Niekwestionowane królestwo Razaro. Niewielka przestrzeń dość sporego dachu zaanektowana i przerobiona na prowizoryczną kryjówkę. Całość mieści się tuż przy wejściu na klatkę schodową, skwapliwie korzystając z możliwości kradzieży prądu z tutejszej instalacji elektrycznej. Wszystkie zatargane tu sprzęty zostały wyniesione z mieszkań poniżej, więc w większości pasują do siebie jak pięść do nosa. Materiałowa kanapa w kratę, chyboczący się stolik, obdrapana turystyczna lodówka, kilka skrzynek i niewielka szafeczka, na której dumnie stoi równie niewielki telewizor. Wszystko to przyozdobione walającymi się wszędzie pustymi butelkami i plakatami filmowymi doszczętnie pokrywającymi jedną ze ścianek wejścia na klatkę schodową.
- Wyraźnie powinienem więc dostać papier z uczelni na doktora marnowania czasu, bo wyraźnie robiłem to też doskonale za życia - odwarknął na niego. Chciał rzucić co innego - chciał określić go w inny sposób, nazwać tak jak on sam siebie określił, żeby go zabolało, ale mimo złości i swojej własnej niemocy, nie był w stanie. Przez usta nie chciało mu przejść nazwanie Jiro glizdą - nie był przecież robactwem, nawet jeśli dla wielu ci w slumsach właśnie tym byli.
- Nie mów tak o sobie. Próbujesz się postawić niżej? Wiesz, że tak o tobie nie myślę - rzucił zaraz karcącym tonem jakby rozmawiał z kilkulatkiem. Cóż, tantrum rzucane przez Jiro z niczym innym mu się nie kojarzyło.
- Teraz już nie Kyou, teraz Nakamura? Bo tak wygodniej jest sobie wierzyć, że ktoś ci chciał pomóc, ale życie gówno? - rzucił do niego, zirytowany. Chociaż czy chłopak normalnie nie zwracał się do niego po nazwisku? Nie pamiętał nawet, ale coś go jeszcze rozdrażniło w tym fakcie - jakby chłopak próbował się od niego zdystansować.
Chłopak. A przecież byli niemalże w tym samym wieku. Przecież ta różnica się zacierała, im starsi byli. Czuł jak złość w nim buzowała i szukała jakiegokolwiek ujścia - nie był przyzwyczajony do takich emocji, do tego jak w ogóle powinien sobie z nią radzić. Zawsze starał się deeskalować konflikty zamiast je nasilać.
Ale może potrzebował jakiegoś kubła wody, żeby się zorientować, że drą się po sobie? Potrzebowała usłyszeć coś, czego nie chciał usłyszeć. Przez dziesięć lat nie zawarł konstruktu, bo nie chciał... Nie chciał, żeby ktoś miał krew na rękach; żeby ktoś próbował za niego rozwiązywać to wszystko...
Zamilkł na moment, wbijając spojrzenie w niego. Nie odezwał się przez dłuższą chwilę, jakby do niego dopiero po chwili dopiero dotarł do niego sens jego słów.
- Nie zrobisz tego, nie jesteś mordercą. I nie zostaniesz nim po to, żeby zrobić mi na złość - odezwał się w końcu w momencie, w którym Hasegawa mógł już odczuć, że wygrał kłótnie - że były nauczyciel nie ma już niczego do powiedzenia. Ale było wręcz przeciwnie, tym bardziej że udało mu się odzyskać spokój w głosie...
- Zmieniono mu dane. Nie znasz ich, nie potrafisz ich szukać tak łatwo w sieci. Za duże ściany tekstu do czytania, za dużo znaków, których możesz nie znać - rzucił, samemu je znając. - Wiesz też, że moja siostra by tego nie chciała. Żeby ktoś przez nią zginął, już i tak czuje się tak... - urwał, zaraz odchrząkając. Powstrzymał się, nie powinien o tym mówić - nie powinien zrzucać ani dawać mu takiej amunicji do ostrzału siebie samego. Nie powinien mówić mu o wyrzutach własnej siostry za to,. że to przez nią zginął tamtej noch - nie, powinien traktować Jiro jak niedojrzałe emocjonalnie dziecko. Pierw on musiał się uspokoić i opanować swoje emocje, nie mógł na niego zrzucać tego wszystkiego. - Po prostu chcesz mi zrobić na złość. Albo się zemścić - bo kogoś ci zabrano, dodał już w myślach, nie chcąc tego kończyć na głos.
- Jeśli spróbujesz, niedługo będę... Możliwe, że będę miał kontrakt. Będzie mi łatwiej cię pilnować, żebyś nie robił głupot - dodał znów, krzyżując dłonie na piersi.
@Hasegawa Jirō
Słowa, które powinny go uspokajać, dolewały oliwy do ognia. Przeniósł wzrok, który jeszcze chwilę temu bez mrugnięcia okiem podążał za Kyou, na poranioną rękę. Nawet wyżywanie się na sobie nie przynosiło mu ulgi. Przywracało do rzeczywistości, nie pozwalało odpływać myślami, ale nie zagłuszało tego nieprzyjemnego ścisku w klatce piersiowej. Może to wina tego, że był pijany.
– Bardzo łatwo przychodzi ci próba zapewniania mnie, że jednak coś znaczę żeby za chwilę wbić mi szpilę, że nie potrafię najprostszych rzeczy.
Nawet nie zaprotestował. To, że ledwo potrafił czytać było już czymś do czego się przyzwyczaił, obchodząc to na najróżniejsze sposoby. Podobnie jak przyzwyczaił się do tego, że było to wytykane, gdy ktoś się zorientował. Dlatego rzucona uwaga nie zabolała. Zirytowała w połączeniu z poprzednimi słowami.
Zacisnął pięść tak mocno aż poczuł wilgoć krwi na otwartej na nowo ranie. Podparł się na dłoni, asekurując się przy wstawaniu, jakby chciał sprawić tym sobie jak najwięcej bólu. To miał być ostateczny argument przeciwko samemu sobie.
– Więc taki jest twój plan? – warknął, podnosząc się na równe nogi i jakimś cudem utrzymując równowagę – Pilnować żebym nie robił głupot? Może powiedz to, co masz naprawdę na myśli. Pilnować żebym nie wpierdalał się w twoje życie tak jak ty właśnie próbujesz wpierdalać się w moje.
Postawił kilka chwiejnych kroków w kierunku ducha. Może właśnie tak było bezpieczniej? Trzymać w ryzach ten synonim spustoszenia zanim narobi szkód gdzieś poza Nanashi? Tutaj mógł uskuteczniać co tylko chciał, nie miałoby to większego wpływu na cywilizowaną część miasta. Ciemne ślepia Razaro nadal kipiały wściekłością i wyrzutami, gdy znalazł się bezpośrednio przed Kyou i wbił spojrzenie prosto w jego oczy. Tylko na kilka krótkich chwil, pozwalając na pojawienie się na własnym pysku wilczej maski, przybierając postać yurei. Nie minęła sekunda, gdy rozległ się dźwięk pękającego plastiku, gdy Jiro bezceremonialnie przywalił czołem w twarz nauczyciela.
Dłoń, na której próżno już było szukać rany, którą tak maltretował jeszcze chwilę temu, zacisnęła się na koszuli Kyou i przytrzymała go w miejscu, nie tylko żeby czasem nie upadł, ale i nie zdążył mu uciec. Gdzieś w tle rozległo się prychnięcie rozjuszonej kotki.
– Zdobądź kontrakt, wróć tu, a zrobię ci to samo. Potraktuj to jak ostrzeżenie.
@Nakamura Kyou
Nie bał się go. Bardziej martwił. A może to odruch? Ile razy stał w takiej sytuacji? Przed tym, że ktoś był gotowy go uderzyć, pobić... Był ofiarą, zawsze się uśmiechając na to wszystkiego. Nie nauczył się bronić, może to było coś czego żałował? Że nigdy nie podjął tego wysiłku...
- Dlaczego miałbym to robić nagle? Kiedykolwiek to robiłem? Próbowałem cię odsunąć, żebyś nie kręcił się wokół mnie? Jiro, to ile razy za plecami moich rodziców wprowadzałem cię do domu... - urwał, kiedy nagle przed jego oczami pojawiła się maska, a chwilę po tym zamroczyło go. A może cała jego pewność była skutkiem pewności, że nic się nie stanie? W końcu żył, nie mógł go dotknąć. Może nawet nie zanotował tej nagłej zmiany w masce, słysząc tylko jakiś plastik i czując przeszywający ból przez sekundkę. Mroczki, szok, nie był pewny co się stało. Nie wiedział, nie rozumiał, czując ten ucisk na koszuli. Zamknął oczy, unosząc jedną dłoń do oczu i zaciskając palce na mostku nosa. To była migrena, szok? Ból? Nie był pewny, ale intuicyjnie w tym samym czasie położył drugą dłoń na jego nadgarstku, nie próbując go ani od siebie odciągnąć, ani przytrzymać. Może próbował powstrzymać się przed upadkiem? Jakby Jiro był teraz jedynym, kto mógłby go powstrzymać przed przewróceniem się - bo trochę właśnie tak było.
Powoli do niego wszystko docierało - pierwszy szok mijał i oddalał się, a on mógł złapać myśli, które gdzieś w nim się rozprysnęły i nie chciały zebrać. Wszystkie na raz głucho odbijały się w jego czaszce, ale żadna nie chciała zatrzymać się na moment i wyjaśnić, powiedzieć czegoś. Nie potrafił nadążyć za niczym. Musiał się skupić, musiał zastanowić, nawet jeśli nie miał czasu. A może go miał? Może oboje mieli go więcej niż mogliby kiedykolwiek przewidzieć, że go dostaną?
Od wszystkiego bolała go głowa - a może to co innego go przygniatało w tej chwili? Wszystkie emocje, myśli. Czasem żałował, że nie potrafił po prostu działać - bez myślenia, bez zastanowienia, po prostu ponieść się emocjom tak jak to robił teraz Hasegawa. Nie potrafił grozić, nie potrafił przez długi czas podnieść głosu, złościć się. Czuł, że powinien być ponadto, nie dlatego że był lepszy - ale dlatego, że powinien być jako ktoś, kto pomoże. Nie jako agresor.
Nie żył. Jiro nie żył.
To było jego pierwszą realizacją, na którą zacisnął mocniej dłoń na jego nadgarstku, ale nie agresywnie. Nie tak, jakby chciał mu zrobić krzywdę. Bardziej jakby nie chciał, żeby się odsunął. Cholerny Hasegawa nie żył! Jak w ogóle mógł umrzeć?! Chociaż tego... chociaż tego nie potrafił zrobić? Przeżyć! Ale z drugiej strony zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu. Miał kontrakt... musiał zginąć później od niego...
- Kiedy..? - zapytał cicho, nawet nie wiedząc ile czasu minęło. Nie miało to dla nich znaczenia - to ile mijało czasu i jak długo tutaj teraz stali. Nie żyli, mieli tyle czasu, ile...
Nie obchodziły go jego groźby, kiedy martwił się jakimikolwiek groźbami tego typu? Kiedykolwiek martwił się o to, że ktoś mu spuścił wpierdol? Czy kiedykolwiek... kiedykolwiek go to martwiło? Nie, chyba nigdy.
- Kiedy zginąłeś? - powtórzył pytanie ze spokojem w głosie, z łagodnością. Jakby nie słyszał jego groźby - może był zbyt pewny siebie? Może wierzył w to jak idiota, że przecież Jiro by mu nie wyrządził krzywdy? Nie chciał, wiedział że nie - wiedział że teraz atakował go na oślep.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi? - dodał znów, powoli otwierając oczy na nowo, żeby spojrzeć na niego - jak wyglądał, co się z nim stało, jakby to odczytanie po jego sylwetce miało cokolwiek mu przynieść; jakby martwił się, że to wszystko było przez to, że nikt mu nie pomógł, nie nakarmił, nie przyniósł ciepłego koca w zimę czy nie podzielił zupą. Oczywiście, że się martwił - nie mógłby nie. Nawet jeśli wszystko jakby uciekało z jego myśli, szczególnie przez tak długi czas, kiedy nie posiadał kontraktu. - Nie zrobisz tego samego. A nawet jeśli... co za różnica? I tak jestem już martwy.
@Hasegawa Jirō
Spojrzenie yurei przesunęło się po tych wszystkich ranach zadanych nożem. Zawsze dziwił się, że tyle ich było u ofiar, ale właśnie w tej chwili zrozumiał. Nadal trzymał nauczyciela w garści, zaciskając dłoń tak mocno, że wcale nie czuł w niej materiału jego koszuli. Wszystko podpowiadało mu żeby uderzył znowu.
Byli trupami. Czym miałby się przejmować? Jeszcze tylko raz. Jeżeli poprzednie uderzenie przyniosło ze sobą tyle ukojenia to ile przyniesie kolejne? Nakamura przecież nie będzie się bronił.
– Robisz to właśnie teraz, swoim gadaniem. Przejrzyj na oczy – wycedził przez zaciśnięte zęby – Chyba że nie są ci potrzebne, to zaraz mogę ci je podbić.
Rozluźnił pięść, przenosząc spojrzenie na dłoń Kyou ściskającą jego nadgarstek. Nie wiedział czy ten nadal potrzebował oparcia, bo na pewno nie uważał czegoś tak pozbawionego siły za kontratak. Uznał, że da mu wybór. Jeżeli on zabierze rękę, zrobi to również Razaro.
Czemu on się w ogóle tym przejmował zamiast pozwolić mu upaść - albo nawet lepiej, samemu powalić go na ziemię i jeszcze mu poprawić gdyby miał zamiar wstać?
(zrzuć go z dachu)
Myśl, która na pewno nie należała do niego wdarła się gwałtownie do jego umysłu. Jiro przełknął nerwowo ślinę, przenosząc nagle wzrok nad ramieniem Kyou, prosto na krawędź dachu. Jedno z kociąt siedziało tam nieruchomo, wpatrując się w niego wyczekująco.
– Kiedy? – powtórzył trochę pusto, przywołany jednak do rzeczywistości i wrócił spojrzeniem do nauczyciela; początkowo zaskoczone ślepia, ukryte w ciemnych oczodołach maski zwęziły się ponownie – Jakąś godzinę po ostatniej wiadomości do ciebie. Napisałem ci co zrobię. To chciałeś usłyszeć?
Głos zadrżał mu nieco przy ostatnich słowach. Jakby teraz do niego z pełną mocą dotarło znaczenie tego co powiedział. Kyou mógł go powstrzymać.
Nie obwiniał go. Chyba. Nie potrafił zidentyfikować tego dziwnego uczucia, które z pełną mocą zacisnęło się pętlą na jego szyi. Tak mocną, że przez chwilę miał wrażenie, że nie będzie w stanie nawet przełknąć śliny, a co dopiero czegokolwiek powiedzieć.
– Mam nadzieję, że jak się jutro obudzę to nie będę pamiętał, że tu byłeś – zdołał wydusić, w końcu puszczając Kyou wolno i rozmasowując swoją dłoń, próbując jakoś rozluźnić spięte mięśnie – Znikaj stąd i trzymaj się z daleka ode mnie i mojej rodziny. Dobrze ci radzę.
@Nakamura Kyou
Wiedział, że powinien zachować spokój - dlaczego znów tak trudno mu to przychodziło? Zawsze był opanowanym zawsze trudno było wytrącić go z równowagi, ale teraz znów czuł jak złość w nim rośnie. Na niego? Na siebie? Na wszystko co miało miejsce? Bardziej chyba jednak na samego siebie - na to, że pozwolił sobie zapomnieć, że skupił się na tym, co ostatnie widział...
- Bardzo mądrze, kolejne groźby, zazwyczaj działają na innych, co? Już się przyzwyczaiłem do pobić, kolejne chcesz mi zaserwować? - rzucił, wciąż czując ten przeszywający ból. Chociaż w stanie, w którym się znajdywał, nawet było to miłą odskocznią, żeby czuć cokolwiek innego niż otępienie. Złamał mu nos? Coś mu pękło? Zwykły siniak? Nie był nawet do końca pewny czy Jiro mógł mu zrobić jakąś krzywdę... mógł?
Ale czy w ogóle Hasegawa był świadomy, ile razy z groźbami i faktycznymi pobiciami musiał się zmagać były nauczyciel? Lżejszymi, tymi mocniejszymi... no tak, nie miał odruchu ucieczki. Nigdy się tego nie nauczył, prąc jak uparty osioł tam, gdzie uważał, że będzie dobrze, nawet jeśli różnie się to kończyło. Nie chciał nigdy źle, ale podobno piekło było wybrukowane właśnie dobrymi chęciami. Może czasem chciał aż za dobrze? Może nie potrafił, może często wszystko było ponad jego siłami? Może nie chciał się przyznać do tego, że to wszystko go przerastało; nie chciał schować swojej idiotycznej dumy i dziecinnych idei do kieszeni, żeby schylić głowę i zgodzić się z brutalnością świata, że nie wszystko było tak piękne jakby chciał.
Ból wciąż szumiał mu delikatnie w głowie, a on nie rozumiał. Wbił w niego zaskoczone spojrzenie, wciąż nie rozumiejąc - a moze nie chcąc. Trzymał się cały czas jego dłoni, jakby tym bardziej...
Nie, nie mógł? Nie powinien... nie był typem... nie był dzieciakiem, który by coś takiego zrobił, prawda? Nie mógłby sam sobie odebrać życia... Nie mógł, prawda? Nie było to możliwe, żartował w tej chwili? Nie rozumiał, nie wiedział nawet co powinien - co mógłby powiedzieć. Przecież nie chciał nigdy - chciał, starał się działać przeciwko... Dlaczego Jiro miałby... dlaczego...
Nic mu się nie zgadzało. Był pewny, że go znał - kretyna, który nie wpadłby na to, żeby odebrać sobie życie, bo w dziwny sposób był do niego uwiązany. Nawet do tej rudery, to jak spoglądał na wszystko w prosty sposób. Może myślał zawsze, że takie problemy jak chęci odebrania sobie życia nie trzymały się go? Miał problemy, z którymi zawsze sobie jakoś radził - jak kot spadający na cztery łapy z każdej wysokości, który nie miał siedmiu, a siedemset żyć. Może za bardzo go przed wszystkim starał się bronić, może...
- Dlaczego? - zapytał, chociaż jego głos był słaby, jakby się zaraz miał załamać. Nie rozumiał, nie chciał zrozumieć, a może nie chciał nawet dopuścić do siebie takiej możliwości? Nie, to nie mogło być... to nie powinno być...
- Dlaczego? Kiedy? - ponowił pytanie, mocniej zaciskając dłoń na jego ręce, ale tylko na moment, nawet nie oponował, kiedy ten puścił, zabrał dopiero po chwili rękę. Był zły? Smutny? Zupełnie zbity z tropu, zmieszany, nie potrafił nawet znaleźć słów na to, o czym mówił. Potrafił tylko się w niego wpatrywać tępo, kiedy ten w końcu znów się odezwał.
- Rodziny? Więc po jasną cholerę to robiłeś? - zapytał. Może coś by się im stało, jej stało... może wtedy byłby w stanie zrozumieć, dlaczego Jiro by sięgnął do aż tak drastycznych środków, do popełnienia samobójstwa. - Dlaczego zachowałeś się jak ostatni i skończony kretyn?! Gdybym żył dostałbym zawału na taką wiadomość od ciebie, błaźnie! Myślisz, że bym się nie zjawił? Tym bardziej będąc w Sawie! Zapomnij, byłbym tutaj chociażbym miał na rowerze przez te cholerne góry jechać! - rzucił znów, czując jak wszystko się w nim kotłuje, jak migreny wracają - przez uderzenie, a może to te które zawsze mu towarzyszyły, kiedy był zmęczony? Właśnie, tak, był zmęczony. Powinien... co powinien? Gdzie powinien?
- Zapomnij, że będę się trzymał z daleka, gróź sobie ile chcesz - rzucił do niego, a jednak się odsunął. Powinien... powinien wyjść, uspokoić się. Obiecał Carei pomoc, jeśli jej pomoże, będzie mógł też pomóc bardziej Jiro... będzie w stanie mu pomóc. Zawrze kontrakt, będzie w stanie...
- Nie możesz pierw mi mówić, że byś się nie zabił, gdybym ci odpisał, a później udawać, że nie chcesz mnie pamiętać! - znów rzucił do niego, ale rzeczywiście odsunął się. Bolała go głowa od tego wszystkiego. Dlaczego zawsze tak było - Jiro zawsze działał tak banalnie prosto, a jednocześnie nie potrafił zrozumieć jego działań i powodów, dlaczego mówił to co mówił, dlaczego zachowywał się w taki, a nie inny sposób? Dlaczego...
- Muszę... muszę iść. Wrócę tutaj. Nawet nie myśl, że nie! - dodał znów, rzeczywiście kierując się w kierunku, z którego wszedł do mieszkania. Czuł migrenę, od uderzenia? A może od tego wszystkiego na raz? Nie, na pewno to coraz bardziej bolało to uderzenie...
| Kyou zt, chyba że mnie chcesz powstrzymywać...
@Hasegawa Jirō
Nie podejrzewał również, że jego słowa mogą być opatrznie zrozumiane, więc wraz z kolejnym zgrzytnięciem zębami, następną falą furii iskrzącej w oczach i poczuciu niezrozumienia wysłuchiwał przygadywania.
– Zrobiłem to dla niej, a teraz ty zrób coś dla mnie i zejdź mi z oczu – warknął, całkowicie ignorując chęć dodania, że może właśnie na to liczył.
Świadomość tego, że chciał, tak bardzo pragnął, by Kyou, by ktokolwiek inny go wtedy powstrzymał, była wręcz przytłaczająca. Wprost nie do zniesienia. Nienawidził myślenia o sobie jak o roztrzęsionym psie, który zawsze do ostatniej chwili czekał aż ktoś rozgoni wszystko to, co zagoniło go do kąta.
Razaro złapał kolejną butelkę wina, niemal instynktownie przyjmując znowu ludzkie ciało, gdy tylko został sam na dachu. Czuł, że musiał się napić, dobić jeszcze bardziej i znieczulić te wszystkie uporczywe myśli. Musiał też przekonać się czy Kyou na pewno opuści blok, więc dowlókł się do krawędzi i spojrzał w dół, w oczekiwaniu.
Każda sekunda mijała tak irytująco, a moment pojawienia się na dole znajomej sylwetki opuszczającej terytorium wściekłego psa wcale nie przyniósł ulgi. Jiro bez większego zastanowienia zamachnął się i pełną butelką cisnął w stronę ulicy, w stronę której oddalał się jego niedawny opiekun.
Nie było ważne czy trafił czy nie.
– Ostatnie ostrzeżenie, Nakamura – wydarł się za znikającym duchem.
Ból zranionej ręki przywołał go do porządku. Ze zrezygnowaniem powlókł się w stronę klatki schodowej. Musiał zwlec Toshiko z wyra i zagonić młodą do charytatywnej pracy przy wyciąganiu szkła z jego dłoni.
@Nakamura Kyou
[ z tematu ]
Nakamura Kyou ubóstwia ten post.
|
|