Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
— Oni, siad! — Bielutki owczarek szwajcarski, choć bez oficjalnego rodowodu, posłusznie usiadł, pilnie patrząc swoimi ciemnymi ślepiami w te jaśniejsze, kryjące w sobie mieszaninę aż trzech różnych barw. — Dooobry piesek! — Właściciel zwierzęcia wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który odznaczył się również wesołymi zmarszczkami wokół oczu. Do psiego pyska szybko wylądował smakołyk, po czym padła następna komenda.
— Leżeć! Zostań! — Wysoki mężczyzna odwrócił się na pięcie i odszedł na kilka kroków. Zerknął zza ramienia, widząc z zadowoleniem, że psisko grzecznie leży w miejscu, a porusza jedynie językiem w wyniku dyszenia. Trening w końcu był dla zwierzęcia czymś wymagającym, dlatego w nagrodę po tej komendzie zrobią przerwę na zabawę i napicie się wody. Yoshiro ponownie odwrócił się od psa i bez słowa odszedł dalej. Szkolenie sprawiało przyjemność zarówno jemu, jak i owczarkowi. Budowali w ten sposób więź i zaufanie, no i aktywnie spędzali czas.
Ciemnowłosy stanął w cieniu drzewa i staną przodem do zwierzaka. Już chciał go zawołać, gdy niedaleko przeszła dziewczyna. Odrobinę zbyt blisko, jak dla psa, który wciąż łatwo ulegał rozproszeniu. Biały pysk podążył za właścicielką długich włosów a zwierzę niespokojnie poruszyło tylnymi łapami.
— Oni, do mnie! — Yoshiro zawołał w stronę pupila, jednak było zbyt późno. Zwierzak podbiegł do dziewczyny, idąc wpierw chwilę koło jej nogi, a później szturchając jej dłoń, zapewne mokrym, ale trochę ciepłym po treningu, nosem. Isei złożył dłonie po bokach ust, tworząc z nich prowizoryczną tubę i zawołał jeszcze raz, ale pies zupełnie ogłuchł na jego głos. Zazwyczaj o tej porze w parku było spokojnie, więc nie zabrał ze sobą długiej linki. Jego błąd. Jak zwykle podszedł zbyt pozytywnie do umiejętności Oniego.
Yoshiro podszedł na połowę odległości do psa i dziewczyny, jednak wciąż nie chciał się poddać. Kucnął i krzyknął stanowczo, ale przymilnie do białego futrzaka.
— Oni, do mnie! — Nic. Psiak merdał zamaszyście ogonem i strzygł uszami, pomiędzy którymi wylądowała szczupła dłoń dziewczęcia. — Uff, przynajmniej nie wydaje się zła, że ją zaczepił... — Yoshiro zdawał sobie sprawę, że nie dla każdego bliski i nagły kontakt z psem musi być przyjemny, nie mówiąc o tym, że ktoś może sobie tego po prostu nie życzyć.
— Oni, do nogi! Oni! O-n-i-g-i-r-i! — Zwierzę jedynie radośnie pacnęło plecami o ziemię, łasząc się do nowopoznanej osoby. Isei westchnął, ponieważ wiedział, że nie ma już szans na skuteczne przywołanie. Podźwignął się z ziemi, włożył ręce w kieszenie i ruszył w ich stronę dziarskim krokiem.
— Przepraszam za niego! — Skłonił głowę ku dziewczynie, jednak dłonie pozostawił w kieszeni. — I za siebie też, powinienem go lepiej pilnować. Wciąż uczymy się wracania na komendę, jak widać, wciąż jej nie opanował. — Dopiero wtedy uśmiechnął się rozbrajająco, sięgając jedną z dłoni do ciemnobrązowych loczków. Następnie wyciągnął z kieszeni smycz i zapiął ją bez problemu rozanielonemu zwierzęciu, które zupełnie nie zdawało sobie sprawy ze swojego nieposłuszeństwa i sprawianego właśnie kłopotu. — Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
UBIÓR
@Ejiri Carei
ranek 13.03.2038, park
— Oni, siad! — Bielutki owczarek szwajcarski, choć bez oficjalnego rodowodu, posłusznie usiadł, pilnie patrząc swoimi ciemnymi ślepiami w te jaśniejsze, kryjące w sobie mieszaninę aż trzech różnych barw. — Dooobry piesek! — Właściciel zwierzęcia wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który odznaczył się również wesołymi zmarszczkami wokół oczu. Do psiego pyska szybko wylądował smakołyk, po czym padła następna komenda.
— Leżeć! Zostań! — Wysoki mężczyzna odwrócił się na pięcie i odszedł na kilka kroków. Zerknął zza ramienia, widząc z zadowoleniem, że psisko grzecznie leży w miejscu, a porusza jedynie językiem w wyniku dyszenia. Trening w końcu był dla zwierzęcia czymś wymagającym, dlatego w nagrodę po tej komendzie zrobią przerwę na zabawę i napicie się wody. Yoshiro ponownie odwrócił się od psa i bez słowa odszedł dalej. Szkolenie sprawiało przyjemność zarówno jemu, jak i owczarkowi. Budowali w ten sposób więź i zaufanie, no i aktywnie spędzali czas.
Ciemnowłosy stanął w cieniu drzewa i staną przodem do zwierzaka. Już chciał go zawołać, gdy niedaleko przeszła dziewczyna. Odrobinę zbyt blisko, jak dla psa, który wciąż łatwo ulegał rozproszeniu. Biały pysk podążył za właścicielką długich włosów a zwierzę niespokojnie poruszyło tylnymi łapami.
— Oni, do mnie! — Yoshiro zawołał w stronę pupila, jednak było zbyt późno. Zwierzak podbiegł do dziewczyny, idąc wpierw chwilę koło jej nogi, a później szturchając jej dłoń, zapewne mokrym, ale trochę ciepłym po treningu, nosem. Isei złożył dłonie po bokach ust, tworząc z nich prowizoryczną tubę i zawołał jeszcze raz, ale pies zupełnie ogłuchł na jego głos. Zazwyczaj o tej porze w parku było spokojnie, więc nie zabrał ze sobą długiej linki. Jego błąd. Jak zwykle podszedł zbyt pozytywnie do umiejętności Oniego.
Yoshiro podszedł na połowę odległości do psa i dziewczyny, jednak wciąż nie chciał się poddać. Kucnął i krzyknął stanowczo, ale przymilnie do białego futrzaka.
— Oni, do mnie! — Nic. Psiak merdał zamaszyście ogonem i strzygł uszami, pomiędzy którymi wylądowała szczupła dłoń dziewczęcia. — Uff, przynajmniej nie wydaje się zła, że ją zaczepił... — Yoshiro zdawał sobie sprawę, że nie dla każdego bliski i nagły kontakt z psem musi być przyjemny, nie mówiąc o tym, że ktoś może sobie tego po prostu nie życzyć.
— Oni, do nogi! Oni! O-n-i-g-i-r-i! — Zwierzę jedynie radośnie pacnęło plecami o ziemię, łasząc się do nowopoznanej osoby. Isei westchnął, ponieważ wiedział, że nie ma już szans na skuteczne przywołanie. Podźwignął się z ziemi, włożył ręce w kieszenie i ruszył w ich stronę dziarskim krokiem.
— Przepraszam za niego! — Skłonił głowę ku dziewczynie, jednak dłonie pozostawił w kieszeni. — I za siebie też, powinienem go lepiej pilnować. Wciąż uczymy się wracania na komendę, jak widać, wciąż jej nie opanował. — Dopiero wtedy uśmiechnął się rozbrajająco, sięgając jedną z dłoni do ciemnobrązowych loczków. Następnie wyciągnął z kieszeni smycz i zapiął ją bez problemu rozanielonemu zwierzęciu, które zupełnie nie zdawało sobie sprawy ze swojego nieposłuszeństwa i sprawianego właśnie kłopotu. — Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
UBIÓR
@Ejiri Carei
Ejiri Carei, Arihyoshi Hotaru and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— Czy ja bym tak zrobił? W zasadzie to nie wiem. Dwa tygodnie to dużo, ale gdyby mi na czymś zależało i naprawdę mógłbym pomóc to może? Chyba tak. — Uśmiechnął się, wzruszając przy tym ramionami z rozbrajającą miną, bo i sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. W pracę strażaka było wpisane ciągłe pomaganie ludziom — na czym tak bardzo mu zależało, że postanowił zająć się tym zawodowo. Jednak czy po pracy chciałby poświęcać na to więcej czasu, to nie miał pojęcia. Może gdyby w pomoc było uwzględnione czyjeś miłe towarzystwo, to decyzja byłaby bardziej oczywista?
— Robiąc coś dla kogoś i tak w jakimś stopniu robimy to dla siebie. Nie widzę więc nic złego w tym, że wykorzystałaś natchnienie do czegoś dobrego. W sumie to świetne, że coś tak bardzo Cię kręci. — Ostatnie słowo niezbyt pasowało do pierwszej konwersacji z nowo poznaną, więc i szybko się poprawił. — To znaczy interesuje.
W chwilę potem dziewczyna kichnęła, na co nie powiedział nic — w końcu nie wypadało zwracać na takie rzeczy szczególnej uwagi. Nie mógł jednak się powstrzymać przed posłaniem jej delikatnego uśmiechu, gdyż zabrzmiała jak... co najmniej jakieś urocze zwierzątko. Upił większy łyk swojej czekolady, która szczęśliwie przestała być gorąca jak rozżarzony, płynny płomień. Przez chwilę rozmyślał, jak to jest być tak niewielkim stworzeniem — ogólnie często zastanawiał się nad kruchością i delikatnością kobiet, które sięgały mu w porywach maksymalnie do ramienia. Japonki jednak do wysokich nie należały, w tym sama Carei. W puli genetycznej loterii niewątpliwie otrzymał wszystkie możliwe centymetry wzrostu, jakie chyba tylko mógł zebrać. Mimo tego zerknął po Ejiri, czy na pewno nie jest jej zimno. Była jednak cała przykryta kurtką — dosłownie, bo i nawet nogi wciągnęła na ławkę i tym samym pod materiał. Obszerność tkaniny okrywającej kobiece ciało przywodziła na myśl ubranie ściągnięte jakby z jakiegoś giganta, a przecież dla niego to była najzwyczajniejsza w świecie wiosenna kurtka. Czy dziewczyny mogły go tak widzieć? Było to dla nich miłe, czy może onieśmielające lub wywołujące niepokój? Jak on czułby się w towarzystwie o tyle wyższej i większej od siebie osoby, będącej też zdecydowanie silniejszej od niego? Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Niemniej on nigdy zagrożeniem dla żadnej kobiety nie był, a wręcz odwrotnie, wyciągał damy z opałów.
— Czy to straszne? — Zamyślił się. — Nie. Było przez krótką chwilę, na samym początku. Jednak teraz w trakcie pożaru czuję tylko determinację i adrenalinę. To pewnego rodzaju misja, której się każdorazowo oddaję. To chyba brzmi trochę głupio. — Włożył dłoń we włosy i trochę je rozczochrał w trakcie mówienia. — A co do ludzi, to masz dużo racji, to też żywioły. Na dodatek bardzo różne, szczególnie gdy są poddawane gwałtownym emocjom. Wiesz, jestem w stanie uratować czyjś dobytek, mogę ocalić komuś życie, ale... nie zawsze. Wtedy naprawdę trudno jest się mierzyć z czyjąś rozpaczą.
— Niepokój wyklucza jedzenie, ale dziękuję za herbatę. — Na wypowiedziane słowa Yoshiro zareagował uważnym spojrzeniem skierowanym na twarz artystki. A więc wciąż coś ją dręczyło. O co mogło chodzić? Nurtowało to go, postanowił jednak nie pytać. Nie miał żadnych praw do skrywanych przez nią tajemnic.
— Nie, on nie może jeść takich rzeczy. Z pewnością bardzo by chciał, ale źle by się po tym czuł. — Pogłaskał czulej psi łebek, starając się odsunąć od niego ciastka tak, aby na pewno nie mógł do nich sięgnąć. Odwrócił następnie wzrok i zobaczył kobiecą dłoń wysuniętą w kierunku jego czupryny, na który to widok odrobinę się zdziwił. Szybko jednak znalazł w głowie możliwą odpowiedź dla tego stanu rzeczy.
— Mam coś na włosach? — Spojrzał w górę na drzewo, którego liście szumiały im obojgu nad głowami. Przejechał dłonią po bujnej czerni, niczego jednak nie wyczuwając. — Nie mogę trafić, ściągniesz, proszę? — Powiedział, po czym przysunął odrobinę głowę w kierunku dziewczyny. Zawsze mogła nakierować go na nieistniejący pyłek lub spróbować sama strzepnąć go z falujących kosmyków. Wybór należał do niej.
Z przyjemnością słuchał wywodu dziewczyny, która zdecydowanie budziła się w momencie mówienia o tworzeniu. W międzyczasie popijał swoją czekoladę i patrzył na ożywioną od emocji twarz — o których właśnie teraz tak dużo sama mówiła.
— Możesz dominować. — Jak zwykle mówił szybciej, niż myślał. — W rozmowie! Miło się po prostu Ciebie słucha, lubię ludzi z pasją. Więc pomimo tego, że wolisz rysować ludzi, to spędziłaś tyle czasu w schronisku. Jesteś niesamowita. — Wziął ostatni łyk napoju, gdy Eji wspomniała o pozdrowieniu Sashi. Początkowo nie do końca ją dobrze zrozumiał i mało się nie zakrztusił ciepłą czekoladą. Skończyło się tylko na cichym chrząknięciu.
— Dobrze, że doprecyzowałaś. Sashi byłaby świetną modelką, bo potrafi długo wylegiwać się bez ruchu. Ze mną byłoby gorzej, bo nie mogę usiedzieć w miejscu. Zresztą nie ma tutaj niczego ciekawego do uwieczniania. — Szczerze się roześmiał, wskazując przelotnie dłońmi we własnym kierunku. — Na pewno ją pozdrowię. Ty swojego kocura również pozdrów.
Rozległ się dźwięk telefonu komórkowego.
Normalnie nie odebrałby go, może jedynie sprawdził, kto dzwoni i wyciszył aparat. Niestety melodia była Yoshiro bardzo dobrze znana. Specjalnie ustawił inny dzwonek na wezwania.
— Przepraszam, to z pracy. — Odebrał telefon, by dowiedzieć się, że jest potrzebny jako wsparcie. Ze skupieniem wypisanym na twarzy — zgoła innym od goszczącego zazwyczaj na ustach uśmiechu — wysłuchał skrócony opis zgłoszenia. Szczegółów dowie się już w jednostce.
— Skoro już pytałaś o pracę, to widzisz, czasami uniemożliwia kontynuowanie rozmowy z sympatycznymi artystkami. Takie minusy. — Skóra w kącikach oczu ugięła się pod naporem zabawnego błysku w oku. — Muszę się zbierać. Naprawdę się cieszę, że mogliśmy się poznać. To jakby los zaplanował nam dzisiaj poranek, a nie my sami. — Mówił do Ejiri, jednocześnie robiąc kilka rzeczy zwiastujących rychłe opuszczenie parkowej ławeczki. Poczynania Iseia były spokojne, jednak naznaczone pewnego rodzaju pośpiechem. Wziął do ręki paczuszkę z pozostałymi ciastkami. Zawinął górę papierowego opakowania, by wsunąć je szybko w niewielkie dłonie — teraz już nie aż takie zimne — zamykając na ułamek sekundy dziewczęce dłonie w swoich.
— Zjesz je później. Uwierz mi, są pyszne. — Odruchowo i bez większego zastanowienia wyciągnął telefon z kieszeni i zadał pytanie. Dla niego zupełnie zwyczajne, pozbawione więc jakiejkolwiek sugestii, jedynie ze szczerą intencją.
— Podasz mi swój numer? Wyślę Ci zdjęcia innych zwierzaków, które dzięki Tobie znalazły dom. Jak mówiłem, utrzymuję kontakt z paroma właścicielami. — Niezależnie od odpowiedzi, w chwilę potem wstał i szybkim krokiem oddalił się razem z Onigirim. Pies oglądał się jeszcze kilkukrotnie za pozostawioną na ławce ciemnowłosą, a Yoshiro tylko jeden raz, w połowie ścieżki, aby jeszcze machnąć dłonią na pożegnanie. W pośpiechu zupełnie zapomniał o kurtce pozostawionej na szczupłych barkach. Przyjdzie mu kiedyś ją odebrać albo i zostanie u dziewczęcia na dłużej, przesiąkając codziennym zapachem ulubionych perfum o zapachu bzu i wiśni.
@Ejiri Carei
x1 zt
— Robiąc coś dla kogoś i tak w jakimś stopniu robimy to dla siebie. Nie widzę więc nic złego w tym, że wykorzystałaś natchnienie do czegoś dobrego. W sumie to świetne, że coś tak bardzo Cię kręci. — Ostatnie słowo niezbyt pasowało do pierwszej konwersacji z nowo poznaną, więc i szybko się poprawił. — To znaczy interesuje.
W chwilę potem dziewczyna kichnęła, na co nie powiedział nic — w końcu nie wypadało zwracać na takie rzeczy szczególnej uwagi. Nie mógł jednak się powstrzymać przed posłaniem jej delikatnego uśmiechu, gdyż zabrzmiała jak... co najmniej jakieś urocze zwierzątko. Upił większy łyk swojej czekolady, która szczęśliwie przestała być gorąca jak rozżarzony, płynny płomień. Przez chwilę rozmyślał, jak to jest być tak niewielkim stworzeniem — ogólnie często zastanawiał się nad kruchością i delikatnością kobiet, które sięgały mu w porywach maksymalnie do ramienia. Japonki jednak do wysokich nie należały, w tym sama Carei. W puli genetycznej loterii niewątpliwie otrzymał wszystkie możliwe centymetry wzrostu, jakie chyba tylko mógł zebrać. Mimo tego zerknął po Ejiri, czy na pewno nie jest jej zimno. Była jednak cała przykryta kurtką — dosłownie, bo i nawet nogi wciągnęła na ławkę i tym samym pod materiał. Obszerność tkaniny okrywającej kobiece ciało przywodziła na myśl ubranie ściągnięte jakby z jakiegoś giganta, a przecież dla niego to była najzwyczajniejsza w świecie wiosenna kurtka. Czy dziewczyny mogły go tak widzieć? Było to dla nich miłe, czy może onieśmielające lub wywołujące niepokój? Jak on czułby się w towarzystwie o tyle wyższej i większej od siebie osoby, będącej też zdecydowanie silniejszej od niego? Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Niemniej on nigdy zagrożeniem dla żadnej kobiety nie był, a wręcz odwrotnie, wyciągał damy z opałów.
— Czy to straszne? — Zamyślił się. — Nie. Było przez krótką chwilę, na samym początku. Jednak teraz w trakcie pożaru czuję tylko determinację i adrenalinę. To pewnego rodzaju misja, której się każdorazowo oddaję. To chyba brzmi trochę głupio. — Włożył dłoń we włosy i trochę je rozczochrał w trakcie mówienia. — A co do ludzi, to masz dużo racji, to też żywioły. Na dodatek bardzo różne, szczególnie gdy są poddawane gwałtownym emocjom. Wiesz, jestem w stanie uratować czyjś dobytek, mogę ocalić komuś życie, ale... nie zawsze. Wtedy naprawdę trudno jest się mierzyć z czyjąś rozpaczą.
— Niepokój wyklucza jedzenie, ale dziękuję za herbatę. — Na wypowiedziane słowa Yoshiro zareagował uważnym spojrzeniem skierowanym na twarz artystki. A więc wciąż coś ją dręczyło. O co mogło chodzić? Nurtowało to go, postanowił jednak nie pytać. Nie miał żadnych praw do skrywanych przez nią tajemnic.
— Nie, on nie może jeść takich rzeczy. Z pewnością bardzo by chciał, ale źle by się po tym czuł. — Pogłaskał czulej psi łebek, starając się odsunąć od niego ciastka tak, aby na pewno nie mógł do nich sięgnąć. Odwrócił następnie wzrok i zobaczył kobiecą dłoń wysuniętą w kierunku jego czupryny, na który to widok odrobinę się zdziwił. Szybko jednak znalazł w głowie możliwą odpowiedź dla tego stanu rzeczy.
— Mam coś na włosach? — Spojrzał w górę na drzewo, którego liście szumiały im obojgu nad głowami. Przejechał dłonią po bujnej czerni, niczego jednak nie wyczuwając. — Nie mogę trafić, ściągniesz, proszę? — Powiedział, po czym przysunął odrobinę głowę w kierunku dziewczyny. Zawsze mogła nakierować go na nieistniejący pyłek lub spróbować sama strzepnąć go z falujących kosmyków. Wybór należał do niej.
Z przyjemnością słuchał wywodu dziewczyny, która zdecydowanie budziła się w momencie mówienia o tworzeniu. W międzyczasie popijał swoją czekoladę i patrzył na ożywioną od emocji twarz — o których właśnie teraz tak dużo sama mówiła.
— Możesz dominować. — Jak zwykle mówił szybciej, niż myślał. — W rozmowie! Miło się po prostu Ciebie słucha, lubię ludzi z pasją. Więc pomimo tego, że wolisz rysować ludzi, to spędziłaś tyle czasu w schronisku. Jesteś niesamowita. — Wziął ostatni łyk napoju, gdy Eji wspomniała o pozdrowieniu Sashi. Początkowo nie do końca ją dobrze zrozumiał i mało się nie zakrztusił ciepłą czekoladą. Skończyło się tylko na cichym chrząknięciu.
— Dobrze, że doprecyzowałaś. Sashi byłaby świetną modelką, bo potrafi długo wylegiwać się bez ruchu. Ze mną byłoby gorzej, bo nie mogę usiedzieć w miejscu. Zresztą nie ma tutaj niczego ciekawego do uwieczniania. — Szczerze się roześmiał, wskazując przelotnie dłońmi we własnym kierunku. — Na pewno ją pozdrowię. Ty swojego kocura również pozdrów.
Rozległ się dźwięk telefonu komórkowego.
Normalnie nie odebrałby go, może jedynie sprawdził, kto dzwoni i wyciszył aparat. Niestety melodia była Yoshiro bardzo dobrze znana. Specjalnie ustawił inny dzwonek na wezwania.
— Przepraszam, to z pracy. — Odebrał telefon, by dowiedzieć się, że jest potrzebny jako wsparcie. Ze skupieniem wypisanym na twarzy — zgoła innym od goszczącego zazwyczaj na ustach uśmiechu — wysłuchał skrócony opis zgłoszenia. Szczegółów dowie się już w jednostce.
— Skoro już pytałaś o pracę, to widzisz, czasami uniemożliwia kontynuowanie rozmowy z sympatycznymi artystkami. Takie minusy. — Skóra w kącikach oczu ugięła się pod naporem zabawnego błysku w oku. — Muszę się zbierać. Naprawdę się cieszę, że mogliśmy się poznać. To jakby los zaplanował nam dzisiaj poranek, a nie my sami. — Mówił do Ejiri, jednocześnie robiąc kilka rzeczy zwiastujących rychłe opuszczenie parkowej ławeczki. Poczynania Iseia były spokojne, jednak naznaczone pewnego rodzaju pośpiechem. Wziął do ręki paczuszkę z pozostałymi ciastkami. Zawinął górę papierowego opakowania, by wsunąć je szybko w niewielkie dłonie — teraz już nie aż takie zimne — zamykając na ułamek sekundy dziewczęce dłonie w swoich.
— Zjesz je później. Uwierz mi, są pyszne. — Odruchowo i bez większego zastanowienia wyciągnął telefon z kieszeni i zadał pytanie. Dla niego zupełnie zwyczajne, pozbawione więc jakiejkolwiek sugestii, jedynie ze szczerą intencją.
— Podasz mi swój numer? Wyślę Ci zdjęcia innych zwierzaków, które dzięki Tobie znalazły dom. Jak mówiłem, utrzymuję kontakt z paroma właścicielami. — Niezależnie od odpowiedzi, w chwilę potem wstał i szybkim krokiem oddalił się razem z Onigirim. Pies oglądał się jeszcze kilkukrotnie za pozostawioną na ławce ciemnowłosą, a Yoshiro tylko jeden raz, w połowie ścieżki, aby jeszcze machnąć dłonią na pożegnanie. W pośpiechu zupełnie zapomniał o kurtce pozostawionej na szczupłych barkach. Przyjdzie mu kiedyś ją odebrać albo i zostanie u dziewczęcia na dłużej, przesiąkając codziennym zapachem ulubionych perfum o zapachu bzu i wiśni.
@Ejiri Carei
x1 zt
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
- Widzisz... - zaskakujące, z jaka łatwością potrafiła własnym uśmiechem, pociągnąć ten jej. Tym dziwniejsze, że wydawał się mieć w sobie niecodzienną pogodę za którą - jak zakładała - łatwo było podążyć, rozproszyć się. Chmurna aura, która czaiła się gdzieś nad jej głową, zatrzymała pęd, w podobny do niej zdziwieniu obserwując zjawisko. A to, dawało szansę na złapanie oddechu, przełknięcie powietrze, gdy zbyt długo płynęło się w duszącej głębinie.
- Rzeczywiście... kręci mnie to... - powtórzyła wyrazy z pewnym ciepłym rozeznaniem, smakując ich znaczenie jak kilka łyków wcześniej - rozgrzewającą herbatę - ale wiem, że potrafię się w tym zagalopować. szczególnie, gdy coś wyjątkowo... wpłynie na zmysły. I trudno się wtedy wytłumaczyć, gdy większość ludzi patrzy na to...mylnie. Trochę... jak z męska uprzejmością. Myloną ze flirtem... - stonowała wyciszoną wypowiedź i urwała, opierając brodę na podsuniętym wyżej kolanie. Skuliła się, gdy palce jednej dłoni wpięła w ciepłą połę narzuconej na ramiona kurki. Przytrzymując jej brzegi bliżej ciała. Wzrok opuściła w dół, to ścigając się z rozanielonym spojrzeniem psiaka, to łapiąc uwagą umykając od porannego powiewu listki.
Drgnęła, przesuwając spojrzenie na chłopaka siedzącego obok. Dla wygody, oparła tym razem policzek na kolanie. Wolną rękę oplotła wokół podkulonych nóg - To wymaga odwagi - zmarszczyła na moment brwi, zbierając roztargnione zamyśleniem myśli - kiedyś... jeśli będę miała okazję, zapytam cię - dlaczego wybrałeś akurat taki zawód - odetchnęła - bo rozeznanie nie jest takie proste. Artyści chyba mają łatwiej - w końcu widoczny talent im to podpowiada, ale... co skłania, by podjąć się czegoś tak... ważnego? - smutek mimowolnie wkradł się między głoski. Ludzkie żywioły. Kim byłaby, gdyby kiedyś, ktoś zdążył ja uratować? Myśl mignęła jednak prędko i zgasła, bo emocja rezonowała z zbyt silnie z koszmarek, którego lepkie macki osiadły złowieszczo na karku. Czuła się, jakby dopadła ją bestia i liźnięciem okrwawionego jęzora, zaplotła się na skórze, smakując strachu tuz przed tym, gdy miała wbić kły i rozszarpać gardło. Przeszedł ją dreszcz, który przełknęła razem z niezręcznie uniesionym kubkiem, z którego upiła - już nie tak gorący napój. Drobne paliczki owinęła nieco zbyt mocno na plastykowej obręczy naczynia, rozluźniając brzegi opuszków, gdy ciężkość rozmowy przechyliła się w zabiegającego o uwagę zwierzaka. Zareagowała poważnym kiwnięciem głowy, prostując się nieco bardziej i odstawiając na bok herbatę - Nie dałabym mu niczego bez twojego pozwolenia - zaznaczyła z pewnym przejęciem. Sama też nie chciałabym, aby obcy podsuwali jej kotu coś bez jej wiedzy.
Wrażenia przeskakiwały w dziwnym, zakrzywionym tempie. Z jednej strony, wciąż czuła obecność niepokoju, zalegającego gdzieś na dnie żołądka, szarpiącego się z wolą, by uspokoić zmysły. Z drugiej, natura artystki wpychała się na przód, gdy tylko nadarzyła się okazja. A rozproszenie, kroplami natchnienia osiadły na widoku potarganych dłonią - jeszcze moment wcześniej - włosów Iseia. Było coś urokliwego w samej zwiniętej strukturze pasm, które rozsypanymi falami, opadały na czoło, skroń i kark. I rozsypywały się z każdym poruszeniem, czy obrotem głowy. Czy umiałaby odtworzyć na papierze ich miękkość, gdyby miała okazję? I jak złapana na gorącym uczynku, wciągnęła gwałtownie powietrze, równocześnie ze świadomością, że ciepło wkrada się pom skórze szyi i sięga wyżej, zaróżowionych od chłodu policzków. Cofnięta w pośpiechu ręka zakołysała się przy piersi w zawahaniu, które równym odbiciem malowało rozszerzone źrenice w kolorze parzonej kawy.
Nie mogę trafić, ściągniesz, proszę?
Odetchnęła, rozchylając niemo wargi, jednocześnie rozluźniając zwinięte palce. Nie umiała kłamać. Wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny, a mimo to wyprostowała się, gdy chłopak pochylił się, podsuwając bliżej głowę. - To... nic.. takiego - niemal przymknęła powieki, gdy opuszki najpierw ledwie musnęły splatanej miękkości rozsypanych w nieładzie nici. Dopiero potem wsunęła paliczki głębiej, ku własnemu zdumieniu, naprawdę odnajdując zwinięty między pasmami listek. Nie miała prawa go widzieć, a mimo to zgarnęła cieniutką fakturę zieleni między palcami, odkładając go finalnie we wnętrze ręki, by podsunąć w stronę strażaka, niemal jak dowód niewinności - Naprawdę tam był - odezwała się cicho, wracając do wcześniejszej pozycji z sercem niekoniecznie zbawiennie przyspieszonym emocją.
Pokręciła głową - nie powinnam, nawet w rozmowie - doprecyzowała, zgarniając z ramienia rozplatane z warkocza pasmo, najwyraźniej świadczące o docierającym ku niej zawstydzeniu, rozproszonym gdy nawiązał do modelowania - Właściwie, jestem przyzwyczajona do rysowania w ruchu, ujęcie tego potrafi być wyzwaniem, a nie zawsze mam okazję mieć rzeczywistego modela - mówiła z precyzją definicji, którą trącano na zajęciach - i tak pewnie pojawisz się gdzieś w szkicowniku... - urwała, zaciskając wargi - to znaczy... często rysuje ludzi, których widziałam gdzieś... w tłumie. Naprawdę... bardzo dużo rysuję - nie miała pojęcia, czy tłumaczenie spotkało się ze zrozumieniem. Zbyt łatwo ulegała naciskom weny, a gdy opuszczona koszmarem garda opadła, ulegała podszeptom tak naiwnie, by zderzać się finalnie z rzeczowością.
Na dźwięk telefonu niemal podskoczyła, z ulgą przyjmując jednak, ze chłopak skupił się na nim. Pochyliła głowę ze zrozumieniem, w końcu opuszczając nogi na ziemię i prostując się niemal całkowicie, obserwując tylko przelotnie, przebieg i powagę rozmowy - Naprawdę rozumiem, nie musisz za nic przepraszać. I tak... wystarczająco długo zajęłam ci czasu - wolno spróbowała się podnieść z ławki, ale zrezygnowała. Wciąż jednak przytrzymując ciepło otaczającego ramiona materiału - I... dziękuję - pochyliła głowę niżej, na tyle, że niemal rozsupłany warkocz zsunął się z ramienia, opadając wahadłem tuz obok dziewczęcego policzka. Kiedy wróciła do pionu, między palcami trzymała już zawiniątko z ciastkami, a jej własne dłonie otulały te większe, męskie, niemal całkowicie ukrywając je pod ciepłem skóry. Na dwie sekundy zakręciło jej się w głowie, ale pytanie zarejestrowała właściwie. Postąpiła krok do tyłu, wciąż zaciskając paczkę słodyczy w rękach - M-masz mój kontakt już - zamrugała, przypominając sobie notkę, która miała zostać dodana do schroniskowych portretów, dla każdego, nowego właściciela zaadaptowanego zwierzaka - Na odwrocie rysunku Oniego. Na pewno mnie znajdziesz - uśmiechnęła się, przechylając w skupieniu głowę. Dopiero gdy uniosła w pożegnaniu rękę przypominając sobie, że ramiona wciąż kryła pod cudzą własnością.
| zt
@Isei Yoshiro
- Rzeczywiście... kręci mnie to... - powtórzyła wyrazy z pewnym ciepłym rozeznaniem, smakując ich znaczenie jak kilka łyków wcześniej - rozgrzewającą herbatę - ale wiem, że potrafię się w tym zagalopować. szczególnie, gdy coś wyjątkowo... wpłynie na zmysły. I trudno się wtedy wytłumaczyć, gdy większość ludzi patrzy na to...mylnie. Trochę... jak z męska uprzejmością. Myloną ze flirtem... - stonowała wyciszoną wypowiedź i urwała, opierając brodę na podsuniętym wyżej kolanie. Skuliła się, gdy palce jednej dłoni wpięła w ciepłą połę narzuconej na ramiona kurki. Przytrzymując jej brzegi bliżej ciała. Wzrok opuściła w dół, to ścigając się z rozanielonym spojrzeniem psiaka, to łapiąc uwagą umykając od porannego powiewu listki.
Drgnęła, przesuwając spojrzenie na chłopaka siedzącego obok. Dla wygody, oparła tym razem policzek na kolanie. Wolną rękę oplotła wokół podkulonych nóg - To wymaga odwagi - zmarszczyła na moment brwi, zbierając roztargnione zamyśleniem myśli - kiedyś... jeśli będę miała okazję, zapytam cię - dlaczego wybrałeś akurat taki zawód - odetchnęła - bo rozeznanie nie jest takie proste. Artyści chyba mają łatwiej - w końcu widoczny talent im to podpowiada, ale... co skłania, by podjąć się czegoś tak... ważnego? - smutek mimowolnie wkradł się między głoski. Ludzkie żywioły. Kim byłaby, gdyby kiedyś, ktoś zdążył ja uratować? Myśl mignęła jednak prędko i zgasła, bo emocja rezonowała z zbyt silnie z koszmarek, którego lepkie macki osiadły złowieszczo na karku. Czuła się, jakby dopadła ją bestia i liźnięciem okrwawionego jęzora, zaplotła się na skórze, smakując strachu tuz przed tym, gdy miała wbić kły i rozszarpać gardło. Przeszedł ją dreszcz, który przełknęła razem z niezręcznie uniesionym kubkiem, z którego upiła - już nie tak gorący napój. Drobne paliczki owinęła nieco zbyt mocno na plastykowej obręczy naczynia, rozluźniając brzegi opuszków, gdy ciężkość rozmowy przechyliła się w zabiegającego o uwagę zwierzaka. Zareagowała poważnym kiwnięciem głowy, prostując się nieco bardziej i odstawiając na bok herbatę - Nie dałabym mu niczego bez twojego pozwolenia - zaznaczyła z pewnym przejęciem. Sama też nie chciałabym, aby obcy podsuwali jej kotu coś bez jej wiedzy.
Wrażenia przeskakiwały w dziwnym, zakrzywionym tempie. Z jednej strony, wciąż czuła obecność niepokoju, zalegającego gdzieś na dnie żołądka, szarpiącego się z wolą, by uspokoić zmysły. Z drugiej, natura artystki wpychała się na przód, gdy tylko nadarzyła się okazja. A rozproszenie, kroplami natchnienia osiadły na widoku potarganych dłonią - jeszcze moment wcześniej - włosów Iseia. Było coś urokliwego w samej zwiniętej strukturze pasm, które rozsypanymi falami, opadały na czoło, skroń i kark. I rozsypywały się z każdym poruszeniem, czy obrotem głowy. Czy umiałaby odtworzyć na papierze ich miękkość, gdyby miała okazję? I jak złapana na gorącym uczynku, wciągnęła gwałtownie powietrze, równocześnie ze świadomością, że ciepło wkrada się pom skórze szyi i sięga wyżej, zaróżowionych od chłodu policzków. Cofnięta w pośpiechu ręka zakołysała się przy piersi w zawahaniu, które równym odbiciem malowało rozszerzone źrenice w kolorze parzonej kawy.
Nie mogę trafić, ściągniesz, proszę?
Odetchnęła, rozchylając niemo wargi, jednocześnie rozluźniając zwinięte palce. Nie umiała kłamać. Wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny, a mimo to wyprostowała się, gdy chłopak pochylił się, podsuwając bliżej głowę. - To... nic.. takiego - niemal przymknęła powieki, gdy opuszki najpierw ledwie musnęły splatanej miękkości rozsypanych w nieładzie nici. Dopiero potem wsunęła paliczki głębiej, ku własnemu zdumieniu, naprawdę odnajdując zwinięty między pasmami listek. Nie miała prawa go widzieć, a mimo to zgarnęła cieniutką fakturę zieleni między palcami, odkładając go finalnie we wnętrze ręki, by podsunąć w stronę strażaka, niemal jak dowód niewinności - Naprawdę tam był - odezwała się cicho, wracając do wcześniejszej pozycji z sercem niekoniecznie zbawiennie przyspieszonym emocją.
Pokręciła głową - nie powinnam, nawet w rozmowie - doprecyzowała, zgarniając z ramienia rozplatane z warkocza pasmo, najwyraźniej świadczące o docierającym ku niej zawstydzeniu, rozproszonym gdy nawiązał do modelowania - Właściwie, jestem przyzwyczajona do rysowania w ruchu, ujęcie tego potrafi być wyzwaniem, a nie zawsze mam okazję mieć rzeczywistego modela - mówiła z precyzją definicji, którą trącano na zajęciach - i tak pewnie pojawisz się gdzieś w szkicowniku... - urwała, zaciskając wargi - to znaczy... często rysuje ludzi, których widziałam gdzieś... w tłumie. Naprawdę... bardzo dużo rysuję - nie miała pojęcia, czy tłumaczenie spotkało się ze zrozumieniem. Zbyt łatwo ulegała naciskom weny, a gdy opuszczona koszmarem garda opadła, ulegała podszeptom tak naiwnie, by zderzać się finalnie z rzeczowością.
Na dźwięk telefonu niemal podskoczyła, z ulgą przyjmując jednak, ze chłopak skupił się na nim. Pochyliła głowę ze zrozumieniem, w końcu opuszczając nogi na ziemię i prostując się niemal całkowicie, obserwując tylko przelotnie, przebieg i powagę rozmowy - Naprawdę rozumiem, nie musisz za nic przepraszać. I tak... wystarczająco długo zajęłam ci czasu - wolno spróbowała się podnieść z ławki, ale zrezygnowała. Wciąż jednak przytrzymując ciepło otaczającego ramiona materiału - I... dziękuję - pochyliła głowę niżej, na tyle, że niemal rozsupłany warkocz zsunął się z ramienia, opadając wahadłem tuz obok dziewczęcego policzka. Kiedy wróciła do pionu, między palcami trzymała już zawiniątko z ciastkami, a jej własne dłonie otulały te większe, męskie, niemal całkowicie ukrywając je pod ciepłem skóry. Na dwie sekundy zakręciło jej się w głowie, ale pytanie zarejestrowała właściwie. Postąpiła krok do tyłu, wciąż zaciskając paczkę słodyczy w rękach - M-masz mój kontakt już - zamrugała, przypominając sobie notkę, która miała zostać dodana do schroniskowych portretów, dla każdego, nowego właściciela zaadaptowanego zwierzaka - Na odwrocie rysunku Oniego. Na pewno mnie znajdziesz - uśmiechnęła się, przechylając w skupieniu głowę. Dopiero gdy uniosła w pożegnaniu rękę przypominając sobie, że ramiona wciąż kryła pod cudzą własnością.
| zt
@Isei Yoshiro
Blood beneath the snow
Isei Yoshiro ubóstwia ten post.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku