Mieszkanie znajduje się na ostatnim, piętnastym piętrze. Numer wydaje się przypadkowy przez wzgląd na to, że po prawej znajduje się mieszkanie 411, a po lewej 145. Nie wiadomo co znaczy "B".
Samo wnętrze jest ciasne. Najbardziej niezawodnym elementem wystroju jest kuchenka gazowa, która działa niezależnie od cięć w dostawach prądu oraz pogody. Z kranu leci tylko zimna woda. Klimatyzacja działa na losowym programie przy każdym włączeniu. Łóżko jest wygodne, lecz dość krótkie. Z okna rozciąga się wspaniały, okratowany widok na centralne Nanashi. Podłoga jest zazwyczaj wysprzątana w przeciwieństwie do kuchennego blatu. Ściany są dość cienkie. Rano ze snu wyrywa budzik sąsiada z lewej, a nocą ciężko zasnąć przy kłótniach sponsorowanych przez parę z prawej.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Kai ospałym ruchem wolnej ręki sięgnął do szczęki by rozmasować niewygodę spowodowaną zakleszczającymi się na kościach paznokciami. Czyżby zdała sobie sprawę, że w ten sposób go nie przyciszy? - Haha... Często to słyszę. Jedno i drugie - dużo mówił, przeważnie mu to szkodziło - Ludziom przeważnie się to podoba. Przynajmniej dopóki mają dobry humor. Tobie też wydawało się podobać. Wtedy przy barze - dźwignął kąciki ust wyżej będąc wyjątkowo pewny swego. Napinał nieznacznie słowami niewidzialną strunę. Zerkał przy tym na kobietę z pod potarganej grzywki. Robił to specjalnie, czy nie? Testował, czy próbował wyprowadzić z równowagi? A może po prostu drewniana pałka gruchneła go za mocno? Kto wie. Prawdą jednak było, że kiedy mówił czuł się spokojniejszy. Cisza go męczyła, skąpe reakcje ze strony dziewczyny zachęcały do tego by starać się bardziej. Może więc niepotrzebnie ryzykował ostatnimi odważnymi słowami. To raczej nie były liniki, które wypowiadało się do kogoś żądającego swojej własności. Bezwstydny, bezczelny, nieco głupi. Ale czemu nie?
- Gotowy, skarbie?
Szarpnęła go, a on zaśmiał się z rozbawieniem. Czuł iskająca go adrenalinę. Można byłoby pomyśleć, że ma nierówno pod sufitem. On jednak nie do końca wierzył, że ta podniesiona pięść na niego spadnie, a jeśli to zaboli ją bardziej niż jego. Mina mu jednak zrzedła, kiedy promieniujący ból na twarzy wywołał mroczki. Jęknął wciskając się w ścianę i przysłaniając twarz niedbale gardą. Szczerze bardziej spodziewał się plaskacza niż pięści. Nie miała kija, co prawda umiejętnie wywierała nacisk chwytami, lecz nie spodziewał się więcej niż kobiecej szarpaniny. Bardziej umiejętnej. Dlatego też zachowywał się względnie spokojnie. Tylko refleks sprawił że chwycił ja za nadgarstek nim ponowiła uderzenie. Czuł jak napiera więc zaciskając dłoń metodycznie ją odpierał. Pięść zawisła w powietrzu. Wciąż za blisko twarzy Kaia na której szok pogrywał z niezadowoleniem i bólem.
- Chcesz się wyżyć to się wyżyj, a nie zadajesz głupie pytania na które znasz odpowiedzi. A może się mylę...? - skrytykował ze złośliwością, nie szczędząc po chwili sarkazmu - Przetrzepałaś moje mieszkanie, więc jak myślisz, co się stało z resztą skoro jej nie znalazłaś? Co magicznego mogło się stać z łupem złodzieja, że znikł, hm? Przemyśl to powoli - Zapyskował zajadliwie. Widział połyskujący pierścionek na jej palcu. Jeden z wielu, których jej pozbawił tamtej nocy. Patrzył na nią znacząco. Odpowiedź przecież była prosta - spieniężył co nie było spieniężone i przejebał wszystko. Zlizał z dziąseł posmak krwi.
Widziała jego rozbawienie. Widziała jak nie brał jej na poważnie. Musiała przyznać, że tylko jeszcze bardziej ją to zachęciło. W następnej sekundzie chwycił jej nadgarstek. Warknęła szczerze niezadowolona próbując nim z całej siły szarpnąć. I tak oto siłowali się przez kilka kolejnych chwil. Tutaj pojawił się problem. Shey walczyła dobrze. Miała spore doświadczenie, była szybka i zwinna, mała i niepozorna. Posiadała całkiem sporo siły na kogoś swoich gabarytów, jednak nie mogła się pod tym względem równać z Kaiem. Musiała kombinować, jak zawsze zresztą.
W końcu mówił z sensem. Nie znaczyło to jednak, że poprawił jej humor. Siłowała się z nim jeszcze trochę, napierając na niego z całej siły. Pięść nie dotarła jednak do jego twarzy. Mógł zobaczyć jak się spięła. Jak jej ramiona unoszą się ku górze tylko po to, żeby opaść bezwładnie. Głębszy wydech, jej pięść zwiotczała trzymana za nadgarstek. Ustąpiła, przynajmniej z pozoru. Przewróciła oczami kończąc kontakt wzrokowy. Przygryzła dolną wargę, jak gdyby nad czymś się zastanawiała. Wolna dłoń puściła nadszarpany materiał jego ciuchów.
- Niech będzie - zaczęła wciąż niezadowolona, ale zdecydowanie spokojniejsza. Rzeczywiście musiała się wyżyć. Taka już była. Nie potrafiła wyrażać swoich emocji inaczej niż przez fizyczność. Taką lub inną. Każde uczucie zamieniała w czysty gniew i agresję. W coś, co rozumiała. Co przychodziło jej zbyt łatwo. - Powiesz mi gdzie dokładnie je sprzedałeś. Hajs i resztę będziesz spłacał tygodniowo. Tyko bez numerów, bo następnym razem stracisz wszystkie zęby - zdecydowała tonem nie znającym sprzeciwów. Jeśli puścił jej dłoń wyciągnęła w górę ręce trochę się rozciągając. Ziewnęła przy tym niczym zmęczona kotka. Pracowity dzień, pracowity wieczór. Zaczęła się w końcu podnosić ze swojego całkiem wygodnego siedziska. Musiała przyznać, że było dosyć znajome, jak gdyby już wcześniej sobie na nim przesiadywała. Dziwne uczucie deja vu zostało jednak szybko odepchnięte.
- Dobra, chodź już - dodała chwytając go za rękaw i ciągnąc do góry. Nie próbowała pomóc mu wstać. Zwyczajnie chciała, żeby za nią poszedł. Jeśli się nie szarpał ruszyła razem z nim w górę schodów, zbierając po drodze kij bejsbolowy. Szła w stronę jego mieszkania. Jeśli nie chciał, to pewnie przystanęła, żeby zobaczyć o co znowu dramatyzował. Kąciki jej pełnych ust uniosły się ledwie zauważalnie ku górze. - Potrzebuję procentów, jeśli mam przetrwać Twoje pierdolenie. Tak jak wtedy przy barze - skomentowała na koniec, bo zwyczajnie nie mogła się powstrzymać, a słowa popłynęły same. Nie pamiętała wszystkiego, ale c o ś już tak.
Wypuścił wstrzymywane powietrz częściowo się rozluźniając po tym jak wywróciła oczami przestając szarpać za poły bluzy. Ech, nie lubił tego typu ludzi - którzy najpierw machali pięściami, a potem myśleli nad rozwiązaniami. Zaśmiał się pobłażliwie - I frytki do tego, co? Nie odwiedzasz swojego dilera w towarzystwie psiarni, nie jesz burgerów z McDonalda w KFC, tak jak nie zaprowadzasz kogoś... mało ostrożnie pilnującego własności do swojego pasera. - chwilę mu zajęło wymyślenie tego jak inaczej można było nazwać ofiarę kradzieży, czyli frajera - Poza tym jak to sobie wyobrażasz. Wbijesz tam i zaczniesz wymachiwać kijem? To nie są miejsca gdzie się tak rozwiązuje problemy - im głębiej wchodziło się w pewne interesy tym grunt stawał się bardziej grząski, a ludzie którzy czerpali z nich faktyczne profity nie lubili kłopotów. W ich oczach Kai, jak i te dziewczyna byli pewnie krzątającymi się po kuchni karaluszkami - W każdym razie - zapomnij. Każdy teraz obwiesza się biżuterią. Postaw na klasyczne, naturalne piękno! Teraz to wyróżnia z tłumu - zachęcił do zmiany nastawienia szczerymi chęciami mając na myśli swoje, jak i jej dobro. W między czasie zdążył się lekko otrzepać i wstać. Nie potrzebował do tego pomocy. Umyślnie pominął kwestię spłaty, lecz widząc, że dziewczyna ewidentnie chciała by za nią podął, że raczej chciała dalej omawiać kwestię zadość uczynienia. To nie tak, że nie mógł w zasadzie w tym momencie ponownie postanowić zniknąć. Ale czemu nie zrobić zasłony dymnej i dać jej złudne poczucie tego, ze dziś uda jej się osiągnąć to po co przyszła...?
- Ranisz moje uczucia - zrobił teatralnie ubolewającą minę, czując po tym zaraz w szczęce faktyczny dyskomfort - Ale by zapobiec innym obrażeniom - jeżeli chcesz paktować to wchodzisz do pokoju zostawiając kij na korytarzu. Możemy pójść też do baru, lecz kij też zostaje na korytarzu - jakkolwiek miała by się potoczyć ich rozmowa lub gdziekolwiek to w żadnej konfiguracji nie było przewidzianego miejsca na zabawy baseballem.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
- Mam w dupie czy oprócz w KFC będziesz musiał dorabiać w burgerkingu czy w maku - odparła szorstkim tonem przemierzając pierwsze kroki na schodach. Jej kroki były teraz bardziej ostrożne. Omijała wszystkie ostre odłamki plątające się po zimnej podłodze. Już wcześniej się zadrasnęła, jednak dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Była zbyt zajęta pięknym pościgiem. Po bo co były komu kurwa buty, no nie?
Zatrzymała się nagle słysząc jego słowa. Odwróciła się do niego stojąc zaledwie trzy schodki wyżej. W końcu byli sobie równi wzrostem. Wyciągnęła w jego stronę wolną rękę układając dłoń w formę pistoletu, celując palcem wskazującym prosto między jego brwi.
- Myślisz, że potrzebuję kija, żeby Cię uszkodzić? - Rzuciła przekrzywiając lekko głowę, jak gdyby oprócz odpowiedzi rzuciła mu także wyzwanie. Jej spojrzenie pozostało jednak zimne, bo przecież nic nie mogło tego zmienić. Niektórzy byli po prostu martwi w środku. Mówiła poważnie. Nie od dzisiaj należała do Shingetsu. Pobicie kijem bejsbolowym nie było dla niej czymś nowym. - Następnym razem wezmę kurwa pistolet, żebym nie musiała biegać. Naprawdę wydaje Ci się, że trafiłeś na przypadkową laskę, która nie wie co robi? - Skwitowała patrząc na niego jak na idiotę. Opuściła dłoń i nie czekając na jego odpowiedź upuściła też kij, który z głuchym łoskotem odbił się od betonowej posadzki. Zaczął staczać się po schodach niżej, w końcu wpadając do niewielkiej wyrwy w ostatnim schodu. Okropny hałas rozległ się po klatce, kiedy kij uderzył o balustradę trzy piętra niżej. Shey nie przejęła się tym za bardzo. Zwyczajnie odwróciła się na pięcie, ruszając w stronę jego małego mieszkanka. Weszła do środka, jak gdyby wchodziła do siebie. Nie zamknęła drzwi. Po drodze zgarnęła na wpół wypitą butelkę alko, którą pożyczyła sobie z jego lodówki. Pociągnęła kilka solidnych łyków rzucając się plecami na jego łóżko. Nie zapowiadało się, żeby miała się stąd dzisiaj ruszyć.
- Raz w tygodniu. Jest mi obojętne czy będziesz tutaj, u tych Twoich zjebanych znajomych z akademika czy gdzieś indziej - wyjaśniła mu, bo chyba rzeczywiście miał problemy z kapowaniem. Może był w szoku czy coś? Ułożyła się wygodniej na jego poduszce.
@Asami Kai
Cmoknął z zniesmaczeniem ustami poruszając szczęką, tak jakby żuł niewidzialną gumę. To było niewygodnie. Przesunął po jej dolnej powierzchni palcem wskazującym. Mrowienie nasiliło się gdy zatrzymał palec w geście chwilowego zamyślania. Zamrugał powiekami jakby doznał natychmiastowego oświecenia - Nie, nie myślę - przyznał będąc wyjątkowo pewnym swego. Ale czy nie myślał bo wiedział, że nie potrzebuje dodatkowych narzędzi? Czy nie myślał bo był to jego domyślnie bagatelizujący stan? Trudno było oszacować.
Trochę wstrzymywał się z odpowiedzią na kolejne pytania. nawet jeżeli miały być retoryczne to nie byłby sobą gdyby nie otworzył ust. Poczekał jednak najpierw aż pałka zrobi papa. Jej dźwięk odbijający się od kolejnych schodów na niższej kondygnacji był miodem na bębenek. Klasną w dłonie.
- Nie chcę być niemiły, lecz obiektywnie rzecz ujmują...tak. Wydaje mi się, że faktycznie trafiłem na przypadkową laskę, która nie do końca wie co robi. To nie tak, że cię ganię, lecz wydaje mi się, że pierwszy raz jesteś w sytuacji w której próbujesz kogoś zmusić do wyegzekwowania swojego długu lub też nie do końca jesteś w tym biegła - Strzepał niewidzialny kurz z potarganej bluzy - Masz jednak szczęście bo trafiłaś na doświadczonego dłużnika. Podpowiem ci, że przeważnie by wyegzekwować pieniądz dłużnika nie straszy się większą krzywdą. Bo tak, jasne - przyjdziesz z bronią i co dalej? Jeżeli chcesz pieniędzy to nie zabijesz mnie. Jeżeli chcesz pieniędzy to nie skrzywdzisz mnie do tego stopnia bym nie był wstanie ich zarobić. Zarobiona kulka... wiesz jak długo się goi i ile mimo wszystko szumu wywołuje? Warto ryzykować te kilka pierścionków i trochę pieniędzy by zainteresować gliny? Lub innego mojego windykatora będącego zasmuconego tym, że będę średnio rentowny? - dziewczyna zrobiła wrażenie, lecz teraz kiedy emocje opadły to nie tak, że nie mógł trochę powalczyć słowem. Shey zdecydowanie była impulsywna, najpierw działała, potem myślała. Kai trochę starał się w tym momencie pomieszać łokciem w natłoku informacji by zasiać nieco zdezorientowania. Bo oto on, ofiara i dłużnik, strugał z siebie w tym momencie specjalistę i mentora - Ach, ale tak, siądziemy przy ciepłym piwku i wszystko ci wyjaśnię. Będziesz zadowolona - obiecał uśmiechając się tak, jak robi to właściciel wątpliwej renomy myjni samochodowej sprzedający dodatkowy pakiet usług okazjonalnemu klientowi
Do mieszkania szedł za dziewczyną zbierając po drodze swoją torbę. Nie musiał być tak ostrożny na stopniach jak ona. zauważył, że się skaleczyła, lecz specjalnie się nie przejął. Też był skaleczony w wargę. To się nazywała karma. Do mieszkania wszedł z większą swobodą. Odłożył torbę.
- Jesteś sporą optymistką... myślę że nie do końca byłabyś wstanie mnie znaleźć na mieście - trochę rozbawiła go jej pewność tego co mówiła. Być może ona sama miała niewielu znajomych i stałe miejsce pobytu. Kai był jednak pieprzonym nomadem XXI wieku. Na kampusie krążyły o nim legendy. Nawet jego własne mieszkanie było czymś co mogło uchodzić za chwilowy przystanek - A może u ciebie w mieszkaniu, co? Piętnaste piętro nie jest zbyt wygodne.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Zamiast tego jednak weszła do jego mieszkania czując się jak u siebie.
- Tak kurwa na pewno - skwitowała nie zaszczycając go kolejnym spojrzeniem. - Na pewno ktoś przejmie się śmiercią kolejnego śmiecia z Nanashi. Masz o sobie całkiem spore mniemanie, księżniczko. Gliny nie spluną nawet w stronę kogoś takiego jak ty - kontynuowała bez chociażby krztyny współczucia. W końcu ona także była zaledwie pierwszym lepszym śmieciem z Nanashi. Przynależność do Shingetsu nie dawała jej immunitetu czy przywilejów. Dawała jej zaledwie pewność siebie. Pewność osoby, która widziała w życiu więcej gówna niż każdy inny przeciętny człowiek. Brała udział w akcjach, których poziom nielegalności nie mieścił się w większości ludzkich umysłów. Nastraszenie młodego chłopaka wydawało jej się dziecinnie błahe. Była wybrukowana. Odpowiedzialność zniknęła razem ze zdrowym rozsądkiem, a strach stał się zaledwie wyborem. Mógł jej tłumaczyć co chciał. Doskonale wiedziała, że próbował jedynie uratować swoją dupę. Nikt nie lubił kłopotów, były męczące. A Kai miał widocznie do nich smykałkę.
- Myślisz, że będę Cię szukać? - Wyśmiała go, bez krztyny rozbawienia w głosie. Wcale nie specjalnie przeciągnęła się na łóżku tak, że jego luźna koszulka powędrowała niebezpiecznie do góry odsłaniając długie, blade nogi pokryte pajęczyną blizn. W c a l e. - Sam do mnie przyjdziesz, Kai - dodała ciszej. Nie kłamała. Rzeczywiście tak uważała. Miała wrażenie, że podobała mu się obecna sytuacja. Asami Kai chciał być w jej oczach ofiarą. A ona zamierzała łaskawie mu na to pozwolić. Podniosła się z łóżka do pionu. Jej szare tęczówki w dwóch odcieniach ponownie zatrzymały się na jego ładnym uśmiechu. Nie odrywając od niego wzroku pociągnęła ostatnie kilka łyków z butelki całkowicie ją osuszając. Zaczęła iść powoli w jego stronę. Odstawiła butelkę na stole sunąc po jego blacie pomalowanym na czarno paznokciem. Jeśli się nie odsunął zatrzymała się dopiero jeden niewielki krok od niego. Niestety musiała zadrzeć głowę ku górze, bo był od niej znacznie wyższy. Zwłaszcza teraz, kiedy nie miała na sobie butów na grubej podeszwie. Stała tak jeszcze chwilę blokując z nim spojrzenie. W następnej sekundzie schyliła się, sięgając do kieszeni swojej bluzy leżącej niedbale na podłodze. Wyciągnęła z niej paczkę papierosów i zapalniczkę prostując się.
- Aż tak Ci się tam podobało? - Zapytała unosząc brwi ku górze. Włożyła sobie papierosa do ust odpalając go różową zapalniczką w małe kaczuszki. Zaciągnęła się wydmuchując cały dym perfidnie w jego stronę. - No nie wiem. Chyba zostanę tutaj na dłużej.
- Ach, może troszkę... - machnął dłonią jak faktyczna księżniczka, która chciała pohamować nadmiar spływających komplementów. Palce drugiej gładko przyłożył do policzka podkreślając złudną niewieścią skromność - Przepełnia mnie też romantyczna wiara w pragnienia. Przynajmniej te należące do tych wszystkich ludzi chcących wycisnąć ze mnie ostatniego yena. Okoliczności w których dołączyłaś do tego elitarnego grona były nieco burzliwe ale powiedzmy sobie wprost - wolałabyś poświęcać mniej energii i kłopotu na śmiecia z Nanashi niż więcej, tak samo jak wolałabyś gotówkę niż mnie sztywnego pod twoimi stópkami, prawda...? - nie mylił się co do tego, nie mógł. Był pewien. Jemu samemu nie chodziło o to, że szukałby pomocy wśród policji lub swoich. Nie uważał się za kogoś istotnego. Ale życie nie było filmem akcji, młodzieżowym opowiadaniem. Wymachiwanie bronią, grożenie zgonami nawet w przełożeniu na rzeczywistość było czymś kłopotliwym, potrafiło budzić pytania. Czy te może dwieście tysięcy jenów było warte zamieszania? Tego kłopotu? Na niego? Na takiego właśnie śmiecia. Uśmiechnął się do własnych myśli. Wiedział że nie. Nie chodziło o to że się cenił. Wręcz przeciwnie. Uważał się za wyjątkowo bezwartościowego. Jedyne co było w nim godne zainteresowania to to, że o ile miał możliwość - istniała szansa że coś zarobi. Dlatego nie bał się gróźb. Wiedział, że jeżeli ktoś chce odzyskać swoje pieniądze nie miał innego wyboru jak upewnić się że miał sprawne nogi by biegać, ręce by kraść oraz usta by zwodzić -...chociaż nad tą ostatnią możliwością mogę się zastanowić, jeżeli będzie to implikowało odpowiednie przeskalowanie zobowiązania - puścił filuterne oczko zdając sobie sprawę z tego, że ostatecznie...nie brzmiało to tak źle. A przynajmniej lepiej niż kolejna kwestia.
- Myślisz, że będę Cię szukać?
Kai zrobił lekkiego karpika. Przekrzywił lekko główkę. A nie...? Pomyślał skupiając na niej większą uwagę co nie do końca okazało się pomocne. Podejrzewał bowiem, że pytanie było podchwytliwe, lecz giętka sylwetka Shey sprawiła, że nie do końca był w tym momencie wykalkulować w którym miejscu - Sam... - Rozciągnięta koszula gładko układała się na jej klatce piersiowej, prowokacyjnie podwijając się przy kroku. Jasne tęczówki czujnie obserwowały ślizgającą się po skórze krawędź. Czy miała na sobie bieliznę...? - ...Cóż, nie lubię się kłócić... - przyznał z zahipnotyzowaniem obserwując jak spracowana bawełna płynnie ją obleka. Naturalnie nie potrafił utrzymać spojrzenia na jej twarzy, gdy się pochyliła. Trochę zaschło mu w gardle.
- Aż tak Ci się tam podobało?
Uniósł lekko brwi wyżej.
- Niewypowiedzianie... - przyznał z lekkim zamroczeniem. Dopiero kolejne słowa przywołały go do tu i teraz. chyba się przesłyszał - Mówisz na poważnie...? Nie masz, no nie wiem, jakiegoś żelazka włączonego w domu...? Jeżeli mówisz na poważnie to możemy się dogadać, ze klucz jest twój ale co tydzień z długu zejdzie 10 tyś jenów, Co ty na to? - zaproponował siadając przy stoliku, na którym oparł jedno ramię. Drugim sięgnął do sportowej torby po butelkę soju i zakąskę z suszonych rybek.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Płynne, kocie ruchy osoby, która przecież nie robiła nic specjalnie. Powolne kroki drapieżnika podchodzącego do swojej ofiary, chociaż tym razem to nie obawę dostrzegła w rozbieganych tęczówkach Asamiego. Nie potrafiła stwierdzić czy udawał czy rzeczywiście coś go ruszyło. Jego bierność w ogóle jej nie zniechęcała. Wręcz przeciwnie, zatrzymała się tuż przed nim. Zdecydowanie poza granice przyzwoitości dwóch obcych sobie osób. Bo przecież nie byli sobie obcy, a przyzwoitość roztrzaskała się razem z kijem bejsbolowym spadającym piętra w dół. Bezinteresownie zatrzymała szare spojrzenie odrobinę za długo na jego ustach, kiedy delikatnie uchylała swoje, mącąc powietrze między nimi szarymi kłębami tytoniowego dymu.
Nie od dzisiaj było wiadome, że Shey uchodziła za emocjonalną ruinę. Granice jej obcowania zaczynały i kończyły się za ledwie na fizyczności. Takiej jaką miał okazję poznać teraz lub tej, którą siłą i bólem wyryła na jego twarzy.
Obserwowała go kiedy zajmował miejsce na krześle. Zgrabnym ruchem wpakowała tyłek na blat stolika, zajmując miejsce obok jego ramienia. Podciągnęła długie nogi ku górze, prowokacyjnie opierając bose stopy wysoko na jego udzie. Przerzuciła sobie długie, powoli schnące, włosy przez ramię. Spojrzała na niego spod długich rzęs przekrzywiając lekko głowę, jak gdyby się nas czymś zastanawiała. Niewypowiedzianie sprawiło, że niewinny uśmieszek satysfakcji wykrzywił jej pełne usta i wciąż się na nich utrzymywał. Nie miała na sobie ani grama makijażu, co jedynie podkreślało jasnolilowe cienie pod wielkimi oczami. Może, gdyby rzeczywiście nie przywitała go kijem bejsbolowym uszłoby za całkiem niepozorną i niewinną? Pierwsze wrażenie mieli już jednak za sobą. W końcu właśnie toczyła się ich druga, zdecydowanie nie ostatnia, randka.
- Dogadać? - Podchwyciła unosząc delikatnie brwi ku górze, dając mu łaskawie dokończyć. Powolnym ruchem wyciągnęła w jego stronę wolną dłoń, drugą przytykając papierosa do pełnych zaróżowionych ust. Jeśli jej na to pozwolił, prawie nieodczuwalnie przytknęła kciuka do zaczerwienionej skóry na jego żuchwie przejeżdżając po niej delikatnie. Za kilka godzin czerwień miała przemienić się w głęboki fiolet przeplatany zielenią, a nie użyła przecież całej swojej siły. Jej szczery śmiech zakłócił panującą ciszę, chociaż puste szare tęczówki pozostały zimne. - Klucz jest mój a ty spłacisz całość razem z odsetkami - ucięła patrząc na niego z politowaniem, bo wciąż myślał, że miał tutaj coś do gadania. Jego próby negocjacji wydały jej się całkiem słodkie. Przegrał jednak na wstępie, bo Shey nie zamierzała mu odpuścić. Chyba bawiła się aż za dobrze. Wzięła ostatniego bucha kończąc papierosa praktycznie do zera. Niedopałek wrzuciła do pustej butelki po piwie. Pet zasyczał delikatnie dusząc się w resztce niedopitego płynu.
Jej wzrok momentalnie zwietrzył butelkę soju, jaką bezmyślnie zdecydował się przy niej wyciągnąć. Chyba, że ponownie planował ją upić. Szanse na jego sukces były przecież wyjątkowo wysokie, bo Shey nie miała zamiaru sobie odmówić. Wyciągnęła w stronę zielonego szkła otwartą dłoń czekając aż przekaże jej butelkę.
- Zamierzasz ze mną zostać czy będziesz dzisiaj wychodził?
Lekko wypowiadane słowa, frywolne strzelanie żartami, trzepotanie rzęskami - pod płaszczykiem tego wszystkiego starał się utrzymać przezorność. Chciał ją poznać bliżej, wczuć granice, wycenić na ile mógł sobie pozwolić z pogrywaniem w jej towarzystwie. Mimo wszystko właśnie dopisywał kolejnego, zawziętego windykatora do swojej listy. Szczęśliwie pomimo tego, że był impulsywny i narwany, nie wydawał się zbyt wymyślny. Dobrze wyglądał w jego koszuli, miał długie nogi i ponętnie poruszał się w ciasnych pomieszczeniach. Ciężko było się spierać, kiedy tak eksponowała swoje wdzięki. Nie było makijażu, wywiniętych rzęs, markowych ciuchów ale to nic. Kiedy było się tak tanim jak Kai wystarczyło sączyć przez skórę słodką uwagę. Czując nacisk dłoni na swojej twarzy przekręcił głowę ulegając. Ułożył ją w jej uchwycie jak chciała. Niewątpliwie zasługiwał na politowanie - Mogłem jednak pozwolić ci wziąć kij ze sobą. Kiedy jesteś taka mam wrażenie, że nie do końca mam ochotę stawiać ci opór. Takie dogadywanie się nawet trudno tym faktycznie nazwać - przyznał spoglądając na przyćmioną przez papierosowy dym kobiecą sylwetkę. Rozmarzona szczerość dźwięczała w każdym słowie - Wstrzymajmy się rozmawianiem więc może o odsetkach. Obawiam się, że w tym momencie wpędziłbym się w coś zdecydowanie niekorzystnego. Klucz zachowaj. To prezent lub depozyt. Jak wolisz - gładko się dostosował starając się odepchnąć na chwilę obecną poważniejsze problemy.
Podał jej alkohol po tym jak samemu pociągnął z gwinta łyka. Wtarł resztkę w rękaw bluzy. Zaśmiał się zawadiacko.
- Skarbie, właśnie mamy za sobą więcej zaliczonych czekpointów niż przecięte pary w kilkuletnich związkach, a to dopiero nasze drugie spotkanie - mieli już randkę, był w jej mieszkaniu, ona teraz była w jego, mają za sobą pierwsze akty przemocy domowej, dzielą we dwójkę metraż kawalerki, a i to na nim leży kłopotliwa problematyka spłaty "hipoteki - Czuję się zatem wyjątkowo zżyty - jak mógłbym cię opuścić? Do tego blankiet jest dość cienki. Alkohol nie rozgrzeje cię wystarczająco. Obawiam się, że beze mnie obok nie przetrwasz wieczora - mruknął zaczepnie. Samemu odpalił sobie fajka po tym, jak zrobiła mu smaka - Powinienem zaproponować ci kolację?
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Spór z pozoru został zażegnany, chociaż Shey nie zgodziła się na żaden zaproponowany kompromis, o którym wspominał Kai. Była uparta i zdecydowanie nie zamierzała mu popuścić. Mimo wszystko na ten moment zawarli pewnego rodzaju rozejm. Chwilowe, kruche zawieszenie broni. Pytaniem pozostawało na jak długo. Westchnęła ciężko, jak gdyby cała sytuacja jedynie się skomplikowała, kiedy ciężar jego głowy spoczął na jej dłoni. Kai był pieszczochem, a ona nie miała nic przeciwko, żeby od czasu do czasu podrapać go za uchem. Nim się zorientowała opuszki długich palców wplątały się delikatnie w końcówki jego włosów na skroni gładząc delikatną skórę. Wciąż nie było jej go szkoda. Zasłużył, a teraz mógł się jedynie cieszyć, że trafił akurat na nią, a nie na jakiegoś osiłka z gnatem zamiast kija. Miał sporo szczęścia.
Ciche parsknięcie nakrapiane rozbawieniem zszokowało nawet ją samą. Zimna i odległa postawa miała w sobie wiele pęknięć, jednak nie każdy potrafił do nich dotrzeć. Kaiowi udawało się sporadycznie. Nie zniechęcał się jednak próbując dalej żartami rozładować sytuację.
- Nie ma potrzeby na kłótnię. Dogadujemy się przecież świetnie - skomentowała z lekkim wzruszeniem ramionami. Sama spodziewała się czegoś innego. Ucieczki, płaczu czy błagania. Fakt, że nawet nie próbował się bronić odrobinę ostudził jej zapał. Przynajmniej dopóki się zachowywał. Ona także badała dopiero sytuację, bo chociaż ich relacja rozwijała się niebezpiecznie szybko, tak naprawdę nie znali się wcale.
- Depozyt. Do odsetek wrócimy jak już spłacisz całość - zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Na sam koniec zacisnęła jeszcze mocniej dłoń na jego żuchwie specjalnie wbijając w nią długie, pomalowane na czarno, paznokcie. - Nie kombinuj, bo nie jestem cierpliwa - dodała ciszej puszczając go.
Grzecznie poczekała aż przyjdzie jej kolej na zieloną butelkę z alkoholem. Przyjęła ją natychmiastowo nie zastanawiając się nawet co mogło być w środku. Słuchając jego słów przytknęła chłodne szkło do ust ciągnąć kolejno kilka grubszych łyków, zdecydowanie za dużych jak na niepozorne gabaryty jej ciała. Znane gorąco rozlało się po jej przełyku. Fale mdłości wstrząsnęły jej pustym żołądkiem kiedy oddawała mu z powrotem butelkę.
Zdziwiła się, że zamierzał zostać. Była niemal pewna, że z udawanym spokojem jak najszybciej opuści mieszkanie i zaszyje się gdzieś poza jej zasięgiem próbując uniknąć jej gniewu. Nie dała jednak nic po sobie poznać. Lubił igrać z ogniem? Świetnie, bo trafił idealnie. Jeśli się nie odsunął zgrabnym ruchem zsunęła się ze stolika siadając bokiem na jego udach. Niespiesznie oparła się o niego kobiece ciało nosem trącając odsłonięty skrawek miękkiej skóry ponad krawędzią jego bluzy.
- Nie potrzebuję kolacji - cichy głos drażniący oddechem jego skórę. Była blisko, nie dotykała go jednak. - Skoro chcesz zostać to się przydasz. Ale najpierw musisz się kurwa umyć bo jebiesz kurczakiem - dodała odsuwając się. Zamierzała wstać, jeśli jej na to pozwolił. Lekka głowa, odrobine zbyt płynne ruchy, mrowienie w koniuszkach palców. Nie mogła porobić się jak wtedy w barze. Nie ufała mu za grosz, ale odrobinę? Kilka, może kilkanaście sporych kukow na pusty żołądek. Zgarnęła po drodze telefon, bo pewnie jego też sprzedałby za jakiś bezcen w pobliskim lombardzie. Wróciła na jego łóżko układając się na boku blisko ściany.
Asami Kai ubóstwia ten post.