Nazwa kawiarni, a także jej wystrój czerpią inspiracje z amerykańskich filmów kryminalnych, i również według tej mody miejsce otwarte jest od wczesnego ranka (5:30) do późnych godzin popołudniowych (18:30). Jest więc zamknięte w trakcie najbardziej rozrywkowej (a tym samym niebezpiecznej) pory. Kawiarnia została założona przez emerytowanego żołnierza, ale w praktyce osobą zarządzającą jest jego córka, która znana jest ze spokojnego, chociaż jednocześnie stanowczego charakteru.
Aktualnie Redemption uchodzi za neutralny grunt w dzielnicy, czemu przysłużyli się mundurowi często wpadający na kawę, śniadania i lunche. Po paru konfliktach między niebieskimi, a przedstawicielami gangów powstała niepisana zasada, by nie wszczynać konfliktów ze względu na niebezpiecznie szybkie ich eskalacje. Wszyscy więc muszą się tutaj niechętnie godzić na chwilowe zawieszenie broni, co bywa wykorzystywane do przeprowadzania niekoniecznie standardowych negocjacji.
Oprócz tego Redemption Café znane jest również ze swojej mocnej, kopiącej kawy, tłustych śniadań w amerykańskim klimacie i opłacalnych zestawów lunchowych. Zawsze mają po kilka egzemplarzy najróżniejszych gazet, skórzane obicia kanap lśnią czystością, telewizor zawsze ustawiony jest na kanał informacyjny, a muzyka również dobiega od nut pobrzmiewających w typowych japońskich kawiarenkach. Serwowane są tu też pączki.
Drzwi kawiarni uchyliły się z cichym skrzypnięciem, i zaraz to ciepłe powietrze przesycone zapachem smażącego się śniadania uderzyło Blotkę w twarz. O tej porze królowali tutaj głównie mundurowi, ale ciężko było mówić o tłumach, raczej trzech-czterech osobach oprócz obsługi. Miasto dopiero zaczynało się budzić, a jednocześnie nocni imprezowicze zalegali już w łóżkach, więc teraz rządziła cisza i spokój.
Kōji powstrzymał ochotę, by ziewnąć, bo jeszcze nawet nie zdążył wrócić do domu z pracy, a miał dość intensywną nocną zmianę. Na własne życzenie, ale wolał osobiście dopilnować, by projekty przeradzały się w faktyczny sprzęt najlepszej jakości. Nie, żeby zawsze ręcznie nad wszystkim dłubał, produkcje potem były seryjne, ale w początkowej fazie, gdy wdrażał coś nowego, preferował samemu nadzorować cały proces.
Jednak o tej godzinie jego mózg pracował jeszcze na w miarę stabilnych obrotach, stąd wyszedł pomysł na śniadanie o tak bezbożnej porze. Większość pewnie by go zbyła (albo raczej odpisała po czterech godzinach z pytaniem, kto tak wcześnie je na mieście), ale akurat dla Hasegawy słowo "stawiam ci jedzenie, bądź o 6:00 w Redemption Café" stanowiło sprawniejszy budzik niż wycie alarmów przeciwpożarowych. A przynajmniej takie wrażenie odnosił Nagai.
Gdyby Blotka pochodził z dobrego domu, to Jirō zapewne mógłby być określany jako złe towarzystwo, ale po pierwsze obaj byli z Nanashi, po drugie, dzieliła ich niewielka, nieistotna różnica wiekowa, po trzecie według Blotki mężczyzna miał swoją bardziej miękką, roztrzepaną stronę, do której można było się dokopać. Czy fakt, że jednocześnie ta przerośnięta łajza mogłaby go swobodnie przerzucić na drugą stronę ulicy, gdyby coś jej się nie spodobało, coś zmieniał? Nie. Szorstka przyjaźń wciąż się liczy. Plus Kōji sam sobie świetnie radził z nabawianiem się kontuzji i akurat tego wszyscy jego znajomi byli świadomi. Nie potrzebował do tego niczyjej pomocy.
Na szczęście dzisiaj, a przynajmniej jak na razie, jego koordynacja ruchowa wydawała się być znośna, w związku z czym istniała szansa, że doniesie samodzielnie tacę do stolika bez uszczerbku na zdrowiu. Złożył zamówienie, rozmawiając przy okazji przez chwilę z kelnerką na niezobowiązujące tematy w trakcie przeglądania, co dzisiaj było w śniadaniowej ofercie. Ostatecznie dla Razaro wziął eggs benedict, czyli jajka w koszulce podane na grzance z sosem holdenderskim i bekonem, a także Italian beef sandwich (powstałą oryginalnie w Chicago, jak się dowiedział), czyli kanapkę podawaną w dłuższej bułce we włoskim stylu, z cienkimi plastrami pieczonej wołowiny z sosem, białą kawę, a także poprosił od razu o spakowanie bułeczki cynamonowej. Sobie z kolei zamówił sok pomarańczowy i również eggs benedict.
Czas oczekiwania miał wynosić koło piętnastu minut, więc spokojnie usiadł sobie przy jednym ze stolików i zerknął na zegarek, zastanawiając się, czy może jednak Hasegawa postanowił przespać śniadanie. Musiałby wtedy wszystko wziąć na wynos, ale postanowił nie popędzać mężczyzny sms'em. Jemu osobiście jakoś specjalnie się nie spieszyło, chociaż wolałby, by napakowany beagle miał okazję zjeść coś na ciepło.
@Hasegawa Jirō
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Najpewniej tylko i wyłącznie dlatego nie cofnął się, gdy zaraz po wejściu do lokalu dostrzegł mundurowych. Zatrzymał się i zawahał jednak wystarczająco gwałtownie, by zrobić to w najbardziej podejrzany sposób ze wszystkich możliwych. Nic dziwnego, że wyłapał na sobie to jedno spojrzenie za dużo, próbujące prześwietlić jego sumienie, na którym coś bez wątpienia ciążyło.
– Dlaczego tu jest tyle psiarni? – spytał nieufnie, może o ton za głośno, gdy w końcu dopadł do stolika wybranego przez Blotkę i usadowił zad na miejscu naprzeciwko.
Hasegawa znał tę kawiarnię, mijał ją kilkukrotnie, zawsze śliniąc się na sam zapach dobiegającego z wnętrza jedzenia, ale nigdy nie bywał w środku. Nie stać go było nawet na wykupienie karnetu, by tylko posiedzieć przy ladzie i powęszyć jakie żarcie przygotowują.
Kilka nerwowych poprawień rękawów czy skubnięć wystających z nich nitek, bardzo łatwo zdradziło zaniepokojenie, choć Jiro starał się nie dawać po sobie tego poznać. Nie oskarżył Kluseczki o zwabienie go do jaskini lwa, a to już było spore osiągnięcie w panowaniu nad sobą. Nagłą bladość mógł przecież zrzucić na wczesną porę i niewyspanie, które i tak odznaczało się ciemnymi pręgami pod oczami.
– Co to w ogóle za okazja? – zadał w końcu pytanie, które chodziło mu po głowie od chwili otrzymania wiadomości, a które nie padło wcześniej żeby czasem Blotka nie zrezygnował ze swojego pomysłu – Awww, pewnie jak na filmach, oświadczyłeś się i musisz mi się pochwalić.
Durny żart, szpileczka, którą lekko dziabnął swojego sponsora, wystarczyła, by powoli zacząć przywracać jego humor na właściwe tory. Choć nadal zerkał na mundurowych, pilnując czy aby na pewno są zajęci swoim żarciem, a nie czymkolwiek innym.
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
— To brzmi, jakbyś mnie o coś oskarżał. — Prychnął, wywracając oczami, ale nie potrafił długo tak udawać, więc zaraz to machnął uspokajająco ręką, posyłając mu łagodny uśmiech. — To dzielnica rozrywkowa, więc styrane nocne patrole wymieniają się z dziennymi, które będą się nudzić jak mopsy. Jesteś ostatnią rzeczą, która ich teraz interesuje. I definitywnie przegrywasz z tutejszym jedzeniem i kawą, przykro mi.
Podobnie jak Jirō miał swoje tiki nerwowe, ale wynikały one bardziej z jego wewnętrznego pobudzenia i niepokoju, które zawsze mu towarzyszyły, więc standardowo jedna noga chodziła mu intensywnie pod stołem, próbując się pozbyć zawsze towarzyszącego mu spięcia. Nie miał co zrobić z rękami, dlatego jeden muśnięty odżywką paznokieć stukał w pospiesznym rytmie o drewniany stolik. Jednoczesne odczuwanie zmęczenia i nadmiaru energii nie należało do najprzyjemniejszych, ale zdążył już się przyzwyczaić do takich niespodzianek od strony swojego organizmu.
— Muszę mieć okazję, by zaprosić gdzieś znajomego na jedzenie? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym skrzywił się subtelnie w reakcji na szpilę. — Z moim życiem romantycznym jest tak samo jak z twoim, Jirō. Nie istnieje.
Może nie było to najlepsze odegranie się, ale przynajmniej udało mu się cokolwiek wymyślić. Nie był mistrzem ciętych ripost i drwiących żartów, acz na całe szczęście nie pomijał zaczepek całkowitym milczeniem. To akurat udało mu się wypracować. Jakoś. I z opresji uratowało go, że ich zamówienie było gotowe, kelnerka zaprosiła ich rękę po odbiór, więc Kōji zerknął wymownie na towarzysza.
— Ja zapłaciłem, ty przynosisz, jeżeli chcesz zobaczyć tę tacę w całości. Dzisiaj jeszcze nie zaliczyłem żadnej wtopy i chcę to utrzymać. — Mógł chociaż częściowo wykorzystać mężczyznę, prawda?
Przeciągnął się w międzyczasie, dyskretnie chowając za dłonią ziewnięcie. Zastanawiał się, na ile faktycznie jest głodny, chociaż w praktyce wiedział, że jego organizm potrzebował jedzenia, ale jednocześnie jego żołądek niespecjalnie wydawał się być tym zainteresowany... ale może zapach dań polepszy mu apetyt, bo prezentowały się bardzo tłusto, niezdrowo i smacznie. Czasem można było sobie pozwolić na takie odstępstwo.
— Co ostatnio w Nanashi piszczy? — Pozwolił sobie na zadanie pytania, gdy Hasegawa wrócił już z powrotem do stolika... o ile faktycznie odważył się podejść do lady i zgarnąć tace, ale jedzenie raczej powinno mieć moc przyciągania.
@Hasegawa Jirō
– Patrzcie go, jak się żmija odgryzła – uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z odbicia piłeczki – Ale no tak, po co komu życie romantyczne. Jak się chce oglądać czyjś zawiedziony sobą ryj, to ma się lustro.
Wzrok płynnie przeniósł się na stolik, w który Blotka stukał z uporem maniaka, najpewniej wcale nieświadomie. Wyłapanie tego jednego odruchu sprawiło, że jak lawina posypały się inne. Powstrzymał się jednak przed kopnięciem towarzysza pod stołem. Złamana noga niekoniecznie była dobrym sposobem, by powstrzymać go przed okazywaniem zdenerwowania.
– Na pewno żadnej okazji? Nic się nie stało? Wiesz, jak trzeba komuś wjebać to mów.
Nie chciał się ruszać po tacę, nawet jeżeli odmowa miała wiązać się z odwaleniem przez Kluseczkę Jeziora Łabędziego na lodzie podczas prób złapania równowagi za wszelką cenę. Wyłapał jednak spojrzenie kelnerki, która wiedziona doświadczeniem, wiedziała już który z ich dwójki przegrał batalię o ruszenie zada. Poruszona taca, o zaledwie milimetr w jego kierunku, podziałała jak poruszenie miseczką, sprawiając, że Hasegawa w ułamku sekundy zmaterializował się tuż obok.
– Powstrzymałem się od zapytania jej czy dorzuci nam śliniaczek dla ciebie, bo tak ci się ręce trzęsą – wyznał, niezadowolony z niezrealizowania swojego pomysłu, gdy już wrócił z ich śniadaniem do stolika i postawił na nim tacę.
Zrezygnował nawet z dalszych wygłupów, pozwalając by widok i zapach jedzenia całkowicie przyćmił tą wiecznie rozbawioną część jego umysłu. W innych okolicznościach miałby opory, by zsunąć maseczkę z twarzy, nie chcąc, by ktokolwiek musiał oglądać jego blizny. Teraz jednak, gdy żołądek przestał burczeć już godziny temu, najpewniej strawiając sam siebie do końca i powoli przywierając do kręgosłupa, by rozprawić się z nim równie skutecznie, liczyło się tylko żarcie.
– Ja pierdole, umarłbym za ciebie – wydusił w końcu z siebie, gdy pierwszy kęs kanapki przeszedł mu przez gardło, nie do końca określając czy słowa skierowane były do Blotki czy jedzenie.
Nawet nie zapytał która porcja jest dla niego, nawet nie poczekał na upewnienie się czy zamówienie jest właściwe. Przyzwyczajony do jałowego smaku jedzenia w Nanashi, któremu bliżej było do granulatu dla bezimiennych, zderzając się nagle z czymś tak smacznym, został skutecznie powstrzymany od pożarcia całej zawartości tacy w mgnieniu oka jak głodzony tygodniami pies, chcąc mieć ją dla siebie jak najdłużej.
– Pada – rzucił krótko, dość wymownie dla każdego kto widział jak pogoda w tej dzielnicy postradała wszelkie zmysły – Nanashi zostało Wenecją Fukkatsu. Wisienką na torcie jest oczywiście to, że zalało mi piwnicę. Niedługo wymyje wszystkie fundamenty i całe Nanashi wpłynie do miasta. Chciałeś od nas uciec, ale przed nami się nie da uciec, Kluseczko.
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
— Wiesz, że można też po prostu nie być sobą zawiedzionym, prawda? — Przekrzywił głowę, wpatrując się łagodnie w towarzysza, chociaż w błękitnych ślepiach dało się dostrzec figlarne iskry. — Tylko nie dodawaj, że trzeba mieć jeszcze szklankę whisky podczas tego patrzenia w lustro, bo zacznę się o ciebie martwić, zgredzie.
Mógł sobie przy Jirō pozwolić na nieco więcej, ale droczenie się z ludźmi wciąż było dla niego sporym wyzwaniem. Miał pewien problem z określeniem granicy, na ile pozostawał jeszcze w sferze zaczepki, a na ile jednak być może stawał się niecelowo złośliwy. A nie chciał sprawiać ludziom przykrości, czy to świadomie, czy nieświadomie. Nie dawało mu to nawet grama przyjemności, z resztą miałby prawdopodobnie problem, by być nieprzyjemnym nawet wobec swoich wrogów.
— Ah, nie, no skąd. Doceniam troskę, ale ostatnio jest zadziwiająco spokojnie w moim życiu, nawet kontuzje łapię rzadziej, niż z reguły. — Miał dziwne wrażenie, że to cisza przed burzą. — Mam po prostu trochę inne godziny funkcjonowania, niż większość, a wiem, że na twoje towarzystwo do jedzenia zawsze można liczyć. No, nawet nie tylko do jedzenia, ale wspólny posiłek to zawsze dobry argument.
Puścił yūrei oczko, gdy ten jednak zdecydował się ruszyć po tacę pomimo widocznej gołym okiem niechęci. Natomiast faktycznie ostatnio rzadziej padał jak długi na ziemię i naprawdę wolał nie kusić losu. Może akurat jego Pech akurat powędrował sobie na chwilę do kogoś innego, zapominając drogi do swojego oryginalnego właściciela. Chociaż wizja tej czarnej materii rzeczywistości przyklejonej do kogoś innego nie była specjalnie zachęcająca, bo jednak Blotka do braku wsparcia od losu zdążył się przyzwyczaić, a ktoś inny jednak mógł mieć z tym problem...
— Doceniam twoją dbałość o mój komfort podczas jedzenia, ale wystarczy mi, jak z wdzięczności powiesz dziękuję, wiesz? — Przewrócił w udawanym oburzeniu oczami, chociaż to nie był aż tak świetny pomysł, bo przypomniał sobie, że znowu zapomniał skorzystać z kropli nawilżających, i suchość uderzyła go teraz ze zdwojoną siłą.
Jednak zapach śniadania sprawił, że jego żołądek w końcu się obudził, a on sam pogratulował sobie w głowie pomysłu na wybranie się akurat tutaj. Wgryzł się niespiesznie w grzankę, delektując się smakiem, a także pilnując, by mu sos przypadkiem nie skapnął na ubranie.
— Mam nadzieję, że nie będziesz umierać za jedzenie, Jirō — mruknął z pewną dozą żartobliwej dezaprobaty. — W razie czego przecież wiesz, gdzie mieszkam. Już nawet ochrona budynku ciebie kojarzy, chociaż dalej pilnują przy tobie swoich rzeczy, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego.
Naprawdę nie miał, i nie był pewien, czy to jego przyjaciel coś przeskrobał, czy niektórzy po prostu byli uprzedzeni, ale z jakiegoś powodu zakładał, że jedno i drugie się na siebie nakładało. Jednak kolejne słowa Hasegawy sprawiły, że drgnął lekko, i pewna doza zmieszania pojawiła się na jego twarzy. Odstawił grzankę, czując, jak nieprzyjemny węzeł stresu zaciska się gdzieś w klatce piersiowej, mina zrobiła się niemrawa, ale wyraźnie próbował się zmusić do zachowania neutralnej mimiki.
— Gdybym chciał przed wami uciec, to nie stawiałbym już nigdy więcej stopy w Nanashi, zerwałbym kontakty i skorzystał z opcji wyjechania do innego miasta albo za granicę, Jirō. — W jego tonie dało się usłyszeć pewną nutę znużenia, a także rezygnacji. — Nie wygląda to dobrze. Jak mi powiesz, które części dzielnicy mają się najgorzej i gdzie podwaliny budynków najbardziej się walą, to spróbuję zorganizować jakąś doraźną pomoc. Nie jest to dużo, ale może chociaż części ludzi będzie łatwiej, ale ten deszcz... nie wygląda zbyt naturalnie.
W ostatnim zdaniu dało już się wychwycić pewną nutę niepewności, ale miał zbyt mało informacji, by ciągnąć ten temat, a wiedział, że czasem bywał nadmiernie lękowy, a także za bardzo nastawiał się na najgorsze. Strategiczny pesymizm ułatwiał życie, ale u niego często zamieniał się w fatalizm.
— A jak ty sobie radzisz? Coś się zmieniło ostatnio?
@Hasegawa Jirō
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Wizja utraty głowy nie należała do najprzyjemniejszych. Doświadczenie czegoś takiego z pewnością zapadłoby w pamięci niejednej osoby, czy też raczej ducha. W końcu bez głowy ludzie w zdecydowanej większości żegnali się ze światem żywych. Nie powinno więc dziwić, że ciemnowłosy skończył w kawiarni po jakże burzliwej i względnie nieprzespanej nocy. Chociaż zmęczenie dawało mu się we znaki, to wolał przeboleć kolejny dzień, aniżeli celebrować nikogo - a przynajmniej jego samego - nie obchodzące święto. Dlatego też przysiadł przy jednym ze stolików przedstawiających widok na pobliską ulicę. Miejsce może nie wyglądało na najnowsze, jednak odrobina kofeiny, zwłaszcza z tego miejsca, potrafiła postawić na nogi niejedną osobę. Ponadto, kawiarnie stanowiły dobre źródło informacji. Owszem, mógł polegać na różnego rodzaju portalach społecznościowych, czy plotkarskich, jednak nic nie było w stanie zastąpić staroświeckiego siedzenia przy stole, scrollując w telefonie różnego rodzaju kimona. Szkoda tylko, że bez dawnej odznaki i życia raczej nie uda mu się namówić nikogo na darmowe pudełko z pączkami.
@YURI CHIE
— Ciężki dzień? — pyta, siadając przed nim przy stoliku. Jakby byli umówieni, bo może byli, tylko wyleciało jej to z umysłu, a może nie byli, tylko ona postanowiła, że jest inaczej. Szczegóły nie były istotne — Woah, kiedy nabrałeś ciała? — dodaje, bo przecież kiedy widzieli się ostatnio, tak oboje byli raczej w uduchowionym stanie. Trzymana siatka zostaje postawiona na podłodze, drobne dłonie splatają się ze sobą, kiedy prostuje się i tylko stopy tańczą, tańczą, tańczą. Za mało muzyki było na tym świecie, za mało osób nuciło marsze pogrzebowe. Jak smutno.
@Miyashita Ruuka
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
- I równie kiepska noc - rzucił w kierunku dziewczyny, spoglądając na nią przez dłuższą chwilę. Zupełnie tak, jakby zastanawiał się, czy znał skądś jego rozmówczynie. - Stres potrafi dodać kilka... dziesiąt kilogramów, Yuri - odpowiedział na postawione przed nim pytanie, zupełnie ignorując jego sens. Nie żeby rzeczywiście ten fakt robił różnice. I tak większość czasu spędził w względnej izolacji swoich nowych, czterech ścian, nadrabiając dwa sezony serialu, które wyszły w czasie jego niematerialności. - Widzę, że twoja 'sytuacja' wygląda podobnie - dodał tylko, spoglądając w stronę siatki, którą dziewczyna odłożyła na podłogę. Duchowy Walmart raczej nie pozwalał na namacalne robienie zakupów. Przetarł zmęczone powieki, aby następnie upić kolejny, spory łyk kawy, dodając jeszcze: - Wiesz może, co z Nakamurą? Z pół roku was nie widziałem, jeśli nie dłużej...
@YURI CHIE