Nieopodal skraju lasu można się natknąć na drewnianą konstrukcję wybudowaną w tradycyjnym, japońskim stylu. Według legendy stoi na tych terenach od okresu Heian, a swój perfekcyjny stan zawdzięcza opiece wszelkich kami, yūrei i yokai, które postanowią wypocząć w naturalnych, gorących wodach, nawet jeśli tymczasowo będą zmuszone zakopać topór wojenny z nieprzyjaciółmi tak długo jak tu przebywają. Albowiem zniszczenie budynku, tak jak i większe zakłócanie spokoju, może ściągnąć gniew wszystkich obecnych tu chcących odpocząć duchowych istot. W środku poza samymi gorącymi źródłami znajduje się również sauna oraz pokój wypoczynkowy. Dzięki niektórym stałym, niematerialnym bywalcom, latarnie w tym miejscu zawsze płoną, pozwalając dostrzec onsen tym, którzy zagubią się w lesie, by mogli się schronić i wypocząć. W końcu wbrew pozorom ludzie również są tu mile widziani - jednak stale mają przeczucie, że każdy ich ruch jest bacznie obserwowany. Prawdziwy koszmar dla żywych zaczyna się dopiero w godzinę duchów, gdy w odbiciach wody i okien mogą dostrzec ledwo widoczne postaci dusz, demonów i bożków, a za parą wodną dostrzegać ich sylwetki. Wielu przez to uciekło z krzykiem stając się równocześnie pośmiewiskiem.
- Wyglądam? I co o tym świadczy? - uniósł brwi, ale nie odwrócił twarzy, tym bardziej czując ciepło oddechu wystarczająco blisko, by skóra odebrała towarzyszący mu dreszcz - Może to stereotyp - dodał, przechylając ciało w stronę wiedźmy, mocniej wspierając ciężar na ramieniu, które niemal oplatało plecy kobiety. Nie śpieszył się - W gruncie rzeczy nie szukam kłopotów. Ale lubię, jak już spotykam - ton zmienił się na bardziej leniwy, chwytając drobiny rozbawienia, które oplotły się wokół wypowiedzi. Umilkł, bo w zasięgu spojrzenia pojawił się ruch. Zieleń tęczówek czujnie opadła na uniesioną dłoń, śledząc gest, który finalnie wsunął między opuszka wysunięte z wiązania, nici włosów. Nie poruszył się, chociaż wzrok, niemal ten wilczy, dziwnie błyszczący, co upatrzył sobie cel do polowania, osiadł na filigranowej dłoni - Druga strona śmierci, jest zazwyczaj... dość niematerialna, jeśli się nie mylę - zaczął, jak gdyby kobiece palce wcale nie przesunęły się po jego włosach - Potrzebujesz sprawdzić moją cielesność? - krzyżowanie spojrzeń przychodziło mu łatwo, przynajmniej z kimś, kto z taką śmiałością sięgał ku niemu. Naturalnym było, że większość japonek wykazywało się nieśmiałością - czy to kulturowo wymuszoną, czy powodowane brakiem doświadczenia. Gra z kimś, kto wyłamywał się ramom schematów, nadawała spotkaniu orzeźwiającej fali zainteresowania. Nie przeczył, że doza zawstydzenia, byłaby kuszącym dodatkiem, ale kobiece sztuczki - jeśli chciały -wciągały tak szeroką gamę zagrywek, ze nawet on, chociaż zdawał się mieć spore doświadczenie, łapał się na plecione misterną zmysłowością - pajęczyny.
Odchylił się, by uwolnić ramię spod własnego ciężaru wsparcia. Jego własna ręka podążyła w górę, by palce z namysłem wsunąć pod burzę rozsypanego ognia, którego końcówki owijały się wokół smukłego ciała wiedźmy. Ślad dotyku przesunął się wyraźnie od linii kręgosłupa, przeskakując między cienkimi paskami stroju, zatrzymując się finalnie u podstawy karku, niby wsparciu - Do której grupy ty należysz w takim razie? I gdzie sięga granica między szukaniem adrenaliny a szaleństwem? - zdążył zadać pytanie, nim kobieta wysunęła się z miejsca, pozostawiając jego dłoń pustą, wciąż uwieszoną wyżej, jakby zatrzymał tam jej fantomowy kształt. Drażniła się z nim. Prowokowała. I umykała, jak dzika kotka, zmuszając go, by znowu udał się na łowy. Kusiła. Potrafiła to. Wprawnie - być może jak na wiedźmę przystało - oplatając wokół zmyślny czar, chwytając w pułapkę uroku. A wrażliwa na to, męska natura, instynkt, pchał go ku niej, ciągnąc jak magnes. Mimo to, wsparł plecy o brzeg, pozostając wpatrzony w oddalającą się sylwetkę.
Woda chlusnęła, krople osiadły i wyżej, na policzki, ale te ledwie przetarł wierzchem dłoni, łapiąc krótkie zerknięcie, niby ulotne syrenie wołanie, przypomnienie obecności
- Jeśli chcesz, żebym za tobą podążył. Powiedz to.
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
– To bardzo dobra opowieść – krótki pomruk nadał jej głosowi niższych tonów, bardziej przebiegłych. – To o czym mówisz, nie tylko w Europie, ale i innych częściach świata, jest bardzo dobrze znane jako magiczne sztuczki czarownic. Nie jestem pewna jak to w pełni wygląda tutaj w Japonii, ale tam gdzie się wychowałam prywatne przedmioty maja wielką moc. Ulubiona książka, kieszonkowy zegarek, kawałek ubrania, pukiel włosów, czy te bardziej ekstremalne elementy... Im większe połączenie między przedmiotem a osobą, tym większą moc gwarantuje urokowi czy zaklęciu, zależnie od tego jaki jest twój cel – przerwała na ulotną chwilę, przyglądając się kosmykowi ciemnych pasm, które akurat mierzwiła między palcami. W Salem niejednokrotnie powtarzano dzieciom spoza wielkich rodów, by uważały na wszystkie te niewinnie wyglądające kobiety, starsze czy młodsze, by pilnowały się na każdym kroku i pod żadnym pozorem nie zostawiały swojej własności, niezależnie czym by nie była. Ów przestrogi – nawet jeśli z biegiem lat nieco ustały – co jakiś czas wciąż przemykały przez usta zgorzkniałych mężczyzn, czy idących ślepo za jednym bogiem kobiet. – Ochrona, zemsta, utrudnienie życia, morderstwo... Nic cię tak naprawdę nie ogranicza, jeśli znajdziesz się w posiadaniu odpowiednich narzędzi – Szeroki uśmiech zwieńczył wypowiedź Black, a wzrok dwubarwnych tęczówek na krótki moment odbił w kierunku porwanego wcześniej kosmyka jasnych włosów, które wciąż leżały ze spokojem tam, gdzie je zostawiła.
– Kto wie? – zaśmiała się. – Nie tylko w twojej kulturze demony opętują ludzkie ciała, czy to żywe, czy już nie. Może chcę wiedzieć z kim lub z czym mam do czynienia? Byłoby szkoda gdyby przypałętało się tu coś, z czym Japonia nie do końca wie jak sobie poradzić.
Gdy tylko dłoń mężczyzny spoczęła na okrytych jedynie kilkoma paskami stroju plecach, usta Black rozciągnął szeroki uśmiech – wystarczyło krótkie acz uważne spojrzenie, by dostrzec w barwnych ślepiach, że wyglądała na dumną. Czyżby od początku dążyła do tego właśnie momentu, z każdym krokiem, gestem i słowem uwijając coraz to gęstszą nić pajęczych sieci, w których yurei zaczynał się coraz bardziej plątać? Niewykluczone.
– Zdecydowanie wolę miano szaleństwa. W niczym nie ogranicza – Przymrużenie ślepi poprzedziło krótki ruch dłonią, podczas którego zaczesała kilka niesfornych kosmyków pełnych czarni z twarzy mężczyzny. Palce czystym przypadkiem a może pełnym umyślnych intencji gestem tknęły kość policzka. I choć kontakt trwał ledwie krótką sekundę, nawet wtedy dało się odczuć niemal nieludzki chłód bijący od wiedźmy. – Od szaleńców nie oczekuje się logiki ani utartych schematów, tak naprawdę nigdy nie wiadomo co zrobią ani co siedzi im w głowie. Czy to nie znacznie ciekawsze? – W zaczepnym geście tknęła policzek yurei, lecz nim zdążył jakkolwiek zareagować, była już na środku zbiornika. Wpierw uniosła obie ręce ku górze, niespiesznie rozciągając zastałe kości, by zaraz wpleść smukłe palce w rude kosmyki i rozczesać je, coby zapobiec ewentualnemu splątaniu. Całą falę włosów, które chwilowo opadały kaskadą po plecach złapała w rękę, decydując się w końcu na związanie ich w luźny warkocz. Połowa włosów już i tak była mokra od wody, nie chciała więc by błąkały się w każdym możliwym kierunku przy najmniejszym ruchu. W trakcie obejrzała się przez ramię, posyłając mężczyźnie pełne wyzwania spojrzenie.
– Jeśli chcesz za mną podążyć, to nikt cię nie powstrzymuje. Nie obiecuję, że tak łatwo dam się dogonić, ale zawsze możesz próbować. To nie takie proste i aż tak proste zarazem.
Oczko które mu puściła nie miało prawa być żadną halucynacją.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
- Nie śmiem wątpić, że tu masz rację - nie próbował i tym razem wnikać w szczegóły. Nie dlatego, ze nie chciał, ale czując, że wracanie do tematu, nadziałaby się na kolejne wspomnieniowe skojarzenia. I jaką moc potrafiły mieć kobity, gdy z własnej woli oddawało się fragment siebie. Wargi rozchyliły się, niosąc kącikiem grymas uśmiechu. Podobna natura płynęła w jego krwi, przesycona żarem, popychała go do rzeczy, których większość Japończyków uznawała za niestosowne - ...ale nie zgodzę się, że nie ma ograniczeń - zmrużył powieki, z cichym westchnieniem przechylając głowę, gdy kobiece palce umknęły z zasięgu jego ślepi. I zamiast w kierunku leżącego przy brzegu jasnego pukla, spojrzał na profil okolony kaskadą ognia - wszystko do ciebie potem wraca - w cieniu zieleni tęczówek zajarzyło się coś niebezpiecznego, głodnego wręcz, niby dzika bestia czekająca, aż uda się rozszarpać trzymane ją w okowach więzy.
- Nie przywłaszczam podobnej natury. To nie moja domena - ściszył głos, bardziej skupiając się na dotyku, który znaczył wyraźna linię na kobiecej skórze, urywając jednak, gdy zdecydował się o kontynuacji myśli - Japonia cały czas mierzy się z problemami, z którymi do końca nie wie, jak sobie poradzić. Przykładowo, z wiedźmami - czy dał się opleść misternej sieci, jaką nićmi uroku owijała wokół niego? Możliwe. Ale robił to z czystą świadomością. I przyjemnością. Oddawał jej tyle kontroli, ile uznał za słuszne, przeciągając niebezpiecznie granicę, której napięcie, podsycało kiełkujący w podbrzuszu ogień. Równie dobrze wiedział, że tego usłuchać dziś nie pozwoli.
- Ile w takim razie w nich szaleństwa, a ile pozorów? - igrała z tym ogniem. Tknięciem zaczepnym, muskając linię policzka, uśmiechem gładkim i spojrzeniem, co jaśniało w dwóch barwach, nadając obliczu zamkniętej za zwierciadłami tajemnicy. I musiał przyznać, że chciał zajrzeć za ich zasłonę, dotrzeć do źródeł, sycąc się ich blaskiem. Dopiero chłód, który owinął skórę w zetknięciu z bliskością kazał mu wzmóc czujność w pulsującym rozdrażnieniu, że kształt bioder, na których oprzeć chciał dłonie, zniknęły. Pozostawiła go z fantomowy rysem i szelest falującej wody, gdy oddalała się gdzieś na środek basenu.
Rozluźnił ciało, na nowo wspierając plecy o brzeg. Ramiona wsparł obok, na ułożonych kamieniach, niby fotelu. Odchylił lekko głowę, by z bezczelną sobie pewnością, utkwić wzrok na dziewczynie, która zatrzymała się w końcu, zgarniając włosy na ramię, dając mu też pełniejszy obraz smukłego piękna, jaki prezentowała. Przyjął i na siebie wyzwanie, które mu rzuciła słowem i spojrzeniem - Nie odpowiedziałaś - odezwał się nisko, jakby w gardle miało za chwilę nastąpić zawadiackie mruczenie - Tak trudno ci powiedzieć, czego chcesz? - to mówiąc podniósł się do pionu, dłońmi przecierając twarz i spięte włosy - Nie mam zamiaru ukrywać, że mi się podobasz - ruszył w stronę wiedźmy, ale jeśli tylko sama spróbowała się oddalić, zatrzymał się - ale to nie znaczy, że pobiegnę za tobą, gdy zawołasz. Nie jestem psem - zanurzył się głębiej, w końcu pokonując dzielący ich dystans. Jeśli tylko - znowu nie umknęła - To decyzja zawsze na dwoje - zakończył zatrzymując się przed wiedźmą, krzyżując spojrzenia, ale nie dotykając jej, pozostawiając jej przestrzeń do ucieczki.
@"Hecate Shirshu Black"
but you do decide who owns who.
Zamilknęła na dłuższą chwilę, nagle odczuwając nieodpartą ochotę na zapalenie papierosa. Zerknęła nawet w miejscu, w którym wciąż leżały ręcznik oraz kosmyk włosów, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pod ciemnym materiałem leży ciemna papierowa paczuszka oraz metalowe zippo z wizerunkiem kruka. Przez chwilę rozważała nawet podejście do krawędzi i sięgnięcie po swoje drobne uzależnienie, lecz końcowo zrezygnowała, pozostając w miejscu.
Pokręciła w końcu głową, nie będąc w stanie powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu; kąciki ust podeszły ku górze w tempie równym temu, z którym mrużyły się ślepia.
– Co to za życie jeśli nie brać z niego pełnymi garściami? – Przechyliła delikatnie głowę, przyglądając się mężczyźnie. Nie czekała na odpowiedź, samej kontynuując. – Wraca czy nie wraca, za krótko żyjemy żeby się tym martwić. Jeśli na koniec mają uderzyć we mnie konsekwencje za spalenie połowy świata tylko po to, żebym odczuła satysfakcję, to będę na nie czekać z otwartymi ramionami – Po zapleceniu rąk na piersi przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą; biodro delikatnie wypchnęło się w bok.
Zapleciony warkocz zsunął się powoli z ramienia, lądując z powrotem na plecach. Black stała cały czas nieruchomo, wbijała wzrok w ciemnowłosego mężczyznę naprzeciwko. Dwubarwność jej oczu ani na moment nie przerywała czujnej warty podczas której śledziła zieleń jego tęczówek. Była ciekawa, zaintrygowana jego dalszym ruchem.
– Nie lubię dawać prostych odpowiedzi – odparła tylko, czekając na nią cierpliwie. Każdy ruch mężczyzny powodował powstanie delikatnych fali, które co rusz uderzały w odsłoniętą skórę wiedźmy. Rozplotła ręce, mocząc je w ciepłej wodzie dookoła siebie. Patrzyła też jak się zbliżał, tym razem samej nie robiąc żadnego kroku – ani w tył, ani w przód. W końcu, gdy znalazł się odpowiednio blisko, jednocześnie rzucając kolejnymi słowami, uniosła jedną z rak. Smukły palec tknął podbródek bruneta, zadzierając go delikatnie ku górze; grube krople wody spływały wzdłuż pokrytej tatuażami ręki wiedźmy, znikając albo w konfrontacji z materiałem stroju, ale popełniając samobójczy skok do basenu. Opuszki szybko przesunęły się jednak dalej – sięgnęły policzka, naznaczając skórę wilgotnym śladem motylego dotyku. Nie zatrzymały się dopóki nie wylądowały z powrotem między czarnymi jak noc pasmami, wplątując się w nie bez żadnej przeszkody.
– Skoro tak, to czemu nie zaprosisz mnie na kolację? Lubię dobre wino – Druga z rąk poszła w ślad za pierwszą, niespiesznie lądując na boku szyi Shogo, kciuk musnął zaczepnie linię szczęki. – Szczególnie w dobrym towarzystwie.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
...brać pełnymi garściami...
Zęby odsłoniły się w pełni wilczego uśmiechu. Potem zaśmiał się, nie szczędząc echa, które zafalowało na powierzchni toni. burząc drobne fole, zrywając być może obserwujące ich w oddali, niematerialne oczęta. Powtórzyła coś, co przez wiele lat przyświecało jemu samemu. Nie martwił się przyszłością, ani konsekwencjami, dopóki te, nie wdarły się jak wojna, torturą wyrywając mu serca, nie tylko symbolicznie. Podobnych tajemnic było wiele i naznaczały każdego, w mniejszym lub mniejszym stopniu. Jedynych wgniatając w ziemię, pozostawiając umarłymi nawet za życia, innych, rażąc niewolniczym w przeprawie poczuciem winy i trucizną goryczy, co toczyła serce. Jeśli jeszcze chybotało się w piersi. Byli i zwycięzcy, ci, co zagrali w kości ze śmiercią (o ironio) i wciąż chcieli więcej.
- Nie lubisz granic? Przekraczasz je? Swoje i cudze - zdawało się, że jego pytanie nie ma wiele wspólnego z odpowiedzią, jaką mu udzieliła. Wciąż jeszcze daleko, z parą zielonych ślepi chwytających cień wody, kołyszący się wokół bioder, znacząc odbiciem skórę, jak dodatkowym tatuażem. Na własne życzenie podniósł się, burząc wodną toń wokół siebie, rozcinając jej wnętrze, gdy pokonywał odległość dzielącą go od dziewczyny. Satysfakcja z jej zwycięstwa, była równie urokliwa, co jego niezachwiana pewność, gdy zatrzymał się naprzeciw rudowłosej wiedźmy.
- ...albo się wahasz, albo nie wiesz czego chcesz, albo zwodzisz - ramiona wyprostował, ale dłonie opuścił luźno. Pochylił się, by uchwycić bliskość i tylko po to, by nieznacznie pozwolić jej unieść jego podbródek. Moment trwał krótko, bo głowa opadła niżej, równając się gestem z sunącym dotykiem przez policzek i kończąc wędrówkę przy skroni i dalej, wsuwając paliczki w czerni spiętych włosów. Nie poruszył się, pozostawiając spojrzenie utkwione na dwubarwnych tęczówkach. I tak, jak bezruch zdawał się osiąść na sylwetce, uspokajając rozchodzące się od nich fale, tak nagle pochylił ciało, a palce jednej ręki opadły najpierw na wysunięte biodro, by druga dłoń dołączyła do bliźniaczego fragmentu ciała, płynnie zsuwając się niżej, na uda, niemal pod kolana, by finalnie wzmocnić dotyk. Łapiąc równowagę zaparł się na stopach i uniósł kobietę do góry wystarczająco płynnie, by zdążyła opleść go nogami w pasie, chwycić ramienia i wygodniej na nim ułożyć. Uniósł twarz wyżej, spoglądając - jeśli tylko pozwoliła - z zupełnie nowej, bliższej perspektywy. Chłód toczącej się grubymi kroplami wody balansował na granicy drażnionego ciepła, które biło w zetknięciu tego drugiego.
- Zapraszam cię na kolację - odezwał się w końcu, bardziej gardłowo, nisko, ze słowami, które równie dobrze, mógł złożyć bezpośrednio na jej ustach - tylko nie wyrywaj mi włosów - zakpił cicho, być może drocząc się tylko, bo wargi zadrgały głodnym dreszczem - bo mogę pogryźć.
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
Ye Lian and Hecate Black szaleją za tym postem.
Było więc jak mówił. Przekraczał granice, nie tylko swoje ale i innych.
Zmów ją zaskoczył i ów zaskoczenie odnalazło obraz w rozwartych nieco szerzej powiekach. Barwne ślepia wiedźmy przez ułamek sekundy patrzyły na Shogo z niedowierzaniem, by w moment później utonąć w falach entuzjazmu. Spodziewała się... nie, była wręcz gotowa na to, że złapie ją za biodro, szarpiąc do siebie, ewentualnie utuli kark wnętrzem dłoni ściągając ją bliżej. Nie podejrzewała go natomiast o tak śmiały ruch – podniósł ją bez problemu, jakby ćwiczył to od lat. I wtedy właśnie posiadł również sympatię dziewczyny, wszak Black od zawsze lubiła dotyk. Ceniła gesty małe i duże, jakiekolwiek by nie były; uchwyt dłoni, przemknięcie palców po włosach, skórze, subtelny ścisk na udzie.
Jeśli miała swój język miłości, to bez wątpienia był nim właśnie dotyk.
Może właśnie dlatego zamachała nogami w powietrzu niczym uradowane dziecko właśnie otrzymujące w dłonie pluszowego niedźwiedzia. Zaśmiała się wówczas, nagle inaczej niż dotychczas, jakoś tak czyściej, szczerzej, weselej. Ciepło ud rzeczywiście po chwili oplotło mężczyznę w pasie, zaś ramiona objęły szyję nie tylko ze względu na podtrzymanie równowagi, ale i bijący z kolorowych tęczówek entuzjazm.
– You really are something, aren't ya – Nawet nie zauważyła, kiedy płynny, angielski akcent wymsknął się spomiędzy miękkich warg. Zaśmiała się zaraz, odgarniając sprzed oczu Shogo kilka zbłąkanych kosmyków czerni. Jej własne, rude pasma wyplatały się powoli z luźnych warkoczy.
Wnętrze dłoni wylądowało wpierw na policzkach, mokre od wody opuszki ślizgały się po skórze bez żadnego oporo, pozostawiając po sobie nie tylko ciepło dotyku, ale i wilgotny ślad odbijający ostatnie promienie zachodzącego słońca. Nie minęła dłuższa chwila, a palce zjechały niżej, sunąc wzdłuż odkrytego torsu, do którego akurat nie przylegała płaskim brzuchem. Dotyk był lekki, nieinwazyjny w żadnym stopniu, a irytujący zarazem, bo nie oddawał w pełni tego, co by oddać mógł. Nie lubiła się spieszyć, nie dawała więc od razu wszystkiego.
– Przyszłam się tu schłodzić, a jest mi tylko coraz cieplej i cieplej – parsknęła krótko. – Chyba będziesz musiał mi to jakoś zrekompensować. Na przykład co nieco o sobie opowiadając.
Obecność dłoni powróciła do jasnej twarzy, odnajdując miejsce na bokach szyi. Kciuki znów powiodły po linii szczęki, znacząc ją śladem dotyku. Nie minęła dłuższa chwila, jak wiedźma wsparła na czole mężczyzny swoje własne. Dwubarwność ślepi zajrzała w jadeitowe odpowiedniki z bliska, którego dotychczas nie przyszło im między sobą dzielić; gdyby chciała, mogłaby policzyć wszystkie pajęcze nitki jego tęczówek.
– Gdzie będzie ta kolacja? Musze wiedzieć jak się ubrać – mruknęła nisko; oddech położył się cieniutką warstwą na odsłoniętych ustach Tomomiego. Liche centymetry między jednym a drugim wydawały się tak śmieszne, że niemal nierealne.
– No nie wiem. Gdy tak to ujmujesz, to nabieram tylko chęci by sprawdzić jak ostre masz kły, że tak grozisz – Jeśli był skupiony na jej oczach, to mógł tego na zauważyć, lecz w momencie wypowiadania słów kącikami ust Black poruszyło figlarne rozbawienie. Ciężko było nie podejrzewać ruchu, gdzie jedna z rąk wplotła się na nowo w ciemne włosy, pociągając za upięcie w na tyle delikatny sposób, nie nie sprawić mężczyźnie żadnego dyskomfortu. Droczyła się tylko, z pewnością to rozpoznał.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian, Ejiri Carei and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
Dotyk, początkowo dawkowany ledwie muśnięciami, przy pełnej bliskości, zdawał się zlewać ciało w jedność. Dłonie zachłannie, ale pewnie oplatały wilgotną od wody skórę ud, ledwie pod pośladkami. Odchylił się nieco, gdy ciało w radosnej gestykulacji, wygięło się serwując mu nowe doznanie zaskoczenia. Przez kilka sekund, widząc w dziewczynie kogoś, kogo - w tych kilku spotkaniach, jeszcze nie widział. I musiał przyznać, że mu się odkryta nieoczekiwanością, podobała.
- Jeśli rzucasz a mnie czar, to jestem na takie oporny, ale yeah, my dear - nie mówił biegle po angielsku. ale wystarczająco, by zrozumieć komunikat, wplatając w słowa obcą intonację. Znajomą, prawdopodobnie tylko jemu. Zagraniczne misje wojskowe, rzucały mu wyzwania, nie tylko językowe. I chociaż w większości, zawsze miał w pobliżu tłumacza, chwytał podstawy, by nie dać zrobić z siebie popisowego kretyna.
Pewniej ulokowane ciało i uchwycony balans, dał mu szansę uwolnić jedną rękę, która z uda, pokonała wyraźnie delikatniejszą, chociaż szorstką od zgrubień skór- ścieżkę. Objął biodro by wędrówkę ukończyć zakręcając na plecy, tym samym przytrzymując rudowłosą, gdy odchyliła się, kreśląc paznokciem, niezidentyfikowaną melodię dotyku. Nie widział gdzie, bo wzrok pozostawał uniesiony, kilkukrotnie licząc, jak często w oczach zapalał się nowy ognik, malowany dwubarwnością tęczówek.
- Być może, powinienem oddać cię ramionom wody, a nie swoim, jeśli potrzebujesz ochłody - wargi, w równym stopniu rozbawione, wciąż poruszały się miękko, głaszcząc jasną skórę, wyraźnie cieplejszym od skapującej kroplami wody onsenu - ze mną to będzie skomplikowane - ściszył głos, gdy kciuk przesunął się kręgiem, wzdłuż linii krzyża na plecach. Poruszył się, stawiając krok nieco głębiej, zanurzając siebie po pas, wystarczająco, by smukłe nogi dziewczyny zanurzyły się częściowo. Woda rozdzieliła się falą, obejmując splecione wyżej ciała, jak zazdrosna kochanka.
- Rekompensata musi więc oprzeć się i na twoich prywatnych wyznaniach, ale... - teatralnie zawiesił głos, zatrzymując krok i wsuwając palce wyżej, zaczepiając palcami o cienkie paski stroju, rozsuwając opuszkami splatane wodą pasma ognia - pytanie za pytanie - uniósł brodę wyżej, równo z dłonią, która w końcu, dotarła między łopatki i niezatrzymana, zaprała się na karku.
- Ugryzę się w język i nie powiem, że nie musisz ubierać się wcale... - parsknął, pozostawiając miejsce na ewentualny, nagły sprzeciw - ale po gentlemańsku zapytam, czy wolisz... w terenie, czy na mieście. Szczegółami się zajmę - odetchnął, zgarniając drobiny oddechu, osiadły jak kropelki, na jego ustach. Prowokacja, odbijała się między nimi dokładnie jak oddechy, zderzając z obcym jeszcze ciepłem, którego poznanie, przenikało wędrującymi spieszniej dreszczami.
- Może to był mój plan od początku, żebyś poznała ich ostrość? Może tak się karmię? - minimalnie odchylił głowę, gdy wplecione we włosy palce, zacisnęły się, łaskocząc zadziornością. Nie pozwolił, by czekała na odzew. palce mocniej zacisnęły się na karku, by sięgnąć i włosów. Kciukiem zahaczył o żuchwę, by nacisnąć mocniej, odchylając głowę nieco w bok, podczas gdy usta, bez początkowej zachowawczości, otarły się o gładką cerę szyi, wilgoć języka naparła koniuszkiem wyżej, by wylądować na wcięciu przy gardle, bliżej ostrej linii szczęki. Ostrość zębów opadła, przygryzając skórę z gorącym oddechem, językiem i drapieżnym pocałunkiem. Pozostawił skórę zaczerwienioną i wilgotną. Odchylił się wolno, nie opuszczając jednak palców, które przesunął lekko, odnajdując pewniejsze ujęcie. Wracając spojrzeniem do oczu wiedźmy, usta zahaczył o jasność policzka, pauzując niechętnie przy kąciku ust.
- Ulubiony czar, który rzucasz na mężczyzn. Prawdziwy - odezwał się miękko, z uśmiechem, wciąż wystarczająco daleko, by drażnić oddechem i blisko, by łaskotać wrażliwą skórę. A więc, pierwsze pytanie.
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Hecate Black szaleją za tym postem.
– Możesz byś spokojny. Czary rzucam tylko na tych, co mi wadzą. Reszta to kwestia tylko i wyłącznie uroku osobistego – Koniec zdania musiała podkreślić puszczając mu zaczepne oczko. – I widzę, że akurat jemu poddajesz się dość dobrowolnie.
Doceniła tę angielską wstawkę bardziej, niż mógł się tego spodziewać. Niewiele było wśród otoczenia wiedźmy osób z którymi mogła zamienić choć kilak słów w rodzimym języku. Można było więc z lekka zaimponować Black rzucając rzucając jakimś prostym zdaniem czy cytatem z filmu lub książki.
Przeniesiony z uda na biodro dotyk niósł za sobą znajome ciepło ekscytacji. Jak na razie pozwalała mu na każdy ruch, zaś żaden mięsień rozluźnionej twarzy nie zdradzał, by którykolwiek z gestów nie trafiał w wiedźmi gust. Nic dziwnego, że z każdym przesunięciem dłoni Tomomiego ona wyginała plecy naprzeciw spotkaniu wnętrza jego dłoni. Czując wzrost poziomu wody oplotła udami nieznacznie ciaśniej, wzmacniając tym samym chwyt.
– Wolałabym nie – odparła, posyłając mu gładki uśmiech. – Nie umiem pływać, więc jeśli puścisz mnie w miejscu, w którym nie sięgnę dna, to nie wiem, czy ci wybaczę – Rzadko dzieliła się takimi informacjami. W zasadzie to nie była pewna czy nawet osoby takie jak Ye Lian czy Enma, którzy znali ją szmat czasu zdawali sobie z tego sprawę. A jednak w tamtym momencie, gdy yurei sunął dłonią w górę pleców, a drugą trzymał asekuracyjnie pod udem uznała, że mogła rzucić tym drobnym skrawkiem informacji. Chlupot uderzającej w odsłoniętą skórę wody był jak atak wątpliwości; przypominał o sobie z każdym najdrobniejszym ruchem, przypominając, że znów zeszli na głębszy obszar basenu. Mimo tego Shogo był bardzo dobry w tym co robił, elektryzującym dotykiem odsuwając myśli ku sobie samemu.
– Pytanie za pytanie – zgodziła się, okręcając wokół palca jedno z ciemnych jak noc pasm; mierzwiąc je między opuszkami zdała sobie sprawę, że przeczesywanie jego włosów stało się na swój sposób uzależniające. Stale łapała się na tym, jak chęć wplecenia w nie paliczków napinała mięśnie do ruchu. Przy okazji nie potrafiła sobie odmówić przemknięcia delikatnym muśnięciem po linii szczęki, policzku czy skroni.
Zaraz znów się zaśmiała, tym razem z lekka pobłażliwie.
– Ah, nie wiesz jeszcze, że odpowiedni strój daje znacznie lepszy efekt niż jego brak? – Pstryknęła go zaczepnie w nos, nie mogąc sobie tego darować. Już wieki temu posiadła tę wiedzę; prawidłowy odór elementów ubioru potrafił działać milion razy lepiej niż całkowita nagość nierzadko nazbyt faworyzowana przez mężczyzn. – Na szczęście trafiłeś w dobre ręce. Nawet jeśli mi wierzysz, to i tak chętnie dołożę argumentów do swojego zdania. Uwielbiam ładne ubrania.
Pewien jasnowłosy sceptyk mieszkający w centrum zaludnionego miasta wiedział to lepiej niż ktokolwiek inny. Nie raz i nie dwa widział rozmaitą szafę Black. Zawsze wydawał jej się uroczy, gdy tak załamywał ręce lub zasłaniał zawstydzenie odchrząknięciami jak tylko przekraczała próg mieszkania w kolejnej dodającej uroku sukience.
– Niech będzie miasto. Jestem ciekawa jakim typem jesteś – Nie sprostowała o czym dokładnie mówiła, pozostawiając ewentualne zakończenia wyobraźni Shogo.
Coś kombinował, przeczuwała to już kilkanaście oddechów wstecz. Nie zrobiła też nic aby go z tej konspiracji wyrwać, nawet nie mrugnęła, gdy wychrypiał kolejne zdanie tuż przy wilgotnej skórze. Wpierw miękkość ust, później nagłą ugryzienie posłały wzdłuż kręgosłupa pełen elektryczności dreszcz; ów prąd sięgnął również stale wplecionych w ciemne włosy palców, zaciskając je na kosmykach nieco mocniej. Nie było mowy o udawaniu jakiejkolwiek reakcji, zdecydowanie musiał trafić w czuły punkt, bo nie minęła dłuższa chwila, jak Black opuściła nieco głowę. Z gardła umknął niski, zadowolony promyk, a zważając na to, iż usta znalazły sie na równi z odsłoniętym uchem mężczyzny, ciepło umykającego oddechu połaskotało wyraźnie płatek.
– Nie rzucam czarów na mężczyzn – zaśmiała się w końcu, przemykając paznokciami po odkrytych plecach. – Jeśli chodzi o zdobycie miłości poprzez magię, to jest wiele różnych zaklęć. Jedne zakładają wypisanie imienia wybranka na kawałku papieru i pochowanie go pod kilkoma przyprawami, drugie dodanie na ów kartkę konkretnej runy, a następnie spalenie jej i wysypanie popiołów za okno, jeszcze inne wykorzystuje świece i jutowy sznurek, długo by gadać. Mnie osobiście nie interesują. Pokładam w sobie wystarczająco wiary, by nie musieć polegać na czarnej czy białej magii. Jest jednak sposób, dość staroświecki i oklepany, który dosyć sobie cenię. Prezentacja zda się jednak w tym przypadku znacznie lepiej niż słowa.
Nie wiedziała, czy nie popsuła mu nastroju opowiadając to wszystko i w zasadzie niezbyt ją to obchodziło. Zapytał, więc odpowiedziała szczerze. A gdy skończyła mówić, dotychczas trzymana we włosach dłoń zjechała niżej, znów łapiąc go za szczękę. Opuszki osiadły z lekkością na skórze, jednym sprawnym ruchem ciągnąc twarz bliżej, niszcząc resztki dzielących ich centymetrów bezpowrotnie. Ciepło zarówno jednych jak i drugich warg spotkało się naprzeciw sobie, łącząc w początkowo ulotny, acz niewątpliwie słodki pocałunek. Na czas miękkich, nieprzerwanych muśnięć dotyk przemknął z żuchwy na szyję, głaszcząc delikatnie jej bok. Krótki acz stanowczy odgłos cmoknięcia zwieńczył bliskość. Black odsuwając głowę w tył przemknęła językiem po dolnej wardze, posyłając mężczyźnie usatysfakcjonowane spojrzenie spod przymrużonych oczu; kolorowe ślepia błyszczały wówczas niczym dwa neony.
– Może więc zdradzisz czym się zajmujesz prócz ratowania dam z opresji?
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
- Tu nie o spokojność chodzi, a o czystą ciekawość - drażniła się z nim, i z czystą przyjemnością przyjmował tę stronę spotkania - tylko głupiec nie podążyłby za tym urokiem - zwarł szczęki, nadając rysom ostrzejszego kształtu, pochylając się odrobinę i zadzierając brodę - ...ale wiem, kiedy się zatrzymać - dodał ciszej, niemal tak, jakby słowa były ledwie dodatkiem do wilczego, głodnego spojrzenia, które ścignęło silnie to należące do wiedźmy.
Urok, jaki rzucała, rzeczywiście plątał nici wokół jego osoby, ciaśniej mnąc splot, wyraźniej podkreślając kobiecą obecność, którą często odsuwał niedługo po tym, gdy zniknęła mu z pola widzenia. Shirshu wydawała się doskonale orientować w źródłach, które zahaczały o męskie zmysły wystarczająco długo, by pozostawiać fantomowe wspomnienie, każące szukać - jej - nawet wtedy (a może właśnie wtedy), gdy nie była w pobliżu.
Bliżej. Odrobina tylko nieoczekiwaność sprawiała, że ciepło skóry oplotło go ciaśniej, proporcjonalnie odwrotnie do chłodnej wilgoci, łaskoczącej ciało z rosnącym poziomem wody - czyli jednak, wolałabyś utrzymać pewną granicę - zaśmiał się krótko, bezdźwięcznie, w kontekście odkrytego sekretu, gdy postąpił jeszcze kilka kroków, a woda gładko lizała plecy już powyżej pasa- widocznie, musisz mi w tym względzie zaufać - zniżył głos - ...że jesteś ze mną bezpieczna - wyartykułował gardłowo, gdy palce ułożonej wyżej dłoni zmieniły położenie, rozcapierzając się, by objąć pewniej, jakby w zapewnieniu, że jeśli rzeczywiście sięgną dna - to razem.
Wplecione we włosy paliczki, trafiały na słabość, na którą nie pozwalał często. Smukłość nadgarstków ocierała się o jego skronie, by sięgnąć głębiej, rysując przez między czarnymi pasmami niezidentyfikowane mu znaki, być może wbrew temu co mówiła, rzucając pętlę zaklęć, z którymi mógłby sobie nie poradzić. Dopóki jednak miał niezamgloną świadomość, a źrenice podobne jastrzębim, śledziły jej ruchy, oddawał się pieszczocie. Czarność coraz mocniej wymykała się spięciu, rozplątując kolejne nici, finalnie klejące się wilgocią do szyi i karku. Nie dał sobie prawa do długu, znacząc dotykiem coraz bardziej kręte ścieżki na skórze rudowłosej.
- Oczywiście, że wiem - odbił uśmiech, łącząc się brzmieniem z tym kobiecym, niemal przypominając niecodzienną melodię - posłużę się może nie do końca pasującym porównaniem - lubię rozpakowywać piękne prezenty, ale zawartość interesuje mnie bardziej - krótka pauza, gasząca uśmiech - tam kryje się skarb - dokończył bardziej drapieżnie, tym samym zgadzając się na przyszłą argumentację. I na decyzję miasta, jako ich przyszłego spotkania.
Czerpał niespożytą energię nie tylko z widoku, ale i dotyku, spijając gładkość cery nie tylko twardymi opuszkami, ale w końcu bardziej wrażliwe czuciem wargi i język. Gardłowy pomruk wyrwał się z krtani, gdy oderwał wilgoć języka od kobiecej skóry, zahaczając zębami o zaczerwienione ślady. Chciał więcej., czerpiąc satysfakcję z ulatującego westchnienia z pełnych ust wiedźmy. Doznania mieszały się, szarpiąc instynktownym dreszczem, gdy palce zwinęły się na jego włosach mocniej, a potem zjechały na kark i niżej na plecy. Nie dzieliło ich praktycznie nic, wyłącznie granice - którymi tak dziś szastali.
- Słyszałem - niezrażony kontekstem, który w innych warunkach można byłoby uznać za dziwny dla bliskich spotkań, oparł skroń bardziej o policzek dziewczyny, by samemu, muskać przy każdym popełnionym słowie, płatek ucha - ..że klątwa miłości jest najokrutniejszą formą zemsty - kciuk zaparł się pod szczęką, gdy pozostałe zaparły się mocniej na karku, kreśląc - tym razem w jego wydaniu - niezidentyfikowany krąg, potem, głaskał bok szyi, wgłębienie przy obojczyku, zahaczając o cieniutki pasek stroju i niechętnie wypuszczając wiązanie. Cierpliwość nagrodziła nagłym zbliżeniem, jednocześnie sprawiając, że kąciki jego ust uniosły się z niemal arogancką satysfakcją. Usta zgrały się ciepłem, łaskocząc oddechem osiadłym ulotnie na podniebieniu. Nim pocałunek Shirshu zsunął się niżej, przesuną końcówką języka po miękkości dolnej wargi, smakując jej woń. I chociaż finalnie odchyliła się kończąc pieszczotę, palce wsunęły się znowu pod kark, stanowczo zatrzymując ją bliżej.
- Podobno, nie było tu żadnej damy w opresji - odetchnął, najpierw zwierając wargi potem rozluźniając ich nacisk, gdy w obliczu zatańczyło rozbudzone rozbawienie, ale tym razem, nie kontynuował drażnienia - naprawdę jestem kierowcą - mówił, gdy ciało ruszyło się znowu, pokonując głębokość wody, ale omijając najciemniejszą toń, a wolne kroki kierując ku brzegowi, a przynajmniej strony, gdzie woda wciąż była wystarczająco głęboka, ale można było zatrzymać się przy nagrzanych kamieniach - ale potrafię poprowadzić właściwie wszystko co ma koła i nieco napędu - kiedyś nawet wszystko, co latało - dodał w myśli.
Gdy znaleźli się bliżej brzegu, wciąż zanurzeni, uniósł dziewczynę wyżej, by mogła wygodniej usiąść. Nie miał jednak zamiaru rozluźniać uchwytu, gdy ramiona oplatały talię, samemu wciąż pozostając w onsenowym zbiorniku.
- Naleciałości z wojska - zakończył, rozluźniając się i przysuwając bliżej - czemu Japonia? Co cię tu sprowadziło? Daleko od... wiedźmich krajów?
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Hecate Black szaleją za tym postem.
Nagle poczuła potrzebę parsknięcia. Ironia zapadłych między nimi słów unosiła się ponad taflą wody niczym mgła powstająca nad jeziorem po zachodzie letniego słońca. Niespokojne wody przyniosły natomiast wściekły sztorm wspomnień, które z destrukcyjną mocą wyrywały z ziemi wszystko co stabilne. Nie zamierzała jednak psuć sobie dobrego nastroju mogącymi w każdej chwili zawirować przed oczyma obrazami z felernej wycieczki, która miała być jedynie kilkoma dniami przeznaczonymi na odpoczynek, a okazała się jedną wielką tragedią. Wiedźma więc, nauczona przez życie wielu sztuczek, schwytała szalejący huragan pod szklaną kopułę jeszcze nim zdążył szarpnąć za którykolwiek z mięśni utrzymujący bezwiedny uśmiech na pełnych ustach.
Nie była do końca pewna czy podobała jej się droga, którą zmierzał. I nie chodziło tu o żadne zaowalone metaforą słowa, a rzeczywistość w której Shogo postępował kolejne kroki naprzód, odnajdując coraz to głębsze miejsca Onsenu. Nie podejrzewała w ogóle, że miejsce przeznaczone na relaks może mieć taką głębokość, tym bardziej, że Japończycy raczej nie należeli do grona najwyższych na świecie. Tak jej się przynajmniej wydawało, być może żyła w błędzie i to miejsce żadną miarą nie odstępowało od normy.
Od wszechobecnego upału na skronie szarżowała migrena.
– Nie zrozum mnie źle, to nic osobistego – zaczęła, na moment odrywając od niego wzrok, by zwrócić go ku ciemniejącej tafli. Ciemny kolor ułożonych na dole kamieni sprawiał, że dno okazywało się być niemal niemożliwe do dojrzenia. Ów widok wprawiał w niepewność, oplatał patykowate palce wokół szyi powoli acz niespiesznie wciągając umysł w mrok. – Ja nikomu nie ufam – Uśmiech na powrót rozświetlił wiedźmie lico, gdy obracała twarz z powrotem ku obecnemu towarzyszowi. Ciężko było określić moment w którym wspomniane zaufanie przesypało się przez palce niczym drobniutki piasek ze słynnych białych plaż. Ostatnie miesiące nie były dla Black nazbyt łaskawe, wyrzucając pod nogi ciężkie od ton trudu kłody – coraz to kolejne komplikacje, przeszkody w sprawach których normalnie poszłaby do któregoś z przyjaciół, a które obecnie wolała zamknąć za zasznurowanymi ustami, przełknąć wraz z gorzkim posmakiem. Shogo nawet jeśli nieświadomie, to powoli następował na pole minowe. Wiedziała jednak, że nie było w tym grama z jego winy, nie złościła się więc ani nie krzywiła, nie chcąc psuć atmosfery.
Każdy jeden kosmyk czerni, który umykał ze splotu prędzej czy później łapała w delikatny uścisk palców, nie pozwalając im na rozejście się we wszystkich możliwych kierunkach. Co rusz nawijała jakieś pasmo na paliczki, plotła drobniutkie warkoczyki zaraz skrupulatnie rozplątywanie, by zaraz dotknąć skóry głowy, kreśląc na niej tylko sobie znane wzory, znaki, zaklęcia... nikt nie mógł posiadać stuprocentowej pewności na temat tego, co akurat siedziało Black w głowie; jej myśli były jak nierozwikłane od wielu lat zagadki seryjnych morderców, tych o przezwiskach znaczących ludzkie usta po dziś dzień i skrywających mrok nierozjaśniony nawet przez najmocniejsze światła nowoczesnych reflektorów.
– Jest formą nie tylko zemsty, ale i zniewolenia – sprostowała. Jakiś pomruk wybrzmiał spomiędzy stulonych niemal całkowicie warg, gdy raczył ją tak dotykiem. Była pod wrażeniem umiejętności jakie jej przedstawiał. Nie zastanawiała się gdzie nabył taki wachlarz doświadczeń, skąd wiedza gdzie przemknąć jedynie opuszkami, a gdzie nacisnąć nieco mocniej, by dobyć z gardła westchnienie. Rozważania byłyby w tym momencie marnowaniem cennego czasu, które pewnie nie mieli za wiele, oboje gonieni przez własne, wciąż jeszcze niezrozumiałe dla przeciwnej strony obowiązki. Black musiała znaleźć sposób na rozwiązanie problemu Kinigami – spędzał jej już i tak szczędzony przez organizm sen z z powiek. – Ci którzy szukają rozwiązań w czarnej magii nie mając pojęcia jak się z nią obchodzić mogą sprowadzić na siebie tragedię. Klątwy zapewniają niespotykanie uczucia, oddanie, ale nieodpowiednio wykonany rytuał, źle wplecione w całość słowa, drobna pomyłka czy zwykła głupota zagwarantują chorą obsesję, stalking, natarczywość. Słyszałam przypadki w których obiekt klątwy mordował swoją "miłość" byleby zatrzymać ją tylko i wyłącznie dla siebie. To nie są sprawy w które powinno się mieszać nie zdobywając wcześniej odpowiedniej wiedzy. Współpraca z mrokiem na niejednego sprowadziła już śmierć.
Coś ciemnego, niemal czarnego i bardzo mrocznego przemknęło przez niebieską i brązową tęczówkę, gdy Black mówiła. Chłód powagi zmniejszył niespodziewanie temperaturę dookoła, a świadomość, że jasny pukiel włosów wciąż leżał na swoim miejscu stała się tak ciężka, jakby na ramiona zrzucono miliony siat pełnych ciężkich kamieni – cienkie paski zawieszone przez barki wżynały się w skórę od przytłaczającego ciężaru, przecierały przez materiał ubrania, wżerały w skórę oblewając ręce strugami brudnej czerwieni. Musiała się upewnić, że zrozumiał wagę wypowiedzianych przed momentem słów. Gdy tylko Tomomi zrobił krok, cały ta ciężka atmosfera rozpłynęła się w powietrzu niczym kłąb papierosowego dymu – wystarczyło kilku ulotnych sekund by zniknęła bezpowrotnie.
Skorzystała z zaoferowanej okazji, znajdując sobie wygodne miejsce na rozgrzanych brzegowych kamieniach. Wówczas uścisk oplecionych wokół yurei nóg rozluźnił się całkowicie, gdy układała je wygodniej na cieple skał. Skoro się jednak nie odsunął, a wręcz przeciwnie, stale przysuwał, to nie oponowała, tym razem samej odnajdując miejsce dla własnych dłoni – te błądziły przez chwilę w okolicach mięśni brzucha, hacząc o każdy zarys mięśni wcale nie przypadkiem, wcale nie bez powodu. Mokra ścieżka kreślona przez opuszki pomknęła na boki, wpierw hacząc o linię bioder, później kontynuując przez lędźwie, aż nie uniosła się wyżej w okolice łopatek, które w delikatnej zaczepce zarysowały zadbane paznokcie chwilowo naznaczone ciemnym jak noc kolorem lakieru; spiłowane na kształt migdałów delikatnie drażnił skórę, choć nie na tyle, by pozostawić za sobą jakikolwiek trwały ślad – w przeciwieństwie do tego pulsującego żywą czerwienią, którym chwilę wcześniej Tomomi naznaczył bladą skórę.
– Chciałam komuś pomóc z ważną sprawą – odparła, na moment opuszczając wzrok w dół, zatrzymując go na zarysowanym brzuchu mężczyzny. – Pojawiłam się tutaj żeby zaradzić tragedii, ale chyba się spóźniłam. Długo go szukałam, ale im dalej szłam, tym bardziej błądziłam. Po drodze znalazłam kilka powodów, żeby zostać na trochę dłużej, więc wciąż tu jestem. Sama do końca nie wiem czemu – mruknęła na koniec, zadzierając z powrotem głowę, by na powrót utkwić neonowe ślepia w obliczu stojącego tak blisko ducha. Ani na moment nie odwracając wzroku sięgnęła gdzieś w tył, niespiesznie przesuwając oderwanymi od Shogo dłońmi po gładkich kamieniach. Wydawać by się mogło, że szukała wygodniejszego miejsca, rozciągała ciało lub poprawiała ułożenie, lecz po kilkunastu sekundach wróciła do poprzedniej pozycji już z cienkim papierosem tkwiącym między wargami; końcówka tliła się delikatnie wieloma odcieniami czerwieni, żółci i pomarańczy, tymi samymi, które za niedługo miały zabarwić niebo.
– A więc wojsko? – zauważyła, wydmuchując szary dym gdzieś na bok, poza ciasnotę jego objęć. – Co cię skłoniło do tak patriotycznej kariery? Albo kto?
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.