Nowoczesna platforma ulokowana nad ruchliwą, wielopasmową ulicą powstała tu zaledwie kilka lat wcześniej w celu zapewnienia bezpieczeństwa ludziom przekraczających szeroki pas drogi. Wpasowana w stylistykę dzielnicy architektura tej konstrukcji to jednocześnie wielka przestrzeń reklamowa, która kierowcom przekraczających ją od spodu wyświetla kolorowe, interaktywne obrazy promowanych produktów, okolicznych wydarzeń czy urywki najświeższych informacji z kanałów telewizyjnych. Dla pieszych przygotowano obszerne przejście z rzędami ławek ustawionymi na środku, a oddzielonych od siebie wielkimi donicami z miniaturami drzewek owocowych. Ruchome schody i winda dla niepełnosprawnych zapewnia sprawny przepływ pieszych, których w godzinach nocnych jest w tej okolicy mrowie.
W pośpiechu przetarła wierzchem dłoni krew, która ciekła z nosa. Oddychała ciężej od biegu i skoków, które finalnie, pozwoliły jej - tymczasowo uniknąć pochwycenia. Wyjątkowo nie spodziewała się, że bardzo żywiołowa odmowa, skończy się szarpaniną, w której - chociaż adrenalina buzowała głośniej, niż słane kurwy, gdy oberwała po raz pierwszy. Miała doświadczenie, że nie każdemu podoba się jej pyskata natura, ale większość odpuszczała, pukając się w głowę i wyzywając ją od walniętych suk. Tradycyjnie, być może często z premedytacją, zwodziła "uroczym" wyglądem i drobną sylwetką, chociaż wściekle rude włosy, powinny być co najmniej gorącą podpowiedzią, jak bardzo pierwsze wrażenie mogło być zdradliwe.
Oparła drżące plecy o barierkę wiaduktu, siadając niżej na stopniu, przy jednym z przejść. Szczęśliwie (albo wręcz odwrotnie), w zasięgu wzroku nie dostrzegała nocnych przechodniów. Wiedziała jednak, ze obecność tych wyżej, dawała jej swoistą osłonę. Banda skurwysynów, aż takimi kretynami nie była, by atakować ją na widoku. Dziwiła się jednak upartej gonitwie. Być może, ale tylko być może przesadziła z wyzwiskami, ostro mieszając z błotem męską dumę największego chojraka. Nie wydawał się być idiotą, a mimo to, w obecności kumpli, przegięła. I wciąż nie żałowała.
Potrząsnęła głową, rozsypując potarganą burzę włosów. Odetchnęła płynniej, w końcu mając szansę by wysunąć telefon, który zdążył już raz wypaść jej z kieszeni. I tylko refleks pozwolił jej zgarnąć urządzenie, nim skończył pod kołami auta, albo butami cwaniaków. Pęknięcie na szybce nie obchodziło ją wiele, bo widmowe światło sygnalizowało ciągłą gotowość do działania. Nie wahała się, gdy na szybkim wybieraniu od razu kliknęła połączenie.
- Odbierze, odbierz, odbierz - szeptała do siebie i do telefonu, wsłuchując się w sygnał i pochylając się tak, by zasłonić blask wyświetlacza - Wiadukt Arasaka, boczne przejście z prawej. Yuu, mam kłopoty - rzuciła na wydechu, nie próbując tłumaczyć więcej. Chciała brzmieć pewnie, hardo, ale byłaby sama kretynką, gdyby uważała, że poradzi sobie sama - masz lokalizację - dodała i rozłączyła się gwałtownie, słysząc w oddali stłumione przekleństwo. Ton zdecydowanie rozpoznawała, a więc wciąż niedoszli adoratorzy, trafili na właściwy trop. Przypadkowo czy nie - nie miało znaczenia. Wsunęła telefon do przedniej kieszeni, prostując się i przywierając do ściany. Zdążyła wyprowadzić z równowagi całą trójkę, ale oprócz tego, ze sama oberwała z pięści, zdążyła jednego całkiem skutecznie potraktować bolesnym kopniakiem w najbardziej czułe dla chłopaka miejsce. Drugi skończył z brzydkim zadrapaniem przez nie tak gładki policzek. Pod paznokciami wciąż czuła zdarta skórę i drobiny roztartych juchą plam, znaczących wnętrze dłoni. Ale na samo wspomnienie zbyt łapczywych rąk, sięgających jej talii i pośladków, wywoływało w niej furię. Nie, żeby była cnotliwie zawstydzona. Zdarzały jej się przygody na jedną noc, często sama prowokowała, ale - nigdy na siłę. Tym bardziej, gdy tej siły próbowano użyć na niej. I nie był to Iwa. Gdyby dowiedział się, że ktoś jej dotknął, pewnie rzuciłby się sam. I sprawiłoby jej to dziką satysfakcję, ale skończyłoby się to jeszcze większą rozpierduchą, na którą sił ani czasu nie miała. Paskudnie zmęczona, tłumiąc kołaczący się na granicy przyznania strach sprawiał, że po prostu potrzebowała brata.
Zwinęła dłonie w pięści, gdy w polu widzenia dostrzegła kilka poruszających się postaci. Cofnęła się za załom, zerkając w międzyczasie za siebie, szukając - potencjalnej drogi ucieczki, albo - broni, która oprócz drobnych pięści, posłużą jej do walki, albo - sygnały, że nadchodziło wsparcie. Szurniecie nieco wyżej, kazało jej odchylić głowę, spoglądając w górę, gdzie mignął jej cień. Przygryzała rozciętą wargę, wypluwając finalnie mieszankę śliny i krwi.
- Pospiesz się - niemal burknęła, chwytając górnej poręczy i podciągając się wyżej, by wsunąć drobne ciało na idącą wzdłuż przejścia - metalowego wsparcia filaru.
@Hyeon Yuushin
And turned the pieces into horns
Don't say that I didn't warn you
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Nagrywanie szło mu dzisiaj wyjątkowo sprawnie. Wskoczył na tak głębokie skupienie, że niemal nie robił przerw i rzadko kiedy widział potrzebę powtarzania fragmentu. I dopiero po dłuższym czasie zorientował się, że niczego nie pił w trakcie, w efekcie czego zaczynał odczuwać dokuczliwą suchość w gardle. Gderając pod nosem, zawlókł się do kuchni, żeby przygotować coś, co od razu przyniesie mu ulgę: herbata z mlekiem i miodem. Pracując głosem, zdążył do tej pory wynaleźć kilka skutecznych sposobów na problemy z gardłem, głównie dzięki pomocy internetu.
Do pokoju wkroczył z parującym kubkiem naparu w jednej ręce i słoikiem miodu w drugiej. Zasiadł ponownie przed komputerem i w ramach krótkiej przerwy na herbatę chciał pogrzebać za materiałem do następnego odcinka, ale właśnie w tamtym momencie jego telefon intensywnie zawibrował gdzieś za jego plecami, a w pokoju rozległa się muzyka. Znał tę muzykę. To dźwięk przeznaczony tylko dla Reimi. Biorąc pod uwagę późną porę i brak siostry w mieszkaniu, coś mogło się stać. Yuu natychmiast rzucił się w stronę sterty ubrań, spod której dobiegały odgłosy dzwonka, gorączkowo przerzucając swoje ciuchy. W którym momencie telefon się znalazł pod nimi?! Ah, chyba jak robił “porządek” na łóżku.
Nie zdążył nawet nic powiedzieć po odebraniu połączenia, bo słuchawkę od razu wypełnił głos Reimi.
— Już lecę — zdążył powiedzieć, zanim się rozłączył i ponownie zaczął przerzucać sterty ciuchów, tym razem w poszukiwaniu czegoś wygodnego i zapewniającego swobodę ruchów.
Kłopoty.
Zaklął pod nosem. Już wiedział, że ma wieczór z głowy. Oby tylko nie skończył się w szpitalu.
Nie był zły na Rei z powodu wpakowania się w kłopoty, raczej w duchu cieszył się, że zadzwoniła do niego po pomoc. Był całkowicie świadomy tego, że jej ognisty charakter prawdopodobnie zbyt często pakuje ją w niebezpieczne sytuacje, ale nigdy nie starał się nawet ją pod tym względem przytemperować. Sam również często ładował się w nieprzyjemne sytuacje przez swoje problemy z trzymaniem języka za zębami, wyszedłby więc na totalnego hipokrytę, gdyby punktował za to siostrę. O wiele bardziej wolał grać w jej drużynie i zwyczajnie pomóc jej wyplątać z tarapatów. Każdorazowo miał nadzieję, że mu się to uda.
Tak jak teraz.
Zgarnął z półki gaz pieprzowy w żelu, wrzucił telefon do kieszeni i w pośpiechu zamknął drzwi wejściowe. Po chwili już był w pełnym biegu, modląc się do wszystkich istniejących bóstw, by znalazł Rei zanim zrobią to ci, z którymi zadarła.
Nie wiedział, po jakim czasie znalazł się przy wiadukcie, ale gnał niemal na złamanie karku. Zatrzymał się na chwilę przed schodami w celu złapania oddechu i rozejrzał czujnie po okolicy. Nieliczni przechodnie znajdowali się na górze, bocznego wejścia ze swojej obecnej pozycji nie widział, ale do jego uszu nie dobiegały odgłosy walki, także istniała nadzieja. Uznał, że więcej zobaczy z góry, schodząc do przejścia po cichu po schodach, trzymając się cienia barierek.
— Rei? — zapytał szeptem, kiedy zauważył na filarze jakąś ciemną postać. W dalszym ciągu brakowało intruzów. — Mam gaz pieprzowy. Wolisz walczyć czy spierdalać? — zapytał, żeby się przekonać, na jakim poziomie wkurwienia znajdowała się siostra. Uciec był rozsądniej, gdyby chciała walczyć, to by znaczyło, że musieli mocno jej usiąść na nerwy. — Są w pobliżu? — dopytał jeszcze, zastanawiając się, czy to rozsądne schodzić zupełnie na dół, czy lepiej pomóc Rei wleźć na barierki.
@Hyeon Reimi
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Lewą dłoń zaciskam kurczowo na torbie, przechodząc przez kolejne ulice.
Z jednej strony tutaj mieszkam, z drugiej - powątpiewam we własną przynależność. Wzdycham głęboko, patrząc na to, jak przy wiadukcie ludzie poruszają się w określonym kierunku, zastanawiając zapewne nad kolejnymi błędnymi decyzjami, które pociągnęły ich na dno. Albo wcale tak się nie dzieje - po prostu brną przed siebie, nie mając innego wyjścia. Bo też i tak może być, kiedy to nie posiadam możliwości wtargnięcia do cudzego umysłu - wymyśloną rzeczywistość mogę kreować, ale czy ta zacznie funkcjonować w realnym świecie, jest wysoce wątpliwą kwestią i paskudną - niczym chłodne palce dotykające nagrzanej skóry.
Podobno cierpienie uszlachetnia. Podobno niesie ze sobą może nie tyle nauczkę, co doświadczenie, aby móc z powrotem odbić się od dna i powrócić do prawidłowego funkcjonowania. Nie wiem, czy jest to prawdą, ale wiem natomiast, iż cierpienie po prostu istnieje. Nie można go uniknąć, wszak wtedy byłoby zbyt dobrze; można je jedynie zaakceptować poprzez zaciśnięcie zębów i przejście dalej. Dlatego idę przed siebie, może nie z uniesioną głową, ale po to, aby przetrwać kolejny dzień, gdy blask powoli powstających do życia neonów uderza mnie prosto w oczy i stara odebrać wizję.
Ciała. Zaczepiające mnie, dziwne jednostki, które ignoruję. Schizofrenia? Może powinienem już sobie przyklepać wolne miejsce w szpitalu psychiatrycznym, gdy nie wiem, co się ze mną dzieje, a świat wydaje się mieć więcej kolorów, niż mógłbym się po nim spodziewać. Martwi mnie to, ale póki potrafię jakoś udawać, wszystko wydaje się być prawidłowe.
Nie mogę aż tak bardzo nad tym rozmyślać, chyba że naprawdę pragnę innego losu; zamiast tego skupiam się na tym, co mnie otacza. Nic dziwnego, iż od czasu do czasu wzrok ciemnych obrączek źrenic ląduje na twarzach kompletnie nieznanych mi osób, choć nie wymagają one absolutnie niczego. Po prostu przyglądam się im w zaciekawieniu, ale też i ciszy, gdy część mieszkańców Fukkatsu już jest wstawiona i chętna na dalsze harce ku uciesze własnego umysłu na niekorzyść ubolewającej wątroby. Szkoda tego organu, naprawdę.
Dziwne, bo mnie to aż tak nie kusi. Picie czy papierosy, brak uzależnień bywa zbawienny. Może na razie nie widzę powodu do świętowania, może kiedyś na pewno jakiś się znajdzie, ale ewidentnie nie teraz i nie w tej chwili. Za bardzo się na tym skupiam - na tyle za bardzo, iż nie zauważam, że przypadkiem wpadam na kogoś w akcie patrzenia w kompletnie inną stronę. Stawiam stopę niefortunnie, ciało uderza o te obce, a równowaga zostaje skutecznie zachwiana.
- Ach, przepraszam, niechcący... - prawie nawet nie utrzymuję kontaktu wzrokowego, a zamiast tego idę dalej z zamiarem dostania się na mieszkanie. Opuszkami palców ściskam pęk kluczy, upewniając się, iż ten na pewno jest na swoim miejscu i nigdzie nie uciekł, tudzież wypadł. W końcu szkoda by było nie dostać się do wynajmowanych, czterech ścian, prawda?
@Asami Kai
Nie musiał sprawdzać rozkładów pociągów czy autobusów by wiedzieć, że niczym o tej porze nie doturla się do własnego domu. Utkną w Fukkatsu. Nie czuł się tym jakkolwiek zmartwiony. Nie raz pojawiał się na zajęciach w tych samych ubraniach przesyconych barowym zapachem nieodpowiedzialności, młodości, zabawy. Zachichotał pod nosem sam siebie rozweselony jakąś niejasną myślą kiedy przeglądał nieodczytane wiadomości, a potem optymistycznie zaczął przeglądać kontakty na telefonie. Musiał załatwić sobie nocleg. Hotel nie wchodził w grę - to koszt. Przeglądał listę mniej lub bardziej znajomych imion i ksywek wysyłając wstępne wiadomości. Niektóre odpowiedzi przychodziły od razu niosąc wulgarną, lecz ciągle w jakiś sposób zabawną odmowę. Inne milczały.
Skupiony na ekranie, a nie na drodze przed sobą nieuchronnie szukał kolizji, która oczywiście nastąpiła.
- Luz... - mrukną z pewnym roztargnieniem, zatrzymując się zaraz potem by popaść w pewne oszołomienie. Przyglądał się plecom osoby na którą wpadł, a która po uprzejmym kontakcie właściwie zignorowała go i podążyła dalej przed siebie. Zmrużył powieki, a potem zalało go pewne entuzjastyczne przeczucie. Bez zawahania, naturalnie w kilku susach doskoczył do prawego boku chłopaka zarzucając mu towarzysko ramię na barkach. Dopiero gdy pochylił się by spojrzeć na jego twarz był pewien, że mu się nie wydawało
- Eiji! - zawtórował entuzjastycznie pozwalając sobie wyjątkowo niegrzecznie na bezwstydną bezpośredniość - Hej, hej, co to za oziębła postawa co...? Zrobiłem coś źle, że rozpoznajesz mnie za obcego? To trochę okrutne... - poskarżył się jak dziecko namawiające rodzica, że egzekwowana kara jest za surowa - Jeżeli się narzucałem za bardzo to wystarczyło powiedzieć słowo, a nie wyprowadzać się bez słowa i ignorować wiadomości, wiesz? A może złościsz się o pieniądze...? - sondował wykazując przyjacielską postawę. Nie wiedział czy chłopak faktycznie się wyprowadził, lecz nie ważne ile razy próbował go odwiedzać zza drzwi mieszkania nie wydobywał się żaden pomruk, w pracy się nie pojawiał, a wiadomości były ignorowane. Kai nie był nachalny. Po kilku próbach kontaktu uznał to za wolę nieba i żył dalej. Teraz jednak był w potrzebie i spotkał kogoś kto był skłonny rzucać mu koło ratunkowe - oczywiście uznał to ponownie za znak od Losu i postanowił brnąć w tę okazję!
@Umemiya Eiji
W końcu zdrada boli.
Dlatego, kiedy to pierwsze niechcący wpadam na nieznanego mi człowieka, nie przykładam do tego większej uwagi. Ot, zwykły, mający miejsce incydent, który jest tak naturalny, jak płuca zaciągające kolejny raz powietrze wymieszane z dymem osób palących i żmudną rzeczywistością życia codziennego. Co prawda jest mi wstyd, bo zawsze mogę bardziej uważać na to, gdzie stawiam te nieszczęsne kroki, ale zdaję sobie sprawę z tego, iż wszystkiego nie przewidzę. Idę dalej; podeszwa nieustannie uderza o kostkę brukową, choć nie trwa to zbyt długo.
Dotyk, który wydaje się być tak nachalny, mrozi mi wręcz krew w żyłach. Podobno posiada się parę naturalnych reakcji na nagły wyrzut adrenaliny poza dwoma podstawowymi. Kończyny niemal odmawiają posłuszeństwa na tę parę sekund, gdy czuję, iż poprzednio spotkany mężczyzna decyduje się tak bez największego zastanowienia ulżyć sobie w niesieniu dodatkowej, potrzebnej nadal kończyny. Wzdrygam się momentalnie, nie mając pewności, co konkretnie muszę zrobić - panikować? Krzyczeć? A może zwrócić uprzejmie uwagę? Ta ostatnia opcja wydaje się być najodpowiedniejszą ze wszystkich, ale, jak wiadomo, zdrowy rozsądek potrafi być złudny, gdy ma się do czynienia bezpośrednio z czymś niekomfortowym.
Podnoszę brwi ze zdumienia. Nie mam prawa od innych oczekiwać, że wiedzą o tym, co się wydarzyło, dlatego, gdy słowa dochodzą do mnie z ust nieznajomego, rozluźniam zdecydowanie postawę. Najwidoczniej stary Eiji był jego znajomym, bo nie mam na czole napisanego imienia i nazwiska, aby każdy mógł udawać kogoś, kogo znałem.
- N-Nie, to nie tak, że chciałem to zrobić... - zacinam się, uprzejmie i delikatnie jak tylko mogę, choć ze stanowczością w błysku ciemnych tęczówek, chwytając go za naruszającą moją prywatną przestrzeń ramię. Nie naciskam, nie robię żadnej krzywdy - bo i choć równie dobrze mógłbym zareagować w sposób bardziej bolesny, tak nie chcę tego robić. Robię to i tak dłonią lewą, którą ciężej mi się na razie manewruje. - Przepraszam, ale nie czuję się komfortowo. Nie obrazisz się, j-jak zachowam dystans, prawda...? - trochę zaciskam własne usta, stawiając swój komfort na pierwszym miejscu. Staram się zatem odsunąć, określić granicę, jaka to powinna się znajdować na samym starcie. Gdybym tylko miał drobną część wspomnień...
- Wiadomości? - no tak, telefon co jakiś czas jest wręcz zalewany niewiadomej ilości sms-ami, które pragną budzić mnie po nocach, żądając atencji niczym kilkuletnie dziecko. Nie chcę na nie patrzeć, czując się tak, jakbym wchodził z brudnymi butami w cudze życie. - I pieniądze? - lekko przechylam głowę niczym pies, do którego mówi się coś, czego zrozumieć nie może. Jakie pieniądze? Nie rozumiem kompletnie, o co chodzi, że aż kładę dłoń na biodrze i opuszczam na kilka sekund spojrzenie wprost w popękaną kostkę brukową.
Boję się narażenia na niedogodności wynikające z braku wiedzy o tym, co mnie wcześniej łączyło z nieznajomym-znajomym przechodniem. Nie zamierzam wierzyć naiwnie niczym dusza, której obiecuje się rozgrzeszenie, a zamiast tego chcę podejść z odpowiednią dozą ostrożności.
- Słuchaj... Wiem, może to i trochę z-zabrzmi dziwnie, ale z powodu pewnych okoliczności niczego nie pamiętam. Nie wiem, kim jesteś i nie wiem, d-dlaczego cię znałem, gdzie cię poznałem. Nie wiem... absolutnie nic. - najchętniej załamałbym ręce, biorąc głębszy wdech, aby napełnić płuca powietrzem. Muszę to robić powolnymi krokami; ciężko jest mi ułożyć słowa w jakieś sensowne zdania. - Nie wiem, kim był poprzedni Eiji, nie wiem, co cię z nim łączyło i nie wiem nic o pieniądzach, o które to miałby się złościć, nie wiem nic o wyprowadzce, czy o czym tam wspomniałeś... - kiedy tylko staram się coś sobie przypomnieć, paskudny ból zaczyna promieniować z przodu głowy, odbierając jasność umysłu. Twarz zdobię grymasem widocznego niezadowolenia, mając ochotę przyłożyć sobie palce do czoła.
Tak wielu rzeczy nie wiem. Tak wielu rzeczy jestem nieświadom, iż mogę je jednocześnie źle interpretować. Nie bez powodu jednak wiadomości nie wyciągam na światło dzienne. - Możliwe, że dlatego nie miałeś z nim kontaktu. - to aż zabawne, że zaczynam traktować poprzedniego Ume jako kompletnie inny, niezależny i samodzielny byt.
Ile jest we mnie moich chęci, a ile tego, co zostawił po sobie poprzednik?
- Także przepraszam, jeżeli nie mogę spełnić oczekiwań, jakie spełniał Umemiya. - to tak cholernie boli - wejście w cudze życie i udawanie, że wszystko jest w porządku. Sprowadzam własną samoocenę do poziomu gruntu, ale może tak właśnie musi być.
Bo tak chyba jest najprościej.
- Postaram się, aby... b-było jak kiedyś, ale niczego nie obiecuję. - boję się tego. Boję się, iż życie kryje przede mną naprawdę wiele tajemnic, jakich to nie chcę odkrywać - a przynajmniej nie na razie.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Ale to zrobiłeś - zachichotał przypominając lekko bez krzty jakiejkolwiek urazy, a potem uniósł brwi wyżej. Był zaskoczony - I dalej to robisz. Po co ta powściągliwość... Ale pewnie, nie ma problemu. Mówisz - masz - zamarudził bezradnie odsuwając się zgodnie z prośbą. Gładko i lekko wyplątał się odciążając barki mężczyzny by stanąć na przeciwko. Patrzył pytająco na zaciśnięte w wąską kreskę usta znajomego nie wiedząc, jak go uraził.
- Wiadomości. Ale to nie było nic ważnego wiec się nie przejmuj. Jak nie odpisałeś to nie odpisałeś - był przyzwyczajony do tego, że część kontaktów go ignorowała. Potrafił zachodzić za skórę - Mhm, pieniądze. Wiem, że miałem ci oddać jakiś czas temu ale znów znalazłem się pod kreską i teraz może być to ciężkie. Zaraz jednak zaczyna się przerwa między semestralna więc będę mógł wziąć więcej nadgodzin lub może znajdę coś dodatkowego. Spłacę się do października. Obiecuję więc nie zgłaszaj mnie nigdzie, ok? - wystraszył się trochę, że może Eiji stracił do niego cierpliwość. Normalnie nie bałby się czegoś takiego, lecz miał wrażenie, że rektor ostatnio ledwie go już tolerował.
Wszystko to jednak najwyraźniej nie miało większego znaczenia. Kai zmarszczył czoło w konsternacji wysłuchując wyjaśnień z które faktycznie były dość przewrotne.
- Uh, ale... że tak na poważnie mnie nie pamiętasz...? Kai, Asami Kai jestem - bardziej niż urażony czuł się zaskoczony, niedowierzający - Kurde no... prawie jak w dramie, co? Bo wiesz czym jest drama, co nie? - dociekał nie wiedząc co pamięta i jak go pocieszyć więc wylewał z siebie trochę firmowego nonsensu. Zwłaszcza widząc, że rozmówca czuł się coraz bardziej zakłopotany - Nie przepraszaj ziom. Jak jesteś chory to jesteś chory, co zrobić - czy mógł to uznać za takową...? Nie znał się - Jak sobie przypomnisz to przypomnisz, a jak nie to najwyżej będę miał przyjemność opowiadania ci drugi raz tych samych żartów - Kai nie mógł nic na to poradzić, zaśmiał się trochę wymuszenie chcąc przełamać niezręczna atmosferę - Z tym przeprowadzaniem to tez nie stresuj się. Kilka razy cię odwiedzałem ale nikogo nie zastałem. Myślałem, że może się przeprowadziłeś i postanowiłeś skorzystać z okazji by mnie strzepnąć z ogona. Czasem bywam jak rzep. Jednak najwyraźniej to nie porozumienie - bo mieszkasz tam gdzie mieszkałeś, prawda?- zażartował będąc wyjątkowo świadomym siebie.
@Umemiya Eiji
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Ale nic w tym dziwnego, gdy odsłania swoje największe obecnie słabości; czuję ulgę, gdy ramię przestaje mi ciążyć. Nieznajomy wydaje się być... otwartą osobą. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ciągnący rozmowę, prowadzący ją niczym pies ślepego przewodnika.
- Kiedyś na nie zerknę. - prędzej czy później nadejdzie ten moment, a od historii nie uniknę. Po prostu na razie, póki jest to możliwe, staram się unikać kontaktu z poprzednim życiem. Jak widać, niespecjalnie mi się to udaje; wsłuchuję się w informacje o pożyczce, rejestruję więcej informacji, a koniec końców milczę - pierwsze wolę się wytłumaczyć, potem odwołać do decyzji; i chwała bóstwom, bo najwidoczniej nieco klaruje to całe zdarzenie.
Zawsze obawiam się oceniającego wyrazu twarzy i tego, co się za nim znajduje. W końcu każdy z nas zakłada maski, ale tylko właściciel wie, jak się w danym momencie czuje. Jak się czuje zatem właśnie on?
- Tak, dokładnie tak. Może to nie brzmi realnie, ale tak się niestety... no cóż, stało. - przytakuję, wbijając na krótki moment spojrzenie w ziemię. Tak, ta ziemia jest ewidentnie ciekawa, żeby uniknąć ewentualnego odczytania jakiegoś grymasu na twarzy lub czegokolwiek innego, co zgasiłoby błysk nadziei w sercu. Podnoszę głowę. - Miło mi cię w takim razie poznać, Kai. - oznajmiwszy, nie mam w sumie innego wyjścia. Pójście w inną stronę nie wchodzi w grę, udawanie teraz, iż go w ogóle nie znam, też nie wchodzi w grę. To nie tak, że jakąś mocną, silną chemią wymażę sobie chwilę, gdy ten powiedział mi swoje nazwisko i imię. Zresztą, nie ma co chować ogona między nogami.
Trochę jestem nadal spięty, ale powoli się rozluźniam. Słysząc pytanie o to, czy wiem, czym są dramy, prycham lekko śmiechem. No, nie mogę zaprzeczyć, iż pytanie jest zdecydowanie pierwszej wagi.
- O to się nie musisz martwić. - troszeczkę poważnieję, ale nadal gdzieś w oczach widać ten błysk leciutkiego rozbawienia. - Nadążam za kulturą. Ale jeżeli chodzi o k-dramy, to nie przypadły mi do gustu. - trudno zaprzeczyć, że nie odpaliłem jakiejś podczas kolejnego wieczoru we własnych, czterech ścianach, narzekając następnie na wywalające ponownie korki. Nie wiem, kto zajmował się podłączaniem elektryki, ale ewidentnie komuś to nie wyszło. Trudno nie słyszeć też kolejnych, innych mieszkańców tej ulicy, którzy wówczas czynią ze swojego gardła co najmniej pokaz metalowego screamo.
- No nic nie zrobię. Może mógłbym się złożyć na środku pokoju, ale niespecjalnie mi się to widzi. - wzruszam ramionami, próbując nieco zażartować. Nie wiem, czy jestem sztywny, czy po prostu potrzebuję Kai bardziej poznać; prawdopodobnie to drugie. - Masz jakiegoś specyficznego asa w rękawie czy niespecjalnie? - oczy mi wręcz zabłysnęły, a gdybym miał przed sobą stolik, oparłbym się łokciami niczym przekupka na targu czekająca na gorące ploteczki od sąsiadki tuż obok. Ciekawe, czy zaśmiałbym się teraz z żartów, które mnie nie śmieszyły, no i odwrotnie - czy te, które kiedyś powodowały u mnie ból brzucha, dzisiaj zostałyby pocieszone jedynie ciszą.
- Ach... nie, około dwa tygodnie byłem w szpitalu. To pewnie dlatego... - a widząc to, jak często bywa mój współlokator, nie ma go wcale. Pewnie nawet nie chciało mu się otwierać drzwi. - Tak, tak, mieszkam. - przytakuję. - Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale myślę, że raczej bym wtedy powiedział o przeprowadzce... a przynajmniej tak mi się wydaje. - nie wiem, co mnie z nim łączyło dokładnie i co się działo poza udzielaniem miejsca do spania, ewentualnego jedzenia, prysznica opcjonalnie i pieniędzy obowiązkowo, ale musiałbym mieć naprawdę porządne powody wobec tego, aby kogoś nie powiadomić o zmianie miejsca zamieszkania.
Zastanawiam się na chwilę, a następnie biorę głębszy wdech, starając się przeanalizować sytuację. Obecnie raczej nie jestem w stanie stwierdzić, ile mi ten wisiał pieniędzy; nie czuję, żeby mi ich tak bardzo brakowało, poza tym to jest dług wobec mnie, którego tu nie ma. Myślę, główka stara się pracować, ale jest to utrudnione - raz, że przez problemy ze snem, dwa, że jednak jestem minimalnie zmęczony koniecznością zmuszenia do działania dwóch, biednych szarych komórek mózgu.
- Co w ogóle do tego zadłużenia - nie wiem, ile tego było, nie wiem, skąd to się wzięło i dlaczego to się wzięło, ale... - tutaj muszę bardziej złożyć zdanie w jedną, logiczną całość - nie czuję, żeby zwracanie tego było okej. Jakby rozumiem, że dawny Eiji ci pożyczył i tak dalej, ale dawnego Eijiego już nie ma, j-jakkolwiek smętnie by to nie brzmiało. - łapię się na jednym, niewielkim zająknięciu. Cholera. - Nie oddawaj mi ich zatem. Czułbym, że jest to co najmniej niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwością jest to, że cierpię za to, iż dawny Eiji wpadł w kłopoty. Ale niesprawiedliwością też by było to, gdybym bez zastanowienia cisnął po chłopaku o zwrot jakiegoś długu, co gorsza - grożąc jeszcze zgłoszeniem tego. Naprawdę, życie musiałoby mi teraz być bardzo niemiłym.
- Możemy to uznać za "reset" znajomości, jeżeli chcesz. - bo w sumie co mi zależy, skoro to nie ja dzierżę pod kopułą czaszki wspomnienia.
A powinno.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- I bardzo dobrze. Trzeba zachować narodowy patriotyzm - pochwalił gust. Nie miał pewności ale wydawał się rozumieć, że codzienność nie wydawała mu się tak obca, jak wspomnienia o ludziach. Ciekawiło go to, czy nie pamiętał konkretnie jego czy coś ale dociekanie na ulicy w przypadkowej rozmowie nie wydawało się właściwe. Nie przypuszczał też więcej, że był w jakiś sposób okłamywany. Eiji zrobił na nim wrażenie człowieka cierpliwego, szczerego i po prostu serdecznego. Teraz to wrażenie nie było takie odległe od tego co pamiętał. Nie potrafiłby sobie wyobrazić człowieka przed sobą jako intryganta, a tym bardziej powodu do kombinowania. Nie kiedy w spojrzeniu błysnęło coś chochliczgeo.
- Dla ciebie i w nogawce coś wynajdę - podsumował nie eksponując nadmiaru swoich umiejętności komediowych. Miejsce i atmosfera nie były odpowiednie. Jak najbardziej można było uznać to za obietnicę.
- Serio...? O rety, no nie wiem co powiedzieć. Dzięki stary. Jakby jednak ci się przypomniało i zmienił zdanie to wiesz, mów - nie należał do najbardziej honorowych, nie miał też nadmiaru wstydu więc jak najbardziej miał zamiar uznać ofertę florysty za dekret, który wchodzi w życie w sposób natychmiastowy - I pewnie, nie mam problemu. Lepiej mieć więcej znajomych niż mniej, prawda? - przynajmniej dla niego wydawało się to oczywistością. Zaraz jednak nieco niezręcznie zmierzwi włosy na karku - I skoro już poczyniliśmy pewne deklaracje, co byś powiedział na przenocowanie swojego nowego, niewymagającego znajomego na jedną noc, co? - przymkną jedno oko i złożył dłonie w modlitewnym geście. Miał na myśli oczywiście siebie - Nie mam jak o tej porze wrócić do domu, a jutro rano mam zajęcia więc zniknąłbym z oczu skoro świt. Może być nawet kawałek dywanu - postanowił nieco poiskać wrażliwość drugiej strony przedstawiając swoją trudną sytuację. Wlepił w niego przeszklone od alkoholu, lecz wciąż trzeźwe spojrzenie - Jeżeli to za dużo to powiedz. Nie chcę się narzucać, a i tak sobie pewnie poradzę...
@Umemiya Eiji
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Przytakuję; nie nazwałbym tego patriotyzmem, prędzej kwestią gustów, ale wiem, że zostało to rzucone w żarcie. Są gusta i guściki, jedni wolą tradycyjne filmy, inni - animowane, a jeszcze inni live action, no i tak życie się kręci nieustannie. - Mówisz? Jakie jeszcze sztuczki posiadasz w zanadrzu? - podnoszę brwi, zastanawiając się nad tym, co tak naprawdę siedzi mu w głowie. Nadal podchodzę z pewną dozą nieufności, wszak obecnie każdy może udawać, że był moim przyjacielem i trzymaliśmy sztamę od dzieciństwa; nie ma co nadmiernie ufać. Ale nie ma też co nadmiernie uciekać - najważniejsze to zachować odpowiednią równowagę.
Jakby jednak ci się przypomniało...
- Nawet jeśli, postaram się, aby nie było z tego problemów.
Nie chcę, aby mi się to przypominało. Boję się tak cholernie tych wspomnień, że znajdę w nich to, czego znajdować nie powinienem. Boję się, iż są one naznaczone i jednocześnie niebezpiecznie - przecież dla zabawy raczej nikt by mnie nie zaatakował, a przynajmniej tak sądzę. Chciałbym znać powody, ale też te powody mogą stać się powodem, dla którego utknę w miejscu - i chociaż teraz wydaje mi się, iż ciężko jest mi poruszyć się do przodu, tak jednak... w innym scenariuszu mógłbym zrobić naprawdę wiele kroków do tyłu.
- Wielu znajomych jest spoko, ale raczej, chyba, sądzę - kierowałbym się w mniejsze grono. - w końcu nie liczy się ilość, a jakość; nie mówię tego jednak, nie chcąc komentować możliwie innego podejścia do znajomości. Patrząc na Kai, wydaje mi się, że jest taką chodzącą, odpoczywającą kapibarą, która zaprzyjaźni się zarówno z małymi, tuptającymi kaczuszkami, jak i wielkim, groźnym krokodylem. Nie wiem, na ile to uczucie jest złudne, ale na razie takie pozostaje w swej doskonałości. Pytanie aż zbija mnie z tropu.
Na ile bezpieczne jest branie znajomego-nieznajomego do własnego mieszkania?
- Jak często miałeś w zwyczaju pytać się mnie o nocowanie? - owszem, transport jest trudny o tej porze, ale prędzej zastanawia mnie to, czy Asami tak tylko mówi, czy jednak kryje się za tym coś więcej. - Jak bardzo niewymagającym znajomym jesteś? Nie patrzysz po lodówkach i przyjmiesz kołdrę w postaci kartonu po przesyłce kurierskiej? - zarzucam jedną sytuację, którą zaobserwowałem w przypadkowym memie. Gdy człowiek nie chce sprawiać problemu gospodarzowi, budzić go czy cokolwiek innego, więc chwyta za losowy przedmiot, byleby się przykryć. Inny materac, karton, książkę w formacie A4 bądź poduszkę - dowolność kompletna. - Nie no... jak mam kogoś przyjąć, to raczej prawidłowo, nie sądzisz? - nie pozwoliłbym na spanie na dywanie. Sam już bym wolał, skoro i tak mam problemy ze spaniem i kręcę się jak kurczak na rożnie. - Myślę, że nie ma problemu. Tylko ostrzegam, uważaj na rośliny. - gdy ma się miękkie serce, trzeba mieć twardą dupę, czy jakoś to tak szło.
Z jednej strony typ sprawia wrażenie, jakby można było mu zaufać, z drugiej strony... nie wiem. Raczej znam lepiej układ mieszkania, gdyby Asami okazał się mieć pod kopułą czaszki łamiące prawo pomysły.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.