Skromna, lecz zadbana "budka" z kurczakiem, to tak naprawdę stary budynek, wciśnięty na parterze punktu mieszkalnego gdzieś w okolicach centrum Fukkatsu. Pozornie dobre umiejscowienie i pyszne kurczaki od wielu, wielu lat zapewniały klientów drobnemu biznesowi założonemu przez rodzinę Sawa w niepamiętnych już czasach. Z pokolenia na pokolenie trafiał on w ręce coraz to innych potomków, aż nie został przekazany Furuko, za sprawą dobrych kontaktów z ostatnim właścicielem, starszym panem Kōji. Los chciał, że staruszkowi nie poszczęściło się w życiu rodzinnym i chcąc nie chcąc, nie miał komu przepisać biznesu, a że Furu sumiennie pracowała i zaskarbiła sobie jego zaufanie i przychylność, stała się niejako częścią rodzinnego dziedzictwa Sawa. Po tej długoletniej tradycji przekazywania sobie rodzinnego biznesu pozostały wszelakie pamiątki pod postacią licznych, starych zdjęć, certyfikatów czy ręcznie malowanych obrazów zapełniających ściany przybytku. W małym, ciasnym kantorku na tyłach budynku, który w ostatnich latach życia pana Kōji służył mu za mini mieszkanko, znajduje się wiele rodzinnych pamiątek, z czego najważniejsza - nieco podrapana, pozłacana figurka smoka - stoi na najwyższej półce i stała się małym oczkiem w głowie Furu. Poza nimi, na framudze przy wejściu widać tradycyjne zdobienia i wyryte w drewnie długie, wijące się cielska smoków, od których - zresztą - wzięła się nazwa tejże restauracji.
Oprócz wiekowości, drewnianych wstawek czy subtelnych dodatków, charakteryzuje się swoją niewielkością. W wejściu czekają na klienta trzy regulowane, obrotowe krzesła, drobny blacik przyozdobiony figurką wijącego się smoka umiejscowioną tuż przy kasie i tabliczką z małym menu, widok na równie małą i ciasną kuchnie, w której pomiędzy starymi garnkami i patelniami przewijają się śnieżnobiałe, nowoczesne sprzęty. Kuchenne ściany zdominowały liczne szafki przepełnione przyprawami, opakowaniami i innymi pierdołami, które służą bardziej Furu niż klientom. Za małą kuchnią, drobny korytarzyk prowadzi do malutkiej chłodni, gdzie znajdują się potrzebne składniki. Zaraz obok mieści się już wcześniej wspomniany pokój, który teraz został przekształcony na szatnie i pomieszczenie przerw dwójki innych pracowników, którzy mogą tam przycupnąć i zjeść. Przez fakt napchania wszystkiego, jest tam ciasno i raczej mało wygodnie, by pracować w grupie. Jedynie inna podłoga "dzieli" ową kuchnie od miejsca, w którym przyjmuje się zamówienia. We wspomnianym pokoju dla pracowników, znajduje się również tylne wyjście na zaplecze i śmietniki, gdzie Furu postawiła mały śmietniczek, wyglądem przypominający tygrysią głowę, a na jego czole nakleiła "można palić, ale nie śmiecić :)".
Na wyciągnięcie ręki gościa jest również nieco przybrudzona, malutka lodówka z wszelakimi napojami (również tymi procentowymi), a na jej szybie widnieje czerwony napis "DZIECIOM I PIJAKOM ALKOHOLU NIE SPRZEDAJE, MIŁEGO DNIA!" z rysunkiem małego, uśmiechniętego czarnego kotka tuż w rogu. Przed wejściem stoi prostokątna informacja z menu, drugi śmietniczek-tygrysek, a po prawej od smoczej budki rośnie stare, grube drzewo, przy którym Furu często stawia swój rower, którym przyjeżdża do pracy. Kawałek przed budynkiem znajduje się ławeczka i rozkładany, drewniany stoliczek przy którym zbiera się starsza część mieszkańców okolicy, gdzie często gra we wszelakie, stare planszówki. To z opowieści okolicznej starszyzny można się dowiedzieć chociażby tego, że ojciec zmarłego Sawy, kiedyś pomalował budynek na żółto, bo jego żona kochała ten kolor albo że jego dziadek zadławił się żabim udkiem i zmarł w fotelu, który został wrzucony do jakiejś rzeki i... cóż, wiele dziadkowych opowieści!
— No proszę, kogo moje oczy widzą! — zawołała, otrzepując ręce. — Momoi we własnej osobie. Zgłodniałaś po ciężkiej pracy? — zagadnęła, opierając się plecami o ścianę budynku, przyglądając się dobrej znajomej. Wcale jej nie dziwiło, że ta kręci się po jakiś ciemnych zaułkach i śmietnikach; Tsunami... musiało wciskać nos w najgorsze zakamarki by zrobić robotę. Ona zresztą również.
Wiatr świszczał, kiedy zwinnie przeskoczył przez barierkę, a potem odbił się się niczym kauczukowa piłka w stronę odnowionej elewacji. Dłoń w naturalny sposób znalazła oparcie, a potem podciagnęła ciało wyżej. Serce dudniło mu w piersi, a usta wykrzywiała zawziętość i upór. Kątem oka dostrzegał towarzyszący mu od przeszło kilku set metrów cień, który krok krok podążał za nim, a momentami wyprzedzał na tej krętej ścieżce przeszkód. Wyzwanie. Nie mógł inaczej odczytać intencji, nie mógł w inny sposób zareagować. Ostatnimi oddechami przerzucał ciało przez niewielki betonowy murek na dachu mający chronić przed wypadkami. Kai był pewien, że gdyby był dwadzieścia centymetrów wyższy to w tym momencie przyczyniłby się do wypadku ale nie dziś! Chłopak przetoczył się przez niego ciężko lądując na dachu pięciopiętrowego budynku. Stękną kiedy spotkał się z brudną nawierzchnią ale zaraz potem, przerwanym, łapczywym oddechem wydukał Pi-pier-wszy! W stronę równie zdyszanej Ciemności.
I tak to się wszystko zaczęło.
- Nie najgorzej, jak na kogoś kto już siedzi jedną nogą w grobie. Serio - moze dziesięć lat mniej i miałbyś nawet szanse - przymknął jedno oko, kiedy zaczesywał wilgotne włosy do tyłu. Schował je pod czapką przekraczając daszek bejsbolówki do tyłu by mieć dobry wgląd w Cienia. Żartobliwość i frywolność trzaskała praśnie w każdym wypowiedzianym słowie. Może ktoś uznałby jego zachowanie w normalnych okolicznościach za aroganckie, niewłaściwe, wyprute z szacunku ale jakie miało to dla niego samego znaczenie...? - Jesteś stad? Z Fukkatsu? Nie widziałem cię w okolicy do tej pory. Skąd pomysł na takie hobby? Zalecenia lekarza na zbicie cholesterolu? Mam nadzieję, że nie bo raz zasmakujesz Kurczaka Kokuryu to nie będziesz mógł przestać. Mówię ci - zapewniał z duma okolicznego znawcy okolicy. Nie trzeba było zresztą długo czekać aż pojawili się przy niewielkiej budce. Było późno w nocy ale światło ciągle się świeciło, a zapach przypraw kusił. Kai nie musiał nawet patrzeć w menu - zamówił z pamięci zapewniając swojego nowego, nie znającego definicji smakowitości, biednego człowieka. Do tego oczywiście po puszcze taniego, schłodzonego piwa. Po jego otwarciu uroczyście przechylił puszkę w stronę nieznajomego w geście toastu wykorzystując ten idealny moment na przedstawienie się - Kai, miło mi!
Minęło całe wieki nim na nowo miał okazję pozwiedzać wysokie budynki Fukkatsu, podziwiając ukryte piękno tego miasta. Choć ulice bywały zaśmiecone, a niektóre dzielnice pozostawiały wiele do życzenia, tak Ivar czuł się cząstką tego miejsca i cieszył się, że ponownie mógł doświadczyć aurę tego miasta. Również to była idealna okazja do tego, aby sobie przemyśleć co nieco.
Pogoda choć już wyraźnie chłodna, z uwagi na połowę listopada, nie odstraszała go. Zimny podmuch wiatru sprawiał, że łatwiej było mu oddychać przy tak intensywnym ruchu, choć w nozdrza czasami poczuł charakterystyczne szczypanie. Biegł ile sił w nogach, odbijał się od ściany lub przeskakiwał jakąś przeszkodę, przypominając sobie ulubione miejscówki do treningów. Nie żeby kiedykolwiek o nich zapomniał. Nie spodziewał się jednak towarzysza. Przynajmniej nie o tej porze, ani z podobnymi upodobaniami do samotnego skakania po budynkach. Dostrzegając werwę młodego, jak i nieme zaproszenie, zaakceptował chęć rywalizacji, nie myśląc ani o wygranej, ani o przegranej. Po prostu był ciekaw, dokąd ich to zaprowadzi w momencie, kiedy obaj znajdą się już na samym szczycie.
Pi-pier-wszy!
Zaśmiał się do siebie, przecierając pot z czoła, który zgromadził się na jego skórze. Sam najpierw złapał kilka głębszych oddechów nim z jego ust uszły jakiekolwiek słowa.
— Myślisz, że aż tak stary jestem? — rzucił w jego stronę, bo choć różnica wieku rzeczywiście była między nimi dostrzegalna, tak Ivar wyglądał całkiem młodo jak na swój wiek. Ciekawe, ile tak naprawdę szacował jego lat.
— Nie do końca. Urodziłem się w Norwegii, ale od dzieciaka mieszkałem tu. Wyjechałem na długi czas i w zasadzie w zeszłym miesiącu powróciłem na stare śmiecie — odpowiedział tuż po tym jak udało mu się wyregulować swój oddech. Czuł, że dzisiaj jego kondycja miała się na nienajlepszym poziomie, może znowu wziął za dużą dawkę leków, a może którąś pominął.
— Całkiem śmieszne, ale nie. Zabicie czasu, dużo też podróżowałem i przydało się do zwiedzania bardziej to ciekawszych zakamarków świata — przyznał z łagodnym uśmiechem na ustach kiedy to dał się zaprowadzić do niesamowicie ultra przepysznej knajpy Kokuryu — Wiesz, taki kryzys wieku średniego — zażartował, wykorzystując fakt, że już i tak wcześniej nieznajomy nabijał się z jego cholesterolu czy też rzekomego bycia jedną nogą już w grobie.
— Ah, wierzę na słowo, wierzę — przyznał z uśmiechem, poklepując go po ramieniu. Z uwagi na to, że Ivar był wyższy, Kai mógłby odebrać to jako gest opiekuńczy i troskliwy. Również drugą ręką sięgnął do menu, a przelatując szybko spojrzeniem po karcie, poprosił o kurczaka Karaage w jakimś pikantnym sosie. Nic nie mówił na temat tego, że alkoholu to w sumie pić nie powinien, a jak już, to w niewielkich ilościach. W zasadzie nie zaszkodzi mu jedna puszka, prawda? Więc kiedy zamówili jedzenie, pragnienie wysiłkiem fizycznym mogli zapić kilkoma łykami piwa.
— Mm, Ivar, mi również — przyznał spokojnie, dużo mniej entuzjastycznie czy energicznie. Dało się dostrzec, że Ci dwaj różnili się od siebie diametralnie, a Ivar tłumaczył to sobie młodzieńczymi latami — mimo że w jego wieku nie był taki energiczny i chaotyczny nawet w połowie — Więc rozumiem, że mam do czynienia ze znawcą Fukkatsu, co? — zagaił tuż po tym jak stuknął się z nim powiem i upił te pierwsze łyki alkoholu. Małe, bo małe, ale zawsze.
@Asami Kai
Zadumał się na chwilę patrząc na człowieka obok z nieco większą uwagą. Jasne, niebieskie oczy były zdecydowanie czymś mało typowym dla Japończyka. Cerę też miał nietypowa - jasne łaty(?) wydawały się szczególnie rzucać w oczy kiedy przechodzili pod latarnią. To pewnie te Norweskie geny czy coś - pomyślał nie kryjąc się się ze swoim ciekawskim spojrzeniem.
Wiesz, taki kryzys wieku średniego
- Wyobraź sobie, że nie wiem ale dam znać jak się dowiem. Powymieniamy się doświadczeniem - nie tracił entuzjazmu luźno zastanawiając się nad możliwościami życia poza Fukkatsu. Podróże, ciekawe zakamarki, świat poza - brzmiało to dobrze ale nie pociągało go za duszę. Pasowało to do nieco egzotycznie wyglądającego dorosłego ale nie Kaia.
Kai nie odczytał gestu jako troski, a raczej jako typowe zacieśnianie kumplowskich więzi. Zdecydowanie nie traktował Ivara jak kogoś, kto był starszy i mógł mu w czymś pomóc. W zasadzie odnosił wrażenie, że mogłoby być na odwrót. Uśmiechną się więc łobuzersko gdy ten uwierzył mu na słowo. Niedługo jego kubeczki smakowe miały się o tym dowiedzieć.
- Może jeszcze nie znawcą ale myślę, że niedługo będziesz mógł mi mówić Mistrzu - pochełpił się po tym, jak odjął od ust piwa - Żyję w mieście od zawsze więc orientuję się ale czasem zdarza mi się gubić w dzielnicach do których zaglądam rzadziej. Jeżeli interesują cię jakieś ciekawostki z okolic gdzie mógł się kręcić energiczny student to myślę, że mogę coś wiedzieć i trochę ci poopowiadać - no bo w końcu był właśnie takim energicznym studentem. Gdzie się kręcą podobni jemu tam musiał kręcić się też i on - Przykładowo wiesz, że otworzyli w Fukka cyber zoo? Super sprawa. Byłem wczoraj. Zresztą nie pierwszy raz ale tak się składa, ze niedawno otworzyli nową ekspozycję. Chodzisz sobie po budynku z okularami do wirtuala i w jednej chwili jesteś na sawannie i oglądasz lwy, a w następnej chodzisz za pingwinami na Arktyce - naprawdę uważał to za fajną sprawę. W pewien sposób imponowało mu tez wykonanie całego show pod kątem technicznym - W rodzinne strony sprowadza cię praca? Czy przejazdem odwiedzasz stare śmiecie? Jeżeli to drugie to serio, zaplanuj sobie dzień na zwiedzanie cyber zoo
Dostrzegł na sobie spojrzenie pełen ciekawości, aczkolwiek nic nie mówił. Wiedział, że często przyciągał uwagę przechodniów chociażby z uwagi na swoje bielactwo. Też miał dosyć nietypową urodę, bo nie dało się całkowicie dostrzec w nim azjatyckich genów, raczej bardziej europejska uroda wybijała się przy mieszance krwi skandynawsko-azjatyckiej.
— Koniecznie — odpowiada z cichym śmiechem, słysząc w głosie entuzjazm ze strony nieznajomego. O dziwo nie czuł się w żaden sposób przez niego osoczony, dostrzegł jakiś czas temu, że w kontaktach 1:1 radził sobie całkiem nieźle. Gorzej bywało w grupie, nie potrafił na każdego poświęcić tyle energii i szybko stresował się obecnością zbyt dużej ilości osób.
— Aż taki pewny swego? — unosi brew w rozbawionym geście, starając się wyczytać z niego jakim typem człowieka był. W związku ze swoimi podróżami Ivar nauczył się sporo kultury z różnych zakamarków świata. Także poznał naprawdę sporą ilość osób, a z niektórymi utrzymywał kontakt po dziś dzień. Przez te lata zdążył nauczyć się akceptować przeróżne zachowania, dzięki czemu nabrał większego dystansu. Może właśnie dlatego nie miał problemu rozmawiać z kimś, kto był o te kilkanaście lat młodszy od niego, mając na świat zupełnie inne spojrzenie.
— Czyli w których na przykład? — pyta zainteresowany tym, co mówił do niego, podczas gdy ten upijał łyki piwa. Jakoś dzisiaj łatwiej wchodził mu ten alkohol — W sumie dawno mnie nie było, nie zorientowałem się całkowicie jakie są tu nowe miejsca. Widziałem, że część pozamykała się, ale mój znienawidzony hotel w Nanashi dalej zipie — odpowiada żartem. Tak naprawdę nienawidził go, po prostu wkurwiał go ten nieświecący neon — Nie miałem pojęcia. Kiedy otworzyli? Chętnie zobaczyłbym jak bardzo upodobnił się do rzeczywistości — dopytuje zaciekawiony, odstawiając na blat puszkę z piwem. Na razie starczy popijania — A temperaturę też da się wyczuć czy tylko masz do czynienia z dziką naturą? — dodaje, naprawdę będąc zaintrygowany wynalazkiem, które zostało wprowadzone do Fukkatsu — A nie, po prostu stęskniłem się za domem, tak jakby. Mam w planach ustatkować się, chociaż od czasu do czasu pewnie nie odmówię sobie jakiemuś wyjazdowi — przyznaje całkiem szczerze, kątem oka spoglądając w stronę budki, czy przypadkiem ich zamówienia nie były już gotowe.
— Skoro tak chwalisz się stażem studenta, to może opowiesz mi gdzie i na jakim kierunku studiujesz? — pyta, nie będąc mu wcale dłużny kiedy dostrzegł, że ich zamówienie nie jest jeszcze gotowe. Ivar kiedy miał dobry humor miał gadane, chociaż częściej wpisywał się do roli słuchacza. Również alkohol potrafił rozwiązać mu język, a mu nie potrzeba było dużo i długo żeby zaczął gadać od rzeczy.
A jak myślisz? Uniosły się brwi w niemej odpowiedzi. Parsknął pod nosem i upił kolejnego łyka piwa. Och, pewności siebie mu nie brakowało do prezentowania siebie przed innymi. Nie był silny fizycznie, a więc musiał nadrabiać braki by nie zostać pożartym przez Nanashi. Sposób odnajdywania się w otoczeniu, wśród ludzi, to jak szybko się adoptował i przystosowywał było jego atutem. Słowa wartko cisnęły mus się na usta, nie bał się prowadzić rozmowy. Ćmił na tyle by przyciągać uwagę, lecz nie tak mocno by oślepiać, onieśmielać. Nie czuł się gorszy od Ivara, ani nie czuł że powinien sobie odejmować z powodu młodości - byli dwójką ludzi pod ciemnym niebem, którzy chwilę wcześniej prowadzili zażarty wyścig. Niczym mniej i więcej. Może i wyjątkowo upraszczał skomplikowany świat ale gdyby tego nie robił to nie byłby sobą.
- Hmmm... Haiiro chiku nie jest dzielnicą którą przykładowo lubię. Dużo fabryk, hal... dużo nudnych, przepastnych powierzchni, drapiące powietrze. Jeżeli już coś jest tam wartościowego to port. Ma swój urok i jest kilka ciekawych miejsc z potencjałem do poskakania i pobiegania, jeżeli wiesz co mam na myśli - uśmiechnął się chytrze - parkour - ...ale tak, to raczej nie jest to jakaś atrakcja. Jeżeli chodzi o coś jeszcze... - zamyślił się - Może nie rzadko ale ostrożnie zapoznaję się z Karafurą, wiesz - Kolorowa Dzielnica - westchną z lekkim zachwytem - Większość barów oraz głównych punktów widokowych mam obcykane ale to nie to jest takie intrygujące w tym miejscu - chodzi o te wszystkie pozostałe kąty kryjące się za kolorowymi reflektorami. To niebezpieczna dzielnica pełna ciemnych zaułków w których chcesz i nie chcesz być jednocześnie. Poznawanie tych uliczek to w gruncie rzeczy, jak zbliżenia z kochanką. Przy każdym kolejnym na jej twarzy jest mniej makijażu, widzisz coraz więcej wad, mankamentów, lecz to wcale nie sprawia, że czujesz się mniej podekscytowany przed kolejnym spotkaniem. Nie wiem czy wiesz, co mam na myśli - podparł łokieć na blacie, a brodę na ręce kiedy z pewna tęsknotą wpatrywał się w trzymane w drugiej ręce kurczęce udko. Może był popaprany, lecz kochał ten drobny dreszcz niepokoju, niepewności. To tak bardzo przypominało mu o Nanashi, które wznosiło się wokół jego serca. A propos właśnie tego miejsca...
Kai prawie wypuścił piwo nosem. Zachłyśnięty zakaszlał kilka razy a potem śmiejąc się klepną praśnie w swoje udo.
- Hotel w Nanashi!? HAHAH! Prowadzisz hotel w Nanashi? HOTEL?! Hahahaha... Bogowie, nie dziwię się, ze wyjechałeś z miasta...hahaha... haaa... Nie no, serio, prowadzisz hotel w Nanashi? Nie jesteś chyba rekinem biznesu, co...? - jeżeli cokolwiek zipało w Nanashi to były pchły na szczurzych grzbietach. I nie chodziło o szydzenie z miejsca w którym Kai się wychował ale taki był po prostu fakt. Chłopak za bardzo nie potrafił sobie wyobrazić kogoś, kto postanowił tam w cokolwiek zainwestować - Na pewno masz na myśli hotel? Taki... no wiesz, dla przejezdnych, a nie burdel...? Wiesz, jestem pełnoletni, nie musisz być pruderyjny - zapowiedział nie mogąc powstrzymać dozy niedowierzania.
- Nie, nie - to doznania tylko wizualne. A kiedy otworzyli to nie wiem kiedy konkretnie. Jak już zacząłem zapuszczać się do centrum to już było więc co najmniej 4 lata stoi - był znawcą przestrzeni, a nie historii. Co zrobić. Wgryzł się w udko i popił piwem.
- Na uniwerku Fukkatsu. Informatykę. Trochę snobistycznie, wiem, ale czego się nie robi by zadowolić matki, nie? - zażartował dopijając resztkę alkoholu i domawiając kolejną puszkę - Jest dość ciężko. Tak właściwie, nie powinno mnie tu być biorąc pod uwagę, że jutro mam wykłady ale są czasem chwile kiedy są rzeczy ważne i ważniejsze, a z młodości trzeba korzystać, nie? - wzniósł kolejne piwo w toaście. Za młodość.
Mimo to nie czuł się źle przy temperamentnych charakterze. Mężczyźni rzadko kiedy potrafili go onieśmielić na tyle, że Ivar tracił wobec nich głowę. Rzadko również przytłaczał ich sposób bycia, raczej nie zwracając szczególnej uwagi na to, kto i jaki potrafił być. Może w związku z tym łatwiej było mu balansować na granicy kompletnego załamu jakim było Nanashi, a między ludźmi z wyżej sfery, pośród pracowników instytutu badawczego, jak i wiele więcej.
— Może masz i rację, że miejsce te owiewa nudą, aczkolwiek czasami i taka nuda jest nam w życiu potrzeba. Chociaż dawno mnie tam nie było, ciekawe jak to miejsce się zmieniło — odpowiada z uśmiechem pełen nostalgii od wspomnień. To właśnie tam robił swoje pierwsze drygi jeżeli chodzi o parkour. Musiał przyznać, że to było doskonałe miejsce do różnego rodzaju ćwiczeń — Ostatnio słyszałem, że to właśnie w tej dzielnicy są robione rożnego rodzaju wystawy? Byłeś na jakieś? Temat ciągle gdzieś mi się przewija, zastanawia mnie kto wpadł na taki pomysł, by robić coś podobnego w opuszczonej fabryce — dodaje jako ciekawostkę i chęć nabycia więcej informacji w tym temacie. Ostatnio dużo zaczął przegląda na temat miasta, by poznać nowe miejsca i obyć się z okolicą. Między innymi rzuciły mu się artykuły i informacje o tym miejscu. Interesujący zbieg okoliczności, że akurat Kai o tym wspomina — Jak sobie przypomnę, to właśnie tam zaczynałem się uczyć parkour, wiesz? Ile sobie siniaków narobiłem, to nawet nie chcę liczyć — śmieje się na wcześniejsze wspomnienie, którym postanowił się z nim podzielić — A u Ciebie skąd przyszło to zamiłowanie do skakania po budynkach? Ulica nauczyła czy gdzieś zawsze to w Tobie siedziało? — dopytuje z dozą ciekawości w głosie nim zdążyli przejść do kolejnego tematu.
A była nim kolorowa dzielnica. Mógł rozumieć tamtejszy urok, dzielnica pełna neonów, otwartych barów i tak dalej — coś, co młodych ciągnęło, zupełnie jak magnes do lodówki. Na słowa jednak o niebezpiecznej części, zmarszczył brwi w nieznacznej konsternacji. Ludzie w życiu szukali różnych wrażeń, o czym wiedział na własnym przykładzie. Inni woleli brudzić sobie palce w czymś nieczystym, Ivar natomiast wolał wyjechać, by nie dać się pożreć otchłani szaleństwu jakie oferowała ta niebezpieczna część miasta. A to właśnie z nią swego czasu miał najwięcej styczności.
— Skądś to znam. Nie ukrywam, że moim strzałem adrenaliny był właśnie wyjazd. O rany, najlepsza kurwa decyzja w moim życiu — dodaje z nieco głośniejszym śmiechem, czując jak procenty przyjemnie szumiał mu w organizmie. To był ten moment, w którym chciał ulegać jego wpływowi. Nie pił często i nie miał ogólnie problemu z alkoholem, poza tym że miał wyjątkowo słabą głowę. Całe szczęście kawałek mięsa ratował sytuację, ponieważ prawdopodobnie bardzo szybko byłoby po nim.
Słysząc parsknięcie, sam mimowolnie krótko prychnął, kręcąc w rozbawieniu głową na tak intensywną reakcję. Niby tak kochał Nanashi, a nie wiedział, że bywały tam tego typu miejsca?
— Hotel to i może za dużo powiedziane, ale każda dzielnica ma swoje miejsce noclegowe. Tam jest jedno, stoi od dobrych kilku lat, z pieprzonym, czerwonym neonem. Ale nie, młody, nie jestem jego właścicielem, źle mnie zrozumiałeś — odpowiada, śmiejąc się z niego z uwagi na to, że zrozumiał to jakoby on miał prowadzić takie miejsce. Stać było go na coś więcej. Raczej na coś bardziej ambitnego niż prowadzić coś podobnego. Zresztą, raczej nie miał ręki do własnych biznesów, wolał pracować dla firmy czy chociażby instytutu, zbijając z tego horrendalne pieniądze.
— Zależy co masz na myśli, ale raczej "rekinem biznesu" to nie jestem — stwierdza, wciąż rozbawiony tą kwestią — Tak, na pewno. Wiesz, pewnie nie jedna osoba się tam rżnęła, ale jak mówiłem wcześniej, każde miejsce ma swoją noclegownię i Nanashi też. Ledwo trzymające, ale kurwa daje radę. Mozę jak właściciel zdechnie, to zamknął to miejsce — odpowiada, nie zauważywszy nawet to jak wypił ponad połowę swojego piwa.
— Wizualne też zawsze coś. To może otworzyli to miejsce jakoś po moim wyjeździe, bo nie słyszałem nigdy o tym miejscu. Sobie potem sprawdzę — komunikuje, wyciągając z kieszeni telefon, by na szybko sprawdzić powiadomienia, które od jakiegoś czasu gnębiły jego kieszeń. Po wysłaniu szybkiej odpowiedzi, schował urządzenie z powrotem, ponownie swe spojrzenie kierując na młodego chłopaka.
— Czy ja wiem, czy snobistycznie. Ja jestem po inżynierii biomedycznej między innymi, chociaż kurwa ta biologia zawsze była trochę moim nemezis. Ale od czego są współpracowników, by pomogli Ci pomóc odjebać projekt protezy i tak dalej. Chociaż ostatnio myślałem o tym, aby zrobić jakieś kursy na informatykę, by pobawić się w sztucznej inteligencji, ale kurwa nie wiem. Ciągle nad tym rozmyślam — dodaje dla ciekawostki i w zastanowieniu, by chłopak również nie czuł się przy nim inny z uwagi na studia, za którymi podążył. Czy to z uwagi na marzenie matki czy z innych pobudek.
— A jak. Studia to ciekawy okres, odpierdalają Ci się w życiu niesłychane rzeczy, a i tak jesteś w stanie wstać na poranny wykład i ogarniać, co tam się w ogóle dzieje — przyznaje, a w toaście dopił swoje piwo, ponieważ aż tak szybkiego spustu jak młody nie miał. Za starość.
- Oj daj spokój, zgrywam się - zaczepnie, będąc ciągle rozbawionym, szturchnął mężczyznę łokciem w bok. Suszył przy tym zęby - Wiem, że Nanashi coś się kręci ale wiesz, to zazwyczaj ostatnie miejsce gdzie ktoś jest skłonny robić biznes jeżeli ma wybór - Wzruszył ramionami, które zaraz wyciągną w stronę podawanego przez kucharza kurczaka. Skórka udek i skrzydełek była smakowicie przyrumieniona, a mięsko pod nią soczyste. Jasne oczy podniosły się nieco w zadumie, kiedy próbował sobie przypomnieć podobną miejscówkę, lecz skoro nie korzystał z hoteli (bo kosztowały) to specjalnie nie zaskoczyło go to, że nie potrafił tego zrobić.
- Och, OCH, inżynieria... okej, cofam - ty to dopiero masz snobistyczny kierunek - zaśmiał się mocząc nóżkę kurczaka w sosie - Jeżeli się byś zdecydował byłbym twoim senpai - poruszył brwiami zachęcająco. Czy to nie byłaby korzyść sama w sobie?
Czas mijał przyjemnie na dokazywaniu i wartkich tematach. Nie wiedzieć kiedy z późnej godziny zrobiła się nieludzko wczesna. Właściciel sprawnym ruchem zsuną roletę sprawiając po tym, jak uregulowano rachunek. Jedynym źródłem światła stało się nocne niebo i odległe latarnie. Kai czuł się wstawiony. Przyjemna nieważkość towarzyszyła ruchom, lecz szczęśliwie myśli nadążały za rzeczywistością.
- Hej, Ivar, trzymasz się? Wracasz jakimś uberem? Czy mieszkasz w okolicy...? - podpytał wkładając ręce w kieszenie dresów zastanawiając się, czy znajomy nieznajomy da sobie radę. Nie był aniołem, lecz odniósł wrażenie, że trochę trudniej radził sobie z piciem. Kai miał nadzieję, że nie mieszkał w Nanashi bo wracanie tam w takim stanie nie było najmądrzejszym pomysłem - Hej, hej...?
Okej, może i była z Minamoto co siłą rzeczy wiązało się z byciem przy kasie, ale nie znaczyło to że nie doceniała niewielkich sklepików i budek z jedzeniem, które nie były mocno wystawne. Najważniejszy był smak jakim się obnosiło jedzonko oraz przyjazna atmosfera. Zazwyczaj zachodziła do Kokuryu po lekcjach wraz ze znajomymi, a o tej godzinie... Była po prostu głodna i miała smaka na kurczaka. No i miała całkiem sporo do przeczytania materiałów traktujących o Yokai i Kamich. Oczywiście w formie cyfrowej. Technologię w postaci aparatów w komórkach zdecydowanie można było nazwać błogosławieństwem. Dzięki temu w telefonie mogła trzymać sporo zdjęć tekstów Minamoto, które bardziej chciała niż musiała wykuć na blachę. Już raz przez demona umarła i nie za bardzo chciała żeby kiedyś to się powtórzyło. Zwłaszcza że może nie mieć tyle szczęścia w przyszłości żeby zdołać wrócić do życia. Klucz do spokojnego życia był więc prosty. Więdzieć o nich jak najwięcej, a zwłaszcza tego jak się ich pozbyć kiedy zaczną jej zawadzać.
Shina jednak nie zaprosiła na kolację żeby próbować na nim egzorcyzmów. Szczerze? Jakby spróbowała, to zapewne Enma urządziłby jej niemałe piekło, które skończyło by się dla niej miało przyjemnie. Bardziej chciała mieć kogokolwiek do pogadania, bo będąc sam na sam z zapiskami o Yokai i smażonym kurczaczkiem, przytyłaby za dużo. A tak to pogadają i nie skupi się na jedzeniu i dokładkach. Na szczęście w jej przypadku cena nie grała roli. Na samego Waruia przyszło jej jednak troszkę poczekać. W końcu napisała do niego jak była już niemalże pod budką. I w sumie dobrze że nie pojawił się nagle bo wyjechałaby do niego że nie musi się aż tak o nią martwić, a godzina jeszcze młoda. No i jednocześnie dał jej idealny przykład tego że dobrze zrobiła nie mówiąc nikomu o tym że została Medium, bo ją Yokai udusił na wyjeździe ze znajomymi. Paranoja jaka by ich ogarnęła nie dałaby jej żyć.
Kiedy Shin się zbliżał, ona beztrosko siedziała w telefonie czytając i popijając wodę z butelki. - Jeszcze nic nie zamawiałam. Na co masz ochotę? - Powiedziała do Yurei kiedy tylko ten przybył na miejsce. Może powinna zaprosić też Enmę? Nie... Niezbyt chciała mu przeszkadzać w pracy.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.