Park centralny - Page 6
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 16:58
First topic message reminder :

Park centralny


Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.

Haraedo

Yōzei-Genji Madhuvathi

Pon 17 Paź - 22:50
Nie miała nawet chwili, by fuknąć w stronę dziewczęcia, że na chuj się jej przepowiedzi zdały. Drzwi straciły na znaczeniu. Przecież byli przekonani, że, cóż, mimo wszystko wrócili w bezpieczne objęcia ciemności i będą mogli próbować dalej. Zostały im jeszcze dwie pary drzwi, tak?
Nie. Wcale nie. Miała już otworzyć usta, zasugerować Jiro, żeby wziął się za kolejne wrota, skoro tak dzielnie mu poszło z poprzednimi, gdy ziemia niebezpiecznie zadrżała. Obejrzała się na towarzyszących jej panów, jakby szukając potwierdzenia, że nie tylko ona to poczuła. I tak było już za późno na cokolwiek. Otaczające ich mary nie dodawały waloru do ogólnego obrazka, bolesne jęki odbijały się w głowie jak najgorszy koszmar. Cofnęła się o niecały krok, ręce wyciągając w stronę ramion Jiro I Norishige, szukając w nich stabilizacji. Niczego to zresztą nie zmieniło. Ziemia pękła pod stopami jak na zawołanie, a spomiędzy szpar wylęgło się coś jeszcze gorszego niż otaczające ich zewsząd ciała.
Wielkie, oślizgłe macki, które w mgnieniu oka dotarły do nóg, otaczając je z niespotykana siłą. Próba złapania równowagi na nic się nie zdała, gdy te pociągnęły ją na szybkie spotkanie twarzy z ziemią. Wytchnęła z siebie bolesny jęk, na chwilę zdusiło oddech. Poczuła, jak nosem poszła stróżka krwi. Raczej go nie złamała, ale impet z pewnością przebił jakieś naczynko.
I to wszystko nie było w tym najgorsze. Macki przesunęły się wyżej, objęły mocno w pasie, akurat w ten sposób, by zrobiło się jej niedobrze. Rozejrzała się w rosnącym przerażaniu na towarzyszy, którzy byli w identycznej sytuacji. Szybka kalkulacja na nic się nie zdała, nie zdała się próba odciągnięcia macek od siebie, bo te, jak na zawołanie, wbiły pod skórę cholerne żądła, idealnie w akompaniamencie jej bolesnego, zdławionego strachem krzyku.
- J-ji..jiro - słowa ledwo umknęły spomiędzy wykrzywionych w agonalnym wyrazie ust. Nieskrępowana ręka spróbowała sięgnąć w jego stronę. Matczyny instynkt chyba wziął górę.
Jakby miało to coś dać.

_____
wynik rzutu = -3....



The Mother Of Harlots And Abominations Of The Earth
Yōzei-Genji Madhuvathi

Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.

Miyashita Ruuka

Wto 18 Paź - 0:25
Co się stało, to się nie odstanie. Ciemnowłosy mógłby strzelić kilkukrotnie twarzodłoń, jednak to mogłoby tylko pobudzić niechciane migreny. Ze zrezygnowanym westchnieniem, dawny policjant ruszył w stronę wyjścia z parku. Zamieszanie z pewnością nie było czymś, co chciałby zostawić same sobie, jednak niekoniecznie miał co z tym zrobić. Nie rzuci kamieniem, nie dźgnie patykiem, a zbliżając się bliżej zostałby pożarty, jak cała reszta zebranych tu ludzi... i duchów. Kimkolwiek nie byli, najwyżej spyta się ich o wnętrze zjawy jeśli kiedykolwiek przyjdzie im się spotkać. O ile w ogóle przeżyją. A tak to może załapie się jeszcze na jakieś późne, nocne plotki w centrum miasta...

z/t?


Park centralny - Page 6 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Warui Shin'ya

Sro 19 Paź - 1:43
Rzut (52 - 20 = 32) - niepowodzenie.

Ściana nagle zamieniła się miejscem z podłogą, jak tknięta palcem kostka domino, niwecząc wszystkie wersje stylowego pojawienia się w najbardziej odpowiednim do tego momencie. Warui zdążył postawić dwa chwiejne kroki, prezentując się wypisz wymaluj jak rezydent wszystkich barów po kolei, w ostatniej chwili łapiąc równowagę i cudem ratując i siebie, i swoją godność, przed bezsensownym upadkiem. Żołądek ścisnął się boleśnie na efekt statku na wzburzonym morzu, ale nawet jeżeli chciałby dla siebie pięć minut, by ogarnąć rozchwiany obraz, los miał dla niego inne plany. Gorsze. Nieznana siła szarpnęła go do przodu i na bok, niemal wrzucając na kogoś. Shin nie zdążył przyjrzeć się postaci, bo wzrok utkwił w długich blond włosach z kokardą, w falbaniastej sukience, butach lolity i ostatecznie...
Nawet wrzaski i wyzwiska nie były w stanie zmienić jego zaskoczenia w gniew. Wszystkie przekleństwa, pytania i brzydkie określenia cudzych matek utknęły w przełyku, niezdolne opuścić krtani. Dzisiejsza noc nagromadziła w sobie za dużo zwrotów akcji - od Shirshu wałęsającej się z nieznanym typem, przez Miyazuki poszukiwanej od niemal roku, aż po przebranego w dziewczęcy strój Minamoto. Ze wszystkich tych opcji ostatnia przebijała nawet konfrontację z yokai.
- Co ty tu robisz? - ledwo to wykrztusił, zbyt zszokowany, żeby zareagować na nadgorliwość swojego kontrahenta.
Warui pochylił się nieco, syknięciem chcąc zwrócić na siebie uwagę Enmy, choć prawdę mówiąc, otoczenie skutecznie ściągało na siebie reflektory. Ciężko się było połapać, objąć całość tego przedstawienia przy takim natężeniu bodźców - do których stale dochodziły nowe. Shin'ya miał wrażenie, że siedzi w słoiku pełnym gęstej melasy, atakowany przez zdecydowanie zbyt szybkie i zdecydowanie zbyt sprawne zwroty akcji. Za każdym razem, gdy próbował wykonać ruch, świat stawiał już trzy następne kroki, zostawiając go w tyle jak kulawe szczenię. I nawet jeżeli chciał się zorientować w sytuacji, rozgryzając obecność Minamoto w takim wydaniu, to lista priorytetów szybko mu się przetasowała.
Plecy rudowłosego wyprostowały się raptownie, twarz obróciła w kierunku postaci, na którą nieomal wpadł. Kojące nuty docierały też do niego; przesiąkał nimi subtelnie, ale bez żadnej opcji na obronę - jak materiał, który przypadkiem trafił na plamę wody, ciemniejąc z każdą sekundą. Może właśnie dzięki temu muzycznemu zabiegowi chaotycznie przewijające się przez głowę myśli zwolniły tempo...
... ale potem rozgorzało piekło.
Dookoła powyginane, ciemne kształty zamieniły się w mokry raj fetyszystów. Z gardła wyrwał mu się tylko bliżej nieartykułowalny bluzg, kiedy oślizgła tkanka oplotła jego dłoń, wspinając się wężowym ruchem ku przedramieniu, bicepsie... Wolną ręką sięgnął za siebie, do kieszeni, w której prócz komórki, drobnych i cuksa miętowego trzymał składany nóż.
Czy był sens walczyć z yokai?
Czując na torsie kolejną zaciskającą się mackę uznał, że nie było po co się licytować. Tu i teraz docierał do niego tylko słaby głos kogoś obcego
(kobiety?)
uderzenia upadających ciał, szelest szarpanych ubrań, szepty, mnóstwo szeptów, kojący dźwięk nucenia... nie było czasu się zastanawiać. Zamaszystym ruchem nadgarstka odkrył ostrze i wystosował cios - starając się trafić część jak najbardziej oddaloną od siebie, ale nie na tyle, by nie włożyć w to siły.


従順な


Warui Shin'ya
Fushima Jubilee Yago

Sro 19 Paź - 12:43
rzut: 46 cry

Cóż, nie mogła powiedzieć, że był to najrozsądniejszy pomysł, na jaki mogła wpaść. Wszystkie akcje, również te nieprzemyślane, miały jednak swoje konsekwencje, a te jej kiepskich wyborów życiowych miały wkrótce ugryźć ją w tyłek.
Być może plan ten od samego początku skazany był na miażdżącą porażkę, być może był to skutek rozproszenia, kiedy nagle tuż obok nich rozległ się nieznajomy głos pochodzący od, jak się okazało, jednego z chodzących truposzy. Niezależnie od przyczyny, skutek był taki, iż nim kobieta zdołała przy niemym przyzwoleniu swojego partnera choćby porządnie się zamachnąć, cielsko gigantycznego yokai rozwarło się nagle, nie tylko uniemożliwiając jej planowany atak, ale grożąc pochłonięciem brunetki.
Poczuła nagłe szarpnięcie, gdy Nobuo, najwidoczniej dostrzegłszy zagrożenie szybciej, spróbował ją odciągnąć, lecz na niewiele się to zdało — ślizgi materiał wysunął się spomiędzy jego palców, pozostawiając krótkowłosą zdaną na samą siebie.
Nie posłuchała jednak mężczyzny w kwestii odrzucenia Kanabo, wiedząc, że w obecnej sytuacji na niewiele się to zda. Pozbawienie się jedynego oręża znajdując się wewnątrz potwora nie było na tyle kuszącą perspektywą, aby Yago miała zamiar zaryzykować.
Może, przy najgorszym obrocie wypadków, zjawa dostanie przynajmniej solidnej niestrawności po zeżarciu specjalnej broni.
Z tą myślą, nie mogąc zrobić już nic więcej, spojrzała, jak ciemna masa zakrywa za nią przejście.


Gdy z czwartą wiosną  szanse na pokój
W c i ą ż  s i ę  z n i k o m e  z d a w a ł y
Żołnierz wyciągnął  stosowne wnioski
I     p a d ł      n a     p o l u      c h w a ł y
voice || theme
Fushima Jubilee Yago
Saga-Genji Hayate

Sro 19 Paź - 18:34
 Sól na podłodze, chaos w ich szeregach, z których i tak nie kojarzył nikogo. Jaka cholera w ogóle go podkusiła do tej nocnej przygody w parku? W dzień to chociaż mógłby wrzeszczeć o pomoc na całe gardło, to może by go nie zeżarto jak przystawkę, już pal licho alarmowanie wszystkich nadgorliwych egzorcystów w pobliżu. Tu też zresztą mu zagrożono, a potem sponiewierano jak szmatę do podłogi. Jeszcze potem w niego rzucili jakimś typem, kiedy zaczęła ich oblegać jakaś armia zombie. W takiej patologii to chyba jeszcze nigdy nie grał, chociaż z zombiakami miał doświadczenie.
 Te chyba tak samo nie miały mózgów, skoro uspokajająca aura, którą zaczął rozpościerać, z każdą falą coraz silniejsza, nie odniosła zamierzonego skutku. Właściwie Hayate nie był pewien czy yōkai nie zadziałał wręcz odwrotnie, sądząc po tym, co zaraz zaczęło wyłazić spod ich nóg. Nie przerwał nawet na chwilę śpiewu, wciąż uczepiony kurczowo myśli, że wreszcie zadziała. A jeśli nie na potwora, to na pozostałych, którzy jedno po drugim oplatani byli przez macki.
 Obserwował jak ze szczeliny wypełza jakieś obrzydlistwo i snuje mu się w pobliżu nóg. W pierwszym odruchu sprzedał jej kopa, ale potem druga złapała go za drugą nogę i tyle było z wojowania. Omal nie urwał w połowie linii, tym bardziej, kiedy jedna z oślizłych macek wpełzła mu pod rękaw i najwyraźniej nie chciała skończyć na ręce, bo poczuł ją aż na barku. Wzdrygnął się z obrzydzenia.
 – Nie pisałem się na hentai crossover – wplótł między wyśpiewywane frazy, dostosowując słowa do melodii na bieżąco, jakby właśnie tworzył kolejny utwór, który za parę miesięcy trafi do nowego albumu. Spróbował strzepnąć mackę z ramienia, ale ta w odwecie wbiła mu się gdzieś w pobliżu obojczyka, wysyłając bolesny sygnał do mózgu. Nie, żeby sado-maso go nie kręciło, ale jednak wolałby, żeby takie sprawy pozostawały za zamkniętymi drzwiami bez postronnych świadków. No i raczej wolałby być obmacywany przez kogoś innego niż demona z kosmatymi myślami i jakimś paskudztwem, którym smyrał swoich gości.
 Był na tej imprezie jeszcze mniej użyteczny niż przeciętny bard w DnD, ale robił co mógł, a mógł raczej niewiele. Wolną ręką zdzielił złożonym wachlarzem mackę po… macce, trochę na kształt pacnięcia niegrzecznego szczeniaczka gazetą za zmoczenie dywanu w salonie, ale zdecydowanie mocniej i z zamiarem potencjalnego skrzywdzenia. Powtórzył to, zamierzając zaciekle walczyć o swoje życie, a jednocześnie, być może nawet nie do końca świadomie, melodię wraz z aurą zmienił w coś, co nadawałoby się na soundtrack do walki z bossem.

Rzut: 44 (╯°□°)╯︵ ┻━┻
Użycie: Saimin-jutsu no miryoku, poziom 0
drugi post, aura pewności siebie i woli walki

Saga-Genji Hayate
Nakashima Yosuke

Sro 19 Paź - 18:44
 Miał mieć dzień wolnego. Jeden z tak niewielu, a potrzebny na załatwienie kilku spraw, więc i tak nie rozpościerała się przed nim wizja leżenia plackiem na kanapie. Jeden wywalczony dzień, przed którym chciał się wyspać, więc o północy już słodko spał od dobrej godziny.
Potrzebne wsparcie…
 Jeszcze nie do końca się obudził, kiedy niemalże odruchowo odebrał telefon, bez patrzenia na wyświetlacz. Otworzył szerzej oczy w chwili, w której dotarł do niego sens słów wypowiadanych po drugiej stronie słuchawki – chociaż oddział trzeci to nie byli jego ludzie, wciąż stanowili kolegów po fachu i nie mógł pozwolić, żeby sami radzili sobie z czymkolwiek, jeśli wyrażali zapotrzebowanie na większą ilość Tsunami w okolicy. W końcu mieszkał stosunkowo blisko. Wyskoczył z łóżka, odpowiadając krótko na wezwanie i zaczął w pośpiechu zgarniać ubrania oraz mundur. Na samym końcu chwycił swój karabin, zapasowo pistolet i na wszelki wypadek nóż – nigdy nie wiadomo, co się przyda, bo i informacje o zagrożeniu miał szczątkowe.
 Opuścił mieszkanie w pośpiechu, niemalże biegnąc do parku, czego nie ułatwiały ciemności nocy oświetlanej gdzieniegdzie latarniami oraz neonowymi szyldami klubów nocnych, w których życie właśnie nabierało rozpędu. Dla jego wzroku, nocne akcje nie były czymś, w co lubił się pakować, zwłaszcza bez noktowizji lub termowizji – zawsze to inaczej postrzegane odcienie szarości, nie tak zlewające się w niewyraźną całość. Tym gorzej, że truchtając alejką natknął się na mgłę, gęstą i nie ułatwiającą mu zadania.
Co do chuja?
 Stanął jak wryty, gdy jego oczom ukazało się gigantyczne… coś. Przypominało smolistą kopułę, której zdecydowanie nie powinno tu być. Szybkim ruchem zdjął z ramienia futerał i przyklęknął, rozkładając snajperkę, a następnie składając się do strzału. Nie wiedział tylko, gdzie dokładnie skierować ogień; przewędrował więc spojrzeniem w górę, szukając jakiegoś słabego punktu, ale niezbyt cokolwiek dostrzegał. Wina ciemności, niewybudzenia się, wizji w smutnych odcieniach szarości, pech, wina kostek? Słyszał tylko jakieś zawodzące, płaczące i na bank tęskniące za jakąś kulką w dupie coś, ale do tego nie przykładał na tę chwilę większej wagi. Pociągnął za spust, ale kopuła zaczęła drżeć, a przez to poruszył się jego cel. Zaklął pod nosem, szykując się do kolejnego strzału, żeby poprawić to, co przed chwilą chybił. Żadnego negocjowania z terrorystami, a tym bardziej z wynaturzeniami, których miejsce było w piekielnych czeluściach.

Rzut: 22 cry
+ na percepcja: wzrok automatyczna porażka (-55 do kostki)
Ubiór: Mundur Tsunami w kolorze czerni oraz kurtka.
Przy sobie: Karabin snajperski (broń Tsunami), pistolet, nóż, telefon, dokumenty.



Ostatnio zmieniony przez Nakashima Yosuke dnia Czw 20 Paź - 17:22, w całości zmieniany 1 raz
Nakashima Yosuke
Miyazaki Żałość Tsukiko

Sro 19 Paź - 19:46
Żałość zmarszczyła brwi i zadarła głowę, zastanawiając się, jak ma dostać się do ciała. Niespecjalnie miała ochotę zostać pożartą przez kopułę, ale trochę kończyły jej się opcje, a cokolwiek to było, właśnie pożerało jej wychowanka i znajome yūrei. Niedopuszczalne. Huk wystrzału zwrócił jej uwagę, szare oczy przeskoczyły na Tsunami, natomiast bliżej niej z pewnością znajdował się ten bez broni palnej. A przynajmniej takowej nie widziała. Zawahała się przez moment, bo myśli zaczęły jej się plątać, a wspomnienia gubić, nie była więc pewna, czy kiedykolwiek jej medium naraziło się tej dwójce, a więc automatycznie ona razem z nim. A oto było niełatwo. Czy może w ogóle nigdy nie mieli okazji się spotkać. Czy jednak darzyli się sympatią, w końcu to też się zdarzało, rzadko, bo rzadko, ale mimo wszystko. Próbowała przejrzeć klatki pamięci, ale wszystko jak na złość było zasłonięte mgłą. Frustracja na moment wykrzywiła jej twarz w nieprzyjemnym grymasie, natomiast maska opanowania szybko ponownie wskoczyła na jej twarz.
— Pojebało Cię — Obsesji zabrakło już więcej słów.
 Żałość zignorowała głos rozsądku i lęku, płynnym krokiem zmierzając w stronę Nobuo. Wysoka, w czarnej żałobnej kreacji z bladą cerą i rozmazanym makijażem faktycznie przypominała pełną specyficznego wdzięku a jednocześnie grotestki zjawę. Niemalże podręcznikową. Jedynie spokojna twarz i szare oczy wypełnione delikatną ostrożnością świadczyły, że z całą pewnością jest bytem rozumnym. Nie chciała prowokować członka Tsunami, więc stanęła w stosownej odległości od niego.
 — Może zamiast drażnić tę pannę waleniem w nią na ślepo zwrócicie uwagę na górę? Chyba lepiej celować w konkretne miejsce — zapytała się z wręcz nienaturalną jak na tę sytuację uprzejmością w głosie (co nadawało pozornie kpiącym słowom bardzo łagodny wymiar), palcem wskazując na tułów istoty. — W pojedynkę raczej żadne z nas się tam nie wdrapie, a przynajmniej o ile coś nie odwróci w odpowiednim momencie uwagi tej piękności. Potem możemy porozmawiać o egzorcyzmowaniu randomowych duchów na ulicy.
 Przesunęła spojrzeniem po okolicy kopuły. Szukała drzewa dostatecznie wysokiego, by móc się na nie wspiąć i ewentualnie skoczyć na to cholerstwo, o ile taka rzecz w ogóle była możliwa. Niespecjalnie jej się widziały takie akrobacje, ale czego się nie robi dla uratowania kilku dusz...


Park centralny - Page 6 Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko
Yuri Chie

Sro 19 Paź - 19:49
Światła latarni przyćmionym blaskiem odbijały się na powierzchni śnieżnych kosmyków, wirujących w ślad drobnego ciała niesionego tylko sobie znaną melodią. Wysłużone pointy raczej szarawego koloru, niż nieskazitelnie białego, upstrzone czerwienią plamek, z niemym stukotem uderzały o bruk, gdy na czubkach palców stóp wykonywała obroty wokół własnej osi. Śmiejąc się do nocnego nieba, na którym szło dojrzeć ledwie pojedyncze gwiazdy (a może nigdy ich nie było, może to tylko jej myśli lśniły tak migotliwie na tle czerni nieskończoności?), przemierzała Centrum Fukkatsu podążając w ślad za szeptami oraz tajemnicami. Bo za każdym sekretnym sekretem kroczyło całe mrowie plotek i domysłów, a po śmierci poza snuciem się oraz ogólnym smęceniem, wymiana informacji stawała się szczególnie istotna - w końcu zastępowała ulubione seriale oraz powieści, a każdy potrzebował w swoim nie-życiu odrobiny dramatyzmu, do których o dziwo nie zaliczały się żadne traumy. Przysłuchiwała się, wsłuchiwała i dołączała do każdej brzmiącej interesująco konwersacji, z głodem ekscytacji czającym się w błękicie spojrzenia, pozbawionym obaw, że może pewne kwestie powinny zostać nierozwiązane. Była w końcu wolną duszą, a takie są najbardziej narażone na uszczerbek. Tylko ten park! Co, jeśli pośród pni drzew tracących liście, będzie spacerować jej przeznaczona osoba i przypadkiem natknie się, jeśli nie na zaskakujące zjawisko, to na niebezpieczne? I Yuri nie będzie tego świadkiem, przez co w tragizmie sytuacji nie padnie na kolana, emocjonalnie rączek ku górze nie wzniesie, żeby wyrazić swój ból dla okrucieństwa losu? Potem by się otrząsnęła naturalnie, bo nie mogłaby być złączona czerwoną nicią z kimś, kto mógłby zostać tak łatwo zaatakowany - niemniej tak, miłość wymagała poświęceń i dziewczyna była gotowa na poświęcenia. Co prawda nie własnym kosztem, ale zawsze. Występ zakończył się, nie było więcej piruetów ani śmiechu. Nastała bowiem cisza, chłód oddechem podniósł nieistniejące włoski na karku, co przecież nie mogło być możliwe - jednak czuła. Czuła obniżoną temperaturę i nogi same niosły ją głębiej w park, spojrzenie nie odstępowało kopuły pochłaniającej większość połaci terenu. Czuła. Dreszcz, drgnięcie skóry, która zapomniała jak smakują muśnięcia słońca i kąsanie zimy. Nie rozglądała się, zbyt urzeczona, przenikała przez drzewa, choć wciąż kryła się w ich pobliżu. Nie była głupia, naprawdę. Chie wiedziała, że powinna odwrócić się - bardzo zgrabnie zresztą - na pięcie i zwiewać czym prędzej, zdrowy rozsądek upominał się przecież o wysłuchanie. Ale widmowe serce trzepotało w równie widmowej piersi (a może to złowrogi szelest liści imitował dźwięk z dawna nieużywanego organu?), gdy składała pocałunek na małym palcu lewej dłoni. Moja miłości, pomyślała tkliwie, rozkosznie, smutno. Tęsknota za tobą przypomina niezmierzony ocean, jednak w końcu się spotkamy, przyrzekała sobie gorliwie, tylko trochę później, bo teraz się nudzę! Ckliwą przemowę zagłuszył wystrzał, wytrącając tancerkę z transu, dopiero po chwili pojęła, że kopuła zaczęła wcześniej drżeć. Jak niegrzecznie! Najwyraźniej ktoś nie zamierzał tutaj marnować słów, co było przykre, bo dokładnie to zamierzała uczynić dziewczyna. Przecież nikt jej tutaj nie otruje. Haha. Ha.
- Niesamowite - zaczęła, miękko, kilka kroków dzieliło ją od kopuły i zdecydowanie o wiele więcej od tego, kto postanowił strzelać nocą - Jesteś niesamowita, potężna - nie wiedząc, co kryło się za barierą, przemawiała doń w formie żeńskiej. Najwyżej coś ją przebije na wylot za sugerowanie płci - Słyszałam o tobie, jednak nie słyszałam twoich szeptów. Pozwól się zobaczyć, usłyszeć, ukaż się w swoim majestacie. Usuń barierę, byśmy chwalili jej kreatora - prosiła, ciesząc się z chłodu, z poczucia zagrożenia, z własnej naiwności sugerującej, że to co robiła należało do dobrych pomysłów.

perswazja na 68


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Seiwa-Genji Enma

Czw 20 Paź - 19:45
To był zły dzień.
Od samego rana coś mu podpowiadało, że powinien zostać w domu a nie pchać się dupą do parku, żeby wciskać nos w sprawy, które nie dotyczyły ani jego, ani jego klanu. Ale nie, on przecież ZAWSZE był mądrzejszy od wszystkich i wszystkiego. No i teraz miał. Najpierw został pożarty przez gówno yokai, potem okazało się, że nie ma ani broni ani ofud a na domiar złego sól, którą wykorzystał okazała się felerna.
Czy mogło być coś jeszcze gorszego?
A i owszem. Mogło. Obsrane macki, na które nie zdążył zareagować. Kiedyś obślizgłe "łapska" owinęły się dookoła jego klatki piersiowej, Enma nic nie powiedział. Nawet nie wydał z siebie żadnego dźwięku, zamiast tego instynktownie wyciągnął dłoń w stronę Warui'a aby go złapać. Niestety, opuszki palców jedynie musnęły skrawek ubrania rudowłosego, kiedy jego ciało zostało szarpnięte wpierw do tyłu, a potem do góry. Czy to był jego koniec?
W początkowych sekundach Enma zaczął się szarpać, starając wyswobodzić z nieprzyjemnej pułapki, choć jakiś wewnętrzny głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że to było bezcelowe, że to nic nie da. W końcu się poddał. To było chyba to. W końcu znalazła się okazja, żeby to wszystko zakończyć. Powoli zamknął oczy i rozluźnił mięśnie czekając. Czy bał się śmierci? Nie. Od lat czekał na nią z otwartymi ramionami. Teraz wdzięcznie ją zapraszał.


Park centralny - Page 6 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Mistrz Gry

Czw 27 Paź - 1:54
Szepty


Sytuacja z każdą kolejną, mijającą sekundą stawała się coraz bardziej patowa, zarówno dla osób znajdujących się w środku, jak i tych na zewnątrz, którym to zdecydowanie kończyły się pomysły na to, co robić dalej. Jednakże nim wszelka nadzieja zgasła, na scenę wkroczyły kolejne osoby odziane w białe mundury. Tak naprawdę tylko Nobuo był w stanie rozpoznać w nich członków IV oddziału Tsunami - Kikina Kei oraz Raito Setsuna.
Kiedy mijali członka III oddziału, Kikina nawet nie zerkając na Nobuo, odezwał się:
- Zajmij się cywilami. - polecenie było krótkie, acz w tym momencie nie było potrzebny na składanie obszernych zdań. Po chwili zwrócił się do swojego partnera.
- I co o tym sądzisz?
- Kategoria B jak nic, aczkolwiek jest to raczej słabe B. Zachłanna, inteligencja dość niska, chaotyczna, aktualnie bezbronna. Strzelam, że zajmie jej dobre dziesięć, może piętnaście sekund, nim podejmie jakąś decyzję. Czy atakować, czy uciekać. Żeby mogła to zrobić, musi pozbyć się balastu. - Setsuna niemal podręcznikowo wyrecytował słowa, wciągając z kiszeni różaniec składający się z czerwonych koralików.
- Bariera? - zapytał Kikina łapiąc pewnie katanę w dłoni, jakby sprawdzał jej wagę.
- Rozłożona - na te słowa Kikina jedynie się uśmiechnął, wpatrując uważnie w wątłe, kobiece ciało.
- Pięć sekund. - powiedział, a jego uśmiech poszerzył się, kiedy odbił piętą od twardego podłoża wzbijając w powietrze drobinki kurzu oraz piasku. Był szybki, o wiele za szybki jak na przeciętnego człowieka. Tak naprawdę jedynie Nobuo był w stanie nadążyć spojrzeniem za ruchami Kikiny, a ci, którzy stali najbliżej yokai ujrzeli jedynie błysk katany, kiedy ta oddzieliła korpus youkai oraz jej głowy.
Głośne, przenikliwe wycie rozdarło ciszę panującą dookoła, a ciało demona zaczęło wolno rozsypywać się niczym spalony popiół, aż wreszcie zniknęła pozostawiając po sobie na ziemi leżące osoby, które wcześniej zdołała połknąć. Chłód nocy mijał, lecz przyniósł ze sobą ciężkie, burzowe chmury. Pierwsze krople zaczęły spadać, budząc nieprzytomnych z długiego snu.
Kikina podszedł do towarzysza, który kończył modlitwę.
- Gotowe? - zagadnął, na co Setsuna skinął głową.
- Sugiyama. Spisz cywili, a twoja koleżanka niech spisze raport i wyjaśni dokładnie, jakim cudem znalazła się w środku yokai. - polecił członkowi oddziału III. Bez zbędnego pożegnania, białe mundury oddaliły się z miejsca zdarzenia w tym samym momencie, w którym lunął ciężki deszcz.
A gdzieś w oddali dało się słyszeć ciche, zadowolone nucenie, choć żadne z was nie było w stanie tego wychwycić. A na pewno nie teraz.

Zakończenie prologu


----

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w tym krótkim prologu! Cieszę się, że było was tak wielu i mam nadzieję, że chociaż trochę dobrze się bawiliście!  Park centralny - Page 6 2242836990 Mam też nadzieję, że jeszcze się spotkamy i weźmiecie udział w kolejnych wydarzeniach, jakie pojawią się na Haraedo!  :heart1:

Nagrody rozdawałam różnie. Bazą była ilość postów, a następnie dodatkowo dawałam punkty za zaangażowanie w wydarzenie. Jeżeli ktoś czuje się poszkodowany albo nie zgadza się - śmiało możecie pisać do mnie na PW, na pewno odpowiem na wszystkie wątpliwości! Jeszcze raz dziękuję za wzięcie udziału w zabawie!
Spoiler:
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo and Fushima Jubilee Yago szaleją za tym postem.

Yuri Chie

Pią 28 Paź - 19:28
Delikatne opuszki palców niemal zetknęły się z czernią kopuły, gdy słodycz głosu przemawiała upojona odczuwanym zimnem. Nie bała się chłodu, nie drżała przed nim w panice, przecież szkarłatna krew pokrywająca dolną część ślicznej twarzy, szyję, pierś, aż w końcu fragmenty kostiumu wywodziła się od ludu, który na co dzień obcował z oddechem zimy. Czy oznaczało, iż była odporna? A skąd, ale Yuri tęskniła, tęskniła tak mocno, że nawet gwałtowny spadek temperatury traktowała niczym błogosławieństwo. Echo przeszłości, którego być może nigdy więcej nie zazna. Przestań, karci się gwałtownie, odsuwając mimowolnie rączkę od bariery. Oczywiście, że na nowo słońce będzie składać pocałunki na jej skórze, a deszcz zwilży biel kosmyków, kiedy pod jego kurtyną będzie tańczyć szczęśliwa, ramiona wznosząc ku zachmurzonemu niebu, jakby pragnęła porwać je w objęcia. Nie mogło być inaczej, nie mogło. Musiała po prostu kogoś znaleźć, tylko tyle i aż tyle. Ale najpierw, najpierw pozna wszystkie tajemnice istoty grasującej tam na górze, niczym małe dziecko rozpracuje każdy sekrecik, narażając samą siebie w podobnej psocie, bo to również dawało jakąś iskrę, poczucie, że wciąż trwa, jest czymś więcej niż zbłąkaną duszą.
Drzewa nadal ją chronią od oczu postronnych i chociaż nie do końca jest w stanie zauważyć, czy park ściągnął kolejne osoby, czyniąc z tego miejsca niemal atrakcję turystyczną, tak ma wrażenie, że atmosfera się zmieniła. A potem znika. Umiera. Przepada. Niszczeje. Yokai zostaje podle zamordowany, a wszelkie zimno ulatnia się, pozostawiając nic. Nic. Wargi dziewczątka rozchylają się na kształt okrąglutkiego "o", szafir tęczówek lśni złością, a niewielka stopa uderza w podłoże w wyrazie bezsilności oraz niesprawiedliwości, kiedy policzki nadymają się naburmuszone. Jak? Dlaczego? Jak mogli? Jak mogli? Chie ma ochotę płakać, krzyczeć, tupać nóżką, dopóki świat nie zapłaci za grzech, który właśnie popełniono. Miała przestać się nudzić...miała...Och. Ooooch. Mruga, zerkając na malutki palec, który jeszcze kilka minut temu w niemej modlitwie całowała. I czułość objawia się na urokliwej buzi, cichy śmiech wymyka się z ust. Oczywiście, myśli miękko, w zauroczeniu, oczywiście, że nie pozwoliłeś na żadne ryzyko. To dosyć niegrzeczne, tak ingerować w czyjś los, przecież obiecałam, że się spotkamy, dodaje pochłonięta rozmową sama ze sobą, ale ci wybaczam. Zawsze ci wybaczę. Nie zwracając na nic więcej uwagi ni na ocalałych, ni na nikogo więcej, obraca się na pięcie w płynnym ruchu i końcówki śnieżnych włosów migoczą jeszcze w półmroku latarni, nim niezauważenie wymknie się z parku, absolutnie zachwycona, że została ocalona przez swoją przeznaczoną osobę, jakby była jakąś księżniczką, a on słodkim księciem na wszystko jedno jakim koniu. Jak cudownie! Jak rozkosznie! Och! Chyba zaraz znowu zacznie się nudzić, ale do tego czasu będzie zbyt rozkochana w samej idei, by mogła na brak zajęć narzekać. Zbyt głośno.

| zt dla Yuri, jeszcze się spotkamy!


I will not have you without the darkness that hides within you.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Yuri Chie
Warui Shin'ya

Nie 30 Paź - 1:34
Powieki drgnęły, gdy poczuł wilgoć tuż nad brwią. Jedna niewielka kropla, do której lada moment dołączyły kolejne; wpierw nieśmiało, uderzając w kącik oka, w nasadę nosa, w odsłonięte czoło i gardło. W palce dłoni. W mikroskopijny fragment odsłoniętego nadgarstka - lukę skórę między rękawiczką a rękawem bluzy. A potem coraz gęściejszą serią, aż wreszcie łagodny szum uświadomił mu, że pada.
Leje.
Otworzył gwałtownie ślepia; spomiędzy powiek wychynęły jasne tęczówki ciasno oplatające rozszerzone źrenice. Nabrał tchu; czuł jak blokowane przez maseczkę powietrze ledwo przedostaje się do ściśniętych płuc, ale do umysłu wpływały kolejne informacje coraz brutalniejszymi atakami. Dotychczas nieruchomo leżący chłopak podniósł się ociężale do siadu, ignorując kołysanie obrazu i zawroty głowy. Zimno, jakie przeniknęło przez ubranie, zdawało się w ogóle niewarte uwagi. Ważniejszy target figurował w tle - jej wątła sylwetka, wiele, wiele metrów stąd. Odnalazł ją wzrokiem od razu, jak opiłki ciągnące do magnesu; ale w rejestrze wzroku mignęła mu biel, która napięła mięśnie i podniosła alarm w przytłumionym umyśle nastolatka. Chciał podbiec do Miyazuki - zwłaszcza teraz, gdy zdawało się, że niebezpieczeństwo, przynajmniej chwilowo, minęło. Ale wiedział też, że nie jest gotowy na rozmowę z nią; że nie wyjaśniłby tego dobrze Enmie. Przede wszystkim jednak - że powinien się stąd ulotnić, nim sprawy przybiorą niekorzystny obrót.
Śnieżne mundury.
Nie miał dotychczas bezpośredniej styczności z Tsunami z tego oddziału, ale słyszał o nim zdecydowanie za dużo zdecydowanie zbyt nieprzyjemnych historii. Wolał nie mieć więc żadnej styczności z ich postaciami, choć domyślał się, że pewne procedury będą niemożliwe do okrążenia. Popatrzył ostatni raz na Tsukiko, lekko marszcząc brwi i unosząc dłoń; jakby w geście pożegnania. Mieli się jeszcze spotkać.
Teraz jednak nie chciał zwrócić na siebie zbędnej uwagi, więc uznał, że najlepszą metodą jest gra aktorska. Najciemniej pod latarnią - przysłowie, którego echo odbijało się w jego czaszce, gdy dyktował rozemocjonowanym tonem relację jednemu z pozostałych członków służb.
Pozwolenie na spisanie danych i krótkie sprawozdanie z tego, dlaczego się tu znalazł ("W mieście było głośno od plotek, a kto nie lubi dreszczyku emocji? Razem z koleżanką - tu dłoń wylądowała na ramieniu Emmy ściskając je w kamiennym chwycie - chcieliśmy zażyć trochę adrenaliny") odbębnił możliwie jak najszybciej. Nie zdjął też ręki z barku Minamoto, choć palce przestały wbijać się w mięśnie z siłą tysiąca słońc. Musieli porozmawiać. Wraz z tą świadomością udał się wraz z blondynką, gdy tylko padło zbawienne: "Możecie odejść".

zt + Emma Enma
Warui Shin'ya
Hecate Shirshu Black

Pon 31 Paź - 13:09
Zamotała się gdzieś w swoim umyśle do tego stopnia, że wszystkie wydarzenia przemknęły jej przed oczami jak film oglądany podczas drzemki. Nie pozostało nic innego jak wrócić na bagna.

z/t



Park centralny - Page 6 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black
Yōzei-Genji Madhuvathi

Pon 31 Paź - 17:30
J-ji..jiro
- Ty pieprzony debilu - to było ostatnie, co była w stanie siebie wytchnąć. Wolałaby już chyba arktyczne czeluści czyhające na nich za drzwiami, ale nie, przecież musieli się wrócić!
Sytuacja zmieniła się o 180 stopni dosłownie w ułamku sekundy. Nie miała zielonego pojęcia co działo się na zewnątrz, może wolałaby i przy tym zostać, świadoma tego jak żałośnie musiała wyglądać, wygrzebując się z pozostałości yokai, otoczona ubranymi w biel postaciami.
Po ostatniej styczności z Tsunami, po gonitwie, w trakcie której to ledwo co umknęła im lepkim łapom, wolała się ponownie do nich nie zbliżać - niezależnie od tego, czy teraz jej pomogli, czy nie.
Ktoś usadził ją, a potem podniósł, zostawił na moment, żeby mogła złapać oddech. Rozkojarzonym jeszcze nieznacznie spojrzeniem omiotła postacie w najbliższej okolicy, wypatrując przede wszystkim dwóch towarzyszy niedoli, z którymi prawie jednocześnie wpadła w odmęty Tartaru. Korzystając z ogólnego zamieszania pociągnęła ich za ręce, niezależnie od stanu, by uciec przede wszystkim przed Tsunami.
Nie miała za bardzo ochoty na wyciąganie dokumentów i dzielenie się swoimi danymi z tą jakże okropną instytucją! Przekonana była, że pozostała dwójka również niezbyt przychylnie spoglądała na takie prawdopodobieństwo.
Jiro nie miała się co przejmować, pomijając jego ogólną pierdołowatość, potrafił o siebie zadbać, drugi mężczyzna również, definitywnie, nie wyglądał jej na kogoś, kto nie byłby samowystarczalny. Jeszcze tylko na chwilę przed rozstaniem wcisnęła mu swoją wizytówkę, w razie gdyby jednak zdecydował się do niej jeszcze odezwać.
Kto wie, może i wyciągnęłaby z tej niepodważalnie chujowej sytuacji chociaż nowego klienta.

zt cały team R
(raja, raz, cay)




The Mother Of Harlots And Abominations Of The Earth
Yōzei-Genji Madhuvathi
Saga-Genji Hayate

Pon 31 Paź - 23:54
 Nie wiedział, jak długo zmagają się z obrzydliwymi mackami pożerającego ich demona, ale tracił siły z każdą kolejną chwilą. Wreszcie nie miał sił już nawet na mruczenie melodii pod nosem, aż w końcu nawet zrezygnował z emitowania aury, oszczędzając energię... chociaż na co? Przecież czekała ich tu śmierć. Blade widma, które wcześniej okrążyły jego i pannę solniczkę na pewno były poprzednimi ofiarami, które nie zdołały uciec, a teraz podzielą ich los. Hayate czuł jak żądła wbijają się w jego skórę, jak kolejne zwoje oplatają się wokół niego, zacieśniają, dusząc. Nie pomagała mu świadomość, że nie jest sam, a fakt, że nie był w stanie zrobić kompletnie nic, jeszcze bardziej go dobijała. Bo starał się. Próbował. A okazał się, jak zwykle zresztą, bezużyteczny. Nadawał się tylko do umierania lub robienia z siebie pajaca.
 Ten chłód, jakby ktoś wsadził go do lodówki, nagle minął. Otworzył powoli oczy, żeby odkryć gałęzie drzew nad sobą. Były rozmyte, niewyraźne, a on sam czuł się tak, jakby właśnie przebiegł cały maraton bez postojów. Czuł się słabo i robiło mu się aż niedobrze na myśl, jak żałośnie musiał teraz wyglądać. Wymięty, wymemłany, pewnie dosłownie jakby go coś przeżuło i wypluło. Musiał zarządzić taktyczny odwrót. Teraz, w tej chwili, jak najszybciej. Nikt nie powinien go oglądać w tym stanie. Jego reputacja i tak zapewne spadła na ryj po tym, jak nie zrobił kompletnie niczego, siedząc tam w środku yokai.
 Udało mu się powoli usiąść. Kręciło mu się w głowie, ale wyłapał wzrokiem mundury. Dwa białe, dwa, albo nawet trzy czarne. Piątka Tsunami, co najmniej. Nie miał ochoty teraz stawać naprzeciwko ich, nie tak osłabiony i bez możliwości obrony. Był zbyt łatwym celem, dlatego kiedy tylko poczuł przypływ sił, być może wywołanych nagłym skokiem adrenaliny, pozbierał się i wycofał. Ostrożnie, wyjątkowo starając się nie rzucić w oczy.

zt
Saga-Genji Hayate
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku