Kindness is always fashionable
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Seiwa-Genji Enma

Nie 5 Maj - 22:45
Marzec 2022

Pierwsza rocznica tragedii, jaka miała miejsce w klanie Minamoto, zebrała w rodzinnej rezydencji zaskakującą ilość członków klanu. Było już po ceremonii, odprawionych modłach i oddaniu hołdu zmarłym, aczkolwiek zgromadzeni wciąż pozostawali w pomieszczeniu uraczeni poczęstunkiem oraz alkoholem. Przez cały ten czas ośmioletni Enma nie odstępował dziadka na krok. Nawet, jeżeli chciał oddalić się chociaż na krótką chwilę, to bardzo szybko odczuwał na sobie karcące i surowe spojrzenie aktualnego przywódcy całej rodziny.
Do chłopca wciąż nie docierała rzeczywistość, w jakiej się znalazł. Wspomnienia sprzed roku nadal były świeże i wręcz namacalne, tak samo jak czerwona i gruba blizna na szyi, której zajmie długie lata, by choć w drobnym stopniu zlała się z naturalną barwą skóry. Budził się praktycznie każdej nocy dręczony koszmarami tak prawdziwymi, że służki musiały go uspokajać i zapewniać, że to wszystko to tylko wytwory jego wyobraźni.
Ale czy aby na pewno?
Jakaś część jego podświadomości wiedziała, że to, co widział w snach nie było tylko i wyłącznie ułudą. Było czymś znacznie głębszym i prawdziwym. Czymś, co będzie go prześladowało przez następne długie lata, a być może i do końca jego dni. Nie odczuwał jednak tęsknoty za matką, której twarz zdawała się być nieosiągalna i zamazana ilekroć próbował przypomnieć sobie jej wygląd. Nie tęsknił również za ojcem i za jego surowością, jakiej doświadczał za każdym razem, gdy przebywał w jego obecności.
Tym, za kim tęsknił, był jego brat.
Na początku praktycznie każdego dnia pytał dziadka o Teru. Kiedy wróci. Gdzie jest. Czy może do niego zadzwonić. Musiały minąć z dwa, może nawet i trzy miesiące, gdy wreszcie uświadomił sobie, że Teru nie żyje. I nigdy nie wróci. A przynajmniej nie w swej "ludzkiej" powłoce. Prawda była gorzka i okrutna. A dojrzewające w nim poczucie winy stawało się coraz silniejsze, choć swe żniwa miało zacząć zbierać dopiero za kilka lat, gdy chłopiec zacznie dojrzewać. I rozumieć rzeczy, które teraz wydawały mu się niezrozumiałe i odległe.
Z niemą ulgą przyjął możliwość wyjścia na zewnątrz. Wreszcie. Z dala od niechcianych spojrzeń pełnych litości, jakie kierowali w jego stronę pozostali członkowie klanu. Tak samo z dala od zgiełku i rozmów, szeptów i szturchnięć. Tylko on sam i nocne niebo. I ogród należący do rezydencji. Poprawił kimono, które wydawało mu się zaskakujące niewygodne, kiedy przykucnął na trawie. Odetchnął.
Lekki wietrzyk poruszył ciemnymi włosami, a on wreszcie zaczął odczuwać skutki zmęczenia całym dniem. Marzył o powrocie do swojego pokoju, choć samego snu bał się tak samo, jak każdej innej nocy. Bał się nawiedzających go koszmarów.
Jednakże spokój, jaki mu towarzyszył nie trwał zbyt długo, gdy do jego uszu dobiegł cichy dźwięk szelestu. Momentalnie poderwał się na nogi i rozpaczliwie zaczął rozglądać na boki. Od ponad roku zaczął widywać dziwne istoty. Przerażające i mrożące krew w żyłach twarze, wykrzywione w wiecznej agonii. Dziadek uczył go, że są to yurei, dusze nieszczęśliwie zmarłych ludzi. I że jego zadaniem będzie pomoc w ich oczyszczeniu. Ale Enma nie był na to gotowy. Bał się ich. Słów, jakie wypowiadały. Dźwięków, jakie wydawały. Spojrzeń, jakimi go obdarzały.
Zadrżał, tak samo jak jego dolna warga, a w dwubarwnych tęczówkach nagromadziły się łzy pełne paniki.
- K-kto tu jest?! - krzyknął, jednocześnie błagając samą Amaterasu, aby nie był to jeden z tych całych yurei.

@Saga-Genji Hayate


Kindness is always fashionable Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Nakashima Yosuke and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.

Saga-Genji Hayate

Sob 15 Cze - 14:40
 Do jedenastych urodzin został już tylko miesiąc, ale nie potrafił skupić się na oczekiwaniu. Zamiast typowym dla siebie sposobem próbując dociec, co tym razem szykują mu rodzice, próbując wymusić zeznania na starszym bracie i zaglądać w każdy kąt domu, starając się odnaleźć ukryte przed ciekawskim wzrokiem prezenty kupione zawczasu, błądził nieco rozkojarzony po ogrodzie lub przesiadywał w pokoju nad stosem zapisanych charakterystycznym drukiem kartek. Dostał wreszcie rolę bardziej znaczącą niż epizodyczne przewinięcie się w tle czy drugoplanowa postać pojawiająca się raz na odcinek. Miał w końcu być głównym bohaterem opowieści. Nie była to co prawda jego pierwsza rola pierwszoplanowa, ale wcześniej takie jedynie dubbingował. Teraz miał prezentować twarz, zdolności, siebie.
 Rodzice pierwotnie chcieli przeszkadzać mu w karierze. Jak to tak, że ich syn nie zostanie politykiem, prawnikiem, kimś zajmującym ważny urząd, przydatnym społeczeństwu, zgodnie z tradycją rodziny. Nikt wcześniej nie próbował się buntować przeciwko ogólnie przyjętym normom, albo przynajmniej nie przyniosło to ostatecznie zamierzonego skutku. Hayate miał jednak silne wsparcie starszego rodzeństwa, a ojciec wreszcie ugiął się pod naporem argumentów pierworodnego i dramatami młodego. Liczył, że to tylko faza i wreszcie mu przejdzie, ale kariera rozwijała się coraz bardziej, a młody Saga na dodatek myślał o rozszerzeniu swojej gwiazdorskiej działalności na świat muzyki.
 Na własne życzenie właściwie pozbawił się dzieciństwa. Nie miewał wolnego. Szkoła, zajęcia dodatkowe, kursy, uczenie się ról, jeżdżenie po planach zdjęciowych, sesje fotograficzne, wywiady, udziały w reklamach. Omijały go tylko gale, na których zamiast niego występował jakiś pełnoletni przedstawiciel, którego nie zanudzi na śmierć kilkugodzinne gadanie o rzeczach, których często jeszcze nie rozumiał albo nie chciał zrozumieć. Dorośli czasem rzucali anegdotami i żartami, które dla niego były obleśne, żenujące i zamiast śmiechu, wywoływały w nim przewrócenie oczami i ciężkie wzdychnięcie. Wolność przychodziła dopiero późnym wieczorem i nocą. Najczęściej był tak wykończony całym dniem, że padał na łóżko i szybko zasypiał, mając przed sobą wizję wstania dość wcześnie następnego ranka, ale bywały nieliczne noce, gdzie nie chciał się kłaść, a zamiast tego wymykał się z domu. Czasem po prostu krążył wokół domu, kiedy indziej robił krótki wypad do parku albo snuł się po Asakurze, niekiedy aż do granicy z Nanashi.
 – Ćśś – syknął cicho, przedzierając się przez krzak, a wreszcie wyplątując z gałązek. – To tylko ja. Nie wrzeszcz, bo jak mnie matka namierzy to dupę mi spierze. – Hayate zniżył głos, poprawiając biało-czerwone kimono przetykane złotą nitką, które zupełnie nie pasowało do przedzierania się przez chaszcze, przeskakiwania przez ogrodzenia i taktycznych ucieczek z domu. Przeczesał palcami długie, jasne włosy, wyciągając z nich zaplątany liść. Dopiero teraz, gdy podszedł bliżej, powiązał ze sobą głos i sylwetkę. Wcześniej myślał, że to po prostu jakiś inny dzieciak żyjący po sąsiedzku, którego planował wyminąć podczas swojej trasy na skróty, a rozkojarzony nie do końca zdawał sobie sprawę z faktu przemykania przez sam środek terytorium Seiwów. Potencjalny przypał mógł być jeszcze większy, gdyby złapała go ochrona czy służki.
 – Jak się trzymasz? – zapytał z wyraźną troską. Nie widział Enmy od… dawna. Słyszał tylko o tragedii mającej miejsce u ich klanowych władców, ale dzieciakom nikt nie przekazywał zbyt wielu informacji. Nie pozwalali mu nawet zobaczyć kuzyna, choć dawniej dość często bawili się wspólnie. Początkowo Saga założył nawet, że młodego już zaczęli odcinać od tych „mniej ważnych” ludzi, a skoro nie był bezpośrednio w linii cesarskiej krwi, tylko gdzieś tam pobocznie miał jej domieszkę, to dlatego nie mógł już spędzać czasu z małym księciem. Później za bardzo skupił się na nauce i karierze, żeby dalej próbować przebić się przez ten mur, który wybudowali wokół młodego. A skoro już udało mu się na niego wpaść, to przynajmniej wypadało spytać.

@Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate
Seiwa-Genji Enma

Pon 8 Lip - 0:56
Strach dławił go od środka. Wypełniał swoją gęstością trzewia, dusił i zatykał, jak lepka smoła, która osadzała na wnętrznościach. Ponownie zadrżał, gdy cichy szelest przerwał panującą dookoła ciszę. Instynktownie zacisnął mocniej powieki, jakby ten dziecinny gest przepełniony chęcią ucieczki miał pomóc; skryć go przed obrzydliwymi łapami yokai i yurei.
Czekał.
Czekał na ten okropny odór i lodowaty dotyk na swojej skórze. Czekał na bluźnierczy szept wypełniający jego uszy. Na obecność istot nie z tego świata, które już do końca jego dni będą mu towarzyszyć. Tak przynajmniej mówił jego dziadek. Bo co innego mu pozostało?
Ale ani dotyk, ani też odór i szept nie nadszedł. Zamiast tego usłyszał znajomy głos młodego chłopaka, który poruszył zatrzymanym na moment sercem Enmy.
Powoli, wręcz niepewnie, uniósł powieki, które do tej pory mocno ściskał, i gdy ujrzał jasnowłosego chłopaka, w jego dwubarwnych tęczówkach zamigotały dwa jasne punkciki pełne radości oraz nieokiełznanej ekscytacji.
- Hayate-nii! - niemal krzyknął, szybko jednak uzmysłowił sobie, że przecież miał być cicho, więc nakrył buzię obiema rękoma i spojrzał za swoje ramię, jakby w obawie, że lada moment na scenie pojawi się jego dziadek bądź któryś ze strażników.
Na całe szczęście wciąż pozostawali sami w ogrodzie. A przynajmniej w tej części. Odetchnął i ponownie wyszukał wzrokiem kuzyna. Ile to minęło od ostatniego ich spotkania? Enma miał wrażenie, że wieki się nie widzieli, a wspomnienia ich wspólnych zabaw czy wypadów do lasu w poszukiwaniu chrabąszczy podczas parnego lata uciekały jak woda przez palce.
Chłopiec nie czekał zbyt długo, gdy wreszcie poruszył się i podbiegł do kuzyna, wtulając się mocno w jego delikatne ciało. Jakby bał się, że jest jedynie wytworem jego własnej wyobraźni; zwykłą iluzją, która zniknie i rozpłynie się w momencie, w którym odwróci głowę.
- To naprawdę ty, Hayate-nii... - wyszeptał cicho, nie wypuszczając ani jego, ani jego ubrania, na którym zacisnął mocno małe piąstki. Musiało minąć kilka dłużących się chwil, by wreszcie dał mu swobodę i zrobił krok do tyłu, ale jednak dłoń nadal ściskała drogi materiał kimona, które miał na sobie.
- Teru-nii.... on już nie wróci, prawda? - zapytał cicho, ledwo słyszalnie, choć był pewien, że jego głos dotrze do Hayate. Bo świat, jakby specjalnie na ten moment ucichł. Nie było świerszczy, ani wiatru. Tylko pusta, bezgwiezdna noc.
W złotym spojrzeniu dziedzica zalśniły perłowe łzy, a jego warga niebezpiecznie zadrżała. Pierwsze łzy zaczęły powoli odznaczać się na bladych policzkach, niespiesznie spływając po nich i łącząc się w jedno na brodzie, by spaść na ziemię i w nią wsiąknąć. Drobne ramiona poruszyły się, kiedy cichy płacz przemieniał się w głośniejszych szloch. I choć początkowo Enma walczył z emocjami, tak z każdą kolejną, upływającą sekundą coraz bardziej poddawał się smutku i żalowi, które zalęgły się w jego sercu.
- Teru-nii... - powtórzył żałośnie i pociągnął głośno nosem - Chcę do Teru-nii. - załkał, szybko unosząc dłoń do góry, by wytrzeć zapłakane łzy w ciemny rękaw kimona.
Tak naprawdę od tamtej przerażającej nocy, Enma nie miał z kim porozmawiać. Odseparowali go od świata zewnętrznego. Zamknęli w złotej klatce, podcinali skrzydła z każdym upływającym dniem. Miał z góry nałożoną rolę, jaką miał spełnić. Zadania, które miał wykonać. Plan, którego miał się trzymać. I ludzi, z którymi miał się zadawać.
Czasami chciał udać się tam, gdzie jego brat. Nawet, jeżeli oznaczałoby to pożegnanie się z tym światem, w którym się znajdował.
- Myślisz, że... mogę iść do niego?

@Saga-Genji Hayate


Kindness is always fashionable Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Jinnai Hisae ubóstwia ten post.

Saga-Genji Hayate

Sro 10 Lip - 1:30
 Niemal teatralnie przyłożył palec wskazujący do warg i czubka nosa, wpatrując się fiołkowymi oczami w drobną sylwetkę. Jeszcze nim odsunął dłoń od twarzy, zaczął się ciepło uśmiechać. Nie dbał o to, czy rodzice totalnie go uziemią za te wymknięcie się albo zrobią z niego nowy dywanik do salonu, jak dorwą poza granicami posiadłości. Warto było choć w ostatnich chwilach swojego życia zobaczyć, że Enma był cały. Tak dawno go nie widział, że teraz bardziej rzucały się w oczy zmiany, które w nim zaszły. Na pewno urósł i powoli przestawał przypominać dziecko, choć niewątpliwie wciąż jeszcze nim był. Tym bardziej bolało serce na myśl, przez co przeszedł. Hayate nie potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo młody musiał cierpieć, nie umiał postawić się w jego sytuacji. Jednocześnie zaczął przyłapywać się na chłonięciu tego żalu, przyglądaniu temu zagubieniu, robieniu notatek w głowie, w razie gdyby kiedyś przyszło mu odgrywanie kogoś pogrążonego w żałobie.
 Nie powinien robić eksperymentalnego zwierzątka z własnej rodziny. Wykorzystywać jej, nawet w tak niebezpośredni sposób. To jednak wciąż było czujące stworzenie, o wiele doskonalsze od przeciętnego mieszkańca miasta. Obserwacje powinien zarezerwować brudnym nanashianom, a nie przyszłej głowie klanu. Bo to na jego barkach pewnie spocznie wreszcie ten zaszczyt i ciężar zarazem. Jedynym wyborem był jeszcze syn dziadka Masashiego, ale znając knowania i intrygi, którymi rządził się ich niewielki, rodzinny świat, prędzej wytresowaliby sobie młodego, wpajając odpowiadające im wartości niż przekazali władzę drugiemu z synów. Na pewno nie było co liczyć na kobiecą władzę. Prędzej sama Amaterasu bosą stópką przeszłaby przez środek Nanashi niż Minamoto pozbędzie się patriarchatu. Choć może to i lepiej. Kobiety powinny mieć swoje miejsce i dobrze je znać, a skoro to działało od tylu stuleci…
 Rozłożył lekko ramiona, dając młodemu swobodę do wtulenia się. Objął go jedną ręką, drugą kładąc na jego głowie i przeczesując z czułością włosy. Brakowało mu ich spotkań i zabaw, nawet jeśli zaczął z nich wyrastać. Bez bliskości Enmy na własne życzenie zaczął porzucać resztki dzieciństwa – w końcu z własnym rodzeństwem to nie było to samo. Jeszcze bawienie się z dziewczynami, fuj. Bracia z kolei byli na tyle starsi, żeby już nie interesować się jedenastolatkiem. Hayate nie zamierzał być im kulą u nogi.
 Chciał się odezwać, odpowiedzieć, ale kiedy tylko spróbował zacząć, żaden dźwięk nie opuścił jego gardła. Co właściwie powinien mu powiedzieć? Nie było sensu kłamać, ale prawda mogła być zbyt bolesna dla ośmiolatka. Pewnie mu zresztą mówili, jak się sprawy mają. Dorosłych strata tak bardzo chyba nie dotykała, albo udawali twardych, żeby nie stracić w oczach innych dorosłych. Albo prawdą było to, co słyszał – że to on stał za wszystkim. Saga nie miał zbyt wiele do czynienia z Teru, więc łatwiej było mu znieść jego nagły brak. Nie wierzył też plotkom krążącym to tu, to tam. Dezinformacja była jedną z domen jego najbliższej rodziny.
 – Wiesz… – zaczął w końcu, pochylając się nieznacznie. Różnica wzrostu pomiędzy nimi nie była może kolosalna i obaj jeszcze mieli czas na wystrzelenie do góry, ale jednak wiek robił swoje, a jasnowłosy potrzebował teraz znalezienia się bliżej poziomu brata. – Teru pewnie nie miał problemu z przejściem przez Sanzu. Rozmawiał z czterema królami-sędziami, którzy widzieli wszystko, co zrobił za życia. Potem zajmował się nim Emma-ō. Dlatego musimy wspominać bliskich i się za nich modlić, żeby pomóc w przejściu jego osądu. – Wyciągnął z ukrytej kieszonki niewielką, zdobioną haftami chustkę, delikatnie pomagając chłopcu otrzeć łzy. Uniósł lekko podbródek Seiwy, dotykiem palców przypominającym muśnięcie skrzydeł motyla. – On pozwolił Teru przejść dalej do któregoś ze światów w innym wcieleniu. Więc kto wie, może wrócił? Może odrodził się jako człowiek, a może jest tym nieznośnym świerszczem, który gra ci zaraz pod oknem. – Jeśli plotki były prawdziwe, to o ile Seiwa w ogóle przekroczył rzekę, najpewniej trafił prosto do któregoś gorszego piekła. Ale to by nie pocieszyło młodego, a głównie na tym zależało Sadze.
 – Enma-bō… – rzucił ze smutkiem w głosie i przysunął dzieciaka do siebie, wtulając we własną klatę, gładząc po głowie. – I zostawiłbyś mnie tu? – wymruczał z lekkim wyrzutem. – Jeszcze się z nim kiedyś spotkasz, ale przyjdzie na to czas. – Odgarnął kosmyki włosów z czoła Enmy uśmiechając się do niego ciepło. – I na pewno będzie na ciebie czekał, kiedy już zakończy swoją wędrówkę. Na razie potrzebuje cię tutaj, w świecie ludzi, żebyś go miło wspominał. Jak ciebie zabraknie to kto będzie prosił opiekunów zaświatów o to, żeby dobrze go tam traktowali?

@Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Seiwa-Genji Enma and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Nie 28 Lip - 1:24
Małemu dziecku ciężko zrozumieć niektóre kwestie, zwłaszcza tak ciężkie jak śmierć bliskiego członka rodziny. W dziecięcych oczach ukochana osoba po prostu pewnego dnia znika. Nawet, jeśli są świadkiem tragicznego odejścia danej osoby.
Rana na gardle Enmy wciąż była świeża, a wspomnienia nadal płonęły bolącym ogniem, ale nawet teraz, tego wieczoru, w tej jednej, konkretnej chwili, chciał głęboko wierzyć, że lada moment jego brat stanie w wejściu albo w bramie. Że tak naprawdę wyjechał gdzieś daleko i po prostu wróci z jednej ze swoich licznych wypraw, z uśmiechem na twarzy, a potem podniesie go i mocno przytuli, by ostatecznie zacząć opowiadać o wszystkich przygodach, jakie przeżył.
I chociaż głęboka wiara w to wszystko przynosiła chwilową ulgę, to jednak prawda była tuż na wyciągnięcie ręki. Nawet, jeżeli mały chłopiec bronił się przed sięgnięciem po nią i odwracał głowę w bok. Nawet, jeżeli nie chciał jej poznać, bo była gorzka i zabijała część jego duszy. Gdzieś w środku wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej-
Słowa, które wypowiadał Hayate, były jak przyjemny balsam, który uspokajał. Wraz z kolejnymi, łagodnymi zdaniami, reakcje chłopca zdawały się ulegać zmianie. Perliste łzy przestały gromadzić się w dwubarwnych tęczówkach, a dolna warga nie drżała już niebezpiecznie. Słuchał go. Chłonął każde jego słowa jak wysuszona roślina desperacko wchłania zbawienną wodę. Kiedy jasnowłosy skończył, Enma na krótką chwilę zawiesił głowę, wyraźnie ważąc i analizując jego słowa, choć z drugiej strony, na ile tak małe dziecko mogło to wszystko pojąć?
Jednakże efekt końcowy był taki, że ciemnowłosy wreszcie się uspokoił. A przynajmniej na tyle, że można było odnaleźć w nim nić komunikacji. Uniósł małe piąstki ku swojej twarzy i zaczął szybko wycierać wciąż zaczerwienione od płaczu oczy.
- Masz rację. - odezwał się lekko zachrypniętym głosem, kiwając przy tym głowie. Rozumiał. Rozumiał doskonale sens jego słów.
- Muszę być dzielny. I silny. Muszę być na tyle silny, żeby Teru-nii był ze mnie dumny jak go znowu spotkam. Nawet jeżeli wróci do mnie w postaci świerszcza albo innego zwierzęcia. Albo kogoś zupełnie innego, to wiem, że Teru-nii kiedyś wróci. I wtedy będę gotowy. - uniósł głowę i odszukał spojrzenie kuzyna. Jego zaróżowioną twarz rozjaśnił nieśmiały uśmiech, który w przyszłości rzadko kiedy miał powracać.
- I nie zostawię cię! Obiecuję! Będę na tyle silny, że ciebie też ochronię! Zobaczysz! - złapał obiema dłońmi jego rękę i ścisnął mocno, składając dziecięcą obietnicę w obecności księżyca jako jedynego świadka. Jeszcze teraz nie do końca rozumiał brzemienia, jakie nosił na ramionach i odpowiedzialność, jaką niosło ze sobą stanowisko, które kiedyś obejmie. Ale nawet tak małe dziecko jak Enma wiedziało, że to od niego będzie zależało bezpieczeństwo tych, którzy byli bliscy jego sercu.
I że będzie musiał zrobić wszystko co w jego mocy, aby ich ochronić.
- Wiesz... brakuje mi naszych wypadów do lasu na żuki. Mimo że ich się boję. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, wreszcie wypuszczając ściskaną przez niego do tej pory dłoń Hayate. - Myślisz, że w lato będziemy mogli iść do lasu? Chociaż na chwilę? - nieśmiałe pytanie prześlizgnęło się pomiędzy jego wargami. Tęsknił za zabawami z Hayate i innymi dziećmi. Tęsknił za swobodą, którą od jakiegoś czasu mu zabrano. Przez ostatnie tygodnie zmuszano go do ciągłej nauki niezrozumiałych dla niego rzeczy. Trenowano go wymachiwać długim patykiem, kazano uczyć się pisać i czytać oraz zapamiętywać dziwne komendy. Najgorsze jednak były te noce, kiedy dziadek zabierał go do ciemnych i zimnych miejsc, w których go zamykał. Nie przerażała go ciemność sama w sobie, choć jak większość dzieci wciąż spał przy zapalonym świetle, a istoty, które kryły się w mroku. Ich jęki i szepty. I powykręcane twarze. Dziadek powtarzał, że musi nauczyć się ich obecności, ale Enma nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie na to gotowy.
- Ty.... ty mnie nie opuścisz, prawda?

@Saga-Genji Hayate


Kindness is always fashionable Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Nie 8 Wrz - 12:43
 Uroczy, ciepły uśmiech rozgościł się na twarzy albinosa. Nie lubił, kiedy inni płakali, bywał zbyt empatyczny, za bardzo zaczynał mu się udzielać ich nastrój. Przecież nie mógł pozwolić sobie na zaczerwienione oczy i opuchnięte powieki, musiał zawsze wyglądać idealnie. Stawiał więc na przeganianie cudzych trosk, wywoływanie śmiechu, na zapewnienie bliskości tym, którzy potrzebowali się przytulić. Jedyną siłą, która była w stanie walczyć z wybujałym ego Hayate była właśnie ta chęć uszczęśliwiania innych. Na krótką chwilę zapominał o sobie i skupiał się na osobie emanującej smutkiem, tym mocniej, im bliższa mu była dana persona.
  – Będziesz silny jak samuraj? – Położył wolną dłoń na jednej z drobnych dłoni Enmy. Ochranianie całego klanu byłoby i tak jego zadaniem, gdyby stanął wreszcie na czele całego Minamoto, zastępując Masashiego. O ile to się stanie, bo przecież nadal staruszek miał jednego syna. Obietnicę mógł jednak potraktować bardziej personalnie, jako sekretną umowę między ich dwójką. Saga potrzebował kogoś, kto go obroni – nie szkolił się w żadnej ze sztuk walki, nie potrafił samodzielnie zadbać o swoje bezpieczeństwo, miał tylko wynajętego przez rodziców ochroniarza, który pilnował pleców młodego, gdy ten pojawiał się w różnych miejscach związanych z jego pracą albo wyjeżdżał z Kakure na festiwale, pokazy oraz nagrania mające miejsce gdzieś poza wyspą. Co prawda Enma musiał najpierw trochę podrosnąć, ale nim obaj się obejrzą, Seiwa będzie niczym rycerz, a Hayate z przyjemnością wcieli się w rolę księżniczki w opałach.
 – Na pewno pójdziemy. Jak cię nie puszczą to cię ukradnę i nie będą mieli nic do gadania. – Uśmiechnął się bezczelnie. Raczej dużo mogliby mu nagadać za porwanie wnuczka głowy najważniejszego z rodów, ale najpierw musieliby ich znaleźć i złapać. Aktor natomiast nie zamierzał na to szybko pozwalać i pokazałby młodemu najlepsze miejsca w lesie, które odkrył podczas swoich wędrówek. Odkryliby może coś nowego, jakąś kryjówkę, w której straże nie znalazłyby dziedzica. – Żuki nie są takie straszne. Większość nie gryzie, a te z silnymi szczękami robią to tylko zdenerwowane. Łaskoczą jak chodzą po dłoni, a nawet jak latają to starają się unikać przeszkód. – Łatwo było to powiedzieć, ale mógł go właściwie zrozumieć. On bał się wszelkich pasiastych owadów latających wokół niego, jakby zaraz miały się na niego rzucić i użądlić. A wiadomo, że takie pszczoły nie atakowały za często, bo kończyło się to ich śmiercią, trzmiele były uroczymi, puchatymi grubaskami, osy musiały poczuć się zagrożone choćby odganianiem ich ręką i dopiero szerszenie były wiecznie na wszystko wściekłe, gryząc co popadnie. Żuki przyjemniej się oglądało, zwłaszcza te połyskujące kolorowo albo rogate i nie były wyposażone w gotową do użycia szpadę.
 – Ja? Nigdy, przenigdy! Zostanę twoim nadwornym błaznem i będę na każde wezwanie. – Wypowiadając ostatnie zdanie uniósł ręce w górę, cofając się kilka kroków i odchylając do tyłu. Materiał ubrań zaszeleścił, kiedy uległ grawitacji, ale zamiast wylądować plecami na ziemi, stanął na przygotowanych wcześniej dłoniach. Włosy niczym mleczne wstęgi przecięły powietrze wraz z następującym przewrotem, który znów postawił go na nogi. Skłonił się teatralnie po sam pas, wystawiając jedną rękę w bok, drugą przykładając opuszkami do klatki piersiowej. Nie oparł jej całej tylko dlatego, żeby nie pobrudzić się ziemią. Zajęcia z gimnastyki artystycznej mogły się przynajmniej do czegoś teraz przydać.

@Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Sro 18 Wrz - 21:56
Młody dziedzic wypiął dumnie pierś do przodu, a przynajmniej na tyle, na ile potrafił, co z boku mogło wydawać się dość komiczne.
- Tak! - potwierdził pytanie Hayate, ale bardzo szybko dodał: - Będę nawet silniejszy od samurajów! Będę naj, naj, naj, najsilniejszy! I będę bardzo duży! Urosnę i będę wielki jak... jak drzewo! - wyciągnął obie dłonie ku niebu, aby podkreślić wagę swych słów. Jego ton był jak najbardziej poważny, bo chłopiec głęboko w to wierzył. Bo żeby ochronić zarówno Hayate, jak i resztę klanu, Enma musiał być nie tylko silny, ale przede wszystkim duży.
Tak przynajmniej Teru mawiał.
- Wiem, ale... one są takie straszne. Chociaż mniej straszne, od tych... - zamilkł na chwilę, i rozejrzał się na boki, jakby w obawie, że ktoś nieproszony może go dosłyszeć. Ściszył głos, aż ten w pełni przekształcił się w konspiracyjny szept. -... innych ludzi. Dziadek nazywa je yurei. I mówi, że nie mogę się ich bać, bo od teraz będą częścią mojego życia, ale oni... oni są przerażający, Hayate-nii. Widzę ich niemal wszędzie. Na ulicy.... w lesie.... czasami nawet tutaj, w ogrodzie. Przychodzą najczęściej w nocy. Staram się unikać ich wzroku, ale oni zawsze mnie znajdują. - w jego dwubarwnych oczach zamigotał smutek z domieszką prawdziwego strachu, choć widać było, że starał się zatrzymać te emocje w sobie. - Są jeszcze te drugie, yokai. Ale ich jeszcze nie widziałem. Myślisz, że one są straszniejsze? - na samą myśl czuł, jak włos mu się jeży na głowie, a drżenie opanowuje jego małe i drobne ciało. Zacisnął mocniej palce na materiale kimona, które miał na sobie, spoglądając pytająco na drugiego, starszego chłopaka. Trwało to jednak zaledwie krótką chwilę, gdy przełknął ślinę i wypuścił powietrze z płuc.
- Nie.... bez znaczenia na wszystko, nie mogę się ich bać. Skoro mam zostać głową klanu i mam wszystkich ochronić, muszę być silny. I pozbyć się strachu. Staną się częścią mojego życia. Od teraz będę patrzył im w oczy, nawet jeśli będzie to bardzo trudne. - w powietrzu zawisła obietnica, której Enma zamierzał się trzymać. Minamoto było honorowe i wszystkich już od dziecka uczono, by dotrzymywać dane słowo. Wszakże złamanie obietnic było uważane za haniebne, a cesarska rodzina nie mogła pozwolić sobie na coś takiego.
Łagodny uśmiech na powrót zawitał na twarzy Enmy, a księżycowe światło rozświetlało ogród dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa i zwalczenia nocnego mroku. Miał wrażenie, że cały świat dookoła nich zatrzymał się, i tylko ich dwójka mogła poruszać się swobodnie. Nie było niczego innego poza terenem ogrodu, w którym się znajdowali. I szczerze? Nie narzekał. Bo chyba właśnie takiej bliskości mu brakowało. Poczucia normalności i uroku dzieciństwa, które odebrano mu zaledwie parę miesięcy temu, gdy postanowiono utopić go w słonej wodzie.
- Błazen? Co to takiego.... - zapytał, nie do końca rozumiejąc znaczenia słowa. Przechylił lekko głowę w bok, ale kiedy ujrzał to, co zrobił drugi chłopak, złote oczy Enmy rozbłysły w podekscytowaniu. Roześmiał się cicho, prezentując piękny brak jedynki, i zaklaskał wesoło. A cała ciężka atmosfera, która unosiła się miedzy nimi do tej pory, jak za machnięciem magiczną różdżką, zniknęła.
- Ale super! Nauczysz mnie tego? - podbiegł do jasnowłosego, chyba po raz pierwszy od bardzo dawna spoglądając na niego z zachwytem i jak na kogoś, kogo naprawdę podziwiał.

@Saga-Genji Hayate


Kindness is always fashionable Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Nie 29 Wrz - 13:54
 Odegrał zachwyt jak tylko umiał najlepiej. W bycie wielkim jak drzewo raczej niezbyt wierzył, patrząc na to, że w rodzinie starano się nie mieszać krwi z obcymi, więc ich wzrost pozostawał w obrębie przeciętności, ale nie chciał wyprowadzać młodego z błędu. Niech marzy, jeśli to mu pomagało. Hayate mógł jednak uwierzyć w siłę, bo na to Enma już mógł mieć wpływ. Najwyżej będzie bardzo umięśnionym facetem na krótkich nóżkach. Ale to wcale nie oznaczało, że będzie niegroźny!
 – Och… – Teraz to Saga lekko się zmartwił. Nie chciał sobie nawet wyobrażać tego, co musiał przejść ten dzieciak, ale skoro był w stanie dostrzec kryjące się za zasłoną śmierci istoty, to nie mogło to być nic przyjemnego. Albinos mógł jedynie bazować na opowieściach, legendach i mitach, niestety nie na osobistych doświadczeniach. I prawdę mówiąc, chyba by nie chciał na żywo spotkać tych okropieństw. – Niektóre yokai na pewno są straszne. Ale nie ośmielą się z tobą zadzierać. Jak trochę podrośniesz to będziesz dla nich straszniejszy niż one dla ciebie. – Bardzo wierzył w to, co mówił, albo po prostu wyjątkowo chciał w to wierzyć. Enma pewnie zostanie nauczony jak sobie radzić z wszelkimi nieposłusznymi demonami, a dziadek nie dopuściłby do tego, żeby coś mu się stało. Na pewno nie narazi go na nic, póki chłopak nie będzie gotowy. Chyba.
 – Muszą ci okazywać szacunek tak jak żywi. Pomyśl, że jesteś lepszy od tych wszystkich yurei. Masz fizyczne ciało i bliskich, którym na tobie zależy. – Bo jak tamte dusze się nadal błąkały to najwyraźniej nikt nie chciał o nie zadbać, albo nie miały komu ponarzekać na swój okrutny los. – I nie mogą ci nic zrobić poza patrzeniem i mówieniem. A ty będziesz mógł im coś zrobić jak ci dziadek pokaże. Jak dla mnie to już jesteś silny. – Z uśmiechem przyłożył dłonie do swoich policzków, wyrażając zachwyt dziedzicem Minamoto. Był taki młody, a już musiał patrzeć na rzeczy, których wielu ludzi nie widziało przez całe życie. Przeżył okropne rzeczy z ręki własnego brata, stracił sporą część najbliższej rodziny i zapewne pamiętał z tamtej nocy więcej niż jego młodsza siostra.
 – Błazen to taki komediowy artysta, który rozbawia władcę na różne sposoby. Coś jak geisha, ale w wersji męskiej i bardziej humorystycznej. W sumie zanim geishami zaczęły być tylko kobiety nazywało się to bodajże… hōkan albo taikomochi? – Na geishę to by się Hayate nadawał. Z tak jasną skórą nawet nie musiałby używać wiele pudru, a umalowany wyglądałby pewnie nieziemsko. Preferował jednak zapewnianie rozrywki w mniej tradycyjny, wysoko kulturalny sposób, bo jego celem było usłyszeć śmiech, a nie zachwyt nad umiejętnościami recytacji poezji, śpiewem, brzdękaniem na instrumentach czy zabawianiu rozmową.
 – Mogę cię nauczyć. Umiesz zrobić mostek, ale z pozycji stojącej, a nie leżącej? – Na początek trzeba było wybadać, jak bardzo od podstaw musieli zacząć. Stanięcie na rękach nie było wcale łatwe i wymagało dobrego balansu, choć z drugiej strony robienie tego w kimono też nie było wcale dobrym pomysłem, szło się łatwo zaplątać we wszystkie te warstwy materiału.

@Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Nie 29 Wrz - 17:38
Od kiedy tylko pamiętał, Hayate zawsze potrafił podnieść go na duchu, czy też rozbawić. Ilekroć mały Enma upadł i rozbił sobie nos albo zdarł łokcie oraz kolana do krwi, to kuzyn wiedział jak do niego podejść, by łzy bardzo szybko przekształciły się w głośny, dziecięcy śmiech. Chłopak miał w sobie pewien blask, który był w stanie rozświetlić nawet najbardziej pochmurne chwile.
- Hmm. - zamyślił się na moment, słuchając jego słów opisujących yokai. Nieświadomie wyciągnął małą dłoń w stronę jasnowłosego i zacisnął ją na delikatnym materiale jego kimona. - Lepszy... bo mam ciało. - powtórzył niemal bezgłośnie, a w dwubarwnych tęczówkach pojawiła się iskra smutku, choć była daleka od żalu, który okazywał zaledwie kilka chwil wcześniej.
- Chyba nie chcę być lepszy od nich dlatego, że mam ciało. - pokręcił lekko głową, a delikatnie zmarszczone brwi sugerowały o tym, jak bardzo intensywnie myślał. A przynajmniej się starał.
- Kiedyś Teru powiedział mi, że nie mogę czuć się i zachowywać jak ktoś lepszy tylko dlatego, że moja rodzina jest z Minamoto, bo nie zapracowałem na to. Nie mogę się wy.... wy.... wywywy.... - zmarszczył jeszcze bardziej brwi, kiedy próbował za wszelką cenę przypomnieć sobie to trudne słowo. Ostatecznie zrezygnował, kiedy pamięć nie zamierzała z nim współpracować.
- Mówił, że muszę zapracować na szacunek innych. I wiesz, myślę, że posiadanie ciała to nie jest coś, na co zapracowałem sam, bo się taki urodziłem. Myślę, że te wszystkie yurei są takie złe i smutne, bo może po prostu się zgubiły i nie mogą wrócić do domu. Nawet jak się ich boję, to myślisz, że to coś złego, jeśli kiedyś, jak będę duży i silny, to będę chciał im pomóc? - w oczach chłopca pojawiło się pytanie. Nawet, jeśli Teru już z nimi nie było, nie oznaczało to, że jego słowa straciły na wartości. Wciąż były żywe i prawdziwe, głęboko zakorzenione we wspomnieniach małego Seiwy.
W końcu wypuścił z uścisku dłoni drogi materiał kimona Hayate, mając cichą nadzieję, że ze wszystkich ludzi na całym świecie, to właśnie w kuzynie znajdzie zarówno oparcie, jak i przede wszystkim zrozumienie. Po odejściu brata, to on stał się mu najbliższy. Nie dziadek, nie Kamiko, nie starszyzna, tylko Hayate.
W głowie Enmy klarował się cel, do którego zamierzał dążyć, bez względu na kłody i przeciwności jakie miał napotkać na swojej drodze. A jasnowłosy był jego częścią, zwłaszcza jego bezpieczeństwo. I właśnie ze względu na osoby jak on, Seiwa chciał stanąć na czele klanu, a nie z prywatnych pragnień czy też pobudek.
"Umiesz zrobić mostek, ale z pozycji stojącej, a nie leżącej?"
Przechylił lekko głowę w bok w zastanowieniu. Potrafił?
- N-nie wiem. Chyba nigdy nie próbowałem. Pokażesz?

@Saga-Genji Hayate


Kindness is always fashionable Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate

Nie 29 Wrz - 20:08
 – Czasami można się powywywy. Najważniejsze, żeby nie robić tego za często. – Saga miał się za lepszego, jak zresztą większość osób w klanie, ale momentami umiał też zejść na ziemię i zdecydowanie nie okazywał pogardy wobec innych ludzi. Mimo wszystko kreował swój wizerunek jako uroczego, zabawnego i dobrze wychowanego chłopaka, takiego do rany przyłóż, o którym nie da się powiedzieć złego słowa. Umiał rozdzielić swój „charakter” publiczny od tego, jaki był prywatnie. Oficjalnie przecież nawet już zaczynał wspierać nanashiańską biedotę, na którą większość Minamoto nie chciałoby nawet spojrzeć. Rodzicom niespecjalnie się to podobało i próbowali go przekonać, że jest ponad to i nie powinien się nimi przejmować, jednak Hayate powoli zaczynał wchodzić już w fazę buntu. I coraz bardziej kuszący stawał się pomysł osobistego zanoszenia do Nanashi tego, czego akurat potrzebowała społeczność. Jedyne co jeszcze go powstrzymywało to świadomość, jak bardzo było tam brudno i nieładnie. Nie prezentowałby się tam zbyt dobrze, zwłaszcza musząc ubrać w coś mniej ekstrawaganckiego.
 – Na pewno byłyby ci wdzięczne za wskazanie drogi. Ale jeśli będą wyjątkowo niemiłe albo bardzo natrętne to na pewno nie będą zasługiwały na pomoc. – Nie znał się na sprawach duchów i miał nadzieję, że nigdy się nie będzie musiał z nimi zapoznać. Jeśli jednak jakaś dusza męczyła bułę, była upierdliwa i miała zerowy szacunek wobec kogoś, kto mógł w jakikolwiek sposób odmienić jej los, to talon na ratunek jej nie przysługiwał. Nie można było mieć zbyt miękkiego serduszka i dawać się poniżać jakimś słabszym bytom, które nawet nie były w stanie ingerować w świat śmiertelników.
 Nie zamierzał kreować światopoglądu Enmy. Musiał sam określić kim jest i co chce w życiu robić, Saga mógł mu co najwyżej dać jakieś pomniejsze wskazówki, przedstawić jak on coś widzi, rzucić ewentualnie jakimś przykładem z literatury. Mógł być dla niego przyjacielem, czymś na kształt starszego brata, którego przedwcześnie Seiwie zabrakło, ale na pewno nie rodzicem dyktującym jaki ma być. Czyli wypisz wymaluj – mógł być błaznem, który czasem rozśmieszy, a czasem doradzi.
 – Najpierw musisz przygotować ręce. – Stanął prosto unosząc ręce w górę, z palcami skierowanymi w tył. – I potem wysuwasz biodra do przodu, powoli odchylasz do tyłu głowę, ręce, barki, aż wreszcie całe plecy. – Zaprezentował całość ćwiczenia, stając tak, żeby Enma mógł bez problemu zobaczyć łuk, w który się wygiął. Białe włosy omiotły ziemię, kiedy przenosząc ciężar ciała na stopy i napinając brzuch podniósł się znowu do pozycji wyprostowanej. – Dobrze jest oprzeć dłonie blisko głowy, wtedy nie powinieneś się przewrócić. Chcesz spróbować? Złapię cię w razie co – zachęcił z uśmiechem, gotów asekurować młodego. Najłatwiej byłoby mu ćwiczyć zsuwanie się powoli po drabince, obniżając stopniowo poprzez łapanie się szczebli, ale w ogrodzie niespecjalnie było coś, co mogło za nią służyć. Przynajmniej w zasięgu wzroku Hayate.

@Seiwa-Genji Enma
Saga-Genji Hayate
Sponsored content
maj 2038 roku