Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Kazegafuku
To rodzinny biznes, który prowadzi rodzina Satoshi od pokoleń. I choć z pozoru niczym nie wyróżnia się na tle innych, małych knajpek, tak Kazegafuku jest znane w całym Fukkatsu z najlepszej sake. Jest to dość mała, drewniana buda z zaledwie kilkoma miejscami do siedzenia, przyozdobiona w papierowe lampiony i kusząca zapachem już z daleka.
Mówi się, że właściciele dodają do niej przy wytwarzaniu tajemniczy składnik, którego nikomu nie chcą zdradzić, a smak trunku można porównać to delikatnej, wiosennej bryzy.
Knajpka w weekendy przeżywa istne oblężenie. Nie tylko ze względu na swą renomę i pyszną sake, ale również dzięki najlepszemu ramen w mieście. W menu można znaleźć także dango oraz tonkatsu. Zarówno pierwsze, jak i drugie cieszy się niemalejącą popularnością.
Wokół Kazegafuku krąży również pewna miejska legenda. Plotki głoszą, że założyciel knajpki zawarł pakt z yokai, shojo. Od tamtej pory w bezchmurną noc, gdy księżyc na niebie jest w pełni, dokładnie między godziną pierwszą a drugą w nocy można spotkać przeróżne yokai, które schodzą się do Kazegafuku, by zakosztować słynnej sake.
Ale to tylko plotki i legendy. Choć z drugiej strony w każdej legendzie istnieje ziarno prawdy, czyż nie?
Mówi się, że właściciele dodają do niej przy wytwarzaniu tajemniczy składnik, którego nikomu nie chcą zdradzić, a smak trunku można porównać to delikatnej, wiosennej bryzy.
Knajpka w weekendy przeżywa istne oblężenie. Nie tylko ze względu na swą renomę i pyszną sake, ale również dzięki najlepszemu ramen w mieście. W menu można znaleźć także dango oraz tonkatsu. Zarówno pierwsze, jak i drugie cieszy się niemalejącą popularnością.
Wokół Kazegafuku krąży również pewna miejska legenda. Plotki głoszą, że założyciel knajpki zawarł pakt z yokai, shojo. Od tamtej pory w bezchmurną noc, gdy księżyc na niebie jest w pełni, dokładnie między godziną pierwszą a drugą w nocy można spotkać przeróżne yokai, które schodzą się do Kazegafuku, by zakosztować słynnej sake.
Ale to tylko plotki i legendy. Choć z drugiej strony w każdej legendzie istnieje ziarno prawdy, czyż nie?
26/03/2038; przed 17:00
Miękkie włosy uległy pod naporem palców, nim na powrót nie przysłoniły czoła; w akompaniamencie ciężkiego westchnienia. Opuszki przez krótki moment, dwa bardzo powolne, niepewne ruchy, przygładzały jeszcze turmalin kosmyków, ale ostatecznie odsunęły się, pozostawiając kręcące się u końców pasma w naturalnym dla nich odgięciu. Jak dzikuska. Roztrzepana.
Nie była przekonana czy ścięcie włosów w ten sposób to dobry pomysł. Po kolejnej bezowocnej próbie nawiązania kontaktu i następnym twardym uderzeniu w twarz od brutalnej rzeczywistości wreszcie zrezygnowała. Nie zawahała się wtedy ani razu w płynności chwytając za oddzielony pukiel. Strzyknęło, a potem na nos i dolną wargę posypały się cieniutkie, lekkie jak płatki nitki czerni. Gdy spoglądała w lustro, poranne światło niemal oślepiało odbijając się od metalu ostrych nożyczek. Nagle Raikatsuji przymrużyła mocniej powieki, porażona jaskrawością słońca, a gdy na nowo otworzyła oczy, stała przed sklepową witryną, lekko przechylona, z dłonią próbującą zapanować nad fryzurą. Zrezygnowała.
Starała się przełożyć skupienie na telefon. Wyciągnęła komórkę z tylnej kieszeni, przeciągając kciukiem wzdłuż płaskiego ekranu bez choćby drobnej rysy. Odblokowując nie dostrzegła jednak znanej sobie tapety, tylko ostatnią korespondencję. Oczywiście. Był jej codziennością i przekleństwem, którego sama nigdy nie potrafiła wypowiedzieć, był ścianą, o którą się opierała, kiedy traciła równowagę. Był też czerwienią walki na jej własnych dłoniach i tętentem gorącokrwistego serca wybijającego rytm na pochwyconym nadgarstku. Czując pod opuszkami szaleńczy bieg jego ryzykanckiego temperamentu, sama nie mogła stać w miejscu. Dlatego zgodziła się pójść na koncert. Dlatego teraz się niecierpliwiła. Dlatego rano, gdy pokój tonął w złocie, wstała i bez żadnej logiki, w wymiętej, za dużej koszulce i z podkrążonymi od bezsenności ślepiami, szarpnęła za garść włosów i ścięła je ostrzem nożyczek, wsłuchując się w mokry dźwięk przerywanych nici. Jakby zrywała połączenie pomiędzy aktualną a dawną sobą, choć doskonale wiedziała, że to głupie i infantylne porównanie. Co się z nią, do diabła, działo? Od kiedy była taka cholernie sentymentalna i przewrażliwiona? Z niemałą dozą niechęci wpatrywała się we wpierw zamglone, ale po chwili wyostrzające się okienka wiadomości.
I odpowiedź Yakushimaru, od której skrzywiła usta, bo nawet nie zauważyła, kiedy do niego napisała. Dość. Pogrążała się. Wariowała. Schowała urządzenie i rozejrzała się dookoła, omiatając plener przed barem. Powinna więcej odpoczywać. Mniej pracować. Lepiej się odżywiać. Machinalnie musnęła palcami bliznę pod okiem. Niewielka, blada szrama dalej tam była. Powinna więc też odpuścić.
- Oh.
Dostrzegła ją w gęstym tłumie ciał bez twarzy. Od razu uniosła więc rękę brzęcząc bransoletkami przy machnięciu nadgarstka.
- Senpai! - krzyk poniósł się ponad płynną, falującą od ruchu masą ciemnych włosów. Choć Nana również była posiadaczką podobnych odcieni, dla Raikatsuji wyróżniała się rysami jakie znała. Nie pomyliłaby jej. - Tutaj!
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
X ubóstwia ten post.
Należała do tych dziewczyn, które były dość popularne wśród męskiej części społeczeństwa, a z kolei wśród żeńskiej była nienawidzona. Nana to typowa, urocza dziewczyna mierząca zaledwie metr sześćdziesiąt, o pięknej, alabastrowej skórze i krótkich, lecz lśniących i zadbanych włosach. Zawsze ubrana schludnie, o idealnie spiłowanych paznokciach, z wypiekami na policzkach i dużych, orzechowych oczach. Podobała się chłopakom, bo była "kawaii", ale nigdy tak naprawdę nie miała prawdziwej przyjaciółki.
Nana nigdy jakoś specjalnie nie zwracała uwagi na kolegów z klasy, potem ze studiów, choć ci zasypywali ją miłosnymi listami i uczuciami. Zawsze starała się im odmawiać szczerze, nie raniąc ich uczuć, jednakże chcąc być w pełni szczera sama ze sobą. Niestety, ale dziewczyny z jej otoczenia bardzo szybko zauważyły, że większość męskich przedstawicieli interesowało się nimi tylko po to, aby dotrzeć do nieświadomej Nanay, co ostatecznie skutkowało wyalienowaniu jej. Samotność dobijała, choć była popularna.
Raikatsuji była inna. Od samego początku traktowała ją "normalnie", nie odpychając i nie traktując jak antagonistki w swojej historii. Dlatego dla Nany pojawiła się iskra nadziei na zbudowanie zdrowej, dziewczęcej relacji. Nawet jeżeli miała mieć jedynie koleżeńskie podłoże. Nawet, jeżeli miało trwać to jedynie krótki okres czasu.
Usłyszawszy głos Raikatsuji, odwróciła się od razu i uniosła dłoń, by pomachać do ciemnowłosej. Na jasnej twarzy niższej dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech, kiedy pospiesznie ruszyła w jej stronę przeciskając się przez masy ściśniętych ludzi. Na krótką chwilę zniknęła z pola widzenia, jakby wciągnięta w odmęty ludzkiej tuszy. Trwało to jednak stosunkowo krótko, bo już po chwili wyskoczyła tuż przy Shiimaurze poprawiając krótkie włosy, które pod naporem ludzi zmierzwiły się na tyle, że bliżej im było do ptasiego gniazda.
- Raikatsuji-san! - powtórzyła jej nazwisko, jeszcze raz witając się z kobietą. - Dziękuję, że znalazłaś czas na dzisiejszy wieczór. Z tego co pamiętam studiujesz i jestem pewna, że masz bardzo dużo nauki. - posłała jej nieśmiały uśmiech, zdając sobie sprawę, że na dobrą sprawę nawet nie wie co druga dziewczyna studiuje. I choć ciekawość okrutnie wwiercała się w jej trzewia, doskonale zdawała sobie sprawę, że byłoby to bardzo nieuprzejme, gdyby zaczęła wypytywać ją o prywatne szczegóły.
Kiedy ruszyły w stronę baru, posłała jej niepewne spojrzenie. Raikatsuji już wtedy, w escape roomie prezentowała się niesamowicie przypominając lodową różę, która kusiła swym pięknem, ale jednocześnie mogąc boleśnie ukłuć. I szczerze powiedziawszy od tamtego czasu nic się nie zmieniła. Wciąż prezentowała sobą najwyższy poziom. Jednakże tego również nie mogła powiedzieć na głos. Maniery to była podstawa.
W piątkowy wieczór, jak można było się spodziewać, w klubie były tłumy młodych ludzi (a i czasem zdarzyły się starsze osoby, najpewniej szukające wrażeń z nastolatkami). I choć Nana nie była zwolenniczką takiej ilości nieznajomych w jednym miejscu, to w tej jeden, wyjątkowy wieczór była gotowa się poświęcić.
Właściwie chyba tylko dzięki jakiemuś cudowi udało im się dostać dwa wolne miejsca przy barze. A być może i kogoś podsiadły, no cóż, tego kogoś strata.
- Czego się napijesz? Osobiście rzadko piję i nawet nie wiem co jest godne uwagi. Jest coś, co mogłabyś polecić? - zapytała, i dopiero po upływie paru sekund zdała sobie sprawę jak to zabrzmiała. Policzki oblały rumieńce zawstydzenia, a ona sama zaczęła się jąkać i zacinać, próbując wytłumaczyć ze swego niegrzecznego zachowania - P-przepraszam! To nie miało zabrzmieć, jakbym sugerowała, że dużo pijesz! Po prostu wydajesz się osobom, która bywa w takich miejscach... Nie! To też źle zabrzmiało! Najmocniej przepraszam!- jęknęła, chcąc zapaść się pod ziemię.
Gratulacje Nana.
To naprawdę bardzo dobry początek wieczoru. Zdążyłaś obrazić swoją towarzyszkę już dwa razy.
Tylko tak dalej.
Strój
@Raikatsuji Shiimaura
Nana nigdy jakoś specjalnie nie zwracała uwagi na kolegów z klasy, potem ze studiów, choć ci zasypywali ją miłosnymi listami i uczuciami. Zawsze starała się im odmawiać szczerze, nie raniąc ich uczuć, jednakże chcąc być w pełni szczera sama ze sobą. Niestety, ale dziewczyny z jej otoczenia bardzo szybko zauważyły, że większość męskich przedstawicieli interesowało się nimi tylko po to, aby dotrzeć do nieświadomej Nanay, co ostatecznie skutkowało wyalienowaniu jej. Samotność dobijała, choć była popularna.
Raikatsuji była inna. Od samego początku traktowała ją "normalnie", nie odpychając i nie traktując jak antagonistki w swojej historii. Dlatego dla Nany pojawiła się iskra nadziei na zbudowanie zdrowej, dziewczęcej relacji. Nawet jeżeli miała mieć jedynie koleżeńskie podłoże. Nawet, jeżeli miało trwać to jedynie krótki okres czasu.
Usłyszawszy głos Raikatsuji, odwróciła się od razu i uniosła dłoń, by pomachać do ciemnowłosej. Na jasnej twarzy niższej dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech, kiedy pospiesznie ruszyła w jej stronę przeciskając się przez masy ściśniętych ludzi. Na krótką chwilę zniknęła z pola widzenia, jakby wciągnięta w odmęty ludzkiej tuszy. Trwało to jednak stosunkowo krótko, bo już po chwili wyskoczyła tuż przy Shiimaurze poprawiając krótkie włosy, które pod naporem ludzi zmierzwiły się na tyle, że bliżej im było do ptasiego gniazda.
- Raikatsuji-san! - powtórzyła jej nazwisko, jeszcze raz witając się z kobietą. - Dziękuję, że znalazłaś czas na dzisiejszy wieczór. Z tego co pamiętam studiujesz i jestem pewna, że masz bardzo dużo nauki. - posłała jej nieśmiały uśmiech, zdając sobie sprawę, że na dobrą sprawę nawet nie wie co druga dziewczyna studiuje. I choć ciekawość okrutnie wwiercała się w jej trzewia, doskonale zdawała sobie sprawę, że byłoby to bardzo nieuprzejme, gdyby zaczęła wypytywać ją o prywatne szczegóły.
Kiedy ruszyły w stronę baru, posłała jej niepewne spojrzenie. Raikatsuji już wtedy, w escape roomie prezentowała się niesamowicie przypominając lodową różę, która kusiła swym pięknem, ale jednocześnie mogąc boleśnie ukłuć. I szczerze powiedziawszy od tamtego czasu nic się nie zmieniła. Wciąż prezentowała sobą najwyższy poziom. Jednakże tego również nie mogła powiedzieć na głos. Maniery to była podstawa.
W piątkowy wieczór, jak można było się spodziewać, w klubie były tłumy młodych ludzi (a i czasem zdarzyły się starsze osoby, najpewniej szukające wrażeń z nastolatkami). I choć Nana nie była zwolenniczką takiej ilości nieznajomych w jednym miejscu, to w tej jeden, wyjątkowy wieczór była gotowa się poświęcić.
Właściwie chyba tylko dzięki jakiemuś cudowi udało im się dostać dwa wolne miejsca przy barze. A być może i kogoś podsiadły, no cóż, tego kogoś strata.
- Czego się napijesz? Osobiście rzadko piję i nawet nie wiem co jest godne uwagi. Jest coś, co mogłabyś polecić? - zapytała, i dopiero po upływie paru sekund zdała sobie sprawę jak to zabrzmiała. Policzki oblały rumieńce zawstydzenia, a ona sama zaczęła się jąkać i zacinać, próbując wytłumaczyć ze swego niegrzecznego zachowania - P-przepraszam! To nie miało zabrzmieć, jakbym sugerowała, że dużo pijesz! Po prostu wydajesz się osobom, która bywa w takich miejscach... Nie! To też źle zabrzmiało! Najmocniej przepraszam!- jęknęła, chcąc zapaść się pod ziemię.
Gratulacje Nana.
To naprawdę bardzo dobry początek wieczoru. Zdążyłaś obrazić swoją towarzyszkę już dwa razy.
Tylko tak dalej.
Strój
@Raikatsuji Shiimaura
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
- Mam już wszystko pozaliczane. Semestr się kończy - przypomniała, ale z czymś, czego sama u siebie nie słyszała od dawna. Ten dziwny niesmak łagodności osiadł na języku, kleił do podniebienia, wydawał kumulować w kącikach ust. Rzadko bywała pobłażliwa, ale tym razem potraktowała dziewczynę z jakimś rodzajem nieinwazyjnego rozbawienia; to był niegroźny akcent żartu wobec nieuważności. I zrobiła to wbrew sobie, zanim zorientowała się, ile cierpkiej słodyczy rozbrzmiewa w tonie i jak bardzo, zapewne, nie pasuje do jej statycznej postawy, wyprostowanych ramion i srebrnych oczu opalizujących w świetle słońca.
Od tego jednak momentu bardziej zwracała na uwagę na to co i jak mówi; gardę trzymała nawet podczas krótkiej podróży do Kazegafuku. Wyłapanie wolnych miejsc zakrawało o cud, zwłaszcza teraz, gdy z pewnością kręciły się tu osoby czekające na ten sam koncert. Zajęcie dla siebie hokerów wydawało się więc prawdziwym darem od losu - Raikatsuji wsunęła dłonie pod włosy na linii karku i poprawiła je, zarzucając gęstą falą na wyprostowane plecy. Czerń lała się po skórzanej kurtce, nieomal scalając z nią nieprzenikalnością barwy.
I może powinna po tym wszystkim się oburzyć; ponieważ ledwo tutaj przybyły, ledwo zamieniły ze sobą pół zdania, ledwo dało radę zerknąć w kierunku pracownika tego niewielkiego przybytku, a już poszły w ruch docinki, od których jasne spojrzenie przetoczyło się wprost na oblane intensywnym rumieńcem oblicze Nany. Wargi lekko drgnęły; może w przedsmaku uśmiechu, ostatecznie jednak stłamszonego. - Bywam w takich miejscach - potwierdziła bez wstydu, choć podobna informacja raczej nie przystawała młodym damom. Można było mieć pewność, że naturalna swoboda, pewna forma ostrożnej delikatności oraz odrobinę mniej sztywniackie, a bardziej... cóż, infantylnie dziewczęce podejście do życia bardziej pasowało do przyjętych norm. I bez zażyłych relacji Raikatsuji łatwo było zorientować się w statusie Nany. W tym ile razy przechodząc szkolnym korytarzem ściągała na siebie uwagę. Dobrą od męskiej strony, koszmarną od żeńskiej. - Sporo też piję - dodała bez ogródek, podkreślając przy tym kolejną rozbieżność. - Głównie whisky, ale domyślam się, że tobie może nie zasmakować. - Obróciła głowę w kierunku ułożonego na przetartym blacie menu. Zalaminowana karta miała wymiary A5, zapisana była z obydwu stron, ale tylko na jednej wypisano małym druczkiem napoje - od drinków, przez soki, na wodzie kończąc. - Tutejszy rarytas wydaje się dobrym wariantem - wskazała paznokciem na pierwszą, wyszczególnioną opcję - sake. Wypielęgnowana płytka pociągnięta była bezbarwnym lakierem i tylko kilka świeżych, zasklepionych ran przecinało szczupłe paliczki.
- Dla was?
Pytanie zadarło podbródek Shiimaury; wraz z tym uniosło się skupione spojrzenie. Źrenice utkwiły w twarzy mężczyzny. Na oko trzydziesto-, trzydziestopięciolatek, zapewne syn właściciela. Potężne, wyrobione pracą dłonie wycierał o zaskakująco czystą - jak na taką branżę - ścierkę przytroczoną do zapaski.
- Porcję tonkatsu poproszę. - I wtedy obróciła się w kierunku Nany. - I sake. - W nagle przymrużonych powiekach czaiła się jakaś niesprecyzowana emocja; prowokacja? Badanie gruntu? - Podobno tutaj jest najlepsze w mieście. - Wiśnia barwiąca jej usta wreszcie ułożyła się na kształt czegoś, co w złudnej wierze można nazwać uśmiechem. Milczenie jakie po tym zapanowało, musiało być już aluzją dla Nany do złożenia własnego zamówienia - i kiedy tylko padła pierwsza zgłoska, Shiimaura przechyliła głowę, kładąc łokieć na drewnianej powierzchni, by finalnie oprzeć policzek na dłoni. Mężczyzna otrzepał dłonie, biorąc się do pracy, zostawiając je wreszcie same i nawet tło nie zakłócało otoczki prywatności. - Szkoda, że Lizzy's okazało się takie zatłoczone, ale Kazegafuku udowadnia, że kameralność jednak wygrywa. Między niepiciem, chodzeniem na koncerty oraz odhaczaniem escape roomów dobrze raz na jakiś czas się zrelaksować. Swoją drogą nie pomyślałabym, że jesteś fanką krzyczenia spod sceny. Co to właściwie za zespół, że zasłużył sobie na takie oddanie z twojej strony?
Od tego jednak momentu bardziej zwracała na uwagę na to co i jak mówi; gardę trzymała nawet podczas krótkiej podróży do Kazegafuku. Wyłapanie wolnych miejsc zakrawało o cud, zwłaszcza teraz, gdy z pewnością kręciły się tu osoby czekające na ten sam koncert. Zajęcie dla siebie hokerów wydawało się więc prawdziwym darem od losu - Raikatsuji wsunęła dłonie pod włosy na linii karku i poprawiła je, zarzucając gęstą falą na wyprostowane plecy. Czerń lała się po skórzanej kurtce, nieomal scalając z nią nieprzenikalnością barwy.
I może powinna po tym wszystkim się oburzyć; ponieważ ledwo tutaj przybyły, ledwo zamieniły ze sobą pół zdania, ledwo dało radę zerknąć w kierunku pracownika tego niewielkiego przybytku, a już poszły w ruch docinki, od których jasne spojrzenie przetoczyło się wprost na oblane intensywnym rumieńcem oblicze Nany. Wargi lekko drgnęły; może w przedsmaku uśmiechu, ostatecznie jednak stłamszonego. - Bywam w takich miejscach - potwierdziła bez wstydu, choć podobna informacja raczej nie przystawała młodym damom. Można było mieć pewność, że naturalna swoboda, pewna forma ostrożnej delikatności oraz odrobinę mniej sztywniackie, a bardziej... cóż, infantylnie dziewczęce podejście do życia bardziej pasowało do przyjętych norm. I bez zażyłych relacji Raikatsuji łatwo było zorientować się w statusie Nany. W tym ile razy przechodząc szkolnym korytarzem ściągała na siebie uwagę. Dobrą od męskiej strony, koszmarną od żeńskiej. - Sporo też piję - dodała bez ogródek, podkreślając przy tym kolejną rozbieżność. - Głównie whisky, ale domyślam się, że tobie może nie zasmakować. - Obróciła głowę w kierunku ułożonego na przetartym blacie menu. Zalaminowana karta miała wymiary A5, zapisana była z obydwu stron, ale tylko na jednej wypisano małym druczkiem napoje - od drinków, przez soki, na wodzie kończąc. - Tutejszy rarytas wydaje się dobrym wariantem - wskazała paznokciem na pierwszą, wyszczególnioną opcję - sake. Wypielęgnowana płytka pociągnięta była bezbarwnym lakierem i tylko kilka świeżych, zasklepionych ran przecinało szczupłe paliczki.
- Dla was?
Pytanie zadarło podbródek Shiimaury; wraz z tym uniosło się skupione spojrzenie. Źrenice utkwiły w twarzy mężczyzny. Na oko trzydziesto-, trzydziestopięciolatek, zapewne syn właściciela. Potężne, wyrobione pracą dłonie wycierał o zaskakująco czystą - jak na taką branżę - ścierkę przytroczoną do zapaski.
- Porcję tonkatsu poproszę. - I wtedy obróciła się w kierunku Nany. - I sake. - W nagle przymrużonych powiekach czaiła się jakaś niesprecyzowana emocja; prowokacja? Badanie gruntu? - Podobno tutaj jest najlepsze w mieście. - Wiśnia barwiąca jej usta wreszcie ułożyła się na kształt czegoś, co w złudnej wierze można nazwać uśmiechem. Milczenie jakie po tym zapanowało, musiało być już aluzją dla Nany do złożenia własnego zamówienia - i kiedy tylko padła pierwsza zgłoska, Shiimaura przechyliła głowę, kładąc łokieć na drewnianej powierzchni, by finalnie oprzeć policzek na dłoni. Mężczyzna otrzepał dłonie, biorąc się do pracy, zostawiając je wreszcie same i nawet tło nie zakłócało otoczki prywatności. - Szkoda, że Lizzy's okazało się takie zatłoczone, ale Kazegafuku udowadnia, że kameralność jednak wygrywa. Między niepiciem, chodzeniem na koncerty oraz odhaczaniem escape roomów dobrze raz na jakiś czas się zrelaksować. Swoją drogą nie pomyślałabym, że jesteś fanką krzyczenia spod sceny. Co to właściwie za zespół, że zasłużył sobie na takie oddanie z twojej strony?
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
-N-no tak - odparła jej, momentalnie czując, jak policzki kraśnieją pod wpływem nagłego faux pas. Przecież to oczywiste, że semestr się kończy, i większość studentów ma egzaminy za sobą. Sama do takich osób należała. Jak mogła palnąć takie głupstwo, a tym samym ośmieszyć się w oczach Raikatsuji. Zabawne, ale Nana do tej pory nigdy wcześniej nie miała problemu z błędami, jakie popełniała wśród towarzystwa. Oczywiście, zawsze odczuwała skruchę, a nawet zawstydzenie, ale zazwyczaj koniec końców uchodziło jej to na sucho. Ludzie bardzo często przymykali na to oko, bo przecież była jedynie "małą, głupiutką i uroczą dziewczyną". Dlatego też nie rozumiała dlaczego tak bardzo zależało jej na aprobacie ze strony towarzyszki. Dlaczego tak mocno pragnęła uznania w jej srebrzystym jak księżyc w pełni spojrzeniu.
Uniosła dłoń i nerwowo odgarnęła krótkie kosmyki za ucho, siląc się na słaby uśmiech. Chciała zmienić temat. Jakoś zatuszować potknięcie głupimi słowami na jakikolwiek temat. Nim jednak usta zdołały się poruszyć, wzrok przykuły hebanowe włosy, gładkie i jedwabne, zlewające się z czernią nocy, które opadły na plecy kobiety niczym pogrzebowy całun.
Drgnęła, gdy słowa Maury przecięły wszechobecne odgłosy wieczornego miasta. Nie mogła zmyć wrażenia, że bez znaczenia jak głośne było otoczenie, to melodyjna barwa jej głosu skutecznie górowała nad innymi szmerami i wrzaskami. Była miła dla ucha, bez znaczenia jakiej tonacji używała. Aż chciało przymknąć się powieki i przechylić głowę lekko w bok, wsłuchać się i pozwolić sobie na zatonięcie w tej niespotykanej muzyce.
- Och. - zdołała wydobyć z siebie pojedynczą sylabę w momencie, gdy zdała sobie sprawę, że jej rozmówczyni oczekuje od niej potwierdzenia. Albo przynajmniej jakiejkolwiek reakcji. Ponownie nerwowo odgarnęła kosmyki za ucho, które niesfornie nie utrzymały się w docelowym miejscu i bardzo szybko powróciły do poprzedniej pozycji.
- Raczej nie miałam okazji.... na whisky. Zresztą, dotyczy to chyba większości alkoholu. - nie chciała zdradzić przed dziewczyną, że tak naprawdę nie miała szczerych znajomych i nie ufała im na tyle, by pozwolić sobie na kosztowanie alkoholu w ich obecności. Zawsze miała to dziwne przeczucie, że mogłoby stać się coś naprawdę złego. Z drugiej strony jakaś jej część podpowiadała jej, że Raikatsuji potrafiła czytać z niej jak z otwartej księgi.
To przez te oczy, pomyślała.
- Dla mnie to samo! - odpowiedziała nagle, poruszając się niepewnie na krześle. Bo co innego mogłaby zamówić? Nie miała ulubionego trunku. Nie miała też ulubionej potrawy. W rzeczywistości była bezbarwna i nudna, choć wynoszona na piedestały. Stawiana w świetle reflektorów, choć nigdy nie prosiła się o podobną atencję.
Ożywiła się dopiero na pytanie odnośnie zespołu, na który zaprosiła drugą dziewczynę. W jej spojrzeniu pojawił się błysk życia, a usta uniosły w zaangażowaniu i uśmiechu.
- To zespół Yoh'a! Pamiętasz go, prawda? Był z nami w escape roomie! Od jakiegoś czasu grają alternatywny rock. Gra na basie. Z początku myślałam, że nie polubię ich muzyki, ale po przesłuchaniu kilku utworów kompletnie przepadłam! Są świetni, naprawdę. Mam nadzieję, że też ich polubisz! A właśnie, nazywają się Tomorrow is Not Today. Naprawdę cieszę się, że zgodziłaś się iść tam ze mną. Osobiście nie jestem fanką takich miejsc, zdecydowanie bardziej wolę spokojniejsze miejsca. Ale dla nich chciałam zrobić wyjątek. - ponownie posłała jej delikatny uśmiech, gdy w tym samym momencie mężczyzna podał im ich zamówienie. Szczerze powiedziawszy Nana już kilka dni przed dzisiejszym dniem odczuwała narastającą ekscytację pomieszaną ze strachem i niepewnością.
Nie chciała popełnić błędu.
Ani zrazić do siebie Raikatsuji.
Znów spojrzała na nią, na moment zatrzymując się na jej spojrzeniu, które potrafiło zmrozić najgorętsze serce. Przyciągnąć. Zniewolić.
Shiimaura wydawała się taka delikatna, jak lodowa róża. Pełna kolców. Niedostępna. Jedynie do podziwiania.
Ocknęła się z rozmyśleń, chcąc przenieść uwagę na zamówienie. Zapach zniewalał zmysły, otumaniał.
- Mam nadzieję, że twój chłopak nie był zły, że zabrałam cię ze sobą samą? - zapytała niepewnie, teraz o wiele ciszej, jakby w obawie, że jakieś nieproszone osoby dosłyszą jej słowa.
A przecież były same wśród tłumów.
@Raikatsuji Shiimaura
Uniosła dłoń i nerwowo odgarnęła krótkie kosmyki za ucho, siląc się na słaby uśmiech. Chciała zmienić temat. Jakoś zatuszować potknięcie głupimi słowami na jakikolwiek temat. Nim jednak usta zdołały się poruszyć, wzrok przykuły hebanowe włosy, gładkie i jedwabne, zlewające się z czernią nocy, które opadły na plecy kobiety niczym pogrzebowy całun.
Drgnęła, gdy słowa Maury przecięły wszechobecne odgłosy wieczornego miasta. Nie mogła zmyć wrażenia, że bez znaczenia jak głośne było otoczenie, to melodyjna barwa jej głosu skutecznie górowała nad innymi szmerami i wrzaskami. Była miła dla ucha, bez znaczenia jakiej tonacji używała. Aż chciało przymknąć się powieki i przechylić głowę lekko w bok, wsłuchać się i pozwolić sobie na zatonięcie w tej niespotykanej muzyce.
- Och. - zdołała wydobyć z siebie pojedynczą sylabę w momencie, gdy zdała sobie sprawę, że jej rozmówczyni oczekuje od niej potwierdzenia. Albo przynajmniej jakiejkolwiek reakcji. Ponownie nerwowo odgarnęła kosmyki za ucho, które niesfornie nie utrzymały się w docelowym miejscu i bardzo szybko powróciły do poprzedniej pozycji.
- Raczej nie miałam okazji.... na whisky. Zresztą, dotyczy to chyba większości alkoholu. - nie chciała zdradzić przed dziewczyną, że tak naprawdę nie miała szczerych znajomych i nie ufała im na tyle, by pozwolić sobie na kosztowanie alkoholu w ich obecności. Zawsze miała to dziwne przeczucie, że mogłoby stać się coś naprawdę złego. Z drugiej strony jakaś jej część podpowiadała jej, że Raikatsuji potrafiła czytać z niej jak z otwartej księgi.
To przez te oczy, pomyślała.
- Dla mnie to samo! - odpowiedziała nagle, poruszając się niepewnie na krześle. Bo co innego mogłaby zamówić? Nie miała ulubionego trunku. Nie miała też ulubionej potrawy. W rzeczywistości była bezbarwna i nudna, choć wynoszona na piedestały. Stawiana w świetle reflektorów, choć nigdy nie prosiła się o podobną atencję.
Ożywiła się dopiero na pytanie odnośnie zespołu, na który zaprosiła drugą dziewczynę. W jej spojrzeniu pojawił się błysk życia, a usta uniosły w zaangażowaniu i uśmiechu.
- To zespół Yoh'a! Pamiętasz go, prawda? Był z nami w escape roomie! Od jakiegoś czasu grają alternatywny rock. Gra na basie. Z początku myślałam, że nie polubię ich muzyki, ale po przesłuchaniu kilku utworów kompletnie przepadłam! Są świetni, naprawdę. Mam nadzieję, że też ich polubisz! A właśnie, nazywają się Tomorrow is Not Today. Naprawdę cieszę się, że zgodziłaś się iść tam ze mną. Osobiście nie jestem fanką takich miejsc, zdecydowanie bardziej wolę spokojniejsze miejsca. Ale dla nich chciałam zrobić wyjątek. - ponownie posłała jej delikatny uśmiech, gdy w tym samym momencie mężczyzna podał im ich zamówienie. Szczerze powiedziawszy Nana już kilka dni przed dzisiejszym dniem odczuwała narastającą ekscytację pomieszaną ze strachem i niepewnością.
Nie chciała popełnić błędu.
Ani zrazić do siebie Raikatsuji.
Znów spojrzała na nią, na moment zatrzymując się na jej spojrzeniu, które potrafiło zmrozić najgorętsze serce. Przyciągnąć. Zniewolić.
Shiimaura wydawała się taka delikatna, jak lodowa róża. Pełna kolców. Niedostępna. Jedynie do podziwiania.
Ocknęła się z rozmyśleń, chcąc przenieść uwagę na zamówienie. Zapach zniewalał zmysły, otumaniał.
- Mam nadzieję, że twój chłopak nie był zły, że zabrałam cię ze sobą samą? - zapytała niepewnie, teraz o wiele ciszej, jakby w obawie, że jakieś nieproszone osoby dosłyszą jej słowa.
A przecież były same wśród tłumów.
@Raikatsuji Shiimaura
Warui Shin'ya and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.
- To zespół Yoha!
Brwi Raikatsuji wywindowały w górę; o pół milimetra. Nie zdradzały jednak zaskoczenia tylko uznanie. Przytaknęła natychmiast, bo oczywiście, że go pamiętała. Przy roztaczaniu wokół siebie aury skrajnej introwertyczki nie było trudno dokleić do niej również łatki mało towarzyskiej. Nie chodziło nawet o charakterystyczny dla niektórych rodzaj wrogości czy snobizmu. Prędzej miało się na myśli tak doskonale wypielęgnowane wycofanie, że sprawiające wrażenie naturalnego. Jakby dobrze czuła się sama. Jakby nie chciała, aby ktoś ją zagadywał wzburzając pierwotny porządek świata. I jakby trzeba ją było namówić na wypad do escape roomu, nawet jeżeli koniec końców wynikało z tego coś satysfakcjonującego. Z takim fundamentem osobowości więcej niż pewne, że nie otaczała się tłumami znajomych; te pojedyncze jednostki, które zamieniły z nią więcej jak dwa słowa, stawały się zatem wybitnie szczególne. Podkreślone czerwonym flamastrem słowa-klucze w natłoku bełkotliwej czarnej treści na białym tle, o których zwyczajnie ciężko zapomnieć. Yoh w dosłownym znaczeniu nie dyskutował z nią tego dnia w zatrważających ilościach, ale samo to, że znalazł się w tak wyjątkowych okolicznościach, gdzie podobny typ zabawy był dla Shiimaury nowym doświadczeniem, podniósł jego wagę.
- Dobra z ciebie przyjaciółka, skoro potrafisz nagiąć dla niego swój komfort.
Nawet w tak suchych tonacjach dało się wyczuć cieplejszą barwę, jakby spod lodowej pokrywy buchały co jakiś czas delikatne, subtelne obłoki tlącego się pod zamrożeniem płomienia. Pielęgnowanego, a mimo to wątłego, dawkowanego, bo inaczej zniknie doszczętnie. Może chodziło o przesadne reakcje Nany, o to, jak nerwowo zachowała się po potknięciu, może Raikatsuji chciała ocieplić tę relację, bo dostrzegła zmrożenie jakie na chwilę zatrzymało towarzyszkę, jakby ta zorientowała się, że wykonała najgłupszą rzecz świata i teraz najlepiej jest znieruchomieć, nie zwracać na siebie uwagi.
Ciężko było jednak ignorować tak szczere reakcje. Srebrne spojrzenie, wyglądające zza obramowania kruczych rzęs, zdawało się mieścić w sobie nawet szczątkowe rozbawienie. Nie miało nic wspólnego z prześmiewczością; bardziej z rozczuleniem kogoś, kto skonfrontował się z energicznym, nieuważnym zwierzęciem.
Tyle, że żadne pupile nie potrafiły tak zaskoczyć. Raikatsuji wyprostowała się, zdejmując policzek z nieco ścierpniętej dłoni. Nie dostrzegła nawet, w którym dokładnie momencie ich spotkania na blat trafiły zamówione dania i alkohol. Nie ściągała koncentracji z profilu Nany.
- Nie sądzę, że byłby zły - pokręciła głową, parskając. - Nawet gdyby był moim chłopakiem. - Myśl, że miałaby się umawiać z Yakushimaru zagnieździła się gdzieś pod skronią. Niewygodna jak rój rozsierdzonych pszczół, atakujących z byle powodu uszczypliwymi ukłuciami, nie dała się odepchnąć. Nie pamiętała czy kiedykolwiek widziała w nim kogoś ponad znajomego, a później, wbrew sobie, nieco ważniejszą osobę. Nie potrafiła przecież doprecyzować co dokładnie ich łączyło, na jakim etapie znajdowała się ta relacja i czy właściwie na jakimkolwiek sensownym. Ilekroć próbowała rozłożyć ich kontakt na atomy, gubiła się w ich totalnej nielogiczności. Spędzali ze sobą niewiarygodnie mnóstwo czasu, ale nic o sobie nie wiedzieli. Potrafiła po samych wiadomościach wyczuć jego humor, ale dalej źle dobierała słowa. Przechylała się też ku niemu podczas dłużących, nudnawych seansów, aby wesprzeć leniwie ciężar głowy o męskie ramię, a on nie odsuwał się jak poparzony, traktując to zapewne jako coś normalnego, ale przecież nigdy nie odwrócił ku niej twarzy i nie próbował jej pocałować. Sama też nie spróbowała.
- Wy z Yohem jesteście parą? - Bezpośredniość przychodziła jej z łatwością, choć ile miała szans na dyskusje kręcące się wokół takich tematów? Niewiele. Może z Tohan, gdy jeszcze dzieliły pokój. Bo Herena potrafiła wparować niemal z drzwiami, zawodząc po sam sufit o nieudanej randce, o nowej miłostce, o szczegółach czyjejś aparycji albo cech charakteru. Nie zrażała się brakiem większego zainteresowania; pewnie mówiła dla samego mówienia. Raikatsuji słuchała jej wywodów cierpliwie, ale nie była nimi szczególnie zaintrygowana. Nigdy nie przejawiała podobnych odczuć. Dlaczego w sumie? - Może powinnam zapytać o jakieś rady. - Usłyszała własny głos zanim zdążyła ugryźć się w język. Przed oczami dostrzegła niedawno napisaną wiadomość. Tylko szczerze. Źle wyglądam? Jakby oczekiwała aprobaty z najdurniejszego powodu.
Palcami poprawiła grzywkę, wygładziła jej dziko odstające pasma.
Lepiej mi było bez?
- Yakushimaru to mój jedyny znajomy. Chciałabym się do niego zbliżyć, ale nie jestem szczególna w takich misjach. - Obróciła się do ciepłego tonkatsu, ale dłoń sięgnęła ponad talerzem; po alkohol. - Jak udało ci się uzyskać dobry kontakt z Yohem? O ile macie dobry kontakt.
Wypiła swoją porcję na raz, odrzucając głowę i przechylając całe naczynie.
Potem nagle spód szkła stuknął o blat.
I zamówiła następne sake.
- Albo jednak poproszę dwie kolejki.
Brwi Raikatsuji wywindowały w górę; o pół milimetra. Nie zdradzały jednak zaskoczenia tylko uznanie. Przytaknęła natychmiast, bo oczywiście, że go pamiętała. Przy roztaczaniu wokół siebie aury skrajnej introwertyczki nie było trudno dokleić do niej również łatki mało towarzyskiej. Nie chodziło nawet o charakterystyczny dla niektórych rodzaj wrogości czy snobizmu. Prędzej miało się na myśli tak doskonale wypielęgnowane wycofanie, że sprawiające wrażenie naturalnego. Jakby dobrze czuła się sama. Jakby nie chciała, aby ktoś ją zagadywał wzburzając pierwotny porządek świata. I jakby trzeba ją było namówić na wypad do escape roomu, nawet jeżeli koniec końców wynikało z tego coś satysfakcjonującego. Z takim fundamentem osobowości więcej niż pewne, że nie otaczała się tłumami znajomych; te pojedyncze jednostki, które zamieniły z nią więcej jak dwa słowa, stawały się zatem wybitnie szczególne. Podkreślone czerwonym flamastrem słowa-klucze w natłoku bełkotliwej czarnej treści na białym tle, o których zwyczajnie ciężko zapomnieć. Yoh w dosłownym znaczeniu nie dyskutował z nią tego dnia w zatrważających ilościach, ale samo to, że znalazł się w tak wyjątkowych okolicznościach, gdzie podobny typ zabawy był dla Shiimaury nowym doświadczeniem, podniósł jego wagę.
- Dobra z ciebie przyjaciółka, skoro potrafisz nagiąć dla niego swój komfort.
Nawet w tak suchych tonacjach dało się wyczuć cieplejszą barwę, jakby spod lodowej pokrywy buchały co jakiś czas delikatne, subtelne obłoki tlącego się pod zamrożeniem płomienia. Pielęgnowanego, a mimo to wątłego, dawkowanego, bo inaczej zniknie doszczętnie. Może chodziło o przesadne reakcje Nany, o to, jak nerwowo zachowała się po potknięciu, może Raikatsuji chciała ocieplić tę relację, bo dostrzegła zmrożenie jakie na chwilę zatrzymało towarzyszkę, jakby ta zorientowała się, że wykonała najgłupszą rzecz świata i teraz najlepiej jest znieruchomieć, nie zwracać na siebie uwagi.
Ciężko było jednak ignorować tak szczere reakcje. Srebrne spojrzenie, wyglądające zza obramowania kruczych rzęs, zdawało się mieścić w sobie nawet szczątkowe rozbawienie. Nie miało nic wspólnego z prześmiewczością; bardziej z rozczuleniem kogoś, kto skonfrontował się z energicznym, nieuważnym zwierzęciem.
Tyle, że żadne pupile nie potrafiły tak zaskoczyć. Raikatsuji wyprostowała się, zdejmując policzek z nieco ścierpniętej dłoni. Nie dostrzegła nawet, w którym dokładnie momencie ich spotkania na blat trafiły zamówione dania i alkohol. Nie ściągała koncentracji z profilu Nany.
- Nie sądzę, że byłby zły - pokręciła głową, parskając. - Nawet gdyby był moim chłopakiem. - Myśl, że miałaby się umawiać z Yakushimaru zagnieździła się gdzieś pod skronią. Niewygodna jak rój rozsierdzonych pszczół, atakujących z byle powodu uszczypliwymi ukłuciami, nie dała się odepchnąć. Nie pamiętała czy kiedykolwiek widziała w nim kogoś ponad znajomego, a później, wbrew sobie, nieco ważniejszą osobę. Nie potrafiła przecież doprecyzować co dokładnie ich łączyło, na jakim etapie znajdowała się ta relacja i czy właściwie na jakimkolwiek sensownym. Ilekroć próbowała rozłożyć ich kontakt na atomy, gubiła się w ich totalnej nielogiczności. Spędzali ze sobą niewiarygodnie mnóstwo czasu, ale nic o sobie nie wiedzieli. Potrafiła po samych wiadomościach wyczuć jego humor, ale dalej źle dobierała słowa. Przechylała się też ku niemu podczas dłużących, nudnawych seansów, aby wesprzeć leniwie ciężar głowy o męskie ramię, a on nie odsuwał się jak poparzony, traktując to zapewne jako coś normalnego, ale przecież nigdy nie odwrócił ku niej twarzy i nie próbował jej pocałować. Sama też nie spróbowała.
- Wy z Yohem jesteście parą? - Bezpośredniość przychodziła jej z łatwością, choć ile miała szans na dyskusje kręcące się wokół takich tematów? Niewiele. Może z Tohan, gdy jeszcze dzieliły pokój. Bo Herena potrafiła wparować niemal z drzwiami, zawodząc po sam sufit o nieudanej randce, o nowej miłostce, o szczegółach czyjejś aparycji albo cech charakteru. Nie zrażała się brakiem większego zainteresowania; pewnie mówiła dla samego mówienia. Raikatsuji słuchała jej wywodów cierpliwie, ale nie była nimi szczególnie zaintrygowana. Nigdy nie przejawiała podobnych odczuć. Dlaczego w sumie? - Może powinnam zapytać o jakieś rady. - Usłyszała własny głos zanim zdążyła ugryźć się w język. Przed oczami dostrzegła niedawno napisaną wiadomość. Tylko szczerze. Źle wyglądam? Jakby oczekiwała aprobaty z najdurniejszego powodu.
Palcami poprawiła grzywkę, wygładziła jej dziko odstające pasma.
Lepiej mi było bez?
- Yakushimaru to mój jedyny znajomy. Chciałabym się do niego zbliżyć, ale nie jestem szczególna w takich misjach. - Obróciła się do ciepłego tonkatsu, ale dłoń sięgnęła ponad talerzem; po alkohol. - Jak udało ci się uzyskać dobry kontakt z Yohem? O ile macie dobry kontakt.
Wypiła swoją porcję na raz, odrzucając głowę i przechylając całe naczynie.
Potem nagle spód szkła stuknął o blat.
I zamówiła następne sake.
- Albo jednak poproszę dwie kolejki.
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
- Ach... - krótka sylaba opuściła jej gardło, gdy padł ten jeden wyraz, który choć przecież znany wszystkim ludziom, dla niej wydawał się niezwykle obcy i odległy. "Przyjaciółka". Problem był taki, że nie była ani przyjaciółką, ani tym bardziej 'dobrą'. Właściwie nikt nigdy tak jej nie nazwał, a i ona sama nie miała nikogo na tyle bliskiego, kogo mogłaby w ten sposób określić. Z zewnątrz z pewnością wyglądała na kogoś, kto przyciągał masę ludzi, osobę co swym urokiem i promiennością sprawia wrażenie osoby, do której każdy lgnął. Niestety, rzeczywistość była zupełnie odmienna, a to, co prezentowała sobą na zewnątrz nijak miało się do tego, co skrywała głęboko w sercu. Samotność bowiem bywała niezwykle okrutna.
I choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że było to komplementem skierowanym w jej stronę, i że ciemnowłosa na pewno nie chciała źle, to jednak poczuła lekkie zmieszanie. Jej twarz ponownie pokrył solidny rumieniec, choć czerwień, która przylgnęła do jej policzków miała zupełnie inny odcień od tej, którą uraczyła Shiimaurę jeszcze parę chwil temu. Nana poruszyła się na krześle, jakby mebel nagle zaczął ją uwierać i nerwowo przeczesała krótkie włosy.
Głupi nawyk, którego nie była w stanie wyplewić.
- Yoh i ja... my nie jesteśmy przyjaciółmi. - podjęła temat, uciekając speszonym wzrokiem w bok, posyłając drugiej dziewczynie lekki uśmiech, jakby w geście przeproszenia, choć do końca nawet nie wiedziała za co chce ją przeprosić. Teoretycznie nie zrobiła nic złego, ale serce podpowiadało jej, że za każde potknięcie, nawet słowne, powinna wyrazić skruchę. Jednak chciała być szczera z dziewczyną
- Znamy się jeszcze za dziecka. Nasi rodzice to dobrzy znajomi i po prostu, tak jakoś wyszło, że gdy odwiedzali nas, to przyprowadzali ze sobą Yoh'a. Spędzaliśmy trochę czasu razem, ale potem nasze drogi się rozeszły, kiedy jego mama zachorowała. Wpadliśmy ponownie na siebie dopiero w liceum, i jakoś od tamtej pory od czasu do czasu spotykamy się na pogaduchy. To nic wielkiego. - wzruszyła lekko szczupłymi ramionami, a na jej obliczu zalęgł się cień smutku. Przez jej umysł przebiegła krótka myśl, żeby nagiąć nieco prawdę. Przecież jedno, niewinne kłamstwo nie byłoby czymś aż tak złym. Nie wyszłaby przez to na nieudacznika w przypadku znajomości z innymi ludźmi. Szybko jednak zgasiła w sobie tę posępną chęć, bo z jednej strony i tak można było czytać z niej jak z otwartej księgi, a po drugie naprawdę nie chciała okłamywać Raikatsuji.
No i przede wszystkim, jak to mawiają, kłamstwo ma zawsze krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw.
Z ulgą przyjęła możliwość szybkiej zmiany tematu, odbicia piłeczki i skupienia zarówno rozmowy, jak i uwagi na ciemnowłosej i jej relacji z chłopakiem, którego poznała w escape room'ie.
- Naprawdę? Wyglądaliście na parę. Znaczy się, jakbyście byli naprawdę blisko. - odparła, przesuwając opuszkami palców po naczyniu z alkoholem, jakby w zawahaniu, czy aby na pewno skusić się na jego gorycz.
- Zwłaszcza po tym, jak na ciebie patrzył. Kiedy nie jesteś bezpośrednio zaangażowany w relację, takie rzeczy naprawdę można dostrzec. - usta ugięły się lekko pod naporem niewielkiego uśmiechu. - Zresztą, nie ma co się dziwić. Jesteś naprawdę ładna. - dodała, ale zrozumiawszy jak opacznie jej słowa mogły zabrzmieć, odchrząknęła nerwowo, wreszcie wypijając ciurkiem trunek. I choć gorycz wypełniła jej kubki smakowe, to jednak nie skrzywiła się, hamując naturalny odruch.
- Niestety, nigdy nie byłam w relacji, zwłaszcza tak bliskiej, to nie będę w stanie dać ci żadnych rad. Szkoda, że życie realne nie jest chociaż w drobnej części zbliżone do tego, co możemy ujrzeć na ekranie telewizora albo przeczytać na kartkach papieru. - westchnęła niezauważalnie
- Tam wszystko wydaje się zawsze takie... proste.
@Raikatsuji Shiimaura
I choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że było to komplementem skierowanym w jej stronę, i że ciemnowłosa na pewno nie chciała źle, to jednak poczuła lekkie zmieszanie. Jej twarz ponownie pokrył solidny rumieniec, choć czerwień, która przylgnęła do jej policzków miała zupełnie inny odcień od tej, którą uraczyła Shiimaurę jeszcze parę chwil temu. Nana poruszyła się na krześle, jakby mebel nagle zaczął ją uwierać i nerwowo przeczesała krótkie włosy.
Głupi nawyk, którego nie była w stanie wyplewić.
- Yoh i ja... my nie jesteśmy przyjaciółmi. - podjęła temat, uciekając speszonym wzrokiem w bok, posyłając drugiej dziewczynie lekki uśmiech, jakby w geście przeproszenia, choć do końca nawet nie wiedziała za co chce ją przeprosić. Teoretycznie nie zrobiła nic złego, ale serce podpowiadało jej, że za każde potknięcie, nawet słowne, powinna wyrazić skruchę. Jednak chciała być szczera z dziewczyną
- Znamy się jeszcze za dziecka. Nasi rodzice to dobrzy znajomi i po prostu, tak jakoś wyszło, że gdy odwiedzali nas, to przyprowadzali ze sobą Yoh'a. Spędzaliśmy trochę czasu razem, ale potem nasze drogi się rozeszły, kiedy jego mama zachorowała. Wpadliśmy ponownie na siebie dopiero w liceum, i jakoś od tamtej pory od czasu do czasu spotykamy się na pogaduchy. To nic wielkiego. - wzruszyła lekko szczupłymi ramionami, a na jej obliczu zalęgł się cień smutku. Przez jej umysł przebiegła krótka myśl, żeby nagiąć nieco prawdę. Przecież jedno, niewinne kłamstwo nie byłoby czymś aż tak złym. Nie wyszłaby przez to na nieudacznika w przypadku znajomości z innymi ludźmi. Szybko jednak zgasiła w sobie tę posępną chęć, bo z jednej strony i tak można było czytać z niej jak z otwartej księgi, a po drugie naprawdę nie chciała okłamywać Raikatsuji.
No i przede wszystkim, jak to mawiają, kłamstwo ma zawsze krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw.
Z ulgą przyjęła możliwość szybkiej zmiany tematu, odbicia piłeczki i skupienia zarówno rozmowy, jak i uwagi na ciemnowłosej i jej relacji z chłopakiem, którego poznała w escape room'ie.
- Naprawdę? Wyglądaliście na parę. Znaczy się, jakbyście byli naprawdę blisko. - odparła, przesuwając opuszkami palców po naczyniu z alkoholem, jakby w zawahaniu, czy aby na pewno skusić się na jego gorycz.
- Zwłaszcza po tym, jak na ciebie patrzył. Kiedy nie jesteś bezpośrednio zaangażowany w relację, takie rzeczy naprawdę można dostrzec. - usta ugięły się lekko pod naporem niewielkiego uśmiechu. - Zresztą, nie ma co się dziwić. Jesteś naprawdę ładna. - dodała, ale zrozumiawszy jak opacznie jej słowa mogły zabrzmieć, odchrząknęła nerwowo, wreszcie wypijając ciurkiem trunek. I choć gorycz wypełniła jej kubki smakowe, to jednak nie skrzywiła się, hamując naturalny odruch.
- Niestety, nigdy nie byłam w relacji, zwłaszcza tak bliskiej, to nie będę w stanie dać ci żadnych rad. Szkoda, że życie realne nie jest chociaż w drobnej części zbliżone do tego, co możemy ujrzeć na ekranie telewizora albo przeczytać na kartkach papieru. - westchnęła niezauważalnie
- Tam wszystko wydaje się zawsze takie... proste.
@Raikatsuji Shiimaura
Warui Shin'ya and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
Nie byli przyjaciółmi?
Przytaknęła na znak, że przyjęła to do wiadomości. Skalibrowała przy okazji zasłyszane słowa w systemie pamięci, zaszufladkowała nowy fakt, skrupulatnie, jak wszystkie pozostałe, wsuwając do odpowiednio podpisanego katalogu, dalej umieszczonego w wyselekcjonowanym dla Nany przedziale. Nawet tak osobliwe sprawy jak znajomości zdawały się mieć u Raikatsuji odpowiedni układ, jakiś schemat, którego wiernie się trzymała, byle utrzymać nad wszystkim kontrolę. To było jak pisanie kodu dla skomplikowanej aplikacji. Jeżeli znało się jednak zasady, największym problemem przypuszczalnie stawało się po prostu umieszczenie wszystkiego w programie. Chodziło więc bardziej o czas i nadmiar przerzucanych informacji, a nie samą ich specyficzną trudność. W końcu nie można było błędnie podejść do matematyki potrafiąc korzystać ze wzorów; trudem mogło okazać się co najwyżej podjęcie wyzwania i poprzedzające temu lenistwo wraz z poczuciem przytłoczenia. Nie zmieniało to natomiast tego, że jeżeli wreszcie by przysiąść, to dwa plus dwa każdorazowo oznaczać będzie cztery. Zakładając brak błędów, można otrzymać więc odpowiedź, jeżeli tylko będzie się systematycznie do niej dążyć, stosując do dalszych wytycznych.
Zapominała przy tym czasami, że relacje to nie jest zapis ciągu cyfr i trochę informatycznego bełkotu. W ich zakres wchodziło zbyt wiele niewiadomych; za dużo uczuć, których nie można było przewartościować na parę liczb i znaków specjalnych. Starając się za wszelką cenę nadać życiu konkretny kształt, zdecydowanie temu życiu umniejszała. Zachowywała się tak, jakby nie znała barw zapisywanych inaczej niż jedynie za angielską nazwą, gdzie spektrum było bardzo uszczuplone. Nawet pomiędzy zbliżonymi do siebie odcieniami - "red" i "darkred" choćby - znalazłaby setki, o ile nie tysiące, opcji pomiędzy, gdyby tylko przerzuciła się na kod HEX.
Może dlatego nie dostrzegała dotychczas pryzmatu, w jakim jawiła się ludziom będąc w towarzystwie Yakushimaru. Jej zaskoczenie odbiło się w lekkim zaciśnięciu warg. Wyglądali na parę.
- Naprawdę?
Na blat trafiły dwie kolejne porcje sake; małe czarki odbijały od siebie żółtawe światła kameralnego lokalu.
- Yakushimaru nie zwraca na mnie uwagi w "ten" sposób, Nana.
Spotkali się w okolicznościach, w których trudno uznać, że jednak mu się nie spodobała; być może w tamtym momencie rzeczywiście była dla niego naprawdę ładna. Chciał postawić jej drinka; dwa. Chciał, aby dobrze się bawiła. Aby zwróciła na niego uwagę. Ale odpuścił równie prędko, co tylko skłoniło ją do przeświadczenia, że miała okazać się następną zaliczoną na imprezie bazą. Ponieważ mu się jednak nie udało, brnął w to dalej, być może ze względu na urażone ego. Ten proces trwał do dzisiaj i choć wciąż zaczepiał ją swoimi dennymi tekstami
straciły one na romantycznej wartości, a zyskały najwyżej miarę przyjacielskiego kuksańca. Droczył się i prowokował, ale nie miało to żadnego finału; będzie tak robił bez końca, bez względu na jej reakcje.
Do niczego to nie doprowadzi, więc nawet określenie "przyjacielski" było tu mocno nad wyraz. Może dlatego tak łatwo przyszło Raikatsuji zrozumienie towarzyszki; sama nie sądziła, aby kiedykolwiek wcześniej znalazła się w jakiejś zażyłej relacji. Niejednokrotnie chciała i na myśl natychmiast wysforował obraz ciemnych, kręconych włosów i ukrytej pod plątaniną kruczych kosmyków czerwonej tęczówki... ale natychmiast odepchnęła od siebie wspomnienie. Nawet ta milisekunda wywołała ścisk żołądka; reakcję, po której nie była w stanie choćby zerknąć w stronę zamówionego jedzenia.
Wolała alkohol; nie rozwiązywał problemów, ale przynajmniej pozwalał o nich zapomnieć. Tego chciała.
- Myślę, że jesteś ładniejsza. - Wraz z tymi słowami przekrzywiła się bardziej w jej stronę; psychologia zaznaczała, że kierując nogi do drugiej osoby, podświadomie podkreśla się zainteresowanie nią. Być może to był powód, dla którego biodra Raikatsuji się przekręciły, jedna z nóg została zarzucona na drugą; obydwie zwrócone ku Nanie. Na ustach próżno było szukać uśmiechu, ale wydawało się, że jest o krok od tego, aby ugiąć wargi w lekkim, rozbawionym grymasie. Może chodziło o coś więcej niż zwykłe, młodzieńcze rozweselenie. Może było w tym coś, co wkradło się również w jej ruchy, kiedy sięgała po jeden ze zmierzwionych, krótkich pasem, poprawiając fryzurę dziewczyny, zaciągając niesforny pukiel za ucho. - Szaleją za tobą. - Zabrakło przypuszczeń, jakby jedynie dyktowała oczywistość. Nie mogła wiedzieć o popularności Nany; nie znała również jej przeszłości i obecnej problematyki. Mimo tego zachowywała się - i wyrażała - jakby jedynie stwierdzała fakt. Muskając policzek Nany utrzymała kontakt o
moment za długo.
- U każdego miałabyś szansę. Zagrajmy w nigdy-przenigdy. Kojarzysz tę grę? - Dłoń przemknęła od Nany aż po niedawno podstawione sake.
- Mamy niecałe pół godziny. Chodzi o to, aby jak najmniej wypić kosztem swojego przeciwnika. Wspominasz o tym, czego nigdy-przenigdy nie zrobiłaś, zakładając, że druga osoba ma to już na swoim koncie. Jeżeli tak rzeczywiście było - pije. - Naczynie ujęte przez palce uniosło się ponad blatem jakby w toaście; ale zamarło pomiędzy dziewczynami. - Nigdy, przenigdy nie zaprosiłam kogoś na koncert.
Przytaknęła na znak, że przyjęła to do wiadomości. Skalibrowała przy okazji zasłyszane słowa w systemie pamięci, zaszufladkowała nowy fakt, skrupulatnie, jak wszystkie pozostałe, wsuwając do odpowiednio podpisanego katalogu, dalej umieszczonego w wyselekcjonowanym dla Nany przedziale. Nawet tak osobliwe sprawy jak znajomości zdawały się mieć u Raikatsuji odpowiedni układ, jakiś schemat, którego wiernie się trzymała, byle utrzymać nad wszystkim kontrolę. To było jak pisanie kodu dla skomplikowanej aplikacji. Jeżeli znało się jednak zasady, największym problemem przypuszczalnie stawało się po prostu umieszczenie wszystkiego w programie. Chodziło więc bardziej o czas i nadmiar przerzucanych informacji, a nie samą ich specyficzną trudność. W końcu nie można było błędnie podejść do matematyki potrafiąc korzystać ze wzorów; trudem mogło okazać się co najwyżej podjęcie wyzwania i poprzedzające temu lenistwo wraz z poczuciem przytłoczenia. Nie zmieniało to natomiast tego, że jeżeli wreszcie by przysiąść, to dwa plus dwa każdorazowo oznaczać będzie cztery. Zakładając brak błędów, można otrzymać więc odpowiedź, jeżeli tylko będzie się systematycznie do niej dążyć, stosując do dalszych wytycznych.
Zapominała przy tym czasami, że relacje to nie jest zapis ciągu cyfr i trochę informatycznego bełkotu. W ich zakres wchodziło zbyt wiele niewiadomych; za dużo uczuć, których nie można było przewartościować na parę liczb i znaków specjalnych. Starając się za wszelką cenę nadać życiu konkretny kształt, zdecydowanie temu życiu umniejszała. Zachowywała się tak, jakby nie znała barw zapisywanych inaczej niż jedynie za angielską nazwą, gdzie spektrum było bardzo uszczuplone. Nawet pomiędzy zbliżonymi do siebie odcieniami - "red" i "darkred" choćby - znalazłaby setki, o ile nie tysiące, opcji pomiędzy, gdyby tylko przerzuciła się na kod HEX.
Może dlatego nie dostrzegała dotychczas pryzmatu, w jakim jawiła się ludziom będąc w towarzystwie Yakushimaru. Jej zaskoczenie odbiło się w lekkim zaciśnięciu warg. Wyglądali na parę.
- Naprawdę?
Na blat trafiły dwie kolejne porcje sake; małe czarki odbijały od siebie żółtawe światła kameralnego lokalu.
- Yakushimaru nie zwraca na mnie uwagi w "ten" sposób, Nana.
Spotkali się w okolicznościach, w których trudno uznać, że jednak mu się nie spodobała; być może w tamtym momencie rzeczywiście była dla niego naprawdę ładna. Chciał postawić jej drinka; dwa. Chciał, aby dobrze się bawiła. Aby zwróciła na niego uwagę. Ale odpuścił równie prędko, co tylko skłoniło ją do przeświadczenia, że miała okazać się następną zaliczoną na imprezie bazą. Ponieważ mu się jednak nie udało, brnął w to dalej, być może ze względu na urażone ego. Ten proces trwał do dzisiaj i choć wciąż zaczepiał ją swoimi dennymi tekstami
(jasne, że mi się zajebiście podobasz, kruszynko )
straciły one na romantycznej wartości, a zyskały najwyżej miarę przyjacielskiego kuksańca. Droczył się i prowokował, ale nie miało to żadnego finału; będzie tak robił bez końca, bez względu na jej reakcje.
Do niczego to nie doprowadzi, więc nawet określenie "przyjacielski" było tu mocno nad wyraz. Może dlatego tak łatwo przyszło Raikatsuji zrozumienie towarzyszki; sama nie sądziła, aby kiedykolwiek wcześniej znalazła się w jakiejś zażyłej relacji. Niejednokrotnie chciała i na myśl natychmiast wysforował obraz ciemnych, kręconych włosów i ukrytej pod plątaniną kruczych kosmyków czerwonej tęczówki... ale natychmiast odepchnęła od siebie wspomnienie. Nawet ta milisekunda wywołała ścisk żołądka; reakcję, po której nie była w stanie choćby zerknąć w stronę zamówionego jedzenia.
Wolała alkohol; nie rozwiązywał problemów, ale przynajmniej pozwalał o nich zapomnieć. Tego chciała.
- Myślę, że jesteś ładniejsza. - Wraz z tymi słowami przekrzywiła się bardziej w jej stronę; psychologia zaznaczała, że kierując nogi do drugiej osoby, podświadomie podkreśla się zainteresowanie nią. Być może to był powód, dla którego biodra Raikatsuji się przekręciły, jedna z nóg została zarzucona na drugą; obydwie zwrócone ku Nanie. Na ustach próżno było szukać uśmiechu, ale wydawało się, że jest o krok od tego, aby ugiąć wargi w lekkim, rozbawionym grymasie. Może chodziło o coś więcej niż zwykłe, młodzieńcze rozweselenie. Może było w tym coś, co wkradło się również w jej ruchy, kiedy sięgała po jeden ze zmierzwionych, krótkich pasem, poprawiając fryzurę dziewczyny, zaciągając niesforny pukiel za ucho. - Szaleją za tobą. - Zabrakło przypuszczeń, jakby jedynie dyktowała oczywistość. Nie mogła wiedzieć o popularności Nany; nie znała również jej przeszłości i obecnej problematyki. Mimo tego zachowywała się - i wyrażała - jakby jedynie stwierdzała fakt. Muskając policzek Nany utrzymała kontakt o
subtelny
moment za długo.
- U każdego miałabyś szansę. Zagrajmy w nigdy-przenigdy. Kojarzysz tę grę? - Dłoń przemknęła od Nany aż po niedawno podstawione sake.
- Mamy niecałe pół godziny. Chodzi o to, aby jak najmniej wypić kosztem swojego przeciwnika. Wspominasz o tym, czego nigdy-przenigdy nie zrobiłaś, zakładając, że druga osoba ma to już na swoim koncie. Jeżeli tak rzeczywiście było - pije. - Naczynie ujęte przez palce uniosło się ponad blatem jakby w toaście; ale zamarło pomiędzy dziewczynami. - Nigdy, przenigdy nie zaprosiłam kogoś na koncert.
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Chishiya Yue and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
- Naprawdę. - potwierdziła zarówno słownie, jak i lekkim skinięciem głowy. Szczerze powiedziawszy była zaskoczona jej odpowiedzią. Oczywiście, jako osoba postronna, stojąca z boku, widziała ich relacje zupełnie inaczej, w całkowicie innym świetle. Z jej perspektywy Raikatsuji oraz Yakushimaru wydawali się być niezwykle blisko, o bardzo silnej więzi, niemal rozumiejąc się bez słów, i to niekoniecznie w wersji jedynie przyjacielskiej. Dlatego też trudno było jej uwierzyć, że nie łączyło ich żadne romantyczne uczucie. Przechyliła głowę lekko w bok, jakby w oczekiwaniu, że druga dziewczyna lada moment klaśnie w dłonie i zaśmieje się głośno mówiąc, że jedynie żartowała.
Ale jej rozmówczyni była jak najbardziej poważna i szczera.
- Szkoda. - powiedziała cicho, przenosząc wzrok na nową czarkę z sake. - Zastanawia mnie tylko, czy aby na pewno Yakushimaru-kun nie zwraca na ciebie uwagi w ten sposób, czy może po prostu nie dostrzegasz tego z racji, że się przyjaźnicie. Wiesz, mówią, że najciemniej jest zawsze pod latarnią. Wtedy, w escape roomie dałabym sobie rękę uciąć, że łączy was coś więcej. Zwłaszcza.... zwłaszcza po tym, jak spoglądał na ciebie. - posłała jej lekki uśmiech, ale nie było w nim nic z zawiści czy też zazdrości. Był szczery, ale przede wszystkim niewinny, sprawiając wrażenie, że jej oczami wszystko klarowało się na proste i pozbawione komplikacji. Nie chciała jednak ani jej naciskać, ani kontynuować tego tematu. Tak na dobrą sprawę to nie była jej sprawa, a i nie miała najmniejszego prawa wpychać się nosem w życie drugiej dziewczyny.
Przecież się nie przyjaźniły. Choć Nana bardzo tego pragnęła.
Drgnęła słysząc komplement, a przecież przywykła do nich. Przynajmniej od męskiej części jej otoczenia. Jednakże "myślę, że jesteś ładniejsza" w ustach drugiej dziewczyny brzmiało dla niej dziwnie; odlegle. Wręcz irracjonalnie. Zrobiło jej się dziwnie, i sama nie potrafiła określić emocji, jakie odczuwała w danym momencie. Było to nowe doświadczenie w jej życiu i do końca nie wiedziała, czy odczuwa radość, czy może skonsternowanie.
- Tak, słyszałam- - zamilkła, a słowo boleśnie ugrzęzło w gardle, gdy delikatna, acz nieco chłodna opuszka ciemnowłosej dziewczyny musnęła wpierw pasma miękkich włosów Nany, a następnie odkrytej skóry w okolicach skroni. Świat dookoła zawirował w szaleńczym rytmie przyspieszonego bicia serca. Spojrzała na nią w zaskoczeniu i niezrozumieniu dla gestu, którym Raikatsuji ją obdarzyła.
Jednakże nie było to coś, co zaklasyfikowałaby jako "nieprzyjemne" czy też "niekomfortowe". A wręcz przeciwnie.
Zdania nie dokończyła, i raczej nieprędko to zrobi. Wszystkie myśli zostały upchnięte gdzieś w głąb świadomości, przenosząc pełną uwagę na rozmówczynię.
Nana nie była aż taka głupia, jak większość jej "znajomych" myślało i zakładało. Zdawała sobie sprawę z faktu, że wielu facetów oglądało się za nią. W ich oczach była jedynie skorupą. Ładnym opakowaniem i niczym więcej. Nie interesowała ich zawartość, przez co czuła się jak ładny dodatek. Ozdoba, którą można postawić obok siebie. I równie łatwo wymienić. Była samotna, i potrzebowała więzi z innym człowiekiem. Cierpiała w ciemnym pokoju, sama, stając się więźniem własnego umysłu. Dlatego też nie lubiła rozmawiać o swoim "wyglądzie", ani też o tym, że jest "ładniejsza od kogoś". Czy to coś złego, że chciała zostać wreszcie dostrzeżona? Chciała, by ktoś w końcu pociągnął za wstążkę podtrzymującą opakowanie i zajrzał do środka. I dopiero wtedy stwierdził, że jest "ładna".
Westchnęła, czując niewytłumaczalne napięcie w okolicach karku. Odetchnęła, gdy Raikatsuji zerwała kontakt fizyczny między nimi. I choć zewnętrznie prezentowała się w miarę spokojna, to w środku panował istny chaos. Nie mogła jednak pokazać tego po sobie. Nie teraz, nie przy niej. Ożywiła się dopiero na słowa o grze. Co prawda nigdy w nią nie grała, ale kiedyś nazwa i zasady obiły się o jej uszy. Niepewnie skinęła głową.
- Chyba znam... Znaczy, tak, znam, ale nigdy w nią nie grałam. Nie mam jednak nic przeciwko. - odparła pospiesznie, czując suchość zarówno w gardle, jak i na ustach. Upiła łyk sake z ulgą, choć wciąż nie przyzwyczaiła się do jej cierpkiego posmaku.
- Teraz moja kolej, tak? To... - zamilkła, zastanawiając się, co powiedzieć. Miała wrażenie, że Raikatsuji żyjąc pełnią życia przeżyła niemal wszystko to, czego Nana nie była w stanie doświadczyć. Bez znaczenia na to, co powie.
- Em... nigdy przenigdy.... nie byłam poza Fukkatsu!
@Raikatsuji Shiimaura
Ale jej rozmówczyni była jak najbardziej poważna i szczera.
- Szkoda. - powiedziała cicho, przenosząc wzrok na nową czarkę z sake. - Zastanawia mnie tylko, czy aby na pewno Yakushimaru-kun nie zwraca na ciebie uwagi w ten sposób, czy może po prostu nie dostrzegasz tego z racji, że się przyjaźnicie. Wiesz, mówią, że najciemniej jest zawsze pod latarnią. Wtedy, w escape roomie dałabym sobie rękę uciąć, że łączy was coś więcej. Zwłaszcza.... zwłaszcza po tym, jak spoglądał na ciebie. - posłała jej lekki uśmiech, ale nie było w nim nic z zawiści czy też zazdrości. Był szczery, ale przede wszystkim niewinny, sprawiając wrażenie, że jej oczami wszystko klarowało się na proste i pozbawione komplikacji. Nie chciała jednak ani jej naciskać, ani kontynuować tego tematu. Tak na dobrą sprawę to nie była jej sprawa, a i nie miała najmniejszego prawa wpychać się nosem w życie drugiej dziewczyny.
Przecież się nie przyjaźniły. Choć Nana bardzo tego pragnęła.
Drgnęła słysząc komplement, a przecież przywykła do nich. Przynajmniej od męskiej części jej otoczenia. Jednakże "myślę, że jesteś ładniejsza" w ustach drugiej dziewczyny brzmiało dla niej dziwnie; odlegle. Wręcz irracjonalnie. Zrobiło jej się dziwnie, i sama nie potrafiła określić emocji, jakie odczuwała w danym momencie. Było to nowe doświadczenie w jej życiu i do końca nie wiedziała, czy odczuwa radość, czy może skonsternowanie.
- Tak, słyszałam- - zamilkła, a słowo boleśnie ugrzęzło w gardle, gdy delikatna, acz nieco chłodna opuszka ciemnowłosej dziewczyny musnęła wpierw pasma miękkich włosów Nany, a następnie odkrytej skóry w okolicach skroni. Świat dookoła zawirował w szaleńczym rytmie przyspieszonego bicia serca. Spojrzała na nią w zaskoczeniu i niezrozumieniu dla gestu, którym Raikatsuji ją obdarzyła.
Jednakże nie było to coś, co zaklasyfikowałaby jako "nieprzyjemne" czy też "niekomfortowe". A wręcz przeciwnie.
Zdania nie dokończyła, i raczej nieprędko to zrobi. Wszystkie myśli zostały upchnięte gdzieś w głąb świadomości, przenosząc pełną uwagę na rozmówczynię.
Nana nie była aż taka głupia, jak większość jej "znajomych" myślało i zakładało. Zdawała sobie sprawę z faktu, że wielu facetów oglądało się za nią. W ich oczach była jedynie skorupą. Ładnym opakowaniem i niczym więcej. Nie interesowała ich zawartość, przez co czuła się jak ładny dodatek. Ozdoba, którą można postawić obok siebie. I równie łatwo wymienić. Była samotna, i potrzebowała więzi z innym człowiekiem. Cierpiała w ciemnym pokoju, sama, stając się więźniem własnego umysłu. Dlatego też nie lubiła rozmawiać o swoim "wyglądzie", ani też o tym, że jest "ładniejsza od kogoś". Czy to coś złego, że chciała zostać wreszcie dostrzeżona? Chciała, by ktoś w końcu pociągnął za wstążkę podtrzymującą opakowanie i zajrzał do środka. I dopiero wtedy stwierdził, że jest "ładna".
Westchnęła, czując niewytłumaczalne napięcie w okolicach karku. Odetchnęła, gdy Raikatsuji zerwała kontakt fizyczny między nimi. I choć zewnętrznie prezentowała się w miarę spokojna, to w środku panował istny chaos. Nie mogła jednak pokazać tego po sobie. Nie teraz, nie przy niej. Ożywiła się dopiero na słowa o grze. Co prawda nigdy w nią nie grała, ale kiedyś nazwa i zasady obiły się o jej uszy. Niepewnie skinęła głową.
- Chyba znam... Znaczy, tak, znam, ale nigdy w nią nie grałam. Nie mam jednak nic przeciwko. - odparła pospiesznie, czując suchość zarówno w gardle, jak i na ustach. Upiła łyk sake z ulgą, choć wciąż nie przyzwyczaiła się do jej cierpkiego posmaku.
- Teraz moja kolej, tak? To... - zamilkła, zastanawiając się, co powiedzieć. Miała wrażenie, że Raikatsuji żyjąc pełnią życia przeżyła niemal wszystko to, czego Nana nie była w stanie doświadczyć. Bez znaczenia na to, co powie.
- Em... nigdy przenigdy.... nie byłam poza Fukkatsu!
@Raikatsuji Shiimaura
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Nigdy?! - Uniosła się, ściągając ramiona, prostując plecy; nawet jej spojrzenie zdawało się jakieś wyższe, gdy z zadartą głową rzuciła spojrzeniem na rozmówczynię. - Szkolne wycieczki? Plaża? Yakkari? Tam jest mnóstwo łatwych szlaków, nie trzeba mieć kondycji. A Shuukaku no Matsuri z Saawy? Naprawdę nie obchodziłaś tego święta? Połowa Fukkatsu się wtedy... - ucięła, nagle kręcąc głową; nie dowierzała. - Tam są setki osób! - Nie było opcji, by nigdy nie wyściubić nosa z miasta. Nie odciąć się od zgiełku, ścisku obcych ciał. Raikatsuji przez moment wyglądała, jakby chciała sobie tę wizję wyrzucić z pamięci. - Nie chciałaś? - Nie zapomniała o grze. Widać to było po ruchu nadgarstka. Spoczął przy niewielkim naczyniu z sake. Palce objęły ceramikę, unosząc ją nad blatem, nie ulewając ani kropli. Trunek wyłapał poblask najbliższej lampki nim nie zniknął w jednym łyku wpływającym między pełne wargi dziewczyny.
Domówiła kolejkę.
- Jest milion świetnych miejsc, jeżeli... - odchrząknęła gwałtownie.
Ekscytacja wplątana w ton; rozświetlone oczy, którymi zamrugała, pozbywając się iskier. Co miała niby do zaoferowania? Znała raptem strzępek możliwości poza Fukkatsu. Przecież do miasta uciekła. Porzuciła wieś, ucięła własne korzenie. Tutaj, w mrokach ślepych zaułków i przy stałej mgle smogu, zdawała się więdnąć. Dawniej rozbawiona i nacechowana nieprzeciętnym, dziecięcym jeszcze wigorem, kwitła z każdym dniem, ale ponieważ pragnęła czegoś nowego, musiała zmienić otoczenie. Glebę. Tutaj, wbrew sobie, prędko uschła - podobnie jak jej ton. Kiedy zdarzało się, że przebijało przez głos kilka jeszcze nieutraconych nut, natychmiast to urywała.
Jakby nie wypadało.
Nie tak to miało działać.
- Jeżeli miałabyś kiedyś ochotę - poprawiła się; spokojniej, rzeczowo. - Możemy gdzieś wyjechać. Bo sama nigdy przenigdy nie odpuściłam żadnej okazji.
Nawet kiedy matka groziła, że jeśli wyjdzie, może więcej nie wracać. Gdy ojciec prosił, aby zachowała umiar. Gdy Yakushimaru szalał, starając się wyperswadować wszystkie ryzykanckie akcje, jakie tylko narodził jej umysł. Gdy wydawało się, że naprawdę dostała w łeb, bo uganiała się za czymś (za kimś) czego (kogo) dawno nie było. Nawet teraz jej wierzchnia powłoka zdawała się solidna; nietknięta jak potężne, kamienne mury. Ludzie widzieli tylko szorstki materiał i kilka nacięć od wariatów próbujących sforsować barierę. Wnętrze okazywało się jednak niewidoczne, ale kryć mogło wszystko.
Albo nic.
- Powinnyśmy przyspieszyć, czas nam się kończy. Przepraszam! - zatrzymała mężczyznę, nawiązując nieprzerwany kontakt wzrokowy. - Możemy poprosić jednak trzy kolejki? - Zwracając się już do Nany, posłała jej lekki uśmiech. - Nigdy przenigdy nie poznałam umiaru. I... - jako trzeci wariant dorzuciła: w szkole nigdy przenigdy nie dostałam listu z wyznaniem. - była pewna zwycięstwa.
Domówiła kolejkę.
- Jest milion świetnych miejsc, jeżeli... - odchrząknęła gwałtownie.
Ekscytacja wplątana w ton; rozświetlone oczy, którymi zamrugała, pozbywając się iskier. Co miała niby do zaoferowania? Znała raptem strzępek możliwości poza Fukkatsu. Przecież do miasta uciekła. Porzuciła wieś, ucięła własne korzenie. Tutaj, w mrokach ślepych zaułków i przy stałej mgle smogu, zdawała się więdnąć. Dawniej rozbawiona i nacechowana nieprzeciętnym, dziecięcym jeszcze wigorem, kwitła z każdym dniem, ale ponieważ pragnęła czegoś nowego, musiała zmienić otoczenie. Glebę. Tutaj, wbrew sobie, prędko uschła - podobnie jak jej ton. Kiedy zdarzało się, że przebijało przez głos kilka jeszcze nieutraconych nut, natychmiast to urywała.
Jakby nie wypadało.
Nie tak to miało działać.
- Jeżeli miałabyś kiedyś ochotę - poprawiła się; spokojniej, rzeczowo. - Możemy gdzieś wyjechać. Bo sama nigdy przenigdy nie odpuściłam żadnej okazji.
Nawet kiedy matka groziła, że jeśli wyjdzie, może więcej nie wracać. Gdy ojciec prosił, aby zachowała umiar. Gdy Yakushimaru szalał, starając się wyperswadować wszystkie ryzykanckie akcje, jakie tylko narodził jej umysł. Gdy wydawało się, że naprawdę dostała w łeb, bo uganiała się za czymś (za kimś) czego (kogo) dawno nie było. Nawet teraz jej wierzchnia powłoka zdawała się solidna; nietknięta jak potężne, kamienne mury. Ludzie widzieli tylko szorstki materiał i kilka nacięć od wariatów próbujących sforsować barierę. Wnętrze okazywało się jednak niewidoczne, ale kryć mogło wszystko.
Albo nic.
- Powinnyśmy przyspieszyć, czas nam się kończy. Przepraszam! - zatrzymała mężczyznę, nawiązując nieprzerwany kontakt wzrokowy. - Możemy poprosić jednak trzy kolejki? - Zwracając się już do Nany, posłała jej lekki uśmiech. - Nigdy przenigdy nie poznałam umiaru. I... - jako trzeci wariant dorzuciła: w szkole nigdy przenigdy nie dostałam listu z wyznaniem. - była pewna zwycięstwa.
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku