Balkon
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź 2022 - 20:02
Balkon


Dzisiejszej nocy w rezydencji rozbrzmiewają śmiechy, rozmowy oraz krzyki przerażonych gości, którzy pochłonięci wspaniała zabawą zdają się zatracać w przepysznych, dyniowych przekąskach.

Jednakże niektórzy mogą zapragnąć uciec z tłocznej sali balowej. Bez znaczenia czy dlatego, że są przytłoczeni atmosferą grozy czy też przebywania w pobliżu zbyt dużej ilości ludzi. A może po prostu chcą odetchnąć świeżym powietrzem? Balkon o sporej powierzchni nadaje się do tego idealnie! Jest bezpośrednio połączony z salą, także stanowi idealną alternatywę dla umęczonych tańcami oraz harmidrem. Delikatnie oświetlony pomarańczowymi żarówkami nadaje specyficznego klimatu. Można usiąść na jednej z kilku drewnianych ławek, bądź odpocząć na szerokiej huśtawce dla dwojga.

Natomiast widok rozpościera się na niżej położone ogrody. Kto wie, być może niektórym uda się dostrzec coś, co na pozór nie jest widoczne?

Haraedo
Nakamura Kyou

Sob 5 Lis 2022 - 3:02
Kolejny łyk alkoholu rozpalał gardło, a jemu wcale to nie przeszkadzało. Nie zastanawiał się nad tym czy i kiedy był tak bardzo pijany - nie musiał przecież nad tym myśleć. Nie tu i nie teraz. Nie miał reputacji, nie miał imienia - nie miał niczego, co ktokolwiek kiedykolwiek w przyszłości mógłby mu wytknąć czy odebrać. Już nie miał.
Z pewnością jeszcze za życia byłby ostrożniejszy - ale czym ryzykował teraz poza przyjemnym szumem w uszach, który mieszał się z wygrywanymi melodiami i jego tętnem. Nie musiał się martwić tym, co wydarzy się tu i teraz, bo to miało miejsce tylko i wyłącznie tu i teraz. Nie jutro, nie za miesiąc - to do niego już nie wróci. Jakie byłoby w końcu prawdopodobieństwo, że trafi na kogoś, kogo mógłby znać? Lub kogo mógłby poznać, a kto z czasem by go rozpoznał? Przecież nie żył!
A jednak czuł się tak żywy, kiedy odkładał gdzieś na bok kolejną pustą szklankę. Czy to był owocowy poncz, który zwodził odnośnie zawartego w sobie alkoholu - a może coś mocniejszego? Wszystko już wchodziło tak samo, a jego rumiane policzki stanowczo sugerowały, że robiło mu się ciepło. Może właśnie dlatego ruszył w stronę nie tak przepełnionego balkonu? odetchnąć świeżym i chłodnym powietrzem.
- Cudowna noc - zaśmiał się dość wesoło, nie zwracając uwagi na tych, którzy znajdywali się na balkonie - a i oni nie spojrzeli zbytnio w jego stronę.
Nie był pewny czy to on sam potknął się, czy to ktoś podstawił mu nogę - prawdą jednak było, że mało nie padł do stóp jednego z gości, ledwo łapiąc równowagę na barierce. Uśmiechnął się wesoło i uspokajająco do kobiety, którą zobaczył. Czarna sukienka z białymi akcentami, czarna maska, jeszcze jasne włosy. Nie był pewny co w stroju pokojówki było strasznego - ale przecież on sam nie miał tak do końca strasznego stroju! Wręcz przeciwnie!
Wyprostował się zaraz, choć wyszło mu to całkiem krzywo.
- Piękną noc dzisiaj mamy, czy mogę zaprosić do tańca? - zapytał, a choć sam podczas trzeźwości umysłu nigdy by się nie odważył, procenty stanowczo zbyt mocno szumiały mu w głowie, kiedy sam z siebie złapał dłoń nieznajomej, zaraz porywając ją do bardzo nieudolnego ze swojej strony tańca.
- I raz... trzy... i... - mamrotał coś pod nosem jakby skupiony i jakby starał się zapamiętać kroki - jakby próbował gdzieś z odmętów pamięci wydobyć skrytą wiedzę o tym, jak się właściwie tańczyło.
Powinien wiedzieć, powinien pamiętać - ale praktyka nie szła w parze z czystą wiedzą. W końcu nigdy nie był dobrym tancerzem. I o ile udało mu się nie zadeptać nieznajomej będącej w rzeczywistości nieznajomym, o tyle jego nogi wciąż odmawiały posłuszeństwa i zachwiał się, ostatecznie przewracając na własną kość ogonową, ciągnąc na siebie przebierańca.
Zaśmiał się, czując to uderzenie. Może dlatego, że znów coś poczuł? Że nie był to wyłącznie ból po zadanych dawno temu ciosach.
- Oh! - zawołał, wciąż w wyraźnie szampańskich humorze. - Przepraszam najmocniej to chyba jednak... jednak nie takie były kroki... - dodał, przerywając to krótkim śmiechem. - Przepraszam jeszcze raz... nic się nie stało? Mam nadzieję, że nic...- dodał znów, nie próbując się jednak podnosić - bo w końcu i nie miał w nawyku zrzucać z siebie innych, jeśli się na niego przewrócili. Nawet jeśli on sam był prowodyrem upadku.

@Hasegawa Jirō


Balkon VSPSQK5
Nakamura Kyou

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Hasegawa Jirō

Pon 7 Lis 2022 - 0:58
  Przytłumione dźwięki z sali łagodnie mieszały się z nielicznymi rozmowami prowadzonymi na balkonie, ale nawet pomimo obecności tu innych, dzięki napływowi chłodnego powietrza, ci ludzie byli jakoś bardziej do zniesienia. Jiro nie był przyzwyczajony do przebywania w aż takim tłumie z jakim przyszło mu się mierzyć na balowej sali, więc ochoczo wykorzystał możliwość na chwilową przerwę, wmawiając sobie, że to nałóg go wzywa.
  Odpalanego właśnie papierosa potraktował również jako nagrodę. W końcu udało mu się dość zwinnie i bez wzbudzania większych podejrzeń zwinąć kilka rzeczy, zarówno tych jadalnych jak i procentowych i przemycić je do samochodu. Tych drugich początkowo nie było w planach, bo i na co sierotom z Nanashi wina o nieznanych mu nazwach, ale coś go podkusiło. Może po prostu okazja, a może rozwijający się alkoholizm - kto wie, jego wątroba przekona się o tym dopiero za kilka lat.
  Dogaszony o barierkę niedopałek spadł z balkonu razem z ostatnimi iskrami, a Razaro pozbył się resztek dymu z płuc i poprawił czarną maskę. Jeszcze chwilę wpatrywał się w przestrzeń, wcale nie chcąc wracać do środka, ale znowu - myśl o ponownym dorwaniu się do wina była zbyt silna. Nie znał ani umiaru ani nie połączył kropek, że przecież będzie wracał samochodem i to nie jako pasażer.
  Już miał odepchnąć się od barierki, by wrócić na salę, gdy ktoś z impetem wylądował obok niego. W pierwszej chwili pomyślał, że to Ruu i od razu wyciągnął w jego kierunku dłoń, by nie pozwolić mu, czy to specjalnie czy przypadkiem, wylecieć z balkonu, ale szybko okazało się, że to nie jego partner w zbrodni.
  Zanim jednak zdążył zaprotestować czy cokolwiek wyjaśnić, wyciągnięta w stronę Muszkietera dłoń, została mylnie odebrana jako znak zgody i Jiro został odciągnięty od barierki i wciągnięty w coś w rodzaju pijackiego tańca. Całe szczęście, że miał na sobie wzmocnione blachą na czubach, wytrzymałe buty. Mniej szczęścia miał za to sam Muszkieter myląc najpewniej pokojówkę z samiczką. Nie można go było jednak za to winić.
  Czarna maska na twarzy jego księżniczki dość dobrze maskowała uśmiech, choć Razaro robił wszystko, by powstrzymać się od parsknięcia śmiechem i to śmiechem niemal histerycznym. W momencie, gdy trafiła go zabłąkana myśl, że to właśnie tak musi czuć się Raja, gdy kręci się obok niej ktoś niższy i drobniejszy, miał już łzy rozbawienia w oczach.
  Nagłe pociągnięcie go za sobą powitał zaskoczeniem, przyzwyczajony do tego, że zwykle potrafił utrzymać się na nogach, ale tutejsze wino robiło swoje. Zdecydowanie wchodziło za dobrze, poniewierając podstępniej niż zwykła wódka. W ostatniej sekundzie podjął jednak jedyną słuszną decyzję, by nie upaść prosto na Muszkietera i oszczędzić mu przygniecenia, blokując upadek rękoma. Przynajmniej przez chwilę, bo gdy jego dłonie dotknęły cementowej posadzki balkonu, lądując po obu stronach głowy Muszkietera, rozległ się niewróżący nic dobrego trzask, a lewa ręka jak na komendę zgięła się gwałtowniej, w akompaniamencie syku zaskoczenia właściciela.
  Razaro poderwał się gwałtownie na kolana, ściskając nadgarstek drugą dłonią. Szybkie oględziny wykluczyły jakiekolwiek wystające na zewnątrz kości, a wypity wcześniej alkohol przytłumił ból. Zgodnie z pierwszą pomocą rodem z Nanashi, yurei stwierdził, że to nic poważnego. Rozchodzi to.
  Pierwotny plan by milczeć został odstawiony na boczne tory. Najpewniej tylko dlatego, że o nim zapomniał.
Nic się nie stało – powiedział dość spokojnie jak na całą sytuację, dla pewności oglądając jeszcze rękaw sukienki.
  W ogólnym rozrachunku faktycznie wolałby żeby to była kość niż element stroju. Wyszłoby znacznie taniej.
  Przeniósł spojrzenie na leżącego Muszkietera. Powinien pomóc mu wstać? A może raczej go zeskrobać z tego balkonu, patrząc na to jak biedny leżał na betonie. Choć z drugiej strony tak się zataczał, że może leżenie nieruchomo było dla niego najbezpieczniejszą opcją. Przyzwoitość jednak wygrała i Jiro podniósł się z kolan, by chwilę później poderwać Muszkietera na równe nogi, i to jedną ręką. Na coś przydawała się ta siła młodego byczka.
Powinieneś chyba znaleźć sobie jakiegoś mniejszego chłopca skoro chcesz go mieć na sobie. Pode mną skończyłbyś z połamanymi żebrami – wytknął mu, upewniając się, że jest w stanie ustać prosto na nogach bez jego asekuracji – Chwiejesz się czy nie chwiejesz? Bo trochę głupio mi cię trzymać.

@Nakamura Kyou




Hasegawa Jirō

Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Nakamura Kyou

Pon 7 Lis 2022 - 23:41
Może to było dla niego już o kilka za dużo drinków tej nocy - może powinien się powstrzymywać, a może powinien zupełnie zapomnieć o tym, że powinien się zachowywać w jakiś sposób. Może po tylu latach dzisiejszej nocy tylko bardziej sobie uświadamiał to co stracił te dziesięć lat temu - podobno przecież czas miał leczyć rany, a on myślał, że ten był dla niego wyjątkowo łaskawy pod tym względem. Kujący, pieczący i niemożliwy do zniesienia ból z czasem tępiał, a pozostawały myśli, które udawało mu się ujarzmiać. A przynajmniej taką miał nadzieję, kiedy budziły się w nim żal i złość za to, co miało miejsce. Przecież zazwyczaj zachowywał spokój i był racjonalny - czy może rzeczywiście jemu już powinno wystarczyć alkoholu tego wieczoru? A może pił go więcej i więcej, bez spoglądania na to ciało, które przecież było tylko na dzisiejszą noc; bez myślenia o czymkolwiek, bo wszystkie jego myśli przykrywał cichy szum i ciepło tego, co wlewał w gardło.
Fakt, że nie miał już niczego więcej do stracenia, coraz głębiej go dotykał - coraz silniej jednocześnie ciągnął w dół, ale i pozwalał się wznosić jego nastrojowi. Nie musiał się niczym martwić i niczym przejmować, nawet jeśli tak bardzo chciałby móc wpływać w jakikolwiek sposób na świat, który go otaczał.
Ale nie mógł tego robić - nie poza dzisiejszą nocą, i póki nie uda mu się zawiązać kontraktu. Może to powinno być dzisiaj jego celem, zamiast kompletne zatracenie się w tym, co było tu i teraz i przeżywanie na nowo emocji, które wydawało mu się, że już dawno opanował.
Prawdopodobnie nie zauważyłby tego śmiechu - a może nawet uznałby go za coś pozytywnego? Czy w końcu nie wszyscy dzisiaj śmiali się i cieszyli, nie wszyscy bawili dla własnego zadowolenia? Jakby rana miało nie być - bo dla niektórych już przecież nie nadejdzie.
Uśmiechnął się na zapewnienia panny o tym, że nic się jej nie stało, kiwając głową. Samemu nawet nie był do końca pewny czy ból, który odczuł był czymś poważniejszym, czy jednak czymś co za chwilę zniknie. Chociaż czy w obu przypadkach nie miało sprowadzać się to do tego samego? Do faktu, że za kilka godzin to wszystko zniknie i przestanie mieć znaczenie?
Było widać, że wyraźnie przesadził tego wieczora z alkoholem. Jednak czy był tutaj jedyną osobą, która to zrobiła? Niekoniecznie - przecież było tutaj tak dużo osób, które również nie zaznały umiaru we wszystkim, co piły! Nawet się nie zastanawiał, skąd wszystkie pieniądze na to wszystko co tutaj miało miejsce, tak do końca się brały - ale czy w rzeczywistości miało to jakiekolwiek znaczenie? Liczyły się przecież realne efekty.
Tak samo nie zadawał pytań, kiedy przebieraniec podał mu rękę, a ten skorzystał z tej pomocy, wciąż się lekko chwiejąc. Na moment znów zapomniał, że nie przenika przez innych, kiedy w niezrozumieniu zaczął wpatrywać się w rękę, która nie wydawała mu się tak kobiece jak jeszcze chwilę wcześniej.
Puścił ją jednak prędko, marszcząc brwi i po chwili zaraz wracając do rozluźnionego wyrazu twarzy, zupełnie jakby sobie przypomniał odpowiedź na własne zadane pytanie.
- Nie wiem - odpowiedział zupełnie szczerze, jakby nie dotarły do niego jeszcze wcześniejsze słowa mężczyzny. Skupił się głównie na utrzymaniu i próbie postanowienia pierwszego kroku, co ponownie prawie skończyło się upadkiem, kiedy zamachnął się nogą w stronę pobliskiego kwietnika pod ścianą, jakby oczekując że ten sam zejdzie z jego strony. Poczuł tylko lekki ból, krzywiąc się ponownie i stając grzecznie, podpierając się o mężczyznę w tym czasie.
Mężczyznę. W sukience. Zaraz znów zmarszczył brwi, próbując sobie dokładniej przypomnieć to, o czym ten jeszcze chwilę temu mówił. O żebrach, połamanych... Ale...
- To nie tak! To nie to... to po prostu... tak wyszło! To nie to miałem na myśli, ani nie to zrobić w sensie, że nie chciałem - zaraz rzucił wyraźnie zakłopotany, wbijając wzrok w ziemię, jakby ta miała mu dać jakiekolwiek odpowiedzi czy porady na to, co miał zrobić dalej - jak się zachować, o czym powiedzieć? - Nie, żeby w tym było coś złego, gdyby ktoś coś chciał, ale to nie to, w sensie też połamać się nie chciałem, nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, znaczy się to połamanie czy nie. Znaczy, no ma, ale nie... - mówił dalej, nie będąc pewnym czy to stres, czy szybciej bijące serce z nerwów, czy co jeszcze sprawia, że jego język w zupełności się plątał i nie mógł rozplątać. - Ale to nie kwestia czy te żebra mają znaczenie, bo to nic złego jakby ktoś coś chciał kogoś na sobie, znaczy no ma znaczenie jak te dwie osoby i co tam lubią, i to tak... no...
- To nie tak - dodał znów jakby samemu zupełnie akceptując swoją porażkę, kapitulując już.

@Hasegawa Jirō


Balkon VSPSQK5
Nakamura Kyou

Miyazaki Żałość Tsukiko and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Hasegawa Jirō

Wto 8 Lis 2022 - 19:35
  Poczuł ulgę, gdy jego dłoń odzyskała wolność. Nie tylko dlatego, że mógł rozmasować bolący po upadku nadgarstek, ale i dlatego, że gdyby taki stan rzeczy trwał nieco dłużej zaczęłoby robić się nieco dziwnie. Może Muszkieter był przyzwyczajony do beztroskiego trzymania się za ręce z obcymi mężczyznami, ale Jiro nie bardzo. Na szczęście żadne ostentacyjne westchnięcie pełne ulgi się pojawiło. Powstrzymał się, nie chcąc pogarszać sytuacji. Zbyt dobrze widział to zakłopotanie.
  Myśl, że coś musiało być na rzeczy skoro tylko jedną ze stron to wyraźnie bawiło, nie chciała dać mu spokoju, gryząc jak natrętny komar. Również spojrzał w dół, na posadzkę, nie rozumiejąc początkowo tego spuszczonego wzroku. Miał się powstrzymać, ugryźć w język, a najlepiej zamknąć ten pysk na kłódkę i klucz rzucić z balkonu, prosto w las. Ale silna wola nigdy nie była jego mocną stroną.
Oczy mam wyżej – powiedział z udawanym oburzeniem, niemal pokazowo poprawiając fartuszek, by podkreślić o jakie spojrzenie Muszkietera podejrzewa.
  Był nieco niższy od Jiro, a teraz razem z kapeluszem i spuszczeniem głowy zakrył swoją twarz całkowicie. Z głosu jednak ani na moment nie znikało mu zakłopotanie, więc mógł raczej domyślić się wyrazu jego twarzy.
Ale spokojnie, przecież nie oceniam twoich wyborów – powiedział szybko, nie ukrywając rozbawienia, rzucając pierwszym frazesem, który przyszedł mu na myśl, reflektując się jednak równie szybko – Nie no, w sumie to trochę je oceniam. Ale tylko dlatego, że jestem jednym z nich.
  W międzyczasie ponownie stał się podporą, ratując Muszkietera przed kolejnym upadkiem, nie protestując jakoś szczególnie, pilnując by ten utrzymał się w pionie. Jakiekolwiek zranienie zapewne poskutkowałoby koniecznością wzięcia odpowiedzialności za tego małego pijusa, a tego Razaro zdecydowanie wolałby uniknąć. Jedyne co przychodziło mu do głowy to podrzucić zgubę komuś innemu.
  Kiwnął głową sam do siebie, gratulując sobie tak nagłego i dobrego planu. Jego własny geniusz czasem nadal go zaskakiwał. Nie żeby było to wybitnie trudne.
No już dobrze, traktuje to wszystko przecież jako komplement.
  Jiro, zamknij już mordę, bo biedak wyskoczy przez balkon.
  Rozejrzał się szybko po niedobitkach zgromadzonych po balkonie, nadal pilnując by pijany mężczyzna znowu nie stracił pionu. Później przeniósł spojrzenie na drzwi od głównej sali. Zmrużył podejrzliwie oczy. Z tej odległości nie widział aż tak dokładnie, ale miał wrażenie, że ktoś się na nich gapi.
Zaraz ci znajdziemy innych Muszkieterów i się tobą zaopiekują. Wydaje mi się, że dziś widziałem jeszcze jakiegoś – odparł, podświadomie na przykładzie swoim i Ruu łącząc podobne stroje w grupy towarzyszy – Albo to ciebie widziałem, co? Śledziłeś mnie pewnie, psotniku, bo kojarzę cię skądś.
  Naprawdę powinien się zamknąć, bo odpowiedź akurat na to pytanie, mimo że w pełni zadane w żartach, mogłaby się skończyć rozlewem krwi, gdyby tylko okazała się nieodpowiednia.

@Nakamura Kyou




Hasegawa Jirō

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Nakamura Kyou

Wto 8 Lis 2022 - 19:59
Nie przypuszczał, że tak bardzo ucieszy się z wyboru własnego kostiumu, w pełni zakrywając się nim. Czuł jak zażenowanie go pali od środka, a wszystko to wraz ze świeżym powietrzem otrzeźwia mu umysł. Powoli i z pewnością nie tak trwale, ale znikała ten przyjemny szum po alkoholu - dlaczego musiał zniknąć? Dlaczego nie mógł tutaj zostać? Nie chciał wracać do trzeźwości, mając wrażenie, że nie wytrzyma takiego upokorzenia.
- To nie... to nie tak, to nie moje wybory... - odpowiedział znów, mając wrażenie, że powinien bardziej skapitulować niż ciągnąć to, co miało miejsce - ale jak miał skapitulować, kiedy to druga stronie chciała dać za wygraną wyciągając jego słowa i przekręcając? A może trafił na sadystę, który czerpał przyjemność z podobnego poniżania? Cóż, na pewno nie każdy mężczyzna chodził przebrany za pokojówki - to mogły być oznaki jakiś zaburzeń lub innych odchyleń, a może zwyczajnie zboczeń? Trudno było określić i powiedzieć tak dokładnie z biegu...
- Naprawdę to nie to miałem na celu... - westchnął znów zrezygnowany. Nie był kimś podejmującym walkę, nawet tę słowną, we własnej obronie. Kiedy coś się działo, co szkodziło tylko jemu, zazwyczaj kapitulował, nie potrafiąc się tak do końca złościć na to, co jemu się przytrafiało. Ani na ludzi dookoła, jeśli przez kogoś to on był stratny.
Ale teraz nie był - cóż, może rzeczywiście wypadłby za barierkę bez asysty nieznajomego, kto to wiedział? Nie, żeby aż tak bardzo się martwił tym, co stanie się po dzisiejszym wieczorze. Problematycznym by było, gdyby ktoś spróbował przetransportować go po wypadku do szpitala - w końcu jak wyjaśnić chodzącego trupa, który zginął dziesięć lat temu? Tym bardziej, że gdyby został przetransportowany do szpitala, prawdopodobnie do tego samego, w którym oznajmiono jego zgon, a w którym również po ataku znalazła się jego młodsza siostra. To by było jeszcze bardziej żenujące, jeszcze bardziej niepokojące.
Dopiero po dłuższym momencie zdecydował się podnieść wzrok na mężczyznę, tym bardziej kiedy ten wspomniał o szukaniu innych muszkieterów. Zanim jednak odpowiedział, zawahał się dłuższą chwilę, wpatrując w niego, jakby próbując umiejscowić skąd znał jego twarz. Z sali? Nie, nie przypatrywał się nikomu na tyle dokładnie, nie na tyle aby go zapamiętać. Nie był znajomy w sensie chwilowego spojrzenia. Wyglądał jak ktoś...
- Co? - zapytał nagle, jakby zupełnie zapomniał, że powinien odpowiedzieć na coś. Zakłopotany znów się od niego odwrócił, odchrząkając lekko. - A nie, to ... nie wiem, może ktoś jest też w podobnym stroju, ale ja to ich nie znam - odpowiedział, nie mając ochoty musieć się tłumaczyć obcej grupie, że nie jest ich częścią. - Znaczy, przyszedłem z kimś, ale poszła teraz tańczyć... nie mamy pasującego kostiumu to nie stąd i nie śledzę ludzi! Nie jestem żadnym psycholem, który by coś takiego robił! - podniósł nieco głos, marszcząc brwi, nieco poddenerwowany. Nawet sam siebie zaskoczył podobną reakcją, choć może to wszystkie wspomnienia związane z jego własną śmiercią? Dowiedział się przecież po czasie, że tamten mężczyzna prześladował jego siostrę od dłuższego już czasu...
- I nigdy bym nie śledził, to obrzydliwe! Nie jestem jakimś psychopatą, który.. - urwał, znów marszcząc brwi, kiedy spojrzał na mężczyznę. To uczucie, znajomości go skądś - nie był pewny. Gdzieś w Fukkatsu? Może w samej wiosce? Był miejscowy? Jeden z jego uczniów? - Przepraszam... - rzucił ciszej, świadomy przecież, że się uniósł. Ale jednak ta dziwna mieszanka złości i faktu, że ten mężczyzna wydawał się być znajomy...
- Może ty mnie śledziłeś? - rzucił nagle, niepewnie choć nieco oskarżycielsko.

@Hasegawa Jirō


Balkon VSPSQK5
Nakamura Kyou

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Hasegawa Jirō

Wto 8 Lis 2022 - 23:56
  Skłamałby gdyby miał powiedzieć, że to nie sprawiało mu przyjemności. Tłumaczenie się, bezsilność, którą niemal mógł wyczuć, odwracanie wzroku i ta rozpaczliwa próba wyjścia z całej sytuacji. Nie miał zamiaru go aż tak męczyć, przynajmniej na początku, ale sprawy przybrały taki obrót zupełnie nagle i niespodziewanie - zupełnie jak samo wcześniejsze pojawienie się Muszkietera. Jiro zwyczajnie nie spodziewał się tak skrajnie uległej postawy, przyzwyczajony do bardziej agresywnych reakcji otoczenia.
  Już na pewno on sam, gdyby pomylił jakiegoś mężczyznę z samicą to najpewniej obiłby mu pysk, jakby całe zajście miało być winą wszystkich, tylko nie samego Razaro. Uśmiechnął się, gdy w końcu Muszkieter podniósł wzrok, choć przez maskę dało się to jedynie poznać po oczach. Jednak kolejne speszone odwrócenie się powitał już szczerym śmiechem, pełnym rozbawienia.
Poszła tańczyć z kimś innym – powtórzył za nim i syknął nagle, jakby coś go zabolało – Więc jestem tylko twoim pocieszeniem? Niedobrze.
  Kolejne, niemal kontrolne spojrzenie rzucone Muszkieterowi, gdy ten tylko podniósł głos. Czyżby Jiro w końcu go zdenerwował? A jeszcze chwilę wydawało się to być niemożliwe. Najwidoczniej przy nim każdy, prędzej czy później, zostawał doprowadzony na skraj swojej cierpliwości. Pytanie pozostawało tylko jedno - czy z tego skraju skoczy w prawdziwą przepaść wypełnioną agresją.
  Jeszcze chwila, może jedno czy dwa słowa więcej, sekundy dzielące go od wybuchu i kłótni, być może nawet bójki, którą Razaro powitałby nawet bardziej niż wyciągniętą w jego kierunku dłoń i... przepraszam. Jiro zamrugał zaskoczony, spodziewając się wszystkiego, ale nie tego. Na tyle wytrąciło go to z rytmu, że zapomniał o swoim planie podrzucenia towarzysza komuś innemu, jak kukułczego jaja.
Może to ja cię śledziłem – zgodził się w końcu, dość powoli wypowiadając każde słowo – Dość śmiałe oskarżenia jak na kogoś, kto sam wcześniej zauważył, że tak robią tylko obrzydliwi psychopaci.
  Zdrową ręką szarpnął lekko Muszkietera za ramię w ramach ostrzeżenia, ustawiając go bardziej w pionie, co dla postronnych osób nie powinno być niczym dziwnym, ale Jiro zdołał mocniej zacisnąć dłoń na jego skórze. Pewnie gdyby yurei nie miał niedługo stracić swojego ciała, poszczyciłby się siniakiem w kształcie łapki pokojówki i to przez dłuższy czas.
Jeżeli byłbym psychopatą to lepiej byłoby mieć mnie po swojej stronie. Na wypadek gdybym był w tym momencie jedynym, co jeszcze powstrzymuje twoją głowę przed rozbiciem się o barierkę – mruknął, zerkając znacząco na ochronę balkonu – I wcale nie mam na myśli twojego zataczania się.
  Przełknął ślinę, jakby chcąc pozbyć się posmaku poprzednich słów i wlepił w Muszkietera szczenięce, wyuczone podczas całego życia w Nanashi, proszące ślepia. Nawet wyciągnął w jego kierunku dłoń, zupełnie jak na samym początku i zapraszającym gestem wskazał miejsce tuż przy barierce.
Chodź, zapalimy. Palisz? – spytał i uśmiechnął się do niego naprawdę miło, choć po sekundzie ten uśmiech spełzł mu z twarzy – Jeżeli nie, to zaczniesz.
  Miał nadzieję, że jego nowy przyjaciel nie dokona jednak złego wyboru i nie ucieknie. W końcu czasem dopiero uciekająca ofiara wzbudza w drapieżnikach chęć mordu.

@Nakamura Kyou




Hasegawa Jirō

Gotō Keita ubóstwia ten post.

Nakamura Kyou

Sro 9 Lis 2022 - 0:30
Nie mógł powiedzieć, że przez całe życie nie spotkał się z agresją - raczej starannie jej unikał, niejednokrotnie dostając w zęby, kiedy tylko wmieszał się ponownie w coś, co nie powinien. Nigdy nie nauczył się dobrze bronić, może gdyby było inaczej, dzisiaj byłby żywy? Może wtedy udałoby mu się lepiej poradzić z atakującym...
Nie był pewny czy mężczyzna rzeczywiście go śledził, czy jednak nie. Ale czuł ten dziwny ucisk na samą myśl, że rzeczywiście było to możliwe - że mógł za nim podążać. Chociaż przecież to on sam go zaczepił - nie na odwrót. To się nie łączyło. Ale w takim wypadku, skąd tak bardzo kojarzył go? Jego twarz, choć zakryta maską przywodziła na myśl bliżej nieokreśloną postać. Rzeczywiście widział go tylko gdzieś kątem oka? Nie potrafił się skupić - czy jeśli znał go za życia, nie powinien pamiętać go lepiej? Nie mógł go znać dobrze...
Zmarszczył brwi, słysząc jego spokój w głosie. Czuł tylko jak bardziej się denerwuje, chociaż przecież tak naprawdę nie mógł wiele zrobić - nawet nie nadawał się do tego, aby się bronić lub podjąć ataku.
- Masz inną opinię o prześladowcach? - rzucił chłodno, mrużąc oczy. Czuł jak stres w nim się pojawia na nowo, zastanowienie czy przypadkiem nie był to...
Nie, nie był do niego podobny. Rozpoznałby tego człowieka od razu, bez drugiej myśli. Ale może to był ktoś inny, ktoś kogo znał jeszcze z Fukkatsu?
Nawet nie oponował przed szarpnięciem. Nie byłby w stanie - a z drugiej strony, nie ryzykował w tym momencie niczym, mając ciało wyłącznie na tę jedną noc. Dyskomfort i ból ręki znikną, zastąpi je wkrótce ból który czuł dziesięć lat temu.
- Musiałbyś być do tego skończonym kretynem, uznając że przeszłoby to niezauważone ma tym balu - odpowiedział pewnie, choć wcale pewny do końca tego nie był. A jednak nie próbował się nawet wyrywać, chociaż gula w gardle mu rosła. Nie miał czego ryzykować - nawet upadając z barierek na sam dół, rozbijając głowę, nie mógł przecież umrzeć drugi raz. Ale czy mężczyzna o tym musiał wiedzieć? Niekoniecznie.
- A może sam jeszcze masz życzenie śmierci w takim wypadku? A może mam rację? - zapytał, zaciskając szczękę, kiedy ten ciągnął szopkę dalej. Może rzeczywiście to było prawdą, że ten był prześladowcą? Jak wielu mogło ich być w tej jednej wiosce? Gotowało się w nim coraz bardziej, kiedy po dłuższej chwili ruszył rzeczywiście do barierki wyciągając dłoń po papierosa, o którym mówił mężczyzna. Nie palił, ale czy to miało znaczenie? Mógł nawet udawać...
Ale to spojrzenie znów. Jakby je gdzieś widział, skądś znał. To proszące...
Całkiem jego myśli powoli kierowały się w stronę tego, skąd go znał, na zmianę przypominając o tym, że mógł być rzeczywiście prześladowcą. Może szukał tutaj podczas balu kogoś, następnej ofiary? A może miał już upatrzoną ofiarę... Ale jeśli rzeczywiście był...
Przyjął papierosa, zaraz po tym znajdując się znów blisko mężczyzny. Złapał tym razem mocno za materiał jego sukienki na plecach.
- Jeśli spróbujesz, nie będę jedynym lecącym, przyjacielu - powiedział cicho, wbijając znów w niego wzrok, jednocześnie oczekując aby ten zdjął maskę. W końcu nie będzie palił z nią na twarzy, prawda?

@Hasegawa Jirō


Balkon VSPSQK5
Nakamura Kyou
Amakasu Shey

Sro 9 Lis 2022 - 21:27
Jej przebranie nie było wyjątkowe. Złapała czarno-białą maskę gdzieś po drodze na bal. Miała na sobie typowe, czarne ubranie. Jak zwykle zresztą. Krótki top odsłaniający brzuch z napisem DEATH, czarne skórzane spodnie i rozpinaną bluzę z kapturem, który zasłaniał jej białe, krótkie włosy. Do tego oczywiście nieśmiertelne trapery, z którymi tak rzadko się rozstawała.

Przyszła z Hayato. Jak by inaczej. Praktycznie zawsze można ich było zobaczyć razem. Ten to w ogóle się wystroił. Była ciekawa ile hajsu i czasu spędził na przygotowywaniu swojego stroju wampira. A może lepiej, jeśli nie wiedziała. Po wejściu na salę standardowo zakręcili się wokół baru. Zaczęło się niewinnie. Od może dwóch shotów na wstęp, żeby impreza była ciekawsza. Potem Shey zamówiła jakiegoś drinka. W środku robiło się coraz ciaśniej, a tłumy nieznajomych nie wpływały na nią najlepiej. W którymś momencie straciła Hayato z oczu. Od razu zdecydowała się przewietrzyć, dotlenić, więc wyszła na balkon. Na fajkę.

Odpaliła jedną zanim jeszcze wyszła na zewnątrz. Przyłożyła ją do pełnych ust wychodząc na balkon. Zaciągnęła się i wypuściła ładną chmurkę trującej substancji. Świeże powietrze uderzyło ją ze zdwojoną siłą, aż zakręciło jej się w głowie. Pewnie dlatego, że nic nie jadła. Jak zwykle nie potrafiła nic przełknąć, a dzisiaj przeszła już samą siebie. Kiedy wypiła rano kawę i wyrzuciła kanapę z serem prosto do kosza na śmieci. Podobno nie można było marnować jedzenia. Nie potrafiła inaczej. Kiedy jednak Hayato zapytał ją przed wyjściem czy coś jadła, na poczekaniu wymyśliła jakieś niewinne kłamstewko o szejku owocowym. Czasami zastanawiała się czy jeszcze w ogóle jej wierzył, czy już dawno przestał.

Przeszła kilka kroków po balkonie idąc w stronę balustrady. Szare tęczówki rzuciły krótkie spojrzenie nieznajomy po jej prawej stronie, jednak nie należała do osób, które bezpodstawnie wciskały nosa w nie swoje sprawy. Chciała pobyć jak zwykle sama. Fajka w lewej ręce, drink w prawej. Trzy kroki później weszła w coś mokrego. Momentalnie się poślizgnęła lecąc w tył. Trzymała drinka wysoko, bo upadek wydawał jej się nieunikniony, a przecież nie chciała rozlać trunku i ponownie musieć iść po nowy do baru.

Jedyne co można było usłyszeć to ciche, stłumione kurwa upadającej księżniczki od siedmiu boleści.

@Amakasu Hayato @Ye Lian
Amakasu Shey
Ye Lian

Sro 9 Lis 2022 - 23:57
@HECATE SHIRSHU BLACK @AMAKASU SHEY @AMAKASU HAYATO

Świeże powietrze śmignęło go prosto w twarz; parę kosmyków jasnej grzywki uniosło się za sprawką wiatru. Drzwi zaskrzypiały. Przypominały nieco zestarzałe wrota, które widywało się w starych, opuszczonych zamczyskach, w filmach czy kreskówkach. Teraz udekorowane pajęczyną i plastikowymi rekwizytami, nie dawały złudzeń — można było uznać je za mistyczny twór nie z tego świata. Nie z tego świata. Zabawne określenie, które przecież już dawno zatarło granicę ludzkiego rozumowania.

Kiedy przekroczył próg, spoglądnął ukradkiem na Shirshu, upewniając się, że nie zaginęła we wnętrzu, gdzieś przy stoliku z przekąskami (a był przekonany, że byłaby do tego zdolna). Poza tym wyszli przecież zapalić. Sam nie miał przy sobie papierosów — na co dzień nie palił.

Sięgnął do wyciągniętej w jego kierunku paczki, do bladych jak dym wąskich używek, nie mrugając nawet powieką. Nie miał pojęcia czy Black pozwoli sobie na komentarz, w końcu przy ostatnim spotkaniu wyraził swoje zdanie na temat prędkości wypalanej przez nią paczki. Dlaczego więc postanowił zapalić teraz? Najsensowniejszą odpowiedzią, jaka przychodziła mu do głowy, było, że zdecydował zapalić z głupoty. Ale czy powinien aż tak się wywnętrzać?

Szczupłe palce wysunęły szluga z kartonowego opakowania, a potem wetknęły go między wargi. Lian wciąż poruszał się przed siebie. Miał już poprosić Shirshu o zapalniczkę, kiedy szare spojrzenie zderzyło się z niebezpiecznie szybko zbliżającym się w jego kierunku ciałem. Nie zdążył nawet rozejrzeć się po balkonie, właściwie nie zdążył zrobić nic poza wyciągnięciem przed siebie dłoni. Dziewczyna niemal wpada mu w ramiona. Otoczył ją przyjemny zapach męskich perfum. Chwilę tak trwał, czując jak plecy nieznajomej, opierają się o jego klatkę piersiową, jak jego dłonie znajdują się gdzieś na wysokości klatki piersiowej — z czego chyba początkowo nie zdał sobie nawet sprawy.

Kiedy Shey postanowiłaby zadrzeć podbródek, dostrzegłaby w obliczu Ye Liana utrzymujący się poważny, acz zagadkowy wyraz. Mimo iż skórę wokół oczu osłaniała czarna maska, jego spojrzenie było głęboko szare jakby wyryte w lodzie i marmurze.

Wszystko w porządku?

Głos miał nieco zniekształcony przez wetknięta między wargi fajkę, która za grosz nie pasowała do powierzchownie eleganckiego wizerunku.
Ye Lian
Hasegawa Jirō

Czw 10 Lis 2022 - 1:25
  Może była to podświadoma ocena Muszkietera, a może po prostu podpowiedź zdrowego rozsądku, ale Jiro spodziewał się, że jego towarzysz, korzystając z chwilowej wolności, zwyczajnie da nogę na salę. Może nie jakoś zwinnie, ale z pewnością spróbuje.
Jedynie taką, żeby zawsze stać po stronie silniejszego. Dla własnego bezpieczeństwa – mruknął niby od niechcenia – Ktoś twoich gabarytów powinien o tym doskonale wiedzieć.
  Razaro zerknął kontrolnie na towarzysza. Może właśnie sam sobie odpowiedział na to, dlaczego ten nie uciekł. Dokonał wyboru, w oczach yurei jedynego słusznego. Nie rozumiał tylko jego zdenerwowania, które przecież znacznie różniło się od stresu pełnego zakłopotania, który miał okazję przed kilkoma chwilami podziwiać. Tu było coś więcej. Wyższe pokłady empatii najpewniej zaprowadziłyby go na właściwy trop, ale tego Razaro brakowało.
  Oparł się łokciami o barierkę balkonu i spojrzał w dół. Ciemność w połączeniu z wypitym wcześniej winem nie pozwoliła mu prawidłowo ocenić wysokości. Niezależnie od tego jak mrużył oczy, poniższe ogrody nie chciały ustawić się w miarę nieruchomo, by odróżnić linię trawnika od żywopłotu. Jedno wydawało się drugim, a po sekundzie było już zupełnie na odwrót.
  Wyciągnął zza paska fartuszka paczkę papierosów i bez wahania poczęstował jednym z nich Muszkietera. Zdobyczna paczka, nie tak dawno podprowadzona z jednego ze stołów, zostawiona bez opieki przez poprzedniego właściciela najpewniej tylko na sekundę, w rękach Jiro stała się dobrem wspólnym.
Nosz kurwa mać – wypalił, gdy tylko poczuł, kolejny raz zresztą dzisiaj, obcą dłoń na plecach – Jesteś już drugim facetem dzisiaj, który próbuje się dobrać do tego suwaka. Spasuj. Powiedziałem ci już wcześniej żebyś znalazł sobie kogoś mniejszego, masochisto.
  Sam sięgnął po papierosa, zsuwając maskę na brodę i odsłaniając naznaczoną kilkoma bliznami twarz. Mimo że na imprezie halloweenowej mogłyby uchodzić za element przebrania, nienawidził ich do tego stopnia, że większość czasu wolał być w maseczce. Odpalił papierosa i podał zapalniczkę towarzyszowi.
... czy ci odpalić, bo nie wypuścisz zdobyczy z łap?
  Zauważył to wyczekujące spojrzenie wlepione w jego twarz i szybko przetarł twarz dłonią.
Wiem, wiem. Mogę mieć krew na mordzie, nie zwracaj uwagi – mruknął, nie będąc pewnym czy zdołał zetrzeć z pyska wszystko po niedawnym krwotoku z nosa.
  Nagły raban zwrócił jego uwagę na tyle, by odwrócić głowę akurat w momencie, gdy ktoś łapał kolejną przewracającą się osobę. Ten balkon był jakiś przeklęty. Usta Jiro zacisnęły się w wąską kreskę. No tak, typek łapał samiczkę, a nie kolejnego Muszkietera. Ktoś tu wygrał imprezę.
  Wzrok leniwie przesunął się na resztę towarzystwa, ciemne ślepia wyłapały inne, dwukolorowe, równie znajome i nie do pomylenia z kimkolwiek innym, nawet przy przebraniu właścicielki. Choć Razaro miał wrażenie, że @Hecate Shirshu Black po prostu ubrała dziś jeden ze swoich codziennych wiedźmich strojów. W końcu w każdym z nich wyglądała jakby miała zamiar zagonić wszystkie okoliczne osoby do kotła i zamieszać wywar chochlą. Poczekał aż też go zauważy i poruszył znacząco brwiami, szybkim zerknięciem wskazując jej uczepionego własnych pleców Muszkietera, a wszystko to szczerząc kły w rozbawieniu.
  Po chwili uwaga wróciła jednak do masochisty.
Przyjacielu... Jak ładnie. Doceniam. Doceniam też pomysł, że twój ciężar mógłby pociągnąć mnie za sobą. Ile ważysz? Czterdzieści kilo? – spytał, zerkając najpierw na jego reakcję, a później na sylwetkę – Nie no, nie będę złośliwy. Wybacz, to było szczeniackie.
  Zaciągnął się dymem, nadal błądząc wzrokiem gdzieś po pokrytych ciemnością ogrodach. Minęła chwila, może ze dwie sekundy, gdy na jego usta powrócił uśmiech, a on sam parsknął śmiechem.
Czterdzieści pięć, prawda?

@Nakamura Kyou




Hasegawa Jirō
Nakamura Kyou

Czw 10 Lis 2022 - 2:08
Może to właśnie było problemem Nakamury przez całe jego życie - brak instynktu zachowawczego, który posiadali inni ludzie dookoła niego; którzy zawsze powtarzali o tym, żeby się nie wtrącał. Nie był wysportowany, nie był nawet większy od innych. Był niski, drobny i nie potrafiłby prawdopodobnie przebiec dłuższego dystansu, a co dopiero powalić napastnika w bójce. Nie potrafił tego zrobić - a jakimś cudem zawsze pakował się w podobne sytuacje.
I nawet teraz zmarszczył brwi na słowa nieznajomego.
- Nawet jeśli silniejszy jest oprawcą? Dla własnej wygody? To tchórzostwo - stwierdził ze zmieszaną w głosie złością i pogardą, choć trudno było ocenić czy była skierowana właśnie w przebierańca, czy w coś innego - w system? W niesprawiedliwość? W nieczułość społeczeństwa dla własnej wygody? To było łatwiejsze, aby odwrócić wzrok i udawać, że nic się nie działo. To nie twoja sprawa. Oczywiście, że sprawy innych nie powinny być dla niego istotne, ale nie mógł przechodzić obojętnie obok niektórych...
- Najwyraźniej ktoś moich gabarytów ma więcej odwagi od ciebie, bo to takie wygodne się nie mieszać i przytaknąć, co? Bo to nie tobie dzieje się krzywda, ale jak uderzy w ciebie ta krzywda to wtedy też zostaniesz sam - mówił zupełnie jak do dziecka, jakby go ganił za jego tok myślenia i jakby przedstawiał mu jedyną prawdę, chociaż w jego głosie dało się jasno wyczuć irytację i złość, a jednak nie wycelowaną bezpośrednio w rozmówcę. Był jeszcze bardziej wyrazista jakby mówił o czymś, co było kiedyś - nie tu i teraz, i nie teoretyzował.
- Nie mieszaj się w dupę im, nikt się nie mieszał, bo tak wygodniej, a później szok, że ktoś... - urwał, wbijając wzrok w podłogę.
Gdyby ktoś wtedy zareagował, gdyby był wtedy w Fukkatsu - przecież mógłby żyć. Gdyby tylko...
- Odpal - rzucił, nawet na niego nie patrząc. Nie miał zamiaru dać się wypchnąć za barierkę bez szans na obronę - nawet jeśli w rzeczywistości druga śmierć niewiele mogłaby mu zaszkodzić. Nie chciał mu dać tej satysfakcji. Kolejny, który uznawał...
Zawahał się, widząc jego twarz. Powinien się wycofać? Nie rozpoznał go... Nie pamiętał go. Powinien odejść tu i teraz - chociaż czy musiał? Ta cała złość, czy zakłopotanie nagle jakby się ulotniły. Widok znajomej twarzy przynosił dziwną ulgę, nawet jeśli nigdy nie przypuszczał, żeby on zachowywał się w jego stosunku w taki sposób; żeby powiedział to co przed chwilą...
Ale przecież nigdy nie mógł go zmusić do własnych poglądów.
Nawet nie zaciągnął się zapalonym papierosem. Zupełnie jakby zapomniał, że go ma.
- Nie pierdol, że całą kasę teraz przewalasz na fajki, Jiro - westchnął cierpiętniczo, może nieco podobnie jak w tych wszystkich momentach, kiedy jego laptop został rozebrany na części, kiedy jedna z elektrycznych części eksplodowała czy tracił pokłady cierpliwości do nauki sieroty kolejnego znaku i jego zapisu. Ale nigdy nie podnosił głosu wtedy, jakby nie potrafił się w ogóle złościć - a może nauczył się złości dopiero po śmierci?
A kiedy ten znów zaczął drwić z jego wagi, westchnął.
- Podliczaj moją wagę, a zacznę ci podliczać pieniądze, które na ciebie wydałem... - rzucił, puszczając go i opierając się luźniej o barierkę. Może nie powinien o tym mówić, wspominać o tym... Ale jeśli jedyna osoba, którą mógł kiedykolwiek znać za życia, mogłaby nie wiedzieć o jego śmierci, to był to właśnie chłopak z Nanashi. Nie podejrzewałby go o przejmowanie się wiadomościami, o usilny kontakt z jego siostrą - albo z nim. W końcu... jeśli nawet próbował, to on sam mu nie odpisał od dziesięciu lat na żadną z wiadomości.
W końcu jednak zaciągnął się papierosem, chociaż prędko zakrztusił się tym dymem.
- Jak ty to możesz palić? - jęknął przez to okropne drapanie w gardle, kaszląc przez moment.

@Hasegawa Jirō


Balkon VSPSQK5
Nakamura Kyou
Amakasu Hayato

Pią 11 Lis 2022 - 14:14
Bal halloweenowy chodził Hayato po głowie od 1 listopada poprzedniego roku. Uwielbiał tę noc. Był to w końcu ten moment kiedy z ludzi mogło wyjść ich wewnętrzne zwierzę, a co za tym idzie każdy człowiek pozwolić sobie mógł na upust emocji – zwłaszcza tych negatywnych. W końcu „oczyszczanie” atmosfery oraz swojego umysłu zawsze powinno być uznawane za priorytet.
Ile zapłacił za swój strój? Śmieszne pytanie! Prawidłową odpowiedzią jest jedyna właściwa cena, czyli darmo. No.. może nie do końca darmo. W końcu musiał poświęcić trochę czasu na to, aby ukraść wszystko co mu wpadnie w oko. Udało mu się jednak zebrać wszelkie niezbędne elementy, aby stworzyć strój prawdziwego, krwiopijca – zwanego potocznie wampirem. Na ten jakże oryginalny (o dziwo) outfit składał się prawdziwy, czarny garnitur zawierający spodnie, półbuty, kamizelkę marynarkę, oraz białą koszulę. Nie mogło oczywiście zabraknąć fioletowoczarnej peleryny. Do kompletu dołożona została opaska na oczy, która uniemożliwiała poznanie ich koloru przez rozmówcę (była ona jednak na tyle prześwitująca, że Hayato mógł przez nią widzieć), a także drogie, bo wykonane profesjonalnie, wampirze zęby. Ostatnim elementem była torebka w kształcie dyni zawierająca w sobie multum cukierków – w końcu to Halloween!
Kiedy dotarł ze swoja siostrą na miejsce, niemalże od razu udali się do baru (szok!) i zaczęli nadszarpywać gościnność gospodarza poprzez zamawianie coraz to większej ilości trunków. Nie potrzeba było wiele czasu, aby białowłose duo poczuło, że w ich krwi pojawia się coraz więcej alkoholu. I o to właśnie chodziło w tym wszystkim! W końcu to halloween, każdy powinien się bawić jak najlepiej. Co w takim razie złego w tym, że rodzeństwo Amakasu najlepiej bawiło się pijąc, albo spuszczając wpierdol wszystkim wokół? No cóż, było jeszcze innych ciekawych czynności, ale tych nie zrobiliby przy tylu ludziach – przynajmniej nie w takim stanie.
Hayato całkowicie nie zauważył kiedy to jego ukochana siostra zniknęła mu z oczu. W sumie, to bardzo możliwe, że to on sam oddalił się aż nazbyt od miejsca ich przesiadywania. Nic w tym dziwnego. Białowłosy, czując jak alkohol daje mu odwagę +100, postanowił pokorzystać trochę ze swoich wrodzonych zdolności i zabawić się trochę. W tym celu podchodził do całkowicie nieznajomych sobie kobiet i proponował im cukierka w zamian za psikusa. Gra polegała na tym, że mógł je pocałować, bądź dotknąć gdzie tylko by chciał, a w nagrodę miał obdarzać uczestniczkę słodkimi pysznościami. Bardzo seksistowska zabawa szybko okazała się być aż nader ciekawa. Doszło nawet do momentu kiedy Hayato musiał oddać połowę posiadanych cukierków po tym jak kobieta nie tylko pocałowała go w usta, ale następnie ujęła jego dłoń i płynnym ruchem wsadziła ja sobie w… Zabawa była tak dobra, że Hayato czuł jak robi mu się coraz bardziej duszno. W celu uniknięcia omdlenia, postanowił że najlepszym rozwiązaniem będzie udanie się na balkon i zaczerpnięcie świeżego powietrza. Nawet nie wiecie jak bardzo żałował później tej decyzji.
Wychodząc na zewnątrz, niemalże od razu wyciągnął papierosa z paczki i włożył go sobie do ust. Tak bardzo potrzebował świeżego dymu tytoniowego w swoich płucach, że niemalże nie był w stanie wytrzymać. Odpalając szluga zaciągnął się i spokojnym wzrokiem rozejrzał się po osobach znajdujących się na tym obszernym placyku. Nie poznawał tych twarzy i był nawet z tego zadowolony. W końcu nie musiał dzięki temu nawiązywać żadnej konwersacji. Był tylko on i… Poczuł jak jego serce na chwilę zamarło, a następnie zaczęło bić tak szybko, że prawie wyrwało się z klatki piersiowej. Szybkim krokiem, niemalże biegiem ruszył przed siebie, rzucając pod nogi papierosa. – Odpierdol się od mojej siostry! – rzucił niemalże z krzykiem i wściekłością w głosie, kładąc prawą dłoń na lewym ramieniu nieznajomego, który teraz obmacywał jego ukochaną Shey. Szybkim ruchem, takim który uniemożliwiał jakąkolwiek reakcję, pociągnął bark mężczyzny i odwracając go w swoją stronę, posłał mu silnego lewego sierpa w twarz. – Jak śmiesz ją dotykać zboczeńcu?! – Cieszył się, że nikt nie widział teraz jego oczu, bo w tym momencie jedyne co można było w nich widzieć to wściekłość.


@Amakasu Shey @Ye Lian
Amakasu Hayato
Amakasu Shey

Pią 11 Lis 2022 - 21:44
Czasami miała wrażenie, że alkohol jej już nie wystarczał. Stał się tak nieodłączną częścią jej życia, że nie uważała go już za używkę. Po prostu sobie był. Był jak miała wykonywać jakieś zlecenie dla Shingetsu; był nocnymi imprezami i był porannym kacem. Jedyny czas, kiedy całkowicie go unikała, bywał przed walkami. Wtedy rzeczywiście musiała trzymać fason. W momencie, kiedy dowiadywała się o terminie następnej walki przestawała pić. Fajek rzucić niestety nie potrafiła, więc już dawno przestała próbować.

Szumiało jej w uszach od procentów, dusznego powietrza i głośnej muzyki. Chyba gdzieś mignął jej Hayato, cukierki i jakaś blondynka przebrana za różowego króliczka z Play Boya. Nie powstrzymała uśmiechu. Chciała, żeby bawił się jak najlepiej. W końcu mu się należało. Wyszła na zewnątrz, na balkon. Mówiła sobie, że potrzebowała świeżego powietrza, ale to zdecydowanie zew nikotyny ją tam zaprowadził, a potem? Potem wszystko się skomplikowało.

Nie należała do niezdarnych, zazwyczaj. Teraz jednak jej stan był na tyle słaby, że odrobinę nią chwiało. Poślizgnęła się i od razu pogodziła z upadkiem. Wiedziała, że był nieunikniony i nie próbowała go nawet zahamować. Czekała na obicie zgranych czterech liter o marmurową posadzkę. Bardzo starała się nie wylać drinka, jednak trochę płynu zakręciło się w szklance i chlusnęło jej prawego trapera. K u r w a.

I nagle została pochwycona. Nie zarejestrowała nawet tego momentu. Zamrugała kilka razy próbując odgonić otępienie. Jej mózg zaczął pracować na wyższych obrotach, a fala otrzeźwienia wróciła jej zagubione funkcje życiowe. Na wstępie uderzył ją mocny, nieznajomy, ale bardzo przyjemny zapach wody kolońskiej. Czyjej? Potem zdała sobie sprawę, że opierała się o coś twardego i miłego. O czyj tors? Zadarła zgrabny nosek ku górze blokując spojrzenie z popielatymi tęczówkami nieznajomego. Tak bardzo podobnymi do jej własnych. Miała wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie. I dopiero po chwili do niej dotarło, że oprócz trzymania jej zgrabnego ciała, chłopak zastępował także jej stanik podtrzymując także coś innego. Jej wzrok mimowolnie powędrował w okolice swojej klatki piersiowej. Mogła się wkurwić, zareagować agresją, zacząć rzucać i drapać. Zamiast tego jej policzki zapłonęły truskawkowym kolorem. Czy to przez te szare oczy?

- Taak - wydusiła z siebie stłumionym głosem i zaczęła się podnosić o własnych siłach. I wtedy rozpętał się chaos.

Odpierdol się...
Znajomy głos przeciął powietrze na balkonie niczym najostrzejszy nóż. Atmosfera od razu zgęstniała. Hayato pojawił się znikąd. Przynajmniej dotychczas go nie widziała. Co stało się z ładną blondynką? Znudził się pewnie. W sekundę znalazł się przy nich. Widziała jak napinał mięśnie, widziała jego szał. Wstrzymała oddech dosłownie na sekundę, bo już po niej Hayato przeszedł do ataku. Czemu najczęściej tak było, że gdy jedno z nich wkurwiało się w trzy dupy drugie zachowywało spokój? Tym razem to nie ona traciła kontrolę. Prawdziwa rzadkość. Nim się obejrzała ręka Hayato powędrowała w stronę rycerza w lśniącej zbroi, który ją dzisiaj uratował. Czy oberwał mocno?

Jej reakcja była natychmiastowa, kiedy jednym krokiem wbiła się między dwójkę mężczyzn. Była niska i niepozorna. Od razu chwyciła Hayato za białą koszulę starając się go przytrzymać, a drugą chłoną dłoń położyła na jego rozgrzanej szyi, chyba próbując go uspokoić.
- Wychodzimy - zarządziła odpychając go od siebie w stronę wyjścia.

Odwróciła się do nieznajomego spoglądając na jego zaczerwieniony policzek. Popękane naczyńka na skórze nieokrytej maską świadczyły o powoli powstającym siniaku. Chociaż nie wyglądał na delikatnego, jego skóra mówiła o czymś innym. Nie myśląc za wiele podeszła do niego w dwóch krokach. Wspięła się na palce chwytając jego żuchwę jedną dłonią. Pełne usta przytknęła do jego potłuczonego policzka.

- Na uśmierzenie bólu - wyszeptała składając na nim lekki pocałunek. Wyszeptała jeszcze trzy słowa, które pozostały niezrozumiałe dla reszty. Odsunęła się, żeby Hayato ponownie się nie odpalił i podeszła do niego. Splotła ich palce ze sobą ciągnąc Białowłosego w stronę wyjścia z balkonu. Ani razu nie obejrzała się za siebie, chociaż miała cholerną ochotę.

@Amakasu Hayato  @Ye Lian
Amakasu Shey
Hasegawa Jirō

Nie 13 Lis 2022 - 23:51
  Naprawdę był przekonany, że absolutnie nic nie będzie w stanie zepsuć mu humoru. Ciche piknięcie urządzenia, które otrzymał wraz z zapisem do gry, przywołało go ponaglająco, mając na ten temat zupełnie inne zdanie. Ciekawość wzięła górę i już po chwili Jiro wpatrywał się w ekran. Uśmiech, który towarzyszył mu przez cały czas zaczął powoli znikać z jego twarzy, zupełnie tak jak blaknął jego avatar. Wkrótce zastąpiła go mina zbitego psa i spojrzenie pełne niedowierzania - zarówno na samym pysku yurei jak i w odbiciu ekranu.
  Poczekał jeszcze chwilę, by upewnić się, że na ekranie nie zamiga żaden pixelowy grób, podświadomie niemal na niego licząc. W końcu jakiś powinien mieć, choćby wirtualny. Ten, podobnie jak i prawdziwy wszystkich by gówno obchodził, ale chociaż Hasegawa poczułby się lepiej. Powtarzane przez całe życie żarty o tym, że po niego przyjedzie jedynie śmieciarka jednak bolały.
Patrz – mruknął, podsuwając Muszkieterowi urządzenie, by zaprezentować swoją marną śmierć – W pierwszej rundzie bronił mnie ktoś silniejszy, a jak tylko jego łaska się skończyła, to mnie zapierdolili bez mrugnięcia okiem. Twoje pięknie brzmiące teorie o tchórzostwie a praktyka. Odwaga nikogo nie uratuje.
  Próbował jeszcze się uśmiechnąć, przywołać na usta poprzedni uśmiech, ale niezbyt mu to wyszło. Był tego w pełni świadomy, więc szybko dał sobie spokój. Otworzył jeszcze pysk, by coś dodać, ale tu również spasował, zgrzytając w zamian zębami i nagle biorąc zamach i wyrzucając urządzenie przed siebie, prosto w ciemność ogrodów.
  Może jako hazardzista nie potrafił przegrywać. Może kolejna śmierć wcale nie była taka łatwa do przełknięcia, jak mu się wcześniej wydawało. Może jednak zwyczajnie chodziło o kolejne porzucenie - gracz, który go ochronił, przestał to robić, gdy Razaro najbardziej go potrzebował.
  Odpalił Muszkieterowi papierosa, korzystając z tego, że miał teraz wolne obie dłonie. Chociaż zraniony nadgarstek co rusz paraliżowany był ostrym bólem, buntując się. Wypije więcej i zagłuszy również to. Nie był to dla Jiro żaden problem.
No coś ty. Zabrałem je komuś ze stołu. Wyglądają na drogie nawet dla kogoś, kogo stać na kupowanie fajek – odparł natychmiast, lekceważącym tonem, jakby kradzież była czymś zupełnie normalnym.
  Na rzucone mu imię nie zareagował żadnym zdziwieniem czy przesadnym oburzeniem, chociaż spojrzenie jakie mu posłał dalekie było od jakiejkolwiek radości. Prawdę powiedziawszy było dalekie od czegokolwiek. Puste ciemne ślepia, które na kilka długich sekund utkwił w jego twarzy.
Wolę żebyś nie używał mojego imienia, skoro najwyraźniej udawanie nieznajomych to jedyny sposób żebyś ze mną rozmawiał – rzucił krótko, wracając do swojego papierosa – Chyba że to taki subtelny znak, że stąd wypierdalasz.
  Słyszał za sobą czyjeś pytanie dotyczące gry, czuł na sobie spojrzenie, ale zignorował je. Spojrzenie kątem oka nie pozwoliło mu namierzyć pytającej osoby, a nie chciał się odwracać do kogoś obcego. Póki palił, nie miał na sobie maski, a wolał żeby blizny oglądała jedynie ciemność za barierką, a nie inni ludzie. Wolał wyjść na chama niż ryzykować jakiekolwiek krzywe spojrzenie na poharatany pysk, które prześladowałoby go pewnie jeszcze długimi miesiącami.
Odejmij sobie od tego wszystko, co wydałem na wiadomości do ciebie, to okaże się, że jeszcze wisisz mi kasę – mruknął, choć spróbował ugryźć się w język – Pewnie sporo się uzbierało przez te kilka lat radosnego ignorowania mnie.
  Jednak dobrze, że uszkodził sobie ten nadgarstek, a drugą rękę miał zajętą papierosem, bo z każdą chwilą coraz bardziej korciło go żeby mu przypierdolić. Nakamura poleciałby przez ten balkon nawet dalej niż urządzenie, które Jiro wcześniej wyrzucił.

@Nakamura Kyou @Keita Gotō




Hasegawa Jirō
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku