Nazwa kawiarni, a także jej wystrój czerpią inspiracje z amerykańskich filmów kryminalnych, i również według tej mody miejsce otwarte jest od wczesnego ranka (5:30) do późnych godzin popołudniowych (18:30). Jest więc zamknięte w trakcie najbardziej rozrywkowej (a tym samym niebezpiecznej) pory. Kawiarnia została założona przez emerytowanego żołnierza, ale w praktyce osobą zarządzającą jest jego córka, która znana jest ze spokojnego, chociaż jednocześnie stanowczego charakteru.
Aktualnie Redemption uchodzi za neutralny grunt w dzielnicy, czemu przysłużyli się mundurowi często wpadający na kawę, śniadania i lunche. Po paru konfliktach między niebieskimi, a przedstawicielami gangów powstała niepisana zasada, by nie wszczynać konfliktów ze względu na niebezpiecznie szybkie ich eskalacje. Wszyscy więc muszą się tutaj niechętnie godzić na chwilowe zawieszenie broni, co bywa wykorzystywane do przeprowadzania niekoniecznie standardowych negocjacji.
Oprócz tego Redemption Café znane jest również ze swojej mocnej, kopiącej kawy, tłustych śniadań w amerykańskim klimacie i opłacalnych zestawów lunchowych. Zawsze mają po kilka egzemplarzy najróżniejszych gazet, skórzane obicia kanap lśnią czystością, telewizor zawsze ustawiony jest na kanał informacyjny, a muzyka również dobiega od nut pobrzmiewających w typowych japońskich kawiarenkach. Serwowane są tu też pączki.
Jedna rzecz nie daje mi spokoju. Jedna rzecz szczególnie mi się odbija. Ta kobieta kogoś mi przypomina, a w dodatku… Co jest?
Podnoszę głowę i dostrzegam jak Eiji powarkuje i zaciska pięści, znów tak jak z tym żartem krzyżuje ręce. Postawa na odrzucenie słów, albo bezpieczna… Ta głupia scenka nie daje mu spokoju? W sumie to się nie dziwię, wtedy to dostrzegam jak bardzo się kłopocze. Nie może znieść tego widoku, wierci się, jest blady na twarzy, ale mocno zaciska pięści. Wręcz do krwi. Czy takie scenki powodują u niego bolesne wspomnienia… To samo nie spodobało mu się jak uderzyłem ze złości o ścianę. Tak jakby bał się czegoś, huku? Może to nie studenciak a dziecko wojny? Co jeśli ma za sobą jakąś burzliwą przeszłość.
- Yakuza…? Ostatnie z czym chciałbym się tłuc w tym kraju. Raczej to nie oni, a nawet jeśli to będzie to yakuza starego typu. Ucieszą się jak im pomożemy. – Westchnąłem. Wziąłem głęboki oddech i strzeliłem knykciami. Dawno nie robiłem takich akcji i jestem ciekaw czy coś jeszcze pamiętam. Może się wkopię, a może nie? - Potrzymaj mi kapelusz młody. Mam głupi pomysł, ale… Powiedzmy, że chce się rozerwać. – Zaśmiawszy się wręczyłem Eijiemu kapelusz i gestem spytałem ochroniarki czy potrzebuje pomocy. Błagalnym, wręcz zapłakanym wzrokiem poprosiła. Pora więc na one-man show. – Prawdziwy gliniarz zapewne by ją legitymował, ale doskonale wiemy, że lata tych prawdziwych, dobrych a wręcz bajkowych się skończyły. Nie ma na tym świecie sprawiedliwości. Pozwól, że twoim imieniu jej pomogę, a w zamian spotkamy się kiedyś zagrać w jakąś tłuczkę na arcadach… Albo pistoletówkę. – Zaśmiałem się żartując lekko. Widziałem jak na nią spoglądał, może kogoś mu przypominać... Może ją polubił... Kto to wie? Zacząłem więc obserwować i... Jest okazja!
Moje ramię… Kurwa mać… - Wsunąłem się za gościem perfekcyjnie, ale psia krew, gość wychowany, dżentelmen. Od razu jak wlazł to musiał za automatyczne drzwi szarpnąć i nie czuł, że ktoś idzie za nim… Sam jestem sobie winny. (Gibkość nieudana)
Mimo wszystko mam chyba fuksa, barmanka jest zajęta robieniem komuś kawy, a gliniarzy, którzy się mną interesowali nie ma, zbiorowa zabawa w kiblu, może wyszli, gdy dostałem piachem po oczach i poszli swoją stroną, nie mój interes.
Podchodzę do ochroniarki, a jej panienka siedzi na kolanach i na chama liże ją po szyi. Teraz dopiero zauważyłem, ale włosy formują się w małe ostre uszka. Na swój sposób dziwnie urocze. Wyciągam po cichu z kieszeni pigułkę jaką zawsze noszę. Stary nawyk z Chin, zabieraliśmy tak mniej chętne do rozmów osoby. Dawniej nawet niezauważeni… Jak dobrze, że to stary lokal i jedyna kamera jest skierowana na bar, a ja jestem poza jej widokiem. Wrzucam delikatnie do herbaty i widzę jak się rozpuszcza. Przerażona ochroniarka spogląda na mnie, lecz nie może się ruszyć. Odpowiadam pokazując by była cicho, a także wskazując na jej pańcie, że po tym zaśnie i będzie miała spokój. Chowam się opierając za szafą grającą i czekam na rozwój wydarzeń. (Cichość udana)
Mamy ją! Po dwóch łykach śpi wtulona w piersi ochroniarki. Zwycięstwo. Kobieta dziękuje mi, lecz wskazuję tylko przez okno na Eijiego, że to jego idea. Dziewczyna uśmiecha się pogodnie i szczerze i przesyła delikatnie całusa w stronę studenciaka cicho się śmiejąc. Przyglądam się jej bliżej. Nie mogę dostrzec nic interesującego poza znaczkiem. – Kwiat Lotosu… Chiny? – Ochroniarka szybko tłumaczy, że to pamiątka po szefowej… Pewnie matce panienki. Była Amerykanką, której to przodkowie uciekli z Chin. Kwiat ten jest pamiątką, bo przodkowie pracowali w ogrodach… - Z ciekawości, rodzina? Czy coś głębszego? - Fałszywy alarm. To po prostu córka bogacza. Ochroniarka mówi, że dawniej była córką wymarłej rodziny, ale niestety nie kojarzę tego nazwiska. Cholera jasna… (Dedukcja nieudana) Kiwam głową i wychodzę z lokalu tak niepostrzeżenie i cicho jak do niego wkroczyłem.
- Ech! Pieskie życie. Znowu w ślepym zaułku. To nie ta odznaka. – Syknąłem spoglądając przez szybę na ochroniarkę, która próbowała poprawić swój dekolt, lecz urwane guziki skutecznie jej w tym przeszkadzały. – Liczyłem, że tym razem trafiłem. Zawiedziony ponownie opieram się o tą samą ścianę. Teraz w takiej sytuacji przydałaby mi się moja wierna konsolka. Im szybciej znajdę odpowiedniego technika, tym lepiej dla mojego umysłu. Tsk! Nawet najlepsi popełnią w końcu błąd... Nie jesteśmy rasą nieomylną.
@Umemiya Eiji
Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.
Specyficzna, niekoniecznie przyjemna linia, którą niefortunnie przekraczam. No cóż, Umemiya - musisz nauczyć się naprawdę wielu rzeczy. I o ile odczuwam emocje, o tyle jednak nie chcę naruszać struktur, które wydają się być i tak mocno nadszarpnięte. Wędrowanie w nich to istne szaleństwo, a takie nie powinno mieć w ogóle miejsca - granica zaufania jest cienka. Bardzo cienka. Wystarczy jedno złe słowo, jedno niedopowiedzenie, jedna, niekoniecznie zła intencja, aby zniechęcić do siebie człowieka; te myśli pojawiają się pod kopułą czaszki tak naturalnie, jak naturalnym jest oddychanie dla człowieka.
- Wierzę... wierzę, że one nie były przyjemne- - odpowiadam, kierując wzrok ciemnych obrączek źrenic ku podłodze. W tym momencie to ona wydaje mi się być bardziej stosowna do patrzenia, do oglądania, do zauważenia w niej szram, które są przecież całkowicie naturalne. Dlaczego zatem my, jako ludzie, nie potrafimy ich zaakceptować wśród innych? Wśród samych siebie? Dlaczego mamy tak wysokie wymagania, których spełnić nie potrafimy?
Coś mi mówi, coś mi podpowiada - cichy, zasłaniający na chwilę oczy szept otulający zmysły - że uciekanie przed przeszłością nie ma sensu. Lata poprzednie, nawet jeżeli ich nie znam, prędzej czy później mnie dogonią - to tylko i wyłącznie kwestia czasu. Uderzą, zatopią kły niczym agresywne z głodu zwierzę. Nie tylko mnie. Po prostu ja tych psów nie widzę, ale czuję ich obecność. Wydaje mi się, że Ryo nosi na swojej szyi także ich oddech - paskudny, nieprzyjemny, przypominający o latach przeszłych.
Dlaczego więc by zatem - jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi - tych psów nie oswoić?
Nie przekuć ich w wewnętrzną siłę? Wytresować, aby nie atakowały, a żeby były wsparciem w najgorszych momentach naszego życia? Uciekać przed wilkami możemy, ale prędzej czy później będzie nam dane spojrzeć twarzą w ich pyski i ślepia - a te nie muszą być barwy złotej.
Gdybym tylko ja mógł sobie dawać takie rady...
- Z t-tego, co słyszałem - z tego, co mi polecił psycholog, chciałbym powiedzieć, ale dla mnie te rany są równie świeże, co ostrze, które przecięło tkanki na mojej prawej ręce, uniemożliwiając jej prawidłowe funkcjonowanie - wylewanie takich historii na k-kartce papieru może pozwolić na oswojenie się z tym, co miało miejsce. - palce chowam na ten krótki, specyficzny moment do kieszeni. Co ja mówię - nie jestem psychologiem. Nie jestem kimś, kto ma kwalifikacje wobec tego, jak działać w danej sytuacji, dlategoż westchnięcie wydostaje się z ust tak gładko, tak ponownie. Ile razy wykonam ten sam gest? - Ale tylko z tego, c-co słyszałem. Poza tym czarny humor z-zawsze jest w cenie, czyż nie? - staram się jakoś lekko uśmiechnąć w pocieszającym geście, ale nie wiem, czy mi to wychodzi. W świecie, gdzie poprawności jest za wiele, czasami brakuje tego, aby kij nie był włożony zbyt głęboko.
Manewrowanie między środowiskami wydaje się być zatem najkorzystniejsze, ale czy w tym momencie - kiedy moja tożsamość w związku z wydarzeniami poprzednimi jest zaburzona - jestem w stanie stwierdzić, kim naprawdę jestem?
To pytanie pojawia się właśnie w momencie, gdy nie wiem skąd, ale pewne emocje postanawiają przejąć kontrolę nad moim ciałem. Poszeptują, co mam robić. Jak mam działać - tylko nie wiem, z czego to wynika. Z czego uderzenie pięści powoduje u mnie dziwne ukłucie nie tyle w klatce piersiowej, co na umyśle; dlaczego patrzenie na ten obraz nędzy i rozpaczy dziejący się w środku lokalu pragnie wepchnąć mnie do samego środka i powiedzieć parę nieprzyjemnych, acz stosownych w tym momencie słów?
Pierwsze - nie mam pojęcia.
Drugie - jakieś dziwne poczucie chęci walki o sprawiedliwość w tym świecie pełnym przemocy, bezradności, braku zgody. Coś, co nie pozwala mi myśleć spokojnie. To proste jak dwa plus dwa - na pewne rzeczy nie da się odwrócić wzroku. Nie da się obok nich przejść obojętnie, licząc na to, iż cokolwiek się zmieni; przemawia przez moje ciało serce, niekoniecznie umysł.
- P-Podobno ściany mają oczy. I uszy. - mówię. I choć możemy pewne rzeczy zostawić między nami, tak jednak publika niekoniecznie zechce mieć zaszyte milczeniem usta; a co, jeżeli pewne czyny sprowadzą na nas niepotrzebne problemy? Walczą we mnie dwie racje - to, iż nie potrafię walczyć i to, jak bardzo pragnę zareagować. - P-Pomożemy? - przemawiam, chwytając następnie za kapelusz, który pojawił się w moich rękach bez najmniejszego zastanowienia. Jeżeli ten człowiek pozwala na opiekę nad własną garderobą, nie mrugając przy tym oczami w wyniku zastanowienia, wszak raczej nie jestem dobry w chronieniu cudzych dóbr materialnych, mogę to uznać za niewielki, acz istotny w egzystencji sukces.
Coś mi się w tym jednak nie podoba; zaciskam usta, palce natomiast bardziej analizują to, z jakiego materiału wykonany został kapelusz. Zaufać? Nie zaufać? Dlaczego miałbym mu ufać?
Dlatego, bo mi pomógł? Empata? Ktoś, kto nie potrafi przejść obojętnie obok?
Dlatego, bo mnie nie zostawił samego ze sytuacją z policjantami? Może jest miły. A może ma w tym jakiś cel.
Dlatego, bo chce ze mną rozmawiać? Co, jeżeli go wcześniej znałem, a ten tylko udaje kogoś mi całkowicie obcego?
Powodów do kredytu zaufania może być wiele. To właśnie chęć pomocy wydaje się tutaj być jak najbardziej korzystnym czynnikiem, choć i tak nie mam pewności co do dalszych działań Ryo. Boję się tego, że pewne rzeczy eskalują poza moją kontrolę i rozpęta się nie tyle piekło na Ziemi, co piekło w moim małym, tworzącym się powoli świecie.
- C-Cokolwiek zamierzasz zrobić, proszę, zrób to o-ostrożnie. - ach, żałosny jestem. Nie mogę pomóc. Nie mam wiedzy wobec tego, aby pomóc. Dziwne, że wytrwałem te parę dni po wyjściu ze szpitala, naprawdę. - Nie chcę, aby k-komukolwiek stała się krzywda. - nie tylko tobie, powiedzieć bym mógł, ale w tym interesie siedzą także inni ludzie. Ochroniarka. Ta kobieta, która ją molestuje. Nawet jeżeli patrzę na nią z agresją wiercącą się pod kopułą czaszki, tak jednak nie chciałbym, aby stała się jej krzywda. Aby za kolejne poczynania została wystosowana wobec jej pracownicy solidna kara. Trudno jest znaleźć w życiu złoty środek, aby każdy był z niego zadowolony, z czego zdaję sobie doskonale sprawę.
Zbyt wiele nie jest mi dane zobaczyć z tejże pozycji. Nie zbliżam się jakoś mocno do lokalu, z którego ledwo co wyszliśmy, starając się obserwować rozwój zdarzeń i ewentualnie dostrzec pewne elementy, które mogłyby mi potencjalnie umknąć. Dobrym obserwatorem nie jestem, wszak nie byłem w stanie wcześniej zauważyć niezgodności na odznace policjanta czy chociażby przystosować się do prostej nauki, jaką chciał mi udostępnić Ryo. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że suma pewnych umiejętności i wyczucia w zakresie działalności ludzkiej pozwalają na podejmowanie rozsądnych, niekoniecznie skomplikowanych rozwiązań. Gdybym był sprytniejszy, gdybym posiadał bardziej rozległą wiedzę, na pewno udałoby mi się również zaradzić pewnym problemom.
Niestety - nie wszyscy są idealni. Czeka mnie długa droga, zanim zdołam odzyskać pełną, umysłową sprawność.
Nie jestem w stanie złożyć układanki Akiyamy i jego poczynań w jedną, logiczną i spójną całość. Umysł, choćby chciał pracować na pełnych obrotach, nie może dostrzec jego planu. Zauważyć schematu, tudzież krętej ścieżki, którą ten zdecydowanie podąża. Jedyne, co potrafię z tego wywnioskować, to fakt, iż mężczyzna nie boi się podejmować ryzyka. Nie zastanawia się nad tym, czy wejść, gdy przygląda się temu, jak ktoś czuje się niespecjalnie komfortowo w cudzym towarzystwie - po prostu to robi. Na pewno zbawienne byłoby zrozumienie tego, co zamierza zrobić - no cóż. Nie jest mi to dane, na pewno nie teraz, gdy ściskam jego kapelusz tak, jakbym to ja tam się w środku znajdował i ryzykował o wiele więcej.
Serce bije mocniej - serce się zastanawia; ciężko jest podążać obiema ścieżkami, w połączeniu umysłu i emocji, kiedy to każda z nich pragnie przejąć nade mną kontrolę.
Błysk - odbicie w oku.
Podobno noworodki widzą świat do góry nogami. Dla mnie? Świat odwraca się równie o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy zauważam, że coś się dzieje. Że coś jest nie tak, że palce minimalnie pojawiają się przy filiżance z herbatą, a niewielka niezgodność z otoczeniem ujawnia kolejne, biegnące do przodu aspekty. Gest snu; pięść zaciskam mocno i to nie bez powodu. Z jednej strony takie zachowanie jest niedopuszczalne, karalne wręcz, z drugiej... patrzę na tę kobietę jak na kogoś, kto i tak łamał parę chwil temu prawo. Z jednej strony zagrożenie trzeba neutralizować, trzeba je opanowywać, nie pozwolić mu zawładnąć nad resztą, z drugiej... nie można samemu stawać się chodzącym zagrożeniem.
Pewna myśl, pewna konkluzja, pewne wnioski zapisują się tak gładko pod kopułą czaszki, jakby z niej nigdy nie wyszły żadne wspomnienia; pewna doza, pewna kartka, pewna informacja będąca fundamentem wobec tego, aby uważać.
Co jest dobre? A co jest złe? Kim ja jestem, aby oceniać? Kim inni są, aby oceniali? Są pewne granice, których przekroczenie boli i wyciągane są z tego faktu konsekwencje. To właśnie w tym momencie mam do czynienia z dwoma aspektami własnej osobowości, być może niekoniecznie personifikacjami dobra i zła, ale wiele osób zapomina o jednej rzeczy.
Że życie to nie tylko i wyłącznie czerń i biel. To także szerokie spektrum szarości, które bywa stale ignorowane.
Niechaj wiara w ludzkie czyny we mnie nie przeminie; widzę reakcję ochroniarki, której najwidoczniej taki stan rzeczy odpowiada. Zwalczanie przestępczości przestępczością? Brzmi jak coś, co wydaje się być dość bliskie, znajome, jakoby motyw nie tylko niektórych powieści, ale też i tych przedstawionych dłonią poprzez rysowanie. Być może to jest najlepsza opcja, aby uniknąć problemów, choć... gdyby ktoś to przyuważył, nie byłoby zbyt ciekawie. Westchnięcie wydobywa się z moich ust, a palcami poprawiam torbę założoną na lewym ramieniu; starając się posłać uśmiech w kierunku kobiety. Niewielki - acz widoczny.
Jestem nadal spięty w obecności Ryo, co miesza się z tym, jakie rzeczy udało mi się dostrzec poprzez niekoniecznie czystą, odgradzającą mnie od lokalu szybę.
- Chyba wolę n-nie pytać, co t-tam miało miejsce... - mówię, choć nie ujawniam do końca faktu, iż widziałem, co ten dosypuje, choć zapewne to widać po mojej mowie ciała. Pewnie jeden z mocniejszych leków nasennych. Szybki efekt idealnie na to wskazuje, choć nie mogę być tego absolutnie pewnym. Może to jakiś odpowiednim na bazie konkretnej rośliny? Nie mam bladego pojęcia. To w sumie tak jak z chloroformem, wdychanie przez kilkanaście sekund nie zadziała. Co prędzej, może spowodować, że ofiara nigdy się nie wybudzi.
Tylko - do jasnej cholery - skąd te informacje do mnie napływają? Głowę uderza specyficzny, tępy ból, który pragnie promieniować dookoła, powodując zmarszczenie czoła na ten krótki, specyficzny moment.
Staram się jednak szybko odwrócić kota ogonem. - O-Odznaka? - pytam się, wszak nie wiem, o jaką konkretnie odznakę chodzi. Może to coś innego? Powiązanego z jego przeszłością? Niestety, nie znam go na tyle, aby móc cokolwiek z tym działać, ale jednego jestem pewien - że rozmowa z nim trochę otworzyła mi oczy na poszczególne oznaki. Nie jest dobrze, nie jest idealnie, ale mogło być zdecydowanie gorzej. Powoli, do przodu. - Coś p-powiązanego z twoją przeszłością...? - może nie powinienem pytać, może nie powinienem naciskać na konkretny nerw, aczkolwiek zaintrygowanie przejawia więcej ochoty do wystąpienia przed szereg niż reszta.
- Gdybyśmy byli rasą nieomylną... pewnie t-toczylibyśmy bardzo długie dyskusje, które prowadziłyby donikąd. Nie ma idealnych, wzorcowych odpowiedzi na wiele... p-pytań. - odpowiadam. To dobrze, że ludzie mają błędy i nie są robotami zaprogramowanymi do konkretnych zadań. Poza tym nieomylność łączy się z subiektywizmem i obiektywizmem, czy tego chcemy, czy też i nie. Nie da się myśleć w kwestiach czerni bądź bieli jako jedynie istniejących barwach. - W-Właśnie, mówiłeś o arcade'ach. - przypomina mi się fragment, który został bezpowrotnie rozłączony poprzez interwencję w lokalu, ale ten ponownie ulega temu samemu procesowi, kiedy przypominam sobie o jednej rzeczy.
- W ogóle, twój k-kapelusz. - mam nadzieję, że nie wymiąłem go jak jakieś nieokrzesane dziecko; zwracam własność detektywowi na emeryturze i liczę na łut szczęścia, że jednak moje akcje nie spowodowały konieczności odkupienia tej części garderoby. Nie wydaje mi się być specjalnie tanią. - Co do tych arcade'ów, to j-jasne, nie ma problemu. Tylko wiesz - owszem, moglibyśmy być błędami logicznymi, ale to nie jest książka - czy masz p-przy sobie telefon? Tak byłoby c-chyba najłatwiej później się zgrać w tym temacie. - rozejść się w obie strony? Jasne, nie ma problemu. Tylko w tak dużym mieście raczej nie byłoby nam dane ponownie siebie zobaczyć.
Za dużo ludzi. Za dużo tłumów. Za dużo tego wszystkiego.
@Akiyama Ryo
AKIYAMA RYO ubóstwia ten post.
– Czarny humor się przyjmie, mówisz? Cóż może więc spróbuję z nim. Co mi szkodzi, a przynajmniej znajdę sobie hobby póki nie mam konsoli. – Przy okazji też znajdę spokój od wnerwiania się na remont. Młody unika tematu tej tabletki, się nie dziwię. Powinniśmy dobrem leczyć zło, lecz tymczasem ja złem czynię dobro. Ot taka moja ideologia… - Może masz rację, nie wspominajmy już o tym. Nie wiedza jest błogością. Ludzie są szczęśliwsi, radośniejsi, pełni życia… Ta odznaka, widzisz mam parę osóbek, które rozsierdziło mnie to parę lat temu. Pewne jakże urocze lichwiareczki. Małe dziwki, sukeban, które prawdopodobnie wpędziły mojego ojca do grobu i zastraszyły rodzeństwo, by odsprzedały jednej z nich… Legalnej… Pokaźną działkę. Nie ma dowodów, nie ma nic, pozostaje tylko liczyć na łut szczęścia, że dopadnę je kiedyś i powiem co nieco, co sądzę o ich wybrykach i samowolce. – Zacisnąłem pięść, a przez głowę mignęły mi obrazy. Trumna, pogrążona w żałobie rodzina i te pieprzone sępy. Ciało nie zdążyło ostygnąć, a już wpychały bratu i matce kwitki i cisnęły pieniędzmi robiąc z tego wielkie problemy. Wystarczy może jednak wyżalania się biednemu gościowi. Nie jest przecież psychologiem, chyba… Zaczynam się przyglądać chłopakowi. (Percepcja wzrok Nieudana)
Chuja cięcie też zajęcie, cytując Tequille… Nie ma nic szczególnego w jego wyglądzie i ubiorze. Nie dostrzegam nic co mogłoby przykuć moją uwagę. Żadnych znaków szczególnych, żadnych specyficznych podejść, zachowania… Przeciętny student na chorobowym. Wstydliwy w dodatku, albo z wadą wymowy ciągle się zacina.
Ta dłoń też mi nie dawała spokoju, ale przynajmniej wiemy, że nie złodziej, ma strasznie poszarpane łapy. Ten dotyk wcześniej był specyficzny, szorstki. Kieszonkowiec musi mieć dłonie jak piękna panienka, gładkie bez skaz by podwędzić ci zegarki, portfeliki i telefony. Może miał wypadek, może inauguracja, źle przebiegła. Z tym, że to typ spokojny, na imprezy by nie chodził, może chodzi i cicha woda brzegi rwie? Laski kręci taki typ faceta, może jakiś milf na niego poluje, albo ktoś starszy… Nie mi to oceniać. Może jakieś koty go dopadły. Japonia strasznie się zmieniła od czasu mojej tułaczki. Restauracje z laskami przebranymi za nekomaty, klubu hostess z facetami… Bingo! On może w takim pracuje… W sumie chłop by się nadawał. Raczej na bank w takim będzie dorabiał. (Dedukcja nieudana)
- Właśnie… Dobry pomysł. – Eiji przerywa monolog i proponuje mi podanie numeru telefonu. Wyciągam mojego metalowego, małego, ale dotykowego starocia i podaje swój numer – 97XX XXX XX6 tyrknij jak będziesz miał wolne, ale tak odczekaj dwa tygodnie. Chciałbym ogarnąć w spokoju remont tego budyneczku, jeśli to nie problem. – Wstaje z ziemi i otrzepuje spodnie.
- Cóż… Miło było mi cię poznać, młody, ale na mnie już czas. Myślę, że jak na pierwszą osobę jaką poznałem w tym mieście to naprawdę nie mam się po nim czego obawiać. Liczę, że naprawdę tu wypocznę. – Podaję chłopcu dłoń.
- Pozwolisz więc, że udam się w stronę sklepu z elektronikom jaki mi wskazałeś. Po cichu liczę, że jeszcze dziś będę nawalał w bijatyki. – Zaśmiałem się i spoglądałem w niebo… Nie ma na tym świecie praworządnych detektywów, zostali ludzie z napaleniem albo obleśną brutalnością. Czas przeplata się przez moje dłonie... Te 8 lat wymęczyło mnie bardziej niż powinno. Cóż za ironia, parę lat służby i mam dość policji z którą powinienem współpracować i śmieci bez honoru jacy się szlajają, po kraju...
Powolnym krokiem udałem się w stronę alejki, skąd powinienem w parę minut dostać się do sklepu elektronicznego. Po drodze nucę cicho blues o odkupieniu, który to w sumie nie wiele różni się od tego z czym samemu przyjdzie mi się zmierzyć. Nieznaną przyszłością…
@Umemiya Eiji
- J-Jeszcze jak. - może to brzmi dziwnie, może to brzmi wręcz niedorzecznie, ale to nie jest tak, iż wszyscy podążają za jednym stylem pozbawionym czarnego humoru. Jak każdy utwór ma swoich wiernych fanów, tak nawet te mniej popularne, nie do końca przemyślane teksty mają prawo do istnienia. Wolność słowa, a przynajmniej coś w ten deseń.
Dopóki to nie nawołuje do morderstw, zabójstwa i innych cholerstw, gdzie za sznurki pociągają inni, niekoniecznie sami twórcy.
- Zawsze warto coś robić. - jakkolwiek to nie brzmi z moich ust. Coś czuję, że prokrastynacja w moim przypadku przyniesie więcej szkód, niż mógłbym się tego po niej spodziewać. No cóż. Rekonwalescencja musi trwać w najlepsze, nawet jeśli bywa w jakimś stopniu upierdliwa. Poniżająca w pewnym momencie. - Niewiedza jest błogością, a-ale z drugiej strony, gdy się jej unika, stanowi... no cóż. Skrajną ignorancję? - oczywiście w momencie, gdy specjalnie się jej unika, rzecz jasna i święta. Wzdycham.
Życie nie zawsze jest kolorowe. No ba, prędzej stanowi szare, dość smutne odcienie, których ciężko jest się pozbyć. Są niczym gęsta mgła otulająca umysł i zaburzająca percepcję rzeczywistości.
- L-Lichwiarki? - ponownie, tak samo, jak żeby inaczej, przekręcam głowę. Nie to żebym nie znał tej nazwy, ale zastanawia mnie kwestia, iż one jeszcze funkcjonują. Czy to nie jest poniekąd relikt starych czasów? Historia, którą raczy mnie Ryo, do najprzyjemniejszych nie należy, stanowiąc przykre brzemię noszone przez przyszłe pokolenia. - One są tutaj? - pytanie, które mówię prawdopodobnie na tyle cicho, że możliwe, iż ten go nie słyszy.
Nie no, na pewno są - jakby nie było Fukkatsu to ogromne miasto, które dzierży w sobie najróżniejsze jednostki, począwszy od tych dobrych, a kończąc na tych o niespecjalnie dobrych zamiarach. Zastanawia mnie jednak to nagłe przywołanie o tychże ludziach, w związku z czym dochodzę po krótkim czasie do wniosku, iż musi się kryć za tym dłuższa historia. Zresztą dostrzegam zaciśnięcie pięści, za którym to nie przepadam, ale które to jest kompletnie naturalne, gdy złość nie potrafi znaleźć w inny sposób ujścia. Tym razem już zachowuję spokój, gdy patrzę na ten element ekspresji w jego mowie ciała - nie jest on jednak stabilny. Mocny. Zabezpieczony.
I staram się dostrzec na twarzy cokolwiek więcej, co odpowiedziałoby mi na pytania, metaforycznie stawiając kroki w tym, aby zwracać uwagi na szczegóły w bardziej zrozumiały dla mnie sposób.
Zerowanie na ludzkim niedostatku jakoś nie brzmi dla mnie szczególnie przyjemnie. Wręcz przeciwnie - powoduje wewnętrzne obrzydzenie. O tym nie zawsze się decyduje, a życie potrafi pokazać, że nie jest tak kolorowo. Ze zdobycie wykształcenia nie oznacza od razu lepszej pracy i prosperującej do przodu w dobrym świetle przyszłości.
Wydaje mi się być w tym momencie odpowiednia strata.
Ze gdzieś pod tymi niewielkimi zagięciami skóry, nadchodzącymi zmianami i zarostem znajduje się dusza człowieka, który przecierpiał o wiele za wiele. W to, że był ramię w ramię ze sprawiedliwością, nie wątpię ani na sekundę. Chód, mowa ciała, mimika i podejście do otaczającej go rzeczywistości skutecznie to udowadniają. Posiadana wiedza? Także. Ubrania uderzające w poprzednią epokę skutecznie pokazuje pewnego rodzaju sentyment. Zresztą, dochodzę do tego poprzez jego poprzednie słowa o funkcjonujących obecnie stróżach prawa. Wydaje mi się, że mężczyzna chce pozostać w tamtych latach, gdzie wszystko może wydawało się być prostsze i nie aż tak... beznadziejne. (dedukcja: sukces)
Zresztą, jak teraz tak stoimy, to dochodzę do jednego, prostego wniosku - oboje chyba zastanawiamy się nad tym, co każdy z nas w sobie kryje. Albo takie odnoszę wrażenie?
Może to obecne promienie słońca skutecznie przyczyniają się do tego, iż nie jestem w stanie wynieść z tego więcej szczegółów. Nie ma ich zbyt wielu, wszak już wcześniej było mi dane dostrzec, ale dopiero teraz wiążą się w jedną, logiczną całość.
- J-Jasne, nie ma problemu. - remont? Gdybym się uparł, to będzie mi łatwiej znaleźć jego miejsce zamieszkania, gdybym rzeczywiście decydował się wędrować po obrzeżach dzielnicy. Podaję dłoń, staram się z tego uścisku więcej wywnioskować i wydaje mi się, że w naszej sile fizycznej występuje dość mocna, znacząca różnica. - Oby tak w-właśnie było. - pierwsze wrażenie jest najważniejsze, niezbywalne, niemożliwe do wymazania, ale z drugiej strony... obawiam się, że nie mogę być dobrym reprezentantem tegoż miasta.
- Ostrożnie przede w-wszystkim. - spoglądam na niego ciemnymi obrączkami źrenic, mając nadzieję, że w tym dniu te problemy będą jedynie przykrym wspomnieniem, a nic innego po nich nie zdecyduje się wyskoczyć. - Raczej ci się uda.
W sumie muszę znaleźć sobie samemu jakąś rozrywkę.
- Do zobaczenia k-kiedyś indziej w takim razie. Mnie również było cię miło poznać, Ryo. - kłaniam się nisko, wszak kultura tego ode mnie wymaga. Tylko i wyłącznie ode mnie; ludzie są różni i to, jak się zachowują, zależy od ich usposobienia. Musiałbym mieć naprawdę wysokie mniemanie o sobie, żeby o taką głupotę się obrażać.
Zachodzące smogiem ulice, których to blask neonów zaniknął w świetle dziennym, stają się znowu moją drogą do czterech, bezpiecznych ścian; jeszcze ukradkiem spoglądam, czy ten aby na pewno ruszył w swoim kierunku, aby zrobić dokładnie to samo.
Może nie będzie aż tak źle.
@Akiyama Ryo