Przechodząc przez konkretną przełęcz i pokonując sporo wzniesień można znaleźć się na drodze prowadzącej do mało znanej górskiej wioski zwanej "Chōzō no mura". Chociaż widać stąd już zarys domków, większość osób nie decyduje się jednak na wspinaczkę w stronę zabudowań. Znacznie bardziej interesująca wydaje się być droga w stronę szczytu Baffarōhōn lub widoki rozciągające się na dolinę poniżej. Znajduje się też tutaj jeden z przystanków dla rzeki Burūribon, która spływa w tym miejscu przez wiele górskich progów i małych wodospadów, co podkręca jeszcze bardziej i tak już rwący nurt, ale nadaje też sporo naturalnego uroku. Wprawne i doświadczone oko ma szansę zobaczyć, że na terenie znajdują się dobrze ukryte talizmany odstraszające yōkai, a także odpychające lub rozpraszające ludzką uwagę. Niezależnie od tego, kto zamieszkuje wioskę, raczej nie jest zainteresowany przypadkowymi gośćmi.
Zwykli ludzie nie odczuwają nic specjalnego oprócz chęci, by bardziej zainteresować się innymi widokami, z kolei medium jest w stanie wyczuć, że coś chce go zawrócić z tej ścieżki. Dla yūrei teren postrzegany jest jako odrzucający i niechętnie się tutaj pojawiają.
W teorii nie jego sprawą był dziwnie zachowujący się dowódca innego oddziału, Yosuke na głowie miał własny. Sprawa komplikowała się jednak w miejscu, w którym pojawiało się podejrzenie zdrady w szeregach, a nieudany egzorcyzm nigdy nie był rzeczą przyjemną. Kto wie, może Takudome w międzyczasie też coś opętało? Lub, co gorsza, chciał wydrzeć córkę z gardła zaświatów siłą, nie zważając na gwałcenie wszelkich przepisów, praw i pozbywanie się tym samym resztek zdrowego rozsądku. W pewnym sensie Nakashima mógł go zrozumieć. Nie minął jeszcze pełen rok odkąd stracił brata – wciąż wmawiał sobie, że stracony był już kilka lat wcześniej, a błąkająca się dusza korzystająca z jego ciała nie była już tą samą osobą. Ale jednak to wciąż w jakimś sensie rodzina. Psychicznie zmiotło go to z planszy na kilka tygodni, gdzie przez pierwszy nawet nie wychodził z mieszkania, biorąc sobie wolne, do którego mimo przysługującego prawa raczej się nie uciekał. Utrata córki bolała najpewniej bardziej niż rodzeństwa. Nie miał własnych dzieci, ale właśnie ze względu na tę rodzicielską więź, rodzice do tej pory nie mieli świadomości, że Shin już nigdy nie wróci do domu. Pozostawił w tej niewiedzy nawet siostrę, chociaż znając Reinę… i tak miałaby to gdzieś.
Poniekąd cieszył się, że u boku będzie mieć Sugiyamę – to znaczy o ile w ogóle jeszcze potrafił się z czegokolwiek cieszyć. Niewątpliwie był to plus całej sprawy. Drugi był taki, że w końcu nie musiał pracować po ciemku, nawet jeśli akcja rozpoczynała się jeszcze w nocy. Na miejscu zbiórki stawił się, standardowo w mundurze utrzymanym w idealnym stanie oraz kurtce. W górach jeszcze potrafiło być zimno, a on nie lubił wyruszać na akcje nieprzygotowany, tym bardziej nie wiedząc, ile dokładnie mogła potrwać. Przez jedno ramię przerzucony miał plecak z różnego rodzaju sprzętem: od tego pomocnego przy pracy, aż po takie drobnostki jak płaszcz na wypadek nagłego deszczu czy racje żywnościowe, jakby mieli spędzić na wędrówce cały dzień (lub dłużej). Na drugim ramieniu spoczywał przyjemny dla niego ciężar zaufanego karabinu. Podczas akcji w mieście czy solowych wędrówkach po przeklętym, nawiedzanym przez zirytowane szopy Kinigami bywał ciężki w obsłudze na krótkich dystansach, ale w górach mógł się przydać. Jeśli nie do strzelania, to chociaż do patrzenia przez lunetę na odległe ścieżki.
– Możesz otwarcie zdać raport przy Sugiyamie, ufam mu – rzucił do towarzyszącego im Makioki. Już wcześniej Nakashima przekazał Nobuo w skrócie sedno sprawy, bez rozwlekania na zbędne szczegóły. Nie ukrywał żadnych informacji, ale nigdy nie był przesadnie rozmowny i teraz również ograniczając ilość zdań opowiedział o dowódcy II oddziału, który stracił córkę, zaczął się dziwnie zachowywać i zniknął podejrzanie w tym samym czasie, w którym szefuńciowi przetrząśnięto gabinet. Wtajemniczył medyka również w to, że akcja ma być poniekąd incognito, a ich przykrywką jest pomoc ze zintensyfikowaną aktywnością górskich yokai.
Poprawił onyksowe koraliki zawieszone na prawym nadgarstku. Nie rozstawał się z różańcem odkąd wpadł w jego posiadanie – jedyny raz, kiedy go zdjął, skończył się niezbyt przyjemnym koszmarem. To był dla niego znak, żeby jednak nosić go w każdych możliwych warunkach. Sprawdził czy przypominająca małą miotełkę rózga przyczepiona jest porządnie do plecaka, upewnił się, że na pewno zabrał świecę ochronną. Dopiero mając tę pewność, mógł wysiąść z pojazdu i wreszcie rozprostować nogi. Nie spał przez całą drogę, ale i tak czuł się w miarę wypoczęty. Pomijając zesztywniałe od długiej jazdy stawy, choć do tego można się było przyzwyczaić.
Ekwipunek:
karabin snajperski (broń Tsunami), pistolet (zwykły, 9mm) + po 2 magazynki, nóż, 2 woreczki fukumame, różaniec shintō, omamori: kōri, świeca ochronna, rózga, peleryna przeciwdeszczowa, paczka zapałek, kawałek kredy, notatnik, ołówek, butelka wody, racje żywnościowe
@Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Sugiyama Nobuo, Raikatsuji Shiimaura and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Kiedy został wezwany do garnizonu nie wiedział o co się rozchodzi. Nawet nie rozmyślał nad tym zbyt wiele, po prostu miał zamiar stawić się tam gdzie trzeba, i tyle. Zmęczenie skutecznie blokowało jego chęci do jakichkolwiek głębszych rozmyślań. Ostatnimi czasu nie sypiał zbyt wiele – każdą wolną chwilę poświęcał pomocy innym. O ironio, tym razem też to robił. Wystarczyło jedno wezwanie, a on mimo wszelkich przeciwności losu przybywał w wyznaczone miejsce.
Na miejscu spotkał Nakashimę, dla którego miał być wsparciem medycznym – przynajmniej obstawili go w roli, w której się spełniał. Znajomy pokrótce wyjaśnił na czym ma polegać akcja, w jaki sposób będą działać i jaki jest cel. Sugiyama nie zadawał żadnych zbędnych pytań. Wszystko skomentował skinięciem głową. Zdawało się, że więcej informacji nie potrzebował (przynajmniej na tamten moment), a reszta miała wyjść w praniu.
Wkrótce przyjechał po nich samochód. Lekarz uprzednio przygotował na wyprawę plecak z odpowiednim osprzętem, apteczkę i ubrania. Ze wszystkich wpakował się do pojazdu, zajmując sobie jak najwygodniejsze miejsce. Z tego co zostało powiedziane czekało ich kilka godzin podróży, dlatego gdy tylko ruszyli postanowił trochę się zdrzemnąć, żeby choć trochę wypocząć i zebrać siły.
— Prześpię się.
Przebudził się (albo został obudzony, to nie miało większego znaczenia) jak mniemał w końcowym etapie podróży. Wszyscy zdawali się być gotowi do wyjścia, auto musiało się jedynie zatrzymać. W międzyczasie Sugiyama został obdarowany pełnym zaufaniem, więc już niedługo miał poznać szczegóły całej akcji, nawet jeśli te szczątkowe, które dostał wcześniej były w pełni wystarczające. Działanie pod przykrywką i zbadanie dziwnego zachowania dowódcy z dwójki – wszystko jasne.
Kiedy otrzymał kolejną dawkę informacji, a samochód w końcu się zatrzymał wyszedł podobnie jak Yosuke. Nie sprawdzał zawartości swojego plecaka – całkiem niedawno sprawdzał zawartość swojej przenośnej apteczki i niczego w niej nie brakowało. Przy pasie miał też umocowaną swoją specjalną broń, więc wszystko co najważniejsze było na swoim miejscu.
— Prowadźcie — powiedział tylko, chcąc zaznaczyć, że nie czuje się na siłach by iść przodem.
Ekwipunek: sztylety sai (broń Tsunami) przy pasku, świeca ochronna, przenośna apteczka (zimny kompres, opaska elastyczna, plastry, bandaż, nożyczki, skalpel, chusteczki dezynfekujące, koc ratunkowy, nić i igła), butelka wody i tabletki przeciwbólowe.
Ubiór: czarny mundur, płaszcz przeciwdeszczowy, ciemne spodnie przylegające do nóg, trapery. Na twarzy materiałowa maska.
Warui Shin'ya and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
Choć nie miało to racji bytu, samochód wewnątrz zdawał się wyciszony; świst wiatru zelżał zaraz po zamknięciu drzwi i nawet charakterystyczny dźwięk kół przejeżdżających po żwirze, dźwięk, który przypominał cichy szum deszczu, nie był w stanie dotrzeć do uszu zebranych na tyle vana.
Makioka siedział wyprostowany jak od deski, naprzeciwko obydwu mężczyzn, tyłem do trasy. Przywodził na myśl uczniaka przyłapanego na egzaminie na ściąganiu, który w ostatniej chwili próbuje jeszcze podreperować sytuację prawidłową postawą. Spod burzy ciemnych, mocno kręconych włosów jaśniały kontrastujące z czernią fryzury oczy. Miały barwę topniejących lodowców; łapały błękitnawe refleksy, ale dla wielu sprawiały wrażenie szarawych, nieomal białych. Wzrok, nieco pod skosem, utkwiony był w twarzy Nakashimy; kiedy padło zezwolenie, zastępca drugiego oddziału krótko przytaknął.
- Dokładnie dwadzieścia jeden dni temu zginęła Takudome Suzume, córka dowódcy drugiego oddziału. Uczestniczyłem w tym egzorcyzmie osobiście. Opętanie, które miało miejsce, właściwie zrównało szanse jej przeżycia z ziemią. - Jakby na potwierdzenie swoich słów oderwał sztywno dociśniętą do kolana dłoń. Już wcześniej bandaż musiał zwrócić uwagę - na grzbiecie ręki, przez materiał, przebijała się krew. - Patrząc na sprawę w kontekście racjonalnym, misja zakończyła się sukcesem - yokai został odesłany z Utsushiyo, choć z całą pewnością nie wyeliminowany. Takudome Suzume jednak nie przeżyła i choć była pewnikową ofiarą nie dziwię się, że Tsurushiego wściekł ostateczny raport. Dużo tam było wzmianek związanych z wszelkimi "koniecznościami", co dla ojca stanowiło konkretne ciosy. Osobiście uważam, że nie ma on nic wspólnego z włamaniem do gabinetu w Haiiro Chiku, ale, rzeczywiście, Tsurushi w pewnym momencie zniknął na weekend. Czasowo zgrywa się to z datą incydentu, dałby również radę dojechać do Fukkatsu oraz wrócić do Yakkari. Nie zawarłem w raporcie subiektywnych opinii, więc...
Odetchnął głębiej, bo samochodem nagle szarpnęło, by raptem parę sekund później silnik wreszcie zgasł. Wysiedli jeden po drugim; Makioka na samym końcu, rozprostowując zastałe mięśnie ze strzykiem zastałego karku.
Górskie powietrze zdawało się wyjątkowo odżywcze; było natomiast cięższe i trudniej oddychało się tym, którzy nie przywykli do podobnego ciśnienia. Późny kwiecień nie był też najcieplejszym z miesięcy. Nie marzło się wprawdzie na dworze, ale poranne godziny stanowiły powód do ewidentnej potrzeby zakrywania nagich ramion.
Odbierając swój ekwipunek, zastępca poprawił również założony mundur. Kiedy podciągał zamek aż pod szyję, plama krwi na jego opatrunku powiększyła się o drobną kroplę.
Van tymczasem zdążył odjechać, pozostawiając ich samych na rozdrożu.
- Mogę mówić dalej - odprowadzając pojazd spojrzeniem aż do najbliższych drzew, obrócił się wreszcie ku Nakashimie i Sugiyamie. Wskazał palcem jeden z kierunków. - W tamtą stronę udamy się do siedziby Yakkari. Tam jednak - ten sam palec poszybował ze wschodu na zachód - co kilka dni, tuż przed świtem, udaje się Takudome Tsurishi. Nie wiem dokładnie co stanowi jego cel. Domyślam się natomiast, że ma to związek z Chōzō no mura, być może także ze stanem, w który popadł po śmierci córki. Próbuję rozgryźć intencje tego człowieka, ale pracuję z nim dobre pięć lat ramię w ramię i nie sądzę, aby był szpiegiem. Jedyne co wydaje mi się podejrzane to jego chorobliwa potrzeba...
Nakashima usłyszał gdzieś w tle (bardzo daleko, jakby poza obrębem leśnych gęstwin) uderzenie; przypominało zamykający się, drewniany wachlarz. Melodię tę jednak prędko zastąpił typowy motyw szumu górskich koron, świergotu budzących się ptaków, łamania gałązek przydeptywanych łapami dzikich zwierząt.
- ... zmiany opatrunku, jednak na własny rachunek. - Makioka opuścił nadgarstek, przetaczając wzrokiem po plenerze, ostatecznie centralizując koncentrację na medyku. - Zostaliśmy ciężko ranni po egzorcyzmie. W obydwu przypadkach obrażenia strasznie się babrzą i choć się z tego wyliżemy, stały nadzór jest nie tylko przyjemnością, ale i obowiązkiem. Takudome odmawia jakiegokolwiek wsparcia. Niektórzy szepczą po kątach, że coś ukrywa. Wszyscy chyba wiemy co mają na myśli. Swoją drogą... możemy wybrać się do siedziby, rozpakować bagaże, przegrupować się i obmyślić dalszy plan, przede wszystkim sprawdzić czy Takudome jest tam obecny... lub wyruszyć na zachód, szukając jego śladów. Jestem w stanie pokazać drogę, jednak tylko do pewnego momentu. Każdorazowo traciłem orientację i zawracałem... - rozłożył ramię - w dokładnie to miejsce.
TERMIN: 12/05, godz. 23:59.
TURA: 1.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Sugiyama Nobuo and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Rozumiał stratę, wściekłość związaną ze śmiercią córki. Gdyby miał własne dzieci, najpewniej też starałby się zrobić wszystko, żeby nie narażać ich życia, ocalić je lub znaleźć sposób na to, by jak najdelikatniej przeprowadzić egzorcyzm. Nawet, gdyby taki sposób nie istniał, a jedyna możliwość odegnania demona kończyłaby się zgonem pacjenta. Nakashima jednak swojego potomstwa nie miał, bazować tylko mógł na doświadczeniu bycia matką na ćwierć etatu pół życia temu i wydawało mu się, że uznałby konieczność za konieczność i kropka. Jednostka nie składała się z amatorów, bez wątpienia zrobili wszystko, co się dało. Zabandażowana ręka Makioki dawała podstawy do takiego właśnie myślenia.
– Nie możemy jak na razie zdjąć z niego podejrzeń. – Wiedzieli, że zniknął bez słowa na ten sam moment, w którym ktoś włamał się Asahurze do biura. Ale równie dobrze mógł to być przypadek lub ktoś chciał wrobić Takudome, wykorzystując jego sytuację. Ktoś o tak długim stażu w Tsunami, będący jednocześnie przyjacielem dowódcy Shiroi Seifuku, teoretycznie nie powinien sabotować jednostki. Teoretycznie. Ludziom w obliczu tragedii potrafiło jednak odbić. – Mógł mieć jakiś motyw i faktycznie czegoś szukać, albo to po prostu zbieg okoliczności. Pozostaje nam wybadać, gdzie zniknął.
Czy gdyby nadal obstawiać go jako głównego podejrzanego, można było rozważyć opcję, że Tsurushi miał wspólnika? Miał pod sobą cały oddział, raczej dobrze znał zabezpieczenia gabinetu, drogę do niego, być może położenie choć części rzeczy w nim zawartych. Wiedzę mógłby przekazać dosłownie każdemu. Z innej strony, jeśli po śmierci córki zaczął się dziwnie zachowywać i znikać, niewątpliwie pogrążony w rozpaczy, ktoś inny mógł to wykorzystać i wtedy dokonać włamu. Posiadali za mało informacji, zbyt wiele nitek było jeszcze niepowiązanych ze sobą. Równie dobrze dowódca drugiego oddziału mógł być całkowicie niewinny.
Po wyjściu z pojazdu, Yosuke odetchnął. Wychowywał się w cieniu tych gór, spędzał wśród szczytów wolne weekendy od samego dzieciństwa aż po wczesną dorosłość, ostatecznie zawodowo jeżdżąc w te rejony co najmniej raz w miesiącu na parę dni. To było niemal jego naturalne środowisko, które, w swojej opinii, znał dość dobrze. Na tyle, żeby nie gubić się po zejściu parę metrów od szlaku w dzicz i orientować się, jakie niebezpieczeństwa mogą się kryć wśród skał. Zarzucił plecak, broń przewiesił przez ramię.
Spojrzał wpierw na pierwszy ze wskazanych kierunków, po chwili powiódł jednak za palcem Makioki na zachód. Chōzō no Mura. Nigdy tam nie był. Jako nastolatek niezorientowany w faktycznym istnieniu mitycznych istot nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to miejsce po prostu zawracało go za każdym razem, kiedy zbliżał się za bardzo. Jako dorosły poniekąd chyba po prostu się bał tego, co może się tam czaić. Znał tylko legendy, opowieści, część z nich mogła być wyssana z palca.
– Podobno żyją tam jacyś mnisi. Być może faktycznie nie robi nic dziwnego i tylko szuka sposobów na wyleczenie ran. Fizycznych albo psychicznych. – Zmrużył lekko oczy. To wydawało się być wyjaśnieniem na siłę. Mieli dostęp do dobrych medyków, którzy potrafili zajmować się wszelkimi obrażeniami, których dało się doznać w starciach z yokai. Gdyby udawał się do tajemniczej wioski, czemu nikomu by o tym nie mówił? Obejrzał się w stronę drzew na dźwięk stuknięcia. Patrzył przez chwilę na linię górskiego lasu, po krótkiej chwili wracając spojrzeniem do towarzyszy.
– Możemy się najpierw rozejrzeć. Siedziba nie ucieknie, ślady mogą. Zawsze zostaje wymówka, że chcieliśmy się najpierw rozeznać w tym, jakie yokai rozpanoszyły się po górach, gdyby ktoś był podejrzliwy.
@Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Mistrz Gry and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.
Wyraz jego twarzy nie zdradzał zbyt wiele – częściowo zakryta maseczką twarz zdawała się nie wyrażać zbędnych emocji. Emanowała chłodnym spokojem, który rozwijał się u niego przez lata. Wciąż słuchał. Wciąż tak samo dokładnie. Tak, jakby to właśnie w słowach Makioki doszukiwał się jakichś niezgodności. W tamtej chwili podważał dosłownie wszystko, jakby chciał podważyć całą jego opowieść. Ale wszystko zdawało się kleić, tworzyć całość. Co nie zmieniało faktu, że jeśli w szeregach organizacji był jakiś sabotażysta, to mógł być nim właśnie on. I ktokolwiek inny też, ale jego miał pod ręką, więc mógł mu się nieco dokładniej przyjrzeć.
Uwagę medyka oczywiście zwróciła zabandażowana ręka. Nie dopytał od razu o co chodzi, ale zapisał obraz zakrwawionego bandaża w pamięci, żeby ewentualnie poruszyć ten temat później, jakby okazało się, że zastępca sam z siebie nie raczy wyjaśnić skąd te obrażenia. Bo chyba nie sądził, że mając lekarza w grupie będzie mógł bezkarnie paradować z zabrudzonym opatrunkiem...
Spojrzał w stronę Nakashimy kiedy stanęli przed wyborem – znał go na tyle dobrze, że nawet nie musiał pytać którą opcję wybiera. Skinął głową, na znak, że się z nim zgadza. Nie zaszkodzi najpierw się rozejrzeć... Przegrupowywanie w siedzibie wydawało się nie mieć większego sensu, skoro i tak mieli działać w mniejszej grupie, a zapewne wzięli tylko to, co najpotrzebniejsze. Ta iluzja wyboru była dziwna – jakby Makioka celowo chciał ich odwieść od tego miejsca, ale dla własnego bezpieczeństwa zaproponował coś jeszcze. Może nie spodziewał się, że będą chcieli się uporać z tym problemem tak szybko.
— Rozejrzyjmy się — rzucił przed siebie wyjątkowo charczącym i nieprzyjemnym dla ucha głosem. — A ty — Wskazał palcem na dłoń zastępcy drugiego oddziału — pokaż mi tę ranę. Od razu zmienię ci ten bandaż — To nie była prośba. Nawet wyciągnął przed siebie palce, jakby był gotowy chwycić go za nadgarstek i zatrzymać, gdyby próbował się z tego wymigać. Chciał jedynie pobieżnie spojrzeć czemu tak się paskudziła i czy nie była poważna. Może udałoby mu się cokolwiek ustalić – w końcu posiadał jakąś tam wiedzę.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Nie oponował na wytyczne, zapewne biorąc to za rozkaz. "Rozejrzenie się" skomentował jedynie krótkim przytaknięciem, kiwnięciem brody wskazując zachodni kierunek - jakby przed momentem wcale nie podkreślał tego dłonią. Tą samą, o której pokazanie nie tyle prosił, co żądał Sugiyama.
Spojrzenie Makioki scentralizowało się na medyku; choć obydwoje nie emanowali szczególnie ekspresyjną aurą, w przedstawicielu wsparcia było coś o wiele spokojniejszego i trwałego niż w zastępcy drugiego oddziału. Hatake miał w sobie coś nabuzowanego, jak zamknięte wyjątkowo ciężką przykrywką naczynie. Pod tą przykrywką jednak wrzała woda, boleśnie gorąca. Obandażowana ręka uniosła się jednak na wysokość piersi, zawisła między dwójką mężczyzn, wnętrzem ku niebu. Opatrunek ciągnął się do połowy palców, przez smukłą dłoń, po nadgarstek najmniej - reszta ginęła pod rękawem. Wzrok nieruchomo wpatrywał się tymczasem w zamaskowane oblicze jasnowłosego, aż wreszcie Makioka westchnął.
- To rany zadane podczas egzorcyzmu - przypomniał, jakby rozgryzł cudze intencje, choć nic nie wskazywało na to, że rzeczywiście tak było. W nieruchomo utrzymanych na Sugiyamie oczach próżno szukać konkretnych potwierdzeń. - Takudome oberwał mocniej, jego trafiło w pierś, ręce ma tak samo poparzone jak ja. Jak wspomniałem, wszystko cholernie się babrze. Bywa, że zmieniam bandaż co dwie godziny, inaczej cały materiał mam mokry jak po wetknięciu w jakąś... - lekkie wzruszenie barków; wykrzywienie ust - wyjątkowo gęstą ciecz.
Nakashima Yosuke poczuł wiatr; choć nie stanowiło to szczególnych anomalii w miejscu takim jak górzyste tereny, było w nim coś innego, niemal ciepłego. Musnęło wpierw policzek, skroń, kolejnym szumem targnęło za jego włosy, podczas gdy dwójka podlegających mu żołnierzy dyskutowała tuż obok z nieruchomymi pasmami. Gdzieś - już bliżej - rozległ się kolejny trzask; przypominał charakterystyczne, wcześniej wyłapane trzaśnięcie drobnej gałązki pod nieuważną łapą zwierzyny. Powietrze jakby zawróciło; tym razem tchnęło oddechem w jego kark, kilka drobnych liści wzniosło się ponad runo leśne, opadając parę metrów dalej, wskazując zachód, ale nie ścieżką. To była wyjątkowo potężna moc; jakaś przytłaczająca, mroczna aura, od której serce biło szybciej, szaleńczo.
- To niezbyt ciekawy widok - kontynuował tymczasem Makioka, czekając na interwencję.
Pod bandażem kryły się paskudne rany; ciągnęły od palców, przez śródręcze, knykcie, przegub, aż do połowy przedramienia (jeżeli podwinąć rękaw). Przypominały gojące się, choć wcześniej dotkliwie rozszarpane mięso, z tą różnicą, że choć w promieniach słońca lśniły czerwone, tłuste krople posoki, krew zdawała się jakaś skażona; jakby czarna. Większość skóry była skrupulatnie zszyta w profesjonalnych, jak można ocenić, warunkach, jednak czujnemu spojrzeniu Sugiyamy nie mogło umknąć, że podobny stan powinien dla dobra pacjenta dawno zakończyć się amputacją.
Nakashima Yosuke: możesz rzucić na silną wolę, jeżeli zdecydujesz się zboczyć ze ścieżki i wejść do lasu.
Sugiyama Nobuo: możesz rzucić na medycynę, jeżeli chcesz odpowiednio zająć się obrażeniami.
Obydwoje: jeżeli decydujecie się podążyć w kierunku Chōzō no mura ponownie rzucacie w mechanice k6 według wytycznych. Tym jednak razem, jeżeli obydwoje skusicie, dodatkowo rzucam po was jako Makioka. Nakashima Yosuke możesz rzucić wyłącznie wtedy, jeżeli nie postanowisz sprawdzić tajemniczego wietrznego zjawiska. Zakładasz więc, że albo idziesz ścieżką w kierunku, w którym powinno znajdować się w/w Chōzō no mura, albo wchodzisz w mroki gęściej rosnących drzew i krzewów.
TERMIN: 19/05, godz. 23:59.
TURA: 2.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Podczas gdy medyk zajmował się medycznymi sprawami, Yosuke przez krótką chwilę obserwował proces zmiany opatrunku. Bardziej jednak interesowały go same rany, jakby szukał w nich strzępków informacji o tym, co właściwie wypędzili z Utsushiyo. I czy demon nie postanowił od razu jednak opętać kolejnej osoby, nakłaniając ją do czynów sprzecznych ze zwykłymi zachowaniami. Ostatecznie jednak odwrócił wzrok. Obrażenia rzadko kiedy mu coś mówiły, a mając obok Nobuo, mógł jemu zostawić kwestię ewentualnego dopasowywania skutków egzorcyzmu do rodzaju yokai.
Miał chwilę, zanim będą mogli ruszyć dalej. Przymknął oczy, czując wiatr na skórze i pomiędzy włosami. Przechylił nieco głowę, zupełnie jakby chciał bardziej nastawić się na te pieszczoty. Przyjemny podmuch przypominał prawdziwy dotyk i przez ułamek sekundy można by pomyśleć, że góry się za nim stęskniły i właśnie go witały. Rozchyliwszy powieki dostrzegł, że w istocie powiew adresowany był do niego i stał się w jakiś sposób… znajomy. Figlarne zaczepki zaczęły mu się składać w skojarzenie, do którego chyba nie chciał angażować towarzyszy. Ci i tak zajęci byli sprawą opatrunku. Przeszedł parę kroków w kierunku zachodu, powoli, jakby tylko nadal rozprostowywał nogi po długiej drodze samochodem. Zszedł ze ścieżki, zbliżając się do drzew. Czuł bicie własnego serca, choć zdawało mu się, że zachowywał spokój. Czy na pewno?
W myślach zaczęły pojawiać się wątpliwości. Czy zrobił wszystko, co mógł? Czy powinien w ogóle wchodzić w jakikolwiek układ? Czy nie powinien mimo wszystko zaalarmować pozostałej dwójki zamiast próby podążenia za wiatrem bez zwracania na siebie uwagi? Jakaś jego część chciała tego spotkania i to właśnie tej części teraz słuchał. Tej mniej logicznej, kierującej się przeczuciem, tkwiącej w podświadomości.
Rzut: Siła woli – sukces (56)
@Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Żelazna wola Nakashimy zadziałała jak stabilna bariera; coś rzeczywiście w pewien niewytłumaczalny sposób próbowało dobić się do jego podświadomości. Było delikatne jak wiatr, którym się posługiwało; miękkie i czułe, ale bezkonkurencyjnie obecne, przypominające promienie słońca rozgrzane na nagim skrawku skóry. W subtelny (choć nieszczególnie kryty) sposób kusiło, zapraszając w ciemne, niezbadane rejony górskich lasów.
A im bliżej granicy ścieżki, tym mniej słyszało się rozmów. Nie chodziło nawet o odległość jaka dzieliła punkt szczególnego zagęszczenia drzew od dwójki towarzyszy. Rzecz w czymś innym; ponadnaturalnym. Praktycznie przekraczało się niewidzialną błonę wytłumiającą tamten akompaniament - w pewnym momencie wystarczył jeszcze jeden krok, aby głosy niemal natychmiast zniknęły, wykreślone z repertuaru. Zerknięcie za ramię pozwalało dostrzec w tle przymglone sylwetki; jakby padał na nie cień albo jakaś dziwna, półtransparentna tkanina. Istniały zatem; wciąż funkcjonowały, odgrywając własną scenę, ale rzeczywistość podzieliła się na dwa teatry oddzielone od siebie dźwiękoszczelną kurtyną. Nakashima mógł w każdym momencie cofnąć nogę i raz jeszcze poddać się dźwiękom rozmów; zdawał sobie jednak sprawę z tego, że podobny zabieg permanentnie przekreśli możliwość na rozegranie własnego repertuaru.
Szansę miał jedną i tu, gdzie obecnie się znajdował, wychwycił ponownie charakterystyczny, drewniany dźwięk, ale teraz z całą pewnością dałby radę przypisać go poprawnie. Naraz stało się jasne, że to nie żadne łamiące się pod naciskiem zwierzęcej łapy patyki albo trzask ułamanej ciężarem ptactwa gałęzi. Taką melodię wytwarzał wyłącznie zamykający się wachlarz...
- Dzisiejszego popołudnia będzie padać deszcz, ale słońce nie pozwoli wam zmarznąć, żołnierzu Tsunami - głos, szeptliwy, płynął wraz z wiatrem; muskał tkliwością powietrza szczękę, płatek ucha, skroń Nakashimy; pochodził spomiędzy drzew i kiedy mocniej przymrużyć powieki, dało się dostrzec smukłą, odzianą w kimono postać. Wcześniej z pewnością jej tam nie było; zdawała się zresztą rozmazanymi plamami, poprzetykana jaskrawością słońca, jakby całe otoczenie próbowało przeszkodzić mężczyźnie w lepszym dostrzeżeniu jej osoby. Jedynie zagłębienie się w las, zostawiając tym samym kompanów za plecami, nadawało kobiecie detali. Te same długie, uplecione w wymyślną fryzurę włosy, emanujące mleczną aurą; wąskie ślepia otoczone makijażem barwy krwi. Zmieniło się natomiast ubranie; wcześniejszy motyw przydymionej bieli z czerwonymi płatkami śniegu został zastąpiony w pełni karmazynową tkaniną. - Czy wiesz czym jest kitsune-no-yomeiri?
Szelest rozkładającego się wachlarza przysłonił dolną część oblicza yokai; bez wątpienia papierowy fragment zakrył uśmiech.
- Dawniej marzyłam o takiej ceremonii. Nie byłaby miła?
TERMIN: 03/06, godz. 23:59.
TURA: 3 (Nakashima), 2 (Sugiyama).
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Odwrócił głowę, badając przez chwilę wzrokiem tę osobliwą barierę, którą przekroczył wkraczając między drzewa. Zapewne gdyby pozostała dwójka żołnierzy rozejrzała się, żeby go zlokalizować, albo byłoby ciężko go dostrzec, albo w ogóle stałby się dla nich niewidoczny. Prawie jak duchy przebywające na granicy światów. Ta forma „zapewnienia prywatności” była mu jednak całkiem na rękę, jeśli ułatwiała zniknięcie z zasięgu wzroku towarzyszy. Łatwiej będzie znaleźć wymówkę, dlaczego na jakiś czas się oddalił, jeśli nie będą świadomi jego sekretnego spotkania.
Nie zamierzał się cofać, skoro już pofatygował się te metry w stronę lasu i zboczył ze ścieżki. Spotkanie by go nie ominęło, a ignorując Lisicę mógł tylko zepsuć jej humor i zaszkodzić sobie samemu, kiedy następnym razem postawiłby stopę na dzikich terenach poza miastem. Nie chciał testować jej cierpliwości. Psotna natura bez wątpienia pomogłaby z wymyśleniem dla niego wyjątkowo nieprzyjemnej kary, która zmusiłaby go do przemyślenia swojego zachowania, by w przyszłości nie powielał takich błędów.
Zbliżył się powoli i ostrożnie do niewyraźnej sylwetki. Rozpoznawał głos, ale dopiero teraz, kiedy postać nabrała ostrości, mógł mieć pewność, kto go zwabił. Choć czy na pewno? Zmiennokształtnym stworzeniom nie powinno się ufać nawet przez chwilę. Nawet, jeśli ostrzegały przed nadchodzącym deszczem, czego o tej porze roku, zwłaszcza w górach, można było się spodziewać. Wyglądała inaczej. Tak samo pięknie jak poprzednim razem, ale teraz miała ciemniejszy ubiór. Odcień szarości pasował do tego, który okalał jej oczy. I do tego, którym przyozdobiony był jego mundur. Mógł jednak tylko zgadywać czy była to czerwień, pomarańcz czy może po prostu ciemna zieleń. W oryginalnych barwach musiała prezentować się olśniewająco.
– Śluby z założenia powinny być miłe – stwierdził zatrzymując się wreszcie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Kojarzył kitsune-no-yomeiri, wraz z ogromem różnych historii, które go dotyczyły. – Nadal możesz spełnić swoje marzenie. Z pewnością znalazłby się ktoś, kto tak wspaniałej istocie jak ty, będzie wierny niczym dziura w kurniku czekająca na wizytę lisa.
@Warui Shin'ya