Dziedziniec - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 2 Wrz - 22:34
First topic message reminder :

Dziedziniec


Przestronny plac ulokowany przed głównym wejściem do budynku Uniwersytetu, odgrodzony od drogi bezpiecznym pasem zieleni i niskim, białym murem wyznaczającym granice kampusu. W roku szkolnym dziedziniec przepełniony jest studentami, którzy spędzają swoje przerwy na świeżym powietrzu, otoczeni ozdobnymi drzewami. W zacienionym miejscu przy budynku znajduje się parking rowerowy z zadaszeniem, a tuż za nim tablica informacyjna obklejona starymi, wyblakłymi plakatami promującymi różne formy aktywności oferujące przez placówkę. Centralnym elementem brukowanego placu jest wysoki zegar ładowany energią słoneczną, dzięki czemu działa on bez przerwy przez okrągły rok. Zamontowany tuż za nim niewielki głośnik odtwarza co godzinę sygnały dźwiękowe, które przypominają wszystkim o nieuchronnym upływie czasu.

Haraedo

Yakushimaru Seiya

Nie 23 Cze - 22:04
Czasami chciałby po prostu zapomnieć – wraz z zatrzaśnięciem drzwi faktycznie porzucić stary rozdział i na nowych fundamentach zbudować coś lepszego. Nie był jednak wybitnym optymistą, gdy w grę wchodziły happy endy, więc pielęgnował te zachwaszczone wspomnienia, jakby pamięć o nich miała być jedyną słuszną wskazówką, gdyby historia zatoczyła koło. Nigdy otwarcie się nad sobą nie użalał, nawet jeśli czasem czuł się tak, jakby zamknięto go w chorej pętli niepowodzeń. Może przesadzał, może źle na to wszystko patrzył, może nie dostrzegał subtelnych wskazówek, że mogłoby być inaczej. Może sam był za to wszystko odpowiedzialny, ale teraz – jeszcze zbyt wzburzony wcześniejszymi wydarzeniami – nie próbował rozkładać całej tej sytuacji na czynniki pierwsze. Racjonalne podejście nie było jego najmocniejszą stroną i być może właśnie to sprawiało, że nadawali na zupełnie innych falach – tak sprzecznych ze sobą, że trudno było uwierzyć, że byli w stanie przebywać ze sobą w odległości jednego metra. Wypowiadali się inaczej, nosili się inaczej i nawet sam sposób poruszania się czynił z nich dwa niepasujące do siebie elementy układanki. Przypominali chaos i porządek, które wyszły sobie naprzeciw. Trudno było nie odnieść wrażenia, że od czasu do czasu Yakushimaru starał się zaburzyć jej pedantyczny ład, a Shiimaura w odpowiedzi usiłowała ogarnąć jego bałagan.
  „Nie zamierzam robić nikomu krzywdy.”
  — Ha? — czarnowłosy wyraźnie się obruszył, ściągając przy tym brwi. Wcale nie ułatwiał jej studzenia własnego zapału. Zanim jednak zdążył przesunąć ręką po twarzy z rezygnacją, Raikatsuji zdążyła rozwinąć swoją koncepcję. Nie powstrzymał się jednak od głębszego westchnięcia, które świadczyło o tym, że takie podejście nie było mu na rękę. Chciał, żeby łamała nosy i przetrącała szczęki frajerom, którzy postanowiliby położyć na niej rękę. Poza tym był przyzwyczajony do drastyczniejszych rozwiązań. — Zawsze możesz się kurwa uśmiechnąć. Na pewno powalisz wszystkich na kolana — rzucił całkowicie poważnie, a w ton jego głosu wkradła się marudna nuta. Pokręcił głową na boki i przesunął palcami po własnym karku, na moment zaczepiając na nim palce, gdy przeniósł wzrok na dziewczynę, jakby mimo wszystko chciał przyjrzeć się jej reakcji. Znajdował się w dużo lepszej sytuacji, gdy jego sylwetka przynajmniej częściowo rzucała na nią cień. Całą jej twarz widział wystarczająco wyraźnie, przez co może na odrobinę zbyt długo zatrzymał wzrok na bezbarwnych tęczówkach, które tylko uwydatniały otaczającą je czerwień.
  Ledwo zarejestrował pytanie o rękę – przez kilka sekund wyglądał tak, jakby zwyczajnie się zawiesił, mimo że reszta ciała parła naprzód uczelnianym dziedzińcem. Chcąc nie chcąc, szybko wykluczył najgorszą możliwość – był raczej daleki od wiary w to, że mógł doprowadzić ją do płaczu. Potrząsnął ledwo widocznie głową, z cichym syknięciem opuszczając wzrok na swoją dłoń, którą obejrzał pod różnymi kątami. W gruncie rzeczy wcale go nie bolała, a lekkie zaczerwienienie na jej boku było zaledwie niegroźnym otarciem.
  — No przecież mówiłem, że nic mi nie jest. Nie umrę kurwa od takiego zadrapania, więc jeszcze trochę się ze mną pomęczysz — stwierdził i po zdawkowym zaprezentowaniu Shiimaurze tego, o co robiła tyle zamieszania, machnął lekceważąco tą samą ręką zanim opuścił ją luźno wzdłuż ciała. Rzucenie tej pokracznej obietnicy przyszło mu zaskakująco łatwo, choć teraz nie był już do końca pewien, ile miało potrwać to „trochę”. Nie odpowiadało mu to, że od tej pory czas leżał też w rękach czarnowłosej, która nagle zapragnęła balansować na cienkiej granicy. Ta myśl nie dawała mu spokoju – stała się stałym intruzem w głowie, który wraz z każdym przemknięciem, uruchamiał głośny alarm. Jej głos nie był już tylko uspokajającym błękitem niezapominajek – teraz mieszał się z ostrzegawczą czerwienią, która na razie błyskała mu w głowie sporadycznymi, pojedynczymi mignięciami.
  Liczył na to, że w końcu znikną.
  — Chyba nie zamierzasz podważać moich zajebistych lekarskich kompetencji? — dodał po chwili, wzruszając ramionami tak, jakby nie miał wątpliwości co do zdobytej dotychczas wiedzy. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ludziom trudno było przyswoić fakt, że w ogóle przyszło na myśl, by zostać przyszłym lekarzem, zwłaszcza że nierzadko sam balansował na granicy załatwienia innym wizyty w szpitalu.
  Wskazał wymownie podbródkiem na wybrukowaną ścieżkę wiodącą ku boisku.
  — A co do twoich wymagań, każdy nokaut może kurwa wyrządzić komuś krzywdę. Nie przewidzisz wszystkiego. Ktoś upadając może pierdolnąć się w głowę albo wypierdolić się tak niekorzystnie, że przetrąci sobie nadgarstek. No cokolwiek. Mogę nauczyć cię strategicznego obezwładniania, którym może kogoś kurwa nastraszysz, a potem, zanim zdąży się podnieść, będziesz miała trochę czasu na ucieczkę. Chociaż za chuj nie rozumiem, jak po tym wszystkim możesz być kurwa taką pacyfistką — zdanie wieńczące całą wypowiedź przybrało formę niezadowolonego pomruku. Yakushimaru ciężko było pojąć to, że po prostu wymazała z pamięci tamte zdarzenia, gdy w jego głowie siniaki na jej ciele wciąż pozostawały tak samo wyraźne, mimo że już dawno temu zniknęły z bladej skóry; blizna na policzku wciąż potrafiła przywołać w jego głowie obraz jeszcze nie w pełni zagojonego cięcia. Musiała wiedzieć, co robi, gdy postanowiła wziąć sprawy we własne ręce – Seiyę przed złamaniem prawa powstrzymywało jedynie to, że nie wiedział, gdzie skierować całą drzemiącą w nim agresję.
  Nie był mordercą. Nie chciał nim być, ale w tym jednym jedynym przypadku mógłby. Czemu? Nie wiedział. Dziś zdał sobie sprawę, że to niczego w jej oczach nie zmieniało.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.

Raikatsuji Shiimaura

Wto 16 Lip - 2:02
Oczywiście wiedziała, że się oburzy; miał to w siebie wgrane jak dźwięk odpalonego systemu. Czasami ją to szczerze rozczulało — był w swoich impulsywnych reakcjach tak prosty. To nieliczne momenty, w których dawała radę się rozluźnić. Przypominała sobie wtedy, a przynajmniej chciała wierzyć, że ma prawo sobie to przypominać, podobnie jak warto przywołać z pamięci fakt podczas pisania ważnego testu, że potrafiła go rozgryźć. Nie całkowicie. W jego warstwowej osobowości znalazła się jedna grupa sytuacji, którym przypisała prawdopodobne reakcje i emocje. Bywał wzburzony ilekroć coś szło nie po jego myśli; zawsze tej najbardziej abstrakcyjnej, niebezpiecznej. Świat jawił mu się najwidoczniej jako ring. Nieprawdopodobne, by ktokolwiek nie chciał lać się po szczękach tak długo, jak długo któraś ze stron trzyma się jeszcze w pionie. A jednak dzisiaj nie poczuła ukłucia ciepła, następnie rozlewającego się od splotu słonecznego w dół organizmu. Tym razem zmarszczyła brwi i lekko zacisnęła wargi; zirytowana.

Nie było pomysłu, który by mu przypasował, jeżeli mógł się zakończyć jakąkolwiek urazą, kontuzją, jakimś byle jakim zadrapaniem. Zdawała sobie sprawę z powagi, jaką niosły te treningi, wiedziała także, że krążenie stale po Karafurunie Chiku wreszcie zbierze swoje plony — i być może słono będzie zmuszona zapłacić za swój upór. Mimo tego dokonała już wyboru i chciała, aby ją w tym wspierał, robiąc to bez wiecznego przewracania oczami, bez marudzenia i bez sarkazmu, od którego cierpła skóra. Wystarczająco często spoglądała w lustrzane odbicie, konfrontując się z nieco zbyt bladą cerą, kojarzoną z chorowitością i przeczącą jakiemukolwiek fizycznemu autorytetowi; ze zbyt gęstymi włosami, za które z pewnością łatwo złapać, pociągnąć i ją znokautować; z szarymi oczami pozbawionymi iskry szaleństwa, czegoś koniecznego, by rzucić się w wir walki i wygrać ją za wszelką cenę. Widziała szczupłą szyję, na której wciąż nosiła głupi, cieniutki łańcuszek. Wąskie ramiona, cherlawą pierś, płaski brzuch, na którym być może prezentowały się wyrobione mięśnie, ale wciąż nikt nie potraktowałby jej na poważnie, jeżeli brało się pod uwagę również nieimponujący wzrost. Na własne nieszczęście miała w pokoju powierzchnie, w których mogła się obejrzeć — Yakushimaru nie musiał przypominać jej na każdym kroku jak miernie się prezentowała.

Bo jasne.

Zawsze się mogła uśmiechnąć i powalić ich na kolana.

Wątpiła jednak, aby miała ochotę na szczerzenie się w obliczu niebezpieczeństwa (nawet jeżeli zyskałaby jakimś cudem moc pokonywania przeciwników zmianą swojej mimiki). Zbytnia powaga by jej to uniemożliwiała. Ta felerna cecha uwydatniała się w każdym aspekcie; podczas egzaminów, zwykłej rozmowy z przypadkowym przechodniem pytającym o drogę, w żartach i nawet po tym jak raz jeszcze zaprzeczył skali problemu z obrażeniem swojej ręki.

Kiedy spojrzała na zaczerwienioną, otartą dłoń, miała ochotę znów złapać ją w palce, jakby tylko w objęciu Yakushimaru bardziej by jej nie nadwyrężył. To głupota, żeby w ogóle nastawiać się na taką irracjonalność. Seiya w gruncie rzeczy się jej nie słuchał i gdyby chciał, znów użyłby pięści do wyładowania swojej frustracji. Nie mogła go więc powstrzymać; ale on jej także, więc kiedy się odezwał, uniosła na niego spojrzenie.

— Chyba nie zamierzasz podważać moich zajebistych lekarskich kompetencji?

Jeżeli posyłanie ludzi do szpitala jest twoim sposobem na załatwienie sobie pacjentów to robisz to źle.

Może się nie rozumieli.

Oglądając boisko nabrała przeświadczenia, że to nie jest jednak najlepszy z zawiązanych kontraktów. Że może nie warto wyskakiwać przed szereg, by komukolwiek cokolwiek udowodnić. Czy byłaby w stanie zmusić organizm do podjęcia walki, nawet jeżeli chodziło o cenę własnego życia? W Rantanrōdo się oczywiście rzucała, ale nawet wtedy przede wszystkim chciała wyrwać się z uchwytu i uciec; bez żadnej ofensywy, bez zostawiania na kimś śladu żółknącego siniaka. Była na tyle naiwna ze swoją naturą, aby tyrani pokroju jej wroga również zasługiwali na pacyfizm?

— … każdy nokaut może kurwa wyrządzić komuś krzywdę.

Nie zahaczam o hipotetyczne skutki uboczne, Yakushimaru — westchnęła. — Jeżeli masz ochotę teoretyzować to zawsze możemy pójść o krok dalej i przypomnieć sobie, że gość równie dobrze ma wariant potknąć się jeszcze zanim w ogóle mnie sięgnie. I też złamać sobie kark, bo strasznie niekorzystnie upadnie na głowę. Wszystko niesie konsekwencje, wiem o tym przecież, ale tutaj najważniejsze jest, że jeżeli mam opcję pomiędzy zaatakowaniem go w celu złamania nadgarstka a znokautowaniem go, aby został oszołomiony i tylko być może zgruchotał sobie jakąś kość w ramach niefortunnego przypadku, to chcę postawić na to, co zwiększa moje szanse, by jednak typ skończył wyłącznie zneutralizowany. Wtedy przynajmniej jest szansa, że nic więcej się nie stanie. Nie chcę mieć krwi na rękach.

Zbyt wiele razy ścierała już tę jego.

Od czego powinniśmy zacząć? — Od zmiany tematu; zdawała się podkreślać wymownością pytania. Nie chciała dalej drążyć. Nie po tym, ile razy musiała powstrzymać się przed kolejnymi westchnieniami. Nie ze względu na Yakushimaru — zdawał się wrócić do swojego fabrycznego Ja. Chodziło o własne odczucia, które zdominowały wnętrze umysłu. Jak spłoszone ptactwo wszystko się w niej pomieszało; rozmowa w szkolnych piwnicach spowodowała jakiś frustrujący, wewnętrzny chaos, nad którym nie potrafiła zapanować. Wydawało jej się, jakby do gabinetu wtargnął lodowaty wicher, rozrzucając z biurka setki wcześniej posegregowanych kartek. Chwytała fruwające papiery w locie, zbierała je z podłogi, ale wiele wciąż umykało, niektóre omyłkowo zdeptała, kilka wyślizgnęło się przez uchylone okno. Niczego tak nie pragnęła jak powrotu do utartych schematów, w których nie musi na nowo katalogować swoich wartości, ale jakie było na to prawdopodobieństwo?

Marne.

Pamiętaj, żeby się nie litować. Wróg tego nie zrobi.



She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku