Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Pierwsza rocznica tragedii, jaka miała miejsce w klanie Minamoto, zebrała w rodzinnej rezydencji zaskakującą ilość członków klanu. Było już po ceremonii, odprawionych modłach i oddaniu hołdu zmarłym, aczkolwiek zgromadzeni wciąż pozostawali w pomieszczeniu uraczeni poczęstunkiem oraz alkoholem. Przez cały ten czas ośmioletni Enma nie odstępował dziadka na krok. Nawet, jeżeli chciał oddalić się chociaż na krótką chwilę, to bardzo szybko odczuwał na sobie karcące i surowe spojrzenie aktualnego przywódcy całej rodziny.
Do chłopca wciąż nie docierała rzeczywistość, w jakiej się znalazł. Wspomnienia sprzed roku nadal były świeże i wręcz namacalne, tak samo jak czerwona i gruba blizna na szyi, której zajmie długie lata, by choć w drobnym stopniu zlała się z naturalną barwą skóry. Budził się praktycznie każdej nocy dręczony koszmarami tak prawdziwymi, że służki musiały go uspokajać i zapewniać, że to wszystko to tylko wytwory jego wyobraźni.
Ale czy aby na pewno?
Jakaś część jego podświadomości wiedziała, że to, co widział w snach nie było tylko i wyłącznie ułudą. Było czymś znacznie głębszym i prawdziwym. Czymś, co będzie go prześladowało przez następne długie lata, a być może i do końca jego dni. Nie odczuwał jednak tęsknoty za matką, której twarz zdawała się być nieosiągalna i zamazana ilekroć próbował przypomnieć sobie jej wygląd. Nie tęsknił również za ojcem i za jego surowością, jakiej doświadczał za każdym razem, gdy przebywał w jego obecności.
Tym, za kim tęsknił, był jego brat.
Na początku praktycznie każdego dnia pytał dziadka o Teru. Kiedy wróci. Gdzie jest. Czy może do niego zadzwonić. Musiały minąć z dwa, może nawet i trzy miesiące, gdy wreszcie uświadomił sobie, że Teru nie żyje. I nigdy nie wróci. A przynajmniej nie w swej "ludzkiej" powłoce. Prawda była gorzka i okrutna. A dojrzewające w nim poczucie winy stawało się coraz silniejsze, choć swe żniwa miało zacząć zbierać dopiero za kilka lat, gdy chłopiec zacznie dojrzewać. I rozumieć rzeczy, które teraz wydawały mu się niezrozumiałe i odległe.
Z niemą ulgą przyjął możliwość wyjścia na zewnątrz. Wreszcie. Z dala od niechcianych spojrzeń pełnych litości, jakie kierowali w jego stronę pozostali członkowie klanu. Tak samo z dala od zgiełku i rozmów, szeptów i szturchnięć. Tylko on sam i nocne niebo. I ogród należący do rezydencji. Poprawił kimono, które wydawało mu się zaskakujące niewygodne, kiedy przykucnął na trawie. Odetchnął.
Lekki wietrzyk poruszył ciemnymi włosami, a on wreszcie zaczął odczuwać skutki zmęczenia całym dniem. Marzył o powrocie do swojego pokoju, choć samego snu bał się tak samo, jak każdej innej nocy. Bał się nawiedzających go koszmarów.
Jednakże spokój, jaki mu towarzyszył nie trwał zbyt długo, gdy do jego uszu dobiegł cichy dźwięk szelestu. Momentalnie poderwał się na nogi i rozpaczliwie zaczął rozglądać na boki. Od ponad roku zaczął widywać dziwne istoty. Przerażające i mrożące krew w żyłach twarze, wykrzywione w wiecznej agonii. Dziadek uczył go, że są to yurei, dusze nieszczęśliwie zmarłych ludzi. I że jego zadaniem będzie pomoc w ich oczyszczeniu. Ale Enma nie był na to gotowy. Bał się ich. Słów, jakie wypowiadały. Dźwięków, jakie wydawały. Spojrzeń, jakimi go obdarzały.
Zadrżał, tak samo jak jego dolna warga, a w dwubarwnych tęczówkach nagromadziły się łzy pełne paniki.
- K-kto tu jest?! - krzyknął, jednocześnie błagając samą Amaterasu, aby nie był to jeden z tych całych yurei.
@Saga-Genji Hayate
Marzec 2022
Pierwsza rocznica tragedii, jaka miała miejsce w klanie Minamoto, zebrała w rodzinnej rezydencji zaskakującą ilość członków klanu. Było już po ceremonii, odprawionych modłach i oddaniu hołdu zmarłym, aczkolwiek zgromadzeni wciąż pozostawali w pomieszczeniu uraczeni poczęstunkiem oraz alkoholem. Przez cały ten czas ośmioletni Enma nie odstępował dziadka na krok. Nawet, jeżeli chciał oddalić się chociaż na krótką chwilę, to bardzo szybko odczuwał na sobie karcące i surowe spojrzenie aktualnego przywódcy całej rodziny.
Do chłopca wciąż nie docierała rzeczywistość, w jakiej się znalazł. Wspomnienia sprzed roku nadal były świeże i wręcz namacalne, tak samo jak czerwona i gruba blizna na szyi, której zajmie długie lata, by choć w drobnym stopniu zlała się z naturalną barwą skóry. Budził się praktycznie każdej nocy dręczony koszmarami tak prawdziwymi, że służki musiały go uspokajać i zapewniać, że to wszystko to tylko wytwory jego wyobraźni.
Ale czy aby na pewno?
Jakaś część jego podświadomości wiedziała, że to, co widział w snach nie było tylko i wyłącznie ułudą. Było czymś znacznie głębszym i prawdziwym. Czymś, co będzie go prześladowało przez następne długie lata, a być może i do końca jego dni. Nie odczuwał jednak tęsknoty za matką, której twarz zdawała się być nieosiągalna i zamazana ilekroć próbował przypomnieć sobie jej wygląd. Nie tęsknił również za ojcem i za jego surowością, jakiej doświadczał za każdym razem, gdy przebywał w jego obecności.
Tym, za kim tęsknił, był jego brat.
Na początku praktycznie każdego dnia pytał dziadka o Teru. Kiedy wróci. Gdzie jest. Czy może do niego zadzwonić. Musiały minąć z dwa, może nawet i trzy miesiące, gdy wreszcie uświadomił sobie, że Teru nie żyje. I nigdy nie wróci. A przynajmniej nie w swej "ludzkiej" powłoce. Prawda była gorzka i okrutna. A dojrzewające w nim poczucie winy stawało się coraz silniejsze, choć swe żniwa miało zacząć zbierać dopiero za kilka lat, gdy chłopiec zacznie dojrzewać. I rozumieć rzeczy, które teraz wydawały mu się niezrozumiałe i odległe.
Z niemą ulgą przyjął możliwość wyjścia na zewnątrz. Wreszcie. Z dala od niechcianych spojrzeń pełnych litości, jakie kierowali w jego stronę pozostali członkowie klanu. Tak samo z dala od zgiełku i rozmów, szeptów i szturchnięć. Tylko on sam i nocne niebo. I ogród należący do rezydencji. Poprawił kimono, które wydawało mu się zaskakujące niewygodne, kiedy przykucnął na trawie. Odetchnął.
Lekki wietrzyk poruszył ciemnymi włosami, a on wreszcie zaczął odczuwać skutki zmęczenia całym dniem. Marzył o powrocie do swojego pokoju, choć samego snu bał się tak samo, jak każdej innej nocy. Bał się nawiedzających go koszmarów.
Jednakże spokój, jaki mu towarzyszył nie trwał zbyt długo, gdy do jego uszu dobiegł cichy dźwięk szelestu. Momentalnie poderwał się na nogi i rozpaczliwie zaczął rozglądać na boki. Od ponad roku zaczął widywać dziwne istoty. Przerażające i mrożące krew w żyłach twarze, wykrzywione w wiecznej agonii. Dziadek uczył go, że są to yurei, dusze nieszczęśliwie zmarłych ludzi. I że jego zadaniem będzie pomoc w ich oczyszczeniu. Ale Enma nie był na to gotowy. Bał się ich. Słów, jakie wypowiadały. Dźwięków, jakie wydawały. Spojrzeń, jakimi go obdarzały.
Zadrżał, tak samo jak jego dolna warga, a w dwubarwnych tęczówkach nagromadziły się łzy pełne paniki.
- K-kto tu jest?! - krzyknął, jednocześnie błagając samą Amaterasu, aby nie był to jeden z tych całych yurei.
@Saga-Genji Hayate
Nakashima Yosuke and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.
Z racji, że Hayate był starszy od Enmy, a co za tym idzie - mądrzejszy i bardziej doświadczony, młody dziedzic traktował jego rady z wielkim szacunkiem, chowając głęboko w swym skruszonym sercu. Spuścił głowę lekko w dół, choć z pewnością nie w smutku, a w zamyśleniu. Wreszcie pokiwał nią, jakby w geście zrozumienia, chociaż biorąc pod uwagę jego wiek oraz tragedię, która niedawno go dotknęła, ciężko było to ocenić.
Yurei i yokai to wciąż ciężkie dla niego tematy, które od jakiegoś czasu były siłą wtłaczane w młodociany umysł. Czasami brutalnymi metodami, o których, choć jeszcze teraz nie wiedział, w przyszłości wielokrotnie będzie śnił nabawiając się przy tym traumy.
Teraz jednak w pełni był skupiony na swoim kuzynie, który jednocześnie był jego najlepszym przyjacielem. I właściwie chyba jedynym. Jasne, w całym klanie było sporo innych dzieciaków. Enma nawet bawił się z niektórymi, aczkolwiek z nikim innym nie udało mu się zbudować tak silnej więzi, jak z Hayate.
- Tak zrobię. Ale... co jeśli i ja kiedyś stanę się takim yurei.... co wtedy? Odnajdziesz mnie? - zapytał cicho, niemal szeptem, który zlał się z odgłosem wiatru, który poruszył pobliskimi liśćmi. Chłopiec szybko pokręcił głową na bok, chcąc odegnać niesforne myśli, które zalały jego umysł. Zdecydowanie za dużo smutku i nieprzyjemności jak na jeden wieczór. Musiał zająć głowę czymś innym, czymś zdecydowanie przyjemniejszym. A cóż innego nadaje się na to lepiej, jak nie próba nauczenia się fikołka do tyłu? Czy tam salta?
Podążając spojrzeniem za ruchami jasnowłosego, Seiwa uniósł obie ręce ku górze, jakby chciał dosięgnąć samego nieba. Miał przy tym zdeterminowaną minę, jakby w żadnym stopniu nie chciał zawieść swojego tymczasowego nauczyciela. I chociaż serce waliło mu niemiłosiernie, to przecież nie mogło to być trudniejsze i o wiele bardziej przerażające od treningów, jakim bywał poddany przez ostatnie tygodnie, prawda?
- D-dobra! Spróbuję! - zapewnił drugiego chłopaka, ale jego ciało nawet nie drgnęło, jakby chciało do samego końca stawiać czynny opór. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Nic mu nie będzie. Przecież Hayate powiedział, że w razie co, to go złapie, a wiec co złego mogłoby się stać?
No właśnie. Nic.
Wypiął bardziej biodra ku przodzie, zacisnął mocno powieki, po czym przechylił się do tyłu, starając się nie myśleć o ewentualnych konsekwencjach. Miał wrażenie, że w tej jednej sekundzie, w której leciał, wszystkie jego wnętrzności znalazły się w żołądku, a zimny pot oblał jego rozgorączkowany kark.
Zadrżał niespokojnie, gdy dłonie dotknęły ziemi, a jego ciało wygięło się w łuk, który wcześniej zaprezentował mu kuzyn.
- Udało się? - zapytał zaskoczony, uchylając powieki. - Uda- - reszta słowa utonęła w jęku, kiedy ciało opadło z hukiem na ziemię. Pomimo upadku, od razu podniósł się do siadu, odszukując podekscytowanym spojrzeniem jasnowłosego.
- Widziałeś? Udało się! - krzyknął radośnie, choć przecież była to jedynie namiastka sukcesu. Nim jednak podniósł się całkowicie z ziemi, gdzieś z oddali dało się usłyszeć surowe i stanowcze "Enma". Ton głosu zdecydowanie należał do jego dziadka.
- .... Muszę iść. - westchnął chłopiec, otrzepując kimono, które miał na sobie. Uśmiechnął się przepraszająco i nim zniknął pomiędzy krzewami, spojrzał ostatni raz w stronę kuzyna.
- Widzimy się później.
@Saga-Genji Hayate
Yurei i yokai to wciąż ciężkie dla niego tematy, które od jakiegoś czasu były siłą wtłaczane w młodociany umysł. Czasami brutalnymi metodami, o których, choć jeszcze teraz nie wiedział, w przyszłości wielokrotnie będzie śnił nabawiając się przy tym traumy.
Teraz jednak w pełni był skupiony na swoim kuzynie, który jednocześnie był jego najlepszym przyjacielem. I właściwie chyba jedynym. Jasne, w całym klanie było sporo innych dzieciaków. Enma nawet bawił się z niektórymi, aczkolwiek z nikim innym nie udało mu się zbudować tak silnej więzi, jak z Hayate.
- Tak zrobię. Ale... co jeśli i ja kiedyś stanę się takim yurei.... co wtedy? Odnajdziesz mnie? - zapytał cicho, niemal szeptem, który zlał się z odgłosem wiatru, który poruszył pobliskimi liśćmi. Chłopiec szybko pokręcił głową na bok, chcąc odegnać niesforne myśli, które zalały jego umysł. Zdecydowanie za dużo smutku i nieprzyjemności jak na jeden wieczór. Musiał zająć głowę czymś innym, czymś zdecydowanie przyjemniejszym. A cóż innego nadaje się na to lepiej, jak nie próba nauczenia się fikołka do tyłu? Czy tam salta?
Podążając spojrzeniem za ruchami jasnowłosego, Seiwa uniósł obie ręce ku górze, jakby chciał dosięgnąć samego nieba. Miał przy tym zdeterminowaną minę, jakby w żadnym stopniu nie chciał zawieść swojego tymczasowego nauczyciela. I chociaż serce waliło mu niemiłosiernie, to przecież nie mogło to być trudniejsze i o wiele bardziej przerażające od treningów, jakim bywał poddany przez ostatnie tygodnie, prawda?
- D-dobra! Spróbuję! - zapewnił drugiego chłopaka, ale jego ciało nawet nie drgnęło, jakby chciało do samego końca stawiać czynny opór. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Nic mu nie będzie. Przecież Hayate powiedział, że w razie co, to go złapie, a wiec co złego mogłoby się stać?
No właśnie. Nic.
Wypiął bardziej biodra ku przodzie, zacisnął mocno powieki, po czym przechylił się do tyłu, starając się nie myśleć o ewentualnych konsekwencjach. Miał wrażenie, że w tej jednej sekundzie, w której leciał, wszystkie jego wnętrzności znalazły się w żołądku, a zimny pot oblał jego rozgorączkowany kark.
Zadrżał niespokojnie, gdy dłonie dotknęły ziemi, a jego ciało wygięło się w łuk, który wcześniej zaprezentował mu kuzyn.
- Udało się? - zapytał zaskoczony, uchylając powieki. - Uda- - reszta słowa utonęła w jęku, kiedy ciało opadło z hukiem na ziemię. Pomimo upadku, od razu podniósł się do siadu, odszukując podekscytowanym spojrzeniem jasnowłosego.
- Widziałeś? Udało się! - krzyknął radośnie, choć przecież była to jedynie namiastka sukcesu. Nim jednak podniósł się całkowicie z ziemi, gdzieś z oddali dało się usłyszeć surowe i stanowcze "Enma". Ton głosu zdecydowanie należał do jego dziadka.
- .... Muszę iść. - westchnął chłopiec, otrzepując kimono, które miał na sobie. Uśmiechnął się przepraszająco i nim zniknął pomiędzy krzewami, spojrzał ostatni raz w stronę kuzyna.
- Widzimy się później.
@Saga-Genji Hayate
Wątek zakończony
Nakashima Yosuke and Seijun Nen szaleją za tym postem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku