Teatr kabuki
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 2 Sty - 18:05
Teatr kabuki


Największy teatr w dzielnicy, w którym można zaznajomić się z tradycyjną japońską sztuką kabuki. Seanse odbywają się regularnie, przeważnie dwa razy w tygodniu, i cieszą się dużym uznaniem. Wpuszczani są goście wyłącznie w stroju formalnym - dotyczy również yukat. Bilety należy rezerwować najlepiej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dostanie się na pokaz z dnia na dzień jest niemal niemożliwe, jeżeli nie jest się w towarzystwie kogoś z klanu Minamoto, który wspiera rozwój teatru.
W pozostałe dni można uczestniczyć w mniej zobowiązujących oraz szerzej dostępnych wydarzeniach, jak prelekcje dotyczące rozwoju japońskiej sztuki teatru na przestrzeni epok, spektaklach teatru cieni dla dzieci, pokazowych ceremoniach parzenia herbaty oraz innych.

Haraedo
Ejiri Carei

Pią 6 Sty - 2:16
stąd

Uśmiech, którym ją obdarzył, niósł w sobie ciepło, obce lakoniczności wymienionych wiadomości. Przypominały bardziej śmiech mężczyzny z balu, którego poznała. I nawet jeśli rozumiała znaczenie powinności, w jakich nietuzinkowo się znalazła, pozwalała sobie na czerpanie przyjemności, którą przypisywała natchnieniu. To, często przychodziło z nowym obliczem, jeszcze nie odzwierciedlonym na kartkach rysowniczego bloku, czy płótnie malarskim. To tam umieszczała ujmującą ją fascynację, odejmując zachowaniu bezczelności, którą - nie znając artystycznych zapędów - czasem jej przypisywano.
Z urzeczonym westchnieniem przyjęła świadomość, że była w posiadaniu czegoś tak pięknego. I z tym samym, ciepło wyginającym czerwieniejące wargi uśmiechem, pokręciła głową, dając upust czarnym pasmom włosów, które, zatrzymały taniec na barku, by finalnie rozsypały się luźno na ramieniu. Słuchała w skupieniu, nie dając uciec wiedzy, którą jej towarzysz tak chętnie się dzielił. I nim sama pojęła naturę swojego działania, z torebki wysunęła prosty, grafitowy rysik, by wraz z krótką opowieścią, którą chłonęła, naszkicować kilka pierwszych linii, które w tak bezpośredniej wizji, mogła odzwierciedlić z męskiej twarzy, na bielącą się kartkę szkicownika - Lubię nadawać własnych interpretacji do nawet znanych już linii - nie tylko tych tych rysowanych. Do tych pisanych ręką melodii, czy... tańca - odpowiadała, wciąż zapełniając powstający rysunek kolejnymi kreskami cieni, nie przerywając nawet, gdy mówiła. Natura sama podpowiadała, gdzie, kiedy i kogo znaczyła kreślarskim gestem.
Z lekkością urwała płynące natchnienie, płynnie wracając na ścieżkę celu ich spotkania. Jeszcze nim auto zatrzymało się, wsunęła szkicownik do torby, sam rysik, wsuwając do kieszeni płaszcza.  Była pewna, że widoki, których miała doświadczyć, pociągnął dłonie szybciej, niż można byłoby po widzach oczekiwać - Dziękuję - wysunęła się z auta, pozwalając poprowadzić się ścieżką, której znać nie mogła, raz jeszcze chłonąc rzeczywistość dla niej nową, jaśniejszą, w której otaczano ją pewnością, że była kimś wyjątkowym, daleko różnym od brzydkich szeptów, że nie tylko nie zasługiwała na takie traktowanie, że towarzysz litował się nad jej żałosnością. Ale - nie słuchała. Nie znał jej winy. I chciała czuć wyjątkowość własnej pozycji. Nawet, jeśli tylko dziś.
Urzeczona obecnością, traktowaniem i wydarzeniem, nie była w stanie powstrzymać unoszących się lekko warg. W ciszy należnej rozpoczęciu sztuki, dała się poprowadzić ścieżką opowieści, przypominając sobie słowa Noriakiego, samej, zgodnie z własną interpretacją, kreśląc w głowę własną historię. I chociaż początkowa ciemność, należycie pociągała uwagę, skupiając się na scenie i tańcu, zdążyła wysunąć szkicownik na nowo, kładąc bezpiecznie na kolanach i korzystając z każdej, jaśniejszej sceny, by ołówek podążył liniami na kolejnej stronie rysunku, znacząc kroki tancerki, doprawiając historią, którą wyobraźnia zaprezentowała.
- To naprawdę jest piękne - tylko raz, nachyliła się bliżej męskiej sylwetki, chcąc szeptem podążyć za własną fascynacją. W tym samym momencie też, upuszczając z drobnych palców rysik. Znieruchomiała, ale nie pochyliła się w poszukiwaniu zguby. Uwagę pozostawiła na przedstawieniu, wierząc, ze zdąży odzyskać narzędzie, które tak niezdarnie z niej zażartowało, przelotnie chwytając rys męskiej twarzy, zanurzony, tak jak jej własna w cieniu widowni.
- Jeśli mogę zapytać, skąd u Pana takie zainteresowanie sztuką jiutamai - zapytała powtórnie dziś, gdy szum zakończonego przedstawienia ucichł, a światło wróciło do pełnej jasności. W ciemnym spojrzeniu źrenic, tańczyła żywa ciekawość.

@Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Sob 7 Sty - 18:58
Zaskakujące było to, jak swobodnie oddawała się swoim pasjom. Tak po prostu zaczęła ciągnąć grafitową końcówką linie na pergaminie nie bacząc na okoliczności. Było w tym zachowaniu doza ekscentryzmu. Naturalnego, niewymuszonego. Być może dlatego właśnie nieświadomie w niektórych gestach odsłaniał się bardziej niż powinien. Zarażała swoją swobodą do tego stopnia, że jego "ja" przelewało się przez skorupę powagi którą na co dzień przywdziewał.
- Jest Pani artystką. Szlifuje może Pani swój warsztat na Uniwersytecie, czy ten etap ma Pani już za sobą? - a może nigdy nie nastał? Dociekał stwierdzając fakt. Ktoś o tak artystycznym spojrzeniu do życia nie mógł nie być artystą.
Odwiedzanie tego miejsca było dla niego pewną codziennością. Znajome twarze obsługi kierowały do dedykowanych patronom balkonów. Noriaki z wyuczoną kurtuazją prowadził swoją towarzyszkę wieczoru przy swoim boku. Jeszcze nim sztuka się zaczęła wyjaśnił pochodzenie tytułu sztuki, jak i streścił historię samej artystki ją odtwarzającej. Głos miał zniżony, spoglądał przy tym na szykowaną scenę z której co jakiś czas przeskakiwał ciemnym spojrzeniem w stronę Carei by sprawdzić, czy przejawia zaciekawienie tym co mówi. Był nieznacznie przechylony w jej kierunku by dobrze go słyszała, jednak nie na tyle by odniosła wrażenie, że nad nią "wisi". Zamilkł, gdy przedstawienie się zaczęło samemu chcąc się nim cieszyć.
Uniósł brwi wyżej kiedy niespodziewanie powieliła się swoim zachwytem. Ciepły oddech niósł ze sobą równie ciepłe wrażenia - Owszem, jest - przyznał z lekkim rozbawieniem jej ekscytacją, jak również zadowoleniem. Sam bardzo miłował ten rodzaj przyjemności więc też zadowolony był z tego, że ktoś podzielał jego gust. Kiedy sztuka się skończyła nie podnosił się z miejsca, czekając aż pierwsze fale zebranych się rozejdą. Założył nogę na nogę i splótł przed sobą dłonie w nieco dystyngowanej pozie.
- Moja matka bardzo ceni sobie japońską sztukę klasyczną i uważa się za prekursora w jej propagowaniu. To jej mała krucjata. Trudno być wychowywanym przez taką kobietę i nie przyjąć jej pasji, jak swojej własnej. Jest bardzo przekonywująca dlatego między innymi współzarządza tym budynkiem - był przywiązany do matki, jak również ją szanował co też dało się wczuć po tym, w jaki sposób o niej opowiadał - Stąd też na balu mój kostium. Nie musiałem daleko szukać inspiracji - zdradził powoli podnosząc się z krzesła po to by pochylić się po opuszczony rysik - Zgubiłaby Pani rysik - podał go, lecz nie cofnął od razu dłoni po tym jak się zetknęły. Czuł na sobie jej spojrzenie te śmiesznie ostentacyjne do tego stopnia, że aż niegrzeczne którym obdarzała go w trakcie spektaklu, jak i teraz pełne zaciekawienia. Nie było w nim nic niewłaściwego. Świadomość tego sprawiała, że czuł nieprzyjemne swędzenie. Powinien chcieć to zmienić...? - Zastanawiam się, czy... czy byłaby Pani skłonna dać się zaprosić do restauracji i wymienić się przy posiłku wrażeniami. Chciałbym posłuchać co Pani sądzi o sztuce klasycznej oraz w jakim nurcie najchętniej Pani tworzy bo do chwili obecnej nie dane było mi zgłębić tej wiedzy - a chciał. Wyraził intymną intencję poznania jej bliżej.


Ostatnio zmieniony przez Yōzei-Genji Noriaki dnia Nie 2 Kwi - 0:49, w całości zmieniany 1 raz
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Czw 19 Sty - 0:40
- Jestem - przyznała z naturalną sobie szczerością, z głosem tylko trochę drgającym. Gdyby temat dotyczył jakichkolwiek innych przymiotów jej dotyczących, prawdopodobnie spłonęłaby rumieńcem równym barwie muśniętych kolorem ust. Była jednak prawdziwa w przekonaniu, że wszystko co robiła, wpisane było w jestestwo bycia artystą. Nie mniej nie więcej. Bez nadmiernej chełpliwości, czy fałszywej skromności. Tej jednej wartości, przeszłość nie była w stanie z niej zedrzeć - Wróciłam tu właśnie na studia - przyznała, zerkając na oblicze towarzysza - ale i pracuję... w tym kierunku - dodała ciszej, przygryzające wargę w krótkim wahaniu. Mgliście pamiętała rozmowy koleżanek, które szczebiocząc radziły, by w analogicznej tematyce, choćby symbolicznie nawiązującej do wieku, droczyć się z mężczyzną. Tu jednak zbrakło jej śmiałości, w tym samym momencie, na równie krótki moment, unosząc grafit ołówka znajd kreślonego rysunku. Spokojność jednak, jaka panowała i cicha otwartość, nie wybiła jej w zakłopotaniu, a dłoń, prędko pociągnęła kolejną linię, kończącą szkic i werbując uwagę już ku wyjściu.
Kierowane ku nim spojrzenia, traktowała raczej za oczywistość, którą pociągać mógł towarzyszący jej Noriaki. Wydawał się tak swobodnie poruszać ku wybranej szczęście, że pewność przelewał i w jej drobne kroki. Podobało jej się wrażenie uwagi, jaką jej poświęcano. Odsuwała na bok wszelkie nieprzyjemne głosy, łatwo wędrując ścieżką słów i opowieści, jakie malował przed nią towarzysz. I chłonęła ich treść z przyjemnością, przejmując i entuzjazm, który pomiędzy głoskami, chwytała, niby melodię równie przyjemnie wpisującą się w ton męskiego głosu. Równie, lekki pochylona, odnosiła ulotne wrażenie, że dzielili tajemnice, które dla innych były niedostępne.
Cieszyła ją tak wyrazista forma zainteresowania sztuką. Nie było tak prosto trafić na kogoś wrażliwego na artystyczne odsłony. To, o czym słuchała, nawet na własnym wydziale, zbyt wartko kręciło się wśród płytkich okoliczności, wśród których to karaoke wiodło prym popularności. Być może to ona zbyt mocno wrosła w tradycję i wychowanie, które prezentowała jej babcia. Westchnęła cicho, gdy oddech i krótka odpowiedź owionęły jej policzek, wywołując ujmującą dozę ciepła. Nie tylko wstępującego na oblicze i utrzymującym, aż do zakończenia spektaklu. I momentu, gdy zostali niemal sami.
- Jeśli mogę tak powiedzieć, Twoja matka, musi być wyjątkową kobietą - ciemne źrenice kropliły się od ciepłych iskier, przeskakujących na słowa, jak płomyk świecy - Dziękuję, że pozwoliłeś mi o tym usłyszeć. I podzieliłeś się pasją - skłoniła lekko głowę, pochylając się i fotelu, kątem tylko oka, zerkając w dół, szukając spojrzeniem zguby - Teraz wydaje się to bardziej... - urwała, mimowolnie śledząc ruch męskiej sylwetki, a potem moment, gdy długie palce odnalazły grafitowy ołówek. Zamrugała, unosząc spojrzenie - dziękuję - nie była pewna, dlaczego zatrzymała spojrzenie dokładnie na czarnych oczach. I nie była równie pewna powodu, dla którego serce zabiło nierówno, hałaśliwie, gdy uniosła dłoń, sięgając opuszkami zguby, otrzymując jednak coś więcej. Zamarła, obejmując napływający impuls, gdy dłonie spotkały się w tym jednym punkcie.
- Oh - wiedziała już, że ciepło wypłynęło na lica, zdradzającą emocję. A jednak - nie chciała odmówić. Była ciekawa osoby, która przyprowadziła ją na sztukę - dziękuję, z przyjemnością - delikatnie zgarnęła rysik, mimowolnie, muskając opuszkami wnętrze męskiej dłoni - ale to będzie wiązało się na pytania i z mojej strony. Czy jest Pan na to gotowy? - przechyliła głowę na bok i dopiero wtedy odjęła własne spojrzenie od oczy towarzysza. Przytknęła rękę wraz z rysikiem najpierw do piersi, potem wsuwając pod jedną z kartek szkicownika, wciąż odnosząc (kolejne)wrażenie, że na palcach czuje pozostawiony ślad dotyku, a serce nadal nie wyrównało śpiesznego rytmu emocji. A może, karmionego natchnienia? - Pozwolę się Panu poprowadzić i tym razem - dodała, unosząc się  z własnego miejsca.
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Nie 2 Kwi - 19:13
- Owszem - nie miał co do tego wątpliwości. Jego rodzinne więzi były bardzo silne. Chociaż na pewno szacunek który nosił do klanu był kwestią wychowania to jednak jego matka, jak i ojciec byli ludźmi wobec których ciężko było nie czuć krzty uznania oraz podziwu. Jego rodzicielka zaś miała szczególne miejsce w sercu. Nie było w tym raczej nic niespodziewanego. Będąc wychowywanym w surowym środowisku Yozei delikatności można było szukać jedynie w spojrzeniu matki - Mam nadzieję, że zrobiłem to z wyczuciem nie sprawiając, że będę postrzegany jako syneczek mamusi - zauważył żartobliwie, kiedy wyjawiła radość z podzielenia się pewną dozą intymności. Może ta doza delikatności i ciepła, które przejawiała było tym czego potrzebował, a z czego nie do końca zdawał sobie sprawę. Przynajmniej do chwili obecnej. Chcąc jak gdyby przekonać się o tym postanowił spróbować wydłużyć ten czas.
- Jeżeli to tylko pytania to myślę, że nie będzie to coś z czym bym sobie nie poradził - zapewnił z nieskrywaną pewnością i zadowoleniem z jej zgody. Następnie również się uniósł kierując się wspólnie w stronę wyjścia. Elegancki, czarny samochód stał pod teatrem, a w następnej chwili kierował się w stronę restauracyjnej części Asakury.

/zt x2 (Eji i Nori)
Yōzei-Genji Noriaki
Asami Kai

Sro 17 Maj - 22:27
7 kwietnia

- Hahaha... haha.. Nie wierzę...! HAHA!! - pękał ze śmiechu - Serio to są twoje trofea, czy po prostu wyciągnęłaś z kieszeni co miałaś? - przyłożył dłoń do ust by stłumić ich nadmierne szyderstwo. Oczy jednak miał wygięte w wąskie półksiężyce. - A ja się cykałem, że będzie ci łatwiej, a tu proszę. Wychodzi chyba na to, że bawić będziemy się za moje. Ale to nic, to nic, twój żebraczy senpai zapewni ci tego wieczora odpowiedni wikt i opierunek - zapowiedział z dumą mierzwiąc jej czuprynę. Pękał z zadowolenia. Nie chodziło tu tylko o same zwycięstwo. Nagroda - tak, to to ekscytowało go najbardziej. Nie mógł się doczekać. Nie musiał tego nawet eksponować. Każda komórka jego ciała dawała się piszczeć z zadowolenia - Więc jak, masz coś już ułożonego w głowie? Jeżeli nie masz pomysłu mogę wyeksponować swoje zalety by ułatwić. Nikt jeszcze recytował dla mnie poezji... może dla wzmocnienia efektu powinienem stać na ziemi, a ty na dachu...? - genialne?
Asami Kai
Akiyama Toshiko

Sob 8 Lip - 21:46
 Stała ze spuszczoną głową, pocierając ramię w wyrazie wstydu i speszenia. Nie spodziewała się aż takiego wyśmiania z powodu swojej tragicznej klęski przy wypełnianiu zakładu. Trochę ją coś zabolało na dnie serduszka – zapewne duma próbowała wygryźć sobie drogę na zewnątrz, żeby ją jeszcze na dobicie kopnąć w dupsko. Prychnęła z lekkiego niezadowolenia, próbując uciec spod jego dłoni.
 – Nie moja wina, że ludzie bardziej przejmowali się potrąconym przez samochód menelem, a potem trafiałam na nieczułych drani niewrażliwych na los zabiedzonej sierotki – burknęła pod nosem. Musiała zaakceptować porażkę i wypłacić się ze swojego zobowiązania. Teraz była to sprawa honoru, a tego nie mogła tak po prostu zignorować. Nie dość, że poszłaby fama o jej przegranej to jeszcze o tym, że nie dotrzymuje słowa.
 – Coś tam myślałam w drodze powrotnej, ale jeśli masz ochotę to proszę, eksponuj się. Znaczy swoje zalety. Możesz się też wypiąć, żebym cię z pełnią gracji kopnęła w szlachetny żebraczy zad. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej zaraz po tym, jak schowała swoje nędzne „zdobycze”. Nie wróciła z kompletnie pustymi rękami, ale jednak kilka cukierków, lizaków i parę drobnych było dalekie od wielkiej uczty na dachu.
 – Jeśli będziesz stał na dole to nikt nie zobaczy tego wspaniałego, opiewanego wierszem bohatera. Twoje miejsce zdecydowanie jest tam na górze. Jeśli już to ja powinnam płaszczyć się blisko ziemi, w twoim cieniu. – A przy okazji musieć mówić głośniej, co będzie jeszcze bardziej poniżające. Nienawidziła publicznych wystąpień i unoszenia głosu powyżej swojej komfortowej granicy niemal szeptu.
Akiyama Toshiko
Itou Alaesha

Czw 18 Sty - 13:02
Wiedziała, że się spóźni. Jak zwykle przyjście na czas na jakiekolwiek wydarzenie graniczyło dla Itou z cudem. Niemniej, przynajmniej czasami musiała w nich uczestniczyć. Czasami też chciała, jednak akurat na dzisiejsze została zaproszona. Podejrzewała więc, że skoro sama nie dowiedziała się wcześniej o serii wykładów, to będzie musiała przez większość czasu pilnować się, aby jej wiercenie się na krześle nie było zbyt widoczne. Nie wypadało jej jednak odmówić. Teatr Kabuki mieścił się w Asakurze, gdzie mieszkała, a tematyka dotyczyła bezpośrednio malarstwa. Był też inny aspekt, dla którego chciała pojawić się na spotkaniu. Jej stosunki z wydziałem sztuki w Fukkatsu były napięte, bo nie wszystkim podobało się jej podejście do sztuki. Przede wszystkim jednak — niektórym nie podobał się jej sukces, który osiągnęła ponoć w zbyt młodym wieku i nader szybko. Dlatego pokazywanie się na różnego rodzaju wydarzeniach i bycie publicznie docenianą przez instytucje kulturalne stało się jej tymczasowym hobby — które za jednym zamachem ucierało nosy sceptykom i ścierało uśmiechy z ich twarzy.

Wiedziała, że nie ma co już liczyć na taksówkę. Zanim przebije się przez korki, to ona już będzie prawie na miejscu. Problem stanowił jednak leżący śnieg, który z pewnością utrudni jej tę stosunkowo krótką trasę. Wpakowała do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z domu. Tak, jak się spodziewała, obcasy jej kozaków rozjeżdżały się na śliskim chodniku, a długa spódnica i płaszcz szamotały się wokół nóg, utrudniając jej szybki marsz. (Ubiór) Nie minęło jednak wiele czasu, jak znalazła się przed budynkiem teatru. 

Wykłady miały obejmować ujęcie motywu teatru kabuki w malarstwie przez różne okresy w sztuce japońskiej. Z tego względu nie mogłoby być lepszego miejsca na ich wygłoszenie niż sam Teatr Kabuki. Wiedziała, że teatr jest wspierany przez klan Minamoto. Wychowywała się  w dzielnicy Asakura od wczesnej młodości, dlatego była niejako przyzwyczajona do bliskiej obecności klanu. Osobiście jednak nigdy nie spotkała ją żadna krzywda ze strony jego członków. Tym samym starała się nie interesować poczynaniami organizacji. Mimo tego, że niektóre doniesienia były naprawdę makabryczne. 

Weszła do środka i poszła szybkim krokiem w kierunku strzałki na tabliczce informacyjnej. Nie chciała ryzykować większego spóźnienia, więc minęła szatnię, jedynie przewieszając swój płaszcz przez ramię. Szczęśliwie drzwi wciąż były otwarte, a pierwszy wykład jeszcze się nie zaczął — kolejne spóźnienie uszło jej na sucho. Dla pozorów zwolniła kroku, wchodząc powoli do przestronnej sali konferencyjnej. Zdecydowana większość miejsc z przodu była zajęta, niemniej i tak nie chciała zwracać na siebie większej uwagi, aniżeli było to konieczne. Wypatrzyła pyszne miejsce w ostatnim rzędzie, z samego brzegu, obok długowłosego mężczyzny. Nie miała ochoty tego miejsca odpuścić, ale kierując się podstawowymi zasadami kultury osobistej, zagaiła do nieznajomego. 

— Czy to miejsce jest wolne? — Zapytała, kładąc już jednak dłonie na oparciu fotela. Słysząc twierdzącą odpowiedź, zajęła miejsce. Prawdopodobnie wyglądałaby na poważną osobę, gdyby nie płaszcz, który zawisł jak wyrzut sumienia na podłokietniku. 

Skoro już siedzimy obok siebie, to się przedstawię. Itou Alaesha. — Wyciągnęła do przywitania wciąż zimną od mroźnej pogody dłoń. W przypadku spotkań „służbowych” wolała witać się w ten sposób, aniżeli ukłonem. Taki gest, szczególnie jako kobiecie, przydawał jej więcej siły i kontroli w następującej później rozmowie. Szczególnie że uścisk dłoni Alaeshy zawsze był mocny i stanowczy. Rysy twarzy poznanego człowieka były ostre, acz przyjemne dla oka. Podczas krótkiego przywitania zwróciła uwagę na to, że mięśnie na jego twarzy nie działały symetrycznie, dodając mu nieoczekiwanie jakby leniwej nonszalancji. Dopiero po chwili spostrzegła znaczący detal. Mężczyzna miał przy sobie maskę lisa, symbol przynależności do klanu. 

Chwilę jej zajęło wygodne usadowienie się w fotelu. Założyła nogę na nogę, ułożyła spódnicę, poprawiła kołnierzyk i wetknęła włosy za uszy. Ludzie dookoła wciąż rozmawiali, jednak wyczuwalne było ogólne napięcie wywołane oczekiwaniem. Miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna spoglądał na nią podczas jej zabiegów, jednak na razie nie chciała tego sprawdzać. Gdyby tak nie było, okazałoby się, że to jednak ona się w niego wpatruje. 

Wykład rozpoczął się i gdyby Alaesha stała, to nogi ugięłyby się pod nią. Na mównicę wyszedł znajomy jej profesor z uczelni — znany niestety z najnudniejszych wykładów. Wiedziała już, że z jego prezentacji nie wyniesie nic, czego już by nie wiedziała i musiała przetrwać do następnego prelegenta. Niemniej i tak nie miała co robić, więc próbowała się skupić i zapamiętać cokolwiek, podrygując przy tym nogą. Po kilkunastu minutach poddała się, zapadając się mocniej w wygodny fotel. Zerknęła na swojego towarzysza i zauważyła, że jego policzek delikatnie drga. Zaczęła się zastanawiać, czy długowłosy chciał być na tym wykładzie, czy może uczestniczył w nim jedynie z woli klanu, który jak wiadomo, kładł duży nacisk na tradycję.
Rany, ale nudy... — Westchnęła pod nosem, jednak trochę zbyt głośno, niż miała w zamiarze.

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Kurō Satō and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Pon 22 Sty - 12:26

   Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że miejsca takie jak to są przedmiotem zainteresowania Setsurō. To prawda, że dla każdego członka klanu kultura – przede wszystkim własnego kraju – stanowiła znaczącą część życia, lecz… teatr – jako medium – nie był w stanie karmić wszystkich zmysłów jednocześnie, a co za tym idzie, w pełni zaspokoić głodu Yōzeia. Istniała jednak rzecz, która w jego hierarchii wartości znajdowała się ponad pragnieniem wrażeń – praca. To właśnie w związku z nią pojawił się dzisiaj tutaj jako straż Sagi. Nie robił tego wbrew swojej woli; służenie rodzinie uważał za honor, a kwestia honoru była dla Minamoto przecież równie ważna co ideologia bushidō dla samuraja. Utrzymanie bezpieczeństwa Shizuru było jednym z jego obowiązków, przed pełnieniem których Setsurō nie miał zamiaru się bronić, niezależnie od swoich uczuć. Być może po tych wszystkich latach spędzonych razem zaczął również lubić obecność Sagi w swoim pobliżu, ale temu już nie poświęcał myśli; wolał je zachować na odparcie wymierzonego w niego ataku. Trudno byłoby mu zachować przytomność umysłu jako osobie, która z taką łatwością oddaje się we władanie emocjom. Bez względu na ich relację, nie buntował się przeciwko “woli swojego pana”, życie w zgodzie z którą już Tsunetomo w Hagakure określił jako wartość samą w sobie. Shizuru nie przygotowano do walki – nie w takim jej znaczeniu w jakim trenowano Setsurō. Psychicznie umiał zdominować swojego przeciwnika, jednak fizycznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ograniczenia jego własnego ciała, musiał ulec konieczności szukania oparcia w rodzinie Yōzei. Przeszkoda na drodze jego światła rzucała cień, którym Setsurō był zarówno w przenośni, jak i dosłownie – idąc teraz za nim w odpowiedniej odległości; takiej, którą nie zmniejszał sobie pola widzenia. Shizuru znajdował się w jego środku, ale to nie na niego patrzył; niebezpieczeństwo zawsze przecież musiało przyjść z zewnątrz; z kąta oka. Tygrysie spojrzenie zatrzymało się na sylwetce nieznajomego, który stanął przed Sagą, żeby się z nim powitać. Shizuru nie musiał odwracać do niego wzroku, żeby wiedzieć, jak zareagował na to Setsurō; uniósł dłoń w geście, którego znaczenie można było zamknąć w jednym słowie: “nie”. Tak więc czekał, nie ruszając się, aż ich rozmowa naturalnie przejdzie do pożegnania.
   Wszedł za mężczyzną do teatru, zajmując miejsce obok niego. Był jednym z honorowych gości – przez co Saga zmusił go do założenia garnituru – ale nie wiedział, na co go w ogóle zaproszono. Sztukę? Nie było po nim widać żadnej związanej z tym ciekawości; wręcz przeciwnie, ze znudzeniem oparł rękę na podłokietniku, a kość policzkową – na wierzchu jednej z dłoni, drugą kładąc na udzie. Nie udało mu się zamaskować w ten sposób drżenia policzka; nie przed okiem Shizuru, który spojrzał na niego, niczego jednak na ten temat nie mówiąc. Nie rozmawiali ze sobą – bo wymian zdań, jakie prowadzili, nie mógł nazwać rozmową – odkąd po raz ostatni spotkał się z Ryomą. Miał wrażenie, że Saga... przestał mieć do niego zaufanie. Tylko dlaczego? Przecież nie mógł wiedzieć o tym, że widział się z Bakinem. Miał z nim kontakt tylko we śnie, a – o ile mu było wiadomo – Shizuru, pomimo imponującego wachlarza umiejętności, nie potrafił czytać w myślach.
   Jego uwagę odwróciła zadanym przez siebie pytaniem kobieta, której odpowiedział ruszając twierdząco głową. “Tak.” Nie spojrzał na nią; nie obchodziło go, kto siedzi obok… w przeciwieństwie do niej, bo przedstawiła mu się, wyciągając do niego dłoń. Dopiero teraz zasłużyła na jego wzrok, a przede wszystkim na błysk zainteresowania, który można było dostrzec w oczach Yōzeia. Czy nie widziała maski lisa? Nie. Musiała ją widzieć, a więc być może – jak wielu ludzi, zwłaszcza pochodzących z innych dzielnic – uważała istnienie klanu w jego dawnej formie za formę atrakcji turystycznej, potęgę Minamoto sprowadzając do legend opowiadanych obcokrajowcom. Cokolwiek o nim myślała, czekała teraz na jego ruch… więc go wykonał, wymieniając z nią uścisk dłoni i imię, swoje nazwisko (średnio popularne) zostawiając dla siebie:
   — Setsurō.
   Wykorzystał czas, który mu dała, szukając wygodnej dla siebie pozycji, na przejście spojrzeniem po jej ciele. Nie wyróżniała się niczym wśród innych gości jej płci; kobiet takich jak ona w Japonii było pełno – średniego wzrostu, z czarnymi? (ciemności rzędu, który zajmowali, nie było w stanie sięgnąć sceniczne światło, więc miał problem z dokładnym określeniem ich koloru) włosami i brązowymi oczami. Była ładna, oczywiście, nie miał zamiaru zaprzeczać temu stwierdzeniu, ale wśród zaproszonego tu towarzystwa wiele kobiet miało podobną do niej urodę. Nie była więc, ujmując rzecz łagodnie, niczym specjalnym pod tym względem, a ostrzej – musiało mu się bardzo nudzić, żeby w tak przeciętnej osobie szukać sobie rozrywki. Zmarszczył brwi, a następnie zwrócił wzrok z powrotem na scenę, na której, ku jego rozczarowaniu, pojawił się mężczyzna, jakiego znał już z jego rozmów z Sagą. Potrafił godzinami opowiadać mu o uczelni, na jakiej wykładał, o swoich studentach, o technikach malarstwa… – słowem: o wszystkim, o czym Setsurō nie był w stanie słuchać przez dłużej niż kwadrans. Nie wiedział, czy Shizuru rzeczywiście jest aż takim wielbicielem sztuki, czy też utrzymywanie kontaktów z osobami ze środowiska akademickiego było dla niego zwyczajnie użyteczne jako polityka. Jeśli to drugie, to według Yōzeia płacił za to zbyt wysoką cenę. Ale czy jakakolwiek mogła być wystarczająco niska?
   Kobieta jednak nie miała zamiaru potulnie zgodzić się na bycie przez niego ignorowaną. Nie mógł się powstrzymać przed zwróceniem uwagi na to, jak Itou zapada się w fotel niczym studentka na wykładzie. Skąd się tu wzięła? Nie miał pewności, czy wejście tu dzisiaj wymagało formalnego zaproszenia – Saga i tak zawsze otrzymywał je od swoich przyjaciół – ale siedziała na miejscu, które na ogół, jak było powszechnie wiadomo, było zarezerwowane dla Minamoto. Być może nie była tego świadoma. Shizuru z westchnieniem podążył za jego wzrokiem, chcąc dowiedzieć się, co tak bardzo odciąga jego spojrzenie. Yōzeiowi nie udało się zobaczyć w jego oczach żadnego zdziwienia faktem, że ta kobieta siedzi obok. Znał ją więc, ale skąd? Setsurō nie miał pamięci do twarzy. Itou Alaesha. Nie umiał sobie przypomnieć, gdzie już widział ten podpis. …podpis?
   Rozszerzył powieki w reakcji na jej stwierdzenie, za chwilę jednak zwężając je w rozbawieniu. Czy zawsze mówiła to, co myślała? Nie wiedział oczywiście, jaka była między nimi różnica wieku, ale przez takie postępowanie nie mógł na nią patrzeć inaczej niż na szczeniaka, który nie wiedział jeszcze, że nie zachowuje się właściwie. Była w tym – pozytywnie według niego, jednak z pewnością negatywnie według niej – w jakimś sensie urocza. I potwierdzał to tylko sposób, w jaki uścisnęła mu dłoń – z siłą, która wyrażała chęć kontroli nad sytuacją. Dla kogoś takiego jak on wydawał się być wręcz zaproszeniem do zniszczenia iluzji, jaką sobie stworzyła, ale aktualnie sam był przecież na smyczy Shizuru, a ta była dość napięta.
   — To jakaś forma masochizmu, że tu wciąż jesteś? — pytanie ledwo zeszło z jego warg – nie wiadomo, czy dlatego, że zostało jej zadane tak leniwie, czy dlatego, że uważał podnoszenie głosu w teatrze za brak taktu. To było oczywiste, że nie chciała tu być już od początku, więc nie mogło chodzić o fakt, że to konkretne przedstawienie nie spełniało jej oczekiwań – a jednak siedziała na miejscu, zdaje się że z zamiarem dotrwania do samego końca.
Yōzei-Genji Setsurō

Satō Kisara and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sro 24 Sty - 13:00
Nie miała zamiaru zwracać na siebie uwagi. Najzwyczajniej w świecie usiedzenie w miejscu, gdy była znudzona, było dla niej horrendalnie trudne. Jeśli byłaby zmuszona usiąść na widoku, spięłaby się z całych sił, aby było to jak najmniej widoczne. Mimo wszystko i tak co chwilę zmieniałaby subtelnie pozycję, poprawiała włosy, skubała rąbek materiału z ubrania lub bawiła się wisiorkiem naszyjnika. Wiele osób uznałoby tego typu gesty za zaczepne, a może nawet zachęcające do flirtu. Prawda jednak była taka, że pewnego rodzaju nadaktywność towarzyszyła jej na co dzień, a nasilała się wtedy, gdy musiała się w niej ograniczać lub gdy dopadał ją stres. Zdawała sobie sprawę z tego, że inni ludzie potrafili skupiać się dłużej, bez większego problemu, nawet na niezbyt interesujących rzeczach. Niemniej Itou nigdy tej sztuki nie opanowała i przestała się za to ganić. Była taka, jaka była.

W ostatnim rzędzie prawdopodobieństwo szybkiego rozpoznania było dla niej niewielkie. Tym samym, przynajmniej do pierwszej przerwy w wykładach, mogła zrezygnować z części konwenansów. W trakcie przerwy z pewnością się to zmieni, gdy ludzie uformują się w małe grupki dyskusyjne, w które raz po raz będzie wciągana. Kto wie, czy wtedy też ktoś uprzejmy nie przekona jej do zmiany miejsca. Póki mogła, cieszyła się odrobiną swobody, choć jednocześnie marzyła o końcu bieżącego wykładu.

Celem Alaeshy nigdy nie było bezpośrednie stanie w światłach reflektorów, ponieważ ceniła sobie prywatność i względny spokój swojego życia. Mimo tego niejednokrotnie przekonała się o tym, że musi dbać o bycie rozpoznawaną w kulturalnym półświatku, ponieważ gwarantowało jej to stały przypływ klientów. Obecnie jej malarstwo było na fali popularności, jednak nie o to jej chodziło. Nie chciała, aby jej sztuka została potraktowana jak intensywny, ale krótki błysk supernowej. Itou zależało na możliwości tworzenia, ponieważ nie wyobrażała sobie bez tego życia. Do tego natomiast potrzebowała zbudować renomę utalentowanej malarki — dla swojego celu była skłonna się natrudzić, choćby i na nudnych wykładach. Wbrew pozorom było to dla niej cięższą pracą niż malowanie obrazów od świtu do zmierzchu. Na szczęście pewna doza ekscentryczności skutecznie wspierała jej artystyczny wizerunek. Zresztą ekspresję jej osoby łatwo było znaleźć również w jej obrazach, co w nietypowy sposób uwiarygodniało sztukę Alaeshy.

Przywitanie mężczyzny było krótkie i zdawkowe. Itou poczuła chłód płynący od czarnowłosego, tak, jakby by niezadowolony, że wyrwała go z zamyślenia. Zaoferował jej jedynie swoje imię, co jednak sprawiło, że Ala uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem. Zazwyczaj to ona przedstawiała się w taki sposób, jednak w mniej formalnych okolicznościach. Był z niego cwany lis, co zresztą zgadzałoby się z noszoną maską. Gdy dostrzegła ją u boku Setsuro, jak przedstawił się siedzący obok mężczyzna, przeszło jej przez myśl, czy maski przypadkiem nie są przydzielane według cech charakteru. Po powitaniu Setsuro wrócił do swoich rozmyślań, a Itou na rękę był brak dalszej, wymuszonej pogawędki.

W trakcie wykładu rozmyślała nad tym, że usiadła akurat koło członka klanu. Cóż dziwnego było spotkać osobę ze zwierzęcą maską w teatrze wspieranym przez Minamoto? W zasadzie nie było w tym absolutnie nic nadzwyczajnego. Choć próbowała się przekonać, że to nic takiego i przecież niejednokrotnie na ulicy widywała członków Minamoto, to pełna powagi postawa mężczyzny wzbudzała w niej drgający pod skórą niepokój. W zasadzie jak to było możliwe, że mieszkając całe życie w Asakurze nie znała osobiście nikogo z klanu?

Odsunęła od siebie niespokojne myśli, próbując wrócić do słuchania wykładu. Niestety, było to naprawdę trudne zadanie, bo prelegent nie dość, że przedstawiał materiał w nużący sposób, to jeszcze co chwilę gubił wątek i zaglądał do notatek. Ledwie skończyła swoje westchnienie i już wiedziała, że było ono zbyt głośne.

Setsuro poruszył się na krześle, by w chwilę potem sam się do niej odezwać. Przysunął się w jej kierunku i zadał pytanie na tyle cicho, aby tylko ona mogła je usłyszeć. Z początku myślała, że próbował ją zdyscyplinować, jednak drobne zmarszczki w kącikach oczu wskazywały na rozbawienie. Mimo tego poczuła się przeszyta spojrzeniem głęboko brązowych oczu. Czy na pewno chciała wdawać się w rozmowę z członkiem klanu Minamoto? W zasadzie sama ją zaczęła, więc chyba powinna sobie odpuścić ocenianie ludzi po klanie. Nawet jeśli chwilę porozmawiają, to po wykładach każde rozejdzie się w swoją stronę i natychmiast o tym zapomną. Zresztą Alaeshy zdawało się, że Setsuro przyszedł tutaj z kimś. Niestety jego dosyć postawna sylwetka zasłaniała większość prześwitu pomiędzy wąsko ustawionymi rzędami konferencyjnych krzeseł.

Przechyliła się w jego stronę, patrząc jednak w przód. W ten sposób mogli wymienić kilka zdań, wciąż sprawiając wrażenie, że słuchają wykładu.
Hmm, być może... — Powiedziała z widocznym grymasem uśmiechu i zrobiła pauzę. — Choć tak naprawdę, to nie. Temat wykładu leży w moich zainteresowaniach. Problem stanowi nieprzygotowany prowadzący, który właśnie ten temat zabija.

@Yōzei-Genji Setsurō
Itou Alaesha

Kurō Satō and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku