Park położony w zachodniej części Centrum, blisko granicy z Kolorową Dzielnicą. Szczyt popularności osiąga w letnich miesiącach – to właśnie wtedy szukający ochłody ludzie lgną do licznych fontann oraz sadzawek, kryją się w cieniu rozłożystych akacji, strzelistych cyprysów i ażurowych pawilonów. Na jego terenie odbywa się wiele różnych wydarzeń kulturowych od wystaw sztuki, przez niewielkie koncerty, aż po całe, trwające nawet parę dni, festiwale. Lokacja uchodzi za dość gwarną, jednak wytrwali miłośnicy spokoju również znajdą dla siebie miejsce pośród kolorowych kwiatów i bujnych krzewów pochodzących z regionu Azji Południowo-Zachodniej.
Minął pełny miesiąc, odkąd znów mógł cieszyć się namiastką prawdziwego życia, widzieć świat w jego naturalnych kolorach, dostrzegać wyraźne twarze ludzi, nierozpływające się nieregularne kształty sylwetek. I przede wszystkim: skupić się na pięknie otoczenia, nawet, jeśli późna jesień ogołociła już z liści wszystkie drzewa, a rośliny zapadły w sen zimowy. Nie musiał już uciekać wzrokiem od kolejnego ducha, który wyglądał jakby wpadł pod rozpędzony pociąg (i nie zdziwiłby się, gdyby właśnie taka była przyczyna śmierci danego widma). Najgorsze jednak było to, że przez swoją rozpoznawalność, pojawianie się ot tak na mieście mogło stać się co najmniej problematyczne. Kiedy tylko dorwał się do sieci, korzystając z chwili, w której Senzaki nie strzegł telefonu niczym cerber wzroczący po greckich umarłych, od razu sprawdził wszystkie wiadomości, które dotyczyły jego osoby, a konkretniej wydarzeń sprzed dwóch lat. Zobaczył chyba nawet więcej niż chciał, łącznie ze zdjęciami robionymi zaraz po postrzale.
Zastanawiał się, co powie, kiedy wreszcie ktoś go zauważy i skojarzy. To była tylko kwestia czasu – niewiele było osób, które po spojrzeniu na niego, w ogóle nie wiedziałyby, kim jest. Nawet ci najmniej zainteresowani muzyką czy filmem choć raz mieli okazję przelotem widzieć go gdzieś na plakacie, w czasopiśmie, reklamie. Był zresztą rozpoznawalny nie tylko w Japonii, więc taktyczna emigracja nie wchodziła w grę. I tak jego cel związany był z tym miejscem, wręcz z tym konkretnym miastem. Wmawiał sobie więc, że jakoś to będzie. Ale na pewno nie zamierzał siedzieć w zamknięciu i ładnie wyglądać tylko dla czterech ścian i typa, który momentami wydawał się powoli żałować decyzji o zawarciu kontraktu. Momentami Hayate zaczynał sądzić, że nie był to ruch przemyślany, a raczej wykonany w ramach żartu.
Najlepszym miejscem na zebranie myśli zawsze były dla niego lokacje podobne do tej. Miał zresztą z tym parkiem wiele miłych wspomnień – często pojawiał się tu na eventach, kilka razy sam organizował tu koncerty, a panujący zazwyczaj gwar, jakby przyniesiony z Karafuruny, zamiast go odstraszać, przyciągał jeszcze mocniej. Teraz jednak było cicho, a przez brak zieleni – szaro i zimno. Przysiadł na murku okalającym jedną z fontann, teraz wyłączonych ze względu na nadciągającą zimę i coraz częstsze minusowe temperatury. Zsunął z głowy głęboki kaptur jasnego płaszcza ozdobionego misternymi wzorami, z daleka niemal niewidocznymi przez barwę podobną do reszty materiału. Ujął w obie dłonie łodyżkę lilii, przed zakupem której po prostu nie mógł się powstrzymać. Pochylił się delikatnie nad kwiatem pasującym do jego tęczówek i cicho zaciągnął się zapachem, przymykając powieki. Uwielbiał ten zapach, jak i samą roślinę. Mnogość kolorów, w jakich występowały płatki, wzory, które pojawiały się u niektórych gatunków. Pasowały do niego, albo to raczej on pasował do nich. I wreszcie znów mógł podziwiać ich piękno.
@Ejiri Carei
Nie znajdując ujścia, miotała się, nawet ze ścieżkami, które zazwyczaj prowadziły ją w te same, znajome miejsca. A dziś, nie wiedząc kiedy, zawędrowała do parku w centrum. Niewiele razy pojawiał się w tak - zazwyczaj - obleganym miejscu. Jej kroki nie natrafiły jednak na tłum. Pojedyncze, skulone od chłodu sylwetki, tylko przemykały jak cienie, pozostawiając całą urokliwość ...dla niej.
Nie. Nie dla niej.
Zatrzymała się w półkroku dostrzegając zjawisko, które przegnało cienie, tak licznie oblegające jej głowę. Jak urzeczona, tkwiła w miejscu, gdzieś w połowie drogi do położonej w centrum fontanny. Półmrok jesieni, i pustki szyderczo ścigające gołe gałęzie drzew, tylko podkreślały wyjątkowość, istoty, która przysiadła na brzegu murku w centrum. Westchnęła, roztaczając wokół ust białą mgiełkę oddechu. Nie odrywając wzroku, od jasnych jak śnieg włosów mężczyzny, sięgnęła dłonią do torby, by zgrabnie, wysunąć szkicownik. Nie widział jej chyba, pogrążony w refleksji i Carei nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nieznajomy, był manifestacją jednego z bóstw czy youkai. Jaki był jego cel? Czym zasłużyła sobie na jego oglądanie? Nie wiedziała, ale nie potrafiła walczyć z atakującą ją, kwintesencją piękna. Z niemal drżącą od wrażeń ręką na szkicowniku, drugą, już sięgała po zanurzony w czerni ołówek. Jakoś nieprzytomnie, jak upojona obecnością fanka, przysiadła na brzegu fontanny, nieco z boku, mając idealnie profil nieznajomego przed sobą. Pochyliła się nad własnymi kolanami, rozciągając gładki materiał długiej spódnicy, by zrobić miejsce i z precyzją zacząć kreślić kolejne linie, które kradła ze światła bijącego od siedzącego niedaleko Natchnienia. Odrzuciła na bok długi, luźny warkocz czarnych włosów, czując, jak zsuwa się coraz mocniej z ramienia. Przetarła od niechcenia zaróżowiony od chłodu, wiatru i emocji - policzek. Poprawiła kołnierz dopasowanego płaszczyka w kolorze głębokiego burgundu i odsunęła rękaw, by materiał nie rozmazywał powstałych już na kartce, grafitowych muśnięć. Jaśniejący niewinnością kwiat pozostawiła na koniec, niby dopełnienie, gdy smukłe dłonie niemal wychylały się z bieli artystycznego pergaminu, by chwycić końcówkę ołówka.
Nie była też pewna, w którym momencie uderzyła ją intensywna barwa fiołków, którą zderzyła się z jej własnym - Dziękuję - nieświadomie wyszeptała, wdzięczna nieznajomemu za odsłonięcie całej gamy mieniących się świateł z jasnych, chociaż smutnych oczach. Śledziła linię rzęs i kształt warg z jakimś zaskoczeniem, czując płynące z tego tytułu ciepło. Grafitowe kreski, niewiele miały wspólnego z tym, czego natchnieniowo doświadczała. Brakowało jej kolorów, których pełna była jej pracownia, od nowa zastanawiając się, jakiego połączenia użyć, by uzyskać najbardziej idealny kształt fioletu. Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno przechylenie głowy i jej delikatny uśmiech w odpowiedzi, by zamarła, orientując w końcu - co właściwie robiła. I że jej Natchnienie było już zdecydowanie świadome jej bezczelnego działania. Wciągnęła powietrze przez nos, niemal się zapowietrzając. Miewała już kłopoty, traktując jej fascynację, jak obsesję, nie do końca rozumianą dla obcych, w twórczej kategorii. Uniosła głowę i z wahaniem, zmierzyła ciemnymi tęczówkami, konsekwencją popełnionego czynu.
@Saga-Genji Hayate
W jego głowie panował chaos. Tyle niepoukładanych myśli, spraw do załatwienia. Powinien odwiedzić rodzinę, w końcu wśród bliskich w jego części klanu nie było wielu medium, z którymi mógł kontaktować się podczas długiej wędrówki w zaświatach, a ci, z którymi rozmawiał, zobowiązali się zachować tajemnicę o pozostaniu duszy Hayate na granicy światów. Miał ochotę wrócić do dawnych zajęć – aktorstwa, śpiewu, tańca, do pojawiania się na wszelkich ważnych wydarzeniach miasta. Do życia, które mu odebrano.
Dopiero po chwili zauważył kogoś tak blisko siebie, gdy delikatnie uchylił powieki i nieznacznie obrócił głowę w jej stronie, zwabiony subtelnym, ale wpasowującym się w jego gusta zapachem. Była pogrążona w pracy, kreśląc na kartce coś, czego nie mógł dokładnie określić znajdując się w takiej pozycji, ale nie chciał wykonać teraz żadnego gwałtownego ruchu, jakby obok niego przycupnął kruchy motyl, a nie młoda kobieta. Przyzwyczaił się do tego, że mało kto jest w stanie go dostrzec poprzez subtelną zasłonę oddzielającą rzeczywistość od Kakuriyo, więc i teraz jeszcze przez chwilę tkwił z nawarstwiającą się myślą, że i ta drobna istotka zajęta własnymi sprawami nie dostrzega ducha koło siebie. Kiedy jednak nieznajoma odwróciła twarz w jego kierunku, zszedł myślami na ziemię, przypominając sobie, że przecież zdobył swój upragniony kontrakt i jest jak najbardziej materialny. Słysząc jej głos, uśmiechnął się łagodnie, choć wciąż milczał, teraz tylko nieco bardziej z ciekawości odchylił głowę, żeby móc zerknąć na kartkę w szkicowniku.
Lubił sztukę w każdej postaci, w końcu sam był artystą, choć zdolności na tym polu w przypadku jasnowłosego objawiały się zupełnie inaczej niż poprzez tworzenie cudów za pomocą kolejnych pociągnięć ołówka czy pędzla. Często za życia podziwiał najróżniejsze prace w galeriach czy na wystawach i żałował, że sam do szkicowania nie potrafił się zabrać. Być może, gdyby poświęcił temu zajęciu trochę czasu, nauczyłby się i tego, jednak o wiele bardziej wolał zwrócić swoją uwagę na doskonalenie się w zakresie aktorstwa, muzyki czy poznawaniu innych języków.
– Cudowny szkic – odezwał się wreszcie z wyraźnym uznaniem w głosie. Odgarnął z twarzy pasmo włosów, które zsunęło się podczas trwania w tym bezruchu i lekko wyprostował czując, że kark mu nieco zesztywniał od jednej pozycji. Oparł łodyżkę trzymanego kwiatu o swoje udo. – Długo zajmujesz się rysowaniem? Jest jak żywy i te drobne, acz rzucające się w oczy detale… – Aż ciekaw był, jak obraz wyglądałby w kolorze, na płótnie. Pojawiał się na wielu fotografiach, bywał też przedmiotem napędzającym fanowską twórczość, ale tu widział nic innego niż po prostu pasję, w którą nieznajoma wkładała swoje serce. Nie miał nic przeciwko zostawaniu uwiecznionym w jakiejkolwiek formie – przyzwyczajony był zresztą do śledzących go oczu czy soczewek aparatów. Uwielbiał być w centrum uwagi, nawet, jeśli aktualnie jeszcze choć przez chwilę wolał znajdować się w cieniu.
@Ejiri Carei
Rozkojarzenie, które towarzyszyło jej po wyjściu z biblioteki, jak migrenowe symptomy burzy, coraz silniej dawały jej się we znaki. Kiełkujące pod powiekami zniechęcenie, nadawało jej sennej aury, a jednak, zamiast znaleźć się na znajomej ścieżce do mieszkania, kroki zaprowadziły ją dalej, niemal czytając z humoru autorki, co właściwie miało się wydarzyć, by zmienić nastrój. A tym stała się kropla weny, która uderzyła z mocą, która rozchyliła szeroko i ciemne źrenice i jej uwagę, na zjawisko przycupnięte nieruchomo - niemal od niechcenia - przy niemal pustej fontannie. Oczy przymknięte, to zapowiedź, zaproszenie. Nikt, kto patrzył nie mógł zabronić, wycofać się, odmówić. Usiadła wiec po cichutku, z sobie znajomą nie-nieśmiałością, wysuwając grafitowe ołówki i pergamin szkicownika, opatrzonego zielenią soczystą i smukłym symbolem podarku Minamoto.
Przez palce przesuwał się dreszcz, gdy pierwsze kreski, jak zapowiedź deszczu, ścigają na bielącej się karcie, dołączając kolejne, wyłaniając w końcu profil męski, tak podobny do tego żywego, usadzonego na odległość dwóch ramion splecionych. A gdy wydaje się, ze ostatnim co pozostało, to skroplenie kolorów, które nijak nie chciały powstać z grafitowych cieni, słodkie wibrato głosu przecina powietrze. Dłoń zamarła, trafiając na barierę własnej świadomości - Och - wydusiła z siebie elokwentnie, przyłapana w końcu na uczynku niecnie niewinnym - ukradłam nieco pańskiego uroku, stąd cud. To wciąż pańskie oblicze, widziane moimi oczami - odpowiedziała w końcu, a na kolejne słowa usta łagodnie rozchylają się w uśmiechu - odkąd pamiętam - zdradziła wcale nie tajemnicę. Głowę przechyliła na bok i do przodu nieco, by móc nieco dokładniej, spojrzeć na nieznajomego - to wciąż żywotność, tchnienie, które pochodzi od pana. Ja prowadziłam tylko kreskę, tam gdzie chciała pójść. Jak się widzi takie piękne, natchnienie samo mówi, jakiego cudu użyć. A ja lubię go słuchać - gdzieś znika sztuczność pierwszych spotkań, czy niezręczność powitań. To, umyka gdzieś w zakamarki i obserwuje rozgrywkę słów - pan powinien być przyzwyczajony do takich... natchnień? - gdzieś z tyłu głowy, głos socjalizujący ją ze społeczeństwem, szepce, że nieznajomy jest kimś, kogo znać powinna. Zbyt długo jednak zamykała się we własnej głowie, za wysokie mury postawiła, by wyjrzeć, by przez ostatnie lata, umieć choćby rozmawiać komunikatorem społecznościowym. Nieświadoma sławy, a zarazem tragedii, jaka otaczała Hayate, w głowie, pojawiały się tylko cienkie, niewiele podpowiadające nitki tożsamości, które odsuwała notorycznie, pociągając te, które jawiły jej obraz i spotkanie - nienaruszonym popularnością.
@Saga-Genji Hayate
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Niczego jej nie obiecywał, ale pojawił się na czas. Nie miał na sobie yukaty, bo wrodzona upartość nakazywała mu trzymać się swoich przekonań, nawet jeśli miał jeszcze pół dnia, by zorganizować sobie właściwy strój. Poniekąd wyróżniał się na tle upstrzonych odświętnymi strojami mieszkańców, ale ten kontrast nie robił na nim żadnego wrażenia. Niezmiennie to intensywnie czarne ubrania okrywały jego ciało, choć ciągnęły ku sobie jeszcze mocne, popołudniowe słońce. Nie powiedziałby, że się do tego przyzwyczaił, bo w trakcie ich spaceru na festiwal, zdążył już skomentować pogodę kilkoma soczystymi bluzgami; tak dla zasady. W luźnym tank topie i tak był w stanie przeżyć ten upalny, letni dzień. Razem musieli wyglądać dość dziwnie – a raczej to on nie wzbudzał zaufania ludzi, gdy pchał naprzód wózek z wątłą dziewczyną, przeciskając się pomiędzy ludźmi i wystawionymi stoiskami. Wyglądali jak swoje przeciwieństwa, co zrozumiał, przyłapując niektórych na zbyt intensywnym gapieniu się, a wtedy Yakushimaru nie omieszkał odpowiedzieć im nieprzyjemnym spojrzeniem, które w większości przypadków załatwiało sprawę. Niektórzy nie rozumieli przekazu i wtedy wpatrywali się w siebie nawzajem tak długo aż zniknęli sobie z pola widzenia na dobre. Czy myśleli, że próbował ją uprowadzić?
— Zawsze chodzą z takim kijem w dupie? — rzucił mimowolnie do Chishiyi, opuszczając wzrok na czubek jej głowy. Zatrzymał go tam na chwilę, jakby czekał aż jasnowłosa podniesie wzrok. Coś musiało jednak odwrócić jego uwagę, bo zatrzymał się zupełnie niespodziewanie, ale na szczęście nie na tyle gwałtownie, by szarpnąć wózkiem. Choć przy tych swoich agresywnych odruchach nieraz mu się to zdarzyło. Przekręciwszy głowę w bok, w skupieniu zmrużył oczy, ale bardziej niż patrzył, nasłuchiwał. Przez panujący w parku gwar przedzierał się entuzjastyczny głos właściciela jednego ze stoisk, który zachęcał do wzięcia udziału w grze, gdy jeden z uczestników właśnie odchodził od niewielkiego zbiornika z wodą z nietęgą miną, mieląc w ustach smak porażki.
Wystarczyła chwila, by na twarzy czarnowłosego pojawił się cień uśmiechu, ale nawet lekko uniesione kąciki ust wystarczyły, by w policzkach zarysowały się płytkie dołeczki; widoczne jedynie po uważniejszym przyjrzeniu się chłopakowi. Palce mocniej zacisnęły się na rączkach wózka, kiedy nagle zdecydował się zmienić kierunek ich podróży. Mieli jeszcze mnóstwo czasu, by zobaczyć wszystkie kolorowe atrakcje i popróbować jedzenia z różnych stoisk – przynajmniej zaczął zakładać, że właśnie po to tu przyszli.
— Normalnie nie byłbym za tym, żeby się kurwa bawiono zwierzętami, ale wygląda dość niegroźnie. Jeśli będzie inaczej, to odjebiemy akcję uwolnienia wszystkich Nemo. Ale na razie – ponieważ randki ze mną to sama przyjemność – chętnie zobaczę, jak siłujesz się z łowieniem tych małych, szybkich kurwiów. Wiesz, tak na dobry początek — zakomunikował ze słyszalnym rozbawieniem, gdy zbliżali się do sporego akwarium i nawołującego mężczyzny, który powitał ich zadowolony. Tak zadowolony, jak tylko biznesmen może witać żywą żyłę złota. Seiya uniósł dwa wyprostowane palce w wymownym geście, gdy sięgał do kieszeni, by zupełnie odruchowo zapłacić za oba bilety. Wyglądało na to, że sam też zamierzał spróbować szczęścia, ale pierwszy papierowy wachlarz, który mu przekazano, od razu podał Yue z tym samym zgryźliwym uśmiechem. — Lecisz z tym, młoda.
Czasem zapominał, że w tej relacji to on był tym młodszym.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
Oczywiście, że czuła spojrzenia na sobie, jakby ludzie dookoła niej pierwszy raz w swym życiu widzieli niepełnosprawną osobę. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu Yue uwielbiała być w centrum uwagi, w świetle reflektorów, obdarowywana gromem braw. A teraz? A teraz chciała zapaść się pod ziemię. Zniknąć. Ulotnić niczym nic nie znaczący pyłek. I choć nie dawała nic po sobie poznać, to jednak jej napięte ciało zdradzało wiele. Aż za wiele.
" Zawsze chodzą z takim kijem w dupie?"
To jedno, wydawać się mogło nic nie znaczące zdanie, dodało jej otuchy. Przez jedną chwilę zapomniała, kto dzisiejszego wieczoru jej towarzyszy. S e i y a. Chłopak, który dzięki swemu specyficznemu stylu bycia, czarnemu humorowi i ogólnie aurze, którą roztaczał, działał na nią niczym kojący balsam, pozwalając zapomnieć o niedogodnościach związanych z byciem inwalidą, osobą, która przypominało dziwadło w cyrku przyciągające niechciane spojrzenia.
Uśmiechnęła się, a nawet pozwoliła sobie na cichy rechot, który mógł dosłyszeć tylko chłopak idący za nią.
- Wolę nie wiedzieć co jeszcze tam mają! - odparła, odwracając lekko głowę, by na niego spojrzeć. Miała wrażenie, że cała ta negatywność, którą odczuwała po przyjechaniu tutaj zniknęła błyskawicznie, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Może ten wieczór nie będzie tak zły, jak początkowo zakładała?
Nie spodziewała się jednak, że Seiya zainteresuje się tak dziecinną zabawą, jaką było łapanie rybek. Chyba nie sądził, że ona, Chishiya Yue, zniży się do takiego poziomu, żeby łapać rybki?
...
...
...
Minęło dobre z piętnaście minut, może, dwadzieścia, kiedy wreszcie złapała rybkę. To było jej, które? Szóste? Siódme podejście? O ile za pierwszym razem papierowy wachlarz od razu się przerwał, i dziewczyna czując gorzki smak porażki postanowiła wykupić następną kolejkę, tym razem sama płacąc za siebie i swojego towarzysza, tak już przy kolejnych porażkach odpalił się w niej duch walki i nie zamierzała odpuścić. I nic, ani nikt nie był w stanie jej powstrzymać.
- Widzisz? Udało się! - uniosła plastikową torbę z wodą i rybką w środku, spoglądając na chłopaka z wypiekami na policzkach.
- Mówiłam ci, że mi się uda! - uśmiechnął się z błyskiem tryumfu w błękitnym spojrzeniu, które powędrowało w stronę trzymanej rybki. - Jak mam cię nazwać....Wiem, Nero! Nemo jest oklepane, dlatego będziesz nazywać się Nero. Tylko co ja z tobą zrobię... Masz jakiś pomysł? - odwróciła się do Seiyi, by zaciągnąć jego rady.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
— No kurwa —zaklął pod nosem, ściągając usta w wąską linię. Gdzieś pomiędzy próbami Yue, sam próbował szczęścia w łapaniu rybek, ale te jak na złość to ześlizgiwały się z wachlarza. Gdy jedna z nich przebiła się przez rozmokły papier, nazwał całą tę grę scamem, bo coraz bardziej niemożliwe wydawało mu wykonanie zadania. Po kilku próbach Seiya zdał sobie sprawę, że nigdy nie zostanie rybakiem. Uznał też, że nie potrzebuje do szczęścia żadnej złotej rybki. Nic dziwnego, że po paru nieudanych podejściach zrezygnował z dalszych prób. Nie odciągał jednak jasnowłosej od akwarium, zauważywszy, że z każdym kolejnym razem była coraz bardziej zdeterminowana. Nawet go to bawiło, więc po wcześniejszym niezadowoleniu z porażki nie pozostało już ani śladu. Zamiast tego przyglądał się smukłym dłoniom, które zanurzały w wodzie mały – kompletnie bezużyteczny – wachlarzyk. Ledwo widocznie uniesione kąciki ust, rzucały na jego twarz cień rozbawionego uśmiechu.
„Widzisz? Udało się!”
— Dobra, dobra. To i tak scam jak chuj — podsumował, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że właściciel stoiska przyglądał mu się z dziwnym niepokojem, jakby do teraz nie mógł uwierzyć, że czarnowłosy zachowywał się tak w towarzystwie damy. — Byłaś kurwa tak skupiona, że nie chciałem ci przerywać, gdy zdałem sobie sprawę, że to główna nagroda. Myślałem, że dostaniemy kupon na darmowe żarcie — stwierdził, opierając ręce na rączkach wózka. Naparłszy na nie mocniej, przechylił go ku sobie, by wykręcić nim z powrotem na ścieżkę pomiędzy stoiskami. To nie tak, że zignorował jej pytanie, gdy zamilkł na chwilę. Właśnie z uwagą rozglądał się po parku – dzięki temu, że górował nad znaczną większością uczestników festiwalu, dużo łatwiej było mu wyłapać interesujące go punkty w oddali. Tym sposobem czarno-błękitne tęczówki zatrzymały się z zainteresowaniem na pobliskiej fontannie. — Tam? — spytał nagle, celując palcem w zbiornik wody, którego widok dla Chishiyi z trudem przebijał się przez przechodzących w pobliżu ludzi. Nie musiała się jednak wysilać zbyt długo z wytężaniem wzroku i dostosowywaniem kąta patrzenia, bo Seiya już prowadził ją w stronę wybranego celu. Musiał upewnić się, że było to odpowiednie miejsce dla Nero. Nie skazałby żadnego zwierzęcia na bezsensowną śmierć. Gdy zatrzymali się obok, zajrzał do wody, w której – na całe szczęście – żyło co najmniej kilkanaście ozdobnych rybek. — Pewnie będzie mu tu znacznie lepiej niż w jakimś małym akwarium. — Machnął ostentacyjnie ręką w geście zachęcającym ją do wypuszczenia swojej nagrody na wolność.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Zapomniała już jak to jest odczuwać radość z drobnych rzeczy. Cieszyć się życiem, karmić trywialnymi gestami, smakować nowości, próbować eksperymentować. A nie jedynie wegetować. Bo przecież to robiła. Egzystowała, a każdy jej dzień wyglądał praktycznie tak samo. Izolacja od społeczeństwa co prawda była jej własnym wyborem i sama musiała ponosić tego konsekwencje, ale czasami zdarzały się dnie podczas których oddawała się wspomnieniom, sentymentom i tęsknocie za innymi ludźmi i kontaktem z nimi. Przecież była młoda. Powinna...
Nie.
Oczywiście, że nie mogła. Nie w stanie, w jakim była. Nie z ciałem, w jakim przyszło jej żyć. Wszystkie jej wielkie marzenia zostały boleśnie zgniecione w dniu wypadku. I każdy poranek jej o tym przypominał, zawsze, kiedy spoglądała na bezużyteczne nogi.
Z czarnych myśli wyrwał ją głos Seiyi. Drgnęła, jakby jakaś niewidzialna dłoń dotknęła jej ramienia i krzyknęła do jej ucha, aby powróciła do rzeczywistości. Miała ochotę zdzielić samą siebie po pysku, bo pozwoliła mrokowi zajrzeć w jej serce, a przecież nie po to zapraszała Seiye. Mieli dobrze spędzić dzisiejszy wieczór. Bez względu na wszystko i wszelakie okoliczności.
- To dobry pomysł. - przytaknęła, zaglądając do fontanny, gdzie od razu dostrzegła kilka rybek. Mimo wszystko widok ten wywołał na jej usta lekki uśmiech. Opcja wypuszczenia zwierzęcia była o wiele bardziej humanitarna aniżeli skazywanie jej na życie w samotnym i zimnym akwarium.
- Mógłbyś? - spytała chłopaka podając mu woreczek. Mimo wszystko z pozycji siedzącej byłoby jej dość ciężko przechylić się do przodu i wpuścić rybę do wody. Znając ją, to prędzej sama wylądowałaby w fontannie i Seiya byłby zmuszony ją wyławiać.
I choć opcja wydawała się kusząca, bo przecież która kobieta nie chciała poczuć się przez moment niczym prawdziwa damsel in distress, to jednak perspektywa chodzenia w mokrych ubraniach zmusiłaby ich do szybszego zakończenia przygody z festiwalem.
- Potem możemy iść zawiesić życzenia na drzewie i coś zjeść. Obiecałam ci obiad, prawda? - co prawda obiadu tutaj nie serwowali, ale z pewnością każde z nich znajdzie coś dobrego, aby zapełnić puste żołądki.
- Och, och! I możemy postrzelać! Nigdy nie strzelałam, nawet z zabawkowej broni! Musi być zabawnie!
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.