Strona 1 z 2 • 1, 2
„Prosimy o ustawienie się w kolejce przed stanowiskiem kontroli dokumentów o numerze 24”, gdy dźwięczny kobiecy głos, dobiegający z zakurzonych głośników, kończy wygłaszać dobrze wszystkim znany komunikat. Już i tak gwarna lotniskowa gawiedź, zaczyna się krzątać i śpieszyć, jakby co najmniej ktoś miał zabrać ich już wykupione miejsce. Pomimo wszechobecnego pędu, pewna barwna trupa zdaje się dotrzeć na miejsce zbiórki jako ostatni pasażerowie. Kontrola paszportowo-biletowa przeszła bez większego problemu i co dziwne, bez opóźnień. Nie licząc jednego mężczyzny, który poprzez swój stan zdrowia, zdawał się ospały i mało komunikatywny. Załoga nie chcąc zaliczać opóźnienia, przymknęła na to oko i przepuściła go, tak szybko, jak tylko mogła.
Na pokładzie samolotu pracujący stewardzi, z pracowitością mrówek, pomagali pasażerom w odnalezieniu ich miejsc, wpakowaniu bagaży na odpowiednie miejsca oraz udzielając odpowiedzi na nawet najgłupsze pytania. Jeśli mają co do tego obiekcje, to zdają się dobrze to ukrywać, bo uśmiech nie schodzi z ich twarzy nawet na sekundę. Nawet gdy dzieciaki wprowadzone na pokład samolotu zdawały się ignorować prośby sióstr zakonnych o zachowanie ciszy i spokoju. Siostry, które zdawały się ich opiekunkami, które niezbyt dają sobie z nimi radę. A zatem już i tak głośne wnętrze podniebnej maszyny, stało się właśnie jeszcze mniej komfortowe, a gotowi do lotu pasażerowie mogli mieć jedynie nadzieję, że podczas lotu dzieciaki będą spokojniejsze.
Większość miejsc była już zajęta, a resztka ludzi zdawała się właśnie docierać na swoje miejsce. Właśnie wtedy na pokład wraz z pracownikiem lotniska, została wprowadzona dziewczynka, mająca na oko dziesięć lub jedenaście lat. Tymczasowy opiekun przekazał ją jednej ze stewardess, która na czas lotu będzie sprawować nad nią częściową opiekę. Wzięła od niej plecak, wkładając go pod siedzenie, na którym będzie siedzieć blond włosa dziewczynka.
Na końcu pozostała garstka podróżników, która została wprowadzona na pokład samolotu, jako ostatni pasażerowie tego lotu.
Po zakończeniu awantury i gdy wszystkie miejsca były już wreszcie osadzone, a każdy pasażer zajął dobrowolnie lub też nie, przydzielone mu miejsce, lot był gotowy do startu. Pozostało wykonać jeszcze podstawowe procedury takie jak instruktaż odnośnie do sytuacji awaryjnych i zachowania podczas nich oraz sprawdzenie wszystkich skrytek na bagaże, czy aby na sto procent zostały one dobrze zamknięte. Wszystko zdaje się jednak być ok, bo w momencie, gdy maszyna zaczęła kołować na pas startowy, każdy z pracowników zajął odpowiednie im miejsce.
Czujecie nagle, lekkie szarpniecie maszyny, sugerujące powolne ruszenie się trybików w maszynie, która zaczęła coraz szybciej poruszać się po pasie, aż nagle uniosła swój przód do góry i w kolejnej sekundzie, całkowicie odbiła się już od ziemi. Powoli zaczęła nabierać coraz większej prędkości, jak i wysokości, kierując się w stronę docelowego miejsca podróży. Jeszcze przez chwilę sygnalizacja zapięcia pasów trzyma pasażerów na miejscach. Gdy tylko czerwone oznaczenie zapięcia pasów całkowicie znika, cześć z pasażerów wstaje ze swoich miejsc, udając się do toalety lub w miejsce, gdzie siedzą ich znajomi.
Lot zaczął się praktycznie bez większych problemów przy starcie. Piloci mogą być z siebie dumni, tylko coś radio zaczęło im źle odbierać komunikaty. Drugi pilot szybko jednak usunął te, jak się zdaje usterkę, zmieniając lekko jego częstotliwość. – wszystko ok, ktoś musiał coś przestawić, gdy sprzątali. – pierwszy pilot machnął na to jedynie ręką. Nie była to jakaś poważna usterka, więc nie muszą się tym jeszcze przejmować.
1. Mapa Samolotu: link
2. — Termin na odpisy: 22.09.24
Kolejka: Caine, Rune, Lily, Ethan, Cinta; odpowiedź MG będzie jako ostatnia.
3. W razie pytań, niewiadomych, proszę o kontakt na PW/DC
@Warui Shin'ya, @Seiwa-Genji Enma, @Ejiri Carei, @Ye Lian, @Hecate Black
Na pokładzie samolotu pracujący stewardzi, z pracowitością mrówek, pomagali pasażerom w odnalezieniu ich miejsc, wpakowaniu bagaży na odpowiednie miejsca oraz udzielając odpowiedzi na nawet najgłupsze pytania. Jeśli mają co do tego obiekcje, to zdają się dobrze to ukrywać, bo uśmiech nie schodzi z ich twarzy nawet na sekundę. Nawet gdy dzieciaki wprowadzone na pokład samolotu zdawały się ignorować prośby sióstr zakonnych o zachowanie ciszy i spokoju. Siostry, które zdawały się ich opiekunkami, które niezbyt dają sobie z nimi radę. A zatem już i tak głośne wnętrze podniebnej maszyny, stało się właśnie jeszcze mniej komfortowe, a gotowi do lotu pasażerowie mogli mieć jedynie nadzieję, że podczas lotu dzieciaki będą spokojniejsze.
Większość miejsc była już zajęta, a resztka ludzi zdawała się właśnie docierać na swoje miejsce. Właśnie wtedy na pokład wraz z pracownikiem lotniska, została wprowadzona dziewczynka, mająca na oko dziesięć lub jedenaście lat. Tymczasowy opiekun przekazał ją jednej ze stewardess, która na czas lotu będzie sprawować nad nią częściową opiekę. Wzięła od niej plecak, wkładając go pod siedzenie, na którym będzie siedzieć blond włosa dziewczynka.
Na końcu pozostała garstka podróżników, która została wprowadzona na pokład samolotu, jako ostatni pasażerowie tego lotu.
- Caine McYarden:
- Odnalezienie swojego miejsca nie było niczym trudnym, zwłaszcza w momencie, gdy sam sobie je wybrałeś. Miejsce w pierwszym rzędzie, te, w którym spokojnie możesz rozprostować swoje nogi, ale gdybyś jednak poczuł się zagubiony, to w momencie, gdy zostałeś powitany przez pracownika na przodzie, ten prawie automatycznie po sprawdzeniu twojego biletu, wskazał ci miejsce przy oknie. Po czym wręczył ci pakiet lotniczy, w którym znajdował się kocyk, poduszeczka i zestaw do umycia zębów. - pan wybacz, że przeszkadzam, ale czy zechce pan się zamienić ze mną miejscem, siedzę tam na tyle w środku. To chyba nie będzie dla pana problem, prawda? - Nim pozwolono ci w spokojnie usiąść i rozgościć się na swoim miejsce; nim doszedł do ciebie piskliwy głos, do twoich nozdrzy dotarł dziwnie gryzący zapach tanich, wręcz śmierdzących perfum, którymi wypsikała się kobieta stojąca za tobą. Ubrana w panterkę, trzymając w dłoniach swój plecak, oczekując, aż ustąpisz jej miejsca.
- Rune Kirya:
- Poniekąd jesteś światkiem całego tego dziwnego zajścia między mężczyzną, a dziwnie pachnącą kobietą. Jednak nawet jeśli chciałeś jakkolwiek zareagować, zostałeś zaczepiony przez młodą, całkiem urodziwą dziewczynę. Po uniformie, w jaki była odziana, mogłeś stwierdzić, że jest to jedna z pracownic. – przepraszam, proszę pani. Zdaje się, że pani miejsce jest przy oknie. Jako że mamy awaryjną sytuację, musimy posadzić pośrodku dziewczynkę, która leci pod naszą opieką. Mam nadzieję, że nie będzie to dla pani problem i gdyby mogła pani co jakiś czas na nią zerknąć – nie dość, że miejsce, które powinno być wolne, teraz okazuje się zajęte przez dziecko, które dodatkowo masz niańczyć. Zestresowana pracownica wskazuje na dziewczynkę. Dostrzegasz małą, drobną blondyneczkę, wychudzoną jak na swój wiek. Nawet nie będąc lekarzem, możesz określić, że coś jej dolega. Czy będziesz protestować, czy nie to już twoja decyzja, dziewczynka jednak miło się do ciebie uśmiecha. – dzień dobry – powiedziała, gdy byłeś już dość blisko niej.
- Lily Veen:
- Wchodzisz do samolotu razem z bratem, gdy nagle zostajecie zatrzymani przez młodą, zestresowaną dziewczynę. Dostrzegacie, że przydzielona jej praca, nie sprawia jej satysfakcji. - dzień dobry. Z waszych biletów wynika, że macie państwo miejsca obok siebie. Wynikła jednak pewna sytuacja i będą musieli usiąść państwo na różnych miejscach. Bez obaw jednak to będzie nadal ten sam rząd. Mam nadzieję, że nie będzie to dla państwa problem i bardzo przepraszamy za utrudnienie- poprowadziła was do waszych miejsc, wskazując ci miejsce w rzędzie, gdzie siedział już białowłosa dziewczyna oraz dziecko o blond włosach, które przywitało cię z lekkim zakłopotaniem z powodu spowodowanych problemów. -dzień dobry proszę pani- zabrała swoją książkę z miejsca, które należało do ciebie, lecz nim usiadłaś, zostałaś trącona przez kobietę, która zaczęła właśnie awanturę.
- Ethan Veen:
- Czerwona ze wstydu pracownica, po tym, jak już wskazała ci miejsce, ponownie przepraszając, ulotniła się, gdy dokonała ostatnich czynności wobec ciebie i twojej siostry. Całe szczęście twoje miejsce znajdowało się w rzędzie naprzeciwko rzędu Lily, co więcej oboje siedzieliście po zewnętrznej stronie, przez co mogliście spokojnie porozmawiać pomimo dzielącej was odległości. Ta niedogodność i wywołana sytuacja sprawiła, że mogłeś spostrzec wzbudzenie zainteresowania dziewczynki twoją osobą oraz twoim brązowowłosym sąsiadem, który został osaczony przez dziwną kobietę, która i nagle kieruje swoją uwagę również na ciebie. - a może ty? twoje miejsce też będzie dobre.- cała ta sytuacja zaczyna przyciągać uwagę innych pasażerów, jak i pracowników.
- Cinta Bates:
- Wchodzisz jako ostatnia na pokład samolotu, spoglądając na ostatnie wolne miejsce pomiędzy dwoma mężczyznami. Próbujesz się dowiedzieć, o co chodzi, dlaczego twoje miejsce jest zajęte przez kogoś innego. Chociaż nie, bo jesteś właśnie świadkiem awantury kobiety, która blokuje twoje przejście, próbując wymusić dostęp do tego miejsca. Nim jednak jakkolwiek się w to włączysz, przybiega do ciebie jedyny wolny pracownik, który próbuje ci wytłumaczyć zaistniałą sytuację, licząc na twoje zrozumienie. Naturalnie masz prawo do zgłoszenia skargi, o czym zostajesz poinformowana.
Po zakończeniu awantury i gdy wszystkie miejsca były już wreszcie osadzone, a każdy pasażer zajął dobrowolnie lub też nie, przydzielone mu miejsce, lot był gotowy do startu. Pozostało wykonać jeszcze podstawowe procedury takie jak instruktaż odnośnie do sytuacji awaryjnych i zachowania podczas nich oraz sprawdzenie wszystkich skrytek na bagaże, czy aby na sto procent zostały one dobrze zamknięte. Wszystko zdaje się jednak być ok, bo w momencie, gdy maszyna zaczęła kołować na pas startowy, każdy z pracowników zajął odpowiednie im miejsce.
Czujecie nagle, lekkie szarpniecie maszyny, sugerujące powolne ruszenie się trybików w maszynie, która zaczęła coraz szybciej poruszać się po pasie, aż nagle uniosła swój przód do góry i w kolejnej sekundzie, całkowicie odbiła się już od ziemi. Powoli zaczęła nabierać coraz większej prędkości, jak i wysokości, kierując się w stronę docelowego miejsca podróży. Jeszcze przez chwilę sygnalizacja zapięcia pasów trzyma pasażerów na miejscach. Gdy tylko czerwone oznaczenie zapięcia pasów całkowicie znika, cześć z pasażerów wstaje ze swoich miejsc, udając się do toalety lub w miejsce, gdzie siedzą ich znajomi.
Lot zaczął się praktycznie bez większych problemów przy starcie. Piloci mogą być z siebie dumni, tylko coś radio zaczęło im źle odbierać komunikaty. Drugi pilot szybko jednak usunął te, jak się zdaje usterkę, zmieniając lekko jego częstotliwość. – wszystko ok, ktoś musiał coś przestawić, gdy sprzątali. – pierwszy pilot machnął na to jedynie ręką. Nie była to jakaś poważna usterka, więc nie muszą się tym jeszcze przejmować.
--------------------------------------------------
1. Mapa Samolotu: link
2. — Termin na odpisy: 22.09.24
Kolejka: Caine, Rune, Lily, Ethan, Cinta; odpowiedź MG będzie jako ostatnia.
3. W razie pytań, niewiadomych, proszę o kontakt na PW/DC
@Warui Shin'ya, @Seiwa-Genji Enma, @Ejiri Carei, @Ye Lian, @Hecate Black
Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Był cały obolały - pół doby przespał na lotnisku, nie mając co ze sobą zrobić. Kiedy więc wreszcie znalazł się na pokładzie, przecisnął się między wąskim przejściem szpaleru foteli i odnalazł swoje miejsce, prawie odetchnął z ulgą. Powietrze ugrzęzło mu jednak w gardle. Wyczuł gryzącą woń, od której zadarł odrobinę daszek czapki, a potem nastąpiła paplanina. Powoli, jakby pordzewiały mu stawy, obrócił głowę w kierunku wyszykowanej kobiety, w porę dusząc odruch rozejrzenia się, czy jednak nie chodzi o innego pasażera. Patrzyła jednak ewidentnie na niego i ten świdrujący wzrok wywołał w nim mieszane uczucia. Napinał wszystkie nierozmasowane mięśnie i przygarbił mu plecy, kiedy poprawiał nakrycie głowy, ponownie naciągając ją mocniej na czoło.
- To chyba nie będzie dla pana problem, prawda?
Przełknął nerwowo ślinę. Najlepiej byłoby spasować. Normalnie nie robiłoby mu różnicy, w którym dokładnie punkcie samolotu siedzi, ale kiedy zezował gdzieś ponad jej ramieniem na tyły kadłuba, doliczył się co najmniej pięciu kolejnych kobiet i gromadki dzieci. Siedzisko na przodzie miało przynajmniej dwa kluczowe plusy. Pierwszy: miał dosłownie całą hałastrę za swoimi plecami (nie musiał ich więc oglądać). I drugi: mógł wyciągnąć nogi, nie obijając sobie kolan o fotel naprzeciwko, co przy jego gabarytach okazywało się zbawienne. Czy naprawdę był gotów na to, aby brak asertywności przypłacić czterogodzinnym ciśnięciem się w nerwowej atmosferze wrzasków małolatów i obecności...
- Muszę odmówić - rzucił na wydechu, odwracając spojrzenie i zostawiając nieznajomą samą ze swoim tanim, krzywiącym nos zapachem. Nie zerkał już na nią, bez względu na to jak miałaby zareagować na brak większej kultury. Celem, na którym się skupił, było wciśnięcie tyłka w skąpe szerokościowo siedzisko i próba odpakowania podarowanego koca. Tak naprawdę wcale nie było mu zimno, ale potrzebował zająć czymś ręce, zanim nie ruszą do lotu. Nie znosił startu, tego przemożnego uczucia, że coś może pójść nie tak, kiedy nie ma się nad tym dosłownie żadnej kontroli, choć zaczynał się zastanawiać, czy cokolwiek i ktokolwiek mogłoby mieć kontrolę nad nachalną kobietą.
Tylko kątem oka kuknął w stronę nowoprzybyłego; zapewne osoby, która usiądzie obok niego.
- A może ty?
Błagam nie... - przeszło mu od razu przez myśl i było to tak natychmiastowe, że zanim zdążył ugryźć się w język, zwrócił twarz w stronę Ethana i stanowczo zbyt grobowym tonem rzucił: nigdzie nie idziesz, Andy. Umawialiśmy się, że przegadamy projekt. Po wylądowaniu nie będzie na to czasu, PAMIĘTASZ? - zbyt aluzyjnie? - Od tego zależy cała twoja kariera... yyy. - Zmierzył go. - ... modelingowa. - ZBYT AKTORSKO? Patrzył jednak na gościa wzrokiem bez wyrazu i sam nie do końca wiedział, co miałby zrobić, gdyby typ tego nie podłapał i jednak ustąpił nieznajomej.
Przecież ona go tutaj zagazuje i nawet tlenowa maseczka nie zdziała cudów.
- To chyba nie będzie dla pana problem, prawda?
Przełknął nerwowo ślinę. Najlepiej byłoby spasować. Normalnie nie robiłoby mu różnicy, w którym dokładnie punkcie samolotu siedzi, ale kiedy zezował gdzieś ponad jej ramieniem na tyły kadłuba, doliczył się co najmniej pięciu kolejnych kobiet i gromadki dzieci. Siedzisko na przodzie miało przynajmniej dwa kluczowe plusy. Pierwszy: miał dosłownie całą hałastrę za swoimi plecami (nie musiał ich więc oglądać). I drugi: mógł wyciągnąć nogi, nie obijając sobie kolan o fotel naprzeciwko, co przy jego gabarytach okazywało się zbawienne. Czy naprawdę był gotów na to, aby brak asertywności przypłacić czterogodzinnym ciśnięciem się w nerwowej atmosferze wrzasków małolatów i obecności...
- Muszę odmówić - rzucił na wydechu, odwracając spojrzenie i zostawiając nieznajomą samą ze swoim tanim, krzywiącym nos zapachem. Nie zerkał już na nią, bez względu na to jak miałaby zareagować na brak większej kultury. Celem, na którym się skupił, było wciśnięcie tyłka w skąpe szerokościowo siedzisko i próba odpakowania podarowanego koca. Tak naprawdę wcale nie było mu zimno, ale potrzebował zająć czymś ręce, zanim nie ruszą do lotu. Nie znosił startu, tego przemożnego uczucia, że coś może pójść nie tak, kiedy nie ma się nad tym dosłownie żadnej kontroli, choć zaczynał się zastanawiać, czy cokolwiek i ktokolwiek mogłoby mieć kontrolę nad nachalną kobietą.
Tylko kątem oka kuknął w stronę nowoprzybyłego; zapewne osoby, która usiądzie obok niego.
- A może ty?
Błagam nie... - przeszło mu od razu przez myśl i było to tak natychmiastowe, że zanim zdążył ugryźć się w język, zwrócił twarz w stronę Ethana i stanowczo zbyt grobowym tonem rzucił: nigdzie nie idziesz, Andy. Umawialiśmy się, że przegadamy projekt. Po wylądowaniu nie będzie na to czasu, PAMIĘTASZ? - zbyt aluzyjnie? - Od tego zależy cała twoja kariera... yyy. - Zmierzył go. - ... modelingowa. - ZBYT AKTORSKO? Patrzył jednak na gościa wzrokiem bez wyrazu i sam nie do końca wiedział, co miałby zrobić, gdyby typ tego nie podłapał i jednak ustąpił nieznajomej.
Przecież ona go tutaj zagazuje i nawet tlenowa maseczka nie zdziała cudów.
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Fenrys Umbra, Alessia Gellespie and Anais szaleją za tym postem.
Kobieta była bezczelna.
Stewardesa, rzecz jasna. Rune spojrzał na nią bez wyrazu, ale trwało to zaledwie krótką i ulotną chwilę, po czym posłał jej firmowy, uroczy uśmiech, który wręcz idealnie komponował się z porcelanową cerą okalaną długimi, jasnymi włosami upiętymi w lekki warkocz. Niebieskie spojrzenie opadło ciężko na stojącą kobietę w służbowym stroju, choć to nie tęczówki przykuwały uwagę, a wyjątkowo i wręcz zaskakująco długie rzęsy.
- Ależ oczywiście. - odparł łagodnym tonem. I choć nie wysilał się aż nadto z modulacją głosu, by brzmieć najbardziej kobieco jak tylko mógł, to nawet w "normalnych" warunkach brzmiał delikatnie, wręcz kobieco.
Bez potrzeby na ciągnięcie dalszej rozmowy, udał się na wskazane wcześniej miejsce.
Oczywiście, że nie zamierzał "doglądać" dziewczynki, do której notabene również się uśmiechnął. Po pierwsze, siedzieli w pierwszym rzędzie, więc mieli blisko do obsługi samolotu. A po drugie to nie był film "Plan lotu" z genialną Jodie Foster, gdzie dzieciak nagle znika z zamkniętego pokładu maszyny.
Położył plecak między nogami, zdecydowanie woląc mieć go blisko siebie, aniżeli wrzucać do luku bagażowego nad głowami. Znajdowało się tam zbyt wiele cennych dla niego rzeczy, choć dla osób trzecich jego zawartość mogła wydawać się aż nadto zwyczajna, żeby pozwolić na tak lekkomyślne kuszenie losu.
Nim jeszcze wystartowali, poprosił o colę w papierowym kubku, jednakże to nie próchnicowy napój tak kusił, a wkład, który ukradkiem wlał do środka, kiedy nikt nie patrzył.
Zakupiona na bezcłówce ćwiartka okazała się zbawienna. Wlał jej całą zawartość do coli, a potem wziął spory łyk, czując, jak gorąc rozpływa się po jego krtani, a ostrość trunku szczypie w usta. Dopiero wtedy poruszenie na przodzie samolotu przykuło jego uwagę. Wzrok powędrował w stronę kobiety ubranej w tanią panterkę, i choć przyglądał jej się przez dłuższą chwilę - nie zareagował.
Nie zamierzał ryzykować zwrócenia na siebie uwagi. Nie był na tyle głupi. Niech sprawę rozwiąże personel pokładowy. Jakby na to nie patrzeć - należało to do ich obowiązków.
Rune upił kolejny łyk swojej małej ambrozji, a potem jeszcze jeden, aż wreszcie opróżnił całą zawartość kubka.
No. Od razu lepiej.
Rozsiadł się wygodniej w fotelu i zapiął pasy, przymykając oczy. Nie zamierzał usnąć. Nie tutaj, nie wśród tak wielu nieznajomych twarzy. Ale zamierzał pozwolić odpocząć oczom. Jakby nie było - przed nim dość długi lot. Żałował jedynie, że nie zabrał ze sobą żadnych słuchawek.
Niech to szlag.
Strój + delikatny makijaż + długa, jasna peruka.
Stewardesa, rzecz jasna. Rune spojrzał na nią bez wyrazu, ale trwało to zaledwie krótką i ulotną chwilę, po czym posłał jej firmowy, uroczy uśmiech, który wręcz idealnie komponował się z porcelanową cerą okalaną długimi, jasnymi włosami upiętymi w lekki warkocz. Niebieskie spojrzenie opadło ciężko na stojącą kobietę w służbowym stroju, choć to nie tęczówki przykuwały uwagę, a wyjątkowo i wręcz zaskakująco długie rzęsy.
- Ależ oczywiście. - odparł łagodnym tonem. I choć nie wysilał się aż nadto z modulacją głosu, by brzmieć najbardziej kobieco jak tylko mógł, to nawet w "normalnych" warunkach brzmiał delikatnie, wręcz kobieco.
Bez potrzeby na ciągnięcie dalszej rozmowy, udał się na wskazane wcześniej miejsce.
Oczywiście, że nie zamierzał "doglądać" dziewczynki, do której notabene również się uśmiechnął. Po pierwsze, siedzieli w pierwszym rzędzie, więc mieli blisko do obsługi samolotu. A po drugie to nie był film "Plan lotu" z genialną Jodie Foster, gdzie dzieciak nagle znika z zamkniętego pokładu maszyny.
Położył plecak między nogami, zdecydowanie woląc mieć go blisko siebie, aniżeli wrzucać do luku bagażowego nad głowami. Znajdowało się tam zbyt wiele cennych dla niego rzeczy, choć dla osób trzecich jego zawartość mogła wydawać się aż nadto zwyczajna, żeby pozwolić na tak lekkomyślne kuszenie losu.
Nim jeszcze wystartowali, poprosił o colę w papierowym kubku, jednakże to nie próchnicowy napój tak kusił, a wkład, który ukradkiem wlał do środka, kiedy nikt nie patrzył.
Zakupiona na bezcłówce ćwiartka okazała się zbawienna. Wlał jej całą zawartość do coli, a potem wziął spory łyk, czując, jak gorąc rozpływa się po jego krtani, a ostrość trunku szczypie w usta. Dopiero wtedy poruszenie na przodzie samolotu przykuło jego uwagę. Wzrok powędrował w stronę kobiety ubranej w tanią panterkę, i choć przyglądał jej się przez dłuższą chwilę - nie zareagował.
Nie zamierzał ryzykować zwrócenia na siebie uwagi. Nie był na tyle głupi. Niech sprawę rozwiąże personel pokładowy. Jakby na to nie patrzeć - należało to do ich obowiązków.
Rune upił kolejny łyk swojej małej ambrozji, a potem jeszcze jeden, aż wreszcie opróżnił całą zawartość kubka.
No. Od razu lepiej.
Rozsiadł się wygodniej w fotelu i zapiął pasy, przymykając oczy. Nie zamierzał usnąć. Nie tutaj, nie wśród tak wielu nieznajomych twarzy. Ale zamierzał pozwolić odpocząć oczom. Jakby nie było - przed nim dość długi lot. Żałował jedynie, że nie zabrał ze sobą żadnych słuchawek.
Niech to szlag.
Strój + delikatny makijaż + długa, jasna peruka.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Ejiri Carei and Anais szaleją za tym postem.
Naprawdę była grzeczna. Uśmiechała się uroczo do ludzi na lotnisku, Kiwała głową (wcale nie z politowaniem) uprzejmie nawet, gdy co raz ktoś trącał ją ramieniem. Kurdupli się przecież tak traktowało. I tylko obecność brata sprawiała, że zawsze miała punkt orientacyjny do odnalezienie i jednak, w pierwszej kolejności to on torował jej drogę, gdy było zbyt tłoczno. Chwytała go wtedy gdzieś pod za lub pod ramię. ...I oddawała z wycelowanego łokcia dedykowanym jej od niektórych obcych szturchańcom. TYLKO, gdy nie widział. I przed sobą miała osadzoną przed nią szerokość jego pleców. Pozwalała sobie wtedy na mniej przyjemny uśmiech, krzywiąc wargi złośliwie. Zazwyczaj, nikt przecież nie spodziewał się po niej niczego zdrożnego.
Uwielbiała pozory. Najbardziej te swoje.
Zwarła usta, nie chcąc zbyt szybko powiedzieć - co myślała o zmianie. Zapobiegawczo zerknęła w stronę Ethana, ale finalnie niechętnie kiwnęła głową - U mnie są kanapki - sarknęła tylko, zajmując miejsce i dopiero, gdy odłożyła plecak, ściągnęła z siebie kurtkę i bluzę, miała okazję przynajmniej przez moment przyjrzeć dwójce towarzyszy. Jasnowłosa "panienka" siedząca przy oknie wydawała się ją zignorować, ale ze wzruszeniem (ramion), lekkim wygięciem warg, powitała ślicznotkę, skupiając nieco więcej uwagi na dziewczynce. Coś w oczach Lily zmieniło się nagle, złagodniało. Tamowana ostrość szarego spojrzenie zniknęła - Cześć Mała. I żadna ze mnie pani. Jestem Lily - pochyliła się lekko wyciągając ku małej smukłą dłoń, jakby uczestniczyła w poważnej dyskusji. Uśmiechnęła się naprawdę szczerze i mrugnęła jeszcze okiem, chociaż tym razem gest skierowała zaczepnie do Rune. Nie oczekiwała niczego, ale skoro lot mieli spędzić obok siebie, wypadało wyciąć chociaż trochę z panującej wokół sztywnej powagi.
Uwagę, w zastraszająco prędkim stopniu zyskał obiekt przypominający typową gyaru. I wyły o tym brzydko wszystkie zmysły. Skrzywiła się, przez sekundę dłużej obserwując jak zaczepia mężczyznę w drugim rzędzie. Nerwowy tik, sekundowy, niemal jak u dzikich zwierząt, odsłaniający kły w początku wrogiego szczeknięcia mówił, że sytuacja nie podobała się jej wyjątkowo, gdy solara zdecydowała się wciągnąć w rozgrywkę jej brata. Napięcie wyprostowało ciało, a potem nagle rozluźniło, gdy usłyszała komentarze nieznajomego (Caine). Wychyliła się znacząco, wysuwając głowę poza siedzisko - Nie ma mowy. na pewno nigdzie nie idzie. Jestem managerem ... Andy'ego - mówiła wyjątkowo spokojnie, cukierkowo uroczo, chociaż coś warkotliwe rozbawionego dźwięczało w głosie. Świdrując wzrokiem kobiecą twarz, potem przeskakując po kolei na te męskie. Zamrugała rzęsami, dla podkreślenia ważności słów z wciąż przyklejonym do warg uśmiechem i wysunęła rękę, wpijając niemal palce w rękaw bratowego ramienia, by w razie konieczności pociągnąć go w dół, na siedzisko.
| Strój + bluza z kapturem i czarna skórzana kurtka ułożona obok.
Uwielbiała pozory. Najbardziej te swoje.
Zwarła usta, nie chcąc zbyt szybko powiedzieć - co myślała o zmianie. Zapobiegawczo zerknęła w stronę Ethana, ale finalnie niechętnie kiwnęła głową - U mnie są kanapki - sarknęła tylko, zajmując miejsce i dopiero, gdy odłożyła plecak, ściągnęła z siebie kurtkę i bluzę, miała okazję przynajmniej przez moment przyjrzeć dwójce towarzyszy. Jasnowłosa "panienka" siedząca przy oknie wydawała się ją zignorować, ale ze wzruszeniem (ramion), lekkim wygięciem warg, powitała ślicznotkę, skupiając nieco więcej uwagi na dziewczynce. Coś w oczach Lily zmieniło się nagle, złagodniało. Tamowana ostrość szarego spojrzenie zniknęła - Cześć Mała. I żadna ze mnie pani. Jestem Lily - pochyliła się lekko wyciągając ku małej smukłą dłoń, jakby uczestniczyła w poważnej dyskusji. Uśmiechnęła się naprawdę szczerze i mrugnęła jeszcze okiem, chociaż tym razem gest skierowała zaczepnie do Rune. Nie oczekiwała niczego, ale skoro lot mieli spędzić obok siebie, wypadało wyciąć chociaż trochę z panującej wokół sztywnej powagi.
Uwagę, w zastraszająco prędkim stopniu zyskał obiekt przypominający typową gyaru. I wyły o tym brzydko wszystkie zmysły. Skrzywiła się, przez sekundę dłużej obserwując jak zaczepia mężczyznę w drugim rzędzie. Nerwowy tik, sekundowy, niemal jak u dzikich zwierząt, odsłaniający kły w początku wrogiego szczeknięcia mówił, że sytuacja nie podobała się jej wyjątkowo, gdy solara zdecydowała się wciągnąć w rozgrywkę jej brata. Napięcie wyprostowało ciało, a potem nagle rozluźniło, gdy usłyszała komentarze nieznajomego (Caine). Wychyliła się znacząco, wysuwając głowę poza siedzisko - Nie ma mowy. na pewno nigdzie nie idzie. Jestem managerem ... Andy'ego - mówiła wyjątkowo spokojnie, cukierkowo uroczo, chociaż coś warkotliwe rozbawionego dźwięczało w głosie. Świdrując wzrokiem kobiecą twarz, potem przeskakując po kolei na te męskie. Zamrugała rzęsami, dla podkreślenia ważności słów z wciąż przyklejonym do warg uśmiechem i wysunęła rękę, wpijając niemal palce w rękaw bratowego ramienia, by w razie konieczności pociągnąć go w dół, na siedzisko.
| Strój + bluza z kapturem i czarna skórzana kurtka ułożona obok.
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Anais szaleją za tym postem.
W dniu lotu wstał wcześnie. Gdy wyprowadził się od rodziców, jego życie stało się bardziej uporządkowane, więc miał już swoje rytuały. Po szybkim prysznicu ubrał się w swój wygodny, ale schludny policyjny uniform. Zanim wyjechali, sprawdził jeszcze raz dokumenty Lily, upewniając się, że ma swój bilet. Na lotnisku starał się działać sprawnie. Odprawa bagażowa, kontrola bezpieczeństwa, szybka kawa — wszystko szło zgodnie z planem. Ethan był dokładny i pedantyczny, więc nawet najmniejsza niedogodność mogła wywołać w nim irytację, ale tego dnia wszystko układało się całkiem dobrze. Po przejściu przez bramki bezpieczeństwa usiedli z Lily w poczekalni. Ethan, mimo że starał się zrelaksować, co chwilę zerkał na zegarek, jakby spodziewał się, że coś pójdzie nie tak. Ostatecznie wszedł na pokład z precyzyjnym krokiem, obserwując pasażerów, załogę. Nawyk każdego gliny.
— To żaden problem — odpowiedział zawstydzonej pracownicy, nie widząc problemu w zamianie miejsc. Najważniejsze, że wciąż mógł mieć oko na siostrę. Lot przecież nie mógł trwać wieczność. Chciał uważniej przyjrzeć się siedzeniom, na których chcieli ją posadzić: jasnowłosej dziewczyny przy oknie oraz nieletniej, której rozbudzenie uchwycił kątem przenoszonego wzroku.
Halas.
Ethan skierował swoją uwagę na kobietę, która wyglądała, jakby czekała na jakąś jego odpowiedź. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co się dzieje. Spojrzał najpierw na Lily, później na Caine'a, który patrząc mu prosto w oczy, nie miał najmniejszego problemu z wyrzuceniem z siebie tego absurdalnego stwierdzenia. Gapił się na mężczyznę z wyraźnym niedowierzaniem, próbując ocenić, jak dalece jest w stanie posunąć się ten człowiek, aby brnąć w swoją dziwaczną historię. Wtem poczuł, jak palce siostry wbijają się w jego rękaw, trzymając go zaskakująco mocno. Zerknął na dziewczynę ponownie, jakby chcąc powiedzieć „daj spokój”, ale widział, że Lily nie ma zamiaru odpuścić. Była zdeterminowana, by zatrzymać go na miejscu, gotowa pociągnąć go z powrotem na fotel, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Poczuł z tego tytułu mieszaninę dumy i lekkiego zażenowania. Z jednej strony, Lily zawsze była tą, która potrafiła go zaskoczyć — jej instynkt obronny był niemal równy jego, choć to on był tym "starszym bratem", tym, który zwykle dbał o jej bezpieczeństwo. Chciał coś powiedzieć, spróbować wyjść z tej idiotycznej sceny z jakimś poczuciem godności, ale z drugiej strony czuł, że najlepiej będzie… no właśnie, co?
Naturalny instynkt kazał mu po prostu skończyć rozmowę jednym zdecydowanym słowem, ale widział, że Caine i Lily zaczęli już obracać wszystko w żart. Wziął głęboki oddech, próbując zepchnąć na bok swój policyjny honor, który podpowiadał mu, iż powinien rozwiązać tę sytuację z dyscypliną. Ostatecznie postanowił spróbować czegoś, co nie do końca leżało w jego naturze, ale sytuacja wydawała się tego wymagać.
— Modeling... — zaczął. Starał się, aby jego głos brzmiał swobodnie, choć nadal był odrobinę drętwy. Zmarszczył brwi, jakby naprawdę próbował się w to wszystko wczuć, a potem dodał z przemyślaną powagą: — Wiesz, Ben... miałem właśnie przypomnieć ci o naszej wspólnej... uhm sesji.
Wciąż zachowywał profesjonalny wyraz. Zerknął na siostrę, upewniając się, że ta nie parska śmiechem. Czuł się jak ostatni kretyn.
— Słyszałeś o naszym „duetowym pokazie magii”, prawda? — Wrócił spojrzeniem na Caine’a. — No wiesz, plan był taki, że po starcie wyciągnę różdżkę, a ty, oczywiście... królika z kapelusza. Moja menedżerka miała cyknąć parę zdjęć. Mam nadzieję, że masz ze sobą gołębie, bo ja zapomniałem. — Co ja bredzę?
Ethan odchrząknął, starając się wrócić do swojego bardziej formalnego tonu, ale widząc, że sytuacja rozkręca się na żarty, postanowił pójść o krok dalej.
— A pani… — zwrócił się do kobiety. — Nie wie pani, gdzie moglibyśmy pożyczyć jakiś elegancki kapelusz? Oczywiście, wszystko odbędzie się zgodne z regulaminem bezpieczeństwa lotu. Żadnych znikających masek tlenowych.
Usiadł na swoim miejscu, czując jak piecze go kark i uszy. Miał nadzieję, że ta w końcu odpuści i sobie pójdzie. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek czuł się tak zażenowany, jak dziś. Poprawił z tego powodu kołnierz munduru i zerknął na Lily, potem — jakby stracił resztki przyzwoitości — na Caine'a. Na usta cisnęło się wiele słów, ale wiedział, że lepiej będzie je aktualnie przemilczeć.
— To żaden problem — odpowiedział zawstydzonej pracownicy, nie widząc problemu w zamianie miejsc. Najważniejsze, że wciąż mógł mieć oko na siostrę. Lot przecież nie mógł trwać wieczność. Chciał uważniej przyjrzeć się siedzeniom, na których chcieli ją posadzić: jasnowłosej dziewczyny przy oknie oraz nieletniej, której rozbudzenie uchwycił kątem przenoszonego wzroku.
Halas.
Ethan skierował swoją uwagę na kobietę, która wyglądała, jakby czekała na jakąś jego odpowiedź. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co się dzieje. Spojrzał najpierw na Lily, później na Caine'a, który patrząc mu prosto w oczy, nie miał najmniejszego problemu z wyrzuceniem z siebie tego absurdalnego stwierdzenia. Gapił się na mężczyznę z wyraźnym niedowierzaniem, próbując ocenić, jak dalece jest w stanie posunąć się ten człowiek, aby brnąć w swoją dziwaczną historię. Wtem poczuł, jak palce siostry wbijają się w jego rękaw, trzymając go zaskakująco mocno. Zerknął na dziewczynę ponownie, jakby chcąc powiedzieć „daj spokój”, ale widział, że Lily nie ma zamiaru odpuścić. Była zdeterminowana, by zatrzymać go na miejscu, gotowa pociągnąć go z powrotem na fotel, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Poczuł z tego tytułu mieszaninę dumy i lekkiego zażenowania. Z jednej strony, Lily zawsze była tą, która potrafiła go zaskoczyć — jej instynkt obronny był niemal równy jego, choć to on był tym "starszym bratem", tym, który zwykle dbał o jej bezpieczeństwo. Chciał coś powiedzieć, spróbować wyjść z tej idiotycznej sceny z jakimś poczuciem godności, ale z drugiej strony czuł, że najlepiej będzie… no właśnie, co?
Naturalny instynkt kazał mu po prostu skończyć rozmowę jednym zdecydowanym słowem, ale widział, że Caine i Lily zaczęli już obracać wszystko w żart. Wziął głęboki oddech, próbując zepchnąć na bok swój policyjny honor, który podpowiadał mu, iż powinien rozwiązać tę sytuację z dyscypliną. Ostatecznie postanowił spróbować czegoś, co nie do końca leżało w jego naturze, ale sytuacja wydawała się tego wymagać.
— Modeling... — zaczął. Starał się, aby jego głos brzmiał swobodnie, choć nadal był odrobinę drętwy. Zmarszczył brwi, jakby naprawdę próbował się w to wszystko wczuć, a potem dodał z przemyślaną powagą: — Wiesz, Ben... miałem właśnie przypomnieć ci o naszej wspólnej... uhm sesji.
Wciąż zachowywał profesjonalny wyraz. Zerknął na siostrę, upewniając się, że ta nie parska śmiechem. Czuł się jak ostatni kretyn.
— Słyszałeś o naszym „duetowym pokazie magii”, prawda? — Wrócił spojrzeniem na Caine’a. — No wiesz, plan był taki, że po starcie wyciągnę różdżkę, a ty, oczywiście... królika z kapelusza. Moja menedżerka miała cyknąć parę zdjęć. Mam nadzieję, że masz ze sobą gołębie, bo ja zapomniałem. — Co ja bredzę?
Ethan odchrząknął, starając się wrócić do swojego bardziej formalnego tonu, ale widząc, że sytuacja rozkręca się na żarty, postanowił pójść o krok dalej.
— A pani… — zwrócił się do kobiety. — Nie wie pani, gdzie moglibyśmy pożyczyć jakiś elegancki kapelusz? Oczywiście, wszystko odbędzie się zgodne z regulaminem bezpieczeństwa lotu. Żadnych znikających masek tlenowych.
Usiadł na swoim miejscu, czując jak piecze go kark i uszy. Miał nadzieję, że ta w końcu odpuści i sobie pójdzie. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek czuł się tak zażenowany, jak dziś. Poprawił z tego powodu kołnierz munduru i zerknął na Lily, potem — jakby stracił resztki przyzwoitości — na Caine'a. Na usta cisnęło się wiele słów, ale wiedział, że lepiej będzie je aktualnie przemilczeć.
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Raikatsuji Yuzuha and Amaya Chō szaleją za tym postem.
Dzień jak co dzień — pomyślała sobie, kryjąc ziewnięcie za wierzchem dłoni. Widziała doskonale jak taksówkarz, który wiózł ją na lotnisko obłapiał wzrokiem wyeksponowany przez body dekolt, lecz ona chwilę po wyjściu z samochodu równie głodnym spojrzeniem spoglądała na trzymany w dłoni zwitek banknotów. W efekcie końcowym wyszli więc na czysto, bo ona straciła trochę godności a on kilka grubych stówek, być może dzisiejszą pensję. Jak już wspomniała — typowy dzień w LA.
Nie musiała zsuwać okularów by zobaczyć ilu ludzi tłumnie zebrało się przed bramkami. Niech idą — pomyślała bez zawahania, nie mając zamiaru brać udziału w bezsensownej gonitwie wszystkich tych zestresowanych osób, które myślały, że jeśli nie rozepchają się łokciami do samego etapu wchodzenia po schodkach, to nikt nie wpuści ich na pokład. W trakcie gdy cała reszta z każdą sekundą zmniejszała logiczny odstęp przestrzeni osobistej między jednym a drugim człowiekiem, Bates z szerokim uśmiechem zagadnęła jednego z pracowników lotniska chcąc zorientować się, czy być może podczas tego lotu linie lotnicze oferowały słuchawki, cierpiała przecież na tak straszne migreny i źle znosiła podróże...
Bullshit. W tym tygodniu zaliczyła już 3 loty, w tym jednego pilota. Warto było, bo teraz mogła z uprzejmym skinieniem głowy odebrać coś, dzięki czemu być może przeżyje wśród wrzasków dzieci nieprzyzwyczajonych no... życia w społeczeństwie, tak w zasadzie.
Na pokład weszła jako ostatnia i jeszcze nim dobrze postawiła stopę w przestrzeni wypełnionej siedzeniami, gdy do uszu dotarło jakieś poruszenie. Szybko poszło — westchnęła mentalnie. Z dłonią wspartą na wypchniętym w bok biodrze czekała aż jakieś wypindrzone babsko zajmie miejsce i przestanie strzępić ten maszkaroni ryj. Gdzieś w tle wyłapała coś o jakimś modelingu, chyba jakąś bitwę agentów komercyjnych co ostrzyli pazury na potencjalnego pracownika. Gdy jednak spojrzała na całą trójkę, jedynie trzy słowa przemknęły jej przez głowę.
Co. Do. Chuja.
Dziecko siedzące po drugiej stronie wyglądało na mniej zestresowane od nich.
Potrząsnęła głową, mimowolnie odbiegając wzrokiem gdzieś na bok, ku jasnowłosej piękności. Kącik ust mimowolnie podjechał ku górze; uśmiechnęły się również zachłanne ślepia Bates, niemniej tego dziewczyna nie mogła już dostrzec ze względu na ciemne szkła przesłaniające soczystą zieleń tęczówek.
Kobieta w tle wciąż jednak coś mamrała i tyle wystarczyło, by Cinta zaczerpnęła powietrza w płuca. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usta zamknęło jej przybycie pracownika tłumaczącego naprędce sytuację. Niby go słuchała, pokiwała nawet głową ze zrozumieniem, w końcu to nie jego wina. Staruchy nie dało się jednak zignorować.
— Paniusiu — odezwała się w końcu, ówcześnie łapiąc w palce bok okularów by zsunąć je nieco w dół grzbietu nosa. — Za siedzenie w luksusie się płaci, a pani wyraźnie na niego nie stać — Poprawione ruchem dłoni różowe włosy trafiły w twarz starszej kobiety, gdy dziewczyna wymijała ją w przejściu, bezpardonowo zajmując miejsce między dwoma mężczyznami. Plecak wylądował póki co pod siedzeniem, zaś Bates rozsiadła się bez planu zmiany siedzenia, bo ostentacyjnie zarzuciła jedną nogę na drugą, jeden z łokci wspierając na podparciu między fotelami od strony Andy'ego, by zaraz ułożyć policzek na stulonych palcach. Nie powstrzymała się, na koniec posyłając awanturnicy figlarny uśmiech.
Try me, bitch.
Nie musiała zsuwać okularów by zobaczyć ilu ludzi tłumnie zebrało się przed bramkami. Niech idą — pomyślała bez zawahania, nie mając zamiaru brać udziału w bezsensownej gonitwie wszystkich tych zestresowanych osób, które myślały, że jeśli nie rozepchają się łokciami do samego etapu wchodzenia po schodkach, to nikt nie wpuści ich na pokład. W trakcie gdy cała reszta z każdą sekundą zmniejszała logiczny odstęp przestrzeni osobistej między jednym a drugim człowiekiem, Bates z szerokim uśmiechem zagadnęła jednego z pracowników lotniska chcąc zorientować się, czy być może podczas tego lotu linie lotnicze oferowały słuchawki, cierpiała przecież na tak straszne migreny i źle znosiła podróże...
Bullshit. W tym tygodniu zaliczyła już 3 loty, w tym jednego pilota. Warto było, bo teraz mogła z uprzejmym skinieniem głowy odebrać coś, dzięki czemu być może przeżyje wśród wrzasków dzieci nieprzyzwyczajonych no... życia w społeczeństwie, tak w zasadzie.
Na pokład weszła jako ostatnia i jeszcze nim dobrze postawiła stopę w przestrzeni wypełnionej siedzeniami, gdy do uszu dotarło jakieś poruszenie. Szybko poszło — westchnęła mentalnie. Z dłonią wspartą na wypchniętym w bok biodrze czekała aż jakieś wypindrzone babsko zajmie miejsce i przestanie strzępić ten maszkaroni ryj. Gdzieś w tle wyłapała coś o jakimś modelingu, chyba jakąś bitwę agentów komercyjnych co ostrzyli pazury na potencjalnego pracownika. Gdy jednak spojrzała na całą trójkę, jedynie trzy słowa przemknęły jej przez głowę.
Co. Do. Chuja.
Dziecko siedzące po drugiej stronie wyglądało na mniej zestresowane od nich.
Potrząsnęła głową, mimowolnie odbiegając wzrokiem gdzieś na bok, ku jasnowłosej piękności. Kącik ust mimowolnie podjechał ku górze; uśmiechnęły się również zachłanne ślepia Bates, niemniej tego dziewczyna nie mogła już dostrzec ze względu na ciemne szkła przesłaniające soczystą zieleń tęczówek.
Kobieta w tle wciąż jednak coś mamrała i tyle wystarczyło, by Cinta zaczerpnęła powietrza w płuca. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usta zamknęło jej przybycie pracownika tłumaczącego naprędce sytuację. Niby go słuchała, pokiwała nawet głową ze zrozumieniem, w końcu to nie jego wina. Staruchy nie dało się jednak zignorować.
— Paniusiu — odezwała się w końcu, ówcześnie łapiąc w palce bok okularów by zsunąć je nieco w dół grzbietu nosa. — Za siedzenie w luksusie się płaci, a pani wyraźnie na niego nie stać — Poprawione ruchem dłoni różowe włosy trafiły w twarz starszej kobiety, gdy dziewczyna wymijała ją w przejściu, bezpardonowo zajmując miejsce między dwoma mężczyznami. Plecak wylądował póki co pod siedzeniem, zaś Bates rozsiadła się bez planu zmiany siedzenia, bo ostentacyjnie zarzuciła jedną nogę na drugą, jeden z łokci wspierając na podparciu między fotelami od strony Andy'ego, by zaraz ułożyć policzek na stulonych palcach. Nie powstrzymała się, na koniec posyłając awanturnicy figlarny uśmiech.
Try me, bitch.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei and Amaya Chō szaleją za tym postem.
chwila przed startem..
...wszyscy pasażerowie lotu
...wszyscy pasażerowie lotu
Dłuższe oczekiwanie kobiety na decyzję któregoś z was, potęgowało intensywność przywleczonego przez nią zapachu, który i tak już dobitnie drażnił nie tylko wasze nozdrza, ale i wszystkich najbliższych pasażerów. Wyglądało również na to, że i ona sama była bliska wyczerpania swojej cierpliwości, a epicentrum jej roszczeń zaczęło niebezpiecznie sięgać granicy tego, co dane, było jej znieść. – przecież możecie porozmawiać o tym później. Nie pozwolicie chyba ślicznotce, by się gniotła tam na tyle – swoją odpowiedź skierowała bardziej w stronę Caina, który, nawet jeśli początkowo w jakimś stopniu była tobą zainteresowana to w momencie pojawienia się Ethana, przeniosła swoje zainteresowanie na jego osobę. Zwłaszcza słysząc informację od chyba jego menadżerki, że jest on kimś znanym, jakąś gwiazdą mody czy kimś w tym stylu, a co oznaczało posiadanie pieniędzy. A nic nie przyciągało jej bardziej niż zasobność portfela i szansa na życie w luksusie. Cmoknęła więc ustami w stronę przybyłego „modela” – och kochaniutki, ty nie musisz nigdzie iść. Obok ciebie jest wolne miejsce. Pozwolisz, że sobie tam usiądę i będziemy mogli porozmawiać o tym, gdzie pracujesz – mimo usilnych starań Ethana, by uprzykrzyć jej próbę wciśnięcia się w wolne miejsce między wami i tak wygląda na to, że pozostaniecie skazani na towarzystwo napalonej pasażerki, która tryumfalnie postanowiła spróbować dostać się do jeszcze wolnego miejsca między was.
Próbowała, bo w momencie, gdy zaczęła to robić, pojawiła się ostatnia pasażerka, która zgrabnie, kocim ruchem ominęła ją i zajęła swoje miejsce. Ewidentnie nie spodobało się to naszej rozochoconej i roszczeniowej panience, która nim dostała możliwość powiedzenia co myśli, czy też próby wypędzenia dziewczyny, która jawnie zajęła „jej” nowe miejsce, została werbalnie zaatakowana przez nowo przybyłą. Nie brała pod uwagę, że zostanie tak chamsko potraktowana przez kogoś, kto według jej mniemania jest o parę klas niżej niż ona i dodatkowo nawet nie dorównuje jej urodą. – słuchaj no, ja już zajęłam to miejsce. Powinnaś iść do innego wolnego, bo inaczej będę musiała poprosić pracowników, by powiadomili ochronę, zanim wystartujemy. – chyba wszyscy tu obecni dostrzegli, że mają do czynienia z idiotką, która ma zbyt wygórowane ego co do swojej osoby. I gdy jedna ze stron bierze udział w tej absurdalnej kłótni, tak druga zdawała się bierna.
Zdawała się, bo Sherry nagle zaczęła się wiercić i wyciągnęła z kieszeni małą, materiałową chusteczkę, którą przyłożyła do swojego nosa, próbując uchronić się przed tym gryzącym, wręcz śmierdzącym zapachem. – przepraszam, czy ktoś przewozi tu jakieś zwierzę, czy co to tak cuchnie. – umyślnie, czy też nie dziewczynka wcale nie kierowała swoich słów w stronę awanturniczki, a bardziej w stronę siedzącej obok Lily, która chętniej odpowiedziała, niż kobieta zajmujące miejsce przy oknie. Nie winiła jej za to, bo pewnie była na nią zła, za zajęcie miejsca, które miało być jej dodatkową przestrzenią, całkiem wolną i nieskalaną. Kolejnym krokiem, który podjęła dziewczynka, było wciśnięcie przycisku, który jest odpowiedzialny za wezwanie pracownika obsługującego lot.
- nie wtrącaj się w sprawy dzieciaku, siedź grzecznie i pozwól rozmawiać dorosłym. – arogancka wiązanka została wypuszczona w stronę dziewczynki wprost z ust rozgłoszonej kobiety, której nie spodobały się słowa Sherry oraz jej działanie.
Długo niedane było wam czekać, aż przybył do was jeden z pracowników. Zaniepokojony narastającą scysją między wami, adekwatnie dał wam do zrozumienia, że ma się ona zakończyć tu i teraz, po czym upomniał kobietę, że zaraz startujecie i powinna już dawno być na swoim miejscu. Po czym własnoręcznie odprowadziła kobietę na odpowiednie miejsce, pozostawiając was już w całkowitym spokoju.
w połowie lotu
...wszyscy pasażerowie lotu
...wszyscy pasażerowie lotu
Po scysji, która miała miejsce jakiś czas temu, nie ma już śladu, nawet działająca klimatyzacja zrobiła swoje i oczyściła powietrze, w którym jeszcze przez jakiś czas unosił się pozostawiony zapach tanich perfum. Lot zdaje się nie wyróżniać niczym szczególnym, nawet turbulencji jest jakby mniej. Pracownicy dzielnie maszerują po pokładzie, roznosząc zamówione jedzenie, czy rozwiązując drobne nieistotne problemy.
Cisza na przedzie została nagle, zakłóca przez kaszel Sherry, który zaczął ją uporczywie męczyć i nie łagodniał, nawet na sekundę. Próbowała sięgnąć do plecaka, w którym znajdowała się jej butelka wody, lecz ten wylądował bardziej po stronie Run i jak się zdaje, zablokował się swoim paskiem o jakąś szczelinę między siedzeniem a pokładem. Próba delikatnego wyszarpania go nie przynosiła efektów, a nie chciała przeszkadzać kobiecie. Popchnięta do ostateczności, Sherry zdecydowała się szturchnąć ją lekko. Najpierw raz, potem drugi i trzeci – przepraszam pani, czy może pani mi pomóc wyjąć butelkę wody z plecaka, zablokował się chyba pod pani siedzeniem i nie mogę go wyjąć. – próbowała wyjaśnić powód, dlaczego przeszkadza jej w podróży; próbowała, bo przez kaszel, mogło zdawać się to być mało zrozumiałe, a i ona sama miała z jego racji problemy w komunikowaniu się,
Zauważyła to jedna stewardess i jeśli na początku planowała podejść do dziewczynki, to musiała porzucić ten zamiar, gdy inna pracownica dołączyła do niej dość szybkim i podenerwowanym krokiem, szepcząc jej coś do ucha. Ta prawie automatycznie chwyciła za apteczkę i ruszyła wraz z nią w głąb samolotu, powodując automatyczne zainteresowanie mijanych przez nich pasażerów. Po dotarciu do jednego ze środkowych rzędów obie pracownice plus kolejny, który do nich dotarł, zaczęli zajmować się pasażerem, który wymagał interwencji medycznej z powodu duszności i dziwnego majaczenia. Większość pasażerów wzięła to za zwykłą chorobę, gdy nagle ów pasażer, dostał ataku drgawek, prawie spadając ze swojego miejsca. Młoda pracownica, starając się utrzymać mężczyznę, chwyciła za jego głowę, gdy nagle po pokładzie samolotu rozniósł się jej krzyk, gdy została przez niego ugryziona. Odsunęła się prawie automatycznie, chwytając się za ranę, która bardzo mocno krwawiła. To, co następnie się wydarzyło, nie tylko zaskoczyło pracowników, ale i każdego, kto miał możliwość obserwowania tego całego zajścia. Ciało mężczyzny osunęło się bezwładnie, padając na podłogę. Pracownik prawie automatycznie odwrócił go na plecy i zaczął wykonywać PKO, lecz mimo jego usilnych prób, nie udało mu się uratować mężczyzny, właśnie zmarł. Mężczyzna, który próbował go ratować, pomimo jakimi tego emocjami właśnie był targany, chwycił koc, którego używał mężczyzna i przykrył jego ciało, by następnie udać się do młodej pracownicy, która usilnie uciskała swoją ranę. Zaczął opatrywać jej ranę, kiedy to druga z pracownic zaczęła uspokajać pasażerów, by następnie ruszyć w stronę, gdzie znajdował się kokpit, by powiadomić o zajściu pilotów i być może o możliwym powrocie do LA lub wylądowaniu na najbliższym lotnisku.
Cała ta akcja nie umknęła Sherry, która po tym, jak już uporała się z dręczącym ją kaszlem. Została wystawiona na kolejny, niezbyt przyjemny bodziec, tym razem ten psychiczny. – czy ten pan właśnie umarł? zadała niby proste pytanie, lecz takie, przy którym odpowiedź może wywołać u niej atak paniki. Starała się nie słuchać tego, co się tam dzieje, próbowała odizolować się od całego tego zajścia. Swoje wolne dłonie skierowała w stronę kobiet, starając się usilnie i po omacku złapać, którąś za rękę, poszukując w tej desperackiej akcji, jakkolwiek współczucia i wsparcia.
gdzieś w USA
...siedziba małej, lokalnej gazety; Roman Coffin
...siedziba małej, lokalnej gazety; Roman Coffin
Siedziałeś w siedzibie swojej gazety, której budynku zdawała się nie wiele większa od normalnego sklepu. A twoje biuro? W normalnych warunkach robiłoby jakiś schowek na miotły, nic większego. Było ono jednak twoje, nikogo innego. Czy czułeś się z tego wyróżniony, czy też nie to już inna kwestia. Nie raz mogłeś jedna dostrzec szydercze spojrzenie osób, które w przeciwieństwie do ciebie mogli czarować czytelników swoim słowem pisanym, nie wielu, ale nadal zdawali się uważać siebie, za kogoś ponad tobą. Nawet jeśli bez ciebie ich wypociny byłyby tylko zlepkiem liter. W pewnym sensie każda ze stron ma swoje racje, lecz nikt nigdy się nie ugnie i nie przyzna się do tego. Ten wieczór zdawał się jak każdy inny, byłeś zajęty pracą nad zdjęciami do jutrzejszego wydania, gdy nagle dostałeś dziwny telefon. Dobrze znałeś ten głos, było to jeden z twoich dawnych kolegów, który często sprzedawał ci informacje o tym, co dzieje się podczas lotów, czy aby czasami na pokładzie nie pojawiła się jakaś gwiazda z kochankiem, czy może akurat złapano jakiegoś przemytnika. Nie tym razem, dzisiejszy teflon był czymś nowym, czymś, o czym wiedziałeś tylko ty i to jak wykorzystasz zdobytą informację, będzie zależeć jedynie od ciebie. Podyktowano ci numer lotu oraz jedno zdanie „trup na pokładzie”, a potem w słuchawce słyszałeś już jedynie dobrze ci znany sygnał rozłączonego połączenia.
Jesteś w pełni świadomy, jak rzadkie jest zdarzenie tego typu. Jeśli tylko zaraz wyjedziesz z biura, to być może twoje zdjęcia będą pierwsze, które zostaną wykonane. A może nawet ktoś z pasażerów będzie chętny na udzielenie ci drobnego wywiadu. Co prawda nie jesteś wybitny w pisaniu reportażów, ale czy nie zapulsujesz tym u swojej szefowej, która ostatnio i jest na ciebie bardzo cięta i najchętniej by się ciebie pozbyła, gdyby nie fakt, że jako jedyny robisz tu dobre zdjęcia i posiadasz odpowiedni sprzęt. Powinieneś zastanowić się jednak nad tym, dlaczego jest na ciebie tak zła, czy jej czymś zawiniłeś, a może czegoś od ciebie oczekuje. Obecnie marnowanie czasu, nie jest jednak wskazane. Gdy ty się zastanawiasz, nagle ktoś otwiera drzwi, a w nich pojawia się twój jedyny „kolega” z pracy, a może jedyna osoba, która jest tu do ciebie przyjaźnie nastawiona. – słuchaj stary, nie chcesz się wybrać do baru? Jeśli nie to może dasz radę mnie podrzucić do domu? Moje auto nadal jest u mechanika i zdaje się, że szybko nie będzie sprawne. To co mogę na ciebie liczyć? – rudowłosy chłopak, o licznych piegach na twarzy, spoglądał na ciebie pełny nadziei, że mu pomożesz i nie będzie musiał wracać autobusem albo – co gorsza – na własnych nogach. – a i ten, nie przejmuj się tym, co ta stara raszpla mówi, nikt jej dawno nie zaliczył, dlatego się na nas wyżywa. – powiedział rozbawiony, nieświadomy tego, że każdy w pracy wie, że to on ostatnio brał ją na pieska byle nie stracić pracy.
--------------------------------------------------
1. aktualna mapa samolotu: link;
2. czerwony punkt na mapie, to miejsce gdzie mieści się biuro Romana: link;
3. wygląd Sherry: Sherry
4. termin na odpisy: 29.09.24
Kolejka: Caine, Rune, Lily, Ethan, Cinta, Roman; odpowiedź MG będzie jako ostatnia.
5. W razie pytań, niewiadomych, proszę o kontakt na PW/DC
@Warui Shin'ya, @Seiwa-Genji Enma, @Ejiri Carei, @Ye Lian, @Hecate Black, @Asami Kai
- test dla wszystkich w samolocie:
Proszę was wszystkich poza postacią Romana, o rzucenie na test spostrzegawczości. Należy wykonać jeden rzut kostką k100. Rzut może być wykonany na forum, jak i kostkami wgranymi na DC, zalecam jednak użycie tego na forum. Po wykonanym rzucie proszę o zamieszczenie wyniku lub linku do wykonanego rzutu w temacie mechanika.
Adnotacja do tego jak działają rzuty na umiejętności:- W przypadku gdy wymagana umiejętność jest z grupy tych głównych; by zaliczyć rzut trzeba wyrzucić mniej niż wartość przypisaną do umiejętności. Inaczej mówiąc, jeśli mamy w „spostrzegawczości” przypisaną wartość 50, to by zaliczyć normalny test musimy wyrzucić max 50; przy czym sukces wartości 1/5 dla niej będzie wymagać rzutu o wartości 10 lub mniejszej, analogicznie rzut wymagający ½ będzie wymagać wyrzucenia 25 lub mniej. Nie zaliczenie testu w tym wypadku odbędzie się jeśli gracz wyrzuci więcej niż posiadaną wartość przypisaną, w tym przypadku 51 i wyżej. Pamiętaj, że wynik można zmniejszyć szczęściem lecz nigdy nie zwiększyć.
- W przypadku gdy wymagana umiejętność jest przypisana do tych dodatkowych; by zaliczyć rzut trzeba wyrzucić więcej niż 50. Inaczej mówiąc, by zaliczyć test musimy wyrzucić co najmniej 50 lub więcej; przy czym sukces wartości 1/5 czy ½ w tym wypadku nie istnieje. Jak możecie zauważyć niektóre umiejętności z tych dodatkowych mają przypisaną wartość 20 lub 5, jest to mały wspomagacz od danej umiejętności. Inaczej mówiąc do wyrzuconego wyniku zawsze jest +5 lub +20 w przypadku wybranych czterech bardziej rozwiniętych umiejętności. Czyli jeśli przy rzucie na test wypadnie ci 45 to masz wtedy 45+5=50, czyli zaliczasz test. Pamiętaj, że wynik można zwiększyć szczęściem lecz nigdy nie zmniejszyć.
Czym są wartości 1/2 lub 1/5; Nie jest to nic trudnego, od wyrzuconej wartości zależy jaką informację, pomoc czy inną akcję dostaniecie od MG; Wyrzucenie 1/5 będzie wiązało się z większymi profitami niż, wyrzucenie 1/2 czy normalnego zaliczenia i tak dalej.
Nie wspomniałam jeszcze o dwóch specjalnych wyjątkach. Wyrzucenie 1 lub 100 będzie adekwatne do otrzymania krytycznego sukcesu lub porażki. Mechanika ta będzie jednak dostępna dopiero w późniejszym etapie gry; co zaznaczę przez odpowiednią adnotacje.
Rzuty na „spostrzegawczość” w tym wypadku będą wartościowane tak:
W przypadku gdy postać ma ją jako umiejętność główną:- wynik 1/5; Rezultat obserwacji zostanie wysłany przez MG na PW;
- wynik 1/2; Rezultat: przypominasz sobie, że widziałeś/aś tego faceta przed wejściem do samolotu i już wtedy zdawał się ledwo żywy i był jakoś dziwnie spięty;
- wynik „zwykły sukces”: gdzieś już widziłeś/aś tego człowieka ale nie masz pojęcia gdzie. Być może tylko ci się zdaje;
- wynik „porażka”: trup, jak trup;
W przypadku gdy postać ma ją jako umiejętność dodatkową:- wynik „zwykły sukces”: gdzieś już widziłeś/aś tego człowieka ale nie masz pojęcia gdzie. Być może tylko ci się zdaje. A jednak nie, przypominasz sobie, że widziałeś/aś go przy sprawdzaniu biletów. I już wtedy wyglądał kiepsko;
- wynik „porażka”: trup, jak trup; a gościa nie widziałeś/aś i nie masz pojęcia, dlaczego leży martwy;
- W przypadku gdy wymagana umiejętność jest z grupy tych głównych; by zaliczyć rzut trzeba wyrzucić mniej niż wartość przypisaną do umiejętności. Inaczej mówiąc, jeśli mamy w „spostrzegawczości” przypisaną wartość 50, to by zaliczyć normalny test musimy wyrzucić max 50; przy czym sukces wartości 1/5 dla niej będzie wymagać rzutu o wartości 10 lub mniejszej, analogicznie rzut wymagający ½ będzie wymagać wyrzucenia 25 lub mniej. Nie zaliczenie testu w tym wypadku odbędzie się jeśli gracz wyrzuci więcej niż posiadaną wartość przypisaną, w tym przypadku 51 i wyżej. Pamiętaj, że wynik można zmniejszyć szczęściem lecz nigdy nie zwiększyć.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
- Haha, taaak... - przeciągnął głupkowato, zaciskając szczęki. - Big Ben, dokładnie tak na mnie mówią. Już od przedszkola. - Zaśmiał się; chyba zbyt sztuczne i zbyt głośno, boże święty. - Bo zawsze jestem na czas - i wybijam ostatnią godzinę tak jak ostatnie zęby - dźwięczało mimo zamkniętych zbyt silnie ust, ułożonych w krzywy jak za pięć czwarta uśmiech. Bolały go policzki. Bolały go nawet przymrużone oczy. Miał wrażenie, że do twarzy przyspawano mu kretyńską maskę. - Andy... - wymamrotał wreszcie, kiedy zdążył przełknąć wszystko to, co cisnęło mu się przez gardło, a co zrujnowałoby całe przedstawienie. - Czy nie mówiliśmy już, że scena z wyciąganiem różdżki to zły pomysł? Ludzie dziwnie się na ciebie patrzyli, kiedy manewrowałeś przy klamrze. Menadżer... - zająkał się nagle, znów odchrząkując. Mimo usilnej próby nie spojrzał na dziewczynę; ominął ją tak szerokim łukiem, jakby była lampą nakierowaną mu prosto w oczy. Nie mógł na nią nawet zerknąć, żeby się nie spłakać. - Wspominała coś o twoim pokazie stepowania... Może zostaniemy przy tym? Będę udawał gołębia.
Powinien od początku wymyślić coś innego, ale nie było szans, aby przerobić teraz scenariusz. I tak dziwne, że model oraz jedna z pasażerek zaangażowali się w spektakl praktycznie bez mrugnięcia okiem. W jakim stopniu wyszło to wiarygodnie, ciężko stwierdzić, ale Caine odetchnął, kiedy Andy zajął swoje miejsce. I nawet nie krył głośności ulgi, choć dłoń, oparta na piersi w podzięce dla Boga, nagle zamarła.
- Oh kochaniutki... nie musisz nigdzie iść... obok ciebie jest wolne miejsce...
Caine się zapowietrzył, wbijając zszokowany wzrok w kobietę. Był pełen podziwu na jej wolę walki, ale - na litość boską - była wręcz nachalna. Musiał coś jeszcze z siebie wykrztusić - może zagruchać coś dalej o tanecznym pokazie zgrabnych łydek Andiego - ale w połowie procesu myślowego pojawił się przełom.
Przeskoczył z wypindrzonej paniusi na drugą wypindrzoną paniusię i zaraz wbił się mocniej w fotel, gdy tylko do niego dotarło, że wolna przestrzeń pomiędzy nim a Przyjacielem A należała najwyraźniej do niej. Nieoczekiwanie przekrzywił się w stronę okna, skrzyżował ramiona na postawnej piersi i robił absolutnie wszystko, byle jej nie dotknąć. Niewielka przestrzeń, w którą sam ledwo się wpasowywał swoimi gabarytami, tylko mu to utrudniała, ale naiwnie jak dziecko sądził, że im mniej będzie spoglądać w tamtym kierunku, tym większy dystans to stworzy.
Na Big Bena nadeszła stosowna pora.
Nie znosił startów prawie tak samo jak faktu, że potrzebował pół sekundy, by usnąć. Ten zabieg działał u niego każdorazowo, praktycznie w każdym pojeździe. Jeszcze chwilę po ruszeniu się trzymał, oglądał widoki i zachwycał białymi watami chmur, ale wystarczyło kilka minut, by padł skronią na ściankę, opuścił brodę i odciął się od rzeczywistości...
... na niezbyt długo. Harmider zerwał go do wyprostowanej sylwetki. Drzemał zawsze lekko, jakby najmniejsze stuknięcie patyczka do uszu o poduszkę było go w stanie wybudzić. Nadwrażliwy szarpnął się nieco na bok, chcąc wykręcić głowę ponad fotelami i zerknąć w głąb kadłuba. Co tam się odwala, do kroćset fur beczek?
Uwaga spełzła jednak jak wyjątkowo płynna substancja - zebrała się na ramieniu przylgniętym do siedzącej obok kobiety. Dostrzegł tylko czubek różowych włosów, żachnął się i na powrót odsunął. - Przepraszam... - Pod karnacją wystąpiły o ton ciemniejsze plamy zażenowania, ale kołem ratunkowym okazał się Andy. McYarden zdawał się przeznaczyć dla niego maksimum koncentracji. W przechylonej głowie było coś szczenięcego, nawet jeżeli Caine byłby wyjątkowo ogromnym szczenięciem.
- Co się dzieje? - Pytanie trzeszczało od chrypy, w zaspanych źrenicach czaiło się jeszcze zamglone osłupienie. Wyrwany ze snu prezentował się jak ktoś, kogo nieoczekiwanie wrzucono w sam środek wietnamskiej masakry. - Jeżeli to start przedstawienia to wiedz, że jako gołąb jestem jeszcze niegoto...
Zdążył w tym czasie ponowić próbę, dźwignąć się jakoś, obrócić na bok i zerknąć ostatecznie na zamieszanie. Mamroczące usta zamarły w połowie wyrazu, kiedy ujrzał wybrzuszony koc, krew na posadzce i poruszenie personelu.
Pytanie dziewczynki odbiło się od wnętrza jego czaszki jak ciśnięty silnie kauczuk.
Czy ten pan umarł?
Powinien od początku wymyślić coś innego, ale nie było szans, aby przerobić teraz scenariusz. I tak dziwne, że model oraz jedna z pasażerek zaangażowali się w spektakl praktycznie bez mrugnięcia okiem. W jakim stopniu wyszło to wiarygodnie, ciężko stwierdzić, ale Caine odetchnął, kiedy Andy zajął swoje miejsce. I nawet nie krył głośności ulgi, choć dłoń, oparta na piersi w podzięce dla Boga, nagle zamarła.
- Oh kochaniutki... nie musisz nigdzie iść... obok ciebie jest wolne miejsce...
Caine się zapowietrzył, wbijając zszokowany wzrok w kobietę. Był pełen podziwu na jej wolę walki, ale - na litość boską - była wręcz nachalna. Musiał coś jeszcze z siebie wykrztusić - może zagruchać coś dalej o tanecznym pokazie zgrabnych łydek Andiego - ale w połowie procesu myślowego pojawił się przełom.
Przeskoczył z wypindrzonej paniusi na drugą wypindrzoną paniusię i zaraz wbił się mocniej w fotel, gdy tylko do niego dotarło, że wolna przestrzeń pomiędzy nim a Przyjacielem A należała najwyraźniej do niej. Nieoczekiwanie przekrzywił się w stronę okna, skrzyżował ramiona na postawnej piersi i robił absolutnie wszystko, byle jej nie dotknąć. Niewielka przestrzeń, w którą sam ledwo się wpasowywał swoimi gabarytami, tylko mu to utrudniała, ale naiwnie jak dziecko sądził, że im mniej będzie spoglądać w tamtym kierunku, tym większy dystans to stworzy.
Na Big Bena nadeszła stosowna pora.
Nie znosił startów prawie tak samo jak faktu, że potrzebował pół sekundy, by usnąć. Ten zabieg działał u niego każdorazowo, praktycznie w każdym pojeździe. Jeszcze chwilę po ruszeniu się trzymał, oglądał widoki i zachwycał białymi watami chmur, ale wystarczyło kilka minut, by padł skronią na ściankę, opuścił brodę i odciął się od rzeczywistości...
... na niezbyt długo. Harmider zerwał go do wyprostowanej sylwetki. Drzemał zawsze lekko, jakby najmniejsze stuknięcie patyczka do uszu o poduszkę było go w stanie wybudzić. Nadwrażliwy szarpnął się nieco na bok, chcąc wykręcić głowę ponad fotelami i zerknąć w głąb kadłuba. Co tam się odwala, do kroćset fur beczek?
Uwaga spełzła jednak jak wyjątkowo płynna substancja - zebrała się na ramieniu przylgniętym do siedzącej obok kobiety. Dostrzegł tylko czubek różowych włosów, żachnął się i na powrót odsunął. - Przepraszam... - Pod karnacją wystąpiły o ton ciemniejsze plamy zażenowania, ale kołem ratunkowym okazał się Andy. McYarden zdawał się przeznaczyć dla niego maksimum koncentracji. W przechylonej głowie było coś szczenięcego, nawet jeżeli Caine byłby wyjątkowo ogromnym szczenięciem.
- Co się dzieje? - Pytanie trzeszczało od chrypy, w zaspanych źrenicach czaiło się jeszcze zamglone osłupienie. Wyrwany ze snu prezentował się jak ktoś, kogo nieoczekiwanie wrzucono w sam środek wietnamskiej masakry. - Jeżeli to start przedstawienia to wiedz, że jako gołąb jestem jeszcze niegoto...
Zdążył w tym czasie ponowić próbę, dźwignąć się jakoś, obrócić na bok i zerknąć ostatecznie na zamieszanie. Mamroczące usta zamarły w połowie wyrazu, kiedy ujrzał wybrzuszony koc, krew na posadzce i poruszenie personelu.
Pytanie dziewczynki odbiło się od wnętrza jego czaszki jak ciśnięty silnie kauczuk.
Czy ten pan umarł?
spostrzegawczość: 91
Moja postać jak zwykle oślepła od blasku kobiecego piękna.
Moja postać jak zwykle oślepła od blasku kobiecego piękna.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Kiedy samolot wreszcie wystartował, Rune siedział już zrelaksowany z małą pomocą alkoholu krążącego we krwi. Założył opaskę do spania na oczy i odchylił wygodnie głowę, co z boku wyglądało tak, jakby był pogrążony w głębokim śnie.
Nic bardziej mylnego.
Z racji swojego zawodu, mężczyzna nauczył się spać na tyle lekko i czujnie, że nawet drobne poruszenie obok było w stanie wyrwać go z drzemki. Jednakże póki co starał się oddać chwili relaksu i dać przede wszystkim odpocząć oczom. Czekało go kilka godzin podróży, i zamierzał wykorzystać je najlepiej, jak tylko potrafił.
Niestety, spokój nie trwał zbyt długo, gdyż coraz częstsze poruszenie obok na siedzeniu przerywane coraz głośniejszym kaszlem skutecznie nie pozwalało oddalić się myślom zabójcy gdzieś daleko. Irytacja zawitała w jego spojrzeniu, choć z racji opaski na oczach nie można było jej dostrzec. Starał się jednak nie reagować, udając, że jest pogrążony w głębokim śnie, w nadziei, że nic, ani przede wszystkim nikt nie będzie zaczepiał go bezpośrednio.
Och jakże się, kurwa, mylił.
Westchnął wewnętrznie, unosząc dłoń ku górze, by przesunąć opaskę na czoło. Po irytacji nie było śladu, tłamsząc ją głęboko w sobie, a zamiast tego na ustach pojawił się uroczy uśmiech. Spojrzał na dziewczynkę zastanawiając się, co za rodzic posyła własne dziecko w chorobie, samotnie, w taką podróż.
- Ależ oczywiście. - odparł jej łagodnie i przechylił się do przodu, odszukując zaklinowany plecak. Z racji, że nie lubił grzebać w cudzych rzeczach o ile sytuacja tego nie wymagała, w pierwszej kolejności rozpoczął próbę wyciągnięcia, czy nawet wyszarpnięcia zaklinowanego paska, by w ostateczności wyswobodzić plecak.
- Proszę. - podał należność dziewczynce, a gdy ta wyciągnęła butelkę, zaoferował nawet pomoc w odkręceniu.
Rune może i był dupkiem, ale bywał przy tym bardzo miłym i uprzejmym dupkiem.
W pierwszej chwili zignorował zamieszanie wśród pracownik samolotu, zamierzając powrócić do swojej poprzedniej czynności - czyli nicnierobienie oraz mamtowszystkogdzieś, ale kobiecy krzyk osiadł na jego skórze nieprzyjemnym chłodem. Mimo wszystko jego ciało napięło się, jakby stanęło w obliczu niebezpieczeństwa. Odpiął pasy, które okalały jego wąską talię i podniósł się z fotela, kierując wzrok w głąb samolotu, chcąc zorientować się w sytuacji.
Czy ten pan umarł?
Widząc przykrytego kocem mężczyznę, przez jego umysł przebiegła tylko jedna myśl: Ano. Wziął i umarł.
- Nie. - odparł jej wciąż łagodnie, a kłamstwo z jego ust wypełzło z zaskakującą łagodnością. Usiadł na swoim miejscu, przenosząc spojrzenie na wystraszone dziecko.
- Zachorował i muszą go przykryć kocem, bo światło zbyt mocno go razi. Zapewne będziemy musieli szybciej wylądować, aby lekarze się nim zajęli. Staraj się tam nie patrzeć. Masz jakąś książkę do poczytania? Albo obejrzyj jakąś bajkę. - wskazał na monitorek przed nią, w który stuknął długim, elegancko zadbanym paznokciem. Zamierzał znaleźć coś, co pochłonęłoby uwagę dziewczynki, jednocześnie sprawdzając na mapie pozycję samolotu.
Rzadko latał, ale kiedy już to robił, zorientował się, że śledzenie trasy samolotu na mapach wyświetlanych na monitorach było całkiem fajnym pochłaniaczem czasu. Mała rzecz, a jaka ciekawa. Teraz jednak dość przydatna, bo chciał wiedzieć, w jakim mieście wylądują.
Bo na pewno będzie awaryjne lądowanie z racji zgonu na pokładzie. A miał nadzieję na bezproblemowy lot i szybki powrót do domu.
Spostrzegawczość: 56 (sukces)
Nic bardziej mylnego.
Z racji swojego zawodu, mężczyzna nauczył się spać na tyle lekko i czujnie, że nawet drobne poruszenie obok było w stanie wyrwać go z drzemki. Jednakże póki co starał się oddać chwili relaksu i dać przede wszystkim odpocząć oczom. Czekało go kilka godzin podróży, i zamierzał wykorzystać je najlepiej, jak tylko potrafił.
Niestety, spokój nie trwał zbyt długo, gdyż coraz częstsze poruszenie obok na siedzeniu przerywane coraz głośniejszym kaszlem skutecznie nie pozwalało oddalić się myślom zabójcy gdzieś daleko. Irytacja zawitała w jego spojrzeniu, choć z racji opaski na oczach nie można było jej dostrzec. Starał się jednak nie reagować, udając, że jest pogrążony w głębokim śnie, w nadziei, że nic, ani przede wszystkim nikt nie będzie zaczepiał go bezpośrednio.
Och jakże się, kurwa, mylił.
Westchnął wewnętrznie, unosząc dłoń ku górze, by przesunąć opaskę na czoło. Po irytacji nie było śladu, tłamsząc ją głęboko w sobie, a zamiast tego na ustach pojawił się uroczy uśmiech. Spojrzał na dziewczynkę zastanawiając się, co za rodzic posyła własne dziecko w chorobie, samotnie, w taką podróż.
- Ależ oczywiście. - odparł jej łagodnie i przechylił się do przodu, odszukując zaklinowany plecak. Z racji, że nie lubił grzebać w cudzych rzeczach o ile sytuacja tego nie wymagała, w pierwszej kolejności rozpoczął próbę wyciągnięcia, czy nawet wyszarpnięcia zaklinowanego paska, by w ostateczności wyswobodzić plecak.
- Proszę. - podał należność dziewczynce, a gdy ta wyciągnęła butelkę, zaoferował nawet pomoc w odkręceniu.
Rune może i był dupkiem, ale bywał przy tym bardzo miłym i uprzejmym dupkiem.
W pierwszej chwili zignorował zamieszanie wśród pracownik samolotu, zamierzając powrócić do swojej poprzedniej czynności - czyli nicnierobienie oraz mamtowszystkogdzieś, ale kobiecy krzyk osiadł na jego skórze nieprzyjemnym chłodem. Mimo wszystko jego ciało napięło się, jakby stanęło w obliczu niebezpieczeństwa. Odpiął pasy, które okalały jego wąską talię i podniósł się z fotela, kierując wzrok w głąb samolotu, chcąc zorientować się w sytuacji.
Czy ten pan umarł?
Widząc przykrytego kocem mężczyznę, przez jego umysł przebiegła tylko jedna myśl: Ano. Wziął i umarł.
- Nie. - odparł jej wciąż łagodnie, a kłamstwo z jego ust wypełzło z zaskakującą łagodnością. Usiadł na swoim miejscu, przenosząc spojrzenie na wystraszone dziecko.
- Zachorował i muszą go przykryć kocem, bo światło zbyt mocno go razi. Zapewne będziemy musieli szybciej wylądować, aby lekarze się nim zajęli. Staraj się tam nie patrzeć. Masz jakąś książkę do poczytania? Albo obejrzyj jakąś bajkę. - wskazał na monitorek przed nią, w który stuknął długim, elegancko zadbanym paznokciem. Zamierzał znaleźć coś, co pochłonęłoby uwagę dziewczynki, jednocześnie sprawdzając na mapie pozycję samolotu.
Rzadko latał, ale kiedy już to robił, zorientował się, że śledzenie trasy samolotu na mapach wyświetlanych na monitorach było całkiem fajnym pochłaniaczem czasu. Mała rzecz, a jaka ciekawa. Teraz jednak dość przydatna, bo chciał wiedzieć, w jakim mieście wylądują.
Bo na pewno będzie awaryjne lądowanie z racji zgonu na pokładzie. A miał nadzieję na bezproblemowy lot i szybki powrót do domu.
Spostrzegawczość: 56 (sukces)
Warui Shin'ya, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Uroczy uśmiech wciąż kipiał na rozciągniętych ustach, gdy spoglądała na wyperfumowaną. Mimo, że została ostentacyjnie zignorowana - zignorowała zignorowanie - Ja pozwolę - niemal wzruszyła ramionami. Jasne, barwione szarością ślepka błyszczały jaśniej, żywiej. Gotowe do walki zdawałoby się powiedzieć. I prawdopodobnie tylko jej brat wiedział, że jeśli sytuacja byłaby kontynuowana, pozwoliłaby sobie na rozkręcenie. I musiała przyznać, że naprawdę coraz mocniej bawiła ją sytuacja. Nie ze względu na kobiece roszczenia, a widok Ethana, który wcielił się w przypisaną rolę. Nie miała wielu okazji widzieć go poza granicą ambitnej dyscypliny. Tak beztroska nuta świadczyła mocniej o pokrewieństwie, jakie dzielili.
Nie parsknęła na wymianę modelarskich pomysłów, nawet gdy kąciki warg kołysały się zdradziecko, a tęczówki lśniły, w gotowości odsłonięcia rzeczywistej emocji. Tę, jednak finalnie zakończyło pojawienie się kolejnej pasażerki, równie zadowolonej z próby odebrania miejsca, co pozostali. Odetchnęła już tylko zerkając na brata, potem jeśli tylko udało się - puszczając pokrzepiające oczko do Caine'a, ale to komentarz małej kazał jej odsłonić ząbki w pełni uśmiechu.
- Masz miętówkę - sięgnęła po jedno opakowanie, podsuwając dziewczynce niemal pod nos - zwierzątko już sobie poszło, zaraz wywietrzeje - dodała wciąż rozbawiona, bardziej konspiracyjnie. Słodycz podsunęła też w stronę Rune, potem brata, wzięła i sama, finalnie chowając opakowanie do kieszonki plecaka.
Sięgnęła przedramienia brata, trącając je delikatnie ręką - Obiecuję podwyższyć ci stawkę godzinową za te nieprzewidziane niedogodności - powiedziała najpierw poważnie, pochylając się tak, by swobodnie przekazać managerską informację. Chochlik w oczach był zapowiedzią zmiany - Mam nadzieję, że na konferencji będę mogła obejrzeć ten występ. Tylko nie zapomnij zaprosić... Bena - z westchnieniem odsunęła ciało, dając szansę Ethanowi, by rzeczywiście odetchnął i odpoczął. Jakkolwiek to brzmiało, cieszyła się, ze zabrał ją ze sobą.
Start powitała muzyką zaciągniętą ze słuchawek, które wsunęła na uszy. Od czasu do czasu uchylała powieki, zerkając na znajdujące się obok towarzystwo. Nienachalnie rozglądała się też na pozostałych pasażerów. Zbyt długie pozostawanie w ciszy nie leżało w jej naturze, a płynąca do uszu melodia tonowała potrzebę komunikacji na jakiś czas. Wiedziała, że w którymś momencie nawet przysnęła, świadomość docierającej ją piosenki i stłumionych głosów, odleciała.
Wystarczyło drobne poruszenie, by drgnęła nieco gwałtowniej. Zsunęła słuchawki na kark, zerkając najpierw na dziewczynkę i plecak, z którym pomagała towarzyszka obok. W drugiej kolejności obróciła się, wychylając w stronę korytarza za nimi. Zmrużyła oczy, próbując zrozumieć, na czym polegała szamotanina i zamieszanie. Śmierci - nie widziała pierwszy raz, ale ta obca, odległa, w znajomy sposób trącała wyrobioną czujność. Mimowolnie spojrzała w stronę brata pytająco - czy chciał się ujawniać teraz z interwencją? I własną profesją, która - niewiele przecież miała wspólnego z modelingiem.
Na pytanie Sherry - nie musiała odpowiadać. Milcząca do tej pory ślicznotka, całkiem skutecznie odciągnęła uwagę dziecka. Jeśli wcześniej nawet planowała ponownie odciąć się od otaczającej ją rzeczywistości, wyłączyła odtwarzacz w telefonie. Wydawało się, że zrobiło się jakoś zimniej. Wsunęła więc na siebie bluzę, mierzwiąc przy tym jasne włosy. Oparła się na boku fotela, przechylając głowę i zerkając w stronę policjanta.
- Co myślisz?
Szepty wokół narastały. Jej własny mógł zniknąć wśród nich. A Lily brzmiała, jakby jednocześnie pytała o sytuację na tyle samolotu, o to co wydarzyło się przed startem i... po prostu, co siedziało w jego głowie.
rzut na spostrzegawczość: 41
Nie parsknęła na wymianę modelarskich pomysłów, nawet gdy kąciki warg kołysały się zdradziecko, a tęczówki lśniły, w gotowości odsłonięcia rzeczywistej emocji. Tę, jednak finalnie zakończyło pojawienie się kolejnej pasażerki, równie zadowolonej z próby odebrania miejsca, co pozostali. Odetchnęła już tylko zerkając na brata, potem jeśli tylko udało się - puszczając pokrzepiające oczko do Caine'a, ale to komentarz małej kazał jej odsłonić ząbki w pełni uśmiechu.
- Masz miętówkę - sięgnęła po jedno opakowanie, podsuwając dziewczynce niemal pod nos - zwierzątko już sobie poszło, zaraz wywietrzeje - dodała wciąż rozbawiona, bardziej konspiracyjnie. Słodycz podsunęła też w stronę Rune, potem brata, wzięła i sama, finalnie chowając opakowanie do kieszonki plecaka.
Sięgnęła przedramienia brata, trącając je delikatnie ręką - Obiecuję podwyższyć ci stawkę godzinową za te nieprzewidziane niedogodności - powiedziała najpierw poważnie, pochylając się tak, by swobodnie przekazać managerską informację. Chochlik w oczach był zapowiedzią zmiany - Mam nadzieję, że na konferencji będę mogła obejrzeć ten występ. Tylko nie zapomnij zaprosić... Bena - z westchnieniem odsunęła ciało, dając szansę Ethanowi, by rzeczywiście odetchnął i odpoczął. Jakkolwiek to brzmiało, cieszyła się, ze zabrał ją ze sobą.
Start powitała muzyką zaciągniętą ze słuchawek, które wsunęła na uszy. Od czasu do czasu uchylała powieki, zerkając na znajdujące się obok towarzystwo. Nienachalnie rozglądała się też na pozostałych pasażerów. Zbyt długie pozostawanie w ciszy nie leżało w jej naturze, a płynąca do uszu melodia tonowała potrzebę komunikacji na jakiś czas. Wiedziała, że w którymś momencie nawet przysnęła, świadomość docierającej ją piosenki i stłumionych głosów, odleciała.
Wystarczyło drobne poruszenie, by drgnęła nieco gwałtowniej. Zsunęła słuchawki na kark, zerkając najpierw na dziewczynkę i plecak, z którym pomagała towarzyszka obok. W drugiej kolejności obróciła się, wychylając w stronę korytarza za nimi. Zmrużyła oczy, próbując zrozumieć, na czym polegała szamotanina i zamieszanie. Śmierci - nie widziała pierwszy raz, ale ta obca, odległa, w znajomy sposób trącała wyrobioną czujność. Mimowolnie spojrzała w stronę brata pytająco - czy chciał się ujawniać teraz z interwencją? I własną profesją, która - niewiele przecież miała wspólnego z modelingiem.
Na pytanie Sherry - nie musiała odpowiadać. Milcząca do tej pory ślicznotka, całkiem skutecznie odciągnęła uwagę dziecka. Jeśli wcześniej nawet planowała ponownie odciąć się od otaczającej ją rzeczywistości, wyłączyła odtwarzacz w telefonie. Wydawało się, że zrobiło się jakoś zimniej. Wsunęła więc na siebie bluzę, mierzwiąc przy tym jasne włosy. Oparła się na boku fotela, przechylając głowę i zerkając w stronę policjanta.
- Co myślisz?
Szepty wokół narastały. Jej własny mógł zniknąć wśród nich. A Lily brzmiała, jakby jednocześnie pytała o sytuację na tyle samolotu, o to co wydarzyło się przed startem i... po prostu, co siedziało w jego głowie.
rzut na spostrzegawczość: 41
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku