednak nadzieję, że to tylko efekt lęku, który najwyraźniej bywał dla Nakashimy całkowicie paraliżujący. Brzmiało to o tyle przerażająco, że coś podobnego mogło przydarzyć mu się podczas starcia — co wtedy? To była poważna sprawa, a nie tylko rzecz „trochę utrudniająca mu codzienne funkcjonowanie". W końcu od jego stanu zależało życie podwładnych mu żołnierzy. Nie będzie więc mogła tego zignorować, choćby się na nią wściekł. Zresztą, wcale by się tym specjalnie nie przejęła. To ich zaledwie pierwsze kawowe spotkanie i ploteczki, jeszcze aż na tyle się do Nakashimy nie przywiązała, żeby nie zdzierżyć odrobiny męskiej złości. Niemniej teraz należało go ogarnąć. Puls na nadgarstku wciąż pędził, przy czym końce palców mężczyzny, które opierały się o przedramię pani doktor, okrył przeszywający chłód. Włączyła wpierw latarkę i skierowała snop światła na jego twarz tylko po to, żeby sprawdzić czy uda mu się wrócić do niej uwagą, jeśli nie, to uniesie szybko powiekę, by wykonać test. W końcu mogło to być cos innego, gorszego. Problemy neurologiczne lub uraz mózgu po ataku nue.
— Proszę coś do mnie powiedzieć — Mówiła stanowczo, głośno, ale spokojnie. Lekarz musiał być opanowany w każdej sytuacji.
@Nakashima Yosuke
– Wzbudzenie strachu, osłabienie nas? Co godzinę ktoś w tym śnie umierał, dosłownie wybuchała mu głowa. I jeśli ja po tym nie mogłem przez kilka dni jeść, a przez parę tygodni spać, to wolę nie myśleć jak przeżywali to cywile.
Zdążył jeszcze rozwinąć odrobinę temat nim pochłonął go obraz paraliżujący, odbierający zdolność mowy, zmuszający serce do szaleńczego galopu, płuca do wklęśnięcia, a wnętrzności wywracający na drugą stronę. Ilustrowany lis zdawał się uśmiechać złośliwie, jakby przepowiadając mu tragiczny los czekający go za zniewagę, której się dopuścił. Jakby posłaniec bogini przybył w jej imieniu wymierzyć mu sprawiedliwość. Stojąca obok kurwia pajęczyca zacierała swoje wątłe odnóża czekając na ucztę, która będzie ją czekać, gdy kitsune już z nim skończy i zostawi jeszcze żywego, acz wyczerpanego na tyle, by nie bronił się przed jorōgumo. Towarzyszący jej gigantyczny pająk zapewne należał do jej miotu i on również weźmie sobie kilka gryzów świeżego, ludzkiego mięsa. Pochodzącego od podłego człowieka, który śmiał „okłamać” boginię. A żeby nie było mu za dobrze, jego duszą posili się insektoidalny kami, jak każdym złym duchem, który miał czelność pojawić się na terenie jego gór.
Przypomniała mu się wczorajsza wymiana wiadomości z wiedźmą z Kinigami. Nie było dla niego ratunku. Miał przekichane po całości i kiedy tylko wyjdzie poza chroniony teren ich siedziby, coś go dopadnie, rozwlekając jego wnętrzności po całym lesie. Dla pokazania, że niektórym bytom należało się poddać, pokłonić, paść na twarz i wypełniać wszystkie zachcianki. Nie dożyje powrotu do Fukkatsu. Na drodze lądowej napadną go wszelkie leśne gatunki zwierząt i yokai służące lisicy, a gdyby ewakuował się drogą powietrzną – samobójcze komando kamikadze-gęsi będzie tylko czekać na jeden szept wiatru by rzucić się na helikopter i doprowadzić do jego katastrofalnej kolizji z podłożem.
Nie było już sali treningowej i pani doktor zaniepokojonej tym nagłym zastygnięciem w bezruchu. Widział wazon rozbity na osiem kawałków, rozsypany niczym wyjątkowo eleganckie puzzle na podłodze. Targana powiewami wiatru przez otwarte okno zasłonka. To jednak inny widok był tu najważniejszy. Zdająca się unosić nad ziemią postać przesłaniająca pół twarzy wachlarzem, ledwie trzymająca go koniuszkami palców, patrząca lisimi oczami. Para zwierzęcych uszu obrócona z czujnością w jego stronę. Ciało Itou leżące przed nią, rozczłonkowane makabrycznie na osiem części. Pożałujesz, jeśli mnie okłamiesz. Dotrzymałam słowa, zdawał się brzmieć głos w jego głowie.
– Co? – Wydusił z siebie nagle, próbując cofnąć głowę od intensywnego światła padającego mu wprost do oczu. Czuł się jakby właśnie przejechał przez kilka bardzo zawiłych pętli rollercoastera w nadzwyczaj szybkim wagoniku. Gdzieś za uszami brzmiały jeszcze ostatnie nuty głosu przypominającego szelest liści na wietrze. Zamrugał intensywnie, zmrużył oczy walcząc z rażącą latarką. Wyświetlacz leżącego niedaleko książek telefonu rozświetlił się pokazując fragment wiadomości od Hotaru, dźwięk powiadomienia przeciął ciszę, jednak Nakashima patrzył na panią doktor z lekkim niezrozumieniem i cieniem przerażenia, który powoli opuszczał jego pobladłą twarz.
Rzut:
Siła woli — porażka (41)