Wiadukt Arasaka
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 22:25
Wiadukt Arasaka


Nowoczesna platforma ulokowana nad ruchliwą, wielopasmową ulicą powstała tu zaledwie kilka lat wcześniej w celu zapewnienia bezpieczeństwa ludziom przekraczających szeroki pas drogi. Wpasowana w stylistykę dzielnicy architektura tej konstrukcji to jednocześnie wielka przestrzeń reklamowa, która kierowcom przekraczających ją od spodu wyświetla kolorowe, interaktywne  obrazy promowanych produktów, okolicznych wydarzeń czy urywki najświeższych informacji z kanałów telewizyjnych. Dla pieszych przygotowano obszerne przejście z rzędami ławek ustawionymi na środku, a oddzielonych od siebie wielkimi donicami z miniaturami drzewek owocowych. Ruchome schody i winda dla niepełnosprawnych zapewnia sprawny przepływ pieszych, których w godzinach nocnych jest w tej okolicy mrowie.

Haraedo
Miyazaki Żałość Tsukiko

Czw 29 Wrz - 23:55
21 września, 2036

Zaprzestanie błąkania się po okolicach Yakkari zajęło jej zbyt wiele czasu. Miała sporo szczęścia, że nie natrafiła na żadnego członka Tsunami, który postanowiłby stanąć na jej drodze i odesłać ją na ostatecznie w niebyt, czy cokolwiek potencjalnie czekałoby kobietę po kolejnej już śmierci. Choć tym razem ostatecznej.
— Mógłby spróbować. Wycięłybyśmy to głupie serce przekonane o własnej odwadze i zmiażdżyły pod obcasem, a potem wydarły z jego głowy, co się WTEDY stało — Tsukiko jest dzisiaj wyjątkowo sfrustrowana, jej gniew jest niczym ropiejąca rana, która zatruwa zdrowe tkanki, a Miyazaki dzisiaj milczy.
  Żałość jednak nawet nie komentuje nielogiczności swojej Obsesji. Pomijając aspekt wyciągania informacji z osoby, która zapewne kompletnie nie wiedziałaby, co w trawie piszczy, to aktualnie była cieniem dawnej siebie i ciężko byłoby ją nazwać poważnym zagrożeniem. A dostatecznym problemem były już dla niej wrogo nastawione yōkai i demony, przed którymi na razie chroniła ją tylko stara reputacja, a ta prędzej czy później (a raczej prędzej) legnie w gruzach. Jeszcze udawało jej się zakładać maskę starej siebie na twarz, ale pęknięcia były coraz większe.
  I zbyt często zapominała, dlaczego jest w danym miejscu. Jak na przykład teraz. Nie pamiętała, po co pojawiła się na wiadukcie, jakie wspomnienia bądź informacje ją tutaj przygnały. To było frustrujące, ale przede wszystkim istniało ryzyko, że wpędzi się przez swoje zachowanie w kłopoty.
  Ciężkie westchnienie opuściło jej usta, gdy oparła się łokciami o barierkę, kierując spojrzenie szarych oczu na ulicę pod spodem. Chciała coś zrobić. Musiała. Czego szukała? Kogo? Jako yūrei teoretycznie nie powinien męczyć ją ból głowy (a pamiętasz, że masz dziurę w czaszce?), ale psychika skutecznie była w stanie wytworzyć doznania, które odczuwałaby będąc człowiekiem.
  Starała się skupić. Rozluźnić spięte mięśnie, rozplątać ten węzeł niepotrzebnych myśli. Odzyskać chociaż złudną kontrolę nad sobą, czy chociaż własnymi emocjami. Wdech, wydech. Napiąć, przytrzymać, odpuścić. Nagle jednak coś innego przedarło się do jej myśli. Instynkt, chociaż rozlazły i nieostry, kazał jej powrócić do czasu rzeczywistego. Odsunęła się od barierki, złożona parasolka bujnęła się w rytm jej ruchu, a głowa Żałości przesunęła się w lewo. Wpatrywała się przez chwilę w tłum mijających ją ludzi, dla których była kompletnie niewidoczna, natomiast to nie oni ją interesowali.
  Czy ona słyszała miauknięcie?
  Miała lekką słabość do zwierząt, tym bardziej, że te często widziały więcej, niż przeciętny homo sapiens.
  — Kici kici kici?  — Byleby to nie był jakiś koci yōkai, akurat tego jej do szczęścia nie było potrzeba.
  Chociaż niewykluczone było, że po prostu się przesłyszała. W końcu ostatnio umysł lubił płatać jej figle, a jej koncentracja ostatnio potrafiła być gorsza, niż u pieska preriowego.

@Hasegawa Jirō

Aktualny wygląd: forma yūrei: Czarna sukienka za kolano z koronkowymi rękawami,
żałobny fascynator z czarną woalką, czarne, niewysokie obcasy i czarna parasolka.


Wiadukt Arasaka Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko
Hasegawa Jirō

Nie 2 Paź - 23:58
  Oswajanie się się z tłumem, na nowo, wcale nie przychodziło tak łatwo. To całe wmawianie sobie anonimowości nie działało, gdy zdrowy rozsądek ciągle podpowiadał, że przecież nie był już jednym z nich. Oni byli żywi. On, mimo posiadania na powrót ludzkiego ciała, już nie. Nie mógł nawet myśleć, że wrócił do swojego ciała, bo przecież nie było jego. Wyglądało jak on, ale to nie był on. Należące do niego zwłoki, gdziekolwiek były, nie zniknęły przecież. Gdzieś tam były.
  Razaro nigdy nie myślał, że będzie kiedykolwiek zawracał sobie ten pusty łeb takimi tematami. Po śmieci wszystko miało się samo ułożyć. Gówno prawda. Bycie martwym było strasznie skomplikowane. Kolejny raz zaciągnął się papierosem, zdając sobie sprawę z tego, że trzęsą mu się ręce. Nie tylko przemyślenia, ale i pogoda wraz ze spadającą temperaturą postanowiły mu dać w dupę. Świetnie.
  Miał chyba jeszcze jakieś drobne na karcie. Może posiedzi trochę czasu w jednym z tańszych, ale za to dobrze ogrzanych pubów. Za cenę jednego piwa będzie to uczciwa wymiana. Z zamyślenia i jednocześnie marszu wyrwało go przywołanie, na które nie powinien zareagować. Nie dlatego, że żaden szanujący się samiec nie powinien na nie reagować, a dlatego, że doskonale wiedział dlaczego to niewinne kici kici zabrzmiało tak niepokojąco. Zatrzymał się, zanim dotarło do niego, że równie dobrze mógł to zignorować i udawać, zupełnie jak tłum z którym podążał, że niczego nie widzi ani nie słyszy.
  Za późno. Patrzył w bezruchu na yurei. Wyróżniała się strojem, zdecydowanie. Jednak i również zachowaniem, gdy Razaro porównał swoje miotanie się między ludźmi jako duch z jej niemal znudzonym spokojem. Przełknął nerwowo ślinę. Wiedział, że usłyszała jego koty. W końcu nadal trzymał ciemny koci kłębek dymu na ręku, przyciskając do brzucha, jak żywe kociątko. A raczej dwa kłębki, bo gdy jeden z kotów ziewnął, z jego mordki nadal wystawała druga, jak u ksenomorfa.
  Ostatnie spotkanie z samicą z Kakuriyo skończyło się prawie poszatkowaniem jego duchowej formy. Wszystko dlatego, że zareagował na przywołanie. Tutaj jednak duch wyraźnie wołał koty, nie jego. Może był więc bezpieczny? Ale czy chciał narażać koty? Po chwili jednak, i zrezygnowanym westchnięciu, ruszył w stronę yurei. Wsunął papierosa do ust, by mieć wolną rękę i sięgnął do kaptura swojej bluzy, skąd wyciągnął jeszcze jeden koci kłębek. Wszystkie zdawały się wyglądać identycznie, ale Jirō najwyraźniej je odróżniał.
Proszę, twoje kici kici – powiedział, wciskając jej kociego duszka w dłonie – Czemu tu jesteś? Skoczyłaś stąd?
  Wyjrzał szybko za barierkę, spodziewając się ujrzeć wstrzymany ruch na ulicy na dole i masę zamieszania. Jednak nieprzerwany wąż złożony z samochodów zdawał się poruszać równie płynnie co zawsze.
Nie skoczyłaś? – spytał z trudnym do ukrycia zawodem w głosie, przenosząc wzrok na jej twarz i dopiero zauważając ranę na jej głowie – Och, faktycznie nie skoczyłaś.


@Miyazaki Żałość Tsukiko
Aktualny ubiór: link




Hasegawa Jirō

Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.

Miyazaki Żałość Tsukiko

Pon 10 Paź - 18:49
  Szare oczy niespiesznie otaksowały sylwetkę zbliżającego się yurei. Ewentualnie medium, na razie ciężko było jej to określić. Z pewnością jednak ciało mężczyzny było realne (ludzkie, z krwi i kości) co uniemożliwiało jej jakąkolwiek fizyczną interakcję z nim, co w gruncie rzeczy nie było ani wadą, ani zaletą. A przynajmniej pod warunkiem, że nie był nadgorliwym egzorcystą, bo nie miała aktualnie po pierwsze siły, a po drugie ochoty, na mentalne przepychanki.
  Jednak bezpośredniość nieznajomego lekko ją zaskoczyła, bo jednak nie spodziewała się, że w jej w rękach tak o prostu wyląduje… kot. Duchowy kotek. Żałość zamrugała z pewną dozą niedowierzania (a rzadko kiedy bywała zdziwiona), natomiast teraz mogła być już niemal pewna, że natrafiła na drugiego yurei. Chociaż równie dobrze mógł mieć po prostu bardzo urocze shikigami. Ta niewiedza była w pewien sposób irytująca, bo na przestrzeni ostatnich kilku lat potrafiła bezbłędnie to wyczuć, a teraz wróciła do punktu wyjścia, gdzie musiała obstawiać, co jest bardziej prawdopodobne.
  Blade palce z paznokciami pomalowanymi na czarno wplotły się w widmowe sploty sierści, by móc podrapać zwierzę po łepku. Zmieniła ułożenie dłoni, delikatnie zarzucając sobie kota bardziej na bark, by miał pewną swobodę ruchu i możliwość ucieczki, jakby jednak uznał, że niespecjalnie pasuje mu jej towarzystwo. Podbródkiem otarła się o ten nietypowy kłębek dymu, chociaż oczy wciąż miała skierowane na rozmówcę.
  — Naprawdę? Rozczulił Cię kotem? — mruknęła z przekąsem Tsukiko. — Skup się lepiej na tym, jak przekabacić tego przerośniętego beagle’a na swoją stronę.
  Beagle. Czy to przez nieco krępą, muskularną sylwetkę mężczyzny któraś część jej jaźni skojarzyła go sobie z dobrze zbudowanym psem gończym? Niespecjalnie miała zamiar się tym przejmować, chociaż gdzieś w środku niej pojawiła się odrobina rozbawienia.
  — Myślę, że jakbym skoczyła, to wyglądałabym zapewne nieco gorzej — Miała czysty, delikatny głos o łagodnym brzmieniu. — A jakbym zrobiła to dzisiaj, to zapewne musiałbyś się przedzierać przez tłum ludzi zainteresowanych tym faktem.
  Chociaż z pewnością nie była ubrana stosownie do wrześniowych warunków pogodowych, to jednocześnie w tej formie nie miało to żadnego znaczenia. Co prawda włosy miała wilgotne, jakby dopiero co uciekła przed deszczem, a rozmazany wodą makijaż faktycznie upodabniał ją do jakiegoś zawodzącego ducha, ale z pewnością nie sprawiała wrażenia, jakby miała zamiar rzucić się na Razaro z pazurami. Czy zacząć lamentować. Obie opcje równie często przerażały inne osoby.
  — Masz bardzo interesujących towarzyszy. To twoje shikigami? – powiedziała, ponownie zwracając głowę w jego kierunku. — Ah, jestem Miyazaki Tsukiko. Za życia, i gdy miałam jeszcze medium, byłam psychoterapeutką, więc jeśli masz problem egzystencjalny będąc duchem, tudzież senkenshą, to możemy na ten temat porozmawiać.
  W jej głosie pojawiła się lekka nuta rozbawienia i przekory, wskazująca na to, że propozycję raczej można luźno interpretować. Natomiast dziwnie się czuła, wypowiadając swoje imię i nazwisko. Owszem, było jej, ale od dawna jako Żałość stanowiła pewne centrum, gdzie roztrzaskane wspomnienia składały się z powrotem w całość. Nazwisko i imię należało jednocześnie do niej, jak i do Obsesji, a także starego, zniekształconego „Ja”.
  — Podałabym ci dłoń, ale w mojej aktualnej formie jest to raczej bezcelowe, więc liczę, że mi to wybaczysz —Uśmiechnęła się delikatnie, cały czas uważając na kota, by przypadkiem go nie wystraszyć żadnym ruchem. — Plus sugeruję stanąć bliżej barierki. Nie chcę cię zrzucić, i nawet nie byłabym w stanie, ale zwracasz na siebie uwagę blokując ruch i gadając z powietrzem.
  Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała okazję pogłaskać jakieś żywe stworzenie. Chociaż ostatnimi czasy zaniki wspomnień zdarzały jej się zdecydowanie częściej, niż rzadziej. W towarzystwie innych skutecznie nakładała rozgarniętą maskę i miała nadzieję, że faktycznie jeszcze nie miała okazji poznać się z mężczyzną, chociaż naszły ją teraz pewne wątpliwości. W końcu bez chwili zawahania podał jej jednego ze swoich kotów… nie pozwoliła jednak, by na masce spokoju, pewności siebie i względnej łagodności pojawiła się jakakolwiek rysa, ale wiedziała, że gdzieś z tyłu niecierpliwie czeka na odpowiedź.

@Hasegawa Jirō


Wiadukt Arasaka Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko
Hasegawa Jirō

Sob 5 Lis - 1:01
  Przez kilka sekund wlepiał spojrzenie w kota, którego jej podał, a które przez intensywność jego spojrzenia zdawały się być wiecznością. Musiał upewnić się, że nie zrobi czegoś, czego by nie przewidział. Kłębkowi dymu co prawda pewnie trudno byłoby skręcić karczek, o ile jakikolwiek miał, ale Razaro nie chciał narażać duszków na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Nawet to wyłącznie pozorne.
Właśnie nie jestem pewny – odparł, ściągnięty nagle myślami z powrotem na ziemię, najpewniej za sprawą jej głosu – Jest słynne zdjęcie samobójczyni, która skoczyła z ponad osiemdziesiątego piętra Empire State Building i wylądowała na limuzynie w taki sposób, że jej ciało z zewnątrz nie miało żadnych widocznych ran. Dla yurei to chyba jak trafić jackpot.
  Te słowa średnio do niego pasowały i wcale nie chodziło o zwyczajny ton głosu podczas rozmowy o potencjalnym samobójstwie, ale zwykle próżno można było oczekiwać, że ktoś taki ma jakąkolwiek wiedzę z zakresu kultury. Ktoś, kto potrafi pisząc, zrobić błąd w swoim własnym imieniu. Czteroliterowym.
  Choć może powinien się ugryźć w język rozmawiając z innymi, którzy zginęli. Nie był pewien. Nowopoznana dusza nie wyglądała na urażoną, ale tego nigdy nie można było brać za pewnik. Zerknął szybko, kątem oka na jej twarz, by wyłapać jakiekolwiek zmiany w mimice, które mógłby potraktować jako podpowiedź. Może nie przejmowałby się tym, gdyby wiedział, że sama porównała go do psa.
Nie, to moi przyjaciele. Cała piątka zginęła przeze mnie. Muszę je zaprowadzić... no wiesz, na drugą stronę. Ten którego trzymasz to Kokos – powiedział, chyba po raz pierwszy przed kimś innym przyznając się do faktycznej winy; jednocześnie najpierw przedstawiając kota, jakby stawiał te duszki ponad sobą – Ja mam na imię Razaro.
  Przyzwyczajenie co do traktowania swojego imienia jako pseudonimu znowu wzięło górę. Zresztą jakie to fatycznie miało znaczenie. To tylko imię. Choć może nastraszony przez Shirshu wizją egzorcyzmów wolał dmuchać na zimne i nie wyjawiać prawdziwego imienia i po prostu nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
I jakie problemy egzystencjalne innych rozwiązywałaś? – zainteresował się, mrużąc lekko oczy, jakby próbując wybadać czy faktycznie może skorzystać z jej propozycji.
  Dość ostrożnie, nie tylko dlatego, że tak naprawdę o zawodzie psychoterapeuty nie wiedział nic ponad to, co widział w przerysowanych filmach.
Chociaż z drugiej strony myślałem, że to ja będę mógł ci w czymś pomóc.
  Powiódł spojrzeniem po tłumie, na który zwróciła mu uwagę. Przygryzł filtr kończącego się papierosa. Faktycznie sam mógł zwracać na siebie uwagę dość niecodziennym zachowaniem, ale jakaś gorzka myśl sprawiała, że niezbyt się tym przejmował. Mimo to dostosował się do jej prośby, polecenia, sugestii i usunął się na bok, schodząc ludziom z drogi.
Nie martw się, nikt nie zareaguje inaczej niż spojrzeniem. Nawet jeżeli ktoś wezwie psy, to mnie nie zwiną. Jeżeli zbliża się zima to nigdy nie aresztują nikogo z Nanashi, bo wiedzą, że potrafimy specjalnie coś odwalać, by móc grzać tyłki w areszcie.


@Miyazaki Żałość Tsukiko




Hasegawa Jirō
Miyazaki Żałość Tsukiko

Pią 2 Gru - 16:23
Jego ostrożność niespecjalnie ją dziwiła, chociaż zaprzeczała trochę wcześniejszemu impulsywnemu zachowaniu; najpierw wręczył jej kota, a potem zaczął się o niego martwić. Z jakiegoś powodu lekko ją to rozbawiło, ale nie pozwoliła, by wpłynęło to na jej mimikę. Nie chciała go przypadkiem urazić, tym bardziej, że głaskanie czarnego kłębka kociego dymu sprawiało jej przyjemność i miała nadzieję, że uda jej się chociaż jeszcze przez chwilę utrzymać zwierzę na rękach. Wydawała się niespecjalnie zrażona faktem, że kocie pazury zaczęły trącać mokre kosmyki włosów, które opadły jej niesfornie na kark.
  — Hmmmh, ciekawy punkt widzenia. — Wargi uniosły się w rozbawionym uśmiechu, który sięgnął oczu, ujawniając drobną, ledwo zauważalną siateczkę zmarszczek w ich kąciku. — Myślę jednak, że większość osób decydujących się na skok wygląda  gorzej. Tym bardziej, gdyby jeszcze dodatkowo po ciele przejeżdża jakaś ciężarówka. Połamane kończyny, wystające kości, rozmazany makijaż, czołganie się. Mało ujmujące. Chociaż dziury po kuli w czaszce też nie nazwałabym pełną uroku.
  Wzruszyła ramionami, najwyraźniej całkowicie przyzwyczajona już do tematu śmierci i potencjalnych widoków z tym związanych, chociaż temat poruszony przez nieznajomego uznała za całkiem interesujący. Nieświadoma jego pochodzenia założyła, że musiał być całkiem obyty z kulturą... bądź popkulturą. Na dwoje babka wróżyła.
  — Na drugą stronę... — powtórzyła cicho, z pewną dozą namysłu, przez moment patrząc na niego intensywniej. Wyglądała, jakby chciała o coś zapytać, ale jednak z tego zrezygnowała. — Wyglądają na bardzo przywiązane do twojej osoby. Miło mi ciebie poznać, Kokosie.
  Podrapała kota po podbródku, a następnie lekko ukłoniła się klasycznym eshaku w stronę Razaro, co raczej średnio przypasowało kłębkowi dymu.
  — Jestem... Żałość, jednak to jeszcze nie potrafiło jej przejść przez gardło. — Miyazaki Tsukiko.
  Dziwnie jej się wypowiadało te słowa. Nienaturalnie, ale może z czasem się na nowo do tego przyzwyczai. A może nie. Ciężko było stwierdzić.
  — Heh, najróżniejsze — mruknęła, na powrót koncentrując się na towarzyszu rozmowy. — Jeszcze jak żyłam, to na pewno obaliłam, bądź dokonałam korekty sporej ilości diagnoz. Głównie schizofrenii. Skoro słyszysz głosy, widzisz cienie, mówisz o duchach, to w standardowym gabinecie raczej bez większego gadania stwierdzą, że coś z tobą bardzo nie tak. Po śmierci... cóż. Przebranżowiłam się głównie na yūrei. Większość osób jest dość zaskoczona faktem, że wcale nie przeszli na drugą stronę, bądź nicość. Nie wiedzą, czym są yōkai, i że lepiej ich unikać, jeśli nie ma się silnej relacji z kompatybilnym medium. Część gnębi obsesja, która może być niebezpieczna dla innych. Albo po prostu cierpią. Z wielu powodów.
  A jeżeli yūrei było zbyt bliskie bycia bōrei, bądź urządzenia krwawej masakry... cóż, nie uważała, by Razaro musiał akurat tę część jej teraz poznawać. Z resztą aktualnie, gdy była bez medium, nie miało to najmniejszego znaczenia. Lata doświadczenia co najwyżej mogły jej pomóc w unikaniu kłopotów, chociaż z tym zawsze było ciężko.
  — Pomóc mi? — W jej głosie pojawiła się nuta zaskoczenia, jakby nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. — Z czystej ciekawości, a w jaki sposób mógłbyś?
  — Przerośnięty beagle mógłby się przydać. Nie wygląda na skomplikowanego w obsłudze — mruczy szyderczo Tsukiko, ale Żałość decyduje się całkowicie ją zignorować.
  Nie jest przyzwyczajona do polegania na kimkolwiek innym, niż senkensha, a starego psa ciężko nauczyć nowych sztuczek. Sama jednak doskonale wiedziała, że nie jest to niemożliwe, tylko po prostu nieco... trudniejsze.
  — Mam wrażenie, że to nie policja byłaby potencjalnym problemem, chociaż dopóki nie zachowujesz się agresywnie... — Wzruszyła lekko ramionami. — Chłód niespecjalnie ma już znaczenie dla yūrei. Nawet mając ciało są pod tym względem w bardziej komfortowej sytuacji niż żywi, chociaż to też jest dyskusyjne. Nie czuć nic, a czuć za dużo, to dość trudny wybór.
  Dymowy kłębek z pewnym sukcesem zaczął włazić jej na głowę, ale w dalszym ciągu jej to nie przeszkadzało, nawet jeśli ten widok odejmował jej profesjonalizmu. Pilnowała jednak, by przypadkiem nie spadł, bo nie była zorientowana, na ile to mogłoby mu zaszkodzić.
  — Gdzie więc zmierzałeś, zanim poniekąd stanęłam ci na drodze? Jest stąd kawałek do Nanashi, nie, żebyś jakkolwiek był przywiązany łańcuchem do jakiegoś konkretnego miejsca.

@Hasegawa Jirō

(reszta na privie, same hajdy, zt x2)


Ostatnio zmieniony przez Miyazaki Żałość Tsukiko dnia Nie 5 Mar - 23:24, w całości zmieniany 1 raz


Wiadukt Arasaka Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko
Hecate Black

Pon 27 Lut - 0:55
26 luty 2037 roku;
późny wieczór, około 21:00


 Zimny wiatr mierzwił czerwone pasma włosów; unosiły się z każdym nieco silniejszym powiewem, wijąc się w powietrzu niczym gniazdo wściekłych węży. Niemal już nocny chłód oraz zimno bijące od barierki, o którą opierała się Black mroziły jej kości niemal do szpiku. A jednak stała cały czas nieruchomo, już od kilkunastu minut trzymając przedramiona wsparte na metalowej rurce z dłońmi splecionymi z przodu. Tuż obok stał papierowy kubek ledwie już parującej kawy, lecz wszystko wskazywało na to, że dawno straciła nim zainteresowanie. Wzrok miała wbity gdzieś zupełnie indzie – w zasadzie ciężko było określić, na co odkładnie patrzyła. Może na przejeżdżające samochody, może na skupionych tłoczno ludzi, którzy przemykali trasami pod wiaduktem, a może w rozświetlające mrok witryny sklepów, restauracji, kawiarni.
 Nagle na samym końcu wizji dostrzeganej kątem oka przyuważyła coś, co sprawiło, że zimno muskające odsłonięte skrawki skóry było niczym w porównaniu lodu, jaki poczuła w płucach, w sercu, w żebrach i całym wnętrzu. Z początku była gotowa uwierzyć, że rzeczywiście zamarzała, że nogi już na zawsze scaliły się w jedność z podłożem, a ręce przymarzły do barierki. Oddech ugrzązł w gardle jak gęsta melasa, której nie sposób było przełknąć. Kolorowe ślepia wiedźmy niemal piekły od tego, jak szeroko je otworzyła.
 Desperacja pchnęła ją naprzód. Pierwsze kroki stawiała wolno, całkiem jakby podeszwy butów przykleiły się do betonu po którym stąpała; dopiero po pokonaniu kilku metrów dała radę przyspieszyć. Wciąż nie nabierała powietrza, nie mrugała, w zasadzie miała wrażenie, że na ten moment w ogóle przestała żyć.
 Nagle i niespodziewanie złapała stojącego tyłem chłopaka za rękę, jednym zwinnym ruchem obracając go licem ku sobie. Przez chwilę naprawdę wierzyła, że ujrzy znajome lico, że spojrzy w tęczówki, w które za czasów dzieciństwa patrzyła bez dnia przerwy. Uczucia, które zawładnęły Black na tę ulotną sekundę były nie do opisania również dla niej samej – nie miała pojęcia, co właśnie miało miejsce w zawirowanym wnętrzu. Bała się? Cieszyła? Nie. Była przerażona, wściekła, szczęśliwa... Zdezorientowana, bo gdy tylko skupiła wzrok, obserwowane oblicze okazało się nieznajome.
 Wzburzona mimika w moment powróciła do stabilizacji; powieki się zmrużyły, usta rozluźniły, mimika wróciła do stanu, który ciężko było odgadnąć, jeśli się jej nie znało.
 – Przepraszam, pomyliłam cię z kimś – mruknęła w końcu, z drobnym ociąganiem wypuszczając nadgarstek chłopaka spomiędzy smukłych palców. Ta sama ręką powiodła zaraz w górę, przemykając po zmęczonej twarzy rudowłosej. – Życie jest pełne niespodzianek, co? – parsknęła, ale widać było, że mówiła bardziej do siebie niż do niego. Głos miała nieco zgorzkniały, wyraźnie niezadowolony. Głębokie westchnięcie opuściło usta dziewczyny. Jeszcze przez chwilę stała w tym samym miejscu, opuszkami pocierając pulsujące skronie.
 Kiedy ta cholerna migrena zdążyła wrócić?
 – Musze zapalić...
 Zaczęła szperać po kieszeniach kurtki, jak na złość nie mogąc znaleźć paczki, która przecież musiała tam być. Na pewno wrzucała ją tam przed kupnem kapy wraz z metalową zapalniczką. Czemu więc nagle nie mogła jej znaleźć?

| ubiór: czarna bluzka, ciemnoczerwona spódnica w kratę, zakolanówki, trampki ponad kostkę i zarzucona na ramiona, za duża  czarna jeansowa kurta

@Watanabe Yoshino



Wiadukt Arasaka Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Amakasu Shey

Sro 3 Maj - 22:30
Wkurwiały ją rozmowy obcych ludzi rozchodzące się echem po ścianach wiaduktu Arasaka. Wszystkie głosy zlewały się w jedną głuchą całość, przeplatane przejeżdżającymi samochodami, dźwiękami miasta. Karafuruna była jej dzielnicą. Chociaż urodziła się w Nanashi to tutaj przeżyła większość swojego bezwartościowego życia. Shigetsu stało się jedyną niewdzięczną rodziną, jaka jej pozostała. Teraz zresztą nie było inaczej. Umiejętnie i jak najbardziej świadomie marnowała swój czas, bo wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie potrafiła stwierdzić, która była godzina, czy ile czasu spędziła na dworze. Szare tęczówki utkwione w kolorowym ekranie telefonu, którego odcienie rozmazywały się jej przed oczami. Odpisywała na smsy namiętnie jak każda wkurwiona typiara. Pomalowane na czarno paznokcie rytmicznie stukały w szklany ekran z pękniętą szybką.

Było kurewsko zimno. Szczupłe ciało dygotało przy każdym powiewie chłodnego wiatru w połączeniu z mokrą, deszczową pogodą. Shey jednak nie czuła zimna. Nie czuła praktycznie nic. Procenty już dawno uderzyły, a ignorowanie paskudne temperatury stało się znacznie łatwiejsze. Miała na sobie czarną, skórzaną, niezniszczalną kurtkę, którą zajebała kiedyś od Seiya. Była oversizowa i schodzona. Oczywiście nigdy nie przyznałaby się, że kiedykolwiek należała do niego. Jeszcze kurwa czego. Podziurawione, ciemne jeansy z wysokim stanem oraz krótki top odkrywający połowę brzucha. Do tego standardowo - ciężkie trapery na grubej podeszwie. Można powiedzieć, że ubrała się całkiem znośnie jak na taką pogodę. Niestety brak jakiegokolwiek pożywienia doszczętnie odbierał jej możliwość utrzymywania ciepła. Jak zazwyczaj zresztą nic dzisiaj nie zjadła. Nie był to dla niej problem. Po prostu nie była głodna i tyle. Whiskey zastąpiło potrzebę spożywania kalorii. Przecież ogrzewało, nie?

Czytając kolejną wiadomość od Zjeba zakurwowała głośno, aż obejrzał się na nią jakiś bezdomny odlewający się w pobliżu. Wystarczyło jedno zimne spojrzenie pustych, martwych tęczówek, żeby schował swój sprzęt i zniknął za rogiem. Dlaczego wciąż z nim pisała, skoro tak kurewsko ją denerwował? Był chyba najbardziej wkurwiającą osobą na świecie, a ona ponownie zaczęła wystukiwać odpowiedź. Litery rozmazywały się tworząc nieczytelne słowa. Nie myślała trzeźwo. Tak naprawdę w ogóle nie myślała za wiele. Była zmęczona, a zarazem hiperaktywna. Zwyczajnie wkurwiona. Nie potrafiła sobie jednak odpuścić. Za każdym razem, kiedy już wysłała odpowiedź kolejno blokowała ekran; tylko po to, żeby ponownie za chwilę go odblokowywać, czując wibracje odebranej wiadomości. Nie musiała zapisywać jego numeru. Znała go przecież na pamięć.

jeszcze rozpierdalasz się pod wiaduktem
- Tak kurwa rozpierdalam - odpowiedziała sama sobie przykładając zimne szkło do pełnych ust. Pociągnęła kilka sporych łyków alkoholu, eksując całą butelkę do równego zera. Nie potrafiła powiedzieć co tak właściwie piła. W tym stanie wszystko smakowało dokładnie tak samo. Nagle zdała sobie sprawę, że została sama. Gdzie podziała się reszta imprezy? Chyba z kimś tutaj była. Tak jej się wydawało. Nie była już pewna. - Zjeb - dodała jeszcze tak dla poprawy własnego humoru, chociaż w ogóle nie pomogło. Specjalnie zamachnęła się butelką, rzucając nią o pobliską ścianę. Szkło momentalnie rozbiło się na popisanym, brudnym betonie. Odłamki prysnęły w jej stronę rozsypując się po jej ubraniu i opadając przy podeszwach. Chyba jej nie drasnęło. Nie wiedziała. Bólu też przecież nie czuła.

Ile czasu minęło? Miała już tego dość. Z każdą następną jego wiadomością coraz bardziej się spinała. Alkohol nie pomagał w przezwyciężeniu rosnącego napięcia. Wyjęła peta z nieswojej paczki papierosów, którą chyba komuś zabrała. Schowała ją z powrotem do kieszeni, odpalając papierosa trzymanego w smukłej dłoni. Zaciągnęła się, próbując chociaż odrobinę uspokoić jak zwykle zszargane nerwy. Nagle podjęła decyzję. Nie zamierzała czekać ani jednej chwili dłużej. Uśmiechnęła się sama do siebie oznajmiając Zjebowi, że nadszedł czas.

Dobr spierd ala mm stąd
no teraz to już kurwa nigdzie nie idziesz
odwróć się


Mina od razu jej zrzedła. Uśmiech zniknął.
- Kurwa - pomyślała na głos odwracając się powoli.

@Yakushimaru Seiya
Amakasu Shey

Seiwa-Genji Rainer, Ejiri Carei, Shirotani Kaname and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Nie 7 Maj - 15:53
18 kwietnia 2037, po 2:30 w nocy.

Ze zniecierpliwieniem łupnął bokiem pięści w plastikową ściankę automatu, który leniwie wypluwał z siebie kupiony za drobniaki napój. W środku nocy na pustej ulicy nie było nikogo, kto mógłby się do niego o to przypierdolić, ale ponieważ dookoła było niepokojąco cicho, głuchy dźwięk uderzenia niósł się po najbliższym otoczeniu niczym zwiastun nadchodzącej burzy. Jeszcze kilkanaście minut temu wylegiwał się w swoim łóżku, a teraz próba zaśnięcia na siłę była już jedynie nieodległym wspomnieniem. Nie wyglądał na nawet w połowie zmęczonego, choć cienie pod jego oczami zarysowywały się na skórze wyraźnymi, sinymi łukami; nieułożone włosy targane poduszką w większej mierze przykrywał kaptur, ale i tak dało się zauważyć, że każdy z czarnych kosmyków, który opadał na czoło chłopaka, rwał się w swoją stronę w niekontrolowanym nieładzie. Ale przecież tylko sprawiał pozory niewyspanego, bo spojrzenie miał żywe – rozświetlony ekran telefonu, który odbijał się we wpatrzonych w niego źrenicach, dodatkowo potęgował to wrażenie. Seiya już od jakiegoś czasu nie odrywał wzroku od wyświetlacza; nie chciał przecież przegapić ani jednej wiadomości. Gdyby ktoś miał okazję wczytać się w tę wymianę bluzgów, uznałby, że nie było się z czego cieszyć, ale Yakushimaru odnajdował w nich jakąś chorą i znaną tylko sobie przyjemność. Może była to kwestia czytania między wierszami. Teraz, gdy Amakasu była dla niego zbiorem pikseli, które bombardowały jego skrzynkę odbiorczą, nie miała nawet okazji zarzucić mu, że nadinterpretuje. Nie miała okazji zetrzeć mu z ust uśmiechu, formującego w policzkach płytkie dołeczki.
  Prawie zapomniał, że jeszcze przed momentem był wkurwiony.
  — Wiedziałem — wymruczał pod nosem, upuściwszy wcześniej przez nos rozbawione parsknięcie. Wieczór, który miał skończyć się źle, nagle zaczął zapowiadać się ciekawie. Kim był, żeby odmówić takim obietnicom? Lepsze to niż skończenie ze wzrokiem wlepionym w sufit i resztą nocy spędzoną w towarzystwie swojego zjebanego humoru. Wystarczyła drobna zachęta, by zebrał się do wyjścia – w pośpiechu oszczędził sobie nakładania na siebie tych wszystkich, brzęczących bibelotów, które zwykle wyróżniały się na tle intensywnie czarnych ubrań. Gdyby nie kilka stałych elementów w postaci różnych bransoletek na nadgarstkach i kilku sygnetów na palcach, w czarnej bluzie z narzuconą na nią ramoneską i w czarnych, poszarpanych spodniach prezentowałby się zwyczajnie jak na samego siebie.
  Trafiłby na miejsce dużo szybciej, gdyby nie to namiętne stukanie palcem w ekran, ale sytuacja nie była nagląca – jak kocha, to poczeka – a on mógł potrzymać białowłosą w niepewności. Bo jaką miała gwarancję, że Seiya zjawi się na miejscu po tym, jak zwyzywała go od zjebów? Miała szczęście, że był słowny i nie marzła pod wiaduktem na próżno.
  „Kurwa.”
  — To nie ja bujam się pod mostem i czekam na okazję — rzucił w odpowiedzi do jakże ciepłego powitania. Cmoknął pod nosem, ale dźwięk ten zlał się z potłuczonym szkłem i żwirem, które chrzęściły pod jego butami, gdy pokonywał ostatnie kroki ku białowłosej, niezrażony tym, że był tu niemile widziany. Zatrzymał się bliżej niż pozwalał mu na to nieoficjalny zakaz zbliżania się, nie pierwszy i nie ostatni raz narażając kark Shey na niewygodę. Dzielił ich zaledwie metr – może niecały – to oczywiste, że musiała zadrzeć głowę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Czy pogoda na górze była inna? Wyglądało na to, że tak. Była lepsza, bo wyglądało na to, że był dzisiaj w całkiem dobrym humorze.
  — Masz. Dobrze ci to kurwa zrobi. — Uniósł rękę, w której trzymał półlitrową butelkę wody, którą praktycznie zamachał jej przed oczami. Przynajmniej połowicznie spełnił jej prośbę, choć butelka nie była szklana ani tym bardziej wypełniona alkoholem – sądząc po roztrzaskanym dookoła szkle, tego jej dzisiaj nie brakowało. — Jebie tu szczynami. Dziwne, że ze wszystkich miejsc w mieście wybrałaś akurat to. Wyjebali cię z domu za niezapłacony czynsz i napawasz się życiem ulicy? Widziałem kurwa, że tekturowe łóżko masz już rozłożone. I czy to- — urwał, ściągając brwi, jakby nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Spojrzenie różnobarwnych tęczówek, które jeszcze przed chwilą z irytującym usatysfakcjonowaniem wpatrywało się w rozmigotane od przepicia dziewczęce oczy, zsunęło się niżej. Nie ku ustom, raczej ku szyi, na którą nachodził czarny, skórzany materiał. — -moje?
  Nie ufał jej odpowiedziom na tyle, by zadowolić się samym pytaniem. Był wręcz przekonany, że dla zasady skłamie, choć dzisiaj zbierało jej się na – Zwyczajnie nie lubię się tobą dzielić – zaskakującą szczerość. Jak ktoś, kto bezmyślnie wsuwa rękę do kojca agresywnego psa, Yakushimaru wsunął swoją pod lawinę gęstych, białych włosów, gdy sięgał do kołnierza. Sygnet na jego kciuku przesunął się miękko po skórze szyi Amakasu, gdy opuszkami palców ścisnął skrawek znajomej kurtki. Urocze. Chyba już znał odpowiedź – nie pozostawił Shey żadnych wątpliwości, gdy powoli przechylił głowę na bok, krzywiąc kąciki ust w na wpół rozbawionym, na wpół zadowolonym uśmiechu. Gdy czarno-błękitne tęczówki na nowo skonfrontowały się ze spojrzeniem białowłosej, mogła dostrzec w nich błysk triumfu.
  Nie grali w żadną grę, więc skąd to poczucie zwycięstwa?
  — Często zabierasz mnie ze sobą?

Yakushimaru Seiya

Amakasu Shey ubóstwia ten post.

Amakasu Shey

Nie 7 Maj - 19:34
Z każdym kolejnym ciężkim krokiem, który stawiał w jej stronę nasilało się uczucie ekscytacji i spadania. Spadania w czarną otchłań zakropioną niewielkimi, błękitnymi plamkami.

- Okazję na co - momentalnie podłapała robiąc chwiejny krok w jego stronę. Zmniejszając dzielący ich dystans z niecałego metra na jeszcze mniej, bo przecież wszelkie zakazy były tylko po to, aby je łamać. Jeszcze zanim zdecydowała się na niego spojrzeć pociągnęła ostatniego wyrzucając niedopałek pod jego buty. Wstrzymała oddech narażając własne płuca na dłuższy kontakt z toksycznym dymem, w końcu unosząc głowę. Zblokowała z nim spojrzenie ignorując splątany w supeł żołądek. Jego dobry humor jedynie ją podkurwił. Jak i fakt, że nad nią górował. Wcale niespecjalnie wypuściła dym z płuc prosto na te niesforne, czarne kosmyki opadające na jego czoło, hamując chęć odgarnięcia ich.

Spojrzenie szarych tęczówek ze sporym opóźnieniem przesunęło się na przeźroczysty napój wiszący między nimi.
- Nie postarałeś się - skomentowała zabierając od niego plastikową butelkę z wodą. Nie było sensu doszukiwać się w jej opryskliwym tonie wdzięczności. Mimo to od razu przyłożyła plastik do pełnych ust zabarwionych resztkami malinowej szminki. Wypiła kilka solidnych łyków, a pojedyncze krople wody zakręciły się w kącikach ust spływając na dół brody; kapiąc na dekolt.

Westchnęła ze słyszalną ulgą, ściskając na wpół pustą butelkę w dłoni. Była to najbardziej zbliżona reakcja do dziękuję, o którym sam za pewne nie śnił. Słuchała jego słów niby od niechcenia. Z pozoru nie robiły na niej żadnego wrażenia. Yakushimaru jak zwykle się nie mylił. Dom nie istniał. Puste ściany wypełnione niechcianymi wspomnieniami. Za wszelką cenę unikała tego miejsca. Większość nocy spędzała gdzieś indziej, byle nie u siebie. Ostatnio zbyt często przesiadywała u Kaia, czy tego chciał czy nie. Odnajdywała spokój w Nanashi. W miejscu przed Hayato. Z dala od zimnego mieszkania, w którym spotkała ją jedynie nowo poznana samotność.

Niewypowiedziane kurwa zacisnęło się wokół jej gardła, kiedy błękitne plamki w jego tęczówkach powędrowały niżej. Zapomniała o kurtce. Nosiła ją tak często, od dawna zabierając dla siebie jej przynależność.  
- Chyba Cię pokurwiło. Po chuj dopowiadasz? - odpowiedziała jak najbardziej mijając się z prawdą, bo przecież dla zasady musiała postawić na swoim. Nie odsunęła się, kiedy wsunął dłoń pod zasłonę długich, splątanych, białych włosów. Odwróciła wzrok od płytkich, chłopięcych dołeczków, przekrzywiając głowę na bok. Odsłonięta pajęczyna cienkich, nierównych blizn na alabastrowej skórze pokryła się gęsią skórką, kiedy jego sygnet nie chcący dotknął wrażliwej szyi. Blizny, które przecież tak dobrze znał; które szpeciły większą część jej ciała; które nie raz miał okazję policzyć wszystkie. Spięła się wyraźnie, bo jego bliskość była elektryzująca. Dosyć świeży, fioletowo zielony siniak odznaczał się na bladej żuchwie i spływał wraz z grawitacją na sporą część szyi. Jego żywe kolory upiornie odznaczały się w bladym świetle pobliskich latarni. Pokryty resztkami porannego podkładu. Jak zwykle musiała się z kimś napierdalać. - Nie schlebiaj sobie - prychnęła oschle nie zdając sobie nawet sprawy, że chyba coś tym przyznała. Szczupła, lodowata dłoń odruchowo chwyciła za jego nadgarstek trzymający skrawek wychodzonej kurtki. Z całej siły zaciskając się na jego kościach, odcinając krążenie, aż pobielały jej knykcie.

Z szewską pasją przyglądała się jak kąciki jego ust uniosły się ku górze. Samozadowolenie, które wyszukała w jego ciemnych tęczówkach wkurwiło ją jeszcze bardziej. Niepojęta irytacja, którą w niej wzbudzał. Zapragnęła zetrzeć uśmieszek z jego równych warg. Plastikowa butelka upadła z głuchym trzaskiem na betonową powierzchnię rozlewając resztki swojej zawartości. Nim przemyślała jakiekolwiek konsekwencje szarpnęła w dół za jego nadgarstek. Wspięła się na palce zarzucając dłoń na jego kark, kalecząc miękką skórę paznokciami. Spróbowała zmusić go do pochylenia się, bo był przecież znacznie wyższy. Wpiła się w jego usta z namacalnym głodem, wymuszając na nim zachłanny pocałunek smakujący alkoholem i gniewem, który nawarstwiał się pod jej skórą. Czy omiótł go znajomy zapach połączenia wiśni i wanilii zduszony przez dym z papierosów i ostrą korzenna nutę whiskey?

Odsunęła się momentalnie nie chcąc dawać mu czasu na jakąkolwiek reakcję. Niezdarny krok w tył na wiotkich nogach jak z waty. Niebezpieczne zachwianie, kiedy grube podeszwy ślizgały się na odłamkach szkła i gruzu. Wierzchem dłoni starła z ust resztki szminki.
- Okey - rzuciła na wydechu, chociaż tak naprawdę nic nie było okey. Obrazek rozpaczy popękanego szkła, rozpadającego się na tysiące kawałków. Od zawsze robiła popierdolone rzeczy. Zalewanie się do nieprzytomności nie byłoby niczym nowym, gdyby nie okoliczności. Hayato dawał jej swobodę, ale nie zostawiłby jej w takim miejscu; w takim stanie.

Zamglone przepite spojrzenie, lekko rozchylone usta, nierówny oddech.
- Możesz już sobie iść - dodała, a kąciki jej ust uniosły się nieznacznie w zadowolonym z siebie uśmiechu. Bo przecież ich gra dopiero się zaczynała, a Shey nie potrafiła przegrywać.

@Yakushimaru Seiya
Amakasu Shey

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku