Znajdująca się na ostatnim piętrze, właśnie trzydziestym siódmym, jednego z wieżowców w samym sercu miasta, restauracja jest silnie stylizowana na styl europejski i właśnie takie dania są tutaj podawane. W zależności od miesiąca, lokal może pochwalić się różnorodną i zagraniczną ofertą od kuchni śródziemnomorskich po francuskie. Wielokrotnie zapraszani do Japonii mistrzowie świata w swoim fachu, serwują w tym miejscu dania najwyższej klasy.
Restauracja wymaga rezerwacji z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a nawet kiedy już uda zdobyć się miejsce, ceny niejednego przeciętnego mieszkańca Fukkatsu mogłyby przyprawić o silne migreny i utratę całego apetytu. A jednak miejsce zdaje się cieszyć popularnością wśród wysoko postawionej kadry profesorskiej, lekarzy, prawników czy wojskowych, którzy mieszkają w samym Fukkatsu bądź i jego okolicach, a którzy zarabiają wystarczająco dużo, aby cieszyć się elegancką atmosferą restauracji.
- Nie można zapomnieć o tym, kto stoi po przeciwnej stronie, Hecate. Szef Tsunami ma wieloletnie doświadczenie w walce z yokai i yurei. Mówi się, że jest najlepszy ze wszystkich, którzy do tej pory obejmowali to stanowisko. Do tego jest mój dziadek, który jako jedyny człowiek ma prawo brać udział w corocznej paradzie Nurarihyona. Dlatego też żadne szantaże nie powinny mieć miejsca. - westchnął ciężko, wsuwając palce w ciemne kosmyki, pozwalając myślom płynąć własnym torem, doskonale zdając sobie sprawę z metod, jakimi posługiwało się Tsunami oraz Minamoto. Choć z pozoru były różne, to wynik niemal identyczny.
Zarówno obecność pierwszej, jak i drugiej mogło stanowić poważny problem i utrudnienie w planach Hecate.
Obie grupy działały i pilnowały porządku na swoich własnych terenach, starając się nie wchodzić sobie w drogę. Wychodzono bowiem z założenie, że każdy powinien interesować się swoimi problemami, i reagować na cudze tylko i wyłącznie w przypadku poważnego zagrożenia dla całego miasta. Ale w przeszłości zdarzały się incydenty, kiedy Tsunami i Minamoto łączyli siły, by stawić czoła wspólnemu przeciwnikowi. A wtedy żadne yokai nie miało szans w bezpośrednim starciu z nimi. Enma miał nadzieję, że jego towarzyszka zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i chaosu, w którego środku znalazła się jej osoba. Domyślał się, że kieruje się przekonaniami i sercem, ale czasami uczucia i empatia były wrogami logiki i zdrowego rozsądku. A teraz, jak nigdy, naprawdę chciał się mylić.
- Nie wiem. - pokręcił głową, przyznając się do niewiedzy, kiedy dziewczyna zapytała go o rodzaj yokai. - Za mało szczegółów. Niektóre yokai z pozoru są bardzo podobne do siebie, na tyle, że niejednokrotnie ludzie mylą je ze sobą, choć w rzeczywistości działają zupełnie inaczej. Zauważ, że w wielu książkach dostępnych dla innych, często nazwy są nieadekwatne do prawdy. Musiałabyś mi powiedzieć więcej o niej. Wiesz coś jeszcze? Zresztą... Zaoferowałbym ci moje towarzystwo, chociaż nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Ciężko powiedzieć jak ów yokai zachowałoby się w stosunku do mojej obecności. - dodał cicho. Nie chciał zostawiać jej samej w towarzystwie yokai, o którym nic nie wiedział, ale wiele bytów potrafiło wyczuć jego pochodzenie, co niejednokrotnie stanowiło dla Enmy spory problem, zwłaszcza w chwilach, kiedy próbował załatwić sprawę na spokojnie, bez użycia siły i egzorcyzmów. Ewentualnie kiedy działał incognito lub z ukrycia.
- Ale będę pod telefonem. Ewentualnie będę kręcił się w okolicach lasu i wkroczę do środka w momencie, kiedy znajdziesz się w niebezpieczeństwie. Przybiegnę ci pomóc, Hecate. Nie chcę zostawić cię samej z tym wszystkim, dobrze? - dodał po krótszej chwili zastanowienia, jednocześnie pozwalając sobie na ledwo widoczny uśmiech. Spojrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń, i ciężko westchnął. Podniósł się z krzesła bez jej pomocy, przenosząc wzrok na jej twarz i sięgnął dłonią do jej głowy. Ręka opadła lekko na rude kosmyki, by poczochrać ją w niemal czułym geście.
- Nie traktuj mnie tak, jakbym był dzieckiem, Shirshu. - prychnął z zadziornym uśmiechem, zabierając wreszcie dłoń i wsunął ją do kieszeni spodni. - Panie przodem.
@Hecate Shirshu Black
Hecate Black ubóstwia ten post.
Nie zgadzała się z nim, a w każdym razie nie w stu procentach; wiele z tego co mówił miało w sobie wiele prawdy i było fundamentowane nie bez powodu. Wiedziała jednak jaką mocą władają duchy, szczególnie te nastawione na zemstę. Była więc pewna, że bez walki na pewno by się nie obeszło, a straty w ludziach mogłyby być większe, niż cała wojna tego warta. Skoro już mieli okazję do pokojowego rozwiązania sporu, to zamierzała dokonać wszelkich starań, by tak właśnie cały ten spór zakończyć.
Wysłuchała go jednak od początku do końca, chłonąc każdy z argumentów który jej serwował. Nie wyglądała przy tym na złą, w zasadzie to twarz dziewczyny przedstawiała jedynie zadumanie. Widać było, że rozważała wszelkie możliwe scenariusze, w tym również te, które żadną miarą nie szły po jej myśli. Wzrok gdzieś w trakcie rozmowy utkwiła w blacie stołu, nie doszukując się w aksamitnym okryciu niczego szczególnego, ot potrzebowała zaczepienia, przy którym refleksje mogły pognać we własnym kierunku. Niezależnie od tego, czy Enma próbował ją zniechęcić (w co szczerze wątpiła, w końcu ją znał i wiedział, że Hecate nie odpuszczała, gdy już znalazła cel) czy ochronić, decyzje podjęła już dawno temu i na żadną zmianę się nie zapowiadało.
— Sama chciałaby posiadać więcej szczegółów — zaśmiała się w końcu, kiwając głową na boki. — Towarzyszyły jej lisy. Nie odstępowały jej na krok, całkiem jak dwójka bodyguardów. Miały też liczne ogony, ale nie było sposobności, by określić dokładną ilość. Nie jestem pewna, czy ta informacja cokolwiek zmienia. Byłam zbyt zajęta słuchaniem o możliwości wkroczenia do świata zmarłych, by doszukiwać się innych drobnostek — przyznała z przekornym uśmiechem. Wszystko co działo się wtedy w lesie było bardzo szybkie i bardzo gwałtowne. Żałowała, że nie poświęciła tamtego dnia więcej uwagi otoczeniu, lecz ciąg niefortunnych wydarzeń skutecznie utrudniał skupienie.
Doceniała chęć pomocy, niemniej tak samo jak on uważała dodatkowe towarzystwo za zły pomysł. Już ostatnim razem nie wyszło z tego nic dobrego, została wszak posądzona o zdradę, a znając nieufną naturę duchów wolała oszczędzić sobie kolejnych przeszkód na już i tak usłanej wielkimi głazami drodze.
— Obawiam się, że tam gdzie trafię nie będzie zasięgu, żebym mogła wysłać ci nawet głupiego smsa. Ale dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Po wszystkim na pewno będziesz pierwszym, który wszystkiego się dowie. Od razu po załatwieniu sprawy przyjdę ci pod dom, więc czekaj z kubkiem kawy — Łagodny uśmiech naznaczył lico Black, gdy ręka Seiwy zmierzwiła rude kosmyki. Nigdy nie mówiła tego na głos, ale bardzo lubiła podobne gesty, nic więc dziwnego, że wargi samoistnie układał się w zadowolony wyraz. Zamiast jednak iść naprzód, tak jak polecił, złapała go pod ramię, zrównując się z nim krokiem.
— Nie traktuję. Po prostu chciałam potrzymać cię za rękę — Wypowiedź zwieńczyło porozumiewawcze oczko posłane w kierunku chłopaka podczas przekraczania progu restauracji. Przez moment rozważała zapalenie kolejnego papierosa ale ostatecznie zrezygnowała, nie chcąc dawać Enmie więcej powodów do zmartwień, wszak prawdą było, że ostatnimi czasy paliła więcej niż zwykle.
— Mogliśmy zabrać koc. Zarezerwowałam nam kanapę na samym końcu kina, a słyszałam, że akurat do tę tematykę filmów na dużym ekranie ogląda się najlepiej właśnie pod kocem — rzuciła nagle, niby to przypadkiem nawiązując do pozycji, jaką dla nich wybrała, a jednocześnie nie zdradzając zbyt wielu szczegółów na jej temat. Zamierzała trzymać gatunek jako tajemnicę do ostatniej chwili.
Na zewnątrz rzeczywiście robiło się coraz chłodniej. Black nie wyglądała jednak na szczególnie wzruszoną, głównie dzięki utrzymującej ciepło bluzie, której nie ściągnęła ani na moment. Ukradkiem tylko zerknęła na Enmę chcąc skontrolować, czy sam nie cierpiał teraz przez ten drobny ubytek w ubiorze.
@Seiwa-Genji Enma
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Lisy od razu kojarzą się z Kitsune, ale nie sądzę, abyś miała do czynienia właśnie z tym yokai. Tak naprawdę istnieje cała gama przeróżnych yokai, które są pochodnymi lisów. Nogitsune, są z rodziny Kitsune. Ale jest też Kiko, święty duch, Tenko, niebiański lis, Chiko, Zenko. Albo nawet Kuko. - pokręcił głową w zamyśleniu, próbując odnaleźć w pamięci fragment wiedzy, który najlepiej odpowiadałby opisowi podanemu przez Hecate.
Za mało. Informacji było wciąż za mało.
- Najlepiej będzie, jak przed spotkaniem poczytasz o nich wszystkich i przygotujesz się pod wszystkie warianty. Nie widzę innej możliwości. Zaopatrz się też w omamori i ofudy. Tak na wszelki wypadek. Jeżeli chcesz, pomogę ci w ich organizacji, chociaż może to trochę potrwać. - ponownie zamilkł, rozważając wszystkie możliwości, jakie mogli mieć. Jakie ona mogła mieć.
Kroczył tuż obok niej, ramię w ramię. I choć dziewczyna górowała nad nim, były to wręcz znikome centymetry, a różnica między nimi wyraźnie zmalała na przestrzeni lat. Enma porzucił nadzieję, że kiedykolwiek uda mu się podrosnąć kilka centymetrów więcej, a w przypadku Hecate tłumaczył sobie różnicą w genach.
- Nie masz wyboru. Musisz mnie poinformować od razu, jak tylko opuścisz las, Shirshu. - zdawało się, że żartował, ale ton pozostawał poważny i upewniający, że akurat w tej kwestii nie było mu do śmiechu. Zależało mu na jej bezpieczeństwie. I na niej samej.
W oddali majaczył budynek kina, gdy otuliła ich na moment cisza. Nocne powietrze było szorstkie i chłodne, i choć Enma nie tolerował zimna, to starał się za wszelką cenę nie pokazywać przed kobietą swoich słabości. Nie było opcji, aby przyjął na powrót bluzę, skoro już się zaoferował. O tej porze miasto zdawało się żyć na nowo. Mnóstwo ludzi, głównie młodzieży, wybierała się na zabawy czy towarzyskie spotkania, jakby świat miał skończyć się nazajutrz.
Kiedyś usłyszał pytanie: Co byś zrobił, gdyby jutro miał nastąpić koniec świata?
Wielokrotnie wracał myślami do tego. Chciałby spędzić ostatnie chwile w otoczeniu najbliższych? Rodziny?
Nie.
Zdecydowanie wolałby spędzić ten czas w samotności. Gdzieś daleko, w lesie albo w górach. Skryty na krańcu świata. Bo swój prywatny koniec świata Enma przeżywał każdej nocy, kiedy kładł się do łóżka i zamykał powieki, a lepkie palce koszmarów oplatały jego umysł.
- Koców? Kanapę? Na bogów, Shirshu, na co ty mnie zabierasz, że najlepiej oglądać to... pod kocami? - jęknął, mając coraz bardziej złe przeczucia czy aby na pewno dobrze postąpił zawierzając jej w doborze filmu.
@Hecate Shirshu Black
Hecate Black ubóstwia ten post.
Gdy w końcu znaleźli się tuż przy wejściu do kina, nareszcie wyciągnęła dwa papierowe bilety z kieszonki w sukience, niespiesznie podsuwając je w ręce Enmy.
— Cóż, spotkałam się z dużą ilością osób która twierdziła, że Japonia ma jedne z lepszych horrorów — zaczęła, bardzo subtelnie wzmacniając uścisk na przedramieniu chłopaka na wypadek gdyby nagle postanowił zmienić zdanie i rzucić w eter, że kurde, zostawił czajnik n gazie, nie wyprowadził dziś kota na spacer, zapomniał wytrzepać dywany. — Chciałam więc osobiście sprawdzić czy mieli rację, chodźmy.
@Seiwa-Genji Enma
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Kurwa. Nie wrócę tam - trzask drzwi zabolał, ale Shogo nie skomentował gwałtownego wejścia swojego klienta nawet słowem. Miał zaczekać dokładnie piętnaście minut, nim chłopak, zdecydowanie z bogatego domu, wrócił pod wejście do restauracji, w której - jak zdążył usłyszeć, miał ustawioną przez rodziców - randkę w ciemno. Yurei nawet nie próbował zgadywać, kim byli organizatorzy, skoro trzymali się dawnych, konserwatywnych pomysłów na planowanie małżeństw - Odwieźć gdzieś? - zapytał uprzejmie, z wypracowanym dystansem spoglądając na zaczerwienioną od emocji twarz chłopaka, bo - wciąż musiał byc bardzo młody - przecież wszyscy by mnie wyśmiali, jakby się dowiedzieli, że umawiam się z inwalidką - kontynuował, zupełnie niezrażony pytaniem kierowcy, anim zapewne samą jego obecnością. I dopiero moment, w którym ciemne, rozbiegane ślepia młodego arystokraty, zetknęły się ze wzrokiem Shogo, umilkł mrugając spiesznie, jakby dostał olśnienia - TY - wyciągnął rękę, wskazując pierś yurei - TY idź za mnie. Posiedzisz pół godziny i się zmyjesz, a ja będę miał z głowy - wyciągnięty palec, w przepełnionym pychą entuzjazmie, spróbował dźgnąć cel, ale były wojskowy, wolno zbił nadgarstkiem sięgająca ku niemu natarczywość. Na wargi wspiął się uśmiech, któremu brakowało wesołości - Jestem kierowcą, od czasu do czasu ochraniarzem. Nie swatką, czy wynajętym bawidamkiem - rzeczowość, wyjęta z lakonicznych meldunków, które odstawiało się nadgorliwym wizytatorom. Męczyła go obecność gówniarza, który powoli, działał mu na nerwy - Weź, nie zawali ci się świat. A mi tak. W dodatku na zdjęciu wyglądała naprawdę ładnie - pod nos niemal podsunął mu rozświetlony ekran telefonu - I ZAPŁĄCĘ - wzrok zawieszony na wyświetlaczu pozostał nieruchomy, bo zdecydowanie znajoma, jasnowłosa postać ze zdjęcia pociągnęła za sobą szereg kilku wspomnień, wahających się sinusoidą wrażeń. Westchnął, marszcząc czarne brwi i szczerząc się - tym razem w całkowitym, wilczym rozbawieniu - Zapłać, ale za taksówkę, w drodze powrotnej. Wysiadaj - wskazał drzwi od strony pasażera - dla ciebie kurs skończony.
Zobaczył ją od razu. Czekała zapewne od kilkunastu minut na kogoś, kto zwiał na widok... kół. Była w tym jakaś przewrotna ironia - na wielu poziomach. W końcu - lubił koła, co prawda cztery, ale idea wciąż wydawał mu się kusząca. W pokrętny sposób, bawiła go nieoczekiwaność losu, i rezolutność kart, jakie przeciw nim i dla nich rzucał oraz ze sobą stykał. Nie miał nawet pojęcia, co finalnie skłoniło go, by pojawił się w miejsce niedoszłego, randkowego partnera. I czy przypadkiem Panienka - jak zdążył określić w myślach, przy pierwszy spotkaniu, nie ciśnie mu w twarz filiżanką z gorącą herbatą. Odwrotnie jednak do pozostawionego sobie samemu chłopaka, nie widział ujmy w spotykaniu się z kimś pokroju jasnowłosej. Niepełnosprawności, brzydził się tylko w postaci tej nagminnej dla społeczeństwa - mieszanej w brzydkiej trójcy - głupoty, ignorancji i pychy.
Kelner wskazał miejsce, które zajął w ciszy, nie dając czasu, by przypadkiem - to sama Yue zdecydowała się zwiać na jego widok - Dziś to ja będę Twoją randką randką w ciemno - powitał ją z nonszalancją, obdarzając ją i uśmiechem i mimowolnie szelmowskim błyskiem, jarzących się jadeitów - Niestety żadne inne opcje, nie były warte Twojej uwagi - dodał poważniej, zsuwając płaszcz z ramion, który odwiesił na znajdujący się obok wieszak - Czego się napijesz? Może coś polecasz - kontynuował swobodnie, absolutnie niewzruszony ewentualnym sprzeciwem dziewczęcia - Musisz ze mną wytrzymać, co najmniej pół godziny - odezwał się ciszej, konspiracyjnie pochylając nad stolikiem, jeszcze zanim obsługa zdecydowała się podsunąć im karty z menu i cokolwiek polecić.
| Ubiór w czerni - półgolf, spodnie, wojskowe buty, płaszcz, włosy spięte, jak na avku.
@Chishiya Yue
but you do decide who owns who.
Chishiya Yue and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Zawsze wszystkie ustawione spotkania tak się kończyły. Jednakże, tak na dobrą sprawę to nikomu się nie dziwiła. Wszakże kto chciałby mieć za dziewczynę czy też partnerkę kogoś, kto nie jest w stanie ustać o własnych nogach dłużej jak dziesięć sekund? Od dawna wiedziała, że nikogo nie znajdzie i jest skazana na samotność, chyba że uda jej się wstać z wózka. A do tego była naprawdę daleka droga. Myśl być może zdawała się okrutna, ale prawda nie zawsze miała być kolorowa z happy endem. Jedyne, co mogła zaoferować to status i pieniądze, a że gardziła prostolinijnym i pustym myśleniem, no cóż, dlatego też nawet się nie starała. I nie przejmowała.
Jedynie irytowało ją poczucie zmarnowanego czasu. A przecież mogła zrobić tyle rzeczy w domu! Obejrzeć film albo serial. Albo coś napisać. A nawet porządnie się wyspać. Właściwie wszystko byłoby lepsze niż siedzenie samemu w tej cholernej restauracji.
Wyciągnęła dłoń i sięgnęła po kieliszek z białym winem, który zdążyła już niemal do końca opróżnić. Poczeka jeszcze z pięć, może maksymalnie dziesięć minut i zabierze się. Mógłby chociaż napisać, że się nie zjawi. Nie marnować jej czasu. Przecież mogłaby już od dawna być w domu....
Dobra, dość tego.
Odstawiła opróżniony kieliszek na blat stołu i dotknęła palcami kół, by odblokować je, kiedy na przeciwko niej pojawił się on. Zamarła, wpatrując się w niego bez wyrazu, choć w jej głowie rozegrała się istna batalia pełna niezrozumienia i chaosu. Dlaczego akurat on? Ze wszystkich osób?
- Dlaczego ty- - zamilkła, mrużąc przy tym oczy, by ostatecznie westchnąć. I ponownie odpuścić. Była dziś już wystarczająco zmęczona, aby podejmować jakiekolwiek słowne przepychanki. - Uciekł, prawda? - zapytała, choć tak na dobrą sprawę nie oczekiwała odpowiedzi. Ciemnowłosy nie wyglądał na bananowego chłopaczka, który ledwie co skończył dwadzieścia lat. Wniosek więc był prosty i nasuwał się sam.
- I całe szczęście. Przynajmniej istnieje teraz realna szansa, że uda mi się niebawem wrócić do domu. I białe wino. - odpowiedziała, odchylając się do tyłu, jednak wciąż nie spuszczając spojrzenia z siedzącego na przeciwko mężczyzny.
- Tylko pół godziny? Tak mało czasu zamierzasz mi poświęcić? Tsk, tsk. Nie wiesz, że o dziewczyny trzeba dbać na pierwszych randkach? Aby ich zainteresowanie nie umarła zbyt łatwo? - zapytała, pozwalając sobie na tę odrobinę uszczypliwości.
Skoro już tu był....
To tylko pół godziny.
Już i tak zmarnowała pół dnia, więc czemu nie dorzucić do puli jeszcze tych trzydziestu minut?
Ubiór
@Shogo Tomomi
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wchodząc do restauracji nie zakładał wiele, nie spodziewał się radosnego przywitania, ani fajerwerków. Pierwsze i drugie, i kolejne wrażenia z ich wcześniejszych spotkań, mijały się wykrzywionym jak szyny kolejki górskiej slalomem, pozostawiając po sobie – za każdym razem coś innego. Dziewczyna łączyła w sobie tę skrajność, pozostawiając go z konsternacją, co do przyszłości – jeśli jakakolwiek była – ich nietuzinkowej znajomości.
Minął moment, gdy mierzył malujące się niedowierzenie w jasności rozszerzonych, dziewczęcych źrenic. Na urwane pytanie, słusznie - odpowiedziała sobie sama, ale z uprzejmym, pozbawionym jednak współczucia skinieniem potwierdził - Uciekł - poruszył ramieniem, gdy zajmował miejsce naprzeciw - naprawdę nie masz czego żałować - dodał bardziej od niechcenia, kontrolując kołyszący w tłumionym rozbawieniu kącik ust. Panienka widocznie nie potrzebowała nawet linii obronnej, szybko skupiając się na dostrzeżonych pozytywach.
- Jeśli ci się spieszy, zawsze mogę po prostu cię odwieźć... ale skoro już rekomendujesz wino, szkoda będzie zostawić je niedopite?... - jednocześnie uniesieniem ręki wezwał obsługę - dla pani to samo, dla mnie czarna kawa - kelner mignął jak cień, bez natarczywego rozproszenia pozostawiając dwójkę własnemu, nieco niezręcznemu towarzystwu.
- Nie przypuszczałem, że będziesz chciała spędzić ze mną więcej, jak pół godziny - wyprostował się, przechylił głowę, unosząc też lekko brodę, jakby pozwalał dziewczynie na dokładniejszą obserwację profilu. Widział jak czujnie śledziła jego postać. Z obawy? Niechęci? Każde musiało mieć powody do postawy zakroplonej dystansem, ale Shogo - choć prędko potrafił zaognić emocje- te własne i cudze, równie łatwo - jeśli nie dotyczyły spraw ważnych - zapominał o nich. Przyglądał się jasnowłosej "od nowa", pilniej badając wystudiowaną mimikę i opanowanie, o które nie było łatwo w tak młodym wieku - Wbrew pozorom, nie robię niczego na siłę i dbam o swoje randki, o ile mi na to pozwalają - na stole pojawiły się zamówienia, na krótko przerywając im zapoznawczą degustację charakterów.
- Przypominasz mi kogoś - skwitował, obracając filiżankę z kawą, jakby obliczał jej magiczny potencjał i alchemiczną moc - kogoś, na kim nie zrobiłem dobrego "pierwszego wrażenia" - z głosu zniknęła zadziorność, którą do tej pory oklejała niemal każde zdanie. Wzrok, tak pilnie studiujący ten dużo jaśniejszy, dziewczęcy, teraz zawarł na wnętrzu obracanego naczynia. Niespokojność wplotła się między myśli, ale pozostawił ich echo w spokoju, nie dając ujść dalej, do słownej werbalizacji. Przeszłość, powinna dziś trwać w oczekiwaniu. Uniósł jarzące zielenią spojrzenie równo z nieco krzywym uśmiechem, na powrót zwartym z ideą zafascynowanego sytuacją szelmy, szepczącej mu do ucha niekoniecznie warte realizacji pomysły.
- Powiedz mi Panno Chishiya, czym się właściwe zajmujesz? Wiem już, że tajemnice kryminałów nie są ci obce. Zdążyłaś zaplanować nowe zbrodnie? - gładko sięgnął do ostatniego, nieco zamglonego wspomnieniem, momentu ich zetknięcia - Może mogę jakoś pomóc? - dozował uprzejmość, w końcu sięgając po gorycz kawy, zalewającej język. Brakowało mu już tylko papierosa, ale z tym miał zaczekać co najmniej do zakończenia randki.
@Chishiya Yue
but you do decide who owns who.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
- Och, nie martw się o mnie. - machnęła lekceważąco ręką, sprawiając wrażenie osoby, której rzeczywiście nie obchodził fakt, że jej niedoszła randka dała nogę tylko dlatego, że była na wózku. - To nie pierwszy raz. Mój ojciec uznał, że za wszelką cenę wyda mnie za mąż, a jego poszukiwania wśród potencjalnych kandydatów zawęża się do synalków jego bogatych znajomych i współpracowników. Większość z tych kretynów to bananowe szczeniaki, które całe życie jedzą ze złotych łyżeczek. Zakładam, że ojciec pokazuje im moje zdjęcia sprzed wypadku, albo aktualne, ale jedynie od pasa w górę. Idioci w nadziei na zakręcenie się dookoła córki właściciela prosperującej firmy ochoczo się zgadzają, bo przecież każdy z nich powinien mieć u boku nie kobietę, a ładną ozdobę. Ale widok kaleki kompletnie ich przerasta i ucieka z podkulonym ogonem. - sięgnęła po kieliszek z ambrozją bogów i upiła łyk, dla zwilżenia ust machniętych czerwoną szminką, oraz gardła.
- Która normalna dziewczyna wybrałaby za partnera tak bardzo puste osoby jak oni? - pokręciła delikatnie głową na boki, a spinka z koralikami, którą upięła jasne włosy, zabrzęczała cicho.
Jakby na to nie spojrzeć, Yue zawsze przed takimi spotkaniami przewidywała ich zakończenie. Od czasu wypadku pogodziła się z wieloma, nowymi aspektami swojego przyszłego życia, a wśród nich na liście znajdował się punkt, który wyraźnie głosił, że nikt nie pokocha kaleki i z pewnością nikt nie chciałby związać się z kimś takim jak ona. Perspektywa życia jako samotna kobieta z początku wydawała się przerażająca, ale koniec końców pojawiła się akceptacja. I musiała przyznać, że przyszłość przestała przedstawiać się tylko i wyłącznie w ciemnych kolorach.
Nie była zła na swój los. Ani zgorzkniała. Było jak było, i tyle.
- Bardziej od jego ucieczki zastanawia mnie twoja decyzja. Czemu postanowiłeś do mnie dołączyć? Zrobiło ci się żal wystawionej kaleki? - uniosła brew w zapytaniu, choć chyba znała odpowiedź na to pytanie. I nie do końca miała ochotę ją poznać, bo wiedziała, że jej się nie spodoba. Ale nie było odwrotu, padło już pytanie.
To, czego z pewnością nienawidziła, to kiedy ludzie litowali się nad nią. Obrzydzało to ją i sprawiało, że zaczynała czuć się rzeczywiście gorzej. A przecież nie po to walczyła co tydzień na bolesnych rehabilitacjach, by ostać na nogach więcej jak marne dziesięć sekund. Nie po to przechodziła niekomfortowe zabiegi, mieszkała sama i starała się być niezależna i samodzielna, by inni wciąż posyłali jej smutne spojrzenia pełne politowania.
Dlatego nie chciała poznać odpowiedzi, bo zarówno jej nastrój i samopoczucie zapewne ulegną zmianie dzisiejszego wieczoru. Na o wiele bardziej negatywne. I gdy tylko nadarzyła się okazja na zmianę tematu, bez zająknięcia podjęła się dalszej rozmowy, byleby tylko zmienić jej przebieg.
- Jak myślisz? - podparła brodę o dłoń, uważniej przyglądając się ciemnowłosemu. - W jakim zawodzie sprawdziłabym się najbardziej? - padło kolejne pytanie, ale tym razem nie dała mu wystarczająco dużo czasu na odpowiedź.
- Jestem pisarką. Piszę przeróżne nowele. Sezonowe, ale też i tygodniowe rozdziały, które są publikowane. Gdzie? Tego ci nie powiem, bo bym musiała zdradzić ci mój pseudonim artystyczny. - posłała mu zagadkowy uśmiech, wypijając wino do końca.
- A ty?
I chociaż w głowie roiło jej się mnóstwo zawodów, których mężczyzna mógł się podejmować, to jednak chciała usłyszeć to od niego. Ciekawe czy trafiła.
@Shogo Tomomi
Warui Shin'ya and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
- Co najmniej, gdybym się nie martwił, nie byłoby mnie tutaj - rzucił zdawkowo, częściowo żartobliwie, jakby w odbiciu dziewczęcej prośby oraz śmiechu, w połowie, jakby coś rzeczywiście było na rzeczy. Coś, czego nie mówił wprost, dając pole mimowolnym domysłom do popisu - Twój ojciec - zaczął dopiero, gdy jasnowłosa zakończyła wypowiedź. Podszyte beztroska słowa niosły w sobie pokaźną dawkę informacji. Bogaci rodzice. Prosperująca firma. Córka zapewne wychowywana pod kloszem. Kontakty. I mieszany z hipokryzją konserwatyzm. Nie był wybitnym w czytaniu emocji, mylił się tyle razy, ile miał rację, ale wśród wyrazów odnajdował tamowany żal. I równocześnie zgodę na zastałą niesprawiedliwie perspektywę - ...też patrzy na córkę, jak na ozdobę? - w pytaniu zabrzmiało coś gorzkiego, przepłukanego i przełkniętego łykiem czarnej kawy. Nie musiało go to interesować, ale skoro zgodzili się już na te pół godziny randki, nie wahał się trącać strun rozmowy, które akurat zaciągnęły się z jego uwagą. Rzeczywistość zbyt często zaskakiwała, by pozwolił wymknąć się okazji.
- Na to musiałyby odpowiedzieć te normalne dziewczyny - wzruszył ramieniem, w końcu odchylając się tak, by rozluźnieniu zetknąć plecy z oparciem krzesła - a skoro pojawiasz się za każdym razem. Co cię do tego przekonuje? Wierzysz, że pojawi się ktoś inny, czy tylko wywiązujesz się z narzuconej roli? - drążył z czysta nonszalancją. Skoro otrzymał swoisty odpust win, pozwalał, by dziewczyna po prostu mówiła. Nie dając też osiąść ciszy między nimi zbyt długo. Znał zbyt wiele przypadków rozdarcia, jakie pożerało dotkniętych chorobą, kalectwem. Tych, doświadczonych wojną i walką - najmocniej. Niewiele było tam jednak drobnych, kruchych na pierwszy rzut oka dziewcząt, które z taką duma nosiły się z własną, przecież - pokaźnie skruszoną - egzystencją.
Ukazał zęby w szerokim, zaskakująco szczerym uśmiechu. Zupełnie, jakby naprawdę spodziewał się pytania. W końcu - jeszcze zanim podjął decyzję, rozważał kwestie zaistniałej sytuacji - Daleko mi do... działania pod wpływem litości. Myślałam, że akurat to sama stwierdzisz - coś jarzyło mu się w ślepiach - Lubię wszystko co ma koła - ciężko było nie zauważyć jasności rozbawionych iskier w śledzących ją oczach - potrafię odpalić wszystko co je ma - kontynuował, lekko unosząc brodę, by finalnie ostentacyjnie westchnąć. A chociaż w oczach wciąż tlił się zawadiaka, głos minimalnie opadł, oferując namiastkę powagi - lubię towarzystwo ładnych kobiet i jednocześnie drażnią mnie tchórze, którzy nie potrafią dotrzymać prostej obietnicy - wyprostował się ponownie, sięgając po filiżankę - To ci wystarczy? Mógłbym wymienić jeszcze kilka powodów, ale nie jestem pewien, czy jesteś gotowa ich wysłuchać - zakończył, wypijając część z trzymanej w dłoni kawy. łatwiej mu było skupić się na cudzej obecności, odsunąć na bok rozterki, jakie wciskały się pod skórę. I przypominały, jak wiele musiał jeszcze zrobić.
- Baletnica - rzucił bez namysłu, z marsem rzeźbiącym linię między brwiami - taniec - wzruszył ramieniem. Nie czuł nawet dozy niezręczności, nawiązując do czegoś, do czego byc może nie powinien - nawet na wózku poruszasz się lekko - mówił niezrażony, pewnie, kiedy przedstawiła swoją pisarską stronę. W jego postrzeganiu, wszystko się ze sobą zgrabnie łączyło. I jakby na potwierdzenie, prześledził linię ślicznej buzi, schodząc mniej ostentacyjnie niżej - widocznie pióro musisz mieć równie lekkie... skąd czerpiesz inspirację? - przeskoczył na nową ścieżkę równie zwinnie, robiąc pauzę, dopiero, gdy otrzymał pytanie zwrotne. Wargi rozciągnęły się połowicznie. Pochylił się nad stołem, wcześniej odsuwając na bok naczynie z napojem.
- Odpowiedź może być bardziej oczywista, niż mogłoby się wydawać - w końcu, to on przywiózł na miejsce chłopca, który miał być jej dzisiejszą randką. Prowadził, gdy pierwszy raz się spotkali. Nawet w wojsku wielokrotnie korzystano z jego zdolności prowadzenia pojazdów - ale uznajmy na potrzeby dzisiejszego spotkania, że jestem ochroniarzem.
@Chishiya Yue
but you do decide who owns who.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
Uniosła jasne spojrzenie, odszukując jego, a niewypowiedziane westchnięcie osiadło na jej płucach. Oczywiście, że temat jej rodziciela został dalej poruszony. Nie spodobało jej się wzmożone zainteresowanie ojcem, bo to ciągnęło za sobą kolejny, niewygodny dla niej temat. Co prawda z łatwością mogłaby przemilczeć zadane pytanie przez mężczyznę, aczkolwiek czuła podskórnie, że przy pierwszej lepszej okazji, wróci to, i w najmniej oczekiwanym momencie.
- Hm. Dla świętego spokoju. - odpowiedziała mu szczerze. Ustawione spotkania z przypadkowymi, w jej mniemaniu, chłopaczkami traktowała jak coś niezobowiązującego. Zwykłe odhaczenie w kalendarzu, ot co. - Po takim nieudanym spotkaniu, mam spokój na jakiś czas. Zero trucia ze strony rodziny, zero presji, że powinnam w końcu pomyśleć o założeniu rodziny, a przynajmniej na papierku. Wiesz, zawsze to lepiej wygląda, zwłaszcza w świetle interesów, jakie prowadzi ojciec. - wzruszyła szczupłymi ramionami, sięgając po kieliszek, by upić kolejny łyk słodkiego napoju bogów. - Jeżeli chodzi o romanse, to nie szukam ich. Wierzę, że jeżeli na mojej drodze pojawi się ten jedyny, to go rozpoznam od razu. - kłamstwo. Yue już od dawna porzuciła wiarę w niezapomniany romans na miarę ballad i nowel. Mogła marzyć i wyobrażać sobie nieskończone scenariusze, które następnie przenosiła na kartki papieru, ale była również realistką.
Nikt o zdrowych zmysłach nie pokocha kaleki i nie zwiąże się z nią z własnej woli.
Jednakże przemyślenia te zostawiła dla siebie, skryta głęboko w odmętach jej umysłu, z którymi nie zamierzała się z nikim nigdy dzielić.
- Nie znam cię, ani też motywów, jakimi się kierujesz. Każdy potrafi ubierać ładnie słowa i karmić innych najpiękniejszymi kłamstwami. Zwłaszcza takimi, które sami chcemy usłyszeć. Zakładnie maski i paradowanie w niej przed nieznajomymi jest zaskakująco łatwe. - dziwne, ale po ich pierwszym spotkaniu i nieprzyjemnym, pierwszym wrażeniu, rozmawiało jej się z nim wyjątkowo lekko i łatwo. Nie drażnił tak, jak tamtego felernego dnia. Nie irytował, ani też nie pociągał za nieodpowiednie struny, które wywołałyby nutę zdenerwowania.
Być może wieczór ten wcale nie będzie stracony, a zaowocuje w naprawdę interesującą konwersację.
Parsknęła pod nosem, ledwo widocznie, słysząc jego zamiłowanie do wszystkiego, co miało koła. Na myśl przychodziła jej tylko jednak odpowiedź:
- Dziwne masz fetysze. Ale nie oceniam. Każdy jakieś ma. - przechyliła głowę lekko w bok, a jasne kosmyki osunęły się kaskadą po porcelanowym ramieniu. Obserwowała go bacznie, zarówno każdy jego ruch, jak i drgnięcie mięśnia na twarzy. Próbowała go rozczytać; rozłożyć na mniejsze kawałki; wydobyć niewypowiedziane na głos informacje.
Teraz w nikłym świetle mrugających świec, jego twarz wydawała się zaskakująco przystojna. Silnie zarysowana szczęka, oczy w kształcie migdałów i ciemne brwi. W sumie nadawałby się na modela jednej z jej nowel. Nie wiedziała jeszcze w jakiej roli widziałaby go najlepiej, ale wyobrażenie policzków skąpanych w ledwo widocznym rumieńcu, błyszczących oczu od ekscytacji i drżenia ust w niewykrzyczanym jęku w jakiś pokrętny sposób pasowały do niego.
Tak, zdecydowanie pasował do roli modela.
Baletnica.
Uniosła brwi w zaskoczeniu. No proszę, zgadł.
- Interesujące. - nie zamierzała jednak ani potwierdzić jego słów, ani zaprzeczyć. Byłoby to zbyt łatwe. Wolała pozostawić tę małą tajemnicę dla siebie, i kto wie, być może kiedyś, w dalekiej przyszłości, o ile ponownie się spotkają jakimś cudem bądź za sprawą losu, otworzy się przed nim na tyle, by zdradzić mu ten jeden, mały sekret.
- Ochroniarz mówisz. Widziałam cię bardziej w roli mundurowego. Policjanta być może. Masz twardy, sztywny chód, jakby wyuczony na potrzeby codziennej musztry. - odparła lekko, prostując nieznacznie plecy, by zmienić nieco pozycję. Wątpiła, by również i mężczyzna uchylił przed nią rąbek swego prywatnego życia. A ona nie zamierzała naciskać. Były to rzeczy, które nie miały zostać wypowiedziane tego wieczoru.
- Hmm.... Inspiracje. - zamyśliła się, zastanawiając, na ile może pozwolić sobie na szczerość w tym temacie. Uśmiechnęła się jednak po chwili. - Z życia. Z mijanych ludzi na ulicy. Z osób, które widuję po drugiej stronie ekranu. Sytuacji, których jestem świadkiem, choć niekoniecznie biorę w nich udział. Potem wystarczy ubrać je w ładne słowa, pozwolić, by wyobraźnia sama działała, a reszta tworzy się sama. Kto wie... - uśmiechnęła się bardziej - ... być może zostaniesz bohaterem jednej z mych opowieści? Dzielny rycerz, a może król demonów. Może ronin, albo król krainy zmarłych. - postukała lekko palcem w policzek, który opierała na dłoni.
- Swoją drogą, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wciąż nie znam twojego imienia.
@Shogo Tomomi
Shogo Tomomi ubóstwia ten post.