Niekwestionowane królestwo Razaro. Niewielka przestrzeń dość sporego dachu zaanektowana i przerobiona na prowizoryczną kryjówkę. Całość mieści się tuż przy wejściu na klatkę schodową, skwapliwie korzystając z możliwości kradzieży prądu z tutejszej instalacji elektrycznej. Wszystkie zatargane tu sprzęty zostały wyniesione z mieszkań poniżej, więc w większości pasują do siebie jak pięść do nosa. Materiałowa kanapa w kratę, chyboczący się stolik, obdrapana turystyczna lodówka, kilka skrzynek i niewielka szafeczka, na której dumnie stoi równie niewielki telewizor. Wszystko to przyozdobione walającymi się wszędzie pustymi butelkami i plakatami filmowymi doszczętnie pokrywającymi jedną ze ścianek wejścia na klatkę schodową.
Nie podejrzewał również, że jego słowa mogą być opatrznie zrozumiane, więc wraz z kolejnym zgrzytnięciem zębami, następną falą furii iskrzącej w oczach i poczuciu niezrozumienia wysłuchiwał przygadywania.
– Zrobiłem to dla niej, a teraz ty zrób coś dla mnie i zejdź mi z oczu – warknął, całkowicie ignorując chęć dodania, że może właśnie na to liczył.
Świadomość tego, że chciał, tak bardzo pragnął, by Kyou, by ktokolwiek inny go wtedy powstrzymał, była wręcz przytłaczająca. Wprost nie do zniesienia. Nienawidził myślenia o sobie jak o roztrzęsionym psie, który zawsze do ostatniej chwili czekał aż ktoś rozgoni wszystko to, co zagoniło go do kąta.
Razaro złapał kolejną butelkę wina, niemal instynktownie przyjmując znowu ludzkie ciało, gdy tylko został sam na dachu. Czuł, że musiał się napić, dobić jeszcze bardziej i znieczulić te wszystkie uporczywe myśli. Musiał też przekonać się czy Kyou na pewno opuści blok, więc dowlókł się do krawędzi i spojrzał w dół, w oczekiwaniu.
Każda sekunda mijała tak irytująco, a moment pojawienia się na dole znajomej sylwetki opuszczającej terytorium wściekłego psa wcale nie przyniósł ulgi. Jiro bez większego zastanowienia zamachnął się i pełną butelką cisnął w stronę ulicy, w stronę której oddalał się jego niedawny opiekun.
Nie było ważne czy trafił czy nie.
– Ostatnie ostrzeżenie, Nakamura – wydarł się za znikającym duchem.
Ból zranionej ręki przywołał go do porządku. Ze zrezygnowaniem powlókł się w stronę klatki schodowej. Musiał zwlec Toshiko z wyra i zagonić młodą do charytatywnej pracy przy wyciąganiu szkła z jego dłoni.
@Nakamura Kyou
[ z tematu ]
Nakamura Kyou ubóstwia ten post.