Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Duży apartament, opis dodam później
Apartament 77
Jego dotyk przeszył elektryzującym impulsem rozluźnione całkowicie mięśnie, kiedy szorstkość palców przejechała po nabrzmiałej, najbardziej wrażliwej części jej ciała. Jej wiotkie uda uniosły się lekko jakby w odruchu ich zaciśnięcia, oddech ugrzązł w wysuszonym na wiór gardle tylko po to, żeby zaraz znowu się rozluźnić wraz z chłodem spowodowanym zabrana dłonią i zbolałym westchnieniem. Potrzebowała, żeby przerwał tak samo jak nie chciała, żeby przestał.
- Powycierasz mnie?- poprosiła grzecznie nie wiedząc nawet, że taki był jego plan od samego początku. Przyjmowała jego troskę z dziwnym spokojem. Wiedziała, że by jej tak nie zostawił. Dbał w końcu o swoją własność. Nie raz została wyrzucona w podobnym stanie na bruk. Kiedy emocje opadły, a seks został jedynie wspomnieniem unoszącym się dusznością w powietrzu, nie była już nic więcej warta. Niepotrzebna. Zużyta laleczka, którą nikt więcej nie miał ochoty się bawić. Z Shizuru było oczywiście inaczej. W ten swój pokręcony, trochę chłodny sposób. Nie potrafiła go docenić, przynajmniej nie otwarcie. Sposób w jaki się z nią obchodził był tak skrajnie różny. Mógł traktować ją jak najdroższą kochankę tylko po to, żeby przy kolejnym spotkaniu byli dla siebie całkiem obcy. Mimo wszystko tak bardzo jak dawał potrafił też odbierać. Nie raz trzymając ją na zimny dystans. Bezwzględnie na wyciągnięcie swojej dłoni. Potrafił po nią sięgnąć, kiedy mu pasowało, a jednak nie dawał jej możliwości dobrowolnego sięgnięcia po samego siebie. Czasami zastanawiała się czy robił to nieświadomie. Były to te skomplikowane momenty ich relacji, które dawały jej powody do kwestionowania wszystkiego co ich łączyło. Przynajmniej z początku. Z czasem przyzwyczaiła się do bycia potrzebną i chcianą tylko połowicznie. Musiała przyznać, że taki układ był okropnie wygodny. Nie było w nim miejsca na wysokie oczekiwania i wielki zawód. Nauczyła się odpowiadać tym samym okupując własne życie innymi przyjemnościami. Takimi, które sprawiały, że czuła się żywa tym samym niszcząc siebie i swoje zdrowie. Brak poszanowania do własnego ciała towarzyszył jej od dawna. A może zwyczajnie od zawsze taka już była i Shizuru nie miał z tym nic wspólnego? Chociaż potrafił ją przejrzeć w każdym innym względzie i w każdej innej sytuacji, akurat w tej kwestii pozostawał ślepo nieświadomy. A może zwyczajnie specjalnie ignorował jej wstyd do siebie? W końcu dla niej było to czymś absolutnie normalnym, więc czemu on miałby uważać inaczej. Jej własny strach, jej własne demony i niepewności sprawiały, że lgnęła ku niemu jeszcze bardziej. W potrzebie tego bezpieczeństwa, które potrafiły dać tylko jego kontrolujące każdy jej ruch raniona. Tym samym nie była mu wierna, bo potrzeba oddania się w czyjeś obce, obleśne łapy tylko po to, żeby udowodnić sobie jakim dnem naprawdę była, również silnie ją kontrolowała. Rozdartej najłatwiej było się po prostu znieczulić używkami i zapomnieć o problemie. Mogła też zapomnieć na zawsze. Zawsze istniało to jedno, ostateczne wyjście z sytuacji. Tchórzostwo.
Teraz jednak umysł pozostawał błogo pusty. Z ufnym spojrzeniem w końcu otworzyła powieki napotykając te ulubione, miodowe tęczówki. Uśmiechnęła się nieśmiało. Nie chciała, żeby wychodził, ale jej ruchy zdawały się zbyt wolne, żeby zaprotestować. Nim się obejrzała zniknął za drzwiami wychodząc na korytarz. W jego zastępstwie miękki materac ugiął się lekko pod całkiem ciężkim, jak na kota, ciałkiem. Przeciągłe miauczenie wiecznie potrzebującego uwagi Puszka zakłóciło jej spokój. Burknęła coś niezadowolona, kiedy stał na niej czterema łapkami wbijając się w jej klatkę piersiową.
- Puszuś!- Skarciła go, jednak już po chwili drżące dłonie objęły miękkie futerko tuląc go do siebie. W proteście wyprostował łapki zapierając się. Siłowali się tak przez krótka chwilę i w końcu Puszek zszedł z niej wywracając się brzuchem do góry tuż obok jej ramienia i bawiąc się długimi, wciąż mokrymi i splątanymi, włosami.
Przyjęła wodę i lekarstwo bez marudzenia. Tak naprawdę mógłby jej dać absolutnie wszystko, a i tak by nie protestowała. Westchnęła unosząc ciężkie ciało na drżących łokciach.
- Jutro i tak umrę - przyznała niechętnie niby nie chcący zatrzymując spojrzenie na idealnie wyrzeźbionych mięśniach jego brzucha, układających się w literę V niżej tam gdzie … - Zostaniesz ze mną do rana? - Zapytała oddając mu pustą szklankę i klepiąc dłonią miejsce koło siebie. Zdecydowanie pasowało jej zasypianie w jego ramionach. Nie miałaby mu jednak za złe, gdyby zdecydował odejść. Może potrzebował trochę przestrzeni. W końcu po części zmusiła go dzisiaj do całego zbliżenia, samolubnie niczego nie żałując. Zmęczona, ale trzeźwiejąca wiedziała lepiej niż kontynuować ich rozmowę narażając się tym samym na niepotrzebną kłótnię. Nie powstrzymała jednak cichego pytania. - Gniewasz się?
@Saga-Genji Shizuru
- Powycierasz mnie?- poprosiła grzecznie nie wiedząc nawet, że taki był jego plan od samego początku. Przyjmowała jego troskę z dziwnym spokojem. Wiedziała, że by jej tak nie zostawił. Dbał w końcu o swoją własność. Nie raz została wyrzucona w podobnym stanie na bruk. Kiedy emocje opadły, a seks został jedynie wspomnieniem unoszącym się dusznością w powietrzu, nie była już nic więcej warta. Niepotrzebna. Zużyta laleczka, którą nikt więcej nie miał ochoty się bawić. Z Shizuru było oczywiście inaczej. W ten swój pokręcony, trochę chłodny sposób. Nie potrafiła go docenić, przynajmniej nie otwarcie. Sposób w jaki się z nią obchodził był tak skrajnie różny. Mógł traktować ją jak najdroższą kochankę tylko po to, żeby przy kolejnym spotkaniu byli dla siebie całkiem obcy. Mimo wszystko tak bardzo jak dawał potrafił też odbierać. Nie raz trzymając ją na zimny dystans. Bezwzględnie na wyciągnięcie swojej dłoni. Potrafił po nią sięgnąć, kiedy mu pasowało, a jednak nie dawał jej możliwości dobrowolnego sięgnięcia po samego siebie. Czasami zastanawiała się czy robił to nieświadomie. Były to te skomplikowane momenty ich relacji, które dawały jej powody do kwestionowania wszystkiego co ich łączyło. Przynajmniej z początku. Z czasem przyzwyczaiła się do bycia potrzebną i chcianą tylko połowicznie. Musiała przyznać, że taki układ był okropnie wygodny. Nie było w nim miejsca na wysokie oczekiwania i wielki zawód. Nauczyła się odpowiadać tym samym okupując własne życie innymi przyjemnościami. Takimi, które sprawiały, że czuła się żywa tym samym niszcząc siebie i swoje zdrowie. Brak poszanowania do własnego ciała towarzyszył jej od dawna. A może zwyczajnie od zawsze taka już była i Shizuru nie miał z tym nic wspólnego? Chociaż potrafił ją przejrzeć w każdym innym względzie i w każdej innej sytuacji, akurat w tej kwestii pozostawał ślepo nieświadomy. A może zwyczajnie specjalnie ignorował jej wstyd do siebie? W końcu dla niej było to czymś absolutnie normalnym, więc czemu on miałby uważać inaczej. Jej własny strach, jej własne demony i niepewności sprawiały, że lgnęła ku niemu jeszcze bardziej. W potrzebie tego bezpieczeństwa, które potrafiły dać tylko jego kontrolujące każdy jej ruch raniona. Tym samym nie była mu wierna, bo potrzeba oddania się w czyjeś obce, obleśne łapy tylko po to, żeby udowodnić sobie jakim dnem naprawdę była, również silnie ją kontrolowała. Rozdartej najłatwiej było się po prostu znieczulić używkami i zapomnieć o problemie. Mogła też zapomnieć na zawsze. Zawsze istniało to jedno, ostateczne wyjście z sytuacji. Tchórzostwo.
Teraz jednak umysł pozostawał błogo pusty. Z ufnym spojrzeniem w końcu otworzyła powieki napotykając te ulubione, miodowe tęczówki. Uśmiechnęła się nieśmiało. Nie chciała, żeby wychodził, ale jej ruchy zdawały się zbyt wolne, żeby zaprotestować. Nim się obejrzała zniknął za drzwiami wychodząc na korytarz. W jego zastępstwie miękki materac ugiął się lekko pod całkiem ciężkim, jak na kota, ciałkiem. Przeciągłe miauczenie wiecznie potrzebującego uwagi Puszka zakłóciło jej spokój. Burknęła coś niezadowolona, kiedy stał na niej czterema łapkami wbijając się w jej klatkę piersiową.
- Puszuś!- Skarciła go, jednak już po chwili drżące dłonie objęły miękkie futerko tuląc go do siebie. W proteście wyprostował łapki zapierając się. Siłowali się tak przez krótka chwilę i w końcu Puszek zszedł z niej wywracając się brzuchem do góry tuż obok jej ramienia i bawiąc się długimi, wciąż mokrymi i splątanymi, włosami.
Przyjęła wodę i lekarstwo bez marudzenia. Tak naprawdę mógłby jej dać absolutnie wszystko, a i tak by nie protestowała. Westchnęła unosząc ciężkie ciało na drżących łokciach.
- Jutro i tak umrę - przyznała niechętnie niby nie chcący zatrzymując spojrzenie na idealnie wyrzeźbionych mięśniach jego brzucha, układających się w literę V niżej tam gdzie … - Zostaniesz ze mną do rana? - Zapytała oddając mu pustą szklankę i klepiąc dłonią miejsce koło siebie. Zdecydowanie pasowało jej zasypianie w jego ramionach. Nie miałaby mu jednak za złe, gdyby zdecydował odejść. Może potrzebował trochę przestrzeni. W końcu po części zmusiła go dzisiaj do całego zbliżenia, samolubnie niczego nie żałując. Zmęczona, ale trzeźwiejąca wiedziała lepiej niż kontynuować ich rozmowę narażając się tym samym na niepotrzebną kłótnię. Nie powstrzymała jednak cichego pytania. - Gniewasz się?
@Saga-Genji Shizuru
Warui Shin'ya, Bakin Ryoma and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Reakcja jej ciała na bodziec, który zdawał się być o jednym za dużo, zagrzał jeszcze na moment krew w jego żyłach. Gładka, teraz jeszcze delikatniejsza skóra pod jego palcami nadal była trochę wilgotna. Odepchnął od siebie przemożną ochotę rozsunięcia jej nóg po raz wtóry i wyłuskanie z niej jeszcze jednego spełnienia. Taki był właśnie wpływ dziewczyny na jego samokontrolę; przekraczanie nawet własnych granic było bardziej kuszące w jej obecności niż w jakimkolwiek innym. Nadszedł jednak czas na spoczynek, a jutro też był dzień.
Widząc, jak kocur wgniata w kobietę cały swój ciężar przy pomocy czterech łap — teraz pewnie czterech punktów będących źródłem bólu — Shizuru pokręcił głową z lekkim rozbawieniem i czekał cierpliwie, aż Naksu będzie w stanie trochę się podnieść z leżącej pozycji. Omiótł jeszcze raz spojrzeniem jej wygięte ciało, nadal ciesząc oczy jego widokiem, choć już, naturalnie, nie z takim palącym ogniem jak przed i w trakcie ich zbliżenia. Gdy wykonała jego prośbę, a Shizuru usłyszał jej słowa, nacisnął żartobliwie palcem jej nos jak guzik od pilota.
— Dzięki temu może trochę mniej będziesz umierać — odparł, odkładając szklankę na stolik. Woda w butelce czekała na swoją kolej, gdy kobietę nieuchronnie w końcu złapie dojmujące pragnienie. Szklane naczynie przypomniało mu niespodziewanie o zapomnianej, pewnie nawet nie w połowie opróżnionej butelce z winem w łazience; nieważne. Zaczął się podnosić, by znów obejść łóżko i wrócić na swoją stronę. — Od samego początku miałem zamiar zostać — zapewnił ją. Zatrzymał się na moment u stóp łóżka, zastanawiając się, czy znaleźć im jakieś ubrania albo chociaż bieliznę. Zerknął w stronę Naksu praktycznie z pytaniem na języku, ale ostatecznie domyślił się, jakie będzie jej życzenie i po prostu zakończyć swój króciutki spacer, siadając na materacu.
Zaczął codzienną czynność pozbywania się protezy na czas spania, kiedy dotarła do niego jeszcze jedna fraza. Nie odparł od razu, szczerze zastanawiając się nad swoimi uczuciami. Gniewał się? Shizuru rzadko odczuwał tego typu surowy gniew, który był w stanie całkowicie omotać osobę, która go doświadczała, jednak, jako że Naksu już była niejednokrotnie świadkiem jego złości, nie był zdziwiony jej ciekawością. Czy może raczej zmartwieniem. Cała ona — skonsternowana jego reakcją, ale nadal robiąca każdą rzecz, którą mogła wywołać właśnie tę negatywną.
Uwolnił kolano z idealnie dopasowanego leja i ostrożnie odłożył konstrukcję na podłogę. Teraz, niestety, do wszystkiego, co wymagałoby wstania z łóżka, będzie musiała zmusić się Naksu. Jaka szkoda.
— Nie — rzekł, wchodząc pod kołdrę. Puszek, rzecz jasna, ani drgnął, by jakoś mu to ułatwić. Tak jak się spodziewał, kot będzie spał z nimi. Ułożył się na boku, przodem do niej, i spoglądał na jej profil w półświetle pokoju. — Chociaż zależy, o co dokładnie pytasz. Nie znoszę tego skurwysyna. Gdyby nie ty… — Nie musiał ani kończyć, ani precyzować, o kogo mu chodzi. Shizuru przeklinał bardzo rzadko, ale w przypadku tego mężczyzny przychodziło mu to zaskakująco łatwo. Nie chciał jednak alarmować różowowłosej, w końcu była to zaledwie iskra nienawiści, wtedy w klubie, gdy o nim wspomniała, i zgasła w przeciągu sekund. Dodał więc bez zwłoki — Ale to była przelotna złość, Naksu. Nie gniewam się o to. — Kolejna kwestia. — Jeśli chodzi o seks... Kochanie się z tobą to żadna trudność, skarbie — powiedział najłagodniej jak umiał. Gdyby naprawdę nie chciał, nie dałby się jej przekonać. To było tak proste. — Bardziej jest mi przykro, że brałaś, znowu, a mówiłaś, że nie będziesz więcej. — Przeniósł na parę sekund wejrzenie na jasne futro Puszka, po którym przesunął wkrótce dłonią, na co kotek zamruczał wyraźnie i głośno. Pogrążył się z myślach na jakiś czas. Tak właśnie zachowywali się uzależnieni, nieprawdaż? Składali obietnice, które były nic niewarte, jeśli w zasięgu pojawiał się obiekt ich zadurzenia. Wrócił do szmaragdowo-brunatnych tęczówek. — Zależy mi. Na twoim zdrowiu; na tym, jak się czujesz. Na tobie. — Przenikliwy błysk w topazowych oczach. — Wydaje się, że mi nawet bardziej, niż tobie samej.
Widząc, jak kocur wgniata w kobietę cały swój ciężar przy pomocy czterech łap — teraz pewnie czterech punktów będących źródłem bólu — Shizuru pokręcił głową z lekkim rozbawieniem i czekał cierpliwie, aż Naksu będzie w stanie trochę się podnieść z leżącej pozycji. Omiótł jeszcze raz spojrzeniem jej wygięte ciało, nadal ciesząc oczy jego widokiem, choć już, naturalnie, nie z takim palącym ogniem jak przed i w trakcie ich zbliżenia. Gdy wykonała jego prośbę, a Shizuru usłyszał jej słowa, nacisnął żartobliwie palcem jej nos jak guzik od pilota.
— Dzięki temu może trochę mniej będziesz umierać — odparł, odkładając szklankę na stolik. Woda w butelce czekała na swoją kolej, gdy kobietę nieuchronnie w końcu złapie dojmujące pragnienie. Szklane naczynie przypomniało mu niespodziewanie o zapomnianej, pewnie nawet nie w połowie opróżnionej butelce z winem w łazience; nieważne. Zaczął się podnosić, by znów obejść łóżko i wrócić na swoją stronę. — Od samego początku miałem zamiar zostać — zapewnił ją. Zatrzymał się na moment u stóp łóżka, zastanawiając się, czy znaleźć im jakieś ubrania albo chociaż bieliznę. Zerknął w stronę Naksu praktycznie z pytaniem na języku, ale ostatecznie domyślił się, jakie będzie jej życzenie i po prostu zakończyć swój króciutki spacer, siadając na materacu.
Zaczął codzienną czynność pozbywania się protezy na czas spania, kiedy dotarła do niego jeszcze jedna fraza. Nie odparł od razu, szczerze zastanawiając się nad swoimi uczuciami. Gniewał się? Shizuru rzadko odczuwał tego typu surowy gniew, który był w stanie całkowicie omotać osobę, która go doświadczała, jednak, jako że Naksu już była niejednokrotnie świadkiem jego złości, nie był zdziwiony jej ciekawością. Czy może raczej zmartwieniem. Cała ona — skonsternowana jego reakcją, ale nadal robiąca każdą rzecz, którą mogła wywołać właśnie tę negatywną.
Uwolnił kolano z idealnie dopasowanego leja i ostrożnie odłożył konstrukcję na podłogę. Teraz, niestety, do wszystkiego, co wymagałoby wstania z łóżka, będzie musiała zmusić się Naksu. Jaka szkoda.
— Nie — rzekł, wchodząc pod kołdrę. Puszek, rzecz jasna, ani drgnął, by jakoś mu to ułatwić. Tak jak się spodziewał, kot będzie spał z nimi. Ułożył się na boku, przodem do niej, i spoglądał na jej profil w półświetle pokoju. — Chociaż zależy, o co dokładnie pytasz. Nie znoszę tego skurwysyna. Gdyby nie ty… — Nie musiał ani kończyć, ani precyzować, o kogo mu chodzi. Shizuru przeklinał bardzo rzadko, ale w przypadku tego mężczyzny przychodziło mu to zaskakująco łatwo. Nie chciał jednak alarmować różowowłosej, w końcu była to zaledwie iskra nienawiści, wtedy w klubie, gdy o nim wspomniała, i zgasła w przeciągu sekund. Dodał więc bez zwłoki — Ale to była przelotna złość, Naksu. Nie gniewam się o to. — Kolejna kwestia. — Jeśli chodzi o seks... Kochanie się z tobą to żadna trudność, skarbie — powiedział najłagodniej jak umiał. Gdyby naprawdę nie chciał, nie dałby się jej przekonać. To było tak proste. — Bardziej jest mi przykro, że brałaś, znowu, a mówiłaś, że nie będziesz więcej. — Przeniósł na parę sekund wejrzenie na jasne futro Puszka, po którym przesunął wkrótce dłonią, na co kotek zamruczał wyraźnie i głośno. Pogrążył się z myślach na jakiś czas. Tak właśnie zachowywali się uzależnieni, nieprawdaż? Składali obietnice, które były nic niewarte, jeśli w zasięgu pojawiał się obiekt ich zadurzenia. Wrócił do szmaragdowo-brunatnych tęczówek. — Zależy mi. Na twoim zdrowiu; na tym, jak się czujesz. Na tobie. — Przenikliwy błysk w topazowych oczach. — Wydaje się, że mi nawet bardziej, niż tobie samej.
Warui Shin'ya, Chishiya Yue and Bakin Ryoma szaleją za tym postem.
Zdecydowanie nie pytała o Sorę. Wszystkimi siłami własnej woli próbowała nie rozpamiętywać tej żenującej chwili w klubie. Przynajmniej do tego momentu wspomnienia zostały stłumione przez inne, silniejsze, bodźce. Dojima Sora był rakiem w jej i tak już zepsutym życiu i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Mimo to nie potrafiła go sobie odpuścić. Może dlatego, że sama tak bardzo lubiła się niszczyć, a on zwyczajnie jej to ułatwiał? Szybko odgoniła od siebie przytłaczające myśli, bo nawet samo myślenie o nim sprawiało, że chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie, a w towarzystwie Shizuru wszystko stawało się wyraźniejsze. Miała cichą nadzieje, że rano nie będzie pamiętała o tych kilku słowach, których miał nie usłyszeć. Nie chciała się kłócić, wiec ze skruchą nie skomentowała jego słów, chociaż gorzkie „gdyby nie ja to co” cisnęło jej się na usta. Wiedziała, że spierdoliła już dzisiaj wystarczająco, a jednak nie było jej przykro. Rzadko kiedy miewała wyrzuty sumienia tłumacząc sobie, że przecież nic go z nią nie trzymało. Mógł odejść a ona nie próbowałaby go nawet zatrzymać. W końcu zrobiły tym sobie zwyczajnie przysługę.
Uniosła figlarnie jedną brew spoglądając na czysty miód przed sobą. Specjalnie wygięła zgrabne plecy w lekki łuk przeciągając się niczym zaspana kotka. Wyciągnęła ręce wyprostowane za głową, kolana lekko zgięła.. Była pewna swojego piękna, swojego ciała. Nie przeszkadzało to jednak w obrzydzeniu do samej siebie.
- Co ty nie powiesz - skomentowała jednak wesołość w jej głosie pokrywała się z szerokim uśmiechem zadowolenia. Lubiła ten stan, kiedy całe pragnienie opadało i pozostawało tylko czyste szczęście pomieszane ze spełnieniem. Cieszyła się, że mogła dzielić te momenty właśnie z nim. Było to chyba najbardziej naturalne uczucie, jakie potrafiła docenić. Odwróciła się na brzuch wypinając lekko zgrabny tyłek. Ot tak, żeby mógł sobie pooglądać.
Używki niby nic dla niej nie znaczyły. Oczywiście lubiła ten stan, kiedy wszystko przestawało mieć znaczenie; kiedy mogła poddać się wszechogarniającej obojętności pokrywającej szczelną powłoką kalejdoskop emocji, których na co dzień nie potrafiła się wyzbyć. Jasne, obiecywała za każdym razem, że był to ostatni raz. Alkohol jednak rozmiękczał postanowienie, a przecież piła zdecydowanie częściej niż rzadziej. Wolała, kiedy impreza trwała, a leczenie kaca kolejnym drinkiem jedynie w tym pomagało. Na trzeźwo miała problemy z asertywnością, a pijana nie potrafiła odmawiać praktycznie wcale, robiąc rzeczy, których wspomnień nawet najcięższe używki nie potrafiły wymazać. Zdawała sobie doskonale sprawę, że ich nie trawił. Przeżywali te dyskusje już wiele razy, kiedy zbywała całą poważność sprawy wzruszeniem ramion przyjmując jego niezadowolenie i zawód tak idealnie widoczny w jego oczach. Zawsze obiecywała, ale często nie dotrzymywała słowa.
- Ten jeden raz - kłamstwo, o którym obydwoje doskonale wiedzieli. Nie było sensu się tego nawet wypierać. - Chciałam trochę wytrzeźwieć zanim przyszedłeś - wyjaśniła, bo w tym momencie naprawdę tak uważała tym samym wiedząc, że nie był to ani pierwszy ani ostatni raz. On pewnie też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Niektórych przyzwyczajeń nie dało się już zmienić. Pomysł pójścia na odwyk nigdy nie pojawił się w jej głowie. Nie widziała problemu, więc czemu miałaby chcieć go rozwiązać? Tak było zwyczajnie łatwiej. Miała nadzieję, że Shizuru tym razem jej odpuści, bo nie było to ani miejsce ani czas na tak poważne rozmowy. Grając trochę na jego sumieniu ziewnęła głośno i przymykając na kilka dłuższych chwil ciężkie powieki. Nie było w tym nic trudnego, była naprawdę zmęczona.
Poważność ich rozmowy zaczęła ją przytłaczać. Może dlatego, że powoli trzeźwiała. Westchnęła zrezygnowana przykrywając swoją dłonią jego dłoń, która głaskała obecnie mięciutkie futerko Puszka. Splotła ich palce razem wpatrując się w śliczne dłonie. Nie patrzyła na niego.
- Nic mi przecież nie jest - odpowiedziała silniej niż wewnętrze się czuła. Nie chciała kontynuować tej rozmowy. Nie chciała słyszeć jego kolejnych slow, chociaż cieszyła się, że w końcu chociaż odrobine się przed nią uzewnętrznił. - Możesz mnie następnym razem ukarać, sir - dodała z cichym śmiechem próbując rozładować gęstą atmosferę. W końcu uniosła na niego zaspane tęczówki przyglądając mu się kilka dłuższych chwil spod długich rzęs. Przybliżyła się do Shizuru tym samym przesuwając trochę niezadowolonego Puszka między nimi, który po króciutkiej chwili przyjął z zadowoleniem otaczające ciepło z każdej ze stron. Ten to miał się dobrze. Była gotowa zasnąć u boku swojego mężczyzny.
@Saga-Genji Shizuru
Uniosła figlarnie jedną brew spoglądając na czysty miód przed sobą. Specjalnie wygięła zgrabne plecy w lekki łuk przeciągając się niczym zaspana kotka. Wyciągnęła ręce wyprostowane za głową, kolana lekko zgięła.. Była pewna swojego piękna, swojego ciała. Nie przeszkadzało to jednak w obrzydzeniu do samej siebie.
- Co ty nie powiesz - skomentowała jednak wesołość w jej głosie pokrywała się z szerokim uśmiechem zadowolenia. Lubiła ten stan, kiedy całe pragnienie opadało i pozostawało tylko czyste szczęście pomieszane ze spełnieniem. Cieszyła się, że mogła dzielić te momenty właśnie z nim. Było to chyba najbardziej naturalne uczucie, jakie potrafiła docenić. Odwróciła się na brzuch wypinając lekko zgrabny tyłek. Ot tak, żeby mógł sobie pooglądać.
Używki niby nic dla niej nie znaczyły. Oczywiście lubiła ten stan, kiedy wszystko przestawało mieć znaczenie; kiedy mogła poddać się wszechogarniającej obojętności pokrywającej szczelną powłoką kalejdoskop emocji, których na co dzień nie potrafiła się wyzbyć. Jasne, obiecywała za każdym razem, że był to ostatni raz. Alkohol jednak rozmiękczał postanowienie, a przecież piła zdecydowanie częściej niż rzadziej. Wolała, kiedy impreza trwała, a leczenie kaca kolejnym drinkiem jedynie w tym pomagało. Na trzeźwo miała problemy z asertywnością, a pijana nie potrafiła odmawiać praktycznie wcale, robiąc rzeczy, których wspomnień nawet najcięższe używki nie potrafiły wymazać. Zdawała sobie doskonale sprawę, że ich nie trawił. Przeżywali te dyskusje już wiele razy, kiedy zbywała całą poważność sprawy wzruszeniem ramion przyjmując jego niezadowolenie i zawód tak idealnie widoczny w jego oczach. Zawsze obiecywała, ale często nie dotrzymywała słowa.
- Ten jeden raz - kłamstwo, o którym obydwoje doskonale wiedzieli. Nie było sensu się tego nawet wypierać. - Chciałam trochę wytrzeźwieć zanim przyszedłeś - wyjaśniła, bo w tym momencie naprawdę tak uważała tym samym wiedząc, że nie był to ani pierwszy ani ostatni raz. On pewnie też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Niektórych przyzwyczajeń nie dało się już zmienić. Pomysł pójścia na odwyk nigdy nie pojawił się w jej głowie. Nie widziała problemu, więc czemu miałaby chcieć go rozwiązać? Tak było zwyczajnie łatwiej. Miała nadzieję, że Shizuru tym razem jej odpuści, bo nie było to ani miejsce ani czas na tak poważne rozmowy. Grając trochę na jego sumieniu ziewnęła głośno i przymykając na kilka dłuższych chwil ciężkie powieki. Nie było w tym nic trudnego, była naprawdę zmęczona.
Poważność ich rozmowy zaczęła ją przytłaczać. Może dlatego, że powoli trzeźwiała. Westchnęła zrezygnowana przykrywając swoją dłonią jego dłoń, która głaskała obecnie mięciutkie futerko Puszka. Splotła ich palce razem wpatrując się w śliczne dłonie. Nie patrzyła na niego.
- Nic mi przecież nie jest - odpowiedziała silniej niż wewnętrze się czuła. Nie chciała kontynuować tej rozmowy. Nie chciała słyszeć jego kolejnych slow, chociaż cieszyła się, że w końcu chociaż odrobine się przed nią uzewnętrznił. - Możesz mnie następnym razem ukarać, sir - dodała z cichym śmiechem próbując rozładować gęstą atmosferę. W końcu uniosła na niego zaspane tęczówki przyglądając mu się kilka dłuższych chwil spod długich rzęs. Przybliżyła się do Shizuru tym samym przesuwając trochę niezadowolonego Puszka między nimi, który po króciutkiej chwili przyjął z zadowoleniem otaczające ciepło z każdej ze stron. Ten to miał się dobrze. Była gotowa zasnąć u boku swojego mężczyzny.
@Saga-Genji Shizuru
Warui Shin'ya, Bakin Ryoma and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Śledził złotym wzrokiem krzywiznę jej wygiętych pleców, nie pomijając wcale piersi, które dzięki tej zmysłowej czynności wyeksponowała jedynie bardziej. W połączeniu z jej słowami nie nie mogło uchodzić to za nic innego niż prowokację, na którą uśmiechnął się nonszalancko. Naksu była bardzo świadoma swojej broni, jaką był jej wdzięk. Oparł głowę o zgiętą w łokciu rękę, pod gdy wzdłuż jego ciała pobiegł łagodny dreszcz — pozostałości podniecenia, wciąż podrzegane poczynaniami jego bezwstydnej narzeczonej. Powstrzymał się od dotykania jej ponownie, choć perspektywa wydarzeń po tym możliwych zdecydowanie kusiła do działania.
Zdecydowanie nie był to „jeden raz”, ale gdyby to kolejny raz wytknął, Naksu by po prostu znowu zaprzeczyła — tak to się już odbywało, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Kolejne słowa tylko pogorszyły sprawę; przestał się uśmiechać i zmrużył oczy, zbierając w sobie cierpliwość, której przecież miał w sobie całe połacie, a której wybitnie w tym momencie potrzebował.
— To, że bym tego nie zobaczył na własne oczy, nic nie zmienia — odpowiedział cicho, spokojnie, chociaż widział, że ucieka już od niego umysłem. Zawsze odbierał z pewnym bólem to, gdy zaczynała się od niego dystansować, a co miało miejsce niemal za każdym razem, gdy podejmował próby rozmowy w tych ciężkich obszarach. Wydawało się, że jedynym sposobem, by nie chciała pierzchnąć od Shizuru w popłochu, było granie zgodnie z jej zasadami, to jest — udawać, że wszystko jest w porządku.
Jej dłoń była miękka i nie stanowiła prawie żadnego ciężaru, a jednak odczuł go dotkliwie. „Nic mi nie jest”, mówiła, kiedy parę godzin wcześniej otumaniała się niemal do utraty świadomości; kiedy chwiała się przy każdym nieostrożnie stawianym kroku; kiedy pod jej zmęczonymi oczami sinymi kręgami objawiała się jej bezmyślna zabawa. Przygryzł wargę na następne wypowiedziane zdanie — kolejny dowód chęci dezercji. Być może kilkadziesiąt minut wcześniej tego typu słowa osiadłyby między nimi inaczej. Teraz jedynie wypadły dość płasko, Shizuru sprawiał wrażenie niezadowolonego i zranionego jednocześnie. Spojrzał na ich splecione dłonie przeciągle i wypuścił wstrzymane parę sekund powietrze z płuc.
Nie zatrzymał jej, gdy się zbliżyła. Przygarnął ją do siebie na tyle ciasno, na ile był w stanie, żeby jednocześnie nie zmiażdżyć kotka między nimi, układając jej głowę w zagłębieniu swojego ramienia.
— Porozmawiaj ze mną czasem, Naksu — rzekł cicho blisko jej ucha w sposób, który sugerował, że nie, nie uważał, że obecna konwersacja była taka, jaka chciał, żeby była, ale tym razem — ponownie — jej odpuszcza. Czy miłość polegała właśnie na tym?
Po chwili przykrył ją kołdrą i znów przytulił.
— Rano będę musiał na chwilę wyjść, ale wrócę do ciebie później i pójdziemy na obiad… lub kolację — mruknął jeszcze, zamykając oczy. — Jeśli dalej masz, oczywiście, ochotę.
Zdecydowanie nie był to „jeden raz”, ale gdyby to kolejny raz wytknął, Naksu by po prostu znowu zaprzeczyła — tak to się już odbywało, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Kolejne słowa tylko pogorszyły sprawę; przestał się uśmiechać i zmrużył oczy, zbierając w sobie cierpliwość, której przecież miał w sobie całe połacie, a której wybitnie w tym momencie potrzebował.
— To, że bym tego nie zobaczył na własne oczy, nic nie zmienia — odpowiedział cicho, spokojnie, chociaż widział, że ucieka już od niego umysłem. Zawsze odbierał z pewnym bólem to, gdy zaczynała się od niego dystansować, a co miało miejsce niemal za każdym razem, gdy podejmował próby rozmowy w tych ciężkich obszarach. Wydawało się, że jedynym sposobem, by nie chciała pierzchnąć od Shizuru w popłochu, było granie zgodnie z jej zasadami, to jest — udawać, że wszystko jest w porządku.
Jej dłoń była miękka i nie stanowiła prawie żadnego ciężaru, a jednak odczuł go dotkliwie. „Nic mi nie jest”, mówiła, kiedy parę godzin wcześniej otumaniała się niemal do utraty świadomości; kiedy chwiała się przy każdym nieostrożnie stawianym kroku; kiedy pod jej zmęczonymi oczami sinymi kręgami objawiała się jej bezmyślna zabawa. Przygryzł wargę na następne wypowiedziane zdanie — kolejny dowód chęci dezercji. Być może kilkadziesiąt minut wcześniej tego typu słowa osiadłyby między nimi inaczej. Teraz jedynie wypadły dość płasko, Shizuru sprawiał wrażenie niezadowolonego i zranionego jednocześnie. Spojrzał na ich splecione dłonie przeciągle i wypuścił wstrzymane parę sekund powietrze z płuc.
Nie zatrzymał jej, gdy się zbliżyła. Przygarnął ją do siebie na tyle ciasno, na ile był w stanie, żeby jednocześnie nie zmiażdżyć kotka między nimi, układając jej głowę w zagłębieniu swojego ramienia.
— Porozmawiaj ze mną czasem, Naksu — rzekł cicho blisko jej ucha w sposób, który sugerował, że nie, nie uważał, że obecna konwersacja była taka, jaka chciał, żeby była, ale tym razem — ponownie — jej odpuszcza. Czy miłość polegała właśnie na tym?
Po chwili przykrył ją kołdrą i znów przytulił.
— Rano będę musiał na chwilę wyjść, ale wrócę do ciebie później i pójdziemy na obiad… lub kolację — mruknął jeszcze, zamykając oczy. — Jeśli dalej masz, oczywiście, ochotę.
Warui Shin'ya, Amakasu Shey and Bakin Ryoma szaleją za tym postem.
Nie skomentowała więcej jego słów. Widziała beznadziejność własnych prób przeistoczenia wszystkiego w nieśmieszny żart. Jak mogła się spodziewać, nieudanych. Nie miała siły dłużej walczyć. Nie potrafiła już dłużej się starać żyć. Każdy dzień, każda kolejna chwila niosła ze sobą jedynie beznadziejność, której nie chciała więcej znosić. Była zmęczona, przepełniona chęcią zaśnięcia bez zbędnej perspektywy przebudzenia się. Była gotowa i zdecydowana, chociaż tak samo zmienna i chaotyczna we własnych postanowieniach. Nie chciała, żeby więcej musiał się denerwować; musiał się martwić. On także przecież tylko na tym skorzysta.
- Mhmm - rzuciła sennie przymykając w końcu ciężkie powieki. Zdecydowanie łatwiej było jej zamknąć oczy niż oglądać jego niezadowolenie. Już raz obudzona, tym razem nie mogła powstrzymać wszechogarniającego odrętwienia zasypiającego, zmęczonego ciała. - Wieczorem trufle.
I kiedy jej umysł w końcu pozwolił sobie odpocząć ostatnie już za późno na rozmowy, kochanie, przemknęło pozwalając jej w końcu zasnąć. Po raz ostatni cieszyła się jego bliskością. Ciepłem i znajomym zapachem.
13.05.2037 Późne popołudnie.
Niestety nikt nigdy nie mógł być do końca gotowy.
- Wszystkiego najlepszego, Naksu - rzuciła sama do siebie wykonując jeden krok w przód, tracąc grunt krzesła pod stopami. Jej szczupłe ciało zawisnęło w powietrzu. Dłonie odruchowo powędrowały ku zaciskającej się na szyi pętli.
(Reszta w historii postaci dla chętnych)
Nie wiedziała co się stało. Świat wciąż malował się różnymi odcieniami szarości, kiedy mrugała wielokrotnie próbując przywrócić ostrość widzenia. Ostry wysoki dźwięk w jej uszach powoli ustawał. O co kurwa chodzi? - Zalała ją nagła panika, przebiegająca zziębniętym dreszczem po szczupłych plecach. Jeszcze przed chwilą czuła wszechogarniający spokój. Pogodzona z własnym losem, o którym w końcu sama zadecydowała. Jedna z niewielu decyzji, której nikt inny nie podjął za niej. Nie rodzina, nie Shizuru, nie inni obcy ludzie, których i tak częściej słuchała niż samej siebie. Ta decyzja była tylko i wyłącznie jej własna. I niestety nawet ona nie poskutkowała. Była na tyle beznadziejna, że nie potrafiła się nawet do porządku zabić. Błogie uczucie spokoju zniknęło bezpowrotnie zastąpione czystą agonią. Chyba klęczała na podłodze. Obok czegoś wiszącego, obok przewróconego krzesła i miauczącego głośno Puszka. Zgięła się w pół, kiedy niekontrolowane konwulsje wstrząsnęły wątłym ciałem. Chciało jej się wymiotować, ale pusty żołądek kurczył się jedynie pod wpływem fali stresu wyginającej jej wszystkie kończyny. Każdy jej ruch zachodził o desperację, kiedy gołymi dłońmi próbowała zamieść z podłogi odłamki szkła z rozjebanej butelki po szampanie, żeby Puszek nie poranił sobie łapek.
Nie potrafiła nic robić. Walcząc z bezradnością podeszła do kotka z nastroszonymi futerkiem i sterczącym pionowo w górę ogonem, gnieżdżącymi się pod wiszącymi zwłokami, które już zaczynały stygnąć. Spróbowała wziąć go na ręce. Bez skutku. Pogłaskać. Bez skutku. Nie widział jej, nie słyszał. Wtedy po raz pierwszy zaniosła się głośnym szlochem zdajac sobie sprawę, że już nigdy nie uda jej się go potrzymać. Już nigdy to nie dotknie, już nigdy nie będzie mogła się nim zająć. Nie potrafiła myśleć o niczym innym, bo chory umysł zafiksowal się tylko na tej jednej myśli, odgrywając ją w kółko w głowie niczym zepsutą płytę. Była to odmiana mechanizmu obronnego próbującego ochronić resztki zdrowego rozsądku, którego i tak jej brakowało. Łzy płynęły strumieniami zakazując jej pole widzenia. Nie wiedziała ile czasu tak po prostu stała płacząc na głos, bo nie było się przed kim ukrywać. Nie dopuszczała do siebie tego co zrobiła; tego co się stało. Tego jak bardzo zrani Shizuru, kiedy ją taką znajdzie. Tego co zrobi Sora dowiadując się o tym, że Naksu przestała istnieć. O tym co zrobią sobie nawzajem.
Potem przyszedł strach. Co teraz ją czekało? Podeszła do wielkiego lustra zawieszonego w salonie. Oglądając dokładnie naznaczone zbrodnią ciało. Każdy jeden siniak, każde zadrapanie, przekrwione oczy i zsiniałe z braku tlenu usta. Histeryczny śmiech wyrwał się przypadkowo i w ogóle nie pasował do scenerii. W końcu dostała to na co zasługiwała. Czas płynął dalej, światło słoneczne powoli zmieniło kolor na ciemny pomarańczowy, kiedy w końcu udało jej się usiąść w kącie pod ścianą. Kryła się przed wszystkimi i przed samą sobą. Jej martwe orzechowe tęczówki śledziły długie, zgrabne nogi wiszące bezwładnie kilka kroków dalej. Uczucie było niewyobrażalnie bolesne, ale nie żałowała tego co zrobiła. Nie żałowała siebie. Myślała jedynie o zwierzątku, które w końcu trochę się uspokoiło i położyło obok przewróconego krzesła. Puszek też czekał, ale czy bał się tak samo?
- Mhmm - rzuciła sennie przymykając w końcu ciężkie powieki. Zdecydowanie łatwiej było jej zamknąć oczy niż oglądać jego niezadowolenie. Już raz obudzona, tym razem nie mogła powstrzymać wszechogarniającego odrętwienia zasypiającego, zmęczonego ciała. - Wieczorem trufle.
I kiedy jej umysł w końcu pozwolił sobie odpocząć ostatnie już za późno na rozmowy, kochanie, przemknęło pozwalając jej w końcu zasnąć. Po raz ostatni cieszyła się jego bliskością. Ciepłem i znajomym zapachem.
***
13.05.2037 Późne popołudnie.
Niestety nikt nigdy nie mógł być do końca gotowy.
- Wszystkiego najlepszego, Naksu - rzuciła sama do siebie wykonując jeden krok w przód, tracąc grunt krzesła pod stopami. Jej szczupłe ciało zawisnęło w powietrzu. Dłonie odruchowo powędrowały ku zaciskającej się na szyi pętli.
(Reszta w historii postaci dla chętnych)
Nie wiedziała co się stało. Świat wciąż malował się różnymi odcieniami szarości, kiedy mrugała wielokrotnie próbując przywrócić ostrość widzenia. Ostry wysoki dźwięk w jej uszach powoli ustawał. O co kurwa chodzi? - Zalała ją nagła panika, przebiegająca zziębniętym dreszczem po szczupłych plecach. Jeszcze przed chwilą czuła wszechogarniający spokój. Pogodzona z własnym losem, o którym w końcu sama zadecydowała. Jedna z niewielu decyzji, której nikt inny nie podjął za niej. Nie rodzina, nie Shizuru, nie inni obcy ludzie, których i tak częściej słuchała niż samej siebie. Ta decyzja była tylko i wyłącznie jej własna. I niestety nawet ona nie poskutkowała. Była na tyle beznadziejna, że nie potrafiła się nawet do porządku zabić. Błogie uczucie spokoju zniknęło bezpowrotnie zastąpione czystą agonią. Chyba klęczała na podłodze. Obok czegoś wiszącego, obok przewróconego krzesła i miauczącego głośno Puszka. Zgięła się w pół, kiedy niekontrolowane konwulsje wstrząsnęły wątłym ciałem. Chciało jej się wymiotować, ale pusty żołądek kurczył się jedynie pod wpływem fali stresu wyginającej jej wszystkie kończyny. Każdy jej ruch zachodził o desperację, kiedy gołymi dłońmi próbowała zamieść z podłogi odłamki szkła z rozjebanej butelki po szampanie, żeby Puszek nie poranił sobie łapek.
Nie potrafiła nic robić. Walcząc z bezradnością podeszła do kotka z nastroszonymi futerkiem i sterczącym pionowo w górę ogonem, gnieżdżącymi się pod wiszącymi zwłokami, które już zaczynały stygnąć. Spróbowała wziąć go na ręce. Bez skutku. Pogłaskać. Bez skutku. Nie widział jej, nie słyszał. Wtedy po raz pierwszy zaniosła się głośnym szlochem zdajac sobie sprawę, że już nigdy nie uda jej się go potrzymać. Już nigdy to nie dotknie, już nigdy nie będzie mogła się nim zająć. Nie potrafiła myśleć o niczym innym, bo chory umysł zafiksowal się tylko na tej jednej myśli, odgrywając ją w kółko w głowie niczym zepsutą płytę. Była to odmiana mechanizmu obronnego próbującego ochronić resztki zdrowego rozsądku, którego i tak jej brakowało. Łzy płynęły strumieniami zakazując jej pole widzenia. Nie wiedziała ile czasu tak po prostu stała płacząc na głos, bo nie było się przed kim ukrywać. Nie dopuszczała do siebie tego co zrobiła; tego co się stało. Tego jak bardzo zrani Shizuru, kiedy ją taką znajdzie. Tego co zrobi Sora dowiadując się o tym, że Naksu przestała istnieć. O tym co zrobią sobie nawzajem.
Potem przyszedł strach. Co teraz ją czekało? Podeszła do wielkiego lustra zawieszonego w salonie. Oglądając dokładnie naznaczone zbrodnią ciało. Każdy jeden siniak, każde zadrapanie, przekrwione oczy i zsiniałe z braku tlenu usta. Histeryczny śmiech wyrwał się przypadkowo i w ogóle nie pasował do scenerii. W końcu dostała to na co zasługiwała. Czas płynął dalej, światło słoneczne powoli zmieniło kolor na ciemny pomarańczowy, kiedy w końcu udało jej się usiąść w kącie pod ścianą. Kryła się przed wszystkimi i przed samą sobą. Jej martwe orzechowe tęczówki śledziły długie, zgrabne nogi wiszące bezwładnie kilka kroków dalej. Uczucie było niewyobrażalnie bolesne, ale nie żałowała tego co zrobiła. Nie żałowała siebie. Myślała jedynie o zwierzątku, które w końcu trochę się uspokoiło i położyło obok przewróconego krzesła. Puszek też czekał, ale czy bał się tak samo?
Ye Lian, Munehira Aoi, Bakin Ryoma and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Miał dziwne przeczucie już rano, gdy otworzył ciężkie powieki, że dzisiaj coś pójdzie nie tak. Na ogół jednak nie dawał się opanować tego typu myślom — szczególnie że jego sen był krótki i po takim nędznym odpoczynku rzadko ma się pozytywne nastawienie do nadchodzącego dnia. Wiedział również, że im dłużej czasu spędzi w łóżku nad lamentowaniem, że musi z niego wstać, jeszcze gdy Naksu twardo spała, tylko pogorszy cały proces. Złożył zatem krótki, ale czuły pocałunek na skórze jej ramienia, które akurat wynurzało się spod kołdry, po czym zaczął zbierać się do wyjścia za pomocą równie oszczędnych, co skutecznych czynności. Opuścił mieszkanie z dziwacznie ciężkim sercem; załatwił, co musiał; wrócił.
Zdecydował wreszcie, że wkrótce porozmawia z nią na temat odwyku. Nie, nie wkrótce; dzisiaj. Urodziny były dniem dobrym jak każde inne, aby wejść na to pole minowe, a więc całkowicie beznadziejnym. Grunt, żeby nie była pod wpływem żadnej ogłupiającej substancji, nie była aż tak zmęczona i żeby miała względnie dobry humor. Taka konfiguracja wydawała się ostatnimi czasy wręcz niemożliwa do uzyskania, w każdym razie nie z wypełnieniem wszystkich trzech warunków.
Wokół tej kwestii jego myśli wirowały niemal cały ranek, południe… i popołudnie, a nawet teraz, gdy otwierał ponownie drzwi do mieszkania Naksu. Jednakże wrażenie z wcześniej spotęgowało się, umocniło, stało wręcz namacalne. Odkrył, że ciężej mu się oddycha, jakby powietrze stało się równie ciężkie, co aura, którą wyczuwał. Jeśli wtedy miał już złe przeczucia, teraz był niemal pewny, że coś było bardzo, bardzo nie w porządku. Zacisnął usta, pchnął drzwi i przestąpił próg.
Puszek natychmiast podbiegł do jego stóp, wydając z siebie rozpaczliwe miauknięcie; takie, którym chciał zdobyć jego bezwzględną uwagę. Nie kłopotał się zatem zrzucaniem z siebie wierzchnich ubrań i szybkim krokiem poszedł za kotem, który zachowywał się jak nawiedzony, zupełnie nie jak on. Do mieszkania dostał się yokai?
Zaalarmowany, nie zwlekał. Do salonu wszedł więc gwałtownie; wpadł do środka. Wdepnął w odłamek szkła, który zagruchotał złowieszczo pod twardą podeszwą buta, kiedy równie nagle zatrzymał się tak, że prawie stracił równowagę. Oddech ugrzązł mu w piersi, gdy złote oczy złapały widok ciała zwisającego bezwładnie z sufitu. Ciała, cholera, ciała Naksu, o twarzy białej jak wapno, całkiem nieruchomej. Czuł, jak zdrowe kolano ugina się pod ciężarem tej rewelacji. Musiał przytrzymać się o szafkę, by nie upaść. Zaczerpnął desperacko powietrza, gdy świat na moment zawirował mu przed oczami. Co się stało? Co się stało?
Ciało.
Sprawy ciągle odkładane na później, spychane na drugi tor pod wymówką, że nigdy nie ma dobrej okazji, miały tendencję do kończenia się tragicznie. Mija cenny czas, w którym powinny być załatwione, do chwili, w którym było zwyczajnie za późno. Wydawało mu się, że ma jeszcze trochę czasu.
I to był błąd. Mylił się.
Kolejne przeraźliwe miauknięcie Puszka wyrwało go z osłupienia, które jego samego zadziwiło. Tyle razy widział śmierć. Tyle razy sam ją na kogoś sprowadzał i widział tego owoce. Obawiał się jej — że przyjdzie wkrótce po Naksu, która była nieuważna, często lekkomyślna i, przede wszystkim, nie zależało jej, a jednak wciąż najwidoczniej nie był w stanie przygotować się na taką ewentualność. Nie zauważył, kiedy zaczął płakać, ale gdy dotknął swoich policzków, istotnie były mokre od słonych łez.
Tyle kłamstwa w tobie gnije, panie obłudy, ale w obliczu końca ukochanej osoby wychodzi na jaw odrobina gorzkiej prawdy. Znów jesteś sam, samotny, bo nie umiałeś dać osobie, która być może jako jedyna szczerze coś do ciebie czuła, tego, na co zasługiwała.
Zapatrzony był w wisielca. Włosy w tak radosnym odcieniu nie powinny być zaplątane w samobójczy sznur. Niesprawiedliwość tego tylko przyspieszała proces, w którym na nowo obrastał w chłód. Nie pozwoli sobie na przeżycie takiej straty — odizoluje się od tych uczuć, jakby miał otoczyć się kokonem, z taką różnicą jednak, że po wykluciu z niego nie przeistoczy się w lepszą istotę. Z pewnością nie. Wraz ze śmiercią Naksu wymrze w nim cząstka, która chciała być dobra dla dziewczyny. Która chciała ją pokochać — albo już pokochała?
Kot trącił mu nogę, czego normalnie nie poczułby wcale, bo akurat otarł się o protezę, lecz skoczył tak mocno, że Shizuru odczuł jego pęd. Spojrzał wreszcie na zwierzę, a potem rozejrzał się dookoła, gdy to pobiegło w kąt pokoju. Dopiero wtedy ją zauważył. O niewyraźnych kształtach, przegraną, zrozpaczoną. Obecną.
— Naksu! — niemal krzyknął. Nie był w stanie całkiem podnieść głosu, bo dźwięk ugrzązł gdzieś w jego ściśniętym gardle. Wyminął ciało ku po stokroć ważniejszemu celowi, jakim była jej dusza, i uklęknął przed wątłą postacią z nagłą nadzieją widoczną w oczach, że może jeszcze nie utracił jej absolutnie.
Ye Lian, Munehira Aoi, Amakasu Shey and Bakin Ryoma szaleją za tym postem.
- Przyszedłeś na trufle - powiedziała głucho, jak by cel jego wizyty miał jakiekolwiek znaczenie. Nie ruszyła się z miejsca. Z dłońmi splecionymi wokół pociągniętych pod brodę kolan. Wyglądała mizernie i tak też się czuła. Jej niestabilna natura w końcu wyszła na powierzchnię ukazując jak bardzo pokręcona była. Przygryzła dolną wargę, kiedy jej broda zatrzęsła się niespodziewanie jak gdyby miała się rozpłakać. Wpatrywała się w mężczyznę przed sobą a tysiące myśli uderzało ją z każdej ze stron.
Co się stało
Dlaczego tak się stało
Czy z Puszkiem wszystko w porządku
Czy Shizuru się na nią gniewał
Czemu płakał
Płakał.
Jej dłoń powolnym ruchem uniosła się ku górze. Drżała lekko pod naporem wszystkich emocji, chociaż fizycznie nic jej nie było. Spróbowała zetrzeć z jednego policzka mokre ślady po słonym płynie.
- Czemu płaczesz? - Wymsknęło jej się bardzo poważnie w kontraście do beztroskiego uśmiechu barwiącego jej posiniałe usta. Widząc kontur własnych pokrwawionych i połamanych paznokci nie potrafiła zrozumieć co tak właściwie się stało. Wydawało jej się, że już dawno powinna była wyczuć ciepło jego policzka pod naporem własnych palców. Nic takiego jednak się nie stało. Niematerialna kończyna nie była w stanie go dotknąć. Ani teraz ani już nigdy. Wtedy poczuła na końcówce języka gorzki posmak wczorajszych słów. Chciała go wtedy dotknąć ten jeden, ostatni raz. Rzeczywiście był ostatnim.
Głośne miau sprawiło, że jej oczy zaszły mgłą. Uśmiech zelżał ustępując dziwnemu grymasowi przypominającemu wyraz bólu. Strata sprawiała jej fizyczny dyskomfort. Patrzyła przed siebie, gdzieś na Shizuru jednak jej wzrok wydawał się nieobecny.
- Pu-Puszuś - zaczęła cicho a jej ciało ponownie dygotało niekontrolowanie odpychając znacznie tego co się działo. - Nie-e mogłam go. Go zostawić. Nie. Chciałam go przytulic. Nie-e nie - jąkała się plącząc a po jej policzkach zaczęły spływać wielkie jak groch łzy, tak podobne do tych, których wcześniej szukała na zaczerwienionej skórze Shizuru.
- Nie mogę go dotknąć - dokończyła niemalże szeptem. Jej dłoń w przerażeniu zakryła drżące w płaczu wargi.
Puszka trzeba karmić.
Puszek potrzebuje dużo uwagi.
Ma alergię na kaczkę.
Nie lubi mokrej karmy.
Uwielbia surową wołowinę.
Tę cholernie drogą.
Chaos myśli galopował prędzej nawet niż jej kołatające w strachu przed jego reakcją serce.
@Saga-Genji Shizuru
Co się stało
Dlaczego tak się stało
Czy z Puszkiem wszystko w porządku
Czy Shizuru się na nią gniewał
Czemu płakał
Płakał.
Jej dłoń powolnym ruchem uniosła się ku górze. Drżała lekko pod naporem wszystkich emocji, chociaż fizycznie nic jej nie było. Spróbowała zetrzeć z jednego policzka mokre ślady po słonym płynie.
- Czemu płaczesz? - Wymsknęło jej się bardzo poważnie w kontraście do beztroskiego uśmiechu barwiącego jej posiniałe usta. Widząc kontur własnych pokrwawionych i połamanych paznokci nie potrafiła zrozumieć co tak właściwie się stało. Wydawało jej się, że już dawno powinna była wyczuć ciepło jego policzka pod naporem własnych palców. Nic takiego jednak się nie stało. Niematerialna kończyna nie była w stanie go dotknąć. Ani teraz ani już nigdy. Wtedy poczuła na końcówce języka gorzki posmak wczorajszych słów. Chciała go wtedy dotknąć ten jeden, ostatni raz. Rzeczywiście był ostatnim.
Głośne miau sprawiło, że jej oczy zaszły mgłą. Uśmiech zelżał ustępując dziwnemu grymasowi przypominającemu wyraz bólu. Strata sprawiała jej fizyczny dyskomfort. Patrzyła przed siebie, gdzieś na Shizuru jednak jej wzrok wydawał się nieobecny.
- Pu-Puszuś - zaczęła cicho a jej ciało ponownie dygotało niekontrolowanie odpychając znacznie tego co się działo. - Nie-e mogłam go. Go zostawić. Nie. Chciałam go przytulic. Nie-e nie - jąkała się plącząc a po jej policzkach zaczęły spływać wielkie jak groch łzy, tak podobne do tych, których wcześniej szukała na zaczerwienionej skórze Shizuru.
- Nie mogę go dotknąć - dokończyła niemalże szeptem. Jej dłoń w przerażeniu zakryła drżące w płaczu wargi.
Puszka trzeba karmić.
Puszek potrzebuje dużo uwagi.
Ma alergię na kaczkę.
Nie lubi mokrej karmy.
Uwielbia surową wołowinę.
Tę cholernie drogą.
Chaos myśli galopował prędzej nawet niż jej kołatające w strachu przed jego reakcją serce.
@Saga-Genji Shizuru
Bakin Ryoma, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Trufle. Boże. Miał wrażenie, że ktoś uporczywie ściska mu serce w dłoni, które groziło, że wkrótce rozleci się w krwawej papce, jak miażdżony owoc, z którego wypływa cały miękki miąższ. Shizuru myślał, że niemal nic nie może go już poruszyć; śmierć była nieodłączną częścią egzystencji, ich klanu, a także, jak się okazało, niekiedy jego pracy, więc czy zakończenie się życia jednego z osób, które trzymał bliżej, naprawdę tak bardzo się różniła? Sądził, że jest przygotowany na każdą ewentualność, lecz był zuchwały w swoich założeniach. Będzie wracał do tego wspomnienia niejednokrotnie — z pokorą.
Ulotna namiastka jej ciała nie dała żadnego ciepła — ani zimna — na jego policzku, mimo że znieruchomiał pod wpływem jej gestu wyczekująco. Doskonale wiedział jednak, że nie poczuje kompletnie nic. Nigdy nie zapomniał, jak pierwszy raz miał do czynienia z yurei, kiedy pomimo nauczań i lat przygotowań spodziewał się wyczuć jego obecność, nie polegając tylko na oczach. Zawiódł się, gdy rzeczywiście tak było. Był zawiedziony także teraz, gdy dłoń rozmyła się na chwilę jak obłok dymu, choć przez chwilę wydawało się, jakby Naksu sięgnęła mu do samej czaszki, jego mózgu, jego atutu.
Który zawiódł go tak druzgocąco.
Nie odpowiedział jej na pytanie, zwlekając. Była taka nieświadoma. Nie pamiętała, co się stało? I teraz co, miał jej powiedzieć „zabiłaś się, twoje ciało wisi dosłownie za nami”? Z pewnością… je widziała. Szok zwyczajnie zawładnął nią całą, sprowadzając na nią to zdezorientowanie. Zwlekał jednak za długo i nie zdążył powiedzieć ani słowa, zanim Naksu wyszeptała kolejne rwane zdania.
Puszek? Spojrzał na jej spanikowaną twarz, a potem na kota, który nie do końca wiedział, co powinien ze sobą zrobić, równie zdezorientowany co swoja właścicielka. Shizuru ściągnął brwi, skonsternowany z powodu, z jakiego Naksu akurat teraz mogła być tak rozdygotana. Nie próbował złapać ją za dłonie, chociaż bardzo chciał, zbyt świadomy tego, że jego gest zda się na nic. Przełknął ślinę i tym samym gulę, która urosła tam do niemożliwych rozmiarów z powodu jego płaczu.
— Naksu, nie martw się, oczywiście, że się nim… — zajmę, chciał powiedzieć, lecz urwał gwałtownie w momencie, w którym dotarł do niego nieprawdopodobny fakt. Taki był cel jej uwięzionej w półświecie duszy? Taki— taki kruchy. Taki niewinny. Omal nie zaśmiał się histerycznie. Czuł się jednocześnie, choć była to myśl z oddali, jakby był w tej chwili rozpaczy całkiem innym człowiekiem. Histeria? U Shizuru? Weź się w garść. Weź się w garść. To twój pieprzony bałagan.
Cholera, cel, który mógł równie dobrze się rozpaść, gdyby zaoferował swoją opiekę dla Puszka.
Tylko że to dobrze, prawda? Mogłaby odejść, tak jak tego wyraźnie sobie życzyła. Kim Shizuru jest, by zatrzymywać ją na siłę, skoro nawet nie był w stanie jej od tego odwieść?
Oddychał szybko, wpatrując się w swoją ukochaną, zamrożony na sekundy, które wydawały się godzinami i wiecznością. Co miał zrobić? Jak daleko sięga jego egoizm, by zatrzymać ją przy sobie? Powinien oddać jej ten wybór — w końcu to jej śmierć i życie. Kontrakt tylko odroczy skutki tego, co i tak już się stało. Wiedział przecież.
Postanowił grać na czas.
— Skarbie — powiedział łagodnie, przekonująco — chodź ze mną do innego pokoju. Wezmę Puszka z nami, będziesz mogła mieć na niego oko. — Wstał wolno, ale nie zrobił kroku dalej, jeśli ona również tego nie uczyniła. Nie odwrócił się nawet — na samą myśl o jej ciele za jego plecami ciarki przechodziły mu wzdłuż kręgosłupa. Choć próbował się chwytać resztek swojego rozsądku, jego organizm reagował znacznie wolniej i był zimny z przerażenia. — Mogę ci pomóc jeśli… — Musiał jej wszystko dokładnie wyjaśnić. Naksu z pewnością wiedziała wszystko o kontraktach, ale nie mógł także ją nim związać, jeśli nie spróbują wcześniej innych ścieżek, aby ulżyć jej duszy — nie powinien ich przed nią umyślnie zatajać. Nie powinien. Nie mógł. Czy to nie jedno i to samo?
Yōzei-Genji Setsurō and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Każda sekunda zdawała się trwać całą wieczność. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał i tak naprawdę w ogóle nie parł do przodu. Spoglądała na obraz przed sobą jak przez mgle. Wszystko rozmazywało jej się przed oczami od zbyt rzadkiego mrugania. Nie była w stanie zrozumieć, czemu nawet tak naturalna czynność sprawiała jej trudności. Jak by podstawowe funkcje życiowe zostały utrudnione. Nie myślała trzeźwo, chociaż fizycznie wydawała się zdrowa. Chaos myśli kontrastował z dziwnym spokojem, który nią ogarnął.
Słysząc jego słowa jej źrenice rozszerzyły się niczym u dziecka widzącego słodycze. Zagryzła policzek od środka w wyczekiwaniu, pełna nadziei. Nie martw się. Oczywiście i wtedy zamilkł a jej nie pozostało nic innego niż zaopiekowanie się Puszkiem. Pokiwała w zrozumieniu głową powoli się podnosząc. Drżące nogi w kolanach ledwo trzymały ją w pionie, jednak dziarsko się wyprostowała. Przejechała zmarzniętymi dłońmi po śliskim materiale ołówkowej spódnicy, jak by chciała ją przeprostować. Jej wzrok odrobinę za długo zatrzymał się na połamanych paznokciach i zakrwawionych dłoniach, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Idąc powoli przed siebie jej wyblakłe orzechowe tęczówki, którym brakowało tej pojedynczej iskierki życia, zatrzymały się na wiszącym przy suficie ciele. Wyglądało tak nienaturalnie szpecąc ładnie urządzony salon. Westchnęła nagle znów lekko się trzęsąc. Wiedziała co się stało, chociaż większości nie potrafiła sobie przypomnieć. Jak by ostatnie sekundy zostały jej odebrane. Pamietała ten ogarniający spokój, a potem pojedyńczą myśl, która z powrotem przywróciła całe cierpienie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo Puszek bezceremonialnie ją wyminął i ruszył w stronę otwartych drzwi do gabinetu. Bez zawahania poszła za nim. Wyciągnęła bezwiednie dłoń w stronę Shizuru jak by chciała poprowadzić go za rękę. Ta jednak po krótkiej chwili opadła bezwładnie, bo chociaż jej spaczony umysł odpychał od siebie to co się wydarzyło, podświadomie wiedziała, że nie mógł jej dotknąć. Wiedziała o yurei, o kontraktach, o medium. Dotychczas nie musiała ich oglądać. Nie posiadała zdolności medium, była zwyczajnym człowiekiem o własnych problemach. Nie potrzebowała ich jeszcze więcej. Teraz jednak wszystko się miało zmienić.
To co się stało wcale nie przywróciło jej chęci do życia. Nagle nie stała się inną osobą. Nagle nie zaczęła żałować swojej decyzji. W tym momencie jednak nie była w stanie myśleć o niczym innym. Nie mogła go opuścić. Nie mogła sobie, ani jemu tego zrobić. Miała się nim opiekować jak mogłaby go tak zawieźć? Czasami te najbardziej błahe rzeczy sprawiały, że ktoś odnajdywał swój dalszy cel. Powód do życia, nawet jeśli połowicznego i chwilowego. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia wzięła kilka uspokajających wdechów. Spojrzała w końcu na Shizuru zdając sobie sprawę, że szedł tuż za nią. Doszukiwała się tego typowego rozczarowania w jego miodowych tęczówkach, które rezerwował na te momenty, kiedy zjebała po całości. Gniewał się? Ponownie. Tak jak zawsze nie żałowała tego co zrobiła, a zaledwie tego, że ją nakrył. Daleko było jej do ideału.
- Proszę pomóż mi - powiedziała nagle zatrzymując się i prawie potykając o swoje szczupłe nogi. Jak by podświadomie wiedząc jaką pomoc jej zaoferował. I chociaż powinna chcieć odejść, tak naprawdę nie pragnęła niczego bardziej niż zostać. Nie rozumiejąc dlaczego. Chorobliwe, wcale nie rozsądne. - Nie zostanę długo obiecuję. Tylko na chwilę. Tylko aż aż - jąkała się siadając niezgrabnie na skórzanym fotelu. Jednym z dwóch ustawionych w pokoju. Na biurku wciąż stał otwarty laptop, na którym szukała wszystkich informacji jak najłatwiej zawiązać pętlę; niedopita kawa z mlekiem owsianym czy lekko żarząca się świeczka zapachowa. Jedna z wielu, które tak uwielbiała. Siedziała nienaturalnie prosto. Założyła nogę na nogę opierając roztrzęsione dłonie płasko na udach.
- Przydam ci się - negocjowała, jak by miał zmienić zdanie.
@Saga-Genji Shizuru[/b]
Słysząc jego słowa jej źrenice rozszerzyły się niczym u dziecka widzącego słodycze. Zagryzła policzek od środka w wyczekiwaniu, pełna nadziei. Nie martw się. Oczywiście i wtedy zamilkł a jej nie pozostało nic innego niż zaopiekowanie się Puszkiem. Pokiwała w zrozumieniu głową powoli się podnosząc. Drżące nogi w kolanach ledwo trzymały ją w pionie, jednak dziarsko się wyprostowała. Przejechała zmarzniętymi dłońmi po śliskim materiale ołówkowej spódnicy, jak by chciała ją przeprostować. Jej wzrok odrobinę za długo zatrzymał się na połamanych paznokciach i zakrwawionych dłoniach, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Idąc powoli przed siebie jej wyblakłe orzechowe tęczówki, którym brakowało tej pojedynczej iskierki życia, zatrzymały się na wiszącym przy suficie ciele. Wyglądało tak nienaturalnie szpecąc ładnie urządzony salon. Westchnęła nagle znów lekko się trzęsąc. Wiedziała co się stało, chociaż większości nie potrafiła sobie przypomnieć. Jak by ostatnie sekundy zostały jej odebrane. Pamietała ten ogarniający spokój, a potem pojedyńczą myśl, która z powrotem przywróciła całe cierpienie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo Puszek bezceremonialnie ją wyminął i ruszył w stronę otwartych drzwi do gabinetu. Bez zawahania poszła za nim. Wyciągnęła bezwiednie dłoń w stronę Shizuru jak by chciała poprowadzić go za rękę. Ta jednak po krótkiej chwili opadła bezwładnie, bo chociaż jej spaczony umysł odpychał od siebie to co się wydarzyło, podświadomie wiedziała, że nie mógł jej dotknąć. Wiedziała o yurei, o kontraktach, o medium. Dotychczas nie musiała ich oglądać. Nie posiadała zdolności medium, była zwyczajnym człowiekiem o własnych problemach. Nie potrzebowała ich jeszcze więcej. Teraz jednak wszystko się miało zmienić.
To co się stało wcale nie przywróciło jej chęci do życia. Nagle nie stała się inną osobą. Nagle nie zaczęła żałować swojej decyzji. W tym momencie jednak nie była w stanie myśleć o niczym innym. Nie mogła go opuścić. Nie mogła sobie, ani jemu tego zrobić. Miała się nim opiekować jak mogłaby go tak zawieźć? Czasami te najbardziej błahe rzeczy sprawiały, że ktoś odnajdywał swój dalszy cel. Powód do życia, nawet jeśli połowicznego i chwilowego. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia wzięła kilka uspokajających wdechów. Spojrzała w końcu na Shizuru zdając sobie sprawę, że szedł tuż za nią. Doszukiwała się tego typowego rozczarowania w jego miodowych tęczówkach, które rezerwował na te momenty, kiedy zjebała po całości. Gniewał się? Ponownie. Tak jak zawsze nie żałowała tego co zrobiła, a zaledwie tego, że ją nakrył. Daleko było jej do ideału.
- Proszę pomóż mi - powiedziała nagle zatrzymując się i prawie potykając o swoje szczupłe nogi. Jak by podświadomie wiedząc jaką pomoc jej zaoferował. I chociaż powinna chcieć odejść, tak naprawdę nie pragnęła niczego bardziej niż zostać. Nie rozumiejąc dlaczego. Chorobliwe, wcale nie rozsądne. - Nie zostanę długo obiecuję. Tylko na chwilę. Tylko aż aż - jąkała się siadając niezgrabnie na skórzanym fotelu. Jednym z dwóch ustawionych w pokoju. Na biurku wciąż stał otwarty laptop, na którym szukała wszystkich informacji jak najłatwiej zawiązać pętlę; niedopita kawa z mlekiem owsianym czy lekko żarząca się świeczka zapachowa. Jedna z wielu, które tak uwielbiała. Siedziała nienaturalnie prosto. Założyła nogę na nogę opierając roztrzęsione dłonie płasko na udach.
- Przydam ci się - negocjowała, jak by miał zmienić zdanie.
@Saga-Genji Shizuru[/b]
Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Wypuścił z płuc powietrze, szykując się na prawdopodobnie bardzo nieprzyjemną rozmowę, cały napięty jak naciągnięta cięciwa łuku. Wyciągnął do niej rękę w odpowiedzi na jej gest, ale chyba tylko po to, żeby pokazać jej, że nie chce jej odpychać, nawet jeśli znajduje się w takim stanie. Możliwe jednak, że niepotrzebnie się o to martwił — Naksu zdawała się być tak zaabsorbowana swoim kotem, że trudno było zahaczyć jej uwagę o cokolwiek innego. W pewnym sensie to bolało — zauważył wraz z pojedynczym ukłuciem gwoździa żalu w serce — że to właśnie myśl o zwierzęciu zdołała zatrzymać dziewczynę przy egzystencji, a nie, cóż, o nim. Było to jednak spostrzeżenie, które chwilowo musiał zawinąć w chusteczkę, odłożyć do jednej z wielu szuflad w swoim umyśle, zamknąć ją pieczołowicie na klucz i otworzyć ponownie dopiero za jakiś czas, kiedy już zajmą się palącą sprawą, a jego ego nie będzie stało na przeszkodzie do jej rozwiązania.
Poszedł za nią. Minął ciało, nie chcąc go oglądać, ale jednocześnie nie mogąc ostatecznie tak po prostu ominąć go wzrokiem. Siłą przywołał swój oddech do porządku, zanim ponownie utknąłby mu w gardle. Wyglądało praktycznie tak samo jak duch, który się przed nim poruszał, oczywiście, ale było coś innego, gorszego w ujrzeniu jej w tych dwóch upiornych wersjach jednocześnie, jakby zastąpiła ją nagle identyczna wręcz dublerka. Sińce były wyraźnie widoczne wokół smukłej szyi, odchylonej pod nienaturalnym kątem sygnalizującym o połamanym karku i niemal zmiażdżonej tchawicy.
Jeśli zadziałają szybko i sprytnie, o jej śmierci nie musi dowiadywać się nikt oprócz absolutnie koniecznych osób. Jeżeli Naksu zechce przybrać nową cielesną powłokę, oficjalny pogrzeb i tak nie będzie mógł się odbyć; a zatem — ciało trzeba przetransportować w bezpieczne miejsce, a już z pewnością gdzieś daleko stąd. Co do wykonania tego zadania, z kolei, ufał tylko jednej osobie. Napisał szybko — i, jak zauważył, drżącymi lekko dłońmi — do Setsurō.
Zatrzymał się z pewnym opóźnieniem, a szedł bardzo blisko. To, co normalnie byłoby zderzeniem, teraz zastąpiło chwilowe, okropnie pozbawione żadnych cielesnych odczuć nałożenie się dwóch materii, które nie miały prawa wejść ze sobą w reakcję. Nim całkiem jednak przez nią przeszedł, cofnął się równie gwałtownie.
„Proszę, pomóż mi.”
Oczywiście, że pomogę.
„Nie zostanę długo (...).”
Zacisnął zęby. To właśnie był problem, a nie pocieszenie. Usiadł ostrożnie na drugim fotelu naprzeciwko niej, omiatając spojrzeniem krótko sam pokój mający nadal ślady niedawnego użytkowania (co dodawało sprawie jeszcze większej nieprawdopodobności), by następnie utkwić je w sylwetce młodej kobiety. Zauważył od razu jej determinację, tak bardzo niekonieczną teraz — przecież chwilę temu rozmyślał jeszcze, jak uknuć jej zostanie w tym wymiarze, jak to wymusić, byle z nim została. Jeśli jednak chciała takiego tonu rozmowy, proszę bardzo. W końcu czułe słowa i tak niewiele pomagały.
Wyprostował się, jak kalka Naksu. Można było odnieść wrażenie, że trochę wycofuje się emocjonalnie, aby podejść do sytuacji bardziej rzeczowo.
— Zanim przejdziemy do kwestii tego, jak mi się przydasz — zaczął, dzięki swojej silnej woli nie krzywiąc się wcale (już jest przydatna, jeśli już używać tego określenia…) — zacznijmy od początku. — Sekunda ciszy, podczas której przełknął ślinę. — Rozumiem, że możesz nie wszystko pamiętać, więc jeśli tak jest, to w porządku, nie musisz odpowiadać. Po pierwsze. Naksu. — Spojrzał jej w oczy, miód i orzechy. — Zostałaś zamordowana czy powiesiłaś się sama? — Choć dłonie przestały mu drżeć, głos tym razem trochę go zawiódł. Kontynuował jednak. — Dalej. Muszę wiedzieć, co cię tu zatrzymało. Puszek… Potrafisz to sprecyzować? Chcę ci pomóc — powiedział ostatnie słowa o wiele delikatniej niż pozostałe; miękko — ale muszę wiedzieć, czy to w ogóle możliwe, czy będę w stanie. — Kot jak na zawołanie wskoczył na kolana Shizuru. Zaaferowany czym innym, nawet nie zwrócił większej uwagi na to, jak wbił łapki w jego brzuch, i zaczął drapać go za uchem. Zawahał się sekundę przed następnymi słowami, zmartwiony z tych samych powodów, co wcześniej, lecz ostatecznie przełamał się; co będzie, to będzie. — Jeśli to wystarczy i tego sobie życzysz, zaopiekuję się Puszkiem za ciebie. Jeśli jednak nie tego oczekujesz… Domyślasz się już, prawda? — Zerknął na nią uważnie. — Mogę zawrzeć z tobą kontrakt. To z kolei wiąże się z następną kwestią... Jeżeli odzyskasz ciało, większość ludzi nie będzie mogła dowiedzieć się o tym, że umarłaś. Nie będziesz mogła im o tym powiedzieć.
Poszedł za nią. Minął ciało, nie chcąc go oglądać, ale jednocześnie nie mogąc ostatecznie tak po prostu ominąć go wzrokiem. Siłą przywołał swój oddech do porządku, zanim ponownie utknąłby mu w gardle. Wyglądało praktycznie tak samo jak duch, który się przed nim poruszał, oczywiście, ale było coś innego, gorszego w ujrzeniu jej w tych dwóch upiornych wersjach jednocześnie, jakby zastąpiła ją nagle identyczna wręcz dublerka. Sińce były wyraźnie widoczne wokół smukłej szyi, odchylonej pod nienaturalnym kątem sygnalizującym o połamanym karku i niemal zmiażdżonej tchawicy.
Jeśli zadziałają szybko i sprytnie, o jej śmierci nie musi dowiadywać się nikt oprócz absolutnie koniecznych osób. Jeżeli Naksu zechce przybrać nową cielesną powłokę, oficjalny pogrzeb i tak nie będzie mógł się odbyć; a zatem — ciało trzeba przetransportować w bezpieczne miejsce, a już z pewnością gdzieś daleko stąd. Co do wykonania tego zadania, z kolei, ufał tylko jednej osobie. Napisał szybko — i, jak zauważył, drżącymi lekko dłońmi — do Setsurō.
Zatrzymał się z pewnym opóźnieniem, a szedł bardzo blisko. To, co normalnie byłoby zderzeniem, teraz zastąpiło chwilowe, okropnie pozbawione żadnych cielesnych odczuć nałożenie się dwóch materii, które nie miały prawa wejść ze sobą w reakcję. Nim całkiem jednak przez nią przeszedł, cofnął się równie gwałtownie.
„Proszę, pomóż mi.”
Oczywiście, że pomogę.
„Nie zostanę długo (...).”
Zacisnął zęby. To właśnie był problem, a nie pocieszenie. Usiadł ostrożnie na drugim fotelu naprzeciwko niej, omiatając spojrzeniem krótko sam pokój mający nadal ślady niedawnego użytkowania (co dodawało sprawie jeszcze większej nieprawdopodobności), by następnie utkwić je w sylwetce młodej kobiety. Zauważył od razu jej determinację, tak bardzo niekonieczną teraz — przecież chwilę temu rozmyślał jeszcze, jak uknuć jej zostanie w tym wymiarze, jak to wymusić, byle z nim została. Jeśli jednak chciała takiego tonu rozmowy, proszę bardzo. W końcu czułe słowa i tak niewiele pomagały.
Wyprostował się, jak kalka Naksu. Można było odnieść wrażenie, że trochę wycofuje się emocjonalnie, aby podejść do sytuacji bardziej rzeczowo.
— Zanim przejdziemy do kwestii tego, jak mi się przydasz — zaczął, dzięki swojej silnej woli nie krzywiąc się wcale (już jest przydatna, jeśli już używać tego określenia…) — zacznijmy od początku. — Sekunda ciszy, podczas której przełknął ślinę. — Rozumiem, że możesz nie wszystko pamiętać, więc jeśli tak jest, to w porządku, nie musisz odpowiadać. Po pierwsze. Naksu. — Spojrzał jej w oczy, miód i orzechy. — Zostałaś zamordowana czy powiesiłaś się sama? — Choć dłonie przestały mu drżeć, głos tym razem trochę go zawiódł. Kontynuował jednak. — Dalej. Muszę wiedzieć, co cię tu zatrzymało. Puszek… Potrafisz to sprecyzować? Chcę ci pomóc — powiedział ostatnie słowa o wiele delikatniej niż pozostałe; miękko — ale muszę wiedzieć, czy to w ogóle możliwe, czy będę w stanie. — Kot jak na zawołanie wskoczył na kolana Shizuru. Zaaferowany czym innym, nawet nie zwrócił większej uwagi na to, jak wbił łapki w jego brzuch, i zaczął drapać go za uchem. Zawahał się sekundę przed następnymi słowami, zmartwiony z tych samych powodów, co wcześniej, lecz ostatecznie przełamał się; co będzie, to będzie. — Jeśli to wystarczy i tego sobie życzysz, zaopiekuję się Puszkiem za ciebie. Jeśli jednak nie tego oczekujesz… Domyślasz się już, prawda? — Zerknął na nią uważnie. — Mogę zawrzeć z tobą kontrakt. To z kolei wiąże się z następną kwestią... Jeżeli odzyskasz ciało, większość ludzi nie będzie mogła dowiedzieć się o tym, że umarłaś. Nie będziesz mogła im o tym powiedzieć.
Amakasu Shey and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
maj 2038 roku