Salon z kuchnią - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 7 Mar - 17:02
First topic message reminder :

Salon z kuchnią


Największe pomieszczenie, które łączy ze sobą jasną, otwartą kuchnię z najpotrzebniejszym wyposażeniem, często korzystanym, chociaż zadbanym. Miejsce zawiera także mini salon z kanapą oraz miejscem wypoczynkowym dla potencjalnych gości. Całość zachowana w stylu japońskim, jedną ze ścian zdobi szkicowany, odręczny malunek, autorstwa samej właścicielki mieszkania.

Haraedo

Itou Alaesha

Nie 8 Wrz - 19:33
Rozmawiały otwarcie o świecie duchów i o zasadach dotyczących zostania senkenshą. Itou nigdy w życiu nie pomyślałaby, że odbędzie taką rozmowę ze swoją wychowanką. Nie tyle, że dla osoby z zewnątrz brzmiałaby ona zupełnie bezsensownie — nie spodziewała się, że skoro już coś takiego przydarzyło się jej, to dotknie to również tak bliskiej jej osoby, w zasadzie przyjaciółki.
Okoliczności śmierci? Sugerujesz, że dziecko w łonie matki lub przy porodzie musiałoby przejść śmierć kliniczną? — Alaesha na chwilę zamilkła. — Czy każdy kto przeżyje taką śmierć, zostaje senkenshą? —  To wszystko zdawało się tak dziwne i niebywałe, natomiast takich historii na skalę światową czy nawet kraju działo się całkiem dużo. Tym samym wiele osób musiało być senkenshami. Czemu nie jest to ogólnie znana wiedza? Sama wiedziała też o Kisarze, teraz dowiadywała się o Ejiri. Musiało być ich więcej. Zdecydowanie więcej. Tym samym ktoś musiał nad tym panować, nie umożliwiać ludziom bezpośredniego mówienia o tym temacie w mediach lub z drugiej strony — w jakiś sposób kontrolować duchową część ich świata, aby yurei i yokai nadto nie mieszały w życiach niczego nieświadomych śmiertelników.
Czyli... jakieś 7-8 lat temu? — Na prędce przeliczyła w głowie, kiedy mniej więcej otrzymała lakoniczną informację od jej rodziców, że wyjeżdża i już niestety nie będzie uczęszczać na zajęcia. Zauważyła teraz zmieszanie dziewczyny, szybkie mrugnięcia, zwiastujące nabiegające do oczu łzy. Czyli wcale nie było jej tak lekko z tym żyć, tylko po prostu minęło dostatecznie dużo czasu, aby zdążyła oswoić się z nową rzeczywistością.
Ja niecały rok temu. Dostałam udaru. — Odpowiedziała zdawkowo, na razie nie przyznając się do tego, że sama sobie zapracowała na ten udar takim, a nie innym trybem życia. Zajeżdżając się niemożliwymi do osiągnięcia celami i rzucanymi sobie, jak kłody pod nogi, wymaganiami. Brakiem równowagi, przepracowaniem, zarwanymi nocami i choć może nie chorobliwą, to i tak zbyt dużą ilością używek.
Skąd brałaś wiedzę? Zdobywałaś ją sama czy ktoś Ci w tym pomagał? — Przekręciła się w jej kierunku, wiedząc że kociak prawdopodobnie zaraz ucieknie w wyniku nagłego ruchu, ale to przecież nic. Chwyciła dłoń Carei. Z pewnością nie chciała odrzucać jej wyciągniętej ręki, a też czuła, że potrzebuje tego dotyku, drobnego wsparcia. Była wdzięczna za to, co mówiła. Za to, że ze spokojem próbowała jej tłumaczyć zawiłości tego świata, których chyba nie dało wyłożyć się w taki całkiem prosty sposób. W sztuce również nie wszystko wydaje się mieć sens. Dlaczego kilka barwnych plam układa się w coś, co dla ludzkich oczu staje się już jasnym przekazem? Dlaczego nie wystarczyło nakreślić ołówkiem cienia danego przedmiotu, aby był on już realistyczny, a zawsze należało pamiętać o kącie padania tegoż światła oraz płaszczyzny pod jaką dana powierzchnia się uginała? Tak po prostu było. Najwyraźniej świat duchów też po prostu „był".
Wiesz, nie boję się samego istnienia tego świata. Boję się tego, że nie rozumiem, dlaczego te byty czegoś ode mnie chcą. Czemu akurat ja? Od czasu przejścia miałam zdecydowanie więcej tych złych doświadczeń duchowych, aniżeli dobrych i chwilami brak mi już sił. Czy yurei, yokai i kami zawsze na mnie oddziaływały, ale wtedy tego nie wiedziałam? Być może dopiero teraz jestem dla nich odpowiednim medium do przekazywania komunikatów? Jesteś w stanie mi to wytłumaczyć? — Przytrzymała mocniej szczupłe i chłodne palce, które rzeczywiście dodawały jej w tym momencie otuchy. Może nie zawsze musiała zgrywać twardzielkę? Pędzące myśli nieco się uspokoiły, więc i zaczęła mówić już bardziej składnie i zrozumiale, wyrażając jaśniej swoje przemyślenia.
Wiele myślałam nad tym snem zesłanym przez Kitsune. Może chciała, abym uratowała tę dziewczynę? Bo wiesz o tym? W mieście było głośno o tej sprawie. To ja ją odnalazłam, ale ze względu na moje bezpieczeństwo nie podano tej informacji do mediów. Również mogłabym paść ofiarą tego kogoś, kto ją tam zamknął... Czy ten koszmar mógł być czymś dobrym, a nie próbą zwiedzenia mnie w pułapkę? Czy tobie lisica również pozostawiła jakieś przesłanie... albo rzecz? — Zapytała niepewnie. Nie wiedziała, jakie było jej doświadczenie w tym śnie. Co wydarzyło się, zanim spotkały się na krótko przed finałem koszmaru? Jej trwał bardzo długo, gdy w ciemności, boso i ociekając krwią uciekała przed morderczym onim. Itou zdawało się jednak po tonie smsów, że Ejiri nie przeżyła swojego snu tak mocno. Raczej coś innego siedziało w jej sercu jak ostry cierń, który odbierał jej siły. Również odłożyła kieliszek i usiadła obok niej na kanapie, cały czas nie puszczając jej dłoni.
Mam nadzieję, że Ty też nie boisz się przy mnie płakać. — Gdy Carei już sama wspomniała o płaczu, to Itou nie wytrzymała. Puściła emocje i pozwoliła sobie na to, żeby ciężkie grochy zaczęły opadać na jej policzki i sweter. Sięgnęła ręką na siedzenie kanapy, wyciągając ją otwartą ku młodszej artystce.
Kochana, co się stało? — Jej wyjazd był nagły i niespodziewany. Na zajęciach szło jej doskonale, miała już plany na swoją dalszą edukację w Fukkatsu. Jednocześnie nic nie wskazywało na nagłą chorobę czy wypadek w postaci choćby potrącenia — o tym pewnie by się dowiedziała w taki, czy inny sposób. Skoro ta rozmowa i pobyt u niej i tak już przestały być tak beztroskie, jak obie mogłyby sobie tego życzyć, to może chociaż będą miały okazję, żeby zrzucić z siebie trochę ciężaru. Podzielić troskami, wesprzeć i zrozumieć. Mimo wszystko, co się wydarzyło, chciała mieć ją blisko w swoim życiu. Liczyła na to, że po tym ponownym, przypadkowym spotkaniu na punkcie widokowym, Ejiri wróci na stale codzienności Itou.

@Ejiri Carei
Itou Alaesha

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Pią 27 Wrz - 23:02
- Z tego co wiem... tak - I to nie tak, ze stajesz się medium. Przez to, ze doświadczasz śmierci schodzi ci z oczu zasłona, na to co niewidzialne i co w tej domenie istnieje - mówiła jak potrafiła i o tym czego ją nauczono, o czym dowiedziała się sama, plotąc do słów możliwą delikatność. W okolicznościach jakie znała, nie raz jej brakowało, płacąc i strosząc rzeczywistość, w jaką została wrzucona. Nie prosiła się o to. Jak i większość podobnych jej śmiertelników. Wiedziała już jednak, że były... środowiska, które wymagały, by z pokolenia na pokolenie, doprowadzać siłą wybrańców do stanu śmierci klinicznej. Znała kogoś takiego bardzo dobrze. Tęskniła nawet, tęsknotą nieznośną, którą dzielić się nie mogła.
na wyliczenie, zareagowała wolnym kiwnięciem, starając się zachować spokojność, którą mącił strach. Co chwilę szarpiąc za najbardziej wrażliwą nić. Zupełnie odsłoniętą na zranienie. Nawet to nieświadome.
Czuła, jak chłód wspina się przez pierś, gna wyżej, równo z wpełzającą na skronie bladością. Potrafiła unikać dotknięcia, wycofując się z rozmowy, umykając i przed fizyczna bliskością. Ale bezbronność odsłonięta przez dawną mentorkę, zatrzymywała w miejscu. Igrając z wagą zaufania, jakie sobie przecież ofiarowały. Czy to jednak wystarczało? Strach, wydawał się większy, bardziej mdlący, dławiący oddech, bo przypadkowo naciśnięta duchowo rana pluła zaognioną, nagromadzoną ropą. Miała wrażenie, że każdy wtedy widział jej skazę.
Bała się lękiem wręcz irracjonalnym. Groteskowym. Bała się oceny, odrzucenia. Obrzydzenia, które mogłaby dostrzec w cudzym spojrzeniu. I bała się, że kiedyś ktoś nawet bliski, mógł wykorzystać te rany, ogromną słabość przeciw niej.
Wydawało się, ze nabrała powietrza i wstrzymała, by wypuścić je przez nos dopiero, gdy kobieta - nawet jeśli lakonicznie - powiedziała o swoim przejściu. Jakiejś jej części ulżyło - że znowu - nie było to wynikiem cudzej winy, okrucieństwa. Zbyt wiele o nich słuchała wokół w historiach, które gięły kark i łamały serce. To - musiała przyznać - sprawiało, że łatwiej było jej spojrzeć na świat duchów przychylniej, niż na ten ludzki, śmiertelny. Ale, w skróconym zdaniu drugiej artystki, wciąż było zbyt wiele nie tak.
- Byłaś wtedy... sama? - nie była pewna, czemu zapytała akurat o to. Poruszyła nieśmiało palcami, chcąc - przy uchwyceniu tej drugiej, móc zatoczyć niewyraźny znak swojej obecności - nie musisz opowiadać, jeśli nie chcesz. - westchnęła - w tak krótkim czasie... niełatwo zrozumieć, co się dzieje i dlaczego. Tym bardziej jeśli nie miało się nawet styczności. Przykro mi... że musiałaś się z tym mierzyć tyle czasu - sama - chciałaby dodać, ale wargi tylko poruszyły się miękkim niedopowiedzeniem.
- Jedno i drugie. Najpierw sama... - drgnęła nerwowo. Bo pamiętała zbyt dobrze, że wszystkie widziadła brała na początku za własne halucynację, za demony własnego umysłu. Z czasem z pewnym fanatyzmem zaczęła rysować dostrzegane cienie, by przekonać się, ze jak na zwykłe "widziadła" potrafiły być bardzo żywotne. I aktywnie w rozmowach i próbach porozumienia - potem.. spotkałam przewodników - odetchnęła chyląc głowę w bok - wśród nich, był też duch, z którym zawarłam kontrakt... - dodała z wahaniem - nie wiem, czy o tym już słyszałaś, ale każdy nich ma jakiś cel, który trzyma go tu na ziemi, nie pozwalając przejść dalej. By go spełnić potrzebują... kontraktu - poruszyła głową, nachylając się lekko ku czarnowłosej - ...ale może o tym opowiem kiedyś indziej. I tak, wydaje mi się, bombarduję cię ilością wiedzy, którą ja zdobywałam przez lata. Nie chcę cię przytłoczyć - uniosła ramiona w spięciu, ale palce mocniej splotła z tymi Alaeshy, w niemym zapewnieniu, że nie miała zamiaru zniknąć, gdyby jednak chciała słuchać dalej.
- Właśnie dlatego, o czym powiedziałam. Potrzebują... kogoś, kto odzyska dla nich ciało, odzyska możliwość działania w świecie śmiertelnym. I są ...w tym jak ludzie. Jedne spróbują to wymusić, inne będą nawet błagać. Wystarczy, ze zauważą - że je widzisz, zwracasz na nie uwagę. To, jeśli chodzi o yurei- podsunęła się jeszcze bliżej, nie dzieliło ich już wiele. Gdyby chciała, mogłaby oprzeć skroń o bok Itou - a bóstwa  i yokai... to osobny temat. Wszystko zależy od ich... natury. Ale każde z nich lubi działać przez sny. - bliskość kazała też ściszać głos i skupiać się na padających nie tak wyraźnie wyrazach. Widziała i czuła poruszenie. Nie wszystko uchwycić mogła właściwie, ale balansowały na obrzeżach tematu, który dla Carei - był bardziej znany, poruszała się w nim pewniej. Nawet jeśli wciąż tak wiele ziało tajemnicą.
- To nie jest pierwszy taki mój... zbiorowy sen - patrzyła niżej za zetknięte ze sobą dłonie - ale różniły się mocno, więc zakładam obecność różnych yokai, raz... spotkałam nawet bóstwo - każde z wydarzeń obfitowało w szeroko idące konsekwencje, ale nie miała zamiaru roztrząsać teraz ich znaczeń - Możliwe, że gdzieś słyszałam, ale... sporo takich wieści pojawia się w mediach. Czasem, na podstawie ...właściwej wiedzy, można nawet odróżnić, które dotyczą tego nadnaturalnego świata.... och. Tak. Dostałam... szkicownik - wargi, które w kącikach jeszcze chwile temu mocniej drżały, pojawił się blady, nieokreślony w źródle uśmiech, który rozmył się pod zadanym pytaniem. Uniosła spłoszone spojrzenie, jakby została przyłapana na kłamstwie, ale to smutek zalał załzawione oczy, gdy obejmowała najpierw kobiecą dłoń, potem opadła głową na przedramię, zadrżała pozwalając by włosy zsunęły się na bark, przysłaniając policzek. Próbowała niezdarnie pokręcić głową, nie będąc już pewną czemu zaprzecza, czy może daje sygnał i przejmuje się płaczem Alaeshy.
- Nie umiem ...o tym mówić - wydusiła gdzieś pomiędzy zaciśniętymi wargami, w końcu wsuwając się niemal pod ramię artystki i obejmując ją rękoma. Nie chciała, by widziała jej twarz. To ten brudny wstyd wstąpił do głosu, osiadając na skórze, młócąc obijanym o klatkę żeber sercem - przepraszam.

@Itou Alaesha


Salon z kuchnią - Page 3 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Pon 30 Wrz - 14:36
Pokiwała delikatnie głową. Słowa Ejiri uderzyły w nią z siłą, której się nie spodziewała. Rzeczywiście, cały ten świat musiał istnieć od dawna, w zasadzie to od zawsze. Z jakiegoś jednak powodu nie każdy go dostrzegał, czego Itou już jednak nie rozumiała. Dlaczego wszyscy nie mogli mieć zdjętej przesłony z oczu? I dlaczego akurat osoby, które przeżyły krotki moment zatrzymania akcji serca lub innej formy tymczasowej nieaktywności mózgu doznawały odsłonięcia kurtyny? Może jednak nie było w tym niczego szczególnego, może było to po prostu jednym z kolejnych nie do końca zrozumiałych praw natury i świata, w którym żyli. Tak jak codziennie Słońce musiało przejść pozorną wędrówkę po nieboskłonie w wyniku obrotu ciał niebieskich, tak może ludzie zaczynali widzieć inne warstwy nie-życia po śmierci.
Mierzysz się z tym od tak dawna, a ja płaczę, choć nie minął dla mnie nawet cały rok bycia senkenshą. Chciałabym być silniejsza, chciałabym być dla Ciebie kimś lepszym niż tylko osobą, która pokazała Ci ołówki i farby. To nie Ty powinnaś mnie pocieszać. — Mimo wszystko Itou nie była w stanie powstrzymać łez, który ciekły już dużymi, krągłymi grochami po policzkach. Pękło w niej coś, czego już w tym momencie nie umiała zatrzymać. Może nie potrafiła zwierzyć się z Ejiri z wszystkiego, otworzyć tak zupełnie i w pełni, to jednak pozwoliła sobie na pokazanie dużej dozy słabości, wrażliwości i delikatnego środka, który zazwyczaj obwarowywała wysokimi murami.
Kto Cię wsparł swoją wiedzą? Znasz innego senkenshę? — Dla Itou wcale nie było to oczywiste. Nie natknęła się jeszcze na zbyt wiele osób, które jakkolwiek mogły poszerzyć jej wiedzę lub perspektywę.
Czy byłam sama podczas umierania? Tak. Wcześniej i później również. To że otaczali mnie ludzie, nie znaczyło, że nie byłam samotna. Że umiałam dopuścić do siebie kogokolwiek... Dalej mam z tym trochę problemów. Choć teraz, przy Tobie... jakoś mi łatwiej. A Ty? Byłaś wtedy sama? — Pytanie było na tyle nietypowe, że postanowiła odbić je również w stronę Carei. Być może tym sposobem ona sama pytała o coś, co było dla niej w tym momencie trudne lub ważne?
Wprawdzie w szpitalu był taki jeden lekarz, który zdawał się rozumieć ją lepiej niż inni. Dodał jej wtedy nieco otuchy, który przez pewien moment i epizodycznie gościł w jej życiu, ale ten kontakt szybko się porwał, pozostawiając Itou na powrót samą z tym wszystkim, co ją otaczało. Odwzajemniła uchwyt dziewczyny, również błądząc kciukiem gdzieś po wierzchu jej delikatnej i jasnej niczym alabaster skórze dłoni.
To mnie jest przykro, że od tak dawna się z tym mierzysz i że nawet nie byłam w stanie Cię jakkolwiek wesprzeć... Wprawdzie nim sama tego nie przeżyłam, to nie byłabym pewnie w stanie Cię dobrze zrozumieć, jednak zawsze mogłabyś mieć we mnie wsparcie. — Alaesha jako była mentorka miała wobec Ejiri odczucia nie tylko przyjacielskie, ale też nieco matczyne — chciałaby ją chronić, pocieszać, być dla niej bardziej, niż ona dla niej. Doskonale dogadywały się od samego początku, stąd relacja skręciła na drogi przyjaźni, ale poczucie obowiązkowości i troski nigdy nie opuściło Itou. Patrzyła tym samym Carei w oczy, pomimo łez w sposób mocny i stanowczy.
Czytałam o tych kontraktach, ale nie spodziewałam się, że akurat ta informacja należy do tych prawdziwych. Wiesz, w sieci jest napisanych więcej bzdur niż konkretów. Wyciągnęłam stamtąd i z licznych książek tylko te rzeczy, które zdawały się mieć większy sens i jakoś powielać. Jednak, że w magiczny sposób można odzyskać ciało... Niesamowite. I chyba trochę upiorne... — Informacja o tym, że Carei miała za sobą już kontrakt wstrząsnęła nią. Nie zdawała sobie sprawy, że dziewczyna w tak wielu sprawach ją przewyższa i do tego tak swobodnie porusza się po tej nowej, duchowej materii. W jakiś sposób mogła być z niej dumna, że tak sobie z tym wszystkim poradziła.
Masz kontrakt... Ale... Nikt Cię do tego nie zmusił, prawda? — Jeśli jednak przeczytane informacje o kontraktach były prawdziwe, to również wiązał się z nimi szereg niebezpieczeństw. Istota mogła w pewien sposób zapanować nad kontraktorem i jej siłami. Rany, jak to abstrakcyjnie i dziwnie brzmiało.
Nie pierwszy zbiorowy sen? Widzę, że już jesteś niemal weteranką tego świata. Aczkolwiek to pewnie znaczy, że mnie również kolejne tego typu atrakcje raczej nie będą omijać. — Wpierw na twarz starszej malarki wykwitło zdziwienie. Następnie spróbowała się blado uśmiechnąć, by później kąciki jej ust opadły w melancholijnym wyrazie. Ten rok był naprawdę trudny, jeśli chodziło o regularność i jakość jej snu. Dręczyło ją to niemiłosiernie, ale najwyraźniej yokai i kami miały to absolutnie gdzieś, że ona potem chodziła nieprzytomna w ciągu dnia.
Szkicownik? Korzystałaś z niego? Ja otrzymałam grzebień, ale boję się go użyć. — Itou miała wrażenie, że rzeczywiście nie była w stanie wyłapać wszystkiego co mówiła do niej Ejiri. Słuchała tak mocno jak była w stanie, ale łzy panoszące się na rzęsach i policzkach przeszkadzały w odbiorze różnorakich niuansów, które w normalnej sytuacji z pewnością by wychwyciła. Reakcje ciała również nie były pomocne, zalewając ją jak wzburzona woda z zerwanej tamy. Gwałtowne drgnięcia od łykanego szlochu zaczęły tym bardziej rozchodzić się po ciele, gdy ta drobna istotka zaczęła się do niej przytulać, o dziwo chyba nie brzydząc się jej wylewną słabością. Ramiona skwapliwie szukające bliskości doprowadziły do tego, że ostatnie resztki zdrowego rozsądku zmuszające ją do zachowania pozorów spokoju runęły. Nie musiały wyspowiadać sobie wszystkich swoich bólów i pewnie nawet nie byłyby w stanie, jednak ta chwila z pewnością zapadnie im na długo w pamięć, odzyskując utraconą na tyle lat bliskość, a być może nawet ją pogłębiając. Itou już wcześniej siedziała bokiem do Ejiri, więc teraz wcisnęła jedno kolano mocniej w oparcie kanapy, a drugie wciągnęła na siedzisko, tworząc niewielki azyl dla nich obu. Również objęła ją ramionami, zaplatając dłonie na szczupłych łopatkach. Słowa Ejiri zapiekły kolejnymi łzami pod powiekami. Cóż jej kruszynie się przytrafiło? Ścisnęła ją jeszcze mocniej, przykładając policzek do tafli ciemnych włosów.
Skarbie mój... tak się martwiłam. Zniknęłaś nagle i zupełnie zamilkłaś. Ale cieszę się, że do mnie wróciłaś. Nie zostawiajmy się więcej, dobrze?

@Ejiri Carei
Itou Alaesha

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Wto 29 Paź - 0:00
Odkąd pamiętała, świat dzielił się - na to co widzialne i niewidzialne. I jeśli dawno temu, słuchając opowieści w świątyniach - tylko wierzyła w istnienie tego drugiego, to od kilku lat także wiedziała. Nawet jeśli wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne - wydawało się całkowicie wymykać logice - istniało. Czasem tylko, tak bardzo przerażało, że musiała najpierw stać się tragedia, by przeżyć to olśnienie. I istniało małe prawdopodobieństwo, że znalazłoby się wielu chętnych na przemianę na własne życzenie. Tym mocniej, bolał widok bliższych jej osób, ugiętych pod ciężarem nowej świadomości. I dlatego czuła w sercu tak boleśnie niewymierny ucisk, patrząc na przyjaciółkę. Łatwiej - po tylu latach było zrozumieć własne cierpienie, niż to cudze, kładące się cieniem podwójnie, wołając echem jej osobistego bólu.
- Nie wiedziałam, że są jakieś progi do osiągniecia takiej siły - spróbowała zażartować, z głosem nierówno melodyjnym, jakby ktoś próbował zagrać znajoma piosenkę, ale nie trafiał we właściwe dźwięki. Wnętrze powiek piekło od na wpół powstrzymywanych łez. Musiała intensywnie mrugać, by pozbyć się puchnącej do oczu tendencji, która wkrótce i tak miała puścić się ścieżką przez policzki - nigdy nie rozumiałam, dlaczego tyle mówi się o tej sile, kiedy ...w takich chwilach po prostu potrzebujemy poczuć się bezpiecznie - zacisnęła jakoś nierówno wargi, by zaraz rozluźnić, bo słowa popłynęły dalej same - to ma takie znaczenie? Kto kogo pociesza? Czemu nie możemy pozwolić sobie na bycie słabym Czy świat wtedy runie?? - pytała już nie tylko Alaeshy, ale gdzieś wyrzucała to samej sobie.
- Mój przyjaciel... ale znam jeszcze kilku innych - o tym, ze znała także yurei, już nie dodawała. Być może, nie była to wiedza na dziś. Zbyt wiele i tak rzucała artystce do przyswojenia. I miała wrażenie, ze zamiast ulżyć, powiększała ciężar, który znosić miała od tej pory. Właśnie, przez fakt większego rozumienia. Pamiętała skądś powiedzenie, że jeśli patrzyło się zbyt długo w ciemność, ta - zaczynała dostrzegać ciebie wyraźniej. I jakkolwiek mogła się w pewnych kwestiach z Enmą nie zgadzać, to wiedziała, że finalnie świadomość niebezpieczeństwa, była niezaprzeczalną bronią w spotkaniach z siłami, które potrafiły podstępem zaatakować. A dawny przyjaciel - nauczył ją, jak tej broni używać.
Coś znowu zabolało, gdy czarnowłosa wspomniała o samotności - tej pośród ludzi. Ta, podczas umierania musiała ranić mocniej. Wiedziała to, bo - gdy wtedy, pochłania ją w końcu ciemność, nie znalazło się nagłe światło ocalenia. Nie, kiedy go potrzebowała. Znaleziona za późno.
I niepotrzebnie.
Bardzo długo w to wierzyła. I wciąż, to pytanie wracało do niej, jak odbijane w studni echo wołania.
To sprawiało, że nagle wciągnęła i wypuściła powietrze z płuc, by finalnie pokręcić głową. Nie była sama. Ale tak bardzo chciała, żeby było inaczej. Zapytała - ale sama nie wiedziała jak miała właściwie odpowiedzieć. Drętwiał jej język, coś blokowało się w krtani, gdy próbowała jakoś zwerbalizować, co miała na myśli i jak bardzo chciała powiedzieć coś mądrego dawnej mentorce, coś, co mogłoby ulżyć w cierpieniu.
- Wiem o tym, tak mi się wydaje, ale wiesz... to chyba dobrze, że rozmawiamy o tym dopiero teraz. Wtedy chyba i tak ciężko byłoby się nam porozumieć - przymknęła powieki. Czuła jak broda jej drży, rośnie blokująca oddech gula w gardle. Uchyliła jednak oczy, by spotkać się z poblaskiem zielonych, kobiecych źrenic. Oszklone wilgocią tarcze, wydawały się jarzyć i mienić. Trochę, jakby ktoś przeganiał z tęczówek zagnane tam chmury, odsłaniając nowe odbicie nieba i znajdującej się pod nim morską głębią.
- To nie jest wiedza, którą... udostępnia się wszędzie. I niestety bardzo wiele tam kłamstw i wplatanych bajek - odetchnęła, chcąc pozbyć się dreszczy i narastającego dziwnie chłodu. Aż bolały ją czubki palców - poza tym... większość i tak w to nie uwierzy. Łatwiej zepchnąć to między straszne historie - potarła wnętrze dłoni i miękki fragment kanapy. Wzrok powędrował za umykającym gdzieś za jej plecami, kocim ogonem. Jiro wydawał się stracić zainteresowanie kobietami. Albo, zdecydował się dać im przestrzeń do ujęcia emocji, których dzierżyć nie potrzebował. Nie, gdy nie była z nim sama - ...raz w roku, duchy dostają ciało. Halloween. Mogą wtedy się z nami komunikować, nawet bez kontraktu - przypomniała sobie. To podczas takiego wieczoru, poznała swego pierwszego kontraktora. Wspomnienie równie - pokrętnie - tkliwe, co bolesne.
- Już nie mam - opuściła głowę i pokręciła w zaprzeczeniu na boki, strząsając z ramienia wysunięte czernią pasma - nie, nikt nie zmusił. Chciałam... mu pomóc - dodała ciszej, niemal przepraszająco. Zrobiłabym to samo jeszcze raz. - mówiła jej zgarbiona sylwetka i wstrzymany oddech, gdy podniosła uwagę do kobiety.
- To trochę, jakbyś... miała w sobie otwarte drzwi. I nie wiesz kto do nich zajrzy. Albo wejdzie. Przynajmniej, dopóki nie wiesz jak postawić w wejściu strażnika - miało znowu zabrzmieć żartem, ale to co działo się w ich rozmowie, odbiegało daleko od rozbawienia. głosy zapadały się smutkiem, ściszały, wydawały się niewyraźne, zdawkowe, nawet urwane. Być może dlatego, gdy już pochylała się, gdy wsuwała w ramiona drugiej artystki, coś szumiało w jej uszach. Na pytanie o szkicownik, tylko pokręciła głową, gubiąc znaczenie odpowiedzi, jaka mogłaby dodać.
Wszystko zamgliło się płaczem. Tym własnym i drugim, wtórującym. I w nieokreślonej refleksji zapamiętała - że to dobrze, że nie czuła się w tym tak przeraźliwie samotna i krucha, że ciepłe dłonie przygarniały ją, że słyszała nierówny, przyspieszony szum serca tuż obok. Niewiele obchodziła ją dziwnie skulona pozycja, w jakiej się znalazły.
- Nie zostawiajmy - naprawdę chciała to powiedzieć, ale nim wysunęła zamazaną od słonej wilgoci twarz, odpowiedź rozmywała się, dając jej tylko szansę by zakołysać ciałem, by drobne paliczki zacisnąć mocniej w potwierdzeniu. W niejasnym utuleniu, które tego wieczoru miało im dać nowy powód do bycia blisko.
Śpij dziś ze mną, proszę
Nie chcę być dziś sama. Nie chcę, byś Ty była sama.

@Itou Alaesha


Salon z kuchnią - Page 3 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Sob 2 Lis - 18:45
W przypadku Alaeshy chyba nic nie było w stanie zmienić jej postrzegania na temat bóstw, nawet śmierć i ściągnięcie kurtyny z oczu. Tak jak wiele lat temu straciła w nie wiarę, tak nawet fizyczne doświadczenie drugiego świata nie przekonywało jej do tego, że powinna komukolwiek składać hołd. Akceptowała zastany stan rzeczy, ale odmawiała pokory. Zbyt wiele lat była do niej zmuszana i to nawet nie przez bogów, a przez ludzi, iż obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli na to, aby cokolwiek rządziło jej życiem poza nią samą. Możliwe że jeszcze przyjdzie Itou zapłacić za jej pychę, ale nie mogła po prostu myśleć inaczej. Nie dzisiaj, nie teraz. Mogła jednak cieszyć się z wiary innych osób, szczególnie gdy wiedziała, że bogowie doprawdy istnieją. Jeśli komuś modlitwy do nich miały pomóc i przynieść ukojenie, których ona zaznać nie potrafiła, to mogła jedynie cieszyć się z jego lub jej ukojonej duszy.

Doceniła żart, którym w tym momencie przyjaciółka starała się ją pocieszyć. W głowie Alaeshy rzeczywiście istniały różnego rodzaju progi, które według własnego mniemania powinna wręcz być w stanie osiągać. Stawać się niezłomną i nie do wzruszenia, ostoją spokoju i opoką dla bliskich, co jednak nigdy nie udawało się tylko w tę jedną stronę, której by sobie życzyła. Sama niejednokrotnie potrzebowała pomocy, choć często nie umiała o nią prosić. Odpłaciła równie bladym uśmiechem, acz prawdziwym, bo uniosły się w nim również kąciki oczu starszej malarki. Naprawdę miło było schować się w tych dziewczęcych ramionach i pozwolić sobie na chwilę słabości, szczególnie gdy ona sama chciała podzielić się z nią własną siłą. W zasadzie w sile Ejiri było coś niezwykłego. Była osobą niezwykle łagodną, dobroduszną i uprzejmą, zdawałoby się, że do takiego człowieka wcale nie przystaje moc, tymczasem Carei jej nie brakowało. Siła leżała gdzieś w bielutkiej niczym śnieg aurze, łagodności, uporczywym spokoju, ale też wierze w swoje przekonania. Alaesha uważała te cechy za naprawdę piękne w jej byłej podopiecznej.
Itou żyła na skraju irracjonalnej pewności, że jej świat runie, gdy pozwoli sobie na słabość. To o dziwo wcale się nie wydarzyło w wyniku łez płynących po policzkach przed dawną i obecną przyjaciółką. Salon stał tak samo jak wcześniej, świat za oknem nie uległ zmianie, a kot, czmychnąwszy do swojego kącika, odpoczywał jak gdyby nigdy nic. Pokręciła więc przecząco głową, co jednocześnie miało mówić o tym, że zgadza się ze słowami Carei - nie, rzeczywiście, świat od tego nie runie — zdawała się mówić mina malarki.
Kilku... To niesamowite... Natomiast naprawdę czuję ulgę, że miałaś przyjaciela, w którym znalazłaś oparcie. — Zdziwiło ją, że Ejiri znała aż kilka osób będących senkenshami. Kilka to naprawdę dużo jak na napotkane realia. Ciekawe czy wśród wymienionych na początku rozmowy przyjaciołach, których mogła zaprosić na curry, również byli tacy, przed którymi świat duchów stał otworem? Nie pytała jednak. Nie każdy mógłby sobie życzyć, aby taka wiedza na jego temat krążyła bezwiednie po świecie, zresztą znając lojalność dziewczyny, to nawet nie wymieniłaby niczyjego imienia i nazwiska.
Tym razem jednak to Ejiri poczęstowała ją pokręceniem głowy, która to obracając się, wzburzyła falę czarnych włosów, które popłynęły po ramionach. Nie była sama w trakcie przejścia, jednak czy to był dobry omen, czy zły? Nie dało się tego bezpośrednio wyczytać z miny kobiety, która najwyraźniej nie potrafiła odpowiedzieć słowami. Co jednak się nie wydarzyło, musiało być tragiczne — śmierć zawsze była czymś dojmującym — i z niczego Alaesha nie mogłaby się bardziej cieszyć, że Ejiri jednak wróciła do żywych. Była potrzebna temu światu, a z pewnością była potrzebna jej.
Masz rację, nie zrozumiałabym. Chyba... ale zawsze byłabym dla Ciebie, przecież wiesz. — Słuchała z zaciekawieniem kolejnych słów, zgarniała z dziewczęcych ust informacje, których tak łaknęła. Tak więc część z rzeczy, o których czytała była prawdą. Z pewnością przy kolejnych rozmowach będzie w stanie zweryfikować więcej danych na temat świata duchów. Dowiedzieć się jaką wiedzę będzie mogła włożyć między bajki, a którą wziąć sobie do serca i przyjąć jako prawdę o świecie. Czy w takim razie w trakcie minionego Halloween, zupełnie o tym nie wiedząc, minęła się w strasznej rezydencji z jakimś duchem? Może, któż to wie.

Dwa spojrzenia spotkały się i splotły w jakimś zrozumieniu. Brązowe, lekko jaśniejsze, jak i te ciemniejsze, odbijające w sobie głęboką barwę ciemnej czekolady. Oczy w których błyszczał prawdziwy smutek, gdy wspominała o utraconym kontrakcie. Chętnie Itou dowiedziałaby się o tym więcej, jednak temat najwyraźniej był w jakiś sposób bolesny. Zapyta o niego innym razem, okazji z pewnością będzie jeszcze wiele.
Postawić strażnika? Wytłumaczysz mi to kiedyś, proszę? Choć może już nie dzisiaj. Mam naprawdę wiele do przetrawienia. Jednak ogromnie Ci dziękuję za wszystkie Twoje słowa. Jesteś dla mnie nieocenionym wsparciem... — W wyniku emocjonalnej rozmowy zupełnie straciła rachubę czasu. Nie umiałaby odpowiedzieć czy spędziły ze sobą dwie godziny, czy może jeszcze kilka więcej. Niemniej poczuła się niesamowicie zmęczona, wyczerpana wręcz choć... w taki dobry sposób. Spotkanie, wyznania, prawda, bliskość ważnej osoby i oczyszczające łzy przyniosły ukojenie, jakiego Alaeshy nie udało się osiągnąć od dawna. Zrozumienie spłynęło na nią wraz z ciepłem, jakie jej ofiarowała młodsza kobieta w łapczywym z obu stron uścisku. Zupełnie nie miała ochoty puszczać Carei ze swoich objęć. Myśl o przyszykowaniu się do spania, przebraniu w piżamę, ogarnianiu naczyń i częśniowo opróżnionych kieliszków wydawała się rozrywająca, niepasująca do tego, co tutaj właśnie zaszło. Itou nie miała ochoty tego przerywać, woląc przytulać przyjaciółkę. Co z tego że miała rozmazany makijaż, że rano pewnie obudzą się nieco obolałe — choć prawdopodobnie bardziej wyspane, niż gdyby każda z nich miała spać w swojej pościeli. Gładziła więc delikatnie Ejiri po aksamitnych włosach, dając buziaka w czubek głowy i wtulając następnie twarz w szczuplutkie ramię, zupełnie nie wiedząc kiedy odpłynęła w objęcia Morfeusza. Przy Carei poczuła się w końcu bezpiecznie.

@Ejiri Carei

2 x zt serduszko
Itou Alaesha

Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku