Mieszkanie nr 352 B | Asami Kai - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Asami Kai

Nie 30 Kwi - 20:48
First topic message reminder :

Mieszkanie nr 352 B


Mieszkanie znajduje się na ostatnim, piętnastym piętrze. Numer wydaje się przypadkowy przez wzgląd na to, że po prawej znajduje się mieszkanie 411, a po lewej 145. Nie wiadomo co znaczy "B".
Samo wnętrze jest ciasne. Najbardziej niezawodnym elementem wystroju jest kuchenka gazowa, która działa niezależnie od cięć w dostawach prądu oraz pogody. Z kranu leci tylko zimna woda. Klimatyzacja działa na losowym programie przy każdym włączeniu. Łóżko jest wygodne, lecz dość krótkie. Z okna rozciąga się wspaniały, okratowany widok na centralne Nanashi. Podłoga jest zazwyczaj wysprzątana w przeciwieństwie do kuchennego blatu. Ściany są dość cienkie. Rano ze snu wyrywa budzik sąsiada z lewej, a nocą ciężko zasnąć przy kłótniach sponsorowanych przez parę z prawej.

Asami Kai

Amakasu Shey ubóstwia ten post.


Amakasu Shey

Pią 5 Maj - 22:03
Miał ładny uśmiech. Fakt, że uśmiechał się w takiej sytuacji był co najmniej niepokojący, ale Shey zdawała się tego nie zauważać. Wręcz przeciwnie. Może fakt, że był taki wyluzowany sprawił, że zeszło z niej całe napięcie. Oczywiście sportowy prawy sierpowy na pewno też pomógł. Teraz jednak szła z powrotem do jego mieszkania, jak gdyby nic się nie stało. W następnej sekundzie zaczęła żałować, że jednak zdecydowała się wyrzucić kij bejsbolowy. Kurwa. Znowu zaczął tak dużo i ciężko pierdolić. Przez chwilę zastanawiała się czy on w ogóle kiedykolwiek się zamykał. Może jednak powinna była pobić go do nieprzytomności, albo chociaż zakneblować. Już zaczynała żałować swoich złych wyborów. Jego wywód był okrutnie długi. Oczywiście bez problemu wywnioskowała, że on także nie robił tego pierwszy raz. Zawsze zanudzał na śmierć swoich "wrogów"? Była to jakaś taktyka. Nie był głupi, zwyczajnie takiego udawał. Prawie gratulowała mu kreatywności.

Zamiast tego jednak weszła do jego mieszkania czując się jak u siebie.
- Tak kurwa na pewno - skwitowała nie zaszczycając go kolejnym spojrzeniem. - Na pewno ktoś przejmie się śmiercią kolejnego śmiecia z Nanashi. Masz o sobie całkiem spore mniemanie, księżniczko. Gliny nie spluną nawet w stronę kogoś takiego jak ty - kontynuowała bez chociażby krztyny współczucia. W końcu ona także była zaledwie pierwszym lepszym śmieciem z Nanashi. Przynależność do Shingetsu nie dawała jej immunitetu czy przywilejów. Dawała jej zaledwie pewność siebie. Pewność osoby, która widziała w życiu więcej gówna niż każdy inny przeciętny człowiek. Brała udział w akcjach, których poziom nielegalności nie mieścił się w większości ludzkich umysłów. Nastraszenie młodego chłopaka wydawało jej się dziecinnie błahe. Była wybrukowana. Odpowiedzialność zniknęła razem ze zdrowym rozsądkiem, a strach stał się zaledwie wyborem. Mógł jej tłumaczyć co chciał. Doskonale wiedziała, że próbował jedynie uratować swoją dupę. Nikt nie lubił kłopotów, były męczące. A Kai miał widocznie do nich smykałkę.

- Myślisz, że będę Cię szukać? - Wyśmiała go, bez krztyny rozbawienia w głosie. Wcale nie specjalnie przeciągnęła się na łóżku tak, że jego luźna koszulka powędrowała niebezpiecznie do góry odsłaniając długie, blade nogi pokryte pajęczyną blizn. W c a l e. - Sam do mnie przyjdziesz, Kai - dodała ciszej. Nie kłamała. Rzeczywiście tak uważała. Miała wrażenie, że podobała mu się obecna sytuacja. Asami Kai chciał być w jej oczach ofiarą. A ona zamierzała łaskawie mu na to pozwolić. Podniosła się z łóżka do pionu. Jej szare tęczówki w dwóch odcieniach ponownie zatrzymały się na jego ładnym uśmiechu. Nie odrywając od niego wzroku pociągnęła ostatnie kilka łyków z butelki całkowicie ją osuszając. Zaczęła iść powoli w jego stronę. Odstawiła butelkę na stole sunąc po jego blacie pomalowanym na czarno paznokciem. Jeśli się nie odsunął zatrzymała się dopiero jeden niewielki krok od niego. Niestety musiała zadrzeć głowę ku górze, bo był od niej znacznie wyższy. Zwłaszcza teraz, kiedy nie miała na sobie butów na grubej podeszwie. Stała tak jeszcze chwilę blokując z nim spojrzenie. W następnej sekundzie schyliła się, sięgając do kieszeni swojej bluzy leżącej niedbale na podłodze. Wyciągnęła z niej paczkę papierosów i zapalniczkę prostując się.

- Aż tak Ci się tam podobało? - Zapytała unosząc brwi ku górze. Włożyła sobie papierosa do ust odpalając go różową zapalniczką w małe kaczuszki. Zaciągnęła się wydmuchując cały dym perfidnie w jego stronę. - No nie wiem. Chyba zostanę tutaj na dłużej.
Amakasu Shey
Asami Kai

Pon 8 Maj - 20:52
Mówić mniej...? HA! Bezwątpienia nawet złamana szczęka by go nie powstrzymała! W tym momencie obita ani trochę go nie hamowała. Marszczył po prostu nos częściej gdy poczuł dyskomfort. Język zgrabnie przecierał rozciętą wargę, która przestawała już po chwili siąpić. Prawdą było, że po części pierdzielił, lecz nie odnosiło to dobrego rezultatu...? Sylwetka Shey nieznacznie się rozluźniła. Wydawała się poirytowana no ale jednak przychyliła się do prośby - odrzuciła oręż. Jego sposób bycia i prezencja nieznacznie korodowała z agresywną aurę w okuł. Łagodził obyczaje. Czy inni mogli patrzeć na niego z góry? Żałością? Wspaniale. Nie było nic lepszego jak wzbudzać w innych politowanie.

- Ach, może troszkę... - machnął dłonią jak faktyczna księżniczka, która chciała pohamować nadmiar spływających komplementów. Palce drugiej gładko przyłożył do policzka podkreślając złudną niewieścią skromność - Przepełnia mnie też romantyczna wiara w pragnienia. Przynajmniej te należące do tych wszystkich ludzi chcących wycisnąć ze mnie ostatniego yena. Okoliczności w których dołączyłaś do tego elitarnego grona były nieco burzliwe ale powiedzmy sobie wprost - wolałabyś poświęcać mniej energii i kłopotu na śmiecia z Nanashi niż więcej, tak samo jak wolałabyś gotówkę niż mnie sztywnego pod twoimi stópkami, prawda...? - nie mylił się co do tego, nie mógł. Był pewien. Jemu samemu nie chodziło o to, że szukałby pomocy wśród policji lub swoich. Nie uważał się za kogoś istotnego. Ale życie nie było filmem akcji, młodzieżowym opowiadaniem. Wymachiwanie bronią, grożenie zgonami nawet w przełożeniu na rzeczywistość było czymś kłopotliwym, potrafiło budzić pytania. Czy te może dwieście tysięcy jenów było warte zamieszania? Tego kłopotu? Na niego? Na takiego właśnie śmiecia. Uśmiechnął się do własnych myśli. Wiedział że nie. Nie chodziło o to że się cenił. Wręcz przeciwnie. Uważał się za wyjątkowo bezwartościowego. Jedyne co było w nim godne zainteresowania to to, że o ile miał możliwość - istniała szansa że coś zarobi. Dlatego nie bał się gróźb. Wiedział, że jeżeli ktoś chce odzyskać swoje pieniądze nie miał innego wyboru jak upewnić się że miał sprawne nogi by biegać, ręce by kraść oraz usta by zwodzić -...chociaż nad tą ostatnią możliwością mogę się zastanowić, jeżeli będzie to implikowało odpowiednie przeskalowanie zobowiązania - puścił filuterne oczko zdając sobie sprawę z tego, że ostatecznie...nie brzmiało to tak źle. A przynajmniej lepiej niż kolejna kwestia.

- Myślisz, że będę Cię szukać?
Kai zrobił lekkiego karpika. Przekrzywił lekko główkę. A nie...? Pomyślał skupiając na niej większą uwagę co nie do końca okazało się pomocne. Podejrzewał bowiem, że pytanie było podchwytliwe, lecz giętka sylwetka Shey sprawiła, że nie do końca był w tym momencie wykalkulować w którym miejscu - Sam... - Rozciągnięta koszula gładko układała się na jej klatce piersiowej, prowokacyjnie podwijając się przy kroku. Jasne tęczówki czujnie obserwowały ślizgającą się po skórze krawędź. Czy miała na sobie bieliznę...? - ...Cóż, nie lubię się kłócić... - przyznał z zahipnotyzowaniem obserwując jak spracowana bawełna płynnie ją obleka. Naturalnie nie potrafił utrzymać spojrzenia na jej twarzy, gdy się pochyliła. Trochę zaschło mu w gardle.
- Aż tak Ci się tam podobało?
Uniósł lekko brwi wyżej.
- Niewypowiedzianie... - przyznał z lekkim zamroczeniem. Dopiero kolejne słowa przywołały go do tu i teraz. chyba się przesłyszał - Mówisz na poważnie...? Nie masz, no nie wiem, jakiegoś żelazka włączonego w domu...? Jeżeli mówisz na poważnie to możemy się dogadać, ze klucz jest twój ale co tydzień z długu zejdzie 10 tyś jenów, Co ty na to? - zaproponował siadając przy stoliku, na którym oparł jedno ramię. Drugim sięgnął do sportowej torby po butelkę soju i zakąskę z suszonych rybek.
Asami Kai

Amakasu Shey ubóstwia ten post.

Amakasu Shey

Wto 9 Maj - 20:38
Prawda czy nie Shey już zdecydowała. Była okropnie uparta. Zdecydowała wydusić z niego spłatę w taki lub inny sposób. A najlepiej jego połączenie. Nic więc dziwnego, że dalsza część tego niespodziewanego spotkania zaczęła toczyć się wzburzonym tempem. I nie do końca chodziło tutaj tylko o pieniądze. Liczył się fakt i zabawa w jaką właśnie grali. Liczyła się droga do celu, bardziej niż samo zwycięstwo.

Płynne, kocie ruchy osoby, która przecież nie robiła nic specjalnie. Powolne kroki drapieżnika podchodzącego do swojej ofiary, chociaż tym razem to nie obawę dostrzegła w rozbieganych tęczówkach Asamiego. Nie potrafiła stwierdzić czy udawał czy rzeczywiście coś go ruszyło. Jego bierność w ogóle jej nie zniechęcała. Wręcz przeciwnie, zatrzymała się tuż przed nim. Zdecydowanie poza granice przyzwoitości dwóch obcych sobie osób. Bo przecież nie byli sobie obcy, a przyzwoitość roztrzaskała się razem z kijem bejsbolowym spadającym piętra w dół. Bezinteresownie zatrzymała szare spojrzenie odrobinę za długo na jego ustach, kiedy delikatnie uchylała swoje, mącąc powietrze między nimi szarymi kłębami tytoniowego dymu.

Nie od dzisiaj było wiadome, że Shey uchodziła za emocjonalną ruinę. Granice jej obcowania zaczynały i kończyły się za ledwie na fizyczności. Takiej jaką miał okazję poznać teraz lub tej, którą siłą i bólem wyryła na jego twarzy.

Obserwowała go kiedy zajmował miejsce na krześle. Zgrabnym ruchem wpakowała tyłek na blat stolika, zajmując miejsce obok jego ramienia. Podciągnęła długie nogi ku górze, prowokacyjnie opierając bose stopy wysoko na jego udzie. Przerzuciła sobie długie, powoli schnące, włosy przez ramię. Spojrzała na niego spod długich rzęs przekrzywiając lekko głowę, jak gdyby się nas czymś zastanawiała. Niewypowiedzianie sprawiło, że niewinny uśmieszek satysfakcji wykrzywił jej pełne usta i wciąż się na nich utrzymywał. Nie miała na sobie ani grama makijażu, co jedynie podkreślało jasnolilowe cienie pod wielkimi oczami. Może, gdyby rzeczywiście nie przywitała go kijem bejsbolowym uszłoby za całkiem niepozorną i niewinną? Pierwsze wrażenie mieli już jednak za sobą. W końcu właśnie toczyła się ich druga, zdecydowanie nie ostatnia, randka.

- Dogadać? - Podchwyciła unosząc delikatnie brwi ku górze, dając mu łaskawie dokończyć. Powolnym ruchem wyciągnęła w jego stronę wolną dłoń, drugą przytykając papierosa do pełnych zaróżowionych ust. Jeśli jej na to pozwolił, prawie nieodczuwalnie przytknęła kciuka do zaczerwienionej skóry na jego żuchwie przejeżdżając po niej delikatnie. Za kilka godzin czerwień miała przemienić się w głęboki fiolet przeplatany zielenią, a nie użyła przecież całej swojej siły. Jej szczery śmiech zakłócił panującą ciszę, chociaż puste szare tęczówki pozostały zimne. - Klucz jest mój a ty spłacisz całość razem z odsetkami - ucięła patrząc na niego z politowaniem, bo wciąż myślał, że miał tutaj coś do gadania. Jego próby negocjacji wydały jej się całkiem słodkie. Przegrał jednak na wstępie, bo Shey nie zamierzała mu odpuścić. Chyba bawiła się aż za dobrze.  Wzięła ostatniego bucha kończąc papierosa praktycznie do zera. Niedopałek wrzuciła do pustej butelki po piwie. Pet zasyczał delikatnie dusząc się w resztce niedopitego płynu.

Jej wzrok momentalnie zwietrzył butelkę soju, jaką bezmyślnie zdecydował się przy niej wyciągnąć. Chyba, że ponownie planował ją upić. Szanse na jego sukces były przecież wyjątkowo wysokie, bo Shey nie miała zamiaru sobie odmówić. Wyciągnęła w stronę zielonego szkła otwartą dłoń czekając aż przekaże jej butelkę.
- Zamierzasz ze mną zostać czy będziesz dzisiaj wychodził?
Amakasu Shey
Asami Kai

Pon 15 Maj - 2:14
Być może pogrywał szastając na lewo i prawo nadmiarem pewności siebie. Nieskromnie jednak był z tego powodu całkiem z siebie zadowolony. Pozwolił sobie uznać, że załagodził sytuację swoimi umiejętnościami oratorskimi oraz wrodzonym sprytem. W końcu w jednej chwili był pod bejsbolowym kijem, a w drugiej... no właśnie, dokąd go to zaprowadzi...?

Lekko wypowiadane słowa, frywolne strzelanie żartami, trzepotanie rzęskami - pod płaszczykiem tego wszystkiego starał się utrzymać przezorność. Chciał ją poznać bliżej, wczuć granice, wycenić na ile mógł sobie pozwolić z pogrywaniem w jej towarzystwie. Mimo wszystko właśnie dopisywał kolejnego, zawziętego windykatora do swojej listy. Szczęśliwie pomimo tego, że był impulsywny i narwany, nie wydawał się zbyt wymyślny. Dobrze wyglądał w jego koszuli, miał długie nogi i ponętnie poruszał się w ciasnych pomieszczeniach. Ciężko było się spierać, kiedy tak eksponowała swoje wdzięki. Nie było makijażu, wywiniętych rzęs, markowych ciuchów ale to nic. Kiedy było się tak tanim jak Kai wystarczyło sączyć przez skórę słodką uwagę. Czując nacisk dłoni na swojej twarzy przekręcił głowę ulegając. Ułożył ją w jej uchwycie jak chciała. Niewątpliwie zasługiwał na politowanie - Mogłem jednak pozwolić ci wziąć kij ze sobą. Kiedy jesteś taka mam wrażenie, że nie do końca mam ochotę stawiać ci opór. Takie dogadywanie się nawet trudno tym faktycznie nazwać - przyznał spoglądając na przyćmioną przez papierosowy dym kobiecą sylwetkę. Rozmarzona szczerość dźwięczała w każdym słowie - Wstrzymajmy się rozmawianiem więc może o odsetkach. Obawiam się, że w tym momencie wpędziłbym się w coś zdecydowanie niekorzystnego. Klucz zachowaj. To prezent lub depozyt. Jak wolisz - gładko się dostosował starając się odepchnąć na chwilę obecną poważniejsze problemy.
Podał jej alkohol po tym jak samemu pociągnął z gwinta łyka. Wtarł resztkę w rękaw bluzy. Zaśmiał się zawadiacko.
- Skarbie, właśnie mamy za sobą więcej zaliczonych czekpointów niż przecięte pary w kilkuletnich związkach, a to dopiero nasze drugie spotkanie - mieli już randkę, był w jej mieszkaniu, ona teraz była w jego, mają za sobą pierwsze akty przemocy domowej, dzielą we dwójkę metraż kawalerki, a i to na nim leży kłopotliwa problematyka spłaty "hipoteki - Czuję się zatem wyjątkowo zżyty - jak mógłbym cię opuścić? Do tego blankiet jest dość cienki. Alkohol nie rozgrzeje cię wystarczająco. Obawiam się, że beze mnie obok nie przetrwasz wieczora - mruknął zaczepnie. Samemu odpalił sobie fajka po tym, jak zrobiła mu smaka - Powinienem zaproponować ci kolację?
Asami Kai

Amakasu Shey ubóstwia ten post.

Amakasu Shey

Wto 16 Maj - 12:39

Spór z pozoru został zażegnany, chociaż Shey nie zgodziła się na żaden zaproponowany kompromis, o którym wspominał Kai. Była uparta i zdecydowanie nie zamierzała mu popuścić. Mimo wszystko na ten moment zawarli pewnego rodzaju rozejm. Chwilowe, kruche zawieszenie broni. Pytaniem pozostawało na jak długo. Westchnęła ciężko, jak gdyby cała sytuacja jedynie się skomplikowała, kiedy ciężar jego głowy spoczął na jej dłoni. Kai był pieszczochem, a ona nie miała nic przeciwko, żeby od czasu do czasu podrapać go za uchem. Nim się zorientowała opuszki długich palców wplątały się delikatnie w końcówki jego włosów na skroni gładząc delikatną skórę. Wciąż nie było jej go szkoda. Zasłużył, a teraz mógł się jedynie cieszyć, że trafił akurat na nią, a nie na jakiegoś osiłka z gnatem zamiast kija. Miał sporo szczęścia.

Ciche parsknięcie nakrapiane rozbawieniem zszokowało nawet ją samą. Zimna i odległa postawa miała w sobie wiele pęknięć, jednak nie każdy potrafił do nich dotrzeć. Kaiowi udawało się sporadycznie. Nie zniechęcał się jednak próbując dalej żartami rozładować sytuację.

- Nie ma potrzeby na kłótnię. Dogadujemy się przecież świetnie - skomentowała z lekkim wzruszeniem ramionami. Sama spodziewała się czegoś innego. Ucieczki, płaczu czy błagania. Fakt, że nawet nie próbował się bronić odrobinę ostudził jej zapał. Przynajmniej dopóki się zachowywał. Ona także badała dopiero sytuację, bo chociaż ich relacja rozwijała się niebezpiecznie szybko, tak naprawdę nie znali się wcale.

- Depozyt. Do odsetek wrócimy jak już spłacisz całość - zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Na sam koniec zacisnęła jeszcze mocniej dłoń na jego żuchwie specjalnie wbijając w nią długie, pomalowane na czarno, paznokcie. - Nie kombinuj, bo nie jestem cierpliwa - dodała ciszej puszczając go.

Grzecznie poczekała aż przyjdzie jej kolej na zieloną butelkę z alkoholem. Przyjęła ją natychmiastowo nie zastanawiając się nawet co mogło być w środku. Słuchając jego słów przytknęła chłodne szkło do ust ciągnąć kolejno kilka grubszych łyków, zdecydowanie za dużych jak na niepozorne gabaryty jej ciała. Znane gorąco rozlało się po jej przełyku. Fale mdłości wstrząsnęły jej pustym żołądkiem kiedy oddawała mu z powrotem butelkę.

Zdziwiła się, że zamierzał zostać. Była niemal pewna, że z udawanym spokojem jak najszybciej opuści mieszkanie i zaszyje się gdzieś poza jej zasięgiem próbując uniknąć jej gniewu. Nie dała jednak nic po sobie poznać. Lubił igrać z ogniem? Świetnie, bo trafił idealnie. Jeśli się nie odsunął zgrabnym ruchem zsunęła się ze stolika siadając bokiem na jego udach. Niespiesznie oparła się o niego kobiece ciało nosem trącając odsłonięty skrawek miękkiej skóry ponad krawędzią jego bluzy.
- Nie potrzebuję kolacji - cichy głos drażniący oddechem jego skórę. Była blisko, nie dotykała go jednak. - Skoro chcesz zostać to się przydasz. Ale najpierw musisz się kurwa umyć bo jebiesz kurczakiem - dodała odsuwając się. Zamierzała wstać, jeśli jej na to pozwolił. Lekka głowa, odrobine zbyt płynne ruchy, mrowienie w koniuszkach palców. Nie mogła porobić się jak wtedy w barze. Nie ufała mu za grosz, ale odrobinę? Kilka, może kilkanaście sporych kukow na pusty żołądek. Zgarnęła po drodze telefon, bo pewnie jego też sprzedałby za jakiś bezcen w pobliskim lombardzie. Wróciła na jego łóżko układając się na boku blisko ściany.
Amakasu Shey

Asami Kai ubóstwia ten post.

Asami Kai

Wto 16 Maj - 21:21
Nigdy nie zaprzeczał temu, że miał szczęście. Problemy go ścigały, lecz dopóki spadał na cztery łapy to przecież nie szkodziło - mógł biec, kombinować. Gdy jednak lądował z deszczu pod rynną to też nie był to koniec świata. Prędzej czy później musiało przestać padać. Cierpliwie więc czekał nie wzniecając buntu. Każdy opór napotykał siłę go równoważącą. Głupio więc ulegał pozbawiając Shey powodów do przemocy. Zuchwale schlebiał jej miedzy słowami, żartował. Każdy uśmiech przełamujący skrupulatnie trzymaną na twarzy maskę twardzielki uważał za swój mały sukces, pewna grę. Kiedy więc jej dłoń chciała uchwycić go za podbródek by wzmocnić wdzięk niewypowiedzianej wprost groźby - z głupkowatym uśmiechem się w niej ułożył oddając się drobnej pieszczocie.
- Oczywiście, że nie ma - Powtórzył po niej jakby od niechcenia przyklaskiwał oczywistości. Tak jak trwa była zielona, a niebo błękitne, to nie było potrzeby na zwadę. Wlepiał w nią spojrzenie pełne zadowolenia i kuszenia. Kobiety też to lubiły. Przecież wiedział.
- Oj nie psuj atmosfery tymi groźbami. Szczęśliwie mam cierpliwości za naszą dwójkę więc nie ma powodu do nerwów - przecież nie będzie kombinował. Nie przy niej. Zaśmiał się mrużąc powieki gdy wzmogła bolesne zakleszczenie. Stymulujące upomnienie rozeszło się milknącym uciskiem pod skórą. Przetrzymał to zerkając na nią kiedy wzniosła butelkę do ust.

Nie zamierzał wychodzić z domu. Mimo wszystko to było jego mieszkanie i nie czuł by cokolwiek w tym się miało zmienić nawet gdyby zyskał dziesiątkę niespodziewanych lokatorów. Zdecydowanie nie zaglądał tu codziennie, a dziś to zrobił bo nie miał za wielkiego wyboru. Nie miał gdzie się zaszyć. Był za stary na nocowanie w pustostanach lub dworcach. Zwłaszcza kiedy Nanashi przypominało jedną wielką kałużę. Czemu miała mu przeszkadzać? Wygrażała się, biła, lecz czy teraz nie pili z jednej butelki? Właśnie.

Nie odsunął się od niej na cal. Z zadowoleniem przyjął ciężar jej sylwetki. Odchylił od siebie papieros. Trzymając go między palcami sięgnął dłonią za jej plecy w naturalny sposób tworząc dla niej oparcie. Odchylił szyję by ciepły oddech spryskał zagłębienie. W momencie, kiedy chciała się zerwać i odsunąć - nie pozwolił na to. Druga dłoń przytrzymała ją w biodrach przyciągając bliżej. Jeżeli zaskoczona oparła się na jego torsie i ramionach - doskonale. Kąciki ust wygięły się lubieżnie.
- Mogę je zdjąć. Ubrania. - zaproponował. Niewątpliwie bardziej z nimi był problem, niż z nim samym. W tym momencie był o tym bezwzględnie przekonany. Było ich zdecydowanie za dużo. - Mógłbym się wtedy przydać od razu. Co sądzisz...? - teraz to on z szeptał jej w zagięcie szyi. Prowokowała szukając kontaktu, nie unikając jego samego. Nie mógł więc nie poczuć szczypty podekscytowania. Entuzjastycznie i odważnie wyszedł drażnionemu pragnieniu na przeciw nie bacząc na konsekwencje. Kim był by się ograniczać - Nie chcesz chyba mnie zmuszać bym mył się dwukrotnie, co? Woda jest lodowata - ze skarżącą nutą zadarł brodę by pocałować ją pod płatkiem ucha. Siedząc na jego udach seksownie górowała. Dłoń z jej biodra przesunął na talię ściskając skórę przez cienki materiał koszuli.


Ostatnio zmieniony przez Asami Kai dnia Wto 6 Cze - 22:53, w całości zmieniany 1 raz
Asami Kai
Amakasu Shey

Czw 18 Maj - 13:34
Spięła się znacznie, kiedy przytrzymał ją w miejscu. Nagle do niej dotarło, że Kai był żywą istotą, a nie zaledwie zabawką w jej szczupłych dłoniach; że posiadał własną wolę i że niekoniecznie musiał być bierny. Mimo wszystko ją zaskoczył, bo nie spodziewała się po nim niczego więcej niż cichej akceptacji. Uniosła brwi ku górze, kiedy nie zdążyła zareagować a jej przyciągnięte ciało oparło się na jego torsie.

- No proszę. Nawet ci do twarzy z namiastką kontroli - skomentowała typowo znudzonym tonem z wyczuwalną nutą rozbawienia. Jak zwykle szukała rozrywki i tym razem nie było inaczej. Fakt, że Kai nie był jedynie wystraszonym szczeniakiem trzęsącym się pod jej spojrzeniem, zdecydowanie polepszył jej humor.  Kto wie, może nawet nabrała odrobinę ochoty na zabawę.

Odchylona głowa na bok ułatwiła mu dostęp do pokrytej bliznami nierównej faktury wrażliwej skóry. Pozwoliła, żeby jego gorący oddech omiótł jej szyję. Przymknęła na moment powieki rozkoszując się pojedynczym dotykiem jego ust za uchem. Jedną chłodną dłoń zarzuciła na jego kark zaczepiając  paznokcie o ciepłą skórę. Drugą dłonią zgrabnie sięgnęła po papierosa, którego trzymał i umiejętnie mu go zabrała. Zblokowała z nim puste spojrzenie tęczówek w różnych kolorach szarości. Kiedy jego dłoń bezczelnie zaczęła błądzić po jej talii prowokacyjnie ułożyła pełne usta na papierosie zaciągając się trującym dymem. Przyciągnęła Kaia do siebie zatrzymując ich twarze w zaledwie milimetrowej odległości. Pojedyncze urywane wspomnienia ostatniego spotkania przewinęły się między chaosem myśli, bo chyba już tak kiedyś ją trzymał. Przymknęła powieki wydychające cały duszący dym prosto w jego usta.

Odsunęła się nieznacznie ponownie odnajdując jego spojrzenie. -Jeśli myślisz, że tak łatwo uda ci się mnie udobruchać to jesteś w kurewskim błędzie - zaczęła uspokajająco gładząc opuszkami palców jego kark. - Najpierw oddasz mi przynajmniej połowę,  a potem wrócimy do tej rozmowy - kontynuowała wyginając usta w zadowolonym uśmiechu, który nie obejmował jej zimnego spojrzenia. . Niepostrzeżenie obróciła zabranego mu papierosa w długich palcach. To nie tak, że nie miała ochoty się pieprzyć. Zwyczajnie nie po to tutaj przyszła. A Kai miał jeszcze sporo do zrobienia zanim zdecydowałaby się na niego spojrzeć. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że był nawet całkiem czarujący, jak na kameleona próbującego swojego szczęścia. Zdecydowanie pasował jej sposób, w jaki pewnie trzymał jej kościste biodro.

- Na ten moment możesz być zaledwie namiastką mojego koca. A zimny prysznic dobrze Ci zrobi - dokończyła i na przypieczętowanie swoich słów przytknęła żarzący niedopałek do odsłoniętej skóry na jego przedramieniu, wciąż wygodnie zajmując miejsce na jego udach.
Amakasu Shey
Sponsored content
maj 2038 roku