Pomieszczenie nieduże, bardzo jasne, zaprojektowane w minimalistycznym klimacie... który dostrzec można w wejściu. I tylko w wejściu. Im dalej sięgnąć wzrokiem, tym więcej sygnałów, że miejsce stanowi prawdziwie artystyczną przestrzeń. W centrum sztaluga, komplet jeszcze nienaciągniętych płócien, niedokończonych obrazów, rysunków, poskładane farby, szkicowniki i narzędzia rysownicze w najszerszej, możliwej postaci. Wysoka półka z szafą, zapewne mieści komponentów jeszcze więcej. Jest też miejsce na stolik herbaciany z dwoma siedziskami, biurko z komputerem i tabletem graficznym. Podłoga opowiada historię malowanych kropel, które - w dziwny sposób - wciąż wydają się tworzyć pewien wzór.
Powoli, usiadała naprzeciw ducha, podsuwając wyżej przydługie rękawy materiału, tym samym, kopiując gest Nakamury, odsłoniła wewnętrzną część lewego przedramienia, w nieokreślony sposób chcąc, by cięcie pochodziło bliżej serca. A to zdawało się słyszeć jej myśli, obijając się w piersi znowu mocniej, głośniej, szumiąc echem aż w skroniach, gdy pochyliła głowę w milczącej zgodzie. Szum rozgorzał w uszach tym bardziej wtedy, gdy zgodnie z prowadzonymi ją słowami, smukła, chodź krótka linia cięcia zalśniła czerwienią, a szkarłat liter jej tożsamości, zajaśniał na skórze jej ducha. Tak, jak ona właśnie została jego medium - Ejiri Carei - jak personalne echo, powtórzyła za duchem swoje własne imię,
Naprzemiennie chłód i gorąc przenikał skórę i miejsce , w którym zapaliły się ich nazwiska. Czuła przejmujące dreszcze, gdy dopełnili całości porozumienia. Raz podjęta decyzja, nigdy nie umykała jej woli. Tę, zdawała się mieć o wiele silniejszą, niż kruche ciało. Kilka kropel słabości owinęło ją, niby poranna mgła. Przymknęła powieki, wciągając ze świstem chłodne, nocno-świtające powietrze. Otworzyła powieki w momencie, gdy głębokie ślady na skórze towarzysza zasklepiały się, kryjąc tajemnicę licznych ran - Mam nadzieję...że dobrze się czujesz? - dopytała, powoli, podnosząc się z klęczek. Usiadła chwiejnie na brzegu łóżka, chcą uspokoić kołatanie serca. Musiała teraz przekalkulować wszystko. Poukładać. I zadbać, by Nakamura...rzeczywiście spełnił swój cel. Ale najpierw zadbać musiała o oczywistości. Musiał mieć gdzie mieszkać. I mieć z nią kontakt - Przez... przez jakiś czas będziesz spał u mnie. Pomogę coś znaleźć i... mam stary telefon. Wciąż działa. Na pewno na początek to wszystko, potem... - zawahała się - powiem, że jesteś moim wujkiem, rodziną - przełknęła ślinę. Kręciło jej się w głowie, chociaż nie była pewna, czy był to skutek samych wrażeń, czy efekty kontraktu. A mimo to, od bardzo dawna czuła się bezpiecznie.na tyle, że sen na nowo próbował wtargnąć w jej ciało - Odpocznij też - dodała jeszcze ciszej. Stawiali właśnie zupełnie nowe kroki na ścieżce, skrzyżowanych losów.
| zt x2
@Nakamura Kyou
Nakamura Kyou ubóstwia ten post.
Był przyzwyczajony do odwiedzania tych lepszych dzielnic Fukkatsu, chociaż ta naprawdę każda była lepsza od Nanashi. Zazwyczaj klienci zabierali go z klubu, chociaż zdarzały się takie sytuacje, jak ta, że dostawał wiadomość z adresem i datą spotkania. Czasami zastanawiał się na ile praca poza bezpiecznym lokalem, w którym zapewnioną miał ochronę, jest dla niego bezpieczna, ale ostatecznie decydował się na ryzyko, które wiązało się z sowitą zapłatą.
Stanął przed drzwiami, wysuwając z kieszeni granatowej kurtki dłoń, odzianą w czarną, skórzaną rękawiczkę, po czym ostrożnie nacisnął dzwonek. Odrobinę nieswojo czuł się bez swojego płaszcza, tak dla niego charakterystycznego, ale nadal nie miał czasu na zeszycie rozdarcia, które powstało jakiś czas temu, podczas przygody z Eri. Uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie, bo nawet jeżeli kobieta napędziła mu wtedy niezłego stracha, to ostatecznie okazała się całkiem miła.
Odgarnął i przygładził kilka kosmyków jasnych włosów, które wymknęły się podczas wędrówki, psując fryzurę. Zazwyczaj pozwalała włosom żyć własnym życiem i niesfornie okalać mu twarz, falując we wszystkich kierunkach. Na tę okazję wygładził je i utrwalił, zaczesując wszystkie do tyłu.
Prawdopodobnie nie wytrwają w tym ułożeniu długo, ale chociaż przez chwilę będzie miał satysfakcję, że zrobił coś ze swoim wyglądem i odrobinę się postarał. W wiadomości nie było nic o tym, jak ma wyglądać czy w co się ubrać, więc uznał, że ma całkowitą dowolność w tym zakresie.
Przestąpił z nogi na nogę i jeszcze raz pospiesznie zerknął na wiadomość w telefonie, żeby się upewnić czy dobrze trafił. Wyglądało na to, że niczego nie pomylił, ale to nie był jeszcze czas na odetchnięcie z ulgą, bo póki co, nikt mu jeszcze nie otworzył.
Pociągnął nosem i rozejrzał się dyskretnie, a gdy już miał zadzwonić po raz drugi, drzwi otworzyła mu drobna dziewczyna, prawdopodobnie w podobnym wieku. Odszukał jej spojrzenie i przekrzywił lekko głowę, podczas gdy na jego jasnej twarzy zaczął pojawiać się delikatnych uśmiech. Okazało się, że otworzenie drzwi wcale nie pomogło i był jeszcze bardziej zdezorientowany, niż wcześniej.
一 Witaj. Jestem Inka. Czy to ty do mnie napisałaś? 一 zapytał niepewnie, chociaż dalej lekko się uśmiechał. Dziewczyna była drobna, mniej więcej w jego wzroście i bardzo śliczna. Nie wyglądała jak jego typowi klienci. Co prawda spotykał się czasami z kobietami i to one głównie zapraszały go do siebie, bo krępowało je pojawianie się w domu publicznym lub w klubie, ale zazwyczaj były starsze i wyglądały mniej niewinnie.
Naturalnie nie miał zamiaru pytać o powody, dla których zdecydowała się, o ile to nie pomyłka, spotkać, chyba że sama będzie chciała o tym porozmawiać. Widział i słyszał w swoim krótkim życiu wiele, więc wątpił by coś go zdziwiło. Był dobrym słuchaczem, chociaż bywały osoby, które w ogóle nie chciały rozmawiać, woląc ograniczyć się do samej bliskości fizycznej lub takie, które wydawały jedynie sztywne polecenia. Potrafił dostosować się do każdego człowieka i każdej sytuacji. Na tym polegała jego praca, w której miał już kilka lat doświadczenia.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Nakamura Kyou gardzi postem aż przykro.
Przekręciła głowę, pozwalając, by czerń rozpuszczonych włosów rozsypała się na policzki i nos. Odetchnęła głębiej, starając się zdmuchnąć długie pasma, przysłaniające widok telefonu i wiadomości, którą zdążyła przeczytać tyle razy, ze niemal znała ją na pamięć. Data i godzina. Czas trwania, płatność z góry i ewentualna możliwość przedłużenia sesji. Odetchnęła raz jeszcze, w końcu podnosząc się, poprawiając przy tym zapinaną w pasie spódnicę w kolorze ciemnego bordo i bielącą się koszulę, której rękawy zdążyła podciągnąć, by przypadkiem nie przeszkadzały podczas pierwszych szkiców. Wiedziała przecież, że praca, którą miała stworzyć będzie wymagała więcej niż jednej sesji. Czy będzie potrafiła sprostać wymaganiom profesjonalisty?
Niemal podskoczyła, gdy u drzwi usłyszała pukanie. Podniosła się w pośpiechu, zanim jednak dotarła do wejścia, wciąż boso wsunęła się do pracowni, sprawdzając po raz setny, czy wszystko było na miejscu, gotowe do działania. Na stoliku kuchennym zostawiła też szkicownik, w którym miały powstać pierwsze rysunki, próbnie ustalając, co właściwie będzie źródłem obrazu. Kiedy w końcu stanęła u drzwi, wzięła kolejne dwa oddechy. To miała być jej praca. Ich. Nie mogła się wycofać, dlatego miejsce w pierwsi wydawało się uderzać w rytm powtórzonego pukania.
Zamarła na moment, w końcu mogąc zobaczyć swego anioła, jak w duchu zdążyła nazwać. Miałą świadomość, że każdy z modeli cechował się wyjątkowością urody na bardzo wiele sposobów, ale chłopak, który przed nią stanął, wydawał się pochodzić z jakieś baśni - Jesteś piękny - wymsknęło jej się na powitanie, czując jednocześnie, jak do lic zakrada się ciepło i zdradliwa czerwień wstydu - Tak, to ja, przepraszam... miło mi cię poznać, jestem Eji - dodała w końcu bardziej przytomnie, nerwowo zakładając pasmo włosów za ucho i odwzajemniając lekki uśmiech - wejdź, proszę - odsunęła się od wejścia dając przestrzeń, spoglądając przelotnie na swoje bose stopy. Czy powinna ubrać się bardziej oficjalnie? Z wahaniem, przymknęła drzwi, gdy gość znalazł się w środku.
- Chcesz... się czegoś napić? Potrzebujesz czegoś? - spojrzała w stronę otwartej kuchni - I może od razu uprzedzę, że... że robię to pierwszy raz - uniosła barki, spinając się i spoglądając w zakłopotaniu w dół, znowu na bose stopy. Czerwień na policzkach, prawdopodobnie rozlała się jeszcze głębiej. Znała się na malowaniu, kochała rysować, nigdy nie mając z tym większego problemu. A dziś czuła się jak prawdziwa nowicjuszka - przepraszam, za moją niezręczność - kontynuowała, przymykając na moment powieki - zapewne łatwiej ci...pracować z bardziej doświadczonymi - uniosła wzrok, szukając jasnego spojrzenia chłopaka - ale mam nadzieję, że też nie będziesz żałował - zakończyła pewniej, posyłając Ince ciepły, nieco luźniejszy niż początkowo uśmiech. Czy ktoś mógł ją winić za takie przejęcie?
@Inamori Kaoru
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nie czuła się najlepiej. Cały dzień zdawał się dziwnie płytki, rozwleczony, mdły. Nie była w stanie jeść, z uczelnianych zajęć zwolniła się wcześniej, chcąc szybciej znaleźć się w mieszkaniu. Niepokój szarpał myślami, jak rozjuszony pies, od nowa wracając do postaci Kyou. Jej kontrahenta, z którym - nie miała ostatnio kontaktu. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał, a to budowało coraz silniejsze poczucie zaciskającej się na krtani pętli. Zdarzało się już, ze znikał na jakiś czas, ale - wiedziała, ze wszystko było w porządku, ze zajmował się sprawą, do której - jej samej, dostępu nie udzielił. Chociaż bardzo chciała pomóc. Jak echo, odbijały się słowa z kwietnia, które - mimo wyjaśnień, nie umiała zapomnieć. Czy gdyby yurei zawiązał kontrakt z kimś silniejszym, całość dochodzeń toczyłaby się skuteczniej?
Zatrzymała ołówek, który - dopiero zauważyła, zaciskała tak mocno, że złamała grafit, szorując po kartce, ukruszoną końcówką i rozmazując oblicze postaci, które w napierającej rozpaczy rysowała. Równie z opóźnieniem zorientowała, czyj profil tak niefortunnie rozdarła, przekłuwając źrenicę spoglądającą na nią przepraszająco.
- Kyou... - wyszeptała, unosząc dłoń, chociaż palce wciąż bieliły się od siły, z jaką oplatała niewielki rysik. Wilgoć łez pękła pod powiekami, dokładnie w momencie, gdy ból rozdarł jej umysł tak przeraźliwie, że przez płytki oddech, uleciał krzyk. Świat zawirował, obraz sprzed oczy zamazał się, pulsując jak uderzenia dzwonu, co rozbijał kolejne fragmenty czaszki i leciał w dół, niżej, wsiąkając w ciało i drąc żyły. Twardość i nagły chłód pod policzkiem dał znać, że upadła na podłogę i coś na kształt miękkiego ciężaru zaległo jej na plecach, piszcząc przeraźliwie. Łapanie oddechu przychodziło z trudem, z piekącym przeświadczeniem, że wdycha opiłki szkła, rozsypujące się wokół jak burza.
Ciemność opadała i odchodziła, uderzając światłem pęczniejącym w głowie i kurczący się do pyłku, cięższego niż czarna dziura. Nie liczyła czasu, który w końcu dał jej szansę uchylić powieki. Kocur, ocierał się o jej rękę, w panice zapewne próbując rozumieć, co się z nią działo. Kręciło jej się w głowie, i gdyby nie fakt braku zawartości w żołądku, zwymiotowałaby wszystko. Rozbiegany wzrok osiadł na wilgoci pochodzącej z przewróconej i rozbitej szklanki herbaty. Szkarłat jak kropelki atramentu, rozmazywały się na podłodze, odsłaniając rozcięcie na nagim przedramieniu. Z trudem, wyciągnęła drżące palce, odnajdując komórkę, częściowo również zalaną bladoróżowym już płynem. Ból nie przerywał swojej fali, z wysiłkiem, wysłała wiadomość, do jedynej osoby, którą szaleńcze myśli ściągały i była w stanie zrozumieć, co się działo. Brat. Jeszcze brat?
Jiro
Odetchnęła płytko, niemal z ulgą, gdy pazury cierpienia rozmiękły na chwilę, a mrok porwał ją w ramiona. Wilgoć rozmazywała się już słoną strużką, przez policzki, znikając mieszanymi kroplami w potarganych włosach. Nieprzytomność wyrywała ból, który uwiesił się jej umysłu i połączonego z nim, leżącego bezwładnie ciała.
@Hasegawa Jirō
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Jirō, przyjdź, proszę do mojego mieszkania
dzieje się coś paskudnego
nie zostawiaj mnie samej, błagam
Nie zawracał sobie głowy odpisywaniem, podobnie zresztą jak podchodzeniem do bramy ogrodzonego osiedla, przełażąc nad siatką w pierwszym lepszym miejscu, które dopadł. Miał szczęście, że nie było pod napięciem. Upewnił się, że w zasięgu wzroku nie miał też ochroniarza, który z uporem maniaka, już od czasów ich pierwszego spotkania, próbował nasłać na niego policję i ruszył w końcu w stronę bloku.
Miał zapasowy klucz do drzwi, to było oczywiste. Mniej oczywistym było to, gdzie ten cholerny klucz aktualnie był. Walał się po kieszeniach zawsze, gdy nie był potrzebny, a gdy miała nadejść jego chwila chwały, oczywiście zniknął. Jiro przygryzł wargę w przypływie chwilowego zawahania. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi. Może właśnie to dało mu impuls do działania. Złapał za klamkę i przywalił barkiem w drzwi. Za pierwszym razem powitał go nieprzyjemny zgrzyt metalu, jednak za drugim, zdecydowanie mocniejszym uderzeniem, drewno poddało się, pozwalając mechanizmowi wygiąć się na tyle, by nie stanowił już większej przeszkody. Kilka większych drzazg posypało się na ziemię w powitalnym geście, gdy Jiro wszedł do mieszkania.
Drzwi wygięły się w futrynie na tyle, że nie dało się ich ponownie zamknąć, więc zostawił je wyłącznie przymknięte.
– Carei? – rzucił w przestrzeń.
Czuł, że nie powinien się odzywać. Powinna go usłyszeć już dawno, a tymczasem w mieszkaniu panowała cisza, niezakłócana żadnymi dźwiękami sugerującymi, że ktokolwiek tu przebywał. Poza kotem, bo jego zaniepokojone miauknięcia usłyszał od razu. Z narastającym uczuciem niepokoju i obracanym w dłoni nożem ruszył za nawoływaniem zwierzaka.
Coś paskudnego w jego wyobraźni natychmiast przybierało kształty realnego zagrożenia, kogoś lub czegoś czającego się w tej pustce i ciszy, czekającego na najlepszą okazję, by zaatakować lub uciec. Mimowolnie obejrzał się na niedomknięte drzwi, by w końcu ruszyć do pracowni.
Widząc nieruchome ciało na ziemi, od razu zapomniał o potencjalnym zagrożeniu. Nie rozejrzał się nawet po pomieszczeniu, wbijając rozszerzone z zaniepokojenia źrenice w Carei. Oddychała, zauważył to jeszcze chwilę przed tym jak znalazł się tuż obok niej, na kolanach, nie zwracając uwagi na walające się dookoła szkło.
– Carei, wstawaj, nie strasz nas.
Głos mu zadrżał, czego się zupełnie nie spodziewał, będąc pewnym, że ma nad wszystkim kontrolę. Zwłaszcza, że właśnie przeczesywał dłonią włosy kogoś, kogo sam chciał zatłuc i doprowadzić do podobnego stanu. Na jego dłoni nie znalazła się ani kropla krwi, więc mógł chociaż wykluczyć poważniejszy uraz głowy - i przede wszystkim tego swojego urojonego napastnika.
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Żołądek zacisnął się, piłując napierającą mdłością i rozchodzącym się po ciele, piekącym bólem. Wrażenia uchwycone przez zmysły napływały losowo, to wiercąc niezidentyfikowanym zgrzytem, to rozpaczliwym piskiem ocierającego się o nią ciepła, to znowu szumiącym dźwiękiem cudzego wołania. jej imię kołysało się na skraju świadomości, gotowe do uchwycenia, ale wciąż odległe. Szum niósł ze sobą piekąca potrzebę wybudzenia, odpowiedzenia na prośbę, którą nieprzytomne ciało i zamglony umysł chciały spełnić.
Chłód jako pierwsza tknął świadomość, rozdzierając zasłonę przytomności. Zdrętwiałe palce zgięła sztywno, czując nad sobą obecność i szorstkie dłonie, wplecione w rozsypane w wilgotnym warkoczu włosy. Mimo rozmazanej prośby, ociężałe ciało nie chciało się poruszyć, ale rzęsy zafalowały, przeganiając zalegający mrok. I mimo, że w zwykłych okolicznościach, pobliźniona, męska twarz nie byłaby powodem do radości, Carei zalała przytłaczająca wręcz ulga, wynurzając z ogarniającej słabości.
- J-jesteś, przy... przyszedłeś - wydukała nieskładnie, starając się zmusić ciało do ruchu. Uniosła wolno głowę, wywołując nagły zawrót i tańczący mroczkami festiwal plam przed oczami
- Kyou... - ciężkość zaległa w gardle, pętlą obejmując wypowiedziane imię. Zebrała siły unosząc ciężar ciała, zapierając się na łokciu i zaszklony wzrok kierując na palące bólem przedramię. Rozmazane smugi szarości, rozcieńczonego szkarłatu i herbacianej wilgoci tworzyły z rozbitym szkłem namiastkę wywołanego chaosu
- Coś... coś mu się stało - jak w zwolnionym tempie widziała samą siebie, dźwigającą się do siadu, by z rozcapierzonymi paliczkami, zanurzonymi w nieładzie podłogi, przechylić się w stronę Jiro, lądując czołem, opartym gdzieś o męskie przedramię
- Źle się czuję - wybełkotała, przymykając oczy, gdy ciało postanowiło nabawić się zginającej łokcie miękkości. Ciemność raz jeszcze wchłaniała, nawet gdy artystka próbowała uwiesić się przytomności, jak tonący deski. Palce jednej wczepiły się w miękki materiał braterskiej bluzy, nie rozumiejąc czemu nagle wszystko brzydko rozmazało się w hałaśliwej kakofonii zmielonych boleśnie bodźców.
- Gdzie jest Jiro? - wymruczała cicho, nieprzytomnie, gdzieś pomiędzy mrugnięciem, a ziejącą przed powieką paszczą przepaści, w której nawet zastanawiała się, czy nie utonąć. Na trochę, zanim wyszarpana nagle rana, z odkrytą tkanką serca, nie zagoi się.
@Hasegawa Jirō