Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Dach budynku
Niekwestionowane królestwo Razaro. Niewielka przestrzeń dość sporego dachu zaanektowana i przerobiona na prowizoryczną kryjówkę. Całość mieści się tuż przy wejściu na klatkę schodową, skwapliwie korzystając z możliwości kradzieży prądu z tutejszej instalacji elektrycznej. Wszystkie zatargane tu sprzęty zostały wyniesione z mieszkań poniżej, więc w większości pasują do siebie jak pięść do nosa. Materiałowa kanapa w kratę, chyboczący się stolik, obdrapana turystyczna lodówka, kilka skrzynek i niewielka szafeczka, na której dumnie stoi równie niewielki telewizor. Wszystko to przyozdobione walającymi się wszędzie pustymi butelkami i plakatami filmowymi doszczętnie pokrywającymi jedną ze ścianek wejścia na klatkę schodową.
– Wiem. Przestań się mądrzyć – zirytował się, słysząc dobrze znany pouczający ton.
Kyou w końcu powiedział na głos to, co Jiro nie chciało przejść ani przez gardło ani nawet przez myśl. Wolał więc wylać irytację na ten mentorski ton głosu, mimo że przez wiele lat wsłuchiwał się w niego niemal z uwielbieniem. Dawane nim rady co prawda zwykle wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim, nie pozostawiając w tym pustym łbie po sobie nawet śladu, ale to nie on był ważny. Liczył się głos.
Głos, którego nie mógł teraz znieść.
– Dziesięć lat – powtórzył, już całkiem zbity z tropu.
Potrząsnął gwałtownie głową. Miał wrażenie, że wszystko zaczyna się układać i do siebie pasować, a jednocześnie czuł, że nadal tonie w tym chaosie. Ledwo co mógł wziąć głębszy oddech. Rozpacz była tak bliźniaczo podobna do wkurwienia, a mimo to nie mógł się w niej odnaleźć. Odbierała mu jakąkolwiek chęć w przeciwieństwie do przyjemnego zastrzyku adrenaliny.
Bezwiednie ruszył w kierunku kanapy. Zachwiało go, źle wycelował, a może ugięły się pod nim nogi o tę chwilę za wcześnie. Wylądował tyłkiem na ziemi, ledwo milimetr za plecami mając kanapę, o którą natychmiast się oparł. Na szczęście w tej części jego mieszkania znajdował się dywan, a szkło leżało w bezpiecznej odległości.
Kyou nie żył od dziesięciu lat.
Przez chwilę wodził spojrzeniem za kapiącą na ziemię krwią, która natychmiast znikała. Nigdy nie reagował tak na żadnego ducha, mimo że widział niektóre w znacznie gorszym stanie. Wszystkie były jednak obce. Nawet te, z którymi nawiązywał jakieś interakcje - nie znał ich za życia.
– To nic. Nie trzeba opatrywać – powiedział w końcu, przenosząc wzrok na zranioną dłoń.
Krwi wcale nie było tak dużo jak się spodziewał. Rozrzedzona przez alkohol i rozmazana teraz już na obu jego dłoniach. Przetarł ranę, jakby próbując zetrzeć jej istnienie, co sprawiło, że pojawiła się kolejna strużka świeżej krwi. Bez namysłu wytarł obie ręce o spodnie, co na niewiele się zdało poza kolejnymi plamami.
Nie potrafił skupić się na niczym. Miał tu przecież apteczkę, ale nie ona wwiercała teraz dziurę w jego mózgu.
– Więc niby to co ma być jak nie zemsta? Nie zmieniłem zdania, jesteś jebanym zdrajcą. Skoro zostałeś to nadal miałeś te dziesięć lat żeby... nie wiem kurwa, chociażby się pokazać... albo nie, po prostu odezwać. Całe. Jebane. Dziesięć. Lat – wycedził przez zaciśnięte, nie tylko z bólu zęby – I kiedy się pojawiłeś? Dopiero teraz, jak cię ukuło w dupsko, że na balu miałem rację. Przyznaj się chociaż, że nawet nie jesteś tu dla mnie, tylko żeby uspokoić swoje sumienie.
@Nakamura Kyou
Kyou w końcu powiedział na głos to, co Jiro nie chciało przejść ani przez gardło ani nawet przez myśl. Wolał więc wylać irytację na ten mentorski ton głosu, mimo że przez wiele lat wsłuchiwał się w niego niemal z uwielbieniem. Dawane nim rady co prawda zwykle wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim, nie pozostawiając w tym pustym łbie po sobie nawet śladu, ale to nie on był ważny. Liczył się głos.
Głos, którego nie mógł teraz znieść.
– Dziesięć lat – powtórzył, już całkiem zbity z tropu.
Potrząsnął gwałtownie głową. Miał wrażenie, że wszystko zaczyna się układać i do siebie pasować, a jednocześnie czuł, że nadal tonie w tym chaosie. Ledwo co mógł wziąć głębszy oddech. Rozpacz była tak bliźniaczo podobna do wkurwienia, a mimo to nie mógł się w niej odnaleźć. Odbierała mu jakąkolwiek chęć w przeciwieństwie do przyjemnego zastrzyku adrenaliny.
Bezwiednie ruszył w kierunku kanapy. Zachwiało go, źle wycelował, a może ugięły się pod nim nogi o tę chwilę za wcześnie. Wylądował tyłkiem na ziemi, ledwo milimetr za plecami mając kanapę, o którą natychmiast się oparł. Na szczęście w tej części jego mieszkania znajdował się dywan, a szkło leżało w bezpiecznej odległości.
Kyou nie żył od dziesięciu lat.
Przez chwilę wodził spojrzeniem za kapiącą na ziemię krwią, która natychmiast znikała. Nigdy nie reagował tak na żadnego ducha, mimo że widział niektóre w znacznie gorszym stanie. Wszystkie były jednak obce. Nawet te, z którymi nawiązywał jakieś interakcje - nie znał ich za życia.
– To nic. Nie trzeba opatrywać – powiedział w końcu, przenosząc wzrok na zranioną dłoń.
Krwi wcale nie było tak dużo jak się spodziewał. Rozrzedzona przez alkohol i rozmazana teraz już na obu jego dłoniach. Przetarł ranę, jakby próbując zetrzeć jej istnienie, co sprawiło, że pojawiła się kolejna strużka świeżej krwi. Bez namysłu wytarł obie ręce o spodnie, co na niewiele się zdało poza kolejnymi plamami.
Nie potrafił skupić się na niczym. Miał tu przecież apteczkę, ale nie ona wwiercała teraz dziurę w jego mózgu.
– Więc niby to co ma być jak nie zemsta? Nie zmieniłem zdania, jesteś jebanym zdrajcą. Skoro zostałeś to nadal miałeś te dziesięć lat żeby... nie wiem kurwa, chociażby się pokazać... albo nie, po prostu odezwać. Całe. Jebane. Dziesięć. Lat – wycedził przez zaciśnięte, nie tylko z bólu zęby – I kiedy się pojawiłeś? Dopiero teraz, jak cię ukuło w dupsko, że na balu miałem rację. Przyznaj się chociaż, że nawet nie jesteś tu dla mnie, tylko żeby uspokoić swoje sumienie.
@Nakamura Kyou
Słysząc ten łoskot, wręcz od razu znalazł się przy nim. Odruchowo kucnął, zaczął się rozglądać za szkłem, które dla niego nie znaczyło nic, ale po co Jiro miał się ranić na nowo, i na nowo, i na nowo?
- Trzeba oczyścić. Może wdać się zakażenie, a ono jest gorsze niż sama rana. Zakażenia nie wolno ignorować, więc no już już... - mówił, intuicyjnie chcąc zebrać z podłogi kawałek dalej szkło, ale zapomniał że nie mógł. Przyzwyczajenie po tej jednej nocy, po tym jednym balu? Dziesięć lat nie miał ciała, żeby...
Spojrzał zaskoczony na niego, kolejnymi zarzutami. Powinien się dziwić? A może... Może to było naturalne? Kolejny błąd jaki popełnił, próbując pomóc Jiro - czasem się czuł jakby chłopak odbierał wszystko po swojemu, niezależnie od intencji czy słów, które padały. Ale też nie mogło go to dziwić przecież! Kiedy się poznali, on sam był nastolatkiem. Nie mógłby go wyciągnąć i zabrać z Nanashi, zająć się nim tak prawdziwie, żeby ten mógł złamać przeświadczenia i nawyki wyciągnięte ze slumsów...
- Zapomniałem... Przepraszam... - powiedział, uśmiechając się w zakłopotaniu. - Może chciałem wierzyć, że to nic..? Zapomniałem, że moja siostra mogła być jedyną osobą, która mogłaby ci dać znać o tym co się stało... Ale wtedy... Chyba wszystkim uciekło. Ale to nie jej wina, naprawdę! Długo leżała po wszystkim w szpitalu... - wyjaśnił, chociaż czy dla Jiro to wszystko znaczyło cokolwiek więcej niż czyste brednie i bredzenie? Te słowa, leżenie w szpitalu...
Jak miał mu wytłumaczyć, że przez pierwsze lata egzystencji ducha czekał, żeby skazano jego mordercę? Bał się, że on wróci po jego siostrę? Po jej rodzinę? Bał się, że to wszystko się powtórzy, a jego tam nie będzie, żeby móc jej pomóc.
Już teraz go nie było. Już teraz nie mógł zdziałać wiele. Już teraz...
- Przepraszam cię Jiro, nawet moja siostra nie wiedziała... Nie pokazałem się... Nikomu. Nikomu z rodziny, że znajomych... Nie tak chcąc, bo... -zawahał się na moment, śmiejąc krótko i nerwowo, jakby to było dla niego kłopoczące. - Powiedziałabym spójrz na mnie, ale lepiej nie. Nie chciałem nikogo straszyć... Nie przyszedłbym tutaj, gdybym wiedział, że jesteś medium... - dodał, zastanawiając się jak wiele Jiro rozumiał, a może raczej nie rozumiał z tego, czym był i dlaczego tak wyglądał. Był jak ona, dziewczyna którą poznał podczas tego balu? Oboje potrzebowali pomocy, opieki, kogoś kto byłby w stanie ich obronić, chociaż Kyou był najgorszym bokserem świata. Nie potrafił się bronić, nie potrafił odbić ciosu, a jednak kiedy przychodziło co do czego, robił to bezmyślnie.
Tak jak wtedy, ponad dziesięć lat temu...
- To... Trochę bardziej skomplikowane, dlaczego tutaj jestem. Chciałem zobaczyć... Czego potrzebujesz. I czy wciąż tutaj jesteś. Tak jak... Tak jak na balu mogłeś mnie dotknąć, to możliwe, że niedługo znów będę miał ciało - mówił dalej, ostatecznie siadając na podłodze, chociaż bardziej z boku kanapy, jakby chcąc dać możliwość Jiro, aby na niego nie patrzył - nie tak bezpośrednio. Nie chciał być cały czas na jego widoku, nie w takim stanie...
- Przez pierwsze lata... Nie zostawiałem mojej siostry nawet na krok. To... To była zagmatwana historia, bałem się że tamten mężczyzna wróci. Chciał ją zabić... Ale to nic, nic jej nie jest, wiesz? Teraz ma męża, i taką przeuroczą córeczkę..! - powiedział, nieco bardziej się uśmiechając na to wspomnienie. Zaraz jednak odchrząknął lekko, kręcąc głową.
- Przepraszam... Te 10 lat... Ten czas tak dziwnie płynie w tym stanie... Powinienem się pojawić wcześniej, masz rację... - Nawet jeśli tak nie myślał; nawet jeśli wiedział nie miałby tylko odwagi w sobie, żeby zjawić się w tym miejscu po swojej śmierci, wiedział że chłopak po prostu potrzebował usłyszeć tych słów.
@Hasegawa Jirō
- Trzeba oczyścić. Może wdać się zakażenie, a ono jest gorsze niż sama rana. Zakażenia nie wolno ignorować, więc no już już... - mówił, intuicyjnie chcąc zebrać z podłogi kawałek dalej szkło, ale zapomniał że nie mógł. Przyzwyczajenie po tej jednej nocy, po tym jednym balu? Dziesięć lat nie miał ciała, żeby...
Spojrzał zaskoczony na niego, kolejnymi zarzutami. Powinien się dziwić? A może... Może to było naturalne? Kolejny błąd jaki popełnił, próbując pomóc Jiro - czasem się czuł jakby chłopak odbierał wszystko po swojemu, niezależnie od intencji czy słów, które padały. Ale też nie mogło go to dziwić przecież! Kiedy się poznali, on sam był nastolatkiem. Nie mógłby go wyciągnąć i zabrać z Nanashi, zająć się nim tak prawdziwie, żeby ten mógł złamać przeświadczenia i nawyki wyciągnięte ze slumsów...
- Zapomniałem... Przepraszam... - powiedział, uśmiechając się w zakłopotaniu. - Może chciałem wierzyć, że to nic..? Zapomniałem, że moja siostra mogła być jedyną osobą, która mogłaby ci dać znać o tym co się stało... Ale wtedy... Chyba wszystkim uciekło. Ale to nie jej wina, naprawdę! Długo leżała po wszystkim w szpitalu... - wyjaśnił, chociaż czy dla Jiro to wszystko znaczyło cokolwiek więcej niż czyste brednie i bredzenie? Te słowa, leżenie w szpitalu...
Jak miał mu wytłumaczyć, że przez pierwsze lata egzystencji ducha czekał, żeby skazano jego mordercę? Bał się, że on wróci po jego siostrę? Po jej rodzinę? Bał się, że to wszystko się powtórzy, a jego tam nie będzie, żeby móc jej pomóc.
Już teraz go nie było. Już teraz nie mógł zdziałać wiele. Już teraz...
- Przepraszam cię Jiro, nawet moja siostra nie wiedziała... Nie pokazałem się... Nikomu. Nikomu z rodziny, że znajomych... Nie tak chcąc, bo... -zawahał się na moment, śmiejąc krótko i nerwowo, jakby to było dla niego kłopoczące. - Powiedziałabym spójrz na mnie, ale lepiej nie. Nie chciałem nikogo straszyć... Nie przyszedłbym tutaj, gdybym wiedział, że jesteś medium... - dodał, zastanawiając się jak wiele Jiro rozumiał, a może raczej nie rozumiał z tego, czym był i dlaczego tak wyglądał. Był jak ona, dziewczyna którą poznał podczas tego balu? Oboje potrzebowali pomocy, opieki, kogoś kto byłby w stanie ich obronić, chociaż Kyou był najgorszym bokserem świata. Nie potrafił się bronić, nie potrafił odbić ciosu, a jednak kiedy przychodziło co do czego, robił to bezmyślnie.
Tak jak wtedy, ponad dziesięć lat temu...
- To... Trochę bardziej skomplikowane, dlaczego tutaj jestem. Chciałem zobaczyć... Czego potrzebujesz. I czy wciąż tutaj jesteś. Tak jak... Tak jak na balu mogłeś mnie dotknąć, to możliwe, że niedługo znów będę miał ciało - mówił dalej, ostatecznie siadając na podłodze, chociaż bardziej z boku kanapy, jakby chcąc dać możliwość Jiro, aby na niego nie patrzył - nie tak bezpośrednio. Nie chciał być cały czas na jego widoku, nie w takim stanie...
- Przez pierwsze lata... Nie zostawiałem mojej siostry nawet na krok. To... To była zagmatwana historia, bałem się że tamten mężczyzna wróci. Chciał ją zabić... Ale to nic, nic jej nie jest, wiesz? Teraz ma męża, i taką przeuroczą córeczkę..! - powiedział, nieco bardziej się uśmiechając na to wspomnienie. Zaraz jednak odchrząknął lekko, kręcąc głową.
- Przepraszam... Te 10 lat... Ten czas tak dziwnie płynie w tym stanie... Powinienem się pojawić wcześniej, masz rację... - Nawet jeśli tak nie myślał; nawet jeśli wiedział nie miałby tylko odwagi w sobie, żeby zjawić się w tym miejscu po swojej śmierci, wiedział że chłopak po prostu potrzebował usłyszeć tych słów.
@Hasegawa Jirō
Zęby zgrzytnęły zdecydowanie za głośno, nie oddając jednak w pełni złości, którą odczuwał Jiro. Ignorowanie rany przychodziło mu nad wyraz dobrze, niemal będąc wdzięcznym za te irytujące niteczki rwącego bólu przeszywające dłoń. To było ostatnie, co trzymało go w ryzach, pozwalając się skupić na czymkolwiek rzeczywistym.
Wspomnienie o zakażeniu powitał tylko rozbawionym prychnięciem. Może troska Kyou nie wydałaby mu się tak zabawna, gdyby kilka lat temu sam Razaro nie skamlał w nigdy nieodczytanych wiadomościach o pomoc w dużo gorszej sytuacji. Przerażony i powalony przez gorączkę.
– Zapomniałeś, że istnieję – podsumował cały jego wywód.
Nie musiał patrzeć na swojego nauczyciela, by wyczuć w jego głosie te plączące się uśmieszki. Nie robiły na nim większego wrażenia, nie uspokajały go ani trochę. Jedyny uśmiech jaki mógłby w tym momencie odwzajemnić byłby ostrzegawczym obnażeniem kłów. Jak zwierzę tuż przed ugryzieniem.
Najgorsze było to, że Jiro rozumiał. W pełni rozumiał dlaczego nikt go nie poinformował. Gdyby nie był zwykłym szczurem, który zyskiwał uwagę tylko i wyłącznie dlatego, by Kyou mógł sobie nim poprawiać mniemanie o sobie, najpewniej ktoś by pamiętał.
Drgnął nerwowo na wzmiankę o medium. Zerknął na chwilę w bok, na yurei. Powinien to sprostować? Zabawne, że nie chciał kłamać, skoro właśnie odkrywał, że sam był okłamywany. Niby przemilczenie prawdy nie było kłamstwem, ale jakie to wszystko miało już teraz znaczenie. Kyou i tak by to nie obchodziło. Był tu tylko wyłącznie ponawijać mu jakiś oklepany śmietnik na uszy, dostać rozgrzeszenie i zniknąć. Odpuścił.
– A gdzie twoim zdaniem miałbym być? – rzucił powątpiewająco – W apartamentowcu w centrum czy we własnej kancelarii prawniczej? Niczego nie potrzebuję, zwłaszcza od ciebie. Świetnie sobie radzę.
Kontrakt.
Mógłby mieć go z Jiro, gdy ten jeszcze żył. Mógłby mu pomóc. Odwdzięczyć się za wszystko. Wtedy, gdy jeszcze wierzył, że to było szczere. Mógłby mieć przyjaciela jeszcze kilka lat przy sobie, zanim sam by nie zginął.
Mając kogoś, kto by go powstrzymał wcale nie musiałby umrzeć.
– Bardzo dobrze. Zdobywaj kontrakt jak najszybciej – wypalił nagle, choć coś w jego głosie drgnęło nieprzyjemnie – Przynajmniej będę miał pewność, że nie będziesz się tu kręcił. Za bardzo się brzydzisz.
Kolejne tłumaczenia, kolejne wyjaśnienia i opowieści. W innej sytuacji zainteresowałby się kilkoma szczegółami, o które już nawet teraz korciło go dopytać. Ledwo udało mu się to w sobie zdusić. Nie. Nie powinno go to obchodzić.
– Nie – przerwał mu kolejny warknięciem, po raz pierwszy od dłuższej chwili odwracając głowę w stronę yurei i wbijając w niego zaślepione wściekłością spojrzenie – Po prostu kurwa nie. Nie powinieneś się tu pojawiać ani wcześniej ani teraz. Ty miałeś sporo wpatrzonych w ciebie szczeniaków. Ja miałem tylko ciebie. Wolałbym nadal na ciebie czekać niż dostać potwierdzenie, że po prostu zapomniałeś.
Jeżeli nie mógł mieć przy sobie prawdziwego Kyou, wystarczało samo wyobrażenie o nim. Nawet jeżeli było naiwne i nieprawdziwe. A teraz nawet ono nosiło trudną do zignorowania rysę, która robiła się większa z każdą chwilą, by wkrótce sprawić, że obraz rozpadnie się na kawałki.
@Nakamura Kyou
Wspomnienie o zakażeniu powitał tylko rozbawionym prychnięciem. Może troska Kyou nie wydałaby mu się tak zabawna, gdyby kilka lat temu sam Razaro nie skamlał w nigdy nieodczytanych wiadomościach o pomoc w dużo gorszej sytuacji. Przerażony i powalony przez gorączkę.
– Zapomniałeś, że istnieję – podsumował cały jego wywód.
Nie musiał patrzeć na swojego nauczyciela, by wyczuć w jego głosie te plączące się uśmieszki. Nie robiły na nim większego wrażenia, nie uspokajały go ani trochę. Jedyny uśmiech jaki mógłby w tym momencie odwzajemnić byłby ostrzegawczym obnażeniem kłów. Jak zwierzę tuż przed ugryzieniem.
Najgorsze było to, że Jiro rozumiał. W pełni rozumiał dlaczego nikt go nie poinformował. Gdyby nie był zwykłym szczurem, który zyskiwał uwagę tylko i wyłącznie dlatego, by Kyou mógł sobie nim poprawiać mniemanie o sobie, najpewniej ktoś by pamiętał.
Drgnął nerwowo na wzmiankę o medium. Zerknął na chwilę w bok, na yurei. Powinien to sprostować? Zabawne, że nie chciał kłamać, skoro właśnie odkrywał, że sam był okłamywany. Niby przemilczenie prawdy nie było kłamstwem, ale jakie to wszystko miało już teraz znaczenie. Kyou i tak by to nie obchodziło. Był tu tylko wyłącznie ponawijać mu jakiś oklepany śmietnik na uszy, dostać rozgrzeszenie i zniknąć. Odpuścił.
– A gdzie twoim zdaniem miałbym być? – rzucił powątpiewająco – W apartamentowcu w centrum czy we własnej kancelarii prawniczej? Niczego nie potrzebuję, zwłaszcza od ciebie. Świetnie sobie radzę.
Kontrakt.
Mógłby mieć go z Jiro, gdy ten jeszcze żył. Mógłby mu pomóc. Odwdzięczyć się za wszystko. Wtedy, gdy jeszcze wierzył, że to było szczere. Mógłby mieć przyjaciela jeszcze kilka lat przy sobie, zanim sam by nie zginął.
Mając kogoś, kto by go powstrzymał wcale nie musiałby umrzeć.
– Bardzo dobrze. Zdobywaj kontrakt jak najszybciej – wypalił nagle, choć coś w jego głosie drgnęło nieprzyjemnie – Przynajmniej będę miał pewność, że nie będziesz się tu kręcił. Za bardzo się brzydzisz.
Kolejne tłumaczenia, kolejne wyjaśnienia i opowieści. W innej sytuacji zainteresowałby się kilkoma szczegółami, o które już nawet teraz korciło go dopytać. Ledwo udało mu się to w sobie zdusić. Nie. Nie powinno go to obchodzić.
– Nie – przerwał mu kolejny warknięciem, po raz pierwszy od dłuższej chwili odwracając głowę w stronę yurei i wbijając w niego zaślepione wściekłością spojrzenie – Po prostu kurwa nie. Nie powinieneś się tu pojawiać ani wcześniej ani teraz. Ty miałeś sporo wpatrzonych w ciebie szczeniaków. Ja miałem tylko ciebie. Wolałbym nadal na ciebie czekać niż dostać potwierdzenie, że po prostu zapomniałeś.
Jeżeli nie mógł mieć przy sobie prawdziwego Kyou, wystarczało samo wyobrażenie o nim. Nawet jeżeli było naiwne i nieprawdziwe. A teraz nawet ono nosiło trudną do zignorowania rysę, która robiła się większa z każdą chwilą, by wkrótce sprawić, że obraz rozpadnie się na kawałki.
@Nakamura Kyou
- Zapomniałem o wszystkim... - powiedział cicho. Im dłużej trwał w tym wszystkim, tym dłużej wszystko się zacierało. Chociaż najgorszy był początek, najgorszy był pierwszy rok, kiedy dopiero się orientował i uświadamiał sobie to, co się wydarzyło. Zaczynał rozumieć, że nie żyje. Powoli wszystko do niego docierało, powoli... - To... to nie takie proste tak być przez tyle lat... wszystkie wspomnienia... - zawahał się, nie będąc pewnym czy powinien to wyjaśniać i tłumaczyć. Czy on w ogóle chciał tego słuchać? Dla niego to były zwyczajne usprawiedliwienia przecież.
A gdzie twoim zdaniem miałbym być?
Nie chciał odpowiadać, nie chciał nawet tego wymawiać na głos, bo możliwe, że ten lęk tak mocno chwycił go dopiero w tej chwili, kiedy ta opcja stała się zbyt rzeczywista. Nie chciał myśleć o tym, że Jiro mógłby być martwy - może to wyrzuty sumienia? Może tym bardziej by się obwiniał za to? Że może gdyby rzeczywiście żył, on by nigdy nie zginął? Ale tu i teraz był żywy... Dawał sobie radę...
- Hej, żyjesz i pracujesz... Po prostu się cieszę, że dajesz sobie radę, okej? - rzucił do niego, czując jak to wszystko w nim buzuje - jaki był na niego zły, wściekły, wręcz wrogi. Ale cieszył go ten drobny fakt. Co prawda Jiro był przygłupi - widział to wielokrotnie, często wystawiał jego zasoby ogromnej cierpliwości na testy, ale był zaradny. Tego nie mógł mu akurat odmówić, tej jednej rzeczy. Nawet jeśli czasem potrzebował nieco więcej wsparcia i pokazania odpowiedniej ścieżki. Nawet, jeśli nie przyswajał tak dużo i szybko książkowej wiedzy, nie był dobrym studentem - ale czemu miałby się dziwić? Nawet jeśli rozłożył jego laptopa i nigdy go nie złożył. Pamiętał to rozdrażnienie i zirytowanie, pamiętał jak musiał wyjść na moment i zostawić Jiro samego z tym sprzętem. Był zły? Czuł wtedy niemoc? Ale wiedział przecież, że chłopak nie chciał źle - po prostu nie miał na tyle umiejętności wtedy, żeby złożyć komputer z powrotem w całość. Znaleźli inne rozwiązanie, a teraz...
Spojrzał na niego zaskoczony na moment, słysząc jego nagły zryw w słowach.
- Jiro... Ile razy ci to mówiłem? Brzydzenie się tego miejsca nie oznacza, że brzydzę się ciebie... - powiedział od razu, chociaż jego ton był spokojny. Naprawdę tak myślał? Że brzydził się nim? Nie chciał nawet zagłębiać się w sprawę kontraktu - to nie było przecież niczym pewnym. - Mogłoby tu być... nieco czyściej... Ale z tym mógłbym ci przecież pomóc w tym - rzucił, wzdychając cicho. Nawet jeśli była to ciężka i mozolna praca, nie miał nic przeciwko niej.
Spojrzał na niego zaskoczony, jak ten warknął na niego. Nie do końca zrozumiał w pierwszej chwili. Wpatrywał się w niego przez dłuższy moment...
- Ty myślisz, że zapomniałem tylko o tobie? - zapytał powoli i cicho, jakby bardziej analizował na głos to co właśnie usłyszał. Zranił go, wiedział przecież, że go zranił, ale...
- Czego oczekujesz... że będę cię przepraszał za to, że ktoś mnie zamordował? - zapytał, czując jakby wszystkie dziesięć lat do niego zaczynały wracać. Jego paranoja, jego lęk przed tym, że ten mężczyzna mógłby wrócić. Że mógłby ją zabić? Że nie mógłby niczego zdziałać, bo nie miał wystarczająco odwagi, żeby obciążyć kogoś zawarciem kontraktu wcześniej? - Mam cię przepraszać, że spędziłem praktycznie dziesięć lat, czekając? Patrząc czy ten pierdolony typ nie wróci zamordować mojej siostry, bo wtedy go powstrzymałem? Bo go nie zamknęli? - zapytał znów, chociaż nawet nie pamiętał czy kiedykolwiek przeklnął przy Jiro - czy kiedykolwiek wyrzucił z siebie jakikolwiek żal, to co jego bolało. Dlaczego miałby go tym obciążać? Dlaczego miałby...
Może dlatego zawsze skupiał się na pomocy innym - to przecież było łatwiejsze. Kiedy patrzyło się na problemy z oddali, wydawały się ważniejsze. Mógł się wtedy na nich skupić, mógł nie myśleć o tym co jego samego gnębiło. Migreny, problemy ze snem, problemy w zwyczajnym rozluźnieniu się czy wyjściu się rozerwać ze znajomymi. Zawsze był sztywniakiem - zawsze mniej pił, nigdy nie szukał tak dużo interakcji. Może czuł się też wiecznie zmęczony? Zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy do pomocy... to mu sprawiało przyjemność, kiedy mógł pomagać. Nie żałował tego nigdy - ale czy to w ogóle było dla niego dobre? Czy powinien tak bardzo skupiać się na innych zamiast sobie? - Może powinienem zapomnieć? O wszystkim! W przeciwieństwie do tamtych szczeniaków, ciebie pamiętam! Hasegawa Jirō, chłopak którego moja siostra zrobiła wielkie oczy, kiedy ją zaczynałeś zaczepiać o jedzenie, bo byłeś głodny. Oczywiście, że nie odczepiłeś się póki go nie dostałeś, a ona mnie namówiła, żeby zacząć ci je wynosić - mówił, zaczynał mu wręcz wyrzucać. - Jak wpuszczałem cię do domu pod nieobecność rodziców? Najgorszy byłem, kiedy kazałem ci się umyć. Jak oddawałem pieniądze zarobione na ciebie? Myślisz, że dostawałem kieszonkowe? Przewalałem praktycznie każdego jena na ciebie, kretynie - dodał znów, chociaż nie był zły o takie rzeczy - nie o te materialne. Nawet kiedy wydawał się zirytowany, był bardziej zły o ten zarzut, że nie pamiętał. Nie był w stanie, nie potrafił...
- Ile telefonów rozkręciłeś? Laptopów? Co potrzebowałeś to starałem się zorganizować! Coś wymyślić, coś pomóc... Wiesz na co liczyłem? Że dasz sobie radę! Że się nauczysz czegokolwiek! Myślisz, że co, dostawałem jakieś jebane punkciki przez ciebie? - rzucił, wstrzymując na moment oddech. Nawet uniósł głos, rzadko mu się to zdarzało - nie krzyczał. - Nie zliczę, ile razy przez ciebie coś zawaliłem prawie w szkole! Oddanie pracy na czas, zaspanie bo przesiedziałem z tobą za długo po nocy, próbując rozgryźć schemat elektryczny... Nie byłem elektrykiem nigdy! Nie rozumiem tego, nie byłbym w stanie iść i pogrzebać w tych lampach! - dodał, wymachując gwałtownie na lampy, które nawet nie był pewne czy były schematami, które omawiał z nim. To była nauka z mnóstwem prób i błędów. - Och, przepraszam, że czasem pomagałem innym, bo inni też potrzebowali pomocy. No tak, szok, że świat się nie kręcił wokół chłopaka z pieprzonych slumsów - rzucił gorzko. - Zdradzę ci sekret, mieszkałem całe życie w Asakurze i wiesz co? I gówno, nie żyję. Mój morderca nawet nie dostał odsiadki, przekupił policję - prychnął, wciąż zły, zirytowany, czując jak wszystkie emocje tłumione przez dzisięć jeśli nie więcej lat, cała złość i zgorzkniałość się w nim gotuje.
Nie, nei był zły na Jiro. Był zły na jego zarzuty i jego słowa - ale nie na niego samego. Może miał nadzieję, że zrozumie..? Skoro widział duchy, jeśli...
Chociaż czego oczekiwał?
- Przepraszam, że zostałem zamordowany. Tak, masz rację, lepiej się bratać z silniejszymi, bo da ci to jakiekolwiek przetrwanie. Tylko wiesz co? Wyraźnie jestem największym frajerem, bo zawsze bratam się ze słabszymi! - rzucił, podnosząc się z ziemi, czując jakby miało go zaraz coś roznieść, kiedy zaczynał tak treptać w jedną i w drugą stronę. Szkło po butelce wina rozbite na podłodze nie wydawało żadnego dźwięki. Denerwowało go to, nie mógł wpłynąć na otaczający go świat - nie mógł. Przez dziesięć lat.
A i tak spróbował kopnąć jeden ze stolików, kiedy jego noga zupełnie przeleciała przez niego. Spróbował ponownie, znów nie mogą w jakikolwiek sposób zareagować na to wszystko.
- Także bardzo mi przykro, jesteś zadowolony? Czekałeś na największego frajera, który nawet przez dziesięć lat kontraktu nie zawarł! Zginąłem, bo kogoś broniłem. Zawsze to tak działało, ile razy dostałem wpierdol, bo ktoś większy zaczepiał ciebie? Ciebie... przecież ty mnie szybko przerosłeś, a i tak to ja zawsze zbierałem manto! - znów rzucił rozżalony, chociaż czy nie bardziej do siebie? Nawet nie patrzył na chłopaka w tym momencie. Odwrócił wzrok od niego, wbijając go w drzwi. Powinien wyjść? Powinien, tak. Nie powinien się tutaj zjawiać, miał zupełną rację. Ale dlaczego nie mógł się ruszyć.
- Nie obchodzi mnie twoje widzimisię. Jak zdobędę kontrakt i tak tutaj wrócę i posprzątam ci ten syf - zapowiedział, znów w złości próbując rozsypane szkło, które nawet nie drgnęło o milimetr.
@Hasegawa Jirō
A gdzie twoim zdaniem miałbym być?
Nie chciał odpowiadać, nie chciał nawet tego wymawiać na głos, bo możliwe, że ten lęk tak mocno chwycił go dopiero w tej chwili, kiedy ta opcja stała się zbyt rzeczywista. Nie chciał myśleć o tym, że Jiro mógłby być martwy - może to wyrzuty sumienia? Może tym bardziej by się obwiniał za to? Że może gdyby rzeczywiście żył, on by nigdy nie zginął? Ale tu i teraz był żywy... Dawał sobie radę...
- Hej, żyjesz i pracujesz... Po prostu się cieszę, że dajesz sobie radę, okej? - rzucił do niego, czując jak to wszystko w nim buzuje - jaki był na niego zły, wściekły, wręcz wrogi. Ale cieszył go ten drobny fakt. Co prawda Jiro był przygłupi - widział to wielokrotnie, często wystawiał jego zasoby ogromnej cierpliwości na testy, ale był zaradny. Tego nie mógł mu akurat odmówić, tej jednej rzeczy. Nawet jeśli czasem potrzebował nieco więcej wsparcia i pokazania odpowiedniej ścieżki. Nawet, jeśli nie przyswajał tak dużo i szybko książkowej wiedzy, nie był dobrym studentem - ale czemu miałby się dziwić? Nawet jeśli rozłożył jego laptopa i nigdy go nie złożył. Pamiętał to rozdrażnienie i zirytowanie, pamiętał jak musiał wyjść na moment i zostawić Jiro samego z tym sprzętem. Był zły? Czuł wtedy niemoc? Ale wiedział przecież, że chłopak nie chciał źle - po prostu nie miał na tyle umiejętności wtedy, żeby złożyć komputer z powrotem w całość. Znaleźli inne rozwiązanie, a teraz...
Spojrzał na niego zaskoczony na moment, słysząc jego nagły zryw w słowach.
- Jiro... Ile razy ci to mówiłem? Brzydzenie się tego miejsca nie oznacza, że brzydzę się ciebie... - powiedział od razu, chociaż jego ton był spokojny. Naprawdę tak myślał? Że brzydził się nim? Nie chciał nawet zagłębiać się w sprawę kontraktu - to nie było przecież niczym pewnym. - Mogłoby tu być... nieco czyściej... Ale z tym mógłbym ci przecież pomóc w tym - rzucił, wzdychając cicho. Nawet jeśli była to ciężka i mozolna praca, nie miał nic przeciwko niej.
Spojrzał na niego zaskoczony, jak ten warknął na niego. Nie do końca zrozumiał w pierwszej chwili. Wpatrywał się w niego przez dłuższy moment...
- Ty myślisz, że zapomniałem tylko o tobie? - zapytał powoli i cicho, jakby bardziej analizował na głos to co właśnie usłyszał. Zranił go, wiedział przecież, że go zranił, ale...
- Czego oczekujesz... że będę cię przepraszał za to, że ktoś mnie zamordował? - zapytał, czując jakby wszystkie dziesięć lat do niego zaczynały wracać. Jego paranoja, jego lęk przed tym, że ten mężczyzna mógłby wrócić. Że mógłby ją zabić? Że nie mógłby niczego zdziałać, bo nie miał wystarczająco odwagi, żeby obciążyć kogoś zawarciem kontraktu wcześniej? - Mam cię przepraszać, że spędziłem praktycznie dziesięć lat, czekając? Patrząc czy ten pierdolony typ nie wróci zamordować mojej siostry, bo wtedy go powstrzymałem? Bo go nie zamknęli? - zapytał znów, chociaż nawet nie pamiętał czy kiedykolwiek przeklnął przy Jiro - czy kiedykolwiek wyrzucił z siebie jakikolwiek żal, to co jego bolało. Dlaczego miałby go tym obciążać? Dlaczego miałby...
Może dlatego zawsze skupiał się na pomocy innym - to przecież było łatwiejsze. Kiedy patrzyło się na problemy z oddali, wydawały się ważniejsze. Mógł się wtedy na nich skupić, mógł nie myśleć o tym co jego samego gnębiło. Migreny, problemy ze snem, problemy w zwyczajnym rozluźnieniu się czy wyjściu się rozerwać ze znajomymi. Zawsze był sztywniakiem - zawsze mniej pił, nigdy nie szukał tak dużo interakcji. Może czuł się też wiecznie zmęczony? Zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy do pomocy... to mu sprawiało przyjemność, kiedy mógł pomagać. Nie żałował tego nigdy - ale czy to w ogóle było dla niego dobre? Czy powinien tak bardzo skupiać się na innych zamiast sobie? - Może powinienem zapomnieć? O wszystkim! W przeciwieństwie do tamtych szczeniaków, ciebie pamiętam! Hasegawa Jirō, chłopak którego moja siostra zrobiła wielkie oczy, kiedy ją zaczynałeś zaczepiać o jedzenie, bo byłeś głodny. Oczywiście, że nie odczepiłeś się póki go nie dostałeś, a ona mnie namówiła, żeby zacząć ci je wynosić - mówił, zaczynał mu wręcz wyrzucać. - Jak wpuszczałem cię do domu pod nieobecność rodziców? Najgorszy byłem, kiedy kazałem ci się umyć. Jak oddawałem pieniądze zarobione na ciebie? Myślisz, że dostawałem kieszonkowe? Przewalałem praktycznie każdego jena na ciebie, kretynie - dodał znów, chociaż nie był zły o takie rzeczy - nie o te materialne. Nawet kiedy wydawał się zirytowany, był bardziej zły o ten zarzut, że nie pamiętał. Nie był w stanie, nie potrafił...
- Ile telefonów rozkręciłeś? Laptopów? Co potrzebowałeś to starałem się zorganizować! Coś wymyślić, coś pomóc... Wiesz na co liczyłem? Że dasz sobie radę! Że się nauczysz czegokolwiek! Myślisz, że co, dostawałem jakieś jebane punkciki przez ciebie? - rzucił, wstrzymując na moment oddech. Nawet uniósł głos, rzadko mu się to zdarzało - nie krzyczał. - Nie zliczę, ile razy przez ciebie coś zawaliłem prawie w szkole! Oddanie pracy na czas, zaspanie bo przesiedziałem z tobą za długo po nocy, próbując rozgryźć schemat elektryczny... Nie byłem elektrykiem nigdy! Nie rozumiem tego, nie byłbym w stanie iść i pogrzebać w tych lampach! - dodał, wymachując gwałtownie na lampy, które nawet nie był pewne czy były schematami, które omawiał z nim. To była nauka z mnóstwem prób i błędów. - Och, przepraszam, że czasem pomagałem innym, bo inni też potrzebowali pomocy. No tak, szok, że świat się nie kręcił wokół chłopaka z pieprzonych slumsów - rzucił gorzko. - Zdradzę ci sekret, mieszkałem całe życie w Asakurze i wiesz co? I gówno, nie żyję. Mój morderca nawet nie dostał odsiadki, przekupił policję - prychnął, wciąż zły, zirytowany, czując jak wszystkie emocje tłumione przez dzisięć jeśli nie więcej lat, cała złość i zgorzkniałość się w nim gotuje.
Nie, nei był zły na Jiro. Był zły na jego zarzuty i jego słowa - ale nie na niego samego. Może miał nadzieję, że zrozumie..? Skoro widział duchy, jeśli...
Chociaż czego oczekiwał?
- Przepraszam, że zostałem zamordowany. Tak, masz rację, lepiej się bratać z silniejszymi, bo da ci to jakiekolwiek przetrwanie. Tylko wiesz co? Wyraźnie jestem największym frajerem, bo zawsze bratam się ze słabszymi! - rzucił, podnosząc się z ziemi, czując jakby miało go zaraz coś roznieść, kiedy zaczynał tak treptać w jedną i w drugą stronę. Szkło po butelce wina rozbite na podłodze nie wydawało żadnego dźwięki. Denerwowało go to, nie mógł wpłynąć na otaczający go świat - nie mógł. Przez dziesięć lat.
A i tak spróbował kopnąć jeden ze stolików, kiedy jego noga zupełnie przeleciała przez niego. Spróbował ponownie, znów nie mogą w jakikolwiek sposób zareagować na to wszystko.
- Także bardzo mi przykro, jesteś zadowolony? Czekałeś na największego frajera, który nawet przez dziesięć lat kontraktu nie zawarł! Zginąłem, bo kogoś broniłem. Zawsze to tak działało, ile razy dostałem wpierdol, bo ktoś większy zaczepiał ciebie? Ciebie... przecież ty mnie szybko przerosłeś, a i tak to ja zawsze zbierałem manto! - znów rzucił rozżalony, chociaż czy nie bardziej do siebie? Nawet nie patrzył na chłopaka w tym momencie. Odwrócił wzrok od niego, wbijając go w drzwi. Powinien wyjść? Powinien, tak. Nie powinien się tutaj zjawiać, miał zupełną rację. Ale dlaczego nie mógł się ruszyć.
- Nie obchodzi mnie twoje widzimisię. Jak zdobędę kontrakt i tak tutaj wrócę i posprzątam ci ten syf - zapowiedział, znów w złości próbując rozsypane szkło, które nawet nie drgnęło o milimetr.
@Hasegawa Jirō
Nie chciał tego słuchać. Może i był jak osioł głupi, ale i też jak osioł uparty. Nie potrafił wczuć się w sytuację Kyou, mimo że powinien ją doskonale rozumieć. Sam przeżył własną śmierć, ale nigdy nie rozmawiał o tym z innym yurei. Nie wiedział, że może istnieć coś innego niż zaślepiająca nienawiść, że cele mogą być tak różne, a chęć dokończenia zaległych spraw wcale nie musiała zmieniać się w podsycaną co rusz chęć zemsty, domagającą się spalenia wszystkiego na swojej drodze.
Zupełnie jakby nie widział korelacji z charakterem.
– Twoje przepraszam słyszę już któryś raz i każde, tak samo jak poprzednie, mam gdzieś.
Brnął uparcie w ślepą uliczkę, mimo że wystarczyłoby przecież odpuścić. To byłoby znacznie łatwiejsze. Jednak niekoniecznie dla kogoś, kto długo pielęgnował w sobie wszelkie urazy, dbając o nie bardziej niż o samego siebie.
– Czekając? – spytał w trudnej do rozdzielenia mieszance ponurego rozbawienia i niedowierzania – W takim razie nie spędziłeś tych lat, a je zwyczajnie zmarnowałeś. Dostałeś możliwość wymierzenia sprawiedliwości ponad durnym ludzkim prawem, a ty zamiast rozsmarować typa na ścianie jak robaka to czekałeś?
Nie powinien, dobrze to wiedział. Coś w zachowaniu Kyou się zmieniło. Śmierć niekoniecznie pozytywnie wpływała na yurei. Wolał to niż myśleć, że był jedynym, który nawet najcierpliwszych potrafił doprowadzić na skraj wytrzymałości. Nauczyciel nigdy nie przeklinał, nie przy nim, nie podnosił też głosu. Szczególnie na niego.
Jiro poczuł się nieswojo, co od razu dało się po nim poznać, bo zwykle nie dawał się tak zaszczuć. Zaskoczenie działało na jego niekorzyść.
– No tak, mały Hasegawa Jirō, najżałośniejsza glizda, która kiedykolwiek wypełzła ze śmietników Nanashi – burknął, niekoniecznie zadowolony z poruszania tego tematu, nie próbując jednak powstrzymywać Kyou w rozkręcaniu się – Faktycznie kurwa, jest co pamiętać. Wspomnienie tak cenne jak kod na kajzerki.
Gdyby tylko mógł to sam by zapomniał o tym wszystkim. Nie przyznawał się do szczerego nienawidzenia swojego życia, starannie ukrywając to pod lichym płaszczem głupich żartów i beztroskiego lekceważenia wszelkich błędów, niewygód czy przeszkód.
– Nakamura, nie zapędzaj się tak. Jedyne co się może kręcić wokół chłopaka z pieprzonych slumsów to sępy nad jego łbem.
Obserwowanie wściekłego Kyou sprawiało mu dziwną satysfakcję. Obcowanie z agresją było o wiele bardziej wygodne, o wiele bardziej przewidywalne niż normalne, zdrowe interakcje. Tu zasady były o wiele prostsze. Szumiąca w uszach adrenalina, rdzawy smak krwi w ustach, doprawiony goryczą porażki albo słodyczą zwycięstwa. Nie było miejsca na myślenie, na zastanawianie się, na rozpamiętywanie. Na rozgrzebywanie tych ran, których nie można było później opatrzyć zwykłym opatrunkiem.
Mój morderca nawet nie dostał odsiadki, przekupił policję.
To brzmiało tak znajomo. Niemal fizycznie zabolało.
– A ty przekupiłeś śmierć i nic dalej z tym nie zrobiłeś – wbił kolejną szpilę – Jeżeli nie jesteś w stanie go zabić, ja to zrobię. Chociaż w ten sposób odwdzięczę się twojej siostrze za wyciągnięcie do mnie ręki.
Zabrzmiało o wiele lepiej. Forma podziękowania, jedyna na jaką może być stać ducha, zamiast czystej zemsty za odebranie mu Kyou. Razaro powinien ważyć słowa, nawet będąc pijanym.
@Nakamura Kyou
Zupełnie jakby nie widział korelacji z charakterem.
– Twoje przepraszam słyszę już któryś raz i każde, tak samo jak poprzednie, mam gdzieś.
Brnął uparcie w ślepą uliczkę, mimo że wystarczyłoby przecież odpuścić. To byłoby znacznie łatwiejsze. Jednak niekoniecznie dla kogoś, kto długo pielęgnował w sobie wszelkie urazy, dbając o nie bardziej niż o samego siebie.
– Czekając? – spytał w trudnej do rozdzielenia mieszance ponurego rozbawienia i niedowierzania – W takim razie nie spędziłeś tych lat, a je zwyczajnie zmarnowałeś. Dostałeś możliwość wymierzenia sprawiedliwości ponad durnym ludzkim prawem, a ty zamiast rozsmarować typa na ścianie jak robaka to czekałeś?
Nie powinien, dobrze to wiedział. Coś w zachowaniu Kyou się zmieniło. Śmierć niekoniecznie pozytywnie wpływała na yurei. Wolał to niż myśleć, że był jedynym, który nawet najcierpliwszych potrafił doprowadzić na skraj wytrzymałości. Nauczyciel nigdy nie przeklinał, nie przy nim, nie podnosił też głosu. Szczególnie na niego.
Jiro poczuł się nieswojo, co od razu dało się po nim poznać, bo zwykle nie dawał się tak zaszczuć. Zaskoczenie działało na jego niekorzyść.
– No tak, mały Hasegawa Jirō, najżałośniejsza glizda, która kiedykolwiek wypełzła ze śmietników Nanashi – burknął, niekoniecznie zadowolony z poruszania tego tematu, nie próbując jednak powstrzymywać Kyou w rozkręcaniu się – Faktycznie kurwa, jest co pamiętać. Wspomnienie tak cenne jak kod na kajzerki.
Gdyby tylko mógł to sam by zapomniał o tym wszystkim. Nie przyznawał się do szczerego nienawidzenia swojego życia, starannie ukrywając to pod lichym płaszczem głupich żartów i beztroskiego lekceważenia wszelkich błędów, niewygód czy przeszkód.
– Nakamura, nie zapędzaj się tak. Jedyne co się może kręcić wokół chłopaka z pieprzonych slumsów to sępy nad jego łbem.
Obserwowanie wściekłego Kyou sprawiało mu dziwną satysfakcję. Obcowanie z agresją było o wiele bardziej wygodne, o wiele bardziej przewidywalne niż normalne, zdrowe interakcje. Tu zasady były o wiele prostsze. Szumiąca w uszach adrenalina, rdzawy smak krwi w ustach, doprawiony goryczą porażki albo słodyczą zwycięstwa. Nie było miejsca na myślenie, na zastanawianie się, na rozpamiętywanie. Na rozgrzebywanie tych ran, których nie można było później opatrzyć zwykłym opatrunkiem.
Mój morderca nawet nie dostał odsiadki, przekupił policję.
To brzmiało tak znajomo. Niemal fizycznie zabolało.
– A ty przekupiłeś śmierć i nic dalej z tym nie zrobiłeś – wbił kolejną szpilę – Jeżeli nie jesteś w stanie go zabić, ja to zrobię. Chociaż w ten sposób odwdzięczę się twojej siostrze za wyciągnięcie do mnie ręki.
Zabrzmiało o wiele lepiej. Forma podziękowania, jedyna na jaką może być stać ducha, zamiast czystej zemsty za odebranie mu Kyou. Razaro powinien ważyć słowa, nawet będąc pijanym.
@Nakamura Kyou
- I usłyszysz je chociażby setny raz, albo tysięczny, nawet jeśli masz je głęboko w dupie, bo ci się należy - zaraz wręcz mu odpyskował jak szczeniak. Zaraz zmarszczył brwi, słysząc jego drwinę. Czekał, wiedział czasem sam, że powinien może zadziałać - ale jak? Czym? Nie chciał, nie potrafił szukać samej zemsty za wszelką cenę, chcąc pilnować swojej siostry, swojej siostrzenicy... Nie chciał, żeby coś im się stało. Z jego strony, z kogokolwiek innej strony.
- Wyraźnie powinienem więc dostać papier z uczelni na doktora marnowania czasu, bo wyraźnie robiłem to też doskonale za życia - odwarknął na niego. Chciał rzucić co innego - chciał określić go w inny sposób, nazwać tak jak on sam siebie określił, żeby go zabolało, ale mimo złości i swojej własnej niemocy, nie był w stanie. Przez usta nie chciało mu przejść nazwanie Jiro glizdą - nie był przecież robactwem, nawet jeśli dla wielu ci w slumsach właśnie tym byli.
- Nie mów tak o sobie. Próbujesz się postawić niżej? Wiesz, że tak o tobie nie myślę - rzucił zaraz karcącym tonem jakby rozmawiał z kilkulatkiem. Cóż, tantrum rzucane przez Jiro z niczym innym mu się nie kojarzyło.
- Teraz już nie Kyou, teraz Nakamura? Bo tak wygodniej jest sobie wierzyć, że ktoś ci chciał pomóc, ale życie gówno? - rzucił do niego, zirytowany. Chociaż czy chłopak normalnie nie zwracał się do niego po nazwisku? Nie pamiętał nawet, ale coś go jeszcze rozdrażniło w tym fakcie - jakby chłopak próbował się od niego zdystansować.
Chłopak. A przecież byli niemalże w tym samym wieku. Przecież ta różnica się zacierała, im starsi byli. Czuł jak złość w nim buzowała i szukała jakiegokolwiek ujścia - nie był przyzwyczajony do takich emocji, do tego jak w ogóle powinien sobie z nią radzić. Zawsze starał się deeskalować konflikty zamiast je nasilać.
Ale może potrzebował jakiegoś kubła wody, żeby się zorientować, że drą się po sobie? Potrzebowała usłyszeć coś, czego nie chciał usłyszeć. Przez dziesięć lat nie zawarł konstruktu, bo nie chciał... Nie chciał, żeby ktoś miał krew na rękach; żeby ktoś próbował za niego rozwiązywać to wszystko...
Zamilkł na moment, wbijając spojrzenie w niego. Nie odezwał się przez dłuższą chwilę, jakby do niego dopiero po chwili dopiero dotarł do niego sens jego słów.
- Nie zrobisz tego, nie jesteś mordercą. I nie zostaniesz nim po to, żeby zrobić mi na złość - odezwał się w końcu w momencie, w którym Hasegawa mógł już odczuć, że wygrał kłótnie - że były nauczyciel nie ma już niczego do powiedzenia. Ale było wręcz przeciwnie, tym bardziej że udało mu się odzyskać spokój w głosie...
- Zmieniono mu dane. Nie znasz ich, nie potrafisz ich szukać tak łatwo w sieci. Za duże ściany tekstu do czytania, za dużo znaków, których możesz nie znać - rzucił, samemu je znając. - Wiesz też, że moja siostra by tego nie chciała. Żeby ktoś przez nią zginął, już i tak czuje się tak... - urwał, zaraz odchrząkając. Powstrzymał się, nie powinien o tym mówić - nie powinien zrzucać ani dawać mu takiej amunicji do ostrzału siebie samego. Nie powinien mówić mu o wyrzutach własnej siostry za to,. że to przez nią zginął tamtej noch - nie, powinien traktować Jiro jak niedojrzałe emocjonalnie dziecko. Pierw on musiał się uspokoić i opanować swoje emocje, nie mógł na niego zrzucać tego wszystkiego. - Po prostu chcesz mi zrobić na złość. Albo się zemścić - bo kogoś ci zabrano, dodał już w myślach, nie chcąc tego kończyć na głos.
- Jeśli spróbujesz, niedługo będę... Możliwe, że będę miał kontrakt. Będzie mi łatwiej cię pilnować, żebyś nie robił głupot - dodał znów, krzyżując dłonie na piersi.
@Hasegawa Jirō
- Wyraźnie powinienem więc dostać papier z uczelni na doktora marnowania czasu, bo wyraźnie robiłem to też doskonale za życia - odwarknął na niego. Chciał rzucić co innego - chciał określić go w inny sposób, nazwać tak jak on sam siebie określił, żeby go zabolało, ale mimo złości i swojej własnej niemocy, nie był w stanie. Przez usta nie chciało mu przejść nazwanie Jiro glizdą - nie był przecież robactwem, nawet jeśli dla wielu ci w slumsach właśnie tym byli.
- Nie mów tak o sobie. Próbujesz się postawić niżej? Wiesz, że tak o tobie nie myślę - rzucił zaraz karcącym tonem jakby rozmawiał z kilkulatkiem. Cóż, tantrum rzucane przez Jiro z niczym innym mu się nie kojarzyło.
- Teraz już nie Kyou, teraz Nakamura? Bo tak wygodniej jest sobie wierzyć, że ktoś ci chciał pomóc, ale życie gówno? - rzucił do niego, zirytowany. Chociaż czy chłopak normalnie nie zwracał się do niego po nazwisku? Nie pamiętał nawet, ale coś go jeszcze rozdrażniło w tym fakcie - jakby chłopak próbował się od niego zdystansować.
Chłopak. A przecież byli niemalże w tym samym wieku. Przecież ta różnica się zacierała, im starsi byli. Czuł jak złość w nim buzowała i szukała jakiegokolwiek ujścia - nie był przyzwyczajony do takich emocji, do tego jak w ogóle powinien sobie z nią radzić. Zawsze starał się deeskalować konflikty zamiast je nasilać.
Ale może potrzebował jakiegoś kubła wody, żeby się zorientować, że drą się po sobie? Potrzebowała usłyszeć coś, czego nie chciał usłyszeć. Przez dziesięć lat nie zawarł konstruktu, bo nie chciał... Nie chciał, żeby ktoś miał krew na rękach; żeby ktoś próbował za niego rozwiązywać to wszystko...
Zamilkł na moment, wbijając spojrzenie w niego. Nie odezwał się przez dłuższą chwilę, jakby do niego dopiero po chwili dopiero dotarł do niego sens jego słów.
- Nie zrobisz tego, nie jesteś mordercą. I nie zostaniesz nim po to, żeby zrobić mi na złość - odezwał się w końcu w momencie, w którym Hasegawa mógł już odczuć, że wygrał kłótnie - że były nauczyciel nie ma już niczego do powiedzenia. Ale było wręcz przeciwnie, tym bardziej że udało mu się odzyskać spokój w głosie...
- Zmieniono mu dane. Nie znasz ich, nie potrafisz ich szukać tak łatwo w sieci. Za duże ściany tekstu do czytania, za dużo znaków, których możesz nie znać - rzucił, samemu je znając. - Wiesz też, że moja siostra by tego nie chciała. Żeby ktoś przez nią zginął, już i tak czuje się tak... - urwał, zaraz odchrząkając. Powstrzymał się, nie powinien o tym mówić - nie powinien zrzucać ani dawać mu takiej amunicji do ostrzału siebie samego. Nie powinien mówić mu o wyrzutach własnej siostry za to,. że to przez nią zginął tamtej noch - nie, powinien traktować Jiro jak niedojrzałe emocjonalnie dziecko. Pierw on musiał się uspokoić i opanować swoje emocje, nie mógł na niego zrzucać tego wszystkiego. - Po prostu chcesz mi zrobić na złość. Albo się zemścić - bo kogoś ci zabrano, dodał już w myślach, nie chcąc tego kończyć na głos.
- Jeśli spróbujesz, niedługo będę... Możliwe, że będę miał kontrakt. Będzie mi łatwiej cię pilnować, żebyś nie robił głupot - dodał znów, krzyżując dłonie na piersi.
@Hasegawa Jirō
Cała ta niechęć i złość nie tylko paliła jego wnętrze niczym żywy ogień, zmuszając go by próbował pozbyć się jej z siebie wszelkimi sposobami - choćby za cenę pokąsania innych ostrymi słowami. Nie gasła samoistnie, co najwyżej wypalała na coraz to nowszych polach trwałe, sczerniałe ślady, przykrywając dawne wspomnienia popiołem aktualnych wyrzutów.
Słowa, które powinny go uspokajać, dolewały oliwy do ognia. Przeniósł wzrok, który jeszcze chwilę temu bez mrugnięcia okiem podążał za Kyou, na poranioną rękę. Nawet wyżywanie się na sobie nie przynosiło mu ulgi. Przywracało do rzeczywistości, nie pozwalało odpływać myślami, ale nie zagłuszało tego nieprzyjemnego ścisku w klatce piersiowej. Może to wina tego, że był pijany.
– Bardzo łatwo przychodzi ci próba zapewniania mnie, że jednak coś znaczę żeby za chwilę wbić mi szpilę, że nie potrafię najprostszych rzeczy.
Nawet nie zaprotestował. To, że ledwo potrafił czytać było już czymś do czego się przyzwyczaił, obchodząc to na najróżniejsze sposoby. Podobnie jak przyzwyczaił się do tego, że było to wytykane, gdy ktoś się zorientował. Dlatego rzucona uwaga nie zabolała. Zirytowała w połączeniu z poprzednimi słowami.
Zacisnął pięść tak mocno aż poczuł wilgoć krwi na otwartej na nowo ranie. Podparł się na dłoni, asekurując się przy wstawaniu, jakby chciał sprawić tym sobie jak najwięcej bólu. To miał być ostateczny argument przeciwko samemu sobie.
– Więc taki jest twój plan? – warknął, podnosząc się na równe nogi i jakimś cudem utrzymując równowagę – Pilnować żebym nie robił głupot? Może powiedz to, co masz naprawdę na myśli. Pilnować żebym nie wpierdalał się w twoje życie tak jak ty właśnie próbujesz wpierdalać się w moje.
Postawił kilka chwiejnych kroków w kierunku ducha. Może właśnie tak było bezpieczniej? Trzymać w ryzach ten synonim spustoszenia zanim narobi szkód gdzieś poza Nanashi? Tutaj mógł uskuteczniać co tylko chciał, nie miałoby to większego wpływu na cywilizowaną część miasta. Ciemne ślepia Razaro nadal kipiały wściekłością i wyrzutami, gdy znalazł się bezpośrednio przed Kyou i wbił spojrzenie prosto w jego oczy. Tylko na kilka krótkich chwil, pozwalając na pojawienie się na własnym pysku wilczej maski, przybierając postać yurei. Nie minęła sekunda, gdy rozległ się dźwięk pękającego plastiku, gdy Jiro bezceremonialnie przywalił czołem w twarz nauczyciela.
Dłoń, na której próżno już było szukać rany, którą tak maltretował jeszcze chwilę temu, zacisnęła się na koszuli Kyou i przytrzymała go w miejscu, nie tylko żeby czasem nie upadł, ale i nie zdążył mu uciec. Gdzieś w tle rozległo się prychnięcie rozjuszonej kotki.
– Zdobądź kontrakt, wróć tu, a zrobię ci to samo. Potraktuj to jak ostrzeżenie.
@Nakamura Kyou
Słowa, które powinny go uspokajać, dolewały oliwy do ognia. Przeniósł wzrok, który jeszcze chwilę temu bez mrugnięcia okiem podążał za Kyou, na poranioną rękę. Nawet wyżywanie się na sobie nie przynosiło mu ulgi. Przywracało do rzeczywistości, nie pozwalało odpływać myślami, ale nie zagłuszało tego nieprzyjemnego ścisku w klatce piersiowej. Może to wina tego, że był pijany.
– Bardzo łatwo przychodzi ci próba zapewniania mnie, że jednak coś znaczę żeby za chwilę wbić mi szpilę, że nie potrafię najprostszych rzeczy.
Nawet nie zaprotestował. To, że ledwo potrafił czytać było już czymś do czego się przyzwyczaił, obchodząc to na najróżniejsze sposoby. Podobnie jak przyzwyczaił się do tego, że było to wytykane, gdy ktoś się zorientował. Dlatego rzucona uwaga nie zabolała. Zirytowała w połączeniu z poprzednimi słowami.
Zacisnął pięść tak mocno aż poczuł wilgoć krwi na otwartej na nowo ranie. Podparł się na dłoni, asekurując się przy wstawaniu, jakby chciał sprawić tym sobie jak najwięcej bólu. To miał być ostateczny argument przeciwko samemu sobie.
– Więc taki jest twój plan? – warknął, podnosząc się na równe nogi i jakimś cudem utrzymując równowagę – Pilnować żebym nie robił głupot? Może powiedz to, co masz naprawdę na myśli. Pilnować żebym nie wpierdalał się w twoje życie tak jak ty właśnie próbujesz wpierdalać się w moje.
Postawił kilka chwiejnych kroków w kierunku ducha. Może właśnie tak było bezpieczniej? Trzymać w ryzach ten synonim spustoszenia zanim narobi szkód gdzieś poza Nanashi? Tutaj mógł uskuteczniać co tylko chciał, nie miałoby to większego wpływu na cywilizowaną część miasta. Ciemne ślepia Razaro nadal kipiały wściekłością i wyrzutami, gdy znalazł się bezpośrednio przed Kyou i wbił spojrzenie prosto w jego oczy. Tylko na kilka krótkich chwil, pozwalając na pojawienie się na własnym pysku wilczej maski, przybierając postać yurei. Nie minęła sekunda, gdy rozległ się dźwięk pękającego plastiku, gdy Jiro bezceremonialnie przywalił czołem w twarz nauczyciela.
Dłoń, na której próżno już było szukać rany, którą tak maltretował jeszcze chwilę temu, zacisnęła się na koszuli Kyou i przytrzymała go w miejscu, nie tylko żeby czasem nie upadł, ale i nie zdążył mu uciec. Gdzieś w tle rozległo się prychnięcie rozjuszonej kotki.
– Zdobądź kontrakt, wróć tu, a zrobię ci to samo. Potraktuj to jak ostrzeżenie.
@Nakamura Kyou
- Jakie życie? Rozmawiasz z trupem - zwrócił mu uwagę, chociaż znów - jego głos nie brzmiał gorzko, ostro, a łagodnie, zupełnie jakby się zaczął na nowo pilnować. Nie powinien pękać, nie powinien pozwalać sobie na tę chwilę słabości. Tym bardziej, kiedy widział teraz jeszcze lepiej jak Jiro tracił kontrolę. Zranił go, chociaż nie chciał - dlaczego to tak silnie wyślizgnęło się z jego dłoni? Dlaczego to wszystko uciekało, nie był w stanie...
Nie bał się go. Bardziej martwił. A może to odruch? Ile razy stał w takiej sytuacji? Przed tym, że ktoś był gotowy go uderzyć, pobić... Był ofiarą, zawsze się uśmiechając na to wszystkiego. Nie nauczył się bronić, może to było coś czego żałował? Że nigdy nie podjął tego wysiłku...
- Dlaczego miałbym to robić nagle? Kiedykolwiek to robiłem? Próbowałem cię odsunąć, żebyś nie kręcił się wokół mnie? Jiro, to ile razy za plecami moich rodziców wprowadzałem cię do domu... - urwał, kiedy nagle przed jego oczami pojawiła się maska, a chwilę po tym zamroczyło go. A może cała jego pewność była skutkiem pewności, że nic się nie stanie? W końcu żył, nie mógł go dotknąć. Może nawet nie zanotował tej nagłej zmiany w masce, słysząc tylko jakiś plastik i czując przeszywający ból przez sekundkę. Mroczki, szok, nie był pewny co się stało. Nie wiedział, nie rozumiał, czując ten ucisk na koszuli. Zamknął oczy, unosząc jedną dłoń do oczu i zaciskając palce na mostku nosa. To była migrena, szok? Ból? Nie był pewny, ale intuicyjnie w tym samym czasie położył drugą dłoń na jego nadgarstku, nie próbując go ani od siebie odciągnąć, ani przytrzymać. Może próbował powstrzymać się przed upadkiem? Jakby Jiro był teraz jedynym, kto mógłby go powstrzymać przed przewróceniem się - bo trochę właśnie tak było.
Powoli do niego wszystko docierało - pierwszy szok mijał i oddalał się, a on mógł złapać myśli, które gdzieś w nim się rozprysnęły i nie chciały zebrać. Wszystkie na raz głucho odbijały się w jego czaszce, ale żadna nie chciała zatrzymać się na moment i wyjaśnić, powiedzieć czegoś. Nie potrafił nadążyć za niczym. Musiał się skupić, musiał zastanowić, nawet jeśli nie miał czasu. A może go miał? Może oboje mieli go więcej niż mogliby kiedykolwiek przewidzieć, że go dostaną?
Od wszystkiego bolała go głowa - a może to co innego go przygniatało w tej chwili? Wszystkie emocje, myśli. Czasem żałował, że nie potrafił po prostu działać - bez myślenia, bez zastanowienia, po prostu ponieść się emocjom tak jak to robił teraz Hasegawa. Nie potrafił grozić, nie potrafił przez długi czas podnieść głosu, złościć się. Czuł, że powinien być ponadto, nie dlatego że był lepszy - ale dlatego, że powinien być jako ktoś, kto pomoże. Nie jako agresor.
Nie żył. Jiro nie żył.
To było jego pierwszą realizacją, na którą zacisnął mocniej dłoń na jego nadgarstku, ale nie agresywnie. Nie tak, jakby chciał mu zrobić krzywdę. Bardziej jakby nie chciał, żeby się odsunął. Cholerny Hasegawa nie żył! Jak w ogóle mógł umrzeć?! Chociaż tego... chociaż tego nie potrafił zrobić? Przeżyć! Ale z drugiej strony zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu. Miał kontrakt... musiał zginąć później od niego...
- Kiedy..? - zapytał cicho, nawet nie wiedząc ile czasu minęło. Nie miało to dla nich znaczenia - to ile mijało czasu i jak długo tutaj teraz stali. Nie żyli, mieli tyle czasu, ile...
Nie obchodziły go jego groźby, kiedy martwił się jakimikolwiek groźbami tego typu? Kiedykolwiek martwił się o to, że ktoś mu spuścił wpierdol? Czy kiedykolwiek... kiedykolwiek go to martwiło? Nie, chyba nigdy.
- Kiedy zginąłeś? - powtórzył pytanie ze spokojem w głosie, z łagodnością. Jakby nie słyszał jego groźby - może był zbyt pewny siebie? Może wierzył w to jak idiota, że przecież Jiro by mu nie wyrządził krzywdy? Nie chciał, wiedział że nie - wiedział że teraz atakował go na oślep.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi? - dodał znów, powoli otwierając oczy na nowo, żeby spojrzeć na niego - jak wyglądał, co się z nim stało, jakby to odczytanie po jego sylwetce miało cokolwiek mu przynieść; jakby martwił się, że to wszystko było przez to, że nikt mu nie pomógł, nie nakarmił, nie przyniósł ciepłego koca w zimę czy nie podzielił zupą. Oczywiście, że się martwił - nie mógłby nie. Nawet jeśli wszystko jakby uciekało z jego myśli, szczególnie przez tak długi czas, kiedy nie posiadał kontraktu. - Nie zrobisz tego samego. A nawet jeśli... co za różnica? I tak jestem już martwy.
@Hasegawa Jirō
Nie bał się go. Bardziej martwił. A może to odruch? Ile razy stał w takiej sytuacji? Przed tym, że ktoś był gotowy go uderzyć, pobić... Był ofiarą, zawsze się uśmiechając na to wszystkiego. Nie nauczył się bronić, może to było coś czego żałował? Że nigdy nie podjął tego wysiłku...
- Dlaczego miałbym to robić nagle? Kiedykolwiek to robiłem? Próbowałem cię odsunąć, żebyś nie kręcił się wokół mnie? Jiro, to ile razy za plecami moich rodziców wprowadzałem cię do domu... - urwał, kiedy nagle przed jego oczami pojawiła się maska, a chwilę po tym zamroczyło go. A może cała jego pewność była skutkiem pewności, że nic się nie stanie? W końcu żył, nie mógł go dotknąć. Może nawet nie zanotował tej nagłej zmiany w masce, słysząc tylko jakiś plastik i czując przeszywający ból przez sekundkę. Mroczki, szok, nie był pewny co się stało. Nie wiedział, nie rozumiał, czując ten ucisk na koszuli. Zamknął oczy, unosząc jedną dłoń do oczu i zaciskając palce na mostku nosa. To była migrena, szok? Ból? Nie był pewny, ale intuicyjnie w tym samym czasie położył drugą dłoń na jego nadgarstku, nie próbując go ani od siebie odciągnąć, ani przytrzymać. Może próbował powstrzymać się przed upadkiem? Jakby Jiro był teraz jedynym, kto mógłby go powstrzymać przed przewróceniem się - bo trochę właśnie tak było.
Powoli do niego wszystko docierało - pierwszy szok mijał i oddalał się, a on mógł złapać myśli, które gdzieś w nim się rozprysnęły i nie chciały zebrać. Wszystkie na raz głucho odbijały się w jego czaszce, ale żadna nie chciała zatrzymać się na moment i wyjaśnić, powiedzieć czegoś. Nie potrafił nadążyć za niczym. Musiał się skupić, musiał zastanowić, nawet jeśli nie miał czasu. A może go miał? Może oboje mieli go więcej niż mogliby kiedykolwiek przewidzieć, że go dostaną?
Od wszystkiego bolała go głowa - a może to co innego go przygniatało w tej chwili? Wszystkie emocje, myśli. Czasem żałował, że nie potrafił po prostu działać - bez myślenia, bez zastanowienia, po prostu ponieść się emocjom tak jak to robił teraz Hasegawa. Nie potrafił grozić, nie potrafił przez długi czas podnieść głosu, złościć się. Czuł, że powinien być ponadto, nie dlatego że był lepszy - ale dlatego, że powinien być jako ktoś, kto pomoże. Nie jako agresor.
Nie żył. Jiro nie żył.
To było jego pierwszą realizacją, na którą zacisnął mocniej dłoń na jego nadgarstku, ale nie agresywnie. Nie tak, jakby chciał mu zrobić krzywdę. Bardziej jakby nie chciał, żeby się odsunął. Cholerny Hasegawa nie żył! Jak w ogóle mógł umrzeć?! Chociaż tego... chociaż tego nie potrafił zrobić? Przeżyć! Ale z drugiej strony zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu. Miał kontrakt... musiał zginąć później od niego...
- Kiedy..? - zapytał cicho, nawet nie wiedząc ile czasu minęło. Nie miało to dla nich znaczenia - to ile mijało czasu i jak długo tutaj teraz stali. Nie żyli, mieli tyle czasu, ile...
Nie obchodziły go jego groźby, kiedy martwił się jakimikolwiek groźbami tego typu? Kiedykolwiek martwił się o to, że ktoś mu spuścił wpierdol? Czy kiedykolwiek... kiedykolwiek go to martwiło? Nie, chyba nigdy.
- Kiedy zginąłeś? - powtórzył pytanie ze spokojem w głosie, z łagodnością. Jakby nie słyszał jego groźby - może był zbyt pewny siebie? Może wierzył w to jak idiota, że przecież Jiro by mu nie wyrządził krzywdy? Nie chciał, wiedział że nie - wiedział że teraz atakował go na oślep.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi? - dodał znów, powoli otwierając oczy na nowo, żeby spojrzeć na niego - jak wyglądał, co się z nim stało, jakby to odczytanie po jego sylwetce miało cokolwiek mu przynieść; jakby martwił się, że to wszystko było przez to, że nikt mu nie pomógł, nie nakarmił, nie przyniósł ciepłego koca w zimę czy nie podzielił zupą. Oczywiście, że się martwił - nie mógłby nie. Nawet jeśli wszystko jakby uciekało z jego myśli, szczególnie przez tak długi czas, kiedy nie posiadał kontraktu. - Nie zrobisz tego samego. A nawet jeśli... co za różnica? I tak jestem już martwy.
@Hasegawa Jirō
Nie spodziewał się, że to jedno jedyne uderzenie przyniesie mu tyle ulgi. Zawdzięczał to zwykłemu wyżyciu się, przekierowaniu energii na cokolwiek innego czy też temu, że samo uderzenie zabolało również jego? Nie w takim stopniu jak Kyou, którego najwyraźniej porządnie zamroczyło na dłuższą chwilę. Jednak wystarczająco, by przez chwilę Jiro poczuł przyjemne ogłuszenie, niemal znieczulające, jak sekundy przed zapadnięciem w sen.
Spojrzenie yurei przesunęło się po tych wszystkich ranach zadanych nożem. Zawsze dziwił się, że tyle ich było u ofiar, ale właśnie w tej chwili zrozumiał. Nadal trzymał nauczyciela w garści, zaciskając dłoń tak mocno, że wcale nie czuł w niej materiału jego koszuli. Wszystko podpowiadało mu żeby uderzył znowu.
Byli trupami. Czym miałby się przejmować? Jeszcze tylko raz. Jeżeli poprzednie uderzenie przyniosło ze sobą tyle ukojenia to ile przyniesie kolejne? Nakamura przecież nie będzie się bronił.
– Robisz to właśnie teraz, swoim gadaniem. Przejrzyj na oczy – wycedził przez zaciśnięte zęby – Chyba że nie są ci potrzebne, to zaraz mogę ci je podbić.
Rozluźnił pięść, przenosząc spojrzenie na dłoń Kyou ściskającą jego nadgarstek. Nie wiedział czy ten nadal potrzebował oparcia, bo na pewno nie uważał czegoś tak pozbawionego siły za kontratak. Uznał, że da mu wybór. Jeżeli on zabierze rękę, zrobi to również Razaro.
Czemu on się w ogóle tym przejmował zamiast pozwolić mu upaść - albo nawet lepiej, samemu powalić go na ziemię i jeszcze mu poprawić gdyby miał zamiar wstać?
(zrzuć go z dachu)
Myśl, która na pewno nie należała do niego wdarła się gwałtownie do jego umysłu. Jiro przełknął nerwowo ślinę, przenosząc nagle wzrok nad ramieniem Kyou, prosto na krawędź dachu. Jedno z kociąt siedziało tam nieruchomo, wpatrując się w niego wyczekująco.
– Kiedy? – powtórzył trochę pusto, przywołany jednak do rzeczywistości i wrócił spojrzeniem do nauczyciela; początkowo zaskoczone ślepia, ukryte w ciemnych oczodołach maski zwęziły się ponownie – Jakąś godzinę po ostatniej wiadomości do ciebie. Napisałem ci co zrobię. To chciałeś usłyszeć?
Głos zadrżał mu nieco przy ostatnich słowach. Jakby teraz do niego z pełną mocą dotarło znaczenie tego co powiedział. Kyou mógł go powstrzymać.
Nie obwiniał go. Chyba. Nie potrafił zidentyfikować tego dziwnego uczucia, które z pełną mocą zacisnęło się pętlą na jego szyi. Tak mocną, że przez chwilę miał wrażenie, że nie będzie w stanie nawet przełknąć śliny, a co dopiero czegokolwiek powiedzieć.
– Mam nadzieję, że jak się jutro obudzę to nie będę pamiętał, że tu byłeś – zdołał wydusić, w końcu puszczając Kyou wolno i rozmasowując swoją dłoń, próbując jakoś rozluźnić spięte mięśnie – Znikaj stąd i trzymaj się z daleka ode mnie i mojej rodziny. Dobrze ci radzę.
@Nakamura Kyou
Spojrzenie yurei przesunęło się po tych wszystkich ranach zadanych nożem. Zawsze dziwił się, że tyle ich było u ofiar, ale właśnie w tej chwili zrozumiał. Nadal trzymał nauczyciela w garści, zaciskając dłoń tak mocno, że wcale nie czuł w niej materiału jego koszuli. Wszystko podpowiadało mu żeby uderzył znowu.
Byli trupami. Czym miałby się przejmować? Jeszcze tylko raz. Jeżeli poprzednie uderzenie przyniosło ze sobą tyle ukojenia to ile przyniesie kolejne? Nakamura przecież nie będzie się bronił.
– Robisz to właśnie teraz, swoim gadaniem. Przejrzyj na oczy – wycedził przez zaciśnięte zęby – Chyba że nie są ci potrzebne, to zaraz mogę ci je podbić.
Rozluźnił pięść, przenosząc spojrzenie na dłoń Kyou ściskającą jego nadgarstek. Nie wiedział czy ten nadal potrzebował oparcia, bo na pewno nie uważał czegoś tak pozbawionego siły za kontratak. Uznał, że da mu wybór. Jeżeli on zabierze rękę, zrobi to również Razaro.
Czemu on się w ogóle tym przejmował zamiast pozwolić mu upaść - albo nawet lepiej, samemu powalić go na ziemię i jeszcze mu poprawić gdyby miał zamiar wstać?
(zrzuć go z dachu)
Myśl, która na pewno nie należała do niego wdarła się gwałtownie do jego umysłu. Jiro przełknął nerwowo ślinę, przenosząc nagle wzrok nad ramieniem Kyou, prosto na krawędź dachu. Jedno z kociąt siedziało tam nieruchomo, wpatrując się w niego wyczekująco.
– Kiedy? – powtórzył trochę pusto, przywołany jednak do rzeczywistości i wrócił spojrzeniem do nauczyciela; początkowo zaskoczone ślepia, ukryte w ciemnych oczodołach maski zwęziły się ponownie – Jakąś godzinę po ostatniej wiadomości do ciebie. Napisałem ci co zrobię. To chciałeś usłyszeć?
Głos zadrżał mu nieco przy ostatnich słowach. Jakby teraz do niego z pełną mocą dotarło znaczenie tego co powiedział. Kyou mógł go powstrzymać.
Nie obwiniał go. Chyba. Nie potrafił zidentyfikować tego dziwnego uczucia, które z pełną mocą zacisnęło się pętlą na jego szyi. Tak mocną, że przez chwilę miał wrażenie, że nie będzie w stanie nawet przełknąć śliny, a co dopiero czegokolwiek powiedzieć.
– Mam nadzieję, że jak się jutro obudzę to nie będę pamiętał, że tu byłeś – zdołał wydusić, w końcu puszczając Kyou wolno i rozmasowując swoją dłoń, próbując jakoś rozluźnić spięte mięśnie – Znikaj stąd i trzymaj się z daleka ode mnie i mojej rodziny. Dobrze ci radzę.
@Nakamura Kyou
- A ty przejrzysz na oczy? - od razu odpowiedział z powrotem. Nie potrafił zrozumieć - czy on naprawdę chciał wyrzucić wszystkie lata jego pomocy, uznając, że tak było łatwiej? Uznając, że wszędzie był jaki podstęp, że czerpał jakieś korzyści? Aż tak potrzebował w to wierzyć?
Wiedział, że powinien zachować spokój - dlaczego znów tak trudno mu to przychodziło? Zawsze był opanowanym zawsze trudno było wytrącić go z równowagi, ale teraz znów czuł jak złość w nim rośnie. Na niego? Na siebie? Na wszystko co miało miejsce? Bardziej chyba jednak na samego siebie - na to, że pozwolił sobie zapomnieć, że skupił się na tym, co ostatnie widział...
- Bardzo mądrze, kolejne groźby, zazwyczaj działają na innych, co? Już się przyzwyczaiłem do pobić, kolejne chcesz mi zaserwować? - rzucił, wciąż czując ten przeszywający ból. Chociaż w stanie, w którym się znajdywał, nawet było to miłą odskocznią, żeby czuć cokolwiek innego niż otępienie. Złamał mu nos? Coś mu pękło? Zwykły siniak? Nie był nawet do końca pewny czy Jiro mógł mu zrobić jakąś krzywdę... mógł?
Ale czy w ogóle Hasegawa był świadomy, ile razy z groźbami i faktycznymi pobiciami musiał się zmagać były nauczyciel? Lżejszymi, tymi mocniejszymi... no tak, nie miał odruchu ucieczki. Nigdy się tego nie nauczył, prąc jak uparty osioł tam, gdzie uważał, że będzie dobrze, nawet jeśli różnie się to kończyło. Nie chciał nigdy źle, ale podobno piekło było wybrukowane właśnie dobrymi chęciami. Może czasem chciał aż za dobrze? Może nie potrafił, może często wszystko było ponad jego siłami? Może nie chciał się przyznać do tego, że to wszystko go przerastało; nie chciał schować swojej idiotycznej dumy i dziecinnych idei do kieszeni, żeby schylić głowę i zgodzić się z brutalnością świata, że nie wszystko było tak piękne jakby chciał.
Ból wciąż szumiał mu delikatnie w głowie, a on nie rozumiał. Wbił w niego zaskoczone spojrzenie, wciąż nie rozumiejąc - a moze nie chcąc. Trzymał się cały czas jego dłoni, jakby tym bardziej...
Nie, nie mógł? Nie powinien... nie był typem... nie był dzieciakiem, który by coś takiego zrobił, prawda? Nie mógłby sam sobie odebrać życia... Nie mógł, prawda? Nie było to możliwe, żartował w tej chwili? Nie rozumiał, nie wiedział nawet co powinien - co mógłby powiedzieć. Przecież nie chciał nigdy - chciał, starał się działać przeciwko... Dlaczego Jiro miałby... dlaczego...
Nic mu się nie zgadzało. Był pewny, że go znał - kretyna, który nie wpadłby na to, żeby odebrać sobie życie, bo w dziwny sposób był do niego uwiązany. Nawet do tej rudery, to jak spoglądał na wszystko w prosty sposób. Może myślał zawsze, że takie problemy jak chęci odebrania sobie życia nie trzymały się go? Miał problemy, z którymi zawsze sobie jakoś radził - jak kot spadający na cztery łapy z każdej wysokości, który nie miał siedmiu, a siedemset żyć. Może za bardzo go przed wszystkim starał się bronić, może...
- Dlaczego? - zapytał, chociaż jego głos był słaby, jakby się zaraz miał załamać. Nie rozumiał, nie chciał zrozumieć, a może nie chciał nawet dopuścić do siebie takiej możliwości? Nie, to nie mogło być... to nie powinno być...
- Dlaczego? Kiedy? - ponowił pytanie, mocniej zaciskając dłoń na jego ręce, ale tylko na moment, nawet nie oponował, kiedy ten puścił, zabrał dopiero po chwili rękę. Był zły? Smutny? Zupełnie zbity z tropu, zmieszany, nie potrafił nawet znaleźć słów na to, o czym mówił. Potrafił tylko się w niego wpatrywać tępo, kiedy ten w końcu znów się odezwał.
- Rodziny? Więc po jasną cholerę to robiłeś? - zapytał. Może coś by się im stało, jej stało... może wtedy byłby w stanie zrozumieć, dlaczego Jiro by sięgnął do aż tak drastycznych środków, do popełnienia samobójstwa. - Dlaczego zachowałeś się jak ostatni i skończony kretyn?! Gdybym żył dostałbym zawału na taką wiadomość od ciebie, błaźnie! Myślisz, że bym się nie zjawił? Tym bardziej będąc w Sawie! Zapomnij, byłbym tutaj chociażbym miał na rowerze przez te cholerne góry jechać! - rzucił znów, czując jak wszystko się w nim kotłuje, jak migreny wracają - przez uderzenie, a może to te które zawsze mu towarzyszyły, kiedy był zmęczony? Właśnie, tak, był zmęczony. Powinien... co powinien? Gdzie powinien?
- Zapomnij, że będę się trzymał z daleka, gróź sobie ile chcesz - rzucił do niego, a jednak się odsunął. Powinien... powinien wyjść, uspokoić się. Obiecał Carei pomoc, jeśli jej pomoże, będzie mógł też pomóc bardziej Jiro... będzie w stanie mu pomóc. Zawrze kontrakt, będzie w stanie...
- Nie możesz pierw mi mówić, że byś się nie zabił, gdybym ci odpisał, a później udawać, że nie chcesz mnie pamiętać! - znów rzucił do niego, ale rzeczywiście odsunął się. Bolała go głowa od tego wszystkiego. Dlaczego zawsze tak było - Jiro zawsze działał tak banalnie prosto, a jednocześnie nie potrafił zrozumieć jego działań i powodów, dlaczego mówił to co mówił, dlaczego zachowywał się w taki, a nie inny sposób? Dlaczego...
- Muszę... muszę iść. Wrócę tutaj. Nawet nie myśl, że nie! - dodał znów, rzeczywiście kierując się w kierunku, z którego wszedł do mieszkania. Czuł migrenę, od uderzenia? A może od tego wszystkiego na raz? Nie, na pewno to coraz bardziej bolało to uderzenie...
| Kyou zt, chyba że mnie chcesz powstrzymywać...
@Hasegawa Jirō
Wiedział, że powinien zachować spokój - dlaczego znów tak trudno mu to przychodziło? Zawsze był opanowanym zawsze trudno było wytrącić go z równowagi, ale teraz znów czuł jak złość w nim rośnie. Na niego? Na siebie? Na wszystko co miało miejsce? Bardziej chyba jednak na samego siebie - na to, że pozwolił sobie zapomnieć, że skupił się na tym, co ostatnie widział...
- Bardzo mądrze, kolejne groźby, zazwyczaj działają na innych, co? Już się przyzwyczaiłem do pobić, kolejne chcesz mi zaserwować? - rzucił, wciąż czując ten przeszywający ból. Chociaż w stanie, w którym się znajdywał, nawet było to miłą odskocznią, żeby czuć cokolwiek innego niż otępienie. Złamał mu nos? Coś mu pękło? Zwykły siniak? Nie był nawet do końca pewny czy Jiro mógł mu zrobić jakąś krzywdę... mógł?
Ale czy w ogóle Hasegawa był świadomy, ile razy z groźbami i faktycznymi pobiciami musiał się zmagać były nauczyciel? Lżejszymi, tymi mocniejszymi... no tak, nie miał odruchu ucieczki. Nigdy się tego nie nauczył, prąc jak uparty osioł tam, gdzie uważał, że będzie dobrze, nawet jeśli różnie się to kończyło. Nie chciał nigdy źle, ale podobno piekło było wybrukowane właśnie dobrymi chęciami. Może czasem chciał aż za dobrze? Może nie potrafił, może często wszystko było ponad jego siłami? Może nie chciał się przyznać do tego, że to wszystko go przerastało; nie chciał schować swojej idiotycznej dumy i dziecinnych idei do kieszeni, żeby schylić głowę i zgodzić się z brutalnością świata, że nie wszystko było tak piękne jakby chciał.
Ból wciąż szumiał mu delikatnie w głowie, a on nie rozumiał. Wbił w niego zaskoczone spojrzenie, wciąż nie rozumiejąc - a moze nie chcąc. Trzymał się cały czas jego dłoni, jakby tym bardziej...
Nie, nie mógł? Nie powinien... nie był typem... nie był dzieciakiem, który by coś takiego zrobił, prawda? Nie mógłby sam sobie odebrać życia... Nie mógł, prawda? Nie było to możliwe, żartował w tej chwili? Nie rozumiał, nie wiedział nawet co powinien - co mógłby powiedzieć. Przecież nie chciał nigdy - chciał, starał się działać przeciwko... Dlaczego Jiro miałby... dlaczego...
Nic mu się nie zgadzało. Był pewny, że go znał - kretyna, który nie wpadłby na to, żeby odebrać sobie życie, bo w dziwny sposób był do niego uwiązany. Nawet do tej rudery, to jak spoglądał na wszystko w prosty sposób. Może myślał zawsze, że takie problemy jak chęci odebrania sobie życia nie trzymały się go? Miał problemy, z którymi zawsze sobie jakoś radził - jak kot spadający na cztery łapy z każdej wysokości, który nie miał siedmiu, a siedemset żyć. Może za bardzo go przed wszystkim starał się bronić, może...
- Dlaczego? - zapytał, chociaż jego głos był słaby, jakby się zaraz miał załamać. Nie rozumiał, nie chciał zrozumieć, a może nie chciał nawet dopuścić do siebie takiej możliwości? Nie, to nie mogło być... to nie powinno być...
- Dlaczego? Kiedy? - ponowił pytanie, mocniej zaciskając dłoń na jego ręce, ale tylko na moment, nawet nie oponował, kiedy ten puścił, zabrał dopiero po chwili rękę. Był zły? Smutny? Zupełnie zbity z tropu, zmieszany, nie potrafił nawet znaleźć słów na to, o czym mówił. Potrafił tylko się w niego wpatrywać tępo, kiedy ten w końcu znów się odezwał.
- Rodziny? Więc po jasną cholerę to robiłeś? - zapytał. Może coś by się im stało, jej stało... może wtedy byłby w stanie zrozumieć, dlaczego Jiro by sięgnął do aż tak drastycznych środków, do popełnienia samobójstwa. - Dlaczego zachowałeś się jak ostatni i skończony kretyn?! Gdybym żył dostałbym zawału na taką wiadomość od ciebie, błaźnie! Myślisz, że bym się nie zjawił? Tym bardziej będąc w Sawie! Zapomnij, byłbym tutaj chociażbym miał na rowerze przez te cholerne góry jechać! - rzucił znów, czując jak wszystko się w nim kotłuje, jak migreny wracają - przez uderzenie, a może to te które zawsze mu towarzyszyły, kiedy był zmęczony? Właśnie, tak, był zmęczony. Powinien... co powinien? Gdzie powinien?
- Zapomnij, że będę się trzymał z daleka, gróź sobie ile chcesz - rzucił do niego, a jednak się odsunął. Powinien... powinien wyjść, uspokoić się. Obiecał Carei pomoc, jeśli jej pomoże, będzie mógł też pomóc bardziej Jiro... będzie w stanie mu pomóc. Zawrze kontrakt, będzie w stanie...
- Nie możesz pierw mi mówić, że byś się nie zabił, gdybym ci odpisał, a później udawać, że nie chcesz mnie pamiętać! - znów rzucił do niego, ale rzeczywiście odsunął się. Bolała go głowa od tego wszystkiego. Dlaczego zawsze tak było - Jiro zawsze działał tak banalnie prosto, a jednocześnie nie potrafił zrozumieć jego działań i powodów, dlaczego mówił to co mówił, dlaczego zachowywał się w taki, a nie inny sposób? Dlaczego...
- Muszę... muszę iść. Wrócę tutaj. Nawet nie myśl, że nie! - dodał znów, rzeczywiście kierując się w kierunku, z którego wszedł do mieszkania. Czuł migrenę, od uderzenia? A może od tego wszystkiego na raz? Nie, na pewno to coraz bardziej bolało to uderzenie...
| Kyou zt, chyba że mnie chcesz powstrzymywać...
@Hasegawa Jirō
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku