Centrum handlowe Nikka - Page 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 18:45
First topic message reminder :

Centrum handlowe Nikka


Nawet najbardziej zagorzali bywalcy potrafią zgubić się w meandrach tego miejsca. Nie bez powodu zresztą do pobrania jest specjalna aplikacja, której zadaniem jest nawigowanie gości po całym terenie. Nikka jest największym centrum handlowym w Fukkatsu, w którego skład wchodzi blisko 550 sklepów, ponad 60 restauracji, kawiarni oraz barów, 10 kin, karaoke, kręgielnia oraz słynny szklany most przeciągnięty na najwyższym piętrze między najbardziej oddalonymi od siebie punktami. Najodważniejsi mogą zmierzyć się z olbrzymimi wysokościami, przy jednoczesnym wrażeniu chodzenia po powietrzu. Na parterze, w samym centrum, uświadczyć można za to relaksu w specjalnie wyselekcjonowanej części przeznaczonej na ogród. Strefa ta imituje niewielki park z zadbanymi klombami, drzewkami i kwiatami. Z zewnątrz zachwyca także szklany dach, którego powierzchnia odbija od siebie wszystkie kolory tęczy w najpogodniejsze dni.

Haraedo

Umemiya Eiji

Wto 16 Lip - 0:21
2038/04/27

Za każdym razem patrzę za okno i wydaje mi się, że stoję w miejscu. Że to, co widzę przez szybę, nie stanowi elementu mojego małego, powstającego świata. Mam wiele pytań. Sekundy płyną przez palce, zamieniając się w minuty i godziny, a następnie doby. Nie mogę ich wszystkich zatrzymać, a zamiast tego z jednej strony mam sobie "dać czas", a z drugiej "on ucieka". Cóż za paradoks.
- Jak się pan czuje?
Budzę się z krótkiej nieobeności. Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Za każdym razem, gdy siedzę i rozmawiam, wydaje mi się, iż wzrok lekarki jest przenikliwy, aczkolwiek uprzejmość stawiam na pierwszym miejscu. W końcu to czysta formalność - coś, co ma mi pomóc. Ale czy na pewno.
- Myślę, że dobrze.
Myślę, więc jestem. Cogito ergo sum. A nawet jeśli tak jest, to mimo wszystko i wbrew wszystkiego wydaje mi się, iż myślę za dużo. Widzę za dużo - chciałbym widzieć mniej. Odwrócić wzrok można w sposób prosty, ale nie z dumą. Boli w serce, stanowi drzazgę na honorze - wzydcham i wiem, że w lustro ciężko będzie mi spojrzeć; opuszczanie murów szpitala wydaje mi się być dziwnie nieprzyjemne. Tak samo jak przyjście tutaj. Zresztą, jak wszystko teraz.

~*~

Centrum handlowe znajdujące się w centrum miasta kusi mnie coraz bardziej. To nie tak, że nie mam samokontroli, a prędzej czuję, iż czegoś mi brakuje - nie tylko wspomnień. Emocji, zapotrzebowań, zainteresowań. Szybkie zakupy nie powinny stanowić błędu, skoro i tak już mam czas, a zapasy jedzenia przydałoby się prędzej czy później uzupełnić.
A co, jeżeli coś ponownie się stanie? A co, jeżeli tym razem nie wrócę? Zostanę ponownie zaatakowany? Niepokój łączy się w filigranowym tańcu z pragnieniem i głodem po wyczerpującej sesji, co wprawia mnie w coraz to gorszy nastrój i prosi się jedynie o drażliwość. Spokojnie - mówię do siebie, biorąc kolejny, głęboki wdech. Jest tutaj dużo ludzi. Jak coś się ma stać, to na pewno zostanie to przez kogoś zauważone.
W dłoni mam nowy używany, odnaleziony w szafce z rzeczami telefon ze zbitą szybką, dzięki któremu mogę nawigować po Fukkatsu bez większych przeszkód. Oczywiście staram się nie chodzić cały czas z nosem w mapce, co nie zmienia faktu, iż jest to dla mnie wyjątkowo ciężkie.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - kilkanaście minut od sklepu zamienia się w prawie kilkadziesiąt, gdy mój zmysł przestrzenny i orientacji w terenie postanawiają zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu wręcz. Dlatego, gdy docieram do centrum handlowego, od razu instaluję aplikację - nie chcę błądzić. A na pewno nie tutaj, gdy ogromna ilość sklepów wydaje się być wyjątkowo przytłaczająca.
Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu z żywnością, aby załatwić to, co jest mi potrzebne do przetrwania w mieszkaniu. Zastanawiam się nad tym, czego mi ostatnio brakowało - nie no, mydło jest. Żel pod prysznic także. Na słodycze mi nie żal. Znajduję ciekawą, różową wodę z galaretką kokosową w małej, uroczej butelce, którą biorę. Kartonik z sokiem, który wypiję, gdy tylko stąd wyjdę. Nim się oglądam, a dłonie mam wypełnione najróżniejszymi rzeczami; tuptam między regałami i staram się znaleźć kasę, zanim to, co niosę, pod wpływem poruszania się straci równowagę i spadnie niefortunnie na podłogę. Całej sytuacji nie pomaga utrudniona sprawność w prawej dłoni.
Tylko w tym szaleństwie nie zauważam, że na kogoś wpadam - P-Przepraszam! - jąkam się i mówię za głośno, następnie wydaję z siebie jakiś dziwny dźwięk, cofam się do tyłu, ale i tak czuję, że kompletnie tracę kontrolę nad tym, co się dzieje dalej.

k6:

@Seiwa-Genji Enma
Umemiya Eiji

Raikatsuji Shiimaura, Raikatsuji Yuzuha, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Wto 6 Sie - 1:35
Tłumy od zawsze go męczyły. Jego introwertyczna osobowość w połączeniu z postępującą głuchotą stanowiły niebezpieczną mieszankę, która tworzyła niewidzialną bańkę dookoła niego. Nienawidził również robić zakupów, więc wybór dnia w środku tygodnia, dodatkowo o w miarę wczesnej godzinie, okrutnie kusiło. Większość osób o tej porze była albo w pracy, albo w szkole. Dodatkowo pogoda zapowiadała ulewę, dlatego też to był idealny moment na uzupełnienie zapasów w domu.
Wpierw zaszedł do apteki po jakieś silne leki zbijające gorączkę. Co prawda zdawał sobie sprawę, że żadne panaceum mu nie pomoże, jednakże nawet chwilowa ulga była zbawienna. Skóra na żebrach, gdzie ponad rok temu Warui pozostawił po sobie ślad przy zawieraniu kontraktu palił żywym ogniem. Czuł, jak tysiące rozgrzanych igieł wbija się w miękką tkankę, odbiera oddech i krztusi kolejną falą niekontrolowanego kaszlu. Musiał jak najszybciej odnaleźć źródło swojego aktualnego stanu.
Klątwy.
Choć klątwą to nie było. Przecież wiedział o tym. Czuł. Zwłaszcza, że ów zjawisko dopadło również Hecate. Musiał działać szybko. Szybciej, niż do tej pory. Ale jak miał tego dokonać, skoro nawet nie wiedział gdzie zacząć?
Zagryzł wnętrze dolnej wargi, gdy od niechcenia wrzucił do wózka wodę w plastikowej butelce. W głowie mu huczało, jakby był na dwudniowym, alkoholowym rauszu. Sięgnął do hebanowych włosów, i niedbale odgarnął je z ciepłego czoła, choć kosmyki niesfornie już po chwili wróciły na swoje miejsce.
Jego myśli pochłaniały intensywne myśli, rozgrzebując rozsypane fragmenty wspomnień i pamięci. Gdzie powinien szukać. Po jakie księgi sięgnąć, by natrafić na chociaż skrawek pożądanej wiedzy.
Być może z racji pogrążenia w myślach, a być może przez jego aktualny stan, kompletnie zaskoczony nawet nie zauważył, że ktoś się do niego zbliża. W ostatniej chwili dwubarwne tęczówki spojrzały w bok, gdy nieznajome ciało wpadło na chłopaka, ale było zdecydowanie za późno na jakąkolwiek reakcję. Drobne, umęczone nogi Enmy zadrżały, jakby w ostrzeżeniu, że lada moment runie w dół wprost na spotkanie z brudną, kafelkowaną podłogą sklepu. I najprawdopodobniej tak by się stało, gdyby nie zbawienny wózek zakupowy stojący tuż przed nim, na którym palce ciemnowłosego zacisnęły się z taką siłą, że aż pobielały jego knykcie. Zakołysał się niebezpiecznie jakby przemierzał najdalsze oceany na pokładzie małego statku, wydając z siebie przy tym ostrzegające warknięcie pełne niezadowolenia.
Odezwał się dopiero po dłużącej chwili, upewniwszy, że jego stopy wciąż znajdują się na stabilnym terenie, a niebezpieczeństwo upadku przeminęło.
- Nic nie szkodzi. - rzucił sucho, odwracając niechętnie głowę, by spojrzeć na źródło nagłego, acz krótkiego chaosu.
Nie spieszył się, aby podać mu rękę i zaoferować pomoc. Właściwie nawet nie zamierzał tego robić. Nie jego problem, nie jego wina. I już miał odwrócić się i odejść, kierując w następną alejkę, z konserwami, kiedy jego umysł przyspieszył, a przed oczami zaczął kształtować się z początku niewyraźny zarys znajomej twarzy.
- Umemiya? - zapytał, a jego ton uległ drastyczniej zmianie, pozwalając sobie na odrobinę zaskoczenia. Co prawda nie widział chłopaka prawie dziesięć lat, ale jego charakterystycznej twarzy nie potrafił zapomnieć. Oczywiście zmienił się, wiadomo. Był wyższy, lepiej zbudowany, o poważniejszym spojrzeniu niż jeszcze za czasów szkolnych. Ale niewątpliwie był to Umemiya.
- Nie wiedziałem, że wróciłeś. - dodał po chwili, choć jego ciało wciąż nie pchało się do pomocy.
Jakby zastygło w czasie, a jakaś niewidzialna dłoń wcisnęła przycisk "pause".

Ubiór

@Umemiya Eiji


Centrum handlowe Nikka - Page 4 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Wto 6 Sie - 3:08
Wszystko dzieje się szybko; tonę w zamyśleniu i zaczynam tonąć w braku równowagi. Biada mi. Albo biada komuś; wszystko jedno. Sekundy upływają tak szybko, iż nawet nie jestem w stanie stwierdzić, w którym momencie stykam się z niefortunną, brudną podłogą, choć nie to jest uwłaczające w tejże sytuacji. Zdarza się - nie jestem maszyną, która może bez problemu przyjąć na siebie każde uderzenie, jakby nigdy nic się nie stało. Nie jestem pozbawionym wad człowiekiem, który bije ideałami, jakie to - krocząc jego ścieżką - powinien każdy reprezentować. Porażka to nieodłączny element ludzkiego życia i tego się trzymam, wszak nie zawsze można obliczyć, co będzie najkorzystniejsze w danej sytuacji.

Lewa dłoń sprawnie amortyzuje siłę uderzenia o podłogę, prawa - nieszczególnie. Niemożność prawidłowego zgięcia palców przyczynia się do odczucia lekkiego, acz możliwego do wytrzymania bólu. Z cukru zrobiony nie jestem, ale zdecydowanie powinienem bardziej na siebie uważać - tym bardziej że rana się zasklepiła, owszem, ale organizm i tak dostał wystarczającego szoku po wydarzeniach, które miały miejsce ponad miesiąc temu.

Czy nieszczęściem można zarażać? Prawdopodobnie tak, dlatego chyba lepiej, abym pozostał w domu, a nie szwendał się po centrach handlowych z telefonem w nosie. Przyglądam się mężczyźnie przez bardzo krótki moment, opuszkami palców dotykając podłoża. To się nazywa różnica w podejściu, którą odczuwam może nie natychmiast, ale wydaje się być dziwną, przenikającą do umysłu aurą. Odczuwam wiele, może nawet i za wiele w tak prostej konfrontacji, która początkowo nie ma żadnych zalążków na kontynuację - ot, nie znamy się, jesteśmy zwykłymi klientami sklepu, nic więcej. Z tonu głosu mogę jednak odczytać wiele, choć ewidentnie nadal cała reszta pozostaje poza zasięgiem metaforycznej, wyciągniętej do przodu dłoni. W szczególności, gdy siedzę poniżony z rzeczami, których to zakupu jeszcze nie dokonałem. A trzeba było wziąć koszyk - gryzę się w język.

I tak oto pragnę powstać, już sprawniej manewrując lewą dłonią, którą staram się nieco wyćwiczyć, żeby, zamiast sprawiać balast, zaczęła służyć dobrym celom, dopóki nie słyszę jednego, acz wzbudzającego we mnie zdziwienie słowa. Zamieram niczym roślinożerne zwierzę, gdy zostaje w końcu złapane przez spragnionego pożywienia drapieżnika; serce bije szybciej. Jest to męczące, jest to doskwierające, ale jednocześnie stanowi coś nieuniknionego i - w końcowym rozrachunku - pożądanego.

Sytuacja się powtarza, tylko z kimś innym. Pierwsze Tsugumi, potem Asami, którego przenocowałem. Tylko kim dokładnie jest ta osoba, która nadal znajduje się wyżej ode mnie? Jakie jest prawdopodobieństwo trafienia w tym miejscu na kogoś, kogo znałem? Skąd ją znam? Prób tych niemal od razu unikam, gdy głowa odmawia posłuszeństwa, powodując narastający puls bólu. Przyglądam się ubiorowi, starając wyłuskać cokolwiek, ale nic poza dobrym gustem i stylem nie widzę. Znajduje się pomiędzy nami przepaść - na sobie mam wypraną z koloru bluzę, możliwie dużą i niespecjalnie pasującą do reszty. Wypłowiały - ten przymiotnik idealnie pasuje do zobrazowania tego, co obecnie przykrywa kruche i pozbawione większej siły ciało.

- Przepraszam, a-ale... czy my się znamy? - patrzę na niego uważnie, gdy zbieram w końcu te rzeczy z podłogi, pierwsze powstając z kolan porażki i upadku. Mogło być zdecydowanie gorzej, ale mogło być też i lepiej. I tak, to może wyglądać na nieuprzejme, że staram się pozbierać nieład, do którego doprowadziłem, ale nie potrafię inaczej. Tak oto w dłoniach znajdują się te rzeczy, w tym jednej, która prędzej służy za podpórkę, a nie za rzeczywisty, stabilny chwyt.

Trudno nie zauważyć bladości nieznajomego, przypominającej wręcz kredę i zastanawia mnie nad tym, czy ma jakieś poważniejsze podłoże poza naturalnością. Heterochromia odznacza się niemal od razu, gdy światło sklepu pozostaje takie samo i nie powoduje żadnych iluzji w zakresie jednakowego odbioru barw. Mężczyzna nosi soczewki czy naturalnie takie posiada? Jeżeli mogę być czegoś pewny, to tego, iż nie jest kolejnym wymysłem mojego umysłu, a realnym, istniejącym bytem.

"Nie wiedziałem, że wróciłeś."

Tak, ten ktoś musi mnie ewidentnie znać, ale... kiedy wróciłem? W którym momencie? Nie chcę myśleć, a szpilki te tak naturalnie zatruwają rzekę myśli, powodując niewielki, widoczny grymas bólu. Wystawianie się na takie potencjalne sytuacje to przede wszystkim migreny i ogrom pytań stanowiący ciężar na słabych, pozbawionych wspomnień plecach, gdzie karty historii są czyste i pozbawione atramentu.

- Było coś... - zamieram na moment, ale trwa to dosłownie ułamek sekundy - d-do czego miałem wracać? - nie mogę się powstrzymać; ten miesiąc jest dla mnie poznawaniem nowych osób, a to, czy byłem dla innych kimkolwiek przeszłości, pozostawało poza zasięgiem moich zmęczonych oczu. O co tutaj chodzi? Błądzę w labiryncie niepewności, nie mogąc znaleźć w nim własnej tożsamości - ta rozbiła się na milion kawałków niczym lustro, które przynosi nieprzychylność losu. Zaniknęła w mroku, wbijając się w skórę i powodując spływ życiodajnej substancji na dół, tworząc kałużę szkarłatu.

Umemiya, nie masz się czego bać, zaufaj.

- M-Może zabrzmi to dziwnie, ale niczego nie pamiętam. Nie to, że ciebie nie p-pamiętam. - wkurza mnie to jąkanie się, ale nie jestem w stanie nic z nim konkretnego zrobić. Czuję się tak, jakbym odsłaniał swój najsłabszy punkt, mimo iż powinno to być dla mnie całkowicie naturalne i pozbawione wstydu. Wstydzę się, że nie znam kogoś, kogo powinienem znać, kogo stary Eiji znał. - Wszystkiego. Z-Znajomych, przeszłości, rodziny. Tego, kim dla ciebie p-potencjalnie byłem, jakkolwiek to nie brzmi. - melancholia wydaje się wykazywać w smętności źrenic, które nie błyszczą, a prędzej oddają niezadowolenie. I tak, wiem, nie powinienem po sobie jechać, ale jest ciężko, momentami za ciężko. - Nie znam też twojego imienia... - kim on jest, to już dla mnie stanowi co najwyżej zagadkę. - Czy my utrzymywaliśmy j-jakiś stały kontakt? Czy p-po prostu się znaliśmy? - ciężar tych słów opuszcza moje struny głosowe, wcale nie odejmując problemów, jakie męczą strudzone tym wszystkim, bijące pod sklepieniem żeber serce.

Ufać? Nie ufać? Na ile ktoś mnie może chcieć wykorzystać?

@Seiwa-Genji Enma


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Pon 2 Wrz - 21:24
Zmrużył nieznacznie oczy, przyglądając mu się niczym drapieżnik spoglądający z uwagą na swoją ofiarę. Próbował wyczytać z jego oblicza właściwie cokolwiek. Mówił prawdę? Ciężko było mu w to uwierzyć. Wątpił, aby Seiwa aż tak się zmienił. Oczywiście, nie widzieli się z dobre kilka lat, ale w tym czasie w aparycji Enmy nie zaszły jakieś wielkie i spektakularne zmiany. A więc kłamał? Tylko czemu rozbiegane spojrzenie Umemiyi wydawało się aż tak prawdziwe i... szczere.
Zresztą, nie Enmie było oceniać. Najwidoczniej młodszy chłopak miał powód, dla którego wolał udawać, że się nie znają. Może tak było lepiej. Sam Seiwa nie należał do osób, które ściśle otaczają się innymi. Wychodził z założenia, że akurat w jego przypadku samotność była jedynym, słusznym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę zarówno jego pochodzenie, jak i to, czym się zajmował.
Odetchnął przez nos i przykucnął. Nie spoglądając na niego zaczął powoli zbierać rozsypane po ziemi produkty, tym samym w milczeniu oferując pomoc. I choć sam nic nie mówił, to z pewnością go słuchał. A każde kolejne wypowiadane słowo przez młodego chłopaka wywoływały w Enmie coraz to bardziej mieszane uczucia i emocje.
Już sam do końca nie wiedział czy mu wierzyć, czy też nie. Być może mówił prawdę i naprawdę doznał jakiejś cholernej amnezji, a być może był po prostu zajebiście dobrym aktorem.
- Nie wiem. - wreszcie odparł, podnosząc się z ziemi i wrzucając do koszyka jego produkty, choć zadbał o to, aby były odgrodzone od tego, co sam wybrał do kupienia. Przeniósł spojrzenie dwubarwnych tęczówek przypominających bursztyn i wzruszył lekko ramionami.
- Nie wiem czy miałeś do czego wracać, czy też nie. Nigdy nie byliśmy aż tak blisko. Mieszkałeś tu, w Fukkatsu, w okolicach Asakury. Chodziliśmy razem do tej samej szkoły, chociaż dzieliły nas dwa lata różnicy. Kiedy ty zaczynałeś swój pierwszy rok w nowej szkole, jak przygotowywałem się do jej opuszczenia. - wskazał ruchem głowy, aby wrzucił resztę produktów do wózka sklepowego. Już raz wszystko posypało się z jego rąk niczym zdmuchnięty domek z kart. Skoro oboje i tak kierowali się do kasy, to czemu nie dzielić jednego wózka i pomóc sobie wzajemnie.
- Tak na dobrą sprawę poznaliśmy się na kółku paranormalnym. Można powiedzieć, że jestem twoim senpaiem. - posłał mu lekki uśmiech, choć kąciki ust nie uniosły się zaskakująco wysoko. - Także bez obaw. Miałeś prawo o mnie zapomnieć. Z amnezją czy też nie. Nie byliśmy jakoś blisko związani, ot, trzymała nas razem tylko szkoła, i to zaledwie niecałe pół roku. Z tego co wiem, to tuż przed jej zakończeniem wyjechałeś. Chyba z rodziną. I kontakt się urwał. W sumie nawet nigdy go nie było, bo nie wymieniliśmy się numerami telefonu. Ale byliśmy na tej samej grupie, którą założył Michiru. Ach, no tak. Pewnie go nie pamiętasz. Był przewodniczącym klubu. Zmarł rok temu. Wpadł pod samochód. - informacje, które podawał, zdawały się być jedynie suchymi faktami, pozbawionymi jakiejkolwiek, emocjonalnej otoczki. Jakby właśnie rozmawiał na niezwykle trywialny temat; o pogodzie bądź porannych wiadomościach, a nie wspominkach z lat szkolnych.
I być może tak właśnie było.
Nie przywiązywał się emocjonalnie do ludzi, wspomnień ani też przedmiotów. Starał się klasyfikować je wszystkie w jednej, stonowanej linii, którą trzymał daleko i na dystans. Nienawidził robić pod tym względem ustępstw, zwłaszcza dopuszczać do siebie jakiekolwiek sentymenty. Już raz tak zrobił, stosunkowo niedawno.
I do dnia dzisiejszego borykał się ze złamanym sercem. Dlatego też - nigdy więcej.
- Swoją drogą, nie pamiętasz z powodu wypadku? Co się stało? Czy tego też nie pamiętasz? - pytanie padło nagle i niespodziewanie, kiedy historia Umemiyi w Fukkatsu dobiegła końca. Stanęli właśnie w kolejce do kas, i Enma zaczął niespiesznie wyciągać swoje własne produkty, które w głównej mierze stanowiły mrożonki i inne gotowe przetwory.
- Chyba że wolisz nie odpowiadać. Zrozumiem.
To nie tak, że kiedy opuszczą teren sklepu, pożegnają się i odejdą każdy w swoją stronę, to ponownie się spotkają. Enma szczerze w to wątpił.
Fukkatsu było wielkie.
A było jeszcze większe, kiedy ktoś nie chciał być odnalezionym.

@Umemiya Eiji


Centrum handlowe Nikka - Page 4 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Umemiya Eiji

Sob 14 Wrz - 0:19
Obserwacja.

Mowa ciała potrafi powiedzieć wiele o człowieku. Mikroekspresje czy inne tego typu zjawiska natomiast jedynie potwierdzają w dość trywialnych, łatwych do stwierdzenia faktach. To, co biegnie pod kopułą czaszki, to już kompletnie inny poziom, którego nikomu nie udało się jeszcze osiągnąć. A przynajmniej mam taką nadzieję, wszak na odrobinę prywatności każdy zasługuje w tym pełnym technologii świecie.

Podejrzewam, że nawet kamery wydają się rejestrować więcej, niż czasami ludzki wzrok jest w stanie dostrzec; jest to paskudne. Paskudna obserwacja każdego kroku, każdego oddechu, choć wynikająca ze zgody i ostrzeżeń o tym, że obiekty są monitorowane. Monitorują je jednak nie tylko maszyny, ale też i ludzie.

Czuję się w tym momencie właśnie... w ten sposób. Nie tyle może monitorowany, co prędzej obserwowany, gdzie każdy mój krok może zadecydować o kolejnych, mniej lub bardziej przychylnych. Tkwię w swoim monologu bez późniejszego zastanowienia, tkwię w myślach "dlaczego on mi pomaga", bo przecież nie ma ku temu obowiązku. A na pewno nie miał moment temu, kiedy to w oczach obcego człowieka byłem jedynie kimś obcym. Kimś, kogo można zignorować, obok kogo można przejść absolutnie obojętnie.

Kimś niewartym uwagi. Na poziomie znacznie niższym.

A może to tylko i wyłącznie moja wyobraźnia, która wynika z niskiej, upadającej niczym zdradzony i zwodzony przez słowa wyższych, anioł? Gdzie pióra odpadają z każdym kolejnym metrem, aby ujawnić to, jak kruche ciało potrafi być, gdy tylko zostanie obdarte z tego, co stanowiło jego fundamentalną ochronę?

- Przepraszam. Nie powinienem... z-zadawać tego pytania. - obudzenie się z tego niekończącego się koszmaru nie jest możliwe. Będzie on trwał, dopóki nie oswoję tych demonów, tych nieznanych gruntów, a przede wszystkim fali potrafiącego nadejść niespodziewanie bólu przedzierającego się przez kolejne tkanki. To takie... paskudne. Jak mam nie zadawać sobie samemu pewnych pytań i nie chcieć odkopać tego, co zostało pogrzebane bezlitośnie, jeżeli wskazówki te ewidentnie wskazują na pochówek niemożliwy do zignorowania?

- Dziękuję. - odpowiadam jeszcze na udzieloną przez niego pomocną dłoń w zakresie produktów zdobiących podłogę swoją obecnością. Mogło być lepiej, przynajmniej na starcie, wszak ciężko jest pozbyć się pierwszego wrażenia; no cóż. Pozostaje to tylko i wyłącznie przeprogramować poprzez znajomość.

Chociaż nie wiem, czy jest to aby na pewno odpowiednie słowo.

- K-Kółku paranormalnym? - pytam się bardziej żywo, kiedy to wizje z jednej strony bolą, z drugiej... staram się znaleźć odpowiedź na ich istnienie. Lekarzom tłumaczyłem to, podczas pobytu w murach szpitalnych, jako zapewne przeciążenie. Jako uszkodzenie mózgu. Przecież istnieją choroby, istnieje klasyfikacja medyczna, istnieje wytłumaczenie, a każde wyjście na miasto wydaje się być coraz to większym wystawieniem na możliwości własnej wyobraźni. Tak, to jest ewidentnie to; dlaczego jednak nie chcę wierzyć w przedstawianą przez samego siebie wersję? - Na czym ono konkretnie polegało, senpai? - nie, nie, Umemiya, to tylko i wyłącznie zabawa zapewne. Kółka istnieją, bo ludzie są ciekawi, ale nie ma nic paranormalnego w tym świecie. To po prostu ludzka wyobraźnia mająca na celu wytłumaczyć pewne zjawiska, nic więcej.

Dlaczego zatem czuję się rozdarty?

- Nie wiem. Wydaje mi się, ż-że wolałbym jednak nie zapomnieć. - mówię to jako Eiji obecny, nie jako ten poprzedni, ale nie wydaje mi się, abym był tak nieszczęsnym i paskudnym, zapatrzonym w sobie ignorantem. Takie epitety bym wobec samego siebie stosował, wobec innych - niekoniecznie. Stawianie samego siebie w gorszej pozycji niż reszta przychodzi mi wręcz naturalnie, jakbym nawet nie zasługiwał na oddychanie w tymże sklepie; paskudne jest to uczucie.

Tak samo to, jak zaczyna mnie boleć głowa. Chciałbym, aby to cierpienie, z którym miałem wcześniej do czynienia, przyczyniło się do jakiejś wytrzymałości w tym zakresie. No cóż, nie tym razem; informacja o utracie jednej osoby, z którą może mnie niewiele łączyło, ale coś łączyło, powoduje pęknięcie struktur serca, które może i nie pamięta przewodniczącego, ale pamięta przede wszystkim, jak odczuwać pewne emocje.

- Przykro mi z tego powodu. - kieruję wzrok ku podłodze, bo choć i nie mam prawa go pamiętać, tak jednak pewnego rodzaju melancholia wydobywa się zza tych zmęczonych, przebodźcowanych źrenic. Dlaczego mnie uderza tak bardzo śmierć kogoś, kogo nie znam? - Czy jest coś jeszcze ważnego, co s-się przydarzyło, kiedy mnie już tutaj... no cóż, nie b-było? - pytanie opuszcza moje usta dość niepewnie; nie wiem, czy chcę znać odpowiedź.

Może dlatego fakty bolą, bo uważam, że za każdą duszę powinno się walczyć, aby zyskała kolejną szansę. Być może dlatego tak bardzo przykładam uwagę do emocji otaczających konkretne jednostki, aby bardziej zrozumieć ich działania; to właśnie dlatego rozmowa o kostuchy odwiedzającej niefortunnego człowieka pokazuje dwie skrajności; nie jestem w stanie zobaczyć, co odczuwa nieznajomy. Jakie emocje nim targają.

Cegła po cegle. Niewidzialny mur, którego nie jestem w stanie przeskoczyć. A przynajmniej nie teraz. Chcę wierzyć, że to nie jest brak emocjonalności, brak trywialnych odczuć wobec otaczającego świata, dlatego przyjmuję taki scenariusz. Ludzie z natury nie są źli, to społeczeństwo i jego konstrukcja powoduje, iż jedyną opcją jest wycofanie się z tym, co nas wewnątrz trapi.

A wierzyć w innych może nie powinienem tak mocno, ale nie potrafię podejść w odmienny sposób. Nawet jak ich nie znam.

- T-Tak, z powodu wypadku. - odpowiadam, choć jest to odpowiedź poprzez bolesne... fakty. Nie wspomnienia, bo nie wiem, co się wydarzyło tamtej nocy; wiem jedynie, że coś nieprzyjemnego. Coś, co spowodowało, iż moje serce przestało bić, a płuca utraciły zdolność oddychania. Wstrząs hipowolemiczny, jak ktoś by to ładnym, medycznym terminem chciał określić. - Dokładnie to... - czy powinienem o tym mówić? Przecież nie uniknę odpowiedzi, prędzej czy później.

Przecież nie uniknę tego, co mnie spotkało. Nie zdołam udusić w zarodku faktu, iż ktoś chciał, abym zniknął. Abym przestał być potencjalnym problemem. W tym momencie zapominam nawet wyłożyć produkty na kasę, acz szybko się poprawiam.

- W porządku. J-Jakby, tego, co się wydarzyło, nie zdołam zmienić. - brzmi to smętnie. Brzmi to jak coś, czego żadna dłoń nie zdoła przekreślić. Wzdrygam się minimalnie, ale na tyle, aby można było to zauważyć. Palce bardzo pragną zacisnąć się na przedramieniu, lecz się przed tym powstrzymują. - Z tego, co się dowiedziałem, t-to zostałem napadnięty. Dźgnięty - tutaj przerywam, wędrując wzrokiem po czymkolwiek, byleby nie po oczach nadal nieznajomego mi mężczyzny - i uderzony w g-głowę. - coś normalnego. Po prostu trafiło na nieodpowiednią osobę o nieodpowiedniej porze w nieodpowiednim miejscu. Tak chcę to sobie tłumaczyć, ale nie do końca pragnę w to uwierzyć. - Przynajmniej t-tak mi powiedziano. Jak dokładnie to wszystko wyglądało... no cóż. N-Nie mam bladego pojęcia. I chyba nie chcę wiedzieć. - przynajmniej nie teraz, przynajmniej nie w tym momencie, gdy ludzka dusza jest rozchwiana, a przyszłość znajduje się pod znakiem zapytania.

- Też, n-na razie to nie jest istotne. - mruczę pod nosem, choć może to zostać uznane za dość niemiłe. Łatwiej jest mi odwrócić kota ogonem od tego tematu, bo przecież nie znam pojęcia asertywności. - C-Czym zająłeś się po zakończeniu edukacji? Jeżeli mogę się zapytać, o-oczywiście. Nie chcę narażać twojej prywatności. - w końcu przecież mnie on nie zna. Inaczej: zna, ale jako kogoś innego.

Jako kogoś, kto był w kółku paranormalnym. Jako prawdopodobnie osobę o innych wartościach i innym usposobieniu.

Ja nie byłem.

@Seiwa-Genji Enma


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Czw 19 Wrz - 22:28
- Hm. - zamyślił się na moment, próbując wyłowić w głowie odpowiednie myśli, które potem uformują się w składne zdania. Tak na dobrą sprawę ciężko mu było odpowiedzieć jednoznacznie, bo dla większości członków klubu była to pewnego rodzaju zabawa. Zabijacz czasu w mało wymagającym klubie ze skąpą ilością członków. Nie było męczących treningów, które wyciskały siódme poty. Nie było też konkursów, turniejów czy zawodów. Jasne, trafiały się wypady do opuszczonych budynków jak świątynie czy stare domy. Zdarzały się też nocne polowania na duchy w lesie czy nawet na cmentarzu. Ale przez cały ten czas do klubu podchodzono z wyraźnym przymrużeniem oka.
Ale nie dla Enmy.
W przeciwieństwie do reszty bandy z kółka, chłopak od dziecka widział inny świat. Yurei, borei i yokai były częścią jego życia. Jego uczestnictwo w klubie miało zupełnie odmienne podłoże, a przynajmniej na samym początku. Zapaleni fani zjawisk paranormalnych okazali się zaskakująco dobrym źródłem wiedzy w przypadku miejsc, w których potencjalnie mogły zamieszkiwać prawdziwe istoty spoza świata ludzi. Niejednokrotnie sam udawał się na małe rozeznanie, by sprawdzić, czy aby na pewno znajdzie tam jakąś marę, którą być może trzeba było poddać rytuałowi oczyszczenia. Z czasem uczestnictwo w klubie stało się rutyną, czymś, bez czego Enma nie wyobrażał sobie licealnej młodości.
- Właściwie.... chyba na tym samym, co inne kluby. - odpowiedział lakonicznie, unosząc lekko ramiona ku górze. - Spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu. Zazwyczaj siedzieliśmy w małym pokoju, czasami bawiliśmy się w 'przywoływanie' duchów - na samo wspomnienie usta ugięły się w krzywym uśmiechu. Takie zabawy, pozornie niewinne, tak naprawdę były swoistą zabawą z ogniem. Bywały niebezpieczne, a ich skutki i konsekwencje mogły skończyć się tragicznie. Enma wielokrotnie próbował interweniować i odciągnąć pozostałych członków od takiego pomysłu, ale zazwyczaj był traktowany jak tchórz, i koniec końców robili swoje. A Seiwie nie pozostawało nic innego, jak patrzeć na to wszystko z boku i być przygotowanym na najgorsze.
- Czasami mieliśmy wypady w teren. Wiesz, takie uganianie się za duchami. Pamiętam, że byłeś wielkim fanem takich polowań. - odwrócił głowę lekko w bok, by spojrzeć na drugiego chłopaka, przesuwając powoli spojrzeniem wzdłuż jego profilu. - Powiedz, Umemiya-kun, nadal wierzysz w duchy? - pytanie zawisło między nimi jak niedokończona historia. Enma nie zamierzał dopytywać, ani też drążyć tematu. Jeżeli chłopak będzie chciał się przed nim bardziej otworzyć, to zrobi to.
Jednakże na kolejne pytanie, jakie padło, zmarszczył lekko nos w niezadowoleniu. Nienawidził tak ogólnikowych pytań.
Czy coś ważnego przydarzyło się, kiedy go nie było?
Cała masa. A jednocześnie nic, co mogłoby mieć bezpośredni wpływ na Umemiye. Czy pytał o Fukkatsu, czy o niego samego, Enmę? Było to pytanie pokroju "Co u ciebie" albo "Jak się masz". Zbywalne, na odczepnego rzucone ochłapy.
- Zależy o co dokładnie pytasz. Bo wydarzyło się naprawdę wiele rzeczy, ale nie wiem, na ile mogą być dla ciebie ważne. Rzeczy, które nie mają bezpośredniego połączenia z twoją osobą, a które noszą swoją wagę. Przynajmniej dla innych. Przynajmniej dla mnie. - posłał ulotny uśmiech w stronę filigranowej, młodej kasjerki, kiedy wyciągnął z kieszeni bluzy portfel, aby zapłacić za swoje zakupy.
- Festiwale. Kataklizmy. Wypadki. Celebracje. - wymienił ogólnikowo, przykładając kartę do czytnika - Śluby. Narodziny. Pogrzeby. Umemiya-kun, minęło naprawdę sporo lat od kiedy wyjechałeś. - westchnął cicho, otwierając siatkę, do której zaczął niedbale wrzucać swoje produkty.
Sądząc po sposobie bycia, chłopak naprawdę się zmienił. Jąkał się, wydawał zamknięty w sobie i wycofany, a przede wszystkim - wystraszony.
Co jakiś czas posyłał w jego stronę krótkie spojrzenia, nie mogąc wyzbyć się wrażenia, że po dawnym koledze ze szkoły pozostał jedynie cień.
Ludzie się zmieniają.
Ale aż tak?
Niby amnezja była wytłumaczeniem, ale Enma nie mógł wyzbyć się gorzkiego posmaku na języku. I choć coś mu nie grało, to nie zamierzał się wtrącać, ani też rozgrzebywać.
Nie jego sprawa.
- Rozumiem. Przykra sprawa. Mam nadzieję, że złapali tego dupka i że teraz gnije w sali więziennej oczekując na wyrok egzekucji. - pokiwał głową, ponownie uważając temat za zamknięty. Ponownie postawił kropkę na końcu zdania i przerzucił stronę książki.
Poczekał aż jego towarzysz zapłaci za swoje zakupy, a następnie spakuje je do siatki, po czym ruszył wraz z nim w stronę wyjścia. Najpewniej po przekroczeniu rozsuwanych drzwi każde z nich uda się w swoją stronę. I bogowie tylko wiedzą czy ponownie wpadną na siebie, przypadkiem, kiedyś w przyszłości.
- Nie, nie. To nie jest żadna tajemnica. - jestem egzorcystą, który odprawia rytuały na zagubionych duszach. Walczę z yokai i innymi demonami. - Jestem detektywem. - zatrzymał się przy zaparkowanym samochodzie, i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Do spraw paranormalnych, dokładniej rzecz ujmując.

@Umemiya Eiji


Centrum handlowe Nikka - Page 4 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Seiwa-Genji Kamiko, Fenrys Umbra and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Sob 21 Wrz - 0:55
Kluby, organizacje.

Wydarzenia.

Przebłysków nie dostaję żadnych. Absolutnie nic nie dzieje się pod moją kopułą czaszki poza wszechobecnymi pytaniami. Wydaje mi się, że znajduje się między nami granica, ale być może to jest tylko i wyłącznie efekt zachwianej obecnie psychiki. Jąkanie się, niestety, wpływa zbyt bardzo na mnie w niektórych momentach. W takich, w których nie czuję się bezpiecznie; w takich, gdzie grunt pozostaje poza moją znajomością i muszę się dostosować. Tam, gdzie rozpoczynają się pytania niekomfortowe, choć wiem, że ostatnio dzielnie z nim walczyłem, trzymając w dłoni oręż.

Wraz z moim upadkiem na podłogę ta broń zaniknęła w odmętach świadomości, stając się jedynie legendą. Baśnią. Czasami wydaje mi się, iż spojrzenia w moim kierunku nie są przychylne - i to nie ze strony mężczyzny. Ze strony przechodniów, choć w tak wielkim mieście ciężko być w centrum uwagi.

I nie, nie chcę w nim być.

Zauważam tę drobną zmianę w ekspresji emocji u rozmówcy, gdy wspomina o przywoływaniu duchów. Nie wiem, z czym to dokładnie jest powiązane i czy aby na pewno powinienem drążyć ten temat. Wydaje się być cienką granicą, której przekraczać nie powinienem, tym bardziej że go nie znam na tyle, aby móc wywołać odpowiedni nacisk. Nawet nie, nie chodzi o sam nacisk, a chodzi o chęć rozwinięcia, co za tym konkretnie odpowiada.

- Brzmi... nietypowo. Dość specyficznie, bym powiedział. - udaje mi się utrzymać choć jedną, smętną sentencję poza ramionami jąkania się. Szkoda, że tylko i wyłącznie ją. Zastanawia mnie kwestia przynależności do klubu paranormalnego, wszak nie wydaje mi się to być czymś, na co bym się rzucił. Ale... może stary Eiji miał ku temu jakiś powód. Albo potrzebował oderwania od rzeczywistości. Naprawdę, nie mam bladego pojęcia. - Te zabawy były t-tylko zabawami...? - delikatnie. - Nigdy nie udało nam się przywołać ducha, prawda?

Subtelnie.
Bo do wizji przyzwyczaić się mogę. Do tych ciał zniszczonych na wszelkie strony świata, gdzie krew i jej upływ wydają się być najmniejszym problemem. Powód do dyskusji znajduje się w tym, iż są one... żywe.

- Ha, tego bym się akurat po s-sobie nie spodziewał. - niczym konkretnie inny człowiek. Inna dusza; nie wiem, co mam o tym sądzić. Kolejne informacje zaskakują mnie z każdą mijającą chwilą, gdy wskazówki zegara nieubłaganie biegną do przodu.
Czasu przecież nie cofnę.

Sam nie wiem, w co mam wierzyć. W co mam nie wierzyć; czasami wydaje mi się, że lepiej byłoby założyć opaskę na oczy i udawać, że nic dziwnego w życiu się nie dzieje. Jakbym czuł się skażony czymś, czego nie chcę w sobie mieć; desperacja czasami bywa widoczna w tych ciemnych obrączkach źrenic. Strach. Panika. Gdy siedzę na mieszkaniu, nie muszę się martwić, ale gdy idę przez miasto, obawiam się kolejnych spojrzeń. Kolejnych prób zwrócenia na siebie uwagi.

- Nie wiem. - jest to bardzo lakoniczna odpowiedź, która zostaje pozbawiona głębi. - Podobno mawiają, że zmarłych nie należy się bać, należy się bać żywych- - powoli rozwijam ten temat niczym skrzydła, które mają wznieść wątłe ciało do lotu. Niestety. Martwych widzę o wiele za często i czasami zaczynam myśleć, że to nie jest spowodowane uszkodzeniem ciała. Nic dziwnego zatem, iż niepewność pojawia się na mojej twarzy tak gładko i naturalnie, jakby w rzece umysłu obecnie trwała bitwa między dwoma nurtami. - Obecnie bym stwierdził, że jestem a-agnostykiem pod względem ich istnienia. Nie neguję. Nie doświadczyłem.

Nie do końca kłamię. Po prostu nie wiem już, w co mam wierzyć, gdy kolejne uderzenia serca powodują wyrzut nieprzyjemnej, krążącej w żyłach adrenaliny. Trzymanie tego wszystkiego w sobie powoduje ogrom pytań, na jakie to nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Na które to obawiam się szukać odpowiedzi; wzdycham. To cud, że nie wylądowałem jeszcze w psychiatryku.

Pytanie, które wydobyło się wcześniej z moich ust, niesie ze sobą wagę ekspresji twarzy, jakiej to nie potrafię uniknąć wzrokiem zmęczonych, choć istniejących w tych realiach oczu. Tutaj już mam dokładny powód, choć polegający na dopisaniu końcówki zdania. Czyżby takie pytania nie były mu przychylnymi? O mało co nie zapominam o własnych zakupach.

- Przepraszam, nie powinienem zadawać tego pytania- - naprawdę, dzisiaj z taktowności we mnie niewiele pozostało, dlatego mam ochotę ugryźć się w język i w pełni już nic nie mówić. No cóż. Błędy zawsze się popełnia. - Czy nad Fukkatsu krąży... jakieś złe fatum? Jakby, wydaje mi się, że przyciąga ono więcej problemów, niż jest w nim obecnie m-mieszkańców. - jak często zdarzają się kataklizmy? Jak często ludzie umierają w uliczkach, w absolutnej samotności? Seryjni mordercy? Ludzie czerpiący przyjemność z zadawania komuś bólu? - A przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

Obserwacja portali społecznościowych i mediów nie jest czymś zdrowym dla umysłu, ale pozostaje nieodłącznym elementem wykreowanej przez przodków przyszłości. Teraz każdy z nas posiada w kieszeni telefon, na którym może sprawdzić nie tylko pogodę, ale też to, co się aktualnie dzieje. Ten prawie miesiąc śledzenia różnych wątków jedynie potwierdza mnie w myśli, iż miasto niesie ze sobą coś w rodzaju braku normalności. Braku rutyny. Braku spokoju. Pakuję swoje rzeczy do torby, w której znajduje się nieład.

A odbywa się to niczym tetris. No cóż. Próba zaoszczędzenia na siatce kończy się koniecznością efektywnego gospodarowania zasobami. Moje spojrzenie ląduje na podłodze, gdy słyszę słowa z ust mężczyzny.

Nie potrafiłbym życzyć komuś śmierci. Nawet po tym wszystkim.

- Nie złapali. - mówię stanowczo, pewien tej informacji, która powoduje u mnie pewnego rodzaju niechęć do wychodzenia z mieszkania. Obawy są uzasadnione i naturalne - nikt nie chciałby być ponownie ugodzony nożem. Umysł nie pamięta, ale ciało na samą myśl pragnie uciec.

Nie kontynuuję. Wiem jedynie, że była ich dwójka, a poza tym... mrok przedziera się przez umysł. Nie chcę zmuszać siebie do przypominania czegoś, czego nie jestem w stanie wyłuskać z odmętów umysłu. To boli i powoduje zmarszczenie czoła, kiedy fala bólu wprawia mnie w dyskomfort. Nic dziwnego, iż staram się skupić na kolejnym temacie i kolejnej próbie ucieczki od tego, o czym rozmowa niekoniecznie przynosi należyte korzyści. Kroki kierują nas jak najdalej od sklepu, a kończą się na zaparkowanym samochodzie. Nie kojarzę, żebym miał prawo jazdy. Cóż. Przydatna opcja, choć koszta utrzymania są duże.

Za duże.
Mi przysługują jedynie środki komunikacji miejskiej, nic poza tym.

"Świeże", jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, powietrze jest o wiele lepsze od tłocznego centrum handlowego. Płuca wreszcie mogą odetchnąć, a ciało poniekąd się rozluźnić.

- Czyli - przerywam na krótki moment swoją wypowiedź, zauważając ten uśmiech - nadal wierzysz w duchy.

Proszę cię, Umemiya, nawet dziecko by to wydedukowało. To żaden powód do dumy, naprawdę.

- Dużo masz z-zleceń? Wielu klientów się do ciebie zgłasza po pomoc? - pytanie opuszcza moje usta naturalnie i bez udawania.

Nie każdy wyłoniłby jednak emocje. Może pierwsze wrażenie nie powinno być nacechowane nazbyt negatywnie? Prawdopodobnie. Poniekąd otwiera mi to jedną furtkę - i to nie tą polegającą na przyjmowaniu leków przeciwpsychotycznych. Nadal, nie wiem, co mam z tym zrobić, ale pragnę dowiedzieć się więcej. Nie żyć w niepewności, choć z drugiej strony... czasami lepiej jest nie wiedzieć.

To właśnie dlatego nie wiem, co mam zrobić - z jednej strony za niedługo nasza rozmowa się skończy i zapewne nigdy nie będzie nam dane jeszcze raz porozmawiać. Czy ufałbym detektywowi do spraw paranormalnych? Nie mam bladego pojęcia. Tonący brzytwy się chwyci, tak więc budują się we mnie dwa fronty: jeden polegający na tym, że nie utrzymamy już kontaktu, drugi... no cóż. Gdyby jednak coś się zadziało. Gdyby jednak się okazało, że te iluzje nie są iluzjami.

...Co ja mówię.

- Właśnie, c-czekaj, przepraszam. - na chwilę struny głosowe tracą swoją możliwość mówienia, aby po paru sekundach spomiędzy warg wydostały się kolejne słowa. - Gdyby zadziało się coś paranormalnego... mogę otrzymać kontakt do ciebie? Numer telefonu? Wizytówkę? - brzmi to dziwnie. Brzmi to może nie do końca podejrzanie, gdy w oczach tli się jakaś nadzieja na zrozumienie, co dokładnie ma w moim życiu miejsce. - Nie chodzę aż tak zbyt wiele, żeby na coś trafić, ale... - ale gdyby coś jednak się wyróżniło.

I nie myślę tu o tym, czym umysł karmiony jest od momentu wyjścia ze szpitala.

- Jeżeli jednak nie będziesz chciał, to uszanuję twoją decyzję. - przytakuję, nie zamierzając naciskać.

Nie zamierzając robić nic więcej poza tym.
Choć w tęczówkach tli się coś, co można byłoby nazwać pragnieniem odpowiedzi.

@Seiwa-Genji Enma


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Pon 18 Lis - 0:42
Choć sam Enma nigdy nie doświadczył amnezji, to znał osobiście osoby, które dotknął ten koszmar, i mógł sobie tylko wyobrazić z jakimi problemami Umemiya aktualnie się boryka. Nie chciał zatem bombardować go przeróżnymi informacjami, które koniec końców - nic mu mówić nie będą. Przebodźcowanie nie było idealnym rozwiązaniem, a mogło jedynie zaszkodzić. Dlatego też na pewnym etapie ich rozmowy najzwyczajniej w świecie zamilkł, pozwalając słodkiej ciszy wpełznąć pomiędzy ich sylwetki, i zadomowić się na dobre.
Jednakże nie miał najmniejszego problemu, aby go słuchać, i od czasu do czasu pokiwać jedynie głową, albo wydać z siebie potwierdzający pomruk, który mógł być interpretowany na przeróżne sposoby.
"Te zabawy były t-tylko zabawami...?"
Uśmiechnął się jedynie, pozostawiając go samego z tym pytaniem. Bo jakże mógłby mu wytłumaczyć, że choć dla pozostałych członków klubu było to jedynie rodzajem czystej zabawy, a dla niego czymś prawdziwym? Wręcz namacalnym? Wziąłby go za wariata. Albo i gorzej. Wiedza na temat yurei oraz yokei, jak i odnośnie ich egzystencji, wciąż miało miejsce w dziale z mitologią i fantastyką w bibliotece. Współczesne społeczeństwo nie było gotowe na poznanie prawdy, choć wielu z nich niejednokrotnie otarło się o zjawiska nadprzyrodzone. Niestety, większość z nich wypierało tę wiedzę z umysłu, wciąż karmiąc się kłamstwami, bo tak było łatwiej.
Bezpieczniej.
A Tsunami wcale a wcale nie ułatwiało sprawy, skutecznie uciszając każdego, kto próbował wychylić się poza szereg. Względem Seiwy, to już dawno powinno się ujawnić prawdę na temat tego drugiego świata, ale dopóki nie był głową klanu, jego ręce były związane. Wszakże balans musiał zostać zachowany.
- Zmarli potrafią być równie przerażający, co żywi. - odezwał się bez większego namysłu, dopiero po krótkiej chwili zdając sobie sprawę, jak jego słowa mogły zostać odebrane. Nabrał większego haustu powietrza, gdy kontynuował, chcąc "naprostować" nieco swój pogląd. Na tyle, na ile zwykły śmiertelnik mógł to zrozumieć. - Powiedzmy, że żywi zagrażają naszej cielesnej powłoce, a martwi działają bardziej na umysł. Nie wiem, czy rozumiesz co mam na myśli. - nigdy nie był najlepszy w tłumaczeniu, czego zresztą nie ukrywał. Nie chciał też wspominać o klątwach oraz o fakcie, że silniejsze yokai potrafiły przybrać cielesne formy, a to już stanowiło realne zagrożenie zarówno dla ludzkiego ciała, jak i umysłu. Na samo wspomnienie o spotkaniu z teke teke, Enma poczuł jak chłodny dreszcz otula jego skórę.
- Nie, nie przejmuj się. Jeżeli zadasz jakieś niewygodne pytanie, albo takie, na które nie będę chciał odpowiedzieć, to po prostu tego nie zrobię. - odparł spokojnie, kręcąc przy tym lekko głową, co wprawiło w ruch przydługawe, hebanowe włosy. - Czy ja wiem czy jakieś fatum... - zamyślił się, unosząc wolną dłoń ku górze, by potrzeć bezwiednie jej wierzchem swój policzek. - Nie nazwałbym tego fatum. Uznajmy po prostu, że niektóre miejsca przyciągają więcej od innych. - szczerze powiedziawszy ciężko rozmawiało się z osobą, która nie była w jakikolwiek sposób powiązana ze światem yurei oraz yokai. Musiał uważać na terminologię, którą się posługiwał. Na informacje, które mógł udzielić, a które wolał zachować dla siebie. Jeżeli Umemiya nie miał jako takiego kontaktu z 'tamtym' światem, to lepiej, jak tak pozostanie.
Enma nie chciał otwierać przed nim drzwi, przez które przeleje się całe to paskudne zło i zagnieździ w życiu niewinnego chłopaka. Zdawało się, że Umemiya i tak miał sporo problemów na głowie, a życie dostatecznie mocno go skopało.
- Ale jeśli mogę coś ci poradzić, to nie staraj się w tym grzebać. Trzymaj się raczej z daleka od... tego typu rzeczy oraz sytuacji. - w ton młodego Seiwy wkradło się nieme ostrzeżenie zmieszane z powagą. Pomimo swych zapewnień, jego 'znajomy' wydawał się dziwnie zainteresowany tematyką tych zjawisk.
A to nie wróżyło nic dobrego.
- Nie narzekam, chociaż ostatnio musiałem skupić się na własnym życiu. Ludzie przychodzą do mnie z różnymi problemami, jednak większość ma nadzieję, że dzięki mnie uda im się skontaktować ze zmarłymi członkami rodziny. Albo utraconymi ukochanymi. Niestety, zawsze muszę odprawić ich pełnych goryczy i rozczarowania. Bo to tak nie działa. - wzruszył lekko ramionami, jakby było to nic wielkiego. I poniekąd było, dla niego. Nie przywiązywał się do innych ludzi, a co za tym szło - nie interesowały go bolączki i ich cierpienia. Tak żyło się łatwiej, będąc otoczonym ciasnym kokonem, zamieszkując za grubym murem.
- Hm? Jasne, że możesz. Nie mam żadnych wizytówek, ale podam ci mój numer telefonu. - odczekał aż ten wyciągnie swój telefon, po czym zaczął dyktować numery, na koniec powtarzając je dwa razy. - Zapisz mnie coś w stylu Seiwa ze szkoły, albo ten od duchów. - wargi uniosły się w ledwo zauważalnym uśmiechu. - Żebyś mnie kojarzył. Wystarczy, że napiszesz wiadomość i się podpiszesz. To mój prywatny numer, a nie, że tak to ujmę, do pracy, więc będziesz miał ze mną kontakt w każdej chwili. Jednakże jeżeli boisz się, że coś takiego może cię spotkać, to proponuję abyś udał się do najbliższej świątyni i zakupił ochronne omamori. Wbrew pozorom działają. - uśmiechnął się, otwierając bagażnik swojego auta, by wsadzić zakupy. - Podwieźć cię gdzieś?

@Umemiya Eiji



Centrum handlowe Nikka - Page 4 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Ye Lian and Seijun Nen szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku