Apartament o minimalistycznym charakterze; czysty, wręcz sterylny. Dla wielu wnętrze może uchodzić za ascetyczne, ponieważ wyposażenie ogranicza się wyłącznie do najpotrzebniejszych mebli i przedmiotów; nie można uświadczyć tu zajmujących półki bibelotów, figurek czy niepasujących ozdobnych drobiazgów. Aranżacja jest przemyślana. W pokojach dominują stonowane odcienie — przede wszystkim biel, czerń i szarości, które optycznie powiększają (i tak rozległą) przestrzeń.
Kuchnia, salon i sypialnia to jedno pomieszczenie.
Lokator: Bai Ze — biały ośmioletni kocur pozbawiony przedniej lewej łapki (utracił ją w pierwszych miesiącach, spadając z dużej wysokości). Spokojny i cierpliwy, nie jest typem nakolankowego miziaka (ale jak się już go złapie, to pozwoli się porządnie wygłaskać). Uwielbia towarzyszyć w codziennych obowiązkach, obserwować i podkradać jedzenie ze stołu.
Obserwowała z zaciekawieniem, jak wyciągał z torby butelkę alkoholu. Wcześniej nie zdążyła poświęcić jej zbyt dużo uwagi, dopiero teraz dostrzegając jak wiele pracy Fiona musiała włożyć w wykonanie nie tylko samego trunku, ale i etykiety, którą starannie nakleiła na szkło - papier wyglądał na celowo postarzany, brakowało więc na nim sterylnej bieli. Uderzał raczej w beże i brązy, nosząc na sobie ślady ręcznej robótki. Przedstawiał nie tylko angielską, prawdopodobnie wymyśloną przez samą ciotkę nazwę, ale i leśne połacie, rozmaite grzyby, roślinności i czaszki wyglądające na namalowane akwarelami. A więc zamiłowanie do sztuki również musiała odziedziczyć właśnie z tej strony rodziny.
– Szczerze? Myślałam, że postawi na ulubione whisky, które zawsze dostaje od swojej przyjaciółki, pani Spellman, mi zresztą też wcisnęła butelkę... Ale później zaczęłam jej co nieco o tobie opowiadać i nagle zmieniła zdanie. Wiesz, jest dość dumna ze swojej... twórczości, że tak to ujmę. Chciała się nią podzielić, a gdybyś o nie zapytał, to pewnie chętnie zaczęłaby opowiadać o całym procesie powstawania – Nie byłaby absolutnie zdziwiona, gdyby Fiona zafascynowała się Ye Lianem w stopniu niemal równym co sama Hecate. Oczyma wyobraźni widziała, jak starsza kobieta łapie go pod ramię i prowadzi przez długie korytarze swojej posiadłości, by powolnym krokiem zmierzyć ku piwnicy, w której działa się największa magia. I jakkolwiek przerażająco mogłoby to wyglądać zważając choćby na fakt, że dom mieścił w sobie dość niepokojącą aurę, tak miejsce docelowe nie było nawet w najmniejszym stopniu straszne. – I o czym mówisz? Nie jestem typem, który przez samą rozmowę mógłby poczuć się do czegokolwiek zobowiązany. Jak jeszcze nie zauważyłeś, to jestem dość wolnym duchem, jeśli coś robię, to dlatego, że chcę, a nie dlatego, że wymaga tego ode mnie etyka.
Z nieskrywaną ciekawością patrzyła, jak wyjmował z torby kolejne przedmioty. Nad wyborem odpowiedniego prezentu spędziła trochę czasu, do samego końca starając się go jak najbardziej dopracować. Sklepowe witryny mieściły w sobie wiele przyciągających wzrok turystów bibelotów, a Black nie chciała kupować byle czego, od samego początku czując potrzebę wybrania czegoś wyjątkowego, czego nie rzuca się w kąt w moment po odebraniu. Czaszka mimo iż dość nietypowa, to miała w sobie coś, co uznała, że doda uroku temu sterylnemu mieszkaniu, jednocześnie nadmiernie nie ingerując w estetykę Ye Liana. Miała nadzieję, że patrząc na nią będzie mimowolnie przywoływał na twarz delikatny uśmiech, bo myśli odbiegną w kierunku nie tylko dzisiejszego spotkania, ale całej ich z pozoru ciężkiej do utrzymania relacji. Sam pluszak natomiast... nie było większego powodu; gdy tylko ujrzała go na półce wśród całej reszty od razu pomyślała o nim, o tym jak sprawiał wrażenie sztywnego dla tych, którzy nie go nie znali oraz o chłodzie, który czasami towarzyszył jego aurze. Widać było, że nic co znalazło się w torbie nie trafiło tam z przypadku. Nawet przekąski w ten czy inny sposób nawiązywały do tysięcy smsów, które między sobą wymienili – o nowych smakach, których chcieli spróbować, o widzianych w internecie dziwactwach, o pierdołach, o których czasami opowiadała, gdy wspominała o Salem które pamiętała z czasów dzieciństwa.
Nagle spojrzała na niego zszokowana. – Jak to dlaczego? – zapytała, wpatrując się w niego rozszerzonymi oczyma dziecko, które kompletnie nie zrozumiało sensu zadanego mu pytania. – Bo chciałam, jesteś moim przyjacielem, to oczywiste – Proste wytłumaczenie zwieńczyło drgnięcie mięśni unoszące oba kąciki ust ku górze; szeroki uśmiech, jaki wówczas wykwitł na twarzy Black nie mógł się równać szczerością z niczym innym. Wyglądała na uradowaną z samego faktu, że mogła mu cokolwiek podarować, nie wspominając już o czymś, co rzeczywiście by mu się spodobało. – Hah, nie ma za co kotek, przyjemność po mojej stronie! – Gdyby na nią wtedy spojrzał, mógłby dostrzec, że kolorowe ślepia dziewczyny rozświetlił blask miliona wiszących na niebie gwiazd. Nawet odbijane w szkle okien neony pobliskich klubów i sklepów nie mogły konkurować z iskrami tańczącymi w tęczówkach Black.
– Bingoo~ – Puściła mu szybkie oczko, unosząc przy okazji w górę kciuk ręki, na której nie opierała akurat policzka. – Jak byłam mała to często wychodziłam z bratem na dach żeby oglądać nocne niebo. Kompletnie się wtedy na tym nie znałam, to jego interesowały gwiazdozbiory i kosmos, więc musiał spędzić trochę czasu, żebym zaczęła dostrzegać wszystko to, co chciał mi pokazać. Dlatego teraz sporo moich zwierząt nazywam imionami gwiazdozbiorów. Stolas głownie się wybija, bo podczas gdy mi opowiadano o kosmosie, mnie interesowała Ars Goetia, więc wymieniałam się z bratem fascynacjami.
Gdy tylko odkorkował butelkę, nie potrafiła nie parsknąć śmiechem. Już w momencie w którym osobliwy zapach uderzył w nozdrza wiedziała, że alkohol musiał mieć co najmniej 112%, nie mogło być inaczej. A jednak mimo dość intensywnej woni przewijały się również ślady owoców oraz czegoś, co przypominało zioła. Black nie była tam ani trochę zdziwiona, nie miała najmniejszych wątpliwości, że prócz mocy w procentach, wino musiało również posiadać inne cechy, które wplotła w nie tak wprawiona wiedźma jak Fiona. Może uodparniało na choroby, może chroniło przed złymi duchami, może oczyszczało aurę, a może wszystko jednocześnie.
– No no, jakbym wiedziała, że planujesz mnie aż tak ugościć, to ubrałabym coś bardziej odpowiadającego eleganckiej kolacji – I ona ujęła kieliszek w dłonie, niespiesznie poruszając nadgarstkiem, by zawartość otuliła niższą cześć szkła. Po przytknięciu nosa do krawędzi była już niemal pewna, że ciotka dodała specjalny składni, który nigdy nie miał zostać odkryty. – W zamian zrobię ci kiedyś słynne apple pie Fiony. To nie to samo co wykwintna kolacja, ale myślę, że się nie pogniewasz.
Uniosła na niego wzrok. Za powrót, co? Mimo iż w głowie zagęściło się od słów, to żadne z nich nie przebiło bariery w postaci zamkniętych ust. Przez krótki moment wpatrywała się w ciemne wino, zastanawiając się, czy powinna cokolwiek powiedzieć. Zrezygnowała szybko, wystarczająco szybko, by nie zdążył zauważyć, a przynajmniej taką miała nadzieję.
– Za spotkanie – Jakiekolwiek wątpliwości zniknęły za uniesionym w toaście kieliszku. Chłód szkła czym prędzej dotknął nietkniętej żadną szminką wargi. Wino pachniało dość mocno, ale po trafieniu na język wcale takie nie było. Miało dość łagodny, owocowy smak. Znów nawiedziło ją jednak wrażenie, że ta ulotna niewinność musiała mieć jakiś haczyk. Postanowiła jednak nie uzewnętrzniać swoich przeczuć i dać losowi zadecydować.
– Zdradzisz mi jaki diabeł stoi za twoimi plecami i daje ci siłę do pracy o 5 rano? Zawsze mnie to intrygowało. Może warto nawiązać z nim współpracę? To dość powszechna wiedza, że czarownice współpracują z demonami. The devil is not as black as he is painted.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
Smak nie przypominał żadnego znanego napoju, a kosztował wielu. Był szczególnie oddany winom i całej przygodzie z nimi związanej. Degustacja zaskoczyła. Produkt bowiem nie okazał się cierpki albo — co gorsze — banalny i płytki, dla którego szkoda byłoby choćby ryzykować kacem. Wykwint był aksamitny, głęboki i bogaty. Niewielki łyk wystarczył, aby doświadczyć prawdziwej uczty. Błąkająca się w szarych tęczówkach iskra była dla Black potwierdzeniem, iż Fionie udało się odkryć najbardziej skryte preferencje senkeshy.
— Wiśnia, czereśnia, śliwka. — Usta odsunęły się od wypolerowanego szkła. — Owoce w swoich aromatach są dojrzałe, duszone, pieczone. Wyczuwam również skoncentrowany sok z granatu i likier z ciemnych owoców. — Język przesunął się miękko po podniebieniu, a kieliszek zawisł aksamitnie przy okrytej czarną koszulką piersi. — To niepokojące, że wiesz o mnie tak wiele.
Nie powinien o tym za wiele myśleć. Zawsze sprawiał wrażenie zamkniętego — nie chciał dać się przez nikogo poznać. Nie lubił zmian, bo zmianom towarzyszyła niepewność. Właśnie z jej powodu mieszkał w gwarnym centrum miasta, odrzucając na bok sny o wyprowadzce; o zakupie domu, gdzieś na peryferiach, o leśnych ścieżkach, które mógłby pokonywać w bezchmurne dni, o głowie pełnej natchnień. Mógł zmienić swoje życie w każdej chwili. Nie miał już żadnego powodu, aby się ukrywać. A jednak coś blokowało go przed sięgnięciem po wymarzony komfort.
— Jeśli pytasz mnie o schemat dnia, to równie dobrze mógłbym odwinąć pytanie na lewą stronę i dociekać informacji, jak twój umysł wytrzymuje ciężar nocy. — Kolejny łyk. Kieszek odsunął się od cienkich warg; wiszący nad głowami półcień, odkrywał na ich wierzchu cienką, wilgotną powłokę. — Kawa. — Nagłe wytłumaczenie okazało się fantazyjne, ale poważne — niepoddane żadnej wątpliwości. — Najlepiej smakuje o poranku, kiedy miasto jest pełne spokoju, snu i ładu. Można wtedy pomyśleć. Zebrać wszystkie refleksje, usiąść za biurkiem i oddać się rutynie, czerpać z niej największą satysfakcję. Przynajmniej do momentu, gdy ulice nie zapełnią samochody. Nie rozlegnie się na powrót jazgot spóźnionej gonitwy. Nie jest to robota żadnego demona, jednakże z ich szukaniem powinnaś uważać. He who sups with the devill should have a long spoon.
Kieliszek zadźwięczał wdzięcznie, gdy Ye Lian wsparł szklaną podstawkę o kuchenny blat; cicha prośba, aby poczekała, roztoczyła się ze skromnych, choć jawiących się surowością warg. Zniknął jedynie na chwilę. Hecate mogła usłyszeć, jak bezdźwięcznie porusza się po wielkim mieszkaniu. Na przestrzeń składał się jeden wielki pokój, w którym mieściła się kuchnia, salon i sypialnia — choć tę ostatnią część skrupulatnie osłaniał regał z książkami. Ye Lian wyłonił się za jej pleców, a cieniutki ciężar opadający zwiewnie na ramiona, podkreślił miękkość napływającego aromatu perfum.
— Nie nazwałbym tego wykwintną kolacją. Nie chcę, abyś miała co do niej zbyt wysokich oczekiwań. To zwykła przystawka — wyjaśnił wyważonym tonem, tak bardzo gryzącym się z miękkością słów. — Ale nie powinnaś ubierać się w taki sposób — ani na kolacje, ani z zamiarem przejścia całego miasta. Zarzuć to na siebie.
Dopiero po jego słowach, mogła zrozumieć, że mężczyzna wyciągnął z garderoby jedną ze swoich jasnych koszul. Śnieżnobiała, wyprasowana i przesiąknięta zapachem proszku do prania.
Gdzieś trzasnęły drzwiczki. Ye Lian wyciągnął z wnętrza piekarnika duże żaroodporne naczynie osłonięte pokrywką. Ułożywszy je na drewnianej podstawce, zaczął szykować chunjuan na czysty talerz. Na blacie tuż obok wciąż towarzyszył mu zalany czerwienią kieliszek.
— Nieczęsto go przy mnie wspominasz. — Poddał to stwierdzenie szerszemu przemyśleniu. Powrócił do wspomnień, gdy jeszcze jako mały chłopiec sam spoglądał w niebo. Taka już była właściwość gwieździstego nieba. Każdemu, kto na nie spoglądał, słodko ściskało serce. — To niebywale trudne. Kosmologia jest dyscypliną nauki, której przedmiot badań obejmuje całość wszechświata. Albo traktuje się gwiazdy jako gigantyczne kule płonącego gazu, które krążą w próżni, albo nadaje się im własne znaczenie — szersze i fantazyjne. Moja siostra przez bardzo długi czas próbowała przekonać mnie, że na niebie nastąpił kiedyś potężny wybuch i wszystkie gwiazdy rozpadły się na połowę, i spadły na ziemię. Uważała, że w taki sposób powstało życie, że od tamtej pory każdy błąka się po ziemskim padole w poszukiwaniu swojej roztrzaskanej części, ponieważ każdy ma tylko jedną. — Włożył szpatułkę do zlewu i odkręcił wodę, aby przemyć dłonie. — Miała wtedy około jedenastu lat.
Przez cały ten czas stał obrócony do Shirshiu tyłem — mogła widzieć, jak plecy prostują się giętko; jak dłoń sięga za ścierkę i suszy palce. Zwinięta pięścią uniosła się w końcu do ust. Cicho odchrząknął zreflektowany swoim przekazem.
— To dość infantylne. Wybacz, że o tym wspominam.
Hecate Black ubóstwia ten post.
– Taki urok Blacków – parsknęła krótko. – Wydają się wyjęci z codzienności, całkowicie od niej odklejeni i niepasujący do żadnych norm, może nawet trochę szaleni. Daj im jednak trochę czasu, a znajdą sposób by wkraść się w twoje życie i trochę nim zawieruszyć. Powinieneś coś o tym wiedzieć – puściła mu nawet porozumiewawcze oczko. Podejrzewała, wcale pewnie nie mylnie, że gdyby nie wkroczyła do świata Ye Liana, ten wiódłby dalej swoje dni ze stoickim spokojem, bez smsów w środku cichej nocy, bez wychodzenia naprzeciw swojej strefie komfortu, bez figlarnej nuty flirtu i niebezpieczeństwa, które tak często towarzyszyły Hecate. Nie mogła mu jednak odmówić uporu, rozpracowanie wszystkich masek którymi manewrował nie należało do najprostszych. Miał w sobie jednak coś, co przyciągało Black i już dawno temu postanowiła, że był człowiekiem, którego chciała mieć za przyjaciela. Nawet w chwilach takich jak ta nie przestawał jej fascynować – przyglądała się spokojnym, wyrachowanym ruchom, niewzruszonej niczym mimice i oczom, które tym, którzy go nie znali mogły wydawać się niemal zupełnie martwe, a jednak dla niej wciąż tętniły duszonym wewnątrz życiem. Co go powstrzymywało? Wciąż jeszcze nie wiedziała.
– Jeśli coś cię ciekawi, to wystarczy zapytać. To nie takie proste i aż tak proste zarazem – Kolejny raz zakręciła tkwiącym w szkle winem, tym razem już zwyczajnie dla zajęcia rąk. Nim kontynuowała, dała mu skończyć swoją myśl. Słuchając raz jeszcze umoczyła usta w czerwieni wina, niekoniecznie zwracając uwagę na towarzyszące mu ciepło. Chyba nie chciała się zastanawiać nad tym, jak wiele procentów w rzeczywistości posiadał ten alkohol. Nietrudno było zgadnąć, że musiał przekraczać normy – był zbyt niepozorny, nie miała wątpliwości co do tego, że atakował niespodziewanie i skutecznie. – Ten sam spokój, sen i ład o których mówisz stają się towarzyszami również nocą. Gdy świat spowija ciemność, zaczynasz go postrzegać w całkowicie inny sposób. Miejsca, które za dnia tętnią życiem pustoszeją i nikną w ożywionych cieniach, natomiast te, które w świetle słońca chowają się w mrok, nocą wychodzą z ukrycia, odsłaniając swoją prawdziwą naturę. To fascynujące, że przechadzając się drogą oświetloną jedynie wątłym światłem księżyca czujemy się kimś zupełnie innym, wyrwanym ze świata który jest nam tak dobrze znany. Powinieneś kiedyś spróbować, zdziwisz się, do jakich wniosków będziesz w stanie dojść. Jeśli zaś chodzi o demony... – pokręciła głową, na moment przymykając oczy, by zaraz znów je rozchylić, spoglądając na przyjaciela wzrokiem pełnym niebezpiecznego ognia, miliona dzikich iskier. – Co byłaby ze mnie za wiedźma, gdybym nie igrała z tym, co zakazane?
Gdy zniknął jej sprzed oczu wciąż siedziała na swoim miejscu, cały czas z policzkiem wspartym na dłoni i drugą ręką luźno ułożoną na blacie. Nie myślała nad niczym konkretnym, nie zastanawiała się też dlaczego postanowił nagle się oddalić. Po prostu czekała, bawiąc się tylko przejrzystym szkłem kieliszka, któremu co jakiś czas ubywało zawartości. Z jednej strony mogłaby sie przyzwyczaić do ciszy panującej w mieszkaniu Ye Liana, z drugiej wiedziała natomiast, że w ciągu dnia niewątpliwie docierały tu odgłosy miasta. Może ta koncentracja, a może właśnie jej brak sprawiły, że gdy na nagie ramiona spadł aksamit, Black wyprostowała plecy, odrywając policzek od dłoni. Szeroko rozwarte zaskoczeniem ślepia pognały ku sylwetce blondyna, lustrując skupioną twarz w poszukiwaniu odpowiedzi. Ta padła szybciej, niż by się tego spodziewała. Dotychczas leżące na odsłoniętej skórze ciemnoczerwone pasma długich włosów wyślizgnęły się spod jasnej koszuli, opadając w dół. Dziewczyna pochwyciła w palce miękki materiał, przyglądając mu się dłuższą chwilę w zastanowieniu. Nie spodziewała się tego, nie była w ogóle przygotowana na tak prosty a jednocześnie czuły gest, tym bardziej ze strony Ye Liana, który zdawał się raczej od nich stronić. Dało jej to do myślenia, zaczęła wertować w pamięci wiele chwil nie tylko w niedalekiej, ale i odległej przeszłości, zastanawiając się, czy kiedykolwiek wcześniej spotkała się z tak czystą intencją. Wiedziała doskonale, że niecodzienną dla Japończyków urodą i podkreśloną odpowiednimi ubraniami figurą przyciąga wzrok, była więc przyzwyczajona do tego, że ręce, które zwykle spoczywały na ramionach znajdywały się tam raczej w celu odsłonięcia czegoś więcej, niż skrycia przed cudzym wzrokiem.
Podetknięta pod nos tkanina pachniała dość osobliwie – przywodziła na myśl nie tylko właściciela części garderoby, ale i jakąś dozę bezpieczeństwa. Zawsze lubiła jego perfumy.
Musiała dopić lampkę wina do końca, by znaleźć odpowiednie słowa.
– Dlaczego nie? – zaczęła, niespiesznie wsuwając ręce w przydługie rękawy; koszula – tak jak podejrzewała – okazała się przyduża, lecz Black nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. – Twierdzisz, że mi nie pasuje? A może wyglądam jak dziwka? Zdradź mi swoje myśli – Zawsze stroniła od wulgaryzmów, nie potrzebowała ich by nadać słowom mocy, dziwnie więc było słyszeć odmianę.
Na powrót ułożyła podbródek na stulonej pięści, umykając wzrokiem ku przeszklonemu wyjściu na balkon; poczuła nagłą potrzebę zapalenia papierosa, a jednocześnie nie chciała zabijać osiadłej na koszuli woni zapachem tytoniu. – Każda kobieta lubi czuć się piękna i pociągająca, wiesz? – mruknęła, tym razem już jakoś mniej entuzjastycznie, tym razem bez uniesionych ku górze kącików ust. Ze wzrokiem wbitym w przestrzeń za oknem zamachała nogami w powietrzu.
Co ci z całego tego piękna?
Nic.
– Biel to chyba nie mój kolor – dodała po chwili, oglądając śnieżnobiały rękaw zaoferowanej koszuli. Dlaczego nagle się tym przejęła? Zwykle obróciłaby wszystko w żart, rzucając przy okazji jakimś dwuznacznym komentarzem byleby tylko wywołać zakłopotanie na twarzy Ye Liana, może przyprószyć mu policzki drobnym odcieniem czerwieni. Tym razem jednak czuła, że coś ją gryzło, coś nadżerało trzewia już od dłuższego czasu. Ramiona uniosły się zaraz w bezwiednym geście; nie było sensu nad tym teraz myśleć. Wystarczyło jak zawsze zamknąć pysk.
– Nieczęsto wspominam go przy kimkolwiek, nie jesteś w tej kwestii wyjątkiem – Wplecione w rude kosmyki palce zaczesały pasma w tył, odgarniając je z dwubarwnych oczu. Uniesiony nagle wzrok osiadł na plecach stojącego przy piekarniku medium; przemknął wpierw przez materiał ciemnej koszuli, zahaczył o odsłonięty kark, by na końcu zatrzymać się na jasnych włosach. – Zawsze krzywo patrzył na moje wybryki, nigdy do końca nie wiedziałam dlaczego, a później nie było już okazji żeby zapytać. Mimo tego ciotka porządnie nas wychowała, wprost mówiła, że powinniśmy trzymać się razem i może właśnie dlatego byliśmy mocno zżyci. A później jak zwykle wszystko trafił szlag i nasze drogi się rozeszły, nie wiem więc co się z nim teraz dzieje. Don't get too attached, everyone goes away eventually.
Zsunęła się niespiesznie z krzesła, gdy zaczął mówić; stawiane uważnie kroki ze względu na brak zostawionych w korytarzu trampek stały się bezdźwięczne. Nie mógł więc wyczuć dokładnego momentu, w którym znalazła się tuż obok niego nie tylko słuchając z zaintrygowaniem tego co mówił, ale i patrząc z fascynacją na operujące przy posiłku dłonie. Raz czy dwa machnęła tylko ręką w powietrzu, schładzając nieco blade lico. Bijące od skóry ciepło zrzuciła na buchająca z piekarnika temperaturę lub rozgrzewające działanie wina od Fiony. Bóg wie co jeszcze władowała w tajną recepturę.
– To dość dorosłe spojrzenie jak na jedenastolatkę – zauważyła, zerkając ku twarzy przyjaciela. – W innej rzeczywistości pewnie by się dogadali. Powietrze w Ameryce jest kojarzone z zanieczyszczeniem, ale są miejsca w których nocne niebo pokazuje się od całkowicie innej strony. Mój brat potrafił zarywać noce tylko po to, by spędzić je w całości na dachu i obserwować gwiazdy. Nasz dom jest na wzgórzu, więc nic mu ich nie przesłaniało. Zawsze się ze mnie śmiał, gdy mimo spędzonego na tłumaczeniu czasu nie potrafiłam odnaleźć konstelacji, którą on był w stanie wskazać z zamkniętymi oczami – Gdy kończyła mówić biodra miała już oparte o szafkę, a dłonie wsparte na jej krawędzi. Nie patrzyła już na Ye Liana, zamiast tego wbijając wzrok w podłogę tuż przed sobą. Nie doceniła go. Nawet nie śmiała myśleć, że jego obecność tak bardzo rozplątywała jej język. Minęło kolejne kilkanaście sekund podczas których nie odrywała wzroku od ziemi. W końcu jednak zadarła głowę, przechylając ją w moment później na bok; lśniące ślepia wyłapały profil mężczyzny bez najmniejszego problemu.
Smukłe palce Black wplątały się nagle kilka zbłąkanych kosmyków przesłaniających szare oczy kompana. Leniwym przesunięciem zaczesała pasma w tył, znajdując przy tym okazję do zaspokojenia ciekawości – zawsze chciała sprawdzić jak miękkie miał włosy i rzeczywistość wcale jej nie zawiodła. Czuły gest zwieńczyła niespodziewanym pstryknięciem w sam środek czoła.
– Nie wygaduj głupot, Ye Lian. Od kiedy przyjaciele przepraszają za dzielenie się wspomnieniami? – Nareszcie nadszedł moment, w którym uniosła kąciki ust w łagodnym uśmiechu, posyłając go jasnowłosemu bez zawahania. – Znamy się nie od dziś, doskonale więc wiesz, że nawet gdybyś opowiadał o nowym żwirku który chcesz kupić dla Bai Ze, to wciąż bym tu stała i słuchała. Za rzadko się otwierasz i chciałbym w końcu poznać źródło, które cię powstrzymuje. Ale może to moja wina, może nie dałam ci wystarczającego powodu do zaufania – Tym razem sięgnęła własnych włosów, przesuwając opadające pasma w tył, za ramiona. Zaraz zabrała się za podwijanie przydługich rękawów koszuli tak, by zatrzymały się na wysokości łokci. – Swoją drogą, gdzie on jest? Chciałam się z nim przywitać.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
Don't get too attached, everyone goes away eventually.
Mięsień na twarzy Ye Liana drgnął. Wbrew pozorom przeżywał wszystko bardzo mocno i bardzo głęboko. Uczucia i myśli, które w ciągu dnia tak starannie skrywał, usypiał i przygładzał, miały przykrą tendencję do niespodziewanych pobudek. Dlatego miał ochotę się zaśmiać: z siebie, z życia — całego bałaganu, który przypominał o sobie podczas wykonywania prozaicznych czynności; nawet podczas zwyczajnych spotkań. Odwrócił wzrok, odkładając poskładany w kostkę ręcznik na blat, zastanawiając się równocześnie, kiedy to wszystko się skończy. I czy kiedykolwiek.
W zamyśleniu wysunął szufladę i wyciągnął z niej talerze i dwie pary pałeczek.
— Nie ma na świecie człowieka, który urodziliby się z wiedzą absolutną — skomentował sucho. Dostrzegł cień Hecate swobodnie oparty o szafkę; była całkowicie bezdźwięczna. Zamiast rzucać mu pełne wyzwania błyszczące spojrzenia, wzrok był zbiedzony, utkwiony w podłożu. Całkowicie zmatowiały. To właśnie on wywołał w mężczyźnie fascynację, jednak porzucił ją wraz z uniesieniem kobiecego podbródka i ześlizgnięciem się z okrytych ramion rudych pukli włosów. — Empiryczne nabywanie wiedzy dopomina się potworzeń. Niewiedza jest potrzebna. Najwięcej pożytku dają nam pytania, na które nie potrafimy odpowiedzieć, ponieważ uczą nas myśleć. Jeśli podasz człowiekowi rozwiązanie, zyskuje jedynie drobną informację. Jednak gdy zadasz mu pytanie, poszuka własnych odpowiedzi. Tym sposobem, jeśli je znajdzie, będą dla niego cenne. Im trudniejsze pytanie, tym bardziej się staramy. Im bardziej wysilamy umysł, tym więcej się uczymy. Nieważne ile potrzebujemy na to czasu. Rezultat pozostaje niezmienny.
Gdyby nie drobny ruch wprawiający w łaskotki, nie zarejestrowałby nawet, że się poruszyła. Cienkie palce pochwyciły w swej delikatności grzywkę, która notorycznie skrywała lewe oko pod pojedynczymi zmatowiałymi kosmykami. Kiedy zajrzała w pełnie jego spojrzenia, mogła dostrzec nie tylko namiastkę zakrapianego tęczówki zaskoczenia, ale i jasność, wydobywającą się ze szczelin mozaiki, pokrywającej obwódkę źrenicy. Wzrok rzeczowy, arktyczny, surowy w swych zimnych barwach, niezbadany — nieosiągalny. Ale było coś jeszcze. Spowodowany winem różowawy rumieniec — dotykał skóry na wysokości kości policzkowych. Nim zdołał jakkolwiek zareagować, krótkie uszczypniecie, sprawiło, że zmarszczył brwi.
— Nie wygaduj głupot, Ye Lian. Od kiedy przyjaciele przepraszają za dzielenie się wspomnieniami?
Przemilczał cisnącą się na usta odpowiedź. Zamiast jednak kontynuować rozmowę, wolał zacisnąć palce na talerzu z wyłożonym chunjuan. Nie wiedzieć czasu poczuł, jak serce zadudniło niespokojnie w piersi. Dziwna fala ciepła przemknęła przez klatkę piersiową i naprawdę trudno było mu ją racjonalnie wytłumaczyć. Uczucie przypominało stan po wypiciu pięciu lampek wina. Wzrok Ye Liana kontrolnie oszacował stojący pusty kieliszek. Kolejne słowa sprawiły, że przymknął wolno powieki.
— Bai Ze? Z pewnością przysypia w którejś z szuflad. Ostatnio upatrzył sobie tę, w której przetrzymuję akcesoria zimowe. Z pewnością przyjdzie, jak tylko przysiądziemy do jedzenia.
Mężczyzna wydawał się posiadać doktorat w odwlekaniu zadawanych przez Black pytań. I choć wyglądał na niechętnego, czuł mrowiące napięcie, które nie pozwalało o sobie zapomnieć. Bez żadnego zbędnego słowa przeniósł przystawkę do miejsca, w którym — jeszcze do niedawna — siedziała. Dostawił również dla nich dwa talerze i pałeczki.
Ale może to moja wina, może nie dałam ci wystarczającego powodu do zaufania?
W chwili, gdy marmurowe palce zacisnęły się na oparciu krzesła, zastygł. Usta zwinęły się w linie. Co powinien jej odpowiedzieć? Komplikacje psychologiczne od zawsze powodowały, że sprawiedliwy opis istotnych wydarzeń nie miał tak naprawdę miejsca. Mógłby powiedzieć jej prawdę, ale człowiek zawsze wolał odwrócić głowę.
— To nie twoja wina — zaczął, prostując sylwetkę; rozległ się brzęk stawionego na blacie pustego kieliszka — ponieważ nie jesteś wyjątkiem. Przez całe swoje życie wysłuchiwałem, jak ludzie wmawiają mi, że jestem arogancki, nieobecny, wręcz nieprzyjazny. Dzieciństwo spędziłem na uczeniu się, jak wypełniać oczekiwania otoczenia i nie wyróżniać się z grupy, czyli jak maskować moje autystyczne cechy i zachowania. — Cichy dźwięk odsuwanego krzesła. — Nie jestem w stanie tego przeskoczyć. Mogę jedynie powiedzieć, że trudno mi posługiwać się takimi sposobami porozumiewania, jak choćby delikatne dotknięcie dla wyrażenia uczucia. Moja odmienność neurologiczna nie pozwala mi opanować tego uniwersalnego języka.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz poruszał temat swojej przypadłości. Nie przypominał sobie bowiem aby kiedykolwiek rozmawiał o niej nawet z Ichiru — to chyba dlatego, że nigdy nie dostrzegał w nim negatywnych cech. Nie przerażał go chłód i odtrącanie, nawet cisza, gdy sam pławił się w swoich entuzjastycznych opowieściach. Ale czy w takim wypadku akceptował go pod każdym aspektem, czy nie interesowało go nigdy sięgnięcie zakopanego w Ye Lianie sedna? Czy nigdy nie chciał go prawdziwie poznać?
Powrót do wspomnień sprawił, że zimne palce mężczyzny oplotły się wokół szyjki butelki; chwilę później wino zabarwiło dwa stojące przy sobie kryształy.
— Chciałabyś poznać moje myśli?
Ye Lian usiadł. Spoglądnął na Hecate ukradkiem, z sugestią zaczepiając wzrok na przydużej, delikatnej tkaninie.
— Nie uważam, że wyglądasz jak rozpustnica, ale to wciąż odważny strój. Myślę, że zasługujesz na kogoś lepszego od rozgrzanych, niespełnionych fantazji mężczyzn, którzy myśleliby, że mogą mieć u ciebie jakieś szanse. — Przymknął oczy, a powietrze wślizgnęło się spomiędzy ust. No tak. Biel, prawda? — W zależności, w jaki sposób na nią spojrzysz. W wielu krajach jest traktowana jako odcień kojarzący się z elegancją i niewinnością. W buddyzmie uznawana jest za kolor żałobny. Obdarowanie drugiej osoby kwiatem koloru białego, znaczy, że żywimy wobec niej szczere i szlachetne uczucia. Kolor biały jest również szczególnie ceniony przez teologów. Uznają bowiem, że barwa czystości i niewinności, jest też symbolem odnowy życia duchowego. To kolor nierozszczepionego światła, więc jako kolor, który wszystko w sobie zawiera, stanowi symbol początku i otwartych możliwości.
Warui Shin'ya, Hecate Black and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
– Nie lubię prostych odpowiedzi, dlatego rzadko ich udzielam. Niemniej czasami warto zrobić wyjątek, nie wszystko wymaga komplikacji, żeby zaowocować w pozytywny efekt – przechyliła nieco głowę, przytulając policzek do okrytego białym materiałem ramienia. – To kolejna rzecz która zawsze mnie bawiła i fascynowała zarazem w całej naszej relacji. Różnice, które nas dzielą można by wymieniać przez cały dzień, byłabym pod wrażeniem, gdyby przedstawiono mi bardziej kontrastująca dwójkę. Piję między innymi do tego, że słuchając cię czasami mam wrażenie jakbym przebywała na wykładach jakiegoś uczonego doktora. Nie zrozumiem mnie źle, nie ma zamiaru ci ubliżać, nie mam tez nic złego na myśli. W zasadzie to mi imponujesz. Słowa którymi manewrujesz są barwniejsze od obrazów słynnego Boba Rossa, z pewnością nieco o nim słyszałeś. Teraz wiem, że tak po prostu masz, ale kiedyś długo głowiłam się nad tym, czy aby przypadkiem nie jesteś zaprogramowanym robotem. Gdyby słuchano nas z ubocza, ktoś mógłby uznać, że uważasz mnie za głupią, a ja ciebie za zadufanego w sobie snoba, bo nasza maniera mowy różni się aż tak bardzo – parsknęła krótko, kręcąc przy tym głową. – Mam wrażenie, że jesteś spięty Ye. I to spięcie nakłada na ciebie obrożę tak ciasną, że nie potrafisz już wkładać emocji w słowa. Czyżby szarpnięto nią o kilka razy za dużo?
Tym razem podniosła na niego uważny wzrok, wyraźnie czegoś szukając na bladym licu przyjaciela. Teraz, gdy grzywka nie przesłaniała oczu mogła w pełni zlustrować każdy, nawet najmniejszy jego element; wszystkie drobniutkie zmarszczki, gładką skórę, przymrużone z lekka powieki, długie rzęsy, prawdopodobnie byłaby w stanie zliczyć miliony przebarwionych żyłek w powściągliwych tęczówkach, gdyby tylko spróbowała. Poczuła nagłą, chciała znów go dotknąć, po raz kolejny zatopić palce między miękkimi kosmykami, przeczesać je niespiesznym ruchem, by zaraz przemknąć opuszkami również ku gładkiej skórze szyi, karku. Wiedziała doskonale czemu – po alkoholu zawsze odczuwała nieodgadnioną potrzebę fizyczności. Co tu mówić, gdy w grę wchodziło takie monstrum jak wino Fiony.
Biodra odbiły się gładko od szafki; ruszyła spokojnym krokiem w ślad za Ye Lianem, ani na moment nie spuszczając wzroku z okrytych czarną koszulą pleców. Zamierzała dziś rozwikłać choć część jego osobowości i była gotowa poświęcić na to nawet całą noc, jeśli będzie trzeba. Nie zajęła miejsca na krześle tak jak wcześniej, zamiast tego wspierając przedramiona na blacie stało, nachylając się lekko w przód; sięgająca bioder dziewczyny długość włosów nie pozwalała im wpaść do talerzy, nie przeszkadzała w jedzeniu. Pałeczki nie wiedzieć kiedy utkwiły między smukłymi palcami, tymi samymi, które jeszcze przed momentem przeczesywały blond kosmyki. Biel okrywającej ramiona tkaniny jedynie podkreślała ciemny tusz wielu tatuaży zdobiących ciało Black. Kontrastowały już nie tylko z dość bladą skórą, ale teraz również z śnieżnobiałym materiałem. Gdy zerkała na odkryte ręce nie czuła niczego poza satysfakcją.
Znów ją zaskoczył, lecz tym razem słowami. Nie samą ich formą, lecz raczej przekazem, który niosły. Naprawdę nie spodziewała się, że tak szybko zacznie mówić, a z drugiej strony wcale nie była lepsza; rozplatały im się języki, czy tego chcieli czy nie.
Pałeczki stuknęły o blat, gdy prostowała je w palcach. Słuchała, oczywiście, że tak. Niemniej brakiem kultury byłoby pozwolić przygotowanej przystawce wystygnąć. Jeden z krokiecików zyskał miano ofiary, trafiając po chwili między drewniane narzędzie. Black wpierw pozwoliła sobie na moment ekscytacji uderzającym w nozdrza aromatem, by zaraz spróbować również i smaku; ciasto było cienkie acz chrupkie, tworząc idealną izolację dla soczystego wypełnienia. Dziewczyna skinęła głową z wyraźnym uznaniem. Czy głupie amerykańskie ciasto mogło w ogóle konkurować z czymś takim? Zaczynała wątpić.
– Zauważyłam, przytulasz się całkowicie do bani – sprostowała bez cienia zawahania, od razu racząc go surową, niemniej niewątpliwie szczerą odpowiedzią. – Ludzie mają to do siebie, że z reguły unikają tego, co nieznane. Jakiekolwiek odstępstwo od normy, w tym przypadku wyalienowanie ze środowiska, jest dla nich czymś nienormalnym i niepojętnym. Mamy w sobie tę dziwną naturę, że podchodzimy niechętnie i sceptycznie do tego, z czym wcześniej nie mieliśmy styczności. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki, ale jest ich stosunkowo niewiele. Nie jestem więc zdziwiona tym, że rzucano ci krzywe spojrzenia i wymagano zmiany. W tym świecie odmiennych się depta, to przykre, ale prawdziwe – zrobiła krótką przerwę, chcąc dokończyć trzymany między pałeczkami kawałek. – Mówisz, że nie jesteś w stanie tego przeskoczyć, ale gdy próbowałeś, to czy rzeczywiście robiłeś wszystko co mogłeś? O nic cię nie oskarżam, po prostu wiem jak łatwo przychodzi nam rezygnacja, gdy jedyne z czym się spotykamy to odtrącenie. Wpasowywanie się w cudze oczekiwania nie jest jednak dobrym wyjściem kotek, wówczas niewiele zostaje w tobie... z ciebie samego, bo żyjesz wyobrażeniami innych.
Westchnęła w sekundę później, bezdźwięcznie odkładając pałeczki na talerzyk. Dotychczas wspierane na stole ręce oderwały się od niego leniwie, a ciało zmierzyło na powrót w kierunku Ye Liana. Stanęła tuż obok, niespiesznym ruchem wsuwając chłód palców pod przegub mężczyzny; opuszki przemknęły z lekkością motylich skrzydeł przez odsłoniętą skórę, aż nie dotarły do wnętrza dłoni. Pochwyciła go wówczas delikatnie, splatając ich palce ze sobą – dłuższą chwilę oczy przypatrywały się złączonym rękom, aż w końcu, po minucie lub kilku zerkając w szarość tęczówek.
– Już gdy byłam mała, to odstępowałam od rówieśników. Zawsze mówili, że jestem dziwna, nawiedzona. Wiesz jakie są dzieci, mają dużo do powiedzenia i zawsze jakimś cudem trafiają w sam środek, szczególnie, gdy sam też jesteś wrażliwym małolatem. To nic przyjemnego chodzić do szkoły, w której koleżanki i koledzy codziennie wytykając cię palcami jak jakiegoś potwora, którego należy jedynie unikać. Miałam o tyle szczęścia, że przy mnie był brat. dlatego teraz jestem jaka jestem. Sullivan zawsze mi powtarzał, że cała ta odmienność może stać się niezawodną bronią i miał całkowitą rację. Nie mam pojęcia skąd brał w sobie tę poważną dorosłość ale pomogło. Pozwól więc, że teraz ja będę dla ciebie tym, kim on był wtedy dla mnie i ci pomogę – Pochwycona dłoń jakimś cudem znalazła się tuż pod miękkimi wargami Black; skóra zetknęła się ze skórą, gdy dziewczyna znów wydychała trzymane w płucach powietrze. Muśnięcie było tak ulotne jak zapomniane wspomnienie z minionego lata, niemal nieistniejące.
Puściła go, ale tylko po to, by złapać za kieliszek. Kolejny łyk, kolejne uderzenie ciepła.
Zaśmiała się cierpko, słysząc jego słowa. Jeden krok w przód wytworzył między nimi dystans, który szybko zrujnowała, wyciągając ku niemu otwartą dłoń – intencje miała aż nazbyt oczywiste.
– Chodź, chciałabym zapalić – Bose stopy poruszały się po mieszkaniu bezszelestnie. Jedynym znakiem, że w ogóle przebywała w jego towarzystwie były słowa, które co rusz wypowiadała i woń lasu, która nieprzerwanie jej towarzyszyła. W wolną rękę złapała kieliszek; biel koszuli zafalowała w powietrzu tuż po uchyleniu balkonowych drzwi, na krótki moment wypełniając ciało dziewczyny chłodem. Wieczór okazał się zimniejszy niż początkowo zakładała, lecz nie wyglądała przy tym na szczególnie przejętą. Zamiast tego zajęła wolne miejsce na udostępnionym przez właściciela mieszkania hamaku. Jedno, standardowe pstryknięcie w dno paczki wyłuskanej bóg wie z której części sukienki wystarczyło, by pojedynczy papieros wysunął się ponad resztę. Po odpaleniu końcówki metolowym zippo spojrzała w kierunku przyjaciela z podwinięta do góry brwią; wyciągnięta w jego kierunku dłoń z palcami oplecionymi dookoła cygarów i zapalniczki jasno sugerowała, że gdyby tylko miał ochotę, mógł w każdej chwili wyłuskać oferowaną przez Black dawkę nikotyny.
– Czyżby? – mruknęła, bardziej sama do siebie niż do niego. Szary dym uniósł się puszystym kłębem ponad jej twarz. – Cóż, w takim razie wychodzi na to, że jesteś jedynym, który tak uważa. Zdążyłam już zauważyć, że przewrotny los lubi rzucać mi w tej kwestii kłody pod nogi. Widzisz, lubię flirtować, lubię się też zaczepiać i dobrze bawić. Chyba z czasem za bardzo weszło mi to w krew i odebrało umiejętność normalnego okazywania emocji, bo teraz nie umiem o nich nawet rozmawiać. Coś skręca mi żołądek w supeł, gdy przychodzi do poważnej rozmowy. Ludzie natomiast przywykli, więc nawet jeśli zaczynam mówić poważnie, to uważają, że żartuję, bo dlaczego miałabym tego nie robić? Czego innego mieliby się po mnie spodziewać – Założyła jedną nogę na drugą, wygodniej układając się na siedzeniu. Nie patrzyła na niego, zamiast tego obserwując migające w oddali neony klubów i restauracji. – Ciebie też to męczy, niejednokrotnie to pokazywałeś. Nie umiesz już nawet mówić do mnie po imieniu. Jedyne co od ciebie słyszę, to Black. Black to, Black tamto, Black jeszcze co innego. Naprawdę jesteś aż tak odrażony, że musisz zaznaczać... nie wiem, czy dystans czy różnicę między nami? Może jednak nie zasługuję na szacunek, tak samo jak nie zasługuję na biel.
Znów westchnęła, tym razem jakoś ciężko, jakoś tak głęboko, jakby na ramionach ciążyły jej miliony kilogramów nagromadzonego trudu. Jednym ruchem dłoni przetarła pozbawioną uśmiechu twarz, zaraz ponownie racząc płuca kolejną dawką nikotyny. Koszula chwilowo zniknęła z wątłych ramion, przewieszona przez stojące obok krzesło. Nie chciała by zapach jego perfum przesiąknął zapachem papierosów.
Bullshit.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Nie znosił powracać do przeszłości. Było w niej zbyt wiele dziur; gdzieś przy szemrzącym rozlewisku (w którym potopił żal) rozstawiono wysokie ogrodzenie. Kiedyś całkowicie wycieńczony, zdołał zacisnąć na nim bielejące palce i przeskoczyć. Dzisiaj odczuwał skutki swojego upadku po stokroć mocniej niż tamtego dnia. (czy efektem był ten nieformalny kieliszek wina?) Umysł nie potrafił dopuścić myśli, że miałby przemierzyć tę ścieżkę ponownie. Kolejny raz potknąć się o niesprawiedliwość, wstyd, utratę reputacji i godności — wszystko, co znosił z nieskrzywioną miną, ale potężną dziurą w sercu. Podejrzewał, że przeszłość Hecate nie była lepsza — z niej też szydzono, też się śmiano, z jej udziałem robiono niesmaczne żarty. Dowody kryły się w codzienności, w słowach zabarwionych wesołością, zalotnym spojrzeniu, które iskrzyło pewnością bez najmniejszego uchybienia. Ukrywała się — tak jak on. On zakładał maskę zmanierowanego, oziębłego profesjonalisty, ona rezolutnej, pewnej siebie marzycielki, której śmiałe gesty miały odwrócić uwagę od wewnętrznych koszmarów.
Kolejny raz przykrył swoje osłupienie — w chwili, gdy zimna odległość wzorku mężczyzny zapatrzyła się w heterochronię tęczówek, tak zdecydowanych, że obejmująca przez kobietę męska, zadbana dłoń zadrgała w mechanicznej ucieczce. Pochwycona jednak ze stanowczością, odbiła niezrozumienie w poruszającej się i powiększającej źrenicy.
Nie wypowiedział żadnego słowa, choć myśli szalały u podstawy czaszki. Uniesiona dłoń stała się odrobinę cięższa, a Hecate mogła wyczuć stawiany opór przed bezwstydnym przytknięciem wierzchu do łagodnych ust. Nie zdołał jej jednak powstrzymać; zbyt skołowany otwartością i brakiem schematyczności mógł wpatrywać się w nią niejasnym, drżącym wzorkiem. Pragnął coś z tym zrobić. To nie leżało w etyce. Nie ona powinna obdarowywać go podobną czułością — to była jego rola. Mężczyzny. Tak samo, jak protekcja, którą chciała, aby od niej przyjął. Kiedy rozprostował palce, jawiąc jasność nieskrzywdzonej skóry w intymnym świetle, zrozumiał, że jest słabszy, niż sądził. (czy fala wstępującego ciepła obejmująca szyję i twarz, była skutkiem pozostawionego na języku posmaku alkoholu?). Czy Hecate nie dawała mu śmiałych podwalin, że wszystko, za co się ostatecznie brał, było niepewne, jak w chwili, gdy mając paręnaście miesięcy, stawiał pierwsze kroki? Próbował sobie przypomnieć czy zawsze zawstydzał go świat; śmiałość oferowaną przez innych. W jakim momencie zakorzenił się w nim ten pasożyt powodującym, że nie doceniał siebie ani później nie doceniał go również świat? Przyszło mu jedynie spisywać opowiadania na czystych kartkach papieru, których nigdy nikomu nie pokazał — jak teraz, chciałoby się przyznać. Przecież nawet ona, dziewczyna uparcie uważająca się za jego przyjaciółkę, nie znała jego sekretu. Nie miała pojęcia, że nie zajmuje się tłumaczeniem tekstów, ani nawet korektą. Wszystko tworzył sam. Nie miała pojęcia, że pisze książki pod nieznanym jej imieniem i nazwiskiem; że tomy znajdują się nawet na jego półkach. Nigdy nie przyznał się do swoich spisanych myśli. Nie podpisał ich swoim nazwiskiem, głównie z powodu reakcji otoczenia. Chowanie się za przedmiotami było prostsze. Nawet kiedy się upadało, nie czuło się ciosu tak dobitnie. Obiekty działały jak ochraniacze. Można było wyjść na zatłoczone ścieżki i żaden z przechodniów, nie spojrzał się krzywo — bo przecież nie był ofiarą, nikt nie widział jego potknięcia.
Otwierające się drzwi balkonowe zaprosiły wieczorny wiatr do środka; leciutki świst podwiał rozłożone na stole serwetki. Zdawał sobie sprawę, z czym mogła wiązać się jego decyzja. To jak wybór pomiędzy zostaniem w ciepłym mieszkaniu, w którym panowała harmonia, bo sprzątało się w nim od rana (jest bezpiecznie, według zachowanych zasad), a wyjściem na oziębłe ryzyko. Podwiany materiał koszuli mógł przegryźć chłód. Następnego ranka może obudzić go ból gardła, leczyć się przez tygodnie. Mieć w pamięci nieprzemyślane konsekwencje.
Hamak poruszył się wraz z delikatnym odepchnięciem stopy od podłoża; zakołysał kobiecym ciałem kilkukrotnie. Zarejestrowała przybliżający się ostrożny dźwięk — kilka kroków wydających się wyczulonych nawet w tak przyziemnej czynności. Nim wyciągnęła w kierunku spokojnego oblicza paczkę papierosów, na jej kolanach znalazł się miękki, beżowy koc, o tak przyjemnej fakturze, że palce same wczepiały się w materiał.
Nie musiała nic mówić. Uważne oczy Ye Liana przeczesywały panujący półmrok. Odczytywały zamiary lepiej niż myśli osób, na których mu tak panicznie zależało. Sięgnął po jednego i usiadł obok. Zapatrzał się w nocny krajobraz miasta. Skądś dochodziła klubowa muzyka. Usłyszał jej dźwięki wyraźniej, gdy grupka młodzieży rozpostarła drzwi baru, śmiejąc się do rozpuku. Gwar, którego nie znosił, który wytrzymywał w opanowaniu, bo odbieranie sobie przyjemności było przecież czymś, co znał najlepiej. Postawił butelkę wina na stoliku i dotknął brzeg zimnego szkła. Upił łyk trunku. Ostatni. Czyste naczynie odłożył na bok.
— Nie wiem, co powinienem ci powiedzieć, Black. Jakie słowa powinienem wybrać, abyś nie musiała mierzyć się z niejasnością i pustością tonów. Niewielu chce przebić się przez moją powierzchowność. Nie czuję żalu. To dla mnie całkiem wygodne. — Kiedy przestał analizować swoje słowa, pozwalając im wypłynąć prosto z serca? — A nawet gdy komuś się udaje, odrzucam bez wyjątku, bo być może masz rację — nigdy nie daję z siebie stu procent. W innym wypadku byłbym narażony na przegraną. Nie musiałem się wcale otwierać, aby dowiedzieć się, ile przyjdzie za nią zapłacić. Zaufanie to straszliwa przypadłość. Ale chyba gorsza od niej jest już tylko płonna nadzieja. Dzisiaj możesz spróbować. Powiedzieć coś szczerze. Bez podtekstu, zalotnych mrugnięć, dotyku, po którym nie wiadomo co myśleć. Możesz pokazać prawdziwą Black. Tą, która zarywała noce, która mimo problemów, próbowała ukrywać przede mną smutek. Ale również tą, która nie może przestać o czymś myśleć.
Zamilkł. Jego tęczówki zapatrywały się w przestrzeń.
— To nie przejaw braku szacunku, a schemat. To już mój problem. Jest tylko parę osób, do których zwracam, bądź zwracałem, się po imieniu, ale każde z nich było związane z moją przeszłością. Nie chcę, abyś zrozumiała to opatrzenie.
Zwrócił uwagę na poruszające się poły przewieszonej białej koszuli.
— Okryj się, jest chłodno — zasugerował, przerywając myśl. — Lekarstwa kosztują więcej niż twoja upartość. Czy mógłbym?
W końcu na nią popatrzał, racząc kobietę srebrną idyllą oczu. Dłoń — ze wciśniętym między palce papierosem — przekrzywiła się nieznacznie niczym w poddańczej, uległej prośbie. Szlachetna i łagodna uroda Ye Liana kontrastowała ze śmierdzącym dymem ciągnącym się z jej fajki, ale w jakiś niepoprawny sposób nadawała mężczyźnie tajemniczych kształtów. Jakby ta z pozoru profesjonalna facjata kryła w sobie o wiele brudniejsze wnętrze, o którym nikt nie zdawał sobie nawet pojęcia.
Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura and Satō Kisara szaleją za tym postem.
Palce utonęły niespodziewanie w miękkości jasnego materiału. Rzeczywiście był miły w dotyku, milszy niż czyjekolwiek ręce dotykające ramienia czy obejmujące talię. Black poczuła nagle niewyjaśnione ukłucie złości; brwi ściągnęły się ku sobie, ślepia zmrużyły, bardzo powoli acz wyraźnie rozpalając w tęczówkach wyraz irytacji. Nie wiedzieć kiedy knykcie zbielały od zaciskania beżowej tkaniny. Zaciągnęła się więc trzymanym między palcami papierosem, bo nic nie koiło nerwów równie dobrze co dawka nikotyny tak duża, że aż szczypała w płuca podczas nabierania w nie dymu.
Kolejny bullshit.
Dotychczas mierzwiące plusz koca palce otuliły szyjkę butelki; wino przetransportowało się ze stolika, na sekundę lądując oparte na nagim kolanie wiedźmy, nim ta nie pozwoliła sobie na upicie łyka niezbyt przystającego damie, acz w jej przypadku zaskakująco eleganckiego. Denko sekundę później stuknęło na blat, odłożone w poprzednie miejsce.
– Mówisz mi o podjęciu próby, gdy sam tak otwarcie z niej rezygnujesz? Czasami cię w ogóle nie rozumiem, Ye Lian. Mówisz wspominasz o swojej powierzchowności, o tym, że ludzie cię nie rozumieją i sprawiasz przy tym wrażenie dziecka, któremu nie udało się trafić do żadnej z drużyn swoich kolegów i koleżanek, bo liczba graczy akurat tego dnia trafiła się nieparzysta. Siedzisz więc gdzieś na uboczu w grubej zbroi z całego tego nagromadzonego przez lata niewzruszenia jednocześnie walcząc z pętlą, którą samotność skrupulatnie oplata ci na gardle. Otarcia z liny możesz chować za pustym spojrzeniem, za obliczem pozbawionym wyrazu, nie zmieni to jednak faktu, że skóra zaczyna jątrzyć się od ran. Im dłużej pozostawisz ją bez odpowiedniego... ah, gubię słowa. Tyle lat w Japonii, a gdy alkohol Fiony uderza do głowy, to nagle zapominam połowy z nich. Treatment, wiesz o co mi chodzi. Jeśli się tym nie zajmiesz, to zacznie się babrać aż w końcu zgnije – Westchnęła na koniec, razem z powietrzem wypuszczając z ust kolejny kłąb szarego dymu. – Jeśli będziesz żył w wiecznym strachu przed odrzuceniem, to ten w końcu pożre cię żywcem. A zza grobu nawet ja cię nie wyciągnę. Kiedy ostatnio przed kimkolwiek się otworzyłeś, hm? Najlepiej na trzeźwo i w pełni świadomie.
była już pewna skąd w żyłach prądy buzującej irytacji. Może to nie złość a wino ocieplało organy? Ale skoro tak, to dlaczego miała ochotę zgrzytnąć zębami. Nie rozumiała logiki, którą kierował się Ye Lian, nie rozumiała jego motywów, a to, co mówił wydawało jej się irracjonalne. Ciężko było stwierdzić kto miał w tym momencie rację. Jego pielęgnowane od dzieciństwa przeświadczenia, czy jej duma w którą tak skutecznie godził każdym słowem? Nigdy nie należała do grona które z łatwością uginało przed innymi karku; złościłaby się pewnie dalej, gdyby nie tytoń wypełniający po chwili płuca – te zaszczypały aż od intensywnego wdechu, lecz dziewczyna wydawała się tym nieporuszona. Liczył się tylko gęsty kłąb szarości na moment przesłaniający urodziwe lico.
– Tylko niektórych z przeszłości, co? – zapytała, lecz słowa kierowała bardziej do samej siebie niż do niego, mógł się tego domyślić po wzroku błądzącym gdzieś po kafelkach wykładających podłogę balkonu. – Czy w takim razie w ogóle uważasz nas za przyjaciół? Z tego co mówisz, ważni są dla ciebie jedyni ci, którzy są w twoim życiu od dawna. Z drugiej strony, to niekulturalne z mojej strony, narzucać ci swoje przekonanie. Zapomnijmy o tym.
Powieki stuliły się ze sobą, gdy podbródek wylądował na wnętrzu dłoni. Przestał jej przeszkadzać smagający skórę wiatr, w zasadzie nagle wydał się dziwnie kojący dla zmysłów. Chłodził rozgrzaną winem skórę w sposób tak przyjemny, że myśl o konsekwencjach odchodziła na coraz dalsze plany. Zresztą, nawet gdyby zachorowała, to co z tego? Zaczynała się zastanawiać, czy w ogóle był ktokolwiek, kto by się tym przejął. Dotychczas trzymana pod podbródkiem dłoń pomknęła w górę twarzy, zatrzymując się ostatecznie na zmęczonych oczach. Opuszki tknęły przymknięte powieki, rozmasowując je niby to z napięcia. Nie wiedziała już co myśleć, w głowie powstał zbyt duży, niemożliwy do rozsupłania mętlik. Być może poradziłaby sobie z nim na trzeźwo, lecz wino Fiony skutecznie wstrzykiwało rozmiękczacz w żył, nie pozwalało racjonalnie rozumować.
– Co jeśli nie ma prawdziwej Black? Może w ogóle nigdy jej nie było, sama już nie wiem. Będąc w Salem myślałam, że znajdę na to odpowiedź, że odnajdę tę część mnie, której, zdaje mi się, gdzieś po drodze zaczęło brakować, tej która być może wyleciała przez niewidoczną dziurę w samolocie, gdy się tu przeprowadzałam. Wróciłam więc do domu, jakoś w styczniu? Nie pamiętam już, ale pisaliśmy wtedy, co do tego nie mam wątpliwości. To prawda, że ciotka mnie wtedy zaprosiła, ale to stara czarownica, nie zdziwiłabym się, gdyby rozpoznała problem zauważając jego błysk w ślepiach przebiegającego jej przez drogę kota. Taki instynkt starych czarownic, rozumiesz. W każdym razie, nawet gdyby nie wysłała biletów, sama również planowałam ich zakup. Chciałam się przekonać czy w tym starym, pełnym czerni i ziół domu postawionym koło nieszczęsnego cmentarza poczuję się równie żywa i na swoim miejscu co we wcześniejszych latach, gdy mając po 10 lat razem z Sullivanem biegaliśmy między nagrobkami żeby połapać ropuchy rozpierzchnięte po całym podwórku ze względu na deszczową porę. I wiesz co poczułam? Pustkę. Jeszcze większa pustkę niż wcześniej. Nie potrafię tego zrozumieć ani znaleźć na to odpowiedzi. Salem nie jest już moim domem, ale Kinigami też nie mogę nim nazwać. Gdzie więc jest moje miejsce, jeśli ani nie tam, ani nie tu?
Nie miała tego mówić, w ogóle nie chciała tego mówić ani jemu ani nikomu innemu. Problem w tym, że gdy tylko otworzyła usta, słowa samoistnie wypłynęły spomiędzy pełnych ust; nie była w stanie ich zatrzymać, nie zrobiła nawet przerwy na zaciągnięcie się wciąż trzymanym papierosem, robiąc to dopiero po zakończeniu wypowiedzi, gdy w płucach zabrakło już powietrza. Wówczas przez umysł przemknęły obrazy, których widok niekoniecznie chciała przywoływać. Wpierw ten cholerny kominek, to, jak płomienie odbijały się żywym blaskiem w złotych ślepiach, jak osiadały na rudych kosmykach, tak podobnych do jej własnych, a jednocześnie kompletnie innych, niosących w sobie odmienne odcienie tego samego koloru. Później pełne napięcia śniadanie; Fiona próbowała je ratować jak tylko mogła, zwykle nie miała problemów z rozładowywaniem złych emocji wiszących w powietrzu niczym siekiera gotowa odłączyć głowę od karku. Nie podołała, żadne z nich tego nie zrobiło. Black przełknęła ciężką gulę, nie wiedząc nawet kiedy znów zaczęła mówić.
– Poszliśmy na spacer, wtedy w Salem. Chciałam żeby Fornax poznał las w którym się wychowywałam, był wtedy jeszcze dość mały. Wydawało mi się, że dobrze nam to zrobi, że styczniowy wiatr i deszcz, który zaczął wtedy padać zmyją wszystko co niepotrzebne, że będziemy mogli po prostu cieszyć się swoją obecnością. Oczywiście, że nie wyszło, nie mam pojęcia czego się spodziewałam. Zaczęliśmy rozmawiać, o tym jak pierwszego dnia prawie się pocałowaliśmy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale powiedziałam mu wtedy o swoich uczuciach. Jak się domyślasz, nic z tego nie wyszło, nie dziw się mi więc gdy mówię, że miłość nie jest mi pisana. Od tamtego dnia Shin chyba mnie nienawidzi, nie mam z nim kontaktu od kiedy wróciliśmy. Po co miałby marnować czas, prawda? – zaśmiała się, naprawdę parsknęła wtedy śmiechem, kręcąc głową jakby z rozbawienia usłyszanym właśnie żartem.
Wciąż nie użyła podarowanego koca, w zasadzie w ogóle nie wyglądała, jakby planowała to zrobić, preferując kontakt odkrytej skóry ze smagającym wiatrem. Krwisty płomień długich włosów co jakiś czas podrywał się w powietrze, znacząc je niemal abstrakcyjną smugą żywego ognia.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę cię z papierosem – mruknęła tylko po dłuższej chwili ciszy, odgarniając delikatnie lawirujące pasma w dół, przytrzymując je w miejscu, tuż przy nagim ramieniu. Wolna ręka sięgnęła do zippo z którym nigdy się nie rozstawała, które najwyraźniej było dla niej czymś ważnym, wszak zawsze tkwiło w kieszeni blisko ciała; krzemień syknął, zaś jasny płomyk sięgnął końcówki przechylonej fajki.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
— Na ogół nie pozwalam psuć wypracowanej reputacji w oczach innych niż własne. — Wystawił papierosa przed siebie i uważnie mu się przyjrzał. Przekrzywił nadgarstek. — Chociaż papierosy nigdy nie dostarczały mi tego, co potrzebowałem. Ale mówi się, że podbijają stan upojenia — zakomunikował i ponownie przysunął filtr do warg. Poczuł, że i tak pokryty nocą obraz niebezpiecznie zsuwa się po pochyłym zboczu.
Racjonalność kazała mu trzymać się ostatnich krawędzi przytomności; ostatnich granic wypracowanej etykiety i rzetelności, choć z każdą minutą doświadczał coraz to większego zwiotczenia — ramiona opadały na kilka centymetrów, a zwarte usta ledwie utrzymywały filtr. Nie był świadomy swoich niedokładnych odruchów, swojej bierności. Krajobraz poruszył się pod zamkniętymi powiekami — nie musiał go widzieć, czuł, jak pulsuje. Uchylił wcześniej zamknięte powieki, wypuścił dym i spoglądnął przed siebie. W czarną przestrzeń miasta. Znów zakasłał. Znów odchrząknął, oczyszczając struny głosowe.
— Nie usprawiedliwiam się. Nie mówię, że to, co robię, jest dobre — podjął, wracając do wcześniej zaczętego tematu. Czuł, że zaczyna plątać mu się język, ale mimo wszystko wciąż zachowywał namiastkę świadomości, będąc pewnym, że to, co mówi, brzmi kompetentnie. Jak zawsze. — Możesz myśleć o tym jak o wyciąganej blasze z piekarnika. Sposobów na położenie jej na blacie jest kilka: między innymi możesz użyć gołych rąk albo ubierać rękawiczkę. W obu przypadkach zapewne ci się uda, ale tylko jedno z nich niesie ryzyko bólu. Gdybym chciał, aby ludzie postępowali jak ja, jakbym miał im dawać rady okrojone pode mnie, całe Fukkatsu wyglądałby jak szpital smutnych wariatów. Każdy trułby się alkoholem, ulice zamieniłyby się w kałuże, a domy w ruinę. Ci wszyscy ludzie powinni brać życie, jakim jest, uganiać się za praktycznymi celami. Realnymi. — Shirshu mogła być pewna, że do tonu Ye Lian wtargnęło rozbawienie, ale to przecież niemożliwe. Nigdy nie zaśmiał się w jej towarzystwie i to nie ze względu na to, że nie czuł się przy niej swobodnie. Miał wrażenie, że nie potrafi wyrażać niektórych uczuć. Jednym z nich z pewnością była radość. — Być szczęśliwi i tworzyć własne historie — dokończył w końcu.
Plecy Ye Liana wreszcie przechyliły się w tył; opadły na napięte materiały hamaka – dotąd siedział na skraju, niczym gość, który miał zaraz opuścić posiedzenie pod byle wymówką. Teraz zapadł się w tkaninę, czując, jak głowa odchyla się niebezpiecznie. Zadarty podbródek odsłaniał blade godło. Całe siedlisko lekko się zakołysało. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tyle mówił, ale mówienie stało się dziwnie łatwiejsze. Kryształowe tarcze tęczówek zapatrywały się w kobaltową płachtę nieboskłonu, ale nie zauważył na niej ani jednej gwiazdy. Czuł za to chłód przemykającego wiatru, ale w obliczu całej rozmowy nie okazywał się wcale uporczywy. Musiał rozgrzewać go alkohol, który powoli sięgał wysokich kości policzkowych.
— Nie rozmawiam o tym z ludźmi. W sensie — o sobie. Jak sama zauważyłaś, sprawiam wrażenie dziecka, któremu nie udało się trafić do żadnej z drużyn. To po części prawda. Podobnie jak i ty, długo szukałem swojego miejsca. Ty szukasz domu. Ja akceptacji. — Nadgarstek wsparł się na udzie, papieros wypalał się wolno, a język mężczyzny stawał się coraz miększy. — Nie akceptacji, o jakiej myślisz. Możesz myśleć, że jestem samotnikiem, że przeszkadzają mi ludzie, to prawda, ale nie wyklucza to potrzeby — urwał, chyba zbierając myśli, bo poważna twarz sprawiała wrażenie skupionej. Strzepał popiół do swojego opróżnionego kieliszka, nie myśląc nawet, że to nieeleganckie. — Spotykania się z kimś. A nie interesują mnie osoby, które chciałyby się ze mną umawiać. Chciałbym umawiać się z tymi, którzy nie są mną zainteresowani.
Wciąż miał zmarszczone brwi; generowały głębokie bruzdy na czole. Nawet nie zastanawiał się, czy zrozumiała cokolwiek z tych pokrętnych zdań.
— Brzmi idiotycznie.
Miał wrażenie, że z minuty na minutę staje się coraz bardziej zmętniały. Przeraziło go to, dlatego przekrzywił głowę i spoglądnął na sylwetkę Hecate, jakby jej widok miał uświadomić go o realności całej sytuacji. Poddane pod wiatr ogniste włosy poruszały się niesamowicie wolno; jak w spowolnionym filmie. Skupił się na jej długich rzęsach, na skrywanym wzroku. I choć milczał, gdy Hacete wyciągnęła surowe wnioski dotyczące ich przyjacielskiej relacji, to miał ochotę zaprzeczyć. Nie pozwalały mu na to usta — a dokładniej niecharakteryzująca go wylewność. Czy pozwalałby jej przy sobie być, mówić to wszystko, pić i pokazywać się z tak karygodnej strony, gdyby była zwykłą wiedźmą zamieszkująca Kinigami?
Każde smutne drgnięcie kącików ust — wcześniej z pewnością smagniętych pomadką — kazało mu słuchać. Procenty nadawały świeżego odbioru. Stawał się lżejszy. Już niezapieczętowany w sztywnych ramionach, zbyt spiętych mięśniach. Prawdziwie odpoczywał — nawet jeśli wszystkie wymieniane między nimi informacje przelatywały przez czaszkę z prędkością wystrzelonego z procy kamienia. Miał już skomentować kwestię jej wewnętrznego rozdarcia, kiedy rozchylone usta Ye Liana się zamknęły. Oceniały ją teraz tylko jasne tęczówki. Pomyślał, że to alkohol zaburzył rozumienie poruszanego przez nią kontekstu, że to jego umysł został wyciszony na tę drobną chwilę, pomijając najważniejszą część, której zdecydowanie w tej chwili mu brakowało. Z kim więc spacerowała po lesie? Jeszcze kilka chwil temu wspomniała o bracie, ale moralność automatycznie wyrzuciła to rozwiązanie z głowy. Więc mówiła o...
[...] Shin chyba mnie nienawidzi, nie mam z nim kontaktu od kiedy wróciliśmy. Po co miałby marnować czas, prawda?
Pozwalał odpowiedzieć rozgrzanym silnikom samochodów — z pewnością ścigających się przez tutejsze przecznice.
— Zdanie poddane wątpliwości nie daje ci żadnej pewności. Odważyłaś się — zaznaczył. — I niezależnie z jakim wynikiem skończyłaś, każda szczerość przybliża cię do znalezienia tego, czego szukasz. Nie musisz zastanawiać się przez kolejne lata „co by było, gdyby?". Życie chwilą jest prostsze. Domniemam, że człowiek przynajmniej wie, na czym stoi. Osoba, która kalkuluje każdy krok, nigdy tak naprawdę nie żyła. Trwa w symulacji. W bezpiecznej bańce.
Spoglądnął mętnie na wypalający się w palcach papieros.
— Czym zwrócił twoją uwagę? — zapytał.
Warui Shin'ya and Hecate Black szaleją za tym postem.
— Jeśli chciałeś się najebać, to przyniosłabym coś mocniejszego niż wino — odparła po chwili ciszy. — Fiona nie ogranicza się tylko do jednego rodzaju alkoholu, lubi eksperymentować, co chyba po niej odziedziczyłam. Mogliśmy się napić drinków, stałbyś się jeszcze bardziej wygadany — Znów mu się przyglądała. Patrzyła, jak obserwował nie do końca świadomym wzrokiem świat przed sobą, jak ledwie utrzymywał filtr fajki między wargami, jak używał znacznie bardziej spowolnionych niż zwykle ruchów. Wiedziała doskonale co to oznacza, w końcu miała świadomość tego jak wysoko procentowy trunek mu przyniosła. Mogła się jedynie domyślać w jakim stopniu świat wirował przed jego oczami, podejrzewać jak ciężkie musiały być ręce, gdy je unosił by odsunąć zbłąkany kosmyk czy podnieść dzierżoną w palcach używkę. Może jednak podsuwanie mu specyfiku podarowanego przez ciotkę nie było najlepszym pomysłem, może na pomysł wspólnego picia powinna zadziałać w roli głosu rozsądku i zaproponować coś lżejszego. Teraz było już i tak za późno, mogła jedynie gdybać.
Nawet na moment nie przestała go słuchać. Każde ze słów docierało do niej bez problemu i mimo iż zdawało się, że myślami była gdzieś zupełnie indziej — w końcu patrzyła hen daleko za balkonowa barierkę — to świadomość tkwiła przy niej hardo, w końcu nigdy nie należała do grona o niskiej tolerancji alkoholu. Nie powiedziałaby tego na głos, ale czuła, że potrzebowała tej rozmowy. Czy to dla niego czy dla siebie, wierzyła, że wypowiedziane dziś między nimi refleksje coś zmienią, na coś wpłyną, być może dadzą do myślenia im obojgu. Zwróciła spojrzenie tam, gdzie i on patrzył — ciemne niebo częściowo przysłonięte pozostałymi piętrami wieżowca w którym mieszkał. Nie wiedziała co chciał tam ujrzeć, wszak gwiazdy znacznie lepiej odznaczały się w miejscach, gdzie dookoła nie przyćmiewały ich światła klubowych neonów, ulicznych latarni czy przejeżdżających samochodów. Jeśli chciał je obserwować, mógł przyjść do niej, odwiedzić Kinigami, tak jak wielokrotnie zapowiadał.
Westchnienie znów cisnęło się na utrzymujące papierosa wargi. Ye Lian wciąż mówił, więc tym razem odłożyła częściowo spaloną fajkę do popielniczki tak, by sypiący się popiół nie ubrudził stolika. Bogowie jedni wiedzieli kiedy ale przechyliła się w kierunku leżącego chłopaka — jedno z przedramion opadło tuż obok rozsypanych na materiale hamaka jasnych włosów; bok kciuka dotknął miękkości ułożonych w chaosie pasm. Wolna ręka opadła gdzieś w okolicy biodra, lecz nie została tam na długo, bo im niżej osuwała się twarz dziewczyny, tym bliżej kontaktu sięgały smukłe palce. Gdy jej nos zawisł tak nisko, że niemal stykał się z policzkiem chłopaka, Black przemknęła ciepłem dłoni na czerń skrywającej brzuch koszuli. Opuszki prześlizgnęły się płynnie w górę, przez sam środek piersi, po drodze hacząc o każdy z guzików z typową dla wiedźmy subtelnością — dotykiem który nie był natarczywy ani inwazyjny, takim, który pozostawiał znaczny niedosyt gdy już znikał. Tkanina pod naporem musiała w pewnym momencie wysunąć się ze spodni, zadrzeć na tyle, by chłód nocy wdarł się pod spód, łaskocząc każde wgniecenie mięśnia. Długie fale czerwieni spłynęły z jej ramion rozpierzchając się dookoła twarzy Ye Liana niczym płomienna aureola; kilka kosmyków tknęło blady policzek, nie zatrzymując się tam jednak na długo, umykając równie szybko co deszczowa kropla po śliskiej szybie samochodu.
— To prawda, brzmi idiotycznie — przyznała półszeptem, nie dając mu przestrzeni na odwrócenie głowy, chciała, by patrzył w przenikliwość brązu i lodowego błękitu jej oczu. Gorąc oddechu niemal parzył w rozchylone usta, gdy dotychczas wędrujące palce Black sięgnęły odsłoniętej szyi zaraz kontynuując dalej w górę, by wpierw niemal czule ująć policzek wnętrzem dłoni, później zaczesać zbłąkaną grzywkę w tył głowy. Uśmiechnęła się wówczas w ten swój zadziorny sposób — figlarne ślepia zmrużyły się, ciągnąc wyżej jeden z kącików ust w asymetrycznym uśmiechu. Widać było, że nigdy tak naprawdę nie marnowała zbyt wiele czasu na zmartwienia, być może szybko odnajdując dla nich wyjaśnienie a być może odkładając je na dalszy plan, bo przecież nie było o czym rozmawiać. — Ale świat składa się z idiotyzmów, więc czemu nie wziąć udziału w tej skretyniałej grze i nie dać się ponieść? To moje zadanie dla ciebie, Ye Lian. Zaszalej.
Pełne wargi dziewczyny odcisnęły się delikatnie na czole towarzysza w bardzo subtelnym pocałunku. Chwilę później już się odsuwała, prostowała plecy, tym samym zwracając mu wolność. Podnosząc się niespiesznie z hamaka złapała za odłożonego przed momentem papierosa, zaciągając się nim ponownie. Szary kłąb zniknął, gdy w niego weszła zmierzając ku barierce balkonu. Przedramiona wsparły się o chłodny metal.
— Kto wie? Może tym jak podszedł do mnie bez uprzedzeń o przeklętej wiedźmie, może tym jak przechodził przez całe Kinigami w różnych warunkach tylko po to, żeby pograć ze mną mną konsoli, może tym jak wychodził pod 7-eleven w środku nocy bo naszła nas ochota na instant ramen — mruknęła, wspierając podbródek na zgięciu nadgarstka. Wzrok opadł na dzierżonego w dłoni papierosa. Przez moment patrzyła jak końcówkę pożerają czerwienie, żółcie i pomarańczy by zaraz strzepać ją bez większego namysłu poza balkon. — Może mnie tak samo jak i ciebie ciągnie do osób, które nie są mną zainteresowane — zaśmiała się krótko, ani na moment nie odrywając spojrzenia od mroku zapadającej nocy.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
godzina 20:50
O tej porze roku, wszystko wydawało się tonąć w ciemności. Nie przeszkadzało mu to. Ye Lian nie widział problemu we wczesnym zasłanianiu okiennic — jakby odgradzanie się od codzienności dostarczało mu więcej przyjemności, aniżeli każde poranne wstanie z łóżka. Tym jednak razem zakrył okna zaraz po wyjściu Shin'yi (przed zapadnięciem ostatecznego zmroku), jak gdyby rozpostarcie szyb na wiszące nad miastem śnieżne chmury, nie wydawało się mu tak spektakularne, jak zdawał się sądzić przebudzony popołudniem chłopak. Z jakiegoś powodu nie chciał mu tego zabronić — gdy poranione palce zacisnęły się na luźno zwisających połach. A przecież mógł. Powinien wręcz. Teraz kiedy łapał za ten sam materiał, kiedy szybki świst zastąpił roziskrzone ledwo budzące się błyski miejskiej aglomeracji, a widok wysokich wieżowców odcięły popielate fałdy materiału, wiedział, że dopuszcza się dokładnie tego samego błędu. Obnażenia. Uznawał to za błąd, bo statecznemu życiu, jakie dotąd wiódł, nie można było odebrać plusów. Nie musiał martwić się o bezpieczeństwo, bo gdy nie dopuszczał do siebie innych, nie mógł być narażony na zagrożenie, bo kto je wtedy stanowił? Jedynie on sam. Lata temu pozbył się największej opresji dyktującej życiem. Zamknął tamtą furtkę. I jak na przekór świadomy wszystkich doświadczonych zmartwień, pochłonięty snem układał się w pościeli plecami do niego, pozwalał dostrzec wypukłości kręgów szyjnych, zobaczyć miejsca, w których z łatwością można byłoby wbić siekierę i pogruchotać kości.
Ledwie zdał sobie sprawę z błędu, a powtarzał go ponownie. Wskazówki przesuwały się sennie po tarczy srebrnego zegara. Siedział na kanapie i przecierał dłonią nadgarstki — odsłaniały je lekko podciągnięte rękawy obcisłej, czarnej koszulki. Dotykał czerwieniejących plam. Wyglądały jakby były objawem sparzenia zbyt wysoką temperaturą wody, w której wziął uprzednio kąpiel. W pomieszczeniu panowała cisza i ciemność, rozjaśniona jedynie delikatnym rozbłyskiem stojącej lampy. Bai Ze spał tuż obok, wtulony w materiał jasnych spodni. Ye Lian spoglądnął na zwierzę ze spokojem, czując, że zaczyna drętwieć mu noga. Pierwsza oznaka stresu, choć zdawać się mogło, że poważna twarz nie mogła przecież skrywać zdenerwowania. Od kilku godzin bezustannie myślał, czy oddawanie własnego ciała, własnej psychiki, to nie zbyt wiele, nawet jak na sprawę uregulowania wiszącego między nimi długu. Wiedział doskonale, na czym polegają takie kontrakty. Mówiło się, że to yurei było zależne od swojego właściciela, ale czym była kontrola nad bytem, który miał zdolność do wysysać energii na poczet własnych zachcianek? Czy był gotowy na takie zaufanie — wręcz bezgraniczne? Czy był gotów na pewność, że gdy nawet zdarzy się chwila, w której będzie musiał się osłabić, oddać całą swoją moc drugiej jednostce, zrobi to bez zawahania? Nie wiedział czy nawet tak potrafi. Czy zaakceptuje fakt, że mężczyzna znajdzie się epicentrum jego niepoukładanego i skomplikowanego życia?
Czy to nie zbyt wiele?
Westchnął z wyraźnym ciężarem. Przywarł plecami do oparcia kanapy i wsparł tył głowy o obicie; jasne popielate pasma obsypały beżowy materiał. Przesunął dłonie wzdłuż własnych ud. Jedna z nich nie wyczuła materacu, a kocią, miękką sierść. Opuszki zacisnęły się na kłaczkach. Na krótki moment odnalazł ukojenie dla własnych myśli.
Warui Shin'ya and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.