YŌZEI-GENJI MADHUVATHI
17.12.2009- 25.06.2034
Miejsce urodzenia
AsakuraMiejsce zamieszkania
Krafuruna ChikuGrupa
NeutralnaStanowisko
-Zawód
SklepikarzKolor włosów
BrązoweKolor oczu
BrązoweWzrost
187 centymetrówWaga
90 kilogramówZnaki szczególne
- Postawna, dobrze zbudowana kobieta- Długie, do pasa, włosy
- Specyficznie wykonane tatuaże na dekolcie, dłoniach, nogach oraz brodzie
- Ogromny tatuaż smoka z odciętą głową, na plecach, w starojapońskim stylu
- Blizna idąca przez oko, aż na dolną część policzka
- Połamany wielokrotnie nos - krzywy
-
Rok bawoła, to rok 2009. Bawół symbolizuje ciężką pracę, swoistego rodzaju uległość i służebność. Jednocześnie, w hinduskim systemie zodiakalnym, osoby urodzone w czasie, w którym i Madhuvanthi przyszła na świat, mocno związane są z kobiecym aspektem natury - potrafią tworzyć, żywić, dbać i przede wszystkim niszczyć.
Madhuvanthi jest owocem miłości kobiety, która miała nieprzyjemność pochodzić z niezmiernie konserwatywnej, japońskiej rodziny oraz hinduskiego imigranta. Znali się krótko, kochali mocno i prawdziwe, wynikiem czego była równie szybka, zasadniczo niespodziewana ciąża. Ciąża, której choć żadne się z nich nie spodziewało, przyjęli ją z otwartymi rękoma i z stuprocentową pewnością nie chcieli przerywać. Matka donosiła dziecko w tajemnicy przed rodziną, która dowiedziała się o niej dopiero przy pierwszym bolesnym skurczu, gdy na cały dom poniósł się krzyk.
Wybrali imię długo przed narodzinami. Mieli świadomość, że prawdopodobnie nie będą mogli być w trakcie porodu razem, rodzina matki by na to nie pozwoliła. Jak to, ich piękna córka, odchowana, i byle imigrant, bez nazwiska, pieniędzy, ich zdaniem bez niczego, co mógłby im zaoferować.
Ojca zabili. Matce odebrali dziecko siłą, wrzucili pomiędzy służbę, która teraz odpowiadała za jej wychowanie. Matce, w świeżej żałobie po śmierci ukochanego, zakazali zbliżać się do dziecka. Miała udawać, że to maleństwo, z oczami ojca, nie jest jej dzieckiem. I posłuchała. Jakie miała wyjście?
Trudno jednak takie plotki ukrywać przed wścibskim dzieckiem. Przed dzieckiem, które rosło w oczach, które zapałało wielką miłością do walki, która też ukształtowała jej charakter. Dowiedziała się szybciej, niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać. Mijała matkę prawie codziennie, a ta udawała, że nie ma pojęcia kim jest. Traktowała ją jak byle służbę, nigdy sama nie wyraziła chęci nawiązania kontaktu. Stąd tez Madhuvanthi sama nie wyszła naprzeciw z taką propozycją. Nie zmieniło to faktu, że nie wstydziła się o tym fakcie w odpowiednich momentach wspominać, akurat, gdy było to wygodne, gdy dawało jej przewagę. Niewielu może i jej wierzyło, ale jej własne przekonanie i wiara sprawiały, że trudno było się im do tego przyznać.
Do pewnego momentu jej życia, Madhuvanthi miała jeszcze swoistego rodzaju motywację. Chciała być uznana za prawowitego członka klanu, bo cóż, przecież nim jest - pomimo swojej nieczystej krwi. Wychowana była głównie przez rodzinę Yozei - Genji, przede wszystkim przez swój zapał względem walki, nadal uważała, że to za mało. Nie mogła posługiwać się swoim prawdziwym nazwiskiem, nie mogła poczuć przynależności, znaleźć swojego miejsca. Rasizm względem jej wyglądu, a zwłaszcza ciemnej karnacji, można było zobaczyć jak na dłoni. Nie polepszał tego fakt, że jednocześnie chciała kultywować kulturę, z którą związany był jej ojciec. Jest przecież dzieckiem obydwojga rodziców, nie jednego. Ale jednak władza, prestiż, sama głupia satysfakcja związana z byciem uznanym przez rodzinę matki - to właśnie napędzało ją tak długo do działania.
Mówią, że tylko matka potrafi zadać dziecku ranę, która nigdy się nie zagoi. Która będzie krwawić latami.
Nie jesteś moim dzieckiem. Nigdy nim nie byłaś. Nie należysz do tej rodziny i nic tego nie zmieni.
Pęknięta maska opadła na ziemie, niosąc się echem po kamiennej posadzce. Krew zalała twarz, zaślepiła oko, mieszając się z gorzkimi łzami. Obok maski padło po chwili dziecko, choć już dorosłe, to w sercu nadal małe i stłamszone. Wtedy, już finalnie.
Dwudziesty piąty czerwca, dwa tysiące trzydziestego czwartego roku. Raja słyszała tylko pikanie szpitalnego sprzętu, a potem ciszę. Po chwili klekotanie pociągu, gorący przeciąg, charakterystyczny dla dolnych pięter metra. Tam też się znajdowała, na stacji końcowej, bez drzwi, z peronem, który ciągnął się poza to, co można było dostrzec. Trudno stwierdzić ile tam siedziała, na niewielkiej ławce. Minuty, godziny, dni? Ale pociąg nadjechał. Tylko ten w złą stronę.
Wtedy właśnie świat przepisał jej śmierć, wszystko by na to wskazywało. Los jednak zdecydował inaczej. Pierwszy oddech, który wtedy wypełnił jej płuca, zapiekł jak słona woda. I od tamtej pory boli tak samo.
Jej śmierć miała być permanentna, klan o to przecież zadbał. Wiedziała zbyt wiele, była plamą na białej kartce idealnego rodu, plamą, która nigdy nie miała się tam pojawić. Nie udało się jej zmyć. Pomimo swojego cudownego przeżycia oraz ciężkiego okresu rekonwalescencji, udało się jej uciec, skryć przed wszechwiedzącym okiem. Pośród czerwonych lamp, otoczona ciężkim dymem kadzideł.
Obecnie nie posługuje się ani swoim nadanym przy narodzinach imieniem, ani nazwiskiem, nawet jeśli musiała wyrwać je siłą. Przedstawia się jedynie jako Raja i pod innym imieniem lepiej jej nie szukać. I tak nie zareaguje.
Chowa się za ladą tandetnego, wiekowego już zresztą sex-shopu, udając, że nigdy, ale to nigdy, nie miała styczności z czymś więcej, niż pracą za minimalną stawkę, próbując przeżyć z dnia na dzień.
Madhuvanthi jest owocem miłości kobiety, która miała nieprzyjemność pochodzić z niezmiernie konserwatywnej, japońskiej rodziny oraz hinduskiego imigranta. Znali się krótko, kochali mocno i prawdziwe, wynikiem czego była równie szybka, zasadniczo niespodziewana ciąża. Ciąża, której choć żadne się z nich nie spodziewało, przyjęli ją z otwartymi rękoma i z stuprocentową pewnością nie chcieli przerywać. Matka donosiła dziecko w tajemnicy przed rodziną, która dowiedziała się o niej dopiero przy pierwszym bolesnym skurczu, gdy na cały dom poniósł się krzyk.
Wybrali imię długo przed narodzinami. Mieli świadomość, że prawdopodobnie nie będą mogli być w trakcie porodu razem, rodzina matki by na to nie pozwoliła. Jak to, ich piękna córka, odchowana, i byle imigrant, bez nazwiska, pieniędzy, ich zdaniem bez niczego, co mógłby im zaoferować.
Ojca zabili. Matce odebrali dziecko siłą, wrzucili pomiędzy służbę, która teraz odpowiadała za jej wychowanie. Matce, w świeżej żałobie po śmierci ukochanego, zakazali zbliżać się do dziecka. Miała udawać, że to maleństwo, z oczami ojca, nie jest jej dzieckiem. I posłuchała. Jakie miała wyjście?
Trudno jednak takie plotki ukrywać przed wścibskim dzieckiem. Przed dzieckiem, które rosło w oczach, które zapałało wielką miłością do walki, która też ukształtowała jej charakter. Dowiedziała się szybciej, niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać. Mijała matkę prawie codziennie, a ta udawała, że nie ma pojęcia kim jest. Traktowała ją jak byle służbę, nigdy sama nie wyraziła chęci nawiązania kontaktu. Stąd tez Madhuvanthi sama nie wyszła naprzeciw z taką propozycją. Nie zmieniło to faktu, że nie wstydziła się o tym fakcie w odpowiednich momentach wspominać, akurat, gdy było to wygodne, gdy dawało jej przewagę. Niewielu może i jej wierzyło, ale jej własne przekonanie i wiara sprawiały, że trudno było się im do tego przyznać.
Do pewnego momentu jej życia, Madhuvanthi miała jeszcze swoistego rodzaju motywację. Chciała być uznana za prawowitego członka klanu, bo cóż, przecież nim jest - pomimo swojej nieczystej krwi. Wychowana była głównie przez rodzinę Yozei - Genji, przede wszystkim przez swój zapał względem walki, nadal uważała, że to za mało. Nie mogła posługiwać się swoim prawdziwym nazwiskiem, nie mogła poczuć przynależności, znaleźć swojego miejsca. Rasizm względem jej wyglądu, a zwłaszcza ciemnej karnacji, można było zobaczyć jak na dłoni. Nie polepszał tego fakt, że jednocześnie chciała kultywować kulturę, z którą związany był jej ojciec. Jest przecież dzieckiem obydwojga rodziców, nie jednego. Ale jednak władza, prestiż, sama głupia satysfakcja związana z byciem uznanym przez rodzinę matki - to właśnie napędzało ją tak długo do działania.
Mówią, że tylko matka potrafi zadać dziecku ranę, która nigdy się nie zagoi. Która będzie krwawić latami.
Nie jesteś moim dzieckiem. Nigdy nim nie byłaś. Nie należysz do tej rodziny i nic tego nie zmieni.
Pęknięta maska opadła na ziemie, niosąc się echem po kamiennej posadzce. Krew zalała twarz, zaślepiła oko, mieszając się z gorzkimi łzami. Obok maski padło po chwili dziecko, choć już dorosłe, to w sercu nadal małe i stłamszone. Wtedy, już finalnie.
Dwudziesty piąty czerwca, dwa tysiące trzydziestego czwartego roku. Raja słyszała tylko pikanie szpitalnego sprzętu, a potem ciszę. Po chwili klekotanie pociągu, gorący przeciąg, charakterystyczny dla dolnych pięter metra. Tam też się znajdowała, na stacji końcowej, bez drzwi, z peronem, który ciągnął się poza to, co można było dostrzec. Trudno stwierdzić ile tam siedziała, na niewielkiej ławce. Minuty, godziny, dni? Ale pociąg nadjechał. Tylko ten w złą stronę.
Wtedy właśnie świat przepisał jej śmierć, wszystko by na to wskazywało. Los jednak zdecydował inaczej. Pierwszy oddech, który wtedy wypełnił jej płuca, zapiekł jak słona woda. I od tamtej pory boli tak samo.
Jej śmierć miała być permanentna, klan o to przecież zadbał. Wiedziała zbyt wiele, była plamą na białej kartce idealnego rodu, plamą, która nigdy nie miała się tam pojawić. Nie udało się jej zmyć. Pomimo swojego cudownego przeżycia oraz ciężkiego okresu rekonwalescencji, udało się jej uciec, skryć przed wszechwiedzącym okiem. Pośród czerwonych lamp, otoczona ciężkim dymem kadzideł.
Obecnie nie posługuje się ani swoim nadanym przy narodzinach imieniem, ani nazwiskiem, nawet jeśli musiała wyrwać je siłą. Przedstawia się jedynie jako Raja i pod innym imieniem lepiej jej nie szukać. I tak nie zareaguje.
Chowa się za ladą tandetnego, wiekowego już zresztą sex-shopu, udając, że nigdy, ale to nigdy, nie miała styczności z czymś więcej, niż pracą za minimalną stawkę, próbując przeżyć z dnia na dzień.
Senkensha
YŌZEI-GENJI MADHUVATHI
Keiyaku Suru
-Poziom kontraktu
0Kondycja
Stan fizyczny
W normie.Stan psychiczny
W normie.Umiejętności
Kłamstwo (150 PF)
podstawowy
Siła fizyczna (200 PF)
podstawowy
Walka wręcz (500 PF)
średniozaawansowany
Wady
Brzydota - blizna, wielokrotnie łamany nos
niewielki
Obsesja - zemsta na klanie
niewielki
Uzależnienie - narkotyki (amfetamina)
niewielki
Uzależnienie - tytoń
znaczący
Wada wzroku - prawe oko
znaczący
Zaburzenia snu - insomnia
znaczący
Zła sława - klan Minamoto
niewielki
W posiadaniu
Mityczne przedmioty
-Shikigami
-Technologia
-Inne
Połamana maska z motywem bawoła, włos z ogona KitsuneHistoria zmian
[+] 500 PF na start
[+] 350 PF za dodatkowe wady (2 x poziom niewielki, 1 x poziom znaczący)
[−] 850 PF - Karta Postaci
[+] włos z ogona Kitsune (jednorazowo dodaje +20 do rzutu na wybraną umiejętność) - jesienna loteria
[+] 35 PF - jesienna loteria
[+] 50 PF - osiągnięcie: Pierwszy as z rękawa
[+] 50 PF - osiągnięcie: Kolejny poziom wbity...
[+] 120 PF - wydarzenie: Szepty
[+] 20 PF - wydarzenie: Plotki szybko się rozchodzą
[+] 60 PF - kalendarz adwentowy
[+] 50 PF - napisanie 50 postów fabularnych
[+] 10 PF - Dzień Kobiet
[+] 50 PF - Tydzień Weny
[+] jednorazowy talon na -1 fabułę do zdobywania umiejętności - Tydzień Weny
[+] 290 PF - wydarzenie: Gabinet luster
OBECNY STAN PF: 735
Postać sprawdzona przez: Warui.
maj 2038 roku