Restauracja Parallel 37
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sro 23 Lis 2022 - 17:20
Restauracja Parallel 37


Znajdująca się na ostatnim piętrze, właśnie trzydziestym siódmym, jednego z wieżowców w samym sercu miasta, restauracja jest silnie stylizowana na styl europejski i właśnie takie dania są tutaj podawane. W zależności od miesiąca, lokal może pochwalić się różnorodną i zagraniczną ofertą od kuchni śródziemnomorskich po francuskie. Wielokrotnie zapraszani do Japonii mistrzowie świata w swoim fachu, serwują w tym miejscu dania najwyższej klasy.
Restauracja wymaga rezerwacji z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a nawet kiedy już uda zdobyć się miejsce, ceny niejednego przeciętnego mieszkańca Fukkatsu mogłyby przyprawić o silne migreny i utratę całego apetytu. A jednak miejsce zdaje się cieszyć popularnością wśród wysoko postawionej kadry profesorskiej, lekarzy, prawników czy wojskowych, którzy mieszkają w samym Fukkatsu bądź i jego okolicach, a którzy zarabiają wystarczająco dużo, aby cieszyć się elegancką atmosferą restauracji.

Haraedo
Kitamuro Eri

Sro 23 Lis 2022 - 17:20
18.11

Wypalała powoli papierosa, sprawdzając ponownie swój telefon czy podała właściwe dane rezerwacji zaproszonym przez siebie gościom. Nie była ogromną fanką wypominania własnego wieku, czy wieku innym - ale nigdy nie mogła się powstrzymać przed samym podjęciem celebracji. Lubiła wyjścia, lubiła wypić nieco dobrego alkoholu czy dobrze zjeść, ale również lubiła rozmawiać z ludźmi i swoimi przyjaciółmi, nawet jeśli jej praca nie zawsze pozwalała na podobne spotkania.
Może to było już kwestią wieku więc, że kiedy się spotykali to szukali innych doświadczeń niż picie w barze?
A może to była po prostu jej przyjemność? Próba zapomnienia, że nie miała już z kim świętować mijających lat? Nigdy nie myślała o ponownym zamążpójściu - ze względu na pracę, ze względu na tęsknotę. Może po prostu nie chciała być sama tego dnia? A może szukała pretekstu do tego, aby ubrać się pięknie, bo w końcu nie  stawała się wcale młodsza.
W pierwszej chwili jej kreacja zdawała się być czarną sukienką na spelcionych, cienkich ramiączkach i z obwitym dekoltem. Prędko jednak można było dostrzec, że czarny materiał był niczym innym jak kombinezonym, a który została narzucona czerwona pół-peleryna, przysłaniająca jej lewe ramię. Trudno było dostrzec w tej chwili, że nie posiadała ręki, za to z pewnością idealnie była wyeksponowana rozległość jej blizn, zachodzących jeszcze dalej na lewe ramię. Złote dotatki w pasie, spinającym pelerynę czy naszyjnik miały dodać tylko odrobinę blasku, nie przykuwać aż nadto uwagi. Czarne i proste szpilki dodawały jej około dziesięciu centymetrów wzrostu. Dodatkowo z jej ramienia zwisała niewielka, czarna torebka, w której na styk mieściły się nie tylko dokumenty, telefon i karta, ale również jej wysłużony pistolet. Nie ufała swojemu szczęściu, nie miała pewności czy znów, korzystając z jej nieuwagi, coś nie spróbuje zasadzić się na życie jej i jej bliskich, z którymi zdecyduje się spędzić wieczór. Nie chciała ryzykować, wypierając zupełnie, że miało to swój zalążek w niefortunnym wypadku, w którym straciła rękę. Rzadko rozstawała się z bronią, kiedy udało się jej wstąpić do Tsunami. W końcu nie mogła mieć pewności, że znudzone yokai nie obierze ich za cel.
Wjechała na ostatnie piętro windą, podając swoje nazwisko przy wejściu do restauracji, a później pozwoliła się prowadzić do dużego na osiem osób stołu. Nie zaprosiła tyle, ale zachęciła również swoich gości do zaproszenia osoby towarzyszącej. O ile wiedziała, że państwo Nakajima zjawią się razem, nie chciała aby Haru czuł się wyobcowany - a do tego w końcu mogła to być dobra okazja, aby zaprosił kogoś, kim był zauroczony? Okazja na wizytę w takiej restauracji w końcu nie często się zdarzała.
Nie była co prawda pewna czy jej towarzysz z balu Halloweenowego zdecyduje się na zaproszenie kogoś, ale nie przejmowała się tym za bardzo. Duży stół miał to do siebie, że nie było potrzeba ścisku. A to byłoby jeszcze gorsze od spędzenia urodzin samotnie.
- Och, moja droga! Wyglądasz niesamowicie! - zaśmiała się w głos, nie zrażona twardym brzmieniem swojego głosu, kiedy tylko na horyzoncie dostrzegła swoich pierwszych gości. Wstała z uśmiechem, witając się pierw z matką Haru, z którą najbardziej się w końcu przyjaźniła. Następnie przyszedł moment na głowę rodziny Nakajima. Pamiętała jeszcze początki kariery komendanta, kiedy zresztą sama starała się dostać w szeregi policji. Nie tęskniła za tamtym budynkiem, tamtymi czasami.
Może odrobinę za posiadaniem dwóch rąk.
- Haru, mój drogi, jak się czujesz? Cieszę się, że się zajwiłeś - powiedziała z uśmiechem do chłopca. Nie siliła się na bycie aż tak dokładnie zrozumiałą - tym bardziej, że dzisiejszego dnia czuła jak jej krtań odmawiała nieco posłuszeństwa. A chłopiec wiedział przecież, w jaki sposób mówiła i że czasem, sprawiało jej trudności wydobycie czystego głosu.
Przyjrzała się mu jednak nieco uważniej, szczerze zmartwiona stanem studenta. W końcu sama wiedziała jak niektóre wypadku wpływają na ludzi - jak trudno jest przejść od nich do normalności. Przyzwyczaić się, zaakceptować to co miało miejsce, jeśli w ogóle można było to wszystko przyjąć za nową rzeczywistość.
Zaraz po tym zwróciła się w stronę towarzyszki chłopca. Oh, czyżby to była jego dziewczyna? Nie mogła jej odmówić uroku, ale również cieszyła się z zaprezentowanej dawki gustu Haru. Będzie wiedziała, na kogo zwracać uwagę w przyszłości. - Kitamuro Eri, mam nadzieję, że dobrze z nami dzisiaj spędzisz czas. Proszę rozsiądź się i rozgość się, zapraszam - zachęciła, ale zanim sama zajęła swoje miejsce, dostrzegła już kątem oka zbliżającego się Varmusa. Nie siadała z powrotem, pierw chcąc ich przywitać. Tym bardziej, że widok chłopaka u boku, nieco ją zaskoczył.
Przesunęła wzrokiem po młodym, po tym posyłając Randiemu spojrzenie, unosząc delikatnie brew, a później uśmiechając się niewinnie. Nie spodziewałaby się takiej osoby towarzyszącej, nie żeby miała coś przeciwko.
- Dobrze cię widzieć Randy, nic tylko wyprzystojniałeś po balu halloweenowym - zaśmiała się krótko, a po tym przesunęła wzrok na chłopca. - Kitamuro Eri, miło mi cię dzisiaj gościć. Pięknie wyglądasz dzisiaj, naprawdę. Proszę, nie krępuj się, usiądź gdzie tylko czujesz się komfortowo. Mam - przedstawiła się znów, nieco bardziej oficjalnie jak miała w zwyczaju przy poznawianiu nowych osób. Choć musiało to zależeć zupełnie od sytuacji. W końcu czy była tak kulturalna przy Randim? A może u niego zadecydowała kwestia innego pochodzenia? Może wtedy nie wysilała się aż tak na spełnienie japońskich norm społecznych?
Zasiedli w końcu wszyscy do obszernego stołu, spędzając również dłuższą chwilę na przedstawieniu się. Szczególnie towarzystwo, które w pewnym sensie mogło się nie znać. O ile wiedziała doskonale, że negocjator znał rodzinę Nakajima, tak panna towarzysząca Haru czy młody mężczyzna w towarzystwie Varmusa, nie byli już osobami tak dobrze znajomymi pozostałym.
Po krótkim czasie, kelner przyszedł nie tylko się im przedstawić, ale również podać dzisiejsze menu i dowiedzieć się o to, czego mieli ochotę się dzisiaj napić, aby mógł zaserwować im napoje.
- Oh, na pewno chcę skosztować waszego polecanego czerwonego wina. Proszę mnie zaskoczyć - powiedziała z uśmiechem, pozwalając również i gościom wyrazić to, na co dzisiaj mieli ochotę. W końcu była gospodarzem, a wtedy zawsze zależało jej najbardziej na tym, aby ci czuli się komfortowo. - Dobrze wiedzieć, że zdobywasz dużo znajomości, będąc w Japonii. Brakuje ci czegoś tutaj? A może tęskniłbyś w Kanadzie za czymś z Japonii?

| strój Eri.

@Nakajima Haru  @Randolph Éric Varmus  @Hattori Heizō  @Raikatsuji Shiimaura


Restauracja Parallel 37 P2Y5Skr
Kitamuro Eri
Nakajima Haru

Czw 24 Lis 2022 - 0:47
Wyobraża sobie, że są ciężarem na zmęczonych powiekach, gdy z trudem otwiera oczy. Głośnym westchnieniem uwięzionym przez pobladłe wargi, zaciśnięte w swym uporze w wąską linię. Że są jak ta mgła z poematu Sary Teasdale, co otula umysł nieskończoną przestrzenią między jawą a snem, zacierając cienką granicę rzeczywistości. Szumem w tle nieprzerwanym, ciepłym oddechem na sztywnym z napięcia karku. Szepty. Szepty, co wchodzą podstępnie do głowy. Próbują siłą werżnąć się w jasną skórę, wniknąć w karmin krwi, przegryźć się przez barierę kości, by móc w końcu zagnieździć się w szpiku kości. I jak choroba rozprzestrzeniają się po całym układzie nerwowym, nieprzyjemnym łaskotaniem nie dając o sobie zapomnieć, podnoszą temperaturę ciała, płuca ściskają boleśnie, nie zezwalając na głębszy wdech. Więżą duszę między prętami szkieletu, wywołując klaustrofobię na całym obszarze ciała. Wraz z nimi są i cienie, co pląsają przewrotnie na ledwie skraju kącika oka nieuchwytne, dopóty nie odważy się spojrzeć w ich stronę otwarcie (nigdy tego nie robi). Zdają się być nieodłącznym elementem otoczenia, czymś niemal normalnym w swej makabryczności, swoistą iskrą szaleństwa cierpliwie czekającą, by przemienić się w rozszalałą pożogę. I nie wie, nie jest tak do końca pewny, w którym momencie postradał zmysły, kiedy ich nagły brak uznał za coś obcego, dziwnego, wręcz niekomfortowego. Nawet teraz, stojąc przed lustrem w skąpanej w półmroku łazience pełnej marmurów oraz pozłacanych wykończeń, nie potrafi powstrzymać dreszczy przebiegających wzdłuż kręgosłupa, wprawiających dłonie w mimowolne drżenie. I patrzy, choć nie widzi. Unika spoglądania na własne oblicze; na wściekle różowe blizny, wypukłe jakby pod ich powierzchnią czaiły się setki wijących się larw gotowych wydrzeć się na wolność, przecinające twarz; na osiadłe na długich rzęsach krople zimnej wody, na wilgotne kosmyki włosów przylegające do skroni. Wypatruje za to ruchu, nieznacznego drgnięcia, uśmiechu zakrwawionych zębów i wypływającej gałki ocznej. Lecz jedyne co go wita, to bezruch własnej sylwetki oraz cisza. Świdrująca, podnosząca włoski na karku, tak nienaturalna odkąd tylko pojawił się w domu rodzinnym w sennej dzielnicy Asakura. Chyba powinien czuć ulgę, a zamiast tego ma ochotę schować się we własnych dłoniach i roześmiać się niemal histerycznie. Głupi, głupi popsuty Haru, który nie potrafi odnaleźć się w świecie ludzi całkowicie zdrowych. Czy można być bardziej żałosnym? Zna odpowiedź, lecz nim myśl gorzka, lepka, na wskroś podła zdoła się uformować, tak delikatne pukanie wybudza go z transu, przez co ręką w zaskoczeniu strąca buteleczkę pełną jego przyjaciół (czerwony, niebieski, biały, czerwony, niebieski, biały).
— Haru? Haru skarbie pospiesz się — w melodyjnym głosie matki wybrzmiewa słabo zamaskowane zmartwienie, troska, która nie opuszcza jej tonu, odkąd tylko wyszedł ze szpitala. I nienawidzi się za to, że nienawidzi tego, jak zwraca się do niego jego własna rodzicielka. Ha. Jednak można być bardziej żałosnym. Wydaje z siebie dźwięk — równie durne gardło odmawia współpracy — potwierdzający, że słyszy, że zamierza przyspieszyć swoje ruchy. Nim zbierze opakowanie leków, nakłada na twarz opatrunek zasłaniający całą część prawego policzka, wiedząc, że nie wygra wojny o maseczkę stając w szranki ze smutnym wzrokiem Saori Nakajimy. Chronić się może jedynie przez oddychający bandaż zasłaniający blizny, opaskę na to gorsze oko z kolei wsuwa do tylnej kieszeni czarnych spodni od garnituru, wierząc, że odrobina bólu w mętniejącej czerwieni tęczówki jest warta wdzięcznego uśmiechu na ustach kobiety. Zależało jej na tym wyjściu, na wspólnej celebracji, na utwierdzeniu się w przekonaniu, że przecież wszystko było w porządku. I chociaż nie miał o sobie najlepszego zdania, tak nie zamierzał być skończonym draniem, żeby jej to odbierać. Otwierając drzwi, dostrzega kobietę wyglądającą na o wiele młodszą, niż wskazuje to jej wiek, próbującą założyć ulubioną parę diamentowych kolczyków i jednocześnie instruującą swojego męża, gdzie może znaleźć pasujące do jej biżuterii mankiety do koszuli. A kiedy go zauważa, jej śliczna twarz cała promienieje, a czułe ramiona sięgają w jego stronę opiekuńczo i Haru znowu czuje się nieswojo, jakby wypadek, o którym nikt stara się już nie wspominać, postawił między nimi niewidzialną barierę, której nie ma nawet odwagi zburzyć. Sztywniejąc, pozwala się objąć, wzdryga się lekko, kiedy wypielęgnowana ręka zaczesuje do tyłu krucze kosmyki.
— Wyglądasz bardzo przystojnie — chwali go i chłopak zagryza język niemal do krwi, żeby tylko nie powiedzieć jej, że w zasadzie, to wygląda jak palant. Nie może jej zranić, nie potrafi i wszystko w nim krzyczy, że teraz jest w stanie czynić tylko to. Psuć, niszczyć, łamać wszystko dookoła tak, żeby było równie zepsute, jak on. Więc Haru milczy, ale to dobrze, bo w milczeniu jest coraz lepszy. Chwilę niezręczności przerywa dzwonek, pani Nakajima odwraca się w stronę drzwi wejściowych do rezydencji, otrzepując przy tym ramiona chłopaka z nieistniejącego kurzu — Wpuść proszę naszego gościa, pani Michiko przygotowuje jeszcze prezent dla twojej cioci w salonie. Zaraz z twoim ojcem przyjdziemy — mówiąc to, z niemożliwą wręcz energią dla tak drobnego ciała, kieruje się w stronę sypialni i czerwonooki może tylko bezradnie zerknąć na krzątającą się gosposię, nim powlecze się do przedpokoju, marszcząc lekko brwi. Był pewny, że Randolph zadeklarował się, że zabierze ze sobą Heizō. Nastąpiła nagła zmiana planów? Bez zastanowienia przekręca zamek, zamaszystym ruchem otwierając drzwi i nie poświęci nawet spojrzenia, nim otworzy usta. To jego pierwszy błąd.
— A mówią, że Kanadyjczycy znajdą się na orientacji przes...  — urywa w pół słowa, zastygając jak zając w świetle reflektorów. Bo postać w wejściu nie jest rosła, w ślepiach nie goszczą odłamki bursztynu, na Buddę, to nawet nie jest mężczyzna! Sylwetka jest smuklejsza, drobna, chuda, w jakiś sposób delikatna, gdy zaskoczony umysł istniał w przeświadczeniu, że napotka kogoś znacznie solidniejszych rozmiarów. I coś się w nim przebudza, przekręca we wnętrzu, ostrzegając, nawołując do zwiększenia czujności, bo...
— Rai...Raikatsuji? — zmieszanie objawia się w jeszcze niższym, niemal wibrującym głosie, gdyby bardziej zaczytywał się w dziewczęcą literaturę, mógłby niemal uznać go za warkliwy. Wzrok mimowolnie ślizga się po krzywiznach ciała dziewczyny, od gładkich hebanowych pukli, po biel sukienki wyglądającej spomiędzy połów płaszcza i chyba robi mu się nagle jakoś tak słabo, żołądek już mości się na podniebieniu kwaskowatością żółci, bo ten sam odcień bieli — najwyraźniej biel ma odcienie, tak twierdziła pani Nakajima i między Bogami a prawdą, nikt nie był na tyle pozbawiony zdrowego rozsądku, żeby się z nią kłócić — widniał na jego krawacie między czernią pasów. To był jego drugi błąd, kiedy nie zwracał uwagi, jakie dodatki dobierała mu matka, gdy zrezygnowany pozwalał się ubierać jak ta lalka naturalnych rozmiarów — Co ty...
— Maura-chan! W końcu jesteś! — świergot obije się o jego uszy, nim Saori skróci dystans między nią a zgromadzoną przy wejściu parą. Kobieta przytula do siebie dziewczynę, łapiąc zaraz jej dłonie w swoje własne — Tak się cieszę, że trafiłaś! Haru na pewno też się cieszy! Robi się teraz coraz ciemniej o tej porze, a tak śliczne panny nie powinny być same — nie przestaje mówić, wypuszczając w końcu studentkę ze swych szponów, by móc wdzięcznie przyjąć pomoc pana Nakajimy przy zakładaniu beżowego płaszcza z najnowszej kolekcji jakiejś drogiej marki — Powinniśmy się zbierać, nie możemy pozwolić solenizantce czekać — oświadcza, nie oczekując żadnego sprzeciwu, tylko jej syn chyba się zawiesił. Ba, w jakiś pokręcony sposób sądzi, że oto przed nim wyskakują okienka z napisem error.exe, system przestał działać. Do rzeczywistości przywołuje go mocny uścisk na ramieniu, Masashi nauczony doświadczeniem wydaje mu się niemo przekazywać, żeby nie zadawał pytań, tylko zaakceptował to, co się dzieje — Saori była zbyt nieposkromioną siłą, żeby nagle męska część rodu Nakajima podważała jej decyzje. Ach, powinien się też wyprostować, w towarzystwie nie wypada się garbić. Nie wyda z siebie na powitanie żadnego słowa, w swoistym osłupieniu nie zauważy, jak sam nakłada okrycie wierzchnie podawane przez gospodynie, ani jak użycza ramienia swojej niespodziewanej towarzyszce — kiedy jego matka zdołała ją zaprosić? Kiedy jego ojciec postanowił sprawdzić, z kim pojawił się na balu i zdobyć do niej kontakt? — żeby pomóc jej dotrzeć bezproblemowego do srebrnego SUVa, gdzie otwiera przed nią drzwi. Mózg na nowo zaczyna pracować w momencie, kiedy wszystkie pasy są zapięte, a wzrok mimowolnie błąka się poprzez przyciemniane szyby.
Co...  — nie zdąży z siebie wyrzucić nic więcej, pani Nakajima siedząca z przodu przerywa mu zbyt szybko, zbyt śpiewnie.
— Nie bądź niegrzeczny, ważne wydarzenia powinno się spędzać z ważnymi osobami, twoja przyjaciółka w swojej uprzejmości zgodziła się nam towarzyszyć — kiedy pada zwrot przyjaciółka, zna znaczenie każdej sylaby przezeń wybrzmiewającej i robi mu się duszno, niedobrze, dziwnie, bo nie rozumie, dlaczego taki chaos wywołuje osoba zajmujące miejsce tuż obok. Może to sen, myśli z nadzieją, licząc nerwowo wszystkie palce, w panice łapie szyldy mijanych świątyń. Dziesięć. Znaki też układają się w sensowne zdania. Kurwa mać.
Na miejscu zjawiają się całkiem szybko, komendant zna Fukkatsu jak własną kieszeń, więc obiera najlepszą trasę tak, żeby się nie spóźnili. Jego syn wciąż niemożliwie zagubiony, bez słowa zakłada okulary przeciwsłoneczne — nie pytaj Shiimaura, nie pytaj, światła centrum bolą, wrzeszczą na niego kłującym pulsowaniem i bielą iskier tańczących na obrzeżach mętnej, czerwonej tęczówki — i ponownie otwiera przed dziewczyną drzwi. Najchętniej skuliłby się w sobie, stał się równie mały, jak się czuje, ale pan Nakajima patrzy nań surowo, nie pozwalając na to, żeby stracił w jakikolwiek sposób twarz. To ma być przyjemne wyjście, dla jego mamy, dla Kitamuro i jeśli los będzie wystarczająco łaskawy, również dla Rai. Przygryza więc dolną wargę, prowadząc partnerkę — kiedy ciepło jej ciała stało się mu znajome? — do windy, a następnie przez salę. Spina się chyba mocniej, kiedy zauważa ciotkę, którą Saori wita perlistym śmiechem i pocałunkami w oba policzki.
— A jednak to ty lśnisz dziś najmocniej — chwali swoją przyjaciółkę, nim złoży jej najszczersze życzenia przekazując pięknie ozdobione pudełko z prezentem i skarci przy okazji swojego męża prychnięciem, bo ten wita się z Eri męskim uściskiem ręki oraz mruknięciem `a jednak przetrwałaś kolejny rok` cokolwiek to miało znaczyć. Kiedy przychodzi kolej na Haru, ten głośno przełyka ślinę ściągając okulary, wierząc naiwnie, że może początek nie będzie taki zły.
— Dobrze. Wszystkiego najlepszego — wyrzuca z siebie, gotowy umknąć, kiedy tylko zainteresowanie starszej kobiety przeniesie się z ich pary na kogoś innego. Ratunek na szczęście nadciąga, Varmus razem z Hattorim również się zjawiają, dzięki czemu młodszy Nakajima może się wycofać.
— Nie wykonuj przy niej gwałtownych ruchów, jeśli nie chcesz zwrócić na siebie uwagi — szepce do ucha Shiimaury, pochylając się tak, by tylko ona usłyszała to, co mówi. Nie musi się jednak martwić, jego matka nagłym potokiem słów jest w stanie zagłuszyć każdy szept.
— Hei-chan, kochanie! Spójrz tylko na siebie — mruczy, odsuwając chłopaka na długość szczupłych ramion po tym, jak wyściskała go za wszystkie czasy — Stajesz się coraz to przystojniejszy! I chudszy, skarbie, czy ty się dobrze odżywiasz? Wiem, że ciężko pracujesz, ale doprawdy... — mówiąc to, odgarnia z czoła Heizō kosmyk włosów czule, mamrocząc pod nosem wszystkie te matczyne uwagi oraz troski, zanim powita Randolpha pocałunkiem w policzek — Och, być tak o kilka lat młodszą — wzdycha rozbawiona, chichocząc zaraz, bo chrząknięcie pana Nakajimy odsuwającego jej krzesło jest nazbyt wymowne. Nastąpił koniec powitań i spoufalania się, czas rozpocząć kolację.

| strój - kamizelka jest czarna, podobnie jak spodnie. Krawat też, ale dla odmiany jest w pionowe białe paski. Marynarka też jest do zestawu. Generalnie wszystko jest fancy. Mięśnie to taki spoiler, po tym, jak przypakuje w Shingetsu.

@Raikatsuji Shiimaura @ @Kitamuro Eri @ @Randolph Éric Varmus @ @Hattori Heizō
Nakajima Haru

Raikatsuji Shiimaura and Randolph Éric Varmus szaleją za tym postem.

Randolph Éric Varmus

Czw 24 Lis 2022 - 12:45
Język przejechał po spierzchniętych wargach, kiedy gardło starało się pokonać suchą pustkę, piaskową gulę, która zalegała w krtani. Chrapał? Jeżeli chrapał... to znaczy, że zasnął. Kark ścierpnięty, łącząc się z paskudnym bólem pleców, jakby ktoś przez kilka godzin łamał go na kole.
    Nienienienie.
    Pierwsza myśl — gdzie jestem; dlaczego w salonie i dlaczego mam na sobie tylko garniturowe spodnie i jedną skarpetkę. Druga myśl przyszła wolniej, ociągając się przez świadomość, że po ludzku zjebał. Ciało mężczyzny zerwało się gwałtownie z kanapy, odnajdując zegarek, który leżał na krawędzi miękkiej sofy. Jeszcze jest czas. Dla bezpieczeństwa, bo kanapa okazała się zdradliwa, Varmus dokończył ubieranie się na stojąco, niedbale przerzucając przez kark bordowy krawat, poprawiając kołnierz białej koszuli, przez dłuższą chwilę walcząc z jej guzikami, kolejno staczając jeszcze większą batalię z małymi guziczkami przeklętej kamizelki. Jeżeli nie zacznie funkcjonować normalnie, pewnego dnia zaśnie za kierownicą i skończy jak Rus.
    Zbiegając w nerwowym truchcie po schodach, echo kroków rozbijało się po cichej klatce, jakby nigdy nikt nie mieszkał w tym budynku; akurat dzisiaj, kiedy normalnie sąsiedzi przerzucali się najnowszymi plotkami, a stare baby szarpały za pootwierane okna w korytarzach z wyrzutem, że mają być zamknięte. Ludzie przecież nie potrzebują świeżego powietrza. To bardzo logiczne. Teraz jednak przez grobową ciszę Varmus odnosił wrażenie, że poza uderzeniami obuwia o schody, słyszał też dudnienie spanikowanego serca. Uspokajając nieznacznie kołotaninę w głowie, starajac się nie zabić zeskakując ze schodka na schodek, zatrzymał się na raz przed drzwiami Hattoriego, waląc w nie dwukrotnie pięścią. - Heizo! Masz siedem minut jeszcze! Czekam w samochodzie! - Odezwał się głośno; starając się nie krzyczeć, a po prostu brzmieć donośniej, ale czort jeden wie, czy przypadkiem nie wydarł się, jakby miał zaraz do niego wpaść z grupą antyterrorystyczną za plecami. Lewą dłonią cały czas majstrował przy krawacie, dociągając go pod szyję, chociaż ten jak na złość wił się między palcami jak piskorz. Bordowy płaszcz, chociaż leżał już na ramionach, przykrywając szarą marynarkę, to jakoś tak dziwnie odstawał na jednym ramieniu, drugim zjeżdżając bardziej w dół. Nie zostało im dużo czasu, a Varmus nienawidził się spóźniać. Każda minuta po założonym czasie to jak strzał w twarz. Kamyk w bucie, który później cały wieczór by go uwierał i nie pozwalał skupić się na rozmowach, a Ran będzie tylko wracał jak maniak do faktu, że przyjechali z rozmachem jak gwiazdy, na które trzeba czekać. Jeszcze co jak co, ale na urodzinach Eri miała być cała familia Haru. Najważniejsze — ojciec młodego. Szef. Komendant.
    Ran nawet nie usłyszał, że jedne z drzwi uchylają się delikatnie w rytm chrzęstu przesuwanej metalowej zasuwy na łańcuszku, kiedy ruszył ponownie w dół schodów. Bieg jednak nie trwał długo, bo w połowie trzeciego piętra przez myśl Kanadyjczyka przebiła się bolesna iskra — zapomniał. Zapomniał o najważniejszej rzeczy. Prezencie. Gwałtownie ujął w dłoń balustradę, aby nie zjechać z ostatniego stopnia i z nerwowym westchnięciem oraz zaciśnięciem szczęk, zaczął odliczać do dziesięciu, żeby nie stracić nad sobą panowania, robiąc odwrót.
    Kurwamaćalewziąłemzesobąwszystkochujbyto...
    - Bardziej nie da się obijać?! - jedna ze starych sąsiadek wyskoczyła na wycieraczkę, stojąc jak pomarszczony gremlin z widocznym wyrzutem na cały świat, który ciął głos skrzekliwie, krzywiąc się i garbiąc, ze stopami usadzonymi głęboko w zmechaconych, kudłatych kapciach; wyglądając przez to trochę jak mały leśny skrzat, który przeżył o kilka epok za dużo.
    - Pani Kagawa... Przepraszam, już będzie cisza - wysapał jedynie, rzucając jej przepraszające spojrzenie, szerokimi susami, wskakując na co trzeci schodek, wspinając się naprędce na szóste piętro. Spojrzał na nią, przeprosił i prawie uśmiechnął — więc nie miała prawa się gniewać. Varmus wparował do mieszkania i z pomrukiem niezadowolenia szybko zaczął przeszukiwać przedpokój, wiedząc, że na pewno w nim zostawił pakunek.
    Dokurwynędzy...
    Czuł, że krew zaczyna krążyć w żyłach w szaleńczym tempie, sięgając do uszu i ścieląc się na policzkach delikatnym wypiekiem.
    Odnajdując niewielkie pudełeczko, zapakowane w granatowo-złoty papier pakunkowy, Randolph prawie zaklaskał w dłonie. Prawie. Bo prawa ręka uderzyła jedynie płasko w udo. Pochwyciwszy prezent, zatrzasnął za sobą drzwi i zbiegając, znów grzmotnął pięścią w drzwi sąsiada, oznajmiając na głos - Teraz już tylko dwie! -⁣ i z uśmiechem na ustach, zanim zniknął w gardle schodów, skłonił się niziutkiej, pewnie tysiącletniej Pani Kagawie, znowu nabierając rozpędu.
    Normalnie nie palił w samochodzie, starał się trzymać tej zasady, ale dzisiaj nic nie szło po jego myśli, więc dlaczego nie mógł zrobić tego małego ustępstwa... Bursztynowe tęczówki odnalazły zaparkowanego białego Land Rovera, do którego ruszył, odpalając papierosa jedną dłonią. Nawet się nie zastanawiał, tylko trzymając filtr między wargami, wsiadł za kierownicę, od razu uruchamiając samochód, opuszczając nieznacznie szybę od swojej strony. Przymrużając oczy, broniąc się przed sunącym przez twarz dymem, odłożył prezent nad deskę rozdzielczą, żeby mieć go cały czas na widoku — nie zapomni, już drugi raz nie może. Skrzący się bursztyn dojrzał zbliżającą się sylwetkę  @Hattori Heizō  we wstecznym lusterku i automatycznie zaczął oceniać to, czy ubrał się stosownie. Nie żeby miał w zamiarze go komplementować, raczej był pewien, że czeka go fala pochwał ze strony Saori, więc niech mają, chociaż odbicie w rzeczywistości.
    - Ostie... non, je m'en fous... - buczał cicho pod nosem, walcząc z zacinającym się pasem - wsiadaj, wsiadaj - dodał nieco głośniej, zwracając twarz w kierunku Heizo - tylko nie trzaskaj drzwiami, bo jeszcze Kagawa usłyszy - rzucił zaciągając się kilkukrotnie, po czym wypuszczając tuman dymu przez szparę okna, wyrzucił zaraz za nim dopalonego do połowy papierosa na zewnątrz, wprost na parkingowy bruk. 
   Ran nie jeździł brawurowo — szybko, ale rozsądnie. Może tylko czasami startował na światłach z głośniejszym rykiem silnika, co nijak odbijało się na jego twarzy. Dlatego, nawet gdyby wyszli pięć minut później, nadrobiliby to i jeszcze mieli czas w zapasie. I właśnie dopiero ta myśl w pełni go uspokoiła. Tak samo, jak i poprawienie krzywego krawatu i wsunięcie go pod kamizelkę w windzie. Razem z dźwiękiem rozsuwających się metalowych drzwi i cichym piknięciem oświadczającym, że dotarli na trzydzieste siódme piętro, ostatnie rozkojarzenie wyparowało, zostawiając po sobie chłodny spokój, który tak doskonale już znał.
   - W takim razie miłej zabawy, a jakbyś miał dosyć to kopnij mnie pod stołem i się stąd zbieramy - zwrócił się do Hattoriego przyciszonym głosem, trochę zakrawającym na konspiracyjny. Jeżeli odwrót, to tylko wspólny, przecież nie miał żadnego pretekstu żeby odchodzić od stołu jako pierwszy. Miał powiedzieć, że jedzie do chorej matki? Odpada. Praca? Jego szef będzie siedział przy tym samym stole. Każde słowo wypływało spomiędzy wyciągniętych w łagodnym uśmiechu ust, chociaż oczy spoglądały już na sylwetki gości rysujące się w dalszej części sali. Ran spodziewał się najgorszego, jak zawsze, chociaż przecież co mogło się złego stać? Wystarczy założyć jedną z masek i postarać się dobrze bawić. Czy Haru przyprowadził dziewczynę? Jedna z brwi uniosła się na moment ku górze, lecz gdy źrenica napotkała wzrok Kitamuro, kolejno Saori, a w następstwie tej wędrówki Masashiego, opadła układając się na gładkim czole. Kiedy tafla bursztynów powraca na twarz solenizantki, głowa mimowolnie przechyla się w bok, posyłając jej spojrzenie z serii „nie zaczynaj, bo wiem, o co Ci chodzi."
   - Ciebie również,  @Kitamuro Eri  - odparł, sięgając ku kobiecie ramieniem, zbliżając się do niej, aby (czego nienawidził najbardziej) wręczyć jej prezent i złożyć życzenia. - Postarałem się specjalnie dla Ciebie, bo wiedziałem, że będziesz dzisiaj wyglądać olśniewająco. Nie myliłem się. Wszystkiego najlepszego - mówił szczerze, bo nie dosyć, że wyglądała bardzo dobrze, to Ran nabawił się prawdopodobnie syndromu sztokholmskiego i faktycznie cieszył się, że ją widzi.
   "Hei-chan" uderzyło jednak z taką siłą, że Varmus musiał powstrzymać uśmiech, który napierał z całych sił na wargi. Słyszał, że Heizo cieszył się wyjątkowym uznaniem w oczach Pani Nakajima, ale nie sądził, że aż takim. W ten sposób Hattori już nigdy nie zostanie nazwany swoim imieniem, umysł Kanadyjczyka na stałe go już przechrzcił.
    - Saori, uwierz mi, że Twój mąż ma niebywałe szczęście, że nim jest - zaśmiał się ciepło, delikatnie ujmując ramię kobiety, po momencie zwracając oczy z jej twarzy w kierunku szefa; jego odchrząknięcie było tak jednoznaczne, że Varmus od razu skinął mu głową z szacunkiem. Kiedy matka Haru wyruszyła w stronę krzesła, Randolph zsunął z ramion płaszcz i odwiesił go na mahoniowym wieszaku, sprawdzając kieszenie, czy aby nigdzie po drodze nie zgubił ani dokumentów, ani kluczyków. Powracając do zasiadającego już przy stole zgromadzenia, uśmiechnął się szeroko do młodego  @Nakajima Haru , przyglądając mu się z miękką uwagą, nie narzucając się, ani nie chcąc wparowywać w jego przestrzeń osobistą, która teraz pewnie drgała z napięcia i przeciążenia. - Cześć, Haru - łagodny głos przebił się w przestrzeń, kiedy Varmus odsuwał krzesło, które miał zamiar zająć, znajdując się naprzeciwko młodego - Mam dla Ciebie kilka rzeczy, przypomnij mi o tym później - dodał, nieco przyciszonym głosem, nadal jednostajnym, monotonnie przyjaznym, wiedząc, że Haru zrozumie, że ów rzeczy nie są materialnymi rzeczami, a informacjami, które mogą wzbogacić jego dorobek twórczy. Łatwiej jednak było podpiąć to pod kategorię rzeczową, gdyby nagle jego ojciec chciał dopytywać cóż to takiego, a opowiadanie o niektórych sprawach, nawet jeżeli dotyczyły jeszcze spraw spoza granicy Japonii, mogłoby zostać odebrane doprawdy różnie. A tak, zawsze mógł mieć dla jego syna książkę, którą ten musiał pilnie przeczytać, bo przecież miała tak porywającą fabułę. - Ahh... i przepraszam - i jakby nieznacznie oprzytomniał z krótkiego rozkojarzenia, zwrócił spojrzenie na towarzyszkę młodego mężczyzny,  @Raikatsuji Shiimaura - Randolph, ale mów mi Ran.
   Nie miał zamiaru pić. Po pierwsze — był kierowcą i miał zamiar wrócić kulturalnie samochodem do domu. Po drugie — wiedział, że po alkoholu luzuje mu się hamulec; dlatego grzecznie i z rozwagą zdecydował się na kawę, czarną jak odwłok diabła, której cholernie potrzebował.
   Dużo znajomości... Eri najwidoczniej albo wyciągała pochopne wnioski, albo starała się pić do czegoś zupełnie innego, co tylko wybudziło czujność Randolpha. Niech small-talk trwa. Problem polegał jednak na tym, że rodzina komendanta doskonale wiedziała, jak ostatni rok wyglądał i co spotkało w tym czasie Varmus. Tragiczna śmierć partnera podczas akcji-pułapki, później jego nagły powrót ze szponów mafii, jak gdyby nigdy nie zginął, a po prostu przez większość czasu żył w cieniu i dopiero po 8 ciągnących się w nieskończoność miesiącach, mógł wystawić łeb z ukrycia. Jedna z dłoni, zamiast tkwić zaparta nadgarstkiem o szeroki blat stołu, zsunęła się na udo, maskując subtelnie zaciskające się w pięść palce pod stołem. Jego ramiona trwały nadal w rozluźnieniu, a wyraz twarzy nie zdradzał nic poza przyjazną maską, jaka przykleiła się do jego twarzy, przylegając do niej ciasno.
    - Zdecydowanie brakuje mi rodziny - piękne, okrągłe, cudownie brzmiące kłamstwo, które dudniło w czaszce jak krystalicznie czysta prawda, kłując w każdy drobny nerw - ale to z reguły docenia się, kiedy człowiek wyjeżdża na drugi koniec świata... Plus z chęcią wróciłbym do ruchu prawostronnego  -  fraza, jaka zawsze była doceniana w takim gronie; nie miał zamiaru silić się na bardziej spersonalizowany pakiet odpowiedzi. Nie, kiedy ledwo co usiadł i nie potrafił jeszcze wyczuć ogólnej atmosfery spotkania. - Początkiem nowego roku muszę na moment wrócić do Kanady, już proponowałem Państwu Nakajima i Haru, wycieczkę krajoznawczą po Port Elgin i Toronto, ale usłyszałem odpowiedź, że na takie wojaże brakuje wolnego czasu. Może to prawda, a może jestem po prostu mało przekonujący - oh i ten uroczy uśmiech na koniec, który sięgnął oczu, tonąc w zimnych bursztynach, których źrenice nie zwęziły się pod naciskiem wcześniejszych kłamstw nawet o milimetr, sunąc przez twarze gości. - Ale moje zaproszenie jest jak najbardziej aktualne i otwarte dla każdej chętnej osoby.

Randolph Éric Varmus

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Hattori Heizō

Nie 27 Lis 2022 - 19:16
Uporczywe dobijanie się do drzwi wywołało w nim chęć wywrócenia oczami, z którą nawet nie próbował walczyć. Właśnie dokonywał ostatnich poprawek krawata, stojąc przed lustrem. Hattori dobrze pamiętał o spotkaniu, na które został zaproszony; nie pamiętał natomiast, dlaczego zgodził się w nim uczestniczyć. Ostatnio nie miał szczególnej ochoty na wychodzenie gdziekolwiek. Nie znał szczegółów imprezy, ale kiedy Randolph spytał, czy zgodzi się z nim pójść, wyglądało na to, że było to coś śmiertelnie ważnego, dlatego nie dociekał. Zgodziwszy się, usłyszał tylko, że powinien zadbać o elegancki ubiór i chociaż w jego garderobie nie było obrzydliwie drogich garniturów, miał przynajmniej kilka schludnych koszul, kamizelek i marynarek, których wymagano na jego stanowisku. Dobrze wyprasowane i idealnie dopasowane do jego ciała, sprawiały przynajmniej wrażenie tego, że nie zignorował tego kluczowego punktu przed pokazaniem się w towarzystwie. Zapiąwszy ostatni guzik czarnej kamizelki, poprawił ją jeszcze na swoim ciele, chwytając za brzegi materiału po bokach. Lekkie, niedrażniące perfumy dopełniły całość eleganckiego stroju. Gdy tylko nadarzała się okazja, zużywał ich trochę więcej, zdając sobie sprawę, że przyjemny zapach także stanowił wizytówkę człowieka. Na koniec poprawił jeszcze fryzurę, ale w tym przypadku nie przesadzał z zadawaniem sobie trudu. Gdy wszystko, jego zdaniem, znalazło się na swoim miejscu, wyszedł z łazienki gotowy narzucić na siebie wierzchnie odzienie.
    Już zakładał na siebie płaszcz, gdy zza drzwi na korytarzu rozległ się kolejny ponaglający okrzyk Varmusa.
    „Teraz już tylko dwie!”
    — Jeszcze słowo a udam, że mnie nie ma — wymruczał pod nosem i szarpnął za poły. Heizo miał na uwadze, że to on wyświadczał przysługę mężczyźnie, a nie na odwrót.
    Dosłownie pół minuty później, już po założeniu butów, zamykał za sobą drzwi, słysząc już jedynie słabnące echo kroków Randy’ego. W przeciwieństwie do mężczyzny, nie zamierzał biegać po schodach, przez co nie naraził się na gniewne spojrzenie pani Kagawy, której skinął uprzejmie głową, zanim wyminął ją, kierując się w dół klatki. Kobieta mimo wszystko przyglądała mu się czujnym wzrokiem, jakby musiała upewnić się, że w myśl zasady „kto z kim przystaje, takim się staje”, Hattori nie stał się kolejnym hałaśliwym utrapieniem na osiedlu. Jego postawa uspokoiła ją na tyle, że burknąwszy coś do siebie pod nosem, schowała się z powrotem w swoim mieszkaniu.
    — Nie mieszaj mnie w swoje konflikty ze staruszkami — rzucił spokojnie, zajmując miejsce pasażera. Nie trzasnął drzwiami nie dlatego, że bał się przeczulonej na hałas starszej kobiety i nie dlatego, że został uprzedzony, ale z powodu tego, że nie był to jego samochód. — Gdybyś nocami zachowywał się ciszej, pani Kagawa nie traktowałaby cię tak surowo. Nie jest taka zła. Wiesz, jeśli ocieplicie swoje relacje, może nawet załapiesz się na jej świąteczne ciastka.
    Nie było żadnych ciastek na święta, ale brzmiał całkiem wiarygodnie.
    Zapiąwszy pas, pozwolił sobie na lekkie uchylenie okna. Drażniąca woń tytoniu wciąż rozchodziła się po pojeździe, a Heizo nie ukrywał, że nie był jej fanem. Nie palił i – co jeszcze było dziwne – rzadko widywało się go z choćby kieliszkiem. Może wcale nie był tak doskonałym partnerem na imprezę? Chyba że po wszystkim miał wziąć na swoje barki odwożenie innych do domu.
    — Na pewno nie będzie problemu z tym, że nic dla niej nie mam? — spytał nagle, gdy znajdowali się już bliżej centrum miasta. Nie znał kobiety, która zaprosiła ich na przyjęcie i nawet logiczne było to, że nie miał pojęcia, co mógłby ze sobą zabrać. Szybko zresztą przekonał się, że cokolwiek by ze sobą przyniósł, to i tak nie spełniłoby standardów jakości. Jego wzrok pomknął wzdłuż szczytu ogromnego budynku, pod którym się zatrzymali.
    Każdy o nim słyszał.
    — Powinienem kopnąć cię już teraz. Gdybyś powiedział mi od razu, że impreza jest w takim miejscu, może przytargałbyś kogoś, kogo stać na więcej niż przystawkę — odpowiedział równie zniżonym głosem, gdy srebrne tęczówki omiotły spojrzeniem rozpościerający się za drzwiami windy widok luksusowej restauracji. Chociaż w tak wyjściowym ubraniu, z wyprostowaną i dość pewną siebie postawą nie sprawiał wrażenia kogoś, kto nie pasowałby do tego otoczenia, wewnętrznie czuł się jak niedopasowany element tej prestiżowej układanki.
    Westchnął dyskretnie, zanim ruszył za mężczyzną w głąb restauracji. Znajome twarze już niebawem przyciągnęły uwagę, a on sam nie spodziewał się aż takiego zbiegowiska.
    — Hattori Heizo — przedstawił się solenizantce, czemu towarzyszyło lekkie pochylenie głowy. — Miło mi to słyszeć, ale Ran już mnie uprzedził, że mało kto dorównuje pani w elegancji i słusznie z mojej strony, że mu zaufałem. Dziękuję za zaproszenie i wszystkiego najlepszego.
    Ledwo obejrzał się w stronę reszty zgromadzenia, gdy kulturalnie powitał panią gospodarz w pierwszej kolejności, a już poczuł na swoim ciele pewny uścisk dużo drobniejszych ramion. Musiał przywyknąć już do entuzjazmu matki Haru, bo zamiast westchnąć z rezygnacją, przywołał na usta uprzejmy uśmiech i w odpowiedzi na ten powitalny gest, krótką chwilę ułożył rękę na jej plecach.
    „I chudszy, skarbie, czy ty się dobrze odżywiasz?”
    W pierwszym odruchu mimowolnie parsknął rozbawiony, jakby kobieta właśnie zażartowała. Wcale nie był chudszy, a jego wyćwiczone ramiona miały się całkiem dobrze. Nie zamierzał jednak kłócić się z matczyną troską, która zakrzywiała osąd rzeczywistości. Miał tylko nadzieję, że pani Nakajima nie była już na tym etapie wiekowym, gdzie zaczyna się wmuszać w innych jedzenie, by za wszelką cenę przybrali na wadze. Haru nie wspominał mu, że spodziewał się potomstwa, więc wierzył, że tryb babci nie został odblokowany.
    — Pani Nakajima. Dobrze znów panią widzieć. Proszę się nie martwić, zjadam tyle, ile trzeba. Poza tym trudno jest odmówić sobie tej rewelacyjnej kuchni. Nic dziwnego, że Haru tak niechętnie dzieli się obiadami, które pani przygotowuje — odparł szczerze, cierpliwie znosząc wszystkie gesty, którymi obdarowywała go kobieta. Najwidoczniej tylko w ten sposób mógł odwdzięczyć się za jej troskę.
    Gdy uwaga pani Nakajimy przeniosła się na jego towarzysza, przywitał się z jej mężem, racząc go uściskiem dłoni. Natomiast na sam koniec skinął głową do znajomego i wreszcie skierował wzrok na jego towarzyszkę, na której zatrzymał się na dłużej. Przez moment wyglądał, jakby nad czymś się zastanawiał. Wyglądała znajomo, ale nie przypominał sobie, żeby wcześniej widywał ją w towarzystwie młodego Nakajimy. Raczej... z kimś innym.
    Nie było sensu się nad tym roztkliwiać.
    — Hattori — przedstawił się, chwytając za oparcie jednego z krzeseł. Zgodnie ze sprytnie uknutym planem, zamierzał zająć miejsce obok Randolpha. Nogę miał w gotowości, by w każdej chwili mógł trącić go dyskretnie w kostkę. Na razie jednak nigdzie się nie spieszył, choć zajrzawszy do przyniesionego dla nich menu, raczej stracił apetyt. Wsłuchując się jednym uchem w rozmowę pomiędzy Eri i Randy’m, wertował kolejne strony karty dań. Jak przystało na luksusową restaurację, wybór nie był za duży, więc już po chwili zaczął powracać do wcześniejszych stron. To był ciężki wybór.
    — Zostawiasz nas na dłużej? Pani Kagawa na pewno będzie zawiedziona — wtrącił się, odrywając wzrok od karty dań. Tylko Ran był w stanie zrozumieć lekko zgryźliwy ton jego wypowiedzi. Pominął zupełnie możliwość przyjęcia zaproszenia, ponieważ sam nie miał na to czasu. Ani nawet funduszy. Poza tym mogłoby to wypaść co najmniej dziwnie.

ubiór

@Randolph Éric Varmus  @Kitamuro Eri  @Nakajima Haru  @Raikatsuji Shiimaura
Hattori Heizō
Raikatsuji Shiimaura

Nie 27 Lis 2022 - 23:12
Powolnie wypuściła powietrze; bezgłośnie, jakby w obawie, że nawet tak słaby dźwięk byłby w stanie dotrzeć do uszu rozentuzjazmowanej Tohan. Sześć i pół godziny w centrum handlowym, dziesiątki różnych kreacji, dobieranie dodatków, odpowiednia długość sukienki, jej materiał, kolor, ścięcie. "W czarnym byłoby ci do twarzy, Rai, ale to nie jest pogrzeb!" - słyszała trajkotanie, gdy znów w jej dłonie trafiały kolejne pstrokate barwy - wesołe żółcie, pomarańcze, ciepłe czerwienie; wszystko w stokrotki, różyczki, listki i łodyżki. Dalej dzwoniło jej od odgłosu przeciąganych po poręczy klamer, gdy raz po raz szarpała za tkaninę, ukazując się Herenie w tej i następnej, i jeszcze jednej wersji, obracała się, wystawiona na ostrzał jasnych, niebieskich oczu, świdrujących ją od stóp po sam czerep, kręcącej głową, gdy przekreślała opcję za opcją. Później kolejna godzina spędzona na twardym krześle, ze wzrokiem wbitym w ścianę, z paznokciami werżniętymi we wnętrza dłoni, stulonymi w pięści - współlokatorka z niemożliwą dla siebie cierpliwością rozczesywała grube pasma jej włosów, które poddane fryzjerskiemu zabiegowi wreszcie prezentowały coś sensownego, zadbanego i nadającego się na imprezę, na którą zgodziła się pójść, choć nie miała pojęcia dlaczego.
To samo pytanie ciągnęło się za nią jak bezpański pies, jak cień, przed którym nie mogła się schować. Stojąc już w łazience, mając siedem minut do wyjścia, wpatrywała się w taflę lustra i nie poznawała postaci, która patrzyła prosto na nią. Sądziła, że make-up nada jej niewygodnego wrażenia bycia starszą, poważną, może w jakiś sposób nieprzyzwoitą albo śmieszną, ale Tohan raz jeszcze udowodniła, że pod jej nadzorem nie ma mowy o katastrofie. Usta smagnięte błyszczykiem nie zwracały szczególnej uwagi, a makijaż jedynie odrobinę powiększył i tak stosunkowo duże oczy czarnowłosej. Zwykle nieco potargane, niedbale zwinięte w kok lub zaczesane w niski kucyk włosy okalały teraz twarz falami jak bohaterce jakiegoś filmu.
- Co mnie w ogóle podkusiło... - Głos odmówił posłuszeństwa; był jeszcze cichszy niż jej kroki, gdy zdecydowała się wreszcie wyjść z łazienki, ostatni raz spojrzeć na rozradowaną Herenę, a potem - po ubraniu butów, czując dziwne dreszcze - stukając obcasami minęła korytarze akademika, ściągając na siebie spojrzenia zaskoczonych studentów; studentów w powyciąganych dresach, z podkrążonymi oczami, zaspanych, do których nagle przestała pasować, choć zwykle tonęła w tłumie im podobnych.
Droga do samochodu nigdy nie sprawiała wrażenia tak odległej jak tego wieczora, gdy każdy stopień wydawał charakterystyczne, głośne uderzenie, jak bicie zegara przypominającego o końcu czasu. Nie było odwrotu. Powtarzała to sobie jak mantrę, gdy czterdzieści trzy minuty później - wszystko idealnie, tak jak wyliczyła - zatrzasnęła za sobą drzwi pojazdu. Trzymała pięść na cienkim pasku od torebki; nie miała tam nic prócz portfela, kluczy i telefonu komórkowego, i jednej rzeczy, którą zdecydowała się wziąć, ale nie była pewna o jej przydatności.
Nabrała powietrza; listopadowa rześkość od razu trafiła do jej płuc, ugasiła część płomiennych obaw, pożarem rozlewających się po żołądku i piersi. Ostatni raz uniosła nadgarstek, by zerknąć na powierzchnię... no tak. Zdążyła zapomnieć, że swój sportowy zegarek z obowiązkowym naliczaniem kroków wymieniła na ładną, choć prostą bransoletkę. Sądziła, że rzeczy tego kalibru są bezużyteczne; że potrzebuje technologii, bo tylko ona w jakikolwiek sposób wspomagała jej życie.
A jednak zmierzając w stronę domu państwa Nakajima, z tyłu głowy jakiś nachalny głos zadawał stale te same pytania. Sądzisz, że ta głupia błyskotka będzie w jego oczach odpowiednia? Da ci dodatkowe dwa punkty? Dlatego odwaliłaś się jak tania dziwka...
Wcisnęła dzwonek przy drzwiach trochę zbyt mocno, zbyt nagle i agresywnie.
Zamknij się - nakazała, wbijając wzrok w zdobione drzwi. Liczyła sekundy; ale choć ich suma nie przekroczyła trzydziestu, każda rozciągnęła się do długości minuty, wystawiając opanowanie dziewczyny na test, który ledwo zdała. Gdyby w jednej chwili w wejściu nie stanął Nakajima, prawdopodobnie zmierzałaby już z powrotem do auta.
A tak usłyszała jego głos, który zadziałał bardziej fachowo niż okowy skuwające kostki. Jej własne nazwisko nagle nabrało barw zaskoczenia, warkliwości i czegoś, co ostatecznie sprawiło, że trudno jej było podnieść wzrok. Zrobiła to jednak ostatecznie, przesuwając spojrzeniem wzdłuż jego torsu, zahaczając o krawat w paski, z jakichś przyczyn będący dla niej ulgą, bo oznaczał, że nie tylko ona została zmuszona do ubrania się w ten sztywny sposób, wspinając po gardle, szczęce, dostrzegając oślepiająco biały bandaż, niemożliwie kontrastujący z czernią jego kręconych włosów - i wreszcie natrafiła na tę czerwień, od której zacisnęła usta.
- Hej - jej ton brzmiał jakoś tak słabo, jakby pomyliła stroje i zamiast białej sukienki powinna przywdziać koszulę szpitalną, ale szybko się zreflektowała, gdy niezręczną ciszę przerwał świergot, od którego na wargach dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Bardziej z wyuczenia niż rzeczywistej radości, ale dotyk matki Haru okazał się ciepły i serdeczny, a ona sama emanowała szczęściem, które zwyczajnie się udzielało.
Raikatsuji jak przez mgłę zakodowała, że przywitała się, pochylając z szacunkiem głowę, a potem przedstawiła, by dopiąć na ostatni guzik nieszczęsne formalności. Nie kryła się jednak z tym, że gdy pani Nakajima ogłosiła, by wyjść jak najrychlej, całą uwagę skupiła już na Haru.
Na tym, jak sztywno wyprostował plecy, a potem w amoku sięgnął po płaszcz podany przez (matko boska...) gosposię. Jak wyciągnął do niej rękę, choć gdyby postawiła go teraz obok jednego ze swoich wstępnie zaprojektowanych robotów, nie dostrzegłaby żadnej różnicy. Na tym jak bardzo o niej nie wiedział.
Wsunęła jednak dłoń pod jego ramię, nie zdając sobie sprawy, że dzisiejszego wieczoru nie będzie jedyną osobą noszącą maskę. Stanie się po prostu przyjaciółką, która w swojej uprzejmości zgodziła się im towarzyszyć. Część w niej zaczęła być rozbawiona, w jakiś dziwny, skrajny sposób, jakby nie pozostało nic, prócz oddania się temu szaleństwu. Drętwy sposób reakcji towarzysza, jego niepewność, kryta pod wyszkolonymi do perfekcji manierami, to, jak wreszcie otworzył drzwi po jej stronie, gdy stanęli przed Parallel 37. Jak podał rękę, którą ujęła w palce, pozwalając raz jeszcze, by jej pomógł, poprowadził, by stał się tym, czego od niego oczekiwano.
Oparta o jego ramię lekko je ścisnęła; nawet przez materiał płaszcza mógł poczuć mocniejszy chwyt, paznokcie napierające na sztywność rękawa. Będzie w porządku - nie patrzyła już na niego, wzrok kierowała gdzieś przed siebie, ale tym gestem zdawała się potwierdzać, że bez problemu podejmie się roli.
To tylko kilka godzin.
Machinalnie poprawia jeden z kosmyków, wsuwając go za ucho, ciesząc się przy okazji, że założyła rajstopy, choć Herena cały czas marudziła, że nie powinna martwić się o to, co mają ukryć. Wszystkie myśli rozpierzchły się jednak, gdy winda wypuściła ich na gargantuicznych rozmiarów salę, o wiele większą, jaśniejszą i wystawniejszą niż to, co była w stanie sobie wyobrazić.
Do licha.
Straciła jeden krok, kiedy ruszyli; nieco ciągnąc Haru w swoją stronę, przylegając zaraz do niego jak zziębnięte kocię wtulające się w dłoń człowieka.
Odetchnęła przez nos, wraz z przebytymi metrami tracąc dopiero co zbudowaną werwę. Nagle sama poczuła się, jakby potrzebowała wsparcia, ale choć nic nie wskazywało, by miała zostać wrogo przyjęta, alarm w czaszce rozbłysnął wściekłą czerwienią. Osobiste poznanie rodziców Nakajimy to jedna sprawa, ale kontakt z dalszą częścią jego familii, z ludźmi, którzy znali się między sobą, gdy sama tak naprawdę ledwo kojarzyła choćby Haru...
- Kitamuro Eri, mam nadzieję, że dobrze z nami dzisiaj spędzisz czas.
Ochrypły głos zwrócił jej uwagę, ale gdy powróciła do rzeczywistości, zdała sobie sprawę, że musiała już dłużej wpatrywać się w twarz kobiety. Nie trzymała się już Haru, na ustach czuła przyklejony ciężki uśmiech, a dłonie zdrętwiały jej jak po wysiłku, od którego łapie się nieznośny skurcz. Zamrugała, wyglądając na onieśmieloną - co zresztą nie mijało się z prawdą.
- Raikatsuji Shiimaura - wyrzuciła z siebie na wydechu, ale, choć zakładała, że zabrzmi piskliwie i słabo, ton miała ciepły i prosty. - Dziękuję za możliwość przyjścia. Pani Nakajima wspomniała, że to wyjątkowa okazja dla wyjątkowej osoby. - Choć, szczerze mówiąc, spodziewałam się, że wyjątkową osobą będzie tu po prostu pan Nakajima. Nie powiedziała tego jednak na głos; nie dała też po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyło ją, że trafiła na czyjeś przyjęcie urodzinowe. W duchu przyznała jednak punkt pani Saori za to, jak sprawnie wmanewrowała niczego nieświadomą jednostkę w cudzą uroczystość, do ostatniej sekundy nie pozwalając Shiimaurze połapać się, że będzie tu zbyt obca.
- Tak, wszystkiego najlepszego - podłapała, kiedy podobne słowa padły też od dzisiejszego partnera. Nie spodziewała się natomiast, że gdy solenizantka przeniesie pełnię swojego zainteresowania na pozostałych przybyłych, usłyszy niski szept Haru, od którego mięśnie karku stężeją do konsystencji stali.
Nie spojrzała na niego, jakby w obawie, że ktoś mógł ich obserwować i tym jednym ruchem zdradziłaby konspirację, ale mimowolnie się uśmiechnęła.
- Nakajima, trochę zaufania do swojej przyjaciółki - odszepnęła mu, ledwie poruszając ustami, przypatrując się cały czas wysokiej kobiecie wymieniającej uprzejmości. - Jestem zbyt spięta, by zrobić gwałtowny ruch.
Nie mogła mieć pojęcia o dziedzictwie Haru, ale teraz, gdy ten fakt uderzył w nią jak soczysty policzek, poczuła ciężar swojego własnego statusu - znów powróciły obawy, które chmarą atakowały ją w pokoju akademickim, a których dopiero co się wyzbyła. Wprawdzie użyła perfum, ale kto wie, jak bardzo przyzwyczaiła się już do zapachu oleju samochodowego, który wydawało jej się, że wyeliminowała, ale który inni być może wyczuwali już na wstępie i z uprzejmości ignorowali? Herena przeszło dwie godziny walczyła z jej paznokciami, ale czy na pewno były odpowiedniej długości i żadna pozostałość po walce z silnikiem nieszczęsnego audi, nad którym jeszcze wczoraj się pochylała, nie została pod ich płytką?
Litości. Jeszcze przed chwilą była rozbawiona tym, jak sztywne odruchy ma Haru, ale gdy ściągała z siebie płaszcz, odsłaniając tę cholerną sukienkę, z cholernego lekkiego materiału, cholernie pasującą do jego cholernego krawata, nagle przestało jej być do śmiechu. Gdyby w niedługim czasie nie trafiła na krzesło, pewnie nogi jednak by się pod nią ugięły. Zapragnęła stać się niewidzialną chociaż na chwilę - tylko na tyle, by móc zaczerpnąć pełny haust powietrza - ale los miał dla niej inne plany.
Uniosła spojrzenie na Randolpha, mrużąc nieznacznie powieki.
- Raikatsuji Shiimaura, miło mi - powtórzyła mechanicznie, zaraz potem kiwając głową i do niego, i do siadającego tuż obok Hattoriego, na którym zatrzymała się na dłużej. Kojarzyła go, choć tylko z twarzy, ale mimo, że jego obecność wydawała się zaskoczeniem, nerwy dziewczyny nie miały wystarczającej ilości czasu na to, by poświęcić mu więcej uwagi.
Zaczęła sczytywać nazwy potraw z podanej karty, ale od razu zrozumiała, że połowy z tego nie rozumie, a drugą połowę boi się zamówić, bo nie było tu cen, a to znaczyło, że jej jedynym ratunkiem był siedzący obok chłopak i jego obeznanie w temacie.
Tchnięta tą myślą wbiła wzrok w Nakajimę, wwiercając się w jego profil z potęgą młota pneumatycznego. Jeżeli wcześniej zawiesił się, całym sobą reprezentując error.exe, tak teraz ona w odbiciu tęczówek miała wypisane słowa: Pomóż. Mi.



She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Kitamuro Eri

Pon 28 Lis 2022 - 1:09
Nie martwiła się obcymi, może dlatego że sama uwielbiała poznawać nowe osoby? Szczególnie teraz, kiedy znajdywała się w cywilu, chociaż ciężar dobrze wykonanej broni ciążył na jej ramieniu, ukryty w torebce. Ten ciężar zawsze na nią czekał, gdzieś za rogiem. Jedynie Halloween, jedynie tej jednej nocy pozwalała sobie na względny odpoczynek, kiedy i duchy, i ludzie mogli się wspólnie bawić. Ale o świcie to się już zmieniało, już nie mogła przymykać oczu na to, co chowało się w cieniu, a czego - jak zakładała - towarzystwo przy stole nie dostrzegało poza Randim, choć jego wizja wcale nie było tak wyczulona.
Może dlatego lubiła nowe budynki? Nowe restauracje, te ekskluzywne, w których często nie było tak wielu cieni i dusz, chcących znaleźć odpowiedniego kontrahenta?
- Saoiri, mogłabym stać tak cały wieczór i przerzucać się z tobą komplementami, ale na to musimy sobie zarezerwować prywatny wieczór! Taki wieczór tylko dla nas, na odprężenie, żebyśmy jeszcze troszkę były piękne, bo wieku to nam tylko przybywa - zaśmiała się szczerze do przyjaciółki, przyjmując i dziękując również za prezent, chociaż ten nie miał tak wiele znaczenia. Liczył się gest, zawsze. Może to one najbardziej cieszyły? Zapach kawy i świeżych ciastek, nawet jeśli często przypalonych, zawsze ją cieszył - ale tylko dlatego, że jej mąż próbował przygotować dla niej śniadanie sam, od podstaw i od zera. Próbował, starał się. To ten gest zawsze ją zauroczało w nim. Zawsze próbował ją czymś zaskakiwać.
- Trudno nas zabić jak przejdziemy pewien wiek, może dlatego nas cały czas wysyłają w bagno? - zaśmiała się do Masashiego na jego przywitanie, odwzajemniając uścisk dłoni bez zawahania. Czasem się zastanawiała czy równie dobrze dogadywałaby się z komendantem, gdyby wciąż znajdywała się w policji - gdyby utknęła w komisariacie za biurkiem.
- Och, nie mogłabym się spodziewać po niej niczego innego niż samych komplementów, choć często przesadzonych - zaśmiała się, zupełnie niewzruszona, kiedy Raikatsuji wpatrywała się w jej twarz. W zamyśleniu? W delikatnym szoku? Może w czymś jeszcze innym? Nie martwił ją jej wzrok. - Nie muszę się martwić o twoją zabawę przy nas, Haru to już młody mężczyzna i jestem pewna, że zadba o to, abyś dobrze się bawiła. Proszę, nie krępuj się ani pytaniami, ani rozmowami, dobrze? - poprosiła znów z uśmiechem, zwracając po tym wzrok na Haru, który czym prędzej chciał uciec. Mężczyźni. A może wciąż chłopcy? W końcu był kimś pomiędzy, wciąż musiał dojrzeć i dorosnąć. Zawiesiła na moment wzrok na dziewczynie. Może tego potrzebował? Jej mąż, choć długo jej na początku o tym nie mówił, potrzebował. Nie była tego świadoma...
- Dziękuję Haru - odpowiedziała chłopcu cicho, kiedy już uciekał. Z delikatnym uśmiechem, może z delikatną nostalgią? Cóż, nie mogła powiedzieć, że zazdrościła młodości - ale nie chciałaby jej uzyskać drugi raz, gdyby miała ona oznaczać ułożenie życia z innym mężczyzną niż jej zmarły małżonek.
- Wiek już nie ten, musze nadrabiać strojem w końcu. Dziękuję - odpowiedziała Varmusowi, chcąc zaraz zwrócić się do towarzyszącego mu Hattoriego, ale nie zdążyła nawet tego zrobić, a jej przyjaciółka już porwała chłopca we własne ramiona. Roześmiała się rześko i delikatnie na ten widok, nie mając wcale zamiaru ingerować.
- Oh, na pewno je dobrze! Chłopcy mają taki metabolizm, że to przerażające i godne pozazdroszczenia czasem! Ale mam nadzieję, że dzisiaj żaden z naszych panów nie wyjdzie głodny - powiedziała, dość prędko zajmując miejsce obok Heizo, zaraz naprzeciwko swojej przyjaciółki.
- Ahhh, Toronto... całkiem ładne chyba jest. To stamtąd pochodzisz czy gdzie się wychowałeś? - zapytała, wcale nie martwiąc się jego słowami o rodzinie, jakby zupełnie niewzruszona tym faktem. Czasem trzeba było zostawić tematy i rzeczy, o których mówiło lub słuchało się przykro, aby utrzymać rozmowę.
A teraz poczuwała się do tego, aby ciągnąć innych za język. Państwa Nakajima nie musiała - wątpiła, aby Masashi nagle zmienił się w wylewnego człowieka, ale za to jej przyjaciółka mogła świergotać. Randi - jego nie trzeba było aż tak ciągnąć za język. Co innego z Haru... Ale panny siedzącej na skos nie znała, ani chłopca znajdującego się obok niej.
Dostrzegła jak ten wertuje kartę.
- Skorzystałabym z przyjemnością, mój drogi, ale obawiam się, że garnizon nie wypuści mnie tak łatwo na tak długotrwałą podróż, moja jednostka jest potrzebna tutaj w Fukkatsu. Jesteśmy niestety niezastąpieni, ostatnia deska ratunku w niektórych sytuacjach - powiedziała nie chcąc rzucać przy stole słowem Tsunami, nie chcąc przecież jeszcze bardziej stresować gości. Nie w taki sposób, aby do ich głów wpadły wszystkie plotki, jakie mogliby skojarzyć na temat wojska.
Obróciła się nieco bokiem do Hattoriego, wsuwając dłoń pomiędzy jedną z kartek w menu, chcąc zatrzymać ją na przystawkach.
- Oh, to jest przepyszne. Randi, mój drogi jak poprawnie wymawiacie... sałatka z kozim serem... de Chèvre? Pieczony ser z orzechami, nie wiem czy jest coś doskonalszego - powiedziała z uśmiechem, chcąc chłopcu pomóc nieco z wyborem. - Albo quiche? Kruche ciasto, jajeczne nadzienie... trochę bardziej przypominające tamagoyaki, może zasmakować - zaproponowała, chociaż jej wzrok również powędrował do Raiki. Łagodnie się do niej uśmiechnęła.
- Proszę pytajcie śmiało, z Saori odpowiemy wam na wszystkie pytania. Europejska kuchnia może być czasem... specyficzna... Oh, możemy również zerknąć czy nie podają dzisiaj tataru z łososia - dodała, wcale nie odsuwając się od Heizo. Zdawało się, że jedynie bardziej się do niego nasunęła, aby przerzucić kartę w menu na napoje. Z racji, że chłopiec siedział od niej na lewo, miała nieco utrudniony dostęp.
- Napijecie się, prawda? Białe, czerwone wino? Nie musimy się martwić etykietą... Może coś bardziej eleganckiego?- zaproponowała znów z uśmiechem. - Whisky, brandy? - zapytała pierw chłopca, którego wręcz osaczała w tym momencie, aby jej wzrok znów padł na towarzyszkę Haru. - A ty moja droga? Koktajl? Mojito, negroni? Martini? - dopytała zupełnie spokojnie. - Barmani tutaj są bardzo zdolni, doskonałe umiejętności... jestem pewna, że również uda im się ułożyć coś bezalkoholowego - dodała, a tym razem jej spojrzenie padło na Haru. Cóż, Randy wyjątkowo był poza jej wpływem i wzrokiem, musiałaby w pełni sięgnąć do niego przez samego Hattoriego. Ale co się odwlecze to nie uciecze - jeszcze będzie miała szansę, aby i jego czymś bardziej zawstydzić i osaczyć swoją osobą.

| Dla łatwiejszego zapamiętania, bo ja to osobiście patrzę wizualnie, przygotowałam nam mapkę. Restauracja Parallel 37 1261403662

Restauracja Parallel 37 FhgKrzc[/u]

@Nakajima Haru @Randolph Éric Varmus  @Hattori Heizō  @Raikatsuji Shiimaura


Restauracja Parallel 37 P2Y5Skr
Kitamuro Eri

Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Raikatsuji Shiimaura and Randolph Éric Varmus szaleją za tym postem.

Haraedo

Czw 1 Cze 2023 - 22:34
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Hecate Black

Sro 13 Wrz 2023 - 19:01
05.08, 2037 roku;
późny wieczór



  Czekała przed budynkiem, dokładnie na jednej z bardziej oświetlonych ławek, na której łatwiej będzie dostrzec jej postać we wszechobecnym mroku zapadającej nocy. Tkwiące dotychczas w dłoni bilety zastąpiła zgniecionym opakowaniem papierosów, z którego dobyła ostatnią paczkę, zastanawiając się przy okazji, jakim cudem zapasy kończyły się w tak zastraszająco szybkim tempie. Czyżby ostatnimi czasy więcej paliła? Cóż, patrząc na widmo paskudnego nastroju, które nie opuszczało jej na krok, po ponownym zastanowieniu nie była tym wcale tak bardzo zaskoczona.
  Ciche pstryknięcie metalowego zippo wystarczyło, by ciemną końcówkę wypchaną tytoniem naznaczyły odcienie żółci, czerwieni i pomarańczy; szary dym umknął spomiędzy delikatnie rozchylonych warg Black w kilka sekund po tym, jak schowała zapalniczkę gdzieś do kieszeni ciemnej sukienki. Miała tylko nadzieję, że nadchodzący towarzysz nie będzie aż tak zły doborem tematycznym filmu, na który postawiła, jednocześnie zostawiając wybranie ewentualnej przekąski jemu. Na razie i tak mieli kolację do odhaczenia, mogła więc ewentualne protesty odsunąć na bok.
  Opierając wygodniej plecy o ławkę założyła jedną nogę na drugą; szare kłęby dymu co rusz unosiły się w powietrze tuż ponad aureolę z rudych włosów. Dziś nie marnowała czasu na żadne fryzury, pozwalając długim pasmom łagodnie spływać w dół, zatrzymując się dopiero za linią bioder.

| ubrana w sukienkę z dobranymi kolorystycznie butami na niewielkim obcasie

@Seiwa-Genji Enma



Restauracja Parallel 37 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Wto 26 Wrz 2023 - 23:19
Rano, jeszcze tego samego dnia, zapowiadali przepiękną pogodę, która rzekomo miała utrzymać się przez najbliższe dwa dni. Jednakże teraz Enma nie był już tego taki pewien, kiedy spoglądał na coraz bardziej zachmurzone niebo, które skrywało światło księżyca. Dzisiaj, o dziwo, nie był spóźniony, choć normalnie chłopak zawsze miał problem ze stawianiem się na miejscu o określonej godzinie. Miał z dobre piętnaście minut nadwyżki, kiedy ujrzał nieopodal czekającą na niego dziewczynę.
Westchnął.
- Wiesz, nie powinnaś tyle palić. - odezwał się zatrzymując tuż przed nią w tym samym momencie, w którym właśnie gasiła wypalonego papierosa. Jego ton był spokojny, ale wzrok miał dość krytyczny.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przechylił głowę lekko na bok, a przydługawe włosy opadły na jego naturalnie blady policzek.
- Śmierdzą od tego włosy, a palce i zęby żółkną. No i skóra jest wysuszona. Jesteś zbyt ładna, aby się tak oszpecać, Shirshu. - mruknął miękko, jakby naprawdę martwił się nie tylko o jej zdrowie, ale również i urodę. I może rzeczywiście tak było.
- Nie zmarzniesz? Mówili, że będzie ładnie, ale wygląda na to, że okłamali nas bezczelnie. - zadarł głowę ku górze, ponownie spoglądając w mrok płynący z deszczowych chmur. Jeżeli nie chcieli zmoknąć, powinni powoli zbierać się. W sumie nawet nie aż tak "powoli". Przeniósł wzrok na dziewczynę i złapał za zamek czarnej bluzy, którą miał na sobie. Zsunął cięższy materiał z ramion, po czym bez zbędnego słowa zarzucił go na kobiece, drobne ciało, otulając je nagrzanym ubraniem, jednocześnie pochylając się nieznacznie nad nią.
- Chodź. Musimy zdążyć przed deszczem. Wiesz już co chcesz zjeść? Kuchnia typowo japońska? Europejska? W sumie nieopodal mają całkiem dobrą pizzę. Chyba że wolisz coś znacznie lżejszego przed seansem? A właśnie- - wyciągnął dłoń w jej stronę i bez słowa wysunął spomiędzy długich palców jeden z biletów, które trzymała. Zerknął na tytuł, ale tytuł nic mu nie mówił. Kompletnie. Zresztą, kto jak kto, ale Enma z pewnością nie był obeznany w kinowych nowościach.
- Co to za film? Tylko błagam, nie gadaj, że idziemy na jakieś babskie romansidło. - jęknął, wyrażając tym samym podejście do tego typu kinematografii.
Chyba tylko horrory były gorsze od romansideł.

@Hecate Shirshu Black


Restauracja Parallel 37 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Sponsored content
maj 2038 roku