Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Kazegafuku
To rodzinny biznes, który prowadzi rodzina Satoshi od pokoleń. I choć z pozoru niczym nie wyróżnia się na tle innych, małych knajpek, tak Kazegafuku jest znane w całym Fukkatsu z najlepszej sake. Jest to dość mała, drewniana buda z zaledwie kilkoma miejscami do siedzenia, przyozdobiona w papierowe lampiony i kusząca zapachem już z daleka.
Mówi się, że właściciele dodają do niej przy wytwarzaniu tajemniczy składnik, którego nikomu nie chcą zdradzić, a smak trunku można porównać to delikatnej, wiosennej bryzy.
Knajpka w weekendy przeżywa istne oblężenie. Nie tylko ze względu na swą renomę i pyszną sake, ale również dzięki najlepszemu ramen w mieście. W menu można znaleźć także dango oraz tonkatsu. Zarówno pierwsze, jak i drugie cieszy się niemalejącą popularnością.
Wokół Kazegafuku krąży również pewna miejska legenda. Plotki głoszą, że założyciel knajpki zawarł pakt z yokai, shojo. Od tamtej pory w bezchmurną noc, gdy księżyc na niebie jest w pełni, dokładnie między godziną pierwszą a drugą w nocy można spotkać przeróżne yokai, które schodzą się do Kazegafuku, by zakosztować słynnej sake.
Ale to tylko plotki i legendy. Choć z drugiej strony w każdej legendzie istnieje ziarno prawdy, czyż nie?
Mówi się, że właściciele dodają do niej przy wytwarzaniu tajemniczy składnik, którego nikomu nie chcą zdradzić, a smak trunku można porównać to delikatnej, wiosennej bryzy.
Knajpka w weekendy przeżywa istne oblężenie. Nie tylko ze względu na swą renomę i pyszną sake, ale również dzięki najlepszemu ramen w mieście. W menu można znaleźć także dango oraz tonkatsu. Zarówno pierwsze, jak i drugie cieszy się niemalejącą popularnością.
Wokół Kazegafuku krąży również pewna miejska legenda. Plotki głoszą, że założyciel knajpki zawarł pakt z yokai, shojo. Od tamtej pory w bezchmurną noc, gdy księżyc na niebie jest w pełni, dokładnie między godziną pierwszą a drugą w nocy można spotkać przeróżne yokai, które schodzą się do Kazegafuku, by zakosztować słynnej sake.
Ale to tylko plotki i legendy. Choć z drugiej strony w każdej legendzie istnieje ziarno prawdy, czyż nie?
Na bogów, w co ona się wplątała... Szepty za plecami Luizy tylko pogarszały sprawę, bo słychać w nich były najróżniejsze przemyślenia. Jednym nawet zrobiło się żal obydwu, drudzy uważali, że Luiza jest naiwna, bo dziewczyna musiała udawać, a inni po prostu chcieli, aby 'ten dziwoląg z Nanashi' poszedł sobie i nie psuł im wieczoru. A obok tego była wesoła Polka z dobrym gestem, więc też dostawała nieco za to, że się dała w to wciągnąć. To miała być szybka akcja zaoferowania jedzenia i koniec... Chociaż specyficzność Anais w pewien sposób była interesują, w dodatku nigdy nie wiadomo, jakie kontakty mogą się przydać, prawda? Kto wie, jeżeli dziewczyna rzeczywiście jest z Nanashi, to w razie sytuacji, gdzie Luiza się gubi albo wpada w złą sytuację, może zawsze pomóc.
Albo i nie. Cholera wie. Zawsze jednak szybciej się reaguje, gdy się kogoś zna.
- Może kiedyś, jeżeli trafi się jakaś dobra sytuacja, ale na pewno jesteś o wiele lepsza w chowanego ode mnie. Sama jednak mówisz, że wiesz już dobrze, że zabieranie tego, co nie Twoje jest złe, więc jesteś na dobrej drodze! Oraz masz miłego kolegę, to też jest świetny krok do przodu. Trzeba dbać o miłych znajomych.
Dziwnie jest mówić do nastolatki tak, jakby miała może z 7 lat, ale przecież nie powie tego na głos.
- Wiem, nie jest to typowa reakcja - Luiza uśmiechnęła się ciepło. - Ale pierwsza zasada w życiu głosi, że zawsze są wyjątki od reguł, więc akurat Tobie się trafiło na taki. A soczek pomarańczowy jak najbardziej przejdzie, kupię ci małą butelkę- Żółte pomarańcze?
To idzie w coraz lepszą stronę. Określenie siebie 'ciocią Luizą' było nadzwyczaj trafne.
- Musisz mówić o cytrynach, ale, eee... Ich normalnie nie je się samych, właśnie dlatego że są super kwaśne. - I oto nadszedł dzień, gdzie Luizie do wykarmienia dziecka wystarczy cholerna cytryna. Nowy poziom oszczędności, cholera jasna. - Nie robi się stricte soczków z samych cytryn, ale zaraz poproszę o pomarańczowy.
Gdy tylko odwróciła się w stronę obsługi, ten już stał z małym kartonikiem i natychmiast podał cenę, którą Luiza opłaciła. Zdążyła idealnie zanim Anais pokazała kły... Czyli dzieciaczek i wściekły kot na raz. Jak na zawołanie, obsługa wyczuła nastrój i uciekła do innych.
- Nieładnie, pan nawet już nic nie mówił i przyniósł picie dla Ciebie! - Luiza skarciła Anais palcem, po czym podała jej karton z sokiem. - Widzisz? Szybka wymiana, wszyscy są szczęśliwi. A ludzie zawsze będą mówić, w tym dużo niemiłych rzeczy, więc często trzeba zacisnąć zęby albo zwyczajnie to zignorować. Wtedy pokazujesz, że jesteś tą bardziej dorosłą.
Tak jakby sama nie odszczekiwała jak trafiła się okazja, ale tego Anais wiedzieć nie musi. Tak samo tego, że jej urocza logika geograficzna była daleka od prawidłowej. Luiza kiwnęła tylko głową, dalej się uśmiechając.
- Tak, też prawda. Ale cholera wie, może gdzieś są te kotki - tylko nie ufaj dziwnym panom, jak mówią, że wiedzą, gdzie są. Szczególnie jak twierdzą, że są w ich piwnicy. Tacy tylko chcą Anais zrobić krzywdę.
@Anais
Albo i nie. Cholera wie. Zawsze jednak szybciej się reaguje, gdy się kogoś zna.
- Może kiedyś, jeżeli trafi się jakaś dobra sytuacja, ale na pewno jesteś o wiele lepsza w chowanego ode mnie. Sama jednak mówisz, że wiesz już dobrze, że zabieranie tego, co nie Twoje jest złe, więc jesteś na dobrej drodze! Oraz masz miłego kolegę, to też jest świetny krok do przodu. Trzeba dbać o miłych znajomych.
Dziwnie jest mówić do nastolatki tak, jakby miała może z 7 lat, ale przecież nie powie tego na głos.
- Wiem, nie jest to typowa reakcja - Luiza uśmiechnęła się ciepło. - Ale pierwsza zasada w życiu głosi, że zawsze są wyjątki od reguł, więc akurat Tobie się trafiło na taki. A soczek pomarańczowy jak najbardziej przejdzie, kupię ci małą butelkę- Żółte pomarańcze?
To idzie w coraz lepszą stronę. Określenie siebie 'ciocią Luizą' było nadzwyczaj trafne.
- Musisz mówić o cytrynach, ale, eee... Ich normalnie nie je się samych, właśnie dlatego że są super kwaśne. - I oto nadszedł dzień, gdzie Luizie do wykarmienia dziecka wystarczy cholerna cytryna. Nowy poziom oszczędności, cholera jasna. - Nie robi się stricte soczków z samych cytryn, ale zaraz poproszę o pomarańczowy.
Gdy tylko odwróciła się w stronę obsługi, ten już stał z małym kartonikiem i natychmiast podał cenę, którą Luiza opłaciła. Zdążyła idealnie zanim Anais pokazała kły... Czyli dzieciaczek i wściekły kot na raz. Jak na zawołanie, obsługa wyczuła nastrój i uciekła do innych.
- Nieładnie, pan nawet już nic nie mówił i przyniósł picie dla Ciebie! - Luiza skarciła Anais palcem, po czym podała jej karton z sokiem. - Widzisz? Szybka wymiana, wszyscy są szczęśliwi. A ludzie zawsze będą mówić, w tym dużo niemiłych rzeczy, więc często trzeba zacisnąć zęby albo zwyczajnie to zignorować. Wtedy pokazujesz, że jesteś tą bardziej dorosłą.
Tak jakby sama nie odszczekiwała jak trafiła się okazja, ale tego Anais wiedzieć nie musi. Tak samo tego, że jej urocza logika geograficzna była daleka od prawidłowej. Luiza kiwnęła tylko głową, dalej się uśmiechając.
- Tak, też prawda. Ale cholera wie, może gdzieś są te kotki - tylko nie ufaj dziwnym panom, jak mówią, że wiedzą, gdzie są. Szczególnie jak twierdzą, że są w ich piwnicy. Tacy tylko chcą Anais zrobić krzywdę.
@Anais
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku