Skromna, lecz zadbana "budka" z kurczakiem, to tak naprawdę stary budynek, wciśnięty na parterze punktu mieszkalnego gdzieś w okolicach centrum Fukkatsu. Pozornie dobre umiejscowienie i pyszne kurczaki od wielu, wielu lat zapewniały klientów drobnemu biznesowi założonemu przez rodzinę Sawa w niepamiętnych już czasach. Z pokolenia na pokolenie trafiał on w ręce coraz to innych potomków, aż nie został przekazany Furuko, za sprawą dobrych kontaktów z ostatnim właścicielem, starszym panem Kōji. Los chciał, że staruszkowi nie poszczęściło się w życiu rodzinnym i chcąc nie chcąc, nie miał komu przepisać biznesu, a że Furu sumiennie pracowała i zaskarbiła sobie jego zaufanie i przychylność, stała się niejako częścią rodzinnego dziedzictwa Sawa. Po tej długoletniej tradycji przekazywania sobie rodzinnego biznesu pozostały wszelakie pamiątki pod postacią licznych, starych zdjęć, certyfikatów czy ręcznie malowanych obrazów zapełniających ściany przybytku. W małym, ciasnym kantorku na tyłach budynku, który w ostatnich latach życia pana Kōji służył mu za mini mieszkanko, znajduje się wiele rodzinnych pamiątek, z czego najważniejsza - nieco podrapana, pozłacana figurka smoka - stoi na najwyższej półce i stała się małym oczkiem w głowie Furu. Poza nimi, na framudze przy wejściu widać tradycyjne zdobienia i wyryte w drewnie długie, wijące się cielska smoków, od których - zresztą - wzięła się nazwa tejże restauracji.
Oprócz wiekowości, drewnianych wstawek czy subtelnych dodatków, charakteryzuje się swoją niewielkością. W wejściu czekają na klienta trzy regulowane, obrotowe krzesła, drobny blacik przyozdobiony figurką wijącego się smoka umiejscowioną tuż przy kasie i tabliczką z małym menu, widok na równie małą i ciasną kuchnie, w której pomiędzy starymi garnkami i patelniami przewijają się śnieżnobiałe, nowoczesne sprzęty. Kuchenne ściany zdominowały liczne szafki przepełnione przyprawami, opakowaniami i innymi pierdołami, które służą bardziej Furu niż klientom. Za małą kuchnią, drobny korytarzyk prowadzi do malutkiej chłodni, gdzie znajdują się potrzebne składniki. Zaraz obok mieści się już wcześniej wspomniany pokój, który teraz został przekształcony na szatnie i pomieszczenie przerw dwójki innych pracowników, którzy mogą tam przycupnąć i zjeść. Przez fakt napchania wszystkiego, jest tam ciasno i raczej mało wygodnie, by pracować w grupie. Jedynie inna podłoga "dzieli" ową kuchnie od miejsca, w którym przyjmuje się zamówienia. We wspomnianym pokoju dla pracowników, znajduje się również tylne wyjście na zaplecze i śmietniki, gdzie Furu postawiła mały śmietniczek, wyglądem przypominający tygrysią głowę, a na jego czole nakleiła "można palić, ale nie śmiecić :)".
Na wyciągnięcie ręki gościa jest również nieco przybrudzona, malutka lodówka z wszelakimi napojami (również tymi procentowymi), a na jej szybie widnieje czerwony napis "DZIECIOM I PIJAKOM ALKOHOLU NIE SPRZEDAJE, MIŁEGO DNIA!" z rysunkiem małego, uśmiechniętego czarnego kotka tuż w rogu. Przed wejściem stoi prostokątna informacja z menu, drugi śmietniczek-tygrysek, a po prawej od smoczej budki rośnie stare, grube drzewo, przy którym Furu często stawia swój rower, którym przyjeżdża do pracy. Kawałek przed budynkiem znajduje się ławeczka i rozkładany, drewniany stoliczek przy którym zbiera się starsza część mieszkańców okolicy, gdzie często gra we wszelakie, stare planszówki. To z opowieści okolicznej starszyzny można się dowiedzieć chociażby tego, że ojciec zmarłego Sawy, kiedyś pomalował budynek na żółto, bo jego żona kochała ten kolor albo że jego dziadek zadławił się żabim udkiem i zmarł w fotelu, który został wrzucony do jakiejś rzeki i... cóż, wiele dziadkowych opowieści!
- Na twoim miejscu nie sprzeczałabym się z tą kobietą. - mruknęła cicho, wciąż utrzymując werbalny dystans w tonacji wypowiadanych słów. - Po takich osobach nigdy nie wiesz czego możesz się spodziewać. Na przykład może obrzucić zarówno ciebie, jak i twój samochód jajkami. Ja bym tak zrobiła. - na ten jeden, nieuchwytny moment, można było dostrzec zgaszony błysk w jej błękitnym spojrzeniu. Jakby taka perspektywa była naprawdę kusząca a ona sama byłaby do tego zdolna, choć takie rzeczy nie przystały damom.
Staruszka zdawała się jeszcze bardziej pociemnieć na twarzy, kiedy poczuła się nie tylko znieważona, ale również urażona zachowaniem młodego mężczyzny.
- Ty... Ty! Ty tylko poczekaj, ja zaraz do ciebie zlezę! - krzyknęła, po czym zniknęła w oknie. Bogowie tylko wiedzieli co kobiecina planowała.
- Widzisz? Z pewnością poszła do kuchni po jajka. - dodała Yue, odgarniając jasne włosy do tyłu. -I nie zamierzam przepraszać, bo nie mam za co. Jak już to ty powinieneś mnie przeprosić za swą nieuważną jazdę. Mogłeś mnie rozjechać. Druga sprawa, osobiście nie mam czego się obawiać, bo najwidoczniej to ty stanowisz rzęsę w oku tej kobieciny, nie ja. - tym razem na jej lodowym obliczu pojawiła się lekka rysa w postaci ledwo zauważalnego uśmiechu. Kiedy jednak zdała sobie z tego sprawę, odchrząknęła i na powrót założyła maskę Królowej Lodu.
- W.. w każdym razie powinieneś już sobie odjechać. A ja odjadę w swoją stronę. - i z ręką na sercu, zamierzała to zrobić. Odjechać i nawet nie patrzeć za siebie. Jednakże jego ostatnie słowa skutecznie sprawiły, że nawet nie drgnęła.
- Och nie... Niewybaczalne. Nie wiem jak to zniosę. Złamałeś mi serce tym wyzwaniem! - rzuciła sarkazem, jednocześnie kładąc dłoń na piersi, tam, gdzie biło jej serce, aby jeszcze bardziej potwierdzić swe słowa.
@Shogo Tomomi
Shogo Tomomi ubóstwia ten post.
- Wiesz, jesteście nawet podobne - wskazał na machającą wściekle staruszkę, przez moment śledząc żywiołowość kobiety - Widzicie tylko czubek własnego nosa - uśmiechnął się krzywo, nieco wilczo, odsłaniając zęby. Uniósł dłoń do ust, uderzając w nie kciukiem kilka razy, jakby w głębokiej, porównawczej analizie. Uśmiech zgasł, gdy wolno, wracał spojrzeniem do to starszej kobiety, to do jasnowłosej - masz rację, nie zdziwiłbym się, gdybyś tak zrobiła. Robią tak po prostu dzieci i sfrustrowani wiekiem staruszkowie. Wszystko się zgadza - zakończył wypowiedź, kiwając głową, na niewieści wrzask. Mimo wszystko szkoda było mu takich zgorzkniałych kobiet. I tu nawet nie umiał wzbudzić złości, spoglądając na zmagania z dozą politowania.
- Nie uważasz, że robisz z siebie ofiarę? Chyba, ze o to chodzi - pokręcił głową nieprzychylnie, nieco bardziej znużony. W ciemnej zieleni ślepi, pojawiła się czujność - Dobra rada panienko. Lepiej, żeby nie wchodziło ci to w krew. Karma lubi wracać ze zdwojoną siłą. Możesz kiedyś tego gorzko żałować - pochylił się lekko, jakby chciał szepnąć jej sekret do ucha. Zatrzymał się w połowie drogi, zgarniając za ucho wysunięte luźno pasmo włosów. Jako wojskowy, wiedział, kiedy przekraczał granicę przestrzeni osobistej. Tak jak - czemu to robił - jeśli musiał. Wyprostował się i dosunął, więcej nie wkraczając w pole, które mogłaby uznać za drażliwe.
- A gdybym chciał cię rozjechać, po prostu bym to zrobił. W tej kwestii nie ma przypadków - wzruszył ramionami, ani starając się obracać tego w żart, ani nadawać mu znamion groźby. Ot stwierdzenie czystego faktu, potwierdzonego doświadczeniem - Jak sobie panienka życzy. Nic na siłę - skinął głową, sięgając po bardzo żywą miedzy nimi teatralność, którą sprezentowała zaraz po nim. Puścił nieznajomej oczko - Twoja słowa wzruszają moje ramiona - jak powiedział, tak zrobił, by w kolejnym geście, odwrócić się, by rzucić jeszcze przez ramię - Wielka szkoda. Buźka anioła, a zgniły środeczek - uniósł dłoń w pożegnaniu, wyciągając przy okazji nieszczęsnego, ostatniego papierosa. Zerknął przelotnie na wejście do kamienicy i szmer bardziej niezdarnych kroków gdzieś na klatce schodowej.
@Chishiya Yue
| zt x2
but you do decide who owns who.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.