Uliczka dość szeroka jak na standardy Nanashi, choć równie ponura jak cała dzielnica. Dodatkowo zawsze istnieje tutaj ryzyko, że w najmniej spodziewanym momencie cegłówka spadnie na głowę pechowego przechodnia. Obdrapane ściany pokryte są przypadkowymi graffiti, które nie niosą za sobą większego sensu i niejednokrotnie ciężko cokolwiek z nich wyczytać. Są jednak świadectwem, że wciąż przebywają tutaj żywe istoty - ludzie.
Cała droga zasypana jest śmieciami, a w jednym miejscu znaleźć można szczególnie dużo starych, niemających szans na powrót do jakiejkolwiek używalności urządzeń. Wiekowy ekran telewizora, który po latach śnieżenia zaczął wyświetlać już tylko czarny kolor, budziki, które włączają się raz w roku i to dopiero po odprawieniu pradawnych rytuałów czy niemalże doszczętnie spopielone mikrofalówki. Zbędne wszystkim gabaryty znajdują się w centrum śmiałego błysku światła padającego zza wpół otwartych drzwi, a z kolei blisko nich można wyczuć zapach starego smaru i zanieczyszczonej benzyny. Żaden normalny człowiek nie domyśliłby się, że stoi właśnie przed jednym z nielicznych warsztatów, w którym ledwo dychające maszyny mają szansę na odzyskanie okazji do rozbudzania miasta swoim agresywnym warkotem.
Warsztat Gotō jest dobrze znany miejscowym. Stanowi jeden z niewielu stabilnych punktów na mapie miasta. Chociaż drzwi do wnętrza przybytku są zawsze lekko rozchylone, to zbędne przerywanie mechanikowi pracy niespecjalnie jest mile widziane.
— Bo nigdy tego nie chciałeś abym znał Twoje słabości — dodał już oschle, nie uznając to za zakończony temat. Widział jak unikał jego spojrzenia, tego przykrego i świdrującego. Czemu to robił? Tak bardzo nie chciał na niego patrzeć? Mógł mu to powiedzieć 6 lat temu kiedy wyjeżdżał. Wtedy nie musiałby na niego patrzeć już nigdy więcej.
Wtedy też został wymierzony kolejny policzek, a wraz z nim przyszły i następne. Sześć lat to było szmat czasu i mimo, że utrzymywali ze sobą kontakt, tak ani jeden, ani drugi nie widział jak oboje się starzeli. Ivar, mimo że zdążył to zauważyć w rozmowach, tak naprawdę nie miał świadomości tego jak bardzo Kei zmienił się przez te wszystkie lata. W zasadzie nawet nie był pewien tego, czy zdążył go prawdziwie poznać. Nigdy nie rozmawiali o swojej przeszłości, o nic konkretnego nie pytali. Czemu więc traktował go tak nieuczciwie?
Jego złość nie jest mu straszna. Agresji nie lubił i niekiedy wywoływała w nim paniczne odruchy, ale to właśnie na niej zdołał się wychować. Śmiało mógł powiedzieć, że przeżył gorsze rzeczy niż przymrużone spojrzenie, w którym paliły się ogniki nieuzasadnionej złości. Skoro tyle w życiu zdołał przeżyć, czemu właśnie to spojrzenie bolało go najbardziej? Żadna z blizn nie paliła go tak mocno jak wzrok, pełen nienawiści i nieporozumienia, który Ivar na sobie dostrzegł. Też nie pamiętał, czy wcześniej kłócili się z taką samą intensywnością, a może wcale. Nie pamiętał jednak, aby przy tym wszystkim czuł się jak zmieszane gówno z błotem, więc nie mogli kłócić się tak jak teraz.
— Na pewno nie takiego gówna, bo sobie na to nie zasłużyłem. Nigdy nie traktowałem Cię w sposób, który dawałaby Ci prawo do traktowania mnie w ten sposób — odpowiada głosem rozczarowanym, odwracając od niego spojrzenie nie tylko przykre, ale i zawiedzione. Nie był to jednak ton, który kierował bezpośrednio do niego, a raczej na ogół sytuacji. Nie wiedział, czy minęło 5, może 10 minut od tego jak zeszli z dachu, a teraz przyjmuje na siebie impuls, na który nie przygotował się wcale. Może faktycznie lepiej było tu nie przyjeżdżać. Nie wiedział, co sobie do końca myślał kiedy uznał to za świetną niespodziankę, by nawiedzić miejsce, którym mu się chwalił. Miejsce, z którego był w jakiś sposób dumny.
Mogłeś skoczyć, Ivar.
Nie mogłem.
Bierze głęboki wdech tuż po tym jak przyjął na siebie falę gorzkich słów. Mimo że był o te kilka centymetrów od niego wyższy, w tym jednym momencie poczuł się naprawdę maleńki. Miejsce, które wydawało mu się być w jakiś sposób domem, stało się obce. Czuł jak na pstryknięcie palca jego obecność była stąd wypychana, a on resztkami sił trzymał się podłoża, by nie zostać stąd wyrzuconym. Walczył sam ze sobą, wmawiając sobie, że to przecież była tylko chwila słabości oraz przesyt emocji, z którym Keita sobie nie poradził.
Trudno jednak czuć się dobrze tuż po tym w jaki sposób ciągle się do niego zwracał. Ivar zrobił zbitą minę, a wzrok pusty i bez głębszych emocji utkwił na podłożu. Zacisnął mocno szczęki przed tym, by nie poddać się wyboistym emocjom, które przepływały przez jego ciało. Chciało mu się krzyczeć i płakać zarazem, ale przecież tego nie zrobi. Nie pokaże prawdziwego siebie skoro z łatwością przychodziło mu atakowanie bez powodu.
— Mogłem Cię zawieść — odpowiada po dłużej chwili, czując jak głos mu drży — Ale rozumiem albo i nie rozumiem. Nie rozumiem co zrobiłem źle — dodaje z zamiarem schylenia się się po kluczyki by móc je mu podać.
I do kurwy podnieś te klucze.
Zacisnął dłoń w pięść, by wyprostować się gwałtowanie.
— Sam sobie je kurwa podnieś — wyrzucił, nie mogą dłużej tego wytrzymać. Nic więc dziwnego, że także po tych słowach zrobił pierwszy krok ku wyjściu, a wraz z nim przyszły kolejne. Szybkim krokiem ominął sylwetkę mężczyzny, pozostawiając klucze na ziemi. Ivara natomiast już nie było w warsztacie. Tak naprawdę dopiero teraz zdał sobie sprawę jak cholernie trudne jest konfrontowanie się z czymś, przed czym całe życie uciekał.
z/t
Yōzei-Genji Madhuvathi, Nagai Blotka Kōji and Gotō Keita szaleją za tym postem.