Zamknięta stacja kolejowa - Page 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Wrz - 23:09
First topic message reminder :

Zamknięta stacja kolejowa


Jedno z niewielu miejsc w Yūreigai, które mimo wyłączenia z użytku sprawia jeszcze pozory normalności. Zupełnie jakby za jego plecami wcale nie rozciągało się miasto widmo, a pociąg mógł przyjechać w każdej chwili. Stacyjka jest niewielka, posiada zaledwie dwa perony. Rolę dworca i jedynej osłony przed warunkami atmosferycznymi stanowi stara, choć solidna wiata z rozkładem jazdy i dawno nieaktualną tablicą ogłoszeń. Miejsce jest nad wyraz spokojne i daje specyficzne poczucie odosobnienia, a najczęstszym towarzyszem jest wiatr kołyszący koronami drzew otaczających stację. Często zdarza się, że stację jako miejsce spotkań upatruje sobie głodna wrażeń młodzież, spragniona nawiedzonego miasta, ale niechcąca ładować się tam, gdzie może być faktycznie niebezpiecznie. Teren oznaczony jest nie tylko przez pozostawione po nich butelki, kartki z zeszytów czy resztki świeczek, ale głównie przez liczne podpisy znajdujące się chyba na każdej możliwej powierzchni.

Haraedo

Haraedo ubóstwia ten post.


Saga-Genji Hayate

Wto 30 Maj - 0:20
 Nie lubił szczurów. Kochał wszystkie zwierzęta, ale te wzbudzały w nim jakąś niechęć, żeby wręcz nie określić tego mianem delikatniej odrazy. Może to te długie, łyse ogony, czasem wystające z pysków siekacze, a może po prostu fakt, że właziły w różne brudne miejsca i przenosiły masę chorób. Nie miał ochoty go dotknąć ani też dać się ugryźć zdenerwowanemu stworzeniu, więc jedyną sensowną opcją było puszczenie się krawędzi, do której dopiero co zdołał dosięgnąć.
 – No już tak nie rozpaczaj – prychnął podnosząc się ze swojej miękkiej poduszki do lądowania z wysokości. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że rudowłosy faktycznie mógł odrobinę ucierpieć, kiedy zwalił się na niego tymi sześćdziesięcioma kilogramami. Albo, że nie chciał zostać dosiadnięty (nawet przypadkowo) przez kogoś takiego jak on. – Są ludzie, którzy by za to zabili. Z psychofanami nie ma żartów. – Wzdrygnął się nieznacznie, jakby przypomniał sobie jakąś wyjątkowo nieprzyjemną sytuację. Miał takich kilka na przestrzeni wielu lat kariery i doszło nawet do tego, że bez ochrony nigdzie się przez jakiś czas nie ruszał. Ale to były na (nie)szczęście dawne dzieje i póki co cieszył się względną anonimowością. Tyle tylko, że chodzenie po mieście w kapturze albo masce było dla niego zbyt uporczywe i nudne.
 Splótł lekko palce, obserwując proces odkurzanio-zakurzania się i mógł co najwyżej odetchnąć w środeczku, że nie wylądował na posadzce. Czarne ubrania drugiego mężczyzny nosiły wyjątkowo dużo śladów brudu, które na jasnej powierzchni płaszcza byłyby o wiele bardziej widoczne, nieznośne i uwłaczające godności. Chociaż dolna krawędź wierzchniej odzieży również przeszorowała po posadzce – szczęściem dla uszu Shina było to, że Hayate jeszcze się tego nie dopatrzył.
 – Ty włochaty… – syknął podążając wzrokiem za kierunkiem, w którym obrócił się rudzielec. Yūrei nie cisnął jednak żadnym kamieniem, jakby nie chcąc brudzić swoich rąk, ani też nie poleciał w stronę pudełka stanowiącego aktualny przedmiot sporu. Ściągnął nieco brwi, a następnie odwrócił się od tej sceny, żeby przyjrzeć się szumowi, pluskowi i miejscu śmierdzącym zgnilizną. Tylko chwila dzieliła go od poszukania jakiejś chusteczki, żeby wetknąć sobie jej kawałki do nozdrzy, był już na granicy swojej tolerancji zapachowej. Po powrocie wszystkie ubrania będzie musiał od razu wpakować do prania, a sam wymagać będzie długiego moczenia się i szorowania w gorącej, pachnącej olejkami wodzie.
 – O, patrz! Grałem kiedyś w filmie z takimi zombiakami. Statyści mieli przewalone, kilka godzin nakładania charakteryzacji. Ciekawe czy ci też tylko wymalowani. – W jego ręku wylądował telefon. Nie mógł przepuścić okazji, żeby nie włączyć aparatu i strzelić sobie fotki, gdzie w tle rozgrywała się tak dziwna scena. Nie zabrakło oczywiście firmowego uśmiechu i paru różnych ujęć, z których ostatecznie pewnie i tak żadne mu się nie spodoba, gdy już przejrzy je w domowym zaciszu. Oświetlenie pozostawiało tu przecież wiele do życzenia, ale przynajmniej zawsze był śliczny i gotowy do sesji zdjęciowej.
 – Masz te zapałki, Warui? Mogę improwizować udawanie, że jestem jednym z nich, ale bardziej bym się chyba wpasował w tych na statku. Te ciało mi jeszcze nie zgniło na poziom tych drugich.
 Próbował jakoś wsłuchać się nadciągające odgłosy. Czy pomiędzy załogą były jakieś rozmowy, czy pełzające monstra podczas wędrówki wytwarzały jakieś dźwięki, co z okolicznymi zwierzętami. Nabierał ochoty do czmychnięcia stąd, ale jednocześnie bał się wkroczyć we mgłę, jakby ten widmowy rekin dalej się gdzieś tam czaił i miał natrafić na jego zanurzone w mlecznej substancji nogi. Im bliżej jednak znajdowały się funayūrei, tym bardziej też malała jego odwaga.
Saga-Genji Hayate

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Pią 9 Cze - 15:13
 Szczur wyglądał na wybitnie zawziętego. Ciemne wąsiki poruszały się w powietrzu bezustannie, a drobne uszka obracały co rusz ku obu mężczyznom, wyczekując z ich strony jakiegokolwiek gwałtowniejszego ruchu. Może tylko czekał, aż któryś z nich rzuci się naprzód, by odpowiedzieć tym samym i wyśmiać ich na swój własny gryzoniowy sposób, udowodnić, że mimo tak wielkiej różnicy w gabarytach był szybszy od nich, sprytniejszy. Pewność siebie sprawiła jednak że plan spalił na panewce; szczur gotowy na nagły zryw do biegu któregoś z przeciwników nie przewidział lecącego w swoim kierunku kamienia, który w jego oczach okazał się wielkim jak dom głazem. Głośny pisk pełen paniki na moment wypełnił całe pomieszczenie, odbijając się echem od każdej ze ścian. Gryzoń czym prędzej wziął nogi na pas, umykając przed ciśniętym pociskiem gdzieś na bok, zaraz znikając pod stertą papierów i innych śmieci. Potrzeba uratowania własnego ogona i przetrwania okazała się silniejsza od zdobycia nagrody w postaci pudełka zapałek.
 Jeśli natomiast chodziło o naruszoną podczas upadku kostkę, to ta również postanowiła o sobie przypomnieć, posyłając kolejny wyraźny impuls bólu wprost do mózgu. Każdy krok zaciskał usta, stulał dłonie w pięści, doprowadzał do zgrzytania zębów. Ból był z rodzaju tych irytujących, tych, które przeszkadzając w byciu mobilnym doprowadzały do szału.
 Na zewnątrz wrzało od poruszenia; kolejny trupy brnęły przez kłębiące się fale mgły, z każdą minutą zbliżając się coraz bardziej do platformy. Wojny róg rozbrzmiewał co jakiś czas, teraz nie będąc już tylko złudzeniem czy echem wybijającym spomiędzy drzew, ale realnym znakiem nadciągającego starcia. Jeśli yurei chcieli uniknąć bliskiego spotkania z załogą, to musieli działać szybko, bo zgrzyt szarpiących o beton kości był już tylko kwestią paru minut.

| Wru, przez dwa następne posty odczuwa skutki waszej drobnej kolizji
| termin: -
|- wysoki próg bólu 2/3
- percepcja: węch 3/3
- percepcja: słuch 2/3
- zręczność 3/3
- Hecate


@Saga-Genji Hayate  @Warui Shin'ya
Mistrz Gry

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Sob 10 Cze - 1:38
Są ludzie, którzy by za to zabili.
- Jak następnym razem się tak na mnie uwalisz to stanę się człowiekiem, który za to zabije - przyznał, ale bez sarkastycznej podwaliny. Głos miał raczej neutralny, nieobecny - za bardzo wpatrywał się w pochwycone pudełko, jakby jeszcze nie wierzył, że udało mu się je wywalczyć w starciu z uporczywym gryzoniem. A może chodziło o ból, który wpierw dźgnął kostkę, a potem tępym pulsowaniem objął cały dolny rejon nogi, dudniąc wewnątrz jak po wciśnięciu w mięśnie drugiego serca. W gardle Shina wciąż tkwiła gula - narosła tam nieoczekiwanie, gdy źle nadepnął, w amoku rzucając się po strącone przez szczura zapałki, ale dopiero po tym, jak porwał je w garść, poczuł prawdziwe efekty niezamortyzowanego upadku.
Teraz powoli do niego docierało, że jeżeli któraś z metod podanych przez Seiwę nie poskutkuje, prawdopodobnie nie uda mu się uciec. Odczuwalny dyskomfort w pierwszej kolejności by go spowolnił, w drugiej, jeżeli los chciałby się pośmiać, posłałby go na glebę, gdy po kolejnym wymuszonym kroku kończyna wreszcie odmówiłaby posłuszeństwa. Już w kontrolowanych warunkach ledwo na niej stał; specjalnie przeniósł zresztą ciężar ciała na drugą, zdrową, nie chcąc pokazywać towarzyszowi, jak silnie odbił się na nim ten mały, kaskaderski błąd. Powinien to rozchodzić albo pozwolić, by tkanki wypoczęły. Stłukł kostkę? Zwichnął? Kurwa, oby nie. Na pewnym etapie nie wiedział jednak, czy bardziej cierpi ze względu na tę felerną niewygodę, jaką zaserwował mu upadek, czy raczej chodzi o to, na co musiał patrzeć chwilę później. Już nawet otwierał gębę; szykował się, by zaserwować jakieś mało aluzyjne pytanie, coś na pewno ubarwione przekleństwem i niedowierzaniem, ale bodźce z zewnątrz przerzuciły jego uwagę na siebie.
Coraz głośniejsze dźwięki dobiegające z zewnątrz skutecznie go ocknęły. Znów musiał zacisnąć szczęki; linia żuchwy stała się bardziej wyrazista, nie tak miękka i chłopięca, gdy zwarł kły. Odruchowo wykonał ruch, by zbliżyć się do swojego towarzysza. Nacisk na nadwyrężone miejsce posłał serię ostrych informacji wprost do mózgu, ale mózg zalewała nie tylko świadomość uszkodzonej motoryki, a fakt, że wróg był o wiele bliżej niż się spodziewał.
Masz te zapałki, Warui?
Drgnęło mu wyciągnięte asekuracyjnie ramię - nie miał pojęcia dlaczego automatycznie odgrodził Sagę od niebezpieczeństwa, choć gdzieś podskórnie miało to pewnie związek z jego zniewieściałą urodą, której siła mimowolnie wyciągała z niego dżentelmeńskie odruchy. Pytanie uświadomiło go, że rzeczywiście miał te cholerne zapałki, że jeżeli to rozwiązanie nie będzie mieć dobrego finału, zostaje już tylko gra aktorska i nachalne wpatrywanie się w agresorów. O ile jeszcze będzie czym.
- Tak, mam, moment. - Opuścił nadgarstek, wysuwając kciukiem wewnętrzną część pudełka. Wyłuskał jedną z zapałek, przyciskając jej główkę do szorstkiego boku opakowania. Nie wzniecił jednak płomienia. Miał zamiar to zrobić dopiero, gdy dostrzeże pierwszego yōkai na linii. Ani myślał, by do nich wychodzić; nie, kiedy noga nie pozwalała o sobie zapomnieć.



Warui Shin'ya
Saga-Genji Hayate

Pon 10 Lip - 21:38
 Różne groźby słyszał i czytał za życia, więc wyjątkowo nie ruszała go wizja zostania ukatrupionym za umoszczenie się na rudzielcu. Mało kiedy brał zagrożenia na poważnie, co zresztą można było z łatwością zaobserwować właśnie w tej chwili. Nie zwracał nawet uwagi na fakt, że snujących się we mgle martwych żeglarzy ostatecznie na zdjęciach może nie być widać.
 – Co, jak nie zadziała? – spytał cicho, odsuwając się odrobinę i wręcz chowając za plecami Shina. Wyjrzał zza jego ramienia, fiołkowymi oczami przypatrując się upiornym sylwetkom. Skupił się na najbliższym szeregu, porządkując w sobie wszystkie odczuwane teraz emocje. Postanowił odsunąć w bok wszelkie negatywne, w tym niepewność, a przywołać jak najwięcej pozytywnych. Nie chciał przekonywać się na własnej skórze o tym, co zrobi armia nieboszczyków z dwójką żyjących, kiedy już ich otoczą.
 Przymknął oczy i pozwolił, żeby ogarnęło go rozbawienie, radość, która absolutnie nie pasowała do okoliczności. Zaczął emanować aurą, która rozchodziła się w jego najbliższym otoczeniu, wpełzając do każdej głowy, która znalazłaby się w zasięgu szeptu, w tym również rudego. Nie mógł kontrolować, na kogo wpłynie, ale być może i jemu w jakiś sposób to pomoże. Wypierał zły nastrój, agresję i wojownicze nastawienie, próbując zastąpić je dobrym humorem. Nie był pewien, jaki odniesie to skutek, o ile w ogóle zadziała. Ostatnio w starciu z yōkai na niewiele się to przydało, ale wtedy nie posiadał jeszcze ciała, a sam demon mógł znajdować się poza zasięgiem, na który mógł dotrzeć. Kończyły mu się sensowne pomysły, a jeśli miałby udawać martwego marynarza, to o wiele bardziej wolał zmierzyć się z rozbawionymi zombie niż takimi, które chciałyby rozszarpać ich na strzępy.

Użycie Saimin-jutsu no miryoku - 1/3
Saga-Genji Hayate

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Wto 18 Lip - 16:42
 Yokai nie próżnowały. Ciężka praca przerzucanych stale wioseł pchała pokaźny statek naprzód; nie zatrzymywali się nawet na moment, całkiem jakby nie baczyli na przeszkodę w postaci betonowej platformy czy sam budynek dworca. Może planowali wpłynąć w niego z impetem tsunami i roztrzaskać się o brzeg? A może nieznana siła, ta sama która przywiodła ich tu na mgle, wzniosłaby okręt wysoko w górę? Na ten moment przewidzenie kolejnego ruchu ze strony przeciwnika było już niemożliwe.
 Wystające kości, podgniłe kawałki mięsa, robactwo wypadające z dziur w różnych miejscach, wypadające wnętrzności, które jakimś cudem wciąż trzymały się tego, co kiedyś można było nazwać brzuchem. Wszystko to z każdą sekundą stawało się coraz wyraźniejsze, łatwiejsze do dostrzeżenia.
 Aura dobra uderzająca od Hayate zatrzymała ich wszystkich w miejscu. Trupy stanęła tknięte albo szokiem, albo spotkaniem z czymś niezrozumiałym – ciężko było określić. Stały jednak dęba, zaklęte w chwilowy kamień, jakby niepewne co miały zrobić, jak się zachować. Ów fenomen zdecydowanie kupił dwóm yurei kilkanaście cennych sekund, może nawet całą minutę, podczas której mogli nabrać głębszego wdechu, podjąć szybką decyzję.
 W końcu coś drgnęło w yokai. Wpierw zaskrzypiały zastałe szczęki opadające kilka centymetrów w dół. Wnętrze ich paszcz było ciemne jak sama noc, wilgotne jak deszczowy dzień, obrzydliwe jak rój larw. Poszarpane struny głosowe napięły się w moment później, wypełniając najbliższą okolicę skrzekiem tak wściekłym, jakby w ich gardłach zebrały się wszystkie diabły i postanowiły odezwać jednym głosem. Wrzask był tak głośny, że dudnił w uszach niemal boleśnie.
 Z początku ciężko było określić czym spowodowana była złość, lecz mijały kolejne chwile a paskudne stwory wciąż stały w miejscu, drżały im jedynie szczęki, wystające z pożółkłej skóry paliczki, gałki oczne u tych, którzy wciąż je mieli – nie mogli się ruszyć i to doprowadzało ich do szału, wszak swoje dwie ofiary mieli już tak blisko.

|
| termin: 21.07 23:59

| - wysoki próg bólu 3/3
- percepcja: węch 3/3
- percepcja: słuch 3/3
- zręczność 3/3
[size=10]- Hecate
Mistrz Gry
Warui Shin'ya

Pią 21 Lip - 23:30
Zostanie żywą tarczą było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę, a jednak, kiedy Saga skrył się za jego ramieniem, odruchowo przesunął stopę i wyżej wzniósł bark, aby osłonić go o kilka dodatkowych centymetrów, bardziej w formie psychicznej, niż fizycznej, zapomogi.
Widok nadciągającej załogi w żadnej mierze nie był tym, przed czym chciał chronić kogokolwiek - więcej niż pewne, że w normalnych okolicznościach postępowałby już intuicyjny krok do tyłu, psując dżentelmeński obraz własnej osoby i wpadając plecami w wątlejszą sylwetkę drugiego yurei. To, co go powstrzymywało przed natychmiastową ucieczką, było czymś niepojętym. Było spięciem mięśni, a następnie ich gwałtownym rozluźnieniem jak podczas bolesnego, ale dającego ulgę masażu. Zaszła zmiana, której nie rozumiał, ale której nie starał się nawet pojmować - nic do siebie nie pasowało i to w jakiś pokrętny sposób okazywało się akceptowalne. Wyjaśnienie? Nie miał żadnego. Zamroczony łagodnością umysł pstryk za pstrykiem wyłączał kolejne negatywne cechy, pozostawiając odrętwiający spokój.
Powietrze wypełniało się fetorem zgniłych ciał, a jednak w nozdrzach wyłapywał wyłącznie aromat neutralizujący najgorsze zapachy zbliżających się paskudztw. Nawet dłoń, w której trzymał pudełko zapałek, przestała tak zaciskać się na tekturowym opakowaniu.
Odetchnął głębiej, do porządku przywołany wyłącznie głosem towarzysza. Drgnęła mu szczęka w ledwie chęci obrócenia głowy i zerknięcia za siebie. Nie pozwoliło na to skupienie. Wzrok utrzymywał na zdegradowanych szkieletach, na wyszarpanych wnętrznościach i uszczkniętych mięśniach. Krążył spojrzeniem od jednego do drugiego przeciwnika, podobnie jak oni sami, odrobinę bezmyślny.
Co jak nie zadziała?
Trzask odpalanej główki zapałki poprzedził jego niewyraźne: Nie wiem.
Było jeszcze parę opcji - wszystkie do szybkiego przetestowania, choć jaką mieli gwarancję, że którakolwiek z metod okaże się tą właściwą? Nie bez powodu niemal każda prefektura radziła sobie inaczej; jak mogła poradzić sobie ich własna?
Podał tlący się, uczepiony niewielkiego patyczka, płomień za siebie.
- Masz.
Jaki był sens przeciwstawiać się morskim wrogom za pomocą ognia? Czy lepszym wariantem mogły być jednak wypowiadane na głos słowa?
Warui nie był co do tego przekonany. Zachowanie yokai również nasuwało więcej pytań niż odpowiedzi. Nagle zatrzymani, na samej granicy, działali tak, jakby natrafili na niewidzialną barierę. Ich nieoczekiwany ryk wykrzywił usta Shina, przymrużył gniewnie powieki, ale dał mu też dowód, że są uziemieni.
Strzyk kolejnej przeciąganej po szorstkim boku zapałki; drobny błysk pomarańczy.
Ucieczka kusiła, ale z nadwyrężoną od upadku nogą nie zabiegłby za daleko.
To raz.
Dwa: co dokładnie zatrzymywało przeciwników?
Ochronna strefa mogła obejmować jedynie stację. Jeżeli tak, wychodzenie z niej to istna głupota.
Postąpił mimo tego pierwszy asekuracyjny krok ku sylwetce monstrum, której udało się podejść najbliżej ich dwójki, unosząc wyżej dzierżoną zapałkę. Rzucić tym w nich? Podpalić całe miejsce? A może rozpłyną się, jeżeli dotknie ich ciepłym językiem ognia?
Tak czy inaczej zaczął podchodzić.
Warui Shin'ya
Mistrz Gry

Sob 5 Sie - 0:34
 Te yokai, którym czas ani woda nie wyżarły gałek, wodziły wzrokiem za pokonującym kolejne kroki rudowłosym yurei. Widać było furię tlącą się w ich ochach, wściekłość powodowaną tym, że nie mogły sięgnąć ofiary, która z własnej woli szła w ich kierunku. Strzępki brudnych ubrań poruszały się od czasu do czasu, gdy zawiewał mocniejszy powiew, lecz poza tym nie można było oczekiwać od nich żadnego ruchu.
 Zamarła w bezruchu armia skutecznie odwróciła uwagę obu mężczyzn; potrzeba rozeznania się w sytuacji sprawiła, że nie patrzyli za siebie, gdzie zza budynku zaczęły wylewać się kolejne fale mlecznej mgły. Stopniowo pożerała coraz to kolejne metry, kładąc się grubą warstwą na betonowej platformie, którą dotychczas można było nazywać bezpieczną.
 Wszystko co działo się później było jak spowolniona scena filmu akcji. Wszystko obkleiła gęsta melasa, a jednak czujne oczy idącego na przodzie rudowłosego yurei wyłapywały każdy szczegół. Wpierw głośne chlupnięcie za plecami; nim zdążył się do końca odwrócić, stojący z tyłu Hayate upadał już na omglone podłoże. Cokolwiek płynęło za nikim pościgu na samym początku teraz wróciło, ściągając aktora do swojego poziomu.
 W tym samym momencie zniknęła nieistniejąca blokada zaplątana a przeżarte czasem szczątki yokai. Dało się ledwie mrugnąć, gdy wysforowały naprzód rządne krwi, rządne ofiar, na które od samego początku polowały. Z jednej strony władający w szpony morskiego stwora Hayate, a z drugiej obdrapana dłoń o wystających zza podgniłej skóry kościach. Gdy brudne paliczki już niemal sięgnęły lica Shina, coś się zmieniło; dotychczas trzymana w rękach Hayate odpalona zapałka wypadła z uchwytu, trafiając ostatecznie w mleczną pianę. Wówczas każdy z żywych trupów stanął w żywych płomieniach, popielejąc na oczach dwójki yurei. Niknęły niczym palone na stosach wiedźmy, rozdziawiając jedynie szczęki w niemym krzyku.
 Gdy ostatni z nich zajął się ogniem, potężny statek zamigotał na wizji niczym pustynna fatamorgana. Przez chwilę wciąż tam jeszcze był, by zaraz zniknąć bezpowrotnie. Mgła natomiast zamarła w miejscu, w sekundę później cofając się w las z niespodziewaną prędkością. Wystarczyło kilka minut by po mlecznej nawierzchni nie było już ani śladu. Zniknęła, ale czy na stałe? Co jeśli wróci silniejsza? Nie były to jednak odpowiedzi na ten dzień.

| Mkay, dziękuję, że jakoś ze mną przebrnęliście. To by było na tyle, bo nie chcę już was dłużej przetrzymywać.
I tak, Waru dostaje ode mnie 150 PF za wydarzonko + dodatkowe 50 PF za brak jakiegokolwiek spóźnienia z odpisami, dobra robota mistrzu.
Hayate natomiast otrzymuje 150 PF, niemniej tu również gratuluję zaangażowania, oby tak dalej.


| termin: ---

| - wysoki próg bólu 3/3
- percepcja: węch 3/3
- percepcja: słuch 3/3
- zręczność 3/3
[size=10]- Hecate


@Warui Shin'ya @Saga-Genji Hayate
Mistrz Gry

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku