31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.
W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.
Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości. Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.
— Dobrze, niech Ci już będzie — westchnął zrezygnowany, rozumiejąc jego potrzeby. Sam nie chciałby widzieć go zamaskowanego, jednak to nie Hime musiałby się martwić o rozpoznanie. Minoru nie chciał dokładać sobie dodatkowych problemów tego wieczoru, wolał się raczej zrelaksować w doborowym towarzystwie jego... kochanka? W sumie tak skupili się na ogóle sytuacji, że żaden z nich nie doprecyzował łączącej ich relacji.
Zmarszczył niezauważalnie brwi na samo wspomnienie o koledze. Mimo jego świadomości, Hayami nie miał pojęcia o tym, że Cayenne przez kilka lat wytrwale śledził jego poczynania, chcąc w jakiś sposób zadbać o jego dobro. Ciężko nie mówić tu o obsesji na jego punkcie i choć starał się zostawić mu minimalną prywatność w kontekście kochanków z jakimi przyszło mu się spotykać — chociażby dla własnego spokoju ducha — tak nie był w stanie znieść informacji o tym, że zaczął spotykać się z kimś z Tsunami. Z czasem wyszło, że wcale nie traktował Hime ani trochę dobrze, a Yoshida nie potrafił już wytrzymać presji, która nad nim wisiała.
— Kolegę z Tsunami? Czy to on Cię wtedy uderzył? — spytał tonem poważnym, nie mogąc oddzielić osobistych odczuć do tej grupy popaprańców, jak i do samego kolegi, któremu miał ochotę wywrócić jelita do góry nogami za to, co zrobił Hayami — Wrócimy do tej rozmowy i opowiesz mi skąd to nieporozumienie wyszło — dodał, czując ciepło jego policzka, jak i te, które rozgrzewało go od środka. Nie wiedział tylko, czy to efekt kumulującej się złości, a może Hime zachowanie działało na niego w taki sposób.
— Okej — skomentował krótko, w tej chwili aż za bardzo skupiony na jego bliskości, która go w jednym momencie otumaniła. Prawdopodobnie gdyby niechciany telefon, Minoru miałby całkiem dobry humor spowodowany obecnością partnera na balu. Ten jednak został naruszony, sprowadzając go do chwili nagłego uniesienia, czując jak negatywne emocje przelewały się przez niego jeszcze chwilę.
Kurwa, uspokój się.
Wmawiał sobie kiedy poszedł w stronę baru, zamawiając im alkohol. Sobie wziął klasyczną whisky, ulubiony przysmak każdego Japończyka i którą postanowił tego wieczoru sączyć. Hime natomiast zamówił to, co zawsze, a tego drinka z pamięci nigdy nie mógł wyrzucić — tak jak pozostałe rzeczy z nim powiązane. Przewieszając laskę przez przedramię, w jednej dłoni trzymał swój specjał, a w drugiej podwójną wódkę z wodą gazowaną i cytryną. Dostrzegając go przy kolumnie, podszedł do niego zdecydowanym i pewnym siebie krokiem, zachodząc go ponownie od tyłu. Widocznie ta gra podobała mu się w obecnym stroju. Zza ramienia podał mu alkohol, a Hime oczami wyobraźni mógł dostrzec elegancki uśmiech, który był słyszalny w jego głosie.
— Proszę bardzo, Twój specjał. Mam nadziej, że niczego nie pomieszałem — odpowiedział, chcąc wprowadzić nutkę niepewności do ich świeżo wznowionej relacji. Tak naprawdę minęło tyle lat, że obydwaj nie mogli być niczego pewni.
Zapytany o kłótnie, wypuścił powietrze nosem jakby samo wspomnienie o tym doprowadzało go do małe irytacji.
— Tak, to tylko praca — odpowiedział zgodnie ze słowem, bo nawet jeżeli gdzieś wychodził, Cayenne zawsze i wszędzie był w pracy. Nie było mowy o tym, że nie mógł odebrać telefonu, czy nie przyjechać gdzieś kiedy była taka potrzeba. To pewien styl życia, który sobie wybrał, aby całkowicie nie zwariować.
— Masz te urządzenia? Słyszałem, że rozdają je po zapisaniu się na listę — spytał, zmieniając zgrabnie temat. Nie lubił mówić długo o swoich problemach i problemikach. Pod tym względem nie zmienił się ani trochę. Kiedy Hime podarował mu osobny telefon z aplikacją, Cay zmarszczył się kiedy dostrzegł, że trzeba zrobić siebie na podobiznę swojego stroju. Nie lubił takich rzeczy, ale obawiał się dawać urządzenie w ręce Hime. Zrobiłby z niego jeszcze tego całego kopciuszka.
— Więc? Co masz mi do powodzenia o tym koledze? — zagaił, powracając do tematu przed krótką rozłąką, w międzyczasie kiedy robił swoją podobiznę, a także głosując na pierwszą osobę, która pojawiła się na balu i którą dostrzegł od razu kiedy tylko weszła — na znienawidzoną Miyazaki. Dlaczego musieli ponownie krzyżować swoje drogi i to jeszcze w takim miejscu?
@Hime Hayami
— Dziękuję — uniósł słodko kąciki ust. Wszystko się zgadzało. Dwie porcje czystej wódki, odpowiednia ilość cytryny. W jakiś sposób, może odrobinę naiwny, upewniło go to w przekonaniu, że nie popełnił błędu. Bo pamięta taki szczegół. Zastanowił się moment, jakoby chciał go utrzymać w słodkiej niepewności, dopiero po tym kiwając z uznaniem głową.
To tylko praca? Uniósł delikatnie brew, gdy twarz w okolicy ust wygładziła się nagle, nie pozostawiając nawet ślady po uśmiechu, który rozciągał ją jeszcze sekundę wcześniej. Przechylił pytająco głowę, gdy ręce skrzyżowały się zgrabnie na piersi, rozsuwając nieznacznie koszulę, spod której wystawała głowa jednych z wytatuowanej na niej postaci — Praca? Taka, że musisz kurwić na pół sali? — w głosie nie było nawet grama wyrzutu, choć ten, jak wkurwiający kot, próbował wskoczyć na stół, na którym rozgrywała się dyskusja. Powstrzymał go jednak, nos ponownie chowając w szklance, której zawartość znikała w zawrotnym tempie. Może pijany nie będzie się tak spinać. Nerwowości wyuczył się dopiero, gdy Yoshida go zostawił. Kiedyś był łagodniejszy. Odetchnął powoli przez nos — Zresztą, nieważne. Nie chcę wiedzieć.
Teraz cięższa kwestia pojawiła się na planszy, as wyciągnięty z rękawa, na widok którego coś zakuło w pierś. Napiął machinalnie szczękę, niewielka blizna na dolnej wardze odezwała się, rozrywając skórę. Minęło już trochę czasu, a ten nadal nie mógł tego wszystkiego przeboleć.
— Nie mam nic. Prawie połamał mi nos — dotknął go końcem palca, w miejscu, w którym pozostawił najwięcej bólu — Zresztą, widziałeś jak wyglądałem. Nie pierwszy, może ostatni — zerknął na niego kątem oka. Inni mogli łamać nosy i zostawiać zgrabne, krwawe śliwy pod okiem, ale i Yoshida potrafił zrobić swoje. Tylko jego ślady zostawały gdzieś indziej. Ile by nie minęło, tego się nie zapomina.
Piekącej dłoni na szyi.
Nie zmieniło to faktu, że widząc jak ten usilnie próbował rozwiązać problem maski, która utrudniała spożycie alkoholu, wyciągnął ze swojej własnej szklanki słomkę i podstawił mu ją pod nos widząc, jak ten skupiony jest na niewielkim urządzeniu. Gdyby spytał, to ten i tak by pewnie odmówił.
@Minoru Yoshida
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
- No, Margrabio. Pani potrzebuje prywatności. Chyba nie zostawisz jej tak samej?
- Właściwie to na tym polega prywatność.
Przesunął wzrokiem po Minamoto; nieodgadniony błysk zalśnił w krańcach jego przymrużonych ślepi, ale nim jakakolwiek emocja skrystalizowała się na twarzy, usta drgnęły, a on się uśmiechnął burząc wcześniejszy obraz. Rzadka rzecz.
Jeszcze przed wyjściem, choć miał już zaplanowany cały strój, długo męczył się z zostawieniem jednorazowej maseczki. Leżała na samym środku pustego blatu stołu; na podłodze walała się masa śmieci, gazet i wydruków, tworząc ogromny chaos dookoła czegoś, po co musiał sięgnąć. Palce miał jak zgrabiałe; drżały mu i zaciskał je cały czas w pięści, odwracając wzrok i wracając nim na nowo prosto w kierunku maski.
Ostatecznie tylko dzięki gwałtownej reakcji - wyjściu, trzaśnięciu drzwiami i zbiegnięciu po schodach - zdołał się powstrzymać przed złapaniem za nią i założeniem. Najgorzej było na początku - czuł się obnażony i wystawiony na ostrzał cudzych spojrzeń. Oceniany. Teraz jednak zapomniał kompletnie o fakcie, że ktoś był w stanie w pełnej krasie dostrzec pogardliwe rozbawienie; to jak spomiędzy spękanych warg wysuwają się białe zęby; jak lśnią w złotym blasku świec kły - i jak przy byle ruchu mięśni wyostrza się faktura blizn, wyszczególnionych nawet mimo nałożonego trupiego makijażu. Warui pochylił się nieco w stronę Enmy.
Chciał już coś powiedzieć, ale dokładnie w tej samej sekundzie, w której zaczerpywał tchu, wśród muzyki, zgiełku, rozmów i śmiechów rozległ się głośny trzask. Zareagował jak pies; automatycznie i nerwowo. Poczuł jedynie, jak łopatki ściągają mu się w naturalnym odruchu, prostując plecy i przekrzywiając tors frontem do...
... komentarz nieznajomego nie mógł być trafniejszy.
Wychwycił go tylko cudem, może dlatego, że stał blisko Enmy, a Enma - blisko komentatora. Starczyło jednak, by zdać sobie sprawę, że albo spektakl był niesamowicie wiarygodny, albo...
Wąskie źrenice rozszerzyły się natrafiając na ostry kraniec szkła podetknięty pod szczękę Miyazaki; złoto tęczówek stało się jedynie cienką obręczą ciasno opinającą nieprzeniknioną czerń.
Rozluźnione atmosferą zabawy tkanki zaczęły twardnieć pod wpływem nagłego uderzenia adrenaliny; gdyby nie warstwy ubrań, jakie miał na sobie, z łatwością można by dostrzec jak mięśnie tężeją, ściągane pod wpływem chwili agresji.
Patrzył na mężczyznę; w głowie odbijało się zbyt wiele głosów. Pytania o to, co tu właściwie ma miejsce. Szydercze wytyki, że mógł trzymać gardę, a nie opuszczać ją tylko dlatego, że znajdowali się na balu.
Niby charytatywnym.
Wreszcie w echach umysłu rozległ się ton Tsukiko, kiedy jeszcze odgrywając swoją rolę.
"Mam w takim razie upiorną nadzieję, że zadbałeś o odpowiednią dozę mroku w naszym grafiku.”
To on ją tu przyprowadził.
W jakimś stopniu zagwarantował jej to, czego chciała. Nawet jeżeli miało przyjść wkrótce, poczucie winy nie zdążyło się jeszcze jakkolwiek objawić; miał wrażenie, że czaszkę wypełnia mu biały szum, przerywany jedynie szeptem wcześniej wypowiadanych przez ludzi zdań - nic konkretnego, nic, co by mu się przydało. Sięgnął dłonią na bok; bezgłośnie, nie tworząc żadnego hałasu.
Pod opuszkami wyczuł lodowatą, śliską powierzchnię metalu.
Nóż?
Palec przesunął się wzdłuż przedmiotu, trafiając na ostry kraniec. Jeden z trzech. Widelec. Też dobrze. Podważył sztuciec kciukiem, chwytając go niespiesznie w dłoń. Zważył. Z tej odległości ciężko będzie spudłować - miał może dwa i pół metra dystansu. Wzrok na sekundę uciekł mu ku Tsukiko, ale prędko na powrót skupił się na jasnowłosym.
Kto to, do licha, był?
Ciepło ręki przeniknęło przez zimno przedmiotu. Nie miał czasu na zgadywanie; nie interesowało go to właściwie. Zamachnął się; dało się dostrzec jedynie szybkie śmignięcie ramienia; rozmazaną plamę, gdy zgięciem nadgarstka posłał pocisk przed siebie... w tej samej sekundzie robiąc dziwny krok w lewo. Rozległ się huk i szurnięcie, gdy uderzył biodrem w stół przestawiając go o pięć głośnych centymetrów. Zdążył po tym jedynie zarejestrować metaliczny dźwięk widelca, który - zamiast w jasnowłosego - trafił żałośnie* w posadzkę, po której prześlizgnął się prosto w tłum coraz bardziej zaintrygowanych zbiegowiskiem ludzi.
Ledwo docierało do niego, że w tej aferze przechodząca obok, podchmielona już nieźle wampirzyca dostrzegła całą scenę i przerażona skoczyła niekontrolowanie w przypadkowym kierunku - pechem: prosto na niego. Razem polecieli w mebel, tylko cudem utrzymując się na nogach; Shin'ya odruchowo złapał się krańca blatu, palcami trafiając prosto w miękką masę z musu mango, drugą ręką przytrzymując żywy taran drogowy. Zaskoczona, oparta o niego dziewczyna spojrzała prosto w jego twarz, ale nie miała co liczyć na odwzajemnienie spojrzenia. Nie tracił czasu; i tak już się zdradził. Machinalnie odszukał bark i odepchnął od siebie wątłe ciało, robiąc pierwszy krok w stronę Miyazaki i jej
(kurwa)
podwinął rękaw
(już)
stulił rękę w pięść
(martwego)
szarpnął ramieniem
(oprawcy)
wyprowadzając cios.
Miyazaki Żałość Tsukiko, Hasegawa Jirō and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
- Samo Fukkatsu też jest doskonałym miejscem, właściwie to tam studiowałem. Nie na tym uniwersytecie Fukkatsu, ale w mieście - doprecyzował niczym nawyk ze starych czasów. - Chętnie bym cię oprowadził trochę bardziej po mieście, ale niestety praca rzadko pozwala mi na pojawianie się w samym mieście - kontynuował, uznając że w łatwy sposób może skłamać, że mieszka gdzieś w okolicznych wioskach - jeśli nie w samej Sawie. W końcu jak mężczyzna będzie w stanie sprawdzić jego słowa? Nie będzie! I nigdy zresztą się już nie spotkają...
- Sześć lat? Szmat czasu... - przyznał, zastanawiając się przez moment, jak wiele zmieniło się przez ten czas w tym, czego jako duch nie dostrzegał. Nie był w stanie widzieć każdej zmiany, która w większości przecież go nie dotyczyła. Nie mógł sprawdzać łatwo informacji, zmieniać kanałów w telewizji - nie był w stanie robić tego, do czego zarówno jako student, a później i nauczyciel przywykł, szukać informacji. Uczyć się, rozwijać. Może nawet tęsknił za trzymaniem w dłoniach nowej książki? Czytania artykułów na telefonie odnośnie ostatnich wydarzeń?
Uśmiechnął się nieco zakłopotany, wcale nie odmawiając alkoholu, który wypił wręcz na raz. Nie był nigdy typem ogromnego pijaka - a jednocześnie wcale nie miał zamiaru dzisiejszej nocy się powstrzymywać, choć wyraźnie nieco się skrzywił przy pierwszych łykach. Ponad dziesięć lat nie pił - kiedy był ostatni raz? Kiedy podjął się pracy w szkole, jeszcze na studiach? Możliwe, chociaż niektóre wspomnienia naturalnie się zacierały po takim czasie, tym bardziej przez czas, kiedy trwał jako duch.
Tyle lat trzymania się i pilnowania, żeby nie zapomnieć - żeby nie zniknąć. Czy jedna noc, podczas której posiadał ciało, mogłaby to wszystko zaprzepaścić? Przez odrobinę alkoholu? Nie, wątpił, na pewno tak nie mogłoby się stać.
Spojrzał zaskoczony za Rają, kiedy ta zdecydowała się jednak ich opuścić, ale skinął głową, nie mając tak naprawdę nic przeciwko. W końcu zaprosił ją tutaj w ramach przeprosin - i może nadziei, że podobne wyjście mogło dać jej chociaż odrobinę ukojenia dla tego dziwnego niepokoju, który pojawiał się w jej snach.
- Miłego tańca - rzucił jeszcze za nimi, po tym znów zwracając się do Ivara, tym bardziej w momencie, w którym ten rzucił słowa o... wykorzystywaniu? Uśmiechnął się lekko. W końcu brzmiało to nie tylko na dobrą przyjaźń, a może coś więcej między nimi? Chociaż niekoniecznie była to przecież jego sprawa - tym bardziej, kiedy spoglądał na nowo na urządzenie, ustawiając avatar i obserwujac spokojnie przydzieloną sobie rolę. Po tym kliknął szybko coś na nim, chowając do kieszeni płaszcza.
- Mhm. Jakiś pomysł, kto jest mordercą? - zapytał spokojnie z uśmiechem, zaraz zgarniając z tacki przechodzącego kelnera alkohol, który stanowczo miał trafić do kogoś innego - ale jakoś wcale mu to w tej chwili nie przeszkadzało. Co mu zrobią? Rano znów będzie duchem...
- Właściwie to tak, nie mam w zwyczaju celebrować halloween. Mam sporo pracy zazwyczaj i... - powstrzymał się, zauważając stan, w jakim nagle mężczyzna się znalazł. Przesunął wzrokiem zaraz za tym obrazem, na który ten się zapatrzył, samemu do końca nie rozumiejąc, co właściwie miało miejsce. Zanim zdążył jednak zareagować, towarzysz Ivara znalazł się obok, wyraźnie panując nad sytuacją.
Chociaż widząc też, co miało miejsce na sali, sam powoli zaczął się wycofywać w kierunku balkonu, łapiąc po drodze kolejne szkło z przygotowanym drinkiem.
| Kyou zt w kierunku balkonu
@Yōzei-Genji Madhuvathi @Keita Gotō (love you, mam nadzieję, ze się nie obrazisz za przestawienie, na balkonie też się do ciebie odezwę. ) @Ivar Hansen
- Tsk - parsknął tylko pod nosem, kiedy jakaś osoba w niekoniecznie stosownym dla duchowych gości zaczęła wypytywać się innych o role. Być może to sama niechęć do nie-do-końca-rozgarniętej organizacji, ale Ruu zrobiło się gorąco. Pewnie też dlatego sam chłopak postanowił pochwycić jakąś butelkę i zabrać talerz z przekąskami, udając się w stronę wyjścia, co by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i potencjalnie ochłonąć.
z/t
— Coleridge — odpowiada jej, nim niezręczność rozciągnie się do niebotycznych rozmiarów, pochłaniając sobą wszelkie możliwe słowa — Ale byłaś blisko — dodaje łagodniej, choć w niskim tonie głosu można wyczuć rozbawione wibracje. To nic, nie musiała znać najdoskonalszej prozy ni zawiłych wierszy, została zaproszona, by się bawić, skryć w tłumie strachów i upiorów, pić tyle ile zapragnie oraz jeść ile tylko będzie chciała, bez wspominania o kiepskich ocenach oraz swoich rzekomych brakach. Żadna troska nie powinna musnąć jasnych skroni, niezadowolona iskra zalśnić w srebrze tęczówek, ładnie skrojonych warg grymas jeden nie wykrzywi. I Nakajima nie ma pojęcia, jak to winien zapewnić, kiedy nieporadność oraz ubogie zdolności w komunikacji międzyludzkiej pozostawiały tak wiele do życzenia. Jednak zamierza się starać, zaprosił Raikatsuji w ramach przeprosin, świadomy, że nie uczyni tego wieczora niezapomnianym, ale przynajmniej będzie on znośny. Wspólnie zanurzają się we wnętrze rezydencji, mnogość głosów oraz aromatów dochodzi jakby z oddali, wszelkie dźwięki tłumi miękka wata adrenaliny, która uderza wprost do szybciej uderzającego serca, przypominając, jak bardzo nie przepadał za tłumami, jak łatwo można było zagubić się w morzu ciał i mimo wszystko wciąż być samotnym. Wszystkie zmysły koncentruje więc na dziewczęciu obok, na niespodziewanym chłodzie bijącym od własnego ramienia, na jej pewnych ruchach pozbywających się dyniowej głowy i licach skrytych pod makabrycznym makijażem.
— Ed Justin byłby dumny z takiego Dyniogłowego — mówi, nim zdoła przygryźć język oraz mentalnie kopnie się w kostkę. Miał unikać tematyki poezji, wychodził przez to zdecydowanie na pretensjonalnego dupka — Niezły — przytakuje po chwili, krótszej niż mu się wydaje, lecz dłużej, niż by sobie tego życzył — Całość wygląda upiornie — ty wyglądasz upiornie, jednak nie brzmi to dobrze nawet w jego myślach, a przecież nie ma w tym nic ponad pochwałę dla pomysłowości szarookiej. Halloween było tożsame z horrorami nieustannie lecącymi na ekranach telewizorów, z lękami szelestem wydobywającymi się z przestrzeni zamkniętych szaf, z cieniem majaczącym w kąciku oka. Z niepewnością oraz trwogą. Było, albowiem teraz liczniejsze od zmór, wilkołaków, wampirów i mumii — klasyków gatunku — były pielęgniarki o zbyt krótkich spódniczkach, zakonnice namawiające do grzechów wszelakich, koty i demony nic z siłami ciemności niemające wspólnego. Wystarczył ledwie pobieżny rzut oka, by brunet mógł dostrzec więcej odsłoniętych męskich klatek piersiowych, niż by tego pragnął. Jakaś jego część, była nawet wdzięczna temu upadkowi tradycji, ta, która czasem zauważała biel kości wystającą z półprzezroczystego przedramienia, nonszalancko opartego o jakąkolwiek powierzchnię, kiedy poszarpaną przez szkło i odłamki metalu twarz dzieliło ledwie kilka centymetrów od jego własnej. Inna część z kolei była niemal rozgoryczona, ta, która namawiała w dzieciństwie do nocnego wymykania się na maratony strasznych filmów, do wysłuchiwania podcastów o niewyjaśnionych zjawiskach, która nakazywała kolekcjonować wszelkie książki o paranormalnej tematyce i teraz złościła się, że erotyzm stał się nieodłącznym elementem dzisiejszego święta. A może to nie tylko Halloween, ile razy widział komentarze — niezależnie od płci — pod zdjęciem, czy krótkim filmem przedstawiającym totalnego goblina, paskudną maszkarę, głoszące hear me out? Zbyt często i nie rzadko pod jego własnymi wideo.
— Obawiam się, że ofiary dżumy są zmuszone zachować milczenie w tym przypadku — czy to zabrzmiało, jak żart? Czy to w ogóle było śmieszne? Nie zdąży tego roztrząsnąć, pożałować komentarza, o fryzurze panny dyni też nie wspomni. Shiimaura nie czeka, odwraca się do niego plecami z prośbą, swoistym zadaniem i Haru musi przymknąć powieki, odetchnąć głębiej, nim przypomni sobie, że przed sobą nie ma wściekle różowych pukli, miast tego na wąskich ramionach rozpościera się kaskada lśniących włosów barwy onyksu. To wystarczy, by na nowo odnalazł równowagę, by paznokcie przesunęły się niemalże drażniąco po kobiecym skalpie głowy, kiedy próbował zapanować nad odstającymi kosmykami, zahaczając delikatnie knykciem palca wskazującego o płatek ucha, odgarnął kolejne pasmo, nim wziął się do zaplatania luźnego warkocza. Nie znał żadnej innej fryzury, praktykował tą zresztą tylko na młodszych kuzynkach (czyjaś twarz nadal pozostaje rozmazana, szumiąca statyczną bielą) i miał nadzieję, że to skromne doświadczenie będzie dla Rai wystarczające.
— Nie przepadasz za przyjęciami, czy za tematyką? — odzywa się w końcu, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi. Nie zdecydowałaby się tutaj przyjść. Czy to zwykła grzeczność nakazała jej się zgodzić? Wątpił. Brunetka nie wydawała się mu szczególnie spętana konwenansami, czy oczekiwaniami społeczeństwa — może to był zwykły impuls? Wyciąga dłoń, czekając, aż dziewczę zdejmie z przegubu gumkę, aby tym samym mógł zakończyć swą karierę fryzjerską. Kiedy warkocz zostaje spięty, chwyta ją za szczupłe ramiona i okręca młodszą od siebie studentkę tak, by ponownie rubin tęczówki, spleść się mógł ze srebrem jej wzroku. Smukłe palce chłopaka chwytają ją za podbródek, unosząc go niespiesznie, ostrożnie, żeby przypadkiem nie rozmazał makijażu i druga ręka wyciąga pojedyncze pasma, tak żeby wraz z grzywką mogły zdobić ładną twarz niczym ramy wymyślnego obrazu. Odsuwa się, trochę nie wiedząc, co dalej, co teraz powinien zrobić, zaproponować, wdzięczny, że maska zakrywa całe zagubienie, które mogło odbić się na jego obliczu.
— Gotowe — informuje, jakby to nie była oczywista oczywistość — Wolisz się rozejrzeć, czy...? — tutaj wskazuje na talerze z łakociami. I tylko jedna myśl przebija się przez wir innych, ta, która przyspiesza bicia serca, która czerń źrenic zmniejsza do wielkości główki szpilki. Nie każ mi tańczyć Raikatsuji, ja się do tego nie nadaje.
@Raikatsuji Shiimaura
Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.
— Hime. . . Ja nie wiem, czy przez ten czas zapomniałeś, z kim na co dzień przychodzi mi pracować — zaczął powoli i spokojnie, oblizując swoje wargi — Jeżeli moi ludzie pierdolą robotę, którą im zleciłem, to tak. Jest to taka praca, gdzie muszę kurwić na pół sali. Przykro mi, ale nie pracuję w branży, gdzie uprzejmą prośbą i dobrym słowem dopnę swego. Przecież o tym wiesz, a może zdążyłeś zapomnieć? — skomentował niezwykle ozięble, ale też tak, by wypowiadane słowa były słyszalne wyłącznie w ich otoczeniu (psikus, niesłuszne oskarżenie o zdradę).
Z jednej strony nie mógł mu mieć tego za złe, że nie pomyślał o czymś takim. Z drugiej wzrosło mu ciśnienie na samą myśl o tym, że zaczął tą bezsensowną gadkę, nie wiedząc nawet co miała ona oznaczać. Miał do niego pretensje oto, że wykłócał się z kimś przez telefon z uwagi na pracę? Nawet jeżeli pracą to nie było, nadal nie rozumiał skąd wyniknęła jego reakcja, gdzie te 6 lat temu problemu oto nie miał. Mógł kłócić się z każdym, nawet z nieistniejącym bratem.
— Jak nie chcesz wiedzieć to na chuj pytasz — wycedził przez maskę, czując jak resztka dobrego nastroju dosłownie z niego ulatuje. Może po takiej przerwie nie było mądrym, aby zabierał go na jakiś bal, chcąc zacząć polepszać stosunki między nimi. Zacząć poznawać siebie na nowo. Nie spodziewał się chyba, że jeżeli zacznie go poznawać, to od najgorszej strony, której do tej pory nie miał okazji widzieć. Czy to przez niego właśnie taki się stał? Czy gdyby wrócił tuż po tym jak udało mu się uciec, Hime zachowywałby się dokładnie w taki sam sposób? Było to nurtujące pytanie, na które raczej nigdy nie zdoła poznać odpowiedzi. Miał jednak wrażenie, że niezależnie od tego, że jego zniknięcie nie było w pełni zależnie od Minoru, Hayami do końca życia będzie go za to obwiniać. Obwiniać za to, że został porwany, a kiedy udało mu się przeżyć katusze, które tam znosił, nie miał wystarczająco siły, aby wrócić.
— Rozumiem, że właśnie tak chcesz spędzić ten wieczór? — spytał w końcu, czując to spojrzenie na sobie. Czując to ukucie bólu w klatce piersiowej — Jeżeli nie chciałeś tu przychodzić, po co zgodziłeś się na wspólne wyjście? Żeby mi teraz wypierdalać wszystkie możliwe brudy? Na tym Ci właśnie zależy? — rzucił już wyraźnie zły, a tę złość potrafił wyrażać w sposób nieuprzejmy. Nie rozumiał, po prostu nie rozumiał dlaczego Hayami zaczął się przypierdalać do niego zupełnie bezpodstawnie. Nawet rzucona słomka do jego alkoholu nie sprawiła, że poczuł się lepiej. W zasadzie czuł się jak stłamszone gówno, tylko dlatego, ponieważ chciał go tu zabrać. Rozumiał, że to jest jego dalsza część pokuty, którą musi znosić?
— Wiem, dlatego spytałem Cię oto kurwa z troski — przyznał, choć te wyznanie nie należało do najprzyjemniejszych — Zresztą, nieważne jak to powiedziałeś — dodał równie nieprzyjaźnie. W zasadzie delikatny ból w klatce piersiowej, który rozrastał się z każdą chwilą spowodował, że swój alkohol wcisnął Hayami w dłoń, odchodząc od niego, by móc ochłonąć. A chciał go skomplementować, wspomnieć coś o tym, że napracował się i postarał się, aby stać się księciem tego balu. Nie minęło nawet dobry kwadrans, a on nie zdążył sypnąć mu trochę miłego słowa, z którym miał ochotę podzielić się tuż po tym jak alkohol zamieni z niego oschłego dupka w całkiem przyjemnego dżentelmena. Najwyraźniej będzie to znacznie trudniejsza do tego droga.
I może właśnie dopiero w chwili kiedy poszedł w głąb ludzi, przestając trzymać się ubocza przy jakimś filarze, mógł dostrzec pewien spektakl, który rozgrywał się na środku sali. W tym momencie nie wiedział, czy narastające uczucie złości było spowodowane po prostu gorszym nastrojem, a może samym faktem, że widział znienawidzoną Miyazaki w towarzystwie szaleńca. Wokół niej osoby, gdzie próbowały interweniować, a przy tym wszystkim brak ochrony, która dawno powinna zainteresować się Krwawymi Łowami. Ktoś do serca wziął sobie nazwę zabawy z rozgrywającej się aplikacji. Ale kto to był, skoro nienawidził ją tak samo mocno, co sam Yoshida? Zacisnął dłoń na rękojeści laski, bijąc się z myślami. Wrócić do wkurwiającego go Hayami'ego czy zaangażować się, by upewnić się, że jedyną osobą, która zabije Miyazaki będzie on sam?
@Hime Hayami
— Ja mieszkałem tu już wcześniej, więc tego nie oczekuję. Nie jestem bezpośrednio stąd, ale przeprowadziłem się tu z ojcem... jak byłem dzieckiem, więc nie musisz mnie przekonywać do Fukatsu — odpowiedział krótko, nie mając siły i ochoty rozwodzić się nad tym, jak bardzo jego dzieciństwo zmieniło się za sprawą tej decyzji. Może gdyby zostali w Norwegii, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Może byłoby prostsze.
Dodatkowo wizja tego, że miałby ktoś obcy go oprowadzać po mieście była dla niego nurtująca. Nie potrzebował tego, ponieważ Fukatsu doskonale znał. Również nie rozumiał dlaczego mężczyzna już po pierwszych chwilach znajomości deklarował takie obietnice, skoro i tak nie mógł z uwagi na pracę. Jednak ten temat odszedł na bok równie szybko co się pojawił.
— Niestety pomysłu brak — uśmiechnął się z uprzejmością, ponieważ rzeczywiście ciężko było mu to zgadywać. Nie znał tu nikogo, a na podstawie wymienionych kliku zdań, nie mógł określić, czy ktoś pasuje do profilu mordercy. Poza jedną, jedyną osobą, ale na niego nie mógł głosować.
— Zresztą, to i tak bez znaczenia, bo odpadłem już z rozgrywki — westchnął smutno, czując to jak napracował się nad podobizną, a jak szybko ludzie go wykasowali. Nigdy nie był dobry w tego typu zabawach, więc może to i lepiej.
Dalsza część zabawy przestała mieć znaczenie, w momencie kiedy prawdziwy horror zaczął rozgrywać się pośród par, które pojawiły się na tegorocznym balu. Słowa do niego nie docierały, ani te od Nakamury, ani jakiekolwiek inne. Głucho wszędzie, cicho wszędzie... jedynie makabryczność obrazu docierała do jego zmysłów, wywołując u niego odruchy traumy. Potwory z przeszłości pragnęły go dopaść, a on nie mógł uwolnić się z paraliżu, w który go chwyciły.
Hej. Wszystko okej.
Słowa te, choć niezwykle kojące, odbijały się echem od umysłu mężczyzny, starając się walczyć ze swoimi lękami. Uczucie to było nie do opisania, nie rozumiał też do końca dlaczego musiał zareagować w ten sposób. Starając się wyrwać z tego upiornego transu, dopiero znajomy i silny mu dotyk uwalnia go z sideł bezsilności, powoli i miarowo odzyskując czucie nie tylko w nogach, ale i na całym ciele. Nie wiedział, w którym momencie szklanka trzymana w dłoni wyślizgnęła mu się z ręki, rozbijając ją w drobny mak. To było przed czy po przyjściu Keita?
Nie odzywał się, przytakując jedynie ostatnim słowom, które tym udało się przebić przez silną powłokę strachu. Odsunął się, na jeden krok i mimo tego, że mrowiące uczucie jasno sugerowało, że mógł ruszyć się z miejsca, czuł że jego nogi były jak z waty. Wątłe i niechcące współpracować.
— Nie dam rady — wykrztusił z siebie, odruchowo łapiąc mężczyznę mocniej za dłoń, prawdopodobnie przelewając w ten sposób swój cały lęk, który gromadził się w nim przez tę krótką chwilę — Nie jestem w stanie się ruszyć — dodaje po złapaniu dwóch, może trzech panicznych oddechów, starając się odnaleźć w tej niekomfortowej dla niego sytuacji. Spojrzenia nie odwrócił od przedstawienia niezwykle dla niego brutalnego. Nie był w stanie opuścić Miyazaki, którą znał, a której działa się krzywda, mimo że faktycznie przy niej w ogóle nie był.
— Ja nie mogę się ruszyć, Keita. Nie zostawiaj mnie teraz — odzywa się nagle i pod wpływem emocji, bojąc się zostać z tym sam. Nawet jeśli mężczyzna przy nim był i starał się już mu pomóc, tak Ivar najwyraźniej potrzebował pewnej deklaracji, przez którą może poczuje się pewniej — Proszę, nie idź nigdzie, nie idź tam — dodaje, odblokowując w sobie zalążek troski oraz świadomości, gdzie mężczyzna chciałby załatwić to po swojemu. Zapomniawszy o tym, że sprawy chciał zostawić ochronie, uczucie strachu całkowicie zaczęło przez niego przemawiać — Proszę, Keita. Nie możesz tam iść. Nie mogę Cię stracić. Nie może stać się Tobie krzywda — majaczy nie do końca świadom wypowiadanych słów, łapiąc się za głowę, czując jak to go wszystko przerasta (psikus, okazywanie komuś uczuć. Czuje jak ból w skroni rozprzestrzenia się błyskawicznie, a on walcząc z bezsilnością, nie był w stanie nic zrobić. Zupełnie nic.
@Keita Gotō
Gotō Keita ubóstwia ten post.
Zatrzymała się w półkroku, dostrzegając coś bardzo znajomego w sylwetce, którą mijała niedaleko. Powinna była posłuchać intuicji, która pisnęła zaalarmowana. Zamiast tego, ciemne spojrzenie odwróciła w stronę twarzy - jeszcze przez chwilę zajętej rozmową., czy też śledzącą rozgrywającą się scenę. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy rozpoznała jasny błysk złota w oczach, które przecież znała. I kiedyś były jej tak bliskie. Bliższe, niż mogła się spodziewać. Nie powinny były robić na niej wrażenia. Było inaczej.
Zamarła sparaliżowana, słysząc jak kolejny dziś raz serce rozwija prędkość w gonitwie uderzeń. Tym razem jednak źródło mieszało się z chaosem tak wielu wrażeń, że robiło jej się słabo. I zimno. I gorąco, a żołądek wywrócił się w pętli zacisku. Nie. Nie. Nie tutaj. Nie teraz. Nie przy nim. On jeden z całego tłumu przecież wiedział. A całe lata milczenia upewniały ją, że musiał czuć to samo obrzydzenie do niej, jakie czuła do siebie. Czuła jak macki bólu oplatają skronie, jak zaciskają się. Niepokój wibrował, potęgując impuls, który wyprostował sylwetkę niby napiętą w skrzypcach strunę. Jak zaczarowana, stała nieruchomo, wpatrzona w jedną postać i chociaż ciało wyło, by się ruszyła, trwała w pozycji, niemal idealnie oddając wizję przebrania - upiora w bieli poszarpanej sukienki. Czy czas się zatrzymał? - Enma - czerwieniejące wargi poruszyły się z imieniem, które popłynęło ciszej, niż szept. I wystarczył ten jeden moment, a błysk złotych źrenic spotkał się z jej własnym. Czy ją widział? Czas przyspieszył. Jak oparzona, odwróciła się, by w kolejnej sekundzie przeciskać się pomiędzy tłumem. Nie była nawet pewna, gdzie dokładnie. Ignorowała tańczące głosy i nieustający, drażniący wszystkie zmysły szum, a może nawet swoje imię, które zadźwięczało w jej uszach. Nie była tylko pewna, czy usłyszała je, czy rozpaczliwie próbowała uciszyć sama we własnej głowie, głosy które drwiły.
Uporczywie ignorowała myśl, że postępowała głupio. Ale lęk dodawał skrzydeł, popychając ją dalej i dalej, w końcu dobijając najpierw chropowatej ściany, potem w panice zatrzymując się przy zamkniętym wyjściu - rozglądając się - za schronieniem. Potrzebowała uspokoić dudniącą w uszach krew, wycierając z bladych od makijażu, choć zaczerwienionych od emocji lic, tych kilka - równie głupich i dramatycznych jak jej zachowanie - łez. Wzięła głęboki oddech. Tłum pozwalał na anonimowość i jedna dodatkowa persona plącząca się przy ścianie - nie robiła różnicy. Prawie.
@Seiwa-Genji Enma
edit: @Hasegawa Jirō
Otworzył najpierw usta, by wyjaśnić swe intencje, a ten dalej, i dalej, nóż wpychał w i tak głęboką ranę, zmuszając go ciszy. To, w jaki sposób wypowiadał się o mężczyźnie z Tsunami nie było wyrazem jakiejkolwiek formy wyrzutów w stronę inną, niż jego. Nie było też rzeczą, o której mówiło mu się łatwo, gdy tak na dobrą sprawę został potraktowany w najwyższej formie nieposzanowania, niszcząc i tak kruchą pewność siebie. Zęby zacisnęły się na dolnej wardze, gdy broda drgnęła nerwowo. Nie chciał płakać. Nie miał trzech lat. Nie przy nim, jeszcze nie teraz, gdy ostatnio dał mu wystarczający pokaz swoich możliwości.
Ręce ciasno zacisnęły się dookoła ramion. Nie na to liczył, a tym bardziej nie tego potrzebował. Tej samozwańczej troski, rzucania kurwami. Odrobiny zrozumienia, głupiego "opowiesz mi o tym, gdy będziesz gotowy". Bo może i kiedyś chciałby, tak jak i sam nie naciskał na Yoshidę, by przytrzymać go siłą, zmusić do tego, by mówił, gdzie ten również gotów nie był. Albo wszystko, albo nic. Przecież to nie tak ma wyglądać.
Nie odezwał się do momentu, w którym ten go zostawił, samego, znowu, gdy zabolało najbardziej. Odwrócił spojrzenie w bok, z dala od otaczających go twarzy, by odbijająca się na skórze łza zniknęła w miękkich falbanach rękawa satynowej koszuli. Musiał odetchnąć, kompletnie zbombardowany jego słowami, gdy te odbijały się jeszcze echem.
Może to lepiej, że został sam. Na kilka długich minut, w trakcie których zniknął drink jeden, dwie kolejne lampki szampana. Nie potrafił się uspokoić, ludzi dookoła było zbyt dużo, by mógł to w swoim tempie przetrawić. Kilka głębokich, wyraźnie roztrzęsionych oddechów nie przyniosło oczekiwanego efektu.
Ruszył w końcu, gdy alkohol zadziałał w stronę, w kierunku której podążył mężczyzna. Modlił się, że i on zdążył ochłonąć, może i zdać sobie sprawę z tego, że sposób, w którym z nim przed chwilą rozmawiał wcale nie był lepszy. Wypatrzył go, na szczęście, charakterystyczną maskę, zapatrzonego na coś innego. Nawet nie spojrzał w jego stronę, nie sprawdzał, czy przyjdzie...
Kolejny głęboki oddech. Krucha ściana, która za zadanie oddzielać miała zewnętrzne bodźce od tego, co działo się w środku zadrżała w posadach, ale nie pierdolnęła jeszcze całkiem. Choć było blisko.
— Yoshida, ja... poczekaj — złapał go za nadgarstek, jeśli ten zdecydował się jednak ruszyć w stronę zamieszania, które Hayamiego w ogóle nie zainteresowało. Miał coś, ba, kogoś ważniejszego na głowie — N-nie o to mi chodziło, naprawdę, nie denerwuj się na mnie — znów to samo spojrzenie. Wielkie, przestraszone i szkliste. Nadal trzymał go za dłoń, nie zamierzał też puścić.
— Nie chcę psuć tego wieczoru, proszę, ja naprawdę... naprawdę nie to miałem na myśli — przełknął ciężko ślinę, oczy wbijając tam, gdzie zdawać się mogło były źrenice Minoru — Przepraszam.
@Minoru Yoshida
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside