Prawdopodobnie najcichsze miejsce na uniwersytecie. Nie można powiedzieć, żeby tętniło życiem, gdyż jedyne osoby, jakie można tutaj spotkać, to ambitni studenci wpatrzeni w podręczniki niczym twarze ukochanych. Panująca tutaj cisza potrafi sprawić, że każdy kto przestąpi próg biblioteki zacznie kwestionować swoją własną egzystencję, a widok tak ogromnej liczny ksiąg i podręczników pogrąży każdego ambitnego studenta w rozpaczy, że nie będzie on w stanie przeczytać ich wszystkich. Pomimo tego, że biblioteka jest miejscem spokojnym i dość przyjaznym, to nie jest odwiedzana przez rzeszę młodych ludzi. Krąży bowiem legenda, o istniejącym przejściu do innego wymiaru, które znajduje się między 28 a 29 regałem i jeśli ktoś zdecyduje się na spacer pomiędzy nimi, to przepadnie na zawsze. Pomimo tego, że wielu wierzy iż jest to jedynie śmieszna opowieść, to niewielu śmiałków ma ochotę to sprawdzić. Być może przeraża ich wizja spotkania z najgorszymi potworami… albo widok podręczników do mechaniki kwantowej, które to właśnie tam się znajdują.
Dopiero, gdy policzek zaparł się na jednej ze stronic, a wzrok, bezwiednie i ze zbyt bliska, uchwycił kształt znajomy, kroplony granatem nocnym atramentu, co sączył się do myśli. Poderwała się, odklejać lico od zapisanej karty, w uszach wciąż kołysząc słowa towarzyszącego jej ducha - W świątyni?... - powtórzyła na głos - ma pan rację ale potrzebowałam najpierw wiedzieć, czego szukam... - zamrugała, a opuszek palca zaparł się na kleksie słów - Keukegen - wzrok podążył za literakami, zbierającymi coraz wyraźniejsza linię odrywanych płatów widoczności wspomnienia i snu. Wciągnęła powietrze i niemal podskoczyła w miejscu - to on! To on! - uniosła głos, po czym gwałtownie zakryła usta ręką, momentalnie uciszając cisnące się więcej okrzyk. Siadła na powrót w miejscu, pochylając się nieco, spojrzała na Ruukę i już ciszej, przeczytała odkryty fragment. Uniosła nawet brzeg książki, by palcem stuknąć na sierściowo dywaniastą ilustrację - ...potem chorowałam. Wszystko się zgadza i... on potrzebował pomocy - mówiła dalej, przejęta i niezrażona tym, czy chłopak zainteresował się jej napiętą ekscytacją - myślisz, że mogę go jeszcze znaleźć?... - nie była pewna, kogo właściwie pytała. Ruukę, siebie, czy niewidzialnych bóstw, które pozwoliły na zetkniecie w śnie dwóch światów tak wyraźnie. I boleśnie.
Carei myślała, że prawda ja wyzwoli. A ta, zadała jej więcej pytań i kolejne próby sięgnięcia po wiedzę, która zdawała się przed nią ukrywać.
@Miyashita Ruuka
- To na pewno pies? - zapytałby tylko, przyglądając się paru ilustracjom zamieszczonym obok. Opis stanowił jedno, jednak sam Ruu niekoniecznie się kwapił o to, aby skupić się na zbiorowisku literek. Chociaż pytaniem pozostawał też fakt, jak dokładniej zdefiniować tutaj psa. Na pewno wyglądały te obrazki na coś włochatego, ale czy to wystarczyło. - Myślę, że... to nie jest najlepszy pomysł. Jeśli za bardzo się w to zagłębisz, może potem nie być odwrotu - dopowiedziałby tylko, próbując przy tym zabrzmieć niczym jakiś mędrzec z telewizyjnego serialu. Nie mógł tego raczej zabronić, a sam przy okazji nie należał do nazbyt żywych, jednak mieszanie kogoś, kto jeszcze ma życie przed sobą w sprawy baśniowych stworów i świata poza "materialnym" światem z pewnością nie mogło skończyć się dobrze. Tym bardziej jeśli przez to coś, dziewczyna rzeczywiście chorowała już raz.
- Dlaczego? - odchyliła się na krześle i podsunęła tak, by spojrzeć bezpośrednio na towarzyszącego jej ducha - Czemu mam chcieć odwrotu, skoro przyszłam tu po to, żeby go znaleźć? - wydęła usta w kiełkującej niezgodzie, ale musiała przyznać mu trochę racji. Nie znała się na yokai wystarczająco, by ...zrobić cokolwiek ponad to co już robiła. Jej plany kończyły się aktualnie na potrzebie znalezienia istoty, które wołało ku niej pomocy. A tych zignorować nie umiała nigdy. Wierciło się to jej pod żebrami, mąciło myśli, rażąc niepokojem i smutkiem. Może rzeczywiście powinna zajrzeć teraz do świątyni, wyciągnąć coś więcej, co mogłoby wesprzeć niedokończony w głowie plan. Westchnęła, wypłukując płuca z kumulowanej do tej pory ciężkości - I na moim miejscu, Pan by się wycofał całkiem? - odsunęła tomiszcze, przymykając wertowane kartki, wcześniej, robiąc szybkie zdjęcie telefonem. Tak na wszelki wypadek - i... przepraszam, że pana w to wciągnęłam. Przerwałam odpoczynek - pochyliła głowę wdzięcznie, w klasycznym, krótkim ukłonie - Jestem Ejiri - odsłoniła oficjalnie nazwisko - to tak, jakbyśmy mieli się tu widzieć częściej - dodała, odsłaniając zęby w lekkim uśmiechu.
@Miyashita Ruuka
- Czasem informacje wystarczą, ale zrobisz to, co uważasz - odpowiedział tylko na słowa dziewczyny. Nie uważał, aby ta miała jakikolwiek obowiązek podążania za czymś, co najpewniej nie wykaże nawet grama wdzięczności. Tym bardziej, że niejedna z bestii, czy nawet i wiele osób zrobiłoby wszystko, byleby tylko wyzyskać drugą osobę i dostać to, czego naprawdę chcą. Równie dobrze ckliwa historyjka mogła być jedynie udawanym aktem, mającym zwabić kolejną ofiarę. Czy jednak miał prawo zabronić jej ewentualnej wędrówki na śmierć? Nieszczególnie. W tym tempie może sam zacznie polować na 'niewinne dusze', czy co tam robią yurei, borei i inne zjawiska pozagrobowe. - To może być trudne. Kto wie, jak długo będzie można mnie widzieć - powiedział tylko na uwagę ze strony dziewczyny, aby mimo wszystko dodać jeszcze krótkie: - Ruuka.
- Panu by wystarczyły? - uważniej skumulowała uwagę na yurei. Do tej pory, być może nieco niewdzięcznie, tak zaaferowana była próbą odnalezienia potrzebnych informacji, że postać - obecność, chociaż żywo reagując na jej słowa, zdawała się być nieco odległa - Po prostu... z jakiegoś względu to wszystko widziałam. Nawet jeśli tylko we śnie - oparła wygodniej policzek na dłoni. Westchnęła cicho, składając książki, które wymagały powrotu na właściwe miejsce. Tak jak prawda - Trudne, nie znaczy, niewykonalne, Ruuka - pozwoliła wargom na ciepły uśmiech - nigdy też nie wiadomo, czy nie odzyska się ciała - dodała ciszej, nieco poważniej. Nie miała pojęcia, czy duch w ogóle chciał być widziany, czy miał plan - jakikolwiek na pozostanie w ich rzeczywistości. A jednak, coś go tu zatrzymywało. Miał cel. i coś, co chciał osiągnąć - Tak czy inaczej, mam nadzieję, do zobaczenia. - skłoniła się lekko i z tymi słowami, zgarnęła pierwsze dwie pozycje książek, które powędrowała na przysłużone im półki.
Nim zniknęła z biblioteki, nie zważając na ewentualnych obserwatorów, pomachała pozostawionemu przy oknie duchowi.
| zt?
@Miyashita Ruuka
- Nigdy też nie wiadomo kiedy dawny znajomy okaże się wrogiem. Zwłaszcza pośmiertnie - dopowiedziałby jeszcze, siląc się na żartobliwy ton, jakby nie miał tego zupełnie na myśli. Przynajmniej, jakby nie chciał, aby sama dziewczyna się tym martwiła. Jakby nie patrzeć, to raczej dolegliwość yurei, że te z czasem potrafią zatracić się w swoim celu, albo zupełnie go zapomnieć. Nie mając jednak więcej do roboty, wróciłby do swojej drzemki. Mimo to, jednak postanowił postawić na jakąś uprzednią relokacje.
| zt?
Pierwszy tydzień w nowej szkole zakończył się wycieczką zapoznawczą do szanowanego uniwersytetu znajdującego się w centrum Fukkatsu. Uczniowie liceum mieli zapoznać się z kampusem. Powinno ich to podobno było zachęcić do nauki; pomóc w wyborze uczelni; pokazać możliwości na przyszłość i zwiększyć motywację. Dla większości klasy pozostał to jednak jedynie dzień wolny od zajęć. Wszędzie lepiej byle nie w szkole.
Była tą nową. Ślepą dziewczyną, która dołączyła do szkoły w połowie trwającego semestru. Nie zdążyła się jeszcze zaprzyjaźnić z nikim konkretnym. Wciąż pozostawała wycofana i cicha. Nie chciała sprawiać problemów kolegom z klasy. To był najważniejszy warunek, który postawili jej rodzice. Miała nie przeszkadzać. Miała nie przynieść wstydu. Miała być idealna. Presja, zdecydowanie za duża, towarzyszyła jej od dzieciństwa. Prawie już nie czuła lekkiego skurczu w żołądku i drżenia rąk ze stresu; ze strachu, że zrobić coś źle. Miała przy sobie Nozarę i tylko to się liczyło.
Tylko po to tutaj przyszłaś.
I po życie zwyczajnej nastolatki.
Chyba śnisz.
Wciąż nie potrafiła zdefiniować na czym stali. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi. Teraz? To skompilowane wydawało jej się niedopowiedzeniem. Pokraczna relacja pewnie ciążyła mu jeszcze bardziej niż niej. W końcu wpieprzyła się z butami z powrotem w jego życie. Zignorowała jego zdanie. Nie żałowała, chociaż podświadomie wiedziała, że postępowała samolubnie. Chciała być blisko.
Trzymała się z tyłu grupy idąc pod ramię Hanako, która zdecydowała się jej dzisiaj pomagać. W końcu zwiedzanie kampusu nie było dla niej wartościowe. Nic nie widziała. Starała się trzymać z boku. Niczego nie utrudniać. W duchu modliła się, żeby ten dzień po prostu się zakończył. Niektórzy nauczyciele uczelni rozmawiali z uczniami, którzy wykazywali specjalnie zdolności w matematyce czy fizyce. Niektórzy chłopcy brali udział w zawodach sportowych, żeby pokazać swoje umiejętności przed zarządem uniwersytetu. O dziwo do niej również zagadywano, chociaż nikt jej nie znał osobiście; nikt nie wiedział jakie miała oceny; w czym była naprawdę dobra. Saga-Genji widniejące na liście obecności wystarczyło, żeby wzbudzić zainteresowanie ludzi.
Hanako ruszyła przodem, chcąc dogonić chichoczące koleżanki (podobno jakiś przystojny student właśnie ruszył na korytarz). Zwiedzanie biblioteki dobiegło końca, a cała klasa zaczęła zbierać się do wyjścia. Mogłaby kogoś zawołać. Mogłaby poprosić o pomoc. Zamiast tego jednak ruszyła po omacku próbując ustalić swoje położenie. Sama. Szła powoli kierując się głosami, oddalających w stronę korytarza, uczniów. Jedną dłonią podpierała się regałów sunąc po śliskim drewnie. Jeden po drugim, do przodu. Nie panikowała. Jeszcze nie. Zapach starych książek, kurzu i ciężkiego drewna koił wiecznie zszargane nerwy. Zrobiła jeszcze dwa kroki wpadając na kogoś. Jęknęła zataczając się do tyłu, w ostatnim momencie chwytając się czyjegoś ramienia.
- Przepraszam - rzuciła odruchowo prostując się. - Nie zauważyłam - dodała oczywistość, która dla nieznajomego mogła wcale taka nie być. Gestem dłoni wygładziła materiał spódniczki mundurka szkolnego. Wzięła głębszy wdech, z zamiarem odsunięcia się. Zatrzymała się jednak czując znajome nuty. Fiołki i coś innego, czego nie znała. Fiołki jak szampon Nozary. Zamrugała kilka razy, co nie pomogło, wpatrując się w twarz nieznajomego (czyli gdzieś w okolice jego lewego ramienia).
- Nozara? - dopytała i jeśli od razu nie usłyszała odpowiedzi przejechała opuszkami palców po bawełnianym materiale marynarki mundurka szkolnego Hoshizory. Takiej samej, jaką miała na sobie. Rozluźniła się biorąc uspokajający oddech. Nozara był jej bezpieczeństwem.
ubiór
Amaya Tsuru ubóstwia ten post.
Grupa uczniów wędrowała przez szerokie alejki kampusu, prowadzona przez młodego absolwenta o przeraźliwej bieli błyskającej z wyszczerzonych zębów. Jasne marmurowe budynki, otoczone soczyście zielonymi ogrodami, wydawały się wręcz lśnić w popołudniowym słońcu. Studenci z różnych wydziałów przechadzali się w te i z powrotem, niektórzy zamyśleni, inni w pośpiechu przemykali między zajęciami; dodawali dynamiki całemu temu popieprzonemu idealnemu światu.
Ostatnim przystankiem była biblioteka. Amaya opierał się o drewniany regał, na samym końcu grupy udając, że przegląda stare, zakurzone tomy. W rzeczywistości jego myśli wykraczały poza ramy białych stron, które miał przed sobą. Za plecami usłyszał cichy szmer rozmów dwóch studentek, które weszły właśnie do pomieszczenia. Obrócił głowę i napotkał ich spojrzenie. Uniósł kącik ust. Jedna z dziewczyn zawiesiła na nim wzrok, jakby zdołała złapać się na przynętę przejawianą subtelną łagodnością, druga pchnęła ją umiejętnie w plecy — w głąb wysokich półek, najpewniej potrafiła przewidywać najstrachliwsze scenariusze. Właśnie wtedy — zapatrzony w puste miejsce — poczuł na sobie delikatne zderzenie. Książka, którą trzymał wypadła mu z dłoni. Odruchowo uniósł brew i zadarł podbródek. To była ona. Dziewczyna, którą ledwie znał – nowa w klasie, ledwo kojarzył jej nazwisko. Z obojętnością obserwował, jak się prostuje; jak wyraża swoje przeprosiny. Jak jej wzrok wydaje się zawisnąć gdzieś nad ramieniem.
— Nie zauważyłam.
Tsuru stłumił parsknięcie, ale nie powstrzymał ust, które jak na zawołanie wykrzywiły się w nieszczerym uśmiechu. Wiedział. Dziewczyna była ślepa. Już wcześniej zauważył, jak radziła sobie w szkole – niemal zawsze trzymała się z boku, unikała tłumów, jakby niepewna każdego kroku. Teraz jednak trafiła na niego.
Miała pieprzone szczęście.
Była zdenerwowana. Poczuł kiedy jej wątła dłoń delikatnie przejechała po materiale męskiego mundurka; kiedy spoglądał z uwagą na przesuwające się po zmarszczonych połach palce, zrozumiał. Nozara. To imie uderzyło go jak mały przebłysk inspiracji. Było w nim coś niezwykle... dogodnego. W tej jednej chwili zatrzymała się przy nim całkowicie... zrelaksowana, jakby przekonana, że znalazła się w obecności kogoś, kogo zna i komu ufa. Amayi trudno było zignorować tę szansę. Co, gdyby podtrzymał to złudzenie? Co, gdyby wykorzystał jej zaufanie, aby lepiej zrozumieć jej słabości, i może
(później)
jeszcze bardziej je pogłębić?
Dziewczyna.
Niezdarna.
Zdezorientowana.
Podała mu właśnie tacy najsmaczniejszy kawałek ciasta.
Nozara był niemową — a to sprawiało, że sytuacja stawała się... perfekcyjna.
Zamiast odpowiedzieć, milczał. Zamiast się odsunąć, wyciągnął przed siebie dłoń i ostrożnie, delikatnie dotknął jej nadgarstka. Pod chłodnym dotykiem czuł niewinne ciepło. Miał wrażenie, że skóra obejmująca pulsujące żyły, była tak słaba, tak łatwa do rozdarcia, tak samo jak jej płonne oczekiwania. Nie musiał mówić ani słowa, żeby kierować jej zachowaniami. To było takie proste.
W jej oczach nie było ani cienia podejrzeń, tylko spokojna akceptacja tego, co się wydarzyło, a nie wydarzyło się nic, prawda?
(Nozara)
Usłyszał jej głos w zamkniętym umyśle; tym razem był cichszy. Zimna dłoń przesunęła się mozolnie na wierzch kruchych kostek. Pochwycił ją i wkradł się opuszkami na granice długich linii papilarnych. Patrzał na to co rozkwita na jej twarzy z wyraźnym zaciekawieniem, a kiedy wyczuł, że może niebawem mu umknąć, bo zdecydowanie posuwał się za daleko, wykonał krok i pochylił się nad przepasanym kosmykami uchem. Palce zacieśniły uchwyt, a usta w końcu uwolniły wypowiedziane niepokojącym szeptem słowa:
— Nie szkodzi. Jeśli chcesz, mogę się nim stać.
- Poczekałeś? - Zagadnęła wydymając wargi, jak by było w tym coś oczywistego. Nie próbował się komunikować. Może nie miał nic do powiedzenia. Nie miało to znaczenia. U jego boku wszystko nabierało spokoju. Z coraz śmielszym dotykiem uchyliła lekko usta, jak by chciała zapytać. Nie potrafiła jednak wydusić z siebie słowa. Nie rozumiała, czy coś się stało? Jej policzki przybrały lekko truskawkowy odcień, a szczery uśmiech lekko się pogłębił. Było to głupie, ale czuła zdenerwowanie. Jak by było w tej całej sytuacji coś niestosownego. Bliskość Nozary od dzieciństwa była jej ostoją. Uosobieniem bezpieczeństwa i spokoju. Więc czemu tym razem balansowała na granicy odsunięcia się albo pochwycenia jego dłoni na dłużej, na więcej?
Wtedy przemówił.
Nozara nie mówił.
Czy obserwował te zmianę? Gdy jej uśmiech nagle stężał, a kąciki pełnych ust opadły w dół? Gdy zaróżowione policzki zabarwiły się na mocniejszy odcień z zażenowania, że się pomyliła. Jadeit tęczówek zaświecił jak by mocniej, w przyćmionym świetle starej biblioteki. Oddech ugrzązł jej w płucach, a świat jak by zwolnił. Obraz dziecięcego, uśmiechniętego Nozary zniknął zastąpiony ziejącą ciemnością pustki. Została nagle sama na nieznanych wodach z drapieżnikiem, kimś obcym, kimś nowym. 3, 4, 5 sekund milczała oddychając powolnie przez lekko uchylone, spierzchnięte wargi. Strach przybrał intensywne kolory czerwieni. Jej wzrok zmętniał tylko odrobinę rozglądając się na boki, jak by miało to w czymkolwiek pomóc. Wciąż przecież otaczała ją tylko ciemność. W pierwszym kroku wybrała ucieczkę. Odruchowo cofnęła się o krok przywierając plecami płasko do chłodnego, drewnianego regału. Nie było miejsca na manewr, nie było możliwości umknięcia. Potrzask płatał jej figle budując napięcie, którego unikała tak bardzo jak i szukała. Coś nieznanego budziło się w jej żyłach pompując adrenalinę. Strach rozlał się delikatnie po mlecznobiałej skórze przyspieszając puls. Niewiedza. Własny umysł wyśmiewał jej wyszukane reakcje. Nie walczył jednak z instynktem, nie podzielał entuzjazmu ciała.
Przez szept nie poznała jego głosu. Słyszała go już kiedyś, gdy odzywał się na zajęciach? Był nowym uczniem? Może starym? Siedział za nią czy przed nią? Chodzili na wszystkie zajęcia razem? Ile razu już na niego wpadła? Czy ją kojarzył?
Oczywiście nie znała ani jednej odpowiedzi.
Przełknęła ślinę uśmiechając się odrobinę zbyt sztucznie. Próbując zrobić dobrą minę do niezręcznej sytuacji.
- Oh, mój błąd. Chyba, chyba jeszcze się nie znamy - zaczęła usilnie próbując wyglądać na wyluzowaną. Próbując maskować drżące kolana i odrobinę za szybki oddech. Wciągnęła w płuca otaczające ją powietrze. Męski zapach perfum, pomieszany z drewnem i starymi książkami. Chłopak. Był blisko. Zbyt blisko? Miała wrażenie, że czuła ciepło jego ciała w każdej cząstce własnego, chociaż nawet jej nie dotknął. Nie licząc delikatnego uścisku dłoni. Ciepłej, przyjemnej w dotyku skóry. Nieświadomie zacisnęła palce wokół jego własnych, próbując chyba odnaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia.
- Jestem Shirane - przedstawiła się starannie dbając, żeby jej głos nie zadrżał nawet odrobinę. Zadarła podbródek wyżej grając niewzruszoną. Wpatrywała się w jego oczy (tak naprawdę to w brodę) nie chcąc wyjść na poruszoną.
Spróbowała zabrać dłoń spod ciężaru jego palców. Szybko, skutecznie. Dopiero teraz zdając sobie sprawę, że sama zatrzymała je przy sobie.
- Czy mógłbyś odprowadzić mnie do reszty?
Zrób z oprawcy pomocnika. Przecież ci nie odmówi.
Plan wydawał się idealny.
Kim był?
Jak wyglądał?
Czego chciał?
@Amaya Tsuru
Amaya Tsuru ubóstwia ten post.
Oh, mój błąd. Chyba, chyba jeszcze się nie znamy.
Roześmiał się niewinnie — dźwięk był kojący jak chłodny okład na rozgrzaną ranę.
— Chodzimy do tej samej klasy, Saga-Genji. Shirane.
Subtelnie odkrywał przed nią swoje karty, zachowując się przy tym, jak krupier — grał według własnych ustalonych zasad. Przyglądanie się dziewczynie — jej pudrowym policzkom, kraśniejącym, jak pod padającym na nie żarem — przywodziło na myśl obserwowanie małego zagonionego w róg królika, który nieświadom niebezpieczeństwa unosi pyszczek i porusza swoim jasnym noskiem. Z jego strony było to coś więcej niż zwykła obserwacja, raczej natarczywe zaglądanie do środka, do samego dna jej duszy — gdzie, jak przypuszczał, znajdzie niepewność i rezygnację, może nawet cień niewinnego zainteresowania, które tak chętnie byłby skory podsycić.
— Amaya Tsuru — mówił śmiało, trochę frywolnie, jak gdyby rozwiązanie tej łamigłówki było takie proste. — Siedzę dwie ławki za tobą. Zawsze, gdy się zastanawiasz, odgarniasz pasmo włosów za ucho. Ale racja. Nigdy nie rozmawialiśmy.
Zredukował uścisk, zsunął palce, pozostawiając jedynie ślad dotyku na bladym nadgarstku. To niewielkie uchylenie pola do odwrotu było w istocie jak miód i trucizna zarazem, delikatne przypomnienie, że gdyby chciał, mógł zacieśnić objęcie ponownie, bez cienia jakiegokolwiek oporu.
— Czy mógłbyś odprowadzić mnie do reszty?
Tsuru wydał z siebie cichy śmiech, który przemknął przez powietrze jak lekka, ledwo słyszalna nuta drwiny. Przesunął wzrokiem po półkach regału, jakby z rozmysłem odwlekał moment odpowiedzi, przyglądając się z rosnącym, choć doskonale udawanym, zainteresowaniem grzbietom książek.
— Odprowadzić cię? — Uśmiech rozciągnął się na jego twarzy, a w spojrzeniu zamigotała nuta rozbawienia, jak gdyby sam pomysł brzmiał dla niego absurdalnie. — Naprawdę chcesz tu być?
Chłopak przechylił podstępnie głowę i spoglądnął na przewodnika, który z zapałem prawił o niezliczonych możliwościach czekających na nich na tej prestiżowej uczelni. Rozejrzał się ukradkiem po oddalonych na kilkanaście metrów twarzach swoich kolegów i koleżanek, z których większość wyglądała, jakby właśnie odbywała karę więzienną, aniżeli poznawała swoją świetlaną przyszłość.
Albinos nachylił się lekko w stronę Shirane i szepnął z przekornym uśmiechem:
— Tak, wizyta tutaj jest niezwykle inspirująca… Mam już pełną listę powodów, aby tu wrócić. — Przewodnik wyraźnie pominął kwestię tego, że spora część tej „zachęty” polegała na podziwianiu wielkich betonowych ścian kampusu i jeszcze większej kolejki do stołówki. Tsuru odetchnął teatralnie. — Wiesz, jestem absolutnie pewien, że nic w życiu nie zmotywuje mnie bardziej niż wizja kolejnych czterech lat siedzenia w salach tak wspaniale — uśmiechał się krzywo — szarych.
Wyprostował się, górując nad nią wzrostem. Bez bezustannie szukał uwagi jej ślepych źrenic, ale jeszcze nie zdołały skupić się całkowicie na tych bladoczerwonych odpowiednikach. Gdzieś za jego plecami mężczyzna oprowadzający grupę wspomniał o spełnionych absolwentach tej uczelni, a Tsuru wywrócił oczami i, zerkając na Shirane, dodał konspiracyjnie:
— Brakuje jeszcze tylko fanfar i jakiejś wzruszającej pieśni o wyższości wykształcenia nad całą resztą. Jeśli już chcesz marnować czas, mogę zaoferować ci znacznie ciekawszą alternatywę.
Pozwolił słowom subtelnie zawisnąć w powietrzu.
Czy próbował ją odwieść, od uczelnianej odpowiedzialności?
Niezaprzeczalnie.
Saga-Genji Shirane ubóstwia ten post.