Największy teatr w dzielnicy, w którym można zaznajomić się z tradycyjną japońską sztuką kabuki. Seanse odbywają się regularnie, przeważnie dwa razy w tygodniu, i cieszą się dużym uznaniem. Wpuszczani są goście wyłącznie w stroju formalnym - dotyczy również yukat. Bilety należy rezerwować najlepiej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dostanie się na pokaz z dnia na dzień jest niemal niemożliwe, jeżeli nie jest się w towarzystwie kogoś z klanu Minamoto, który wspiera rozwój teatru.
W pozostałe dni można uczestniczyć w mniej zobowiązujących oraz szerzej dostępnych wydarzeniach, jak prelekcje dotyczące rozwoju japońskiej sztuki teatru na przestrzeni epok, spektaklach teatru cieni dla dzieci, pokazowych ceremoniach parzenia herbaty oraz innych.
— To nie kwestia tego — odpowiada, nie odwzajemniając przy tym jej wyrazu twarzy. Dlaczego ma to robić? Przecież nie uśmiecha się do niego. Właściwie to nie uśmiecha się do nikogo poza sobą, a ściślej rzecz ujmując – poza swoimi potrzebami, które w ten sposób spełnia. Uśmiecha się, bo tak trzeba – a Setsurō, w przeciwieństwie do niej, nie zachowuje się jak trzeba. W ciągu swojego życia za dużo czasu spędził na uwięzi, żeby nie wiedzieć, kiedy wolność jest warta ceny, jaką musi za nią zapłacić. Bo płaci – w walucie, którą jest liczba osób, jaka jest w stanie z nim rozmawiać. Daje kobiecie pozwolenie na zrobienie tego samego, co on; pozwolenie, które ludzie – zderzeni z brakiem oczekiwanej przez nich, odpowiedniej socjalnie reakcji – na ogół odbierali jako zakaz. — People are either charming or tedious — uzupełnia swoje poprzednie zdanie, dochodząc do wniosku, że nie jest wystarczająco zrozumiałe same w sobie. — Wilde. — Są ludzie, którzy – bez względu na to, co robią – nie mogą zainteresować sobą drugiego człowieka. Jak będzie z nami, Itou? W świetle scenicznego reflektora ta myśl kładzie się na twarzy Yōzeia ledwo widocznym dla oka cieniem.
Swoboda wypowiedzi jest dla niego ponad wszelkimi ograniczeniami, które chce na nią nałożyć społeczeństwo, dlatego odczuwa zadowolenie, widząc, że jego rozmówczyni musi uważać podobnie; również przecież nie używa wobec niego żadnych zwrotów grzecznościowych. Setsurō ludzi spoza klanu traktuje tak, jak rodzina cesarska traktuje swoich poddanych – z uprzejmością, która, przez różnicę w ich statusie, musi dla nich brzmieć pobłażliwie. Zdaje się nie doceniać ich wartości, ale jednocześnie – paradoksalnie – jego postawa wyraża szacunek w pochylonej w ukłonie głowie. W końcu żadne cesarstwo nie może istnieć bez poddanych, czyż nie? Tylko jego spojrzenie spod na wpół zamkniętych powiek nadaje temu wszystkiemu zmęczonego wyrazu.
— Itou Alaesha — powtarza, przeciągając literę za literą. Pierwsza część schodzi z jego ust miękko, nie broniąc się przed tym; druga przeciwnie – tnie powietrze ostrością głosek. Dawno już nie było mu dane słyszeć takiego imienia. Słowa walczą ze sobą w sposób, jaki mu się podoba. Chce je powiedzieć raz jeszcze. — Znam cię.
Wygląda na zadowolonego z faktu, że udało mu się sobie przypomnieć, skąd. Teraz już wie, dlaczego miał taki problem ze znalezieniem jej obecności w swoich wspomnieniach – nie mógł tego zrobić, bo w życiu jej nie widział. Nie miał zamiaru dzielić się z nią tą informacją, ale poczuł na sobie jej wzrok, a w nim – nieme pytanie, na które nie może już nie odpowiedzieć:
— Miałem na myśli, że znam twoje imię — wyjaśnia — z obrazu w moim domu — a technicznie rzecz biorąc, domu Shizuru. Nie on go kupił – o ile zaszła tu w ogóle jakakolwiek sprzedaż. Możliwe, że dała mu go w formie prezentu. Jest tyle powodów, dla których mogła to zrobić, że mężczyźnie nie chce się o nich myśleć. — Być może jednak to rzeczywiście znaczy, że cię znam – a przynajmniej że znam cię bardziej niż przeciętną osobę — mówi żartem, z każdym słowem jednak coraz bardziej poważniejąc. — Jeśli sztukę tworzą emocje, to dzielenie się nią ze światem to już forma wspólnego doświadczania życia.
Przechyla głowę na bok, jak pies, którego coś zainteresowało, wracając tonem do poprzedniego rozbawienia:
— Bo to chyba nie była kopia „Jelenia na rykowisku” zrobiona dla kolejnego bogatego idioty? — Uśmiecha się połową ust. Saga kładzie dłoń na jego ramieniu, zwracając mu uwagę na to, że nie powinien tu mówić. Oczywiście. — Uważaj teraz na to, co odpowiesz, bo ten idiota jest tu ze mną.
Patrząc na scenę, nie słuchał już wcale prowadzącego. Po wykładzie będzie mógł robić co chce – a wśród robienia co chce nie było wracania do domu. Jeżeli zamierza się bawić, potrzebuje jednak towarzystwa. Dlaczego nie znaleźć go już teraz? Teatr nie jest odpowiednim miejscem do rozmów – co do czasu ostrzeżenia Shizuru ignorował – lecz będzie musiał w jakiś sposób przekonać Itou, żeby zgodziła się mu go dotrzymać po wyjściu. To wyzwanie w ogóle mu jednak nie przeszkadza. Lubi tę zabawę w drapieżnika i ofiarę, która zwykła wywiązywać się z kontaktu między mężczyzną z kobietą. W porównaniu z tym, co robi na co dzień, taka forma presji jest dla niego… komfortowa. To jej brak wywołuje u niego niewygodne uczucia jako właśnie coś niecodziennego. Poza tym, ostrzenie sobie zębów na czymś takim nie naraża go na ich złamanie, a bardzo ich potrzebuje.
A więc kiedy nadchodzi przerwa – po westchnieniach wśród widowni zdaje się, że upragniona nie tylko przez niego samego – odnajduje wzrokiem kobietę. Jest obecna, ale wygląda tak, jak gdyby nie chciała tu być. Dlaczego? Wymienia kilka słów z Shizuru, upewniając się, że nie jest w tym momencie obiektem jego zainteresowania – zaczął rozmowę z jednym z wielu zapewne bardzo-wpływowych-politycznie ludzi (nie obchodzi go to) – i podchodzi do Itou, zachodząc ją w sposób, którego mogła się nie spodziewać, tak bardzo zajęta unikaniem kontaktu.
— Została połowa. — Opiera się plecami o ścianę obok niej. — Jak myślisz, ile razy jeszcze powie “proszę państwa, ale to jeszcze nic”?
Nie interesuje go to wcale; mówi cokolwiek, co ślina przyniesie mu na język, w tym czasie obserwując Alaeshę. Właściwe dla niej zachowania. To, jak na niego reaguje. Zbiera na jej temat informacje tak, jak robi to w przypadku swoich celów. Taki już jest; nie umie przestać. Dla niego to poznawanie kogoś – dla innych prześwietlanie ich wzrokiem. Ale być może ona, jako sławna osoba, była do tego przyzwyczajona.
— Wiesz — zniża głos do szeptu — powinnaś mi dziękować. Dzięki mnie nie musisz rozmawiać z nimi — Wskazuje głową grupę kilku mężczyzn, którzy zatrzymali na niej wzrok, ale, dostrzegając Setsurō, nie podeszli. Odwzajemnia wzrok jednego z nich spomiędzy kosmyków czarnych włosów, które spadły mu na oczy, kiedy pochylił głowę w typowym dla Kubricka spojrzeniu. — A może przeze mnie? Czy to część twojej pracy, Itou? Robienie tego, co trzeba?
Zdanie jest na pozór jednoznaczne, jednak – znowu – to w oczach Yōzeia można znaleźć drugie dno; w nich i w kąciku ust uniesionym w uśmiechu. Odpycha się od ściany, żeby stanąć przed Alaeshą.
— Chcę kupić czas, który byś im sprzedała.
Oczywiście nie chodzi mu o pieniądze, ale przecież Itou jest wystarczająco inteligentna, żeby to wiedzieć. Mimo że nie zamienili ze sobą zbyt wielu słów, i tak zdążył odnieść wrażenie, że nie ma do czynienia z kimś głupim. Oferuje wykonanie jej pracy za nią. W środowisku takim jak to, uznanie Minamoto – patrona sztuki – miało swoją wartość.
— A jeśli w związku z tym poczujesz do mnie wdzięczność, to pokażesz mi w zamian, jak to powinno wyglądać.
Nie mówi ani o dacie, ani o miejscu spotkania – zdaje się więc, że zaproszenie jest niezobowiązujące. Komplementuje ją nim przy tym. Ale jest coś, przez co jego rozmówczyni ma wrażenie braku możliwości odmowy – czy to przez jego ton, czy lisią maskę zawieszoną u boku. Ta władczość ogranicza się jednak tylko do samego sposobu bycia Setsurō. Fizycznie wciąż utrzymuje między sobą a Alaeshą dystans, woląc, zdaje się, wejść jej do głowy; doprowadzić ją do myśli, że nie ma dokąd uciec, niż rzeczywiście odbierać jej tę drogę ucieczki. W przypadku kiedy dzieliła go od niej aż taka różnica wzrostu i wagi, była to jedyna opcja, która pozostawiała tej zabawie jakikolwiek sens. Nie żeby rzeczywiście miał zamiar ją do czegokolwiek zmuszać; gra była zabawna tylko wtedy, kiedy grało w nią dwoje osób.
Satō Kisara, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
— Charming or tedious... — Głucho powtórzyła angielskie wyrazy, wymawiając je czysto i bez japońskiego akcentu. — Nie, wcale nie... To by było zbyt proste. — Dokończyła, wciąż nie będąc do końca obecną tu i teraz, jakby myślała na głos. Nastała cisza i w momencie, w którym wydawałoby się, że to wszystko, co miała do powiedzenia, spojrzała na Setsuro i zaczęła kontynuować.
— W jaki sposób mielibyśmy podzielić ludzi na czarujących i nudnych? Jaki miałby być uniwersalny klucz? Autor podał inną propozycję na podział ludzi, poza byciem dobrym i złym, lecz to po prostu kolejne mylne podejście. Co dla Ciebie będzie nudne, dla mnie może być szalenie ciekawe. Wszystko jest zależne od człowieka i jego upodobań. Tak więc... tworzenie kolejnego sztucznego podziału jest bezcelowe. — Skończyła mówić i rozejrzała się, czy jej przemowa nie wzbudziła większego poruszenia. Okazało się, że tak, jednak nie było ono negatywne. Dostrzegła kilkoro ciekawie nadstawionych uszu, prawdopodobnie próbujących się rozerwać w trakcie śmiertelnie nudnego wykładu. Przyparła plecy do fotela i wróciła wzrokiem do rozmówcy. Nie wiedziała, jakiej odpowiedzi się po nim spodziewać. Zebrała jeszcze zbyt mało informacji i wrażeń na temat swojego oponenta w słownej szermierce. — W imię rozrywki będzie za wszelką cenę trzymać się swojego zdania, czy podejmie się polemiki? — Zastanawiała się.
Usłyszała swoje imię i nazwisko i w pierwszym odruchu zdziwiło ją, że mężczyzna je wymawia. Nawet przebiegł jej przez głowę podziw nad jego pamięcią. Alaesha, w odróżnieniu, prawie nigdy nie była w stanie zapamiętać rzuconych niedbale personaliów. Niemniej ostre i jakby triumfalne znam cię, przeszyło ją jak sztylet. Czyżby zabawa skończona?
— Och, czyli to tyle z mojej anonimowości? — Szepnęła bardziej do siebie niż rozmówcy. On jednak kontynuował, a kontynuował całkiem interesująco. — Ma mój obraz? Niemożliwe. Pamiętam, komu sprzedaję moje dzieła. — Przyjrzała mu się uważniej, dając dokończyć nieoczekiwanie rozwiązanemu językowi.
— W takim razie znasz mnie już całkiem dobrze, ponieważ moja sztuka jest wyjątkowo emocjonalna. W zasadzie mogłabym nic więcej nie mówić, bo wszystko o mnie wiesz. — Powiedziała słodko, z uśmiechem, w którym jednak błąkały się cyniczne nuty. Setsuro jednocześnie miał rację i wcale jej nie miał. Obrazy Itou były w całości jej odczuciami. Zawsze, każdorazowo. Jednak to jeszcze nie znaczyło, że ją znał. Jeden obraz mógł co najwyżej odrobinę przybliżyć go do jej punktu widzenia świata. O ile przynajmniej naprawdę mu się przyjrzał.
Kolejne słowa mężczyzny mocniej wstrząsnęły Alaeshą. Z początku nie rozumiała, o kim mówi, po czym dostrzegła osobę siedzącą obok niego. Patrzyła na jasną i poważną twarz — twarz, którą z pewnością znała... Przeszedł jej po plecach dreszcz. Saga-Genji Shizuru, polityk. Nie darzyła polityków sympatią, a ten rodzaj profesji, choć był w jakiś sposób potrzebny, zawsze pozostawiał w niej nieprzyjemny, fałszywy ton.
W wyniku gestu Shizuru poniekąd również poczuła się uciszona. Schowała się za sylwetką Setsuro, wracając myślami do jego wcześniejszych słów. Obraz w moim domu... Rzeczywiście, kiedyś sprzedała obraz, ale... Sadze. Zatrzymał się kiedyś przed jej galerią, po czym wszedł do środka i kupił za gotówkę największy (i najdroższy) obraz z wystawy. Tak po prostu. Zajęło to nie dłużej niż 15 minut, przy czym większość czasu poświęciła na zabezpieczenie płótna. Saga wtedy zostawił przed wejściem do galerii jakiegoś mężczyznę. Czyżby...?
— Jeżeli mówimy o tym samym obrazie, to nie był on robiony na zamówienie. — Nic więcej nie była w stanie powiedzieć i zamilkła. Z dziwnej sytuacji wyratowała ją upragniona przerwa. Tak spokojnie, jak była tylko w stanie, poderwała się z fotela i skierowała kroki w stronę formującej się grupki osób. Alaesha była całkiem dobra w udawaniu, że pilnie słucha swoich rozmówców, dlatego pozwoliła sobie na odpłynięcie myślami.
Rozum Alaeshy niezbyt pojmował, dlaczego musiała się tak zerwać, niemal uciec od tamtej rozmowy. Aczkolwiek trzewia podpowiadały jej coś innego. Poczuła się prześwietlona, przykuta do fotela, na który został skierowany ostry snop reflektora. Jak to możliwie, że przypadkowo usiadła koło polityka i... kogo właściwie? Kim on był? Stanęła w taki sposób, aby móc znad ramienia jednej z osób zerknąć na Setsuro. Widziała w nim wiele sprzeczności. Elegancki garnitur nie pasował do buntowniczej, długiej fryzury. Rozbawiony ton jego słów nie odpowiadał wypowiadanej treści. Początkowy chłód, wręcz ignorancja przy powitaniu, miał się nijak do nagłego zainteresowania, którym ją teraz obdarzył. — Czyżby mieszkał w domu Sagi? Jest jego kochankiem? — Pomyślała, jednak szybko odsunęła od siebie tę opcję. Być może, jednak to mało prawdopodobne, aby polityk z tradycyjnej linii mógł sobie na to jawnie pozwolić. Może był jego obstawą? Jednak jak śmiałby nazwać go idiotą, gdy ten siedział tuż obok?
Mężczyzna był dla niej wielką niewiadomą i gdy zdążyła uspokoić myśli, zapragnęła dowiedzieć się więcej. W pośpiechu, jakby w akcie autosabotażu, i tak zostawiła swoje rzeczy na fotelu, więc po przerwie musiała tam wrócić.
Jedną z jej cech będącą zarówno przywarą, jak i zaletą, był pociąg do inności — ludzi nietypowych i wyróżniających się. Dzięki temu potrafiła znaleźć nieoszlifowane diamenty, ale też nie raz natknęła się na nieodpowiednie osoby. Jeszcze nie wiedziała, do jakiej kategorii może należeć Setsuro i czy w ogóle do którejkolwiek będzie należeć.
Jej grupka dyskusyjna w końcu się rozpierzchła. Zanim zaczęła rozglądać się za nowym towarzystwem, stanęła pod ścianą i wzięła głęboki oddech. W poszukiwaniach ubiegł ją sam Setsuro, znienacka oferując swoje towarzystwo.
Ponownie ją czymś zaskoczył — nie pomyślałaby, że z własnej woli do niej podejdzie. W tym momencie już przyglądała mu się z zaciekawieniem, lustrując ruchy, gesty, ubranie i sylwetkę. Nie spodziewała się, że jest na tyle wysoki — nawet w obcasach był od niej wyższy o więcej niż głowę. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna po prostu chce z nią rozmawiać. I nie było to spowodowane jedynie nudą.
— O, proszę państwa, czyżby ktoś jednak słuchał wykładu? — Nie odpowiedziała na jego pytanie, przechodząc od razu do zaczepki. Kątem oka zauważyła, że w ich kierunku zmierzała grupka mężczyzn, wśród której był nieprzychylny jej krytyk. Co jednak było ciekawe, po spojrzeniu na Setsuro lekko skinęli głowami i poszli dalej. — Rany, kim jest ten człowiek? Czy tylko ja go nie znam i właśnie popełniam jakieś faux-pas? A może chodzi tylko o maskę? — Przebiegło Itou przez myśl.
— Dlaczego zakładasz, że nie chciałabym porozmawiać z tymi miłymi panami? — Na jej wargach zadrgał uśmiech. Musiałaby samą siebie oszukiwać, gdyby powiedziała, że chce. Niemniej miała ochotę podroczyć się z nadto pewnym siebie okazem mężczyzny.
— Dziękować? To raczej mi ludzie dziękują — gdy kupują moje obrazy. Może właśnie odstraszyłeś moich potencjalnych klientów... lub załatwiłeś mi nową klientelę. Tego jeszcze nie wiem. — Spojrzała na niego badawczo i dodała.
— Cóż, jeśli chce się robić to, co się kocha, to czasem warto dla tego zrobić coś, co trzeba. Ty nigdy nie robisz tego, co należy? Wydawało mi się, że masz, i to nawet w tym momencie, pewne zobowiązania. — Wskazała czubkiem brody w kierunku Shizuru.
Obserwowała, jak brunet odsunął się od ściany i staną naprzeciwko. Górował nad nią, co jednak było dla Alaeshy przyjemnym odczuciem. Lubiła wysokich mężczyzn i pomimo własnego średniego wzrostu, rzadko kiedy ograniczała się do jedynie akceptowalnych różnic w centymetrach. Im wyższy, tym lepiej, chyba że potencjalny jegomość był w stanie nadrobić wzrost okazałością charakteru. Dla Itou osobowość była kluczowa, aby mogła obdarzyć kogoś zainteresowaniem.
Propozycja kupna jej czasu była śmiała, przyprawiona szczyptą bezczelności, jednak również najzwyczajniej miła. Człowiek stojący przed nią był nietypowy i wzbudzał w niej na zmianę różne reakcje: freeze, flight, fight... Był niebezpiecznie wciągający.
— Chcesz kupić mój czas, jednak to ja mam okazać Ci wdzięczność? Ciekawa to transakcja — czyżby barter? — Nie poczuwała się do żadnej konkretnej odpowiedzi. Powolnie oparła się łopatkami o ścianę, patrząc cały czas w oczy Setsuro. Czuła presję, jaką chciał na niej wywrzeć, jednak najwyraźniej jego zabiegi miały na nią odwrotny efekt. Wcześniej, gdy próbował z nią żartować, wystraszył ją, lecz teraz Itou pożerała ciekawość. Czego może od niej chcieć? Czemu zależy mu na rozmowie właśnie z nią? Wątpiła, by chodziło o jeden obraz, który kojarzył. Jej nazwisko nie był aż tak znane, by robiło takie wrażenie — a już z pewnością nie na mężczyznach.
@Yōzei-Genji Setsurō
Satō Kisara, Yōzei-Genji Setsurō and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Lubi sposób, w jaki brzmi jej głos, kiedy mówi do niego w innym języku; jak śpiew, w którym nie ma fałszu. Ponieważ znaczenie słów nie przychodzi do niego tak naturalnie, jak w przypadku japońskiego, przez chwilę może – zamiast zdania – słyszeć melodię, którą kobieta gra na swoich strunach głosowych jak na instrumencie. Mimo tego, że sam uczył się angielskiego od dziecka – co być może było wbrew związanym z przeszłością wartościami klanu, ale za to jak najbardziej zgodne z przyszłością, z którą przecież będą musieli się zmierzyć – wciąż brzmi jak cudzoziemiec. Nie potrafi uwolnić się od tonicznego akcentu; intonuje odpowiednią sylabę w wyrazie, ale robi to, wypowiadając ją wyższym lub niższym tonem. Ona nie ma takiego problemu. Przez moment zastanawia go w jaki sposób zdołała nauczyć się angielskiego w takim stopniu w kraju Dalekiego Wschodu, tak przecież zamkniętym na zachodnią kulturę, ale myśl ta przechodzi mu przez głowę bez żadnego następstwa w postaci słów. Treść wypowiedzianych przez nią zdań przyciąga jego uwagę bardziej niż ich brzmienie. Kobieta zachowuje się jak kot, który atakuje go, nie mając przy tym wyciągniętych pazurów. Mimo wszystko postanawia się bronić, uznając, że tego właśnie od niego oczekuje. Spełnia się więc jedna z dwóch wersji wydarzeń przygotowanych przez Itou. Mężczyzna lubi bowiem bawić się słowami tak bardzo, że umie kłócić się również na temat, na który nie ma żadnej opinii. Wybiera po prostu stronę przeciwstawną do tej wybranej przez swojego przeciwnika.
— Cóż. Właśnie w tym rzecz – to moje zdanie — odpowiada tonem, w którym – mimo powagi – da się usłyszeć zapowiedź śmiechu. — Dlaczego ma mnie w tym kontekście obchodzić to, co myślą inni? A dla mnie — mówi po przerwie dalej, zwracając ku niej spojrzenie oczu, których tęczówki – przez półmrok – zdają się być pozbawione koloru, zlewając z czernią źrenic – he is tedious – and you are charming – przechodzi na angielski; drżenie jego głosu, pochodzące z głębi klatki piersiowej, zdradza, że teraz już z całą pewnością tłumi w niej śmiech. — Nie sądzę, że może zrobić coś, przez co moja opinia o nim ulegnie zmianie. Ty też już nie możesz. Przykro mi. — Przechyla głowę, tym razem na drugi bok, wciąż wyglądając przy tym… szczenięco. — Kłamiesz, twierdząc, że jesteś ponad to. Wiesz, jaka jest prawda? Jesteś człowiekiem jak ja, a ludzie nie umieją się powstrzymać od dzielenia na kategorie, świadomie lub nie. — Uśmiecha się – nie w pełni jednak, bo znowu, jak zawsze, połową ust; druga, przez paraliż mięśni twarzy, nie jest w stanie odpowiednio zareagować. — Sama już to ze mną zrobiłaś. Nie jest tak, Itou? — zwraca się do niej właściwie przecież normalnie, tak jak powinien, ale w nacisku, jaki kładzie na jej imię, jest jakaś forma agresji, którą zdaje się chcieć wziąć je sobie na własność, mimo że to niemożliwe. — To sposób na organizację złożonej rzeczywistości wokół siebie; fragmentację jej. Strategia przetrwania tak podstawowa, że… wręcz na poziomie id, jeśli lubisz Freuda. Ja nie lubię. W każdym razie – tak, subiektywne odczucie. Więc jeśli chodzi o mój brak obiektywizmu, to oczywiście masz rację.
Wbrew wnioskowi, jaki można wyciągnąć na podstawie jego tonu, w ogóle nie zależy mu na tym, żeby Alaesha zgodziła się z jego zdaniem na ten temat. Wręcz przeciwnie, chce, żeby dalej mu zaprzeczała. To chęć doświadczenia jej reakcji powoduje, że chce kontynuować prowadzoną z nią rozmowę; odpowiedź na pytanie, co powie, kiedy odda jej atak.
— Ach. Więc nie chciałaś być znaleziona? — Już może się śmiać, więc to robi, wciąż jednak dostosowując się głośnością do miejsca, w jakim się znajdowali. — Możesz się znowu schować, jeśli chcesz, jednak po co grać w grę, która nie jest fair? Znajdowanie ludzi to moja praca. — W jego głosie wciąż słychać echo śmiechu, które nadaje słowom niewinnego brzmienia. — Tak jak mówisz, nie mamy już po co ze sobą rozmawiać. Ale lubię twój głos, Itou, więc jeśli chcesz mówić, to możesz powiedzieć mi wszystko to, co już o tobie wiem, a ja i tak będę słuchać — również ironizuje, tak jak ona. Zdaje sobie sprawę z faktu, że znajomość jednego jej obrazu – zakładając przy tym, że w ogóle właściwie go zinterpretował – to zaledwie kawałek jej życia. A to, jak ciasto, kusiło smakowaniem następnego. — Sprawdzimy moje zdolności aktorskie, bo specjalnie dla ciebie będę udawać, że nie wiedziałem niczego.
Stojąc obok niej – już na przerwie – zdaje się nie patrzeć na nią, lecz na ich otoczenie; przechodzi się wzrokiem po tłumie, szukając, ale nie znajdując, bo nie zatrzymuje się na żadnej z widzianych przez siebie osób. Poznaje jednak przy tym ich położenie w terenie. To informacja, która dzisiaj pewnie będzie dla niego zbędna, ale potrzeba jej znajomości wynika z uczonego przez niego latami odruchu. Zachowuje przy tym podzielność uwagi, skupiając się nadal na swojej rozmówczyni.
— Dlaczego odniosłaś wrażenie, że tego nie robiłem? — Ponownie się uśmiecha, teraz sarkastycznie, bo i zdanie ma taki wydźwięk. — Hm. Myślałem, że unikasz kontaktu z nimi, ale może źle odczytałem język twojego ciała. Mogę się tylko zastanawiać, co autor miał na myśli. — Robi pauzę na westchnienie, którym teatralnie wyraża swoją bezsilność. Jestem na twojej łasce, Itou. Proszę, zdradź mi ten sekret. — Oni? — Uśmiech poszerza się do kłów, nabierając dzikiego wyrazu. — Tak, kupią od ciebie obraz. A później powieszą go na ścianie nad telewizorem, tam, gdzie na co dzień nie sięga ich wzrok. — Ostrość słów przechodzi gładko w miękki komplement, którym otula psyche Itou jak szalem. Ten jednak okazuje się szorstki przez łatwość, z jaką go rzuca; nieodpowiednią dla niego, a więc w swojej naturze fałszywą — Galerie sztuki wydają mi się być bardziej w twoim stylu.
Kiedy wraca do niej spojrzeniem, dostrzega, że tu, w świetle, jej kolor oczu się zmienił. Teraz jest taki sam jak barwa rzeźbionego w jadeicie smoka stojącego w ogrodzie cesarskiego pałacu. Ta zmiana odcienia zaciekawia go tak bardzo, że przez chwilę musi walczyć z samym sobą, żeby nie ująć jej palcami za linię szczęki, przechylając głowę w przeciwnym kierunku. Czy wówczas staną się znowu brązowe? A może ta zieleń przechodzi w niebieski, jak labradoryt? Jaki rodzaj iryzacji w nich zachodzi? Nie ma to znaczenia, ale przez sam fakt, że się nad tym w ogóle zastanawia, koncentruje się na jej oczach za długo, żeby mogła tego nie zauważyć.
— Mm. Bardzo spostrzegawcze. Mam. Do końca wykładu. — Jest w tym zdaniu pochwała, lecz z rodzaju tych, które kieruje się do dziecka, nie dorosłego, a więc z pozoru lekceważąca jej osiągnięcie. W rzeczywistości, poza ich abstrakcyjną walką na słowa, docenia jednak fakt, że nie musi jej wszystkiego mówić wprost. — Wydawało mi się, że prace kreatywne są z definicji bardziej wolne od mojej. Popełniłem swoją naiwnością błąd nie do wybaczenia, ale pozwól mi chociaż podjąć próbę przeproszenia cię kolacją — idzie nagle w dosłowność, jak drapieżnik zmniejszając koła, jakie wokół niej zatacza. — Lepiej? Wiem, że to niewystarczająca rekompensata, ale– et cetera. Oszczędzę ci dalszej części tego przemówienia, chociaż w połowie robi się naprawdę dobre. Zasłużyłem na szansę na odkupienie swoich win?
Nie ma żadnej dalszej części, oczywiście.
— Tak. Zainteresowana? — Ale… — To oferta ograniczona czasowo.
Wzrokiem ucieka ku sali; mają jeszcze chwilę. Chwilę, w której wraca do poprzednio zostawionego przez konieczność tematu:
— I jak tam moja kategoria? — Brakuje w jego głosie poprzednio obecnego w nim przecież przekonania o własnej racji. Wynik tej dyskusji go nie obchodzi; może ją przegrać, bo wygraną dla niego jest możliwość zobaczenia wyrazu jej twarzy, kiedy z taką pasją mówi mu o tym, co myśli. — Wciąż uważasz, że do żadnej nie należę?
Wykorzystuje to, że kobieta oparła się plecami o ścianę. Pochyla się nad nią, lewą ręką opierając o ścianę obok. Ugina również delikatnie lewą nogę, przerzucając ciężar ciała na biodro. Dzięki temu znajduje się chociaż minimalnie bliżej poziomu jej oczu – może dla własnego komfortu, a może jej, chociaż nie wydaje mu się, żeby ta różnica była dla niej jakkolwiek przytłaczająca.
Satō Kisara, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
W tym momencie nie chciało jej się miksować bieli i czerni w poszukiwaniu wyważonej szarości. Szarość była mdła, a kobieta czuła, że odrobina więcej braku wyrazistości na tym wykładzie przyprawi ją o prawdziwe mdłości. Zmrużyła oczy i przygryzła wnętrze policzka, gotowa do odpowiedzi, gdy tylko kłótliwy jegomość skończy swoją wypowiedź, która jednak przyniosła nieoczekiwane zakończenie. — You are charming... — Wszystkie mięśnie na jej twarzy uległy rozluźnieniu — poza tymi, które poprowadziły jej brwi wysoko ku górze, pozostawiając na chwilę twarz Itou w całkowitym zdumieniu. Nie spodziewała się flirtu. Nie wiedziała, czy sobie tego w tym momencie życzyła.
— Och... — Z jej płuc, wraz z resztką wydychanego powietrza, wypłynął krótki dźwięk, który nie przeszkodził mężczyźnie dokończyć wywodu. Całe szczęście, ponieważ jego kolejne słowa przyniosły treść, wobec której już mogła stawić opór.
— Nie nawykłam kłamać i mi tego nie wmówisz. — Ruszyła ostro, zapominając, że przecież się nie znają. Najwyraźniej Alaesha była dużo bardziej wrażliwa na to, co mogą myśleć o niej inni, aniżeli deklarował to jej rozmówca. — Gdybym oceniła Cię po pierwszym wrażeniu — Zerknęła przeciągle w kierunku maski leżącej w tym momencie na jego udzie. - to sądzisz, że byśmy teraz rozmawiali?
Coś w podwójnej naturze Setsuro objawiającej się mieszaniem powagi z rozbawieniem, a nawet dualizm wyrazu jego w połowie sparaliżowanej twarzy, drażniło ją — ale również przydawało rozrywki. Sama była zlepkiem wielu przeciwieństw, więc konfrontacja z kontrastową osobą było dziwnie niekomfortowa. Niemniej, będąc w tym aspekcie zupełnie pozbawioną skromności, Alaesha darzyła własną osobę wielką sympatią, dlatego w tym przypadku nie mogłoby jej zabraknąć również wobec Setsuro. W rzeczywistości niczym jej nie uraził ani nie była na niego zła. Miała jednak ochotę dokładniej zbadać granice i ustalić je tuż przed jego progiem bólu.
— Tak, w ten sposób działa mózg. Jednak to się sprawdzało dawno, dawno temu. W obecnych czasach kategoryzowanie jest zbyt prymitywne, aby mogło działać bezbłędnie. Dlatego, nawet jeśli Twój mózg z radością stworzy jakąś kategorię, to warto sprawdzić, czy się nie pomylił. Być może, gdybyś zrewidował swój osąd o mnie, wcale nie byłabym już taka czarująca. — Mówiła powoli i cicho. Niemniej ani na moment nie zerwała połączenia spojrzeń, jakby starając się przewiercić do umysłu przedstawiciela Minamoto i samodzielnie wyrwać szufladę, do której włożył jej osobę i wywrócić ją do góry nogami, wysypując całą zawartość.
— Również nie przepadam za Freudem. Myślę, że to niezły dewiant, który chciał zastosować swoje wypaczone pojmowanie rzeczywistości do wszystkich ludzi. A jak się już pewnie domyślasz, według mnie nie ma narzędzi i teorii, które można zastosować do wszystkich.
Przyglądała się rozbawionemu wyrazowi twarzy nowo poznanego mężczyzny, nie wiedząc do końca, z czego on wynika. Pomyślała, że to całkiem ciekawa twarz do stworzenia portretu.
— Setsuro, gdybym chciała być od razu znaleziona, to usiadłabym w pierwszym rzędzie. Tu nie chodzi o fakt odnalezienia, a o jego czas. — O to, jak długo wytrzymam na widoku. — Bo to, że odnaleziona będę, wiedziałam od samego początku. — Teatralnie przewróciła oczami. — Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko. Choć... tak niewielka publika jest w zasadzie dla mnie całkiem komfortowa. — Uśmiechnęła się niemal przyjaźnie. Dalej jednak czuła się obnażona i zbyt szybko odarta ze swojej chwili spokoju, której przecież szukała w ostatnim rzędzie. Wtem prelegent powiedział sztampowe „Dziękuję za uwagę”, a na sali włączono więcej świateł.
— Jakie to miłe i łaskawe z Twojej strony, że specjalnie dla mnie chciałbyś odegrać ten mały teatrzyk! — Lekko klasnęła w dłonie. — Ale skoro lubisz słuchać mojego głosu, to będziesz musiał chwilę poczekać. — Po czym zerwała się z fotela.
Podszedł do niej sam z siebie i zaczął ją zagadywać. Była już pewna, że mu się spodobała. Oddanie tej wiedzy w ręce Alaeshy było nieroztropne. Choć hipotetycznie to nie ona była w tej sytuacji drapieżnikiem — a ten silniejszy i wyższy od niej mężczyzna — to zwęszyła krew i rozpoczęła polowanie. Były to jednak łowy na tyle subtelne, aby ofiara wciąż mogła myśleć, że jest u steru.
— Może dlatego, że przez większość wykładu rozmawiałeś ze mną? — Roześmiała się. — Nie dość, że czytasz z moich obrazów, to również z mojego ciała? — Zrobiła krótką pauzę, po czym zaczęła mówić dalej. — Ale cóż, masz rację, akurat z nimi nie miałam ochoty rozmawiać.
— Tak, kupią od ciebie obraz. A później powieszą go na ścianie nad telewizorem, tam, gdzie na co dzień nie sięga ich wzrok. — Kolejne jego słowa Setsuro zakłuły Alaeshę gdzieś głęboko. Sama wielokrotnie się nad tym zastanawiała, jednak cóż miała z tym zrobić?
— Liczy się dla mnie tylko możliwość tworzenia. Bez takich jak oni nie mogłabym tego robić. Jakkolwiek, dziękuję za komplement. — Odparła spokojnie, blado się uśmiechając, przy okazji pokazując trochę więcej z prywatnej siebie. Jego słowa, a w zasadzie szczerość, sprawiła, że na chwilę się odsłoniła i przestała snuć wokół niego swoją sieć, co on natychmiast wykorzystał. Zauważyła jego intensywne spojrzenie wbite w jej własne źrenice. Spostrzegła, że ma długie rzęsy, które miękko okalały obrys oczu, co sprawiało, że oczy Setsuro wyglądały dużo delikatniej niż reszta twarzy, tworząc ładny kontrast. Dostrzegła też jakby pomarańczowe błyski w tęczówkach, jednak nie była tego pewna, ponieważ źródło światła było tuż za nim. Wytrzymała przez chwilę jego spojrzenie, jednak po chwili spuściła wzrok, a do naczynek krwionośnych w policzkach nabiegło odrobinę pulsującej krwi. Czemu tak patrzy? Dopiero co powiedział komplement, a teraz już chce mnie zawstydzić? Choć musiała przyznać w głębi serca, że te drobne przepychanki o dominację, były całkiem ekscytujące.
— Nie wiem, czy istnieją jakiekolwiek zawody, które są całkowicie wolne... — Początkowo zlekceważyła wplecione w zdanie czarnowłosego informacje o jego pracy i kolacji, udając, że wciąż zastanawia się nad kwestią zawodów. W rzeczywistości myślała o tym, czy na pewno chce wiedzieć, czym zajmuje się Setsuro. Jaką rolę w klanie może mieć osoba od „znajdowania ludzi"? Zabrzmiało to nietypowo, a w tym momencie chyba nie chciała ani dowiedzieć się więcej, ani postawić samodzielnie żadnej diagnozy. Szczególnie że właśnie dostała zaproszenie na kolację od intrygującego mężczyzny. Ewentualnej weryfikacji może dokonać później.
— Przyjmuję zaproszenie. Jednak chcę, żebyś wiedział, że nie potrzebuję przysługi. Jestem już dużą dziewczynką i umiem sobie poradzić bez wsparcia silnego mężczyzny. — Uśmiechnęła się zaczepnie, ale zupełnie szczerze, dając mu jasno do zrozumienia, że interesuje ją spotkanie z nim, a nie ewentualna korzyść ze spotkania z przedstawicielem Minamoto.
— Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiałeś. Nie chodzi o to, czy jesteś lub nie w jakiejś kategorii. Ja po prostu odmawiam przypisywania ludzi na stałe do jakiejkolwiek z nich. Ludzie są zbyt złożeni, aby ich szufladkować w jednej kategorii. Ty również.
Setsuro oparł się dłonią o ścianę za jej plecami, stając na tyle blisko, że mogła wyczuć jego perfumy. Jego garnitur był uszyty z dobrego materiału o splocie nadającym mu faktury i gęstości przyjemnej dla oka, i zapewne rozkosznej w dotyku, o czym jednak Itou nie miała zamiaru się teraz przekonywać. Niemniej szybko oceniła, że był on ubrany z klasą i w dobrym guście. Atmosfera między nimi ulegała powolnemu zagęszczaniu, z czego czerpała sporą przyjemność. Niemniej znajdowali się trochę zbyt blisko siebie jak na te okoliczności. Nie potrzebowała takiego rozgłosu. Choćby kiedyś miała z niego zrywać ubrania zębami, a on przytrzymywać ją za nadgarstki, byłaby to sprawa między Alaeshą i Setsuro, a nie malarką i członkiem Minamoto.
Zgrabnie odbiła się od ściany, znajdując się na krótką chwilę jeszcze bliżej jego twarzy. Zrobiła to jednak tylko po to, by wyciągnąć wyprostowaną lewą nogę w bok i opaść na nią ciężarem swojego ciała. Niemal tanecznym krokiem dociągnęła po ziemi prawą nogę do lewej, stojąc już w zasadzie obok mężczyzny.
— Zaczyna się druga część wykładów. — Delikatnie go wyminęła, kierując się prosto do ich rzędu krzeseł, nie oglądając się za siebie.
@Yōzei-Genji Setsurō
Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Zdaje mu się, że widzi wręcz toczącą się w głowie Itou walkę. To wojna, jaką prowadzi sama ze sobą, nie wie więc, która z jej stron zbliża się do wygranej, a która się od niej oddala. Ma nadzieję, że nie przegra jej ta, jaka była nastawiona do niego pozytywnie – o ile w ogóle była strona, która miała o nim negatywne zdanie. Bardzo by chciał być w pełni świadkiem tego wszystkiego, co działo się w miejscu, które nie jest dla niego dostępne, bo znajduje się przecież w jej myślach – nie zaś częściowo, mogąc tylko obserwować, jak zmienia się wyraz jej twarzy. Dzieląca ich odległość zaczyna mu… przeszkadzać.
Jest coś, co go dziwi – mimo że ich rozmowa wraz z każdym wypowiedzianym przez nich słowem coraz bardziej przechodzi w kłótnię, Alaesha wciąż panuje nad swoimi uczuciami. Nie podnosi na niego głosu – wręcz przeciwnie, Yōzei ma wrażenie, że go zniża, nadając mu tonu, który przechodzi po plecach dreszczem. Kontrola, jaką ma nad swoimi emocjami, prowadzi do niczego innego jak tego, że jeszcze bardziej chce ją jej odebrać.
Nie jesteś już zmęczona, Itou? Po prostu zgódź się ze mną. Przecież wcale nie chcesz mi zaprzeczać.
To bardzo… zwierzęce pragnienie – ta chęć dominacji nad osobą, która nie ulega – i jest tego świadom, więc trzyma je na smyczy. Nie ma pewności, co je w nim obudziło – siła, z jaką ona wyraża swoje uczucia? Jak atak, przed którym się nie broni. Wbrew sobie chce, żeby uderzyła go nimi raz jeszcze, karmiąc głód życia, którego nie może zaspokoić – może dlatego, że już umarł. Wie, w jaki sposób działa jego psychika, i dlatego właśnie nie może pozwolić jej na to, żeby sobą – jak ostrzem – sięgnęła jego serca chociaż raz. Bo teraz jeszcze jej obecność go syci; teraz jest w stanie pamiętać o niej… dopóki nie zapomni następnego dnia, bo zostanie zastąpiona przez inną, ale taką samą osobę – dla niego bez imienia, z twarzą, której nie zobaczy pod zamkniętymi powiekami. Nie chce uzależniać się od tego smaku na języku. Nie chce prosić o więcej, wiedząc, że żadna ilość nie będzie satysfakcjonująca.
„...to sądzisz, że byśmy teraz rozmawiali?”
Przez chwilę jeszcze musi patrzeć na nią oczami, które, mimo że zdają się nie widzieć niczego, odbijają jej obraz, zanim uda mu się wydostać z uścisku, jakie jego własne myśli mają teraz na jego gardle. Skup się, Setsurō. Do czego się odnosi, mówiąc to? Dostrzega jej spojrzenie, które swoją wymownością opiera się na lisiej masce, jaka należała do jego matki. Do tego. Z uśmiechem kręci głową.
— Sądzę, że tak. Myślę, że lubisz… — Waha się. Jakiego słowa powinien użyć w tym przypadku? Jest jedno, które chce zejść z jego ust – możliwe, że w stosunku do niego odpowiednie, ale z całą pewnością nie z punktu widzenia Itou. Bo przecież dla niej jest tylko członkiem klanu; nie wie, czym się w nim zajmuje. Czy gdyby wiedziała, jaką rolę gra w tym przedstawieniu, jakie z życia zrobiło Minamoto, to by się go bała? Może i powinien chociaż ją ostrzec; zrobić to w ramach zachowania tej moralności, która mu jeszcze została. — …niebezpieczeństwo. — Mimo wszystko, to też nie tak, że cokolwiek jej groziło z jego rąk; nie dostanie na nią zlecenia. Jest przecież taka… codzienna. Dopiero teraz uświadamia sobie, jak bardzo brakuje mu właśnie tej codzienności; że to dlatego tak chce mieć ją przy sobie. Możliwość spędzenia normalnego — cóż, może nie od razu normalnego, bo to życie Itou, nie ona sama, wydaje mu się utrzymane w granicach przeciętności – wieczoru z nią wydała mu się po tym jeszcze bardziej pociągająca. — Dlaczego tak jest? Nudzisz się?
Tak jak ona nie odwraca wzroku, kiedy do niego mówi. Nie jest to… naturalne zachowanie, bo nie zostawia sobą żadnej przestrzeni w rozmowie – ale wygląda na to, że Alaesha jej nie potrzebuje. Nie zamierza już kłócić się z jej zdaniem; dała mu za dużo argumentów, których odparcie byłoby wbrew niemu, bo sam uważa je za logiczne. Jest jednak jedna rzecz, którą zwraca jego uwagę.
— Chcesz tego? — Widzi, że ma problem ze zrozumieniem, co ma na myśli – nic dziwnego, to jest przecież tak losowe – więc postanawia siebie ujednoznacznić, marszcząc przy tym brwi — Nie być dla mnie czarująca. — Nie, to nie to. — Bo przecież nie chodzi o strach przed tym, że przestaniesz? — ironizuje, zostawiając jej tym samym pole do odpowiedzi w podobnym tonie, jeśli nie będzie chciała o tym rozmawiać.
Odwzajemnia jej uśmiech.
— Masz mnie — odpowiada, pozwalając jej na to jedno zwycięstwo. Niech ma. — Szczerze mówiąc, nie. Żeby mieć z czego czytać, muszę to zobaczyć, prawda? A patrzenie przez ubrania to jak patrzenie na książkę przez okładkę. — Nie, nie myśli tak. Bawi go jednak bardzo drażnienie się z nią, więc to robi. — Things get lost in translation — wyjaśnia już po angielsku, bo, używając innego języka, łatwiej mu zachować powagę. A jest to dla niego bardzo trudne, kiedy tak ewidentnie żartuje. — …so to speak.
Czuje, że rzecz, którą powiedział odnośnie jej sztuki, zraniła ją, mimo że nie miał takiego zamiaru. Zanim jednak jest w stanie cokolwiek powiedzieć – przeprosić za swoje zachowanie – kobieta ucieka wzrokiem ku ziemi. Zamyka dopiero co otwarte usta, uznając, że lepiej będzie, jak się na ten temat w ogóle nie odezwie.
Po tym, co mówi, ma już pewność, że jest właśnie tak, jak sądził – Itou musiała tu być ze względu na swoją pracę, nie dlatego, że tego chciała. Cóż. Jest ich dwoje.
— Jesteś? — nie zaprzecza temu, ale jednocześnie, nie potwierdzając, podaje to przecież w wątpliwość. — W takim razie chcesz spotkać się ze mną… dla mnie? Schlebiasz mi, Itou. — Przekazała mu tę informację z pełną świadomością, że to robi, ale bardzo możliwe, że jeszcze będzie tego żałować po tak sarkastycznym jej odbiorze. — Nie twierdzę, że nie jesteś złożona. Zajmujesz wiele kategorii jednocześnie. Oczywiście, że to by było za proste – włożyć cię do jednej z szuflad z napisem „artystka”, „malarka”, „piękna kobieta”, „interesująca partnerka do rozmów”... — rzuca te wszystkie wyrazy zadowolenia z niej zupełnie beznamiętnie. To właśnie przez swój ciężar są takie lekkie – jak skrzydła motyla, który, mimo że swoją powierzchownością przyciąga spojrzenie, może przelecieć obok Itou, wcale nie zwracając jej uwagi na, cóż, rzeczywistą istotę prawionych jej komplementów.
Ucieka, ale nie przeszkadza mu to; robi to w sposób, którym zdaje się mówić: goń mnie. Więc słucha się jej, idąc po chwili – bo przez tę chwilę odprowadzał ją wzrokiem – za nią z powrotem do sali. Jeśli wcześniej przejście przez wykład miało stanowić dla niego problem, to teraz, ze świadomością, że mógłby robić zamiast tego coś znacznie ciekawszego, ta nuda stanie się istną torturą. Może powinien myśleć o tym jak o czymś, po czym czeka go nagroda? Nie wie, do czego zmierza ta znajomość Ale to właśnie to wzbudziło w nim takie zainteresowanie. Na początku miał zamiar po prostu spędzić noc, mając ją za towarzystwo – może upić się wzajemnie alkoholem, żeby w jej mieszkaniu zapomnieć, że się nie znają – jednak po rozmowie z nią odniósł wrażenie, że nie była to wcale opcja, która dostarczyłaby mu najwięcej zabawy. Siada znowu obok niej, w końcu dotykając ramieniem jej ramienia.
Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
— Myślę, że lubisz… niebezpieczeństwo. — Jej pierwszą reakcją było ciche parsknięcie.
— Niebezpieczeństwo? O czym on bredzi. Czy powie wszystko, żeby tylko zamknąć mi usta? Cóż to za niedorzeczne przechwałki? — Czyli w takim razie uważasz, że jesteś „niebezpieczny”? Niby w czym? — Wymówiła te słowa niczym warknięcie, delikatnie marszcząc przy tym nos i odsłaniają górny rząd zębów. W zasadzie powiedziała pierwsze, co jej ślina przyniosła na język. Jednak w rzeczywistości, patrząc na zmieniający się z każdym słowem wyraz twarzy Setsuro, odczuła pod skórą pewien rodzaj drżenia. Rzeczywiście, obawiała się go. Chyba przede wszystkim dlatego, że był dla niej nieprzewidywalny w swoich słowach i gestach — Itou nie potrafiła rozszyfrować ani jednego kroku w przód. Niemniej całkiem dobrze radziła sobie z bieżącym odpieraniem ataków, a Setsuro był godnym przeciwnikiem. Szybko zbijał ją z tropu, celnie trafiając w choćby w najmniejsze otwarcie w jej linii obrony. Nawet gdy nie pozostawiała żadnych luk, on potrafił odwrócić kota ogonem, przechylając szalę dyskusji na jego korzyść. Było tak i w tym momencie.
Naprawdę próbował w niej wzbudzić lęk, że przestanie być dla niego czarująca? Gra zaczynała stawać się nieczysta, Alaesha jednak nie bała się pobrudzić sobie rąk. Wiedziała, jak potrafi być czująca, kiedy tego chce. Jednak w tym momencie wcale się nie starała, a wręcz przeciwnie — zależało jej na wygraniu bitwy. Być może właśnie dlatego odebrała jego słowa jak lekceważenie. Umniejszenie jej osoby do bycia „czarującą kobietką”. Niemniej szybko znalazła błąd w jego dedukcji.
— Bingo. Dopiero co powiedziałeś, że nie będę już w stanie tego zmienić. Czyżbyś się mylił? — Odparła z nutą triumfu w głosie. Mimo tego... wcale nie chciała stracić statusu czarującej. Jedne co mogło zdradzić tę myśl to przygryzane na zmianę od wewnątrz policzki i dolna warga. Jakby jej prawdziwe odczucia chciały wpłynąć przez usta, a malarka musiała chwytać je zębami, aby samowolnie nie uciekły. Częściowo zdawała sobie sprawę z tego, że tak robi, a raczej, że robią to za nią jej emocje. Jednak nie miała zamiaru niczego z tym robić. Nie była lalką bez uczuć i bardzo lubiła to, że jest żywa — w każdym tego słowa znaczeniu. Tymczasem emocje jak najbardziej jej to zapewniały.
Ich rozmowa przybierała na sile, choć wciąż byli w stanie zachować się w prawie akceptowalnej gamie głośności dźwięków. W pewnym stopniu było to fascynujące, jak wiele mocy mogły mieć słowa wypowiadane powoli, półgłosem, szeptem, chwilami zamieniając głoski w ledwo słyszalne, bezdźwięczne syknięcia.
Przerwa przyniosła z kolei inny rodzaj dyskusji, którą mogli prowadzić zdecydowanie swobodniej. Nie była to jednak swobodna rozmowa. Wciąż byli ograniczeni miejscem i charakterem wydarzenia, na którym się oboje znaleźli. Natomiast w Setsuro było coś, co niezwykle szybko potrafiło zachwiać wewnętrznym spokojem Itou. Nie, żeby było w tym coś złego, lecz musiała, a w zasadzie chciała, się bardziej pilnować, żeby nie dać się pożreć. Przynajmniej nie tak od razu.
Na jego komentarz odnośnie do książek i okładek jedynie się uśmiechnęła. Chciała zobaczyć czy złapie się w zastawioną pułapkę, a on łapczywie chwycił za haczyk z przynętą.
— Mhm, rozumiem. Choć uważam, że czasem i z samej okładki można sporo przeczytać. Nie zapędzaj się. — Rzuciła mu spojrzenie spod rzęs i się roześmiała. Wiedziała, że żartuje, jednak dowcip był śmiały jak na staż tej znajomości.
— Jesteś? —Wzięła wpierw głęboki oddech i zmrużyła oczy w bardzo cienkie szparki. Och, był to wymagający rozmówca i sama sobie była winna użycia takich, a nie innych słów. Wiedziała, że zaprzeczanie czy tłumaczenie spowoduje odwrotny skutek, więc postawiła na jedną kartę.
— Masz jakieś wątpliwości? — Podając w wątpliwość jego własne słowa.
— Schlebiam? Być może, Jeśli chcesz to tak nazywać. Zwyczajnie nie lubię wykorzystywać ludzi do własnych celów. — Przez chwilę przeszło przez myśl malarki, czy z pewnością jest to prawda — w końcu co robiła, przychodząc na dzisiejsze wykłady? Było to coś innego, chyba... Aczkolwiek z pewnością nie wykorzystywała ludzi z jej prywatnych kontaktów. Być może dlatego chciała niejako przesunąć Setsuro do tego grona. — Nie nawykłam oceniać ludzi po ich maskach. — Zakończyła dwuznacznie, tym razem nie spoglądając na maskę lisa, a twarz mężczyzny. Było dla niej oczywiste, że pod fasadą Minamoto, a następnie ścianą z ciętego języka i pochlebstw, kryje się jeszcze inny Setsuro. Tym samym, żeby zaciekawić malarkę na dłużej, będzie musiał zedrzeć coś z siebie. W tym przypadku niekoniecznie ubranie.
Stała spokojnie, gdy już po chwili prawił jej komplementy. Gdy to on jej schlebiał, czuła, że ma kontrolę nad sytuacją i nachodził ją spokój.
— Dziękuję. Najbardziej podoba mi się „interesująca partnerka do rozmów”. Te wcześniejsze są zbyt oczywiste. — Wzruszyła ramionami, subtelnie, jednak bez cienia wstydu potwierdzając, że zdaje sobie sprawę ze swojej urody.
Ponownie usiedli koło siebie, fizycznie będąc bliżej aniżeli jeszcze przed chwilą. Pomimo tego, pod względem możliwości kontaktu, znowu zostali wepchnięci w granice szeptu. Artystka nie umiała sobie odpowiedzieć czy jest on jak kajdany ograniczające jej ruchy, czy może ekstrawagancki dodatek do ich gry. Być może był jednym i drugim jednocześnie? — A co, jeśli to wszystko jest ekscytujące tylko dlatego, że nie powinniśmy rozmawiać? Zarówno w tym momencie, jak i może w ogóle? — Przemknęło Alaeshy przez myśl. Zastanawiała się, jak będzie wyglądało ich wyjście. Czy, gdy już nie będą musieli w końcu szeptać i się hamować, po prostu rozerwie go na strzępy przy kolejnej wymianie zdań, czy może wręcz przeciwnie, tematy będą płynąć same z siebie i jeden po drugim?
Nie musiał dotknąć jej ramieniem. Miejsca było wystarczająco, aby goście nie siedzieli w ścisku. Niemniej był to gest subtelny i w zasadzie niedostrzegalny z zewnątrz. Gest, o który nie można się było obruszyć ani pogniewać. W zasadzie nawet całkiem uroczy. Ot przypadkowy dotyk, będący mimo wszystko pierwszym dotykiem dwójki ledwo poznanych sobie osób.
— Próbujemy siedzieć chociaż przez chwilę cicho, czy rozmawiamy dalej? — Zadała pytanie, podejrzewając, że i tak nie dałaby rady nie odezwać się przez cały wykład. Być może była jednak ciekawa, co jej odpowie i jak zachowa się wobec dalszej konieczności siedzenia koło Sagi, który już raz go upomniał.
@Yōzei-Genji Setsurō
Warui Shin'ya, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
W ogóle nie dziwi go jej reakcja na jego słowa. Przecież wiedział, że tak na nie zareaguje. Powiedział to zdanie w sposób, w jaki nie można było odebrać go inaczej niż kłamstwo, jednak czy zrobił to świadomie? Jeśli tak, to czym to było, jak nie zabawą jej uczuciami względem niego? Teraz jeszcze znajdującą się na poziomie abstrakcji, na którym może zostanie, a może nie – ale czy to nie czyni z niego jeszcze bardziej sadystycznego, kiedy już manipuluje emocjami, których jeszcze nie czuła? Co zrobi z tymi, jakich nie będzie musiał wyciągać od niej siłą?
Jeśli nie – jeśli chciał powiedzieć jej prawdę, ale nie mógł – to czy nie zrobił tego dlatego, że się… bał? Nie o nią, a o samego siebie. Tego, że zostanie sam. Nie bez niej, lecz bez kogokolwiek innego. Może to on ma masochistyczne skłonności, bo to przyszłość, od której nie ucieknie. Nie może. Każda próba ucieczki to ból zaciskającego się na gardle łańcucha; zgrzytanie metalu, którego dźwięk przypomina mu o tym, że…
Musisz iść przed siebie. Jesteś już za daleko, żeby zawrócić.
— Ja…
Nie musisz jej tego mówić.
Tak, nie ma ku temu powodu – nie mówił o tym, kim jest, nikomu poza ludźmi, którzy i tak to wiedzieli, więc… czemu miałby powiedzieć właśnie jej? Dlaczego to problem, nad rozwiązaniem którego w ogóle się zastanawia? Wystarczy przecież, że przestanie się zachowywać wobec niej w ten sposób; że zastąpi łagodność wobec drugiego człowieka jej przeciwieństwem. Dzikość jest wręcz zgodna z jego naturą. Po co nakłada na siebie ograniczenia, obchodząc się z nią bez użycia kłów? To będzie takie łatwe – przestać robić rzeczy, które są dla niego trudne.
— …nie mówię przecież poważnie. — Uśmiecha się, ale ten uśmiech nie obejmuje już jego oczu. — To tylko żart, Itou, hm?
Poza tym – po co myśli o jutrze, którego nie będzie? Jutro kobieta stanie się dla niego prozą dnia wczorajszego, a wczoraj było zamkniętym rozdziałem. Każda taka relacja, którą – zamiast dać jej naturalnie umrzeć – zmusi do dalszego życia, może zostać wykorzystana przeciwko niemu. Ze względu na swoją pracę ma przecież więcej wrogów niż przyjaciół. Tak, może przestać to robić; może zacząć robić coś innego niż to. Ale co z tego, jeśli niczego w ten sposób nie zmieni? Jest za dużo ludzi, których już zdążył zranić swoimi działaniami; zbyt wiele osób, które chcą się na nim zemścić, a cena, jaką będą musieli za to zapłacić, nie gra dla nich żadnej roli. Jeśli to przez znajomość z nim ktoś znajdzie się w niebezpieczeństwie, to czy będzie umiał powstrzymać się przed chronieniem go? Musi zachować trzeźwość umysłu. W każdym przypadku.
Ma świadomość tego, że zginie. Każda blizna na ciele jest potwierdzeniem jego własnej śmiertelności. A kiedy już umrze, czy będzie mógł szczerze powiedzieć „przepraszam, nie wiedziałem, że to się stanie”? Nie. Poświęcił temu większość czasu, jaki tu miał. Lata treningów, których zadaniem było hartować psychikę i ciało. Czas, który inni użyli na zbudowanie fundamentów pod spełnianie marzeń takich jak dom i rodzina. Jest egoistą, ale nie aż takim. Potępia swojego ojca, który skazał go na to życie przez sam fakt, że urodził się jego synem. Matkę, która w ogóle się z nim związała – ale być może stało się to wbrew jej woli. Nie może już jej o to zapytać. Codzienność nie jest po prostu dla niego i chociaż wielu ludzi nudziła, łącznie z nim, to jednak są chwile, w których kusi go, będąc zakazanym owocem, jakiego nie może zerwać.
— I nie jesteś — odpowiada z cierpliwością godną anioła. Składa dłonie jak przed modlitwą, żeby po chwili milczenia, podczas którego zastanawia się nad swoimi następnymi słowami, oprzeć na nich głowę. — To ty uważasz, że to się może zmienić. Ja ciągle myślę tak samo. I będę to powtarzać tyle razy, ile mnie do tego zmusisz – a za każdym razem będziesz coraz bardziej przy tym cierpieć. — Łapie jej spojrzenie w swoje. Skupia się na jej sarnich oczach, wręcz rzucając jej wyzwanie, żeby uciekła znowu wzrokiem… albo żeby właśnie tego nie robiła. Powoli wyciąga ku niej dłoń – zdaje się, że ze strachu, że może, tak samo jak łania, zostać spłoszona zbyt szybkim ruchem – i odgarnia kosmyki włosów z jej twarzy. W jego głosie słychać ironię, kiedy mówi, szepcze już właściwie — Kawaii ne.
Zabiera rękę, nie przedłużając niepotrzebnie tego kontaktu.
— Ale może taki właśnie masz cel w zaprzeczaniu mi.
W kwestii jej odpowiedzi o książkach i ich zawartości uśmiecha się tylko, posłusznie zostawiając ten temat. Mimo że sam komentarz był przecież szczytem braku taktu, w zachowaniu Setsurō jest pewna grzeczność, która stanowi dla niego jakąś – jakąkolwiek – przeciwwagę, równoważąc ich rozmowę.
Masz jakieś wątpliwości? Kręci głową. Oczywiście, że nie. Itou wydaje mu się być bardzo samowystarczalną osobą. Rzecz jasna wciąż istnieje ta naturalna różnica między nimi, której jednak sama musi być świadoma. Jeśli o to chodzi, zawsze będzie mógł zrobić z nią co chce. Życie po prostu nie jest sprawiedliwe. Przez głowę przechodzi mu pytanie, czy Alaesha jest jedną z kobiet, które nie lubią żadnego specjalnego traktowania – a może na przykład otwieranie przed nimi drzwi uważają za nieszkodliwą społecznie formę wyrażenia szacunku. Jemu jest właściwie wszystko jedno. Cóż, sam będzie musiał znaleźć na nie odpowiedź.
Tym razem jej wzrok nie jest już na lisiej masce, tylko na jego twarzy. Uświadamia go znowu tym samym, że ma rację, przynajmniej częściowo, na temat wcześniej prowadzonej przez nich dyskusji. Bo gdyby był nią, to czy jego opinia o nim nie zmieniłaby się po zdjęciu tej maski, jaką teraz nosi?
— Jestem jak otwarta księga.
Uśmiecha się, widząc jej reakcję na komplementy. Cóż, mógł się tego spodziewać. Musiała dostać ich już wiele w ciągu swojego życia, zwłaszcza odnośnie wyglądu, bo na charakter mniej osób zwraca w ogóle uwagę. W końcu to rzecz, której nie można od razu ocenić według swoich upodobań; która wymaga czasu.
— Oczywiste? — powtarza za nią z rozbawieniem. — Przepraszam. Postaram się w takim razie wymyślić coś mniej oczywistego w tej kategorii. Chociaż nie wiem, czy jest jakaś część ciebie, która nie jest regularnie komplementowana.
Pozwala sobie na teatralne westchnienie, jakże odpowiednie dla tego miejsca.
Na sali kładzie zabandażowaną dłoń na oparciu fotela. Kilka dni temu zdarł z niej skórę do krwi, ale sam nie pamięta już jak. Właściwie to bardzo często zapomina o takich rzeczach, bo rzadko zdarza mu się zwracać uwagę na ból, zwłaszcza takiego kalibru. W okolicznościach, w jakich go doświadcza, na ogół coś innego zajmuje jego uwagę albo znieczula go adrenalina. Nie było to nic takiego, ale lekarz Shizuru uparł się, żeby się tym zająć, więc Yōzei nie protestował. Zgodził się, ponieważ bandaż przyciągał spojrzenie pewnie tak samo jak tego typu rana. Może mniej. Mógł się przecież równie dobrze zaciąć, krojąc mięso na obiad dla swojej żony i dzieci… tak.
— To musi być bardzo szybko postępujące uzależnienie, skoro już nie jesteś w stanie wytrzymać chwili bez słuchania mojego głosu. — „Nie, to ten wykład tak mnie nudzi” – odpowiada w myślach za nią. Poważnieje nieco, ale tylko po to, żeby jego żart zabrzmiał bardziej przekonująco — Obawiam się, że musielibyśmy być bliżej siebie, a wtedy nie mam pewności, że mnie nie ugryziesz. Słyszałem to warknięcie.
Saga-Genji Shizuru and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Kobiety wciąż nie opuszczało wrażenie, że między słowami mężczyzny ucieka jej jakaś treść, która uzasadniałaby nietuzinkowy dobór wyrazów i niezrozumiałe dla Alaeshy, intensywne spojrzenia. Malarce krążyło po głowie, czy nie jest to jakaś forma manipulacji dyskusją, aby w końcu przestała mu się przeciwstawiać. Ona jednak nie należała do pokornych i wciąż była ciekawa, co więcej ma jej do powiedzenia ten nietypowy i charyzmatyczny człowiek. Spotkała już wielu mężczyzn, którzy zagłaskaliby ją na śmierć, tymczasem ona czasem lubiła być potraktowana pod włos. Z monotonią nie było jej do twarzy. Jemu najwyraźniej również.
Rozchyliła wargi, aby już coś odpowiedzieć na jego kolejne słowa, ponownie okraszone intensywnością brązowych oczu; bezczelnie wbić się w zdanie i zabawić się w kolejną grę słów, jednak Setsuro ponownie był szył szybszy.
— Cierpieć? O czym Ty znowu mówisz? To Twój kolejny „żart"? — powiedziała cicho zbita z tropu.
Zobaczyła dłoń zbliżającą się do jej twarzy, jednak nic z tym nie zrobiła. Zdążyła tylko odrobinę przekręcić głowę do boku i zerknąć pytająco na mężczyznę — miała coś na policzku? Zamarła w bezruchu, gdy dotknął jej włosów. Nie wierzyła, że tak po prostu się na to ośmielił i to w trakcie wykładu, i to w teatrze! Nikt wprawdzie nie widział jego gestu ani nie słyszał cichego szeptu, od którego puls Alaeshy przyspieszył. Utkwiła w nim spojrzenie zadające najpierw pytanie „Co robisz?”, a następnie „Dlaczego?” otwierając tylko mocniej powieki.
Czuła mieszaninę sprzecznych ze sobą emocji. Była wciąż rozbudzona rozmową, zła ze względu na zbyt enigmatyczne rozważania mężczyzny, a teraz dodatkowo porażona jego śmiałością. Jednocześnie jego palce były zaskakująco ciepłe i zręczne w przekładaniu kosmyków z policzka za ucho. Za ich sprawą dotyk był przyjemny, niemniej równie niespodziewany i elektryzujący, wzbudzając tym drobne włoski na karku w uczuciu gęsiej skórki.
Jednak gdy kosmyki już znalazły się na wybranym przez niego miejscu, szybko zabrał dłoń, niejako zaprzeczając wciąż drgającym w powietrzu zuchwałym słowom. Moment przerwało kolejne zdanie wypowiadane przez Setsuro, z którym nie mogła się nie zgodzić. Miała ochotę mu zaprzeczać, tym samym trafił w dziesiątkę. Tym samym jej emocje obrały zupełnie nieprzewrotny kierunek, ponownie nie poddając mu się.
— Rany... — Powiedziała na wydechu. — Ale Ty jesteś... — dziwny — nietypowy. — Powiedziała, nie wykorzystując słowa, które usilnie cisnęło się jej na usta. — Wiesz co, drażnisz mnie. — Ucięła jego wywód, nie mając ochoty odpowiadać na kolejne zagadkowe wypowiedzi. Odwróciła ostentacyjnie wzrok, udając że słucha kończącego się wykładu.
Mężczyźnie udało się zrehabilitować dopiero w trakcie przerwy. Stał się zdecydowanie bardziej uprzejmy, a rozmowa nie była już tylko ostrą wymianą poglądów. Jakby uchylił rąbka tajemnicy, którą dotychczas tak skrzętnie skrywał. Dało to Alaeshy możliwość przychylniejszego spojrzenia na jego osobę oraz rozluźnienia się. W porównaniu z wcześniejszą rozmową Setsuro był w tym momencie niemal łagodny — a z pewnością bardziej pobłażliwy. W końcu do tanga potrzeba było dwojga.
— Skoro jesteś jak otwarta księga, to mogę czytać od razu zawartość, pomijając okładkę? — Czuła potrzebę wyrównania rachunków za ciągłe zwracanie się do niej po nazwisku. Być może ustalenie, że on ma zatrzymać swoje oględziny na „okładce”, gdy ona mogłaby od razu zagłębić się w „lekturę”, mogłoby ją chwilowo zaspokoić w kwestii tej jawnej nierówności.
— Przyjmuję przeprosiny, bo w sumie to mi się należą. — Rzuciła mu chytre spojrzenie. — Wiesz, podczas wykładu, to już niemal chciałam zabierać nogi za pas. Nie wiem, ile bym więcej zniosła tych pochlebstw i flirtu. Rzeczywiście musisz się bardziej postarać. Tymczasem ja nie mam zamiaru Ci dawać żadnych podpowiedzi. — Rzuciła beztroskim tonem, ale wpijając intensywne spojrzenie w oczy Setsuro, w poszukiwaniu reakcji. Nazwała pewne rzeczy po imieniu, jednocześnie dając swojemu rozmówcy przewrotną zachętę do kontynuowania wymiany zdań w podobnym tonie.
Siedzieli już koło siebie. Ramię w ramię. A Setsuro wciąż nie wychodzi ze swojej mistrzowsko odgrywanej roli. Alaesha zaczęła się po prostu śmiać — głośno i wyraźnie. Prelekcja wciąż się nie zaczęła, więc panujący gwar nieco ukrył jej wybuch.
— Och, jesteś w tym naprawdę dobry. — Otarła opuszką palca łzę z kącika oka. — Cóż za poziom pewności siebie. Zaczynasz mnie fascynować. — Oparła łokieć na podłokietniku, by oprzeć brodę o dłoń. Tym samym przysunęła się do niego jeszcze bardziej i zwróciła w jego stronę. W mniej lub bardziej udawanej zalotności odegrała w zdaniu kończącym jej wypowiedź wyjątkową gorliwość. — Masz rację, być może to już uzależnienie. — Miała nadzieję, że w ten sposób, choć odrobinę wybije go z równowagi.
Uśmiechnęła się, ponieważ wciąż dotykali się ramionami, a on wcale się nie odsuwał. Według kalkulacji Alaeshy byli najzupełniej blisko, aby móc dalej rozmawiać.
— W takim razie polecam zabrać ramię. — Odparła, dając mu do zrozumienia, że zauważyła jego zabieg. — Jak pies warczy, to nie należy go bardziej złościć. No, chyba że... lubisz niebezpieczeństwo. — Wypaliła do niego z jego własnej broni, mimo wszystko mając nadzieję, że ma do czynienia z amatorem dzikich zwierząt.
— Itou-san? Przepraszam, że przerywam rozmowę z Yōzei-sama, jednak mam prośbę.— Obok malarki stanęła dyrektorka artystyczna teatru, składając raz po raz głębokie ukłony. Rozmawiały już ze sobą kilkukrotnie, nawet przed chwilą w trakcie przerwy. Niemniej uwadze Itou nie uszło użycie zdecydowanie bardziej pochlebnego tytułu w stosunku do Setsuro.
— Oczywiście, słucham. — Spojrzała na dyrektorkę z lekkim zdziwieniem w oczach.
— Następny prelegent nie będzie w stanie dojechać i pomyślałam... Jeżeli to zbyt duża prośba, to najmocniej przepraszam! — Mówiła, co rusz skłaniając głowę. — Czy nie byłaby Pani w stanie poprowadzić prelekcji? Mamy gotową prezentację.
Alaesha nie spodziewała się takiego zwrotu akcji podczas dzisiejszego wieczoru. Zamierzała się trochę ponudzić, porozmawiać z paroma osobami, a następnie niepostrzeżenie umknąć. Poprowadzenie prezentacji bez przygotowania było wyzwaniem, choć nie takim, jakiemu by nie sprostała. W zasadzie była to dla niej okazja, aby efektywniej spełnić cel, z jakim tutaj przyszła — podbudować swój wizerunek i przytrzeć kilka nosków. Szkoda jej jednak było zostawiać swoje wygodne miejsce w ostatnim rzędzie i intrygującego rozmówcę.
— Proszę przypomnieć mi dokładny tytuł prelekcji i zasób omawianej tematyki. — Odparła do dyrektorki artystycznej, która nagle się rozpromieniła. Po wymianie najważniejszych informacji Itou wiedziała, że poradzi sobie z tematem, mogąc nawet dodać coś od siebie. Dyrektorka poszła przodem, a malarka zdążyła rzucić kilka słów do przysłuchującego się aż do tej pory Setsuro.
— Pokażę Ci, jak należy przeprowadzić dobry wykład. Mam nadzieję, że to nie Twoja sprawka „Yōzei-sama”, bo jeśli tak, to się policzymy! — Położyła nacisk na jego nazwisko w grzecznościowej formie, tylko po to, aby zakończyć zdanie w zupełnie obcesowy sposób. Samo nazwisko niczego jej nie mówiło — jedynie poczuła satysfakcję z tego, że je poznała. Rachunek został wyrównany.
Zabrała telefon z torebki, zostawiając resztę rzeczy na fotelu, po czym wstała i szybkim krokiem podążyła za kobietą. Za kulisami zapoznała się z prezentacją, na której na szczęście znajdowały się najważniejsze do omówienia punkty prelekcji. W Internecie wyszukała kilka rzeczy, których nie była pewna i... była gotowa. Dyrektorka wyszła na scenę, wyjaśniając gościom sytuację i przedstawiając Alaeshę w samych superlatywach.
Itou wyszła na scenę przy dźwięku umiarkowanych braw, a flesze, których zazwyczaj unikała, tym razem były skierowane prosto na nią. Stała jednak dumnie i z uniesioną głową, uszczęśliwiona tym, że światła uniemożliwiają jej dostrzeżenie kogokolwiek na widowni. W szczególności Setsuro, który prawdopodobnie przebijał ją teraz wzrokiem i zbierał informacje, aby jej później dopiec.
— Dziś teatr kabuki jest nieodłącznym elementem tradycyjnej kultury japońskiej. Niemniej sama nazwa kabuki, oznaczająca przecież coś szokującego, wskazuje na to, że ten rodzaj sztuki nie zawsze był ceniony. Pierwszy kobiecy występ zaprezentowany przez shintoistyczną kapłankę Okuni rzeczywiście spotkał się z uznaniem dworu cesarskiego, jednak jej naśladowczynie szybko zmieniły wyrafinowany charakter przedstawień w okazje do swawolnych spotkań. Mogą się Państwo domyślać, że nie wiązało się to z aprobatą szogunatu. Całą tę burzliwą historię możemy obserwować na kanwach obrazów z tamtejszych okresów... — Zaczęła swoje wystąpienie od ciekawostki, mając nadzieję, że kupi tym uwagę publiczności.
Reszta prelekcji przeszła bez zakłóceń. Alaesha przeklikiwała kolejne slajdy za pomocą niewielkiego wskaźnika trzymanego w dłoni, powoli przechadzając się z jednej części sceny na drugą i od czasu do czasu wskazując na wyświetlane nad nią slajdy. Nie byłaby w stanie wytrzymać stania w miejscu, a jej naładowane adrenaliną ciało potrzebowało ruchu, aby umysł mógł zachować spokój i skupienie.
Skończyła na 5 minut przed wyznaczonym zakończeniem prelekcji. Schodząc ze sceny, otrzymała bardziej entuzjastyczne brawa niż na początku, co sprawiło, że uśmiechnęła się do siebie. Był to ostatni z zaplanowanych wykładów, więc w chwilę potem na sali zrobiło się gwarno, a do malarki zaczęły podchodzić różne osoby. Wciąż trzymała fason, starając się nie wyjść ze swojej roli — w pewnym sensie prelekcja wcale się dla niej nie skończyła. Powoli udawało jej się przesuwać w głąb sali, aż w pewnym momencie zauważyła Setsuro. Zawiesiła na nim spojrzenie — nie błagalne, ponieważ nie mogła sobie na to pozwolić — mając nadzieję, że zrozumie jej chęć ucieczki. Nie miała jednak pewności, czy pomoże jej się wydostać z otaczającego ją tłumku, czy może z bezczelną przyjemnością będzie przyglądać się jej niemym męczarniom. Prawdopodobnie był jedyną osobą na sali, która mogła w ogóle podejrzewać, że ma już dość. Mimo wszystko ucieszyła się, że wciąż tu był. Przecież mógł dawno wyjść, a zdawało się, że na nią czeka.
@Yōzei-Genji Setsurō
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Shogo Tomomi, Saga-Genji Shizuru, Yōzei-Genji Setsurō, Yakushimaru Sanari, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
„Wiesz co…”
— Wiem.
Nie przejął się jej słowami; nie zignorował ich, bo odpowiedział przecież na pytanie (jakiego w pełni nie zadała), ale… zrobił to automatycznie, przez co – chcąc nie chcąc – wyglądał na osobę, która wcale nie słuchała. Tym bardziej, że — zamiast patrzeć przy tym na swojego rozmówcę — uciekał spojrzeniem tygrysich oczu przez na wpół otwarte okno, poza pomieszczenie, w czterech ścianach którego zaczynał się czuć tak jak zwierzę zamknięte w klatce. W jego wnętrzu był już tylko ciałem; wzrokiem – a więc i, w związku z tym, myślami – wrócił do kobiety dopiero, kiedy usłyszał następne wypowiedziane przez nią zdanie. W rozszerzonych w zdziwieniu oczach widać było, że udało jej się wykorzystać chwilę, w której nie poświęcał uwagi otoczeniu, żeby teraz to symboliczne ostrze, którym tak chcieli ugodzić w swojej rozmowie przeciwnika, oprzeć na jego gardle. Przełknął ślinę, nie robiąc jednak kroku wstecz; wręcz przeciwnie, nie tylko nie został na miejscu, a zbliżył się do niej jeszcze bardziej, bo pochylił się z uśmiechem nad jej głową, jak nauczyciel nad uczniem, któremu właśnie miał powiedzieć, że nie zdał egzaminu. Był w jego wyrazie twarzy dokładnie ten sam rodzaj czułego pobłażania; „walcz dalej, nie poddawaj się; może teraz ci się uda”.
— Możesz — pozwolił wyrazowi zejść z ust wraz z następnym oddechem, w którym nie słychać już było drżenia serca, jakie przez chwilę zdawało się nie mieścić w klatce żeber — chociaż póki co to się na niej zatrzymałaś. — Chciał wyprowadzić ją z równowagi, bo – tańcząc tak od jednego słowa do drugiego – zaczęła to robić z wdziękiem, na który nie mógł jej pozwolić, jeśli nie chciał, żeby to ona prowadziła go przez rozmowę. Przecież miał nie tracić kontroli. — Dlatego nie mogę się doczekać tego czytania mnie w twoim wykonaniu. Będzie na głos?
Rozłożył z westchnieniem ręce, prostując się.
— Och, ale właśnie dałaś — zwrócił jej uwagę, udając przy tym beznamiętność. — Żadnego flirtu.
Nie zmienił pozycji, kiedy ona zmieniła swoją. W ogóle się w związku z tym nie ruszył, więc nie dało się określić, czy czuł się z tym naturalnie, czy obco. Wydawało się jednak, że ten brak ruchu jest rzeczą jak najbardziej zamierzoną. Dał jej dzięki temu możliwość sprawdzenia – bez jego ingerencji – jaki rodzaj kontaktu z nim nie wychodzi teraz poza strefę jej komfortu. Przy okazji sam oczywiście miał zamiar zbadać, do czego zdolna jest Alaesha, nie będąc przez niego do niczego prowokowana.
— A-a, Itou — słowa – przez to, że zdają się wychodzić z głębi gardła – przypominają brzmieniem kocie mruczenie. — Nie mów do mnie takim tonem. Nie teraz.
I znowu atakuje go jego własną bronią.
Tym razem jednak jest już na to gotów.
— Lubię — zaczął, patrząc z powagą na Alaeshę. — …jeśli ma komplet szczepień — dokończył już z rozbawieniem, wracając spojrzeniem na scenę, z której właśnie schodził jeden z prowadzących. Co teraz? Czy to już koniec? Stuka paznokciami o ekran telefonu, na którym sprawdza godzinę, dając ujście swojemu zniecierpliwieniu. Dzięki obecności Itou czas płynie szybciej, ale wciąż za wolno.
Podnosi wzrok na Alaeshę, kiedy ta wstaje z siedzenia po tym, jak podeszła do niej dyrektorka artystyczna teatru. Zna ją. Nie udało mu się jednak usłyszeć, o czym mówią, więc kiedy po rozmowie z nią Alaesha odwraca się z powrotem do niego, unosi brwi. Tak?
„Mam nadzieję, że…”
Mruga oczami, jak gdyby rzeczywiście nie wiedział o co chodzi.
— Cudownie — mówi, ograniczając do tego całą swoją odpowiedź. Zmienia przy tym ton i chociaż zdaje się on nie różnić wiele od poprzedniego, to jest w nim coś, co – w połączeniu ze spojrzeniem odprowadzającym kobietę na scenę – daje wrażenie człowieka, który przyszedł tu wspierać swojego przyjaciela, czy, jak w tym przypadku, przyjaciółkę. Wiara?
Zanim wychodzi z sali, śle spojrzenie Itou, ale ta nie może zobaczyć go przez blask reflektorów na scenie, więc nie ma szans go odwzajemnić. Przez chwilę rozmawia jeszcze po wykładzie z Sagą, zanim ponownie odszukuje ją wzrokiem w tłumie. Cóż, wygląda na to, że przyciąga nie tylko jego. Tym razem jednak również na niego patrzy, co wystarcza mu do tego, żeby do niej podejść, mimo że być może źle interpretuje to, co chciała mu przekazać. Cóż, zdążyła udowodnić mu podczas ich konwersacji, że nie boi się używać żadnych słów. Nic więc nie powstrzymywało jej przed użyciem odpowiedniego do wyrażenia faktu braku zadowolenia z jego towarzystwa.
— Przepraszam, ale to wszystko na dziś — mówi głosem, którego nie sposób zignorować – który wręcz wymaga uwagi od zgromadzonych wokół niej ludzi. — Itou-san jest zmęczona.
Staje u boku Itou, a kiedy tłum zaczyna się rozchodzić, odzywa się szeptem przy jej uchu, nie mogąc się przy tym powstrzymać przed przeciągnięciem oficjalnego zwrotu, co czyni go znacznie mniej formalnym, wręcz prywatnym:
— Teraz też źle cię odczytałem, Itou-san?
Zdaje się, że nie, bo Alaesha rzeczywiście z nim idzie. Razem wychodzą na zewnątrz, przed teatr, gdzie, jak się okazuje, pada deszcz. Setsurō wyciąga przed siebie rękę, żeby sprawdzić, jak bardzo. Być może za chwilę przestanie, póki co jednak czuje jego krople na skórze. Nie oferuje Itou parasola, bo sam go nie ma.
— Podobał mi się twój wykład, ale brzmiał bardziej jak wstęp do następnego niż kompletna całość. — Przechyla głowę; nie umie się przy niej oprzeć chęci robienia tego, co samo w sobie nie ma wiele wspólnego z kokieterią, jednak w jego wykonaniu sprawia takie wrażenie. Być może dlatego, że – świadomie lub nie – pokazuje jej w ten sposób, jak bardzo interesuje go to, co ma do powiedzenia. — Mogę wziąć w nim udział? — Uprzedza jej odpowiedź: — To nie flirt.
Patrzy na nią tak, jak gdyby zobaczył ją po raz pierwszy, bo tu, w świetle latarni, jej twarz wygląda inaczej. W tej nowej dla niego odsłonie kontur sylwetki Itou zdaje się być bardziej miękki, jak szkic wykonany ołówkiem.
— Masz na coś ochotę? — Zostawia jej wybór. — Może chcesz przejść… — Pada deszcz. — …to jest przejechać się, dopóki coś nie złapie twojego spojrzenia?
To nie jest dla niego problem, niezależnie od tego, co wybierze, bo samochód stoi dalej na parkingu. Saga go już dzisiaj nie potrzebował. Yōzei jest właściwie ciekaw, czego spodziewa się po nim Itou, bo sam nie wie, czego spodziewać się po niej. Czy wykorzysta fakt, że jest z osobą z Minamoto? Oczywiście, nie da się stwierdzić charakteru drugiego człowieka po jednej podjętej przez niego decyzji, ale cóż może robić przy takim stażu znajomości, jak nie zbierać każdej z osobna, aż będzie ich wystarczająco dużo, żeby móc wyciągnąć na ich podstawie jakiekolwiek wnioski?
— I jak mam się do ciebie zwracać?
Uśmiecha się mimowolnie w reakcji na zmianę wyrazu jej twarzy.
— Widzę to marszczenie nosa na „Itou”. Jest słodkie, ale musi być męczące.
Saga-Genji Shizuru, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— Skąd wiesz, że odczyt nie trwa już teraz i że w ogóle czekałam na Twoją zgodę? — Zadarła głowę do góry, aby móc lepiej widzieć wyraz jego oczu. — Chciałam po prostu się dowiedzieć czy byś tego chciał. — Zrobiła krótką pauzę, pozostawiając uchylone wargi. — Na razie pozwolę sobie czytać po cichu, we własnych myślach.
Niemniej, już w chwilę potem ponownie, i zupełnie niechcący, padła ofiarą swoich własnych słów. Żadnego flirtu nie było preferowaną przez nią opcją i miała wrażenie, że doskonałe zdawał sobie z tego sprawę. Przynajmniej miała taką nadzieję. Aczkolwiek nie czuła się jeszcze przegrana, walka o wpływy wciąż trwała. Setsuro mógł pomyśleć, że Alaesha na tym poprzestanie, jednak być może już niedługo pożałuje tego, że sam wykonał krok w tył, zostawiając dla niej wolną przestrzeń do działania. Widziała, jak jeszcze przed chwilą ciężko przełknął ślinę, zanim jej odpowiedział z typową sobie nonszalancją. Jej słowa musiały nie przechodzić w nim bez echa.
Jako że obiecała brak jakichkolwiek podpowiedzi, nie skomentowała tego w żaden sposób — z jej opanowanej twarzy mogło wyrwać się jedynie zmarszczenie brwi lub nosa. Gdyby teraz odpowiedziała, to prawdopodobnie właśnie udzieliłaby mu jasnej wskazówki. Tymczasem teraz stosował teraz jedynie blef. Prawda?
Brakowało jeszcze, aby pomachał jej przed nosem palcem podczas próby postawienia jej zakazu. Zakazywanie artystce czegokolwiek nie było mądre, ponieważ, gdy czegoś nie mogła robić, to jeszcze bardziej tego chciała. Brak prowokacji był... jak czysta prowokacja. Aczkolwiek, w ewentualnym przypadku korzystania z tego samego Słownika Przekomarzania się co i ona mogło być to nawet roztropnym rozwiązaniem, aby przyciągnąć uwagę Itou.
— Ale o jakim tonie znowu mówisz? Zabraniasz mi być uzależnioną? — Od Ciebie? — Obawiam się, że to przyniesie odwrotny skutek. — Nie mogła się powstrzymać i palcem wskazującym przejechała wzdłuż jego przedramienia, muskając materiał garnituru. Miała rację, że był on przyjemny w dotyku. Garnitur oczywiście.
Fizycznie nie odsunął się ani na milimetr, jednak ta nagła zmiana podejścia, z premedytacją prowadzony brak flirtu pozostawiał pustkę nie do zniesienia dla Alaeshy. Tym samym szybko zajęła wolną przestrzeń i rozgościła się w niej, przysuwając się bliżej do granic swojego rozmówcy. Póki nie będzie na granicy obrażenia się, nie miała zamiaru hamować. A nawet gdyby się obraził... Cóż, pewnie znalazłaby sposób na to, żeby przestał.
— Szczepienia wystarczą do tego, żebyś dał się pogryźć? Nie jest to duże wymaganie. — Zrobiła niezadowoloną minę, taką jakby chciała go skarcić za tak błahe kryterium. — Jednocześnie muszę Ci powiedzieć, że je spełniam. Aczkolwiek książeczki szczepień akurat nie wzięłam ze sobą.
Zrozumiał jej spojrzenie i zaczął iść w jej kierunku. To ciekawe, że jeszcze na początku przerwy od niego uciekła, a po wykładzie już cieszyła się z jego nadejścia. Ta znajomość była intensywna.
Przybył jak rycerz w lśniącej zbroi i pożegnał towarzystwo w taki sposób, jakby co najmniej to on zarządzał tym teatrem. Zainteresował ją ten posłuch — choć może to normalna reakcja tłumu na podobne słowa? Wprawdzie Alaesha miała pewne wątpliwości czy europejscy średniowieczni rycerze mieli włosy długie do pasa i byli ubrani w eleganckie garnitury, to nie miała zamiaru polemizować z tym wyobrażeniem. Została uratowana!
Szept skierowany do jej ucha wywołał w niej przyjemny dreszcz. Ten rodzaj grzecznej poufałości jak najbardziej jej leżał. Uniosła głowę do góry, aby skierować słowa w kierunku ucha Setsuro, tak, aby tylko on ją usłyszał.
— Dziękuję! — Mrugnęła do niego jednym okiem.
— Pójdę tylko zabrać swoje rzeczy — myślałam, że się nimi zaopiekujesz! — Rzuciła z udawanym rozczarowaniem, ponieważ nawet z tego miejsca widziała jak jej torebka i płaszcz leżą spokojnie na fotelu. Poszła przodem, usilnie starając się, aby nie podskakiwać. W końcu właśnie przed chwilą udzieliła wykładu w Teatrze Kabuki! A dzień się nawet jeszcze nie skończył.
Stali już na chodniku i mijali ich inni ludzie wychodzący z budynku.
— Co masz na myśli? Jak to tylko wstęp? — Wpierw pomyślała, że za mało wyczerpała temat albo coś ominęła i na moment zamarła. Dopiero po chwili trafił do niej prawdopodobny sens wypowiedzi Setsuro. — Chciałbyś dowiedzieć się więcej na ten temat? Naprawdę?! — Spojrzała z niedowierzaniem, ale też jasnym błyskiem w oku. Jeśli osobie, która nie była zbytnio zainteresowana wykładami, spodobało się jej przemówienie, to musiało pójść całkiem dobrze! Albo to jednak był flirt. Kto mógł to wiedzieć?
Otaczająca ich aura nie zachęcała do długich spacerów. W zasadzie niczego bardziej nie pragnęła niż spokojnej zimowej nocy podczas przechadzania się niemal pustymi chodnikami. Niestety, przynajmniej w tym momencie nie było na to szans, a coś należało ze sobą zrobić. Powrót do domu jeszcze nie wchodził w grę.
Stała przez chwilę zastanawiając się, jak odpowiedzieć. W rzeczywistości wcale nie oczekiwała od niego stawiania jej kolacji, po prostu zgodziła się na jego propozycję. Poczuła się nawet całkiem nieśmiało, ponieważ o dziwo nie miała doświadczenia w chodzeniu konkretnie na kolacje. Przynajmniej nie z takimi osobami, które dopiero poznawała. Należała do osób, które nie miały nawet aplikacji randkowej. Bynajmniej nie chciała umawiać się z ludźmi na siłę. Spotykała się zazwyczaj z osobami, z którymi już coś zaiskrzyło i to najczęściej w trywialnych sytuacjach. To nie sztuka poczuć się wyjątkowo na aranżowanej pierwszej randce z nieznajomym, gdy każde z zaproszonych przedstawia teatrzyk ze swoich najlepszych cech. Bliższe jej sercu były iskry, które potrafiły przeskakiwać z osoby na osobę zupełnie przypadkiem w codziennych sytuacjach. To przecież właśnie w codzienności ktoś musi być dla niej interesujący, a nie tylko od czasu do czasu na wystawnych spotkaniach. Dziś czułaby się niezręcznie, idąc na kolację z Setsuro czy nawet wsiadając do jego auta. Wydawało jej się to wymuszone i niepotrzebne. Jej brak odpowiedzi trwał już odrobinę zbyt długo, dlatego powiedziała to, co jako pierwsze przyszło jej do głowy.
— Może pójdziemy na jednego albo dwa drinki, a kolację zachowamy sobie na następny raz? — Chciała wiedzieć, czy spotkałby się z nią ponownie, nie tylko „przy okazji” a „specjalnie dla niej”. Jednocześnie zaproponowana ilość alkoholu mieściła się w normie chcę dalej z tobą rozmawiać, a nie upić siebie lub ciebie.
— W okolicy jest dobry cocktail bar, nawet nie powinniśmy specjalnie zmoknąć, idąc tam pieszo. — Chwyciła mężczyznę pod ramię i zaczęli iść w odpowiednim kierunku.
— Wiesz co, Yōzei-sama... — Tak bardzo miała ochotę się z nim droczyć, co zdawało się, zabrał jej sprzed nosa jak dziecku cukierek. — Może być Alaesha... lub Ala. Chociaż powiem Ci, że Itou-san caaałkiem przypadło mi do gustu. — Przedłużyła jedną sylabę — Tak naprawdę możesz się zwracać do mnie, jak chcesz.
Weszli do środka. Było to eleganckie miejsce, gdzie można było napić się dobrego alkoholu, dające jednak sporo swobody i niezbędnej do rozmów intymności. W powietrzu unosiły się delikatne, acz wesołe jazzowe nuty, a do każdego stolika dostawione były miękkie, skórzane kanapy o bordowych obiciach. Światło w pomieszczeniu było klimatycznie przygaszone.
Kelner powitał ich na wejściu, następnie doprowadził do jednego ze stolików i zostawił karty. Ściągnęli płaszcze i odwiesili je na wieszaku obok. Setsuro szybciej zajął miejsce, więc Alaesha dosiadła się do niego — na tę samą kanapę. Usiadła bokiem, czyli przodem do niego, uginając jedno kolano i wciągając je na siedzenie tak, że obcas wciąż zwisał za kanapą, niknąc gdzieś pod materiałem spódnicy. Poprawiła i przygładziła wilgotne od deszczu włosy, patrząc na równie zroszone włosy Setsuro — może nawet bardziej niż jej własne, ponieważ jego kosmyki były zdecydowanie dłuższe.
Ramię odłożyła na oparciu kanapy, podpierając podbródek na dłoni. Yōzei mógł już wcześniej zauważyć, że miała problemy z grzecznym siedzeniem na miejscu, choć ona z pewnością nie nazwałaby tego problemem.
— Powiedz mi, ale tak szczerze. Jak Ci się podobał mój wykład? — Spojrzała na niego wyczekująco, niemal nieśmiało. W tym momencie Alaesha mogła wyglądać jak studentka czekająca na wynik ustnego egzaminu z zaciętą, ale też pełną nadziei miną.
Kelner wrócił do nich, pytając, czy już może wziąć od nich zamówienie. Alaesha nie chciała zmieniać wygodnej pozycji, więc bez patrzenia w kartę poprosiła o swojego drinka.
— Dla mnie będzie old fashioned i karafka wody niegazowanej.
@Yōzei-Genji Setsurō
Saga-Genji Shizuru, Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.