Apartament o minimalistycznym charakterze; czysty, wręcz sterylny. Dla wielu wnętrze może uchodzić za ascetyczne, ponieważ wyposażenie ogranicza się wyłącznie do najpotrzebniejszych mebli i przedmiotów; nie można uświadczyć tu zajmujących półki bibelotów, figurek czy niepasujących ozdobnych drobiazgów. Aranżacja jest przemyślana. W pokojach dominują stonowane odcienie — przede wszystkim biel, czerń i szarości, które optycznie powiększają (i tak rozległą) przestrzeń.
Kuchnia, salon i sypialnia to jedno pomieszczenie.
Lokator: Bai Ze — biały ośmioletni kocur pozbawiony przedniej lewej łapki (utracił ją w pierwszych miesiącach, spadając z dużej wysokości). Spokojny i cierpliwy, nie jest typem nakolankowego miziaka (ale jak się już go złapie, to pozwoli się porządnie wygłaskać). Uwielbia towarzyszyć w codziennych obowiązkach, obserwować i podkradać jedzenie ze stołu.
Nie był sam.
Ye Lian bez słowa przemierzył rozległy pokój, nie bacząc na swoje maniery. Buty pozostawiały po sobie mokre ślady, ale w otaczającej zewsząd ciemności były wręcz niedostrzegane. Dochodziła godzina szósta nad ranem — słońce powinno wychylić się zza horyzontu dopiero za niecałą godzinę.
Odpoczywający na oparciu kanapy Bai Ze, poruszony hałasem poniósł biały łeb. Przez krótką chwilę wpatrywał się w swojego właściciela, najwidoczniej wyczuwając jego zdenerwowanie, a później bursztynowy koloryt tęczówek otaksował gościa, za którym w końcu zamknęły się drzwi. Ogon kocura zamiótł miękkie obicie kanapy.
Ye Lian podszedł do jednego z wysokich przeszklonych okien, wychodzących na powoli budzące się miasto. I choć otoczenie wciąż spowijała zasłona mroku, pojawiały się pierwsze błyski reflektorów rozświetlające ulice; coraz więcej samochodów opuszczało miejsca parkingowe, ruszając w trasę. Jeszcze z trzydzieści minut i zapewne zacznie robić się tłoczno, przeszło Ye Lianowi przez głowę, choć była to krótka myśl. Właściwie był to jedynie błysk, bo twarz, która odbijała się w szklanej powłoce, nie wyglądała na rozmarzoną. Była szara jak pergamin, niedostępna jak strzeżony sejf i surowa, jak wyciosany kamień.
Stał w płaszczu. Szyję nadal obwiązywał popielaty szal. Ye Lian wyglądał, jakby wpadł do mieszkania jedynie na chwilę – aby popatrzeć na poruszające się drogą samochody, aby uporządkować myśli; jakby lada moment miał wyjść na powrót w zimową noc, w delikatnie rozjaśniający obraz śnieg. Obleczone w rękawiczki dłonie zniknęły w kieszeniach okrycia. Cisza. Gdzieś, dał się słyszeć głos przechodzącej grupki młodzieży i jazgot odpalanego silnika.
Wraz z szelestem dochodzącym przy drzwiach nabrał powietrza w płuca. Cierpliwość Ye Liana była czymś, o co zapewne prosiło się przy modlitwie samych bogów, jednakże Ahane skrupulatnie ją testował. Dzisiaj brakowało jednego słowa, jednego głupiego komentarza, aby autentycznie wyszedł ze swojej powierzchownej opanowanej powłoki i stracił nad sobą panowanie. Dlatego się nie odzywał. Podejrzewał, że wtedy jasnowłosy zechciałby odpowiedzieć, a on nie chciał słyszeć żadnych wyjaśnień. Musiał odnaleźć się w tym sam. Musiał na własną rękę wytorować sobie drogę na powierzchnię, tak jak zrobił to kiedyś.
Srebro tęczówek odnalazło w odbiciu szyby niewyraźnie zarysowany stół, na którym dorodnie piętrzył się wstawiony w wazon bogaty bukiet róż, a tuż przy nich pudełko, które odłożył w to miejsce z pięć godzin temu. Prezent, o którym bezustannie myślał, z którym pragnął spędzić ten dzień w samotności; na który widok ponownie zapłonęło mu serce. Podarunek od Niego, za który wciąż mu nie podziękował.
Wzrok podniósł się o parę centymetrów, wtedy też marsowe spojrzenie Ye Liana odnalazło twarz Nikko, i znów wrócił do rzeczywistości — szarej, brudnej, tej, w której wciąż uciekał przed swoim zepsutym charakterem. To nie ze światem był problem, a z nim. Miał wrażenie, że to jego maska; że chował się pod płaszczem kulturalnego, poważnego człowieka, a tak naprawdę był zdezelowany, jak każdy przeciętny bandzior czający się w ciemnej uliczce. Jeden dobry uczynek nie unieważniał złych. Za każdy należała się przecież oddzielna odpłata.
— Czego jeszcze ode mnie chcesz? — zapytał spokojnie, wciąż stał odwrócony tyłem. Jedna z dłoni wymsknęła się z kieszeni. Opuszki rękawiczki smagnęły dolną wargę, podczas gdy myśli wyrywały się z czaszki, niczym uwięzione w klatce ptaki. — Bo przecież nie wróciłeś tu, aby po sobie posprzątać.
Miał się nie odzywać — w końcu to sobie obiecał, jednakże, kiedy w szybie odnalazł znaną mu facjatę, nie mógł już dużej udawać, że wszystko jest takie, jakie powinno być.
@Ye Lian
i'm so cynical
Bai Ze miauknął krótko, jak to miał w zwyczaju, kiedy ktoś łapał go z zaskoczenia, po czym ostrożnie usadowił się na chłodnym materiale spodni Ahane; z każdym przymykanym ruchem pokonującym grzbiet, przymykał z rozkoszy złote oczy i wbijał cienkie pazurki w uda mężczyzny. Ye Lian przygląda się im w ciszy, jednak Nikko go znał i wiedział, iż tylko powstrzymywał cisnące się na język komentarze, które czekały w zamkniętych ustach. W kąciku jego oczu pojawia się delikatna zmarszczka, gdy dostrzegł wetkniętego między palce niezapalonego papierosa.
— Za dobrze sobie z tym nie radzę? — powtórzył za nim głosem dziwnie spokojnym; kiedy ich spojrzenia się ze sobą zderzyły, a arogancki błysk przewalił się śmiało w tęczówce Nikko, zmusił go do przerwania dotychczasowego milczenia. — Czy wyglądam ci na kryminalistę?
Nie oczekiwał od niego odpowiedzi. Właściwie to nie było wszystko, co zamierzał mu dzisiaj powiedzieć. Czuł się oderwany: w jego ciele błąkało się wiele emocji, jednak żadna nie potrafiła zdominować pozostałych, więc nie mógł zwyczajnie wybuchnąć w przypływie furii, czy rozpłakać się z bezradności. Ye Lian od najmłodszych lat miał trudności z ekspresją. Trudne sytuacje przeżywał w ten sam sposób — za swoimi zbudowanymi na doświadczeniach wysokimi, cementowymi murami. Zamiast mówić wprost, co go boli, wolał milczeć jak głaz; ze wszystkim dotąd rozprawiał się sam. Wierzył, że był kompletnym obrazem. Jednak tak naprawdę tworzył układankę; życie wielokrotnie rozbierało go na części, a potem składało na nowo. Był w pełni świadomy każdej posiadanej w sobie — nawet najmniejszej — emocji. Trudność tkwiła w ich okazywaniu. Przy Nikko szansa, iż miało się to zmienić z każdym dniem rosła.
— W całym swoim życiu poznałem wielu idiotów, którzy starali się udawać inteligentnych, ale po raz pierwszy widzę człowieka inteligentnego, który chce uchodzić za idiotę. Nie zmuszaj mnie do tego, bym tłumaczył ci teraz wagę problemu tej sprawy, jak dziecku, które zabierając baton ze sklepu, nie czuje wobec siebie żadnych konsekwencji.
Czuł się naprawdę dziwnie, prawiąc mu te morały. Nie był przecież święty. Jedynie za takiego uchodził, okłamując cały świat. Uciekł spojrzeniem w rozciągający się za oknem kobaltowy krajobraz; znów tknął opuszkami rękawiczki dolnej wargi, by po chwili objąć dłonią podbródek i usta w geście głębokiego zadumania. Wewnątrz cały drżał. Nikko nie rozumiał, że Lian czuł większy strach przed tym, że służby odkryłyby jego zamiecione brudy, aniżeli to, co miało miejsce niespełna kilka godzin temu. Gdyby do niego dotarli — byłby stracony. Nie odpowiadałby tylko za próbę usiłowania morderstwa, gdyby połączyli zdobyte sprzed lat informacje, odpowiadały również za zabójstwo trzech osób, a za to nie czekałaby go jednoosobowa cela. Teraz jak nigdy wcześniej zaczął doceniać życie, gdyby je utracił, utraciłby możliwość odkupienia swoich win, a przez ostatnie miesiące nie zależało mu niczym bardziej.
Nikko nazywał go przyjacielem, a dzisiaj stał się nie tylko jego powiernikiem; stał się jego wspólnikiem. Łączyła ich nie tylko prawda; łączyła ich zbrodnia — co prawda niedokonana, ale jednak. Czyż nie popełnili wspólnej zbrodni?
— Nie wiem, czy zadajesz sobie sprawę, ale głupotą jest niezdolność zrozumienia mechanizmów wydarzeń, w które bezwiednie mnie wciągnąłeś. Uczynki popełnione w ciemnościach nie ukryją się przed światłem dnia. Co, jeśli ten człowiek zapamiętał okolicę? Co, jeśli ktoś cię widział? Myślałeś o konsekwencjach, gdy wyciągałeś ostatnią paczkę lodu z mojej lodówki? Naraziłeś nie tylko siebie, ale i mnie. Nie miałeś pomysłu na niespodziankę, więc pomyślałeś, że leżący i umierający, pół nagi facet w wannie będzie wystarczającym motywem, aby dostrzec zaskoczenie na mojej twarzy?
i'm so cynical
— Tak myślisz? — Pomimo iż na jego twarzy niewiele można było dostrzec — zwłaszcza w panującym w mieszkaniu polmroku — tak serce zabiło o jeden ton zbyt szybko, a klatkę piersiową otoczyły niepokojące dreszcze. Wielokrotnie miewał wrażenie, że jego sucha, człowiecza powłoka kiedyś nie wytrzyma buzującego w nim zamętu i po prostu pęknie. Rozsypie się wtedy jak robot, z którego wypadną wszystkie sprężyny i śrubki — a on nie będzie wiedzieć co z tym z wszystkim zrobić. — Przestań mierzyć mnie swoją miarą.
Czy kiedy stanął w przejściu łazienki w rozpiętym płaszczu, z szarym pudełkiem w ręku, niosąc swoją wizytą chłodny zapach nocy i delikatne nuty perfum, Nikko zdołał dostrzec coś w jego blednącej twarzy? Czy kiedy szare spojrzenie w pierwszej chwili opadło na zatopionego po szyje w lodowatej lodzie mężczyznę, sinego od wyziębienia, Ahane zobaczył w jego oczach odbicie dawnych zbrodni?
Szklanka wydała z siebie charakterystyczny dźwięk tarcia, nic więc dziwnego, że właściciel mieszkania na nią spoglądnął; jego kąciki oczu zmrużyły się nieznacznie, gdy dostrzegł znajdującego się w jej pobliżu papierosa.
— Mylisz się — zawiesił głos, wciąż patrząc na w połowie zapełnione szkło. — To bardzo trafny przykład. Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku. Kiedy po raz pierwszy decydujesz się na kradzież i kiedy okazuje się, że nie spotykają cię za to żadne konsekwencje, kradniesz ponownie. Baton zmienia się w butelkę wina, a z czasem butelkę wina zastępuje precjoza. To, co złe, staje się po prostu nielegalne. A gdy nielegalne staje się bezkarne, chciwość i apetyt pochłania człowieka powoli.
Na dźwięk kolejnych słów, wargi mężczyzny drgnęły ledwie zauważalnie, a wnętrze ciała ogarnął bezmyślny wstyd za tak otwarte sugestie. Znów wysforował wzrok za okno — na wysokie prostokątne wieżowce, w których z wolna zapalały się pierwsze światła. Pytania spadały na niego jak paraliżujące ciosy. Gdzie się poznali? Czy dużo wypili? Czy ktoś ich obserwował? Czy facet był singlem? A może tak jak on krył się ze swoimi preferencjami? Czy rozumie, że jest zboczony psychicznie?
(Czy zdaje sobie sprawę, że za opowiadanie bzdur zostanie oddelegowany nie przed sąd, a na oddział zamknięty?)
Zdawało mu się, że ostatnia myśl nie należała do niego — była myślą Ahane, która odbiła się echem od ścian czaszki. Jeśli wierzyć Nikko i ofiara nie była niczego świadoma, możliwe, że facet, który siedział w ten wkurzający, spokojny sposób na jego kanapie, zadbał o jakieś szczegóły. To jednak nie było dla niego usprawiedliwieniem. Niektórzy ludzie budzą w drugich instynktowną niechęć i skłaniają do refleksji, że nie chcieliby być do nich podobni, mimo iż tak naprawdę twarze tych ludzi bywały szczerym lustrem.
— Odebrałeś mu część niewinności z osobistych pobudek, dogadzając swoim chorym pasjom. To chcesz mi powiedzieć? — zapytał, wcale na niego nie patrząc. — Powiedz mi, czego jeszcze o tobie nie wiem? Czego nie powiedziała mi Moriko? Czego nie spisałem na kartki? To jeden z tych sekretów, których nie miał ujrzeć świat? Jestem wściekły — wyrzucił z siebie nagle, choć głos nie brzmiał jak zapowiadająca się katastrofa. — Może powinienem walnąć pięścią w ścianę i zapalić papierosa, żeby ci to udowodnić? A może powinienem popędzić dokądś samochodem i wdać się z kimś w bójkę? Machnąć ręką i roztrzaskać wazon i wyrzucić z niego kwiaty? Czy tego potrzebujesz?
"Gwoli ścisłości próbowałem się z tobą skontaktować, ale najwyraźniej byłeś zbyt zajęty, a nie zamierzałem zwlekać. Pojawiłeś się w najbardziej stosownym do tego momencie. I nie licz na przepraszam, Lian [...]"
Zapragnął wrócić na stary, opuszczony cmentarz. Zostać tam i wciąż skrupulatnie odrzucać telefony Nikko, uniemożliwiające mu SMS-ową korespondencje. Naprawdę dla niego ważną. Czy gdyby odebrał wtedy telefon... co by od niego usłyszał? Czy mógłby go powstrzymać? Nie podejrzewał, że dzisiejszy dzień na nowo rozgrzebie stare rany i przypomni mu o tym, jak wielki błąd kiedyś popełnił i jaka cena została za niego zapłacona.
— Nie jestem zaskoczony, że nawet dzisiaj zaspokajamy jedynie twoje potrzeby.
i'm so cynical
Nikko miał rację. Był przy nim zgubiony. Znajomość z Ahane nie była terapią po zbyt intensywnej przeszłości, była gwoździem, który sam postanowił przybić młotkiem. Kolejny raz uświadamiał sobie, że umiejętność nawiązywania więzi z innymi ludźmi leżała poza jego zasięgiem. Była cieniem, który przesuwał się wraz z ruchem i rozciągał do niewyobrażalnych długości. Nie był w stanie fizycznie go pochwycić, bo materialnie przecież nigdy nie istniał. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że towarzyszący mu neurolog, nie zdołał wykrzesywać z zabarykadowanego wnętrza żadnych emocji, na które rzadko było go stać. Może jednak był jego lekarstwem — nie był delikatnym kompresem, muskającym ślimaczące się rany, a ogniem, który je przypalał i błyskawicznie zabliźniał.
Obrócił głowę w kierunku mężczyzny w momencie, gdy do uszu dobiegły słowa, których nigdy nie spodziewał się od niego usłyszeć. Srebro tęczówek Ye Liana mignęło nieznaną emocją, a twarz nabrała bladego odcinania zaskoczenia. Trwał tak w ciszy aż do ostatniego słowa; do ostatniego zaczepnego uśmiechu, który miał podstępnie zasłonić prawdę czmychającą spomiędzy warg. Dopiero wtedy Ahane mógł dostrzec, jak postać Ye Liana w końcu się porusza, jak bez żadnego słowa kieruje się do kuchni, która otwarta na salon umożliwiała dostrzeżenie jego dalszych działań. Nie ściągając butów, ani płaszcza wszedł na jasne kafle, wyciągając z lodówki podłużną butelkę. Niewiele chwil później tuż przed Nikko zabrzęczało stawiane szkło wysokich kieliszków, a tuż obok jasna, złocista butelka wina, wydająca się dziwnie abstrakcyjną propozycją zważając na atmosferę, która do niedawna miała między nimi miejsce.
Bai Ze mruczał pod dotykiem palców Nikko i uniósł bursztynowe ślepia na swojego właściciela, który szczupłą dłonią odkorkował butelkę i przyłozył gwint do szkła przeznaczonego dla Ahane — wysforował w jego oblicze zagadkowe spojrzenie. Zapełnił naczynie płynem na wysokość jednej trzeciej wysokości; to samo uczynił z kieliszkiem zarezerwowanym dla siebie. Choć miejsce na kanapie wciąż pozostawało puste, Ye Lian usiadł na fotelu blisko strony, którą obrał.
— Byłeś zbyt przejęty swoim dziełem, aby zdać sobie sprawę, że dzień, który według twoich przekonań miał kręcić się wokół mnie, jeszcze się nie skończył. Wciąż mamy pierwszy stycznia.
Spoglądną na wciąż leżący pośrodku stołu karton. Impuls zapragnął zgarnąć pakunek i zabrać go jak najdalej stąd, ale podejrzewał, że przesadne zainteresowanie tylko rozbudzi kocią ciekawość Ahane, więc skapitulował. Nie wziął w dłoń ani kieliszka, ani prezentu.
"Niemniej wracając do meritum, tak, powinieneś, wtedy przynajmniej bym wiedział, a nie zachodził w głowę, jakie procesy myślowe zachodzą w twoim pogmatwanym umyśle [...]"
— Więc poczęstuj mnie papierosem.
Była to dość niecodzienna odpowiedź sugerująca, iż naprawdę trawiła go wściekłość i paraliżująca niepewność. Ye Lian nie palił. Nikko nigdy nie widział go z papierosem, a co dopiero ze śmierdzącą używką we wnętrzu własnego mieszkania. Jeszcze niedawno przecież krzywił się na widok neurologa szczerym niesmakiem. Pisarz jednak wydawał się pewny w swojej prośbie. Jeśli tak miał udowodnić mężczyźnie, że tkwią w nim jakieś emocje, był na to gotowy. Nie odwracał wzorku od blondyna. Czekał.
— Chcesz poznać moje zdanie na ten temat? Chcę, aby to, co się dzisiaj wydarzyło, było ostatnim razem. Nie chcę już nigdy więcej brać, w czym takim udziału. Nie jestem, taki jak myślisz. Nie interesuje mnie życie przestępcy. Wybrałem już swoją drogę i zbudowałem na niej krzywe fundamenty. Nie bez powodu moje nazwisko nie widnieje w publicznej prasie. Myślisz dlaczego?
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Pod wskazany adres szła dość niespiesznie. Słuchawki w uszach i buzująca w nich muzyka odcinały dziewczynę od rozbrzmiewających co jakiś czas pogwizdywań mężczyzn z budowy, obok której przechodziła. Akurat dzisiaj nie chciała zawracać zbyt dużej uwagi mieszkańców, co mogło wydawać się dość absurdalne patrząc choćby na stój, który postanowiła wybrać na swoje spotkanie.
Dzierżona w dłoni torebka prezentowa co kilka kroków odbijała się o udo pokryte jedynie cienkimi paskami z kabaretek, lecz Shirshu wydawała się tym faktem niewzruszona. Liczyło się tylko to, by jej zawartość nie poszła w diabły.
Stanięcie przed odpowiednimi drzwiami nie zajęło dużo czasu. Nim jednak uświadomiła domownika o swojej obecności, poprawiła jeszcze ułożenie sukienki, zsunęła zbłąkane kosmyki z ramion i uniosła torebkę ku górze w taki sposób, by kolorowy wzór przesłonił absolutnie całe pole widzenie judasza. Dopiero po odpowiednim ułożeniu pakunku nacisnęła przycisk na ścianie, wsłuchując się w dźwięk obwieszczający przybycie gościa.
– Wiem, że tam jesteś. Już za późno, by się wycofywać – odezwała się po chwili czekania, czując jak pierwsze mrówki przebiegając przez mięśnie stale uniesionej w górze ręki. – Chyba że dopiero wyszedłeś spod prysznica i musisz się ubrać... Nie fatyguj się takimi pierdołami.
Uśmiechnęła się w duchu, będąc w stanie wyobrazić sobie zmarnowany wyraz, jaki właśnie musiał wstępować na lico Ye Liana. Była gotowa mówić jeszcze gorsze rzeczy jeszcze głośniejszym tonem, gdyby postanowił jej nie wpuścić. Prawdopodobnie zresztą miał tego pełną świadomość.
| outfit: czarna sukienka, kabaretki, trampki ponad kostkę dla wygody
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Pierwszym obrazem, który ujawnił się w tej wątpliwej przestrzeni była znana, jasna twarz o dwóch zaklętych w krysztale tęczówkach. Drugim natomiast był strój — bez wątpienia sięgał swoimi korzeniami nieposkromionej grzeczności. Ye Lian wyglądał, jakby był przygotowany na rozmowę biznesowa w drogiej restauracji, a nie na spotkanie towarzyskie z osobą, którą znał.
Wzrok spełzł o parę centymetrów — właśnie w tej chwili kobieta mogła uzmysłowić sobie, co okazało się w pierwszej kolejności (zaraz po spoglądnięciu na rozweseloną twarz) zwrócić uwagę stojącego w drzwiach mężczyzny. Zdążyły rozchylić się jedynie usta; zdarzył przedrzeć się przez nie cichy wdech, po którym blask powłóczystego światła wydobywającego się na korytarz gwałtownie schudł. Nim jednak mężczyzna zdążył zamknąć w panice drzwi, Black udało się je pochwycić. Chyba tylko zaskoczenie zdołało zatrzymać go w tym niewielkim otworze. Wzrok ogniskujący się na jasnych, dwukolorowych tęczówkach nabrał ostrożnych tonów wątpliwości.
— Black — wymsknęło się spomiędzy warg. — Za głośno. — Wzrok pomknął gdzieś za jej sylwetkę, w głąb rozświetlonego jarzeniówkami korytarza. — Co ty masz na sobie? — Nie musiała udzieliła mu odpowiedzi. Wiedział, że nie zamierza odpuścić, dlatego zwątpił, aby dobrym pomysłem było zostawianie jej na korytarzu. Słowa, którymi się posługiwała były na tyle zawstydzające, że z dwojga złego, wolał otoczyć ją murami własnego mieszkania, aniżeli pozwolić na jakiekolwiek domysły sąsiadów. — Wejdź — byle szybko — chciał dopowiedzieć, ale ugryzł się w język. Przepuścił kobietę i zamknął drzwi.
W pierwszym odruchu chciał zaoferować pomoc, ale szybko uzmysłowił sobie, że nie znajdowało się na niej już nic, co powinna z siebie zdjąć.
— Jest osiemnasta. Byliśmy umówieni na dwudziestą.
Oczywistość słów podbita była zapalonym w łazience światłem; na mieszkanie wydobywał się wilgotny zapach płynów do kąpieli i delikatnych męskich perfum. Ye Lian pstryknął w przełącznik. Wzrok bezustannie błądził po przestrzeni, zatrzymując się na sylwetce kobiety z grzeczności — na tyle ile było to konieczne. Mogła się domyśleć, że blondyn, którego znała nie uświadczał takich widoków i odczuł nie tyle zdenerwowanie, co wewnętrzny wstyd.
— Po prawej stronie możesz odłożyć buty. Wybacz, nie zdążyłem się przygotować.
Warui Shin'ya and Hecate Shirshu Black szaleją za tym postem.
Była również gotowa na to, że będzie próbował ucieczki, więc asekuracyjnie złapała za drewno ciemnych drzwi, tym samym uprzedzając towarzysza przed ich zatrzaśnięciem. Zresztą... Nawet gdyby zdążył je zamknąć, a później jeszcze dla bezpieczeństwa przekręcić klucz w zamku, to z pewnością miał świadomość, że nie odpuściłaby tak łatwo. Mieszkając z budynku pełnym sąsiadów musiał liczyć się z tym, że długie korytarze niosły słowa głośnym echem.
– Black.
– Cześć przystojniaku – puściła mu szybkie oczko, przekrzywiając głowę nieco na bok. – Moje nazwisko tak bardzo ci się spodobało, że planujesz wymienić własne? To by wyjaśniało, dlaczego tak często je wymawiasz – Oczywiście, że sobie nie żałowała – pełną flirtu osobowość odziedziczyła w genach po ciotce Fionie, a Ye Lian miał w sobie jakiś dziwny zapalnik, który sprawiał, że nigdy nie gasnący płomyk zmieniał się w pożar trawiący wszystko dookoła.
– Sukienkę, kotku. Nie podoba ci się? Mogę ją zdjąć – Dźwięczny śmiech jeszcze przez moment wypełniał korytarz, nim Black nie postąpiła tych kilku kroków naprzód; drzwi w końcu trzasnęły o framugę, odcinając ich dwójkę od wścibskich uszu mieszkających dookoła ludzi. Zastanawiała się czasami, czy tutaj w Japonii sąsiedzi zachowywali się tak, jak na popularnych amerykańskich filmach, czy stali tuż przy drzwiach ze szklanką przytuloną do ucha i nasłuchiwali z intensywnością czekającego na ofiarę zwierzęcia.
– Naprawdę? Jak ten czas się ciągnie, gdy czekamy na dobre towarzystwo, nie miałam pojęcia, że jest jeszcze tak wcześnie – Machnęła bezwiednie ręką, posyłając mu w duecie subtelne spojrzenie, które nie pozostawiało wątpliwości co do tego, iż pojawiła się tu dwie godziny szybciej nie z przypadku.
Podeszła niespiesznie do wskazanego miejsca, rozplatając wpierw sznurówki trampek, później układając je równo. Prostując się przesunęła palcami między długimi kosmykami ciemnoczerownych włosów, zaczesując zbłąkane na twarzy pasma we właściwe miejsce.
– Śmiem twierdzić, że przygotowałeś się wręcz perfekcyjnie – Postawiła pierwszy krok ku niemu, później drugi, trzeci i jeszcze kolejny, aż w końcu znalazła się tak blisko, że czarna sukienka zlała się w jedno z równie czarną koszulą; Black wsparła ramiona na barkach Ye Liana, splatając palce dłoni gdzieś z tyłu za jego głową. Ozdobna torebka prezentowa wylądowała tuż obok nogi mężczyzny – dopiero teraz widziana na żywo okazała się znacznie większych gabarytów. – Masz na sobie tyle ubrań by ściąganie ich nie trwało za krótko ani za długo.
Smukłe pace przemknęły zaczepnie przez blada skórę karku mężczyzny, widać była, że znalazła albo znalazła się przy właściwej osobie, albo weszła w swój żywioł, bo iskry tańczące w dwukolorowych tęczówkach były niemal tak jasne jak barowe neony świecące za oknami.
– Dobrze cię widzieć – mruknęła w końcu, tym razem głosem nienakrapianym żadnym flirtem, a zwyczajną ulga przemieszaną ze spokojem. Twarz Hecate zniknęła w zgięciu szyi drugiego medium, gdy wiedźma wtuliła się w niego całym ciałem.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Próbował odszukać na jej twarzy również takich oznak; oznak jakiejkolwiek metamorfozy — wydarzenie Halloween dawno wetknął między baśnie. Przebijając się przez unoszący tuman wspomnień, zdał sobie sprawę, jak przeszłość tamtego okresu stała się dla niego okropnie odległa. Niegdyś spacerował po nierównej krawędzi, czekając na byle pretekst do własnego potknięcia, teraz chciał za wszelką cenę ustać na pokaleczonych nogach.
— Cześć przystojniaku.
— Wolę zwykłe Ye Lian.
— [...] Mogę ją zdjąć.
Na drugą zaczepkę oszczędził komentarza, ale wzrok skontrolował roznegliżowaną sylwetkę, jakby pewność co do jej decyzji nie była jednak jasna. Kiedy odłożyła buty, mężczyzna stał już w wejściu do salonu, przygadał się jej z dziwną dozą niepewności osoby wciśniętej w za ciasny garnitur — jednakże wzrok miał wyrafinowany, jak gdyby sznurki dzisiejszego spotkania wciąż oplatały jego paliczki. Zamierzał ruszyć z kobietą do kuchni, jednak plany trzasnęły równie dźwięcznie co wyrzucona na podłogę torba — pełna ciężkiej zawartości.
Wraz z pierwszym kobiecym krokiem spięły się plecy, ściągnęły przesadnie łopatki; z drugim, tym niosącym zapach świeżego lasu, stopa osunęła się ustępliwie w tył; z trzecim, w którym usta wypuściły bezpruderyjne zaczepki na wysokość jego twarzy, podbródek uniósł się powściągliwie — ledwie zdołał ukryć skrępowanie spowodowane śmiałym dotykiem, wijącym się gdzieś z tyłu karku. Odwrócił głowę, nabierając cicho szeleszczącego tchu — walczył z nietaktem, pragnącym uwolnić go z objęcia — nie chciał, aby zrozumiała zaproszenie opacznie. Palce poruszyły się, unosząc odrobinę ponad linię talii.
— Black — wyrzęził. Wzrok Ye Liana pomknął na śnieżnobiałą ścianę; klatka piersiowa uniosła się odrobinę w zetknięciu z niewiele ważącym, drobnym ciałem. Mówił półszeptem: — Czemu zawsze zachowujesz się tak bezwstydnie? Dobrze wiesz, że nie to było celem naszego spotkania.
Oczy Hecate migotały niczym iskry z wysypanego paleniska, a on był wobec nich niczym drewno skwierczące w wysokich płomieniach. Uniósł dłonie, a gdy prawie zacisnęły się piętnem okowy wokół wąskich nadgarstków, zaniechał prób uwolnienia się z niekomfortowego zbliżenia. W momencie gdy kobieca twarz zniknęła w zagłębieniu przesiąkniętej perfumami szyi, odpuścił. Możliwe, że źródło tej decyzji błąkało się za rozczulającym gestem, w słowach niedotkniętych flirtem. Nigdy nikogo nie przytulał. Przypomniał sobie jak niegdyś we śnie, miał nie tyle okazję, ile odwagę objąć tego, którego kochał i jak bardzo nie wiedział, jak powinien to zrobić, niemal tracąc ostatnią szansę. Teraz po raz kolejny musiał ukazać komuś popsutą część własnej osobowości — awarię, z którą urodził się w śnieżnobiałym atłasie.
— Ameryka cię nie zmieniła — ocenił ze spokojem. Wiedźma przyciśnięta do jego krtani mogła odczuć drżenie wypowiadanych słów. W piersi biło cicho serce. — Ale to w porządku. Nie rozpoznałbym cię, jeśli nie byłabyś sobą. — Nie uogólniał. Gdzieś z tyłu głowy znajdowały się wszystkie problemy, które zawierała w wiadomościach tekstowych. Chłód palców tknął kobiecy nadgarstek, mając za zadanie wybudzić ją z transu. — Witaj z powrotem, Black. — Umilknął tylko na drobną chwilę. Z tej perspektywy twarz mężczyzny była dla niej nieosiągalna. — Wejdźmy do środka. Nie miałem w planach gościć cię w progu.
Warui Shin'ya and Hecate Shirshu Black szaleją za tym postem.
– Gdybym zachowywała się bezwstydnie, to zamiast pytania czy zdjąć sukienkę podjęłabym akcję. Albo przyszłabym jeszcze wcześniej, żeby zastać cię podczas kąpieli w samym ręczniku przewieszonym przez biodra. Spadłby z ciebie szybciej, niż zdażyłbyś zatrzasnąć przede mną drzwi, to jest właśnie bezwstydność, kitten. – Nie omieszkała od razu sprostować, czemu towarzyszyło wcale nie tak subtelne wygięcie kącików ust w rozbawionym wyrazie. Bawiło ja to, jak łatwo się zawstydzał, czym prędzej chowając wszelkie emocje za wypracowanymi przed laty maskami. Chciała za wszelką cenę pozdejmować każdą po kolei – i tym razem o dziwo nie chodziło o warstwy ubrań – coby dotrzeć d tego, co tak skrzętnie pod nimi wszystkimi skrywał.
W zasadzie była dość zaskoczona tym, że nie odepchnął jej od razu – jak dotychczas sprawiał wrażenie osoby, która raczej niezbyt lgnęła do dotyku – i znów, kolejny punkt będący przeciwieństwem samej Black. Korzystała więc pełnymi garściami, przyciśnięta do niego jak zbłąkane dziecko do rodzica; nieczęsta forma dotyku w przypadku ich dwójki dawała zaskakujący spokój, rozluźniała wszystkie mięśnie i rozwiewała niepotrzebne myśli. Na rzecz pozostania w ten sposób jeszcze kilka minut dłużej była gotowa poświęcić zawierające alkohol plany na wieczór.
Zaśmiała się nagle, poruszona nagłym komentarzem.
– Oczywiście, że nie – Rześki zapach płynu do kąpieli wdarł się w płuca podczas branego przed wypowiedzią wdechu. – Nie ma takiej siły, mój drogi.
Spokojny głos Ye Liana oraz forma słów, których postanowił użyć posłały impuls do mięśni dziewczyny – na krótki moment poczuła się tak dziwnie, że ręce ciało samoistnie naparło bardziej na pierś mężczyzny, wtulając się w niego bez większej ingerencji mózgu czy świadomości. W przeciągu kolejnej minuty znalazła siłę, by postąpić krok w tył – twarz miała niezmienną, cały czas pewną siebie, delikatnie rozbawioną. Nawet jeśli to drobne zbliżenie wywarło na niej wrażenie, to postanowiła zachować ten fakt dla siebie.
– Masz może w planach kolację? Bo mogłabym cię zjeść w całości – Sugestywne oczko, które puściła mu w momencie wypowiadania słów z łatwością nakierowywało myśli na odpowiednie tory. Zaraz przeciągnęła się odrobinę, przy okazji łapiąc w palce sznurki pozostawionej przed chwilą torebki prezentowej. Ruszyła w kierunku kuchni, a znalazłszy się przy blacie postawiła nań pakunek. – Proszę. Mam nadzieję, że ci się spodoba. A ciotka przesyła pozdrowienia i butelkę swojego ulubionego wina.
Nie konkretyzowała niczego więcej, cierpliwie czekając aż Ye Lian zajmie się podarunkiem. Była ciekawa, czy choć trochę trafiła w gust przyjaciela, bo wybranie czegokolwiek okazało się większym wyzwaniem, niż początkowo przypuszczała. Ostatecznie, po kilku godzinach błądzenia między sklepami postawiła na sporo Amerykański słodyczy oraz słonych przekąsek. W pstrokatej torebce nie zabrakło również ozdobnego tomu książki, o której kiedyś rozmawiali. na samym dnie, w pudełku wyścielonym miękkim atłasem leżała częściowo barwiona czaszka kojota z dodatkiem barwnych kryształów – nie wyglądały na przyklejone żadną substancja, a po uważniejszej obserwacji dało się dojść do wniosku, że całość była ręczną robotą, podczas której autor wyhodował to drobne arcydzieło we własnym domu. Pod pudełkiem zaś krył się czarny pluszak – sporawy, na oko mający 120 centymetrów kot z obrożą i doczepioną do niej zawieszką z napisem "Salem".
– Wspominałam, że Fiona podarowała mi psa? – odezwała się po chwili ciszy, uprzednio zajmując miejsce na jednym z krzeseł przy stole. – Nazywa się Fornax, powinieneś kiedyś wpaść go zobaczyć.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
— Nie wybiegaj myślami w przód, Black — skwitował. Oszczędził jej przy tym zapewnień, iż nigdy nie otworzyłby nikomu w tak kompromitującym stroju. Miał swoje granice.
Odsunął się, robiąc Hecate przejście. Szklane okowy tęczówek bezustannie badały wykrzywione kąciki rezolutnych warg. Uśmiechała się. Nie wiedzieć czemu miał wrażenie, że był to jej pierwszy uśmiech, od kiedy powróciła. W jego głowie zabrzmiało to nieco egoistycznie. Ale jej rozbawienie osiadłe na giętkich kącikach, w jakiś sposób ścieliło spokój — śmiała się z niego, stał się powodem, dla którego blask zawitał w tęczówkach. Strapiony, bo przecież nie opowiedział żadnego żartu, nawet nie potrafił — nie miał do tego zdolności — obserwował, jak kobiece oczy mrużą się w zadowoleniu. Zdał sobie sprawę, że uśmiech był czymś, co kochała, ale w pewnym momencie przypadkowo zgubiła i nagle odnalazła w tych przerażających sterylnych ścianach mieszkania numer cztery.
Kiedy dziewczyna ruszyła do kuchni, Ye Lian postąpił bezszelestnie w jej ślad. Zwrócił uwagę na stawianą na blacie torebkę prezentową — była wykonana z twardego papieru, z pewnością zdolnego udźwignąć niemały ciężar. Na przykład obiecany alkohol. Zdążył wysnuć wnioski i przyjrzeć się pakunkowi dostatecznie dobrze, kiedy stał w tym kłopotliwym uścisku. Stanął po drugiej stronie blatu i rzucił senkeshy wyważone, tajemnicze spojrzenie.
— A więc miałem rację? Wino, a nie whisky? — stwierdził poważnym tonem, zdolnym wprowadzić w niepotrzebne zakłopotanie. Ye Lian oczywiście nie miał takiego zamiaru. Nie był urażony, że zawartość zawierała wino, a nie (jak wspominała w SMSach) whisky — zresztą preferował je znacznie bardziej. Zwyczajnie nie spodziewa się, że przywiezie mu cokolwiek, a butelka wina, której szkło wychyliło się zza szeleszczącego papieru, rozjaśniła szarość tęczówek. — Nie chciałem, abyś przez nasze rozmowy poczuła obowiązek obdarowania mnie alkoholem. Nie musiałaś nic ze sobą zabierać.
Z kulturą przyjrzał się każdej kolejnej rzeczy. Choć podejrzewał, że torba oprócz pełnej butelki i stosem przeróżnych amerykańskich przekąsek nie kryje w sobie nic więcej. Pudło. Zaskoczył się, gdy wyciągnął coś, co wyglądało jak ładnie oprawiona książka. Ye Lian otworzył ją z ciekawością — nie mógł się przecież powstrzymać. Kiedy przewertował kartki, roztoczył się pod nosem przyjemny biblioteczny zapach papieru. Był pod wrażeniem, że zapamiętała.
To właśnie w tym momencie wysforował wzrok na Hecate; ramiona obniżyły się, a z ust wydobyło się ciche westchnięcie. Był rozczarowany?
— Nie wspominałaś o tych rzeczach. Dlaczego postanowiłaś mi to wszystko dać?
Do zawartości podarunku zaliczała się również ręcznie robiona czaszka i zabawkowy kot, którego plusz przypominał mu utracone dzieciństwo — wszystkie zabawki schowane gdzieś w piwnicy rodzinnego domu. Nie uważał, aby na to zasługiwał. Jedyny prezent, którego tak naprawdę mógł być godzien, to torba z bombą zdalnie odpalaną. Ye Lian nie był w stanie wypowiedzieć słowa, ale Black z pewnością to zrozumiała. Przecież dobrze go znała. Ze skonsternowaniem ułożył prezent na bezpiecznej części blatu. Minęła naprawdę długa cicha, kiedy sztywne usta ułożyły się pod ciche słowa: „dziękuję".
Przeszukał szafki i postawił na stole dwa wypolerowane kieliszki do wina. Stanął obok dziewczyny, rzucając jej ukradkowe spojrzenie. Sięgnął po korkociąg.
— Formax? Jak gwiazdozbiór pieca?
Odkorkował butelkę — zatyczka uskoczyła giętko w alabastrowe palce, nie zachlapując ich nawet kroplą szkarłatu. Przechylił butelkę w stronę kieliszka znajdującego się najbliżej Hecate. Napełnił go zgodnie z zasadą na 1/4 pojemności, co od razu obudziło w nim wspomnienia ostatnich urodzin; moment, w którym poprosił go, aby się z nim napił i kiedy dostrzegł, że wrócił z lampką wina zalaną po brzegi.
Ujął kieliszek: nadgarstek mężczyzny odgiął się miękko, a paliczki musnęły chodne szkło. Za każdym razem, gdy brał to naczynie w dłoń, zdawał się przelewać w ruchy najczulszą precyzję.
— Nawiązując do kolacji — odchrząknął cicho. — Przygotowałem chunjuan z tofu — domyślam się, że nigdy go nie jadałaś. To chińska przystawka, którą często podawano u mnie w domu. Zanim jednak wyciągnę ją na stół, napijmy się.
Opowieści o ekstrawertycznej ciotce nabrały miana legend, nic dziwnego, że nie chciał zwlekać. Chciał w końcu poznać jej gust. Dłoń zawisła w zawieszeniu (jasno sugerując, że nie powinni zbijać się o siebie szkłem), oczy wpatrywały się w jej pełną kolorów twarz.
— Za powrót?
Za powrót do porzuconego miejsca.
Za powrót nadziei na to, że może w końcu się udać.
Hecate Shirshu Black ubóstwia ten post.
|
|