Salem - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 17 Sty - 19:27
First topic message reminder :

Salem


Salem – miasto w Stanach Zjednoczonych, w Hrabstwie Essex (Massachusetts).

To zachowane w starodawnym stylu miasto rolnicze skupiające się również na połowie ryb oraz ulokowane przy porcie rybackim. Wyglądem oraz naturą nie przypomina nowoczesnych, amerykańskich miast; ciągnie za sobą mityczną otoczkę wywołującą u odwiedzających drobny dreszcz niepokoju. Mroczna historia sprawiła, że spowiła je gęsta mgła oraz szarość typowa dla dawnych czasów. Nie brak tu cmentarzy, rozsianych dookoła lasów oraz mieszkańców rzucających obcym spojrzenia spod byka. Ciężko powiedzieć skąd bierze się owe podejście tutejszych wobec turystów. Być może nawiedzeni przeszłością cały czas trzymają rękę na pulsie, a być może postanowili zachować mroczny klimat, zapewniając sobie tym rozgłos i napływ pieniędzy.

Haraedo

Warui Shin'ya

Czw 4 Maj - 20:17
Patrzyły na niego pokryte błoną niewyspania źrenice, otoczone powiekami wyglądającymi na podbite; silne pręgi marszczyły skórę dookoła ślepi, nieważne ile razy nie próbowałby rozmasować zarwanej nocy. Twarz obmył lodowatą wodą trzy razy - chciał kolejny, ale liczba jaka by się z tym wiązała, wykrzywiła wargi i zastopowała złączone w koszyczek dłonie tuż przed pochylonym nad zlewem obliczem. Nie. Chlusnęły resztki chłodnych kropel, strząśnięte z rozplecionych palców. Prostując ramiona raz jeszcze spojrzał na swoje odbicie. Zwierciadło obejmowało go jedynie do barków; ciasne wnętrze szkła ukazywało widok całkiem pasujący do całego Salem. Chciałby powiedzieć sam przed sobą, że obrócił w żart całe wczoraj, ale gdy miał to wypowiedzieć, usta ponownie utworzyły pochyłą. Zrezygnował więc rozdrażniony - wkurzony swoim niepotrzebnym rozgrzebywaniem czegoś, co zapewne zdążyło rozejść się po kościach wraz ze snem. Było zresztą dostatecznie późno, aby mógł się spodziewać pobudki lada chwila. Przynajmniej tego by się spodziewał w statystycznym mieszkaniu; zwykle nie chciano, aby goście zmarnowali najsłoneczniejszy etap doby, chrapiąc pod warstwami grubych kołder, bo choć zaatakowała go zmiana czasu i trudy podróży, nie powinien barykadować się w pokoju udając dalszy odpoczynek.
Po jego twarzy i tak widać było, że nie zmrużył oka.
Schodząc po stopniach trzymał dłoń na poręczy; stare drewno niosło wspomnienia wielu niesprecyzowanych wspomnień, gdy pod palcami natrafiał na wybicia, wcięcia i nierówności, być może od jakichś narzędzi, może od wytrąconych przypadkiem z uchwytu przedmiotów, które upadając, odbiły się akurat od barierki.
Sam nie wiedział dlaczego z góry założył, że nie będzie tu telewizji, Internetu czy radia. Może chodziło o czasy, jakie wiązał ze stosami i ogniem wznoszonym po samo niebo, w którym z krzykiem wyduszanym z płuc, ginęły tysiące wiedźm. Dźwięk muzyki wywołał w nim więc naturalne zaskoczenie - odbiło się od zaspanego oblicza, zmyło z przecieranych nachalnie powiek osad zamroczenia. Ta mała nić wiążąca go z cywilizacją zdawała się pokrzepiająca; nie na tyle, by zbiec po reszcie stopni w energicznych podskokach, ale wystarczająco, aby pokonać je bez zawahania.
Prawie.
Cofnął się tylko raz - właściwie chwiejnie przeszedł krok na lewo, biodrem uderzając w ściśniętą mocniej poręcz schodów. Gdy smuga ciemności przemknęła obok niego, w pierwszej reakcji otworzył usta, by zapytać, co to, do licha, było, ale zwarł gębę, gdy milczenie przełamał inny głos.
Cudzy.
Nieznany.
Jasne spojrzenie od razu odszukało kobietę - widział ją pierwszy raz, jeszcze nie do końca pewien jak się zachować. I czy w ogóle jakiekolwiek zachowanie spełniłoby wymagania pani domu. Jeszcze przed opuszczeniem tymczasowego lokum, prześlizgując opuszką po ekranie komórki, przeglądał internetowy tłumacz; nie zapamiętał z niego nic ponad: "good morning" - i to właśnie jedyne co odpowiedział, lekko krzywiąc się w czymś na pozór uśmiechu.
Albo bolesnej świadomości, że poza konfrontacją z ciotką, będzie musiał również zmierzyć się z samą Black.
Podszedł jednak do stołu stosunkowo swobodnie, opierając rękę o krzesło i odsuwając je prawie bezdźwięcznie. Wybrał miejsce obok dziewczyny, od razu zaglądając w profil jej twarzy w skupionej analizie jej dzisiejszego nastroju.

koszulka; dresowe spodnie;
klapki na bosych stopach;
widać, że dopiero wstał;

@Hecate Shirshu Black
Warui Shin'ya

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

Czw 4 Maj - 21:14
 Sama Black nie wyglądała na zbyt zainteresowaną tym, co działo się dookoła. Sprawiała wrażenie raczej kogoś, kto znalazł się w odpowiednim miejscu i po prostu chłonął z niego energię, której wcześniej z jakiegoś powodu brakowało. nawet gdyby z jednej strony coś się paliło i waliło a z drugiej mordowano przypadkowe dziecko, ona siedziałaby równie nieporuszona, z delikatnie przymrużonymi powiekami, gdy twarz oświetlił blask promieni słońca przeciskających się między doniczkami wystawionych na parapetach okien. Raz czy dwa spojrzała tylko ku wiszącym na brązowych sznurach wysuszonym ziołom, czy pnących się w górę łodygach hodowanych przez ciotkę kwiatów.
 – Zaprosiła cię na śniadanie – odezwała się w końcu, nieco wygodniej układając policzek na wnętrzu dłoni. Zaraz przymknęła powieki, wsłuchując się w muzykę wybrzmiewającą z dość podstarzałego modelu radia; czasami sama głowiła się nad tym, jakim cudem Fiona potrafiła utrzymać przy życiu te antyki. – Przygotowała coś, co jest chyba najczęściej pokazywane w telewizji, gdy mowa o amerykańskich śniadaniach. Pancake z bekonem i dodatkiem syropu klonowego, życzę smacznego.
 – Spytaj czego się napije.
 – Równie dobrze możesz sama to zrobić, podesłałam ci podstawy języka, żeby nie być między wami jak papuga.
 – Nie dyskutuj młoda damo.
 – Nie dyskutuję, stara babo.
 – Hecate.
 – Fiona.
 Patrzyły na siebie spojrzeniami pełnymi zawziętości. Żadna nie odpuszczała, a sama bitwa trwałaby pewnie wieki, gdyby starsza z kobiet nie położyła nagle dłoni na kolorowej ścierce, którą wcześniej ścierała mąkę z blatu. Hecate zmarszczyła tylko nos i fuknęła zaraz niczym obrażona kotka, choć w rzeczywistości wcale na złą nie wyglądała. Zamiast tego oparła się z powrotem o krzesło wyraźnie pokonana.
 – Kawy, herbaty, soku pomarańczowego, naparu z ziół oczyszczającego duszę z wszelkich trosk? ... wina? – W końcu obróciła ku niemu twarz, dopiero teraz z bliska przyglądając się wymęczonemu nocą obliczu chłopaka. Widać było, że nie spał. Głębokie cienie oraz zmęczenie, które niemal biło po oczach od patrzenia nie pozostawiały wiele do myślenia. Nie znała jedynie powodu który spędził yurei sen z powiek i jak na razie postanowiła nie zadawać żadnych pytań.
 Tak, była oderwana od rzeczywistości którą znał. Ale była też kobietą, a te łatwo nie zapominają. Ciężko więc było określić nastrój Black. Mogła wyglądać na spokojną i opanowaną, a równie dobrze w kieszeni wbijać igły w skrupulatnie przygotowywaną przez ostatnie godziny laleczkę voodoo.
 Już otwierała usta by coś dodać – przeczucie kazało myśleć, że chciała wrócić do tematu wina i rzucić kąśliwą uwagę – gdy ciemna smuga, która wcześniej przecięła schody z prędkością światła powróciła, wskakując wprost na kolana młodej wiedźmy.
 – No tak, zapomniałabym – mruknęła, w końcu pozwalając kącikom ust na przemodelowanie w delikatny uśmiech. Smukłe palce dziewczyny opadły na kudłaty łeb, mierzwiąc miękką sierść między uszami... – Poznaj... Cóż, jeszcze nie ma imienia, ale ciotka twierdzi, że to spóźniony prezent urodzinowy. Twierdzi, że jest spóźniony tylko i wyłącznie z mojej winy, na szczęście nie ma pojęcia o czym teraz mówię, bo stwierdziła, że Duolingo to brudna magia – kończąc mówić celowo zerknęła ku starszej kobiecie, by ta wiedziała iż stała się tematem rozmowy.
 – Hecate!
 – Mam świadka, uważaj co czynisz, Black.
Siedzący na okrytych kabaretkami udach Hecate szczeniak szczeknął wesoło, najwyraźniej myśląc, że to właśnie dookoła niego lawirowała uwaga zebranej w kuchni trójki. Nie wyglądał na żadną z najbardziej popularnych ras. W ogóle był jakiś dziwny, całkowicie odmienny od psów, które zwykle mijało się na ulicy. Nie posiadał cech typowych dla rasowych championów, nie przypominał również wyciągniętego z otchłani schroniska kundelka. Miał w sobie coś innego, coś dzikiego.
 – Wygląda na Wilczaka, ale ciotka uparcie twierdzi, że to czort nie bez powodu znaleziony w samej głębi rodzinnego lasu. Nie ukrywam, że bardziej podoba mi się jej wersja.

@Warui Shin'ya



Salem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Sro 17 Maj - 2:33
Irracjonalna potrzeba ciągłego poprawiania t-shirtu wyglądała jak jakiś nerwowy nawyk. Dłoń, prawie niezauważalnie, a jednak stale i w ciągłym, leniwym rytmie, odrywała się od uda, przesuwała wzdłuż fałd koszulki, rozprostowując je, by opaść ponownie na nogę, a za jakąś chwilę raz jeszcze wsunąć palce między pogniecione części tkaniny. Przypatrywał się przy tym uparcie twarzy Hecate, ignorowany przez nią samą w ponadprzeciętnej skuteczności. Myśl, że miałaby traktować go jak powietrze przez resztę pobytu, wydawała się nie do przełknięcia. Uformowana w kształt rozmiękłej kluchy rozepchała się w krtani, na kilka sekund tamując swobodny przepływ tlenu; zdawało się, że chłopak zbladł, że nawet piegi na jego twarzy, szczęce i szyi nabrały większej wyrazistości, gdy siniał od wstrzymanego tchu. Wypuścił powietrze dopiero, gdy posykiwania z kuchennych rewolucji ciotki Fiony przerwał głos dobrze znany - Hecate brzmiała i zachowywała się jakby nigdy nic i może to jeden z powodów, dla których spięte ramiona Shina nieco opadły.
Zaprosiła cię na śniadanie.
- Aha - przytaknął automatycznie, odrywając wreszcie wzrok od Black i kierując uwagę na starszą kobietę. Spomiędzy podpuchniętych od niewyspania powiek wyzierały złote tarcze wilczych ślepi. - To miło.
Planował dodać coś jeszcze - choćby zaproponować pomoc przy przygotowaniu posiłku, bo to jedyne, wobec czego czuł się profesjonalny; zapewne ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych. Nie było mu jednak dane się odezwać, bo lada moment pomieszczenie wypełniły sprzeczki i - jak próbował określić - cięte riposty. Angielski przelatywał między jego uszami w formie bełkotliwej, niezrozumiałej mowy, podczas której przeskakiwał od jednej do drugiej atakującej.
Nie przypuszczał, że któraś z nich odpuści, dlatego widok rezygnującej z batalii Hecate wywołał w nim mieszane uczucia, prędko zastąpione musem wyboru. Kawa, herbata, sok pomarańczowy... napar z ziół...
- Może być kawa - uciął natychmiast, odchrząkując znacząco dla rozładowania poddenerwowania w głosie. - Nie trzeba mi nic oczyszczać. Jest okej.
Zdecydowanie nie było, ale szybko zmieniające się tematy główne dawały pewien rodzaj ulgi. Miał pełną świadomość, że nawet jeżeli teraz ledwo wiązał koniec z końcem w rozmowie, wystarczyło parę następnych chwil, aby na tapetę wjechała jakaś nowa kwestia.
Jak choćby psa.
To na nim wylądowało wycofane spojrzenie. Ręka, stale powracająca do pogniecionej koszulki, na stałe spoczęła nad kolanem, nieruchomiejąc podobnie jak znieruchomiały usta. Nie wiedział co powinien powiedzieć, bo jedyne, na co się zdobył, to krzywy uśmiech.
Do diabła, od kiedy miał tak wielki kij w dupie?
Irytowało go powoli, że stale powracał do wczorajszego zdarzenia, choć siedząca obok Black nie wykazywała najmniejszej potrzeby nawiązania do tego, co miało miejsce. Wkurzało, że w towarzystwie jej ciotki nie rozumiał właściwie niczego, bo jeżeli zawieruszyło się w dialogach słowo, które kojarzył, traciło ogólny sens w kontekście kolejnych wyrazów. Wiedział, że powinien spuści z tonu, może nawet poddać atmosferze Salem. Działać podobnie jak działało szczenię na kolanach Hecate - z bezmyślną wiarą, że nic złego nie może się stać, jeżeli dziewczyna jest tuż obok.
- Może ciotka ma rację z czarną magią odnośnie Duolingo - wtoczył się w środek dyskusji, gdy już niemal można było założyć, że nie przełamie bariery i nigdy się nie odezwie. - Sam mogłem się bardziej postarać z rozmówkami. Chociaż - zawahanie drgnęło mu w strunach i musiał przełknąć ślinę, żeby dokończyć myśl. Wydawała się nagle wyjątkowo idiotyczna, jakby tylko szukał powodu, by spędzić z Black czas sam-na-sam. Skretyniałe, ale - mogłabyś mnie podszkolić. Wybiegamy tego furiackiego Leviathana, pokażesz mi okolicę, a ja udowodnię, że mam ambicję większe niż dukanie "dzień dobry".
Bo ile mógł kłamać?
Pocierając burzliwie bok żuchwy, zogniskował koncentrację na starszej Black. Przypatrywał się jej szczupłym ramionom i włosom opadającym na plecy. Na ruch jaki dostrzegał pod warstwami ubrań, gdy mięśnie napinały się podczas chwycenia za rączkę patelni, a potem rozluźniały, gdy rozkładała palce, sięgając po jakiś składnik.
Chłopak przez moment tylko się temu przypatrywał, ale wreszcie, choć nie odrywał spojrzenia od właścicielki domu, słowa skierował do Hecate:
- Jak mogę jej zaoferować pomoc? - Przegryzany w nerwach kraniec języka zapulsował tępym bólem. - Nie będę przecież siedział biernie jak ostatni debil.

Warui Shin'ya
Hecate Black

Czw 18 Maj - 1:28
 – Zamierzasz tak siedzieć i nie pomóc?
 Fuknęła pod nosem, gdy słowa ciotki znów zostały do niej zaadresowane. No tak. błędem było myśleć, że ktoś taki jak Fiona Black pozwoli na taryfę ulgową pod swoim dachem. Co najwyżej dla...
 Kątem oka zerknęła na Shina.
 Ciotka zawsze lubiła młodych i przystojnych. Black tylko czekała na moment, w którym dojdzie do konfrontacji między tą dwójką. Nie zamierzała wówczas w żaden sposób ingerować, wszak już dawno temu ostrzegała chłopaka o nawykach swojej opiekunki. Nie miała natomiast zamiaru odpuścić sobie kilku kąśliwych acz trafnych komentarzy, którymi mogłaby ugodzić w ego zarówno jednego jak o drugiego. Westchnęła jednak cicho, póki co zakopując topór wojenny. Mimo wszystko przyleciała do Salem, bo chciała spędzić czas z tą starą wiedźmą, poczuć klimat dawnych lasów pośród których się wychowała. Może to właśnie nostalgia sprawiła, że gdzieś po drodze oczom umknął stres trafiający ciało siedzącego tuż obok yurei.
 – Nie trzeba mi nic oczyszczać. Jest okej.
 Wzruszyła ramionami.
 – Tylko jej tego nie mów. Założę się że znalazłaby milion argumentów, że jednak trzeba.
 Na moment oderwała ręce od psa; palec wsunął się pod dotychczas trzymaną na nadgarstku gumkę do włosów i zsunął go ze skóry. Dziewczyna zaczęła kolejno zbierać kolejne rozsypane po plecach kosmyki długich włosów, by ostatecznie związać je w nieco chaotycznego, aczkolwiek pasującego do nietuzinkowej urody koka. Siedzący na kolanach szczeniak jedynie wykorzystał tę okazję, by sięgnąć twarzy nowej właścicielki i smagnąć blady policzek ciepłym językiem. Black parsknęła krótkim śmiechem, zaraz tarmosząc czarne futro.
 Gdy Warui w końcu wykaraskał z siebie dłuższe zdanie, młoda czarownica popatrzyła na niego dość zaskoczona – być może nagłym przerwaniem ciszy, a może dość śmiałą propozycją.
 – Jasne – odparła po dłuższej chwili milczenia. – Po śniadaniu weźmiemy go na spacer, a później zabiorę cię do miasta. I tak miałam kupić kilka prezentów. Może nawet sam spróbujesz rozmówić się ze sprzedawcą. Tak długo jak dajesz im pieniądze nie będą zwracać najmniejszej uwagi na to ile błędów zawrzesz w jednym zdaniu – Obiecała przecież pamiątkę Ye Lianowi, Enmie też chciała coś kupić. Jiro to już w ogóle znajdował się na priorytetowej liście osób, którym chciała coś przywieźć, a planowała przywieźć mu tyle smakołyków, by nie zdążył ich w siebie wepchnąć przez jeden wieczór.
 Powoli zsunęła szczeniaka z odzianych w kabaretki nóg, pozwalając mu wznowić szaleńczą bieganinę dookoła kuchni. Chwilę jeszcze obserwowała jag pognał w kierunku przygotowanej wcześniej miseczki z wodą tylko po to, by zacząć kłapać ciecz zębami niemal jak ostatni posiłek w życiu. Musiała przyznać, że był zaskakująco cichy jak na szczeniaka – zero szczekania, warkotów czy wycia. Czyżby Fiona jakimś cudem idealnie dobrała ich charaktery?
 Spojrzała znów na Shina, gdy się odezwał.
 – Pewien przystojny młodzieniec chce ci pomóc.
 – Kim jestem by odmówić?
 Shirshu parsknęła śmiechem.
 – Chodź – skinęła na niego głową, samej również podnosząc się z krzesła. Wiedziała, że ciotka wrzuciłaby jej przeklęty woreczek pod łóżko, gdyby nie wzięła udziału w całym tym małym przedsięwzięciu. Podeszła więc do blatu przy którym urzędowała starsza kobieta, powoli wyciągając z szafek odpowiednio talerze oraz kubki. Zajęła się nakładaniem do stołu, podczas gdy Fiona odłożyła na moment narzędzia, którymi akurat czarowała nad posiłkiem, odwracając się do chłopaka.
 – Młody, silny...– podniosła ręce ściskając ramiona yurei, przemykając palcami po skrytym pod koszulką brzuchu. Pokiwała głową z wyraźnym uznaniem, zaraz obracając go jak partnerkę w tańcu i uderzając otwartą dłonią w pośladek. – Nada się.
Ciociu...
Cisza – przerwała Fiona, zaraz podsuwając w kierunku Shina chochelkę oraz pojemnik z ciastem na pancake'i. – Poradzisz sobie?
 Hecate w tym czasie spojrzała na opiekunkę zdziwiona w moment później aż klaskając z wrażenia. Nie sądziła, że ciotka rzeczywiście znajdzie w sobie na tyle cierpliwości, by rzeczywiście przestudiować choć kilka zwrotów w obcym języku. Podeszła więc tylko bliżej swojego towarzysza niedoli, niespiesznie wspierając podbródek na jego ramieniu, by konspiracyjnym szeptem mruknąć kilka słów:
 – Mrugnij dwa razy jeśli potrzebujesz pomocy – Ciepło oddechu Black owiało odsłonięte ucho. Jak na pstryknięcie bliskość spowodowała powrót obrazów z poprzedniego wieczora i wnętrze dziewczyny na powrót spochmurniało. Utrzymała jednak fason, wycofując się na bezpieczny krok w tył.

@Warui Shin'ya
›› kontynuacja wątku

KONIEC WĄTKU



Salem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Miyashita Ruuka szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku