Park położony w zachodniej części Centrum, blisko granicy z Kolorową Dzielnicą. Szczyt popularności osiąga w letnich miesiącach – to właśnie wtedy szukający ochłody ludzie lgną do licznych fontann oraz sadzawek, kryją się w cieniu rozłożystych akacji, strzelistych cyprysów i ażurowych pawilonów. Na jego terenie odbywa się wiele różnych wydarzeń kulturowych od wystaw sztuki, przez niewielkie koncerty, aż po całe, trwające nawet parę dni, festiwale. Lokacja uchodzi za dość gwarną, jednak wytrwali miłośnicy spokoju również znajdą dla siebie miejsce pośród kolorowych kwiatów i bujnych krzewów pochodzących z regionu Azji Południowo-Zachodniej.
Przytaknął krótko, przyjmując od niej woreczek. Powinien spytać, czy była pewna, że chce się pozbyć swojej zdobyczy, ale nie zastanowił się nad tym, zanim nachyliwszy się nad fontanną, rozerwał folię, wypuszczając zwierzę do wody. Rybka płynnie zanurkowała w zbiorniku, ale nie mieli szansy na to, by dłużej jej się przyglądać – gdy tylko znalazła się na wolności, pomknęła przed siebie, znikając im z oczu w miejscu, w którym tryskająca z fontanny woda, uderzała o taflę, przysłaniając to, co znajdowało się pod nią. Seiya strzepnął ostatnie krople wody z woreczka, zanim zmiął go i wrzucił do pobliskiego kosza. Wytarł ręce o spodnie, pozbywając się z nich wilgoci.
— Żeby tylko jeden — skomentował jej propozycję obiadu. I może faktycznie takich propozycji było znacznie więcej, ale wbrew temu, że Yakushimaru reagował zaproszenia dość entuzjastycznie, nie zdarzyło się jeszcze, by sam z siebie przypominał jasnowłosej, że obiecała mu jedzenie. Teraz też brzmiał raczej zdawkowo, bo nie chciał, żeby cokolwiek mu stawiała. Ani ona, ani nikt inny.
Zaraz z jego ust wyrwało się parsknięcie, poprzedzające krótki, nieco ochrypły śmiech.
— Możemy. Chociaż nie sądziłem, że marzy ci się kurwa wymachiwanie bronią. Jeszcze wczoraj byłaś romantyczką, a dzisiaj za zabawne uważasz pociąganie za spust — rzucił ze słyszalną zgryźliwością w tonie. Oczywiście nie traktował tego wyznania na poważnie, ale tylko dlatego, że wiązało się to z mierzeniem do nieżywego celu. Pokręcił jednak głową na boki w niedowierzaniu, ale gdy teraz o tym mówiła, sam miał ochotę spróbować szczęścia w tej grze.
— Serio wierzysz w te życzenia, co? — spytał, popychając jej wózek naprzód. Drzewo życzeń, o którym wspomniała, nie było aż tak trudne do zlokalizowania – cieszyło się dość dużą popularnością wśród ludzi, którzy zawiązywali kawałki papieru na jego gałęziach. Rodzice podsadzali swoje rozradowane dzieci, niektórzy pochylali głowy w cichej modlitwie, jakby to miało spotęgować siłę ich życzeń, a młode pary obściskiwały się, bo – jak mógł sobie wyobrazić – zapewne życzyły sobie tego, żeby przetrwać ze sobą kolejny rok. Mina czarnowłosego dość jasno dawała do zrozumienia, że do tej tradycji podchodził raczej sceptycznie – na wpół dlatego, że nie wierzył w magię; na wpół dlatego, że nie wiedział, czego mógłby sobie życzyć. — No więcej was kurwa matka nie miała — wymruczał pod nosem, gdy przyszło mu dostać się do jakiegoś wolnego skrawka przestrzeni. Po drodze zdążył zgarnąć kilka przygotowanych karteczek z doczepionymi nitkami (na wszelki wypadek, gdyby marzyło jej się więcej rzeczy) i jeden z długopisów przeznaczony dla odwiedzających. — Masz. Nie będę patrzył, co tam gryzmolisz.
Jego ręka wysunęła się zza dziewczęcej głowy, gdy podał jej dosłownie wszystko, co zabrał ze sobą. Wyglądało na to, że sam nie był przekonany, czy chce się w to bawić.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Najpierw jednak musieli odhaczyć inne punkty programu, który na miejscu obmyśliła.
Posłała ostatnie spojrzenie w stronę wody w fontannie, jakby w nadziei, że po raz ostatni ujrzy wypuszczoną rybkę. Niestety, z tej perspektywy nie było jej to dane, choć przypuszczała, że nawet jakby stała o własnych siłach to i tak nie dostrzegłaby drobnego stworzenia. Zdecydowanie będzie musiała tu kiedyś przyjechać, w dzień, kiedy ulice miasta nie będą wypełnione innymi ludźmi. Kto wie, może nawet weźmie ze sobą nieco rybiej karmy i odnajdzie w sobie głęboko skryte hobby hodowcy ryb.
- Uważam, że trzeba w życiu wszystkiego spróbować. Kto wie, jak mi się spodoba, to może kiedyś wybiorę się na strzelnicę i spróbuję swoich sił z prawdziwą bronią. To też jakieś doświadczenie, które może przekształcić się w inspirację do kolejnych historii! - odpowiedziała mu pół żartem, ale też pół serio. Bo czasami ciężko polegać tylko i wyłącznie na wyobraźni. W niektórych przypadkach trzeba chwycić się o wiele bardziej sprawdzonych, realnych metod.
Prawdę powiedziawszy Seiya był jedyną osobą, która znała jej prawdziwą naturę. Na co dzień, w kontakcie z innymi ludźmi, czy to nieznajomymi czy osobami z jej otoczenia, uchodziła za królową lodu, której nic nie było w stanie ruszyć. Zawsze ta sama mimika twarzy, niezmącona zbędnymi uczuciami niczym tafla podczas zimowego wieczoru. Zbędna w słowach czy też gestach, unikająca bliższego kontaktu.
A jednak, w głębi skrywała prawdziwą romantyczną duszę. Głęboko wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. W gorące, nierozerwalne uczucie łączące dwa serca w jedno. Czerwoną nić przeznaczenia oraz w bratnią duszę. Wierzyła w coś, co współcześnie wydawało się być gatunkiem wymarłym.
- To nie tak, że wierzę w te życzenia. Po prostu... czasami człowiek w desperacji łapie się każdej, trywialnej rzeczy, która skrywa w sobie choć odrobinę magii. - odparła, jednakże nie wiedziała czy Seiya ją zrozumie. Ułożyła obie dłonie na udach, czując, jak na bladych policzkach wylewa się odcień brunatu wywołany uczuciem zawstydzenia. Jakby słowa, które wypowiedziała, nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Na całe szczęście temat dość szybko został zepchnięty na dalszy plan, kiedy w końcu dotarli pod drzewo.
Rzeczywiście, miała wrażenie, że w tym jednym punkcie było o wiele więcej ludzi niż w pozostałych, strategicznych miejscach festiwalu.
Aż za wielu.
- Dziękuję. Wystarczy jedno. - odwróciła się do niego i posłała krótki uśmiech. Nie musiała długo się zastanawiać nad tym, co chce napisać.
Wiedziała.
Doskonale wiedziała od momentu, w którym pojawiła się na festiwalu. Już po chwili kilka znaczących słów zabarwiło kartkę. Złożyła ją w pół a następnie pochyliła się do przodu, sięgając jednej z najniższych gałęzi, gdzie zawiesiła swoje życzenia.
Gotowe.
- Też coś napisz! No dalej, cokolwiek! Kto wie, może coś miłego przyniesie przyszłość? - zachęciła go, podając mu pozostałe kartki oraz długopis.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
— Już ja kurwa znam te twoje historie — odezwał się po chwili. Żartobliwość dziewczęcego tonu musiała mu się udzielić, bo przez zrezygnowanie przedarła się subtelna nuta rozbawienia, gdy zdołał zepchnąć na bok niepotrzebne przeświadczenia. — Mhm. I jesteś zdesperowana, bo? — spytał nagle z nieskrywanym zainteresowaniem, łapiąc ją za jej własne słowa. Ostatnia głoska została przeciągnięta w wymownym oczekiwaniu na odpowiedź. To nie tak, że kładł duży nacisk na to, by koniecznie mu się zwierzała, ale z drugiej strony sama zaczęła, a czujne spojrzenie już zsunęło się ku niej, tyle że nie miał okazji dostrzec jej zaczerwienionych policzków i prawdopodobnie byłoby tak, że by tego nie zrozumiał.
Ciekawość nie wygrała jednak ze złożoną obietnicą. Chociaż najprościej byłoby spojrzeć Chishiyi na ręce, gdy notowała na kartce swoje desperackie życzenie, Seiya stanął gdzieś z boku. Z założonymi na klatce piersiowej rękami, spoglądał bez wyrazu na ludzi – żadnemu z nich nie poświęcał dostatecznie dużo uwagi, bo ze swoim niezbyt ciepłym czy też niezbyt przychylnym spojrzeniem, sprawiłby, że ktoś obcy odebrałby jego niechęć personalnie.
„Też coś napisz!”
Ściągnął brwi, zaciskając mocniej palce na ramionach, jakby tylko to powstrzymywało go od poddania się jej prośbie. Musiał jednak odebrać od niej przybory, przez co zupełnie niespodziewanie – nagle natchniony nowym pomysłem – ułożył rozłożone kartki na swojej lewej ręce i przycisnąwszy końcówkę długopisu do papieru, zaczął coś notować.
— Żeby więcej nikt nie zmuszał mnie do wieszania debilnych życzeń na drzewie — mruczał pod nosem, ale wystarczająco głośno, by Yue była w stanie go zrozumieć. Gdy złożył karteczkę, oficjalnie stał się jedyną osobą, która znała prawdziwą treść życzenia; jedyną osobą, która wiedziała, czy mówił prawdę czy tylko się zgrywał. — Zadowolona? — spytał z krótkim parsknięciem, gdy kartka na cienkiej nitce zawisła na drzewie, jeszcze przez moment dyndając na boki, zanim całkiem znieruchomiała. Długopis i pozostałe kartki odruchowo wcisnął do kieszeni. Nie miał zamiaru na nowo pakować się w zbiorowisko przy stolikach. Przynajmniej będzie miał coś na pamiątkę.
— Co chcesz do jedzenia?
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie dlatego, że nie chciała. A dlatego, że nie wiedziała dokładnie, co powiedzieć. Nie potrafiła sformułować myśli w słowa, a te z kolei grzęzły w jej gardle niczym bolesna gula. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, a jasne kosmyki, które wysunęły się z luźnego koku opadły na jej czoło oraz policzki.
"Jesteś zdesperowana, bo?"
Słowa chłopaka krążyły dookoła niej niczym upierdliwy komar. Niby udaje ci się go pozbyć machnięciem dłoni, odwróceniem myśli, skupieniem na zupełnie czymś innym, ale ten i tak po jakimś czasie wraca. Wwierca się w twój umysł, irytuje, drażni, gryzie.
Kiedy jej rozmówca więcej już nie naciskał na temat, a zamiast tego postanowił zawiesić życzenia na gałęzi (nawet jeżeli zrobił to od niechcenia, to i tak sprawił jej tym radość), to na jej twarzy pojawiła się widoczna oznaka ulgi, a ciało rozluźniło się nieznacznie.
"Jesteś zdesperowana, bo?"
Ciągle goniła za utraconymi marzeniami o balecie. O szczęśliwym życiu, które jej odebrano. Śniła o wielkiej scenie, którą miała niemal na wyciągnięcie dłoni. O reflektorach tysięcy fleszów. Sławie. Poczuciu, że jest się kimś specjalnym.
Śniła również o wielkiej, prawdziwej miłości. O nierozerwalnej więzi z drugą osobą. Bratniej duszy.
Niestety, ale żadne z tych marzeń nie należało już do niej. Nie miała do tego prawa.
- Byłam baletnicą. Naprawdę dobrą. - odezwała się nagle, odnajdując w sobie odwagę, by podzielić się z chłopakiem tym, co trzymała głęboko w sobie. Ukryte, pod kurzem innych wspomnień.
- Jestem pewna, że z łatwością znajdziesz niektóre moje nagrania w internecie. Dostałam główną rolę w spektaklu Jeziora łabędziego. Miałam pracować z najsłynniejszymi baletmistrzami. Tydzień przed moim wylotem do Moskwy, gdzie mieliśmy zaprezentować nasz spektakl na rosyjskich deskach, wiesz, w końcu Rosja to kolebka baletu, miałam wypadek. - przymknęła oczy mając wrażenie, że gdzieś w oddali słyszy muzykę Tchaikovskiego. Choć z oczywistych względów było to jedynie w jej głowie.
- Każdego ranka, kiedy otwieram oczy, wypełnia mnie poczucie nadziei, że bolesna rehabilitacja, której jestem poddawana w końcu przyniesie owoce mojej ciężkiej pracy. A każdego wieczoru, nim kładę się spać, walczę sama ze sobą, żeby nie chwycić garść tabletek i nie zapić ich wódką. Dwa razy byłam w szpitalu na płukaniu żołądka, raz z powodu podcięcia żył. Zamknęli mnie na dwa miesiące w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ dźgałam moje nogi nożyczkami, żeby cokolwiek poczuć. Było to na samym początku, teraz krążenie już w nich funkcjonuje, ale wtedy... Tak, jestem zdesperowana. Szukam jakiegokolwiek światła. Balet był moim życiem. Straciłam je. Już nigdy nie zatańczę. Mam zaledwie kilka procent szansy, że w ogóle wstanę z wózka. Prawdziwa miłość? Od dziecka o niej marzyłam. Z wypiekami na policzkach karmiłam się opowieściami z książek. Teraz wiem, że nawet to nie jest mi dane. Bo kto pokocha niepełnosprawną dziewczynę? Kto weźmie na siebie tak wielkie brzemię i odpowiedzialność? Nikt.
Czasami czuję się pusta w środku. Jakby wszystko, co kochałam, odebrano mi. Dlatego w tej całej desperacji szukam czegokolwiek, co nada mojemu życiu na nowo jakieś znaczenie. - zamilkła, mając wrażenie, że świat dookoła niej na moment przystanął. Że wszyscy ludzie, którzy ich otaczali - przestali się ruszać. Z drugiej strony czuła, jakby właśnie wyrzuciła z siebie naprawdę ciężki i bolesny balast.
- Ach, nie mówię tego, żebyś mnie żałował czy coś w tym stylu! - odwróciła głowę i spojrzała na niego, siląc się na przepraszający uśmiech.
- Po prostu... chciałam, abyś to wiedział. Chciałam, abyś poznał te moją gorszą, mroczniejszą stronę. Przepraszam, jeżeli popsułam tym nastrój!
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Słuchał. Nie sprawiało mu większego trudu to, by nie wchodzić jej w słowa, nawet jeśli powinien to zrobić dobre pięć razy. Ale może w tym tkwił już ludzki urok, by mimowolnie słuchać o tragediach i karmić wewnętrzne potwory swoim niezadowoleniem albo bólem; by sprawdzać granice swojej wytrzymałości.
Ściągnął brwi. Gdy coś mu nie odpowiadało, był jak otwarta księga, nawet jeśli na jej stronach zapisano tylko ogólnikowe formułki. Seiya był zły – może niezupełnie na Yue, choć na nią trochę też – ale bardziej na to, co przeżywała. Uważał, że mogła sobie odpuścić te wszystkie próby, ale nie siedział w jej skórze. Mógł się jedynie domyślać, co byłoby, gdyby z dnia na dzień okazało się, że nie może robić rzeczy, które robił dotychczas – gdyby nie miał już żadnego sposoby na upuszczenie z siebie tej skompresowanej agresji.
— Co ty pierdolisz? — miał czas, żeby się zastanowić, a usta i tak zrobiły swoje. Delikatność nie była jego najmocniejszą stroną, ale było to coś, z czym trzeba było się pogodzić, gdy miało się z nim do czynienia. Oczywiście nikogo do tego godzenia się nie zmuszał. — Więc co? Wydaje ci się kurwa, że jeśli inne osoby, które znajdują się w twojej sytuacji są w związkach, bo partnerzy się nad nimi litują? Zresztą radzisz sobie już teraz, więc za chuja nie wiem, jakim brzemieniem miałabyś być. Jasne, to chujowa sprawa, ale ludzie, z którymi się zadajesz, nie patrzą na ciebie, jak na laskę na kółkach — skomentował szorstko, wzruszając ramionami. Mówił przez pryzmat samego siebie, ale wydawało mu się, że było więcej osób, które nie były ociosane. Wziął głęboki oddech przez nos, a za chwilę powietrze ze świstem przecisnęło się przez zęby, gdy wzrok chłopaka ześlizgnął się ku twarzy Chishiyi. — Po prostu rób to, co robisz. Kilka procent szansy, to nie kurwa zero absolutne. A humor zepsuje mi, jak jeszcze raz spróbujesz czegoś idiotycznego — ostatnie słowa wymruczał pod nosem, jednak znów wystarczająco wyraźnie. A później zapadła cisza, gdy wbił spojrzenie przed siebie z wymalowanym na twarzy skupieniem, jakby usiłował sobie to wszystko poukładać; przetrawić po swojemu.
— Razem z rodzeństwem jest nas ósemka. Pojebane, co? — odezwał się nagle, ale nie odrywał wzroku od przestrzeni przed sobą. Jedynie czasem wzrok przesuwał się gdzieś bok, na chwilę zakleszczając się na jakiejś obcej twarzy, ale bez większego zainteresowania. — Co najmniej o pięciu kurwa za dużo. Gdy miałem jakieś czternaście lat – może trochę mniej – mój starszy brat próbował się zajebać. Nic przyjemnego, choć może wcale nie powinienem się temu dziwić. Gdyby nie Shiyuri, w sensie moja siostra, pewnie już by go tu nie było. Miał jebanego farta, że była na miejscu, chociaż wydaje mi się, że to urządziło jej papkę z mózgu. Wiesz, teraz myśli, że żyje po to, by nas kurwa wszystkich upilnować — parsknął, ale bez szczególnego rozbawienia. Mimo wszystko ten krótki upust powietrza zdawał się przynajmniej częściowo rozrzedzać atmosferę. — Dlatego jestem wkurwiony, gdy słucham o próbach. Nie dlatego, że dociera do mnie, że mogło mu się udać, ale dlatego, że to kurwa samolubne. Ludziom odpierdala na widok trupów. Niby miałem szczęście, że nie widziałem tego osobiście i to nie na mnie spadło ściąganie go z jebanego stryczka, ale samo dowiadywanie się o tym, gdy masz kurwa czternaście lat, nie jest w porządku.
Oderwał jedną rękę od rączki wózka, by przesunąć palcami po stężałym karku. Nie powiedział jej wszystkiego, ale sądził, że tyle wystarczyło, by zrozumiała jego punkt widzenia.
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
Yue ceniła sobie znajomość z chłopakiem, mimo iż nie wiedziała jak nazwać relację jaka ich łączyła. Znajomość? Koleżeństwo? Akceptacja wzajemnej obecności? A może przyjaźń? Nigdy nie odnalazła w sobie na tyle odwagi, aby najzwyczajniej w świecie zapytać o to. Łapała się więc desperacko wyimaginowanych tez i iluzji, którą sama wykreowała we własnej głowie. Bo tak było łatwiej.
Nie sądziła jednak, że otrzyma taką reprymendę. Nie z jego strony. Oczywiście, zakładała że padnie kilka ostrzejszych i szczerych słów, krytycznych i karcących jej podejście do życia, bo w końcu to był Seiya. Odpowiedź jednak przyszła zdecydowanie szybciej, niż myślała. Historia, jaką jej opowiedział, poniekąd wyjaśniała jego podejście do sprawy. Choć Seiya nie rozumiał.
Nie rozumiał jak to jest, kiedy umiera część ciebie. Kiedy tracisz cel w życiu. Kiedy tracisz dosłownie wszystko. Mówią: wstać, otrzep kolana i idź do przodu. Że przecież będzie lepiej. Czas leczy rany. Jakoś to się ułoży.
Gówno prawda.
Nic się nie ułoży i nic nie będzie lepiej. Kolorowanie bolesnej rzeczywistości jest równie krzywdzące, niczym słodka trucizna powoli dawkowana do organizmu, pod której wpływem umysł gnije. Seiya nie zdawał sobie sprawy, że takie osoby jak ona, na wózku, w większości przypadków kończą samotnie. Jasne, bywały wyjątki, gdzie niepełnosprawni żyli w związkach, małżeństwach, zakładali rodziny. Ale był to bardzo niski procent. I bez względu na to, jak wielka była miłość - to byli obciążeniem dla partnera. Bo niepełnosprawność nie wiązała się tylko i wyłącznie z ograniczeniem ruchowym, ale całym szeregiem innych dolegliwości, niekiedy niezwykle intymnych i żenujących.
Ale nie mogła tego powiedzieć na głos.
Nie chciała już nic więcej mówić.
Nie przy nim.
Nie dzisiaj.
Bo nie rozumiał. I nie zrozumie.
- Przepraszam. - wyrwało jej się ciche, ledwo słyszalne słowo. Nie mogła też obiecać, że...
Czarne, trujące myśli bywały nagłe. I niespodziewane. Nieujarzmione niczym kataklizmy popełniane z zemsty matki natury.
Cisza, która wpełzła pomiędzy nimi niczym obślizgły gad była dłuższa i znacząca, wywołująca potrzebę zmiany tematu, powiedzenia czegokolwiek, aby ją przerwać. Yue potrzebowała punktu zaczepienia, a Seiya nieświadomie go jej podsunął.
- Ja mam tylko brata, ale mieszka w Tokyo. - odpowiedziała, starając się przywdziać głos w delikatną i miękką tonację. - Chciałabym kiedyś poznać twoje rodzeństwo. Ciekawa jestem na ile jesteście podobni! - odwróciła się do niego, ale jej wzrok przykuło coś innego.
- Ach, jesteś głodny? Tam, za tobą, sprzedają coś, co wygląda zaskakująco smakowicie!
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
— Dobra tam kurwa. Zapomnij. — To takie proste, bo przecież nic wielkiego się nie stało. Jedna cięższa rozmowa nie była w stanie zrujnować relacji, ale Yakushimaru wiedział, że to wyznanie jedynie uczuliło go na fakt, że Chishiya nie była stabilna. Nie uważał, że jej kompletnie odbiło, ale ciężko było całkowicie zignorować fakt, że miała ochotę umrzeć; że rozważała jakieś opcje. Może to lepiej, że mu powiedziała? Brunet domyślał się jednak, że oczekiwała od niego innej reakcji.
Ale był mistrzem rozpierdalania oczekiwań.
— Odwiedza cię kurwa chociaż od czasu do czasu? — spytał mimowolnie, ale w głosie chłopaka rozbrzmiewała słaba nuta sceptycyzmu. A przecież bycie odwiedzanym przez rodzeństwo i utrzymywanie z nim kontaktu nie powinno być tak abstrakcyjne. — Nie będziesz miała okazji — zakomunikował bez zastanowienia. Nie bez powodu – nie było potrzeby, by przemyśleć argumenty za i przeciw w tej kwestii. Dało się jednak wyczuć, że nie robił tego złośliwie, bo już sam fakt, że był to prawdopodobnie pierwszy raz, gdy w ogóle wspomniał o rodzeństwie, o czymś świadczył. Chciał powiedzieć, że nie byli do siebie podobni ani trochę, ale w porę ugryzł się w język, bo stopniowo i tak docierało do niego, że powiedział aż za wiele, a uzewnętrznianie swojej niechęci – która i tak już i tak wpisała się w mimikę chłopięcej twarzy – mogło pociągnąć za sobą kolejne pytania, na które nie chciał odpowiadać. Sama myśl o tym, że mogliby zostać ze sobą jakkolwiek porównani, sprawiała, że miał ochotę roześmiać się sucho.
Jak na znak obejrzał się za siebie, porzucając wcześniejsze rozmyślania. Dopiero natrafiwszy wzrokiem na stoisko, zdał sobie sprawę z unoszącego się w powietrzu zapachu świeżych potraw z grilla. Widok soczystego mięsa zdał sobie sprawę, że już jakiś czas temu zdążył zgłodnieć, ale inne sprawy zaprzątały jego głowę na tyle, że zignorował tę potrzebę. Gdy emocje opadły, żołądek upomniał się o swoje cichym burczeniem.
— No kurwa, jeszcze jak — potwierdził już znacznie łagodniejszym i mniej wycofanym tonem. Sprawnie wykręcił wózek w przeciwną stronę, by ruszyć ku wskazanemu przez Yue stoisku. Zapach przyrządzanych yakitori stawał się tym intensywniejszy, im bliżej budki z jedzeniem byli. Musiał zapomnieć o wcześniejszej chęci postawienia mu obiadu, bo zanim jasnowłosa zdążyła się odezwać, Yakushimaru już wskazywał poszczególne szaszłyki, które sprzedawca zaczął kolejno układać na papierowej tacce; łącznie sześć różnych kombinacji marynowanego mięsa i warzyw. W międzyczasie zapytał tylko, czego miała ochotę się napić, gdy sam skusił się na zimne piwo, by łatwiej było mu znieść tę uporczywą pogodę. — Potrzymaj chwilę — polecił, podając jej schłodzone puszki. Sam jedną ręką złapał za tackę z jedzeniem, a drugą naparł na wózek, by dopchać go do jednego z wolnych stolików w cieniu. Chwilę później siedział już naprzeciwko Chishiyi i otworzywszy puszkę, która wydała z siebie orzeźwiające syknięcie, chwycił za jeden z patyków, na który nadziano jedzenie.
Ściągając zębami pierwszy kęs mięsa obtoczonego sezamem, rozsiadł się wygodnie na krześle, krzyżując w kostkach wyciągnięte pod stołem nogi. Przez chwilę śledził spojrzeniem ludzi dookoła, a gdy ruch dwubarwnych tęczówek ustał, zmrużył powieki, jakby coś nagle zaabsorbowało go bardziej.
— Strasznie tu kurwa kolorowo — odezwał się nagle, wracając wzrokiem do Yue. Przechylił głowę na bok, unosząc brew tak, jakby oczekiwał odpowiedzi na jakieś pytanie, które jeszcze nie padło. — Twoja romantyczna natura do tego pasuje — dodał zgryźliwie, ale dało się wyczuć, że jeszcze nie zamierzał dać jej spokoju, gdy jeden z kącików ust nieznacznie uniósł się wyżej, żłobiąc charakterystyczny dołeczek w jednym z chłopięcych policzków. — Czemu nie próbowałaś zaprosić kogoś, kto ci się podoba?
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Yue nie była zwolenniczką wielkich tłumów ludzi oraz nowych ludzi, grzebiąc głęboko swój wcześniejszy ekstrawertyzm. Wypadek skutecznie zmienił jej nastawienie i z głośnej oraz imprezowej dziewczyny zrobiła się cicha, wręcz stłamszona. I taki styl jak najbardziej jej odpowiadał, choć czasami czuła się samotna. I w takich chwilach pragnęła kogoś, kto wpadałby z niezapowiedzianymi wizytami.
W sumie... jak się nad tym zastanowić, to nawet Sei nigdy nie zawitał w progach jej domu. Jasne, Yue wielokrotnie go zapraszała, a chłopak składał wiele deklaracji, że w końcu nadejdzie ten dzień.
Ale od kiedy się znają - a warto wspomnień, że znają się już niemal rok - to ta chwila jeszcze nie nastała. Może powinna być bardziej asertywna? Bardziej naciskać.
Ale wtedy będzie natrętna.
Być może zostanie uznana za zdesperowaną.
Wszystko w swoim czasie, prawda?
- N-nie... znaczy się, on w ogóle rzadko bywa w Fukkatsu. - odparła, jednocześnie łapiąc fragment materiału rękawa, który zaczęła nerwowo skubać. Nie chciała bronić brata, ale z drugiej strony nie chciała również przedstawiać go od złej strony. Bo on nie był złym człowiekiem. Po prostu miał swoje racje, wartości i pokrętny sposób patrzenia na otaczający ich świat. I na pewno był bardzo zajęty. W końcu piastował wysokie stanowisko w swojej pracy.
- Pewnie nie ma tyle czasu, wiesz jak to jest, ciągle pracuje... Ale czasami dzwoni! Chociaż to bardziej ja dzwonię - - zaśmiała się cicho, a w jej tonie pojawiła się nuta zdenerwowania i zażenowania. Dlatego też ucieszyła się, kiedy temat uległ dość szybkiej zmianie wpadając na zupełnie inne tory. Nawet nie naciskała go w kwestii jego własnego rodzeństwa. Uznała bowiem, że gdyby Seiya chciał powiedzieć coś więcej - to by to zwyczajnie uczynił. Najwyraźniej miał powód, dla którego trzymał informacje o swoich bliskich tak skrzętnie ukryte.
A być może po prostu jej nie ufał.
Nie chciała jednak o tym rozmyślać, dlatego też postanowiła skierować myśli na coś, co zawsze łączyło ludzi i łagodziło konflikty - jedzenie. To był o wiele przyjemniejszy temat. Zdecydowanie.
Zapach, który wślizgał się w jej nozdrza, momentalnie przyczynił się do ścisku żołądka oraz aktywniejszej pracy ślinianek. W przeciwieństwie do niego, nie wzięła alkoholu, a zamiast tego wybrała inny napój bogów - zimną, orzeźwiającą colę.
Z początku zaaferowana jedzeniem, nie zwróciła większej uwagi na słowa chłopaka. Uniosła głowę dopiero wtedy, kiedy zwrócił się bezpośrednio do niej. Bezwiednie przesunęła spojrzeniem po otoczeniu, przełykając kawałek soczystego mięsa, który oderwała od drewnianego patyczka.
- Tak? - zapytała w zastanowieniu - Sama nie wiem. Gdybyś zobaczył moje mieszkanie, z pewnością zaskoczyłoby cię brak kolorów. Bliżej mu do szpitalnej sterylności utrzymanej w chłodnej tonacji, aniżeli-
"(...)zaprosić kogoś, kto ci się podoba?"
Niemal zakrztusiła się kawałkiem jedzenia, kiedy do jej uszu dotarły te... te... te szarlatańskie słowa!
Jej twarz momentalnie oblała purpura, a ona sama uciekła wzrokiem gdzieś w okolice stołu czując, jak serce boleśnie zatrzepotało w klatce piersiowej niczym zamknięty w niej ptak.
- N-no co ty gadasz, Sei! - jęknęła, chwytając po puszkę i upiła kilka sporych i do tego głośnych łyków. Zachowanie z pewnością niegodne damie.
Odstawiła napój z hukiem na stół i sprawiała wrażenie osoby, która lada moment wybuchnie, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego z jej twarzy można było wyczytać całą gamę emocji żywcem wyciągniętych z kategorii nieśmiałość i niewinność.
- Z-znaczy się, jest jedna osoba, chłopak, który, no, powiedzmy, że mi się nawet podoba, ale.. to skomplikowane. - pokręciła głową sprawiając wrażenie jeszcze mniejszej, niż była w rzeczywistości, kiedy uniosła lekko ramiona ku górze, jakby chciała się skulić.
- Zresztą to i tak jednostronne, więc nie ma o czym mówić. Powiedz mi lepiej, dlaczego to ty się zgodziłeś. Jestem pewna, że dostałeś całe mnóstwo zaproszeń. Jesteś popularny, prawda?
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
— Jasne — odezwał się po chwili uporczywej ciszy, nie dopytując już o nic więcej. Ton głosu czarnowłosego wskazywał na to, że przyjął to do wiadomości i rozumiał. Rozumiał wszystko poza szukaniem usprawiedliwienia dla ograniczonego kontaktu. Właściwie nie znosił usprawiedliwiania czegokolwiek, bo z tym usprawiedliwianiem musiał mierzyć się już od lat, choć przecież doskonale wiedział, że nic nie tłumaczyło ani Seigi, ani rodziców, ani rodzeństwa, które dla własnej wygody chciało zawiązać mu usta.
Najwidoczniej każdy miał swoje tajemnice.
— Serio? — Uniósł brew zaskoczony, gdy pokrótce opisała mu swoje mieszkanie. Już miał zamiar podzielić się z nią swoim wyobrażeniem, gdy niespodziewana reakcja jasnowłosej sprawiła, że zapomniał o tym, co właściwie zamierzał powiedzieć. Było to jednak dużo mniej ważne od jej przesadnej nerwowości.
„N-no co ty gadasz, Sei!”
Niski śmiech wyrwał się z gardła Yakushimaru, a on nawet nie próbował i nie był w stanie go stłumić, przyglądając się oczywistym reakcjom Chishiyi. Widoczne na twarzy Seiyi rozweselenie uwydatniło dołeczki w policzkach, gdy jego uśmiech rozciągnął się na tyle, że spomiędzy warg wychynęła biel zębów. Może wcale jej nie pomagał, ale jak na kogoś, kto zajmował się dość specyficzną twórczością, swoim zachowaniem przypominała nastolatkę, która nie radziła sobie ze swoim crushem.
— Skomplikowane, bo pisałaś do niego i ci odmówił czy skomplikowane, bo nie chciałaś kurwa nawet spróbować? — drążył dalej, przekrzywiając głowę na bok. Zębami ściągnął ostatni kęs mięsa, który rozgryzł, gdy czekał na odpowiedź, przyglądając się Yue z uwagą. Dobrze rozumiał jednak, że zaproszenie go tutaj było o wiele prostsze i mniej stresujące.
Jesteś popularny, prawda? – ściągnął brwi zbity z tropu tym pytaniem. Milczał przez chwilę, pozwalając słowom jasnowłosej przez chwilę krążyć po jego głowie, jak niechciana osa. Swojej reputacji nie przypisywał popularności. Czy rzucał się w oczy? To na pewno. Ściągał na siebie niepotrzebną uwagę? Zdarzało się, choć nie zawsze była to dobra uwaga, choć zdarzała się i taka, choć raczej była bardzo powierzchowna.
— Może — rzucił zdawkowo, kciukiem przecierając dolną wargę. Końcem pustego patyczka, postukał o tackę. W zastanowieniu przyglądał się ostrej końcówce, która przebiła tekturę w kilku miejscach. — Ale to kurwa inny rodzaj popularności. To nie na festiwale chcą mnie zapraszać, więc nie musisz się martwić o to, że miałaś dużą konkurencję. Czy sam chciałbym kurwa złożyć komuś zaproszenie? No nie. Normalnie nie przychodzę w takie miejsca, bo jest tutaj za- — zawiesił głos, ujmując puszkę z piwem, gdy odbiegł spojrzeniem najpierw w prawo, a po chwili w lewo. Zastukał językiem o podniebienie, jakby to miało pozwolić mu na znalezienie właściwego określenia. — Grzecznie. Prorodzinnie? — Barki chłopaka drgnęły, gdy drugie słowo zostało podsumowane przez niego krótkim parsknięciem; na wpół rozbawionym, na wpół zniesmaczonym, jakby uraza, którą w sobie trzymał, mimo wszystko usiłowała znaleźć ujście w drobnych reakcjach z jego strony, z których nie do końca zdawał sobie sprawę. Wpływało to na niego znacznie bardziej niż fakt tego, że dużo chętniej spędzano z nim czas w łóżku – z tym wydawał się być całkiem oswojony. — Tylko nie dopowiadaj sobie, że trzymasz mnie tu na siłę. Jest okej.
Pociągnął łyk piwa, sięgając po kolejne yakitori.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie zakładała, że Seiya zrozumie.
Zresztą, nawet nie dała mu żadnych wyjaśnień. Jednakże czuła w środku, że temat Arihyoshi wolała póki co zachować dla siebie. Bo naprawdę było to skomplikowane, i to na wielu płaszczyznach. Raz, uczucia, jakie żywiła do niego były jednostronne i nawet nie próbowała tego zmienić, bo już od dawna wiedziała, ze w tej kwestii jest na straconej pozycji. Dwa, chłopak póki co dochodził do siebie po wypadku. Wątpiła, żeby gdziekolwiek wychodził. A na pewno nie w najbliższej przyszłości. Kolejne miesiące będą okupowane żmudną rehabilitacją i nauką poruszania się o protezie. A trzy... OCZYWIŚCIE, ŻE GO NIE ZAPYTAŁA.
Była tchórzem.
Na bogów, sama myśl o tym, że mogłaby go o to zapytać napawała ją zażenowaniem i zawstydzeniem.
Na całe szczęście temat skupił się na Seiu. Zdecydowanie wolała dyskutować o chłopaku i o jego podbojach, aniżeli o niej i jej... marnych namiastkach czegokolwiek. Bo podbojami tego nazwać na pewno nie można. Żenujące.
- To widocznie obracasz się w towarzystwie nieodpowiednich kobiet, mój drogi! - skarciła go, choć jej ton wyraźnie był oprószony żartobliwością.
- Wiesz, jestem pewna, że wbrew wszystkiemu dziewczyna, którą wybierzesz na swoją partnerkę, stałą a nie jednorazową, będzie prawdziwą szczęściarą. I tego ci życzę, Seiya. Abyś w przyszłym roku udał się na festiwal w towarzystwie właśnie takiej osoby. - znając Seiyę to pewnie ją wyśmieje. Albo skomentuje w niewybredny sposób. Ale życzenie było szczere, płynące prosto z serca.
Bo Seiya to dobry chłopak, choć trochę szorstki,
To trochę jak ze skałą. Z wierzchu zwykła, szara, byle jaka. Ale jak cierpliwie będziesz drążyć, to może się okazać, że w środku skrywa prawdziwy skarb.
- Masz rację. I do tego dość głośno. - przytaknęła mu, rozglądając się dookoła. Miała wrażenie, że z każdą nadchodzącą chwilą na festiwalu pojawia się coraz więcej osób.
A to męczyło nawet ją.
Złapała za puszkę w połowie wypitą i spojrzała na Seiyę.
- Znam świetne miejsce, gdzie możemy obejrzeć fajerwerki. Znajduje się kawałek stąd, ale jestem pewna, że będzie tak o wiele ciszej. I mniej kolorowo.
zt x 2
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.