Stosunkowo nowa atrakcja i pierwszy taki projekt na świecie. Złakniona wrażeń młodzież oraz rodzice pragnący urozmaicić swoim pociechom letnie popołudnie mogą uświadczyć tutaj spotkania z najróżniejszymi gatunkami zwierząt podczas licznych projekcji. Każda sala to inne środowisko, a w nim bogate we florę i faunę prawdziwe, zmysłowe przedstawienia. Goście na wstępnie otrzymują specjalne okulary VR w postaci lekkich, indywidualnie dopasowanych urządzeń oraz piloty z pojedynczym przyciskiem. Po aktywowaniu gogli nagie ściany holu przemieniają się w feerię barw i odtąd każdy krok stawiany jest w holograficznym świecie.
Pojawiły się już sale z przyrodą z Japonii, gdzie po nakierowaniu okularów na konkretny gatunek zwierzęcia bądź rośliny można wcisnąć klawisz pilota, aby uzyskać informacje na dany temat, w tym podkreślenie, które z ukazanych cudów natury objęte jest ścisłą ochroną. Innym dopieszczonym pomieszczeniem jest przestronny pokój Safari, oferujący spojrzenie w ślepia polującemu lampartowi czy dostrzeżenie detali na korze afrykańskiej akacji. Udostępnione są jeszcze: oceanarium, lasy tropikalne oraz Arktyka. W budowie pozostaje strefa przeznaczona na prehistoryczne stworzenia.
To niecodzienne zoo oferuje także kawiarnię, restaurację oraz sklepiki z pamiątkami. Odpoczynku można zażyć w centralnej części kompleksu, do której łatwo trafić, kierując się postawionymi w salach znakami.
W młodzieńczych latach Ivar nie miał okazji doświadczyć wiele rzeczy, które przeznaczone były głównie dla młodzieży. Okres ten miał bardzo niezrównoważony. Chaos wypełnił jego serce, a na języku pozostawał gorzki posmak porażki. Wtedy nie potrafił wygrać ze swoimi zmorami. Stawał się łatwym celem; niekoniecznie dla dzieciaków z sierocińca. Dzieciństwo z pewnością miał trudne, zmuszony był z wielu rzeczy zrezygnować. W jakiś chory sposób musiał nauczyć się radzić z problemami, z którymi dorośli nie byli w stanie podołać. To również przełożyło się na brak chęci wobec dorosłych do adopcji dziecka, które nie najlepiej odnajdowało się w realnej rzeczywistość, narzucając mu gwałtowny bieg. Oczywiście Ivar nie najlepiej poradził sobie ze zmorami, które go dręczyły przez wiele, długich lat. Któregoś razu obiecał sobie, gdy tylko znajdzie w sobie dość siły by to przezwyciężyć, w przyszłości nadrobi zaległości, które omijały go w nastoletnich latach.
Czas mijał, a wraz z nim nie zauważył jak szybko skończył trzydzieści pięć lat. Zjawy, z którymi nie radził sobie najlepiej, na dzień dzisiejszy nie stanowiły dla niego aż takiego wyzwania. Spełnił większość marzeń, które sobie założył. Zwiedzał więc góry i lasy, łąki i rzeki, byleby tylko móc spróbować dosięgnąć rzeczy nieosiągalne — tak przynajmniej sobie wmawiał kiedy dziecięce życie Ivara ograniczyło się od wizyt w szpitalach, aż do brutalnej rzeczywistości; sierocińca w Nanashi, w którym mieszkał.
Może właśnie z tego powodu w czasie wolnym nie potrafił siedzieć na dupie. Nie przepadał za wylegiwaniem się do południowych godzin, raczej był osobą, która lubiła korzystać z dnia. Chodził na przeróżne wystawy, w ten sposób interesując się życiem w mieście. Nie mógł sobie odpuścić wyjścia, kiedy wiedział, że może ominąć go coś godnego uwagi. Do takich miejsc zalicza się Cyber Zoo, który jakiś czas temu został mu polecony. Mimo że w Fukkatsu mieszkał przez naprawdę długi czas, przez te sześć lat zmieniło się tu naprawdę sporo. Musiał więc nadrobić wszelakiej maści placówki, które wybudowały się przez ten czas.
Potrzebował odpoczynku, dlatego do tego miejsca chciał udać się sam. Nie spodziewał się, że na swej drodze spotka kogoś, kto zaburzy mu ten plan. Nie jest jednak w pełni obojętny na obcych mu ludzi, więc kiedy zauważył mężczyznę, który miał spory problem z oswojeniem się z urządzeniem, Ivar zwrócił na niego większą uwagę. Z początku dyskretnie obserwował go, by zorientować się, czy na pewno było u niego wszystko w porządku. Może to mały atak paniki, z którym nie mógł sobie poradzić? Hansen zbyt dobrze znał uczucie lęku i kompletnego zagubienia, aby być znieczulonym na tego typu sytuacje. Zdecydowanie za dużo razy w swoim życiu bywał w niekomfortowych okolicznościach, które stworzył jego wiecznie naćpany lekami umysł.
— Wszystko w porządku? — pyta z bezpiecznej odległości, kiedy w końcu postanowił podejść do obcego mu mężczyzny. Kontakt z nieznajomymi mu osobami bywał różny, w zależności od samopoczucia Ivara. Dziś czuł się na tyle pewny swego, że nie widział problemu w tym, aby mu pomóc. O ile nieznajomy da sobie pomóc, z czymkolwiek miał problem.
— Wiesz, jeżeli masz problem w obsłudze sprzętu to chętnie Ci pomogę. Sam jestem tu pierwszy raz, ale to trudne nie jest. Chodź, pokaże Ci — kontynuuje i mimo śmiałości, którą ukazał, nie zbliża się do mężczyzny bez wyraźnego pozwolenia. Nie chciałby wejść w jego przestrzeń osobistą, w ten sposób wprawiając go w jeszcze większy lęk.
@Miyasaki Haruo
Miyasaki Haruo ubóstwia ten post.
- Co tylko nakażesz, Madame - dłoń złożył uroczyście, w akcie przyrzeczenia, na piersi. Wziął sobie do serca wszystkie rzucone w powietrze nakazy przyjmując je jak swoje życiowe drogowskazy. Miał wrażenie, że dziewczyna z każdym wypowiedzianym słowem odzyskiwała utracony rezon, a każdy zawieszony na nim imperatyw był dla niej podporą. W jej ruchach zaczął dostrzegać entuzjazm zgaszony przez wstyd do tego stopnia, że nie zdawała sobie sprawy jak bardzo mogłyby brzmieć wypowiadane przez nią samą słowa. Możesz nazywać mnie swoją randką - powiedziała mu wprost, choć chwilę wcześniej ledwie poznawała fakturę tego słowa w ustach. Uśmiechnął się nie tylko w myślach.
- Och, a więc może przed deserem pójdziemy do Kokuryū. Słyszałaś o tym miejscu? Jest to bardzo przyjemna, kameralna budka, a kurczak tam to skrzydełka chrupać i śmiało, moja randko, jakimże człowiekiem bym był gdybym należycie nie eskortował swojej Pani jeżeli tylko jest jej takie życenie- zgiął ramię w łokciu oferując się do asysty. Widział, że wyciągała dłoń i jeżeli tylko zabrakło jej śmiałości to całe szczęście on miał odwagi za obojga - Przed kurczakiem najpierw rybki. Chociaż nie wiem...czy meduzy można nazwać rybkami? Moja ulubiona rafa to właśnie taka z meduzami, oglądałaś może "Gdzie jest Nemo?" Kojarzysz scenę z tymi różowymi meduzami? Tak to wygląda...oach, jakby w powietrzu wirowało dużo satynowych poszewek... - dzielił się swoim entuzjazmem i wrażeniami. Chociaż byli ciągle jeszcze w zimowej okolicy on przed sobą miał już prerię barw oceanicznych stworzeń z którymi dosłownie mogli się zanurzyć, a która wydawała się o wiele ciekawsza niż arktyczna biel. Kierował i oprowadzał ją po morskim i oceanicznym dnie. Po wodach gdzie słońce załamywało się tuż na powierzchni i po tych, gdzie panowała egipska ciemność oświetlana przez fluorescencję prezentowanych, głębinowych istot.
- Jesteś zmęczona? Jeżeli tak t możemy podjechać metrem, chociaż ta budka nie jest to też daleko. Właściwie nie zapytałem na początku ale czy mieszkasz gdzieś daleko? Jeżeli tak i musisz uważać by nie przegapić jakiegoś pociągu lub autobusu to daj mi znać - nie chciałbym ci robić kłopotu i chętnie przypilnuję byś trafiła do odpowiedniego - zapowiedział bo nie do końca potrafił wyczuć czy dziewczyna czuła się przy nim onieśmielona, czy tez może wręcz przeciwnie - zarażał ją swoją swobodą zachęcając do podobnego. Bez względu czy wybrali spacer, czy podjechali autobusem lub metrem, po minięciu drugiego z kolei rogu trafili do Kokuryu - Jakbyś nie wiedziała na co masz ochotę mogę coś polecić.
Przymknął oczy i wziął trzy głębokie wdechy. W takich chwilach zazwyczaj pomagały próby logicznej argumentacji więc właśnie na tym starał się skupić. Stał w przestronnym pomieszczeniu a innych zwiedzających było niewielu, zapewne ze względu na dzień i porę. Wszystko co miało pojawić się przed nim po uruchomieniu wręczonego na wejściu urządzenia będzie projekcją. Ładną iluzją stworzoną z kolorowych świateł dla uciechy gości. Nieprzyjemna sytuacja sprzed nieco ponad miesiąca pogarszała tą obecną, ponieważ wspomnienia kłębiącej się w piersi paniki były świeże. Ale tu nie chodziło już tylko o strach przed ciasnymi, zamkniętymi pomieszczeniami.
Po odkryciu Cyber Zoo wykwitła w nim nadzieja. Perspektywa, że znów doświadczy czegoś co do tej pory było tylko słodko gorzkim elementem dzieciństwa. Bał się zawodu i potencjalnej porażki.
— Tak, wiem jak się tego używa — odpowiedział ostro, podrywając gwałtownie głowę. Gniewne spojrzenie przeniósł z pilota na bogu ducha winnego nieznajomego, mrużąc przy tym oczy. Refleksja nadeszła szybko. Uprzejmy wyraz twarzy oraz pokrzepiające słowa mężczyzny uświadomiła blondynowi jak nieodpowiednia była jego reakcja na nic więcej jak chęć pomocy. Jasnobrązowe oczy złagodniały a irytację zastąpiła skrucha. Wargi zacisnął w zakłopotaniu.
— Przepraszam, to było nieodpowiednie — powiedział, przeklinając w duchu skłonność do impulsywnych zachowań gdy emocje zaczynały brać górę. Nie zdziwiłby się ani trochę gdyby szatyn porzucił całą życzliwość, w zamian posyłając Miyasaki’ego w diabły. — Wiem jak obsłużyć sprzęt tylko… Nie w tym problem.
W czym ten problem leżał, ciężko było mu wytłumaczyć. Haruo nie lubił zwierzać się innym z własnych rozterek, niezależnie od tego jaka dzieliła ich relacja. Chętnie służył ramieniem, z uwagą wysłuchując innych. Przytakiwał w odpowiednich momentach, oferował poradę jeśli była ona potrzebna i na miejscu, nie potrafiąc zaoferować podobnego zaufania rozmówcy. Z jego perspektywy, takie rozmowy przybierały formę transakcji. Coś za coś.
Szatynowi należało się coś, by zrekompensować to jak grubiańsko został potraktowany.
— Jestem tu pierwszy raz i to głupie, ale ciężko przekonać mi się do czegoś jeśli nie wiem czego się spodziewać — zdradził, sięgając prawą dłonią do swoich włosów, skoro lewą miał zajętą. Zaczesał niezręczne jasne kosmyki w tył. Gest towarzyszący mu często w stresujących bądź niezręcznych sytuacjach, ale jego rozmówca tego wiedzieć nie mógł. — Nie mogłem znaleźć w sieci żadnych szczegółów więc oto jestem, stojąc tu jak skończony idiota, niezdolny do wciśnięcia jednego przycisku. Jeszcze wyładowuje swoją frustrację na osobie która niczym tu zawiniła. Naprawdę za to przepraszam.
Uśmiechnął się krzywo, opuszczając ramiona w zrezygnowaniu. Zaistniałą sytuacją, własną głupotą i kiepskim, pierwszym wrażeniu jakie zrobił. Może rzeczywiście było z nim coś nie tak i potrzebował więcej kontaktów z innymi obywatelami miasta. Ewentualnie odpuścić sobie wizyty w miejscach niosących potencjał na uruchomienie jego fobii. Tak, to też było dobrą opcją.
— No i gdzie moje maniery. Miyasaki Haruo — przedstawił się. Wypadałoby skoro właśnie otworzył właśnie sposobność na rozwinięcie dalszej rozmowy. Nie wiedział dlaczego a potencjalnych powodów było sporo. Na razie postanowił zrzucić to na niecodzienność zaistniałych okoliczności. Dorzucenie kolejnego aspektu odbiegającej od codziennej normy nie powinno zrobić tu zbyt wielkiej różnicy.
@Ivar Hansen
Ivar Hansen ubóstwia ten post.
Najszczerszy uśmiech od razu wygiął jej usta – przez moment czuła się jakby trafiło ją coś, czego nigdy wcześniej nie czuła. Przez całe to bycie w centrum jego uwagi czuła się dziwnie, niecodziennie. Nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś poświęcał jej tak wiele uwagi i ciągłego, narastającego zainteresowania. W losowych momentach wciąż pytała samą siebie dlaczego, choć za żadnym z razów nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia. Nie dowierzała, że mogła się komuś tak po prostu spodobać, ale zamierzała wykorzystać tę sytuację do ostatniej kropli. I to z uśmiechem na twarzy, w końcu Kai zajmował się nią jak prawdziwy dżentelmen.
Zdecydowanie oprzytomniała, choć myśli w głowie miała zdecydowanie za dużo – kotłowały się, szukając swojego ujścia. Wciąż wmawiała samej sobie, że powinna zachowywać się po prostu naturalnie, jak zawsze, ale jednocześnie uważała by nie zrobić niczego dziwnego lub nie powiedzieć czegoś niestosownego – zbyt rzadko miała okazję gadać z chłopakiem twarzą w twarz przez dłużej niż kilka minut. Jedynymi przedstawicielami płci męskiej, z którymi nawiązywała jakikolwiek dłuższy dialog byli uczniowie wchodzący w skład szkolnego kółka szachowego, do którego uczęszczała.
Jej uśmiech poszerzył się, gdy usłyszała o miejscu, w które chciał ją zabrać – nie była pewna czy już tam kiedyś była, ale na pewno widziała jakiś szyld z podobną nazwą, więc mogła nawet kojarzyć, w którym kierunku jest ta budka. Straciła rezon, gdy dostrzegła ruch jego ręki – czyli doskonale widział, że wcześniej nie wiedziała co zrobić z dłońmi. Co za wstyd. Ale skorzystała z jego pomocy, odszukując jego rękę jak zagubione we mgle dziecko szukające rodzica. W jej dotyku mogło brakować czułości i delikatności, bo wciąż była trochę spięta.
— Słyszałam o tym miejscu — stwierdziła nareszcie, wybudzona z zadumy. — Meduza jest parzydełkowcem, dwuwarstwowym zwierzęciem tkankowym, ale nie rybą — dopowiedziała od razu. Kai chyba nieświadomie znalazł sposób na pobudzenie mózgu niebieskowłosej, trafił w czuły punkt. Mógł testować jej wiedzę albo nawet wygadywać jakieś głupoty, zyskując niemalże stuprocentową pewność, że dziewczyna na pewno pokusi się o komentarz. — Tak, oglądałam i pamiętam — odparła po chwili wyraźnie zadowolona. W bardzo szybkim tempie obskoczyli morski świat i Hanaa wiedziała, że na pewno jeszcze kiedyś wróci w to miejsce. I może nawet nie sama. Podczas wirtualnej podróży bardzo łatwo się zachwycała. Gadała o rafach, napotykanych organizmach wodnych i stale zestawiała swoją własną wiedzę z tę, którą serwowało urządzenie. Dawno nie miała w sobie tyle entuzjazmu.
— Jedźmy metrem.
W drodze pewnie dużo gadali – czuła się przy nim dużo swobodniej. Chciała go lepiej poznać i spędzić z nim trochę czasu. Zrobił na niej dobre wrażenie, był wygadany i wyciągał z niej to, co najlepsze. Pod pewnymi względami nawet jej zaimponował, ale cieszyła się tym skrycie i nie miała zamiaru mówić co ją tak wewnętrznie uszczęśliwiło.
— O, pewnie często tu bywasz i znasz całe menu? W takim razie zdaję się na ciebie, zaskocz mnie czymś pysznym — powiedziała, od razu rozsiadając się wygodniej na stołku i spoglądając na niego z uśmiechem. — Co sprawia, że do wszystkiego podchodzisz z taką swobodą?
Doprawdy było super, tak. A potem się sobie rozeszli, może nawet do domu ją odprowadził. Może.
Nie dało się ukryć, że w pierwszej chwili zaskoczył się gwałtowną reakcją nieznajomego. Choć bardziej zadziałał machinalnie, robiąc niewielki krok w tył, tak nie pozwolił, aby ostry ton głosu wytrącił go z równowagi. Choć w ostatnim czasie miewał dosyć niewygodne sytuacje w życiu, tak teraz nie chciał o tym myśleć, woląc przekierować swoją bardziej pozytywną [s](myślenie)[/s] energię na drugą osobę. Zdecydowanie zbyt często uciekał od społecznych konfrontacji dla zwykłej wygody — najwyższa pora to zmienić.
W odpowiedzi na gniew, który dostrzegł w jego spojrzeniu, zamiast przybierając surową postawę, uśmiechnął się do niego w łagodny sposób, starając się mimiką załagodzić sytuację, która wyniknęła z uwagi na stresującą okoliczność. W końcu nikt nie lubił gdy plany nie szły po ich myśli, a oni byli tylko ludźmi.
— Nic nie szkodzi, nie musi się tym przejmować — odpowiedział, szybko dostrzegając skruchę w jego zachowaniu. Dzięki temu wiedział, że mężczyzna nie miał nic złego na sumieniu, a rzeczywiście potrzebował małej pomocy.
Przekrzywił głowę minimalnie w bok, gdy usłyszał, że szkopuł nie stanowił tu sprzęt. W ten sposób chciał dać mu do zrozumienia, że skupił na nim całą swoją uwagę i chętny jest do tego, by wysłuchać jego żale, nawet jeżeli dotyczyły czegoś zupełnie innego. A nuż może rzeczywiście będzie w stanie mu pomóc taką głupotą.
Problem okazał się być dużo bardziej złożony, choć możliwe, że jego rozwiązanie mieli tuż przed nosem. Ivar pokręcił głową, usłyszawszy sformułowanie “to głupie”. Absolutnie niczyją głupotą nie jest strach, który czasem bezzasadnie ogarnia nasze ciało, stając się jego marionetką. Głupotą jest złożenie mebla bez instrukcji, a nie irracjonalny lęk przed rzeczami nam nieznanymi.
— Łatwiej będzie Ci przekonać się z kimś? — zapytał, gdy w krótkiej zadumie złapał się za swój podbródek, nie odwracając od niego wzroku. By po chwili zaśmiał się pod nosem, gdzieś w tle całej tej sfrustrowanej atmosferze chcąc rozładować budujące się napięcie zwykłym śmiechem czy uśmiechem.
— Myślę, że w takiej sytuacji też bym był wkurzony. Albo spanikowany; na pewno coś z tych dwóch — zażartował, wolną dłonią machając na słowa przeprosin — Jak mówiłem: nic nie szkodzi. Każdy ma prawo do złego humoru — przyznał pokrzepiająco, pozwalając sobie na większe spoufalanie z nieznajomym, kładąc mu dłoń na ramieniu w geście zrozumienia. Tę jednak po chwili zabrał, nie chcąc osaczyć go zbyt mocno dodatkowymi bodźcami.
— Ah, faktycznie, Hansen Ivar — przedstawił się, skinąwszy delikatnie głową, jednocześnie po swoim imieniu i nazwisku zdradzając, że nie był rodowitym Azjatą, co też dało się dostrzec po rysach twarzy oraz po posturze ciała. Zresztą, widząc urodę nowo poznanego mężczyzny, on również nie mógł nim być, a przynajmniej jego kolor włosów na to wskazywał. Naturalne czy jednak farbował?
— To jak? Jesteś w stanie podołać temu razem czy to nie na Twoje nerwy dziś? — spytał się, póki co bezpiecznie badając sytuację. Co prawda miał spędzić ten czas sam, oczyszczając swoje myśli, ale towarzystwo nowo poznanej osoby również dobrze mu zrobi. Sam powinien zacząć wychodzić więcej do ludzi, przestając być dzikusem, którym z automatu stał się świeżo po przekroczeniu murów Fukkatsu.
@MIYASAKI HARUO
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nogi prowadziły dziś Anais w całkiem obce jej miejsce, za spotkanie z kolegą, który obiecał przyjść i poczytać jej kiedyś dalszą część bajki. Szkoda, że on nie wiedział o tym spotkaniu, ale głupiutka dziewczyna liczyła chyba na łup szczęścia i na to, że go spotka; spotka kogoś, w tym mieście, w mieście, w którym jest ludzi niczym mrówek w mrowisku. Niemądra, głupiutka, ale chętna do zabawy. I kiedy tak szła sobie, mijana przez ludzi, czasami przeszyta ich wybrednymi spojrzeniami, czy niegustownymi komentarzami na temat jej wyglądu, czy dziwactwa, jaki sobą reprezentuje. Zmartwiła się, drapiąc się lekko po swoich zielonkawych włosach. Nie znała drogi do domu Eijiego; czyżby zatem zabłądziła? Nie! Przecież była zbyt duża, całkiem dorosłaby popełniać takie głupstwa. Pewnie, jeśli skręci teraz w lewo, a potem w prawo i znowu w prawo to znajdzie miejsce, gdzie on mieszka. No właśnie, że niestety jej kompas chyba nie działał poprawnie, bo trafiła przed jakieś dziwne miejsce. Pełne kolorów, zwierzątek i kolorów. Postanowione! Anais bardzo tam chce, a Eiji… zaczeka i będzie miał czas na przygotowanie jej ulubionego jedzonka. Oby nie zrobił jednak tych niedobrych warzyw, bo są ble… nie tak jak te wspaniałe kolorki, które działają na nią, tak hipnotycznie, że prawie przykleiła się do szyby.
„I nie wracaj mi tu więcej”, usłyszała, gdy została wyprowadzona przez ochronę obiektu, która chyba nie chciałaby Anais tam była. Nie rozumiała, przecież zapłaciła papierkiem, by móc tam wejść. Sama go przecież wycięła i pomalowała; a więc nie rozumiała, o co chodzi. Dorośli czasami są tacy głupi, że aż trudno wierzyć, że to oni sprawują władzę nad tym światem. Podniosła się powoli z ziemi, otrzepała swój tyłek z piasku, co by jeszcze bardziej ni pobrudzić nowej bluzki, którą wytargała wczoraj z tego pojemnika; z tego samego, w którym nabawiła się aktualnego koloru włosów. Zaczęła krążyć w tę i z powrotem, podgryzając dwa palce, zastanawiając się nad sposobem dostania się tam. Poczuła to, gdy udało się jej przekroczyć próg wejścia. Było tam jedzonko, bardzo ładnie pachnące jedzonko. Myślała, myślała i wreszcie jej zaświtała myśl przecudna. Jeśli zadzwoni do Eijiego, to pewnie przyjdzie i zapłaci za wejście, bo jest bogaty. Problemem było jednak to, że nie miała tego małego pudełka, tego telefonu, by zadzwonić. Podbiegła idącej pary i zablokowała im drogę. -witam! Zadzwoni pan, pani do Eijiego… emm to taki .. – nim jednak udało się jej wytłumaczyć, kim jest chłopak, została odepchnięta przez chłopaka, ponownie lądując na tyłku. Przynajmniej tak powinno być, tym razem jednak poczuła coś za sobą, a raczej kogoś. Spojrzała w górę , dostrzegła tam spoglądający na nią fiolet, wydobywający się spod bieli. - emmm możesz mnie puścić? – odepchnęła się od niego i lekko cofnęła. Dziwny jakiś, złapał ją i dotykał, dodatkowo nie chciał puścić. Co oczywiście było kłamstwem i wytworem jej spaczonej wyobraźni. I ten jego uśmiech, aż poczuła się dziwnie miło? - kim jesteś, Anais cię nie zna... – pewnie poszłaby jakaś wiązanka o gryzieniu i krzyczeniu, ale właśnie jej pusty brzuszek wydał ten dziwny dźwięk, który sygnalizował, że robi się cholernie głodna. Anais nie lubi być głodna, czuje się wtedy głodna, a głodna Anais to głodna Anais; pokręcona logika jej rozumowania czasami jest wprost nie do zrozumienia, nawet przez nią samą. - masz może coś do zjedzenia albo masz te .. no.. pieniądze? Tam jest jedzonko.. – chwyciła białowłosego za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę wejścia, gdzie zdążył się już pojawić ochroniarz, który zdawał się jeszcze bardziej zirytowany ponownym pojawieniem się Anais. Do tego stopnia, że chwycił ją za ramię i próbował odczepić od mężczyzny, przepraszając go za całe to zajście. Ostatecznie udało mu się, to gdy wbił mocniej swoje palce w kościste ramiona dziewczynki. Co zasygnalizowała grymasem na swojej obandażowanej mordce. - ała to boli, ała…Anais, nie zrobiła nic złego... – próbowała mu się wyrwać, lecz nie miała na to najmniejszych szans. Co skutkowało pojawieniem się lekko zauważalnej paniki u niej, obawiającej się niczym innym jak strachem w jej oczach oraz reakcją ciała, które zaczynało się lekko trząść.
@Saga-Genji Hayate
Ubrany dokładnie tak, jak nie znosił tego Tetsu – nie jak człowiek, w rzucające się w oczy, wyraźnie drogie materiały, z włosami misternie spiętymi i ozdobionymi jakby był samym cesarzem z antycznych czasów – wyszedł na spacer. Nie dbał o to, że ktoś go zobaczy, wytknie palcem szepcząc coś do towarzysza, że będą się za nim odwracać i podziwiać. On był do podziwiania i zwracania na niego uwagi. Nie do bycia zamkniętym w piwnicy pod butem „dziadka Minamoto”. Może pora była najwyższa na jakiś przejaw buntu? Może przestać kłamać rozpoznającym go ludziom i ogłosić, że wrócił, ma się dobrze, a cała ta sprawa ze śmiercią to tylko ustawka? Miał świetny plan, ale nie przypadł do gustu tym nudziarzom stojącym na czele klanu. Po Enmie spodziewałby się naprawdę czegoś więcej, choćby ze względu na ich dawną przyjaźń. Dobrze wiedział, gnojek jeden, jak ważna dla Sagi była jego kariera, że poświęcił dzieciństwo na osiągnięcie rozpoznawalności, swojej wysokiej pozycji w świecie gwiazd. A młodszy się nie robił! Konkurencja nie spała, takich dwudziestolatków w showbiznesie było na pęczki.
Pogrążony w myślach, chłonąc ciepłe promienie słońca wczesnego majowego popołudnia, nie zwrócił uwagi na jakąś parkę i zaplątanego przy nich dzieciaka. Pewnie tak samo korzystali z miłej pogody urządzając sobie rodzinny wypad, a może byli turystami, którzy właśnie podziwiali ich cudowne miasto, korzystając z rozrywek oferowanych przez Kolorową Dzielnicę. Na ziemię z krainy wyobraźni sprowadziło go jednak delikatne uderzenie. Odruchowo wysunął przed siebie dłonie, które zatrzymały się na ramionach niskiej dziewczynki. Uśmiechnął się do niej ciepło, nie podejrzewając, że właśnie została przez kogoś odepchnięta. Słysząc jednak jej reakcję, cofnął ręce, unosząc je nieco w uspokajającym geście. Wcale nie chciał jej trzymać, wydawała się nieco brudna. Jeszcze poplamiłaby mu czymś ubrania – biało-srebrny jedwab, z którego uszyte było jego… no właśnie, w co on właściwie był ubrany? Z jednej strony przypominało to kimono, z drugiej chyba bliżej temu było do chińskiego hanfu, bardzo zdobnego i przez które wielu mogłoby go pomylić z kobietą.
Zapytała kim jest. Te słowa aż zabolały, ale co się dziwić? Ile mogła mieć lat jak umarł, z siedem? A aparycją przypominała raczej sierotę z Nanashi, one nie chodziły na jego koncerty, nie oglądały filmów czy seriali, w których występował. Była może szansa, że rozpoznałaby po głosie, gdyby się odezwał – w końcu użyczał go różnym postaciom w animowanych bajkach, ale tu też naszły go wątpliwości.
– Jestem Hayate. A ty jesteś Anais, tak? – Pochylił się nieco, żeby mieć twarz bliżej jej poziomu. Była dziwna. Nie chodziło tu jednak o jej wygląd, a raczej o zachowanie. Jakkolwiek pokręcona jednak nie była, jeśli przynależała do grona nanashiańskich dzieci, w Sadze automatycznie budziła się instynktowna potrzeba niesienia pomocy. Czuł, że musi im pomagać, kiedy tylko nadarzała się okazja, a ta właśnie sama na niego wpadła.
– Zapłacę za nią. Proszę ją puścić, to tylko dziecko. – W dodatku głodne dziecko. Położył dłoń na przedramieniu ochroniarza, z delikatnością motyla i z tym zniewalającym uśmiechem, który rozpuszczał serca. Tu jednak urok zdawał się nie działać, a mężczyzna dalej szarpał się z zabiedzoną chudziną. Wyraz twarzy albinosa zmienił się w sekundę. Przyjemny uśmiech zniknął, fiołkowe oczy błysnęły groźnie.
– Puścisz ją. – To nie było pytanie ani prośba. To było stwierdzenie, a ton nacechowany był rozkazem. Zaczął ingerować w jego umysł, nakłaniając jego podświadomość do zmiany swojego nastawienia. Będzie tak, jak Hayate sobie tego życzy. A potem wejdzie do środka z tą dziewczynką o zielonkawych włosach i da jej jakiś promyczek radości w tym szarym życiu.
@Anais
Rzut: urok - porażka (46)
Użycie mocy: 1/2
Ochroniarz patrzył na nią z poirytowaniem i ewidentnie okazywał wobec niej dalszą wrogość pomimo stanowczości mężczyzny przed nim. Próbował mu wyjaśnić, że nie może wejść, bo zakłóci wizytę innych swoim zachowaniem, jak i aparycją, która nie jest przyjemna dla oka. Usilnie starał się przekonać swojego rozmówcę do swoich racji, jednak coś mu mówiło, że nic to nie da i ostatecznie poprzez radio dostał informacje o jakimś zajściu w toalecie, które ma zostać natychmiast sprawdzone. Warknął jeszcze coś w stronę Anais i poszedł, a ta wreszcie powoli ponownie powróciła do stanu bycia widzialnym, chociaż cały czas taka właśnie była, pomimo swoich usilnych starań. – dziękuje – powiedziała trochę ciszej i jak gdyby nigdy nic chwyciła go za rękę, niczym córka robiąca to ze swoim ojcem, grzecznie czekając na to, aż ten pójdzie z nią do środka. Przecież jej obiecał, że zapłaci za wejście i pójdzie tam z nią, a ona ślepo mu wierzyła, by mógł mieć powód, by ją okłamywać. Korzyści z takiego zachowania byłby zerowe, no, chyba że chodzi o zabawę jej kosztem. Nie wyglądał jednak na takiego, jak i jego zachowanie wobec napastnika mogło sugerować, że Anais powinna mu trochę zaufać; pomimo iż jej zachowanie przeczy całkowicie temu i wygląda, jakby robiła to już od momentu spotkania. – jak miał pan, jak mówiłeś, że się nazywasz? – mimo, że się przedstawił, ta nie skupiła się w tamtym momencie na tym co mówi, a wiec zapytała raz jeszcze, tym razem trochę bardziej skupiona i spokojna, co mógł poczuć, gdy jej drżenie zaczynało powoli ustępować, a na jej w połowie zakrytej mordce zaczął malować się ponownie delikatny uśmiech. – wiesz, co tam jest? Byłeś może już tam? Czy są tam żywe zwierzątka, czy tylko takie nieprawdziwe? A mają tam jedzonko, bo Anais zapomniała zjeść śniadanka.. – pomasowała swój brzuszek, kłamiąc przy tym tak nieudolnie, że tylko idiota by uwierzył, że faktycznie zapomniała zjeść.
- dlaczego ten pan był zły na mnie, przecież nic mu Anais nie zrobiła... – powiedziała cicho, gdy po wejściu do środka tej nieznanej jej atrakcji, mijali ów ochroniarza, który jedynie ponownie zmierzył ich dziwnym spojrzeniem. Tym razem przeszedł jedynie obok nich, nie próbował ich powstrzymać. Najwyraźniej dostał reprymendę od kogoś wyżej lub przestraszył się reakcji mężczyzny, który właśnie prowadził Anais. Co by to nie było, mogła mieć jedynie nadzieję, że ten da im święty spokój i pozwoli im robić, to co się tu powinno robić, bo przecież zapłacili za wejście i powinni być traktowani tak samo, jak inni. No właściwie to nieznajomy zapłacił, ale byli przecież razem, prawda? Pomimo że fala paniki po ataku już ustała, Anais czuła nadal dziwne odczucia w swoim sercu. To już druga osoba, która jest dla niej miła, a może i trzecia. To nadal dziwne, niezbyt częste doznanie, lecz bardzo miłe i sprawia, że robi się bardziej wesoła. – patrz, tam są ruchome obrazki zwierzątek, chodźmy...szybko – gdy tylko ubrała otrzymane wcześniej okulary, zaczęła go ciągnąć w stronę sali pełnej cyber-zwierząt, nie dając mu całkowicie czasu na rozwinięciu bardziej swoich wyjaśnień, ale czy można ją za to winić? Nie widziała nigdy prawdziwych zwierząt, a te, mimo iż nie są prawdziwe, to ruszają się jak te z realnego świata.
@Saga-Genji Hayate
Nie rozumiał tej ludzkiej pogardy wobec biednych. O ile potrafił jeszcze opanować tok myślenia jego własnej rodziny, zawsze wywyższającej się, pozornie perfekcyjnej, z cesarską krwią płynącą w żyłach, tak absolutnie nie docierało do niego rozumowanie zwykłych mieszkańców. Czuli się lepsi, bo nie przydarzyła im się żadna tragedia? Mieli kawałek dachu nad głową, ciepłe ubrania, stabilną sytuację finansową i pracę, więc przez to automatycznie zyskiwali prawo do zachowywania się w chamski wręcz sposób w odniesieniu do tych, którym się nie powodziło? O ile zbiednieliby po prostu kupując posiłek komuś w potrzebie, oddając choćby jeden ze starych koców, pozbywając się z szafy niepotrzebnych ubrań przekazując je dalej? Saga organizował w swoim przedwcześnie zakończonym życiu wiele różnych zbiórek, czasami po prostu kupował potrzebne w Nanashi artykuły i dostarczał je do dzielnicy czerpiąc radość z choćby nikłego uśmiechu. Większość biednych nie unosiła się dumą, a była wdzięczna za wszystko.
– Hayate – powtórzył swoje imię, spoglądając na dziewczynkę i delikatnie ściskając rękę, która go trzymała. Chciał jej dodać nieco otuchy, poprawić nastrój, który niewątpliwie ucierpiał w wyniku szarpaniny. Uśmiechając się do niej zaczął emanować kojącym spokojem, resztką działającej mocy starając się wpłynąć na jej samopoczucie w pozytywny sposób.
– Byłem kilka razy. Dają takie fajne okulary, dzięki którym można oglądać zwierzaki. Nie są prawdziwe, ale też bardzo ładne. I jest jedzonko, całkiem smaczne. Zamówić ci coś? – Nawet jeśli kłamała o byciu głodną, umysł albinosa był cały zapełniony jedną myślą: biedne dziecię potrzebujące pomocy. Nie było szans, żeby wyłapał ściemę, a jakiekolwiek oznaki kłamstwa mógłby sobie tłumaczyć jakimś wstydem Anais, że może jej głupio tak żebrać, albo się boi być tak potraktowana jak przed chwilą przez ochroniarza.
Kupił dwie wejściówki, więc póki oboje będą się zachowywać, nikt nie powinien ich stąd wyganiać. A gdyby spróbowali, mógł zawsze aktywować swoją kartę-pułapkę w postaci tekstu „ty wiesz kim są moi rodzice?”. Nie musiał przecież zdradzać, że jest tą gwiazdą co zmarła cztery lata temu, mógł równie dobrze podać się za któregoś z kuzynów albo podszyć pod brata. W ostateczności pod siostrę. Akurat dziś wyglądał na tyle bezpłciowo, że przy odpowiedniej grze aktorskiej spokojnie by to przeszło.
– To może przez twój wygląd. Jesteś z Nanashi? – Nie znał całej sytuacji i nie wiedział, że próbowała zapłacić bardzo kiepsko podrobionymi pieniędzmi. Wystarczyło jednak na nią spojrzeć, żeby większość ludzi odepchnęło obrzydzenie. Ubrania, aparycja, sposób mówienia jakby była nieco cofnięta w rozwoju. Zakładając okulary dał się zaciągnąć dalej, śmiejąc się lekko i dźwięcznie. Przypominało mu się dzieciństwo, czas spędzony z kuzynem, którego traktował jak młodszego braciszka. To był niemalże ten sam poziom ekscytacji światem co wtedy.
@Anais