Nowoczesna platforma ulokowana nad ruchliwą, wielopasmową ulicą powstała tu zaledwie kilka lat wcześniej w celu zapewnienia bezpieczeństwa ludziom przekraczających szeroki pas drogi. Wpasowana w stylistykę dzielnicy architektura tej konstrukcji to jednocześnie wielka przestrzeń reklamowa, która kierowcom przekraczających ją od spodu wyświetla kolorowe, interaktywne obrazy promowanych produktów, okolicznych wydarzeń czy urywki najświeższych informacji z kanałów telewizyjnych. Dla pieszych przygotowano obszerne przejście z rzędami ławek ustawionymi na środku, a oddzielonych od siebie wielkimi donicami z miniaturami drzewek owocowych. Ruchome schody i winda dla niepełnosprawnych zapewnia sprawny przepływ pieszych, których w godzinach nocnych jest w tej okolicy mrowie.
W końcu zdrada boli.
Dlatego, kiedy to pierwsze niechcący wpadam na nieznanego mi człowieka, nie przykładam do tego większej uwagi. Ot, zwykły, mający miejsce incydent, który jest tak naturalny, jak płuca zaciągające kolejny raz powietrze wymieszane z dymem osób palących i żmudną rzeczywistością życia codziennego. Co prawda jest mi wstyd, bo zawsze mogę bardziej uważać na to, gdzie stawiam te nieszczęsne kroki, ale zdaję sobie sprawę z tego, iż wszystkiego nie przewidzę. Idę dalej; podeszwa nieustannie uderza o kostkę brukową, choć nie trwa to zbyt długo.
Dotyk, który wydaje się być tak nachalny, mrozi mi wręcz krew w żyłach. Podobno posiada się parę naturalnych reakcji na nagły wyrzut adrenaliny poza dwoma podstawowymi. Kończyny niemal odmawiają posłuszeństwa na tę parę sekund, gdy czuję, iż poprzednio spotkany mężczyzna decyduje się tak bez największego zastanowienia ulżyć sobie w niesieniu dodatkowej, potrzebnej nadal kończyny. Wzdrygam się momentalnie, nie mając pewności, co konkretnie muszę zrobić - panikować? Krzyczeć? A może zwrócić uprzejmie uwagę? Ta ostatnia opcja wydaje się być najodpowiedniejszą ze wszystkich, ale, jak wiadomo, zdrowy rozsądek potrafi być złudny, gdy ma się do czynienia bezpośrednio z czymś niekomfortowym.
Podnoszę brwi ze zdumienia. Nie mam prawa od innych oczekiwać, że wiedzą o tym, co się wydarzyło, dlatego, gdy słowa dochodzą do mnie z ust nieznajomego, rozluźniam zdecydowanie postawę. Najwidoczniej stary Eiji był jego znajomym, bo nie mam na czole napisanego imienia i nazwiska, aby każdy mógł udawać kogoś, kogo znałem.
- N-Nie, to nie tak, że chciałem to zrobić... - zacinam się, uprzejmie i delikatnie jak tylko mogę, choć ze stanowczością w błysku ciemnych tęczówek, chwytając go za naruszającą moją prywatną przestrzeń ramię. Nie naciskam, nie robię żadnej krzywdy - bo i choć równie dobrze mógłbym zareagować w sposób bardziej bolesny, tak nie chcę tego robić. Robię to i tak dłonią lewą, którą ciężej mi się na razie manewruje. - Przepraszam, ale nie czuję się komfortowo. Nie obrazisz się, j-jak zachowam dystans, prawda...? - trochę zaciskam własne usta, stawiając swój komfort na pierwszym miejscu. Staram się zatem odsunąć, określić granicę, jaka to powinna się znajdować na samym starcie. Gdybym tylko miał drobną część wspomnień...
- Wiadomości? - no tak, telefon co jakiś czas jest wręcz zalewany niewiadomej ilości sms-ami, które pragną budzić mnie po nocach, żądając atencji niczym kilkuletnie dziecko. Nie chcę na nie patrzeć, czując się tak, jakbym wchodził z brudnymi butami w cudze życie. - I pieniądze? - lekko przechylam głowę niczym pies, do którego mówi się coś, czego zrozumieć nie może. Jakie pieniądze? Nie rozumiem kompletnie, o co chodzi, że aż kładę dłoń na biodrze i opuszczam na kilka sekund spojrzenie wprost w popękaną kostkę brukową.
Boję się narażenia na niedogodności wynikające z braku wiedzy o tym, co mnie wcześniej łączyło z nieznajomym-znajomym przechodniem. Nie zamierzam wierzyć naiwnie niczym dusza, której obiecuje się rozgrzeszenie, a zamiast tego chcę podejść z odpowiednią dozą ostrożności.
- Słuchaj... Wiem, może to i trochę z-zabrzmi dziwnie, ale z powodu pewnych okoliczności niczego nie pamiętam. Nie wiem, kim jesteś i nie wiem, d-dlaczego cię znałem, gdzie cię poznałem. Nie wiem... absolutnie nic. - najchętniej załamałbym ręce, biorąc głębszy wdech, aby napełnić płuca powietrzem. Muszę to robić powolnymi krokami; ciężko jest mi ułożyć słowa w jakieś sensowne zdania. - Nie wiem, kim był poprzedni Eiji, nie wiem, co cię z nim łączyło i nie wiem nic o pieniądzach, o które to miałby się złościć, nie wiem nic o wyprowadzce, czy o czym tam wspomniałeś... - kiedy tylko staram się coś sobie przypomnieć, paskudny ból zaczyna promieniować z przodu głowy, odbierając jasność umysłu. Twarz zdobię grymasem widocznego niezadowolenia, mając ochotę przyłożyć sobie palce do czoła.
Tak wielu rzeczy nie wiem. Tak wielu rzeczy jestem nieświadom, iż mogę je jednocześnie źle interpretować. Nie bez powodu jednak wiadomości nie wyciągam na światło dzienne. - Możliwe, że dlatego nie miałeś z nim kontaktu. - to aż zabawne, że zaczynam traktować poprzedniego Ume jako kompletnie inny, niezależny i samodzielny byt.
Ile jest we mnie moich chęci, a ile tego, co zostawił po sobie poprzednik?
- Także przepraszam, jeżeli nie mogę spełnić oczekiwań, jakie spełniał Umemiya. - to tak cholernie boli - wejście w cudze życie i udawanie, że wszystko jest w porządku. Sprowadzam własną samoocenę do poziomu gruntu, ale może tak właśnie musi być.
Bo tak chyba jest najprościej.
- Postaram się, aby... b-było jak kiedyś, ale niczego nie obiecuję. - boję się tego. Boję się, iż życie kryje przede mną naprawdę wiele tajemnic, jakich to nie chcę odkrywać - a przynajmniej nie na razie.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Ale to zrobiłeś - zachichotał przypominając lekko bez krzty jakiejkolwiek urazy, a potem uniósł brwi wyżej. Był zaskoczony - I dalej to robisz. Po co ta powściągliwość... Ale pewnie, nie ma problemu. Mówisz - masz - zamarudził bezradnie odsuwając się zgodnie z prośbą. Gładko i lekko wyplątał się odciążając barki mężczyzny by stanąć na przeciwko. Patrzył pytająco na zaciśnięte w wąską kreskę usta znajomego nie wiedząc, jak go uraził.
- Wiadomości. Ale to nie było nic ważnego wiec się nie przejmuj. Jak nie odpisałeś to nie odpisałeś - był przyzwyczajony do tego, że część kontaktów go ignorowała. Potrafił zachodzić za skórę - Mhm, pieniądze. Wiem, że miałem ci oddać jakiś czas temu ale znów znalazłem się pod kreską i teraz może być to ciężkie. Zaraz jednak zaczyna się przerwa między semestralna więc będę mógł wziąć więcej nadgodzin lub może znajdę coś dodatkowego. Spłacę się do października. Obiecuję więc nie zgłaszaj mnie nigdzie, ok? - wystraszył się trochę, że może Eiji stracił do niego cierpliwość. Normalnie nie bałby się czegoś takiego, lecz miał wrażenie, że rektor ostatnio ledwie go już tolerował.
Wszystko to jednak najwyraźniej nie miało większego znaczenia. Kai zmarszczył czoło w konsternacji wysłuchując wyjaśnień z które faktycznie były dość przewrotne.
- Uh, ale... że tak na poważnie mnie nie pamiętasz...? Kai, Asami Kai jestem - bardziej niż urażony czuł się zaskoczony, niedowierzający - Kurde no... prawie jak w dramie, co? Bo wiesz czym jest drama, co nie? - dociekał nie wiedząc co pamięta i jak go pocieszyć więc wylewał z siebie trochę firmowego nonsensu. Zwłaszcza widząc, że rozmówca czuł się coraz bardziej zakłopotany - Nie przepraszaj ziom. Jak jesteś chory to jesteś chory, co zrobić - czy mógł to uznać za takową...? Nie znał się - Jak sobie przypomnisz to przypomnisz, a jak nie to najwyżej będę miał przyjemność opowiadania ci drugi raz tych samych żartów - Kai nie mógł nic na to poradzić, zaśmiał się trochę wymuszenie chcąc przełamać niezręczna atmosferę - Z tym przeprowadzaniem to tez nie stresuj się. Kilka razy cię odwiedzałem ale nikogo nie zastałem. Myślałem, że może się przeprowadziłeś i postanowiłeś skorzystać z okazji by mnie strzepnąć z ogona. Czasem bywam jak rzep. Jednak najwyraźniej to nie porozumienie - bo mieszkasz tam gdzie mieszkałeś, prawda?- zażartował będąc wyjątkowo świadomym siebie.
@Umemiya Eiji
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Ale nic w tym dziwnego, gdy odsłania swoje największe obecnie słabości; czuję ulgę, gdy ramię przestaje mi ciążyć. Nieznajomy wydaje się być... otwartą osobą. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ciągnący rozmowę, prowadzący ją niczym pies ślepego przewodnika.
- Kiedyś na nie zerknę. - prędzej czy później nadejdzie ten moment, a od historii nie uniknę. Po prostu na razie, póki jest to możliwe, staram się unikać kontaktu z poprzednim życiem. Jak widać, niespecjalnie mi się to udaje; wsłuchuję się w informacje o pożyczce, rejestruję więcej informacji, a koniec końców milczę - pierwsze wolę się wytłumaczyć, potem odwołać do decyzji; i chwała bóstwom, bo najwidoczniej nieco klaruje to całe zdarzenie.
Zawsze obawiam się oceniającego wyrazu twarzy i tego, co się za nim znajduje. W końcu każdy z nas zakłada maski, ale tylko właściciel wie, jak się w danym momencie czuje. Jak się czuje zatem właśnie on?
- Tak, dokładnie tak. Może to nie brzmi realnie, ale tak się niestety... no cóż, stało. - przytakuję, wbijając na krótki moment spojrzenie w ziemię. Tak, ta ziemia jest ewidentnie ciekawa, żeby uniknąć ewentualnego odczytania jakiegoś grymasu na twarzy lub czegokolwiek innego, co zgasiłoby błysk nadziei w sercu. Podnoszę głowę. - Miło mi cię w takim razie poznać, Kai. - oznajmiwszy, nie mam w sumie innego wyjścia. Pójście w inną stronę nie wchodzi w grę, udawanie teraz, iż go w ogóle nie znam, też nie wchodzi w grę. To nie tak, że jakąś mocną, silną chemią wymażę sobie chwilę, gdy ten powiedział mi swoje nazwisko i imię. Zresztą, nie ma co chować ogona między nogami.
Trochę jestem nadal spięty, ale powoli się rozluźniam. Słysząc pytanie o to, czy wiem, czym są dramy, prycham lekko śmiechem. No, nie mogę zaprzeczyć, iż pytanie jest zdecydowanie pierwszej wagi.
- O to się nie musisz martwić. - troszeczkę poważnieję, ale nadal gdzieś w oczach widać ten błysk leciutkiego rozbawienia. - Nadążam za kulturą. Ale jeżeli chodzi o k-dramy, to nie przypadły mi do gustu. - trudno zaprzeczyć, że nie odpaliłem jakiejś podczas kolejnego wieczoru we własnych, czterech ścianach, narzekając następnie na wywalające ponownie korki. Nie wiem, kto zajmował się podłączaniem elektryki, ale ewidentnie komuś to nie wyszło. Trudno nie słyszeć też kolejnych, innych mieszkańców tej ulicy, którzy wówczas czynią ze swojego gardła co najmniej pokaz metalowego screamo.
- No nic nie zrobię. Może mógłbym się złożyć na środku pokoju, ale niespecjalnie mi się to widzi. - wzruszam ramionami, próbując nieco zażartować. Nie wiem, czy jestem sztywny, czy po prostu potrzebuję Kai bardziej poznać; prawdopodobnie to drugie. - Masz jakiegoś specyficznego asa w rękawie czy niespecjalnie? - oczy mi wręcz zabłysnęły, a gdybym miał przed sobą stolik, oparłbym się łokciami niczym przekupka na targu czekająca na gorące ploteczki od sąsiadki tuż obok. Ciekawe, czy zaśmiałbym się teraz z żartów, które mnie nie śmieszyły, no i odwrotnie - czy te, które kiedyś powodowały u mnie ból brzucha, dzisiaj zostałyby pocieszone jedynie ciszą.
- Ach... nie, około dwa tygodnie byłem w szpitalu. To pewnie dlatego... - a widząc to, jak często bywa mój współlokator, nie ma go wcale. Pewnie nawet nie chciało mu się otwierać drzwi. - Tak, tak, mieszkam. - przytakuję. - Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale myślę, że raczej bym wtedy powiedział o przeprowadzce... a przynajmniej tak mi się wydaje. - nie wiem, co mnie z nim łączyło dokładnie i co się działo poza udzielaniem miejsca do spania, ewentualnego jedzenia, prysznica opcjonalnie i pieniędzy obowiązkowo, ale musiałbym mieć naprawdę porządne powody wobec tego, aby kogoś nie powiadomić o zmianie miejsca zamieszkania.
Zastanawiam się na chwilę, a następnie biorę głębszy wdech, starając się przeanalizować sytuację. Obecnie raczej nie jestem w stanie stwierdzić, ile mi ten wisiał pieniędzy; nie czuję, żeby mi ich tak bardzo brakowało, poza tym to jest dług wobec mnie, którego tu nie ma. Myślę, główka stara się pracować, ale jest to utrudnione - raz, że przez problemy ze snem, dwa, że jednak jestem minimalnie zmęczony koniecznością zmuszenia do działania dwóch, biednych szarych komórek mózgu.
- Co w ogóle do tego zadłużenia - nie wiem, ile tego było, nie wiem, skąd to się wzięło i dlaczego to się wzięło, ale... - tutaj muszę bardziej złożyć zdanie w jedną, logiczną całość - nie czuję, żeby zwracanie tego było okej. Jakby rozumiem, że dawny Eiji ci pożyczył i tak dalej, ale dawnego Eijiego już nie ma, j-jakkolwiek smętnie by to nie brzmiało. - łapię się na jednym, niewielkim zająknięciu. Cholera. - Nie oddawaj mi ich zatem. Czułbym, że jest to co najmniej niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwością jest to, że cierpię za to, iż dawny Eiji wpadł w kłopoty. Ale niesprawiedliwością też by było to, gdybym bez zastanowienia cisnął po chłopaku o zwrot jakiegoś długu, co gorsza - grożąc jeszcze zgłoszeniem tego. Naprawdę, życie musiałoby mi teraz być bardzo niemiłym.
- Możemy to uznać za "reset" znajomości, jeżeli chcesz. - bo w sumie co mi zależy, skoro to nie ja dzierżę pod kopułą czaszki wspomnienia.
A powinno.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- I bardzo dobrze. Trzeba zachować narodowy patriotyzm - pochwalił gust. Nie miał pewności ale wydawał się rozumieć, że codzienność nie wydawała mu się tak obca, jak wspomnienia o ludziach. Ciekawiło go to, czy nie pamiętał konkretnie jego czy coś ale dociekanie na ulicy w przypadkowej rozmowie nie wydawało się właściwe. Nie przypuszczał też więcej, że był w jakiś sposób okłamywany. Eiji zrobił na nim wrażenie człowieka cierpliwego, szczerego i po prostu serdecznego. Teraz to wrażenie nie było takie odległe od tego co pamiętał. Nie potrafiłby sobie wyobrazić człowieka przed sobą jako intryganta, a tym bardziej powodu do kombinowania. Nie kiedy w spojrzeniu błysnęło coś chochliczgeo.
- Dla ciebie i w nogawce coś wynajdę - podsumował nie eksponując nadmiaru swoich umiejętności komediowych. Miejsce i atmosfera nie były odpowiednie. Jak najbardziej można było uznać to za obietnicę.
- Serio...? O rety, no nie wiem co powiedzieć. Dzięki stary. Jakby jednak ci się przypomniało i zmienił zdanie to wiesz, mów - nie należał do najbardziej honorowych, nie miał też nadmiaru wstydu więc jak najbardziej miał zamiar uznać ofertę florysty za dekret, który wchodzi w życie w sposób natychmiastowy - I pewnie, nie mam problemu. Lepiej mieć więcej znajomych niż mniej, prawda? - przynajmniej dla niego wydawało się to oczywistością. Zaraz jednak nieco niezręcznie zmierzwi włosy na karku - I skoro już poczyniliśmy pewne deklaracje, co byś powiedział na przenocowanie swojego nowego, niewymagającego znajomego na jedną noc, co? - przymkną jedno oko i złożył dłonie w modlitewnym geście. Miał na myśli oczywiście siebie - Nie mam jak o tej porze wrócić do domu, a jutro rano mam zajęcia więc zniknąłbym z oczu skoro świt. Może być nawet kawałek dywanu - postanowił nieco poiskać wrażliwość drugiej strony przedstawiając swoją trudną sytuację. Wlepił w niego przeszklone od alkoholu, lecz wciąż trzeźwe spojrzenie - Jeżeli to za dużo to powiedz. Nie chcę się narzucać, a i tak sobie pewnie poradzę...
@Umemiya Eiji
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Przytakuję; nie nazwałbym tego patriotyzmem, prędzej kwestią gustów, ale wiem, że zostało to rzucone w żarcie. Są gusta i guściki, jedni wolą tradycyjne filmy, inni - animowane, a jeszcze inni live action, no i tak życie się kręci nieustannie. - Mówisz? Jakie jeszcze sztuczki posiadasz w zanadrzu? - podnoszę brwi, zastanawiając się nad tym, co tak naprawdę siedzi mu w głowie. Nadal podchodzę z pewną dozą nieufności, wszak obecnie każdy może udawać, że był moim przyjacielem i trzymaliśmy sztamę od dzieciństwa; nie ma co nadmiernie ufać. Ale nie ma też co nadmiernie uciekać - najważniejsze to zachować odpowiednią równowagę.
Jakby jednak ci się przypomniało...
- Nawet jeśli, postaram się, aby nie było z tego problemów.
Nie chcę, aby mi się to przypominało. Boję się tak cholernie tych wspomnień, że znajdę w nich to, czego znajdować nie powinienem. Boję się, iż są one naznaczone i jednocześnie niebezpiecznie - przecież dla zabawy raczej nikt by mnie nie zaatakował, a przynajmniej tak sądzę. Chciałbym znać powody, ale też te powody mogą stać się powodem, dla którego utknę w miejscu - i chociaż teraz wydaje mi się, iż ciężko jest mi poruszyć się do przodu, tak jednak... w innym scenariuszu mógłbym zrobić naprawdę wiele kroków do tyłu.
- Wielu znajomych jest spoko, ale raczej, chyba, sądzę - kierowałbym się w mniejsze grono. - w końcu nie liczy się ilość, a jakość; nie mówię tego jednak, nie chcąc komentować możliwie innego podejścia do znajomości. Patrząc na Kai, wydaje mi się, że jest taką chodzącą, odpoczywającą kapibarą, która zaprzyjaźni się zarówno z małymi, tuptającymi kaczuszkami, jak i wielkim, groźnym krokodylem. Nie wiem, na ile to uczucie jest złudne, ale na razie takie pozostaje w swej doskonałości. Pytanie aż zbija mnie z tropu.
Na ile bezpieczne jest branie znajomego-nieznajomego do własnego mieszkania?
- Jak często miałeś w zwyczaju pytać się mnie o nocowanie? - owszem, transport jest trudny o tej porze, ale prędzej zastanawia mnie to, czy Asami tak tylko mówi, czy jednak kryje się za tym coś więcej. - Jak bardzo niewymagającym znajomym jesteś? Nie patrzysz po lodówkach i przyjmiesz kołdrę w postaci kartonu po przesyłce kurierskiej? - zarzucam jedną sytuację, którą zaobserwowałem w przypadkowym memie. Gdy człowiek nie chce sprawiać problemu gospodarzowi, budzić go czy cokolwiek innego, więc chwyta za losowy przedmiot, byleby się przykryć. Inny materac, karton, książkę w formacie A4 bądź poduszkę - dowolność kompletna. - Nie no... jak mam kogoś przyjąć, to raczej prawidłowo, nie sądzisz? - nie pozwoliłbym na spanie na dywanie. Sam już bym wolał, skoro i tak mam problemy ze spaniem i kręcę się jak kurczak na rożnie. - Myślę, że nie ma problemu. Tylko ostrzegam, uważaj na rośliny. - gdy ma się miękkie serce, trzeba mieć twardą dupę, czy jakoś to tak szło.
Z jednej strony typ sprawia wrażenie, jakby można było mu zaufać, z drugiej strony... nie wiem. Raczej znam lepiej układ mieszkania, gdyby Asami okazał się mieć pod kopułą czaszki łamiące prawo pomysły.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Jakie tylko mi przyjdą do głowy. Jestem mistrzem improwizacji - postanowił być nieskromny - I jeżeli masz czas oraz chęć przygody mogę ci tego dowieść aranżując ci wieczór który będziesz wspominał przez kolejne tygodnie. Nie będziesz żałował - zapewnił zachęcająco będąc wyraźnie samemu podekscytowanym. Nie naciska na odpowiedź bo wie, że jest postrzegany jak obcy. Niech przemyśli sobie na spokojnie, jak na razie stoją tu i teraz.
Na zapewnienia kiwa głową, lecz nie bierze sobie ich szczególnie do serca, jakby przyzwyczajony do tego, że nie należy mieć za wiele oczekiwań. Deklaracja umorzenie zobowiązania, nawet jeżeli chwilowa, była i tak przyjemnym zaskoczeniem. Tak samo lekko przyjmuje komentarz o ilości przyjaciół przeczuwając jakie znaczenie się pod nim kryło. Nie jest jednak oburzony. Deklaracja ta pasowała do Umemiyi którego znał - raczej wycofanego za spokojnego jak na swój wiek chłopaka. Kai jednak był inny. Bał się samotności, ciszy. Potrzebował szumu, potrzebował innych by serce biło spokojnie, a myśli nie były dziwne. Kogokolwiek. Zgrabnie więc słowem, gestem, uśmiechem namawiał i przeważnie ciężko było mu odmówić. Chłopak był pewny, że w przypadku Eijiego nie będzie inaczej. Nawet jeżeli ten stracił pamięć Kai uważał, że serce zmienić znacząco się nie mogło, a prawdą było, że te należące do mężczyzny przed nim było miękkie.
- Uśredniając... Może raz w tygodniu...? - nie był pewien. Nie było żadnej zasady. Czasem potrafiło być to kilka dni z rzędu ze sporą przerwą - Może czasem dwa...? Ach, możesz sobie sprawdzić w wiadomościach, pytam o opinię przed każdym incydentem od kiedy mi zwróciłeś na to uwagę - To był ostatni raz, kiedy narzucał się bez zapowiedzi. Dość niefortunna sytuacja - Dorabiam w gastronomii więc w zasadzie możesz oczekiwać bym zerkał, ziom - pochlebiał sobie - Ale jeżeli do kuchni mnie nie wpuścisz to sam tez się nie włamię i karton brzmi elegancko o ile nie obudzę się w drodze do Honolulu - zaśmiał się chcąc sprawić wrażenie nieszczęśnika będącego w potrzebie. Było to pewnym wyzwaniem, kiedy było się kawałkiem chłopa, lecz nie odbiegało to od prawdy.
- Serio? Super, dzięki! Kurczę, teraz to aż chcę cię serio zabrać na przygodę. Co powiesz na opróżnienie dobrego sake z prywatnym widokiem na miasto...? Ja cię potraktuję. Wiesz, pozacieśniamy trochę więzi czy coś. Mam wrażenie, ze to trochę niesprawiedliwe, ze wiem więcej o tobie niż ty o mnie co pewnie jest trochę nie wygodne, co? - właśnie w jednej chwili znalazł nocleg, a długi zostały przekreślone. Od tak. Kai mimo wszystko czuł się trochę zobowiązany. Nie mógł z wiele dać w zamian prócz zorganizowanych beztroskich chwil - To jak...? Jeżeli chcesz wracać teraz od razu do domu i nie chcesz się kręcić to mogę coś ugotować.
@Umemiya Eiji
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Ach... jeszcze nie. Może w nieco dalszej przyszłości. - byli tacy ludzie, co postanowili udowodnić, że są w stanie zaaranżować taki wieczór. I z konsekwencjami liczę się do dzisiaj; prawa dłoń nie jest w stanie prawidłowo zginać palców, a w głowie pojawiają się wizje, których to staram się unikać. Niektórzy lubią się bawić w bóstwo, ale nikt nie bierze pod uwagę tego, iż sprawiedliwość prędzej czy później zapuka do drzwi, uderzając wpierw niewinnie dłonią w drewniany materiał, aby następnie obrócić całe życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Samotność bywa przerażająca, gdy człowiek siedzi we własnych czterech ścianach i jedyne, co może poczuć, to przyciągnięcie własnych kolan do klatki piersiowej. Czasami jest wymagana, ale czasami... prowadzi do upadku i ciężko jest z niej się wyrwać. Może dlatego z jednej strony nie chcę aż nadto się angażować w stare znajomości, ale też brakuje mi kontaktu z innymi. Człowiek jest stworzeniem stadnym i prędzej czy później, nie mając do czynienia z kimkolwiek, z kim mógłby zamienić parę zdań, popadnie w obłęd.
- Och. To dość często... - zamyślam się na krótki moment, wsuwając palce do kieszeni, w której to znajduje się telefon. Czy chcę odczytywać te wiadomości? Nie mam bladego pojęcia. Z jednej strony jestem ciekaw, z drugiej czułbym się tak, jakbym nie szanował cudzej prywatności. Nie patrzę i nie przyglądam się temu jakoś bardziej; to nie jest czas na odkopywanie poprzednich miesięcy i narastającą z tego powodu migrenę. - Zerknę później. Nie czuję się swojo, patrząc na historię. - bo to przecież nie jest moja historia, prawda?
- Tego się nie spodziewałem. Jaka konkretnie gałąź? - zastanawiam się, czy Asami ma do czynienia z pracowaniem po kilkanaście godzin dziennie z narzekaniem na klientów i dostawy, czy jednak robi w mniej cebulkowym miejscu, gdzie jego praca jest szanowana i traktowana ze szacunkiem. - Odeślę w kartonie z powrotem do sprzedawcy w takim razie. - lekko się śmieję. Jaki byłby wtedy powód reklamacji?
Czy byłem tamtego wieczoru pijany i dlatego zostałem zaatakowany? Jaka historia kryje się za napadem? Nie wiem, ale myśl o piciu na zewnątrz nie sprawia mi jakiejś większej radości.
- Jeżeli ci to nie przeszkadza, to możemy kupić alkohol i wypić go u mnie na mieszkaniu, a w międzyczasie coś się ugotuje. - wzruszam ramionami. Nie wiem, jaką mam tolerancję na procenty, ale lepiej, żeby okazało się to we własnych czterech ścianach. - Raczej unikałbym picia w barach. - dodaję tylko; muszę mieć jakieś zasady, których i tak struna zostaje wyjątkowo mocno naciągnięta. - Skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Ale to normalne, w końcu kiedyś poziom wiedzy zrówna się na tyle, iż nie będzie to dyskomfortem. - przecież kiedyś to nadejdzie. Każdy z nas ma własne tajemnice i o ile nie wiem, ile faktów na różne tematy Kai postara się ukryć, o tyle nie mogę nie ufać absolutnie nikomu.
- Nieopodal mnie jest sklep całodobowy. Nie mam zbyt wielu rzeczy w lodówce, ale możemy zrobić w miarę szybkie zakupy. - no trochę mi głupio częstować kucharza zalewanymi zupkami typu instant. - Co o tym sądzisz?
@Asami Kai
- Cóż, tak... Dobry z ciebie człowiek - podsumował schlebiając tym razem rozmówcy - Albo ze mnie lepszy kucharz lub komediant - zakończył na żartobliwej stopie - I pewnie, jak uważasz. Nie znajdziesz tam i tak nic interesującego. Chyba, że planujesz mi coś wypominać - zaśmiał się żartobliwie tak jak to robił kilka razy wcześniej w trakcie tej rozmowy.
- Wydaje mi się że przerobiłem chyba wszystko. Wcześniej jako pomoc kuchenna w budce z kurczakami, a potem częściej jako faktyczny kucharz z doskoku przy w budzie z domowym żarciem, gdzie czasem wymieniałem się zmianami z dostawcą. Studiuję dziennie więc czasem kwestia ułożenia grafiku to jak zabawa w sapera - nie każdy pracodawca był wyrozumiały, nie każdy profesor. A jeżeli był to i tak zajęcia nie zawsze lubiły być pod rząd - Ogólnie nic czym specjalnie idzie się pochwalić. Większość miejsc jest tania i przeciętna. Teraz na farcie udało mi się wcisnąć do śmieciówki i bawię się przy frytkownicy w KFC. Tym w centrum na ulicy Yamanashi. Jak będziesz w okolicy to daj znać - jeżeli mnie nie będzie dam znać przyjaciołom by ci zorganizowali jakiś gratis - opowiedział więcej. Po części dlatego, że chciał, a po części dlatego, żeby zapewnić trochę spokoju ducha Eijinowi i stać się w jego oczach mniej obcym. Choć jego postawa wyraźnie się poprawiła i nie był już taki spięty wciąż było widać ostrożność w słowach, przezorność w gestach. Kropla już jednak drążyła skałę.
- W porządku. Niech czas więc leci i zobaczymy co przyniesie jutro. Jak jesteś czegoś ciekawy możesz pytać - zgodził się na gościnę w domu, która zresztą była czymś czego chciał od samego początku - W takim wypadku pozwól więc, że ja wciąż cię potraktuję i coś ugotuję. Możemy zajść do tego sklepu. Powiedz mi tylko czy masz ochotę bardziej na zupę, czy danie. Zupę to bym zrobił miso ramen, a jeżeli danie to yaki sobę. A może klasyczne śniadanie na kolację? Hm? Omlecik z ketchupową dedykacją...? Hah! - dopytywał stawiając pierwsze kroki w stronę miejsca zamieszkania znajomego dyskutując o strategiach kulinarnych.
@Umemiya Eiji
zt x2