Zamknięta stacja kolejowa - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Wrz - 23:09
First topic message reminder :

Zamknięta stacja kolejowa


Jedno z niewielu miejsc w Yūreigai, które mimo wyłączenia z użytku sprawia jeszcze pozory normalności. Zupełnie jakby za jego plecami wcale nie rozciągało się miasto widmo, a pociąg mógł przyjechać w każdej chwili. Stacyjka jest niewielka, posiada zaledwie dwa perony. Rolę dworca i jedynej osłony przed warunkami atmosferycznymi stanowi stara, choć solidna wiata z rozkładem jazdy i dawno nieaktualną tablicą ogłoszeń. Miejsce jest nad wyraz spokojne i daje specyficzne poczucie odosobnienia, a najczęstszym towarzyszem jest wiatr kołyszący koronami drzew otaczających stację. Często zdarza się, że stację jako miejsce spotkań upatruje sobie głodna wrażeń młodzież, spragniona nawiedzonego miasta, ale niechcąca ładować się tam, gdzie może być faktycznie niebezpiecznie. Teren oznaczony jest nie tylko przez pozostawione po nich butelki, kartki z zeszytów czy resztki świeczek, ale głównie przez liczne podpisy znajdujące się chyba na każdej możliwej powierzchni.

Haraedo

Haraedo ubóstwia ten post.


Mistrz Gry

Czw 9 Mar - 18:29
 Im dalej naprzód, tym większe rosło wrażenie, że brodzili przez morskie wybrzeże, a nie opuszczone Yuregi. Jasna mgła grająca role tafli wody – delikatnie oporna, wilgotna i widocznie słona. Jakim więc prawem dłonie pozostawały suche, gdy tylko wyciągnięto je poza zasięg bieli? Dlaczego opór znikał, gdy tylko stopy wynurzyły się na powierzchnię? No i ten zapach. Dlaczego nos drażniła woń ryb? Czyżby oboje oszaleli? Może od wdychania powietrza zmieszanego z bielą pokrywającej ziemię mgły namieszało im się w głowach?
 Otoczenie niewiele się zmieniało. Po lewej drzewa, po prawej jakieś krzaki – wszystko przyozdobione jasnymi kłębami u nasady. Horyzont rzeczywiście wyglądał jak ten, na który patrzyło się w parny poranek nad morzem – przesnuty bielą nie zdradzał nadchodzącego sztormu.
 Idący przodem, podekscytowany chłopak o rudych kosmykach stawiając kolejny krok mógł poczuć jak coś – coś tak paskudnie śliskiego, że aż wyczuwalnego mimo ciasno oplecionej wokół nogi cholewki buta – przemyka tuż obok jego kostki, jak ociera się o ubranie lepiącym dotykiem... I znika nim wzrok opadnie w dół. Pośród mglistych obłoków nie było absolutnie nic. Gdyby rzeczywiście skupić wzrok, dało się dostrzec zarys idących naprzód torów, kilku wystających gałęzi czy porzuconą wieki temu butelkę. Lecz poza tym? Absolutne pustki.
 A jednak nie minęła głupia minuta, gdy równie lepkie uczucie tknęło również kończynę Hayate. I on – szukając źródła – nie dostrzegł nic. Nie mogli jednak postradać zmysłów, prawda? Coś wyraźnie plusnęło. P l u s  n ę ł o? Ale skąd, ale co, ale jak?

| Tym razem proszę rzut na percepcję - słuch i tak samo, w razie sukcesu zapraszam na pw.
| termin: 11.03.2023, 19:00

| - wysoki próg bólu 0/3
- percepcja: węch 1/3
- percepcja: słuch 1/3
- zręczność 0/3

- Hecate


@Warui Shin'ya @Saga-Genji Hayate
Mistrz Gry
Saga-Genji Hayate

Nie 12 Mar - 3:52
 Lekko wzruszył ramionami, pozostawiając na wargach ten uśmieszek. Nie miał nic przeciwko gryzieniu, choć raczej wolałby nie skończyć tutaj z zębami wbitymi we własne gardło. Takie zabawy były przyjemne… w nieco innych okolicznościach. No i on już miał kogoś, kto go kąsać mógł do woli – przynajmniej, póki nie przesadzi i nie odeśle mu duszy na granicę światów. Choć z ich dwójki to jego medium czekały gorsze konsekwencje. Saga nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby zapomnieć, jak się nazywa, ale odzyskanie tej wiedzy nie było też aż takie trudne. Przynajmniej dla niego nie wydawało się takie być.
 Nie miał wielu negatywnych skojarzeń z jakimikolwiek istotami z zaświatów. W dzieciństwie słuchał i czytał opowieści o kami oraz yōkai, wychowany w tradycyjnej wierze nigdy nawet nie próbował zaprzeczać ich istnieniu. Choć dopiero przed dwoma laty po raz pierwszy doświadczył na własnej skórze faktycznego podziału rzeczywistości na kilka różnych płaszczyzn, dalej starał się nie działać na nerwy żadnej z tych istot. Co prawda czasem natrafiał na jakieś wyjątkowo wrogo nastawione demony, ale winę zrzucał raczej na ich naturę. Niektóre po prostu zostały stworzone tak, by być złośliwymi albo morderczymi i na to nie dało się nic poradzić. Pewnie poza egzorcyzmami, ale na tych kompletnie się nie znał i było wątpliwe, że kiedykolwiek spróbowałby się z nimi zaznajamiać. Chyba tylko po to, żeby wiedzieć, jak się bronić przed wygnaniem.
 – Do oceanu jest kawałek… – zauważył mruknięciem, nadal starając się zakrywać nos. Mieszanka aromatów nie była dla niego przyjemna. Gdyby kończyła się tylko na morskiej bryzie to wdychałby ją ze spokojem, ale jednak w połączeniu ze zgnilizną, rozpadającym się drewnem i przede wszystkim rybami, które same w sobie miały często odpychający zapach, aktor nie zamierzał pozwalać, żeby woń została mu w pamięci na dłużej. Próbował uciec od wdychania przesyconego niemiłymi nutami powietrza, zaciągając się nikłymi smugami własnych perfum wplecionych między włókna płaszcza.
 Pokręcił przecząco głową. Nie umiał odróżnić poszczególnych składników zapachowych unoszących się wokół nich, a niespecjalnie też chciał. Obawiał się, że nadmierne węszenie w jego przypadku skończy się niczym innym niż mdłościami, do których jednak wolał nie dopuścić. Wciąż przyciskając materiał do twarzy, ruszył w kierunku wskazanym przez towarzysza. Nadstawiał uszu i wytężał wzrok, próbując dostrzec kolejne elementy, które nie pasowałyby do okolicy. I albo mu się wydawało, albo rzeczywiście coś wychwycił.
 – Mówisz zmurszałe drewno… – zaczął i zamilkł, skupiając się na miarowych pluśnięciach i znajomo brzmiącym szumieniu. – Coś jakby stara łódka zostawiona przy brzegu na kilka lat? – dodał, próbując teraz obrócić głowę mniej więcej w kierunku, z którego dobiegały odgłosy. Czy oni właśnie brodzili w widmowym morzu i czekali na równie widmowy statek sunący sobie przez miasto, jak gdyby nigdy nic? Jeśli tak, to marynarz-widmo mógłby ich podrzucić do Fukkatsu, skracając im trochę drogi powrotnej.
 – Ktoś albo coś tu chyba płynie – dodał po chwili, nie do końca pewien, czego właściwie się spodziewać. Miał tylko nadzieję, że cokolwiek tu płynęło, to nie jego wybujała wyobraźnia w stronę szaleństwa. W pewnym momencie nawet głośniej zaczerpnął powietrza i uniósł nagle nogę, kiedy poczuł, jakby coś się o nią ocierało. Po sprawcy nie było jednak śladu. Mieli tu też widmowe rekiny?

Rzut: sukces (77)
Saga-Genji Hayate

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Nie 12 Mar - 19:59
Miał rację. Do oceanu był kawałek, a oni znajdowali się na granicy lasu i miasta. Po lewej wciąż ciągnęły się pierzeje drzew, z prawej skąpe krzewy i pierwsze oznaki ludzkiej bytności - choć dawno pozbawionej opieki, której budynki, przedmioty, słupy i bariery zdecydowanie potrzebowały. A jednak woń była intensywna, jakby krok stawiali nie na torach, a dziwnie twardym, ubitym piasku plaży. Fetor rybich łusek, słonej wody i starego drewna jedynie się wzmagał. Gęstniała mgła, oplatając nogi. Przypominała fale - jeszcze nie tak bestialskie jak podczas gniewnych sztormów, ale niepozwalające o sobie zapomnieć. Z tyłu głowy, bez przerwy, alarmowo błyskała czerwona lampka - instynkt samozachowawczy próbował Shina zawrócić. Wybić z łba zbyt śmiałe wbieganie w nieznane... bo tak naprawdę co wiedział o Yureigai? Co prócz tego, o czym szeptano w Fukkatsu? Jaką zresztą wartość mogły mieć plotki osób, których noga nigdy nie stanęła na chodniku martwych ulic? To były racjonalne argumenty, które powinny wymusić na nim powrót - ale za każdym razem, gdy wydawało mu się, że jest na skraju takiej decyzji, jakiś inny element rozpraszał uwagę, krystalizował ją na obiekcie, odgłosie, zapachu.
Tym razem skupił się na dźwięku. Jasne ślepia błyszczały z wąskich otworów maski, gdy przypatrywał się zwiewnej postaci swojego towarzysza; ale nie na wzroku się teraz koncentrował. W pełni wchłaniał morską melodię, której nuty powodowały mimowolną gęsią skórkę.
- Coś jakby stara łódka...
Nie.
To nie do końca coś takiego; Warui pokręcił głową w zaprzeczeniu, zbyt nerwowo, by utrzymać postawę wyluzowanego rozbawienia.
- Jakby wiosła - stwierdził po chwili, dalej próbując określić to, co wychwytywały uszy. Zdjął spojrzenie z aktora, przetoczył nim po okolicy. Zahaczył o butelkę; coś, co z jakiegoś powodu znalazło się zaraz w jego rękach. Bo mu się skojarzyło - z listami umieszczanymi w takich naczyniach przez rozbitków, z błaganiem o pomoc. To było jak chwycenie skrawka opowieści o szantach, piratach i potworach z głębin... Prawie namacalnie docierało do niego to charakterystyczne pluskanie wody obijającej się o brzeg. - Jakby coś płynęło. Tak. - Tym razem zgodził się z jasnowłosym, nagle wyrwany z letargu. Nieznana forma musnęła go jak oślizgły wąż. Przemknęła ledwie wzdłuż kostki opiętej twardym materiałem butów, ale tym jednym ruchem scentralizowała na sobie wszystkie zmysły yūrei. Shin rozejrzał się po torach; po mlecznych oparach poruszanych jak woda z każdym postawionym w nieładzie krokiem.
Zagryzł wargi, przez chwilę po prostu studiując najbliższe metry; próbując jakkolwiek wytłumaczyć to, czego doświadczył. Czy Seiwa kiedykolwiek opowiadał mu o yokai zdolnym do czegoś podobnego? Czy wśród klanowych spisów pojawił się taki, który mógłby go teraz wesprzeć?
- Nie podoba mi się tu. - Może panikował; może niepotrzebnie tę "rzecz" - demona? bóstwo? - zaszufladkował jako niebezpieczeństwo, nawet nie znając faktycznej natury ani zastosowań. Ale ramiona miał spięte do granic możliwości, gdy wyciągał rękę w stronę Hayate. Bez pomyślunku złapał go za nadgarstek wciąż przywarty do nosa. Silny chwyt palców wzmocnił się, gdy Warui obrócił głowę, strzelając wzrokiem wzdłuż trasy, za cel obierając pierwszy wyłowiony z okolicy budynek. - Szybko.

Percepcja (słuch) - 79; sukces;
Warui Shin'ya

Saga-Genji Hayate ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Pon 13 Mar - 1:25
 Dookoła robiło się coraz gorzej, coraz bardziej morsko. Mimo iż krajobraz nie ulegał żadnym zmianom, to wrażenie z tyłu głowy jedynie nabierało na mocy, momentami sięgając takiego stopnia, że zaczynało się kwestionować własną poczytalność. Wariowali. Musieli wariować, bo jak inaczej wytłumaczyć to, co się działo?
 Nagle coś się zmieniło. Kolejny paskudny dreszcze przemknął milionem spiczastych nóżek w dół kręgosłupa, pozostawiając po sobie nie tylko dyskomfort, ale i uczucie chłodu. Gdyby rozejrzeć się dookoła, dotychczas płynąca leniwie mgła stanęła w miejscu. Jak za pstryknięciem palców magika zatrzymała się w jednym punkcie i znieruchomiała całkowicie. Miało to miejsce chwilę po tym, jak paskudna śliskość otarła się o kostki obu mężczyzn. Całkiem jakby otoczenie dopiero teraz stało się świadome obecności ich dwójki i aż zaniemogło z wrażenia.
 – Nie podoba mi się tu – brzmiał glos Shina, powodując nagłe poruszenie wśród białych obłoków. Wydawały się słyszeć przejęcie w gardle yurei, wyłapywać je na tle wszechobecnej ciszy. Mgliste fale niespodziewanie się wzburzyły; te same obłoki, które jeszcze przed momentem trwały w bezruchu niczym żywe posągi, teraz ruszyły pędem naprzód, obijając się z wyraźnym trzaskiem wody o każdy wystający kamień, o każdy konar, o brodzące nogawki obu duchów. Martwą ciszę dookoła wypełnił szum morza i nadciągającego huraganu.
 – Szybko.
 Rzeczywiście, musieli się pospieszyć; Kilkanaście metrów za nimi znów coś chlupnęło. Gdyby odwrócili wzrok, z początku nic tam nie było - biel kłębiła się niespokojnie, lecz nie było to nic, czego już wcześniej nie dostrzegli. A jednak wystarczyła chwila zwłoki, by wściekły trzepot cieczy rozbrzmiał ponownie, a później kolejny raz i znowu, całkiem jak płetwa gnającego naprzód drapieżnika. Wystarczyła kilkanaście sekund, by w mgle powstało wybrzuszenie gnające w ich kierunku – nie miało żadnego konkretnego kształtu, wyglądało po prostu jak coś, co nie zdążyło jeszcze przebić bariery wody przed wynurzeniem. Nie pozostawiało jednak wątpliwości co do tego, że płynęło w ich kierunku.
 Budynek wyłapany wzrokiem w oddali wyglądał na główną siedzibę dworca – droga do niego nie była daleka, lecz wymagała walki z napierającymi z naprzeciwka falami mgły, a nadciągający zza pleców plusk nie znikał ani na moment.

| Możecie sobie rzucić na zręczność misiaczki. reszta regułki standardowa. ♥
| termin: 15.03.2023, 23:59

| - wysoki próg bólu 0/3
- percepcja: węch 1/3
- percepcja: słuch 1/3
- zręczność 1/3

- Hecate


@Warui Shin'ya  @Saga-Genji Hayate


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro 15 Mar - 20:44, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Saga-Genji Hayate

Sro 15 Mar - 19:30
 A co, jeśli to wszystko działo się tylko w ich głowach? Co, jeśli z chwilą postawienia stopy na terenie zniszczonego miasteczka, coś wkradło się im w umysły i teraz próbowało w nich mącić, żeby zasiać w ich dwójce strach i zniechęcić do powracania tutaj? A może właśnie jakiś demon zasysał się na nich jak na słomce prowadzącej do kubeczka z herbatą, żeby posilić się kosztem śmiałków (lub nieszczęsnych głupków), mających czelność znaleźć się na jego terytorium?
 – Chyba obraziłeś gospodarza – zdążył zauważyć, nadal jeszcze starając się zachować spokój w wypowiedzi. Obserwował dziwnie zastygłą substancję, w myślach próbował sięgnąć po jakiekolwiek informacje, które mógł kiedyś zasłyszeć, może czytał o takim yōkai. Ostatnie, czego teraz by chciał, to znowu zostać czyimś posiłkiem. Bez wątpienia był świetny na deser, ale jednak, mimo wszystko, nie spieszyło mu się tak po prostu oddawać swoją energię. Był za młody, żeby umierać drugi raz.
 Nie sprzeciwiał się temu, że trzymany był za nadgarstek, ani temu, że teraz prowadzony był w taktycznym odwrocie w kierunku, jak przypuszczał, bezpieczniejszego miejsca. O ile jednak spokojny spacer przez morze mgły nie był tak problematyczny, to teraz bieg utrudniał im zadanie. Powstrzymujące ich kłęby czegoś zachowującego się jak ciecz i dym jednocześnie wydawały się tarasować im przejście, jednak Hayate miał na szczęście przed sobą taran w postaci wyższego nieznajomego. W pewnym momencie poczuł jednak, jakby coś było nie tak z równowagą towarzysza. Zmysł tancerza uaktywnił się, wymusił na jasnowłosym wspomnienia prosto ze sceny, na której wielokrotnie przebywał w gęstym sztucznym dymie. Trzeba było uważać na kable, przedmioty, inne osoby występujące wraz z nim.
 – Uważaj! – odezwał się znacznie głośniej i spróbował zrobić cokolwiek, żeby uchronić nie tylko siebie, ale też rudego przed wylądowaniem na ziemi. Wykonał ruch jak w jednym ze swoich układów tanecznych. Trzymana ręka powędrowała w górę, a on puścił się w obrót tak, żeby znaleźć się przed drugim uciekinierem, jednocześnie unosząc wolną dłoń, którą chciał położyć na klatce piersiowej mężczyzny i tym samym zaasekurować jego równowagę, jeśli miałby ochotę znowu polecieć w przód. Nie miał szans wyrwać nadgarstka z żelaznego uścisku i to z kolei wykorzystał na upewnienie się, że typ poleci w jego kierunku, a nie do tyłu jak na skórce banana. Przez chwilę jego oczy zatrzymały się na złocistych tęczówkach zamaskowanego, ale prześliznął spojrzenie za niego, na goniący ich obiekt. Wykrakał te widmowe rekiny, a może zjawisko czytało ich myśli? Kolejny lodowaty dreszcz przeszył jego kręgosłup.
 – Musimy znaleźć się gdzieś wyżej. – Zapewne stwierdził w tym momencie oczywistość, bo na pewno nie odkrył ani Ameryki, ani nieznanej wyspy na oceanie. Bieg w kierunku budynku nie był złym pomysłem, ale byłoby idealnie, gdyby dało się tam wejść na coś znajdującego się powyżej białej tafli. Chociaż co wtedy? Znaleźliby się w potrzasku, znając naturę rekinów – okrążani powoli i wytrwale. – Jak się nazywasz? Jeśli mi wpadniesz pod te chmury, to przecież nie będę cię wołał „ej typie”.

Rzut: sukces (72)
Saga-Genji Hayate
Warui Shin'ya

Sro 15 Mar - 23:46
"Uważaj!" huknęło mu nad uchem akurat, gdy zahaczył nogą o coś wystającego - może chodziło o tory albo wyjątkowo zdradziecki kamień - ale nie zdążył w porę zareagować. Ciało zardzewiało i choć zębatki w umyśle obracały się w nadświetlnej prędkości, sylwetka straciła swoją motoryczność. Stała się niezgrabna i ociężała, gotowa jedynie na to, aby wykonywać pół ruchu, choć świadomość znajdowała się trzy kolejne kroki wprzód.
Był całkiem gotowy na to, aby poczuć ból. Byłoby to prostsze w jakiś pokrętny dla jego dumy sposób; po prostu by się pozbierał, jak zawsze, gdy ręce trafiały w szorstki grunt, ścierając skórę do czerwonych mięśni. Kiedy więc zarejestrował dłoń na swojej piersi i gdy wreszcie dogonił go fakt, że nie upadł, w pierwszym momencie zamarł. Niezdecydowanie sięgnęło jego oczu - jasne spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem drugiego mężczyzny, szukając w nim potwierdzenia na to, co ma miejsce.
W gardle drapało go głupie pytanie czy naprawdę go złapał; ale widocznie obydwoje byli mistrzami oczywistości, bo zanim Warui zdążył przełamać swój szok, padło tylko:
- Musimy znaleźć się gdzieś wyżej.
Chwyt na nadgarstku nieznajomego się wzmocnił.
- Obawiam się, że masz rację - mówiąc, odzyskał wreszcie rezon. Gdzieś w tle, zza ramienia, słyszał wzmagający się chlupot, przypominający o tykającym zegarze. Nie mieli czasu na wzajemne potakiwanie sobie. Shin obrócił się tylko na ułamek sekundy - dostrzegł wybrzuszenie w gęstej, nieruchomej mgle - w drugim ułamku spojrzał na nieznajomego, w trzecim wykrztusił:
- Warui - i przedstawiwszy się, dał ostatnią z dostępnych ćwiartek sekundy na rewanż. A potem znów pociągnął jasnowłosego w kierunku wcześniej wychwyconego budynku.
Jeżeli te mleczne opary faktycznie zachowywały się jak morskie głębiny to musiały mieć swój limit - poziom tafli, nad którym mogliby poczuć się bezpiecznie. Jakby chcąc to zweryfikować Shin rzucił szybko spojrzeniem ku górze, mierząc odległość do przerzedzonej warstwy - była taka chociaż?

zręczność - 48; porażka;
Warui Shin'ya

Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Sob 18 Mar - 0:44
 Goniący ich kształt nie zwalniał. Wręcz przeciwnie – zauważając moment zawahania coś plusnęło głośniej, jakby pędząca bestia wywęszyła chwilę zawahania i dostała zastrzyku energii, byleby tylko sięgnąć celu. Cokolwiek gnało śladami uciekającej dwójki było wściekłe i aż nazbyt zmotywowane, by złapać za nogawkę, może za kostkę, by zatrzymać w miejscu i odciągnąć w tył. Gdzie by ich zabrało i czy w ogóle gdziekolwiek? Może jedynym zamiarem potwora ukrytego pod taflą ni to mgły ni wody było rozszarpanie miękkiego ciała na miejscu.
 Yurei się jednak poszczęściło; wytrenowane ciało Hayate zaregowało w porę, tym samym przeważając szalę zwycięstwa nieco bardziej na ich korzyść. Wyratowany z upadku Warui mógł stanąć znów pewnie na nogi, kontynuować przewodzenie ich ucieczce. Czasu było coraz mniej, a metry między nimi a płynącym z tyłu kształtem malały z każdą sekundą.
 Dotarcie do betonowego wniesienia, na którym stał budynek okazało się nie lada wyzwaniem. Pełna przeszkód droga i opór w postaci nieistniejącej cieczy spowalniały obu mężczyzn na tyle skutecznie, by niemal czuli oddech tego, co mieli za plecami. Trud ucieczki okazał się jednak opłacalny, bo w momencie, w którym wkroczyli na platformę, coś huknęło z impetem o jej bok, najwyraźniej nie będąc w stanie wyskoczyć na tyle wysoko, by znaleźć się ponad linią snującej się w dole mgły. Gdyby obejrzeli się za siebie, mogliby dostrzec, że ponad taflę białych obłoków coś się przebiło, coś równie jasnego jak sama mgła – kawałek postrzępionego materiału wiszący na czymś ciemnym, może na patyku? Czy to właśnie przed tym od samego początku uciekali? Przed głupią gałęzią, na której coś się zaczepiło? Dziwne, bo pochylenie się naprzód skutkowało poczuciem paskudnej stęchlizny gnijącego mięsa i rozkładu.
 Sam dworzec natomiast okazał się równie opuszczony co droga, którą dotychczas przemierzali. I rzeczywiście – fakt, że stał na znacznym wzniesieniu sprawił, że mgła nie sięgała go w takim stopniu jak linii torów. Tutaj powłoka była cienka jak karta papieru, pod butami pluskała jak płytka kałuża po kilkunastominutowym deszczu.
 Wszystko wskazywało na to, że mieli chwilę by odsapnąć i przemyśleć kolejny ruch.


| termin: 21.03.2023, 23:59

| - wysoki próg bólu 0/3
- percepcja: węch 2/3
- percepcja: słuch 1/3
- zręczność 1/3

- Hecate


@Warui Shin'ya @Saga-Genji Hayate
Mistrz Gry

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Saga-Genji Hayate

Nie 19 Mar - 0:00
 Instynkt, który nim kierował, prędzej był jakimś pokręconym rodzajem rodzicielskiego niż samozachowawczego. Był już skłonny nawet odgrodzić rudego własnym ciałem od tego, co za nimi podążało, gdyby plan z ratowaniem go poprzez dzikie tańce nie wyszedł. Hayate dokładnie w taki sam sposób zginął za pierwszym razem i wyglądało, jakby chciał to powtórzyć. Na szczęście kosztem spowolnienia ich ucieczki, obaj jeszcze stali o własnych siłach i nic nie zaczynało im z namiętnością żuć podeszw butów. Albo mózgów.
 Cicho syknął w odpowiedzi na stalowy chwyt drugiego mężczyzny, ale nie był to czas na głośne wyrażanie niezadowolenia. Kości Sagi lekko protestowały, poniewierane uściskiem i mrożone nienaturalną aurą miasteczka. Musiał odstawić na bok swoją dumę, jeśli chciał jeszcze kiedykolwiek się nią unieść. Nie było również czasu na przyglądaniu się temu, co mknęło w ich stronę – przede wszystkim dlatego, żeby wreszcie do nich nie dopadło. Nie był pewien czy dało się z tym czymś porozumieć. Patrząc na jego dotychczasową styczność z yōkai, raczej przemawianie do zjawiska nie miało większego sensu.
 – Saga-Genji Hayate – odpowiedział na dźwięk personaliów (czy raczej ich części) swojego towarzysza. Zawsze wydawało mu się, że nie musi się przedstawiać i raczej większość osób go kojarzy, ale sama grzeczność wymagała, żeby jednak nie pozostawiać rozmówcy w niepewności. Zwłaszcza w momencie, w którym oficjalnie uważany był za zmarłego i było naprawdę wielu świadków takiego stanu rzeczy.
 Po wynurzeniu się z tego najgęstszego nagromadzenia substancji, od razu odsunął się jak najdalej od krawędzi. Uderzenie tylko uświadomiło go w tym, że jednak warto było się trzymać z daleka od spadku. Rozejrzał się na boki, szukając jeszcze wyższego punktu, może innej drogi ucieczki. Wyrównując oddech, który przyspieszył po tak intensywnej przebieżce, próbował obmyślić plan. Znowu spróbować swojej uspokajającej aury? Co, jeśli skończy się totalną porażką jak poprzednio? Wątpliwe, żeby oddział Tsunami wparował do Yūreigai i uratował im tyłki. Nawet nie chciał spotykać się z mundurowymi, im mniej z nimi styczności, tym lepiej.
 – Co teraz? Bieganie po dachach odpada, są daleko od siebie i raczej w kiepskim stanie. Jeśli byśmy się rozdzielili, to coś musiałoby gonić tylko jednego, ale nie wiemy, czy nie ma tu jeszcze czegoś i to marny pomysł. – Sytuacja była kiepska. Walka stanowiła zdecydowanie jego słaby punkt, co sprawiało, że robił się w tym momencie wyjątkowo jeszcze bardziej bezużyteczny, niż był na ogół. Nawet zresztą nie wiedział, w jaki sposób walczyć z tym nieokreślonym zagrożeniem. Przynajmniej inaczej niż przyciskając rękaw drugą ręką do nosa.
Saga-Genji Hayate

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Wto 21 Mar - 23:03
Nawet nie musiał grać ignoranta; godność mężczyzny nie uchyliła żadnej z szufladek w pamięci. Na ogół nie oglądał filmów, występów, żadnych związanych z popkulturą programów, ograniczając się co najwyżej do porannych i wieczornych wiadomości. Nazwiska sławnych gwiazd nie miały dla niego znaczenia tak długo, jak długo nie wiązały się z nagłówkiem mogącym sugerować ingerencję Mordercy. Resztę ignorował, przesuwając kciukiem po ekranie bez szczypty zainteresowania. W tym przypadku może z tyłu głowy zapaliła się nikła lampka; może gdzieś, przypadkiem, gdy wertował Internet, na pół sekundy wczytał się w newsa o śmierci Saga-Genjiego Hayate, ale ponieważ informacja nie dała mu punktu zaczepienia do własnego śledztwa, prędko ją przescrollował.
Skojarzenia nie grały tu zresztą większej roli, bo uwaga yūrei i tak kierowała się ciągle na goniące ich zagrożenie. Oddech tak naprawdę złapał dopiero po tym, jak wskoczył na peron; aż do tego momentu nie zdawał sobie sprawy z siły własnych ramion, na których podciągnął się zaskakująco płynnie. Adrenalina z pewnością dołożyła tu swoją cegiełką. Dała fundament pod przeżycie.
Wypuszczone przez zęby powietrze nieco rozluźniło zszargane nerwy. Przez otwory w masce przypatrywał się dziwnym ruchom mgły. I ten huk, jakby coś zderzyło się z podstawą dworca. Gdyby w porę nie wdrapał się na górę, być może właśnie stanowiłby nowatorski fresk.
Co teraz?
Nie wiedział. Sytuacja nie tylko była niebezpieczna. Była po prostu dziwna. Pokręcił zaraz głową, jeszcze nie znajdując słów, aby cokolwiek podsunąć w ramach rozwiązania. Siwe opary były wszędzie, choć im wyżej, tym bardziej przerzedzone. Logicznym wydawało się, by podążać jak najwyższą linią - z tą myślą Shin uniósł twarz, aby poddać sondzie otoczenie.
Czy ulice majaczącego niedaleko Yureigai były na wysokości torów czy jednak samej stacji? Czy mgła była tam gęsta czy blada? Nagle mięśnie karku nieco mu się spięły; zdał sobie sprawę z ciężkiego sprzętu jaki ze sobą przytargał. Nawet nóż przytroczony paskiem do uda wydawał się niespodziewanie przybrać na wadze.
Komórka.
Sięgnął po urządzenie ulokowane w jednej z kieszeni kurtki. Spojrzał w ekran, ale jednocześnie wszczął rozmowę.
- Zagoniły cię tu plotki? - bardziej stwierdził niż zapytał, kilkoma pociągnięciami kciuka odblokowując telefon. - Wiesz coś konkretnego? Obiło ci się o uszy? - Chciał dodać, że to, czego właśnie byli świadkiem, to coś cholernie dziwnego, ale pewnych oczywistości nie mówi się na głos. Stają się wtedy śmieszne, a jemu nie było do śmiechu. - Znam kogoś, kto może nam pomóc, ale... - Zanim spojrzał na rozjaśnioną tapetę, w róg, gdzie majaczyła ikona zasięgu, skierował jeszcze wzrok na Hayate. Przez chwilę tylko na niego patrzył, jakby niepewny dalszych ruchów, ale wreszcie obrócił się nieco, kierując sylwetkę przodem do drzwi dworca.
- Może nie traćmy czasu. Rozejrzyj się, a ja spróbuję zadzwonić. Zaraz dołączę, dobra?

Jeżeli jest zasięg, Waru ma w planach zadzwonienie do Enmy, aby poradzić się w sprawie tego, co miało tu miejsce i umożliwić może Seiwie rzut na ewentualne informacje na temat yokai/zjawiska, jeżeli podpadają pod egzorcyzm.
Warui Shin'ya

Saga-Genji Hayate ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Czw 23 Mar - 17:52
 Podczas gdy dwójka Yurei przystanęła, by się naradzić okolica wydawała się nieco uspokoić. Płynące po ziemi obłoki zwolniły tempo, przestały się kłębić jak chmury podczas sztormu. Cokolwiek wcześniej gnało w ich kierunku, również zniknęło. Może odpłynęło, a może rozpłynęło się w powietrzu? Ciężko stwierdzić.
 Podczas gdy oni zbierali utracone przed chwilą siły, dotychczas dość cichy odgłos pluskania wody zaczął stosunkowo narastać. Z początku rozbrzmiewał jedynie jako drobne pluśnięcia, może jak ruch płetwy pośród fal; im więcej minut jednak mijało, tym bardziej wyraźny się stawał, tym łatwiejsze okazywało się rozróżnianie poszczególnych odgłosów – przecinanej wody jak podczas podróży statkiem, głuchego plasku drewna uderzającego o wzburzoną taflę, trzepot powiewającego na wietrze materiału i w końcu skrzypienie desek.
 Coś zbliżało się do tymczasowego obozu mężczyzn, lecz nie w na tyle prędkim tempie, by musieli się jakoś szczególnie spieszyć.

| Wybaczcie, że tak krótko, ale padam na pysk od roboty, a też nie chciałam, żebyście dłużej czekali. Waru jak najbardziej może zadzwonić i ogólnie na ten moment możecie sobie już rzucić na rozpoznanie yokai i wysłać mi pw, jak wam wpadnie pozytywny. Kajam się nisko.
| termin: 26.03.2023, 23:59

| - wysoki próg bólu 0/3
- percepcja: węch 2/3
- percepcja: słuch 2/3
- zręczność 1/3

- Hecate


@Warui Shin'ya @Saga-Genji Hayate
Mistrz Gry
Sponsored content
maj 2038 roku