Zawrotka - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 12 Wrz - 21:35
First topic message reminder :

Zawrotka


Przechodząc przez konkretną przełęcz i pokonując sporo wzniesień można znaleźć się na drodze prowadzącej do mało znanej górskiej wioski zwanej "Chōzō no mura". Chociaż widać stąd już zarys domków, większość osób nie decyduje się jednak na wspinaczkę w stronę zabudowań. Znacznie bardziej interesująca wydaje się być droga w stronę szczytu Baffarōhōn lub widoki rozciągające się na dolinę poniżej. Znajduje się też tutaj jeden z przystanków dla rzeki Burūribon, która spływa w tym miejscu przez wiele górskich progów i małych wodospadów, co podkręca jeszcze bardziej i tak już rwący nurt, ale nadaje też sporo naturalnego uroku. Wprawne i doświadczone oko ma szansę zobaczyć, że na terenie znajdują się dobrze ukryte talizmany odstraszające yōkai, a także odpychające lub rozpraszające ludzką uwagę. Niezależnie od tego, kto zamieszkuje wioskę, raczej nie jest zainteresowany przypadkowymi gośćmi.

Zwykli ludzie nie odczuwają nic specjalnego oprócz chęci, by bardziej zainteresować się innymi widokami, z kolei medium jest w stanie wyczuć, że coś chce go zawrócić z tej ścieżki. Dla yūrei teren postrzegany jest jako odrzucający i niechętnie się tutaj pojawiają.

Haraedo

Mistrz Gry

Czw 6 Cze - 2:51
鶴 — tsuru — żuraw

Rzęsy przetykane białymi nićmi poruszyły się, gdy przymrużyła mocniej powieki; nadało jej to typowo lisiego wyrazu, wychylającego się znad łagodnego łuku wachlarza. Wiele można przypuszczać o istotach nadprzyrodzonych; były aroganckie, były zadufane. Gnieździła się w nich moc - każdorazowo, choć niejednokrotnie głęboko uśpiona, zdominowana przez dawne egzorcyzmy, przez szkalowanie i brak wiary. Od byakko biła jednak szczególna aura; potężnej magii ograniczonej wyłącznie murem jej zachcianek. Cechowała się przede wszystkim spokojem, z jakim wykonywała każdy płynny ruch. Nie pasował do niej natomiast śmiech. Był krótki i raczej przypominał chichot, prędko zduszony taktycznym uniesieniem dłoni; jakby papierowa harmonijka nie wystarczyła, aby zakryć smagnięte czerwienią usta.

- Tak sądzisz? - pytanie zawisło między nimi pewnym rodzajem chłodu. Składała się z niego. Emanowała nim. Obecność jasnowłosej była jak niewidzialna mgiełka otulająca skroń, lekki podmuch wiatru o brzasku poranku. To uczucie było uczuciem podobnym do doświadczania załamania doby - bycia świadkiem zawieszenia, w którym pojawia się cienka granica pomiędzy nocą a dniem, kiedy rosa wciąż była lodowata, ale słońce odganiało już mrok z pleneru, ocieplało policzki i suszyło zawilgocone deski tarasu.

Yokai wykonała krok; roślinność otulająca jej smukłe nogi nie drgnęła. Brakowało także charakterystycznych dźwięków - szelestu ugniecionych drewnianymi sandałami geta liści, trzasku drobnych gałązek, szurnięcia ocierających się o siebie kamyków. Jakby cały czas znajdowała się pół milimetra nad glebą, nie stykając się z nią.

Zbliżała się; nabierała kształtów i odcieni. Nie do końca kolorów; nie dla niego, z oczywistych przyczyn, ale wciąż były to detale, jakich z pewnością mało kto doświadczył. Nakashima mógł mieć pewność - dość irracjonalną, ale podskórną, jakby coś wydrążyło dziurę w jego organizmie i wtłaczało ją do żył - że stał się świadkiem rzadko spotykanego zjawiska. Rozmyślać o bóstwie to jedno. Widzieć i bezpośrednio rozmawiać z nim - drugie.

Kobieta zachodziła go jak drapieżnik. Przemykała bokiem, niewielkim okręgiem. Prześlizgiwała się od drzewa do drzewa. Raz w wyprostowanej sylwetce; raz w smukłej smudze przypominającej cień lisa. Migała od pnia do pnia; za każdym razem odrobinę bliżej, otaczała go coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie, w jedno mrugnięcie, znajdowała się tuż przed twarzą, z dłońmi wyciągniętymi w kierunku męskiej szczęki. Palce o długich szponach zatrzymały się na wysokości policzków, zwierzęce ślepia utknęły nieruchomo w jednym punkcie, ewidentnie szukając kontaktu ze wzrokiem snajpera.

- Nawet ty, żołnierzu Tsunami? - szept padł na usta Nakashimy; kładł się tam tkliwym ciepłem pytania, zachętą, aby przekroczyć nieakceptowalne granice. Pachniała lasem, świeżością górskich szczytów. Pazury nie robiły krzywdy; znajdowały się przy skórze, ale jej nie drapały. W ogóle go nie dotykała; opuszki palców wisiały w odległości cienkiej jak grubość papieru i tylko sylwetkę przybliżyła o następny krok. W porównaniu do jego odzienia, jej szaty falowały; zdawały się poddawać podmuchom, których wcale nie było. Podobnie z włosami, których pasma okalały zdjęte skupieniem oblicze lisicy.

@Nakashima Yosuke

TERMIN: 09/06, godz. 23:59.
TURA: 4 (Nakashima), 2 (Sugiyama).
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Mistrz Gry

Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Nakashima Yosuke

Nie 9 Cze - 23:37
 Spotkał wiele yokai na swojej drodze, a o kolejnych czytał lub słyszał. Żadne jednak nie wydawało się być tak potężne jak istota, z którą miał do czynienia w tej chwili. Lisica miała też inną cechę, która odróżniała ją od stworzeń, których zwykle po prostu się pozbywał – była inteligentna, dobrze wychowana i nie wydawało się, żeby żyła wyłącznie pragnieniem uprzykrzania życia ludzi. A bez wątpienia miała wystarczająco dużo możliwości, żeby to robić. Samą swoją obecnością sprawiała, że jeżyły się włosy. Ale nie z przerażenia czy odrazy. Wystarczyło pomyśleć o mocy, którą przypisywały jej legendy, o niemal boskim statusie, spojrzeć na onieśmielające oblicze i dostrzec spokój, którym wydawała się emanować. Jakby kontrolowała każdą emocję. Można było poczuć się jak mrówka, która zgubiła się gdzieś daleko od własnego mrowiska i właśnie napotkała na swojej drodze giganta, który patrzył na świat tej niewielkiej mróweczki. I nie dało się powiedzieć czy gigant będzie łagodny, czy jednak okaże się sadystą, który zetrze w pył drobnego owada.
 Pytanie wydało mu się tym z cyklu retorycznych. Gdyby nie sądził, to by tego nie powiedział. Chyba, że była w stanie zmanipulować jego myśli i język, przez co plótł rzeczy niezależne od własnego zdrowego rozsądku. Chociaż czy zwabiałaby go na pogawędkę, gdyby po prostu chciała słuchać narracji narzucanej przez swoją wolę? Nie wydawała się być z tych yokai, które zapatrzone są tylko w siebie, choć wniosek ten wysuwał się jedynie na podstawie znalezienia się w pobliżu tanuki walczących o swoje terytorium. Mógł to być przypadek, a może faktycznie pomagała szopom, lisom i innym leśnym stworom w walce z najeźdźcą.
 Nawet gdyby zaraz zginął biegnąc przez pole minowe rozmowy z kapryśną istotą, za sprawą powiedzenia czegoś, co nie spodoba się kobiecie zbliżającej się w tak płynny sposób, mógłby chyba umrzeć szczęśliwy. Dlatego, że ostatnie, co ujrzał, było tak piękne i że doświadczył takiego spotkania. Ilu osobom w ogóle udawało się dostrzec coś tak wspaniałego? Z innej strony czuł jakiś niepokój gnieżdżący się na dnie serca. Starał się podążać wzrokiem za cieniami, smugami i migającymi zarysami, ale czasem całkowicie mu znikała, żeby pojawić się po drugiej stronie, gdzie się jej nie spodziewał. Stał w miejscu, wyprostowany, zachowując czujność. Gdzieś istniała świadomość, że nie miał przy sobie absolutnie nic, co mogłoby uchronić go przed atakiem z jej strony. Wszystko działało wyłącznie na słabsze duchy, wraz z onyksowym różańcem owiniętym wokół nadgarstka. Choć ten może jeszcze w jakiś sposób dałby radę obronić go przez krótką chwilę – wystarczającą do wezwania pomocy. W trójkę może mieli jakieś szanse przeciwko lisicy, ale ucieczka była bezcelowa. To jak próbować uciec piechotą przed huraganem, kiedy do chodzenia potrzebowało się laski.
 – Ja? – zdziwił się, kiedy w końcu opanował pierwszy atak lęku, który ogarnął go po jej nagłym wyskoczeniu tuż przed nim. Choć zdawał się nawet nie drgnąć i nie próbować odsuwać przed pazurami, serce na krótką chwilę aż zabolało od przyspieszonego rytmu, jakby zamierzało wyskoczyć z piersi i zawinąć się czym prędzej na udeptaną ścieżkę. Patrzył w lisie oczy, jakby chcąc wyczytać z nich jakiś podstęp. – Jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem. – Według legend, to często nie przeszkadzało boskim istotom. Ale to tylko legendy. Najpewniej niewiele miały ze stanem rzeczywistym, bo który potężny byt chciałby sobie zawracać głowę jakimś kruchym człeczyną, którego egzystencja jest jak ziarnko piasku na plaży wieczności. – Nawet nie mogę podziwiać pełni twojego olśniewającego piękna, bo wzrok mam do niczego. – Podświadomie też przeszedł do szeptu, cały czas wpatrując się w jej oczy. Była tak nierealistycznie blisko, że zaczął się zastanawiać czy to nie kolejny sen, który zaraz zmieni się w koszmar. Czy zaraz szpony nie przeorają mu twarzy, a miła sceneria nie zmieni się w jakąś ciemną piwnicę czy magazyn. Czym zasłużył na takie spotkanie? Albo czym zawinił, że wrzucono go w tę sytuację? – Wiernością byłbym jednak w stanie nadrobić tę niedoskonałość.
 I to on miał czelność krytykować koleżanki i kolegów po fachu, którzy obmacywali yokai wyraźnie pochłaniające wszystkich w pobliżu, teraz samemu w najlepsze romansując z innym.

@Warui Shin'ya
Nakashima Yosuke

Seiwa-Genji Enma, Mistrz Gry and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Pią 14 Cze - 11:42
鶴 — tsuru — żuraw

Lisi uśmiech utrzymywał się w zaskakująco naturalny sposób; człowiecza twarz posiadała jedynie mikro-detale boskich cech. Smagnięte zbyt równym makijażem powieki; nieco za czerwone wargi, zbyt czysta cera. Gdyby przymknąć oko na filmowy retusz, mogłaby uchodzić za kobietę o egzotycznej, chłodnej urodzie.

- Wszyscy byliśmy kiedyś zwykłymi śmiertelnikami - przekrzywiła głowę. Zmiana perspektywy przechyliła profil żołnierza, w efekcie mrużąc ślepia byakko jak w wystudiowanym zamyśleniu. - Zanim przybrałam obecną formę, ginęłam setki tysięcy razy. Czasami w męczarniach z pustych męskich potrzeb. Czasami na wojnie jako członek samobójczej grupy, gotów poświęcić dobro ku chwale wspaniałej Japonii. Bywało, że traciłam oddech jako zgorzkniała starucha. Targałam się na życie z zazdrości. Z miłości również.

Niedostrzegalne z punktu widzenia Yosuke szpony tknęły wreszcie jego szyję; opuszki były miękkie, choć lodowate, w umysł wżerała się jednak uwaga, że gdyby posiadała szpony widoczne raptem chwilę temu, dawno ich igłowe czubki zagłębiłyby się w napiętych tkankach. Płytki paznokci były tymczasem wyczuwalne jako twardy element palców, ale zaokrąglony, pozbawiony zwierzęcej ostrości.

Yokai się przybliżyła, zostawiając między ciałami raptem kilkanaście centymetrów. Przy kolejnym kroku zaszeleściła leśna ściółka; ciężar ciała lisicy musiał opaść na ziemię, gniotąc pod drewnianym obuwiem zeschłe liście i pokruszone patyki. Falujące w morskiej synchronizacji szaty opadły w tym momencie lekkością tkaniny, uwydatniając szczupłe ramiona i chude nadgarstki. Aura potężnej mocy ostatecznie przygasła; podobnie jak przygasły szklane źrenice o wąskich kształtach.

- Mogę przywrócić ci sprawność, żołnierzu.

Dotyk przemknął wyżej; po żuchwie, policzku, kości jarzmowej, aż po wgłębienie tuż pod brwią; opuszka lekko muskała kącik oka o czerwonawej rogówce. Skupienie zalęgło się w spojrzeniu yokai, nim wreszcie, po długich sekundach studiowania zmarszczek u zbiegu powiek, wychwycić wzrok mężczyzny.

- Mogłabym pomóc nie tylko w tej dziedzinie. Posiadam informacje o osobach, które z pewnością cię zainteresują. Znam również drogę do każdego leśnego miejsca tych gór. Dlaczego tego nie wykorzystasz?

Białe pasma zsunęły się z barku, gdy raz jeszcze, w iście psim zaintrygowaniu, przekrzywiła skroń. Pełne usta nie trzymały już rozleniwionego uśmiechu; w subtelnym rozchyleniu przemykał tylko spokój oddechu i drapiące podniebienie słowa. Zdawało się, że pierwszy raz lisica straciła wątek; niegotowa na to, aby ubrać coś w odpowiednie wyrazy. Bo które mogłyby wyrazić plątaninę myśl tak uparcie ludzkich?

Zawieszona pomiędzy opcjami zyskała odrobinę śmiertelnych cech; był to zabieg niemożliwie drobny, ale przecież nawet szczypta soli zmienia smak całego dania. Kiedy wreszcie się odezwała, śnieżnobiała dłoń dążyła opaść na wysokość męskiej piersi; wraz z ruchem ręki zsunął się również wzrok.

- Jeżeli w dobiciu targu przeszkadza mundur Tsunami to co stoi na przeszkodzie, aby się go pozbyć?

@Nakashima Yosuke

TERMIN: 17/06, godz. 23:59.
TURA: 5 (Nakashima), 2 (Sugiyama) (rezygnacja z misji).
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Mistrz Gry

Seiwa-Genji Enma, Nakashima Yosuke and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Nakashima Yosuke

Wto 18 Cze - 0:37
 Musiał przyznać, że była piękna. Inna niż spotykane przez niego kobiety, wyjątkowa, idealna. Może nawet zbyt perfekcyjna. Przyjemnie symetryczna twarz, równy makijaż, nad którym pewnie nie spędzała godziny każdego ranka, a mogła po prostu przywołać go jednym machnięciem dłoni. Miał młodszą siostrę, więc wiedział, ile samice potrafiły ślęczeć przed lustrem, zmuszając te wszystkie pędzelki, pisaki i inne szatańskie narzędzia do utworzenia równych linii tuż przy oczach. Tymczasem on tracił cierpliwość kiedy musiał wbić się w jakieś głupie wdzianko na bal Halloween, a kompletem do przebrania były malunki na twarzy.
 – Nie wygodniej byłoby zostać w zaświatach, bez trosk, cierpień, narażania się na kolejną bolesną śmierć? – Zmrużył lekko oczy. Nie potrafił zrozumieć, czemu wszelkiego rodzaju duchy tak uporczywie dążyły do nawiedzania ziemskiego padołu. Umierały raz, pięć, tysiąc, a i tak znajdowały sposób, żeby znowu wśliznąć się między żywych. Wyganiali je egzorcyzmami, rytuałami, którym potrafiły się przeciwstawić i po wypchnięciu z tego planu egzystencji, po jakimś czasie wracały. Jakby było tu coś ciekawego, albo inne światy, niedostępne dla śmiertelników, jednak nie były tak wesołe, jak myśleli. Niektóre zwierzęta żyły tak długo, że zyskiwały rangę yokai, część rodziła się za sprawą klątwy, inne to yurei, które jakimś cudem zamiast ulec degeneracji na swój sposób ewoluowały. Po co uporczywie pchały się do miejsca, w którym tak wielu nawet nie wierzyło w ich istnienie?
 Przez ułamek sekundy pojawił się podszept, żeby sięgnąć po broń. Tą zwykłą chociażby, krótką, przeznaczoną ranieniu tego, co materialne. Odsunąć ją, odstraszyć, nie pozwolić jej stać tak blisko, dotykając szyi. Była faktycznie istotą boską czy kolektywem setek tysięcy kobiecych duchów, które połączyły się w ten jeden byt, mszcząc się teraz na tych podłych mężczyznach, którzy przyczyniali się do ich śmierci? Mógł dać się zwabić w pułapkę, odwiedziony od towarzyszy w tak prosty sposób. W myślach przebłyskiwało jednak ich pierwsze spotkanie. Gdyby chciała go zabić, mogła to zrobić już wtedy. Nawet, jeśli nie chciała świadka w postaci Wiedźmy z Kinigami, minęło sporo czasu nim zraniony wydostał się poza linię drzew, której chroniła psotna, plącząca nogi magia. Z jakiegoś powodu pozwoliła mu odejść. Nawet, jeśli chciała, żeby dopełnił obietnicy, pojawiał się w lesie wielokrotnie już po ruszeniu machiny politycznej biurokracji.
 Była tak blisko, że niemal czuł jej oddech na skórze. Jednocześnie wraz z tym jak normalniała, powoli obniżał się jego poziom niepokoju, choć serce znów zabiło szybciej, gdy padły kolejne słowa, a po nich nastąpiła seria badawczych muśnięć. Na twarzy żołnierza położył się cień emocji, tak bardzo odmienny od dość kamiennej i jednolitej miny, jaką przyjmował. Zaskoczenie. Nadzieja. Ludzka medycyna nie była zdolna zaradzeniu genetycznej wadzie, technologia niosła za sobą tak pokaźny szereg możliwych powikłań, że i tu szanse na poprawę nie były wybitnie wysokie. Czy faktycznie była w stanie coś z tym zrobić? Na pewno, była w końcu boską istotą.
Kłamie. Musi. To lis, yokai, dlaczego miałbym jej ufać?
 Jaki miałaby interes w tym, żeby go zwodzić? Dlaczego w ogóle chciała pomóc?
 – Musi być jakaś cena, zarówno tej sprawności, jak i informacji. – W tych czasach za darmo nawet twarzy nikt już nie obijał. Był tak przyzwyczajony do wymieniania się przysługami, robienia czegoś za coś, że przestał już wierzyć w istnienie bezinteresowności. Choć może w świecie yokai było inaczej.
 Wargi uniosły się nieznacznie w delikatnym uśmiechu. Pozbyć się munduru. Uniósł powoli własną dłoń, delikatnie przykładając ją do tej, która oparła się o jego klatkę piersiową.
 – To nie mundur jest tu przeszkodą, a raczej okoliczności. Muszę zająć się pewną sprawą, dlatego nie jestem sam. Będą pewnie dopytywać gdzie zniknąłem. – Druga dłoń powędrowała w górę, dwa palce wsunęły się na podbródek kobiety, delikatnie unosząc jej głowę ponownie do góry. – Jak się z tym uporam, będę cały do dyspozycji.

@Warui Shin'ya
Nakashima Yosuke

Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Pią 21 Cze - 23:43
鶴 — tsuru — żuraw

- Tak dobrze znasz krainy bogów? - Śmiech wplątany w pytanie uniósł odrobinę kąciki ust; rozbawienie zatliło się u dna jasnych ślepi ciepłem żywych płomieni. Retoryka wtłoczona w słowa nie zmuszała do odpowiedzi, choć coś kazało sądzić, że była zaintrygowana jego wizją rozumienia zaświatów. Jak malowały się na kartach książek i jak prezentowały na powierzchniach rysunków tworzonych ludzką ręką? Ile w tym wszystkim było odbicia rzeczywistości, a ile marnej kalki, fuzji wielu nakładających się na siebie, często sprzecznych wariantów od osób o zbyt wybujałej wyobraźni? Yokai, stojąc tuż przed nim, o pół głowy niższa, z wąskimi oczami o lisio przymrużonych powiekach, na krótki moment mogła przybrać złudną formę zwykłej, żywej jednostki - zainteresowanej, figlarnej; młodej, choć nie dziecięcej. Wprawna obserwacja dawała radę wychwycić, że bez względu na to, jak autentyczna się wydawała, wciąż nosiła ślady zbyt wielu doświadczeń; niesprecyzowane kadry, w formie sypkiego, diamentowego pyłu, jarzyły się za szkłem źrenic ilekroć poprzez korony drzew docierały do nich promienie słońca, iryzując wzdłuż tęczówek feerią intensywnych barw. - Może... - podchwyciła, opuszkami palców muskając mocniej męską pierś - powinieneś mnie oprowadzić po zaświatach, pokazać ich uroki?

Białowłosa musiała domyślać się co lęgło się w jego głowie, bo kiedy padły wątpliwości, odrobinę przekrzywiła skroń. Wraz z tym, pełnym niezrozumienia, gestem uniosła się również cienka brew. - Żołnierzu - strofowanie go nie miało nic wspólnego z faktyczną musztrą; było zabiegiem nieco leniwym, wręcz zaczepnym. - Nie podałam już ceny? - Targowali się w nieskończoność, choć czas płynął tutaj inaczej. Nakashima miał pełną świadomość, że za plecami znajduje się dwójka jego towarzyszy, ale powietrze wokół było rześkie i nieruchome, jakby świat wstrzymał dech w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Ręka na drobnej, kobiecej dłoni; subtelny uśmiech utrzymany na pełnych wargach; stałe wahanie przed dokonaniem jednoznacznej decyzji, aż wreszcie kobieta zachichotała, przewracając oczami.

- Oczywiście - cofnęła się, wyślizgując płynnie z ujęcia jego palców. Palce ujęły jedno splątane pasmo w machinalnej poprawie; straciła swój człowieczy wydźwięk, kiedy pod ciężarem kroków nie zaszeleściły żadne liście, żadne zeschnięte gałązki nie zostały połamane. - Wymagam raptem jednego spotkania i jeżeli taka będzie twoja wola, po nim odejdziesz. Uchylę się jednak do twojej prośby; przesuniemy to na schyłek dnia, lecz jeśli mnie oszukasz...

Szept poniósł się wraz z nagłym podmuchem wiatru; siła powietrza była mocna jak popchnięcie, wymusiła przesunięcie stopy naprzód dla zachowania równowagi; zamknęła powieki w obawie przed drobinkami piasku. Otwierając jednak oczy Nakashima nie znajdował się już w poprzednim miejscu. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni nie pozwoliłby na ujrzenie kompanów po fachu; dookoła nie było nawet tylu drzew. Znajdował się na starej, wyrobionej ścieżce, pnącej naprzód, na szczycie której majaczyły niewielkie budynki. W lewej pięści paliczki ściskały szorstki materiał; woreczek o barwie karmazynowego kimono, zaciągnięty śnieżnym sznureczkiem. Opuszki wyczuwały jedynie niewielki, twardy element wewnątrz.

@Nakashima Yosuke

Następny post wstawiasz już tutaj.

TERMIN: 24/06, godz. 23:59.
TURA: 6 (Nakashima), 2 (Sugiyama) (rezygnacja z misji).
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Mistrz Gry

Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku