Największy teatr w dzielnicy, w którym można zaznajomić się z tradycyjną japońską sztuką kabuki. Seanse odbywają się regularnie, przeważnie dwa razy w tygodniu, i cieszą się dużym uznaniem. Wpuszczani są goście wyłącznie w stroju formalnym - dotyczy również yukat. Bilety należy rezerwować najlepiej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dostanie się na pokaz z dnia na dzień jest niemal niemożliwe, jeżeli nie jest się w towarzystwie kogoś z klanu Minamoto, który wspiera rozwój teatru.
W pozostałe dni można uczestniczyć w mniej zobowiązujących oraz szerzej dostępnych wydarzeniach, jak prelekcje dotyczące rozwoju japońskiej sztuki teatru na przestrzeni epok, spektaklach teatru cieni dla dzieci, pokazowych ceremoniach parzenia herbaty oraz innych.
— Też mam nie czekać na twoją zgodę? — odpowiedział, nie zmieniając przy tym pozycji, bo, cóż – było mu nad nią wygodnie. Patrząc na jej rozchylone w kokieterii usta, nie mógł oprzeć się myśli, że kobieta wyglądałaby pod nim dobrze również w innych konfiguracjach. — Czy tylko ty tak możesz? Jak to działa? Wyjaśnij mi, proszę.
Wrócił spojrzeniem do jej oczu, szukając w nich uczuć, którymi tak lubił się karmić. Już wiedział, że nie zdoła zaspokoić swojego głodu tego dnia, bo – cóż za paradoks – przy niej apetyt zdawał się nie maleć, lecz rosnąć w miarę jedzenia.
Ledwo poczuł jej dotknięcie – było tak delikatne, że równie dobrze na jego ubraniu mógł usiąść owad, chociaż w tym przypadku nie miał jak usłyszeć szumu jego skrzydeł przy swoim uchu. Nie dostał więc żadnego ostrzeżenia. Nie potrzebował go, oczywiście – przecież nic takiego się nie stało – ale… nie chodziło o to, co zrobiła, a jak. Było w tym ruchu coś zuchwałego właśnie przez jego wstrzemięźliwość; zawarta w niej wiedza, że nie powinna. To było jak wkładanie rąk do klatki z dzikim zwierzęciem, licząc na to, że postąpi ono wbrew swojej naturze, bo będzie bać się konsekwencji.
— Nie wiesz jakim? — zdziwił się sztucznie, nie mówiąc jednak niczego więcej na ten temat. Po co? Przecież wiedziała. Nie miał zamiaru brać udziału w grze, która była przez nią ustawiona – i ona również powinna przestać w nią grać, skoro już w ogóle zaczęła. — Chcę to zobaczyć.
Pozwolił uciec z płuc westchnieniu, którego nie mógł już w nich utrzymać.
— Przykro mi, ale bez niej nic z tego. Masz ją w domu? Może będziemy musieli po nią pójść.
Wiedział, że to się nie stanie – powiedział to z pełną świadomością tego faktu. Alaesha nie wydawała mu się być kobietą, która zaprasza do siebie ledwo poznanego mężczyznę, zwłaszcza o tej porze. Nie czuł w związku z tym żadnego rozczarowania, bo od początku miał o niej takie zdanie. Według niego ich znajomość miała zacząć i zakończyć się na rozmowie i nie miał niczego przeciwko temu. W przypadku, w którym miałby z tym problem, przecież by jej teraz nie kontynuował. Bawiła go jednak przez to odwaga, jaką wykazywała wobec niego Itou. W końcu będzie musiała przyznać – przede wszystkim przed nim, ale może i przed samą sobą – że nie zdobędzie się podczas ich spotkania na nic, czym tak bardzo chciała pobudzić jego wyobraźnię. Wróci dziś do swojego łóżka – po to, żeby w nim spać. Nie miał co do tego wątpliwości.
Nie zdążył odpowiedzieć na to, co powiedziała, zanim zostawiła go samego. Właściwie to miała rację – mógł zająć się jej rzeczami… chociaż nie w sposób, w jaki by tego chciała. Przez swoją pracę miał obsesję na punkcie zbierania informacji o ludziach; głównie tych, których nie dawali mu sami. Wrócił do tematu po tym, jak wyszli już z teatru:
— Przepraszam. Nie wiedziałem, że to była rozmowa o pracę – i że już zatrudniłaś mnie na swojego ochroniarza. — Wymienił spojrzenia z Shizuru, którego minęli przed chwilą w drzwiach. Zobaczył w jego oczach zimno, które skuło – dla kontrastu tak teraz gorącą – krew w jego żyłach lodem. Ta zmiana temperatur, mimo że zaszła tylko w jego głowie, nie była przyjemnym uczuciem. — …a przynajmniej na ochroniarza swojej torebki.
Deszcz, zamiast przestać, zaczął padać jeszcze bardziej. Cóż, dobrze, że Itou nie była zrobiona z cukru. Setsurō nie wyglądał zaś na osobę, która przejmuje się tym, że będzie mokra. Czekał wręcz na burzę. Taka pogoda podobała mu się dużo bardziej od słońca na niebie, chociaż może nie w chwili, w której stał bez ruchu na zewnątrz.
— Tak. — Zwrócił do niej głowę, żeby móc słyszeć ją przez szum deszczu, samemu podnosząc głos, który w teatrze musiał tak bardzo zniżać. — Czy to takie dziwne?
Oczywiście, że nie zgodziła się pojechać z nim samochodem — niczego innego się po niej nie spodziewał. Mimo wszystko musiała widzieć w nim potencjalne zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. I bardzo dobrze – sama różnica w ich wzroście stanowiła wystarczającą do tego podstawę; Alaesha miała swoją głowę na wysokości jego klatki piersiowej. Nie miał zamiaru sprzeciwiać się ofercie, którą mu złożyła, ale…
— Więc będzie następny raz? — …nie umiał się przy tym powstrzymać przed rzuceniem w jej stronę chociaż jednej ironicznej uwagi, której ostrość złagodził następnym zdaniem, jakie wyszło z jego ust — Jak sobie życzysz. Jestem dzisiaj do twoich usług.
Poszli razem w kierunku wyznaczonym przez Itou. Musiał zwolnić, żeby – idąc – zwyczajnie jej nie wyprzedzić; robiła w końcu dużo mniejsze kroki od niego. Trudno mu było nie dostrzec, że wzięcie go przez nią za ramię znacznie ułatwiło utrzymanie jednego tempa. Nie uznał więc tego kontaktu fizycznego za nic ponad konieczność wymuszoną na niej jego sylwetką.
— Jak chcę? — powtórzył ze śmiechem za Alaeshą, sugerując jej, że władza, którą mu właśnie nad sobą daje, może być za duża. Przez chwilę szli w milczeniu, zanim zadał Itou pytanie tonem, któremu nie nadał żadnej konkretnej emocji, chcąc, żeby brzmiało jak najbardziej neutralnie, bo samo w sobie było już dwuznaczne — Jak jeszcze lubisz być nazywana?
Wybrane przez jego towarzyszkę miejsce wygląda – mimo tego, że to nie restauracja – wystarczająco elegancko, żeby Yōzei nie wyróżniał się z tłumu swoim ubiorem aż tak bardzo. Zdejmuje z siebie płaszcz i wiesza go na wieszaku, po czym siada na wskazanej im przez kelnera kanapie. Mimo wszystko postanawia ściągnąć również marynarkę, którą kładzie już obok siebie, zostając w koszuli. Nie rozwiązuje jednak zaciśniętego na szyi krawata. Nie zwraca przy tym wszystkim przez chwilę uwagi na Itou, a kiedy wraca do niej spojrzeniem, siedzi w pozycji, która musi być dla niej wygodna. Sam więc przyjmuje taką, jaka jest komfortowa dla niego – opiera się plecami o oparcie, kładąc na nim jedną z rąk. Drugą sięga do swoich włosów, które, przez swoją długość, były już wystarczająco trudne do utrzymania w ładzie na sucho, a co dopiero teraz, na mokro. Zakłada je sobie za ucho. Przez moment musi walczyć z odruchem otrząśnięcia się jak pies, bo jeśli to zrobi, woda spadnie przecież głównie na jego biedną partnerkę.
— Wiesz, poprzeczka zawieszona przez twojego poprzednika była… — zaczyna z sarkazmem, ale widząc, jak Alaesha patrzy na niego tymi swoimi sarnimi oczami, zmienia ton. — Powiedziałaś wszystko co najważniejsze w odpowiednim czasie. Później ludzie przestają słuchać bez względu na to, jak ciekawie mówisz. I komentuję to jako osoba, która… — Robi przerwę, bo podszedł do nich kelner. Mówi mu zamówienie, mając nadzieję, że zgadł, co tu mają; nie miał czasu spojrzeć na menu — Sunrise? — Wraca swoją uwagą z powrotem do Itou. — …się na tym zna. — Mimo że uważa, że kwestia sztuki wychodzi poza wachlarz jego zainteresowań, i tak rzeczywiście dużo o niej wie – a przynajmniej o tej sztuce, która jest związana z japońską kulturą. Klan bardzo dbał o wykształcenie swoich członków pod tym względem; według niego aż za bardzo. Nie lubił się uczyć, a już zwłaszcza o rzeczach, których nie mógł wykorzystać w swojej pracy. — Wiedziałaś, że nie od zawsze grano podczas kabuki na shamisenie? Teraz nie jestem w stanie wyobrazić go sobie bez. W ogóle bardzo lubię ten instrument, bo… — mimo woli rozmowa zmienia się w monolog, w środek którego wchodzi mu kelner z ich zamówieniem, a właściwie to częścią zamówienia – tą dla Itou. Po zdjęciu go z tacy pochyla się w ukłonie przed Setsurō, przekazując mu, że nie mają już tequili. — Hm? To nic. Może być cokolwiek innego. — Właściwie to nie bardzo obchodzi go, jaki alkohol będzie pić w jej towarzystwie.
Stracił wątek, więc spojrzał znowu na Alaeshę, żeby go w niej znaleźć. Kobieta zdaje się wciąż czekać na więcej. Więc to było dla ciebie za mało? Kącik ust Yōzeia unosi się w uśmiechu.
— Aż taka jesteś łasa na komplementy? — Delikatnie ujmuje dłonią linię jej szczęki. Nie zmusza jej do tego, żeby podniosła głowę. Uściskiem swoich palców pokazuje jej jednak, że chce, żeby to właśnie dla niego zrobiła. To, czy będzie się go słuchać, zależało od niej. — Co mam ci jeszcze powiedzieć? — Przez chwilę brzmi zupełnie poważnie, kiedy zwraca się do niej głosem, jakiego wcale nie zmienia w szept — Good girl?
Puszcza ją, kiedy nie może już powstrzymać się przed śmiechem. Nie zdążył jeszcze przestać się śmiać, zanim przyszedł kelner z jego drinkiem. Ze zdziwieniem, które przechodzi znowu w rozbawienie, stwierdza, że dostał od niego kieliszek martini.
— Proszę przyjąć deser na nasz koszt w ramach przeprosin.
Dziękuje, kiedy mężczyzna kładzie przed nim na stole również talerz, na którym znajduje się ciasto, jakiego dawno już nie jadł. Nie wie, czy takie podejście do klienta jest w tym miejscu standardem, czy też dostaje specjalne traktowanie ze względu na to, kim jest – nie chowa znaku Minamoto – ale nie odmówi darmowego deseru, zwłaszcza że może podzielić się nim z Alaeshą, prawda? Nie żeby chciało mu się jeszcze słodkiego – tego przecież miał wystarczająco dużo pod postacią Itou — ale może to być powód do dalszego droczenia się z nią. Czemu nie. Bierze do dłoni łyżeczkę, żeby zanurzyć ją w lava cake. Pozwala płynnej czekoladzie w środku wypłynąć na zewnątrz.
— Wybacz za to. Przyjmiesz kawałek na zgodę?
Podsuwa łyżeczkę Itou. Nie mogła jednak rzeczywiście skorzystać z tego zaproszenia, bo prawie że od razu zabiera ją, żeby włożyć sobie ciasto do ust. Z błyskiem kolczyka przesuwa językiem po dolnej wardze, patrząc na kobietę z rozbawieniem, kiedy mówi do niej tak wolno, że wręcz literując słowa:
— Jednak nie jest mi przykro.
I wanna die in the pain that we are.
Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Alaesha zastanawiała się, o jakim tonie w zasadzie mówił. Pewne rzeczy robiła automatycznie, nie zastanawiając się zbytnio, w jaki sposób je wykonuje. Odebrał jej słowa jako kokieterię czy prześmiewanie go?
— Już, już nie bocz się. — Roześmiała się i postarała, aby w jej głosie nie zabrzmiała ani jedna fałszywa nutka. Chciała, żeby pomyślał, że nie wzięła go serio, choć zaintrygowała ją ta nieoczekiwana złość. Jakby... bronił się przed nią? Nie wiedziała, czy był to właściwy trop. Palcem, którym do tego momentu delikatnie wodziła po materiale marynarki, zjechała na męski nadgarstek, dłoń i zakończyła ruch na jednym z paliczków. Potem zabrała całkowicie rękę, aby chwilowo nie czuł się niepokojony; tym gestem chciała uciąć wszelkie dodatkowe dyskusje. Już, cichutko.
— Do domu, to mnie możesz dzisiaj najwyżej odprowadzić. — Uśmiechnęła się szyderczo, windując bardzo wysoko jedną z brwi. — Bo do siebie nie możesz mnie zaprosić, prawda? — Powiedziała ciszej prosto do ucha mężczyzny, wypuszczając przy tym cienki strumyk ciepłego powietrza. — Saga by chyba nie był zadowolony... — Zaryzykowała to stwierdzenie, wiedząc, że nic jej teraz nie zrobi. Mimo wszystko nie powiedziała niczego wprost. Może właśnie strzeliła, jak kulą w płot, jednak może też uzyska jakąś informację.
— …a przynajmniej na ochroniarza swojej torebki.
Roześmiała się. Ponownie głośno i trochę szyderczo.
— Rozmowa o pracę? Ja bym Cię nie zatrudniła. A tak szczerze, to nie wierzę, że nie zwróciłeś żadnej uwagi na moje rzeczy. Jeśli jednak rzeczywiście o tym nie pomyślałeś, to chociaż się przyznaj, a nie wymyślasz. — Przewróciła oczami. W sumie nic się nie stało, a uczepił się tego tematu. Chce iść z nią na tę kolację, czy nie?
W międzyczasie przeszedł koło nich Shizuru, przeszywający Seta zimnym spojrzeniem. Gdy już odszedł wystarczająco daleko, Ala postanowiła rzucić zgryźliwym komentarzem.
— Uuu, co za chłód! Może mu przeszkadza to, że przyszedłeś tutaj z nim, a wychodzisz ze mną? — Był to oczywiście żart. Wątpiła, aby łączyło ich cokolwiek specjalnego. Niemniej zdawał się nie być obecnie w łaskach swojego pana. Nie lubiła polityków, a sam Shizuru, jako osoba publiczna, zdawał się skrywać za fasadą uprzejmych uśmiechów, mając wiele za paznokciami.
— Więc będzie następny raz?
— A nie? — Odpowiedziała pytaniem. — Oczywiście o ile dzisiejszy wieczór będzie należał do udanych. — Dodała, żeby nie pomyślał, że zaistnienie kolejnego spotkania zależy jedynie od jego widzimisię.
— Do usług? No nie wiem, najwyraźniej wszystkie Twoje usługi są płatne. Może najpierw powinieneś pokazać mi cennik, zanim skasujesz mnie za wieczór? — Rzuciła żart z pełną powagi miną, w którym tylko wprawne ucho usłyszałoby ukąszenie wskazujące na to, że mogłaby go sobie kupić na wieczór.
— Jak jeszcze lubisz być nazywana?
Przebiegły jej przez myśl kotki, króliczki, misie i inne pluszaki. Oczywiście, że lubiła zdrobnienia, jednak dopiero, gdy była z kimś emocjonalnie blisko. Zazwyczaj wtedy taki zwrot niósł za sobą miłą historię i rzadko kiedy był taki... pospolity. Następnie przyszły jej też do głowy inne, ostrzejsze określenia, ale nie mogła powiedzieć, że któreś lubiła szczególnie. To, co jednak przewijało jej się w głowie wraz z tymi określeniami, był odmieniany na różne sposoby zaimek „moja". To właśnie świadectwo przynależności było dla Alaeshy elementem najmilszym dla ucha. Nie chodziło o to, by naprawdę być czyjąś, a by to słyszeć w odpowiednich momentach. Na przykład określonej nocy. Jednak ani jedne, ani drugie rozważania nie nadawały się na odpowiedź dla mężczyzny.
— Mimo wszystko najbardziej lubię po prostu moje imię. — Powiedziała, zerkając w górę na jego twarz. To zaskakujące, o ile był od niej wyższy nawet wtedy, gdy miała na sobie obcasy. Jaka była w takim razie rzeczywista różnica wzrostu między nimi? — Ładnie brzmi, gdy ktoś je wykrzykuje... — Mówiąc to, odwróciła już głowę w drugą stronę. Powiedziała to cicho, prawie do siebie, tak żeby mężczyzna miał trudność ze zrozumieniem słów. Nie mogła się jednak powstrzymać przed powiedzeniem ich na głos.
Deszcz ich nie oszczędził podczas spaceru do baru, jednak nie byli jakoś wyjątkowo przemoczeni. Najbardziej chyba ucierpiały na tym ich włosy, które aktualnie powoli schły w cieple lokalu. Końcówki włosów Alaeshy zaczęły się powoli wywijać pod wpływem wilgoci, dodając jej fryzurze odrobinę nieładu i lekkości. Wiedziała, że było jej tak całkiem ładnie, więc i nie przejmowała się swoim wyglądem. Jeśli będzie on wymagał jakichś poprawek, to zrobi je przy okazji później, wychodząc do łazienki.
Dopiero siadając na kanapie, zauważyła, że Yozei ściągnął marynarkę. Kolorystycznie nie zmieniło się nic — oba elementy garderoby były czarne. Niemniej Setsuro wydał się Ali trochę bardziej prywatny, tak jakby miała okazję podejrzeć trochę treści spod lisiej maski. Bez marynarki wyglądał zaskakująco dobrze. Większość mężczyzn po ściągnięciu akurat tej części odzieży traciło na figurze i prezencji. Jednak nie Setsuro. Pocieszyła się w duchu, że gdyby rozmowa im się nie kleiła, będzie miała przynajmniej na czym zawiesić oko. Nie martwiła się jednak o to zbytnio, ponieważ niemal od momentu przedstawienia się sobie dzisiejszego wieczoru wręcz nie mogli się zamknąć. Dlaczego aż tak dobrze im się rozmawiało?
Słuchała go z zainteresowaniem, w międzyczasie pijąc swojego drinka. Niezbyt mądrze zaczęła od alkoholu, a nie od zamówionej wody, dlatego z pragnienia szybko wypiła większą część napitku. Poczuła przy tym, jak schodzi z niej napięcie i zmęczenie dzisiejszego wieczoru. Naprawdę dobrze było jej na tej kanapie, w którą mogła się miękko zapadać.
W zasadzie nie powiedział żadnego większego komplementu dotyczącego jej wykładu. Rozbawiło ją to, że to ona dzisiaj udzieliła prelekcji, a to długowłosy zaczął się rozwodzić nad tematem. W sumie to było urocze, więc specjalnie mu nie przerywała. W końcu zaczął mówić coś, co nie było jedynie podrywem, a rozmową na jakiś temat.
— Ale ja pytałam, czy Tobie się podobał mój wykład. — Rzuciła w wolnej chwili, w przerwie między zaczerpniętymi przez niego oddechami.
— Mmm i widzę, że natrafiłam na znawcę. Naucz mnie czegoś sensei. — Mruknęła z rozbawieniem, rzeczywiście przestając mówić i czekając na dalszy ciąg.
To, co mówił Setsuro, było bardzo interesujące. Zauważyła u niego tendencję do tego, że co jakiś czas deklamuje, że czegoś nie wie, nie zna się, nie lubi... Po czym mówi coś zupełnie ciekawego, głębokiego lub po prostu intrygującego. Zaczęła się bawić własnym kolczykiem, co pozwalało jej się lepiej skupić. Mogło wyglądać to jak kokieteria, jednak to, co jej się w tym momencie w nim podobało nie było jego fizjognomią, która swoją drogą była co najmniej interesująca, a słowa, które wypowiadał. Szczególnie że ktoś tutaj okazał się melomanem. Najwyraźniej wcale nie było mu tak daleko do sztuki, jak mu się wydawało.
— Nie wiedziałam. — Po co miała kłamać? — Rzeczywiście, shamisen dodaje „tego czegoś” do spektaklów. Nuty płynące z tego instrumentu są takie, takie... mesmerising. — Szukała słowa, po czym dokończyła po angielsku, co lepiej zdawało się opisywać jej myśli. W chwilę potem przerwał im kelner. Może trzeba było zamówić kilka drinków i niech ten człowiek nie wraca tutaj przez dłuższą chwilę? Miała nadzieję, że jego nadejście nie przeszkodzi Setsuro powrócić do tematu.
Wykonał nagły ruch, na który w ogóle nie była przygotowana. Odgarnięcie włosów w teatrze było zuchwałe, jednak zupełnie z kanonu męskich zagrywek. Nie spodziewała się po nim, że ma w sobie tego typu potencjał. W zasadzie była to... świetna wiadomość. Niemniej brak przygotowania dziewczyny na taki gest zrobił swoje. Poczuła piekące gorąco występujące nie tylko na jej policzki, ale też uszy, szyję i dekolt zasłonięty zapiętą na przedostatni guzik koszulą. W wyniku palców wciskających się w jej skórę odczuła wyraźnie własny puls, który znacznie przyspieszył. Uniosła na niego wzrok i jeszcze szybciej spuściła go. Setsuro, z tą pewnością siebie wypisaną na twarzy, przez chwilę wyglądał niczym bóstwo, któremu z przyjemnością złożyłaby się w ofierze. Niemniej nie do końca na tym jej zależało. Lubiła oddawać kontrolę, ale rzadko kiedy ktoś naprawdę jej ją odbierał.
Nie do końca uświadomionym pragnieniem Itou było pozbawianie jej kontroli krok po kroku, aż nie będzie już miała siły walczyć. To musiało być prawdziwe zwycięstwo, a nie jej akt dobroci nad partnerem... lub nią samą. Dopiero wtedy uległość mogła zyskać swój prawdziwy smak. Tymczasem ona potrafiła bardzo długo zwodzić, droczyć się i kusić, niczym dziki kot, podążając za swoją ofiarą. Wielu mężczyzn gubiło się w tym, czego rzeczywiście chciała. Ona czasami również.
Itou poczuła jak wraz z przyspieszonym pulsem, alkohol uderza jej do głowy, a ona nabiera odwagi do dalszej partii tej rozgrywki. Rozluźniła mięśnie i pozwoliła poprowadzić swoją twarz lekko ku górze według życzenia Setsuro. Przełknęła ślinę, jednak spojrzała na niego, nie zrywając już kontaktu.
— Dobra dziewczynka? To o mnie myślisz? — Na chwilę przygryzła wargę na dźwięk określenia wypowiedzianego przez jej własne usta. Nie powiedziała nic więcej, wpierw chciała uzyskać od niego odpowiedź. Na inne pytania i odpowiedzi jeszcze przyjdzie czas.
Yozei skrócił dystans między nimi. W takiej konfiguracji Alaesha miała łatwy dostęp do kawałka materiału owiniętego wokół jego szyi. Ktoś, kto już jest upięty na smyczy, nie powinien być tak pewny siebie. Chwyciła za krawat i pociągnęła do siebie, aby zrównać twarz Yozeia i swoją. Sama nie wyrywała się ani nie uciekała. Czekała.
Gdy w końcu ją puścił, wciąż się śmiał. Może myślał, że to takie zabawne lub... był to śmiech nieco nerwowy, bo jego dobra dziewczynka wcale nie chciała się tak ładnie słuchać, jakby sobie tego życzył? Gdy kelner położył koło niego martini i ciasto, odezwała się.
— Miałeś ze mną nie flirtować. Jakoś Ci to nie wychodzi. — Poruszyła nadgarstkiem, żeby zakręcić kostkami lodu w szklance, które dźwięcznie odbiły się od szkła. Upiła kilka ostatnich łyków, powoli, nie odrywając spojrzenia od ciemnych w przydymionym świetle tęczówek mężczyzny. Odkładając pustą szklanicę na stolik, drugą ręką machinalnie rozpięła guzik koszuli. W tym barze było dziwnie gorąco.
Tym razem sięgnęła po kartę alkoholi, w której znalazła pozycję, którą dobrze znała. Penicylina. Słodko-kwaśny i odrobinę cierpki na języku drink. Kelner akurat przechodził w drodze powrotnej koło ich stolika, więc Alaesha delikatnym uśmiechem ściągnęła jego uwagę i poprosiła o nowy napój.
Tymczasem Setsuro w chwilę później wyciągnął w jej kierunku łyżeczkę z kawałkiem ciasta. Chciał zaproponować rozejm? To było podejrzane. Droczył się z nią cały czas i zaczynała mieć się na baczności. Niemniej może teraz...? Nie jednak nie — sam z przyjemności zeżarł kawałek czekoladowego deseru. Wiedział, że ją tym zezłości, że ona nie lubi, gdy jej się coś zabiera. Zacisnęła szczęki i zgrzytnęła zębami. Trochę zbyt agresywnie opuściła otwartą dłoń o siedzenie kanapy, uderzając nią jakby w chęci poderwania się. Najchętniej wyrwałaby mu tę łyżeczkę z ręki. Ale...
Zauważyła błysk na języku Yozeia. Czyżby miał kolczyk? Szumiące jej w głowie procenty od razu podsunęły obrazy i myśli, jaki musi być pocałunek z taką ozdobą — nie miała jeszcze okazji tego sprawdzić. Wróciła jej do głowy jeszcze inna myśl. W zasadzie czemu nie chciała wziąć go do domu? Przecież nie oponowałby. Aczkolwiek ich gra w kotka i myszkę była dla Itou wyjątkowo satysfakcjonująca. Zabawa, w której wciąż nie było przesądzone, kto jest kotem, a kto myszą dostarczała jej czystej frajdy. Kręciło ją to bardziej niż jakakolwiek inna dosłowność. Tymczasem ich gra była przepyszna. Choć pyszne też pewnie było to cholerne ciasto, którym rzeczywiście mógłby się z nią podzielić. Skoro już zaproponował.
Alkohol mógł być w tym momencie jej najlepszym doradcą; a może właśnie najgorszym, ponieważ miała zamiar sama wpakować się do wilczego pyska. Rozluźniła wcześniej napiętą dłoń i przysunęła się do niego. Długa spódnica podwinęła się nieco, odsłaniając wysokie buty i trochę skóry. Była na tyle blisko, że kolanem oparła się o jego udo. Złapała w obie dłonie kosmyk jego włosów, przeczesując go palcami. Jego włosy ciągle były wilgotne od deszczu.
— W ogóle nie jest Ci przykro? — Nie patrzyła mu w oczy — rozdzieliła kosmyk na trzy części i zaczęła pleść niewielki warkoczyk.
— Yozei-sama, proszę, nie bądź taki... — Dopiero wtedy spojrzała na niego, wcześniej skupiona na warkoczyku. Użyła tego samego tonu, który zdenerwował go w teatrze. Słodki, niewinny, zdradziecki. W zasadzie nie wiedziała, o co mu wtedy dokładnie chodziło i miała nadzieję zobaczyć, czy w innej scenerii wywoła w nim podobne wrażenia, czy może zupełnie inne?
@Yōzei-Genji Setsurō
Rzut na drink: Ala podpita
Satō Kisara, Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Kręci głową. Nie chodzi w ogóle o to, że kobiecie brakuje nad nim przewagi – wręcz przeciwnie, ma ją już przecież w wystarczającej ilości, żeby wygrać z nim w grę, w którą grali, odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać. Nie musi wcale zmieniać do tego zasad, na jakich działa. Mimo tego wygląda na to, że… ją przegra. Czy problem polega na tym, że nie umie jej wykorzystać? Czy musi rozwiązać go za nią? Wzrokiem schodzi na miejsce, którego biel obnaża przed jego oczami — możliwe, że nie będąc świadoma faktu; tak samo możliwe również, że będąc. W wyrazie twarzy Setsurō nie widać pragnienia, jakiego w wyniku tego pada ofiarą, lecz za zaciśniętymi zębami uczucie głodu zamienia się w ślinę, którą… cóż, może tylko przełknąć. Nie masz nikogo, Itou? Kto będzie cię szukać, jeśli znikniesz? Przez sekundę chce wbić się kłami w jej gardło; wylać z naczyń pod skórą czerwień krwi, przez którą będzie musiała pamiętać o nim bez względu na to, jak bardzo by nie chciała zapomnieć. Dzięki której – dopóki w lustrze widać na szyi ślad na podobieństwo Drogi Mlecznej – będzie należeć do niego. Mogli przecież grać w tę grę razem – nie musiała tego robić sama, kiedy wróci już do domu.
Przewrócił oczami. Jeśli to miało zmienić jej położenie względem niego, to zmieni je, ale na takie, w którym nie będzie już mogła wykonać żadnego ruchu. Nie zwrócił uwagi na to, jak bardzo w rzeczywistości przeszkadzał mu jej ton, dopóki nie zaczęła na siłę łagodzić reakcji, która tego nie potrzebowała; nie nadał jej przecież żadnej ostrości. Kobieta przechodzi przez granicę, którą kreśli linią, jakiej nie dało się nie zobaczyć, a więc – robi to, musząc ją widzieć. Teraz jest ciekaw brzmienia jej głosu, gdy to jej wola jest ignorowana – czy wciąż brzmi tak samo, kiedy, mając unieruchomione ręce i nogi, może tylko powiedzieć
przepraszam.
Nie musi w ogóle bronić się przed wyprowadzonym przez nią atakiem – unika go śmiechem. Szukanie w nim jego słabości jest właściwie kochane, zwłaszcza że jego dzisiejsza partnerka tak bardzo chce ją znaleźć. To nie w jego naturze, żeby w takiej sytuacji zachować panowanie nad sobą, ale jeśli tego nie zrobi, przecież odda je za darmo Itou. Nie daje jej więc reakcji, którą chce wyciągnąć z niego pazurami, jakimi zagłębia się w jego relację z Shizuru – jeżeli chce się z nim bawić jak kotka, to musi wiedzieć, że nie dostanie mleka, bo kotom nie wolno go pić.
— Och, więc to jest twój problem? — odpowiada, nie mogąc się powstrzymać przed odzianiem zdania w szatę ironii. Bawi go poruszenie przez nią kwestii zadowolenia Sagi, więc znowu się śmieje, ale ton, w jakim to robi, mówi jej, że właśnie przeciągnęła strunę. Zmienia głośność swojego głosu – nie dlatego, że to, co ma zamiar jej powiedzieć, jest według niego za wulgarne na ulicę, lecz po to, żeby brzmiało tak dla jego rozmówczyni — Tylko jeśli nie byłabyś cicho. Więc tak, masz rację, nie mogę.
Aluzja, że może go sobie kupić, zdaje się w ogóle go nie obrażać – czy nie sprzedawali się teraz sobie nawzajem, mając nadzieję, że jedno zabierze drugie do domu? Czy nie chciała, żeby jej reklama samej siebie zadziałała?
— Pozostaje mi więc mieć nadzieję, że cię zadowolę. — Przyzwyczaił się do tego, że Alaesha się go nie boi – albo że chowa swój strach za zachowaniem rozpieszczonej przez życie księżniczki. — Już jestem dla ciebie za drogi? — Zatrzymuje się przed przejściem przez jezdnię. Przez krople deszczu czerwone – a za moment zielone – światło rzuca łunę nad samochodami, które jadą obok nich. — Przecież jeszcze za nic nie zapłaciłaś.
Odpowiedź na jego pytanie musiała być dla niego satysfakcjonująca, bo nie mówi niczego więcej na ten temat. Nie wiadomo jednak, czy dlatego, że usłyszał połowę – i postanowił milczeć, uznając, że doprowadziła rozmowę do końca – czy dlatego, że usłyszał całość, która wystarczyła mu do tego, żeby zająć głowę myślami.
W barze czuje na sobie jej wzrok – przede wszystkim na klatce piersiowej, gdzie mokra od deszczu koszula przylega do jego ciała. Może patrzeć. Przez czerń materiału i tak niczego nie uda się jej zobaczyć poza konturem jego sylwetki. Uśmiecha się do siebie, póki co nie odwzajemniając tego spojrzenia. Zamiast tego poświęca swoją uwagę karcie z alkoholami. Kobieta, mimo jej drapieżności, wciąż zdaje mu się być jak łania, która – spłoszona – może mu uciec, a tego przecież nie chce, tak?
— Podobał mi się. Jeśli by tak nie było, wiedziałabyś o tym. Umiem wyrażać swoje niezadowolenie.
Być może powinien pracować również nad wyrażaniem swojego zadowolenia, ale od czego ma ją, jak nie od nauczenia go tego?
Zbywa jej uwagę machnięciem dłoni, żeby po swoim monologu zgodzić się z jej komentarzem na jego temat:
— Tak. Lubię go, bo to instrument, którego – w przeciwieństwie do koto – przez bardzo długi czas nie doceniano na dworze cesarskim, a teraz oba są przecież tak samo ważne w kulturze. To cudowne, jak czas potrafi zmienić postrzeganie czegoś, co zostało zlekceważone.
Nie przeszkadza mu, że używa angielskiego w rozmowie z nim. Być może powinno – zważając na to z jakiego rodu pochodzi – ale jego osobiste zdanie różni się od prowadzonej przez klan polityki pod… wieloma względami. Według niego znajomość więcej niż jednego języka jest konieczna do uwolnienia się spod ograniczeń, jakie nakłada na swobodę wyrażania się jej brak, chociaż, oczywiście, wciąż najbardziej lubi japoński.
Zrobiła co chciał. Dobrze. Wybacza jej to kłamstwo, którym karmiła go przez cały czas trwania ich znajomości, bo przecież prawda o niej wymaga kłamania. Do czego więc chciała go dziś sprowokować swoim zachowaniem? Dziwi się, że – przy swojej skłonności do kłótni – poddaje mu się teraz z taką łatwością, ale przecież nie dał jej żadnego ostrzeżenia. Trudno musiało być zareagować inaczej, niż w sposób, jaki zgadzał się z jej naturą. Nie obchodzi go już, czy jednak – mimo wszystko – dotarło do niej, co się dzieje, zanim to się stało, i zdjęcie z siebie maski tego buntu było zagraniem, jakiego użyła przeciwko niemu świadomie. Zdradziła mu swoją tajemnicę, więc niczego więcej nie potrzebuje.
— Myślę, że możesz nią być. — Zadowoleniu w jego tonie – nie z siebie, z niej – udaje się nadać jego zachrypniętemu głosowi brzmienia wręcz przyjemnego dla ucha. — Ale nie jesteś.
Rozszerza powieki, kiedy łapie go dłonią za krawat, ale już w chwili, w której za niego pociągnęła, zdziwienie ustępuje miejsca innej emocji – takiej, której Itou nie jest w stanie póki co nazwać. Puszcza ją, utrzymując jednak spojrzenie na jej oczach, dopóki i ona nie zrobi tego samego. Nie ma nic przeciwko duszeniu go, chociaż może nie w barze. Zawarta w tym ruchu sugestia, że ona – lub ktokolwiek, może Saga? – ma go na swojej smyczy, nie robi na nim wrażenia; może i ma, ale kto jej – jemu – na to pozwalał? Mogła odgrywać to przedstawienie scena za sceną, lecz w głębi siebie przecież wiedziała, że żadna z niej aktorka.
„Miałeś ze mną nie flirtować.”
Zabawne.
Wypija drinka na jeden raz – jak shota, których zestaw zamawia, kiedy przechodzi obok nich kelner, jakiego Itou udało się zwabić do siebie swoim wdziękiem mimo tego, że bar jest pełen ludzi. Nie bierze na siebie odpowiedzialności za swój stan; ich wybór zostawia barmanowi. Alkohol odcina się od gardła słodko-gorzkim smakiem.
— Nie mogę się przy tobie powstrzymać.
Tak dawno nie dostała żadnego komplementu, że gotowa była już sama go sobie wziąć, co?
Pozwala Itou na to, żeby przesunęła się do niego na kanapie – miał już rzucić do niej w połowie poważnie, a w połowie żartem, że nie sądził, że tyle jej to zajmie, ale zaniemówił. Zanim dotrze do niego, co Itou robi swoimi palcami, z jej ust schodzą słowa, które oczywiście musiała powiedzieć tonem, przez jaki odwraca od niej wzrok. Poczekał, aż Alaesha zrobi sobie przerwę w zajmowaniu się jego włosami, i wypił kilka shotów pod rząd. Przy swojej budowie ciała potrzebował więcej alkoholu od niej, żeby go poczuć – i rzeczywiście dopiero teraz go czuje. Soczewki oczu zachodzą mu mgłą, w której giną sylwetki innych ludzi. Bezwiednie dotyka ręką dopiero co zaplecionego przez kobietę warkocza. Hm.
— W ogóle — odpowiada z dziwnym jak na siebie spokojem, przenosząc tę rękę na skórę, którą odsłoniła podciągnięta sukienka, a której nie sięgał jeszcze but Itou. Jest zimna pod jego palcami; może nie ubrała się odpowiednio. Może zmokła przez deszcz. Może powinien zaoferować jej swoją marynarkę. Może. Może. Może. Ale przecież na to nie zasłużyła. — To ciekawe, że myślisz, że możesz przekonać mnie w ten sposób. Bardzo chcesz zobaczyć, co się stanie, kiedy mnie wkurwisz, co? Urocze, że robisz to tam, gdzie nic ci nie grozi. — Sięga znów po kawałek ciasta, ale już palcami. Zjada go, w ogóle się przy tym nie spiesząc, wręcz leniwie. Tak samo wolno oblizuje później palce z jego okruchów. Po co robić szybko coś, co jest przyjemne? Paznokciami drugiej dłoni zaciska się na udzie Itou, bez żadnego wstydu patrząc wprost w zieleń jej oczu. Światło lamp nad stołem mieni się na skórze Alaeshy jak lamparcie cętki, po czym… Yōzei ściąga materiał w dół jej nogi, poprawiając go. — Pilnuj sukienki, zanim reszta baru zobaczy, co pod nią masz. Gościa pod ścianą naprzeciwko zajebiście to interesuje, jeśli jeszcze nie zauważyłaś.
I wanna die in the pain that we are.
Saga-Genji Shizuru, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— Nie, nie byłabym. — Odpowiedziała niemal natychmiast. Był taki pewny tego, że nie mogłaby się powstrzymać przy nim od wydawania dźwięków, jednak mogła się tylko z nim zgodzić. Przecież znała siebie. Przez chwilę jeszcze się zamyśliła, jakby chciała coś dopowiedzieć, ale zrezygnowała.
— Nie, jednak nie. — Doszła do wniosku, że żaden knebel ani ręka na ustach mógłby w tym wypadku nie pomóc.
Zaczął z nią flirtować dużo szybciej, niż myślała, że wytrzyma. Dwuznaczne komentarze zaczęły się zaledwie po opuszczeniu teatru, gdy szli w mżawce przez ulicę.
— Chciałbyś mnie zadowolić? To w zasadzie całkiem uprzejme z Twojej strony. Prawdziwy gentleman. — Uśmiechnęła się chytrze niczym lisica. Chciała jednak uciąć rozmowę o pieniądzach.
— Pytasz, czy jesteś mi drogi? Nie, jeszcze nie! — Specjalnie przeinaczyła znaczenie jego słów, aby troszkę go podpuścić. Tylko troszeczkę, to w zasadzie było bardziej urocze niż uszczypliwe. Rozmowa o pieniądzach nie była dla niej interesująca. Hajs miał się zgadzać jedynie na jej koncie, a poza tym nic ją nie obchodził. Nie lubiła się zbytnio z cyframi, wycenami i targowaniem. To nie była jej bajka.
— Podobał mi się. Jeśli by tak nie było, wiedziałabyś o tym. Umiem wyrażać swoje niezadowolenie.
— W takim razie cieszę się, że Ci się podobał. — Rozciągnęła usta w szczerym uśmiechu. W zasadzie o to jej właśnie chodziło. Miała odrobinę nadziei, że podjęcie się takiego wyzwania zrobi na nim pozytywne wrażenie. Choć miała też nadzieję, że porozmawiają na ten temat trochę więcej.
— To prawda, całkiem wyraźnie umiesz pokazywać swoje niezadowolenie. — Zachichotała, przypominając sobie jego zezłoszczony wyraz twarzy, gdy dogryzała mu w trakcie wykładów.
— Wiesz, to całkiem fajna cecha. Nie cierpię, gdy ludzie udają, że wszystko jest w porządku, a potem wybuchają. Gubię się w czymś takim i podoba mi się Twoja szczerość. — Powiedziała mu coś miłego, a niech chłopak ma. Nie jest w końcu aż taką wielką zołzą. Na co dzień była w zasadzie całkiem milutka.
Alaesha chciała wyciągnąć z Setsuro, jak najwięcej Setsuro — poznać go lepiej, ponieważ minęła już chwila, odkąd ktokolwiek wzbudził w niej takie zainteresowanie. Wprawdzie był taki jeden zielonooki mężczyzna, jednak... nie wiedziała, na czym tamta relacja stała. Oczywiście nie chciała nie wiadomo czego od obecnego towarzysza. Dzisiaj po prostu spędzała miło czas.
— To naprawdę ciekawe. W zasadzie nie znam się zbytnio na muzyce, ani instrumentach. Opowiesz mi więcej? — Odezwała się bez cienia kpiny, wyrażając prawdziwe zainteresowanie.
Rzeczywiście nie zrozumiała jego wyrazu twarzy, gdy przyciągnęła go do siebie za krawat. Był on jednak zdecydowanie bardziej poważny niż wcześniej. Choć zdawało się jej, że w jego głosie wyczuła zadowolony pomruk, przez co, cholera, poczuła się całkiem dobrze. Jak całkiem dobra dziewczynka.
— Masz rację, nie jestem. Choć bywam. — Puściła jego krawat i oboje na chwilę odsunęli się od siebie, by zająć się własnymi napitkami.
Setsuro wychylił na raz kilka shotów. Było to całkiem sporo, nawet jak osobę jego postury. Nie miała nic przeciwko, żeby się z nią trochę upił, jednak nie chciała, żeby alkohol ściął go z nóg. Był tutaj dla niej.
— Nie pij tak szybko, co? Nie doniosę Cię sama do domu, a już ustaliliśmy, że ja nie mogę się w nim dzisiaj pojawić. — Mrugnęła do niego jednym okiem. Zwróciła mu uwagę, jednak w zabawny sposób. Hipotetycznie umawiali się na 1-2 drinki, prawda?
Dłoń na jej udzie parzyła jak rozżarzony znacznik przytknięty do skóry. Nawet nie wiedziała, że jej skóra jest tak chłodna, ponieważ aż do tego momentu było jej zadziwiająco gorąco. Być może jej nowy kolega miał na to wpływ, a może była to kwestia drinków. Musiała jednak powstrzymać się, żeby nie przesunąć bioder do przodu; chciała, żeby jego ręka przesunęła się wyżej. Zuchwale sobie z nią poczyniał, aczkolwiek, czy nie o to jej chodziło, gdy sama nie poprawiła spódnicy? Może, choć z pewnością nie spodziewała się, że zrobi cokolwiek poza spojrzeniem, może komentarzem. O dziwo jednak nie miała zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad kwestią męskiej dłoni na własnej skórze. Otworzyła usta ze zdziwieniem, gdy zaczął pożerać ciasto... ręką. Naprawdę się z nią nie podzielił! Co za przebrzydłe bydle. Wygięła usta w podkówkę, żegnając w myślach czekoladowy smakołyk. Najwyraźniej źle to rozegrała, choć te palce wpijające się tuż poniżej podwiniętej spódnicy zdawały się większą nagrodą. Zajadał ciasto ze smakiem i czystą premedytacją, przez co im dłużej Itou na niego patrzyła, tym bardziej chciało jej się śmiać.
— Zwierzę! — To nie było ciasto do jedzenia palcami, więc płynny środek pobrudził mu palce, które po wszystkim łakomie oblizał. W zasadzie całkiem ładnie przy tym wyglądał i przyglądała mu się pod koniec z ciekawością, przekrzywioną do boku głową i narastającą złością. Jego słowa były i miały być niewątpliwie chamskie. Chciał ją odgonić? Zniechęcić? Cóż, on również nie wiedział jeszcze jak się z nią obchodzić.
Krew uderzyła jej do głowy na jego słowa, tak jakby sam dotyk i zachowanie nie wystarczyły. Przesadził, czego się spodziewał po tym, jak złapał ją za udo? Dla Itou było to wystarczające, aby nie dać mu teraz spokoju i kontynuować dokładnie to samo, co jeszcze przed chwilą. Niemniej rzeczywiście Alaesha żadną aktorką nie była — była w końcu malarką. Jedyne więc z czego mogła korzystać to swój głos, swoje ciało i jego reakcje. O ile wcześniejsze zachowanie było udawane i wynikało z chęci sprawdzenia tego, jak mężczyzna się zachowa, tak teraz walczyła ze sobą i własnymi emocjami.
— Wkurwić, no, no, ktoś ma tutaj krótki lont! Szybko się irytujesz, a nawet jeszcze nie spróbowałam Cię naprawdę wkurzyć. — Uśmiechnęła się perfidnie. Wychyliła się do przodu, opierając jedną dłoń na odzianą w czerń klatkę piersiową, a drugą odgarniając kilka długich kosmyków za ucho. Obie jej dłonie były chłodne, raczej w ten przyjemny, aniżeli mrożący skórę sposób. Złość zaczęła ustępować ekscytacji z bliskiego kontaktu i coraz śmielszych słów.
— Masz rację, po Twojej reakcji cholernie mnie teraz ciekawi, co byś zrobił, gdybym to kontynuowała. Może nie zauważyłeś, ale naprawdę lubię się droczyć. — Chciała mu wygarnąć to, że ją hamował, że tak się pieklił na jej grę. Nie wierzyła, że gdyby leżała pod nim i jęczała raz po raz „Yozei-sama” to nie byłby zadowolony. Alaesha czerpała przyjemność z drażnienia się; czuła się wtedy seksowna i pełna władzy, a on właśnie usiłował jej to odebrać... A może tylko ją podpuszczał, może tylko udawał to niezadowolenie? Wciąż nie potrafiła go odczytać.
— Właśnie to, że teraz nic mi nie możesz zrobić, jest w tym najlepsze. Wiesz, Setsuro? — Tym razem mówi do niego po imieniu, tak jak najwyraźniej lubi najbardziej, sącząc słowa bezpośrednio do ucha. Jego ciało było gorące, a koszula wciąż delikatnie wilgotna. Co za człowiek chodzi w zimie w rozpiętej koszuli podczas deszczu?
Choć pokazywał dziewczynie, że nie lubi jej gierek, to jakimś cudem pozwalał na to, co robiła teraz. Bliskość, do której Itou sama doprowadziła, zaczęła być dla niej upajająca. Kobieca dłoń zawisła nad jego koszulą, wykonując na torsie jakby niewielkie kroki samymi palcami. Druga ręka natomiast wylądowała teraz na karku mężczyzny, a ona sama uniosła się nieco na kolanach.
— Proszę, jeszcze tylko chwilę...— Wymruczała swoje słowa, mając już problem z własnymi hamulcami. Musiały szwankować akurat teraz? Nad jego rozgrzaną skórą unosił się aromat wody kolońskiej, który wyprowadzał ją z równowagi. Czy chciała, żeby naprawdę się na nią gniewał? W zasadzie nie, jeszcze w teatrze wydawał jej się chwilami całkiem słodki. Niemniej jego zachowania i słowa dawały obietnicę spełnienia niezaspokojonych dotychczas pragnień. Setsuro wyzwalał w Alaeshy coś zwierzęcego. Działał na nią jak narkotyk — czyżby to już było uzależnienie? Tak szybko? Przecież to niemożliwe. Nie mogła przestać, choć huczało jej w głowie, że nie powinna. Musnęła dolną wargą fragment jego szyi, po czym dwoma przeciwległymi do siebie kłami chwyciła za skórę, zostawiając na niej wpierw jasny, a potem zaczerwieniony ślad.
Musiała przestać, inaczej źle się to dla niej skończy. Nie chciała, żeby był zły — choć czy na nią naprawdę można było się złościć? Ułożyła dłoń płasko na koszuli, rozkładając palce, jakby sama pokazywała sobie znak zakazu.
Czoło natomiast ułożyła w zagłębieniu męskiego obojczyka.
— Ja nie obiecywałam, że nie będę z Tobą flirtować... — Ścisnęła materiał koszuli i wymamrotała zmieszana.
Odsunęła się szybko od niego i zobaczyła, że na stoliku już leżał zamówiony drink. Nawet nie zauważyła, kiedy kelner go przyniósł, więc musiała być tak zajęta nim, a obsługa i ewentualni goście mogli sobie co najwyżej na to popatrzeć. Choć zawstydzało to nieco Alaeshę, to miała coraz bardziej gdzieś wszystko, co działo się dookoła. Skupiała na Setsuro całość swojej uwagi.
— Nie zauważyłam, bo tak jakby nie patrzyłam tutaj jeszcze na nikogo innego poza Tobą. — Upiła łyk smakowitego drinka. — Nie obraziłabym się, gdybyś Ty również zwracał uwagę tylko na mnie.
— Zaraz do Ciebie wrócę. — Sięgnęła po torebkę, wstała i skierowała się w stronę łazienek. Musiała przez chwilę ochłonąć. Weszła do pustego pomieszczenia i wzięła kilka głębokich oddechów. Nie bardzo rozumiała co się z nią dzieje, przecież poznała tego mężczyznę zaledwie kilka godzin temu. Ten facet doprowadzał ją do szału w każdym tego słowa znaczeniu.
Myjąc dłonie, zobaczyła własne odbicie w lustrze. Zmierzwione włosy, czerwone policzki i pożądanie w oczach. Zazwyczaj wyglądała tak po seksie, a nie przed. Poprawiła kilka sklejonych od deszczu kosmyków, układając wcześniej wyprostowaną fryzurę w delikatne fale, a na usta nałożyła odrobinę kolorowej pomadki.
Wróciła do stolika i początkowo nie odzywała się ani nie patrzyła na niego. Chwyciła powolnym ruchem za karafkę i nalała wody do dwóch pustych szklanek, które zostawił kelner.
— Wypiłeś sporo alkoholu, masz, napij się też wody. — Przesunęła literatkę po stole, stawiając ją przed Setsuro. Własną szklankę opróżniła duszkiem. Otarła kąciki ust i siadła wygodniej na kanapie ze swoim drinkiem. Nie była już tak blisko mężczyzny, jak jeszcze przed chwilą, jednak też nie tak daleko, jak na samym początku.
— Przepraszam. Już, uspokoiłam się. Proszę, nie bij. — Powiedziała zmieszana, ale przede wszystkim rozbawiona. Jeśli chciał z nią rozmawiać, musiał jakoś ją znosić. Sam zaczął to wszystko.
— Chociaż... sama nie wiem, czy wolę Cię wkurzonego, czy miłego. Obie wersje wydają się przepyszne. — Chyba wciąż myśląc o utraconym kawałku ciasta, wypowiedziała takie, a nie inne określenie. Roześmiała się całą twarzą, również oczami. Gdy go wkurzała, to ją dotykał, więc wcale nie była to taka zła opcja. Przejechała wzrokiem po jego twarzy, szukając reakcji na jej wcześniejsze zachowanie. Pleciony przez nią warkoczyk nieco się rozplótł — zapewne przez poczynania samej Itou.
— Czy mogę go poprawić? — Jeśli mężczyzna się zgodził, to wyciągnęła z torebki malutką gumkę do włosów. Sama nosiła krótką fryzurę, dlatego często bardziej przydatne okazywały się silikonowe, centymetrowe gumeczki. Włożyłaby ją sobie wtedy między wargi i ponownie wzięłaby do ręki fragment włosów, rozplotła go i zaczęła splatać ponownie — tym razem od podstawy karku.
Bandaż na jego dłoni zauważyła już wcześniej, w zasadzie wtedy, kiedy położył ją na jej udzie.
— Co ci się stało w łapkę? — Wyrwało się jej; lubiła używać różnorakich zdrobnień i spieszczeń. — To znaczy w rękę? — Chwyciła go za dłoń i przejechała bardzo delikatnie kciukiem po bandażu.
@Yōzei-Genji Setsurō
Satō Kisara, Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie zwraca uwagi na to, co mówi – a właściwie nie przejmuje się zdaniem, jakie usłyszał z jej ust, mimo że Alaesha zawarła w swoich słowach rzecz, która nie została jeszcze wypowiedziana. Przecież wiedział, że kobieta o niej myśli, już po jej odpowiedzi na flirt z nią. Bez względu na to, czy Itou zawsze miała problem z zachowaniem się w takich okolicznościach cicho, czy – po zestawieniu jego cech, fizycznych lub psychicznych – stwierdziła, że jest w stanie doprowadzić ją do stanu, w którym będzie za głośna, wyraz jego twarzy nie zmienia się na to, co jest zaledwie sugestią.
Zauważa modyfikację w znaczeniu wyrazu, jakiego użył, ale nie powiedział niczego na ten temat; od początku – mimo że subtelnie – to właśnie miał na myśli. Dziwi go, że to delikatna Alaesha jest tak dosłowna w swoich metaforach, chociaż wcale nie ma niczego przeciwko temu. Lubi kontrast, jaki widzi u niej między jej charakterem a wyglądem. W końcu to swoje przeciwieństwa – yin i yang – tworzą razem harmonię.
— Jeszcze? — powtarza za nią, dusząc w płucach śmiech. — Robisz mi nadzieję.
— Właściwie to mnie nie… — przerwał w połowie zdania. Jakie to ma znaczenie? Dobrze się bawi, udając przed nią, że nie jest tak, jak jest. Poza tym – w oczach kogoś słabszego od niego rzeczywiście jego zachowanie może uchodzić za agresywne. Przez różnicę w sile, sama możliwość, że jej wobec niego użyje, stanowi zagrożenie, którym musi się przejmować na poziomie podświadomości, a to z całą pewnością ma wpływ na odbiór jego czynów. — Może powinienem w takim razie robić przeciwnie. Lubię, jak patrzysz, kiedy się gubisz. Jak w teatrze. — Przechyla głowę w jej stronę, idąc obok. Kąciki ust unoszą mu się w uśmiechu, bo kątem oka widzi, jak krople deszczu padające przy kobiecie tworzą tęczę na łuku jej ramion. — Dzięki temu mogę uważać, że mnie potrzebujesz.
Brzmi narcystycznie? Owszem. Ale przecież wcale nie ukrywa przed Alaeshą żadnych wad, rozkładając je przed jej oczami tak samo szeroko jak wachlarz swoich zalet. Pomijając fakt, że dłoń, którą – w wyniku przypadku – dotknął jej dłoni, jeszcze wczoraj była mokra od krwi. Nie musi – nie może – wszystkiego od razu o nim wiedzieć; on również nie wie wszystkiego o niej, tak? Zwierzęca drapieżność człowieka, który zabija innych ludzi, widoczna jest jednak w wyszczerzonych w uśmiechu zębach; to uśmiech, z którym coś zwyczajnie nie jest w porządku.
— To nie tak, że ja się na nich znam — miesza się, bo dociera do niego, że z takim zainteresowaniem w głosie mówił przed chwilą o tym, co miało go nudzić. — Uczono mnie grania na kilku instrumentach, ale to – według klanu – wciąż domena kobiet i… — przez moment szuka w myślach odpowiedniego słowa, dopóki w jego głowie nie pojawi się obraz Shizuru — …wyższych sfer w przypadku części z nich. Nie umiem dobrze grać. Ale lubię ich słuchać. Ty na czymś grasz?
— Już się mną przejmujesz? To takie kochane — odsuwa się od niej ironią, jak za każdym razem, kiedy ma wrażenie, że zbliża się do niego za bardzo; na odległość, która… przestaje być bezpieczna. — Dobrze, mamo — na tę okazję ubiera słowa w ton jeszcze ze swoich szczenięcych czasów. — Skoro już dostałem łatkę dżentelmena, to mogę ją teraz zedrzeć. — Spojrzał na nią spod na wpół uchylonych, na wpół przymkniętych powiek, zastanawiając się teraz nad jej wiekiem. Właściwie to nie wie tak podstawowych rzeczy na jej temat… Dobrze, że chociaż mu się przedstawiła, bo jej imienia też by nie znał. — Ile masz lat?
„Zwierzę!”
Znowu nie wygląda na obrażonego tym, co według niej miało go obrazić; po oblizaniu palców przechodzi językiem na wierzch dłoni jak kot, dopóki nie dociera kolczykiem do kości.
— Wiesz, lwice nie dość, że polują dla lwa, to jeszcze czekają, aż będzie ich kolej na jedzenie. — Kładzie głowę na ręce, której łokieć opiera na stole. Ucieka na moment spojrzeniem ku kelnerowi, jaki przechodzi obok ich stolika.
— Ciesz się, że ja nie próbuję ciebie — odpowiada, ze względu na zjedzone przed chwilą ciasto być może brzmiąc dwuznacznie. Śledzi wzrokiem dłoń, którą położyła na jego klatce piersiowej. Ręce też ma zimne, chociaż nie czuje tego tak dobrze pośrednio – przez materiał – jak czuł bezpośrednio, na skórze jej nóg; kontrastują z ciepłem, bo temperatura jego ciała jest, jak zawsze, za wysoka, zwłaszcza w stosunku do tej panującej na zewnątrz. — Mogę ci powiedzieć, co bym zrobił. Wystarczy zapytać. Ale myślę, że dobrze o tym wiesz; myślę, że właśnie dlatego to robisz — w dźwięku jego głosu słychać nutę, która pojawia się w niej równie szybko, co znika; nutę, która swoją melodią zdradza kobiecie, że przez czas jej trwania miała go na uwięzi, z jakiej bez problemu się jednak zerwał, bo… — Dlatego ja tego nie zrobię.
„Setsurō.”
Zwróciła się do niego jego imieniem, ale nie wie, jak powinien to interpretować. Jako rozwój ich znajomości? A może chciała się z nim w ten sposób drażnić – lub właśnie go uspokoić? Nie ma pojęcia, jaki mogła mieć w tym cel, jednak lubi dźwięk swojego imienia w jej ustach; i mimowolnie przechodzi mu przez głowę myśl o tym, jak by brzmiało w innej formie.
— Teraz — łapie ją znowu za słowo.
Daje jej siebie dotknąć, samemu jednak trzymając ręce przy sobie. Dopiero kiedy czuje jej wargi na skórze swojej szyi, łapie ją odruchowo dłońmi w talii, ale reaguje za późno; Alaesha zdążyła go w nią ugryźć. Będąc tak blisko niego mogła poczuć zapach, który przywoływał skojarzenie z nocą w miejscu z dala od ludzi, pod niebem, na którym, w przeciwieństwie do tego nad miastem, widać było gwiazdy. Wypuścił powietrze ustami, impulsywnie schodząc niżej i zaciskając palce na jej biodrach mocniej, niż powinien. Ale, mimo wszystko…
— Podoba mi się, jak prosisz — odzywa się szeptem, oczami koloru bursztynu odnajdując wśród brązowych włosów tajemniczą zieleń, w toni której – jak w oceanie – wie, że może utonąć, jeśli pozwoli sobie do niej wejść. Brzmi jak nie on, kiedy Itou wtula głowę w miejsce nad jego obojczykiem.
Zamawia jeszcze kilka shotów. Jeden z kieliszków ze sztucznie niebieskim kamikaze przesuwa po stole w kierunku swojej, cóż, już znajomej?; na próbę. Mogli zagrać razem w grę, ale nie jest pewien, czy powinni – nie wie, jaką Alaesha ma odporność na alkohol, a przede wszystkim nie wie też, gdzie kobieta mieszka. W ostateczności może zabrać ją do siebie, jednak… Nie ma pojęcia, dlaczego w ogóle czuje za nią jakąkolwiek odpowiedzialność. Nie musi. Nie powinien.
— To ciekawe, jak długo można żyć, tak bardzo ignorując otoczenie. Nie miałaś przez to problemów? — udaje troskę, wchodząc w rolę psychologa, żeby ledwo chwilę później z niej wyjść. Rzuca jeszcze raz okiem na podejrzanie zachowującego się człowieka. — Wybacz. Kwestia przyzwyczajenia. — Wraca do Itou. — To słodkie, że tak chcesz mojej uwagi.
Odprowadza ją spojrzeniem, dopóki nie znika za rogiem, a następnie przenosi wzrok znowu na mężczyznę, patrząc na to, czy nie idzie za nią. Nie idzie. Oczywiście myśli przez chwilę o tym, że kobieta może zostawić go już samego – ale jeśli chce od niego uciec, to nie będzie jej gonić. Przecież teraz nie pracuje. To nie zlecenie.
Zdaje mu się, że Alaesha – mimo że siada obok niego – jest przy nim tylko swoim ciałem, duszą znajdując się w miejscu, do którego nie ma dostępu. Zastanawia się nad tym, z jakiego powodu w jej zachowaniu mogła zajść aż taka zmiana, dopóki Itou nie przerwie mu myśli, stawiając przed nim wodę.
— …dziękuję.
Alkohol – po fali, która w niego uderzyła – zwalnia tempo, z jakim działa. Nie czuje teraz niczego poza przyjemnością, dla której w ogóle się go pije, więc póki co nie ma zamiaru przestać.
— Myślałem, że nie boisz się konsekwencji. — Robi przerwę, z pozoru na oddech, w rzeczywistości jednak celową. — Nie biję kobiet, chyba że tego chcą. „Dżentelmen”, tak?
Myśli o kobiecie, której nóż przeszedł przez jego żebra wcale nie tak dawno temu, tylko z jej woli nie dosięgając serca, jakie ledwo biło za nimi z paraliżującego mięśnie strachu.
— Alaesha… — zaczyna, samemu nie wiedząc, jak skończyć.
Dzięki temu, że zgadza się na spełnienie jej życzenia, nie musi jednak tego robić. Dłonie Itou, które powtarzają ruch, jaki zna z domu rodzinnego, przynoszą mu jednocześnie tak samo ból, jak i jego uśmierzenie. Ma taką długość włosów od dzieciństwa; ojciec bardzo chciał mu je ściąć, w przeciwieństwie do matki, która prosiła go o zachowanie jej. „Pozwól mi, dopóki jest dzieckiem.” Być może wolała mieć córkę niż syna; nie miał już jak jej o to zapytać. Obraz matki pod jego powiekami jak zawsze powoduje w nim chęć zniszczenia czegokolwiek, co ma pod ręką. Szklanka. Powstrzymuje się przed rzuceniem jej o ścianę ze względu na miejsce, w jakim się znajdują; ale zdaje się, że przede wszystkim ze względu na obecność Itou. Dźwięk rozbijającego się na kawałki szkła nie może mu teraz pomóc.
Zamrugał oczami, kiedy zadała mu pytanie o to, co stało się z jego dłonią. Rana jest za bardzo związana z jego… pracą, żeby móc rozmawiać o niej z Alaeshą, która nie wie przecież, czym się zajmuje. Powinien mieć na to gotową odpowiedź, ale cóż, nie ma; teraz tak bardzo zajmuje go myślenie nad usprawiedliwieniem samego siebie – a może to, że dotknęła jego zabandażowanej dłoni swoją – że zdrobnienie uchodzi jego uwadze. Musi powiedzieć jej coś, dzięki czemu będzie mógł zmienić temat.
Jeśli bym ci powiedział, że…
— Robiłem obiad.
…to byś mi uwierzyła?
— …jak widać, jestem lwem.
I wanna die in the pain that we are.
Saga-Genji Shizuru, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Widziała, jak dławi w sobie śmiech. Przyjemnie było tak żartować — zarówno Itou, jak i Yōzei częstowali się wzajemnie półprawdami i blefami, które na zmianę przekazywali sobie z ust do ust. Im więcej niedopowiedzeń pojawiało się w ich rozmowie, tym robiła się ona ciekawsza. Alaesha zbyła słowa Setsurō milczeniem, posyłając mu tylko rozbawiony uśmiech. Cóż było tutaj więcej mówić? Mogło to być „jeszcze” lub „jednak nie”, przecież nie mogła wiedzieć, co przyniesie przyszłość. Była senkenshą, a nie jasnowidzem. A szkoda, ponieważ mężczyzna cały czas stanowił dla niej zagadkę, grę logiczną, której schematu rozwiązania wciąż doszukiwała się między wierszami. Choć może właśnie to było w nim najciekawsze? Nie mogła go rozgryźć, więc cały czas podtrzymywał jej uwagę.
— ... to mnie nie? — Powtórzyła za nim, przechylając głowę i próbując zrozumieć niedokończone zdanie. — Co chciałeś powiedzieć? — Nie dała się zbyć kolejnym słowom mężczyzny, które jednak uzmysłowiły jej, że chyba właśnie udało mu się wprowadzić ją w zagubienie. Ponownie patrzyła na niego z pytaniem w oczach i przygryzioną od środka wargą.
— Jak wtedy w teatrze? Niby kiedy byłam zagubiona? — Skłamała, ponieważ domyślała się, co miał na myśli. Chciała jednak, żeby powiedział to na głos, skoro i tak chciał przyoblec ją w onieśmielenie. Jeżeli jest taki odważny, niech mówi wprost. — I czy onieśmielanie mnie sprawia, że od razu Cię potrzebuję? — Rzuciła z ironią w głosie, a on uśmiechał się do niej tak arogancko, zawadiacko, niepoprawnie. Tak pociągająco.
Czy Alaesha czuła, że jest w nim coś nietypowego? Oczywiście, nawet powiedziała mu o tym w teatrze. Niemniej, po co miała wracać teraz do domu? Oszukiwała samą siebie, że już przetrawiła koszmar z Kitsune, że cieszy się, że odnalazła przetrzymywaną dziewczynę, a kolejne wizyty na komendzie to zwykła formalność. W rzeczywistości wcale nie było to jeszcze za nią i wolała zagłuszać emocje w jakikolwiek sposób, choćby przynoszący chwilową ulgę. Wieczór w teatrze okazał się zaskakująco bogaty w wydarzenia, a Setsurō gromadził jej uwagę właśnie dzięki temu, że był inny codzienności. Mężczyzna był idealnym pretekstem do zapomnienia o problemach i wypicia kilku drinków. Rozmowa przebiegająca od kłótni, przez flirt, po sztukę, a kończąc na seksualnych sugestiach, stanowiła doskonałe remedium na głowę pełną myśli.
Słuchała go, popijając drinka. Gdy chwilami się zapominał — nie pamiętając, że przecież próbuje się dzisiaj wprosić do jej sypialni — i rzeczywiście mówił o czymś, co go interesowało, to brzmiał fascynująco. Lekko gestykulował, a w jego oczach pojawiała się jakaś iskra. Obecna przy nim drapieżność na te krótkie momenty zamieniała się w cień pasji, która zdawała się Alaeshy nawet bardziej interesująca. Niemniej wybitnie szczędził jej tych momentów.
— Uczyłeś się gry aż na kilku instrumentach? Wydaje mi się, że jednak trochę się na nich znasz! Na czym uczyłeś się grać? — Czuła się tak swobodnie, rozmawiając z nim o sztuce. Wprawdzie muzyka nie była jej domeną, ale leżała w kręgu artystycznych zainteresowań kobiety. Muzyka towarzyszyła jej na co dzień w różnorakiej formie. Bez niej często nie była w stanie tworzyć obrazów. Plamy farby po prostu nie układały się w odpowiednie kształty, gdy do uszu nie docierały pasujące do tematu dźwięki.
— Nie, ja nie umiem grać na żadnym instrumencie. — Dodała odrobinę zawstydzona, że ma tak nikłe doświadczenie w tym aspekcie — w zasadzie żadne.
— Kobiet i wyższych sfer, naprawdę? Tak to wygląda w klanie? Myślałam, że to tylko... takie polityczne zagranie. Wiesz, to mówienie o tradycyjnych podziałach, gdy tymczasem każdy w zaciszu swojego domu robi to, co mu się żywnie podoba. — Słowa Setsurō były jak szpilka przebijająca bańkę, w której żyła. Od lat obracała się przede wszystkim w artystycznym środowisku, gdzie wolność wyrażania siebie i swojego zdania były chyba najważniejszą wartością. Nie wyobrażała sobie życia według jakichkolwiek innych zasad niż te, które by sama sobie wybrała. Malarce trudno było uwierzyć, że wciąż żyli ludzie, który dawali się trzymać w ryzach schematów, według których wcale nie chcieli żyć.
Zerka na niego z pobłażliwym uśmiechem na zaczepne „Dobrze mamo”. Nie miała w zamiarze mu matkować, jednak niech nie liczy na to, że będzie siedziała w cocktail barze w napitym w sztok nowopoznanym facetem. W takim wypadku po prostu by stąd wyszła bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Niemniej postanowiła oszczędzić mu tego komentarza. W końcu grzecznie się z nią zgodził, a nie wydawał się specjalnie pijany, pomimo już wlanej w siebie ilości alkoholu.
Zdziwiło ją, że akurat teraz zapytał ją o wiek. Wydawało jej się to jakoś niepowiązane, jednak na zadanie pytanie po prostu się roześmiała. Pewnie spodziewał się innej reakcji. Może zawstydzenia, błysku zagubionej czerwieni na policzkach i spuszczonego wzroku, co najwyraźniej tak bardzo go kręciło. Alaesha jednak absolutnie nie miała problemu ze swoim wiekiem. Oczywiście, pewne rzeczy przemijały wraz z młodością, jednak inne stawały się zdecydowanie cenniejsze. Jak chociażby poczucie bycia prawdziwą sobą, brak wstydu za bycie tym, kim się jest i doskonałe czucie się we własnym ciele.
— Martwisz się, że jestem niepełnoletnia czy że jednak mogłabym być Twoją matką? — Roześmiała się i obrzuciła Yōzeia spojrzeniem sięgającym długich włosów po dobrze zbudowaną, nonszalancko ułożoną w tym momencie, sylwetkę. Zdawało jej się, że jest w jej wieku, albo nawet trochę starszy. Ze szczeniakami się nie umawiała, więc gdyby podejrzewała go o dużą różnicę wieku, nie poszłaby z nim na drinka. Niemniej niewielka różnica jej nie przeszkadzała — mogła być nawet odświeżająca. Rozsiadła się wygodniej na kanapie i założyła włosy za ucho, które uparcie nie chciały się za nim trzymać.
— Mam 32 lata. A Ty?
Rzeczywiście Yōzei miał przekłucie w języku. W tym momencie, siedząc tuż koło niego, mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Pokazał jej to wyraźnie, oblizując dłonie po cieście. Zdecydowanie mocniej, aniżeli wymagały tego okruszki i płynne wnętrz deseru, jednocześnie cały czas wbijając palce w jej udo. Co chciał jej tym pokazać? Przypomniały jej się słowa czarnowłosego, wyrażające nadzieję, że ją zadowoli... Liczył, że ją tym przekona? Niemniej sam pokaz był intrygujący.
Wlepiał w jej twarz to bezwstydne spojrzenie pełne zadowolenia z siebie i z tego, że zrobił wobec niej coś po złości. Aczkolwiek całkiem nieźle jej odpysknął. Z wrażenia Itou aż nie wiedziała, co powiedzieć. Porównanie do lwa i lwicy było wyjątkowo rezolutne. Kilkukrotnie otworzyła i zamknęła usta, co mogło wprawić Setsurō w jeszcze większe zadowolenie ze swoich poczynań. W końcu nie powiedziała nic, bo i zamierzała odgryźć się w inny sposób.
— W takim razie spróbuj. Zobaczymy czy Ci się uda. — Rozkoszowała się tą grą słowną, pozostawiając go w niepewności, czy chodzi o próbę wybicia jej z równowagi, czy może skosztowania jej samej. Myślał, że zawstydzi ją czymś tak prostym? Wciąż nie wiedział jakie karty miała na ręku. W każdym momencie mogła powiedzieć „sprawdzam”, na co właśnie się zdecydowała.
— Nie wiem. Skąd miałabym wiedzieć? — Wymruczała, racząc rozgrzaną skórę szyi drganiem jej głosu. — Czekam na wykład. — Dodała, nie przestając dotykać tkaniny na klatce piersiowej Setsurō.
— Teraz? Czy to groźba? — Roześmiała się cicho w okolicy jego karku, co jednak ze względu na bliską odległość do ucha mogło zabrzmieć całkiem głośno. — Ale ja nie mam zamiaru opuszczać tego bezpiecznego azylu. Więc zdaje się, że pozostanę bezkarna. — W odpowiedzi na ciepło kobiecej wargi przesuwającej się po skórze, została nagrodzona dłońmi ułożonymi w jej wąskiej talii. Próbował, choć niezbyt skutecznie, zatrzymać ją tym gestem — którym tylko zachęcił artystkę do przekroczenia kolejnej granicy. Najwyraźniej Alaeshy udało się dostatecznie dobrze uśpić jego czujność, ponieważ już w chwilę później wbiła w rozgrzaną skórę kły. Miały one pozostawić dwa niewielkie siniaki na przynajmniej kilka dni od tej chwili — aby mógł o niej pamiętać, spoglądając w lustro. Przynajmniej tyle, jeśli mieliby nigdy więcej się nie spotkać. Uścisk męskich dłoni, który przeniósł się na pełne biodra, przyprawił Itou jedynie o uśmiech, który złożyła na szyi, w cieniu jego włosów. Miło było się dowiedzieć, że Setsurō również ulegał jej czarowi.
Alaesha zdecydowanie dała się ponieść momentowi i alkoholowi rozluźniającemu jej hamulce. Wtulając czoło w gładki materiał czarnej koszuli, czując pod nią twardy obojczyk, szybko pożałowała swojego proszenia. Dobrze wiedziała, że potrafi naprawdę ładnie prosić — mogłaby jednak rzeczywiście zachować takie zagrywki na nieco później. I może nie z ledwo co poznanym facetem? Choć, czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Czy przez jej ręce i łóżko przez ostatnie lata nie przewinęło się w ten sposób wiele osób?
Nikt jednak nie pozostawał na dłużej, ani ona też nikogo nie zatrzymała. Była przyzwyczajona do swojej bezpiecznej samotności, dlatego mężczyźni i kobiety w jej życiu przychodzili i odchodzili. Czasem po paru miesiącach, a kiedy indziej wraz z blaskiem poranka. Przynajmniej oficjalnie, świadomie, dała już sobie spokój z chęcią posiadania kogoś swojego. Najwyraźniej świat nakarmił ją kłamstwami, z którymi teraz musiała się zmierzyć i pogodzić z rzeczywistością. Wprawdzie Alaesha nie była nieszczęśliwa będąc singielką — zdecydowanie lubiła swoje towarzystwo i należała do osób, które nie potrzebowały do szczęścia codziennego widywania się z ludźmi. Mimo to gdzieś w głębi ducha pragnęła obdarowywać czułością i bliskością nie tylko przyjaciół. Oraz zapałem, który mógłby się rozwinąć w prawdziwą pożogę, gdyby miała dostęp do czasu i odżywczego tlenu.
Jaką różnicę zrobiłaby jej kolejna szybka znajomość? Cóż jej szkodziło? Niby nic, jednak nie chciała się spieszyć. Może dlatego, że zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiejszego wieczoru nie myślała dostatecznie logicznie, a mężczyzna był dziwny. Co gorsza, właśnie to doprowadzało ją na skraj akceptowalnych manier w miejscu publicznym. Szept Setsurō w niczym jej nie pomagał. Brzmiał teraz tak słodko... bez nuty ironii, kpiny czy jawnej bezczelności. Aczkolwiek czy to tego chciała? Czy to właśnie nie te bardziej negatywne cechy przyciągały dzisiaj jej zainteresowanie? A może to emocjonalny miks, który jej serwował, był tym, co sprawiało jej największą przyjemność? W zasadzie, czy chciała od niego cokolwiek? To miało być... to jest jedynie wyjście na drinka. Uchwyciła spojrzenie o barwie płynnego miodu, którego nie była w stanie zbyt długo wytrzymać, chowając na powrót twarz w obojczyk. W chwilę potem dalej była zbyt zawstydzona, aby zauważyć informację, że członek klanu Minamoto jest przyzwyczajony do obserwowania otoczenia. Wciąż nie wiedziała, jaką pełnił w nim rolę, ale szansa na zadania pytania bezpowrotnie uciekła.
— Problemów? Nie... Co najwyżej nie zawsze byłam odpowiednio doinformowana. — Nie odpowiedziała niczego konkretnego. Rzeczywiście, nie była osobą tkwiącą w nowinkach i plotkach, przez co niektóre informacje ją omijały. Jeśli jednak chodziło o to, czy zwraca uwagę na swoje bezpieczeństwo, to oczywiście, że to robiła. Zazwyczaj miała przy sobie jakieś środki ochrony osobistej. Nic natomiast nie odpowiedziała na kolejne słowa, odwracając głowę od przenikliwego, brązowego spojrzenia. W sumie była słodka i chciała jego uwagi. Bo czemu nie?
Wracając z łazienki, sięgnęła do torebki po telefon. Niby po to, żeby sprawdzić godzinę. Rzeczywiście spojrzała na nią, ale wcale jej nie zarejestrowała. Choć od razu widziała, że nie otrzymała żadnej wiadomości i tak przejrzała skrzynkę odbiorczą. Nic. Telefon od dłuższego czasu milczał jak zaklęty. Okay, niech Ci będzie... Spojrzała ponownie na godzinę — 22:30... w zasadzie nie było jeszcze specjalnie późno. Nie było sensu wracać do domu.
Wróciła do stolika, nieco uspokojona. Wypiła wodę i sięgnęła po wcześniej postawiony kieliszek wściekle niebieskiego shota. W zasadzie większość alkoholu już z niej zeszła, więc wypicie go jedynie utrzyma ją w dobrym humorze.
— Na zdrowie? — Stuknęła lekko o drugi kieliszek stojący przed Yōzeiem, jednocześnie unosząc swój własny ku górze.
— Konsekwencji czego? — Zrobiła niewinną minę, jakby jeszcze przed chwilą wcale nie przytulała się do niego torsem, nie dotykała go dłońmi, ani nie pozostawiła śladu zębów na skórze. — Z Twojej ręki? Ach, rzeczywiście coś wspominałeś o „niebezpieczeństwie”. Powinnam się bać? — Dodała beztrosko, bezczelnie nie wykazując żadnych oznak strachu.
— Ani na chwilę nie zwątpiłam w to, że jesteś gentlemanem! — Nie musiała dodać ani słowa więcej do jego wypowiedzi. Dobrze wiedzieć.
Pozwolił jej zrobić warkoczyk, co rzeczywiście ucieszyło Itou. Robienie czegokolwiek dłońmi zawsze ją uspokajało, więc i teraz dobrze było skupić się na głębokim kolorze pasm, gładkiej fakturze i pięknie prezentującym się splocie — zamiast na pociągającej męskiej fizjonomii. Nie zauważyła emocji, które przeżywał podczas tworzenia warkoczyka; sama starała się dostatecznie wyciszyć własne, szczególnie gdy wymówił jej imię. W jego ustach zabrzmiało ono niespodziewanie delikatnie. Pomyślała, że rzeczywiście lubiła, gdy zwracano się do niej po imieniu.
Skończony splot zabezpieczyła trzymaną wcześniej w ustach gumką.
Dlaczego miałaby mu nie uwierzyć, że gotował obiad? Bandaż był czysty i w zasadzie niezbyt duży. Wypadki w kuchni zdarzały się każdemu. Miała ochotę zażartować, czy w takim razie nie ugotuje jej czegoś jutro z rana, ale szybko porzuciła tę myśl. Nie miała w planach zabierać do domu kogoś, kto nie mógłby nawet odwzajemnić zaproszenia.
— Oparzyłeś się? Musiało boleć. — Uniosła rękę nieco do góry, aby lepiej przyjrzeć się opatrunkowi. — Gorący tłuszcz?
Artystka próbowała nie roześmiać się na zdanie, które padło potem. Najwyraźniej Setsurō tak bardzo nie chciał wyjść na nieumiejętnego kucharza, że musiał dorzucić jakiś „męski żart”. Mimowolnie zaczęła się śmiać — przecież dopiero co mówił, że to lwice zajmują się zdobywaniem posiłków.
— Tak? Czyli lwy jednak potrafią sobie same zorganizować jedzenie?
Alaesha w zasadzie nie miała już większej ochoty pić. Do smaku i podtrzymania wesołego klimatu jak najbardziej, jednak nie chciała następnego dnia cierpieć na uporczywy ból głowy. Tym samym, gdy zobaczyła dwoje mężczyzn idących z zestawem bil do bilarda, dodatkowo się ożywiła.
— Setsurō, zagrajmy w bilarda! Ja stawiam! — Chwyciła torebkę, wstała i pociągnęła lekko mężczyznę za dłoń, którą do tego czasu cały czas trzymała. Ruszyła do przodu, nie czekając na zgodę, wymykając jednak swoje szczupłe palce z męskiej dłoni. — Mam ochotę Cię w końcu w czymś ograć! — Rzuciła zza ramienia, chichocząc pod nosem, ponieważ w rzeczywistości wcale dobrze nie grała. Czuła jednak, że dzisiaj los jej sprzyja (RZUT). Wykupiła dla nich grę na jedną godzinę, po czym znalazła stół w zaułku otoczonym z trzech stron ściankami, gdzie było zdecydowanie spokojniej niż na głównej sali.
@Yōzei-Genji Setsurō
2 x zt z powodu długiej nieobecności drugiego gracza
Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
W wyniku długiej stagnacji wątek zostaje wstrzymany, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry można wznowić wątek po uprzednim zwolnieniu miejsca przez osoby, które go na ten czas przejęły.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.