Strona 1 z 2 • 1, 2
ranek 13.03.2038, park
— Oni, siad! — Bielutki owczarek szwajcarski, choć bez oficjalnego rodowodu, posłusznie usiadł, pilnie patrząc swoimi ciemnymi ślepiami w te jaśniejsze, kryjące w sobie mieszaninę aż trzech różnych barw. — Dooobry piesek! — Właściciel zwierzęcia wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który odznaczył się również wesołymi zmarszczkami wokół oczu. Do psiego pyska szybko wylądował smakołyk, po czym padła następna komenda.
— Leżeć! Zostań! — Wysoki mężczyzna odwrócił się na pięcie i odszedł na kilka kroków. Zerknął zza ramienia, widząc z zadowoleniem, że psisko grzecznie leży w miejscu, a porusza jedynie językiem w wyniku dyszenia. Trening w końcu był dla zwierzęcia czymś wymagającym, dlatego w nagrodę po tej komendzie zrobią przerwę na zabawę i napicie się wody. Yoshiro ponownie odwrócił się od psa i bez słowa odszedł dalej. Szkolenie sprawiało przyjemność zarówno jemu, jak i owczarkowi. Budowali w ten sposób więź i zaufanie, no i aktywnie spędzali czas.
Ciemnowłosy stanął w cieniu drzewa i staną przodem do zwierzaka. Już chciał go zawołać, gdy niedaleko przeszła dziewczyna. Odrobinę zbyt blisko, jak dla psa, który wciąż łatwo ulegał rozproszeniu. Biały pysk podążył za właścicielką długich włosów a zwierzę niespokojnie poruszyło tylnymi łapami.
— Oni, do mnie! — Yoshiro zawołał w stronę pupila, jednak było zbyt późno. Zwierzak podbiegł do dziewczyny, idąc wpierw chwilę koło jej nogi, a później szturchając jej dłoń, zapewne mokrym, ale trochę ciepłym po treningu, nosem. Isei złożył dłonie po bokach ust, tworząc z nich prowizoryczną tubę i zawołał jeszcze raz, ale pies zupełnie ogłuchł na jego głos. Zazwyczaj o tej porze w parku było spokojnie, więc nie zabrał ze sobą długiej linki. Jego błąd. Jak zwykle podszedł zbyt pozytywnie do umiejętności Oniego.
Yoshiro podszedł na połowę odległości do psa i dziewczyny, jednak wciąż nie chciał się poddać. Kucnął i krzyknął stanowczo, ale przymilnie do białego futrzaka.
— Oni, do mnie! — Nic. Psiak merdał zamaszyście ogonem i strzygł uszami, pomiędzy którymi wylądowała szczupła dłoń dziewczęcia. — Uff, przynajmniej nie wydaje się zła, że ją zaczepił... — Yoshiro zdawał sobie sprawę, że nie dla każdego bliski i nagły kontakt z psem musi być przyjemny, nie mówiąc o tym, że ktoś może sobie tego po prostu nie życzyć.
— Oni, do nogi! Oni! O-n-i-g-i-r-i! — Zwierzę jedynie radośnie pacnęło plecami o ziemię, łasząc się do nowopoznanej osoby. Isei westchnął, ponieważ wiedział, że nie ma już szans na skuteczne przywołanie. Podźwignął się z ziemi, włożył ręce w kieszenie i ruszył w ich stronę dziarskim krokiem.
— Przepraszam za niego! — Skłonił głowę ku dziewczynie, jednak dłonie pozostawił w kieszeni. — I za siebie też, powinienem go lepiej pilnować. Wciąż uczymy się wracania na komendę, jak widać, wciąż jej nie opanował. — Dopiero wtedy uśmiechnął się rozbrajająco, sięgając jedną z dłoni do ciemnobrązowych loczków. Następnie wyciągnął z kieszeni smycz i zapiął ją bez problemu rozanielonemu zwierzęciu, które zupełnie nie zdawało sobie sprawy ze swojego nieposłuszeństwa i sprawianego właśnie kłopotu. — Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
UBIÓR
@Ejiri Carei
Ejiri Carei, Arihyoshi Hotaru and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie pamiętała dokładnie, jak wyszła z mieszkania, potem z bloku. Wciąż było jej mdło, pulsowanie w skroni narastało i nawet nie próbowała spojrzeć w lustro, na zaczerwienione od łez powieki i cień malujący czarność źrenic. Nie miała sił pozostawać w sypialni, w rozrzuconej wilgocią pościeli i echem własnego krzyku, szarpiącego gardło aż do zdarcia. W krtani zalegała tkliwa pozostałość szlochu, gotowa zerwać się, jeśli tylko nie utrzyma go w ryzach.
Koszmar. Miała ich wiele. W różnej postaci i płaszczyźnie. A do tej pory, wciąż - to przeszłość jawiła się jako najgorszy z nich. I chociaż miewała przerażające odniesienia wspomnień, urywki mieszające rzeczywistość z sennym kształtem strachu, nigdy do tej pory nie miała tak pełnego szczegółów przerażenia, które odbijało się kalką wydarzeń sprzed lat. Dokładnie siedmiu. Z mętnym zrozumieniem dostrzegała datę. Rocznica, o której chciałaby kiedyś zapomnieć. Wyrwać z pamięci, zakryć jak popiołem i nie pozwolić więcej powstać. Nawet kocia obecność Jiro, który nieustannie łasił się wokół jej nóg, jakby w próbie przegonienia demonów, które zawisły gdzieś nad jej głową, szumiąc cieniem błoniastych skrzydeł.
Brakowało jej oddechu. I zdecydowała znaleźć go na zewnątrz, poza chłodem mieszkalnych ścian, poza wspomnieniem własnego wrzasku. Wczesność poranka - dawała szansę.
Przecierała zmęczone oblicze, orientując się, że spleciony wieczorem warkocz, pozostał w nieładzie i właściwie bez szansy na poprawienie. Drżące wciąż dłonie wsunęła między czarne pasma, rozplątując pozostałości warkocza. Rozpięta kurtka, zarzucona na cienką bluzę nie dawała ciepła, ale - nie potrzebowała go teraz. Chłód poranka orzeźwiał, przeganiał ciężkość wiążącą pętlą krtań. Przynajmniej na chwilę oddając jej drobiny suchego spokoju, pustki, która zaległa na dnie w piersi, tępiąc fantom nieistniejącego już bólu.
Nie zwracała uwagi na otoczenie. Mimo rozkojarzenia, kroki stawiała płynnie, niby prowadzona sennym tańcem, ledwie jednak kojarząc, że przechodząc przez park o tak wczesnej godzinie - nie była sama. Zrozumiała to dopiero, gdy tuż przy nodze pojawiła się ocierająca się o nogę miękkość. Początkowo nawet umysł zignorował męski głos wołający gdzieś obok. Za to Carei, zcentralizowała czujność, mimowolnie pochylając się, by trafić na wilgoć psiego nosa i podsunięty znacząco łeb. Westchnienie umknęło z ust, kiedy wciąż niepomna na otoczenie, kucnęła w jakimś bezbronnym odruchu, obejmując zwierzę i opierając głowę o bok. palce wczepiły się w owczarkowe futro, jakby tonąc właśnie chwyciła ratunkową deskę - Co ty tutaj robisz, kochanie - wyszeptała, nie zwracając uwagi, że obcy ton i krok zbliża się. W niejasnym przebłysku, wpychającym się w myśli, jak psi pysk w jej dłonie, że znała powtórzone w tle imię. Znała je ze schroniska. W kącikach ust poczuła słony smak, pozostawionych tam łez.
Niemal podskoczyła, gdy padł na nią cień nieznajomej sylwetki. Podniosła się, w końcu łapiąc rzeczywistość w pełniejszej okazałości - okoliczności - w jakich się znalazła. Zadarła niemal głowę, by spojrzeć na właściciela owczarka, który pochylił głowę w niezrozumiałym dla niej jeszcze przeproszeniu. Pies tymczasem w końcu przewrócił się na bok, prawdopodobnie gotów na pieszczotę.
- N-nic się nie stało, naprawdę - odezwała się w końcu, czując jak głos jej się łamie. Ze wstydem, sięgnęła twarzy, ścierając płynącą słono ścieżkę. Nie zapanowała nad piekącą próbą zaciśnięcia powiek - Nie, nie, n-naprawdę, to ja p-przepraszam - migotliwa w oczach panika, mieszała się ze wstydem i jednoczesną próbą utrzymania opanowania, które kruszyła się, jak spękane szkło pod butem.
Cofnęła się o krok, odwracając głowę w stronę, z której przyszła, potem znowu w dół, na wyczekującego Oniego, potem znowu na nieznajomego, jakby szukając oparcia w zastałej rzeczywistości, które finalnie wróciło do psa - my się znamy - wydukała w końcu, opuszczając wzrok, wdzięczna tym razem za długość rozpuszczonych włosów, które na moment przysłoniły załzawione oblicze. Odwracając uwagę od niej. Uniosła lekko drżącą dłoń, by blade paliczki zapleść nerwowo w czarnym puklu.
@Isei Yoshiro
Koszmar. Miała ich wiele. W różnej postaci i płaszczyźnie. A do tej pory, wciąż - to przeszłość jawiła się jako najgorszy z nich. I chociaż miewała przerażające odniesienia wspomnień, urywki mieszające rzeczywistość z sennym kształtem strachu, nigdy do tej pory nie miała tak pełnego szczegółów przerażenia, które odbijało się kalką wydarzeń sprzed lat. Dokładnie siedmiu. Z mętnym zrozumieniem dostrzegała datę. Rocznica, o której chciałaby kiedyś zapomnieć. Wyrwać z pamięci, zakryć jak popiołem i nie pozwolić więcej powstać. Nawet kocia obecność Jiro, który nieustannie łasił się wokół jej nóg, jakby w próbie przegonienia demonów, które zawisły gdzieś nad jej głową, szumiąc cieniem błoniastych skrzydeł.
Brakowało jej oddechu. I zdecydowała znaleźć go na zewnątrz, poza chłodem mieszkalnych ścian, poza wspomnieniem własnego wrzasku. Wczesność poranka - dawała szansę.
Przecierała zmęczone oblicze, orientując się, że spleciony wieczorem warkocz, pozostał w nieładzie i właściwie bez szansy na poprawienie. Drżące wciąż dłonie wsunęła między czarne pasma, rozplątując pozostałości warkocza. Rozpięta kurtka, zarzucona na cienką bluzę nie dawała ciepła, ale - nie potrzebowała go teraz. Chłód poranka orzeźwiał, przeganiał ciężkość wiążącą pętlą krtań. Przynajmniej na chwilę oddając jej drobiny suchego spokoju, pustki, która zaległa na dnie w piersi, tępiąc fantom nieistniejącego już bólu.
Nie zwracała uwagi na otoczenie. Mimo rozkojarzenia, kroki stawiała płynnie, niby prowadzona sennym tańcem, ledwie jednak kojarząc, że przechodząc przez park o tak wczesnej godzinie - nie była sama. Zrozumiała to dopiero, gdy tuż przy nodze pojawiła się ocierająca się o nogę miękkość. Początkowo nawet umysł zignorował męski głos wołający gdzieś obok. Za to Carei, zcentralizowała czujność, mimowolnie pochylając się, by trafić na wilgoć psiego nosa i podsunięty znacząco łeb. Westchnienie umknęło z ust, kiedy wciąż niepomna na otoczenie, kucnęła w jakimś bezbronnym odruchu, obejmując zwierzę i opierając głowę o bok. palce wczepiły się w owczarkowe futro, jakby tonąc właśnie chwyciła ratunkową deskę - Co ty tutaj robisz, kochanie - wyszeptała, nie zwracając uwagi, że obcy ton i krok zbliża się. W niejasnym przebłysku, wpychającym się w myśli, jak psi pysk w jej dłonie, że znała powtórzone w tle imię. Znała je ze schroniska. W kącikach ust poczuła słony smak, pozostawionych tam łez.
Niemal podskoczyła, gdy padł na nią cień nieznajomej sylwetki. Podniosła się, w końcu łapiąc rzeczywistość w pełniejszej okazałości - okoliczności - w jakich się znalazła. Zadarła niemal głowę, by spojrzeć na właściciela owczarka, który pochylił głowę w niezrozumiałym dla niej jeszcze przeproszeniu. Pies tymczasem w końcu przewrócił się na bok, prawdopodobnie gotów na pieszczotę.
- N-nic się nie stało, naprawdę - odezwała się w końcu, czując jak głos jej się łamie. Ze wstydem, sięgnęła twarzy, ścierając płynącą słono ścieżkę. Nie zapanowała nad piekącą próbą zaciśnięcia powiek - Nie, nie, n-naprawdę, to ja p-przepraszam - migotliwa w oczach panika, mieszała się ze wstydem i jednoczesną próbą utrzymania opanowania, które kruszyła się, jak spękane szkło pod butem.
Cofnęła się o krok, odwracając głowę w stronę, z której przyszła, potem znowu w dół, na wyczekującego Oniego, potem znowu na nieznajomego, jakby szukając oparcia w zastałej rzeczywistości, które finalnie wróciło do psa - my się znamy - wydukała w końcu, opuszczając wzrok, wdzięczna tym razem za długość rozpuszczonych włosów, które na moment przysłoniły załzawione oblicze. Odwracając uwagę od niej. Uniosła lekko drżącą dłoń, by blade paliczki zapleść nerwowo w czarnym puklu.
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Zobaczył z daleka jak ciemnowłosa dziewczyna przytula się do Oniego, zanurzając twarz i dłonie w gęstej, białej sierści. Pies na baby! Zdecydowanie miał większe powodzenia od niego, choć z pewnością nie można było powiedzieć o Yoshiro, aby należał do brzydkich. Wręcz przeciwnie, przyciągał uwagę, której wcale nie chciał. Na szczęście jednak większość japonek czuła się speszona jego wzrostem i posturą, więc najczęściej kończyło się tylko na głupkowatych uśmieszkach. Niemniej niektóre kobiety były natarczywe i to tylko ze względu na jego wygląd... lub zawód, który chyba niezmiennie kojarzył się im z seksownymi strażakami z kart dziwacznych kalendarzy. Nie zwracały uwagi, a nawet nie chciały wiedzieć, że w domu miał biblioteczkę książek, że lubił o świecie wychodzić z aparatem, że w dzień trenował ze swoimi zwierzakami, a wieczorem wtulał się w ich futro. Podobnie jak teraz dziewczyna, która właśnie złożyła ręce na futrze Onigiri.
Uśmiechnął się pod nosem. To ciekawe, że tak zareagowała na obecność psiaka. Większość osób bała się dużych psów, szczególnie im nieznajomych. W zasadzie mogła spróbować go odwołać do właściciela, jednak dobrze, że go przynajmniej przytrzymała. Nie wiadomo, czy drań by zaraz nie zaczął wesoło podskakiwać i dalej uciekać, myśląc, że to przednia zabawa.
Dopadł do uroczego obrazka przytulającej się dwójki, choć Yoshiemu osobiście nie było do śmiechu. Wierzył, że ten element treningu mają za sobą i był zły na siebie, bo przecież wystarczyło zabrać z domu tę głupią linkę. To nie wina psa, a jego i tego, że zbyt szybko zaczynał ufać. W tym wypadku możliwościom swojego zwierzaka i własnym umiejętnościom jako amatorskiego trenera.
Dziewczyna drgnęła, jakby zaskoczona jego nagłą obecnością, więc i pierwsze płynące słowa z ust mężczyzny dotyczyły przeprosin. Za zwierzę, ale w pewnym sensie i za przestraszenie jej. Czarnowłosa była nie do końca obecna w całej tej sytuacji, co wzbudziło czujność Iseia. Zdziwiło go załamanie głosu już w pierwszym wypowiedzianym przez nią zdaniu. Pomyślał wpierw, że może naprawdę aż tak przejęła się chwilowym przywłaszczeniem zwierzaka, który nieprzerwanie łasił się do niej, wywalając wesoło jęzor poza rozwarty pysk.
Yoshiro jednak nie umknęła spływająca po policzku łza, którą dziewczyna starała się natychmiast wytrzeć i schować zabłąkane spojrzenie za kurtyną pofalowanych włosów. Coś było nie w porządku i wzbudziło to w głowie Iseia alarm. Zmarszczył brwi, jednak wiedział, co robić.
— Hej, hej, bez nerwów, nie masz za co przepraszać. — Powiedział do niej spokojnym i głębokim tonem. Wiedział, jak uspokajać ludzi. Praca strażaka polegała nie tylko na gaszeniu ognia i bohaterskim wynoszeniu ludzi z budynków. Równie ważnym elementem jego pracy było uspokajanie poszkodowanych, będących w szoku po stracie dobytku, domowych pupili, często bliskich. Będących rannych, poparzonych i w szoku. Doznających ataków paniki, załamania nerwowego, szaleńczego śmiechu lub nieposkromionego gniewu.
Nie mógł zobaczyć twarzy dziewczyny zarówno ze względu na jej niewielki wzrost, jak i próby skrzętnego ukrycia swoich uczuć. Pochylił tułów i oparł dłonie o własne kolana, by zrównać z nieznajomą linię wzroku. Przekręcił głowę do boku, aby móc lepiej dostrzec, jakie emocje przebiegają po jej twarzy. Patrzył na nią z uwagą, jednak starając się nadać wyrazowi własnej twarzy pogodny wyraz.
— Czy wszystko w porządku? — Nie mógł założyć odpowiedzi na nią. Musiał poczekać na to, co sama mu powie. Nie wiedział, co się dzieje, poza tym, że widział, jak dziewczyną targają emocje. W tym momencie nic jej nie groziło, ale co się działo, lub mogło wydarzyć, gdy wróci do domu albo pracy? Dlaczego pękała przed nim jak kruche szkło po wypowiedzeniu zaledwie kilku słów? — Powiedz mi, proszę. — Umieścił jasne spojrzenie w jej oczach, nie pozwalając jej przed nim uciec. Nie ruszył się jednak. Stał spokojnie, schylony i wsparty na kolanach, aby nad nią nie górować. Nie onieśmielać jej, a móc ją wesprzeć w najwyraźniej jakimś trudnym dla niej momencie.
Przez chwilę spojrzała w kierunku, z którego przyszła, jakby chciała prysnąć. Zapewne spróbowałby ją zatrzymać, upewnić się, że jest bezpieczna. Pomimo tego, że Yoshiro pracował w zawodzie już od kilku lat, wciąż nie potrafił emocjonalnie odcinać się od ludzi. Zresztą jak miałby to zrobić? Swoje obowiązki rozumiał w ten sposób, że obcych powinien traktować z szacunkiem i ciepłem, czego nie mógłby robić, nie wzbudzając w sobie jakiegoś rodzaju współodczuwania.
Nieco odetchnął na późniejsze słowa dziewczęcia, choć jej wyznanie sprawiło, że otworzył szerzej oczy. Na chwilę opuścił głowę, a fale i drobne loczki ciemnych włosów zakryły oddech ulgi. Gdy wrócił spojrzeniem do nieznajomej, uśmiechnął się kącikami oczu. W życiu jej nie widział, a raczej miał dobrą pamięć do twarzy. Tym samym nie było opcji, aby Onigiri i nieznajoma mogli się znać.
— Właśnie widzę, że ten łobuz się szybko z Tobą zaznajomił! — Z jego ust wydobył się krótki śmiech, po czym się wyprostował. Wciąż jednak zerkał na zachowanie dziewczyny, której dłoń drżała przy poprawianiu włosów.
@Ejiri Carei
Uśmiechnął się pod nosem. To ciekawe, że tak zareagowała na obecność psiaka. Większość osób bała się dużych psów, szczególnie im nieznajomych. W zasadzie mogła spróbować go odwołać do właściciela, jednak dobrze, że go przynajmniej przytrzymała. Nie wiadomo, czy drań by zaraz nie zaczął wesoło podskakiwać i dalej uciekać, myśląc, że to przednia zabawa.
Dopadł do uroczego obrazka przytulającej się dwójki, choć Yoshiemu osobiście nie było do śmiechu. Wierzył, że ten element treningu mają za sobą i był zły na siebie, bo przecież wystarczyło zabrać z domu tę głupią linkę. To nie wina psa, a jego i tego, że zbyt szybko zaczynał ufać. W tym wypadku możliwościom swojego zwierzaka i własnym umiejętnościom jako amatorskiego trenera.
Dziewczyna drgnęła, jakby zaskoczona jego nagłą obecnością, więc i pierwsze płynące słowa z ust mężczyzny dotyczyły przeprosin. Za zwierzę, ale w pewnym sensie i za przestraszenie jej. Czarnowłosa była nie do końca obecna w całej tej sytuacji, co wzbudziło czujność Iseia. Zdziwiło go załamanie głosu już w pierwszym wypowiedzianym przez nią zdaniu. Pomyślał wpierw, że może naprawdę aż tak przejęła się chwilowym przywłaszczeniem zwierzaka, który nieprzerwanie łasił się do niej, wywalając wesoło jęzor poza rozwarty pysk.
Yoshiro jednak nie umknęła spływająca po policzku łza, którą dziewczyna starała się natychmiast wytrzeć i schować zabłąkane spojrzenie za kurtyną pofalowanych włosów. Coś było nie w porządku i wzbudziło to w głowie Iseia alarm. Zmarszczył brwi, jednak wiedział, co robić.
— Hej, hej, bez nerwów, nie masz za co przepraszać. — Powiedział do niej spokojnym i głębokim tonem. Wiedział, jak uspokajać ludzi. Praca strażaka polegała nie tylko na gaszeniu ognia i bohaterskim wynoszeniu ludzi z budynków. Równie ważnym elementem jego pracy było uspokajanie poszkodowanych, będących w szoku po stracie dobytku, domowych pupili, często bliskich. Będących rannych, poparzonych i w szoku. Doznających ataków paniki, załamania nerwowego, szaleńczego śmiechu lub nieposkromionego gniewu.
Nie mógł zobaczyć twarzy dziewczyny zarówno ze względu na jej niewielki wzrost, jak i próby skrzętnego ukrycia swoich uczuć. Pochylił tułów i oparł dłonie o własne kolana, by zrównać z nieznajomą linię wzroku. Przekręcił głowę do boku, aby móc lepiej dostrzec, jakie emocje przebiegają po jej twarzy. Patrzył na nią z uwagą, jednak starając się nadać wyrazowi własnej twarzy pogodny wyraz.
— Czy wszystko w porządku? — Nie mógł założyć odpowiedzi na nią. Musiał poczekać na to, co sama mu powie. Nie wiedział, co się dzieje, poza tym, że widział, jak dziewczyną targają emocje. W tym momencie nic jej nie groziło, ale co się działo, lub mogło wydarzyć, gdy wróci do domu albo pracy? Dlaczego pękała przed nim jak kruche szkło po wypowiedzeniu zaledwie kilku słów? — Powiedz mi, proszę. — Umieścił jasne spojrzenie w jej oczach, nie pozwalając jej przed nim uciec. Nie ruszył się jednak. Stał spokojnie, schylony i wsparty na kolanach, aby nad nią nie górować. Nie onieśmielać jej, a móc ją wesprzeć w najwyraźniej jakimś trudnym dla niej momencie.
Przez chwilę spojrzała w kierunku, z którego przyszła, jakby chciała prysnąć. Zapewne spróbowałby ją zatrzymać, upewnić się, że jest bezpieczna. Pomimo tego, że Yoshiro pracował w zawodzie już od kilku lat, wciąż nie potrafił emocjonalnie odcinać się od ludzi. Zresztą jak miałby to zrobić? Swoje obowiązki rozumiał w ten sposób, że obcych powinien traktować z szacunkiem i ciepłem, czego nie mógłby robić, nie wzbudzając w sobie jakiegoś rodzaju współodczuwania.
Nieco odetchnął na późniejsze słowa dziewczęcia, choć jej wyznanie sprawiło, że otworzył szerzej oczy. Na chwilę opuścił głowę, a fale i drobne loczki ciemnych włosów zakryły oddech ulgi. Gdy wrócił spojrzeniem do nieznajomej, uśmiechnął się kącikami oczu. W życiu jej nie widział, a raczej miał dobrą pamięć do twarzy. Tym samym nie było opcji, aby Onigiri i nieznajoma mogli się znać.
— Właśnie widzę, że ten łobuz się szybko z Tobą zaznajomił! — Z jego ust wydobył się krótki śmiech, po czym się wyprostował. Wciąż jednak zerkał na zachowanie dziewczyny, której dłoń drżała przy poprawianiu włosów.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Zacisk w piersi, a zmianę z uporczywym kołataniem, wprowadzał Carei w ciężkie do rozgryzienia rozchwianie. Z jednej strony ze wszystkich sił starała się uspokoić rozedrganie i temu pomóc miał chłód poranka oraz wyjście z mieszkania. Z drugiej, w obliczu tulącego się z taką rozanieloną czułością zwierzaka, emocje burzyły się, dopominając uwolnienia. Nie miała pojęcia, w którą stronę wypchnąć ciało, gdy otaczająca ją rzeczywistość, serwowała tchnienia z każdej. Płynące łzy, łatwiej było ukryć w psim futrze. Ich słona wilgoć, ledwie widocznie znaczyła biel sierści, skutecznie obejmując tajemnicą kołyszący pod skórą strach. Ten odległy, bo ciągnięty z przeszłości. I mimo to - paskudnie realny. Tak, jak realny zdawał się koszmar, gdy przełykała ślinę o fantomowym posmaku krwi. Nikt nie wiedział, jak głęboko tkwiła w objęciu potwora z przeszłości. I jak bardzo nie chciała, by ktoś się o tym dowiedział.
I tak bardzo jak chciała, by czyjeś ramiona dały jej teraz schronienie, tak z przerażeniem doskonale wiedziała, jak bardzo tego samego się bała.
Nie zakładała w zamglonej kalkulacji interakcji z kimkolwiek. Ujęciu przewidywania umykał fakt, że tak wczesna pora kusić mogła inaczej, niż założony przez wymęczony umysł cel. Ignorowała ewentualność cudzej obecności, tak, jak zaspana myśl zapominała o zabraniu nawet telefonu. Zderzenie z faktami, następowało wolno. Wpierw, przez miękkość psiego futra, potem na - oczywiste - zainteresowanie psiego właściciela. Prawdopodobnie, rzeczywiście powinna była co najmniej darzyć stosowną nieufnością cudzego zwierzaka. Pozbawiona jednak chwilowo podobnego instynktu, przytłoczona własną kawalkadą uczuć. Ale była i w tym rzeczywiste poznanie intencji, z jaką pojawiła się przy niej bieląca sierścią kulka.
Ta męska obecność, chociaż w pierwotnym tchnieniu, wywołała czujne spięcie, nie powitała ją złością, ani tym bardziej oskarżeniem o podkradanie uwagi zwierzaka. A eskalująca do tej pory mieszanka strachu i wstydu, zatrzymała pęd, rozbijając się o spokój padających słów.
- To... pana pies - nie pytała. Stwierdzała oczywistość, która miała być w jej postrzeganiu też odpowiedzią, dlaczego w pierwszej kolejności rzucała przeprosinami. Ale głębiej miała świadomość, że przepraszała właściwie za wszystko, czego był świadkiem za jej przyczyną. I przepraszała za siebie. I byłaby odetchnęła, wypuszczając skołtunioną mieszankę powietrza i napięcia z płuc, ale nieznajomy ponownie zaskoczył. Początkowo drgnęła, w półkroku cofając się, gdy pochylił się, równając i poziom spojrzeń. Nie wyciągnął ku niej rąk, co ciało potraktowało ugodowa, nie wszczynając alarmu. Potrzebowała więc chwili, by zamrugać, łapiąc w końcu intencję.
Nie chciał jej wystraszyć
Myśl jak rozpalona iskra, zajaśniało z nagła konkluzją, że podchodził do niej trochę, jak do dzikiego, być może rannego stworzenia, które groziło nagłą ucieczką. A nawet jeśli wciąż czuła szarpiące niepokojem struny, to zachowanie chłopaka, co najmniej zatrzymało panikę i próbę szybkiej ewakuacji.
- Nie... - usłyszała słabość własnego głosu - to znaczy tak - poprawiła się prędko, ale umilkła równie szybko, gdy ujął we własnej tarczy źrenic, tę dużo ciemniejszą, płochliwą, otoczoną czerwieniejącymi od łez powiekami. Umknęła wzrokiem z trudem, chwytając moment, gdy zerknął w bok. Ona sama czuła jak w gardle zbiera się suchość - T-to nic. Naprawdę - zaczęła słabo - Nic, czym powinien się pan martwić - dodała już bez jąkania, dając oparcie spojrzeniu, które opadło na rozanielonego psiaka, który zdążył z jakąś powagą przysłuchiwać się wymianie słów. Tak, jakby rozumiał intencję. Dawał też okazję, by naprawdę odciągnęła uwagę nieznajomego od niej samej, od niekonwencjonalnego - dla publicznego widoku - zachowania.
Pokręciła głową, wypuszczając zaciśnięte pasmo włosów, pozwalając, by opadło odrobinę potarganym wodospadem czerni na ramię - Naprawdę się znamy - podkreśliła wyraźniej, raz jeszcze zginając kolana, by samej pochylić się nad psem - rysowałam go w schronisku - doprecyzowała, mrugając tak szybko, że osiadłe na rzęsach krople, opadły na policzek. Tym razem jednak, bez pozwolenia, nie wsunęła dłoni na psi łeb w dedykowanej pieszczocie - pewnie dlatego podbiegł. Rozpoznał mnie - wciąż nie patrzyła na chłopaka, dopiero po chwili, gdy oddech wyrównał się, i pewność, że łzy nie popłynął niezależnie od jej woli, uniosła głowę i odsunęła się, robiąc miejsce właścicielowi - Cieszę się, że znalazł dom.
@Isei Yoshiro
I tak bardzo jak chciała, by czyjeś ramiona dały jej teraz schronienie, tak z przerażeniem doskonale wiedziała, jak bardzo tego samego się bała.
Nie zakładała w zamglonej kalkulacji interakcji z kimkolwiek. Ujęciu przewidywania umykał fakt, że tak wczesna pora kusić mogła inaczej, niż założony przez wymęczony umysł cel. Ignorowała ewentualność cudzej obecności, tak, jak zaspana myśl zapominała o zabraniu nawet telefonu. Zderzenie z faktami, następowało wolno. Wpierw, przez miękkość psiego futra, potem na - oczywiste - zainteresowanie psiego właściciela. Prawdopodobnie, rzeczywiście powinna była co najmniej darzyć stosowną nieufnością cudzego zwierzaka. Pozbawiona jednak chwilowo podobnego instynktu, przytłoczona własną kawalkadą uczuć. Ale była i w tym rzeczywiste poznanie intencji, z jaką pojawiła się przy niej bieląca sierścią kulka.
Ta męska obecność, chociaż w pierwotnym tchnieniu, wywołała czujne spięcie, nie powitała ją złością, ani tym bardziej oskarżeniem o podkradanie uwagi zwierzaka. A eskalująca do tej pory mieszanka strachu i wstydu, zatrzymała pęd, rozbijając się o spokój padających słów.
- To... pana pies - nie pytała. Stwierdzała oczywistość, która miała być w jej postrzeganiu też odpowiedzią, dlaczego w pierwszej kolejności rzucała przeprosinami. Ale głębiej miała świadomość, że przepraszała właściwie za wszystko, czego był świadkiem za jej przyczyną. I przepraszała za siebie. I byłaby odetchnęła, wypuszczając skołtunioną mieszankę powietrza i napięcia z płuc, ale nieznajomy ponownie zaskoczył. Początkowo drgnęła, w półkroku cofając się, gdy pochylił się, równając i poziom spojrzeń. Nie wyciągnął ku niej rąk, co ciało potraktowało ugodowa, nie wszczynając alarmu. Potrzebowała więc chwili, by zamrugać, łapiąc w końcu intencję.
Nie chciał jej wystraszyć
Myśl jak rozpalona iskra, zajaśniało z nagła konkluzją, że podchodził do niej trochę, jak do dzikiego, być może rannego stworzenia, które groziło nagłą ucieczką. A nawet jeśli wciąż czuła szarpiące niepokojem struny, to zachowanie chłopaka, co najmniej zatrzymało panikę i próbę szybkiej ewakuacji.
- Nie... - usłyszała słabość własnego głosu - to znaczy tak - poprawiła się prędko, ale umilkła równie szybko, gdy ujął we własnej tarczy źrenic, tę dużo ciemniejszą, płochliwą, otoczoną czerwieniejącymi od łez powiekami. Umknęła wzrokiem z trudem, chwytając moment, gdy zerknął w bok. Ona sama czuła jak w gardle zbiera się suchość - T-to nic. Naprawdę - zaczęła słabo - Nic, czym powinien się pan martwić - dodała już bez jąkania, dając oparcie spojrzeniu, które opadło na rozanielonego psiaka, który zdążył z jakąś powagą przysłuchiwać się wymianie słów. Tak, jakby rozumiał intencję. Dawał też okazję, by naprawdę odciągnęła uwagę nieznajomego od niej samej, od niekonwencjonalnego - dla publicznego widoku - zachowania.
Pokręciła głową, wypuszczając zaciśnięte pasmo włosów, pozwalając, by opadło odrobinę potarganym wodospadem czerni na ramię - Naprawdę się znamy - podkreśliła wyraźniej, raz jeszcze zginając kolana, by samej pochylić się nad psem - rysowałam go w schronisku - doprecyzowała, mrugając tak szybko, że osiadłe na rzęsach krople, opadły na policzek. Tym razem jednak, bez pozwolenia, nie wsunęła dłoni na psi łeb w dedykowanej pieszczocie - pewnie dlatego podbiegł. Rozpoznał mnie - wciąż nie patrzyła na chłopaka, dopiero po chwili, gdy oddech wyrównał się, i pewność, że łzy nie popłynął niezależnie od jej woli, uniosła głowę i odsunęła się, robiąc miejsce właścicielowi - Cieszę się, że znalazł dom.
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
— Żaden ze mnie pan. Isei Yoshiro. — Skłonił głowę pokrytą falami włosów w stronę jeszcze nieznajomej. Dziewczyna była wyraźnie spłoszona — jakby się w ogóle nie spodziewała kogokolwiek tutaj spotkać. Niestety, Yoshiro jako to niepotrzebne piąte koło u wozu i właściciel psa, zupełnie niepotrzebnie zaburzył wylewne przywitanie kobiety i jego nieposłusznego futrzaka. W rzeczywistości nie mógłby się gniewać na żadne z nich. Pies był wniebowzięty z powodu każdego, nawet delikatnego dziewczęcego dotknięcia, a ona sama najwyraźniej bardziej potrzebowała kojącej obecności zwierzaka niż Isei jego niezłomnego posłuszeństwa.
— Widzę, że całkiem Cię wzruszyło to spotkanie z Onim. — Uśmiechnął się lekko i łagodnie, dając jej furtkę na wybrnięcie z zapewne krępującej dla niej sytuacji. Widział, jak bardzo była smutna i rozkojarzona, ale przecież nie musiała mu się od razu spowiadać ze wszystkich swoich trosk. Nie zmieniało to jednak faktu, że z jakiegoś powodu zasmucona dziewczyna go poruszyła i chciał, żeby poczuła się lepiej. Rozmawiała z nim w zasadzie całkiem normalnie ani nie wydawała się czymś konkretnym wystraszona. Tym samym wcześniejsze myśli Yoshiro o tym, że dziewczyna mogła być w niebezpieczeństwie, uspokoiły się. Sięgnął więc po to, co przychodziło mu z łatwością i było dla niego jak druga skóra, czyli poczucie humoru. Jednocześnie nie udawał, że nie dostrzega tego, co się z nią dzieje. — Podejrzewam, że to podziała lepiej niż psie futro. — Wysunął w jej kierunku paczkę chusteczek. — Natomiast jeśli tylko będziesz chciała, to chętnie Cię wysłucham. — Próbował ponownie złapać jej zapłakane, jednak jaśniejące głębokim brązem spojrzenie w odcieniu tygrysiego oka w swoje ciepłe, mieniące się dla odmiany wieloma różnymi kolorami tęczówki. Jego zainteresowanie najwyraźniej przyszpiliło kobietę do podłoża, co mogło oznaczać dwie rzeczy. Wystraszył ją na tyle, że aż zamarła albo, że jednak porzuciła nagłą chęć ucieczki. Yoshiro stawiał na to drugie, ponieważ dostrzegł cień rozluźnienia i opanowania w coraz mniej rozedrganym głosie długowłosej. — Szczególnie że chyba nie uda mi się szybko odciągnąć Oniego od Ciebie. Możesz go głaskać do woli. — Widząc, jak pies na nią patrzył z nabożnym zainteresowaniem, uśmiechnął się z rozbawieniem jednym kącikiem ust, unosząc przy tym policzek, co mogło wyglądać jak przypadkowo puszczone oczko.
Dziewczyna po raz kolejny kucnęła obok psa, pozwalając, aby jej czarne włosy rozsypały się na smukłe ramiona i białą sierść, tworząc tym samym pełen kontrastu, malowniczy obraz.
— Naprawdę? To Ty narysowałaś Onigiri? — Spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem, jednak od razu uwierzył w to, co powiedziała. W końcu w jego mieszkaniu stał fizyczny dowód jej słów.
— W takim razie jesteś Ejiri-kun, prawda? — Sięgnął po komórkę leżącą w kieszeni kurtki i otworzył galerię zdjęć. Szybko znalazł zdjęcie oprawionego w ramkę szkicu. Ponownie pochylił się do dziewczyny i odwrócił telefon ku już odrobinę bardziej znajomej brunetce. — Wielokrotnie patrzyłem na podpis pod rysunkiem i zastanawiałem się, kim jest artysta. A w tym momencie autorka jest tuż przede mną! — Uśmiechnął się szeroko, mając nadzieję, że to nietypowe spotkanie może i jej poprawi nieco humor. Dla niego z pewnością było niezwykle zaskakujące, ale też ekscytujące. Jak często zdarzają się takie sytuacje, że ścieżki dwojga ludzi, których już coś łączy, przecinają się, a los daje im niepowtarzalną okazję na poznanie się?
— Dzięki akcji z rysunkami w ogóle dowiedziałem się o możliwości adopcji tego smyka. Dziękuję! — Machnął wolną ręką w stronę psa, nie zauważając, że tym samym dotknął lekko ekranu, a zdjęcie się zmieniło. Widząc jakąś mikroskopijną zmianę na twarzy Ejiri zerknął na ekran i szybko go wyłączył.
— A to akurat była Sashi, moja kotka. — Powiedział jak gdyby nigdy nic, zupełnie ignorując pozostałą część fotografii, jednak prostując się i wrzucając pospiesznie telefon z powrotem do kieszeni. — W sumie to Sashimi. Wiesz, Onigiri i Sashimi, taki mały, kulinarny żart.
Yoshiro rozejrzał się dookoła, próbując po prostu chwilowo nie patrzeć w dziewczęce oczy, mając nadzieję, że zaraz nie ucieknie przez jego pomyłkę. Stali tuż koło parkowej drogi, którą właśnie zbliżała się do nich kawiarenka rowerowa — była to jego szansa na taktyczne odwrócenie uwagi ich obojga. U tego sprzedawcy już niejednokrotnie zamawiał kawę po treningu z Onim lub po własnym treningu. Z racji swojego zawodu musiał dbać o zdrowie i sprawność fizyczną, co jednak nie było dla niego problemem. Najzwyczajniej w świecie bardzo lubił ćwiczyć i dawało mu to odpowiedni zastrzyk endorfin i zadowolenia ze wzmacniania swojego ciała. Kiwnął ręką do znajomego sprzedawcy, żeby się zatrzymał.
— Dzień dobry! Czy mogę już coś u Pana zamówić? — Sprzedawca tylko przytaknął mu z uśmiechem.
— Ejiri-kun, czego się napijesz? Kawy, herbaty, czekolady? Chociaż tak Ci podziękuję za ten wspaniały obrazek. — Spojrzał na jasną i szczuplutką twarz zarazem ze zdecydowaniem, jak i prośbą. W zasadzie już postanowił, że chce jej coś kupić do picia i tym samym mieć pretekst do dłuższej rozmowy. Niemniej bardzo chciał też zobaczyć w wyrazie jej twarzy, że nie spędzi czasu z nim z przymusu i zgodzi się na wypicie kubka ciepłego napoju o poranku.
@Ejiri Carei
— Widzę, że całkiem Cię wzruszyło to spotkanie z Onim. — Uśmiechnął się lekko i łagodnie, dając jej furtkę na wybrnięcie z zapewne krępującej dla niej sytuacji. Widział, jak bardzo była smutna i rozkojarzona, ale przecież nie musiała mu się od razu spowiadać ze wszystkich swoich trosk. Nie zmieniało to jednak faktu, że z jakiegoś powodu zasmucona dziewczyna go poruszyła i chciał, żeby poczuła się lepiej. Rozmawiała z nim w zasadzie całkiem normalnie ani nie wydawała się czymś konkretnym wystraszona. Tym samym wcześniejsze myśli Yoshiro o tym, że dziewczyna mogła być w niebezpieczeństwie, uspokoiły się. Sięgnął więc po to, co przychodziło mu z łatwością i było dla niego jak druga skóra, czyli poczucie humoru. Jednocześnie nie udawał, że nie dostrzega tego, co się z nią dzieje. — Podejrzewam, że to podziała lepiej niż psie futro. — Wysunął w jej kierunku paczkę chusteczek. — Natomiast jeśli tylko będziesz chciała, to chętnie Cię wysłucham. — Próbował ponownie złapać jej zapłakane, jednak jaśniejące głębokim brązem spojrzenie w odcieniu tygrysiego oka w swoje ciepłe, mieniące się dla odmiany wieloma różnymi kolorami tęczówki. Jego zainteresowanie najwyraźniej przyszpiliło kobietę do podłoża, co mogło oznaczać dwie rzeczy. Wystraszył ją na tyle, że aż zamarła albo, że jednak porzuciła nagłą chęć ucieczki. Yoshiro stawiał na to drugie, ponieważ dostrzegł cień rozluźnienia i opanowania w coraz mniej rozedrganym głosie długowłosej. — Szczególnie że chyba nie uda mi się szybko odciągnąć Oniego od Ciebie. Możesz go głaskać do woli. — Widząc, jak pies na nią patrzył z nabożnym zainteresowaniem, uśmiechnął się z rozbawieniem jednym kącikiem ust, unosząc przy tym policzek, co mogło wyglądać jak przypadkowo puszczone oczko.
Dziewczyna po raz kolejny kucnęła obok psa, pozwalając, aby jej czarne włosy rozsypały się na smukłe ramiona i białą sierść, tworząc tym samym pełen kontrastu, malowniczy obraz.
— Naprawdę? To Ty narysowałaś Onigiri? — Spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem, jednak od razu uwierzył w to, co powiedziała. W końcu w jego mieszkaniu stał fizyczny dowód jej słów.
— W takim razie jesteś Ejiri-kun, prawda? — Sięgnął po komórkę leżącą w kieszeni kurtki i otworzył galerię zdjęć. Szybko znalazł zdjęcie oprawionego w ramkę szkicu. Ponownie pochylił się do dziewczyny i odwrócił telefon ku już odrobinę bardziej znajomej brunetce. — Wielokrotnie patrzyłem na podpis pod rysunkiem i zastanawiałem się, kim jest artysta. A w tym momencie autorka jest tuż przede mną! — Uśmiechnął się szeroko, mając nadzieję, że to nietypowe spotkanie może i jej poprawi nieco humor. Dla niego z pewnością było niezwykle zaskakujące, ale też ekscytujące. Jak często zdarzają się takie sytuacje, że ścieżki dwojga ludzi, których już coś łączy, przecinają się, a los daje im niepowtarzalną okazję na poznanie się?
— Dzięki akcji z rysunkami w ogóle dowiedziałem się o możliwości adopcji tego smyka. Dziękuję! — Machnął wolną ręką w stronę psa, nie zauważając, że tym samym dotknął lekko ekranu, a zdjęcie się zmieniło. Widząc jakąś mikroskopijną zmianę na twarzy Ejiri zerknął na ekran i szybko go wyłączył.
— A to akurat była Sashi, moja kotka. — Powiedział jak gdyby nigdy nic, zupełnie ignorując pozostałą część fotografii, jednak prostując się i wrzucając pospiesznie telefon z powrotem do kieszeni. — W sumie to Sashimi. Wiesz, Onigiri i Sashimi, taki mały, kulinarny żart.
Yoshiro rozejrzał się dookoła, próbując po prostu chwilowo nie patrzeć w dziewczęce oczy, mając nadzieję, że zaraz nie ucieknie przez jego pomyłkę. Stali tuż koło parkowej drogi, którą właśnie zbliżała się do nich kawiarenka rowerowa — była to jego szansa na taktyczne odwrócenie uwagi ich obojga. U tego sprzedawcy już niejednokrotnie zamawiał kawę po treningu z Onim lub po własnym treningu. Z racji swojego zawodu musiał dbać o zdrowie i sprawność fizyczną, co jednak nie było dla niego problemem. Najzwyczajniej w świecie bardzo lubił ćwiczyć i dawało mu to odpowiedni zastrzyk endorfin i zadowolenia ze wzmacniania swojego ciała. Kiwnął ręką do znajomego sprzedawcy, żeby się zatrzymał.
— Dzień dobry! Czy mogę już coś u Pana zamówić? — Sprzedawca tylko przytaknął mu z uśmiechem.
— Ejiri-kun, czego się napijesz? Kawy, herbaty, czekolady? Chociaż tak Ci podziękuję za ten wspaniały obrazek. — Spojrzał na jasną i szczuplutką twarz zarazem ze zdecydowaniem, jak i prośbą. W zasadzie już postanowił, że chce jej coś kupić do picia i tym samym mieć pretekst do dłuższej rozmowy. Niemniej bardzo chciał też zobaczyć w wyrazie jej twarzy, że nie spędzi czasu z nim z przymusu i zgodzi się na wypicie kubka ciepłego napoju o poranku.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Zamrugała, słysząc, ze nieznajomy tak prędko odsłonił tożsamość. Z wychowaną uprzejmością, pochyliła się lekko, witając chłopaka. W natłoku wrażeń, które - w teorii - zostawiła w mieszkaniu, pod przykrywka nocy, jakoś umknęły ze świadomości, że sama powinna była odwdzięczyć się tym samym. Wracała jej względna jasność myślenia, wypuszczając do pakietu zachowań - niezręczność. Ustępował paraliżujący strach, rozmywał się (być może równo ze łzami) dojmujący smutek, ale pęczniała świadomość, że tak łatwo odsłoniła się na cudzą uwagę. Chłód, który początkowo wydawał się tak potrzebny, teraz wnikał pod skórę ścieżkami, jakich nie przewidywała. I nawet jeśli docierała ku niej świadomość, że już nie-nieznajomy, raczej z troską podchodził do obcej, nie chcąc spłoszyć i tak rozchwianego zachowania - czuła napierająca potrzebę - zniknięcia. Nawet przy założeniu, że zmierzyć się miała z pozostałościami koszmaru w rozrzuconej i porzuconej w nieładzie pościeli. Zmęczenie - to emocjami, brakiem rzeczywistego snu i pulsującej w skroniach naleciałości migreny - wgryzało się w barki, żądając - ukojenia. Którego teraz, nie umiała uzupełnić.
Kiwnęła głową, starając się nawet uśmiechać blado, znowu woląc nie odzywać się, gdy wiedziała, jak kłamstwo słabo jej wychodził - nawet z podpowiedzią. Na ile było to możliwe, umykała spojrzeniu, które nienachalnie śledziło jej profil, prawdopodobnie doszukując się śladów doznanej krzywdy. Nie wiedziałaby nawet jak wytłumaczyć, że ta zadziała się w koszmarze. I związana była wyłącznie z przeszłością. Być może dlatego, pochyliła głowę po raz trzeci, tym razem w podziękowaniu za oferowane chusteczki. Im mocniej wracała jej świadomość okoliczności, tym dyskomfort tłoczył się do krwi żywiej. Było jej głupio, przecierając załzawione policzki i wciąż wilgotne powieki, pozbawione jakiegokolwiek makijażu. Dreszcze strachu, wygasały, pozostawiając ją - bardziej pustą.
- Dziękuję - odezwała się w końcu, oddając pozostałe w paczce chusteczki, a zużytą, zaciskając między palcami - Nie trzeba, dziękuję - dodała, dla pewności, że nie będzie doszukiwał się opowieści. Nie wydawał się jednak naciskać, pozostawiając jej, całkowita swobodę z utrzymaniem tajemnic daleko, poza cudzym zasięgiem. Dopiero tak wyraźne pozwolenie o dostępności do łaszącego się psiaka, wywołało w niej jaśniejszy błysk. Pochyliła się ponownie, kucając przy zwierzaki i powtarzając wstrzymaną wcześniej praktykę. Wsunęła palce najpierw przez nasadę psiego nosa, między sterczące uszy i w końcu lądując na karku. łatwiej jej było nawet odpowiadać, gdy bielący się futrzak, z taka uwagą angażował się w okazywanie jej swojego zainteresowania.
- Tak, ale nie tylko jego. Była taka akcja... chciałam pomóc. Tam pracuje też mój przyjaciel - tłumaczyła spokojnie, dopiero przy finału unosząc na moment wzrok. W kolejnej chwili, źrenice rozszerzyły się, wkraplając w czerniący się brąz - wstyd. Jak przez mgłę przypominając sobie - że chłopak już wcześniej przedstawił personalia - Tak, Ejiri Carei - pochyliła głowę , niemal dotykając czołem onigirowego futra - formalności nie są potrzebne - podkreśliła słabym uśmiechem, chcąc złagodzić poczucie winy o własnej nietaktowności - zbieg okoliczności - te bywały dość zaskakujące i nawet się nie dziwiła. Chociaż prawdopodobieństwo, że spotka akurat nowego właściciela ze zwierzakiem, któremu talentem mogła pomóc znaleźć dom - było pokrzepiające. Zastanawiała się nawet, na ile - uczestniczyli w takich sytuacjach bogowie. Szacunek do ich decyzji, wpoiła jej jeszcze babcia. Bez pośpiechu zerknęła na podsunięty wyświetlacz telefonu i widniejący dowód prawdziwości jej słów - wtedy też próbował się łasić - przypomniała sobie, chcąc nawet kontynuować myśl. Uniemożliwiła jej to nagła zmiana na ekranie, na której widok mimowolnie wciągnęła powietrze, sekundę za długo patrząc na jego zawartość, potem odwracając głowę z bolesnym zawstydzeniem - Ładna - kotka - też mam kota - dodała, niemal na zakładkę, nie chcąc nawet cieniem słów nawiązać do pozostałych widoków.
Początkowo, widząc zamiar chłopaka, tylko pokręciła głową. Ale - w jakiś sposób czuła, ze nie powinna tak brzydko ucinać nieoczekiwanego spotkania - herbata wystarczy - zgodziła się finalnie. Chłód poranka, rzeczywiście silniej przypominał o swojej mocy i o tym, że nie ubrała się wystarczająco do pogody - stosownie - naprawdę nie musisz za to dziękować. Cieszę się, że Oni znalazł dom. Mam nadzieję, że pozostałe zwierzaki, też szybko znajdą taki - podniosła się, prostując ciało, przyglądając się, jak Isei zamawia dla nich napoje - Mogę usiąść tam na ławce i zaczekać z Onim - zawahała się, ale uśmiechnęła swobodniej - obiecuję nie uciekać - dodała, nawiązując cienkim żartem, do swojego wcześniejszego zachowania.
@Isei Yoshiro
Kiwnęła głową, starając się nawet uśmiechać blado, znowu woląc nie odzywać się, gdy wiedziała, jak kłamstwo słabo jej wychodził - nawet z podpowiedzią. Na ile było to możliwe, umykała spojrzeniu, które nienachalnie śledziło jej profil, prawdopodobnie doszukując się śladów doznanej krzywdy. Nie wiedziałaby nawet jak wytłumaczyć, że ta zadziała się w koszmarze. I związana była wyłącznie z przeszłością. Być może dlatego, pochyliła głowę po raz trzeci, tym razem w podziękowaniu za oferowane chusteczki. Im mocniej wracała jej świadomość okoliczności, tym dyskomfort tłoczył się do krwi żywiej. Było jej głupio, przecierając załzawione policzki i wciąż wilgotne powieki, pozbawione jakiegokolwiek makijażu. Dreszcze strachu, wygasały, pozostawiając ją - bardziej pustą.
- Dziękuję - odezwała się w końcu, oddając pozostałe w paczce chusteczki, a zużytą, zaciskając między palcami - Nie trzeba, dziękuję - dodała, dla pewności, że nie będzie doszukiwał się opowieści. Nie wydawał się jednak naciskać, pozostawiając jej, całkowita swobodę z utrzymaniem tajemnic daleko, poza cudzym zasięgiem. Dopiero tak wyraźne pozwolenie o dostępności do łaszącego się psiaka, wywołało w niej jaśniejszy błysk. Pochyliła się ponownie, kucając przy zwierzaki i powtarzając wstrzymaną wcześniej praktykę. Wsunęła palce najpierw przez nasadę psiego nosa, między sterczące uszy i w końcu lądując na karku. łatwiej jej było nawet odpowiadać, gdy bielący się futrzak, z taka uwagą angażował się w okazywanie jej swojego zainteresowania.
- Tak, ale nie tylko jego. Była taka akcja... chciałam pomóc. Tam pracuje też mój przyjaciel - tłumaczyła spokojnie, dopiero przy finału unosząc na moment wzrok. W kolejnej chwili, źrenice rozszerzyły się, wkraplając w czerniący się brąz - wstyd. Jak przez mgłę przypominając sobie - że chłopak już wcześniej przedstawił personalia - Tak, Ejiri Carei - pochyliła głowę , niemal dotykając czołem onigirowego futra - formalności nie są potrzebne - podkreśliła słabym uśmiechem, chcąc złagodzić poczucie winy o własnej nietaktowności - zbieg okoliczności - te bywały dość zaskakujące i nawet się nie dziwiła. Chociaż prawdopodobieństwo, że spotka akurat nowego właściciela ze zwierzakiem, któremu talentem mogła pomóc znaleźć dom - było pokrzepiające. Zastanawiała się nawet, na ile - uczestniczyli w takich sytuacjach bogowie. Szacunek do ich decyzji, wpoiła jej jeszcze babcia. Bez pośpiechu zerknęła na podsunięty wyświetlacz telefonu i widniejący dowód prawdziwości jej słów - wtedy też próbował się łasić - przypomniała sobie, chcąc nawet kontynuować myśl. Uniemożliwiła jej to nagła zmiana na ekranie, na której widok mimowolnie wciągnęła powietrze, sekundę za długo patrząc na jego zawartość, potem odwracając głowę z bolesnym zawstydzeniem - Ładna - kotka - też mam kota - dodała, niemal na zakładkę, nie chcąc nawet cieniem słów nawiązać do pozostałych widoków.
Początkowo, widząc zamiar chłopaka, tylko pokręciła głową. Ale - w jakiś sposób czuła, ze nie powinna tak brzydko ucinać nieoczekiwanego spotkania - herbata wystarczy - zgodziła się finalnie. Chłód poranka, rzeczywiście silniej przypominał o swojej mocy i o tym, że nie ubrała się wystarczająco do pogody - stosownie - naprawdę nie musisz za to dziękować. Cieszę się, że Oni znalazł dom. Mam nadzieję, że pozostałe zwierzaki, też szybko znajdą taki - podniosła się, prostując ciało, przyglądając się, jak Isei zamawia dla nich napoje - Mogę usiąść tam na ławce i zaczekać z Onim - zawahała się, ale uśmiechnęła swobodniej - obiecuję nie uciekać - dodała, nawiązując cienkim żartem, do swojego wcześniejszego zachowania.
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
— Ok! — Nie powiedział nic więcej. Skoro nie życzyła sobie rozmawiać o tym, co ją zasmuciło, to nic mu do tego. Natomiast gdyby jednak zdecydowała się na jakieś zwierzenia, to przecież był tuż obok, cały czas pod ręką. Wziął od dziewczyny paczkę chusteczek, czując przypadkowy dotyk chłodnych palców. Ta sama dłoń już w chwilę później przeczesywała sierść między uszami jego ukochanego psiego towarzysza. Yoshiro zupełnie mu to nie przeszkadzało, że nawzajem obdarowywali się ludzko-psimi czułościami.
— Tak, wiem, że była cała akcja. Nawet przy okazji adopcji zapoznałem się z kilkoma innymi nowymi właścicielami psów. To ile takich rysunków przygotowałaś? — Spojrzał na nią ciekawie, zaskoczony, że najwyraźniej postanowiła pomóc schronisku zupełnie bezinteresownie. Spotykał już ludzi, którzy robili dobre rzeczy — nie raz brał udział w przekazywaniu różnorodnego rodzaju darów dla potrzebujących. Niemniej najczęściej ludzie Ci potem wykorzystywali swój akt dobroci do przechwałek w social mediach lub jako część budowania swojej marki osobistej. O Ejiri Carei nie słyszał jednak dotychczas zupełnie nic. Skłonił głowę ponownie, gdy sama się przedstawiła. Wcale nie zauważył, aby zrobiła to jakkolwiek zbyt późno czy nietaktownie. W zasadzie to sam ją pewnie nieco zaskoczył tym, że w ogóle znał jej nazwisko.
Aż do teraz dziewczyna zdawała się jeszcze mocno przygnębiona. Niemniej, najwyraźniej zamieszanie, które wprowadziło przypadkowe zdjęcie, rozwiało trochę burzowych chmur nad głową dziewczyny. Dobre i to, przynajmniej warto było wyjść przez moment na pajaca, co sobie robi zdjęcia bez koszuli z kotem. Był wdzięczny Ejiri, że nie skomentowała tej fotografii. Nie, żeby miał się czego wstydzić, jednak — czy on zawsze musiał coś odwalić? Chciał zapytać jeszcze o jej kota, ale tymczasowo wybrał opcję uratowania ich od większej niezręczności zaproszeniem na kawę.
Przez chwilę był pewny, że artystka odmówi dłuższego spotkania, jednak pomimo pokręcenia głową, zgodziła się. Uśmiechnął się szeroko i docenił rzucony żart. Lubił osoby, które miały do siebie dystans. Zauważył, że pies zupełnie nie oglądając się na niego, zaczął iść za dziewczęciem.
— Onigiri najwyraźniej chętnie by uciekł z Tobą, a Waszą dwójkę już chyba trudno byłoby mi dogonić. Więc doceniam! — W zasadzie bez problemu dogoniłby dziewczę, choć trudniej byłoby już z psem. Niemniej, chyba musiałaby na nim odjechać, aby rzeczywiście zwiać. Taka drobna jednak już nie była. Zresztą, o jakich dziwactwach on właśnie myślał?
Odwrócił się do stoiska z kawą i jeszcze przez chwilę uśmiechał się sam do siebie. Już dawno nie ucieszył się tak bardzo, że mógł po prostu coś komuś kupić — na dodatek tak niewiele znaczącego. Zamówił herbatę, o którą poprosiła Ejiri, a dla siebie wyjątkowo, zamiast kawy, wziął kubek gorącej czekolady. Wziął też paczkę ciastek owiniętą w papierową torebkę — wiedział, że przygotowywała je żona sprzedawcy i że zawsze były pyszne.
— Isei-kun, czyżby randka? Pierwszy raz Cię widzę z jakąś damą! — Powiedział do niego sprzedawca, niespiesznie przygotowując zamówienie.
— Ach, nie, nie. To przypadkowe spotkanie, ledwo się poznaliśmy. — Odpowiedział uprzejmie i najzupełniej zgodnie z prawdą.
— Śliczna. — Mrugnął do Iseia i nie powiedział już nic więcej. Yoshiro zerknął zza ramienia, mając nadzieję, że dziewczyna siedzi na tyle daleko, że nie słyszała tej rozmowy. Przecież nie dlatego z nią rozmawiał, że była ładna — choć w subiektywnym odczuciu Iseia, rzeczywiście była. Niemniej gdyby nie sprzedawca, to nawet nie zdążyłby teraz o tym pomyśleć. A przynajmniej nie jakoś świadomie.
Zanim otrzymał zamówienie, co chwilę spoglądał w stronę dziewczyny i psa. Ponownie patrzył na nich z daleka, jakby to co najmniej ona była jego właścicielką, a nie on. Niemniej czarnowłosa, drobna istota stanowiła ładny kontrast dla bielutkiego i postawnego, nawet jak na swoją rasę, psa. Carei w ogóle nie musiała się wysilać, aby pies robił to, czego chciała. Zwierze dalej było w nią wpatrzone jak w obrazek. Mimo że Ejiri głaskała Oniego i chyba nawet po cichu coś do niego mówiła, Yoshiro zauważył, że głównie obciąga rękawy cienkiej bluzki i chwyta się za ramiona. Najwyraźniej było jej zimno, jednak herbata, z którą do niej podszedł, powinna pomóc.
— Potrzymasz przez chwilę? — Wyciągnął przed siebie obie ręce, trzymając w jednej herbatę, w drugiej czekoladę, a między tym wszystkim jeszcze paczkę z ciasteczkami. Gdy Ejiri przejęła od niego napoje i ciastka, mógł swobodnie włożyć do kieszeni portfel, który wetknął na szybko pod pachę i poprawił psią smycz zwisającą z drugiej kieszeni spodni. Sięgnął też po kurtkę, dotychczas przewieszoną przez ramię. Rozłożył ją i bez pytania zarzucił dziewczynie na ramiona i plecy. Nie musiał pytać, czy było jej zimno. Po prostu to widział, bo niejednokrotnie okrywał już kocami termicznymi świadków różnorakich wypadków. Zazwyczaj udawali, że wcale nie było im aż tak zimno. Jemu i tak było ciepło po treningu z Onigiri, a kurtkę i tak ciągle trzymał w ręku.
— Niedługo zrobi się cieplej na dworze, a herbata też powinna Cię rozgrzać. — Usiadł obok, patrząc cały czas na czarnowłosą. — Mogłabyś się chyba cała schować pod tą kurtką. — Roześmiał się i zabrał z jej dłoni swój kubek i ciastka, aby otworzyć paczuszkę, tak, by oboje mogli bez problemu sięgać po słodkości. Dmuchając w aromatyczny napój, którego zapach rozniósł się dookoła, zaczął mówić.
— Jakiego masz kota? I co trzeba zrobić, żeby tak realistycznie rysować? — Zadał dwa pytania, które już od dłuższej chwili kłębiły mu się po głowie.
@Ejiri Carei
— Tak, wiem, że była cała akcja. Nawet przy okazji adopcji zapoznałem się z kilkoma innymi nowymi właścicielami psów. To ile takich rysunków przygotowałaś? — Spojrzał na nią ciekawie, zaskoczony, że najwyraźniej postanowiła pomóc schronisku zupełnie bezinteresownie. Spotykał już ludzi, którzy robili dobre rzeczy — nie raz brał udział w przekazywaniu różnorodnego rodzaju darów dla potrzebujących. Niemniej najczęściej ludzie Ci potem wykorzystywali swój akt dobroci do przechwałek w social mediach lub jako część budowania swojej marki osobistej. O Ejiri Carei nie słyszał jednak dotychczas zupełnie nic. Skłonił głowę ponownie, gdy sama się przedstawiła. Wcale nie zauważył, aby zrobiła to jakkolwiek zbyt późno czy nietaktownie. W zasadzie to sam ją pewnie nieco zaskoczył tym, że w ogóle znał jej nazwisko.
Aż do teraz dziewczyna zdawała się jeszcze mocno przygnębiona. Niemniej, najwyraźniej zamieszanie, które wprowadziło przypadkowe zdjęcie, rozwiało trochę burzowych chmur nad głową dziewczyny. Dobre i to, przynajmniej warto było wyjść przez moment na pajaca, co sobie robi zdjęcia bez koszuli z kotem. Był wdzięczny Ejiri, że nie skomentowała tej fotografii. Nie, żeby miał się czego wstydzić, jednak — czy on zawsze musiał coś odwalić? Chciał zapytać jeszcze o jej kota, ale tymczasowo wybrał opcję uratowania ich od większej niezręczności zaproszeniem na kawę.
Przez chwilę był pewny, że artystka odmówi dłuższego spotkania, jednak pomimo pokręcenia głową, zgodziła się. Uśmiechnął się szeroko i docenił rzucony żart. Lubił osoby, które miały do siebie dystans. Zauważył, że pies zupełnie nie oglądając się na niego, zaczął iść za dziewczęciem.
— Onigiri najwyraźniej chętnie by uciekł z Tobą, a Waszą dwójkę już chyba trudno byłoby mi dogonić. Więc doceniam! — W zasadzie bez problemu dogoniłby dziewczę, choć trudniej byłoby już z psem. Niemniej, chyba musiałaby na nim odjechać, aby rzeczywiście zwiać. Taka drobna jednak już nie była. Zresztą, o jakich dziwactwach on właśnie myślał?
Odwrócił się do stoiska z kawą i jeszcze przez chwilę uśmiechał się sam do siebie. Już dawno nie ucieszył się tak bardzo, że mógł po prostu coś komuś kupić — na dodatek tak niewiele znaczącego. Zamówił herbatę, o którą poprosiła Ejiri, a dla siebie wyjątkowo, zamiast kawy, wziął kubek gorącej czekolady. Wziął też paczkę ciastek owiniętą w papierową torebkę — wiedział, że przygotowywała je żona sprzedawcy i że zawsze były pyszne.
— Isei-kun, czyżby randka? Pierwszy raz Cię widzę z jakąś damą! — Powiedział do niego sprzedawca, niespiesznie przygotowując zamówienie.
— Ach, nie, nie. To przypadkowe spotkanie, ledwo się poznaliśmy. — Odpowiedział uprzejmie i najzupełniej zgodnie z prawdą.
— Śliczna. — Mrugnął do Iseia i nie powiedział już nic więcej. Yoshiro zerknął zza ramienia, mając nadzieję, że dziewczyna siedzi na tyle daleko, że nie słyszała tej rozmowy. Przecież nie dlatego z nią rozmawiał, że była ładna — choć w subiektywnym odczuciu Iseia, rzeczywiście była. Niemniej gdyby nie sprzedawca, to nawet nie zdążyłby teraz o tym pomyśleć. A przynajmniej nie jakoś świadomie.
Zanim otrzymał zamówienie, co chwilę spoglądał w stronę dziewczyny i psa. Ponownie patrzył na nich z daleka, jakby to co najmniej ona była jego właścicielką, a nie on. Niemniej czarnowłosa, drobna istota stanowiła ładny kontrast dla bielutkiego i postawnego, nawet jak na swoją rasę, psa. Carei w ogóle nie musiała się wysilać, aby pies robił to, czego chciała. Zwierze dalej było w nią wpatrzone jak w obrazek. Mimo że Ejiri głaskała Oniego i chyba nawet po cichu coś do niego mówiła, Yoshiro zauważył, że głównie obciąga rękawy cienkiej bluzki i chwyta się za ramiona. Najwyraźniej było jej zimno, jednak herbata, z którą do niej podszedł, powinna pomóc.
— Potrzymasz przez chwilę? — Wyciągnął przed siebie obie ręce, trzymając w jednej herbatę, w drugiej czekoladę, a między tym wszystkim jeszcze paczkę z ciasteczkami. Gdy Ejiri przejęła od niego napoje i ciastka, mógł swobodnie włożyć do kieszeni portfel, który wetknął na szybko pod pachę i poprawił psią smycz zwisającą z drugiej kieszeni spodni. Sięgnął też po kurtkę, dotychczas przewieszoną przez ramię. Rozłożył ją i bez pytania zarzucił dziewczynie na ramiona i plecy. Nie musiał pytać, czy było jej zimno. Po prostu to widział, bo niejednokrotnie okrywał już kocami termicznymi świadków różnorakich wypadków. Zazwyczaj udawali, że wcale nie było im aż tak zimno. Jemu i tak było ciepło po treningu z Onigiri, a kurtkę i tak ciągle trzymał w ręku.
— Niedługo zrobi się cieplej na dworze, a herbata też powinna Cię rozgrzać. — Usiadł obok, patrząc cały czas na czarnowłosą. — Mogłabyś się chyba cała schować pod tą kurtką. — Roześmiał się i zabrał z jej dłoni swój kubek i ciastka, aby otworzyć paczuszkę, tak, by oboje mogli bez problemu sięgać po słodkości. Dmuchając w aromatyczny napój, którego zapach rozniósł się dookoła, zaczął mówić.
— Jakiego masz kota? I co trzeba zrobić, żeby tak realistycznie rysować? — Zadał dwa pytania, które już od dłuższej chwili kłębiły mu się po głowie.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Niedopowiedzenie, krążyło wokół dwóch sylwetek, jak rozjuszona osa, ale Carei brakowało sił, że próbować z nią walczyć. Pozostawiła w milczeniu ciągnącą się za nią historię, dokładając starań, by co najmniej rozgonić wrażenie niepokoju, jakie musiało alarmować chłopaka. Łatwiej było prawdę ukryć, niż obdarzyć cudzą życzliwość kłamstwem. Bolało ją to bardziej, niż własną chęć ucieczki, dlatego z ulgą przyjęła nienatarczywość czarnowłosego. Niezależnie od okoliczności - nie umiała zaufać obcemu. Nawet jeśli wszystkie znaki podpowiadały, że podstaw do niepokoju przy nim nie miała. Pozostawione w pamięci ochłapy koszmaru, jak wyjący alarm przypominał bardzo prawdziwie, jak kończyła się zahaczająca o beztroskę - naiwność. I wciąż - nie tak łatwo otwierała się nawet przed bliskimi, trzymając na dystans wszystkich, którzy porwali zajrzeć za zasłonę kiru, za którą szczelnie chowała popiły wspomnień.
- Nie pamiętam - przyznała, wyrwana z ciągnącej cieniem refleksji - przychodziłam po zajęciach przez jakieś dwa tygodnie - zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie szczegóły. Potrafiła uchwycić mordki zwierzaków - tych psich i tych kocich, ale nie liczyła zawartości ubywających kartek ze szkicownika. Nie przywodziła wagi do tego, nie dlatego, że ułamywała tym ważności samego przedsięwzięcia, ale - rysowała dużo i często. Artystyczna wręcz mania, której arkana - jeśli tylko mogła, wykorzystywała gdzie i jak potrafiła. Z analogicznych względów, miała też małego ucznia, którego talent wychwyciła jeszcze podczas uczelnianych praktyk. Spostrzegawczy dyg pozwalał też uchwycić szczegóły, które odbijała na papierze, chcąc oddać rodzaj piękna, jakie w modelach upatrywała.
Rozproszenie dzieliło myśli, na te rozbiegane, płochliwe i te zażarcie broniące ugruntowanego na strachu - wstydu. Osłabienie, wskazało jednak na ponowną ewakuację. Zrezygnowała z analizy, tej wynikającej z weny, aby zmysły ujęły kształt ciała, by potem mogła odtworzyć na planie rysunku. Na podobne obrazy, patrząc po prostu inaczej, niż przywykło się stereotypem w społeczeństwie. Skrzywienie, jakie wielokrotnie już wypychało ją w ramiona niezręczności, wynikającej z niezrozumienia intencji. Wolała, jeśli miała ku temu szansę (bo i natchnienie nie zawsze pozwalało jej się zatrzymać), po prostu umknąć sugestii, zachowując taktyczne milczenie.
Nad finałem decyzji o pozostaniu, z oczywistych względów, spędziła chwilę na zawahaniu. Niegaszone poczucie, że powinna się ukryć - dosłownie przed światem - kotłowało się pod skórą, jak rozchodząca trucizna. Narażanie się na cudza obecność, mieszało się z wysiłkiem i wiecznie trzymaną w górze gardę, by przypadkiem, gnieżdżący się w niej cień, nie wychylił poza ustalone granice. Dziś, wyjątkowo poszarpane, niestabilne, jak wzburzone gniewem mijającego sztormu - morze. Wciąż niespokojne, wciąż mielące tumany wody, niemieszące się w okowach wyznaczonego przez rzeczywistość, kształtu zbiornika. Obawiała się, że krucha, zbudowana na wysiłku faktura uczuć, rozkruszy się, gdy nieświadomy dotyk ponownie zahaczy o naruszoną granicę.
- Dopóki Oni, nie zmieni się w prawdziwego yokai - raczej nie uniesie mnie tak daleko - podjęła nieśmiało żart, ale nie ciągnęła tematu dalej, czując, że niepotrzebnie wspominała o świecie nadnaturalnym. Nawet legendy nie było znane każdemu, nie każdego też interesowała rzeczywistość duchów i bóstw, spychana głęboko na płaszczyznę baśniowych wymysłów. Odetchnęła więc jakoś skruszona, kierując kroki na dostrzeżoną wcześniej ławkę, Zwierzak równał z nią chłód, ani nie próbując ciągnąc jej za sobą, ani nie wymyślając zabaw w inne gonitwy. Doceniała wyrozumiałość - tak psiaka, jak i samego właściciela. Obaj obdarzyli ją zaufaniem, nie chciała go nadkruszyć.
Usiadła bliżej brzegu pustej ławki. Onigiri początkowo przysiadł przy nodze siedziska, ale Ejiri zachęciła go, by przesunął się bliżej środka ławki, tam, gdzie powinien był pojawić się Yoshiro. I chociaż nie przyznała się, podświadomie dążyła do tego, by pupil oddzielał ją od chłopaka. Dopiero wtedy rozluźniła się, ponownie darząc pieszczotą biały łeb - Wyglądasz na szczęśliwego - przypomniała cicho, jednocześnie pochylając ciało nad własne, złączone kolana. Tylko po to, by głos pognał do psich uszu, umykając każdemu innemu słuchaczowi - Za to mój Jiro będzie nieszczęśliwy i zazdrosny, jak wyczuje cię ode mnie - uśmiechnęła się lekko, cichnąć na dłuższa chwilę, gry miękkość zwierzęcego języka przejechała po odsłoniętym nadgarstku - Opiekuj się nim - dodała, jakby na zakończenie, bo zbliżające się kroki szybko zasygnalizowało powrót Iseia.
Drgnęła, w pierwszym odruchu chcąc podnieść ciało, ale prośba i wysunięte przed nią napoje, zdecydowała, ze łatwiej będzie utrzymać w pozycji siedzącej. Be słowa kiwnęła głową, ze zgodą. Ciastka ułożyła bezpiecznie na udach, a kubki znalazły się w obu rękach. W milczeniu obserwowała, jak chłopak - mężczyzna właściwie, sprawnie organizuje swoje rzeczy. Dopiero, gdy szum rozkładanej kurtki spłoszył pierwszą myśl - Nie trzeba... - zdążyła wydukać, gdy materiał opadał na plecy, zakrywając kruche ramiona. Ciało mimowolnie spięło wszystkie mięsnie - naprawdę - zakończył szeptem, przymykając oczy. Czuła jak opamiętane wcześniej łzy, raz jeszcze wiercą się pod powiekami z żądaniem uwolnienia. Sztywność wgryzła się w kark tylko początkowo, bo rozchodzące się od kurtki ciepło, jak przeciwny biegun, topniał napięcie. Ulotna, bo cudza woń oparła się na zmysłach, wpisując zapamiętywalność do katalogu skojarzeń z już-nie-nieznajomym.
- Dziękuję - odezwała się po chwili cicho, nie patrząc jednak na towarzysza, ostrożnie przekazując i słodycze i kubek z czekoladą. Śmiech, zaskoczył ją, po raz pierwszy słysząc - jak brzmiał. Uniosła ciemność tęczówek, na przekór własnej nieśmiałości, chcąc - uchwycić i widok - podobno jestem kompaktowa - zdecydowała się odbić wyrazy, a chociaż nie brzmiała na rozbawioną, ze szklących się źrenic, zniknęła łzawa łuna.
- Zwykłego, rudowłosego - podjęła łagodnie, by przerwać, marszcząc brwi - realistycznie? - uniosła barki schowane pod za dużą kurtka - nie mam pojęcia - przyznała po chwili - zazwyczaj maluję... ludzi. Reaguję na to co widzę - ożywienie wkradło się między słowa. Moment przełomowy zawsze, gdy do rozmowy wkradał się artystyczny aspekt - Ty też zareagowałeś - znowu ciszej. Zmrużyła oczy - to wpisane w Twoją profesję? - przeniosła wzrok na własne kolana, na obie dłonie owinięte wokół parującego kubka z herbatą. Po słodycze, nie sięgnęła ani razu. Ściśnięte gardło, rozluźniało się dopiero, gdy ciepło napoju spłynęło na język. Rozgrzewało.
@Isei Yoshiro
- Nie pamiętam - przyznała, wyrwana z ciągnącej cieniem refleksji - przychodziłam po zajęciach przez jakieś dwa tygodnie - zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie szczegóły. Potrafiła uchwycić mordki zwierzaków - tych psich i tych kocich, ale nie liczyła zawartości ubywających kartek ze szkicownika. Nie przywodziła wagi do tego, nie dlatego, że ułamywała tym ważności samego przedsięwzięcia, ale - rysowała dużo i często. Artystyczna wręcz mania, której arkana - jeśli tylko mogła, wykorzystywała gdzie i jak potrafiła. Z analogicznych względów, miała też małego ucznia, którego talent wychwyciła jeszcze podczas uczelnianych praktyk. Spostrzegawczy dyg pozwalał też uchwycić szczegóły, które odbijała na papierze, chcąc oddać rodzaj piękna, jakie w modelach upatrywała.
Rozproszenie dzieliło myśli, na te rozbiegane, płochliwe i te zażarcie broniące ugruntowanego na strachu - wstydu. Osłabienie, wskazało jednak na ponowną ewakuację. Zrezygnowała z analizy, tej wynikającej z weny, aby zmysły ujęły kształt ciała, by potem mogła odtworzyć na planie rysunku. Na podobne obrazy, patrząc po prostu inaczej, niż przywykło się stereotypem w społeczeństwie. Skrzywienie, jakie wielokrotnie już wypychało ją w ramiona niezręczności, wynikającej z niezrozumienia intencji. Wolała, jeśli miała ku temu szansę (bo i natchnienie nie zawsze pozwalało jej się zatrzymać), po prostu umknąć sugestii, zachowując taktyczne milczenie.
Nad finałem decyzji o pozostaniu, z oczywistych względów, spędziła chwilę na zawahaniu. Niegaszone poczucie, że powinna się ukryć - dosłownie przed światem - kotłowało się pod skórą, jak rozchodząca trucizna. Narażanie się na cudza obecność, mieszało się z wysiłkiem i wiecznie trzymaną w górze gardę, by przypadkiem, gnieżdżący się w niej cień, nie wychylił poza ustalone granice. Dziś, wyjątkowo poszarpane, niestabilne, jak wzburzone gniewem mijającego sztormu - morze. Wciąż niespokojne, wciąż mielące tumany wody, niemieszące się w okowach wyznaczonego przez rzeczywistość, kształtu zbiornika. Obawiała się, że krucha, zbudowana na wysiłku faktura uczuć, rozkruszy się, gdy nieświadomy dotyk ponownie zahaczy o naruszoną granicę.
- Dopóki Oni, nie zmieni się w prawdziwego yokai - raczej nie uniesie mnie tak daleko - podjęła nieśmiało żart, ale nie ciągnęła tematu dalej, czując, że niepotrzebnie wspominała o świecie nadnaturalnym. Nawet legendy nie było znane każdemu, nie każdego też interesowała rzeczywistość duchów i bóstw, spychana głęboko na płaszczyznę baśniowych wymysłów. Odetchnęła więc jakoś skruszona, kierując kroki na dostrzeżoną wcześniej ławkę, Zwierzak równał z nią chłód, ani nie próbując ciągnąc jej za sobą, ani nie wymyślając zabaw w inne gonitwy. Doceniała wyrozumiałość - tak psiaka, jak i samego właściciela. Obaj obdarzyli ją zaufaniem, nie chciała go nadkruszyć.
Usiadła bliżej brzegu pustej ławki. Onigiri początkowo przysiadł przy nodze siedziska, ale Ejiri zachęciła go, by przesunął się bliżej środka ławki, tam, gdzie powinien był pojawić się Yoshiro. I chociaż nie przyznała się, podświadomie dążyła do tego, by pupil oddzielał ją od chłopaka. Dopiero wtedy rozluźniła się, ponownie darząc pieszczotą biały łeb - Wyglądasz na szczęśliwego - przypomniała cicho, jednocześnie pochylając ciało nad własne, złączone kolana. Tylko po to, by głos pognał do psich uszu, umykając każdemu innemu słuchaczowi - Za to mój Jiro będzie nieszczęśliwy i zazdrosny, jak wyczuje cię ode mnie - uśmiechnęła się lekko, cichnąć na dłuższa chwilę, gry miękkość zwierzęcego języka przejechała po odsłoniętym nadgarstku - Opiekuj się nim - dodała, jakby na zakończenie, bo zbliżające się kroki szybko zasygnalizowało powrót Iseia.
Drgnęła, w pierwszym odruchu chcąc podnieść ciało, ale prośba i wysunięte przed nią napoje, zdecydowała, ze łatwiej będzie utrzymać w pozycji siedzącej. Be słowa kiwnęła głową, ze zgodą. Ciastka ułożyła bezpiecznie na udach, a kubki znalazły się w obu rękach. W milczeniu obserwowała, jak chłopak - mężczyzna właściwie, sprawnie organizuje swoje rzeczy. Dopiero, gdy szum rozkładanej kurtki spłoszył pierwszą myśl - Nie trzeba... - zdążyła wydukać, gdy materiał opadał na plecy, zakrywając kruche ramiona. Ciało mimowolnie spięło wszystkie mięsnie - naprawdę - zakończył szeptem, przymykając oczy. Czuła jak opamiętane wcześniej łzy, raz jeszcze wiercą się pod powiekami z żądaniem uwolnienia. Sztywność wgryzła się w kark tylko początkowo, bo rozchodzące się od kurtki ciepło, jak przeciwny biegun, topniał napięcie. Ulotna, bo cudza woń oparła się na zmysłach, wpisując zapamiętywalność do katalogu skojarzeń z już-nie-nieznajomym.
- Dziękuję - odezwała się po chwili cicho, nie patrząc jednak na towarzysza, ostrożnie przekazując i słodycze i kubek z czekoladą. Śmiech, zaskoczył ją, po raz pierwszy słysząc - jak brzmiał. Uniosła ciemność tęczówek, na przekór własnej nieśmiałości, chcąc - uchwycić i widok - podobno jestem kompaktowa - zdecydowała się odbić wyrazy, a chociaż nie brzmiała na rozbawioną, ze szklących się źrenic, zniknęła łzawa łuna.
- Zwykłego, rudowłosego - podjęła łagodnie, by przerwać, marszcząc brwi - realistycznie? - uniosła barki schowane pod za dużą kurtka - nie mam pojęcia - przyznała po chwili - zazwyczaj maluję... ludzi. Reaguję na to co widzę - ożywienie wkradło się między słowa. Moment przełomowy zawsze, gdy do rozmowy wkradał się artystyczny aspekt - Ty też zareagowałeś - znowu ciszej. Zmrużyła oczy - to wpisane w Twoją profesję? - przeniosła wzrok na własne kolana, na obie dłonie owinięte wokół parującego kubka z herbatą. Po słodycze, nie sięgnęła ani razu. Ściśnięte gardło, rozluźniało się dopiero, gdy ciepło napoju spłynęło na język. Rozgrzewało.
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Isei Yoshiro ubóstwia ten post.
Dziewczyna podjęła czerstwy żart i na dodatek niemal dokończyła jego myśli. A może czarnowłosa czytała mu w głowie i właśnie stamtąd wyciągnęła obrazek dziewczęcia odjeżdżającego w siną dal na psie? Isei miał nadzieję, że jednak takich zdolności nie posiadała, bo w jego umyśle zawsze roiło się od różnych myśli, które rozbłyskiwały i gasły niczym fajerwerki. Zanim odezwał się do niego sprzedawca, zdążył się pokazać zęby w szczerym uśmiechu, ale Ejiri chyba tego nie dostrzegła. Spłoszona odeszła w kierunku ławki, a ten żart był przecież wyjątkowo uroczy. Onigiri z pewnością byłby okazałym yokai! Oczywiście, gdyby yokai istniały, jednak zabawnie było pomarzyć. Idąc już w kierunku ławki, widział jak Ejiri mówiła coś do psa, który pilnie wsłuchiwał się w najwyraźniej ciekawy wykład. Gdyby Oni potrafił być każdorazowo tak skupiony na treningu, to już dawno przećwiczyliby lata zaniedbań w zachowaniu, których musiał nabawić się od poprzedniego właściciela lub po prostu mieszkając w schronisku. Nie usłyszał jednak niczego z rozmowy tej dwójki, bo pogadanka skończyła się, nim przyszedł. Z bliska jeszcze lepiej dostrzegał, że Carei była zmarźnięta. Świadczyły o tym zaciśnięte na rękawach palce, jak i zaczerwieniona końcówka nosa, zaczerwieniona inaczej, niż po przetarciu go wcześniej chustką. Nie skomentował nawet grzecznościowej odmowy okrycia jej kurtką — wiedział, że trzeba było. Sam miał na sobie bluzę z długim rękawem, a kurtka okazała się dla niego zbyteczna. Po co kawałek odzienia miałby się marnować na kolanach lub ławce, gdy mógł pracować według swojego przeznaczenia i pomagać utrzymać ciepło? Carei też prawdopodobnie łatwiej będzie wysiedzieć z nim tę chwilę na ławce, nie musząc myśleć o przenikającym ciało chłodzie. Z pewnością dzisiaj czarnowłosa w dobrym humorze nie była, a zaoferowanie okrycia było jedną z niewielu rzeczy, jakie mógł dla niej zrobić. Domyślał się, że gdy nie szarpały kobiecym umysłem niedostępne dla niego emocje, zachowywała się inaczej. Isei wiedział przecież, jak inaczej zachowywali się ludzie w podbramkowych sytuacjach, a jak wtedy, gdy nad ich głowami nie grzmiało złowrogo. Nie oczekiwał więc od Ejiri niczego ponad zwykłą rozmowę. Nie chciał jej jednak tak od razu puścić, bo uznał ich spotkanie za naprawdę wyjątkowe.
— Bo ja wiem, osobowości zdaje się być w Tobie całkiem sporo. Nie każdy poświęciłby dwa tygodnie swojego życia na pomoc bezdomnym zwierzakom. — Odpowiedział, siadając wygodniej na ławce, w drugim jej końcu. Pomimo otwartości, jaką Yoshiro darzył ludzi, nawet tych nowo poznanych, zawsze zachowywał komfortowy dla siebie dystans. Ledwo ją przecież poznał. Do bliskiego kontaktu dopuszczał tylko rodzinę — która zżyta przeżyciami i pochodząca z upalnego przez większość roku Miyazaki miała trochę luźniejsze podejście do dotyku — oraz bardzo bliskich przyjaciół. No, również kumpli z pracy. Bardziej towarzyszy, za którymi, a raczej, z którymi co rusz wskakiwał w ogień.
Dowiedział się jednak czegoś więcej na temat zwierzaka Ejiri — poznał jego płeć i kolor — nim w dziewczęciu zapaliła się jakiś nieznany błysk. Ciemne oczy błysnęły jasną iskrą, gdy napomknęła o rysowaniu, której Yoshiro nawet jako odpowiedzialny strażak wcale nie chciałby gasić. Niemniej Carei szybko i niespodziewanie przeniosła temat rozmowy i płomyk wzroku na niego samego, zadając osobliwe pytanie. Przez chwilę zastanawiał się, co miała na myśli: to że zauważył, że było jej zimno, a może zbyt bacznie przypatrywał się twarzy, po której spływały smutne łzy? Nie lubił rozprawiać o swoim zawodzie. Wielu dziewczętom kojarzył się on zbyt stereotypowo i jednoznacznie, traktując go po uzyskaniu tej informacji przedmiotowo i... pożądliwie. Wcale jednak tego nie chciał. Choć minęło już kilka lat, gdy jego serce zostało skruszone, przez zdawało mu się tę jedyną, stronił nawet od przygód. Sam nigdy nie chciałby być powodem złamanego serca, a więc i nie igrał z niczyimi uczuciami. Zapewniał w ten sposób również spokój własnego ducha od romantycznych i potencjalnie bolesnych uniesień. Mimo wszystko pytanie Carei wydawało się dociekliwe w jakiś inny sposób, a ona sama zdawała się nie być taka. Uniósł kącik ust i zaczął mówić.
— Chyba tak. Pracuję jako strażak, więc muszę zwracać uwagę na dosłownie wszystko. W trakcie akcji ratunkowej liczą się zarówno szczegóły, jak i całościowy obraz sytuacji.
Przez ten cały czas dziewczyna nie sięgnęła ani razu po ciasteczka. Może takich nie lubiła, a może nie chciała po nie sięgać z jego ręki? Spróbował odłożyć paczuszkę na drewniane szczebelki pomiędzy nimi, jednak szeleszczącym papierem od razu zainteresował się psiak. Duży, czarny i mokry nos węszył ciekawsko, a pysk wspiął się ku górze. Yoshi w ostatniej chwili chwycił ponownie słodycze, gdy przednie łapy wylądowały na ławce.
— Chciałem, żeby było Ci łatwiej sięgać po ciastka, ale widzę, że nic z tego. — Mówił do dziewczyny, ale śmiał się w kierunku psiego pyska, który teraz uważnie śledził każdy ruch męskiej ręki. — Jeśli nie zjesz teraz, to zapakuję Ci je na drogę. — Rzucił bezmyślnie, co zabrzmiało, jakby co najmniej miał jej przygotować drugie śniadanie do szkoły, szybko więc się zreflektował. — Chyba że po prostu takich nie lubisz. — Namawiał ją bez większego sensu, a przecież były to tylko kruche kawałki ciasta. Zwrócił się więc do psa, który wcale nie zamierzał grzecznie zejść z ławki. Choć z treningowego punktu widzenia nie powinien tak zrobić, objął puchatą mordkę, a w sierść posłał cmoknięcie. Zanim wydał komendę do zejścia na dół, poczuł... że pies pachnie inaczej niż zwykle. Może zignorowałby ten fakt, bo i przytłumiony od pracy w dymie zmysł węchu nie zawsze odpowiednio odczytywał zapachy. Jednak przyjemnej woni bzu nigdy by nie pomylił. W ogrodzie dziadkowego domu co roku zakwitało kilka krzewów tej rośliny; domu, który po jakimś czasie stał się też domem dla niego, mamy i siostry. Yoshiro tylko dom dziadków uważał za ten prawdziwy, a mieszkanie, w którym kiedyś mieszkali z ojcem, traktował jedynie jak ulotne i przykre wspomnienie. Wrócił jednak myślami do woni kwiatów — skąd zapach bzu na sierści? Przecież kwiaty nie rosną tak nisko, by pies mógł ich jakkolwiek dosięgnąć. W końcu puścił Oniego, wydając spokojnie komendę. Onigiri wciąż oglądał się na szeleszczący papier, ale potulnie zszedł na dół — w końcu, jeśli będzie grzeczny, to moje coś mu w końcu skapnie?
— Wspominałaś jednak, że najczęściej rysujesz ludzi. To chyba dużo trudniejsze od rysowania zwierząt? — Odłożył na chwilę kubek z i tak zbyt gorącą do picia czekoladą. Oparł dalszą od dziewczyny rękę na siedzeniu ławki, wciągając ją wygodniej pod głowę. Teraz łatwiej było mu zerkać w kierunku rozmówczyni w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
@Ejiri Carei
— Bo ja wiem, osobowości zdaje się być w Tobie całkiem sporo. Nie każdy poświęciłby dwa tygodnie swojego życia na pomoc bezdomnym zwierzakom. — Odpowiedział, siadając wygodniej na ławce, w drugim jej końcu. Pomimo otwartości, jaką Yoshiro darzył ludzi, nawet tych nowo poznanych, zawsze zachowywał komfortowy dla siebie dystans. Ledwo ją przecież poznał. Do bliskiego kontaktu dopuszczał tylko rodzinę — która zżyta przeżyciami i pochodząca z upalnego przez większość roku Miyazaki miała trochę luźniejsze podejście do dotyku — oraz bardzo bliskich przyjaciół. No, również kumpli z pracy. Bardziej towarzyszy, za którymi, a raczej, z którymi co rusz wskakiwał w ogień.
Dowiedział się jednak czegoś więcej na temat zwierzaka Ejiri — poznał jego płeć i kolor — nim w dziewczęciu zapaliła się jakiś nieznany błysk. Ciemne oczy błysnęły jasną iskrą, gdy napomknęła o rysowaniu, której Yoshiro nawet jako odpowiedzialny strażak wcale nie chciałby gasić. Niemniej Carei szybko i niespodziewanie przeniosła temat rozmowy i płomyk wzroku na niego samego, zadając osobliwe pytanie. Przez chwilę zastanawiał się, co miała na myśli: to że zauważył, że było jej zimno, a może zbyt bacznie przypatrywał się twarzy, po której spływały smutne łzy? Nie lubił rozprawiać o swoim zawodzie. Wielu dziewczętom kojarzył się on zbyt stereotypowo i jednoznacznie, traktując go po uzyskaniu tej informacji przedmiotowo i... pożądliwie. Wcale jednak tego nie chciał. Choć minęło już kilka lat, gdy jego serce zostało skruszone, przez zdawało mu się tę jedyną, stronił nawet od przygód. Sam nigdy nie chciałby być powodem złamanego serca, a więc i nie igrał z niczyimi uczuciami. Zapewniał w ten sposób również spokój własnego ducha od romantycznych i potencjalnie bolesnych uniesień. Mimo wszystko pytanie Carei wydawało się dociekliwe w jakiś inny sposób, a ona sama zdawała się nie być taka. Uniósł kącik ust i zaczął mówić.
— Chyba tak. Pracuję jako strażak, więc muszę zwracać uwagę na dosłownie wszystko. W trakcie akcji ratunkowej liczą się zarówno szczegóły, jak i całościowy obraz sytuacji.
Przez ten cały czas dziewczyna nie sięgnęła ani razu po ciasteczka. Może takich nie lubiła, a może nie chciała po nie sięgać z jego ręki? Spróbował odłożyć paczuszkę na drewniane szczebelki pomiędzy nimi, jednak szeleszczącym papierem od razu zainteresował się psiak. Duży, czarny i mokry nos węszył ciekawsko, a pysk wspiął się ku górze. Yoshi w ostatniej chwili chwycił ponownie słodycze, gdy przednie łapy wylądowały na ławce.
— Chciałem, żeby było Ci łatwiej sięgać po ciastka, ale widzę, że nic z tego. — Mówił do dziewczyny, ale śmiał się w kierunku psiego pyska, który teraz uważnie śledził każdy ruch męskiej ręki. — Jeśli nie zjesz teraz, to zapakuję Ci je na drogę. — Rzucił bezmyślnie, co zabrzmiało, jakby co najmniej miał jej przygotować drugie śniadanie do szkoły, szybko więc się zreflektował. — Chyba że po prostu takich nie lubisz. — Namawiał ją bez większego sensu, a przecież były to tylko kruche kawałki ciasta. Zwrócił się więc do psa, który wcale nie zamierzał grzecznie zejść z ławki. Choć z treningowego punktu widzenia nie powinien tak zrobić, objął puchatą mordkę, a w sierść posłał cmoknięcie. Zanim wydał komendę do zejścia na dół, poczuł... że pies pachnie inaczej niż zwykle. Może zignorowałby ten fakt, bo i przytłumiony od pracy w dymie zmysł węchu nie zawsze odpowiednio odczytywał zapachy. Jednak przyjemnej woni bzu nigdy by nie pomylił. W ogrodzie dziadkowego domu co roku zakwitało kilka krzewów tej rośliny; domu, który po jakimś czasie stał się też domem dla niego, mamy i siostry. Yoshiro tylko dom dziadków uważał za ten prawdziwy, a mieszkanie, w którym kiedyś mieszkali z ojcem, traktował jedynie jak ulotne i przykre wspomnienie. Wrócił jednak myślami do woni kwiatów — skąd zapach bzu na sierści? Przecież kwiaty nie rosną tak nisko, by pies mógł ich jakkolwiek dosięgnąć. W końcu puścił Oniego, wydając spokojnie komendę. Onigiri wciąż oglądał się na szeleszczący papier, ale potulnie zszedł na dół — w końcu, jeśli będzie grzeczny, to moje coś mu w końcu skapnie?
— Wspominałaś jednak, że najczęściej rysujesz ludzi. To chyba dużo trudniejsze od rysowania zwierząt? — Odłożył na chwilę kubek z i tak zbyt gorącą do picia czekoladą. Oparł dalszą od dziewczyny rękę na siedzeniu ławki, wciągając ją wygodniej pod głowę. Teraz łatwiej było mu zerkać w kierunku rozmówczyni w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Przymykając powieki, dziwnie było patrzeć jej na zapisany obraz pod powiekami. Nie umiała już dokładnie wskazać, co dokładnie kazało jej wysunąć się z mieszkania, niosąc za sobą i ze sobą całkowity obraz chaosu. I tylko fakt, że świt nie witał zbyt wielu przechodniów wyznaczał jej względny spokój. Z drugiej strony, przyzwyczajenie podpowiadało, że ludzie - zwykle - otaczali się obojętnością, ignorując niekomfortowe dla nich otoczenie. Także to znaczone cudzą krzywdą. Fakt, że na swojej drodze spotkała akurat Iseia, że jego psiak ją rozpoznał a sam chłopak, zdecydował się zareagować inaczej, niż stereotyp, dawał nadzieję. A mimo to, wstyd wiercił się pod sercem, namawiał do ucieczki, do zniknięcia z widoku cudzych oczu, by przypadkiem, nie zostać zapamiętaną.
Znalezioną?
Nie dziwiła się za to, jak na potargane emocje i buzujące wrażenia strachu, działała obecność zwierzaka. Nie pamiętała nawet kiedy zauważyła, że jej umysł potrafił się dosłownie przekalibrować o sto osiemdziesiąt stopni, dosłownie ucinając potok w umyśli, nad którym zwykle, zapanować było ciężko. Może chodziło o te bezbrzeżną uwagę, jaką jej poświęcaną. Szczerą, niepodszytą ukrytą intencją, odcinającą od niepotrzebności napływających myśli pęczniejących z niepokoju. I to nie tak, że źródło problemu znikało. Ale, wyciszało szaleństwo, które dusiło oddech, wracało do przepaści, z której wyjście, tyle czasu jej zajmowało. I mimowolnie zastanawiała się, czy właściciele takich zwierzaków nabywali podobnych zdolności? Z tą myślą, witała nadchodzącego mężczyznę. Mimo nabudowanych mechanizmów, w jakich funkcjonowała, nie tak łatwo było całkiem odsunąć się, zachować dystans, jaki serwowała nieznajomym, których akurat - nie wybrało sobie jej natchnienie.
- A Ty byś poświęcił? - zagaiła zamiast prób jakiegokolwiek tłumaczenia, czy słownej ucieczki. Bo i nie widziała większej wyjątkowości, w tym co zrobiła. Wykorzystała to co potrafiła. A może, nie umiała przyjmować uznania w takim wydaniu? Czy to znaczyło, że była małostkowa? - A może to ja wykorzystałam te momenty, żeby zwerbalizować natchnienie? Ono... potrafi czasem być zbyt dojmujące, żeby mu się oprzeć... - urwała, gryząc się przy okazji w język. Wystarczyło napomknienie o stronie artyzmu, a jej świadomość gnała tam z uwagą godną... Oniego, gdy wpatrywał się w szeleszczący papier z ciastkami. Westchnęła - przepraszam, jestem w tym raczej niepoprawna - uzupełniła ciszej, pochylając głowę i mimowolnie kichając. Przytknęła wierzch ręki do ust. W ten niejednoznaczny sposób jednak wdzięczna, za ciepło otaczającej ją kurtki. I to zapewne mimowolnie, koiło nie tylko przenikający ciało chłód, ale i skrzący się na rzęsach, łzawy niepokój.
Uniesioną ręka, zatrzymała się przy policzku, gdy w odruchu, odstawiła naczynie z napojem i podciągnęła nogi wyżej, by podeprzeć kolanami brodę, a ręce zapleść wokół nich, właściwie mogąc się schować pod połą oferowanego materiały, rzeczywiście niemal całkowicie. Przechyliła głowę, zapierając się na skroni, a spojrzenie móc zatrzymać na profilu mówiącego strażaka - Czy to nie jest straszne? Mierzyć się... z żywiołem? - zaczęła wolno. Włosy zsunęły się z barków na ramię, tworząc czarną, nieco splataną kotarę z jednej strony - i nie mówię tylko o ogniu. Ludzie to też żywioły. A wrzuceni w taki... płomień - zmrużyła powieki, znowu urywając, ulegając jednak natchnieniowej ciekawości, zapominając przez moment, że tak niedawno, sama musiała zaserwować mu podobne wrażenie wzburzonego żywiołu - przepraszam - wyprostowała się, poprawiając głowę i zerkając w dół, orientując jak długo przyglądała się chłopakowi - to chyba nie było pytanie na miejscu - zreflektowała, dygając nerwowo, gdy podsunął słodycze.
- To nie tak - ścisnęła palce mocniej na skórze ud, w końcu rozluźniając ciało i opuszczając nogi na ziemię powtórnie - niepokój wyklucza jedzenie - uśmiechnęła się blado, sięgając znowu po ostawiony kubek, by rozgrzać palce - ale dziękuję za herbatę. To naprawdę wystarczy - pochyliła głowę podążając gestem wdzięczności, a ślepia wsparły się na widoku, jaki - chciała czy nie - wywołał w niej tkliwe rozbawienie. To, jak Isei zbliżył się do zwierzęcego łakomczucha, z jaką czułością potraktował psa, roztopiłoby niejedno serce. Na pewno, to dziewczęce - Mogę oddać mu swoja porcję, jeśli pozwolisz - odezwała się cicho, jakby nie chcąc zburzyć obserwowanej sceny. Kusiło ją nawet, by uwolnić jedną dłoń i podążyć za gestem. Absurdalnie jednak, tym razem nie wplatając opuszków w miękkie futro Onigiri, a... ciemność wzburzonych pasm na głowie chłopaka. Czy były równie miękkie? Ręka drgnęła w impulsie, zawisła nawet nad ławką, cofając nagle, ze wstydem, gdy Yoshiro wrócił do wcześniejszej pozycji. Czuła jak ciepło wspina się na nos i policzki. Na pomyśle jednak nie została przyłapana.
Chyba?
Na pytanie, początkowo pokręciła głową, dając szanse na rozmycie wrażeń, które spłoszyły się pod mieniącym się odcieniami nieba spojrzeniem - Nie wiem czy trudniejsze, pewnie zależy dla kogo. Lubię po prostu odzwierciedlać emocje. A ludzkie twarze... to takie lustra, w których można je uchwycić. Chciałabym umieć uchwycić naturę ich uczuć, siły, piękna... - westchnęła przeciągle, urywając - znowu się zapominam. Mnie lepiej nie pytać o malowanie. Zdominuję wtedy całą rozmowęę - przekręciła kubek miedzy palcami i pochyliła się chcąc zając usta czymś innym, niż słowa. Im jednak dłużej rozmawiali, tym ciągnący się cień koszmaru, rozmywał się. I była za to wdzięczna. Nawet, jeśli wiedziała, że wystarczy powrót do mieszkania, by strach osiadł na barkach ponownie. Zanurzy się we wspomnieniu, jak w czarnej, mdlącej oddech toni. Tutaj, w towarzystwie, robić tego nie mogła. I nie planowała, w postanowieniu wbijając paznokcie we wnętrze zaciśniętej ręki.
- ...i pozdrów ode mnie Sashi - uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie zdjęcie i... - też może być modelem... - zaczęła, gubiąc słowo - kotka - doprecyzowała pospiesznie, nie chcąc podążać za intuicyjnym skojarzeniem.
@Isei Yoshiro
Znalezioną?
Nie dziwiła się za to, jak na potargane emocje i buzujące wrażenia strachu, działała obecność zwierzaka. Nie pamiętała nawet kiedy zauważyła, że jej umysł potrafił się dosłownie przekalibrować o sto osiemdziesiąt stopni, dosłownie ucinając potok w umyśli, nad którym zwykle, zapanować było ciężko. Może chodziło o te bezbrzeżną uwagę, jaką jej poświęcaną. Szczerą, niepodszytą ukrytą intencją, odcinającą od niepotrzebności napływających myśli pęczniejących z niepokoju. I to nie tak, że źródło problemu znikało. Ale, wyciszało szaleństwo, które dusiło oddech, wracało do przepaści, z której wyjście, tyle czasu jej zajmowało. I mimowolnie zastanawiała się, czy właściciele takich zwierzaków nabywali podobnych zdolności? Z tą myślą, witała nadchodzącego mężczyznę. Mimo nabudowanych mechanizmów, w jakich funkcjonowała, nie tak łatwo było całkiem odsunąć się, zachować dystans, jaki serwowała nieznajomym, których akurat - nie wybrało sobie jej natchnienie.
- A Ty byś poświęcił? - zagaiła zamiast prób jakiegokolwiek tłumaczenia, czy słownej ucieczki. Bo i nie widziała większej wyjątkowości, w tym co zrobiła. Wykorzystała to co potrafiła. A może, nie umiała przyjmować uznania w takim wydaniu? Czy to znaczyło, że była małostkowa? - A może to ja wykorzystałam te momenty, żeby zwerbalizować natchnienie? Ono... potrafi czasem być zbyt dojmujące, żeby mu się oprzeć... - urwała, gryząc się przy okazji w język. Wystarczyło napomknienie o stronie artyzmu, a jej świadomość gnała tam z uwagą godną... Oniego, gdy wpatrywał się w szeleszczący papier z ciastkami. Westchnęła - przepraszam, jestem w tym raczej niepoprawna - uzupełniła ciszej, pochylając głowę i mimowolnie kichając. Przytknęła wierzch ręki do ust. W ten niejednoznaczny sposób jednak wdzięczna, za ciepło otaczającej ją kurtki. I to zapewne mimowolnie, koiło nie tylko przenikający ciało chłód, ale i skrzący się na rzęsach, łzawy niepokój.
Uniesioną ręka, zatrzymała się przy policzku, gdy w odruchu, odstawiła naczynie z napojem i podciągnęła nogi wyżej, by podeprzeć kolanami brodę, a ręce zapleść wokół nich, właściwie mogąc się schować pod połą oferowanego materiały, rzeczywiście niemal całkowicie. Przechyliła głowę, zapierając się na skroni, a spojrzenie móc zatrzymać na profilu mówiącego strażaka - Czy to nie jest straszne? Mierzyć się... z żywiołem? - zaczęła wolno. Włosy zsunęły się z barków na ramię, tworząc czarną, nieco splataną kotarę z jednej strony - i nie mówię tylko o ogniu. Ludzie to też żywioły. A wrzuceni w taki... płomień - zmrużyła powieki, znowu urywając, ulegając jednak natchnieniowej ciekawości, zapominając przez moment, że tak niedawno, sama musiała zaserwować mu podobne wrażenie wzburzonego żywiołu - przepraszam - wyprostowała się, poprawiając głowę i zerkając w dół, orientując jak długo przyglądała się chłopakowi - to chyba nie było pytanie na miejscu - zreflektowała, dygając nerwowo, gdy podsunął słodycze.
- To nie tak - ścisnęła palce mocniej na skórze ud, w końcu rozluźniając ciało i opuszczając nogi na ziemię powtórnie - niepokój wyklucza jedzenie - uśmiechnęła się blado, sięgając znowu po ostawiony kubek, by rozgrzać palce - ale dziękuję za herbatę. To naprawdę wystarczy - pochyliła głowę podążając gestem wdzięczności, a ślepia wsparły się na widoku, jaki - chciała czy nie - wywołał w niej tkliwe rozbawienie. To, jak Isei zbliżył się do zwierzęcego łakomczucha, z jaką czułością potraktował psa, roztopiłoby niejedno serce. Na pewno, to dziewczęce - Mogę oddać mu swoja porcję, jeśli pozwolisz - odezwała się cicho, jakby nie chcąc zburzyć obserwowanej sceny. Kusiło ją nawet, by uwolnić jedną dłoń i podążyć za gestem. Absurdalnie jednak, tym razem nie wplatając opuszków w miękkie futro Onigiri, a... ciemność wzburzonych pasm na głowie chłopaka. Czy były równie miękkie? Ręka drgnęła w impulsie, zawisła nawet nad ławką, cofając nagle, ze wstydem, gdy Yoshiro wrócił do wcześniejszej pozycji. Czuła jak ciepło wspina się na nos i policzki. Na pomyśle jednak nie została przyłapana.
Chyba?
Na pytanie, początkowo pokręciła głową, dając szanse na rozmycie wrażeń, które spłoszyły się pod mieniącym się odcieniami nieba spojrzeniem - Nie wiem czy trudniejsze, pewnie zależy dla kogo. Lubię po prostu odzwierciedlać emocje. A ludzkie twarze... to takie lustra, w których można je uchwycić. Chciałabym umieć uchwycić naturę ich uczuć, siły, piękna... - westchnęła przeciągle, urywając - znowu się zapominam. Mnie lepiej nie pytać o malowanie. Zdominuję wtedy całą rozmowęę - przekręciła kubek miedzy palcami i pochyliła się chcąc zając usta czymś innym, niż słowa. Im jednak dłużej rozmawiali, tym ciągnący się cień koszmaru, rozmywał się. I była za to wdzięczna. Nawet, jeśli wiedziała, że wystarczy powrót do mieszkania, by strach osiadł na barkach ponownie. Zanurzy się we wspomnieniu, jak w czarnej, mdlącej oddech toni. Tutaj, w towarzystwie, robić tego nie mogła. I nie planowała, w postanowieniu wbijając paznokcie we wnętrze zaciśniętej ręki.
- ...i pozdrów ode mnie Sashi - uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie zdjęcie i... - też może być modelem... - zaczęła, gubiąc słowo - kotka - doprecyzowała pospiesznie, nie chcąc podążać za intuicyjnym skojarzeniem.
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Isei Yoshiro ubóstwia ten post.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku