Nawet najbardziej zagorzali bywalcy potrafią zgubić się w meandrach tego miejsca. Nie bez powodu zresztą do pobrania jest specjalna aplikacja, której zadaniem jest nawigowanie gości po całym terenie. Nikka jest największym centrum handlowym w Fukkatsu, w którego skład wchodzi blisko 550 sklepów, ponad 60 restauracji, kawiarni oraz barów, 10 kin, karaoke, kręgielnia oraz słynny szklany most przeciągnięty na najwyższym piętrze między najbardziej oddalonymi od siebie punktami. Najodważniejsi mogą zmierzyć się z olbrzymimi wysokościami, przy jednoczesnym wrażeniu chodzenia po powietrzu. Na parterze, w samym centrum, uświadczyć można za to relaksu w specjalnie wyselekcjonowanej części przeznaczonej na ogród. Strefa ta imituje niewielki park z zadbanymi klombami, drzewkami i kwiatami. Z zewnątrz zachwyca także szklany dach, którego powierzchnia odbija od siebie wszystkie kolory tęczy w najpogodniejsze dni.
– Zawsze możemy ją wyegzorcyzmować – Cmoknęła pod nosem, tracąc z bladego lica resztki jakichkolwiek emocji. Przymrużone z lekka oczy sprawiały, jakby wygląda na pewną swego planu. Zaraz odetchnęła jednak głębiej i przetarła twarz dłonią. Ból w skroniach i z tyłu głowy coraz bardziej się nasilały, doprowadzając wiedźmę do coraz gorszego nastroju. Gdyby nie idący obok yurei, już dawno wymordowałaby połowę tego przybytku. Musiała jednak zrobić dziś te zakupy. W przeciwnym wypadku i tak trzeba by było wrócić do miasta.
– Owszem, chcę sobie kupić książki. Jeśli coś ci się spodoba, to tobie też kupię. Maja kolorowanki... – pomyślała na głos, zastanawiając się co tak naprawdę mogłoby przypasować gustowi Jiro.
Na razie jednak musiała załatwić sprawy w zoologicznym, więc od razu po wejściu w pierwszą alejkę zajęła się tym, co najpotrzebniejsze. Wpierw znalazła trochę suplementów dla swoich jaszczurek, później owady dla pająków i gekonów... Znalazła też sporo przekąsek dla Stolasa i nowego nabytku w postaci zranionej wrony, którą zamierzała wyleczyć i dać wolny wybór – jeśli będzie chciała odlecieć i wrócić w dzicz Kinigami, to Black jej nie zatrzyma. Jeśli zaś wybierze pozostanie przy boku czarownicy... cóż, odpowiedź była prosta.
– Czy to małe psiątka, psiąteczka?
– ... to są świnki morskie.
– Aha. Bez sensu.
Mimo iż nie wydała z siebie najmniejszego odgłosu, to usta wykrzywiło rozbawienie. Przesłoniła wargi dłonią, pozwalając sobie na drobne parsknięcie. Był uroczy w całej swojej postaci, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.
Przechodziła akurat obok akwariów, gdy w końcu dostrzegła swojego yurei. Stanęła więc tuż obok niego z koszykiem pełnym zakupów i spojrzała ku kolorowym okazom.
– Kompot niekoniecznie, ale wbrew pozorom przydają się do wielu wywarów i klątw. Ciotka opowiadała mi kiedyś, jak przy pomocy czyjejś złotej rybki zesłała na całą rodzinę trąd... A może to była malaria? – postukała palcem w policzek w wyrazie zastanowienia. Zaraz wzrok opadł niżej, wyłapując drobną postać czarnego aksolotla; oczy czarownicy zaświeciły się w ułamku sekundy.
– Ale to, mój drogi, jest cudowne i wyglądałoby pięknie na komodzie w salonie.
Już kalkulowała w głowie, czy wzięła wystarczająca ilość monetek by pozwolić sobie na to cudowne stworzenie. Problem w tym, że prócz niego musiałaby kupić również odpowiednie akcesoria, a akurat aż takimi funduszami nie dysponowała, a w każdym razie nie tego dnia.
– Ale nie dziś. Może złapiemy jakiegoś szczura w drodze powrotnej?
@Hasegawa Jirō
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
godzina 19:35
_____________
Usta zacisnęły się obręczą wokół filtra papierosa, kiedy Hinote podpalił wprawnym ruchem tytoń, zaciągając się potężnie, kiedy szczęk metalowej zapalniczki wgryzł się w przebodźcowany umysł. Jeszcze dwie minuty dłużej w tym mrówczym kopcu, obijając się o ślepo maszerujących przed siebie zombie, a przywitałby z otwartymi ramionami migrenę. Jeszcze tylko dwie minuty, a w oczach rozścieliłoby się wkurwienie, już nawet nie zdenerwowanie, a siarczysty gniew; na każde potrącające go ramię, każde puste spojrzenie rzucone w przestrzeń, świdrujące rozświetlony labirynt niby to wykafelkowanych uliczek galerii, który podłapywał, kiedy źrenice, dwa onyksy wtopione między miodne tęczówki, cięły szum ludzkich głosów.
Odpocząć, odetchnąć głęboko, ze stopami na krawędzi chodnika, nad tą centymetrową przepaścią nad jezdnią, pozwalając szarości krawężnika odcinać się ostro od czarnego asfaltu.
Miał wszystko, czego potrzebował; parę cieniutkich kabli i srebrną taśmę, która kończyła się zawsze zbyt szybko, a on przecież nie miał czasu czekać na większą dostawę do pracowni, bo ten jeden projekt był na „już". Chociaż obiecał Furue, że ostatnia przysługa jest już tą ostatecznie-ostatnią; uległ i tym razem. Nie ze względu na pieniądze, a na świadomość przywiązania do przeszłości. Zawszona gnida swoim głosem wybudzał uczucie przynależności do dawnego świata, tego sprzed śmierci Shigeo, sprzed Shingetsu, sprzed szaleńczej furii i pożerającej serce walki o przetrwanie.
Dym tytoniowy omiótł płuca, kłębiąc się w nich ciasno, wypełniając je boleśnie po same brzegi, przynosząc ukojenie, które smugą przedarło się ustami, spierzchłymi od chłodu i zmęczenia, uderzając w zmrożone powietrze, zacierając obraz budynków po drugiej stronie. Szum, ciągle ten szum. Dobiegający z ulicy, na której praktycznie stał, niczym kołek wbity w grząski grunt. Co się z nim dzisiaj działo? Dlaczego nie potrafił się pozbierać? Dlaczego jego kroki nie skierowały się od razu w kierunku mieszkania, dlaczego nie sięgnął dłonią po telefon, żeby zamówić taksówkę i zaszyć się w smogu zawieszonym gęstym, stęchłym oddechem nad Haiiro Chiku?
— Ej, ej... Możesz mi podpalić?
Pauza. Bo nie znał tego głosu; ale czy powinien go znać, jeżeli Fukkatsu jest rozległe w obcości, a samo centrum wypełnione szarymi figurami, do których nigdy nie przywiązywał uwagi? Palce lewej dłoni od razu zaciskają się w kieszeni na kwadratowym, zimnym kształcie zippo. Podpali. Z czystą przyjemnością.
Bez słowa, nawet zdawkowego potwierdzenia, pomarańczowy spiczasty ognik otarł się o brąz tytoniu na końcu papierosa utkwionego między czerwonymi wargami młodej dziewczyny, która zieleń tęczówek przeciągnęła przez znużoną twarz Hinote, pożerając przymrużone spojrzenie, tak tajemniczo, nieobecnie skanujące idealnie wyrysowane brwi, opalizujące kryształki skrzące się w kącikach oczu, czarną smugę podkreślająca wachlarz gęstych rzęs. Była piękna, dziwnie piękna, bo obca. Ale to nie ją chciał tutaj zobaczyć. To nie jej alabastrowy profil wyobrażał sobie Isayama i wiedział, że ów odważne dziewczę wie o tym, że to nie ona tutaj stoi, a wymysł, wspomnienie wyrzucone przez spaczony umysł.
Najpierw pojawił się granat płynący wokół źrenic niczym przepastna toń oceanu, krzycząc swoją pustką i bezdennością. Place odciągnęły filtr od warg, kiedy bezdech oparł się o krtań, wbijając się w nią bolesnym zaciskiem. Shigeo? Nie. To nie on. Sora? Fala gorąca utknęła w splocie słonecznym, zaciskając się wokół żeber, niczym paskudny wąż, niby to boa dusiciel, owijając szeroki korpus, zagarniając go wyłącznie dla siebie.
Opiłki szarości, niczym skrawki metalu podążyły za smukłą talią, która smagana czarnymi kosmykami włosów spiętych w wysoki kucyk sięgający końcówkami smolistego ogona ku pośladkom, poruszała się sensualnie, zbiegając się z szeroką linią bioder, kiedy z krótkim „dziękuję" na wilgotnych wargach zaczęła zanikać. Nie pożądał jej, bo nie widział w jej rozmazanej sylwetce prawdziwości, a imaginację łaskoczącą wnętrzności. To nie ona, a czarne krótko ścięte włosy, opięte na dłoniach rękawiczki i płaszcz leżący na przygarbionych plecach wcinał się niczym promień słońca w źrenice. Kurwa mać...
Shogo Tomomi ubóstwia ten post.
Minęło ledwie kilka miesięcy, odkąd odzyskał ciało, a przejmujące niewidzialne wcześniej żyły szaleństwo, przestało dokuczliwie wierzgać bólem równie niewidzialnym, chociaż realnym. Zastąpiły ją fizyczne naleciałości i silne przekonanie szczypiącej ulgi, że w końcu uchwycił ścieżki, która miała go doprowadzić do celu. Do poskładania - została mu długa lista, ale ciało i niespodziewany kontrakt, dawały mu szansę na realizację. Nawet, jeśli jeszcze nie wiedział, jak tego dokonać.
Zwalniając, zasłonił okno, nie chcąc, by echo miejskiego, popołudniowego gwaru ulicznego, dotarł do kabiny. Skupił się na przyjemnym, odzyskanym zmysłami, mruczeniu silnika. Podobało mu się bardziej, niż szum ludzkich głosów. Te, zdawały się wciąż dziwnie kąśliwe o barwie podobnej do tej, zasłyszanej w dusznej postaci. Odległe, nieobecne i przede wszystkim głuche, na jego obecność. Nadal zdarzały się momenty, że to on - miarą przyzwyczajenia, traktował mijane tłumy jak duchy, chociaż przyznać musiał, że te - szczególnie w żeńskiej postaci, częściej niż była potrzeba, ścigały jego sylwetkę. Echo przeszłości odbijało się i zatrzymywało na barkach, wracając mu znajomej, pewności. Czasem (i słusznie) traktowanej jak bezczelność. W końcu, to tak skłonił ją ku sobie.
Zatrzymał się na światłach, przymykając powieki na jedno uderzenie serca i dając szansę papierosowi, na błyśniecie żarem, gdy zaciągnął się po raz ostatni, odsłaniając niemal filtr. Przygryzł zwitek, by wolną dłonią wysunąć go z pomiędzy ust i zgasić w samochodowej popielniczce. Uchylił powieki w tym samym momencie, gdy auto przed nim ruszyło, jak w spowolnieniu. Wzrok Shogo przesunął się leniwie przez szybę, chwytając i obraz za nią. Postać jednak, która zajęła centrum widzenia w tempie natychmiastowym, rozciągnęła wargi w uśmiechu.
Shu.
W pospiesznej kalkulacji, zjechał ze skrzyżowania, by z bardzo nieprzepisową zwrotką, zmienić kierunek jazdy i zjechać z głównej ulicy, kierując się w stronę jednego z wyjść przy centrum handlowym, a tam, ponownie uchwycić profil przyjaciela. Jedynego, jakiego mógł w tej chwili jeszcze mieć. Barczysta sylwetka w równoległej odległości do filigranowego kształtu czarnowłosego dziewczęcia. Scena, niby wyrwana z obrazka, rozdarta i wklejona no nowo - dziwnie mu nie pasowała do zastałej rzeczywistości. Zgrzytała pod zębami myślenia, jak rozgryziony piasek. Z tym samym impulsem, przyspieszył, dociskając gazu i odszukując momentu, w którym niepotrzebne combo, nie obije się o maskę auta. Z równie zamaszystym hamowaniem, wbił się bokiem tuż przed mężczyzną, szorując niemal o krawędź chodnika, a jednak nawet rysą nie brudząc lakieru auta - Może gdzieś podwieźć? - rzucił pewnie, beztrosko niemal, wychylając się z łokciem za otwartą szybę, dając Shu wgląd, kto wykazał się podobną bezczelnością, chociaż ta - prawdopodobnie mruczała razem z silnikiem, już z daleka. Prześledził stojącą obok dziewczynę, nie szczędząc sobie widoku, ale to nie ona była celem jego zaproszenia, chociaż odzyskana i wtłaczana na nowo natura prowokacji - mogłaby sugerować inaczej.
Nie dziś, kochanie. To nie Ty.
@Isayama Shūsei
| Ubiór
Isayama Shūsei ubóstwia ten post.
Pauza.
Dwa uderzenia serca znaczące nagłą ciszę, która w czerni źrenicy rozpycha się i rozciąga ją w niedowierzaniu i zdziwieniu.
Oddech. Krótszy, bo ciągnący za sobą uśmiech i chrzęst śmiechu, jaki wiąże się na końcu języka, muskając struny głosowe. Wyżej, powoli coraz wyżej, żeby zetknąć się z podniebieniem i w kręceniu głową zaokrąglić się w znajome imię.
— Shogo — zabrzęczało nad szmerem wylewającego się tłumu z centrum handlowego, odbijając się od stukotu obcasów i znużonych głów, które kołyszą się już ledwo w takt ruchu; umęczone białym światłem wnętrza galerii i przesytem kolorów.
Lewa dłoń w odruchu poklepała maskę samochodu, kiedy szybkim, zamaszystym krokiem Hinote przemknął przez linię świateł i usadowił się na miejscu pasażera, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Ostatnie kilka lat, szczególnie te pięć, odkąd porzucił wojsko i trwał pożerany przez własny ogień; spalając siebie i pożerając każde nieistotne życie, które zdążyła rozświetlić przeciągnięta przez draskę siarka zapałki — ciążyły na ramionach boleśnie. Shogo był jednak tym, który zawsze był; nigdy nie oceniając, a znajdując rozwiązanie. Mniej lub bardziej rozsądne. Mniej lub bardziej niebezpieczne. Bardziej zabawne. Bardziej rozrywkowe. Przyjemniejsze. Później nastała cisza i to z nią nie mógł sobie poradzić Hinote. Z ponownie nawarstwiającym się poczuciem braku i pustki.
— Gdzie Ty kurwa się podziewałeś, Sho? — zdanie obija się we wnętrzu samochodu, parując się z wonią zgaszonego przed chwilą papierosa i bujającego się pod lusterkiem zapachowego drzewka. — Zapadłeś się pod ziemię. — Czujne spojrzenie opadło na twarz przyjaciela, próbując odnaleźć na niej jakikolwiek znak, rysę nowych zdarzeń, które mogłyby świadczyć o przeżyciach, które jak szczura ściągnęły go w kanały i tam trzymały, w ukryciu przed wzrokiem innych, obcych, niechcianych — ludzi, istot, potworów, zwał jak zwał. Głos jednak opadł o ton w dół, łagodniejąc do dawnej oktawy. Brakowało mu go; jak prawej dłoni, drugiej półkuli mózgu, oka i przede wszystkim części wspomnień, które dzielili. Czerni tragedii, jaka osmoliła ściany baraku. Pustka. To ona rwała wnętrze. To ona, zawsze, zabierała poczucie wolności; bo tylko w bliskości drugiego życia Shusei potrafił nakreślić linię własnej egzystencji.
@Shogo Tomomi
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Śmiech zawarczał na jeżyku, ale tylko zęby odsłonięte, nie oddając mu głosu - Trafione - rzucił, znowu sięgając w odmęty przeszłości, w obliczu misyjnych gier na zabicie oczekiwania. Odchylił się na miejsce, rzucając na odchodne bezczelne oczko, pozostawionej samotnie dziewczynie. Zniknęła mu z pola widzenia jeszcze szybciej, bo gdy tylko Shusei poklepał maskę auta, witając się ze starą "przyjaciółką", a potem zapadł się w siedzisku obok, zwolnił bieg i bez namysłu docisnął gaz, by wyrwać się z tłoczonego wokół zbiegowiska, niby z nachalnych ramion niechcianej kochanki.
Kilkanaście sekund zajęło, by skręcił w uliczkę, co prowadziła parkingowym przejściem dalej, poza granice handlowego centrum. Zwolnił nieco, wyrównując prędkość do ciągnącego się tunelu. Cienie mijanych budynków, ścian, jak macki, co jakiś czas osiadają na ich twarzach rezonując migotliwą poświatą. Pytanie jest czyste. Właściwe. Bez krążenia po bezdrożach. I chociaż odpowiedź jest prosta, zdradliwe wycie rodzi się z tyłu głowy, przeczący uśmiechowi, którego nie zmył nawet wdzierający się do środka wiatr - Zajebali mnie - rzuca w końcu rzeczowo, nieznośnie spokojnie, chociaż w tym właśnie odnajdować można było skwierczące niebezpiecznie napięcie. Gniew pęcznieje w krtani, bo świeżość wydarzeń, jak otwarta rana, trącona niechcący, zaczynała szarpać bólem dziko, jak zerwany ze zbyt długiej niewoli lew - wcześniej zrobili to samo z nią - mdłość wywróciła się w żołądku. Doznanie nie tak nowe, bo karmił się gniewem właśnie, jak paliwem do jazdy.
Nie ma to jak radosne powitania po przerwie. Uśmiech nie schodził, chociaż całość lakonicznych wypowiedzi, brzmiałaby dla potencjalnie innego słuchacza - jak rozstrzelony bełkot wariata - ale wróciłem - kończy, zerkając na przyjaciela, pozostawiając w zieleni źrenic pulsującą żywo ciemność bólu. Tego samego, lustrzanego odbicia, które tak długo widział spleciony w ślepiach Hinote - Jedziemy na wyścig - zakomunikował płynnie, jakby tematem wymiany słów była dzisiejsza pogoda - zrobisz mi za nawigatora? Tylko nie zjeb - opuścił jedną dłoń z obręczy kierownicy, palcami wysunąć ze skrytki paczkę papierosów i srebrzysto czarną zipoo, jednocześnie wyjeżdżając na dwupasmówkę i gwałtownie przyspieszając - Odpal mi. I częstuj się - palce na nowo oplotły skórę kierownicy, rozluźniając napięte knykcie.
- Naprawdę dobrze cię widzieć.
@Isayama Shūsei
edycja przez admina:
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
but you do decide who owns who.
Isayama Shūsei ubóstwia ten post.
- Poproszę truskawkowy. Ten mocniejszy, tutaj - wskazała palcem na swój ulubiony olejek, bez którego trudno było jej już wyobrażać sobie dalszego życia. Młody sprzedawca uśmiechnął się i podał jej artykuł, prosząc o doskonale znaną Trzynastce sumę. Przez chwilę wydawało się, że nawet się do niego uśmiechnęła.
Mleko, mięso... Już powoli wracała do swojego poprzedniego rytmu wyliczania niezbędnych produktów, gdyby nie nagła wibracja telefonu. Drżącymi rękoma wyjęła go z tylnej kieszeni spodni, prawie upuszczając na ziemię. Przypomnienie, które sama sobie ustawiła na dzisiejszy dzień kompletnie ją przeraziło. Miała się spotkać ze znajomą z wydawnictwa właśnie dziś. Zdążyła o tym kompletnie zapomnieć i już zaczynała w panice rozglądać się na boki, jakby wspomniana znajoma miała wyjść spod powierzchni ziemi, aż doczytała dopisek, w którym jako miejsce spotkania umówiły się w jednej z kawiarni właśnie w tym centrum handlowym.
Trzynastka odetchnęła z ulgą, wznosząc oczy ku niebu i ciesząc się w duchu, że jej uzależnienie przyprowadziło ją w dobre miejsce. To był prawdziwy znak od losu, a zakupy i tak może zrobić później gdzie indziej. Nie raz zdarzyło jej się wystawić osobę, z którą była umówiona do wiatru, tylko i wyłącznie przez własne zapominanie. Ale trudno się spodziewać czegokolwiek innego po osobie, która ledwo pamięta co robiła poprzedniego dnia. To właśnie jeden z jej dobrych znajomych powiedział jej jak ustawić sobie przypomnienie w telefonie. Z początku nieco sceptyczna Trzynastka, która z elektroniką ma się na bakier, nie była co do tego przekonana, jednak już po chwili namowy i odkrycia jak prostym i przydatnym narzędziem są przypomnienia, sama zaczęła z tego korzystać.
Gdy już uporała się z telefonem i schowała go z powrotem do kieszeni, rzuciła okiem w stronę wyjścia z centrum handlowego. Jeden buszek i po sprawie, przecież się nie spóźnię... Z tą myślą opuściła na chwilę obiekt, by zalać swojego papierosa nowym olejkiem, ustawić ulubioną temperaturę i zaciągnąć się kilkukrotnie. Od razu poczuła się bardziej zrelaksowana. Nie będąc pewną czy pod centrum właściwie można było palić, szybko schowała papierosa i wróciła do środka, tym razem by szybkim krokiem skierować się do wybranej kawiarenki. Miała nadzieję, że jeszcze zdąży przed Yue i nie wyjdzie na całkowicie zapominalską fajtłapę, jak to się zazwyczaj kończyło.
Warui Shin'ya and Chishiya Yue szaleją za tym postem.
Niestety, ale wbrew nadziei kobiety - Chishiya była już na miejscu od dobrych piętnastu minut delektując się w spokoju zamówioną wcześniej kawą. Zajęła miejsce przy stoliku od strony ulicy, dzięki czemu ciepłe promienie słoneczne wpadały do środka wywołując leniwą i przyjemną atmosferę. Ujęła w dłonie filiżankę, a następnie upiła mały łyk przyjemnie słodkiego napoju, bo w przeciwieństwie do większości ludzi, Yue piła bardziej mleko z syropem z dodatkiem kawy, a nie typową kawę, która pozostawiała po sobie cierpki posmak na języku.
Mimochodem zerknęła na zegarek, który okalał jej lewy nadgarstek i westchnęła cicho. To, czego zdążyła nauczyć się o Yu to fakt, że kobieta ewidentnie miała problem ze zjawianiem się na spotkania o czasie. Nie żeby jakoś szczególnie przeszkadzało to dziewczynie, ale mimo wszystko byłoby to miłą odmianą, gdyby chociaż raz się nie spóźniła. Kątem oka spojrzała w bok, na parkę siedzącą nieopodal. Młodzi, zakochani, zapewne wierzący, że do końca świata będą razem. Wewnętrzny romantyzm Yue chciał w to głęboko wierzyć i kibicować im ze wszystkich sił, choć rzeczywistość bywała o wiele bardziej brutalna. Ale Chishiya należała do tych osób, które uwielbiają zamykać się w czterech ścianach i czytać romanse. Wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, w poświęcenie dla drugiej osoby, romantyczne spacery w blasku księżyca oraz w odnajdywanie drugiej połowy swojej duszy. Chcąc czy też nie, jej myśli uciekły gdzieś daleko, do pewnego, ciemnowłosego mężczyzny z którym nie miała kontaktu już od przeszło kilku, jak nie kilkunastu, tygodni. Wielokrotnie łapała się na tym, że siedziała z telefonem w dłoni i wpatrując się w ekran niemal naciskała zieloną słuchawkę, aby do niego zadzwonić.
Ale nigdy tego nie zrobiła, bo się bała. Co mu powie? A jak nie odbierze? Albo weźmie ją za wariatkę?
Ponownie westchnęła, ale tym razem, gdy uniosła głowę, w końcu ujrzała nadchodzącą w jej stronę kobietę. Yue uniosła dłoń i pomachała do niej na przywitanie, pozwalając sobie na delikatny uśmiech.
- Yu-san - przywitała kobietę pamiętając, że ich stosunki wciąż były powiązane głównie z pracą. A Yue nie chciała przekroczyć żadnej wyznaczonej linii i bariery.
@Yū Kataoka
Warui Shin'ya and Yū Kataoka szaleją za tym postem.
- Yue-san... Trzynastka, mów mi Trzynastka, już powtarzałam - wydyszała prędko. - Przepraszam za spóźnienie, ogromne korki - dodała, chcąc się jakkolwiek usprawiedliwić. Bardziej pasujący blef akurat nie przyszedł jej do głowy, a przecież utknięcie w autobusie było całkiem logicznym wytłumaczeniem. Yue nie musiała przecież wiedzieć, że ostatnie minuty Trzynastka spędziła na błogim paleniu pod centrum handlowym i wmawianiu sobie, że przecież tym razem zdąży na czas.
Trzynastka odsunęła krzesło naprzeciwko dziewczyny i zajęła miejsce z teatralnym wręcz sapnięciem, które miało dodać wiarygodności jej wersji zdarzeń. Naprawdę się spieszyła, słowo! Rozejrzała się po kawiarence szukając wzrokiem menu, jakby było jej do czegokolwiek potrzebne. Już z założenia wiedziała, że i tak zamówi cappuccino, ale odgrywanie pozorów zainteresowanej wszystkim wokół sprawiało jej niewytłumaczalną przyjemność. Czuła się wtedy bardziej dopasowana do społeczeństwa, z którego i tak wystarczająco odstawała.
Gestem i grymasem twarzy podobnym do uśmiechu dała znać Yue, że idzie zamówić kawę, co też poczyniła.
- Duże cappuccino na miejscu - rzuciła szybko, nie trwoniąc czasu na grzeczności. Kolejna, drobna rzecz, która przykuwała uwagę do tej fikuśnie wyglądającej osóbki.
W oczekiwaniu na swoje zamówienie, zaczęła się zastanawiać jaki właściwie był cel spotkania z Yue. Tego przypomnienie nie zawierało. Czyżby miały omówić swoje najnowsze powieści? A może Yue miała do niej jakąś inną sprawę? Najlepiej kontrolować sytuację i udawać, że wszystko idzie zgodnie z planem i założyć najbanalniejszy scenariusz. W pośpiechu zgarnęła swoją kawę, nieomal ją rozlewając i wróciła do stolika.
- Jestem w trakcie nowego projektu - zaczęła, chcąc by zabrzmiało to dumnie. - Mówię ci, to będzie tym razem bestseller.
Ile "tym razem bestsellerów" Trzynastka już przepowiedziała trudno by zliczyć. Żaden oczywiście się nie sprawdził, bo i czemu miałby? Trzynastce brakowało zdecydowanie umiejętności warsztatowych i nawet jeśli sama fabuła jej czytadeł miała potencjał na bycie autentycznie ciekawą i porywającą historią, koniec końców stawała się czymś naiwnym, czego wydawnictwo często wzbraniało się przed wydaniem ku rozczarowaniu Trzynastki.
Ale tym razem będzie inaczej! Na pewno...
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
- Nic nie szkodzi. - odparła, wciąż pozwalając sobie na ledwo widoczny uśmiech, który zagościł na jej ustach. Trudno było powiedzieć, czy przejrzała kłamstwo Trzynastki czy też nie, ale bez względu na prawdę - nie dawała niczego po sobie poznać.
Kiedy kobieta ruszyła po swoje zamówienie, Yue uniosła filiżankę i upiła kolejny łyk, z niemal dziecięcą ciekawością obserwując każdy ruch ciemnowłosej. Były niczym dwa odmienne bieguny i krańce świata. Zupełne przeciwieństwa, pod wieloma względami. Jakby ktoś spojrzał na nie z boku, z pewnością złapałby się za głowę w zastanowieniu, jakim cudem ich ścieżki na pewnym etapie znajomości przecięły się i sprawiły, że zawiązały nić porozumienia. Ale właśnie ta ich odmienność i różnorodność była najwspanialsza i najpiękniejsza. To właśnie ona sprawiła, że siedziały tu i teraz, razem, delektując się kawą oblane popołudniowymi promieniami słońca.
Na wieść o nowym projekcie, który wychodził spod ręki Trzynastki, Yue momentalnie wyprostowała plecy a z palców ułożyła małą piramidkę, jednocześnie skupiając pełną uwagę na jej słowach. Włosy leniwie zsunęły się po jej szczupłym ramieniu, niczym kaskada wodospadu, przypominając jej jednocześnie, że może rzeczywiście powinna spiąć włosy dzisiejszego poranka. Dla własnej wygody.
- Och? Opowiedz mi proszę więcej o tym projekcie! Po jaki gatunek tym razem sięgasz? - zapytała, z lekkimi wypiekami na alabastrowych policzkach.
- Uwielbiam twój styl pisania! W domu, na półkach, mam wszystkie twoje pozycje, które do tej pory zostały wydane. Jestem pewna, że w końcu się uda. Twój styl jest taki lekki i wprowadza powiew świeżości. Wierzę, że w końcu i inni to dostrzegą.
@Yū Kataoka
Yū Kataoka ubóstwia ten post.
- Piszę powieść o trupie w pociągu - zaczęła zadowolona z siebie. - Kontynuacja serii o upiorach i duchach w komunikacji miejskiej, którą zaczęłam jakiś czas temu.
Nie mogła uwierzyć, że jej koleżanka z wydawnictwa rzeczywiście śledziła jej twórczość. Nie żeby uważała to za niemożliwe, jednak chyba nigdy nikt tak otwarcie nie wyraził podziwu dla jej powieści. Trochę nie wiedziała jak to odczytać. Zwykłe pochlebstwo czy spisek? Zawsze chciała trafić do tłumów, ale z racji masy niepowodzeń wydawniczych od jakiegoś czasu miała lekki spadek nastroju w tym temacie. Nie dostrzegała swoich własnych wad, które były widoczne gołym okiem nawet dla zwykłego laika. Miała ambicję tworzenia literatury przez duże "L", a wychodziło jak wychodziło. Porażki to coś, do czego była przyzwyczajona tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
- To co mówisz, jest bardzo miłe i naprawdę nie wiem, jak się do tego odnieść - dodała w końcu z widocznym zakłopotaniem. - Nie słyszę takich słów często. Poza tym sama uważam twój styl za o wiele lepszy niż mój. I traktujący o tym, co ludzie rzeczywiście chcą czytać.
No tak, opowieści o męsko-męskiej miłości rzeczywiście mogły uchodzić za gatunek uznawany za popularny. Poza tym Trzynastka istotnie czytała powieści Yue, szczególnie na poprawę nastroju, gdy smutek zaczynał jej mocniej doskwierać. Sama marzyła o tym, by stać się bohaterem takiej powieści. Mogłaby być pięknym chłopcem... Na tę myśl, trochę mocniej zabiło jej serce. Dziwne pragnienia wkradały się do jej głowy od dłuższego czasu. Miała zamiar porozmawiać o tym z kimś, jednak tym kimś nie była Yue, a ktoś bardziej zaufany, do kogo zawsze mogła się zwrócić. Zerknęła ukradkiem na telefon. Brak nowych wiadomości.
- Te duchy, o których piszę... - wtrąciła znów ni stąd ni zowąd. Zatrzymała się jednak w połowie. Czy Yue, jako koleżanka pisarka miałaby ją za wariatkę gdyby powiedziała jej, że rzeczywiście je widziała? To oczywiście pozostaje kwestią sporną a zapewne znawca ludzkiej psychiki sam kazałby Trzynastce najpierw odstawić używki, a potem przejść porządne leczenie, ale sama Trzynastka była przekonana, że jej historie traktują o rzeczywistych zdarzeniach. Nie była jednak pewna czy może powiedzieć to na głos przy dziewczynie. Choć była dla niej miła, nie łączyły ich tak głębokie więzi. - Myślę, że one są prawdziwe i żyją wśród nas - zakończyła w miarę neutralnie, nie chcąc wywołać kolejnej dyskusji o psychiatrze, których aż nazbyt często zdarzało jej się wysłuchiwać, najczęściej od rodziców dzwoniących od czasu do czasu by upewnić się, że ich córka jeszcze żyje.
Trzynastka zamieszała kubkiem z cappuccino by pianka nieco wymieszała się z kawą i upiła łyk. Nie, zdecydowanie powinna była porzucić potrzebę podzielenia się swoim światopoglądem już wcześniej. Może da się to jeszcze jakoś uratować, wycofać?
- Ale na pewno nie są tak przerażające jak w moich opowiadaniach - wybrnęła w końcu, uśmiechając się tajemniczo i mając nadzieję, że Yue nie potraktuje jej słów zbyt poważnie. To był tylko taki żart, dla dodania jej powieściom pikanterii, dreszczyku emocji. Wcale ostatnio nie dzwoniła do swojego najbliższego przyjaciela z przerażeniem, że w pralce utknął jej demon, wcale.
@Chishiya Yue
Chishiya Yue and Kurō Satō szaleją za tym postem.