Shirahata był niegroźnym, milczącym mężczyzną u kresu fizycznych sił - pewną ikoną Fukkatsu w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Od rychłych poranków po najmroczniejsze wieczorne godziny przebywał na całodobowo przydeptywanym przez tłumy placu, owinięty w koc bądź ochładzany trzymanym w dłoni podręcznym wachlarzem. Przysiadywał on w cieniu tutejszych drzew i malował zawsze ten sam punkt otoczenia - środek placu. Ubarwiał go każdorazowo o drobne elementy - dostrzeżoną kobietę ciągnącą we frustracji rozpłakane dziecko, postawnego mężczyznę stawiającego milowe kroki w eskorcie drepczącego, nie wyższego niż jego but pieska nieznanej rasy. Malował zimowe, bezlistne korony klonów przykryte ciężką pościelą ze śnieżnego puchu i ostre, złote promienie słońca przebijające soczystą zieleń liści, której przyglądanie się niemalże aktywowało w umyśle dźwięk przyjemnego szumu letniego wietrzyku.
Plac formalnie nie posiada nazwy, jednak stary pan Shirahata wżarł się w tę lokację jak trawiący organizm rak. Mężczyzna, w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, zginął podczas napadu bezimiennego oprycha, pobity na śmierć wśród gęsto rozlanych farb, a naprzeciwko utrzymanej w pionie sztalugi. Jego ostatni obraz przedstawiał identyczny co zawsze kadr - tym razem uchwycony późną nocą, oświetlony pojedynczą, słabą latarnią. Przytłumione odcienie, jakich użył, wielu interpretuje na swój własny sposób. Część uparcie utrzymuje, że szarości, brązy i matowe czernie, po które sięgnął Shirahata, tworzą tak makabrycznie ciemny kadr, ponieważ sam autor znajdował się w niemożliwie mrocznej scenerii - nie był zatem w stanie dostrzec tylu detali co podczas dnia, kontury w naturalny sposób stawały się rozmyte, brakowało również wzroku, jakim szczycić mogą się wyłącznie młode pokolenia. Są jednak i tacy, którzy uważają, że obraz Shirahaty przedstawia moment przygasania lampy w ostatnim mrugnięciu żarówki - to sekunda przed całkowitym pogrążeniem pleneru w czerni. Wersja ta powoduje nieprzyjemne dreszcze, gdy przypomnieć sobie, że mrugające światło to oznaka zbliżającej się śmierci.
Tragedia stała się tym dotkliwsza, że znaczny procent okolicznych mieszkańców uważał Shirahatę nie tyle za nieśmiertelnego, co nietykalnego. Każe to sądzić, że sprawcą była osoba spoza Fukkatsu. Przeobraziło się to w pewną formę załagodzenia wyrzutów sumienia oraz odepchnięcie od siebie niewygodnej wersji, która jak drzazga kuła ludzi mijających Shirahatę właściwie dzień w dzień. Bo choć mężczyzna uprzejmie witał przechodniów i zawsze chętnie wdawał się w rozmowy, nie posiadał żadnej bliższej duszy, jakby większość z góry uznała, że podstarzały, schorowany malarz nie potrzebuje nikogo na stałe u swego boku. Zmarł zatem sam, ściskając w palcach nie dłoń wiernego przyjaciela, a pędzle, które już po wsze czasy symbolizowały jego codzienność.
Obecnie plac przesiąknął historią o Shirahacie wystarczająco mocno, aby myśl, że ten niewielki, ulokowany w centrum miasta odcineczek, był dosłownie jego własnością. Mówiło się zresztą zawsze, że jeżeli człowiek nie wie, gdzie powinien się spotkać, niech spotka się z kimś na placu Shirahaty - ponieważ z tego punktu dotrzeć można wszędzie. Jeżeli zaś zgubiło się wśród nieznajomych przyjaciela bądź członka rodziny, należało udać się do Shirahaty. Jeszcze za życia określano go legendą, traktowano jako kogoś, kto czujnym okiem wyhaczał każdą personę z niesamowitą wręcz precyzją (w śmiechu twierdzili co poniektórzy, że posiadał wiele par oczu). Gdyby opisać mu zaginionego, z pewnością wiedziałby, w którą stronę udał się cel spanikowanych poszukiwaczy, jeżeli cel rzeczywiście przeciął plac.
W zasadzie sam nie wiedział dlaczego tak się szwędał po Fukkatsu, powinien trzymać się Nanashi i sierocińca, miejsc, które znał i wiedział, że tam jego twarz nie jest rozpoznawalna. Nie chciał w końcu mieć na sobie wianuszka ludzi, którzy powiązaliby go z wieloma aktami terrorystycznymi, chociaż nie raz jego twarz widniała w telewizji, rząd starał się wszystko tuszować, dla niego tym lepiej. Chciał by go pamiętano i to się udało. Nawet jeśli jedną śmierć miał już za sobą. Ledwo się wykaraskał, musieli mu przeszczepić serce, ale dalej żył. Ciekawiło go tylko, jaki nieszczęśnik mu je oddał, Dłonią pogładził się po piersi, gdzie pod bluzką widniała bardzo paskudna blizna. Dało się jednak z nią żyć. Brązwłosy rozejrzał się dookoła. Na placu nie działo się nic szczególnego. Dzień był ciepły i zbliżało się Hanami. Okres kwitnienia wielu pięknych drzew wiśni i śliw. Właśnie stał przy automacie z piciem i wrzucił jedną z monet by wykupić lemoniadę. Otworzył ją od razu gdy tylko wyleciała ze środka. Zauważył też jedną rzecz więc oparł się jak gdyby nigdy nic, delikatnie naciskając nogą w jednym miejscu automatu. To skutkowało tym, że ten wydał jeszcze jedno picie, tym razem coś z płatkami wiśni. Spojrzał na puszkę i ją obejrzał zadowolony. - Yoshi~- Mała oszczędność bardzo go ucieszyła zwłaszcza, że groszem nie śmierdział. Znał się jednak co nieco na inżynierii więc takie automaty to była dla niego pesteczka. Niestety zobaczył, pewną dziewczynę. Ta spoglądała w jego kierunku. Powiązał więc szybko fakty i uśmiechnął się w swój anielski sposób przykładając palec do ust by nie wszczynała alarmu. To tylko mały cheat, przecież nie opróżnił całej maszyny. Patrząc cały czas w jej kierunku wyminął kilku ludzi i podszedł bliżej przyglądając się jej. Wyglądała uroczo, pomimo jednego faktu, na który zrobiło mu się nieco smutno, nic jednak nie wspominał. - Hej.. Trzymaj - Podał jej nadprogramową puszkę z piciem, dosyć popularny smak podczas Hanami, gdzie kwitną wiśnie. Do herbat dodaje się ich płatki. W pewien sposób chciał ją uciszyć, więc był bardzo miły, nawet przywdział swój anielski uśmiech na twarz. Liczył, że to wszystko zadziała, w końcu uroku miał w sobie nie mało i nawet umiał z niego korzystać.
Ubranko:Klik
@Chishiya Yue
" That day I saw the warmer smile I could ever seen and then eyes colder than ice."
-1-
"Behind this angelic smile is soul full of lies."
Mówi się, że to niezwykle szczególna pora roku. Miłości. Odrodzenia. Szczęścia.
Zwierzęta dopiero się w pary, by spłodzić potomstwo, drzewa zaczynają pączkować, rośliny kwitnąć. Cały świat staje się tak jakby bardziej kolorowy i żywy, a w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach, który na myśl przywodzi słońce.
Szkoda, że nie dotyczyło to wszystkich. Bo Yue daleko było do szczęścia. Zwłaszcza, kiedy spoglądała na ludzi dookoła. Radośni, uśmiechnięci, poruszający się o w ł a s n y c h nogach.
Na samą myśl o ich szczęściu poczuła niewidzialną gulę w gardle. Nie powinna tu przyjeżdżać. Mogła zostać w domu, zamknięta, sama ze sobą. Tak, jak to było do tej pory. Mogła zignorować zalecenie doktora, ojca i całego tego otoczenia, które fałszywie udawało, że w jakikolwiek sposób martwi się o nią i jej zdrowie.
Kłamstwa. Same kłamstwa.
Spojrzenie błękitnych źrenic w końcu spoczęło na drobnej sylwetce młodego chłopaka, który oszukując system, choć w tym przypadku bardziej pasowało określenie maszyny, zdobył dwie puszki zamiast jednej. Kolejny kłamca, choć ten przynajmniej potrafił sobie radzić w życiu. Nie zamierzała dłużej skupiać na nim swojej uwagi i już miała odwrócić wzrok, kiedy ten niespodziewanie ruszył w jej stronę.
Usta zacisnęła w wąską linię mając nadzieję, że to jedynie ułudne wrażenie i że tak naprawdę planował ją minąć i iść dalej. Tak, tak było na pewno-
"Hej".
No i niech to szlag.
Zadarła głowę do góry, by spojrzeć na jego twarz a potem na wyciągniętą w jej stronę dłoń z puszką. Gdyby miała poczucie humoru to być może i zaśmiałaby się. Ale jej poczucie humoru było martwe tak samo jak nogi.
- Nie chcę. - odpowiedziała i odwróciła głowę w bok z cichym prychnięciem. Jedynie kątem oka wciąż na niego spoglądała ze ściągniętymi brwiami.
- Przekupstwo to bardzo brzydka cecha, zwłaszcza u kogoś tak młodego jak ty. Nie powinieneś być o tej porze w szkole?
@Tōji Natsuo
Tōji Natsuo ubóstwia ten post.
Dziewczyna wcale nie była zadowolona, mało tego, jej spojrzenie na nim było dziełem przypadku. Zwykle nie miał problemu, praktycznie od razu jednak sobie ludzi. Jego uśmiech i postura mu w tym pomagały. Co tym razem wyszło nie tak. Przez krótki moment miał zamiar odejść, zostawić ją samą, jak tego chciała. W końcu kijem biegu rzeki nie odwróci, prawda? Skoro nie chciała nie naciskał, chciał być po prostu miły.
Źle się czuła z powodu braku nóg? Co mieli powiedzieć ci co stracili życia z rąk jego i reszty paczki. Grzywka zakrywała jego spojrzenie jednak usta dalej były obleczone uśmiechem lecz nieco bardziej tajemniczym. Szybko się jednak zrehabilitował i przesunął tak by spojrzała na niego, oczywiście nie dał za wygraną, nie jego natura. Skoro nie chciała puszki z piciem wetknął ją w tylną kieszeń spodni, będzie miał na potem.
Mówiła mu co ma robić? Serio? Powoli budziły się w nim stare nawyki, przez, które był kim był. Jedną nogę oparł na jej wózku między jej nogami, nie zważając czy ubrudzi jej ciuchy czy też nie. Dziewczyna potrzebowała prostego sierpowego, albo z otwartej zwał jak zwał. Zmrużył spojrzenie czekoladowych oczu. Spojrzenie umiejscowił na jej poziomie po czym nieco chamsko wymruczał.- Tak samo jak takie panienki nie powinny użalać się nad sobą, bo co, jesteś na wózku? - Niewiele o niej wiedział, miała rodzinę, może nie ale żyła i to się liczyło. - Nie ty jedna, nie ostatnia, jeśli tak Cię to boli wstań z niego i bądź jak inni! - Syknął otwierając puszkę zpiciem, akurat swoją. Chciało mu się pić a przy okazji mój zobaczyć jej wyraz twarzy. Aniołek z wilczym charakterkiem? Taki już był, nawet jeśli starał się zmienić. Całe życie coś mu zabierano, kawałek po kawałku. Mógłby oddać nogi jeśli tylko oddało by to życie dziewiątce, lub chociażby za spotkanie z piątką, mimo iż tak blisko siebie nie byli. Widząc osoby tak jak Yue, tracił wiarę w ten świat.- Mimo wszystko szkoda mi.. Każdy zasługuje na dozę miłości i uczucia, nawet ktoś taki co tylko się użala. - Tutaj o dziwo wrócił jego anielski uśmiech i nie miał zamiaru się tak łatwo poddać, dziewczyna jeszcze się uśmiechnie a on tego dokona.
Szybko zabrał nogę i oczyścił zabrudzone miejsce. Wiedział, że dziewczyna może być zszokowana czy coś. Dlatego też zaczął mówić spokojnie. - Nie żałuję Cię ani trochę, w dalszym ciągu jednak możesz żyć i być szczęśliwą nawet jeśli straciłaś nogi, wciąż masz życie i tego się trzymaj. - Bo w zasadzie fakt, że nie była w stanie chodzić było jak utrata samych nóg, prawda? Westchnął patrząc jej prosto w oczy i czekał na ten grymas, wściekłość bądź łzy, do tego była skora, tak mu się co najmniej zdawało. Może nawet da mu w twarz, każda z tych opcji byłą co najmniej ciekawa. Odruchowo też chwycił się za miejsce na piersi, gdzie pod bluzką widniała paskudna blizna.
@Chishiya Yue
" That day I saw the warmer smile I could ever seen and then eyes colder than ice."
-1-
"Behind this angelic smile is soul full of lies."
Chishiya Yue ubóstwia ten post.
Kiedy wreszcie zamilkł - nie płakała. Ani też nie krzyczała. Nie wyrażała żadnej emocji, jakiej zapewne po niej oczekiwał. Zamiast tego na jego twarzy pojawiło się znużenie, jakby słowa, które właśnie padły były jej chlebem powszednim.
Westchnęła cicho, a gdy odsunął się sięgnęła do małej torebki, którą miała przewieszoną przez swoje ciało. Wyciągnęła paczkę mokrych chusteczek i zaczęła przecierać delikatny materiał, ale efekt był jeszcze gorszy.
- Skończyłeś? - zapytała zaskakująco spokojnym tonem, jednakże nawet nie zaszczyciła go swoim spojrzeniem.
- Jeżeli już skończyłeś, to z łaski swojej zachowaj dystans. Już i tak zepsułeś moją sukienkę, kto wie co jeszcze możesz zepsuć. - mruknęła pod nosem, wreszcie podnosząc błękitne spojrzenie na niego, jednocześnie marszcząc ledwo zauważalnie brwi.
- Jaki masz problem? To ty do mnie podszedłeś w obawie, że cię wydam. - prychnęła, wciąż nie rozumiejąc czego tak właściwie chciał od niej. W niczym mu nie zawadzała, po prostu sobie była. To, że rzygała szczęściem innych było tylko i wyłącznie jej indywidualną sprawą. Nikogo innego, a już na pewno nie jakiegoś nieznajomego chłopaka, którego widziała pierwszy, i zapewne również ostatni, raz w życiu.
Ludzie zawsze zakładali różne rzeczy z góry. To, co inni odczuwają czy też myślą, jednocześnie próbując zgrywać ekspertów w dziedzinie życia. Jakby ich talk no jutsu miało rzeczywiście zbawienną moc i po paru zdaniach świat miałby się nagle zmienić.
Ale życie tak nie działało.
A on nic nie widział o niej.
- Szczęście to indywidualna sprawa. Każdy widzi je inaczej i w innych kolorach. Nie możesz komuś narzucać swojego własnego szczęścia, bo tak naprawdę nie wiesz co daną osobę może uszczęśliwić. - skarciła go ze stoickim spokojem.
Wiedziała, że nie powinna opuszczać mieszkania. Zawsze coś szło nie po jej myśli.
@Tōji Natsuo
" That day I saw the warmer smile I could ever seen and then eyes colder than ice."
-1-
"Behind this angelic smile is soul full of lies."
- Brzmi jak groźba. Nie powinieneś rzucać nimi na prawo i na lewo, bo każda groźba niesie ze sobą konsekwencje. - odparła na jego słowa, niespiesznie kładąc dłonie na ramie od kół, jakby chciała mieć poczucie bezpieczeństwa i możliwości "ucieczki" w każdej chwili, choć oboje już wiedzieli, że na wózku nie zdołałaby uciec od niego, gdyby nie chciał na to pozwolić.
Irytujące, kiedy twoje ciało cię zdradza i odmawia posłuszeństwa.
Uśmiechnęła się lekko, choć gest ten był pozbawiony radości, a oznaczał jedynie politowanie. Problemy? Kłopoty? Ona? Och, dziecię moje, nawet nie wiesz z kim rozmawiasz. Nie masz najdrobniejszego pojęcia jak duże plecy miała Yue. Bez znaczenia czy tego chciała, czy też nie. Już wiele razy była wyciągana z poważnych problemów, tuszowano wszelakie jej wybryki, kłamano w jej imieniu. Na tym etapie głęboko wierzyła, że cokolwiek nie zrobi - i tak nie poniesie konsekwencji. A przynajmniej nie tych prawnych.
- Nie sądzę, wiesz? Problemy jakoś nieszczególnie chcą mnie trzymać w swoich szponach. - wzruszyła lekko ramionami, bo przecież mówiła samą prawdę. Nie kłamała, ona nie.
- Mylisz się. Dla tego dziecka- - wskazała na małego chłopca, który właśnie zajadał się lodowym przysmakiem
- Ten lód stanowi kwintesencję szczęścia dla niego. Dla tamtej pary - ich miłość. I nic więcej się nie liczy. Zwykłe, proste gesty potrafią uszczęśliwić. Oczywiście, niektóre osoby nie są w stanie tego odczuwać albo zabrano im własne szczęście, co nie zmienia faktu, że mieli je na wyciągnięcie ręki i po prostu stracili. Takie jest życie. Bywa okrutne, ale też może być piękne. Nie neguj cudzego szczęścia mówiąc, że ono nie istnieje w prawdziwym życiu. Bo istnieje. - zmarszczyła lekko cienkie brwi nie rozumiejąc jego toku myślenia. Zresztą, czasami warto było po prostu odpuścić.
- Twelve to nie jest twoje prawdziwe imię. Dlaczego mam przedstawić się komuś, kto nie podaje mi swoich prawdziwych personali?
@Tōji Natsuo
Odpowiedział szczerze i wsunął dłonie w kieszenie uprzednio wywalając puszkę po piciu do pobliskiego śmietnika, chwilę potem z powrotem spojrzeniem wrócił na dziewczynę. Tak swobodnie o tym wszystkim mówiła, no i mimo tego, że była opryskliwa, jakoś dało się z nią porozmawiać. Też by tak chciał by problemy się go nie trzymały, w zasadzie miał podobnie, ale w innej kwestii. Też tuszowano wszystkie jego wybryki. Ciekawe kto były silniejszy w tuszowaniu, zaścianek Yue czy cały japoński rząd. Lepiej jednak tego nie sprawdzać.
Gdy tak się zastanawiał jak mówiła o szczęściu, jego twarz pokrył delikatny cień smutku. Jeżeli miała rację, znaczyłoby to, że utracił większość swojego szczęście. Wróć, on o tym bardzo dobrze wiedział. Długie nieco okraszone bólem westchnięcie wydobyło się z jego ust. Bezwiednie przeniósł wzrok na dzieciaka z lodem. Miał je, loda, rodzinę, szczęśliwe życie.
Twelve to nie jest twoje prawdziwe imię.
Słysząc te słowa zdębiał, nieprzyjemny prąd przeszedł mu przez plecy a usta zacisnęły gdy spojrzał jej prosto w oczy. Twierdziła, że kłamie. to było jego imię, jedyne prawdziwe jakie uznawał i jakim posługiwał się całe życie, pomijając papierkową robotę. Tę zwykle załatwiali patałachy z rządu. Nagle wybuchł perlistym śmiechem, jakby ktoś opowiedział mu niesamowitą bajeczkę na dobranoc.- Widzisz... To jest moje prawdziwe imię.. Nie dano nam tej przyjemności posiadania takiego imienia jak reszta. Od bajtla jestem Twelve. Więc nie kpij, że to nie jest moje imię. - Oparł się dłońmi o rączki jej wózka, zbliżając twarz do jej. - W porównaniu do Ciebie, nie dostałem tego gestu ze strony "rodziców". Imię to wyraz miłości tych, którzy sprowadzili na świat. Ale jak tak bardzo chcesz znać.. Dostałem ostatnio świstek papieru. Twierdzący, że to imię brzmi Shun. Nigdy go jednak nie zaakceptuję, nie mam po co.. - Jego spojrzenie było chłodne i nieco nieobecne, ten "Radosny" chłopak sprzed chwili znikł.- Jestem i pozostanę Twelve na zawsze. - Nie chciała się przedstawić w tym momencie nie chciał już naciskać. Skoro nie chciała zaakceptować jego imienia, tak samo będzie z jego całą osobą.- I jakkolwiek nie oczekuję, że to zrozumiesz.
@Chishiya Yue
" That day I saw the warmer smile I could ever seen and then eyes colder than ice."
-1-
"Behind this angelic smile is soul full of lies."
Nie bała się go jako osoby samego w sobie, tylko niechcianego dotyku. Większość ludzi miało tendencje do poszukiwania dotyku drugiej osoby, Yue z kolei wychodziła z założenia, że tego nie potrzebuje. Stroniła od bliskości innych osób, od lat z dumą utrzymując status królowej lodu.
- W porównaniu do mnie.... a skąd niby to wiesz? Zakładasz coś z góry, jednocześnie próbując za wszelką cenę zrobić z siebie ofiarę. Każdy ma imię, ale nie każdy otrzymał je z serca i miłości. Nawet nie wiesz ile osób posiada je tylko dlatego, że taka jest konieczność i wymagania w urzędzie. Nie masz pewności z jakiej rodziny pochodzę. Może jestem od urodzenia sierotą? Bezimienną sierotą porzuconą pod przytułkiem? Takim osobom też powiesz, że dostali imię pełne miłości? Nie bądź śmieszny. - prychnęła i pokręciła lekko głową wprawiając jasne włosy ponownie w ruch. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że chłopak miał wewnętrzną tendencję do zakładania czegoś z góry i oceny ludzi, z którymi rozmawiał w ten najbardziej powierzchowny sposób. To, co oczy widziały, to uważały to za prawdę absolutną.
- I musisz tak bardzo się do mnie zbliżać? Jeszcze pomyślę, że się zakochałeś. - dodała z nutą ironią mając szczerą nadzieję, że w ten sposób przestraszy młodzieńca i zmusi go do zwrócenia jej upragnionej przestrzeni osobistej. I przede wszystkim na przyszłość sprawi, że zastanowi się dwa razy nim ponownie postanowi zbliżyć się do niej bez jej wyraźnej zgody.
@Tōji Natsuo
Nie trzeba tu zażyłych relacji, żeby zorientować się, że tradycyjne stroje nieszczególnie mu pasowały. Gdyby nie służba klanu Minamoto, co rusz przewracając oczami albo chichocząc pod nosem i odtrącając jego nieudolne dłonie, nie postanowiła pomóc w odpowiednim przywdzianiu starej yukaty, z całą pewnością niespełna godzinę później leżałby gdzieś pomiędzy kramami, potknąwszy się o setny raz odwiązane obi. Jedna ze służek szczególnie nalegała, aby nie rezygnował z tego elementu - bądź co bądź liczył się powrót do korzeni. Tradycyjność wywoływała u niego jednak wyłącznie skwaszenie miny; starał się zachować odpowiednią pogodę ducha, ale ilekroć spoglądał w kierunku Seiwy, wargi same zaciskały się w wąską linię. Ostatecznie więc kobieta uległa, pozwalając mu (jakby cokolwiek miała do powiedzenia) pozostać przy zwykłych paskach ściągających materiał w okolicy bioder. Wygrał prawdopodobnie tylko dzięki argumentowi z wierzchnim nakryciem, które w znaczący sposób zakryłoby to wizualne uchybienie. Nie wspomniał przy tym, że nie zamierzał paradować w dodatkowej warstwie ubrania, choć ozdobne motywami yokai rękawy nawet w nim naradzały przyjemną satysfakcję.
Przepełniało go znajome uczucie, podobne do lekkości i nierealności towarzyszące podczas szczególnych świat. Jakby czekał na pierwszą gwiazdkę albo fajerwerki noworoczne. Choć burza rozwichrzonych włosów, swoją rudością nakładająca się na przekrzywioną czarno-krwistą maskę inugami, nadawała mu chaotyczny wygląd, prezentował się lepiej niż można sądzić. Bez wątpienia była to zasługa cichego personelu rodziny Seiwy - jeszcze na odchodnym czarnowłosa kobieta, która wcześniej tak pieczołowicie poprawiała mu szaty, nadając mu wreszcie konkretną sylwetkę, poklepała go po dłoni, lekko kiwając głową.
To jej obraz - starszej, stoickiej postaci - miał pod powiekami za każdym razem, gdy mrugał; kroczyła tuż obok niego, jako cień, zwykła projekcja umysłu starającego się skupić na wszystkim poza Enmą. Ale przecież nie mógł stale ignorować napięcia wytworzonego między nimi. Choć się kontaktowali, od pewnego czasu zaczęło to przypominać suchą wymianę zdań.
Na języku trzymał masę pytań - ciążyły mu jak kolczasta masa, rozpychająca się w krtani, drażniąca przy byle przełknięciu śliny. Co się, na litość boską, dzieje? Niezrozumienie nagromadzone w organizmie doprowadzało do sztywności mięśni. Czuł twardość zbitych tkanek nawet wtedy, gdy obracał głowę, gdy kark niemo trzeszczał od wkładanej w ruch siły.
- Shateki. Chcę wygrać coś tej miłej pani, która mnie ubrała. Jak się nazywa? - rzucił bez wstępu, gdy w tle narastała huczna muzyka, rósł dźwięk krzyków, śmiechu i rozmów. Złoty blask nadawał okolicy ciepła, ale prawdziwy urok pojawi się po zmroku. Ognista łuna odbijała się w lisich ślepiach Shina, gdy lustrował profil towarzysza. - Tobie zestrzelę nagrodę główną. Przestaniesz się wtedy na mnie dąsać?
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.