Nazwa kawiarni, a także jej wystrój czerpią inspiracje z amerykańskich filmów kryminalnych, i również według tej mody miejsce otwarte jest od wczesnego ranka (5:30) do późnych godzin popołudniowych (18:30). Jest więc zamknięte w trakcie najbardziej rozrywkowej (a tym samym niebezpiecznej) pory. Kawiarnia została założona przez emerytowanego żołnierza, ale w praktyce osobą zarządzającą jest jego córka, która znana jest ze spokojnego, chociaż jednocześnie stanowczego charakteru.
Aktualnie Redemption uchodzi za neutralny grunt w dzielnicy, czemu przysłużyli się mundurowi często wpadający na kawę, śniadania i lunche. Po paru konfliktach między niebieskimi, a przedstawicielami gangów powstała niepisana zasada, by nie wszczynać konfliktów ze względu na niebezpiecznie szybkie ich eskalacje. Wszyscy więc muszą się tutaj niechętnie godzić na chwilowe zawieszenie broni, co bywa wykorzystywane do przeprowadzania niekoniecznie standardowych negocjacji.
Oprócz tego Redemption Café znane jest również ze swojej mocnej, kopiącej kawy, tłustych śniadań w amerykańskim klimacie i opłacalnych zestawów lunchowych. Zawsze mają po kilka egzemplarzy najróżniejszych gazet, skórzane obicia kanap lśnią czystością, telewizor zawsze ustawiony jest na kanał informacyjny, a muzyka również dobiega od nut pobrzmiewających w typowych japońskich kawiarenkach. Serwowane są tu też pączki.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Kolejne godziny, kolejne tyknięcia zegara - blada sylwetka porusza się w świetle dnia codziennego, nie pragnąc ani atencji, ani jakiejkolwiek uwagi. Krążę, błądzę i tracę się w poszukiwaniu samego siebie, gdy widzę kolejne, tworzone przez umysł wizje nadmiernie uszkodzonych ludzi - uszkodzonych do tego stopnia, że ruszać się nie powinni.
A się ruszają. Nawet otrzymane obrażenia ich przed tym nie powstrzymują. To nie tak - powtarzam sobie jak mantrę, starając się zignorować ich obecność. Oni nie istnieją - wmawiam sobie tak gładko, choć z każdym kolejnym razem jest to coraz cięższe, a umysł pragnie wpaść w ramiona obłędu, który przywdziewa na swojej twarzy lisi, podstępny uśmiech.
Snuje się niczym cień bez duszy i bez wspomnień, kiedy to kończę spotkanie u odpowiedniego lekarza, otrzymując konkretne i szczegółowe zalecenia. Ciężej jest mi utrzymać jedzenie posiłków, ażeby organizm się zregenerował po wcześniejszej utracie krwi - dostaję informację, że jeżeli nie dojdzie pod tym względem do poprawy, zostanę wrzucony na kolejne leki mające na celu zwiększyć szansę na regenerację uszkodzonego nerwu. Rokowania, ze względu na wiek, są pozytywne, ale - biorąc pod uwagę utrudnienia - stoją przy znaku zapytania i zastanawiają się nad tym, którą stronę obrać. Jest to coś poważnego, ale z drugiej strony nie potrafię znaleźć w sobie woli do walki. Nie teraz, nie w tym konkretnym, specyficznym momencie.
Przykładam dłoń do ust, gdy zmęczenie narasta, a organizm pragnie nieco oddać się w ramiona chwilowej drzemki. Patrzę na ekran rozbitego telefonu, zastanawiając się nad tym, co będę robić przez resztę dnia. Kwestią jest na razie dotarcie do dzielnicy, co uskuteczniam poprzez wybranie transportu publicznego - dużo, zresztą, nie mija. Wszystko przebiega na tyle sprawnie, iż praktycznie w mgnieniu oka, mając założone douszne słuchawki, wydaje się być niczym pstryknięcie palcami.
To właśnie w tym momencie jedna z kawiarni, z której wydostaje się zapach świeżej, palonej kawy, przykuwa moją uwagę. Nie powinienem. Żaden z lokali, absolutnie nic... nic nie jest tym, na czym powinienem skupiać blask ciemnych obrączek źrenic.
Zastanawiam się poprzez krótki moment, czy powinienem wejść do środka; zresztą, przyglądam się tabliczce z informacjami na temat funkcjonowania tegoż miejsca. Zadziwia mnie to, dlaczego w Karafurunie istnieje lokal pozbawiony działania w godzinach nocnych, ale być może coś za tym rzeczywiście się kryje; niepewnie naciskam klamkę. Bardzo niepewnie. Palce wręcz na krótki moment wahają się przez mocniejszym naciskiem, zanim to nie dostaję się do środka, będąc początkowo uraczonym wzrokiem znajdujących się w środku pojedynczych lub zebranych w pary jednostek. Jedne z nich - ubrane w typowy mundur policyjny - leniwie przeglądają artykuły w gazetach, wnikliwym wzrokiem starając się wyłuskać coś więcej. Inni jedzą w samotności śniadanie nietypowe dla Japończyków, co jest dla mnie nieco zdziwieniem. Czyżby angielska nazwa miała rzeczywiście odzwierciedlenie w tym, co się tutaj znajduje?
Przechodzę przez siedzenia, siadam na wyższych, barowych krzesłach. Spojrzenie przystaje na chwilę na cenniku; żaden z napoi nie obciąży nadmiernie mojego portfela.
- K-Kawę z mlekiem poproszę. - mój głos ewidentnie nie pasuje do tej całej otoczki. Nie znam genezy tego miejsca, ale coś mi w nim nie pasuje. Do policji natomiast aż nadto zaufania nie mam, choć - gdyby miało coś się stać - ci byliby na miejscu, co uważam za ewidentny plus. Ale z drugiej strony odnoszę wrażenie, jakby każdy mój krok był kontrolowany, co jest raczej efektem zamartwiania się na zapas.
Długo nie muszę czekać, zanim to dostaję w swoje ręce filiżankę z napojem, który - mam nadzieję - postawi mnie na nogi i pozwoli przetrwać przez resztę dnia. Zresztą, jestem spragniony, a woda w butelce zwyczajnie mi się znudziła; nieostrożnie przykładam krawędź naczynia do ust, czując, jak parzę sobie język.
- Auć...! - syczę pod nosem, nie spodziewając się takiej temperatury od napoju, do którego wlewane jest mleko. Nie jest to zbyt głośne, ale na tyle wystarczające, żeby ktoś obok mógł to zauważyć. To właśnie wtedy przyglądam się sylwetce mężczyzny ubranego w koszulę z krawatem, gdzie długa, kozia bródka wysuwa się na pierwszy plan spośród zmęczonych życiem, policyjnych twarzy zlewających się w jedną, nieokreśloną maź. Nie wygląda mi na policjanta, co więc robi w tym... specyficznym miejscu? Trochę mi głupio, trochę mi niezręcznie; gapię się na niego przez dłuższą chwilę, zauważając, jak niemiłe to musi być. Zresztą, co ja do siebie mówię, sam tutaj kompletnie nie przynależę i wyglądam niczym puzzel, który został wzięty z kompletnie innej układanki.
Zagadać, nie zagadać? Zaciskam palce lewej dłoni, puszczając na chwilę chwyt z filiżanki. Nie powinienem, ale, kiedy to ten raczej już zauważył, że się mu przyglądałem przez dłuższą chwilę, jest mi co najmniej głupio. A może tylko mi się tak wydaje?
- P-Przepraszam, że się tak przyglądałem- - mówię, w końcu znajdując siłę na przepchnięcie powietrza poprzez struny głosowe w celu ułożenia chociaż jednego, prawidłowego zdania. Gdybym siedział cicho, byłoby źle. Gdybym nadmiernie zaczął mówić, to też nie byłoby specjalnie dobre. Staram się zatem zachować umiar, czując na razie uczucie, które wprawia mnie w zakłopotanie. Staram się nie wychodzić z domu i ograniczać interakcje do niezbędnego minimum, ale nie potrafię być aż tak antyspołeczny. - N-Nie jest pan policjantem, prawda? - mówię dość niepewnie, spoglądając na niego uważnie, choć nie wiem, czy robię dobrze, czy jednak nie powinienem się stąd zmyć, zanim sprowadzę na siebie większe kłopoty. Upijam ostrożnie łyk kawy, czując, jak ta jest cholernie mocna. Nie mam specjalnie dobrych doświadczeń z osobami wykonującymi tego typu profesję. Nic w tym dziwnego - przesłuchanie na szpitalu wspominam bardzo słabo.
Niezręczność bije ode mnie tak cholernie i tak zauważalnie.
@Akiyama Ryo
Warui Shin'ya, Matsumoto Hiroshi and AKIYAMA RYO szaleją za tym postem.
Chłopak siedzi jednak w tej samej pozycji, spoglądając nerwowo raz na kawę, mnie i wyjście. Czegoś się boi, tylko nie wiem czego. Nie pomaga też fakt, że unika kontaktu z niebieskimi… Z drugiej strony nie pasuje mi do pozostałych klientów tej kawiarenki. Ja mogę być traktowany jak część tego lokum, on wyróżnia się jak ta dzielnica nocą. Coś jest na rzeczy…
Z myślenia wyrywa mnie huk talerza z jedzeniem położonego przede mną. Danie z nazwy, jakie wybrałem, bo przypominało mi stare czasy, to nic innego jak dwa jajka na twardo, trzy plasterki cienkiego bekonu i grzanka z plackiem ziemniaczanym, poszarpanym bardziej niż niektóre ciała w Chinach.
Młody wygląda na kompletnie zagubionego i zestresowanego wszystkim, co się dzieje dookoła. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie wygląda na złego gościa, a wręcz przeciwnie. Na kogoś, kto powinien wiedzieć, co nieco o tych miejscach. – Nazywam się Akiyama Ryo i jestem prywatnym detektywem na wakacjach, jeśli można tak nazwać moją obecną sytuację. – Powoli wystawiam dłoń i odwracam się w jego stronę. Próbuję uśmiechnąć się najlepiej jak mogę by nie wystraszyć młodziaka, ale obawiam się, że nic z tego nie wyjdzie dobrego.
@Umemiya Eiji
Warui Shin'ya, Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.
...niechęć.
Szerzone w eter kłamstwo. Konieczność patrzenia na to, jak wyglądają ich procedury, gdy tylko na horyzoncie pojawi się jakaś nierówność. Niesprawiedliwość. Niespecjalna chęć do znalezienia sprawców tego całego zdarzenia rozszerza się swoją toksycznością na umysł, paraliżując go na ten krótki moment trucizną.
Przecież nie powinienem wrzucać wszystkich do jednego worka i, nawet jak moje doświadczenia nie są przyjemne, nie może oznaczać to, iż każda jednostka przejawia te same cechy charakteru. Dlatego odpowiedź poniekąd mnie raduje, ale z drugiej strony pozostawia kolejne pytania, które rodzą się tak naturalnie pod kopułą czaszki, że nie muszę im pomagać.
Tak nerwowo trzymam tę filiżankę, jakby miała mnie powstrzymać od obłędu. Jakby była jedyną pochodnią w ciemnym, pełnym niebezpieczeństw lesie.
- J-Jeżeli mogę zapytać - łyk kawy w tym momencie ma zadziałać na mnie uspokajająco, kiedy to palce tak mocno starają się napierać na szklanki materiału porcelany - co cię skłoniło do odwrotu...?
Proste, acz możliwie skomplikowane pytanie. Nie każdy chce się dzielić troskami, nie każda troska jest troską bezpieczną, o której powinien wiedzieć każdy, szary obywatel. Czuję na sobie wzrok jednego z policjantów, na stopniach i funkcjach się nie opieram, wszak ta wiedza pozostaje poza moimi ścieżkami rozwoju; wydaje mi się, że zostaję jakoś rozpoznany. A może to te ciche demony starają się wstrzyknąć odpowiednią ilość jadu do myśli, które kontrolują moje zachowanie.
- Nie wiem, czy powinienem czuć się prawidłowo, b-będąc porównywanym do chińskiej kurtyzany... - biorę głębszy wdech i staram się podnieść jakoś kącik ust do góry. Panią do towarzystwa na pewno nie jestem, ale koniec końców, jakby nie było, łapię to, że widać po mnie poddenerwowanie. Być może i nawet aura, która wokół mnie się roztacza, jest na tyle charakterystyczna, iż przykuwa uwagę, a ja odstaję od reszty atmosfery. No tak. To lokum, gdy tak bardziej pomyślę, stanowi pokłon ku historii i powieści powiązanych ze sprawiedliwością i łamaniem prawa. W końcu nie bez powodu siedzą tutaj gliny, coś musi być na rzeczy.
Posiłek. Huk, który rozbrzmiewa przy jego podawaniu, ma zamiar chwycić za ramiona i zwyczajnie mną potrząsnąć. Patrzę na to, co zamówił nieznajomy i od razu stwierdzam, że niespecjalnie chce mi się jeść. To nie tak, że nie toleruję obcej kuchni, zwyczajnie ciężko mi jest ostatnio o tym myśleć. Nie żebym był w stanie z łatwością przełknąć cokolwiek - ta kawa to i tak dla organizmu jest wybawieniem. Jakiekolwiek kalorie, jakie by nie były, kiedy usta nie chcą przepuścić czegokolwiek więcej, są czymkolwiek. Nadal zbyt mało, ale zawsze to jakiś progres.
- S-Smacznego. - powiadam z czystej uprzejmości i z tego, że czułbym się co najmniej głupio, gdybym tego nie zrobił. Interakcje z ludźmi na obecny moment są dla mnie czymś nowym, kiedy to w odbiciu kawy staram się znaleźć odłamki samego siebie.
Kolejny łyk. Podkrążone oczy z łatwością są widoczne w akompaniamencie bladej skóry, kiedy spojrzenie nie wie, gdzie ma z początku zawędrować. Nic dziwnego, iż ciepło odnajduję właśnie w przyglądaniu się zdobieniom na filiżance, jakkolwiek ubogie by nie były. Labirynty żłobień są niczym ścieżki ran na ludzkiej duszy, na ciele i na umyśle. Nie ma nieskazitelnie idealnej, pozbawionej krzywdy jednostki; a jeżeli istnieje, to życie ją prędzej czy później zweryfikuje.
- Och. - wydobywa się spomiędzy warg, gdy zwyczajnie zapomniałem się przedstawić. Odwracam się w jego kierunku i czuję nieco wstyd, skoro to ja powinienem okazywać mu szacunek na samym starcie. Naciska na to głównie wiek, a raczej jego różnica; nie ma bata, aby ten mężczyzna był kimś w okolicy mojego rocznika. Wstaję i wykonuję lekki pokłon, zanim to nie dochodzi do uścisku dłoni, najwidoczniej bardziej preferowanego. Świetnie, Eiji, świetnie, podwójna gafa, czemu by nie. Powstrzymuję się przed głębszym wdechem, podając tym samym prawą dłoń, tylko z tą różnicą, że moja nie jest do końca sprawna.
Widzę, jak ten próbuje się uśmiechnąć. Z jednej strony wychodzi to poniekąd - moim zdaniem, rzecz jasna - z lekko odwrotnym skutkiem, z drugiej nie mam co go za to winić. Nie zna mnie, a też nie mogę wymagać od innych, aby aparycja była zależna tylko i wyłącznie od tego, jak uda się unieść kąciki ust do góry. Doceniam za to trud włożony w ten wysiłek. Nie wydaje mi się, aby były policjant za często go na siebie nakładał.
- Umemiya Eiji. - bardzo niechętnie to wypowiadam w towarzystwie innych, mając nadzieję, że nie spowoduje to dodatkowych problemów. Gorzej, gdyby był tutaj ktoś z przesłuchania, które miało miejsce na szpitalu - na obecny moment wolę tej sytuacji uniknąć.
Kim ja jestem? Tego naprawdę nie wiem. Fajnie byłoby móc stwierdzić, że kimś ważnym, ale przecież kłamstwo ma krótkie nogi. Poza tym, nie lubię kłamać, ale bardziej nie lubię widzieć ludzkiego cierpienia. - Prywatny detektyw na wakacjach...? - podnoszę brwi do góry. - T-Tymczasowa przerwa od pracy, wakacje w formie zwiedzania Fukkatsu czy cokolwiek innego? - nie wydaje mi się, aby ten miał jakkolwiek zagraniczny wygląd. A co, jeżeli wszystko tak naprawdę wiąże się ze sobą w jakiejś niewielkiej części, stanowiąc jedną, spójną całość?
Chyba za dużo siedziałem z własnymi myślami. O wiele za dużo.
@Akiyama Ryo
Matsumoto Hiroshi and AKIYAMA RYO szaleją za tym postem.
- Do odwrotu? Ci obok nas. Już nie robią takich jak ja… Może też mam zbyt wysokie wymagania patrząc po policji z Hong Kongu, ale chciałbym by było więcej naszych, którzy interesują się życiem cywili… Wybacz też, że porównałem cię do panienek, przypomniałeś mi tym sposobem siedzenia starą sprawę. – Ten burdel, co rozwaliliśmy w trójkę wraz z Wo i Tequillą. Do teraz pamiętam jak przypisane mi naprawdę cudowne dziewczęta siedziały przerażone i na rezerwie. Nie szło się nijak z nimi porozumieć, a co dopiero flirtować czy przekazać plan.
Młody powoli i już mniej wystraszony sięga po kawę. Jej moc widzę działa chyba na niego uspokajająco, albo zastrzyk kofeiny robi swoje. Powoli próbuje uszczypnąć coś ze śniadania, lecz z posiłku wyrywa mnie kolejne pytanie zaciekawionego chłopaka. W sumie jakby nie patrzeć sam sobie odpowiedział, dobrze kombinuje, albo aż tak się wyróżniam w tym mieście.
- Prawie dobrze, prawie dobrze Umemiya-kun. To takie… Wieczne wakacje od służby. Zasłużona przeze mnie, lecz nie przez moich kolegów emerytura. – Zachichotałem pamiętając ostatnią wpadkę. Ciekawe czy dalej jak się wchodzi do zbrojowni to czuć swąd spalonej gumy i specyficzny zapach granatów łzawiących. – Widzisz… - Biorę kolejnego gryza grzanki z plackiem. – W Fukkatsu moi przyjaciele znaleźli mi chatę do lekkiego odnowienia, tak w ramach dziękuję za cztery lata służby i częstą pomoc przez wodę. Przybyłem tutaj po paru przepychankach z prawem, a zwiedzam je… Drugi tydzień myślę, jeśli dobrze liczę. Większość czasu siedziałem i powolutku sobie naprawiałem domek… Jestem też sam ciekawy tego miasta. Ci ludzie w maskach lisa, podobne do roninów z pewnej gry, jaką dawniej grałem panienki czy ci święcący się od makeupu - I mam nadzieję, że tylko od Makeupu - gliniarze.
Wtedy to usłyszałem głośne chrząknięciem. Dwóch niebieskich niedaleko nas zaczęło coś spisywać w notatniku. Syknąłem jedynie cicho poirytowany. Może to przypadek, może znowu szykuje się kolejny mandat za obrazę funkcjonariusza na służbie. Przysięgam jak dostanę kolejny papierek wetknę mu go do butów, może urośnie o ten centymetr i będzie widział świat z ludzkiej, a nie narcystycznej, dziecięcej perspektywy. Lepiej w buty niż do gardła... Poczułem jak moje ciało przebiega dreszcz. Pamiętałem reakcję niektórych osób na ten tekst. Te nowe policjantki są straszne… Jemy chwilę we wspólnej ciszy, gdzie w tle gra Redemption Blues.
- Propos automatów i roninów. Nie wiesz może, czy jest tu gdzieś arcade? Wróciłbym do klasyki gatunku. W moim domu nie mam nawet telewizora, a przenośna konsola, jaką dostałem od braci z Chin wyzionęła ducha parę lat temu. Może być też jakiś sklep z elektroniką. – Spytałem delikatnie przygryzając chrupiący bekon.
@Umemiya Eiji
Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.
Jedyne pocieszenie obecnie zdaje się wystawiać mnie na działanie promieni światła, narzucając jakaś nikłą, acz istniejąca wewnątrz duszy wiarę. Obawiam się tylko, że ta zostanie skutecznie zweryfikowana przez rzeczywistość, a co za tym idzie - brutalnie zdeptana. Zrównana z ziemią, pozbawiona swojego wcześniejszego kształtu.
- Huh... - nie odwracam wzroku w stronę policjantów, z którymi wiążą mnie niespecjalnie dobre wspomnienia. Nie ma w tym nic dziwnego - to, co dane było mi zapamiętać, nie jest przychylne w żaden sposób. Bycie czasami ponad prawem, gdzie pewne rzeczy można zatuszować, a własną moc wykorzystać w sposób nikczemny, niesie ze sobą więcej szkód niż dobrego. Wzdycham. Nie wiem, jakie były moje doświadczenia z policją przed wypadkiem, ale teraz? Kreowane są one przez jeden, nieprzyjemny obraz. - W-Widzę, że myślimy podobnie. - ciężko mi nie sympatyzować z Ryo, kiedy oboje podzielamy podobną opinię.
W miejscu pełnym tych sztucznych twarzy, gdzie każdy wydaje się odgrywać rolę na scenie, byleby z niej nie wypaść. W świetle neonów odkrywających namiastkę tego, co kryje ze sobą ten cały iceberg; wciąga pod wodę, nie pozwala zaczerpnąć powietrza.
- Nic się nie stało- - dodaję jeszcze. - P-Powinienem pytać, z czym ona się wiązała poza kurtyzaną, czy jednak niespecjalnie? - ciekawość to pierwszy stopień do piekła; to pierwszy stopień do wbicia zębów przez demony, które nie zechcą puścić.
Które pociągną na dno i ukażą to, co stara się zatuszować ta wielka góra lodowa.
Płynność w używaniu języka japońskiego potwierdza moją jedną, dość słuszną, jak myślę, tezę - mężczyzna albo został urodzony na tych ziemiach, albo tak często spędzał czas w Japonii, iż mowa nie jest mu w żaden sposób obca. Pomijając już imię i nazwisko, które nie brzmią zagranicznie, rzecz jasna. Wsłuchanie się zatem w jego odpowiedź nie sprawia mi większych problemów, no ba - stanowi jakieś ramię stabilizacji w tym pokręconym mieście.
- P-Poważne były te przepychanki? - zaciskam place mocniej na szklance, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle powinienem pytać o coś, co może być potencjalnie zgubne. Wieczne wakacje, nieskończona emerytura, odpoczynek, na który powinien zasługiwać każdy, ale pozostaje poza zasięgiem wielu, zapracowanych dłoni. Im dłużej na to patrzę, tym bardziej sobie zdaję sprawę z tego, jak cholerna jest ta presja narzucana przez społeczeństwo. Kto wie, być może powinienem już pracować i nie przejmować się tym, co miało miejsce, acz brzmi to na tyle absurdalnie, iż niemal od razu opuszcza moją głowę.
Gdyby pewne fakty wyszły na zewnątrz, na pewno spowiadałbym się z nich na komisariacie. Trzymam pewną dozę kłamstwa we własnych ramionach, nie zamierzając ją dopuścić absolutnie do nikogo.
- W której d-dzielnicy? - nadal poznanie pełnej infrastruktury tegoż miasta sprawia mi kłopoty, ale liczę na to, iż pewne nazwy obiły się gdzieś podczas przeglądania map na telefonie. Co jak co, ale gdyby nie ten stary, nieco rozbity telefon... zgubiłbym się bez dwóch zdań. - Ludzie w m-maskach lisa? - napawa mnie to pewnego rodzaju niepewnością, która rodzi się pod kopułą czaszki, a tym samym staje otworem w zwierciadle źrenic otaczanych przez zmęczone, regulujące poziom światła tęczówki. Nie miałem okazji ich wcześniej spotkać; może to i dobrze. - Zbyt idealni, żeby s-spełniali swoją funkcję? - nie jestem w stanie stwierdzić, jak degradacji uległo społeczeństwo. Odrobina makijażu nie jest niczym złym, opieranie się tylko i wyłącznie na wyglądzie to natomiast - dla mnie - oznaka nieprawidłowych wartości, w które wkładana jest uwaga. Ignorancja jest zła, ale obsesja także - czy to w wykonaniu osób ocenianych, czy to przez osoby oceniające.
Nie mnie jednak w pełni określać czy wrzucać do jednego worka. Ludzie są tacy, jacy są i dopóki nie dzieje się krzywda, nie ma sensu niczego piętnować.
Trudno nie zauważyć, jak między nami nastaje cisza, a w tle gra tylko i wyłącznie muzyka. Lekko spojrzenie przekierowuję na funkcjonariuszy, którzy coś zapisują we własnych notatkach, ale co konkretnie, cóż - pozostaje poza moją możliwością wglądu. Nie żebym chciał jakoś przekraczać granice prywatności, gdyż i tak czułbym się z tym co najmniej źle.
- Nie mam bladego pojęcia... - biorę głębszy wdech, a, co za tym idzie, przekierowuję filiżankę do ust i biorę jeden, porządniejszy łyk. Na dnie naczynia pozostaje tylko smętna resztka. Może byłoby lepiej, gdybym wszystko pamiętał - każdą ulicę, każde miejsce, każdą sytuację - ale staram się o tym nie myśleć. Jest to, co jest i tego muszę się kurczowo trzymać. - M-Mogę za to sprawdzić na telefonie. - wyciągam urządzenie z kieszeni, które może nie jest w idealnym stanie, ale spełnia swoją funkcję na tyle, iż nie muszę się zbytnio martwić. Udało mi się dość szybko odzyskać dostęp do numeru, a na pasku powiadomień widnieje wyjątkowo dużo ikon - czy to od wiadomości, czy od nieodebranych połączeń. Nie chcę mieć z nimi styczności, przynajmniej nie teraz. - Na k-konsolę dobry byłby jakiś serwis, może komputerowy. Jaki masz konkretnie model? - rzucam w eter, operując urządzeniem na tyle sprawnie, na ile umożliwia mi to obecna wiedza.
Na mapie wyświetla się parę punktów arcade'owych, ale są to głównie te nowsze - tylko jeden z nich przejawia ducha poprzednich lat. To właśnie na nim skupiam(y?) uwagę, gdy klikam w odpowiednią ikonkę, a informacje docierają do naszych umysłów.
- Widzę, że jest jeden, w którym możliwe, że znajdziesz to, czego szukasz... - mruczę pod nosem, patrząc trochę z niepewnością na policjantów. - Salon gier A-Asaigawa. - przeglądam listę oferowanych przez nich usług, a następnie wstępuję na stronę internetową, gdzie menu kontekstowe prowadzi nas przez posiadane maszyny i gry. - P-Pamiętasz może, jak nazywała się ta gra? - jakoś nie potrafię przejść obojętnie obok mężczyzny; i tak czy siak to jest na razie pierwsza sprawa, bo konsolę do naprawy też by się oddać przydało, czyż nie?
- Kostki:
- Ryo, jeżeli chcesz, to możesz rzucić kostką k6 na to, co konkretnie policjanci zdecydowali się zrobić, słysząc Twoje komentarze na ich temat. Jeżeli natomiast któraś z opcji będzie Ci odpowiadać, nie wahaj się przed jej wyborem.
Parzysta - jak się okazuje, nerwy albo mają ze stali, albo ego zbyt wygórowane, bo ostatecznie uznają, że nie chce im się wypisywać dla Ciebie mandatu. Spisywanie? No za dużo, patrzenie w system, porównywanie z tym, co się w nim znajduje - za dużo. Ewidentnie za dużo jak na ich chęci. Obraza funkcjonariusza na służbie dla nich to chleb powszedni i musisz zrobić coś więcej, aby skupić ich uwagę w mniej korzystny sposób.
Nieparzysta - funkcjonariusze nie są zadowoleni i to w sumie po nich widać. Może to brak magnezu powoduje drżenie powieki u jednego z nich? Nieprzyjemna prawda? Intuicja bądź doświadczenie przewidują scenariusz, który ma następnie miejsce - chcą Cię spisać w celu wystawienia mandatu. Eijiego też, bo czemu nie, trzeba budżet poprawić na początek miesiąca, a poza tym nie sprzeciwia się Twoim słowom; widać próbę nadwyrężenia obowiązującego prawa. Możesz poprowadzić tę ingerencję niebieskich w dowolny, wybrany przez siebie sposób, wykorzystać kontrargumenty i inne metody dyskusji.
@Akiyama Ryo
Matsumoto Hiroshi and AKIYAMA RYO szaleją za tym postem.
Dzielnica? W mordę… Jakby nie patrzeć, do teraz nie pamiętam nazwy. - Niedawno się przeniosłem, więc do końca nie jestem rozeznany, w każdym razie to wschodnie obrzeża. Bardzo bije od nich duch pięknej klasycznej Japonii. Świątynie, Miko, mnisi, ronini. Ludzie naprawdę przykładają się tam do oddania klimatu. – Widzę, że młodego jednak zastanawiają osóbki w maskach lisa. Mnie też, choć może to właśnie jakieś Miko? Szukając czegoś na telefonie znajduje jakiś budynek i sprzedaje mi cudowną wiadomość. Salon gier!
- Świetnie. Mam coś do roboty za niedługo. Dzięki młody! Co do konsoli to miałem bardzo, bardzo starą konsolę przenośną, jaką był Neo Geo Pocket Master. Takie maleństwo w kształcie arcada.– Ucieszyłem się zacierając ręce. Wystarczy tylko trochę pokręcić się po tych paskudnych dzielnicach i informacje same wpadają. Gdybym tylko nie utopił telefonu wcześniej nie musiałbym nikogo pytać.– Z gry mało pamiętam poza specyficznym tytułem i faktem, że raz bossem była niczego sobie pani ronin. Niespodziewanie jednak usłyszałem coś.
Ten specyficzny dźwięk butów poznam wszędzie. Eleganckie buciki, a także to charakterystyczne zacieranie chciwych rączek. Podreperowanie budżetu na studencie i zmęczonym detektywie to byłaby czysta przesada…
Jakże się myliłem. Para policjantów, mężczyzna i kobieta notabene, nie rozróżniam chyba płci już przez te malowidła, albo może faktycznie powinien coś zrobić z tą grzywką? Położyli z głośnym hukiem na blacie dwa świstki papieru i zaczęli wygłaszać patetyczne przemówienie. Ku mojemu zaskoczeniu, nic a nic się nie zgadzało. Nie kojarzyłem tych regułek ani trochę. Początkowo myślałem, że oba dla mnie, po jednym na łebka, bo czemu kurwa nie, ale wtedy spostrzegłem, że ten Bogu ducha winny studenciak dostał mandat. On nic nie powiedział, siedział sobie tylko… luzem…? Chwila...
Zza jej policyjnego wdzianka wystaje kabura, zgrabnie ukryta. Gdyby nienauczony doświadczeniem nie dostrzegłbym jej na pierwszy rzut oka. Dookoła zwykli uliczni policjanci, mają broń, ale paralizatory, czy pały teleskopowe, a ona ma gnata? To nie jest zwykła glina, ale jest tak ubrana… Prowokacja czy…? Specjalne jednostki...?
- Panienko… Pozwoli pani, że poproszę o okazanie odznaki. – Nie ma obowiązku? Gówno prawda, w tych czasach mamy na to prawo. – Odznakę policjant ma za zadanie okazać, nie dawać. Proszę tylko o pokazanie mi jej. – Niechętnie to robią i pokazują je wraz ze swoim kolegą… Dawno nie widziałem policyjnych odznak, to może być jakaś nowa grupa, ale… Chwileczkę system cyfrowy się mi nie zgadza. Model siedmiocyfrowy z literą po środku? Przecież to pieprzona replika treningowa, model testowy! To oszuści, albo świeżaki, oni nie maja prawa na takie akcje, bez zapowiedzi! Gdzie niby ich opiekun?– Dobra moi drodzy. Zabierzcie mi te świstki i mnie nie denerwujcie. – Śmiech hien, jaki wtedy usłyszałem mną wzdrygnął. Uszy mnie zabolały i w ciszy syknąłem. – Więc myślicie, że żartuje? – Pora by wrócił stary, zrzędliwy Ryo, jak nazywali mnie w Chinach. Nie pozwolę, by te paskudy się ze mnie śmiały!
- Obecna policja w Fukkatsu wydaje bloczki mandatowe, które mają w prawym dolnym rogu, mały słabo widoczny kwiat wiśni. Można by rzec, że tutaj się zmazał, lecz nadal dokument ten nie jest prawdziwy. Przyjmijmy jednak, że skończyły nam się bloczki i wyrabiacie dniówkę… A raczej nadgodziny. Policja ma zakaz noszenia broni palnej, z wyjątkowymi przypadkami, lecz nadal są to rewolwery tudzież pistolet kaliber 9mm lub pocket guardian… Z tyłu natomiast wystaje ci rączka Desert Eagla, starego gnata owszem, ale sądząc po tym jak mocno masz zapięty pas i opuszczoną kaburę, to jest to gnat na dwa kilo, czyli kaliber 50… Policja potrzebuje broń, która obezwładni napastnika, nie wyrwie mu ramię… No i ostatnia urocza rzecz… Która was jeszcze bardziej pogrążyła. Następnym razem sprawdzajcie może, z jakich stron kupujecie mundury policyjne...
Co? Wiosenny elegancki uniform policyjny? Cóż wasza odznaka jest po złej stronie, a także spódniczka, jeśli w ogóle można tak nazwać tą miniówę, jest za krótka, maksymalna sięga do kolan… Ta jest tak krótka, że jak się komuś kłaniasz to tego z tyłu oślepiasz tym płaskim tyłkiem. – Wyciągam swoją odznakę prywatnego detektywa i widzę jak cofają się parę kroków. – Detektyw Ryo Akiyama. Radziłbym wam zostawić nas w spokoju i złapać innych frajerów. I nie próbujcie na mnie takich sztuczek ponownie…
Moje zachowanie niestety nie przeszło bez echa, barmanka głośno chrząknęła i poprosiła o opuszczenie lokalu. Dałem się głupio sprowokować, bo to teren neutralny, a przyświeciłem odznaką i narobiłem niemałego ambarasu. W sumie też już od mojego przyjścia widziałem, że zastanawiała się, jak mnie stąd wypędzić... Albo kompletnie już się zatracam w tym gniewie... W podziękowaniu za towarzystwo i informacje płacę za swoje jedzenie i żarcie studenciaka, żegnam się z nim delikatnie kiwając głową z ubranym kapeluszem. Nachylam się nad nim na sam koniec i cicho odpowiadam.
- Potraktuj to jako gratis. Masz prawo do poproszenia o ich wylegitymowanie. Jeśli poczujesz, że coś jest nie tak, albo na liczbach będą zadrapania, albo dziwne plamki, wiej. Masz do tego pełno prawo… Gdybyś miał większe kłopoty, pokręć się trochę na obrzeżach tej dzielnicy roninów. Znajdziesz tam małą, mam nadzieję, że zadbaną chatkę, tam urzęduję. Jest niedaleko świątyni gdzie czczą wilka, albo lisa, może to ci dodatkowo pomoże. - Podnoszę się widząc wyraz irytacji na twarzy barmanki, a także szepty moich dawnych kolegów za mną.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. – Odrzekam kłaniając i chowając oczy pod Fedorą. Wychodząc z lokalu rozglądam się w obie strony i udaję się na poszukiwania sklepu elektronicznego wiedząc, że na pewno jest gdzieś w pobliżu, skoro znajduje się tutaj też salon gier. Za sobą słyszę te same specyficzne stukanie obcasików, a na ramieniu czuje czyjś dotyk i głośną prośbę o zatrzymanie się. Lekceważę ją i przyspieszam kroku, ostatnie co chcę to się z nimi dziś użerać.
@Umemiya Eiji
Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.
Kto wie, może sprawdziłbym się w takiej roli; niemniej wolałbym zachować ciało tylko i wyłącznie dla siebie.
- Nic tylko pozazdrościć... - wzdycham ciężko, już na samym starcie mając problem z nadmiarem dźwięków dostających się do mieszkania. Wszechobecne neony potrafią nocą oświetlać ulice bardziej niż naturalne światło, natomiast krzyki młodych czy to też - jak się okazuje - starszych, skutecznie spędzają sen z powiek. To nic dziwnego, że chodzę niewyspany, ale znajduje się za tym wiele innych problemów, które dzierży moja głowa. Ich ciężar jest niczym ciężar zbuntowanej duszy - nie zgadza się na to, co miało miejsce. Nie zgadza się na to, co obecnie widzi i czemu musi podołać. - T-Tutaj, w Karafunie, co chwilę są balangi. Niebezpiecznie jest przemierzać tymi uliczkami późną nocą... - w tym momencie odruchowo kładę jedną dłoń na drugiej, mimo że naczynie jest niemal całkowicie puste. Jestem tego żywym, chodzącym przykładem, gdy pod splątanymi, nieco nieokrzesanymi włosami, znajdują się blizny, których istnienia nie będę mógł zanegować przez resztę życia. Chyba że zbledną, a jedyne, co mi po nich pozostanie, to bolesne wspomnienia.
- Generalnie d-dużo się wydzierają. Na pewno to nie jest miejsce, żeby w spokoju wypocząć... - wypuszczam z płuc utrzymane mimowolnie powietrze, gdy opamiętuję się z tego lekkiego uczucia, jakbym nie miał nad niczym kontroli.
Nazwa konsoli kompletnie nic mi nie mówi. Podejrzewam, że gdybym taką posiadał u siebie na mieszkaniu, zapewne nie nudziłbym się aż tak, patrząc w ekran telefonu celem oglądnięcia jakiejkolwiek animacji czy filmu. Mam dużo czasu. Zdaję sobie, iż zdecydowanie za dużo.
- Nigdy o niej nie słyszałem- - może to dziwne, a może normalne. Biorąc pod uwagę różnicę wieku, istnieje cień prawdopodobieństwa, że to urządzonko jest na tyle stare, iż ma ono większą moc urzędową ode mnie. Albo jestem na tyle pozbawiony pasji w technologiczne cuda, iż na razie nic mi pod głową nie świta.
Młode pokolenie nie ma gustu.
Nie zna się na tym, co dobre.
Już jestem w stanie sobie wyobrazić zrzędzenie pokolenia starszego od nas obu, które wypomniałoby, jak to kiedyś było dobrze. Nie no, wróćmy sobie do czasów, gdy w dinozaury rzucało się kamieniami, choć i tak to zakrzywia czasoprzestrzeń do tego stopnia, że samo wspomnienie aż boli w zakłamaniu faktów.
Długo to nie trwa, gdy odczuwam obecność kompletnie obcego i równie nieprzyjemną aurę. Atmosfera zyskuje na gęstości, ale to nie jest jeszcze ten moment, kiedy można byłoby ciąć ją nawet tępym nożem. Chyba zaczynam mieć powoli urazę do tego zawodu, gdy nadal przed oczami mam ostatnią konfrontację, jaka to zakorzeniła się w mojej uszkodzonej pamięci na dobre.
Klik kajdanek, które skutecznie miały zatrzymać niebezpiecznego delikwenta przed ucieczką.
Od tamtego czasu czuję się tak, jakby każdy mój ruch był obserwowany. Może to jakaś narastająca paranoja, ale z kolei trzymam w sobie pewną rzecz, której istnienia zanegować nie mogę. Być może to dlatego tak bardzo się spinam na widok podchodzących do nas stróżów prawa, bojąc się, iż pewne informacje zostaną prędzej czy później ujawnione. Pociągnięcie do odpowiedzialności nie wydaje się być aż tak absurdalne w moim przypadku, ale zabranie z powrotem kogoś, kto chciał tylko zerknąć na to, jak się czuję, napawa mnie chęcią zwrócenia z siebie ostatniego posiłku. To pokazuje, jak ogromne nierówności potrafią istnieć w japońskiej kulturze i - szczerze - dobijają mnie niczym młotek ostatniego gwoździa do przysłowiowej trumny. Mamy dwutysięczny trzydziesty ósmy rok, a wydaje mi się, jakbyśmy się zatrzymali na co najmniej latach osiemdziesiątych, jeżeli chodzi o podejście do drugiego człowieka…
mandat.
Patrzę z zapytaniem narastającym w zwierciadle duszy, kiedy to nie wiem, za co dostaję mandat i dlatego to ma w ogóle miejsce. Zaciskam usta i uważam, że tak w końcu musi być, bo przecież nikt nie decydowałby się na taki ruch w kawiarence pełnej innych gliniarzy; bo w końcu czym ja mogę się obronić? No absolutnie niczym. Nie posiadam ani wiedzy, ani niczego innego, co umożliwiłoby mi wybronienie się od tegoż niesprawiedliwego osądu. Obraza funkcjonariusza na służbie? Niby kiedy?
- C-Czy nie doszło do… - pomyłki. Pragnę dokończyć tę kwestię, ale nie udaje mi się, kiedy to mężczyzna, który również został obarczony kwitkiem, decyduje się rozpocząć swoją debiutancką debatę. Jego ruch wydaje mi się być jak najbardziej prawidłowym, kiedy prosi o odznaki, a co za tym idzie, zyskuję jakieś doświadczenie, które może mi się kiedyś przydać. Pragnę zapamiętać każde słowo, które pada w tymże ferworze walki o sprawiedliwość, mając nadzieję, że może nie będzie mi dane znajdować się raz jeszcze w tak niekorzystnym położeniu, ale mogą to być jedynie marzenia ściętej głowy.
I w sumie nie przerywam Ryo, będąc wręcz zdumionym jego umiejętnościom polegającym na znalezieniu niekorzystnych dla policjantów luk. Normalnie te by mi uciekły sprzed oczu, stając się jedynie informacją, jakiej to nie potrafiłbym wykorzystać. Tak gładko dowiaduję się o rzeczach, o których dowiedziałbym się tylko wtedy, gdybym naprawdę o nie poprosił. A i też nikt nie był chętny do podawania takich informacji na dłoni bez odpowiedniej zapłaty - w dzisiejszych czasach informacja to potęga. Nawet wtedy staram się popatrzeć dokładniej na odznaki, które zostają nam przedstawione, ale nie zauważam żadnych nieprawidłowości. Po prostu nie ma tam nic, co skupiłoby odpowiednio moją uwagę, utykając w odmętach nieświadomości.
Potem to kazanie w postaci zabrania przez nich świstków; nic dziwnego, że siedzę teraz w taki sposób, że chińska kurtyzana przy mnie byłaby jedynie niziołkiem. Cholera, chyba zapamiętam to do końca życia i wiecznie ten zawód będzie mi się przypominał w takich sytuacjach jak ta. Stresu dodatkowego w życiu nie potrzebuję, w związku z czym jedynie czekam bez ładu i składu na kolejne konsekwencje działań kompletnie mi obcych. Ten mandat to może jeszcze jakoś przeboleję, w końcu budżet nie jest zbyt duży na ten miesiąc, ale aż tak źle nie będzie, suchy ryż bez niczego wydaje się być rozsądną opcją na następne trzy, cztery tygodnie, i tak dużo nie jem, więc dam radę…
Wsłuchuję się w słowa detektywa na wiecznej emeryturze i w środku mnie gotują się emocje powiązane zarówno ze zdumieniem (jak mógł wiedzieć takie rzeczy? No jak, Eiji, w końcu jest detektywem), jak i przerażeniem (a co, jeżeli się myli i tak naprawdę sprowadzi to na nas większe kłopoty?); nie wiem, którą stronę mam w tym przypadku obrać. To, jak gładko wyprowadza błędy popełnione przez, jak się okazuje, “funkcjonariuszy” w cudzysłowie, jest naprawdę cenną lekcją. Dowiaduję się o istnieniu bloczków mandatowych, które mają jedną cechę charakterystyczną, jaka to nie może być rozmazana, a przynajmniej nie powinna; umysł zalewają informacje dotyczące zakazu noszenia broni palnej - o tym też nie wiedziałem, sic! - jak i inne, powiązane chociażby z wiedzą na temat konkretnych egzemplarzy. O nich dane było mi usłyszeć jedynie w grach, a nie z ust kogoś, kto rzeczywiście je trzymał we własnych dłoniach, a tak mi się przynajmniej wydaje. Albo kogoś, kto przestudiował bronie na tyle, iż bez problemu byłby w stanie z zamkniętymi oczami wskazać po wadze, kształcie i materiale, z czym konkretnie ma do czynienia.
Na mundur policyjny też bym nie zwrócił większej uwagi, gdyby nie to, iż dosłownie wskazanie metaforycznie palcem w stronę dziewczyny ujawnia, jaką ten ma konkretnie wadę. No tak. Gdyby kobieta zechciała się schylić, byłoby widać to, czego widzieć raczej bym nie chciał; no nie podoba mi się to. Jakby, zapewne bym zwrócił na to uwagę, gdybym brał pod uwagę ubiór bardziej szczegółowo, a nie w taki sposób, iż ten zwyczajnie istnieje. W tej sytuacji aż zapominam oddychać do tego stopnia, że biorę głębszy wdech w taki sposób, jakbym trochę za długo spędził czasu pod wodą - spragniony tego, co na moment odebrała wstrząśnięta ramionami psychika.
I ten komentarz o płaskim tyłku; dławię się śliną aż, czując, jak ta wpada poprzez nieodpowiednią drogę. Pragnę ją z siebie wykrztusić, co wygląda jeszcze bardziej komicznie, niż mogłoby się z początku wydawać. Zresztą nie wątpię, że z boku ta sytuacja musi, podkreślam, musi wyglądać absurdalnie. Detektyw wyrzucający pociski jak z karabinu maszynowego, stojący jak słup soli policjanci i ja, gdzieś w tle dławiący się czy to ze śmiechu, czy to z czegoś innego. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy wszyscy zostali stąd wyrzuceni, ale na to jeszcze nie jest pora - przynajmniej dla mnie, ale nie zamierzam tutaj zostawać, skoro kawa i tak już skończyła swoją marną egzystencję.
- H-Hej! - spoglądam na niego, widząc, jak ten płaci za moje zamówienie. - Jestem w stanie sobie zapewnić pieniądze na k-kawę. - powiadam, wykazując tym samym niezadowolenie. Nie no, jako ktoś, kto ma problem z budżetem, powinienem zaakceptować tę hojność, ale, do cholery, Akiyama zna mnie tylko i wyłącznie z imienia i nazwiska, a nie z czegoś, co mogłoby mu się przydać w życiu. - To ty się wprowadziłeś, prawda? I to ty masz chatę do wyremontowania. - mówię już pewniej, znajdując w sobie siłę na potencjalną konfrontację. Byłbym głupcem, gdybym nie pamiętał fragmentów naszej rozmowy. Ignorantem, troglodytą, mogę sobie wybrać jedno, ale i tak chodzi tu o sprawiedliwość, gdzie może nie ma jej zbyt dużo w świecie, ale w moim mniejszym mogę starać się ją wprowadzić.
I nie jestem w stanie odpowiedzieć na te informacje dotyczące informacji o wylegitymowaniu czy legitności odznaki, jaką dzierżyć musi policjant; czas upływa tak szybko, iż to wszystko pozostaje poza zasięgiem mojej dłoni. Rejestruję jedynie słowa zlepione w zdania, które utykają w mojej pamięci; nie jestem w stanie nic więcej zdziałać. Ani wepchnąć pieniędzy w kieszeń płaszcza, jeżeli ten je posiada, ani odpowiedzieć; pospiesznym krokiem Ryo opuszcza lokal, zakłada na głowę fedorę i ignoruje próbę zatrzymania przez kogoś innego. Ten wzrok następnie zatrzymuje się na mnie i naprawdę, nie chcę mieć z tym do czynienia; z kolejnymi przesłuchaniami, z koniecznością bycia uważnym wobec tego, jakie słowa opuszczają moje usta. Może moja siła fizyczna i zdolności do szybkiego poruszania się nie są jakieś wygórowane, wręcz przeciwnie, ale to właśnie wypita kawa pozwala mi na utrzymanie kroku wydostającemu się z lokalu mężczyźnie.
- A pan to gdzie… - się wybiera, rozbrzmiewa gdzieś w tle, gdy moja smukła sylwetka unika dotyku niczym kot reagujący na dotyk człowieka wyginaniem każdej możliwej kończyny w ciele; opuszczam Redemption Cafe tak sprawnie, iż udaje mi się jeszcze dotrzymać towarzystwa Akiyamie. Matko, jedyne, czego mi jeszcze trzeba, to przekraczania ludzkich granic.
Świeże - jak na Karafunę - powietrze dostaje się do moich ust w ferworze bijącego niestabilnie serca. Czuję się jak przestępca, choć wiem, że do czynu zabronionego się do schyliłem w żaden sposób; zaciskam mocniej usta, będąc niezadowolonym z przebiegu tego wszystkiego. Z tego, iż mieliśmy mieć wręczone jakieś mandaty, z tego, jak niesprawiedliwie działa w dzisiejszych czasach policja.
- H-Hej - zaczynam, tym samym wyciągając z kieszeni bluzy banknot odpowiadający kwocie, jaką musiałbym normalnie zapłacić za kawę. Wciskam ją lewą ręką - może trochę nachalnie - w dłonie Ryo, czując tym samym jakiś dziwny napływ pewności siebie. Nie wiem, jakie ma ono konkretnie podłoże, niemniej staram się nim na razie podążać; przynajmniej do czasu. Przez czas, który zechce ze mną współpracować, zostając ponownie przyciśniętym do muru przez niepewność. - nie potrzebuję sponsora. - czy może to żart, czy może coś innego; nie wiem. Dokańczam tę zaczepkę, wypuszczając ze swoich ust powietrze, które skumulowało się w płucach pod wpływem tej całej sytuacji. - Sporą wiedzę posiadasz. Nie żebym n-negował twoje bycie detektywem, ale ludzie bardzo łatwo tworzą historyjki. Albo pracują w zawodzie, nie mając ku temu kompetencji… - rzucam pochwałą, bo i choć nie wątpiłem w słowa mężczyzny, tak w tamtej sytuacji te znalazły swoje ujście, pozwalając mi na ich weryfikację. - Czyli mówisz, że mieszkasz na obrzeżach…? - zaczepiam o poprzedni dialog; może nie będzie łatwym zadaniem znalezienie jego chaty, też nie chcę korzystać z nadmiernej pomocy, ale, gdybym wpadł w naprawdę ogromny ściek, mogłoby mi się to przydać.
- Jeżeli mogę się zapytać… - spoglądam na niego uważniej, choć nadal rezerwuję odpowiednią dozę cierpliwości i dystansu, jaki sprawia mi komfort w relacjach z innymi. - …jak się tego nauczyłeś?
Tego? Wszystkiego, cholera jasna. Gość mi zaimponował, więc dziwne, żebym nie był ciekaw, co tak naprawdę się za tym kryje.
@Akiyama Ryo
Ōgimachi-Genji Nozara, Matsumoto Hiroshi and AKIYAMA RYO szaleją za tym postem.
- Podziękował za bona, ale nie mu… Heh… Sponsorem, co? Marzyło mi się być tak wysoko, kiedyś… Dawno temu. Napisałbym wiele książek kryminalnych, a w dalekiej przyszłości byłbym sponsorem kolejnego takiego gagatka… - Westchnąłem. Marzenia nadal się tliły, lecz przyćmiewane zostawały przez robotę.
Co do niekompetentnych kretynów… Uwierz mi to tylko wierzchołek góry lodowej. Zwłaszcza u mundurowych obecnie, czy w prostych zawodach. Przykuła moją uwagę jednak ciekawość chłopaka, co do mojego zawodu. Dawno nikogo to nie interesowało. Nie w czasach gdzie maszyneria robi za nas robotę, albo policja próbuje sobie dorobić niekompetencją.
- Nauczyłem się w Chinach, po pewnej sprawie. Ciągnie się za mną widzę i słyszę. Może następnym razem, będę siedział cicho…- Westchnąłem i poprawiając kapelusz spojrzałem na zaciekawionego Eijiego.
- Ja i moich dwóch kolegów mieliśmy za zadanie przeprowadzić rozeznanie w terenie w burdelu, by rzucić potem specjalnym hasłem. Pomylili nas z bogatymi członkami triady… Przypięto nam piękne kurtyzany. Bardzo piękne. Te przydzielone do mnie siedziały tak wystraszone jak ty w kawiarence, nawet jeszcze bardziej spięte. Widzisz, mają obowiązek rozmawiać, wyciskać z niego pieniążki albo przynajmniej się przymilać, by nie było problemów. Każda niby na jedno kopyto, ale prezentowały inne wdzięki. Jedna miała ogromny dekolt i strój króliczka, druga suknię odsłaniającą nogi i jej bose stopy, co było wyjątkowe na tamten lokal, a trzecia mająca kocie uszy i ogon a także te śmieszne łapki, hehe… Wyglądałem jak szalony kapelusznik zaprosił na herbatkę Alicję, kota i królika. Nie jestem zbyt urodziwy, a fakt, że nie zdejmowałem kapelusza ze stresu też nie pomagał. Wtedy to padło pierwsze hasło, potem moje i na sam koniec podał je ostatni znajomy. Gotowi do wyciągania odznak, gdy tu nagle zgasły światła… - Biorę głęboki oddech, tamtego wieczoru, rozpętało się niesamowite piekło.
- Mieliśmy kreta w szeregach, o którym ni chuja nie wiedzieliśmy. Okazało się, że wiedzieli o hasłach alarmowych. Wszystkich dwudziestu siedmiu… Ping, ta sprzedajna suka! – Warknąłem uderzając pięścią w ścianę. – W zamian za VIP traktowanie i najlepsze damulki sprzedawał o nas informacje.
Światła zapaliły się ponownie na scenie, a także oświetlając nas. Jeden z hostów przedstawił nas, jako specjalnych gości i zanim zdążył wskazać swoim dupkom by nas rozstrzelali, Tequila rzucił się przez stół i serią z pistoletów trafił i zabił ich na miejscu. Wo złapał za pobliskie butelki i roztrzaskał je o stojących nieopodal niego hostów. Ja natychmiast dźwignąłem stół i rozpędzając się przypiąłem nim do sceny trzech dupków. Przez zabarykadowane drzwi wjechał po parunastu minutach oddział specjalny i powyłapywał pozostałych, ale przez te dłużące się dwadzieścia, może trzydzieści minut, nie potrafiliśmy rozgryźć w kogo bić, kogo atakować. Wszyscy mieli tatuaże, a nawet kurtyzany. Pytasz pewnie, czemu chcieliśmy je atakować? Połowa żołnierzy to były kobiety, przebrane za kurtyzany, które robiły jednak bardziej za obstawę takich panienek. Mieliśmy tak gigantyczne opóźnienie ze wskazywaniem, że część z nich zdążyła zwiać, albo pewnie wtopiła się w tłum i uciekła ręce sprawiedliwości. Potem stopniowo dawne pracownice, dziennikarze, zatroskani rodzice, wszyscy ci, którzy tak chętnie nam pomagali, umierali przez te cholerne, mściwe szmaty.
Mieliśmy jakieś dwa, może trzy miesiące nieudanych spraw i zostaliśmy wysłani na dwa miechy odpoczynku. Każdy z nas zaczął jeszcze bardziej trenować i jakoś ta przyszło, że nauczyłem się wielu ciekawych rzeczy, a także zacząłem być czepliwy. Im więcej zauważasz tym lepiej możesz zrozumieć wroga, wychwycić coś ciekawego z terenu, znaleźć coś, czego wcześniej nikt inny nie widział. – Po tych słowach wskazałem na kobietę ubraną w elegancki garnitur. Siedziała w pobliżu okna i popijała czarną kawę.
Psia krew… To sobie obrałem cel. Jej garnitur jest elegancki owszem, ale ta jebana plama na szybie skutecznie mi przeszkadza, głupio mi trochę podejść i tak się gapić z połowy metra. Dostrzegam jednak znajomą rzecz. – Jackpot! Patrz… - Odwracam się w stronę chłopaka i słyszę samochód, pył i piach spod jego kół trafia mi w oczy, skutecznie blokując wizję – Kurwa… Mać! – Przecieram oczy przeklinając ból i raz na jakiś czas mrugam próbując sobie poprawić wzrok. – Moje oczy… - Jęknąłem cicho. – Pierdolony kretyn… Ta kobieta młody. Zwróć uwagę na jej nogi. Długie i dziwnie opalone, prawda? To nie tylko jedna rzecz, jaka ją wyróżnia. Te spodnie z nacięciem na nóżkę, kompletnie nie pasują do garniaka. Pracuje od niedawna, jako ochroniarka czyjaś, być może ma dziś wolne, albo to ta cizia w tej śmiesznej sukieneczce. Na bank ogarnia swoje nogi lepiej niż my je tutaj. Taekwondo może kick-boxing. Opalenizna też sugeruje, że często jest w spodniach do kolan. Może trenuje na świeżym powietrzu. Zarzucała nogę na nogę, bodajże. Jest pewna siebie i nie boi się tego podkreślać w budynku w większości pełnym mężczyzn. Też nie oszukujmy się sądząc po tym jak wygląda wpierdoliłaby raczej całemu barowi i wyszła z paroma bliznami. Koszula odsłoniła w pewnym momencie kawałek mięśni brzucha. Laska albo genetycznie modyfikowany żołnierz albo hobbystycznie odwiedza siłownię na trzy może cztery godziny. Włosy spięte w kucyk, lecz w paskudnym nieładzie i w dodatku bardzo kudłate. Nie chce jej się przycinać włosów…
W końcu udało mi się przetrzeć oczy i dostrzegłem jak Eiji wskazuje na elegancką dziewczynę, obok ochroniarki. – Elegancka markowa suknia, na szyi bogato zdobione naszyjniki w liczbie pięciu, może sześciu. Bogata na tyle, że musi to podkreślić. Robi to za pomocą naszyjników i by lepiej je było widać ma ogromny dekolt... I płaskie miseczki. Czymś musi to sobie wyrównywać, bo widać, że ją to boli, więc maluje się ostro na czarno, a i podkreśla większe uda przez to wcięcie... Cholera co one mają do tych nacięć? Też się powinna cieszyć, że nie wygląda jak taka jedna Chińska wrestlerka... Mieszkaliśmy z nią dwa tygodnie jako jej prywatna ochrona. Codziennie o tej samej godzinie na pół godziny trzeba było jej masować plecy. Nie dziwię się, miseczka DD to raczej coś ciężkiego... Wracając! Córka jakiegoś bogacza, albo gangstera. Patrząc gdzie jednak jesteśmy wiemy, że to nie smerfetki pod przykrywką a raczej panienki spod ciemnej gwiazdy. Nie robotnice czy pracowniczki niższego, albo wyższego sortu. To córka jakiegoś wysoko postawionego pana. Jeżeli nam paluszki miłe, może lepiej nie wskazujmy i pozwólmy jej w spokoju flirtować ze swoją ochroniarką. Zakazany romans… Brr… - Wzdrygnąłem się widząc jak elegancka damulka siada na kolanach ochroniarki i owija ramiona wokół szyi. Ochroniarka początkowo pomimo chłodnego wyrazu twarzy i wręcz wrogości do otaczających czy próbujących do niej wcześniej zagadać osób, ma nagle gigantyczny problem. Kuli się i unika z szefową kontaktu wzrokowego. – Szkoda mi tego giganta. Mięśniak tylko robi robotę, a gówniara do niej flirtuje i przeszkadza. Widać po jej reakcjach, że nie czuje się komfortowo… Albo naprawdę jest zawstydzona, ale tą blondyneczką, raczej wątpię by miała powód. Paskudne, to to… Kurwa, kogo ja oszukuje?! Ludzie to obleśne istoty, jako jedyny gatunek ssaka jesteśmy w stanie wyruchać trupa, tylko ludzie na to wpadli, żadne inne zwierzę tego nie robi… - Biorę głęboki wdech i próbuje się uspokoić. - Na oko to jakaś siódemka lat różnicy. Na moje siedemnaście i dwadzieścia pięć, może dwa, bo blizny nie czynią ludzi starszymi...
Opieram się o ścianę budynku, gdzie nie ma ani jednej szyby i tak się zastanawiam. Jedna rzecz nie dawała mi w niej spokoju, ale nie mogłem określić, co. Gdyby nie ta jebana pizda wcześniej być może miałbym swoją odpowiedź. Znajdę tylko jego numery rejestracyjne to obudzi się z flakami zamiast kół.
K100 - Dedukcja & Wzrok: 90, 39
@Umemiya Eiji
Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.
Nawet jeżeli na takiego nie wyglądam.
Nawet jeżeli rysy twarzy wskazują na bycie na tyle młodym, iż mógłbym zostać uznany za studenta.
Być może Ryo odebrał o mnie mylne wrażenie, ten jeden raz się pomylił, pomimo pokazu posiadanego talentu przed policjantką i policjantem, którzy chcieli na nas narzucić mandat? Fałszywy mandat?
- E-Em... - patrzę na niego, choć sponsor brzmi ciekawie nawet i w kontekście książek, to jednak nadal - w kontekście naszych poprzednich rozmów dziejących się na tle specyficznej, wyposażonej niczym za starych lat kafejki - co najmniej podejrzanie. No cóż.
I to właśnie w tym momencie okazuje się, że jakoś łatwo jest mi znaleźć kolejne elementy, kolejne zahaczenie, dzięki którym mogę się ustabilizować na tym specyficznym gruncie. Panujący dzień i brak mroku nie powodują u mnie konkretnych zachowań, ale nadal - biorę pod uwagę wszelkie możliwości, iż nie do końca musi tutaj być bezpiecznie. Otwarta przestrzeń z jednej strony daje szansę na ucieczkę, z drugiej jest przekleństwem, które moje oczy dostrzegają i chcę wierzyć, że są jedynie wizjami.
Chwytam się tej rozmowy niczym tonąca osoba gilotyny, kurczowo trzymając stabilność w ryzach.
- C-Co cię teraz przed tym powstrzymuje? - przechylam leciutko głowę niczym zaintrygowany zabawką pies, choć Akiyama nie trzyma przed sobą zabawki, a tematy. To właśnie one łączą lub dzielą ludzi. Z jednej strony potrafi po nich szybko opaść popiół, z drugiej ten może trzymać się przez znacznie dłuższy okres, udowadniając późniejszy wpływ na podejmowane decyzje. Staram się dostrzec więcej szczegółów jego wyglądu bądź ewentualnych zmarszczek, które pozwoliłyby mi stwierdzić, w jakim wieku konkretnie jest mężczyzna, aczkolwiek padające promienie słońca skutecznie mi to uniemożliwiają; nie w tym miejscu, nie tutaj. To aż wręcz boli, na co wykrzywiam w konsternacji minę. - Nie jestem w stanie o-określić twojego wieku, ale... wydaje mi się, że jesteś chyba jeszcze na tyle młody, iż m-mógłbyś zadebiutować jako p-pisarz... - dodaję niepewnie, nie wiedząc, czy przypadkiem nie naciskam jakiegoś wrażliwego punktu.
Lepiej dmuchać na zimne, a emocje, które drzemią, niechaj dalej znajdują się w tym odpoczynku. Otwieranie starych ran jest niczym droga przez mękę - udowadnia, jak człowiek potrafi być nadal wrażliwy, mimo upływu wielu lat.
- Ach, właśnie... - to z innej strony powoduje pojawienie się pod kopułą czaszki kolejnego pytania, które opuszcza moje usta może nie na tyle gładko, ale na tyle głośno, aby ten je mógł usłyszeć. - J-Jesteś rodowitym Japończykiem czy jednak coś łączy cię więcej z C-Chinami? - z jednej strony zamiana imienia i nazwiska na takie, które wtopi się w tło, nie sprawia problemu. Z drugiej jest to bardzo mało prawdopodobne, aby typ pochodził z tego kraju, aczkolwiek niczego nie mogę zanegować. Wszystko jest możliwe - dobrze, nie wszystko, ale wiele rzeczy potrafią przekroczyć granice ludzkiej wyobraźni.
Wsłuchuję się w historię, którą Ryo wzbogaca o dość bogate szczegóły. I to dosłownie bogate, a takie do życia nie są mi potrzebne, gdy człowiekowi do szczęścia wystarczy woda, jedzenie i odrobinę tlenu. Przykładowymi są chociażby te o kobiecych walorach, które mogą zostać wykorzystane w naprawdę różnoraki sposób - to właśnie w tym momencie powstrzymuję się od założenia ramion na klatce piersiowej, odruchu wręcz automatycznego i mającego na celu zamknąć moją "pozycję".
Ciężko mi się na innych patrzy pod tym względem. Pod względem czegoś, co można zmienić, ale nie trzeba. Czegoś, co wzrok powinien widzieć tylko w sypialni pod pościelą, dla tej jedynej osoby, a nie być sprzedawane niczym towar stojący na półce. To jest ten moment, w którym stwierdzam, że ludzie działają na zasadach, których nie chcę rozumieć.
Których nie chcę przyjąć; tak samo, jak nie chcę przyjąć jednego faktu, jednej rzeczy; chłodu ramion, nieprzespanych nocy i zmęczonych obrączek źrenic spoglądających w jednej punkt. Tak samo szokujący widok. Tak samo powodujący uczucie, jakbym nie przynależał do tego miejsca.
Tak bardzo pragnąłem jej uniknąć - tej kobiety, która przygląda mi się obecnie uważnie, być może wymagając atencji. Uniknąć jej uwagi, kiedy to wzrok i tak niefortunnie, poprzez ignorancję, zadziałał kompletnie odwrotnie. Zakrwawiona, biała sukienka spowija jej sylwetkę, a na twarzy znajduje się pewnego rodzaju melancholia, której nie potrafię opisać. W stosunku do niektórych wizji, które się objawiały, ta jest wyjątkowo... łagodna.
To tylko wyobraźnia - tłumaczę sobie w powtórzeniach umysłu niczym mantrę.
Pragnę ją zignorować i pragnę skupić się na historii, którą podaje mi Ryo o akcji mającej miejsce na terenie domu publicznego, ale to wcale nie jest takie proste. Nie wtedy, gdy to się ponownie dzieje, gdy uszkodzenie głowy daje o sobie znać - powoli wariuję. Krokami ciężkimi, krokami niewielkimi, acz mającymi znaczenie. Spinam mięśnie, zakładam ramiona na klatce piersiowej i palcami mimowolnie, prawie wręcz niewidocznie, stukam o materiał, z którego zrobiona jest dzierżona przeze mnie bluza.
Uderzenie pięści o ścianę nie jest tym, co chcę teraz widzieć, czując dzierżony przez Ryo bagaż emocji. Odnoszę wrażenie, jakby enigma unosząca się wokół tego człowieka wyparowywała, ustępując miejsca innym uczuciom. Są one ludzkie, ale są też one negatywne; nie bez powodu moje ciało automatycznie myśli nad zrobieniem kroku do tyłu w celu zachowania bezpiecznej odległości. Z drugiej strony nie mogę dać się zwieźć tym myślom; zapewne zbyt widocznie reaguję na gwałtowne zmiany. Za mocno. Na zmianę tonu głosu, na palce zaciskające się w pięść, na lądującą kończynę; zamieram. Nim jestem w stanie zareagować, okazuje się, iż objawiający się mimochodem paraliż obejmuje nogi i nie pozwala mi się ruszyć z miejsca ani na krok dalej przez kilka dobrych sekund.
Myśli stają się niespokojne, rozkojarzone, niepełne i popękane.
Rozjuszone niczym psy, które zostały uderzone kijem, wyją, kłapią pyskiem, pragną zatopić swoje kły.
Ale d l a c z e g o?
Dlaczego otacza mnie tak specyficzny, trudny do określenia strach? Dlaczego czuję się tak, jakbym powoli tonął w nieokreślonej mazi, a oddech stał się właśnie w momencie głuchego dźwięku uderzenia jakoby przyspieszony?
Pragnę się zaszyć. Pragnę się tak cholernie zaszyć, mimo iż przecież nic złego mi się nie stało; nie wiem, z czego to wynika. Z jakiego powodu organizm decyduje się w ten sposób zareagować; nic nie wiem, ale mnie to niepokoi. Żaden błysk. Żadna nowa informacja. Żadne nowe wspomnienie.
A ciało podejmuje się tego samoistnie, w ten sam sposób, jak płuca samodzielnie oddychają, a serce automatycznie pompuje krew i nie zamierza przestać. Tak samo, jak odczuwam pragnienie i tak samo, jak temperatura przestaje być dla mnie korzystna - akcja jest równa reakcji. Palce wręcz wbijam w ramiona i staram się znaleźć w tym wszystkim jakiś punkt zaczepienia; materiał bluzy jest tym, co wydaje się mieć najwięcej rozsądku w całej sytuacji. Jest tym, co pozwala odnaleźć zagubiony wcześniej głos; czymś, co pozwala mi jakoś chwycić się kart rzucanych przez zgubną rzeczywistość.
- S-Spokojnie... - podnoszę ręce w obronnym geście na tyle, na ile mogę, podejrzewając, ile go musi kosztować mówienie o tym. Nie potrafię jednak inaczej, przyjmuję uległą pozycję w tejże rozmowie. Być może w uspokojeniu się jest metoda, ale obecnie wszystko wydaje się być tak niemiłosiernie zaburzone. Rozmazane. Niewyraźne. Jakby ktoś poplamił myśli czarnym atramentem i te krople rozmazał po kartce papieru, uniemożliwiając dostęp do klarowności. - W-Wierzę, że to nie było łatwe, ale proszę, t-to nie jest powód, aby uderzać ś-ścianę... - słowa urywają się, a jąkanie przejmuje kontrolę nad wypowiedzą, jaką chcę przekazać. Nikt nie jest idealny. Każdy ma inny temperament, ale moje ciało nie zamierza jakimś cudem tolerować uderzania o ścianę czy warknięcia, tudzież innego, bardziej nacechowanego agresywnie zachowania.
Dlatego w kolejnych fragmentach historii wyjątkowo trudno jest mi się skupić na tym, co ma mi do przekazania detektyw. Obłok czarnych myśli wędruje pod kopułą czaszki i truje kolejne fragmenty, wstrzykując truciznę bez najmniejszego zastanowienia. Zabijanie. W opowieściach mówi się o tym łatwo, ale czy to jest takie proste i nieskomplikowane moralnie, aby odebrać komuś życie? Aby pociągnąć za spust i stać się tym samym zabójcą? Aby porzucić jakiś wewnętrzny kodeks i udać się w miejsce, z którego nie ma wyjścia, gdzie nie ma możliwości odwrotu od popełnionego przestępstwa? Czuję się niczym pośrodku szalejącej burzy śnieżnej, podczas której zauważam, jak moje wewnętrzne morale są sprzeczne z tym, co prezentuje społeczeństwo.
Z jednej strony zabójcą zostaje się tylko raz w życiu, ilość staje się marginalnym znaczeniem; liczy się tylko i wyłącznie ten tytuł. Tytuł dowodu odebrania cudzego życia, tudzież zadecydowania, czy ktoś powinien stąpać o tym gruncie, czy jednak musi z niego zniknąć. Nawet jeżeli taka osoba "zdejmie" wszystkie inne, które robią to samo, ale wobec niewinnych, nadal na końcu zostaje ktoś, kto niesie ze sobą brzemię, jakiego nie można się pozbyć. Niesie ze sobą możliwość popadnięcia w obłęd w połowie drogi i bycia chaotycznym.
Nie; to chaos wówczas jest jedynie pionkiem w dłoniach tej osoby. Narzędziem, które zagra tak, jak zażyczy sobie tego osoba go kontrolująca.
Patrzę na Ryo i kusi mnie zadać jedno pytanie. Pytanie, które nie wychodzi z moich ust, a które to pokazuje, jakie konkretnie dzielą nas różnice.
- Czyli od ogółu do s-szczegółu, hm? - mówię, zapamiętując całą tą historię, ale nadal, z pojawiającymi się urywkami spowodowanymi pędzącymi emocjami, które powoli opadają na ziemię i stają się bezbronne. Nadal nie jestem wytłumaczyć sobie takiej reakcji organizmu, ale jedno jest pewne - niepokój rozwinął swoje skrzydła w najmniej odpowiednim momencie. W momencie rozmowy, w momencie czegoś całkowicie normalnego; muszę bardziej uważać. Muszę się starać, abym nie wyglądał niczym lunatyk, niczym odrzucony na bok fragment, który nie pasuje do tej całej układanki.
Takie myślenie paskudnie boli.
- W-Wcześniej wspominałeś o napisaniu książki. Dlaczego w-więc nie o-opisałbyś tej i innych historii? - zaczynam powoli, niczym zwierzę, które pragnie ponownie zyskać zaufanie i jasność, co bardzo powoli mi się udaje, ale czuję się co najmniej dziwnie wyczerpany. - M-Masz materiał, masz możliwość opisania czegoś ze s-swojej perspektywy. Niekoniecznie musisz zawierać w-wszystkie szczegóły, imiona i nazwiska możesz zmienić, tak samo - biorę głębszy wdech - miejsce c-całej akcji. Zawsze możesz opublikować książkę nie pod swoim imieniem i nazwiskiem...
Być może nie powinienem proponować tak głupich pomysłów. Tak niepojętych, tak nierozważnych. Jeżeli ten posiada zaplecze pod względem wydarzeń, które mu się zdarzyły, dlaczego by tego nie wyeksplorować? Z jednej strony racja, z drugiej... odzywa się we mnie jakaś wewnętrzna moralność.
- P-Przepraszam, nie powinienem tym tak beztrosko zarzucać. - odwracam wzrok do podłogi, gdy i tak czy siak patrzenie na cudze spojrzenie sprawia mi więcej kłopotu - potencjalnie więcej niż wydarzenia mające miejsce w Redemption Cafe.
Potencjalnie oceniające.
Dedukcyjne, starające się rozgryźć.
Całe szczęście te myśli okazują się być akurat w tym momencie nie do końca prawidłowe, bo przechodzimy do kompletnie innej aktywności. Patrzę na kobietę, którą wskazuje mi Akiyama, nieco mętnymi tęczówkami starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów. Nie udaje mi się uniknąć chmury agresywnie atakującego kurzu spod opon jednego z pojazdów, na co reaguję automatycznym przymknięciem powiek w celu uniemożliwienia dostania się piachu do oczu, jak i staram się odskoczyć, ale wychodzi mi to co najmniej ślamazarnie. Cóż. Lepszy w tym na razie nie będę.
- C-Czekaj, mam butelkę z wodą... - nieodłączny element moich wypraw. Ceny wody butelkowanej nie są jakoś wygórowane, ale nadal wychodzi mi taniej napełnienie za pomocą odpowiedniego dzbanka z filtrem. Grosz do grosika i uzbiera się pokaźna kwota, poza tym zdrowsze to od tych nasiąkniętych plastikiem napojów. Podaję ją Ryo, jeżeli ten chce, aby mógł sobie nią twarz przemyć. Na tych ulicach jest to zapewne jedna z normalniejszych czynności. W końcu wynajmowanie mieszkania na parterze naprawdę daje wgląd na to, co ma miejsce po zmroku na tychże ulicach. - Przemyj. Szkoda byłoby, aby t-ten piach podrażnił jakkolwiek twoje oczy bardziej, niż jest to konieczne...
Chciałbym mieć takie umiejętności, zdaję sobie z tego sprawę. Kobieta jak kobieta, przedstawicielka gatunku homo sapiens, nie jestem w stanie niczego samemu wywnioskować z faktów, które powinny być dla mnie oczywiste. A może naprawdę jestem ślepy? Podchodzenie do siebie krytycznie w sytuacji, gdy mam się czegoś nauczyć, na pewno mi nie pomoże; wzdycham i staram się zarejestrować to, co mówi do mnie Akiyama na jej temat. Analizuję, rejestruję i okazuje się nagle, że umyka mi wśród ludzi więcej szczegółów, niż mógłbym się po sobie spodziewać. No cóż. Nie trenowałem nigdy określania ubioru, dopasowania konkretnych elementów garderoby, postawy i wyrzeźbienia konkretnych partii mięśni, tak więc nic dziwnego, że brakuje mi w tym wszystkim wprawy.
Nie wpadłbym na to, iż kobieta trenuje jakiś sport walki, no ba - nawet gdybym podejrzewał, to nie byłbym w stanie go nazwać. To dzięki wskazówkom Akiyamy udaje mi się dostrzec więcej szczegółów, niż miałbym do tego dojść samemu. Może to nie jest duży wysiłek z mojej strony, może kompletnie nie pomagam mu w tymże małym śledztwu, aczkolwiek jest to naprawdę miłe z jego strony, iż chce, aby ta mała głowa coś w sobie więcej posiadała.
Poza strachem. Poza przerażeniem. Poza naiwnością.
- M-Myślę, że zależy. Jakby, jeżeli jest tam ktoś o podobnej posturze, kogo nie widzimy na obecny moment... - zakładam jedną, jedyną działającą rękę na biodro, czując się trochę bardziej rozluźnionym w tym momencie. Przynajmniej na razie; wzdycham. Patrząc na to, kto tam jest, może nawet i lepiej, że wyszliśmy pod wpływem "policjantów", którzy chcieli nam w ramach sprawiedliwości wlepić mandaty.
Ta sprawiedliwość jest jednak zagubiona.
Staram się jak najwięcej z tego zrozumieć. Staram się dowiedzieć, do jakich konkluzji można dojść, jeżeli tylko zwróci się uwagę na konkretne szczegóły, może niekoniecznie widoczne na pierwszy rzut oka. Przechodzimy do kolejnego etapu, czyli innej kobiety, która się przy niej znajduje. Konkluzje, które wydobywa z siebie Akiyama, wprawiają mnie w zdziwienie; czy ma rację?
- Em... - jakoś dziwnie odnoszę wrażenie, że w przypadku kobiet Ryo pierwsze, co zauważa, to kobiece piersi, jeżeli te wystarczająco się wyróżniają. Moje przemyślenia na ten temat mogą być jednak złudne, a i też nie chcę go posądzać o zwracanie pierwsze na takie szczegóły swojej uwagi. Ale jeżeli tak się dzieje, to zapewne te osoby osiągają swój pierwotny cel. - C-Czy to nie kwalifikuje się do operacyjnego z-zmniejszenia? - pytanie opuszcza moje usta. Jeżeli coś przeszkadza i coś naprawdę utrudnia funkcjonowanie, to powinno to zostać naprawione. Defekt wymaga usunięcia.
W końcu szkoda kręgosłupa i szkoda późniejszych powiązanych z tym powikłań.
- Ewentualnie y-yakuza? - dane słyszeć mi było o niej tylko i wyłącznie legendy. Co jednak robiłaby córka kogoś z yakuzy właśnie w takim miejscu? To kompletnie nie klei się całości, odstaje od reszty i nie pasuje.
Tak samo, jak to, co widzę, powoduje we mnie nie tylko skrępowanie - w końcu nie powinienem przyglądać się dwóm osobom chcącym ze sobą spędzić trochę więcej czasu, gdyby nie fakt, iż tutaj mi coś ewidentnie nie pasuje. Sama aura wydaje mi się być w tym momencie, gdy na nie patrzę, dziwnie napięta. Dziwnie niechciana. Przekraczająca odgórnie narzucone granice. Moje wątpliwości potwierdzają słowa detektywa - gdy mrużę oczy, czuję jakąś dziwną, niepohamowaną falę...
złości?
Gniewu? (Nienawiści?)
Tak ciężko jest mi znaleźć odpowiedź na narastające pod kopułą czaszki pytania. Wymagające uwagi, atencji, szepczące w kacie desperacji, krzyczące w pewnym momencie o większą jej dozę. To ten moment, gdy zdaję sobie sprawę, iż pragnę wyrzucić z żołądka nawet samą maź, byleby ta ciężkość przeminęła. Ten moment, kiedy w oczach znajduje sie dziwny, niezrozumiały ból, który na ten krótki moment kłuje prosto w serce i powoduje rany na umyśle.
- Przecież... - przełykam ślinę - przecież to jest molestowanie. - nim się orientuję, a ciało automatycznie zaciska dłonie w pięści, a przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe w przypadku prawej ręki. Dlaczego nikt nie reaguje? Dlaczego nikt tej kobiety nie zdejmie, dlaczego nikt nie da jej do zrozumienia, że tak się nie robi? Że jak ktoś unika kontaktu wzrokowego, że jak ktoś się kuli, to nie oznacza, iż pragnie więcej, a tak naprawdę pragnie uciec?
Wargi tworzą płaską, acz zauważalną linię; gdybym był silniejszy. Sprawniejszy. Pewniejszy. Nie na tyle chory. I n n y.
Gdybym był zdrowy i pozbawiony tego, do czego przyczynił się poprzednik. To jest ten moment bezsilności, to uderzenie, to specyficzne uczucie, którego nie potrafię powstrzymać.
N i e n a w i ś ć nie do innych, a do samego siebie.
Zareagowałbym, ale nie potrafię.
W moim obecnym stanie to będzie jedynie rzucanie się prosto w paszczę lwa bez możliwości odwrotu.
- ...Dlaczego nikt w środku na to nie reaguje? - ponownie krzyżuję ramiona na klatce piersiowej, nie potrafiąc odnaleźć odpowiedzi na to pytanie. A takich może być parę: może nikt nie zwraca na nie uwagi. Może ludzie są zajęci swoimi sprawami, swoim posiłkiem, a może po prostu widzą w tym coś, co powoduje wzrost ciśnienia i ekscytację zamieniającą się w marzenia. To jest ten moment, kiedy - wraz ze słowami Ryo - zdaję sobie sprawę, jak nasz gatunek jest sam sobie wrogiem, gdy to coś nie powinno mieć miejsca. Kiedy instynkty przejmują kontrolę i pokazują, jak jesteśmy w stanie się cholernie poniżyć.
Jestem żałosny.
- Przecież to pochodzi pod łamanie prawa... - dodaję jeszcze, ostatecznie odwracając od tego wzrok i kierując go wprost na brudną płytę chodnikową.
@Akiyama Ryo
Matsumoto Hiroshi and AKIYAMA RYO szaleją za tym postem.